Siedziba władzy
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Siedziba władzy
Karczmy, trunki, opium - w tej trójcy brakowało jeszcze jakiegoś dobrego burdelu, no ale jak się nie ma co się ludzi, to się kradnie co popadnie. Dom był tam, gdzie akurat Kuroi się znajdował. Przynajmniej nikt go nie mógł znaleźć! Lekkoduch często zmieniał miejsce, nigdy nie mógł usiedzieć dłużej w jednym miejscu, bo zaczynało go nosić i wtedy też brał swoją kochaną gurdę na plecy i heja! Ku przygodom! W sumie taka ślimacza skorupa byłaby bardzo przydatna i musiał wziąć to pod uwagę do swoich przyszłych planów - dalekosiężnych oczywiście, bo nim do czegoś takiego miałoby dojść, to miną wieki. Przed wejściem do pokoju zatrzymał go strażnik i zaczął wypytywać o jakieś dziwne rzeczy. Kuroi poczuł się trochę jak na pierwszej rozmowie o pracę - zaskoczony, nieprzygotowany, ogólnie to był bliski opowiedzenia historii swojego życia, ale w tej swojej małej mózgownicy jeszcze raz powtórzył sobie to co powiedział strażnik i wskazał na drzwi do pokoju lidera.
-Eee... przyszedłem się tego. Zgłosić chyba. W sumie to dawno mnie nie było, no i tak stwierdziłem "hej! wypadałoby swoim powiedzieć że żyje!". Tak. Tak było. A godność? Kuroi Kuma. - pokiwał twierdząco głową potwierdzając że to on i że ta cała historia dotyczyła jego skromnej osoby! W sumie to ostatni raz zgłaszał się tylko wtedy, gdy ruszył na mur. Gdy po raz pierwszy coś się tam działo, a nie w tej wielkiej bitwie, w której uczestniczył jeszcze większy Rybokage wraz z jakimiś tam innymi ludźmi. Patrzył na strażnika lekko podkrążonymi oczyma, które zwiastowały dobrą poprzednią noc. Taka osoba raczej nie mogła stanowić zagrożenia, prawda? Może kaca nie miał i nie dawał tak alkoholem, bo jedna butelka to na jego standardy starczała na przystawkę do obiadu, no ale! Nikt nie oceniał, tak?
-Eee... przyszedłem się tego. Zgłosić chyba. W sumie to dawno mnie nie było, no i tak stwierdziłem "hej! wypadałoby swoim powiedzieć że żyje!". Tak. Tak było. A godność? Kuroi Kuma. - pokiwał twierdząco głową potwierdzając że to on i że ta cała historia dotyczyła jego skromnej osoby! W sumie to ostatni raz zgłaszał się tylko wtedy, gdy ruszył na mur. Gdy po raz pierwszy coś się tam działo, a nie w tej wielkiej bitwie, w której uczestniczył jeszcze większy Rybokage wraz z jakimiś tam innymi ludźmi. Patrzył na strażnika lekko podkrążonymi oczyma, które zwiastowały dobrą poprzednią noc. Taka osoba raczej nie mogła stanowić zagrożenia, prawda? Może kaca nie miał i nie dawał tak alkoholem, bo jedna butelka to na jego standardy starczała na przystawkę do obiadu, no ale! Nikt nie oceniał, tak?
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Siedziba władzy
Poczekać - jakie poczekać! Tutaj najstarszy doko świata ma czekać jeszcze na audiencje u jakiegoś tam niespełna rozumu lidera, który założył wioskę na pustyni, gdzie nie ma ani picia, ani jedzenia? Kuroi westchnął ciężko, osadzając głowę nieco bardziej w bandażach i jak trzeba to trudno. Spojrzał na tego biednego strażnika, którego robota była tak nudna jak mieszanie kijkiem w łajnie. Niby spoko, ale ile można? Stoisz cały dzień w jednym miejscu, gapisz się czy to w sufit, czy to na podłogę, ewentualnie jeszcze w oczy koleżanki, ale zazwyczaj do tej roli brali się nie wiedzieć czemu sami faceci i tak sobie oto sprawdzali przychodzących do lidera przez całe dnie. A może nawet noce?
Wyszedł w końcu ten drugi patałach - pomyślał sobie bardzo optymistycznie Kuroi widząc jak to sam stwierdził oddanego pracy strażnika i nie za bardzo go pocieszyła myśl o tej "chwili". Usiadł więc sobie przed drzwiami, bo czas mijał, a on do tych patałachów nie należał i miał prawo sobie usiąść i zacząć sobie pisać w notatniku o tym co się ostatnio wydarzyło tak dla potomnych, albo dla nikogo. Po jakimś czasie w końcu wrota się otworzyły, Kuroi podniósł się z podłogi, otrzepał swoje piękne ubranko i wszedł do środka cały na biało! To znaczy czarno, ale wiadomo o co chodzi. Obejrzał się za siebie - zupełnie jakby miał uciekać. A jeżeli teraz zaszlachtuje lidera? Wtedy wesoła pilnująca kompania będzie miała przesrane. Uśmiechnął się do tej myśli, jednak ukłonił się liderowi unosząc rękę na powitanie.
-Dobry - przywitał go godnie niczym pawiana zawieszonego na gałęzi drzewa, ale zaraz mówił dalej, bo jeszcze bardziej się pogrąży.
-Przyszedłem zgłosić że żyje i jestem cały! Dawno mnie tu nie było, więc wolałem uprzedzić, żeby nikt mnie nie szukał bez potrzeby
Wyszedł w końcu ten drugi patałach - pomyślał sobie bardzo optymistycznie Kuroi widząc jak to sam stwierdził oddanego pracy strażnika i nie za bardzo go pocieszyła myśl o tej "chwili". Usiadł więc sobie przed drzwiami, bo czas mijał, a on do tych patałachów nie należał i miał prawo sobie usiąść i zacząć sobie pisać w notatniku o tym co się ostatnio wydarzyło tak dla potomnych, albo dla nikogo. Po jakimś czasie w końcu wrota się otworzyły, Kuroi podniósł się z podłogi, otrzepał swoje piękne ubranko i wszedł do środka cały na biało! To znaczy czarno, ale wiadomo o co chodzi. Obejrzał się za siebie - zupełnie jakby miał uciekać. A jeżeli teraz zaszlachtuje lidera? Wtedy wesoła pilnująca kompania będzie miała przesrane. Uśmiechnął się do tej myśli, jednak ukłonił się liderowi unosząc rękę na powitanie.
-Dobry - przywitał go godnie niczym pawiana zawieszonego na gałęzi drzewa, ale zaraz mówił dalej, bo jeszcze bardziej się pogrąży.
-Przyszedłem zgłosić że żyje i jestem cały! Dawno mnie tu nie było, więc wolałem uprzedzić, żeby nikt mnie nie szukał bez potrzeby
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Siedziba władzy
Och jak wiele ich różniło. Od sposobu bycia, do samej piastowenej pozycji, przez aparycję którą Jou raczej dawał przykład dla innych. Całkowicie inaczej niż Kuroi, który po prostu był shinobim i nie chciał się za bardzo wyróżniać. Żadnej cechy charakterystycznej - no może prócz gurdy - reszta elementów jego wyglądu mogła w każdej chwili ulec zmianie, a to po prostu pozwalało mu wtopić się w tłum. Jego rozmówca cóż - był liderem. Nie mógł się tak zachowywać, pełnił funkcję reprezentatywną, więc musiał połączyć te dwa żywoty w jedno i jakoś je pogodzić. Kojarzył go? Och jak miło. Może miał dobrą pamięć, a może gdzieś mu się przewinął. Jakby nie patrzeć ich współpraca trwała już jakiś czas i całkiem nieźle się z niej wywiązywali. Młodzi pojawiali się i znikali, a nazwisko Kuma było i ciągle jest aktualne. W sumie to miał przy sobie jedną, nierozerwalną plakietkę. Prawdopodobnie był jednym z najstarszym shinobich, którzy w drabince shinobich nie podnieśli się jeszcze ani kroku wyżej. Może nie czuł takiej potrzeby? Nie był taki jak Jou, nie był tak "stabilny", nie był skałą, był wiatrem. Był pyłkiem piasku niesionym tam, gdzie wiatr go posiał i zostawił, by zaraz przenieść w inne miejsce. A każdy piasek, drążył skałę. W pomieszczeniu było zimnej, kamień zapewniał naturalną klimatyzacją, przez co nawet latem na pustyni nie panował tu ukrop. Obecna zima trochę łagodziła ten zabójczy klimat.
-Tak jakoś wyszło. Nie było mi po drodze. - wzruszył ramionami obserwując pomieszczenie lidera. Ładnie się tu urządził, czyli Sabaku mają jednak trochę oszczędności - pomyślał i uśmiechnął się do tej myśli, chociaż jego rozmówcy mogło się wydawać, że to było do niego. Widział gurdę Jou, zmorę i jednocześnie błogosławieństwo członków tego klanu. Ogromny pojemnik z piaskiem, który ciężko było ze sobą nosić, ale dawał ogromne korzyści. Szukał sobie jakiegoś siedziska, na którym jego szanowne cztery litery mogłyby się ułożyć, bo nie zapowiadało się na krótką pogawędkę.
-Walczyliście? Mylisz się. Byłem tam, tylko trochę dalej. Nikt mnie nie uprzedził, że planowana jest taka akcja, ale to raczej oczywiste. Byłem w okolicy, w sumie to przypadkiem i widziałem ślady walk w oddali. Samemu nie miałem po co tam ruszać, ale widziałem uciekających Kaguya, którym chyba nie spodobała się moja obecność. Przyniósłbym jakąś pamiątkę, ale pustynia zdążyła wszystko wchłonąć - mówił spokojnie, bez pośpiechu, jakby opowiadał o tym jak wczoraj poszedł do sklepu i kupił bułki, ale nie były zbytnio świeże więc bez jakichś szaleństw. O ile Jou był oazą spokoju, był niczym niewzruszona skała, tak Kuroi był niczym powolny strumień. Nadawał sobie jedno tempo i nim się poruszał.
-Opowiedzieć? Nie masz ważniejszych rzeczy niż słuchanie opowieści jakiegoś starucha? Widziałem nową gwiazdę. Przedstawił mi się jako Asahi Ichirou, to ktoś ważny, czy chwilowa popularność?
-Tak jakoś wyszło. Nie było mi po drodze. - wzruszył ramionami obserwując pomieszczenie lidera. Ładnie się tu urządził, czyli Sabaku mają jednak trochę oszczędności - pomyślał i uśmiechnął się do tej myśli, chociaż jego rozmówcy mogło się wydawać, że to było do niego. Widział gurdę Jou, zmorę i jednocześnie błogosławieństwo członków tego klanu. Ogromny pojemnik z piaskiem, który ciężko było ze sobą nosić, ale dawał ogromne korzyści. Szukał sobie jakiegoś siedziska, na którym jego szanowne cztery litery mogłyby się ułożyć, bo nie zapowiadało się na krótką pogawędkę.
-Walczyliście? Mylisz się. Byłem tam, tylko trochę dalej. Nikt mnie nie uprzedził, że planowana jest taka akcja, ale to raczej oczywiste. Byłem w okolicy, w sumie to przypadkiem i widziałem ślady walk w oddali. Samemu nie miałem po co tam ruszać, ale widziałem uciekających Kaguya, którym chyba nie spodobała się moja obecność. Przyniósłbym jakąś pamiątkę, ale pustynia zdążyła wszystko wchłonąć - mówił spokojnie, bez pośpiechu, jakby opowiadał o tym jak wczoraj poszedł do sklepu i kupił bułki, ale nie były zbytnio świeże więc bez jakichś szaleństw. O ile Jou był oazą spokoju, był niczym niewzruszona skała, tak Kuroi był niczym powolny strumień. Nadawał sobie jedno tempo i nim się poruszał.
-Opowiedzieć? Nie masz ważniejszych rzeczy niż słuchanie opowieści jakiegoś starucha? Widziałem nową gwiazdę. Przedstawił mi się jako Asahi Ichirou, to ktoś ważny, czy chwilowa popularność?
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Siedziba władzy
Jego brwi uniosły się ku górze. Usprawiedliwienia? Kto jak kto, ale Kuroi raczej siebie w żaden sposób nie usprawiedliwiał. Ot przedstawił po prostu co ostatnio się działo i na tym koniec. Nie czuł żadnej potrzeby usprawiedliwiania siebie, nie był niczyją własnością. Jeżeli dostałby rozkazy - to by je wykonał. A skoro ich nie było?
-Moja ignorancja? Myślę, że spalony jakimś zielskiem Sentoki jest ignorantem zwłaszcza, gdy chodzi bez swojej gurdy na wierzchu, tylko trzyma ją w zwoju. - nie unosił głosu, nie drwił. Mimo tego, że ktoś mógłby tak sądzić, to w jego głosie nadal była ta jedna, spokojna nuta. Dla innych mogła być denerwująca na dłuższą metę, ale miał do czynienia z prawdziwym mówcą, który nie raz pewnie już wdawał się gorsze spory. Mógł sobie odpuścić informację o Asahim, ale co racja to racja. Jego nikt nie znał, był nikim, był jednym z wielu, który po prostu pałętał się po świecie bez większego echa. Nie sprawował jakiejś funkcji, nie był aż tak narażony na zszarganie opinii o swoim klanie. W wiosce mogli czuć się co prawda bezpiecznie, ale zawsze mógł się pojawić ktoś z zewnątrz.
-Swoją drogą... dziwne że nikt mnie nie zatrzymał, skoro byłem poszukiwany. A chyba byłem, bo po takim czasie wypadałoby się pomartwić o tajemnice klanu, hm? - poczuł że to trochę nie do końca stosowne zwracać uwagę liderowi na błędy, ale walili prosto z mostu, więc wolał utrzymać tempo rozmowy narzucone przez lidera.
-Wartościowe informacje? Cóż... ostatnio byłem na murze, ale chyba Ci, którzy ostatnio tam walczyli powiedzą Ci więcej. Słyszałem, że była ekspedycja na zewnątrz, czyli pewnie przyniosą ciekawe informacje. Moje pewnie będą nieaktualne. Co do reszty... to niestety nie. Starałem się unikać kłopotów, a walki z shinobimi do takich należą. Obecnie nie ma żadnej wojny, ostatnio była rzeź na wyspach i chyba nie chcemy tego powtórzyć w najbliższym czasie. Dlatego też wolałem być w cieniu, jak zawsze. - jedyne czego Kuroi nie znosił szczerze i z całego serca to była właśnie wojna. Ta okrutna kochanka, która zmieniała chłopców w żywe trupy, które szły na dosłowną rzeź. Tam nie było bohaterów, martwi nie mają głosu. Oczywistą prawdą było to, że jedna śmierć to tragedia, większa to tylko liczba, nic więcej. Walka miała w sobie coś innego, coś tak mistycznego i stawiała dwójkę ludzi naprzeciwko siebie. Na wojnie jedna czynność, jedna technika, jedno działanie mogło zamordować setki. Krwawe Pokolenie to dobre określenie, tylko pokazywało jak działa polityka.
-Spotkałem na swojej drodze jedną samurajkę, w sumie ciekawe co u niej. No i że w Yusetsu robią niesamowity alkohol, ale to Cię raczej nie interesuje.
-Moja ignorancja? Myślę, że spalony jakimś zielskiem Sentoki jest ignorantem zwłaszcza, gdy chodzi bez swojej gurdy na wierzchu, tylko trzyma ją w zwoju. - nie unosił głosu, nie drwił. Mimo tego, że ktoś mógłby tak sądzić, to w jego głosie nadal była ta jedna, spokojna nuta. Dla innych mogła być denerwująca na dłuższą metę, ale miał do czynienia z prawdziwym mówcą, który nie raz pewnie już wdawał się gorsze spory. Mógł sobie odpuścić informację o Asahim, ale co racja to racja. Jego nikt nie znał, był nikim, był jednym z wielu, który po prostu pałętał się po świecie bez większego echa. Nie sprawował jakiejś funkcji, nie był aż tak narażony na zszarganie opinii o swoim klanie. W wiosce mogli czuć się co prawda bezpiecznie, ale zawsze mógł się pojawić ktoś z zewnątrz.
-Swoją drogą... dziwne że nikt mnie nie zatrzymał, skoro byłem poszukiwany. A chyba byłem, bo po takim czasie wypadałoby się pomartwić o tajemnice klanu, hm? - poczuł że to trochę nie do końca stosowne zwracać uwagę liderowi na błędy, ale walili prosto z mostu, więc wolał utrzymać tempo rozmowy narzucone przez lidera.
-Wartościowe informacje? Cóż... ostatnio byłem na murze, ale chyba Ci, którzy ostatnio tam walczyli powiedzą Ci więcej. Słyszałem, że była ekspedycja na zewnątrz, czyli pewnie przyniosą ciekawe informacje. Moje pewnie będą nieaktualne. Co do reszty... to niestety nie. Starałem się unikać kłopotów, a walki z shinobimi do takich należą. Obecnie nie ma żadnej wojny, ostatnio była rzeź na wyspach i chyba nie chcemy tego powtórzyć w najbliższym czasie. Dlatego też wolałem być w cieniu, jak zawsze. - jedyne czego Kuroi nie znosił szczerze i z całego serca to była właśnie wojna. Ta okrutna kochanka, która zmieniała chłopców w żywe trupy, które szły na dosłowną rzeź. Tam nie było bohaterów, martwi nie mają głosu. Oczywistą prawdą było to, że jedna śmierć to tragedia, większa to tylko liczba, nic więcej. Walka miała w sobie coś innego, coś tak mistycznego i stawiała dwójkę ludzi naprzeciwko siebie. Na wojnie jedna czynność, jedna technika, jedno działanie mogło zamordować setki. Krwawe Pokolenie to dobre określenie, tylko pokazywało jak działa polityka.
-Spotkałem na swojej drodze jedną samurajkę, w sumie ciekawe co u niej. No i że w Yusetsu robią niesamowity alkohol, ale to Cię raczej nie interesuje.
0 x
- Kuroi Kuma
- Posty: 1525
- Rejestracja: 23 lis 2017, o 20:52
- Wiek postaci: 43
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: Średniego wzrostu mężczyzna z kilkudniowym zarostem na twarzy. Widać że jest trochę starszy, jednak nie aż tak znacznie. Głos niski, lekko chrypiący od palenia. Trochę dłuższe, czarne włosy, przy szyi luźno obwiązany bandaż trochę jak szalik
- Widoczny ekwipunek: Gurda
Plecak
Wielki wachlarz - Link do KP: viewtopic.php?f=32&t=4367
- GG/Discord: Michu#5925
Re: Siedziba władzy
Groźba. A jednak nie był taki spokojny jak mogło by się wydawać. Czy to przekonało Kuroia? Wręcz przeciwnie. Był jego podwładnym, jednak szacunku i poparcia nie zdobywa się w ten sposób. Samo bycie liderem nie zobowiązuje mieszkańców to jego poszanowania. Jou stracił w oczach najstarszego Doko, ale to nie było obecnie ważne. Umilkł, bo swój język dosyć lubił - przyzwyczaił się do niego po takim czasie i stracić go obecnie byłoby trochę nie w porządku. Byli ze sobą związani od narodzin praktycznie! A nawet wcześniej! Może jego rozmówca nie unosił głosu, jednak taki sposób rozmawiania z podwładnym był nie do przyjęcia. Fakt faktem był nisko rangą, w tej kwestii dzieliła ich ogromna przepaść, ale to nie była droga do zyskania szacunku wśród swoich ludzi. Jou sam był ignorantem skoro nie potrafił upilnować swoich ludzi. Skoro się nimi nie interesował, skoro nie trzymał ich w ryzach, nie dbał o ich postawę, o to jak ich odbiera społeczeństwo, to chłystki, którym strzeliła sława do głowy zaczną się pakować w niepotrzebne kłopoty próbując udowodnić swoją wartość. W przypadku Jou i Kuroia było jednak tak, że obydwoje mieli ten sam staż shinobi, tylko jeden nie chował się za tak grubym murem, że robiło się chłodno nawet na pustyni.
-Dobrze... liderze. - miało być formalnie, to jest formalnie, tak?
-Następnym razem spróbuję zdać raport, gdy przestaną mnie gonić dzikusy zza muru i zaleczę swoje rany tak, bym mógł chodzić - skinął głową, a jego słowa były już suche, bez emocji. Zupełnie jakby maszyna zdawała raport o swojej pracy. Przykładny żołnierz, który posłany na śmierć podziękuje jeszcze dowódcy za to, że może się poświęcić w imię większego dobra.
-Prosiłbym o wskazanie tablicy ze zleceniami, liderze. Nie orientuje się na tyle w wiosce, by wiedzieć gdzie takowa się znajduje. Jeżeli to wszystko, to dziękuję - jego głos... był jakby znudzony. Nie lekceważący, ale wykonywać zlecenia w ramach kary? Jak mus to mus. Jeżeli Jou wskazał mu tablicę do udał się cóż... tam gdzie musiał, czyli po jakieś zlecenie. Chociaż trochę pieniędzy wpadnie.
z/t
-Dobrze... liderze. - miało być formalnie, to jest formalnie, tak?
-Następnym razem spróbuję zdać raport, gdy przestaną mnie gonić dzikusy zza muru i zaleczę swoje rany tak, bym mógł chodzić - skinął głową, a jego słowa były już suche, bez emocji. Zupełnie jakby maszyna zdawała raport o swojej pracy. Przykładny żołnierz, który posłany na śmierć podziękuje jeszcze dowódcy za to, że może się poświęcić w imię większego dobra.
-Prosiłbym o wskazanie tablicy ze zleceniami, liderze. Nie orientuje się na tyle w wiosce, by wiedzieć gdzie takowa się znajduje. Jeżeli to wszystko, to dziękuję - jego głos... był jakby znudzony. Nie lekceważący, ale wykonywać zlecenia w ramach kary? Jak mus to mus. Jeżeli Jou wskazał mu tablicę do udał się cóż... tam gdzie musiał, czyli po jakieś zlecenie. Chociaż trochę pieniędzy wpadnie.
z/t
0 x
- Ichirou
- Posty: 4025
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba władzy
Drugi dzień z rzędu pochłonęły go papiery. Wsiąknął na dobre w stare, zżółknięte archiwalne karty i zmieszał się ze zwietrzałym już atramentem. Był zaabsorbowany sprawą jak mało kiedy. Nie zwrócił nawet większej uwagi na obsługującą go niewiastę. Skierował do niej jedynie kilka zdawkowych, życzliwych słów, ze dwa blade uśmiechy, jedno przelotne spojrzenie z góry na dół. A gdy już dostał akta, o które prosił, świat się zwyczajnie zatrzymał lub przynajmniej zwolnił do niesamowicie ślimaczego tempa.
Miał okazję nadrobić te wszystkie ignoranckie lata. Strona po stronie, persona po personie, miał okazję poznawać swoich krewnych. Głównie tych bardziej odległych, o których istnieniu w ogóle nie istniał. Czy to dalej byli jego krewni? W ich żyłach płynęła jedynie cząstka tej samej krwi. Mieli jedynie wspólnego pradziada, prababkę. Ba, większość ze sprawdzanych osób nawet nie parała się zawodem shinobi. Byli zwykłymi ludźmi, a ich historie w głównej mierze mogły co najwyżej nudzić.
Chyba najciekawszą postacią okazał się być protoplasta rodziny Asahi. Huh, wyglądało na to, że ścieranie się z kościanym klanem mają we krwi. Wojny domowe, sojusz z Ayatsuri, jakaś wyjątkowa, mityczna broń, odpieranie ataków wroga. Brzmiało to trochę bardziej jak legenda niż rzeczowe zapiski z akt. Nie było tu konkretów. Czym była w ogóle ta broń? Potężną balistą? Mieczem tnącym kościane pancerze? Skoro narzędzie te było tak potężne, to czemu zostało zapomniane? Cóż, Ichirou z przymrużeniem oka potraktował tę opowieść.
Zatracił rachubę czasu, ale chyba dość długo przesiadywał nad papierami. Zbyt długo jak na zebrane informacje. Przestudiowanie archiwów nie rzuciło nowego światła na badaną sprawę. Ot, lepiej poznał swoją rodzinę i utwierdził się w przekonaniu, że faktycznie ktoś poluje na Wschodzące Słońca.
Czy można powiedzieć, że już sam stał się ofiarą? Że kradzież naszyjnika była wabikiem? Że miał zginąć z ręki odzianego w czerń miecznika? Czy jednak chodziło tu o coś więcej?
Wciąż nie znalazł też odpowiedzi na to, w jaki sposób to wszystko łączy się z samą Sachiko. Nie rozumiał. Nie widział powodu, dla jakiego ta miałaby uplatać tak misterną intrygę od lat.
Odłożył księgi, wzdychając ciężko. Sięgnął po szklankę i wypił z niej całą wodę. Podziękował z niemrawym wyrazem twarzy pomocnej niewieście, a potem opuścił pomieszczenie. Wolnym krokiem ruszył przez korytarz, zmierzając w stronę gabinetu lidera.
Nie podobało mu się to, że idzie do swojego przełożonego, by mówić mu o swoich problemach. Miał wrażenie, że idzie teraz jak jakieś płaczące dziecko do tatusia, bo starsi mu dokuczają. Trochę go to drażniło. Był przecież samodzielnym Sentokim z aspiracjami na Kogo, któremu przywódca dawał dość dużą w swobodę działaniu. Asahi nie zwracał się do niego w błahych sprawach, ani tym bardziej miał w zwyczaju mu się żalić. Dlatego też chciał spotkać się z Jou dopiero wtedy, kiedy będzie miał twarde dowody, by zwierzchnikowi pozostało już tylko wymierzenie sprawiedliwości.
Jak trwoga to do lidera. Może jednak warto było zaznajomić go sprawą, szczególnie że brązowowłosy utknął w martwym punkcie. Lepiej, żeby głównodowodzący dowiedział się o tym wszystkim od niego, a nie od... no właśnie, od tej suki Sachiko. Co jeśli ta chciała wplątać go w jakieś gówno? Co jak co, ale taki wyczyn wymagał sporej dawki śmiałości, jeśli nie głupoty. Być może złotooki osobnik nie wpisywał się w ramy typowego shinobi, prywatnie był jaki był, ale mało który Sabaku wykazał się w ostatnich latach tak wielkim zaangażowaniem w działaniach na rzecz klanu.
Rosło w nim rozdrażnienie. Niejasne problemy się nawarstwiały, żaden nie chciał się rozwiązać. Już chyba wolałby kolejny stan wojenny niż grzebanie się w tych zasranych intrygach. Przynajmniej wszystko byłoby jasne. Miałby jasno określony cel, wroga do zniszczenia, mógłby po prostu działać i wykazać się tym, w czym był najlepszy.
Niby taki kombinator z tego Iczira, a chyba zaczynał tęsknić za prostym życiem.
Miał okazję nadrobić te wszystkie ignoranckie lata. Strona po stronie, persona po personie, miał okazję poznawać swoich krewnych. Głównie tych bardziej odległych, o których istnieniu w ogóle nie istniał. Czy to dalej byli jego krewni? W ich żyłach płynęła jedynie cząstka tej samej krwi. Mieli jedynie wspólnego pradziada, prababkę. Ba, większość ze sprawdzanych osób nawet nie parała się zawodem shinobi. Byli zwykłymi ludźmi, a ich historie w głównej mierze mogły co najwyżej nudzić.
Chyba najciekawszą postacią okazał się być protoplasta rodziny Asahi. Huh, wyglądało na to, że ścieranie się z kościanym klanem mają we krwi. Wojny domowe, sojusz z Ayatsuri, jakaś wyjątkowa, mityczna broń, odpieranie ataków wroga. Brzmiało to trochę bardziej jak legenda niż rzeczowe zapiski z akt. Nie było tu konkretów. Czym była w ogóle ta broń? Potężną balistą? Mieczem tnącym kościane pancerze? Skoro narzędzie te było tak potężne, to czemu zostało zapomniane? Cóż, Ichirou z przymrużeniem oka potraktował tę opowieść.
Zatracił rachubę czasu, ale chyba dość długo przesiadywał nad papierami. Zbyt długo jak na zebrane informacje. Przestudiowanie archiwów nie rzuciło nowego światła na badaną sprawę. Ot, lepiej poznał swoją rodzinę i utwierdził się w przekonaniu, że faktycznie ktoś poluje na Wschodzące Słońca.
Czy można powiedzieć, że już sam stał się ofiarą? Że kradzież naszyjnika była wabikiem? Że miał zginąć z ręki odzianego w czerń miecznika? Czy jednak chodziło tu o coś więcej?
Wciąż nie znalazł też odpowiedzi na to, w jaki sposób to wszystko łączy się z samą Sachiko. Nie rozumiał. Nie widział powodu, dla jakiego ta miałaby uplatać tak misterną intrygę od lat.
Odłożył księgi, wzdychając ciężko. Sięgnął po szklankę i wypił z niej całą wodę. Podziękował z niemrawym wyrazem twarzy pomocnej niewieście, a potem opuścił pomieszczenie. Wolnym krokiem ruszył przez korytarz, zmierzając w stronę gabinetu lidera.
Nie podobało mu się to, że idzie do swojego przełożonego, by mówić mu o swoich problemach. Miał wrażenie, że idzie teraz jak jakieś płaczące dziecko do tatusia, bo starsi mu dokuczają. Trochę go to drażniło. Był przecież samodzielnym Sentokim z aspiracjami na Kogo, któremu przywódca dawał dość dużą w swobodę działaniu. Asahi nie zwracał się do niego w błahych sprawach, ani tym bardziej miał w zwyczaju mu się żalić. Dlatego też chciał spotkać się z Jou dopiero wtedy, kiedy będzie miał twarde dowody, by zwierzchnikowi pozostało już tylko wymierzenie sprawiedliwości.
Jak trwoga to do lidera. Może jednak warto było zaznajomić go sprawą, szczególnie że brązowowłosy utknął w martwym punkcie. Lepiej, żeby głównodowodzący dowiedział się o tym wszystkim od niego, a nie od... no właśnie, od tej suki Sachiko. Co jeśli ta chciała wplątać go w jakieś gówno? Co jak co, ale taki wyczyn wymagał sporej dawki śmiałości, jeśli nie głupoty. Być może złotooki osobnik nie wpisywał się w ramy typowego shinobi, prywatnie był jaki był, ale mało który Sabaku wykazał się w ostatnich latach tak wielkim zaangażowaniem w działaniach na rzecz klanu.
Rosło w nim rozdrażnienie. Niejasne problemy się nawarstwiały, żaden nie chciał się rozwiązać. Już chyba wolałby kolejny stan wojenny niż grzebanie się w tych zasranych intrygach. Przynajmniej wszystko byłoby jasne. Miałby jasno określony cel, wroga do zniszczenia, mógłby po prostu działać i wykazać się tym, w czym był najlepszy.
Niby taki kombinator z tego Iczira, a chyba zaczynał tęsknić za prostym życiem.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4025
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba władzy
Im człowiek mądrzejszy, tym bardziej świadomy swojej niewiedzy. Być może Ichirou właśnie osiągał te etap, w którym najzdrowiej byłoby pogodzić się z tym, że nigdy nie znajdzie się odpowiedzi na wszystkie postawione pytania? Że zawsze się znajdzie jakaś rzecz, która nie pójdzie po jego myśli? Zresztą, co w ogóle szło po jego myśli? Wydawać się mogło, że wiele, ale temu ciągle było mało i ciągle był z jakiegoś powodu niezadowolony lub rozdrażniony. Apetyt rósł w miarę jedzenia.
Trzeba było czekać, więc czekał. Miał jedynie nadzieję, że w tym momencie ta suka Sachiko nie siedzi w gabinecie lidera.
Na szczęście był to ktoś inny. Jakaś kobieta. Sabaku, na co wskazywała gurda. Asahi nieznacznie kiwnął jej głową, a potem obejrzał się za nią. No co? Normalny, męski odruch. Brązowowłosy nie znał dziewczyny, więc chciał poznać jej... figurę.
W końcu wszedł do pomieszczenia, w którym urzędował jego przełożony. Jeżeli miałoby się wskazać jedną osobę, którą Ichirou darzy autentycznym, szczerym szacunkiem, to był to właśnie ten spokojny rudzielec. Asahi podszedł do niego, a potem odwzajemnił płytki ukłon. Respekt nie oznaczał płaszczenia się i całowania posadzki. Grę nadmiernej uprzejmości i sztuczne zachowania można było zostawić na okoliczności o bardziej dyplomatycznym charakterze. Nie przyszedł do lorda feudalnego lub jakiejś politycznej wydmuszki, tylko do lidera rodu, shinobiego z krwi i kości, z którym wspólnie toczył boje i któremu osłaniał tyłek podczas Pustynnego Pogromu.
Przez gładziutką, równomiernie opaloną twarz przemknął na pół sekundy kwaśny grymas w reakcji na pierwsze słowa Jou.
- Och, prawdziwie negatywne wieści dopiero nadejdą, bo nie przyszedłem dyskutować o nic niewartych plotkach - oznajmił spokojnie, ucinając tematy dotyczące życia prywatnego. Owszem, te przytyki, szczególnie to związane z Kaori, działały mu trochę na nerwy, ale inne sprawy wierciły mu znacznie większa dziurę w brzuchu.
- Wody - odparł krótko, zajmując miejsce przed biurkiem lidera, a potem poczekał aż i sam rudzielec usiądzie w swoim fotelu.
- Cóż, właściwie to nawet nie wiem, od czego powinienem zacząć. Sprawa jest poważna. Poważniejsza niż myślałem. Bajzel trwający ładnych parę lat, z którym związane są morderstwa, zniknięcia... Obawiam się, że związana jest z tym nasza droga Sachiko - oznajmił, zerkając uważnie na lidera. Był ciekaw jego reakcji, choć z drugiej strony miał świadomość, że z tej kamiennej twarzy będzie trudno wyczytać jakiekolwiek emocje. Zastanawiał się również, czy wspomniana suka nie odwiedziła Jou wcześniej. Może już zdążyła naopowiadać mu kłamstw na temat Sentokiego?
Zwilżył gardło łykiem wody, a potem sięgnął po tubę, którą położył na kolanach. Póki co jeszcze jej nie otwierał.
- Oczywiście mam na to dowody. Nie słałbym oszczerstw w kierunku szanownej pani nie posiadając ku temu podstaw - mruknął z przekąsem, a potem westchnął cicho.
- Może więc zdam relację z moich poszukiwań? Wnioski będziesz mógł wyciągnąć sam - odparł, stukając palcami po skórzanej tubie z aktami w środku.
Trzeba było czekać, więc czekał. Miał jedynie nadzieję, że w tym momencie ta suka Sachiko nie siedzi w gabinecie lidera.
Na szczęście był to ktoś inny. Jakaś kobieta. Sabaku, na co wskazywała gurda. Asahi nieznacznie kiwnął jej głową, a potem obejrzał się za nią. No co? Normalny, męski odruch. Brązowowłosy nie znał dziewczyny, więc chciał poznać jej... figurę.
W końcu wszedł do pomieszczenia, w którym urzędował jego przełożony. Jeżeli miałoby się wskazać jedną osobę, którą Ichirou darzy autentycznym, szczerym szacunkiem, to był to właśnie ten spokojny rudzielec. Asahi podszedł do niego, a potem odwzajemnił płytki ukłon. Respekt nie oznaczał płaszczenia się i całowania posadzki. Grę nadmiernej uprzejmości i sztuczne zachowania można było zostawić na okoliczności o bardziej dyplomatycznym charakterze. Nie przyszedł do lorda feudalnego lub jakiejś politycznej wydmuszki, tylko do lidera rodu, shinobiego z krwi i kości, z którym wspólnie toczył boje i któremu osłaniał tyłek podczas Pustynnego Pogromu.
Przez gładziutką, równomiernie opaloną twarz przemknął na pół sekundy kwaśny grymas w reakcji na pierwsze słowa Jou.
- Och, prawdziwie negatywne wieści dopiero nadejdą, bo nie przyszedłem dyskutować o nic niewartych plotkach - oznajmił spokojnie, ucinając tematy dotyczące życia prywatnego. Owszem, te przytyki, szczególnie to związane z Kaori, działały mu trochę na nerwy, ale inne sprawy wierciły mu znacznie większa dziurę w brzuchu.
- Wody - odparł krótko, zajmując miejsce przed biurkiem lidera, a potem poczekał aż i sam rudzielec usiądzie w swoim fotelu.
- Cóż, właściwie to nawet nie wiem, od czego powinienem zacząć. Sprawa jest poważna. Poważniejsza niż myślałem. Bajzel trwający ładnych parę lat, z którym związane są morderstwa, zniknięcia... Obawiam się, że związana jest z tym nasza droga Sachiko - oznajmił, zerkając uważnie na lidera. Był ciekaw jego reakcji, choć z drugiej strony miał świadomość, że z tej kamiennej twarzy będzie trudno wyczytać jakiekolwiek emocje. Zastanawiał się również, czy wspomniana suka nie odwiedziła Jou wcześniej. Może już zdążyła naopowiadać mu kłamstw na temat Sentokiego?
Zwilżył gardło łykiem wody, a potem sięgnął po tubę, którą położył na kolanach. Póki co jeszcze jej nie otwierał.
- Oczywiście mam na to dowody. Nie słałbym oszczerstw w kierunku szanownej pani nie posiadając ku temu podstaw - mruknął z przekąsem, a potem westchnął cicho.
- Może więc zdam relację z moich poszukiwań? Wnioski będziesz mógł wyciągnąć sam - odparł, stukając palcami po skórzanej tubie z aktami w środku.
0 x
- Ichirou
- Posty: 4025
- Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
- Wiek postaci: 35
- Ranga: Seinin
- Krótki wygląd: Chodzące piękno.
- Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
- Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
- Lokalizacja: Atsui
Re: Siedziba władzy
Tak jak można było się domyślać, Sachiko złożyła już wizytę liderowi. Rudzielec był więc zaznajomiony z tematem spapranego zadania, a Ichirou jakoś nie czuł potrzeby rozdrabniać jej i analizować przed swym zwierzchnikiem. Odpuścił sobie komentarze i zastanowił się w milczeniu jedynie nad tym, którą z dwóch wersji przyjąć - ludzki błąd lub celowe działanie. Choć to pierwsze uwydatniało jego nieudolność, to jednak brązowowłosy postawił się do niej szczerze przyznać. Deklaracja dotycząca sabotowania swoich misji przed swoim przywódcą nie byłaby zbyt rozsądnym rozwiązaniem.
- Moja pomyłka, nie mylisz się - odparł, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Przyznawanie się do własnych błędów nigdy nie szło mu za dobrze. Tym razem nie było inaczej.
- Przyszedłem tu jednak w innej sprawie - dodał chwilę później, chcąc wreszcie zmienić temat.
Podał tubę przełożonemu, a zaraz po tym przychylił się do biurka, by pomóc w posegregowaniu zakrwawionych papierzysk.
Podzielił je na dwie grupy. Jedna miała dotyczyć wszystkich członków rodziny Asahi, którzy zginęli lub zniknęli w niewyjaśniony sposób. Druga zaś miała zawierać resztę akt tych osób, które były wmieszane w sprawę w inny sposób, czyli chociażby notatki dotyczące Hikariego, Kaori i innych.
- Dotarłem do tego wszystkiego przypadkowo. A może i nie... Tak czy inaczej, straciłem rodzinny naszyjnik, ale poszukiwania złodzieja dość szybko przerodziły się w znacznie poważniejsze śledztwo. Kelnerka z Promyka Słońca, która mogła coś wiedzieć o moim amulecie, została otruta przez tajemniczego shinobi. Kobayashi Saburo, kapitan straży, przejął sprawę morderstwa, a po dwóch dniach zwrócił się do mnie, gdy wpadł na ważny trop. Podał mi miejsce spotkania, ale zjawiłem się tam zbyt późno. Otrzymał śmiertelne rany od tego samego shinobi, który zabił kelnerkę. Dopadłem go, ale nie byłem w stanie przeprowadzić przesłuchania. Otruł się - skończył, robiąc chwilę przerwy, na upicie łyka wody i poprawienie grzywki. Potem niedbałym machnięciem dłoni wskazał na zakrwawione akta.
- To znalazłem przy Saburo. Badał sprawę zaginięć i morderstw, które przewijały się przez ostatnie lata. Trudno wyjaśnić pojedyncze przypadki, ale wszystkie łączy to, że dotycząca one rodziny Asahi. Mniej lub bardziej, ale wszyscy mieli choćby cząstkę krwi mojej rodziny. - W tym momencie wskazał na stosik akt zaginionych i zamarłych z rodu Wschodzącego Słońca.
- Przestudiowałem w archiwach chyba całe moje drzewo rodziny, ale nie odnalazłem żadnego powodu,
który mógłby tłumaczyć te... polowanie? Nawet nie wiem jak to nazwać. Może wydawać się, że ktoś czegoś usilnie szuka,
ale przecież większość z podanych tu osób prowadziła zwyczajne życie. Gdyby sprawa dotyczyła wyłącznie shinobi, jeszcze może miałbym przypuszczenia, że to może mieć jakiś związek z protoplastą mojego rodu, który ponoć posiadał bliżej nieokreśloną broń, o której słuch zaginął kilka pokoleń temu. - Sięgnął po szklankę i upił z niej trochę wody, by zwilżyć gardło i później przejść do poważnego zarzutu.
- Nie rozumiem też, w jaki sposób zamieszana jest w to sama Sachiko. Bo jest zamieszana. Saburo w ostatniej chwili swego życia napisał swoją krwią na ścianie początek jej imienia. Nie bez powodu badał też akta Hikariego,
czyli jej człowieka ze straży, czy chociażby Kaori. Saburo musiał mieć świadomość, że sprawa jest poważna i zamieszane jest w nią wiele osób, dlatego też prowadził samodzielne śledztwo. Z tego samego powodu zatarłem ślady i ze wszystkimi zebrnaymi informacjami przyszedłem bezpośrednie do ciebie. - I to by było chyba na tyle. Przynajmniej na ten moment Nakreślił zwierzchnikowi przebieg swoich poszukiwań, a szczegółowe informacje były już w przekazanych notatkach. Ichirou zmarszczył brwi i przyjrzał się liderowi. Co zamierzał z tym wszystkim zrobić?
- Moja pomyłka, nie mylisz się - odparł, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. Przyznawanie się do własnych błędów nigdy nie szło mu za dobrze. Tym razem nie było inaczej.
- Przyszedłem tu jednak w innej sprawie - dodał chwilę później, chcąc wreszcie zmienić temat.
Podał tubę przełożonemu, a zaraz po tym przychylił się do biurka, by pomóc w posegregowaniu zakrwawionych papierzysk.
Podzielił je na dwie grupy. Jedna miała dotyczyć wszystkich członków rodziny Asahi, którzy zginęli lub zniknęli w niewyjaśniony sposób. Druga zaś miała zawierać resztę akt tych osób, które były wmieszane w sprawę w inny sposób, czyli chociażby notatki dotyczące Hikariego, Kaori i innych.
- Dotarłem do tego wszystkiego przypadkowo. A może i nie... Tak czy inaczej, straciłem rodzinny naszyjnik, ale poszukiwania złodzieja dość szybko przerodziły się w znacznie poważniejsze śledztwo. Kelnerka z Promyka Słońca, która mogła coś wiedzieć o moim amulecie, została otruta przez tajemniczego shinobi. Kobayashi Saburo, kapitan straży, przejął sprawę morderstwa, a po dwóch dniach zwrócił się do mnie, gdy wpadł na ważny trop. Podał mi miejsce spotkania, ale zjawiłem się tam zbyt późno. Otrzymał śmiertelne rany od tego samego shinobi, który zabił kelnerkę. Dopadłem go, ale nie byłem w stanie przeprowadzić przesłuchania. Otruł się - skończył, robiąc chwilę przerwy, na upicie łyka wody i poprawienie grzywki. Potem niedbałym machnięciem dłoni wskazał na zakrwawione akta.
- To znalazłem przy Saburo. Badał sprawę zaginięć i morderstw, które przewijały się przez ostatnie lata. Trudno wyjaśnić pojedyncze przypadki, ale wszystkie łączy to, że dotycząca one rodziny Asahi. Mniej lub bardziej, ale wszyscy mieli choćby cząstkę krwi mojej rodziny. - W tym momencie wskazał na stosik akt zaginionych i zamarłych z rodu Wschodzącego Słońca.
- Przestudiowałem w archiwach chyba całe moje drzewo rodziny, ale nie odnalazłem żadnego powodu,
który mógłby tłumaczyć te... polowanie? Nawet nie wiem jak to nazwać. Może wydawać się, że ktoś czegoś usilnie szuka,
ale przecież większość z podanych tu osób prowadziła zwyczajne życie. Gdyby sprawa dotyczyła wyłącznie shinobi, jeszcze może miałbym przypuszczenia, że to może mieć jakiś związek z protoplastą mojego rodu, który ponoć posiadał bliżej nieokreśloną broń, o której słuch zaginął kilka pokoleń temu. - Sięgnął po szklankę i upił z niej trochę wody, by zwilżyć gardło i później przejść do poważnego zarzutu.
- Nie rozumiem też, w jaki sposób zamieszana jest w to sama Sachiko. Bo jest zamieszana. Saburo w ostatniej chwili swego życia napisał swoją krwią na ścianie początek jej imienia. Nie bez powodu badał też akta Hikariego,
czyli jej człowieka ze straży, czy chociażby Kaori. Saburo musiał mieć świadomość, że sprawa jest poważna i zamieszane jest w nią wiele osób, dlatego też prowadził samodzielne śledztwo. Z tego samego powodu zatarłem ślady i ze wszystkimi zebrnaymi informacjami przyszedłem bezpośrednie do ciebie. - I to by było chyba na tyle. Przynajmniej na ten moment Nakreślił zwierzchnikowi przebieg swoich poszukiwań, a szczegółowe informacje były już w przekazanych notatkach. Ichirou zmarszczył brwi i przyjrzał się liderowi. Co zamierzał z tym wszystkim zrobić?
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości