Promyk Słońca

Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

No dobra, mógł bardziej przemyśleć swój żarcik. Za wartość gurdy by za wiele nie poimprezował. Chyba że to był pojemnik ze złota? Albo przyozdobiony diamentami? No mniejsza już. Umiejętność analitycznego myślenia u Asahiego było aktualnie na poziomie niemalże zerowym. Dobrze się porobił, zapomniał nawet o drażniących go problemach i stracił sporo na czujności.
- Łoo panie, aż dwie? Plecy ci od tego nie wysiadły? Chyba się z wielbłądem na garby pozamieniałeś - stwierdził, dopijając zawartość czarki.
- No jasne, podrzucę adres - odparł chwilę później na temat wyimaginowanego znachora. Tylko do kogo namiary podać? Może do jakiegoś opiekuna dla osób w podeszłym wieku? Dla Kuroia byłoby w sam raz. Chociaż równie dobrze można było podać adres grabarza, bo w takim wieku to się już raczej jest jedną nogą w grobie.
No a co do tej Kimiko, to dziewczyna fajniuchna była. Kompaktowa, zgrabna, blond włosy, delikatne rysy twarzy i do tego lekka, nieprzesadzona opalenizna. Ichirou lubił chyba wszystkie kelnerki w Promyku Słońca, ale właśnie ta młoda blondyna była jego ulubioną. Nic więc dziwnego, że niemal przy każdej wizycie prosił o obsługę ze strony omawianej dziewczyny.
- Oho, koneser - odpowiedział na komentarz rozmówcy. Paczcie no jaki amant ze staruszka. - I pewnie na oglądaniu się nie skończyło - dodał niedługo później. Pewnie zapalały mu fajkę, tylko trochę inaczej niż w tym lokalu.
Zaśmiał się do siebie na myśl o tym, a potem wciągnął do ust kolejną porcję dymu. Odchylił głowę do tyłu i wypuścił obłoczek, wpatrując się nieco błędnym wzrokiem w sufit.
Wciąż na twarzy widniał mu głupkowaty wyraz twarzy. Chyba dobrze się teraz bawił sam ze sobą. Kontakt z rzeczywistością jeszcze jakiś tam miał, ale już trochę zdążył odlecieć.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Awatar użytkownika
Kuroi Kuma
Posty: 1517
Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
Wiek postaci: 43
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz
GG/Discord: Michu#5925

Re: Promyk Słońca

Post autor: Kuroi Kuma »

-Jak się bawić to się bawić! Drzwi wywalić gurdy wstawić! - zapodał tekstem rozbawiony Kuroi swoim wspaniałym poczuciem humoru tak suchym, że było to jakieś wyjaśnienie czemu w okolicy było tak mało wody. Pustynia i tak dalej, no i oczywiście żarty Niedźwiedzia. Plecy oczywiście mu nie wysiadły, chociaż ciężkie to cholerstwo było i nie wygodne. Mógł w ten sposób nosić ogromne ilości piasku, ale koszt był za duży. No i gurda się zbiła, a zanim kupi sobie nową to minie pewnie kolejne półwiecze. Wyszczerzył zęby słysząc o dostawcy piaskowego chłopaka, chociaż to chyba bar załatwiał to co znajdowało się w sziszach, a nie klienci. Może dla takiego "vipa" zrobili wyjątek? Zerknął na bok na Ichiego, gdy wspomniał o byciu koneserem i paru takich, a ten z nienaganną miną i dumą odrzekł tylko:
-Owszem - i była to odpowiedź na jedno i drugie pytanie. Chłopak najwidoczniej miał dość, bo jego głowa odchyliła się bezwładnie do tyłu. Kuroi wyciągnął notatnik, pióro i zapisał na karteczce kilka słów, po czym położył mu obok, by zaraz trochę chwiejnym krokiem poszedł do kelnerki załatwić sobie jakieś wygodne wyrko do przespania nocy. Oczywiście zabrał za sobą zbiornik z piaskiem, bo bez niego to jak bez ręki!
-Żędohry. Jeden ten... łóżko prosz! - powiedział próbując wyglądać na trzeźwego na umyśle, chociaż średnio to wychodziło, by zaraz walnąć się wygodnie na wyrku, uprzednio zamykając pokój, bo safety first i odpłynął do krainy morfeusza. Gdy tylko się obudził podziękował za gościnę i poszedł dalej. W świat!

Na karteczce Ichiego:
[z/t]
0 x
Obrazek
PH | BANK
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Ilu potrzeba ludzi do pokonania zasłużonego w wojnach władcy piasku?
Jednej niesfornej panienki z Kaguya? Grupki asasynów? Tuzina samurajów? Oddziału doświadczonych shinobi? Całej armii, wyposażonej w zaawansowane machiny oblężnicze?
Nie był potrzebny nikt.
Sam się pokonał, choć w gruncie rzeczy odpowiadały za to używki - sake w towarzystwie opium lub innej substancji, którą dość hojnie umieściła w wodnej fajce znajoma panienka z obsługi lokalu. Było mu naprawdę dobrze. Świat uginał się i falował niczym pustynny miraż malujący się na odległym horyzoncie. Czas stał się równie plastyczny, rozciągał się w przedziwaczny sposób. A fotel... Ach, niesamowicie wygodny fotel stał się jednością z brązowowłosy, który nie potrafił odkleić się od swojego siedziska. Bezwład jego ciała był przeogromny, po wielokroć przebijał najgrubszych Akimichi w swoich powiększonych formach. Chociaż to wszystko nie wynikało z samej siły grawitacji, co z niemocy Asahiego, ponieważ kończyny całkowicie odmówiły mu posłuszeństwa. Po co jednak było się ruszać? Przecież było mu tak dobrze. Czuł, jak się rozpływa. A otaczająca go rzeczywistość rozpływała się razem z nim... *** Po sali rozniósł się niski, ochrypnięty pomruk konającej zwierzyny. Ostatnią wolą tej istoty było ukrócenie cierpień, zakończenie jej marnego żywota tu i teraz. No dalej, co się guzdrzesz, zrób to. Byle prędko.
Ni to lęk, ni to skowyt, ni to pomruk po raz kolejny rozszedł się po pomieszczeniu. A potem jeszcze raz, a potem znowu. Dziwny, mało przyjemny odgłos odbijał się od wewnętrznych ścian budynku, szukając kogokolwiek, czegokolwiek. Nie dotarł jednak do żadnych uszu, a przynajmniej nie do uszu kogoś, to był skory do udzielenia ratunku.
Ichirou powoli wracał do świata żywych. Tylko jakie to było życie?
- Ja pierdolę - wycedził przez zaschnięte gardło, witając miłą frazą nowy dzień. Och, chyba humorek nie dopisywał.
Powoli, z wielkim grymasem na twarzy przekręcił głowę na bok, bo podniesienie się z niewygodnego stolika nie miał w ogóle sił. Zamroczonym spojrzeniem omiótł całe pobojowisko, w którym przyszło mu się zbudzić. Ledwo szło poznać, że wciąż znajdował się w tym samym lokalu, do którego przybył dnia poprzedniego.
Był cały obolały, jakby co dopiero wyszedł z pojedynku pięściarskiego ze stadem nieokrzesanych Kaguya. Wszystko go bolało i wszystko sprawiał mu ból - ruch, zatrzepotanie rzęsami, myślenie. Najgorzej było z głową, która - jak mu się wydawało -
puchła do przeogromnych rozmiarów, tak jakby miała zaraz eksplodować. Wielka szkoda, że to nie nastąpiło. W takich chwilach jak ta nie było w ogóle chęci do życia. Chociaż mowa o życiu była i tak mocno na wyrost. Asahi był obecnie kupą mięcha podtrzymywaną przez podstawowe procesy biologicznie, które i tak w sporej części szwankowały.

Jedyne, czego pragnął, to żeby to wszystko już się skończyło. Ale nie, to był dopiero początek.
Wdech, wydech. Powietrze było gęste i ciężkie, przesiąknięte smrodem. Haust świeżego powietrza byłby teraz na wagę złota.
Chwilę czasu minęło, zanim wymiętolony umysł przestał tylko przetwarzać własne cierpienie i użalanie się nad sobą. Oczywiście, że udręka wciąż była na pierwszym planie, ale w końcu pojawiły się myśli próbujące choćby w pewnym stopniu pojąć, co tu się, do cholery, stało.
Pobojowisko było zapewne jedynym dowodem na szaleństwo ostatniej nocy, ponieważ w głowach biesiadników pewnie nie było sensu szukać wspomnień. Melanż ostateczny. Dokładnie tak, jakby złotooki miał znowu naście lat i miał w głowie jedynie hulanki i wszelkie rozrywki świata, a nie jakieś, tfu, wielkie sprawy wielkich ludzi.
Zabijcie mnie.
Z dręczącym kacem wróciły również wspomnienie. Nie te najświeższe, tylko nieco wcześniejsze. Te, które tak bardzo zepsuły mu humor, że doprowadził się do tak żałosnego stanu. Na jego twarzy znowu pojawił się grymas twarzy. Chociaż nie, obecnie on w wcale nie znikał.
Dla jednych mógł to być upadek człowieka, dla drugich naturalna kolej rzeczy po dobrej zabawie, a dla innych kara za zaprzestanie picia. Asahi nie był jednak skory do nawet tak prostych refleksji. Po prostu cierpiał.
Niczym zahartowany w sztuce samodoskonalenia się mnich postanowił przełamać bariery nie do przełamania. Położył dłonie na blacie zabrudzonego stołu, by wesprzeć się i stanąć na nogi. Uniósł się na kilkanaście centymetrów i to było na tyle
- padł z powrotem na zapaprany stolik. Siłował się tak jeszcze kilka razy ze sobą, by wreszcie zmienić taktykę. Pionowa pozycja to dość sporo jak na początek, ale osunąć się ze stolika i przyjąć postawę siedzącą było już trochę łatwiej.

