Jeśli jakiś artysta byłby świadkiem tej sceny i zdecydował się ją namalować, miałby naprawdę wiele zabawy z "odtworzeniem" zdziwionej miny młodego Sabaku. Nie dlatego, że nic nie znalazł, rozsypując tylko śmieci za pomocą swojego piachu który po uderzeniu w worki wrócił do gurdy, ale z powodu użytej przez tych dwóch techniki, którą posługiwała się ta cholerna wielbłądzica Szakali. Oznaczało to jedno. Satoshi właśnie najprawdopodobniej otarł się o śmierć, jeśli ta dwójka była tak silna jak ona. Chcąc nie chcąc, musiał się pogodzić z fiaskiem tego tropu. Dowiedział się tyle, że jacyś shinobi spod ciemnej gwiazdy istotnie mieli szemrane interesy z kupcem, a skoro się ulotnili w taki sposób, to znaczy że wiedzieli o tym, że byli śledzeni. Akoraito nie wiedział o tej technice nic więcej, mógł więc zgadywać, jaki jest jej zasięg. Równie dobrze mógł przestać ich szukać i wracać do obserwacji kupca.
Pośpiesznym krokiem ruszył na powrót do stoiska, przy którym zaczęła się cała dzisiejsza przygoda, nie zważając na dziwne spojrzenia, rzucane mu przez przychodniów. Dziwił się w sumie, że ludzie jeszcze nie przyzwyczaili się do tego, że po stolicy prowincji biegają shinobi wyczyniając różne cuda i powodując kuriozalne na pozór sytuacje. Jednak Satoshi z doświadczenia wiedział, że za każdym takim "wybrykiem" kryło się coś więcej. Cała sytuacja ze zniknięciem tamtej dwójki była tego świetnym przykładem.
Wreszcie skręcił w uliczkę, gdzie spodziewał się zastać Ayo z resztkami owoców, których do tej pory nie udało mu się sprzedać, podczas gdy zdziwił się, bardzo nieprzyjemnie zresztą. Stragan ział pustką, facetowi udało się spakować w ledwie kilkanaście minut. Akoraito już był pewien tego, że przyjdzie mu tropić uciekiniera, gdy zobaczył czarny dym wydobywający się zza domu. Poczuł też swąd spalenizny, palone drewno. Biegiem ruszył do budynku, teraz już miał pełne podstawy do wejścia tam. Zawsze będzie mógł powiedzieć, że obawiał się pożaru, więc ruszył na ratunek. Nie pierwszy raz zresztą. Niekontrolowany ogień na pustyni, gdzie brak wody do gaszenia był ogromnym problemem, zawsze był wysoko na liście priorytetów władz. Póki co zignorował dym zza budynku, mogła być to dywersja, albo dym wydobywał się z otwartego okna na tyłach, ruszył prosto do frontowych drzwi. W zależności od tego, czy drzwi otwierały się na zewnątrz lub do wewnątrz, szarpnął bądź pchnął klamkę. -
Jest tam kto?! Pali się!- rzucił w przestrzeń. Trzeba było sprawiać pozory. Poza tym, wbrew temu co coraz więcej osób sądziło o Sabaku no Satoshim, nie pragnął on cierpienia ludzi. Eliminował zagrożenie z brutalną bezwzględnością, ale po prostu robił tak, bo było trzeba, po prostu go to nie ruszało. Niestety nikt nie pamięta tego, że robiąc to, ratował życie innym. Nawet jeśli przyjdzie mu aresztować Ayo, to być może mężczyzna próbuje popełnić samobójstwo? Albo upozorować śmierć? Niczego nie można wykluczyć.
Jeśli udało mu się otworzyć drzwi, Satoshi rozejrzy się uważnie, nie wchodząc do środka. Będzie gotowy do uniku w przypadku uruchomienia pułapki bądź ataku ze strony mieszkańca. Jeśli nikogo nie będzie na widoku, spróbuje z progu namierzyć źródło dymu. Jeśli nic takiego nie znajdzie, wskoczy na dach budynku i w ten sposób zobaczy, co jest po drugiej stronie, od czasu do czasu oglądając się uważnie po okolicy i za siebie, żeby przypadkiem ktoś nie przeźlizgnął mu się za plecami.
Ukryty tekst