Siedział teraz na posadzce, opierał się o fotel i jak siódme nieszczęście, z przygaszoną miną i martwym spojrzeniem, spoglądał się prawdę mówiąc w nic. Ot, po prostu przygasł w tej półmartwej formie, zastanawiając się, za jakie grzechy przyszło mu tak cierpieć. Chciał tylko przyspieszyć czas, przewinąć dzień do czasu, aż będzie zdolny do normalnego funkcjonowania.
W pewnym momencie kiepsko funkcjonująca mózgownica zdołała z siebie wykrzesać doskonały pomysł. Smętne spojrzenie bursztynowych oczu zaczęło powoli badać okolicę w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu, którego na szczęście było tu wiele. Wypatrzył najbliższą butelkę i wyciągnął po nią rękę, ale ta wciąż była za daleko. Musiał więc przez kilka następnych chwil zebrać się w sobie, wykrzesać z siebie reszty sił i ruszyć się z miejsca, którego nie miał ochoty zmieniać. Zgiął jedną nogę, potem drugą. Były zesztywniałe, tak jakby od urodzenia trwały w tej samej pozycji. Później pochylił się do przodu, co przyniosło jedynie większy ból łba. Jedną ręką chwycił za krawędź stołu, drugą oparł na fotelu, a potem dokonał heroicznego czynu postawienia się na nogi, które, choć były niesamowicie sztywne, wydawały się teraz być ulepione z waty.
Jakimś cudem przeczłapał te kilka kroków i dorwał niedopitą butelkę. Bez pardonu w nozdrza uderzył go zapach zwietrzonego sake, co zaowocowało odruchem wymiotnym. Przynajmniej tyle, że nie było już czym rzygać.
Zawziął się w sobie i w wierze, że robi to dla swojego dobra, zatkał palcami nos i upił solidny łyk paskudnego, skręcającego żołądek trunku. W tak tragicznej sytuacji chyba tylko założenie klina mogło własnie pomóc.
Położył dłoń na pękającym czole i rozejrzał się dookoła, tym razem już nieco wnikliwej. Pamiętał tyle, że sobie siedział na fotelu. No raczej było kulturalnie. Przecież nie on odpowiadał za ten cały bajzel, prawda? W takim razie co za burza przebiegła przez ten całkiem spokojny lokal?
Normalnie już dawno zdecydowałby się na taktyczną ewakuację. Rzecz w tym, że znajdował się teraz w swojej wiosce. Nie mógł wziąć nóg za pas i potem omijać osady przez kolejne miesiące, żeby uniknąć ewentualnych konsekwencji zawieruchy w której brał udział (lub w którą mógł być posądzany o branie udziału). Znaczy się, mógł to zrobić, bo przecież mógł wszystko, tylko tego po prostu nie chciał.
- Jest tu ktoś? - wymamrotał, masując dłonią pulsujące skronie. Wolnym krokiem, przesuwając butami po lepkiej posadzce, pokierował się w stronę zaplecza. No chyba nie został tutaj sam?
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Ten jeden uroczy uśmiech, zgrabne usteczka, słodki paluszek, przykuwające uwagę włosy, skradzione gwiazdom oczęta - to wszystko było piękne, wspaniałe, kuszące. Przyjemne. No ale co, do czego to wszystko miało wystarczyć? Raczej nie do pokonania kogoś, kto zwiedził ładny kawałek świata i miał okazję do skosztowania wielu pięknych jego owoców? Zatrzepotanie rzęs, choćby nie wiem jak długich, czy zalotne spojrzenie, choćby nie wiem jak głębokich oczu, nie mogło tak zamieszać w głowie i tak odurzyć jak mieszanka używek, po które sięgnął brązowowłosy ubiegłego dnia i których skutki teraz dotkliwie odczuwał. Chyba że mowa o celowej kapitulacji, poddaniu się temu magnetyzującemu pięknu, zaciągnięciu się zapachem różowych włosów. Tylko czy porażką można było określić osiągnięciu tego, na co miało się ochotę? Bo w gruncie rzeczy, to ochotę miał.
W sytuacji, gdy świat stracił kontury, nie było rozróżnienia między snem a rzeczywistością. Czy faktycznie pani o różowych włosach otoczyła go opieką i obdarowała rozkoszną czułością, czy to tylko odurzony umysł wprowadził w świat błogich fantazji - nie miało to jakiegokolwiek przełożenia na przeżyte doświadczenie.
Może była to jednak właśnie ta mityczna pani, splatająca z rozmachem niezwiązane ze sobą wydarzenia? Ta, która z pieczołowitością planowała wszelkie przypadki? Och, jeśli to faktycznie była ona, to panicz Asahi z chęcią szepnąłby jej kilka słów na uszko, ale nie do końca wiadomo, czy aby na pewno miłych. No co? Trzeba przyznać, że mieli za sobą burzliwość przeszłość. Figlarna pani lubiła bowiem popychać złotookiego w wir burzliwych wydarzeń, wprost w samo centrum zawieruchy. Tak, jakby go ciągle testowała. A może po prostu robiła to dla czystej rozrywki? Mimo wszystko w swej wielkiej złośliwości nie była bezlitośnie okrutna, bo nieraz obdarzyła panicza swym błogosławieństwem, określanym powszechnie przez ludzi jako szczęście.
Jej pojawienie się, nawet jeśli niezwykle miłe, nie mogło zwiastować niczego dobrego.
Ból głowy pulsował na przemian z ulatającym wspomnieniem o różowych włosach. Najwyraźniej wciąż jeszcze był na haju. Czuł się tak, jakby co dopiero ocknął się ze snu i próbował go sobie odtworzyć, ale z każdą chwilą uchwycenie detali było coraz trudniejsze. Nie mógł ze wspomnień wydobyć niczego konkretnego, nie potrafił tego opisać słowami, ale za to najlepiej wychodziło mu przywołanie swojego stanu i odczuć z tamtych błogich chwil. Mówiąc w skrócie, nie widział już tego snu, ale go czuł.
Od zastanego widoku bolały aż oczy. Atsui po oblężeniu wyglądało znacznie lepiej niż Promyk Słońca po imprezowej nocy. Huh, chętnie obejrzałby ten cały rozpierdziel, ale jeszcze chętniej wykopałby tego "kolegę" skurwiela za drzwi. Tak, Kac, do ciebie mowa, chuju jeden. Ten niepożądany gość był klasycznym natrętem, który jak nikt inny na świecie potrafił popsuć dobrą zabawę. Jedyne co, to pozostało mieć nadzieję, że wypity wcześniej haust sake prócz skrętu kiszek przyczyni się do zniechęcenia niepożądanego kolegi.
Wyglądało na to, że jest sam. I dobrze i źle. Dobrze, bo przynajmniej nikt nie widział go w tak fatalnym stanie. Źle, bo wciąż pozostawało wiele pytań do odpowiedzi. Człapał powoli w stronę zaplecza, licząc, że znajdzie tam kogoś z obsługi lub przynajmniej dzbanek wody. Taaak, wooody. Czuł się jak pustelnik wędrujący od paru dni bez zapasów życiodajnego płynu. Jego wargi były popękane, a w ustach miał taką suszę, że wśród mikroorganizmów w niej żyjących zapewne właśnie powstał ród Sabaku.
Dotarł na zaplecze, ale i tutaj nie zastał żadnej żywej duszy. Było cicho, jedynym źródłem odgłosów był on sam, co i tak wystarczało, by pękała mu łepetyna. Za głośno mrugasz oczami, kurwiu - mógł powiedzieć do siebie samego. Smętnym spojrzeniem styranego, mającego wszystkiego dość człowieka, rozejrzał się za ciekłym zbawieniem.
A chwilę później go wmurowało.
Rzucił mu się na oczy charakterystyczny róż. Róż włosów. Włosów dziewczyny. Dziewczyny bezwładnie opartej na ścianę. Z wbitym w pierś nożem. Zmięty umysł wolno przyswajał fakty, ale i tak nie zapobiegło to zszokowaniu.
Zmrużył oczy i intensywnie rozmasował dłonią brwi, jakby chcąc rozproszyć efekt majaków po ćpaniu, ale rzeczywistość pozostała taka sama.
Odejdź stąd, to nie twoja sprawa, zostaw to - mógłby się teraz odezwać głos w jego głowie, pragnący tylko i aż świętego spokoju. Ale nie. On, wielki mi, kurwa, lekkoduch, zrobił krok naprzód, mając przecież świadomość, że pcha się w kolejne problemy, jakby tych już nie miał za wiele.
Zgiął sztywne nogi w kolanach i przykucnął, w ostatniej chwili ratując się przed upadkiem poprzez wsparcie się ręką. Przyjrzał się martwemu ciału.
Dlaczego odnosił wrażenie, że znał te włosy? Czy to ten dający rozkosz róż, który nawiedził go w snach? A może to jednak nie był sen?
Czy była szansa, że to on... Nie! Wykluczone. Nie miał jakichkolwiek powodów do takiego czynu, a poza tym "styl" tego zabójstwa w ogóle do niego nie pasował.
- Ja pierdolę... - powtórzył jakże wymowną frazę, po czym zakrył swoją twarz dłonią, próbując ogarnąć to wszystko cierpiącym, stłamszonym rozumem. W jakim gównie znalazł się tym razem?Cała ta sytuacja przyprawiała go ból głowy, na który i tak zresztą cierpiał z powodu potężnego kaca.
Później spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. Nie, żeby pierwszy raz widział trupa w swojej karierze, ale i tak widok nie należał do najprzyjemniejszych. Co innego zresztą było oglądać poległych w boju, a co innego natrafić na ofiarę w tak dezorientującej sytuacji. Nietypową ofiarę, należy dodać. Czy to była ta dziewczyna, czy jednak to tylko złudne wrażenie?
Zbliżył się odrobinę, by dłonią odgarnąć różowe włosy na bok i tym samym odsłonić już bladą jak śmierć twarz. Zastanawiał się, czy może ten widok choć trochę zadziała na jego mętną, niewyraźną pamięć.
Przyjrzał się również pozostałym szczegółom, choć niełatwo było się skupić w takim stanie psychofizycznym. Zwrócił uwagę na narzędzie zbrodni. Przede wszystkim na to, czy nóż wyglądał na taki, który mógł być zabrany własnie z zaplecza, z kuchni, czy jednak bliżej mu było do broni, jaką mógł nosić cały czas zabójca. Co poza tym? Ano ogólne rzeczy, typu rany, zadrapania lub cokolwiek innego, co mogłoby pomóc rozszyfrować w jakich okolicznościach przyszło odejść różowowłosej z tego świata.
Czy ten dzień mógł się gorzej zacząć?
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Wszystko, czego potrzeba, to tylko lekkie pchnięcie. Pani o różowych włosach nazywana Losem właśnie lekko pchnęła świat.
Prosto w przepaść.
Świat się kończył? Być może. Na pewno zamieniał się w ruinę. W totalny chaos porozwalanych mebli, wyważonych drzwi,
roztrzaskanego szkła i poprzewracanych przedmiotów. Zmieniał się w ból głowy, ociężałe ciało i pobrudzone ubrania. Zamieniał się w żałość i udrękę.

Zarówno brązowowłosego jak i lokal można było określić jednym słowem - zrujnowany. Dzień ledwo się zaczął, ale Asahi miał go już konkretnie dość. Choć miał w swojej karierze wiele ciężkich, skacowanych poranków, to ten absolutnie zdystansował konkurencję.
Koniuszkami palców odgarnął kosmyk różowych włosów, a wyobraźnia jakby trochę przez mgłę podpowiadała mu, czego powinien się spodziewać. Jakoś podświadomie przeczuwał, że za tą miękką i pachnącą orchideą, różaną kotarą objawi mu się delikatne, młode oblicze. I te głębokie, błękitne oczęta, w których szło się zatopić. A może już się w nich zatopił? Te wszystkie przebłyski były tak rozmyte, a silny ból głowy uniemożliwiał odsiania prawdy od fikcji.
Och, jakże się mylił i jakież było jego zdziwienie, kiedy zamiast ładnej twarzyczki ujrzał to coś. Natychmiast cofnął dłoń, zakrywając włosami z powrotem twarz dziewczyny. Nie miał ochoty oglądać tego parszywego widoku, choć pamięć na wespół z wyobraźnią były skore do psot nie pozwalały na dobre pozbyć się tego nieszczęsnego obrazu.
Kurwa, chciał jedynie dożyć dnia kolejnego, przetoczyć się jakoś, przespać, odetchnąć. Ale nie, Los musiała go wepchnąć w najgorszym możliwym momencie w jakieś ogromne bagno. Ichirou miał już tego dość.
Złapał się znowu za czoło i z grymasem na twarzy rozmasował puchnące skronie. To nie było zwykłe zabójstwo, z pewnością nie przypadek sprzeczki, która rozwinęła się w niewłaściwą stronę. Kobieta nie była też nieszczęśliwym świadkiem niewłaściwego zdarzenia. Sprawca zadał sobie zbyt wiele trudu, by mówić tutaj u przypadku. Tylko po co to wszystko? Ta egzekucja i oszpecenie ofiary miały coś manifestować? Niby co? Że zabójca jest popierdolony? Była spora różnica między tak makabrycznym potraktowaniem celu po śmierci, a zabiciem kogoś w gniewie, czy nawet z premedytacją, ale z powodu konfliktu interesów, przekonań, reprezentowania wrogich stronnictw.
Mafijne porachunki, czy jakiś zjebany świr?
Przyjrzał się uważnie plamom, szukając jakichkolwiek śladów, które mogłyby poprowadzić gdzieś dalej. Później podniósł się z wielką ociężałością i skrzywił się wyraźnie na chrzęst miażdżonego szkła pod jego stopami. Trudno ocenić, co było gorsze -przeklęty kac, czy ta gówniana sprawa. Nie miał na to ochoty ani werwy, ale zmuszał się do kolejnych działań. Do rozejrzenia się po pomieszczeniu, do zwróceniu uwagi na napotkane detale. Do wczytania się w treść odnalezionej kartki.
Kuroi Kuma. Kurwa, pamiętał to imię. Pamiętał gościa, z którym pił ubiegłego wieczoru. To była ostatnia rzecz, którą kojarzył jeszcze klarownie. Czy on właśnie biesiadował z osobnikiem odpowiedzialnym za tę całą masakrę? Ta świadomość jeszcze bardziej denerwowała rozdrażnionego już Ichirou. Tylko dlaczego to wszystko? Po co ta karteczka? Ciężko było się po popierdoleńcu spodziewać jakiejś logiki, ale i tak Asahi chciał odpowiedzi.
To w pewien sposób wyjaśniało, dlaczego w ogóle nie kojarzył starszego od siebie Sabaku i dlaczego tamten posiadał najniższa rangę z możliwych. Kuroi najwyraźniej był Sabaku, ale nie należał do Sabaku. Obcy. Wyrzutek. Intruz, który wrócił w kręgi swego kuzynostwa, by namieszać z nieznanych powodów. Może chciał się odegrać za jakieś dawne waśnie? Ale dlaczego na tej dziewczynie, a nie na nim? Żeby coś zademonstrować? Bo może? Kurwa, musiał być niesamowicie pewny siebie, by zostawić za sobą ślad. No właśnie, przecież podane imię mogło być fałszywe. Ale i tak przecież się ujawnił. Pokazał swoją twarz, swoje więzy krwi, czyli umiejętność kontroli piachu.
No właśnie! Piasek? Gdzie on, kurwa był? Asahi rozejrzał się raz jeszcze pomieszczeniu, w poszukiwaniu kwarcowych ziarenek, na które wcześniej mógł nie zwrócić uwagi. Musiał być jakiś ślad po tym skurwysynie.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Sam najchętniej wydłubałby oczy skurwielowi, który umieścił go w tej chorej sytuacji. Wmieszanie go w tę sprawę w tak tragicznej kondycji było bardziej nieludzkie niż oszpecenie ciała dziewczyny. Tak się nie robi. Nie człowiekowi, umęczonemu przez potężnego kaca, mającego dość wszystkiego. Po co Asahi się w ogóle w to pchał? Mógł przecież opuścić lokal, przekazać informacje odpowiednim służbom lub swojemu zwierzchnikowi, a potem wziąć kąpiel i przespać resztą dnia w wygodnym łóżku w jednej z trzech sypialń nowej rezydencji. Ale nie, mimo pękającego łba wciąż rozglądał się po zakamarkach zakrwawionego pomieszczenia, starając się rozwikłać zagadkę i odnaleźć odpowiedzi na postawione przez siebie pytania. Niby chciał prostego, przyjemnego i lekkiego życia, ale za każdym razem je sobie utrudniał. Przyciągał problemy z większą siłą niż najsprawniejsi Maji żelazo, dążył do autodestrukcji jak gliniane twory Dōhito.
Dopatrując się kolejnych szczegółów w otoczeniu, rozważał wszystkie możliwe opcje. Dlaczego w ciele ofiary był wbity nóż kuchenny, a liścik został później przybity kunaiem? Sprawca musiał wmieszać się gości lokalu, być może nawet w personel i w dogodnym momencie sięgnąć po najbliższe ostrze. Tylko co z resztą ludzi? Knajpa została wywrócona do góry nogami przed czy po zabójstwie? Dlaczego była teraz pusta, nie licząc tego jednego, jedynego ciała?
Z jednej strony Kuroi był pierwszą osobą, jaka przychodziła na myśl, ale nie wszystkie roztrzaskane, drobne kawałeczki układały się w jedną całość. Staruszek też już był porobiony, ale fakt, zawsze mógł udawać swoje nakopcenie, wylewając swoje kolejki za kołnierz i nie zaciągając się dymem fajki wodnej. Tylko czemu piach znajdował się pod, a nie na szkle?
A może to była Sachiko i jej wyraz niezadowolenia po porażce Asahiego? Tak, Ichirou był na tyle egocentryczny, że musiał się umieścić jakoś w tej sprawie i mocno wątpił, że znalazł się jedynie w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Wpływowa pani polityk z pewnością dysponowała odpowiednimi środkami, by dokonać tej makabry, albo inaczej - tego pokazu. To by tłumaczyło brak ludzi, czy jakiejkolwiek straży w lokalu. Mowa przecież o przybytku znajdującym się w centralnej części osady, więc jak mogło obejść się to bez echa?
A może świat się naprawdę skończył? I brązowowłosy jeszcze nie był świadom, że na zewnątrz nie ma już niczego, że pozostały jedynie zgliszcza.
I wtedy dotarł do niego głos, który wprawił go w absolutną konsternację i zjeżył wszystkie włosy na jego ciele.
Kaori.
Obrócił się w jej stronę. Jego twarz zbladłaby, gdyby nie to, że już i tak w obecnej chwili prezentowała się jak siedem nieszczęść. Źrenice bursztynowych oczu rozszerzyły się. Drażniące wspomnienia, których tak bardzo chciał się pozbyć poprzedniego wieczoru, nagle wróciły.
Do tej pory był absolutnie pewien, że gdy tylko spotka ją jeszcze raz, natychmiast doskoczy jej do gardła i udusi własnymi rękoma, odgrywając się tym samym za wystawienie jego imienia na pośmiewisko. Co się stało, że jednak tego nie zrobił? Przede wszystkim był zbity z tropu, całkowicie zdezorientowany. Starał się pospiesznie scalić ze sobą elementy układanki, ale ta rozsypywała mu się w dłoniach. Nie rozumiał. I brak mu było sił. Przy normalnym samopoczuciu, wypoczętych kończynach, świeżej i nieobolałej głowie już dawno przyszpiliłby ja piaskiem do ściany i wydusił odpowiedzi. Teraz nawet nie miał gurdy pod ręką.
- Nie mówiłaś - wycedził, otrząsając się z kilkusekundowego szoku. Udzielił najprostszej odpowiedzi, jaka tylko przyszła mu do głowy, chcąc tym samym ugrać na cennym czasie potrzebnym do analizy sytuacji.
Ona za tym wszystkim stała? Dlaczego posłużyła się bronią, zamiast skorzystać ze swych kości? Żeby przerzucić winę na kogoś innego? Po co więc tak wpatrywała się w ten pieprzony liścik, skoro powinna dobrze znać jego treść? Nic tutaj, do cholery, nie pasowało.
Tak bardzo chciał się na niej odegrać i wyładować se złości, ale tak bardzo nie mógł. Nie w tym stanie, nie w tej sytuacji. Chociaż w sumie, to już nawet nie był pewien, czego teraz chce. Może jednak świętego spokoju? Czy jednak prawdy i odpowiedzi na mnożące się bez liku pytania?
Graj, chłopie, graj.
- Nie spodziewałem się tu ciebie... - zaczął zachrypniętym, możliwie spokojnym głosem. Skoro nie przebiła go kościami na wylot przed momentem, to najwyżej była skora do rozmowy. Równie dobrze mogła być to krótka pogawędka przed egzekucją. Tylko czy był jakiś powód do egzekucji? Ha, nawet jeśli, to Ichirou zamierzał je odebrać.
- Liczyłem, że już nie wrócisz. Nie po to pozwoliłem ci na ucieczkę i naraziłem się przez sabotaż własnego zadania, żebyś teraz wszystko zepsuła. - Odparł, uważnie się jej przyglądając. Był ciekaw jej reakcji. Myślała, że go wcześniej wykiwała? Dobre sobie, to on wykiwał ją, pozorując swoją nieostrożność i przymykając na to oko. Przecież podkreślił już różnicę ich sił. Ba, nawet podczas herbatki zasugerował, że dziewczyna jest tylko klonem, testując tym samym jej reakcję. Chyba wtedy powinna się domyślić, że on wie, nieprawdaż?
To wszystko tak idealnie się zgrywało, gdyby nie znał prawdy, to sam uwierzyłby w to, że rezultat jego poprzedniego zadania był całkowicie zamierzony, a nie wynikał z nieuwagi lub błędu czarnego kocura, który za słabo wbił swe pazurki w udo panienki o czekoladowych włosach.
- Chyba należą mi się za to wszystko wyjaśnienia, nie sądzisz? - rzucił na koniec, nie dowierzając temu, że ten cały bałagan może wytłumaczyć mu wcześniejszy wróg.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Czy zgubił już twarz w swym własnym świecie? A czy to jeszcze był jego świat? Te porozwalane meble, roztrzaskane szkło,
rozlany alkohol, rozmazana po ścianach krew, oszpecony trup? Można było postawić teraz i tysiące luster wokół niego, ale mała szansa, żeby w jakimkolwiek rozpoznał swoje odbicie. Brudny, śmierdzący, zniszczony, rozmawiający z nieprzyjacielem? Gdzie był ten wielki gniew, gdzie złość, gdzie potężna siła woli, przytłaczająca otaczające go osoby? Był jedynie marnym cieniem siebie. Obolałym, zmęczonym, bez werwy, motającym się we krwi i rzygowinach, próbującym poskładać z drobnych jak pustynny pył kawałeczków coś, o czym nie miał bladego pojęcia. Był jak ślepy szukający światła, albo jak głuchy szukający źródła dźwięku. Był w kropce. Mógł co najwyżej kierować ciepłotą wypromieniowaną przez światło lub drżeniem wprawionego w wibracje powietrza.

Nie odpowiedziała. Ruszyła powolutku w jego kierunku, a on się przyglądał, zastanawiając, jaki podejmie ruch. Jakiekolwiek nagły zryw, atak, uskok lub sięgnięcie po zwój z gurdą byłyby zbyt jasną deklaracją jego zamierzeń. Myślenie przychodziło mu ciężko, ale znaczy, że nie miał w sobie choćby krzty rozsądku. Nie chciał toczyć boju ze względu kiepski stan i nieciekawe położenie. Zresztą, w tym momencie jego złość wymierzoną w stronę Kaori przebijała dezorientacja i pragnienie docieknięcia do sedna sprawy. Nie chciał być najzwyklejszym pionkiem, miotającym się po szachownicy jak pojedyncze ziarnko piasku podczas pustynnej burzy. Chciał po prostu wiedzieć, o co tu, kurwa, chodzi.
Być może źle wyczytał intencje dziewczyny lub przeliczył skuteczność swojego dyplomatycznego podejścia. Nieważne.
Ważne teraz było to, że ona zaatakowała, a on miał przejebane. Zanim jego otępiałe zmysły wysłały odpowiedni komunikat, zanim jego ociężały umysł podjął reakcję, zanim jego obolałe, zesztywniałe ciało wykonało odpowiedni ruch... Cóż, było już zbyt późno.

Został przyszpilony grupą kości do ściany, choć to on ją powinien już dawno przyszpilić piachem. Krytyczny błąd.
Zawył cicho z bólu, starając się zatrzymać krzyk w wyschniętym gardle, by nie dać jej tej satysfakcji z zadawania mu cierpienia. W bursztynowych oczach błysnęła złość. Złość na Kaori, na swoją bezsilność, na całą tę przeklętą sytuację. Zabawy z ofiarą się jej, kurwa, zachciało.
Był jednym, wielkim kłębkiem bólu. Do pękającej od wczorajszej libacji głowy dołączyła cała reszta ciała przeszyta kościanymi ostrzami. Nie ważne, jak wielkim shinobim się było. Rany bolały tak samo, a te były głębokie i było ich wiele. Zbyt wiele, by się ruszyć, bo w jakiś sposób wywinąć się z objęcia tej niezrównoważonej suki. Każda, nawet najmniejsza próba wyrwania się skutkowała jeszcze większym bólem, jawiącym się na twarzy brązowowłosego.
Tak to się miało skończyć? Nie pierwszy raz był na skraju przepaści i spoglądał w nieskończoną, czarną otchłań nazywaną śmiercią, ale za żadnym razem nie można było się do tego przyzwyczaić. Znowu pojawiła się ta nieprzyjemna mieszanka strachu i gniewu. Asahi miał wszystkiego dość, a z drugiej strony nie chciał umierać. Choć nie miał praktycznie pola manewru, to jednak szukał jakiegoś wyjścia. Resztkami sił zebrać okoliczny piasek i zaatakować ją od pleców uformowanym ostrzem? Okaleczoną dłonią dotknąć jakiejś powierzchni i przyzwać sojusznika z Kociej Doliny? Tylko jak, bez pieczęci? Kurwa mać.
A wtedy ta z wprawą magika wydobyła z rękawa medalion. JEGO medalion. Jak? Kiedy? Jakim cudem? Przez ten wielki pierdolnik, w jakim się obudził, nie zdążył spostrzec, że nie ma na sobie rodowej pamiątki, którą przecież nosił cały czas.
Przez głowę przemknęła mu myśl, że ta zakłada mu naszyjnik tylko po to, by przyozdobić go jak ofiarę przed nadchodzącą egzekucją. Nałożyła piaskowemu paniczowi jego koronę, by potem pstryknięciem palca strącić ją na ziemie. By pogrążyć go całkowicie.
- Bardzo miło traktujesz swoje Słoneczko, nie ma co - ledwo wycedził przez zaschnięte usta, nie tracąc swojego dowcipu nawet mimo tego, że brzmiał teraz jak prawie-nieboszczyk, przechodzący na drugą stronę świata. Miał błagać o litość? Ją? Kaguya? Po tym wszystkim, co zrobiła? Dobre sobie.
Ostatkiem sił drgnął palcami, by zebrać z reszty pomieszczenia za nimi (tak, żeby ta nie widziała ruchu ziarenek) ten cholerny piach, by ocenić, ile go w ogóle jest. Nie będzie jak picza, nie podda się bez walki. Nawet, jeśli przyjdzie mu się zaraz tu wykrwawić, to weźmie tę sukę ze sobą do grobu. Albo przynajmniej spróbuje.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

Fabularna śmierć postaci. ♥
ŻARTOWAŁAM ♥
0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 3911
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Promyk Słońca

Post autor: Ichirou »

Wiedziała? Jakim cudem? Czy Ichirou był teraz tak beznadziejny, tak bardzo z wyprawny z jakiejkolwiek mocy, że nawet drobne, idealne kłamstewko w jego ustach brzmiało podejrzanie? Widząc, że słowami nic nie wskóra musiał sięgnąć po ostatnią z opcji. Piach zgromadzony w poruszył się, ale właściwie to tyle. Zakotłował jak jakaś śmieszna, miniaturowa burza piaskowa, by potem opaść swobodnie z powrotem na posadzkę. Było już za późno. Nie miał w sobie energii, jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Przeszywał go niemiłosierny, paraliżujący ból. Tak bardzo chciał teraz dorwać się jej do gardła, rozszarpać na drobne kawałki. Pociąć, zmiażdżyć, zabić. Ale nie mógł zrobić nic. Nie miał nawet śliny w ustach, by splunąć na twarz cholernej, kościanej dziewczyny.
Był jedynie biernym widzem swojego upadku.
Skąd tyle wiedziała? Jakim cudem wchodziła mu do głowy? Już nic nie rozumiał, niczego nie wiedział. Ból zagłuszał wszystko. Nie mógł poskładać nawet myśli, nie mówiąc dopiero o nierozwiązywalnej układance.
Tym razem życzenie, choć te same, miało zupełnie inny wydźwięk, niż w odniesieniu do niemiłosiernego kaca.
No dalej, zabij mnie.
Całkowity upadek. I to na własne życzenie. Miast pozbyć się suki już dawno temu, teraz miał zginąć z jej ręki. I to w tak marny sposób, w tak upodlonym stanie.
Dla Diabła Świtu nadszedł zmierzch.
I kolec wreszcie przebił jego ciało. ***Mimo zesztywniałego ciała zerwał się nagle, dokładnie tak jak piorun spadający mu na czerep kilka dni temu. Rzeczywistość bez pardonu huknęła mu w twarz, równie niemiło przywitał się ból głowy. Natłok wspomnień, odczuć, informacji był tak duży, że napuchnięta mózgownica potrzebowała chwili, by to wszystko przetrawić. W pierwszych sekundach Ichirou nie miał pojęcia gdzie jest i co się wokół niego w ogóle dzieje. Tak jakby te pierwsze promienie słońca, które wdarł się do jego oczu, odebrały mu wzrok i widział teraz za sprawą wyobraźni. Wyobraźni, która była bardzo figlarna, która zdążyła mu napsuć wiele krwi.
Krwi, której teraz nigdzie nie było. Lokal zupełnie nie przypominał ruiny, w której obudził się za pierwszym razem. Było tu zupełnie normalnie. Czysto i schludnie, jeśli nie liczyć stolika władcy piasku i jego samego. Nie było tu porozwalanych mebli, roztrzaskanego szkła. Nie było oszpeconego trupa. Nie było też Kaori.
To był tylko zły sen.
Źle znosił porażki i wszelkie potknięcia. Ale żeby aż tak bardzo? Tak bardzo drażniła go ta jedna, mała suka, która uciekła mu z piaskowych objęć? Czy to dlatego, że należała do kościanego klanu? A może chodziło o wystawienie na szwank swego imienia wśród wysoko postawionych? Może wciąż gryzł go temat politycznego ślubu?
Dopiero po chwili podniósł zmęczone, bursztynowe oczy. Powoli oswajał się z zastaną rzeczywistością. Nie była ona przyjemna, ale i tak znacznie lżejsza od tego, co jeszcze przed kilkoma chwilami przeżywał.
I wtedy go zatkało. Różowe włosy. Dokładnie te, które przewijały się od samego początku do końca. Asahi zbladł, jakby zobaczył śmierć. Bo w gruncie rzeczy ją właśnie zobaczył, tyle że wcześniej. Teraz przed nim znajdowała się zupełnie żywa istotka. Na jej twarzy dało i chciało się patrzeć. Tam, gdzie kiedyś były puste oczodoły, obecnie znajdował się głęboki błękit Morskich Klifów.
- Masz absolutną rację - odpowiedział śmiertelnie poważnym, niskim i zachrypniętym głosem. A potem złapał dziewczynę za dłoń. Tę, którą używała do ścierania blatu. Tak, jakby chciał się upewnić, że żyje i jest cała. Że jest prawdziwa. Że to wszystko jest już prawdą, a nie kolejna fikcją stworzoną przez jego chory umysł.
Odetchnął z ulgą. Miał nawet powiedzieć, że cieszy się widząc ją żywą, ale w ostatniej sekundzie powstrzymał się, uświadamiając sobie, jak to idiotycznie by to zabrzmiało.
- Dzięki. I przepraszam - rzekł, bo to jedyne, co na ten moment przychodziło mu do głowy. Był trochę zmieszany. Skronie pulsowały z bólu tak, jak pulsowały wspomnienia ze świeżego koszmaru.
- Zrób sobie przerwę i napij się ze mną herbaty. Zaschło mi w gardle. Macie jakąś na kaca? - oznajmił po chwili, wreszcie puszczając dłoń różowowłosej panienki. Był już za stary na pijaństwo. Alkohol najwyraźniej przestał mu służyć. Chyba nadszedł czas, by przerzucić się na herbatkę.
0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Shijima

Re: Promyk Słońca

Post autor: Shijima »

Tu będzie odpis
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość