Strona 1 z 13
Wioska przy rzece Asahi
: 11 lut 2020, o 18:02
autor: Ichirou
Nieduża, dopiero rozwijająca się, młoda osada, która została założona w 385 roku. Ulokowana jest tuż przy podziemnej rzece nazwanej nazwiskiem sławnego shinobi, który podczas eksploracji zapomnianej świątyni Kagutsuchi dokonał odkrycia źródła życiodajnej wody. Schowany niemal na całej długości przed słońcem, przepływający przez te tereny potok czyni okoliczne ziemie znacznie bardziej zdatnymi do uprawny względem typowych, przesuszonych gleb Samotnych Wydm. Domostwa i pozostałe budynki otoczone są więc farmami, wykorzystującymi potencjał gospodarczy okolicy.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 11 lut 2020, o 19:02
autor: Ichirou
Świat shinobi bywał przewrotny. Samotne Wydmy, które przez ostatnie lata były chyba najbardziej burzliwymi politycznie terenami, pełnymi wojen domowych i klanowych konfliktów, teraz na tle reszty kontynentu wydawały się całkiem spokojnym, stabilnym miejscem. Po powrocie z wciąż trwającej wojny w Prastarym Lesie, złotooki Sabaku mógł najzwyczajniej w świecie poczuć w domu lekką nudę. Był przyzwyczajony do ciągłego dziania się, do nieustannych problemów, a tutaj nic się nie waliło, nie paliło, nikt nie wołał o pomoc. Aż dziwne.
Zaspokoił żądzę adrenaliny na jakiś czas ostatnimi najemniczymi misjami dla klanu Nara, więc pierwsze dni w Kinkotsu spędził bardzo leniwie, nadrabiając zaległości i najzwyczajniej w świecie odpoczywając. Brak pośpiechu sprzyjał rozważaniom, podumał więc w wolnych chwilach nad tym, jakie kolejne kroki poczynić powinna jego organizacja. Jak na sam początek, to chyba samemu wystarczająco zadbał o rozgłos i zaznaczył istnienie Klepsydry na kontynencie. Słuchy o Klepsydrze pojawiły się co prawda głównie w Prastarym Lesie, ale globalna sława była niemożliwa do osiągnięcia w ciągu jednego dnia czy jednego zlecenia.
Powoli nadchodził czas na konieczność zaangażowania pozostałych członków grupy i rozejrzenie się za tymi, którzy mogliby dołączyć i w przyszłości dołożyć swoje zaangażowanie.
Któregoś spokojnego dnia jakoś go tak tchnęło, żeby przejść się poza stolicę i odwiedzić miejsce, które jak żadne inne umacniało jego i tak już wybujałe ego - niedawno powstałą wioskę, ulokowaną przy rzece o nazwie uhonorowującej jego osobę i wybitne dokonania. Spacerując uliczkami tej niedużej osadki puszył się jak paw. Życiodajne źródło, użyźniające okolicę, zaopatrujące Kinkotsu i pozostałe skupiska ludności Atsui, było znacznie wspanialszym pomnikiem niż cokolwiek, co dało się wyrzeźbić z nawet największej na pustyni skały. Potwierdzał to tylko przypadek znajdującej się nieopodal w zapomnianej świątyni, kamiennej statuy Kagutuschiego, która została nieumyślnie zniszczona przez Diabła Świtu. Sanktuarium boga ognia świeciło pustkami, natomiast w rejony przy rzece Asahi gromadziła się coraz większa społeczność. Ichirou był więc nowym, lepszym bogiem, który na dodatek w swojej materialnej postaci mógł przechadzać się między szarymi śmiertelnikami, by ci mogli ogrzewać się w jego blasku.
No, przynajmniej sam tak się czuł.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 11 lut 2020, o 21:01
autor: Natsume Yuki
Ichirou przechadzał się ulicami niewielkiej osady, przyglądając się temu jak bardzo rozwinęła się od jego ostatniej wizyty. Położenie wioski dawało jej bardzo duży potencjał do rozbudowy i przyjmowania nowych mieszkańców - w końcu jako że znajdowała się niedaleko źródła wody pitnej, o znalezienie chętnych do zamieszkania w takim miejscu nie trzeba było nawet się rozglądać. Sami się garnęli. Zarówno z Kinkotsu, jak i z wielu innych, mniejszych osad. Wciąż rzecz jasna dominowały tu klany i kultury pustynne - nie oszukujmy się, ale i tak niekiedy dało się zauważyć kilka nietypowych jednostek.
Póki co jednak, to co najbardziej mogło mu się rzucić w oczy, to obecność wielkiego psa, siedzącego na dachu budynku, który na dziewięćdziesiąt dziewięć procent działał tutaj jako swego rodzaju tawerna. Stworzenie rozglądało się uważnie, co jakiś czas jednak ponownie chowając się do niewielkiej, zadaszonej altanki, również znajdującej się nad budynkiem. W tych klimatach większość takich budynków - czy domy jednorodzinne, czy większe przybytki użytku publicznego - miały takie altany, żeby można było sobie usiąść na zewnątrz, w cieniu. W tawernach takie przestrzenie były znacznie większe, lecz na pierwszy rzut oka wydawało się że na razie szynk jeszcze był pusty.
Oczy psa w końcu spoczęły na Ichirou. Zwierzę zmrużyło lekko ślepia, by lepiej się przyjrzeć idącemu ulicami osobnikowi, po czym szybko wrócił pod dach. Niewiele później Ichirou mógł zauważyć znajomy widok: dość wysokiego mężczyznę o długich, rudych włosach, który wstał i powoli dokuśtykał do krawędzi altany. W dłoni trzymał niewielki kubek z napojem, zapewne procentowym - można było strzelać, że zapewne happoshu.
-No, wreszcie. Nie spodziewałem się, że będę musiał na Ciebie aż tyle czekać.
Był to zdecydowanie Yoichi. Jedyna różnica była taka, że zamiast nosić swoje znoszone, grube odzienie podróżne, tymczasowo miał na sobie trochę luźniejszy strój, pasujący do miejscowej kultury. Młodzieniec ruszył ręką, aby Ichirou dołączył do niego przy napoju i posiłku.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 12 lut 2020, o 00:32
autor: Ichirou
Gdyby nie historia tej osady, to pewnie nazwałby ją po prostu dziurą, bo przecież nie było tutaj niczego wybitnego. Obecność podziemnej rzeczki może i była czymś istotnym, ale przede wszystkim pod kątem gospodarki, a nie szeroko rozumianej turystyki. Kinkotsu to to z pewnością nie było. Brakowało ekskluzywnych lokali, różnorakich rozrywek, no i ogólnie życia, które w pojmowaniu Ichirou było właśnie tam, gdzie duże skupiska ludzi.
Czy spodziewał się jakiegoś ciekawego spotkania? Niespecjalnie. Ot, wpadł tutaj trochę z nudów, a trochę z ciekawości, bo minęło już całkiem sporo czasu od jego ostatniej wizyty w tym miejscu i chciał sprawdzić, jak bardzo wioseczka się rozwinęła. No i rozwinęła się. Może nie jakoś wybitnie, tak jakby Asahi sobie tego życzył, ale całkiem nieźle. Istniała szansa, że jeszcze dożyje momentu, w którym osada umiejscowiona przy jego rzece będzie jedną z największych w całym regionie.
Był zajęty oglądaniem się za przechodzącymi nieopodal, młodymi i całkiem atrakcyjnymi kobietkami, stąd też nie wyłapał pojawienia się dużego psiska na dachu okolicznego budynku. Wyłapał jednak po chwili charakterystyczną, rudą czuprynę.
Yoichi. Osobnik, którego poznał dobre kilka lat temu, zanim jeszcze nazwano ich członkami słynnego Krwawego Pokolenia. Ich drogi nie krzyżowały się nazbyt często, ale mimo to zdążył go polubić. I to chyba najbardziej z tego całego elitarnego grona shinobi. Widząc kuśtykającego, utyranego żywotem ninja, Inuzukę, Ichirou stwierdził w duchu, że los bywa zabawny. W czasie, gdy tamtemu przybyło wiele blizn i okaleczeń, jemu przybyło jedynie biżuterii na szyi. Dodając do tego jeszcze wyraźny kontrast w ubiorze, wyglądali jak z dwóch absolutnie różnych światów.
Dobrze było go widzieć. Dotrzymał danego słowa, co stanowiło dobry prognostyk w odniesieniu do dalszej współpracy.
- Aaa, wybacz, trochę się zasiedziałem w Midori - odpowiedział i machnął niedbale ręką, zbywając temat wojny w Prastarym Lesie do rangi błahej pierdoły, która na moment go zatrzymała.
Nie było potrzeby zapraszać dwa razy. Ruszył za kompanem i dołączył do niego w altanie. Rozsiadł się wygodnie, w międzyczasie rozejrzał się za kimś z obsługi, żeby zamówić wodę z lokalnego źródła i parę przystawek.
- Mam nadzieję, że nie wynudziłeś się tym oczekiwaniem. No ale miałeś za to czas, żeby poznać historię tej wioseczki, co? - rzucił swobodnie, nie mogąc przepuścić okazji do drobnej przechwałki.
- No dobra, nie przyszliśmy tutaj gadać o pierdołach. Znaczy się, o pierdołach pewnie pogadamy, ale to potem - oznajmił, a potem zrobił sobie małą przerwę na łyk wody.
- Wyprawa pod Iglicę była owocna we wszystko, tylko nie w sławę, więc musiałem nająć się jeszcze u Nara na wojnie, żeby zdobyć trochę rozgłosu. Świat się musi dowiedzieć o istnieniu Klepsydry. Wiem, pamiętam, beznadziejna nazwa, mówiłeś, ale już fama poszła i tak zostaje. - Założył nogę na nogę i rozparł się wygodnie na siedzisku.
- Mamy już parę osób, zaczynają o nas słyszeć, więc pora działać. Mówiłeś, że odnalazłbyś się w spokojniejszej robocie, a ktoś taki jest w sumie potrzebny, bo ja to jednak lepiej czuję się w terenie. Masz dobrego nosa - stwierdził leciutko rozbawiony swoim niezbyt górnolotnym, ale wciąż śmiesznym żarcikiem. - Nadawałbyś się do zbierania informacji. No i ludzi - skończył na ten moment, przenosząc uwagę na jakieś smaczne przystawki, którymi zamierzał się uraczyć. Póki co nie wnikał w szczegóły. Chciał upewnić się, że Yoichi jest w ogóle zainteresowany tworzeniem i rozwijaniem organizacji.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 12 lut 2020, o 11:17
autor: Natsume Yuki
Słysząc pierwszą odpowiedź ze strony Ichirou, Yoichi tylko parsknął cichym śmiechem. "Trochę się zasiedział", co? Nie żeby Wilk doskonale był świadom, co się teraz wyprawiało w okolicach Prastarego Lasu, i wiedział co mogło oznaczać to "zasiedzenie" ze strony Ichirou. Zapewne mężczyzna z pustyni, zamiast trzymać się z daleka od nie swoich spraw, rzucił się w sam środek wiru walki, ściągając tylko ryzyko tego że stronnictwo na szkodę którego działał zainteresuje się zemstą. No, ale to było aż za bardzo w stylu Ichirou - zawsze chciał być w centrum uwagi, to i Yoichi poczuł że nie powinien być zaskoczony wiadomością o udziale Asahiego w kampaniach wojennych.
-Zasiedziałeś, ehe. - Wypił kolejny łyk piwa, przy okazji zagryzając smażonymi ostrymi skrzydełkami tebasaki - miejscowym specjałem. - To ja latam jak oparzony z miejsca na miejsce, szukam dodatkowych informacji, staram się nie zejść na udar słoneczny, a ten się "zasiedział". Klasyka.
Złapał kolejne skrzydełko i wgryzł się w nie w iście psi sposób. Przy okazji zdjął skórę z kolejnego kawałka kurczaka i rzucił go w kierunku Akiry, największego z psów, który pochłonął je jednym kłapnięciem pyska. Najmniejszy zaś, Aijin, wyglądał na bardzo usatysfakcjonowanego możliwością przekąszenia kości pozostałych z tebasaki zjedzonych przez Inuzukę. Jedynie Ayu nie wyglądała na zainteresowaną jedzeniem, zbyt skupiona na obserwacji otoczenia. Zawsze miała zadatki na psa służbistę, zwłaszcza ze swoją manią ochrony kompanów. Przynajmniej tyle, że co jakiś czas kryła się w cieniu i popijała wodę ze sporej, ceramicznej miski, podstawionej przez obsługę.
Niewiele później do Ichirou podeszła odziana tradycyjnie kobieta, pracująca jako pomocniczka w barze. Postawiła na stole dzbanek z wodą, w której pływały plasterki cytryny. Do tego przyniosła również sashimi, yakitori i deser w postaci kilkunastu kulek mochi. Po drodze zgarnęła też kubek Yoichiego, by dolać kolejną porcję happoshu.
-Poznać historię wioski? Nah, wioska jak wioska. Dobre miejsce żeby odpocząć, na ustroniu, samowystarczalne... może nawet nadawałoby się żeby zrobić tu główne biuro Sunadokei. A czy reszta jest ważna?
Kiedy zaś Ichirou zadecydował, że czas przejść do poważniejszych spraw, Yoichi kiwnął głową i naprostował ostrożnie nogę z protezą. Ręki wciąż nie miał.
-Spodziewałem się że o to może chodzić - powiedział spokojnie, słysząc wytłumaczenie czemu Ichirou pozostał w Midori. - Sytuacja pod Iglicą najlepiej żeby pozostała bez rozgłosu - tylko tego brakowało, żeby rozpętywać piekło przez pogłoski o Bijuu. Mam tylko nadzieję że ten dzieciak będzie ostrożny na tyle, by nie dać się wykryć po tygodniu.
Odłożył skrzydełko, wytarł palce w podstawiony kawałek chleba, i rzucił go na zjedzenie w kierunku Ayu. Pomimo wcześniejszego marudzenia, chyba jednak była głodna, bo od razu przyjęła przekąskę.
-Informacje to nie będzie problem, mam sporo kontaktów tu i ówdzie. W razie potrzeby będę mógł szukać dalej - ale przypuszczam że do wiedzy klasyfikowanej będzie mi ciężko się dostać. Zobaczę co da się zrobić. - powiedział, popijając przyniesionym w międzyczasie piwem. - Co do ludzi, zobaczę. Nie obiecuję że znajdę kogoś sensownego, ale przypuszczam że chętnych na zostanie zwykłymi pomocnikami pewnie na pustyni nie będzie brakowało.
Na chwilę Yoichi zamilkł.
-... będę miał do Ciebie prośbę. Bardzo dużą. To jest coś, co obiecałem sobie że będę musiał zrobić, zanim umrę lub przestanę być shinobi. Nie zdziwię się jeśli odmówisz, bo to będzie ciężkie zadanie...
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 13 lut 2020, o 19:21
autor: Ichirou
Machnął niedbale ręką na żartobliwe zruganie przez rudzielca. Na czymś trzeba było się wybić i zdobyć renomę, a wszelakiego rodzaju wojenne batalie były do tego świetną okazją. Ichirou był przecież przede wszystkim znakomitym wojownikiem, więc marnotrawstwem byłoby niewykorzystywanie swoich talentów i siedzenie na dupie. Utworzona grupa w swoich założeniach miała mieć charakter najemniczy i podejmować się wszelakich zleceń, a wojenne zadania właśnie do takich zleceń się zaliczały. Wpływy i pieniądze nie były jednak celem samym w sobie, a środkiem do osiągnięcia dalszych, mniej oczywistych celów. Jeden z tych celów w pewien sposób połączył dwójkę reprezentantów Krwawego Pokolenia. Być może kierowały nimi odrobinę inne pobudki, jednak obaj zamierzali skupić swoją uwagę na wciąż owianym wieloma tajemnicami temacie ogoniastych bestii.
- Było postąpić pragmatycznie i zamknąć go pod kloszem, no ale zrobiłby się wtedy w obozie dym – stwierdził i westchnął cicho na koniec. Dobro jednostki (no chyba, że chodziło o niego samego) nie miało takiej wagi jak bezpieczeństwo kontynentu. – Trzeba się przygotować, bo nawet jeśli nie on, to zawsze może pojawić się coś innego. Gość od pieczętującej techniki zginął, ale gdzieś musi być informacja, jak powtórzyć ten proces… Ten cały Kyoushi, on był w twojej ekipie, no nie? Ponoć wie coś więcej. Miał jakieś doświadczenia z bestią, co pojawiła się za murem. Zadeklarował, że pomoże dzieciakowi. Chcę go zrekrutować, on sam zresztą wyraził zainteresowanie. Nie naciskałem go na ten moment, bo nie chciałem spłoszyć, ale jego wiedza mogłaby się w sumie nam przydać – oznajmił, a potem poczęstował się skrzydełkiem. Później podrzucił kość młodemu psiakowi. A niech ma, niech wyrośnie na wielkie bydlę.
Pokiwał przytakująco głową na dalsze słowa Yoichiego. Zbieranie informacji i ewentualnie ludzi to było właśnie to, czego od niego oczekiwał. Był doświadczony w temacie i miał rozeznanie po świecie. Nie było się też co oszukiwać, Inuzuka w obecnym stanie to tak średnio nadawał się do wojaczki. Nie była to jednak jakaś szczególna strata, bo Klepsydra i tak miała całkiem niezły potencjał bojowy.
Uniósł leciutko brwi, kiedy pało hasło prośby. Skoro rudowłosy wspomniał o przyrzeczeniu, które chce wypełnić przed swoją śmiercią, to było pewne, że nie chodzi o byle pierdołę i temat dla niego jest arcyważny.
Zaintrygowany, przechylił głowę na bok i podparł ją dłonią.
- Ty pomożesz mi, ja tobie, tak to właśnie działa. Przecież zajmuję się samymi ciężkimi zadaniami. No dawaj, zamieniam się w słuch – odpowiedział, a potem podrapał się po nosie. Pewnie go ktoś właśnie obgadywał.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 13 lut 2020, o 20:25
autor: Natsume Yuki
Yoichi kiwnął lekko głową, gdy Ichirou wspomniał o tym że trzeba być przygotowanym na wszelkie ewentualności związane z obecnością lub szansą na nagłe pojawienie się Bijuu. W końcu sam jeździec psów znał się na temacie bardzo dobrze, i wiedział jak wielkim zagrożeniem są te olbrzymie istoty. Dlatego też wielokrotnie opisywał różne notatki na temat Bijuu, poświęcił ostatnie lata na gromadzenie wiedzy o tych stworach chakry, i przypuszczalnie - mało było na świecie ekspertów na tak nietypowy temat. Ale dodatkowi posiadacze wiedzy na temat bestii mogą się okazać niezwykle użyteczni - i Inuzuka miał tę świadomość. Dlatego też podzielał zdanie Ichirou.
-Tak, kojarzę go. Z tego co się zdążyłem zorientować, jest sprawnym szermierzem, no i posługuje się kilkoma użytecznymi technikami. I najważniejsze - potrafi myśleć. A shinobi który umie myśleć to shinobi który przetrwa długo. - Wypił kolejne kilka łyków piwa, które od razu zagryzł szaszłykiem yakitori. Dla dobicia zjadł też również kawałek mochi, posypany proszkiem zielonej herbaty. - Poszukam go później, zagadam do niego żeby się wybrał tutaj. Osada na uboczu, nada się na miejsce spotkań.
Kiedy zaś przeszli do tematu prośby ze strony Yoichiego, ten widocznie spoważniał - Ichirou chyba nigdy wcześniej nie miał okazji zobaczyć go w takim stanie psychicznym. Mężczyzna podniósł się z siedziska, wspierając się o leżącego obok Akirę, i podkuśtykał do barierki altanki, by spojrzeć na głazy z których wypływało źródło rzeki. Założył rękę za plecy i odetchnął ciężko kilka razy - jak gdyby dla uspokojenia.
-Nie wspominałem ci o genezie mojej opaski na oko, nie?
Opuścił na moment głowę. Jego twarz widocznie wykrzywiła się z wściekłości.
-Wiele lat temu, jakiś tajemniczy bandyta dorwał i zgwałcił moją matkę. Zrobił to w na tyle brutalny sposób, że musiała zrezygnować z życia shinobi. Efektem tego zdarzenia jestem ja. Pomimo tego, że nigdy nie powinienem się pojawić - urodziłem się, i przez wiele lat byłem jedyną osobą która podtrzymywała ją psychicznie.
Pokręcił głową.
-Widziałem jednak, że nigdy z tego nie wyszła. Często się załamywała. Słyszałem jej płacz. Czułem bezsilność, bo nic nie mogłem zrobić. Moja rodzina prawie się rozpadła, bo mój o... jej mąż nigdy nie mógł zaakceptować mojego istnienia.
W tym momencie odwrócił się w kierunku Ichirou, i podniósł opaskę.
Pokazując mu zupełnie zdrowe oko - jednak zamiast normalnego, zielonego, jego tęczówka była barwy płynnego złota.
-Mój kolor włosów i to oko - to są jedyne symbole tego, że moja matka została znieważona. Mam w sobie krew bandyty i gwałciciela.
Zasłonił złote oko i znów się odwrócił. Widać było, jak bardzo kipiał gniewem.
-To dlatego zostałem shinobi. Przez prawie trzydzieści lat, od kiedy zacząłem się szkolić, miałem tylko jeden cel. Odnaleźć mojego ojca, i sprawić by zapłacił za wszystkie cierpienia moje i mojej matki. Musi cierpieć. Dopóki żyje, nie zaznam spokoju. Obawiałem się, że teraz, gdy nie mam warunków by walczyć, nie będę w stanie utrzymać obietnicy...
Spojrzał na Ichirou. W jego oku było widać furię i determinację.
-... ale teraz w końcu go znalazłem. Wiem, kim jest mój ojciec. I nie będę w stanie skupić się na nowym zadaniu, dopóki nie odbiorę życia temu bydlakowi. Dlatego potrzebuję Twojej pomocy. W zamian za jego życie - poświęcę swoje pomocy organizacji. Jednak... jest pewien problem.
Ponownie przysiadł się do stolika, złapał za kufel happoshu i wypił go kilkoma haustami. Następnie znów zwrócił się do Ichirou.
-Ten człowiek... to Ekibyo Ryuichi. Lider mafii Ekibyo z Shigashi no Kibu, i najbardziej wpływowy yakuza w mieście.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 14 lut 2020, o 22:03
autor: Ichirou
Spotkać w swoim życiu ogoniastą bestię jeden raz to po prostu wyjątkowy incydent, jakiś wybryk losu zdarzający się raz na stulecie. Mieć do czynienia z dwoma demonami to już zupełnie inny temat, a do tego słyszeć o kolejnych dwóch, to już w ogóle wysoce frasująca sprawa. Ile jeszcze tych przepotężnych bytów krzątało się po kontynencie i z iloma z nich przyjdzie się ścierać? Skoro na przestrzeni kilku lat te same, ogromne zagrożenie pojawiło się w różnych na miejscach, to głupotą byłoby twierdzić, że nie będzie już więcej incydentów podobnego rodzaju.
Nie musiał nawet wybiegać gdzieś daleko myślami. Sytuacja związana z potworem o jednym ogonie, przez długi czas więzionym w ruinach Sachū, była bardzo niejasna. Ichirou nawet nie miał zamiaru brać pod uwagę możliwości, że po raz drugi mógłby stracić wioskę. Jednym z nadrzędnych celów było więc zdobycie tej wiedzy, którą posiadał mnich pod Iglicą i którą tamten nie zdążył się podzielić.
Przegładził dłonią włoski, wysłuchując krótkiego komentarza na temat Kyoushiego. Skinął potem głową, utwierdzony w przekonaniu, że ten osobnik może okazać się wartościowym nabytkiem. Od czegoś trzeba było zacząć, a Asahi do tej pory w żaden sposób nie drążył tajemnicy związanej z mitycznymi demonami, więc potrzebował ludzi, którzy byliby w stanie przynajmniej wskazać właściwy kierunek do dalszych poszukiwań.
- Ee, nie, nie przypominam sobie - odpowiedział krótko, sięgając po ceramiczny kubek z wodą z lokalnego źródełka. Był to zapewne efekt placebo, ale żadna woda nie smakowała mu tak jak ta z rzeki Asahi.
Swobodna atmosfera spotkania zgęstniała, kiedy Yoichi zaczął swoją opowieść. Sabaku dopasował się do klimatu monologu i również nieco spoważniał, nie chcąc urazić lub wybić z rytmu kompana. Ten mówił bowiem o sprawach ważnych dla niego, które ciągnęły się za nim praktycznie przez całe życie. Ichirou więc nie przerywał, darował sobie głupie komentarze. Po prostu słuchał i spoglądał uważnie na Inuzukę, z którego z każdą kolejną chwilą wylewały się coraz większe pokłady gniewu.
Nie był człowiekiem o wielkiej empatii, nie miał w zwyczaju okazywać współczucia, a i nawet rola duchowego oparcia nie była dla niego szczególnie komfortowa. Owszem, mógł poklepać kogoś po ramieniu, obdarować kilkoma miłymi słówkami, ale nie byłoby to z jego strony zbyt szczere. Władca piasku był w stanie przyznać, że historia rudowłosego jest bardzo ponura, ale z drugiej strony nie wzbudzała ona w nim jakichś szczególnie skrajnych emocji. O wiele bardziej przemawiała do niego sama postawa znajomego. Gniew i żądza zemsty były mu bardzo bliskie. W tym aspekcie bardzo dobrze rozumiał Inuzukę, bo w końcu to skrajnie negatywne emocje stały się mocnymi wichrami na żagle jego kariery. To dzięki chęci odwetu i nienawiści do wrogiego klanu zaistniał na świecie shinobi. Chociaż wiatry te już osłabły, a może nawet zaniknęły, to Diabeł Świtu zdążył wypłynąć tak daleko, że wystarczyło teraz korzystać z nabranego rozpędu i pozwolić ponieść się dalej falom.
Nie myślał zbyt długo, czy podjąć się realizacji prośby, tylko jak ją zrealizować. Potrzebował Yoichiego w swoich szeregach. Bez niego sprawa ogoniastych bestii zatrzymałaby się pewnie w martwym punkcie.
- Zastanawiałeś się w ogóle, jak go wyciągnąć? Nie znam gościa, ale i tak nie wątpię w to, że dałbym mu radę - oświadczył pewny siebie. Nie puszył się przesadnie, był po prostu świadom swoich umiejętności. Miał za sobą wiele bitew, zgładził cholernego lidera Haretsu i w pojedynkę wygrywał batalie z licznymi oddziałami Aburame. Ten cały Ryuichi musiałby być pieprzonym Antykreatorem, żeby Asahi czuł przed nim trwogę.
- Domyślam się, że problemu nie stanowi siła tego typka, tylko wielka mafijna rodzinka, za którą się chowa. Masz w takim razie jakiś pomysł, jak go wywabić, czy na tym polega właśnie cała zabawa? Jakoś nie miałem nigdy do czynienia z mafiami, więc ciężko mi sobie wyobrazić na ten moment, co musiałbym przejść, żeby dobrać się do tego chujka. Wiesz coś więcej na ich temat? - zapytał, splatając ręce na klatce piersiowej. Westchnął ledwie słyszalnie, reflektując się, że zadanie rudzielca jest ambitnym przedsięwzięciem.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 18 lut 2020, o 13:54
autor: Natsume Yuki
Yoichi zobaczył już w swoim życiu naprawdę wiele. Miał do czynienia z ogoniastymi bestiami - aktualnie już z minimum trzema. Wędrował przez wiele lat, zwalczając bandytów, dziwaczne kulty i morderców, w pewnym momencie nawet wchodząc w zakazaną przestrzeń pod Tengokumine w Głębokich Odnogach, aby nie tylko uwolnić pewnego ślepego medyka, ale też wyeliminować krwiożerczą sektę mordującą niewinnych ludzi. Wtedy też został zmuszony odrzucić swoje ideały, żeby zacząć samemu przelewać krew w imię dziwacznej pieczęci pod wulkanem, aby móc utrzymać Czteroogoniastego zamkniętego wewnątrz kryształowego pojemnika. A, jak się okazało, wszystko to przeżył tylko z jednego powodu - dlatego, że postanowił zostać shinobi w celu pomszczenia matki. Odnalezienia, i zamordowania człowieka, który zniszczył jej życie - i przy okazji do tegoż życia powołał jego. To była ciężka decyzja. Ale to ona prowadziła go przez całe życie.
Dlatego, czy teraz się wahał? Nie.
Ale nie zmieniało to faktu, że aż się trząsł z gniewu i emocji.
Inuzuka lekko uniósł brwi, zaskoczony faktem że Ichirou tak szybko zgodził się na pomoc. Podejrzewał że Asahi będzie najpierw szukał w tym wszystkim zysku dla siebie, a dopiero później rozmyślał nad tym co może dać dla kogoś innego. W końcu to było bardzo w jego stylu. A tu proszę - od razu stwierdził, że nie widzi problemu w wyniszczeniu całej rodziny yakuza, żeby wciągnąć Yoichiego do swojej organizacji. Dlatego też Inuzuka w końcu lekko się uśmiechnął, dokuśtykał z powrotem do stołu, i sięgnął po inny przyniesiony dzbanek - w tym była najnormalniejsza w świecie sake.
-Myślałem. I póki co jedyny sposób, który zauważam, to stopniowe kąsanie całej organizacji. Osłabianie wpływów. Zabijanie silnorękich i oficerów rodziny. Sabotowanie biznesów na których się wzbogacają. Później zaś, kiedy znajdzie się odpowiedni moment - wystarczy przeprowadzić oblężenie siedziby i zamordować skurwiela.
Kiwnął głową, gdy Ichirou wspomniał o sile. Ale tylko lekko.
-Tak, i nie. Póki co nie zgromadziłem wiele informacji o samej rodzinie Ekibyo, ale wiem że jest to największa politycznie yakuza w mieście. Smarują palce strażników, mają w kieszeni rajców. Mają wielu wyszkolonych wojowników pod ręką, w tym też shinobi - słyszałem też, że sam Ryuichi też niegdyś był bardzo poszukiwanym Nukeninem. Niektórzy nawet puścili plotkę, że jest synem Antykreatora - chociaż to jest raczej wątpliwe.
Pokręcił głową, wypijając kolejną porcję sake.
-Jeszcze nie mam dokładnego planu. Muszę dowiedzieć się więcej o samej organizacji. Wtedy będzie można pomyśleć nad planem. Poza tym, cały czas szukam też wiedzy o Bijuu, więc poszukiwania są trochę zwolnione. Nie mówiąc o tym, że sami we dwóch nie skosimy całej organizacji - potrzebowalibyśmy więcej ludzi.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 19 lut 2020, o 19:29
autor: Ichirou
Nie tak szybciutko. Pozytywna odpowiedź Ichirou wcale nie wynikała z dobroduszności, wielkiej sympatii względem rudzielca, czy krwawopokoleniowej solidarności. Ot, czysto biznesowe podejście. Przysługa za przysługę. Choć złotooki Sabaku nie był wybitnie szlachetnym i prawym człowiekiem, a kłamstwo wchodziło mu równie gładko jak schłodzone sake, to jednak zdawał sobie sprawę z wartości kontaktów, na których mógł polegać. Potrafił być słowny i dotrzymywać umów, jeżeli wiedział, że ma to sens i przyniesie mu korzyść. Yoichi wydawał się być godnym zaufania kompanem. Był o wiele bardziej honorowy od władcy piasku. Jeżeli ten powiedział, że za pomoc w wypełnieniu zemsty jest gotów poświęcić resztę swoich dni sprawom organizacji, to Asahi był skłonny w to uwierzyć. Z punktu widzenia Ichiego, rudowłosy swoją postawa był podobnych do swoich psich towarzyszy. A psy miały to do siebie, że zachowywały się dość prostolinijnie i nie miały w sobie nawet cienia fałszu.
Owszem, mógł się mylić, ale to oznaczałoby, że absolutnie nie zna się na ludziach, a Yoichi jest mistrzem manipulacji.
Upił łyk wody, a potem westchnął cichutko. No tak, któż by się spodziewał, sprawa jest trudna, poważna i przede wszystkim czasochłonna. Zabawa w podchody z jakąś przestępczą organizacją nie była czymś, czym Sabaku chciałby zajmować się tygodniami. Najchętniej wpadłby do tego Shigashi, powybijał kogo trzeba i na koniec dnia wrócił do Inuzuki, by oznajmić, że czas na pełne skupienie się na Klepsydrze. Niestety nie był to koncert życzeń i Ichirou mógł sobie jedynie pomarzyć, że ten skurczysyn Ryuichi tak po prostu wylezie ze swojego legowiska.
- Cholera, zapowiada się na poważne przedsięwzięcie. Wszystko do zrobienia, ale sam rozumiesz, że nie przerzucę wszystkich sił na twoją prywatną sprawę. Dobranie się do dupy tym z Ekibyo można w czasie trochę odłożyć, a reagowania na możliwe pojawienie się kolejnej bestii już nie za bardzo – nakreślił krótko priorytety. Splótł potem dłonie, wyciągnął je następnie do przodu, prostując ręce w łokciach. Strzelił palcami, zastanawiając się, jak ugryźć trudny temat.
- Na ten moment żadnej z tych dwóch spraw nie możemy ruszyć, bo za mało wiemy. Równoległe zbieranie informacji brzmi jak jakiś kompromis, na który mogę przystać. A jak przy okazji będziesz miał kogoś z potencjałem, to chętnie poznam i wcielę w nasze szeregi. No i też spróbuję dowiedzieć się czegoś na własną rękę, ale wolałbym zacząć od zgromadzenia ludzi. Jest już parę osób, wciąż trochę mało, ale w sumie wielkiej armii nie potrzebujemy. Szkoda sensu na jakieś miernoty, które będą tylko się plątać pod nogami. Chcę tylko najlepszych. No, albo przynajmniej solidnych.
Zrobił potem przerwę na kolejne skrzydełko, które szybko skonsumował. Niejadalną część podrzucił najmłodszej psince. Gdyby tylko wiedział, że dojdzie dziś do takiego spotkania, to może skombinowałby jakieś kości Kaguya. Pewnie byłyby niezłym przysmakiem dla ninkenów.
- A skoro już o koszeniu mowa, no to wystarczyłby mi taki Seinaru z twoją kosą i jeszcze kilka osób na podobnym poziomie, a z tej mafijnej rodzinki nie byłoby czego zbierać. Widziałeś go w akcji? Szybki jest skubaniec, chyba bym go nie dogonił. No i drugiego takiego, co kopnął pieprzonego demona w dupę, to na pewno nie ma – rzucił dla rozluźnienia atmosfery, kiedy dotychczasowy temat rozmowy wydawał się być już uzgodniony. Sabaku myślał jeszcze nad podzieleniem się z Yoichim jedną, dosyć tajną sprawą związaną z Klepsydrą, ale to za moment, nie wszystko naraz.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 27 lut 2020, o 22:56
autor: Natsume Yuki
Ależ, przecież Yoichi doskonale był świadom faktu że Ichirou z dobroduszności nawet nie kiwnąłby palcem! Znał go już dostatecznie długo i słyszał o nim dostatecznie wiele, by wiedzieć jak tak naprawdę do tej sytuacji podchodził Asahi. Jeżeli sprawa nie dotyczyła czegoś, na czym Ichirou mógłby bezpośrednio zyskać, to zapewne nawet nie zamierzałby się ruszyć ze swojego mieszkania gdzieś w Kinkotsu. Wędrowiec z klanu Inuzuka nie oczekiwał też niczego innego. W końcu sam zaproponował że ich współpraca będzie polegała na wspólnym kompromisie i przysługach jeden dla drugiego. Yoichi potrzebował śmierci jednego człowieka - Ichirou mógł tę śmierć mu dostarczyć. W zamian zaś Inuzuka miał zdobywać informacje o świecie, organizacjach, demonach i shinobi. Proste jak budowa cepa, i logiczne.
Rudowłosy wypił kolejną odrobinę alkoholu, i kiwnął głową. Jak na ilość napitków którą zdążył już spożyć, trzymał się bardzo dobrze - możnaby powiedzieć, że wyglądał na zupełnie trzeźwego. Albo miał mocną głowę, albo po prostu przez lata wędrówki był już zaprawiony w temacie. Zresztą - każdy wiedział, że gdy ktoś był pijany, łatwiej od niego coś wyciągnąć, nie? Twarda głowa w takich sytuacjach mogła okazać się znakomitą pomocą.
-Zdziwiłbym się, gdyby tak było - odparł spokojnie na odmowę. - Na razie i tak mamy za mało środków i rąk, by móc mówić o skupieniu się na czymkolwiek. Nie da się zarządzać organizacją, nie mając - wiesz - ORGANIZACJI.
Następnie kiwnął tylko głową.
-Da się załatwić. Może uda mi się dorwać gdzieś po drodze kilku obiecujących rekrutów.
Podszedł do Akiry i ruszył wielkiego psa, by ten się podniósł. Stwór stanął na równych nogach, pozwalając tym samym rudowłosemu usiąść na jego grzbiecie.
-Zdziwiłbyś się, Asahi - powiedział z krzywym uśmiechem. - A myślisz że czemu straciłem tę nogę?
Yoichi spojrzał na Ichirou, czy ten ma coś jeszcze do powiedzenia. Najwidoczniej nie zamierzał marnować czasu, i planował od razu ruszyć z powrotem na szlak.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 28 lut 2020, o 16:51
autor: Ichirou
Kiedy ze strony Yoichiego padł malutki przytyk, naburmuszył się na moment, głośno wypuścił powietrze nosem i splótł ręce na klatce piersiowej. Nigdy nie podobały mu się krytyczne uwagi, nawet jeżeli były prawdziwe. A słowa Inuzuki wcale nie były wydumane – Klepsydra mimo wszystko wciąż była na etapie wczesnego rozwoju. Ichirou niby wiedział o tym, ale wolał nie mówić o tym na głos.
- No ej, mamy już parę osób. I to nie byle jakich. W tej cholernej dziurze w Midori sprawę demona rozstrzygnęło tak naprawdę kilka osób. W Klepsydrze chcę właśnie takich ludzi, którzy rozstrzygają i decydują o najważniejszych rzeczach – zadeklarował dosadniejszym tonem niż do tej pory.
Szybko jednak się rozchmurzył. Zaśmiał się nawet po żarcie rudowłosego, choć nie był w stu procentach pewien, czy to tak naprawdę był żart. Być może przez te ostatnie lata Yoichi był uznany za martwego, bo utknął na długo nogą w zadzie jakiejś ogoniastej bestii i nie mógł się wydostać.
- No dobra. Też rozejrzę się za ludźmi. Słyszałeś o tym turnieju na Lazurowych? Właśnie rozwiesili ogłoszenia. Może będzie tam ktoś warty uwagi, a przy okazji zobaczę się z Seinaru i dogadam z nim dalsze plany.
Uraczył się potem wodą i zastanowił nad jedną rzeczą, którą chciał się jeszcze podzielić podczas tego spotkania. Spojrzał wtedy na trzy psiska znajdujące się tuż obok Inuzuki.
- Słuchaj, nie będzie aferki, jak przyzwę zaraz kota? Mam jeszcze jedną rzecz do pokazania – ostrzegł kompana, żeby ten uspokoił swoje pociechy. Zaraz po tym naciął kciuk jakimś nożem leżącym na stole, ułożył sekwencję pieczęci do Kuchiyose i przywołał niepozornie wyglądającego, czarnego kocura.
Kot, gdy tylko zobaczył małe stado psiaków, natychmiast się przestraszył i zjeżył czarną jak noc sierść.
- Kuro, spokojnie, psiaki nic ci nie zrobią – odezwał się Ichirou, choć trudno powiedzieć, czy te słowa poprawiły stan ducha zestresowanego kocura.
Ukryty tekst
To było chyba na tyle.
- W sumie to raczej już wiemy, co na ten moment powinniśmy robić. Widzę, że ci się spieszy, więc nie będę cię zatrzymywał. Wiesz gdzie mnie znaleźć, więc uderzaj do mnie, jak będziesz miał jakieś postępy w którejś sprawie. W razie czego, to ja będę miał cię jak złapać?
Dopił swoją wodę i o ile Yoichi nie podjął żadnego wątku w rozmowie, nadszedł czas na pożegnanie.
- No to… powodzenia? Cholera, może jako organizacja powinniśmy mieć jakieś powiedzonko – rzucił luźno na koniec, a potem odprowadził rudzielca spokojnym wzrokiem, by i samemu niedługo później ruszyć dupsko. Było tyle rzeczy do zrobienia, że aż sam nie wiedział, za co się zabrać w pierwszej kolejności.
Nazwa Kuchiyose no Jutsu
Ranga C
Pieczęci Świnia → Pies → Ptak → Małpa → Baran
Zasięg Dowolny
Koszt Zależny od rangi przywoływanego summona
Dodatkowe Wymagana jest krew przywoływacza oraz zawarcie paktu ze zwięrzetami
Opis Jedna z popularniejszych technik pośród shinobi, lecz by móc jej używać trzeba spełniać kilka warunków - z czego najważniejszym jest podpisanie swoją krwią paktu z jakimiś zwierzętami. Jeżeli jest to spełnione, shinobi nakłada na dłoń odrobinę swojej krwi (otrzymanej np. po rozgryzieniu palca lub dotknięciu rany), a następnie składa pieczęcie i dotyka jakiejś powierzchni. Aktywuje to technikę czasoprzestrzenną, która przywołuje do niego jedno ze stworzeń z paktu, by móc skorzystać z jej pomocy.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 27 lip 2020, o 13:04
autor: Kuroi Kuma
Niebo... na pustyni było inne, było cudne. Brak tutaj przysłaniających widok drzew, a i źródeł światła także. Brak wody, która odbija światło księżyca, brak łuny bijącej od śniegu. Podróżnikom towarzyszyła ciemność, która paradoksalnie tylko ukazywała więcej światła. Im dalej jesteś od osady, im mniej łuny wioski, tym jaśniej. Piękna to rzecz, zobaczyć niebo w pełnej okazałości, z tysiącami, milionami maluteńkich punkcików. Czasami mogło wydawać się, że po to wszystko można wyciągnąć dłoń, sięgnąć tuż na głową i zabrać kilka dla siebie. Te jednak były daleko stąd, oddalone o odległości, jakie nikomu się nie śniły. Im głębiej jednak w zabudowania Kuroi wchodził, tym tych gwiazd było coraz mniej. Znikały, dosłownie jakby wstydziły się dużych zgromadzeń ludzi. Coraz mniej i mniej, skryte przed światem, wstydliwe świetlne olbrzymy. Minął oazę, zostawił kawałek trawki, dla wygodnego pokoju, w którym zamierzał się ulokować.
Nie szukał zbyt długo, było mu to naprawdę obojętne, czy będzie spać w pałacu, czy może jednak stodole. Jedno i drugie miało to, czego poszukiwał, czyli miejsce do spania. Ten mały przywilej posadzenia dupska w mniej lub bardziej wygodnym łożu, cenił sobie chyba najbardziej. Bycie w podróży zmuszało do przyzwyczajenia się do snu w głuszy, więc coś takiego... Karczma, którą znalazł była całkiem przyzwoita. Nic nadzwyczajnego - łóżko, woda do obmycia, śniadanko, czego chcieć więcej? Skorzystał z tego pierwszego, zmył z siebie pot, a razem z nim i zmęczenie, które mu towarzyszyło. Pozwolił sobie na nieco dłuższą kąpiel, na gloryfikację tego pięknego momentu. Gdy zakończył, zamówił śniadanko na rano, skierował się do swojego pomieszczenia, rozebrał się zostawiając cały ekwipunek złożony w jednym miejscu, zamknął pokój, poszedł spać. Wtulony w kołdrę, jak każdy zwyczajny człowiek. Bo kim niby byli shinobi, jak nie po prostu ludźmi? Rankiem zamierzał ponownie założyć na siebie cały złom, zejść na dół, przywitać się z kimkolwiek będzie mu serwował posiłek, a następnie zająć się nim.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 27 lip 2020, o 14:39
autor: Kyoushi
Wyprawa rangi C
- Sfinks zwany Kuroiem -
Ukryty tekst
5/42
Rozmyślałeś nad tym co się dzieje, co widzisz i jak to wszystko pięknie wyglądało. Cóż, jednak byłeś tylko shinobi, więc twoje przygody wcale nie opierały się na obserwowaniu gwiazd i nieba. Przykro mi. Kroczyłeś zmęczony dalej i dalej, by w końcu dać odpocząć swoim zmęczonym stopom. Gdy już trafiłeś do przybytku nie miałeś ochoty szybko go opuszczać, jednocześnie zdawałeś sobie sprawę, że ta chwila kiedyś musi nadejść - jednak. Korzystałeś z kąpieli ile tylko się dało, w końcu nic cię nie nagliło tak naprawdę. Tuż po, otrzymałeś swoje górnolotne śniadanie, które spełniło wszelkie twoje zachcianki, włącznie z napojem. Nie zanosiło się nawet, że coś może zepsuć twój wspaniały dzień, który miał się przecież dopiero rozpocząć. Gdy tylko się zebrałeś stało się coś nieoczekiwanego, na co mogłeś jednak przymknąć oko.
Gdy tylko pojawiłeś się w wiosce, ludzie cię rozpoznali - przynajmniej ci co mieli z tobą do czynienia, a przechodząc obok, jeden z nich cię zaczepił.
- Przepraszam, jest pan shinobi prawda? - zapytał cię dorosły, a także rosły mężczyzna, który nie wyglądał na typowego mieszkańca. Prędzej na jakiegoś potężnego osiłka. Jednocześnie spełniał kryteria zainteresowanego twoimi usługami. - Niedawno odwiedził nas sam Książę Pustyni, ale nie zdążyliśmy go poinformować o tym co się dzieje... A pan jest równie znany na tych terenach... Może przejdę do konkretów jednak? - zapytał, wskazując w stronę karczmy z której wyszedłeś - Mogę postawić piwo i opowiedzieć? Ma pan czas? - zapytał skromnie, będąc niemal pewnym, że się nie oprzesz. W końcu byłeś w takim wieku, że wojak w tę lub tamte stronę. A cóż to dla ciebie.
Re: Wioska przy rzece Asahi
: 27 lip 2020, o 16:56
autor: Kuroi Kuma
BYŁ NAWET NAPÓJ! Toż to Ci prawdziwe rozpieszczanie, to nie to tamto. Bo śniadanie to mógł zrobić sobie każdy, co to strzelić jajówę, do tego pokroić chleba i voila, gotowe? Tak to każdy głupi potrafi. Ale ale! Nie każdy mógł do tego dołożyć napój, bo kto o tym pomyśli? Tak prosta rzecz, o której tak często się zapomina. Jesz te pięknie zrobione jajeczka, ten starannie przygotowany chlebek, ale jednak nieco sucho, czegoś tutaj brak, prawda? Popić to wszystko, by gładko przeleciało do brzuszka i się tam ładnie ułożyło. Co jak co, ale była jedna rzecz, którą Kuroi naprawdę doceniał. I przez naprawdę, chodziło mi tutaj o BARDZO NAPRAWDĘ. I było to jedzenie, ta mała radość, coś co spora część ludzi uznawała za konieczność. Problem, bowiem człowiek bez jedzenia zaczynał słabnąć, tracić na siłach. Z drugiej strony jego przesyt powodował bardzo podobne uczucie. I tak źle i tak nie dobrze, więc jak? A Kuroi się delektował. Poświęcał się mu w całości, jak żadnej innej sprawie. Dlatego też nie lubił, gdy dochodziło do jego marnotrawstwa. Przecież wszystko dało się przetworzyć, wykorzystać w jakiś sposób. Nawet psom można było rzucić jakieś ochłapy, by nie poszły na marne. Przypomniał sobie potrawę przygotowaną przez kota Ocirka, moment w którym Seinaru wykopał ją w górę, gdy widział jak nic już z tego nie będzie, złość która temu towarzyszyła.
-Można by tak powiedzieć w sumie - kiwnął głową na pytanie, chociaż nie wyglądał najbardziej przekonująco. Był shinobim, chociaż nie szukał obecnie żadnego zlecenia. Miał znaleźć kryształek, takie zadanie dostał od Ocirka i zamierzał je wykonać tylko... jak na razie nie znalazł żadnego tropu. Ni czorta nie potrafił znaleźć punktu zaczepienia. Ostatnim razem to przez takie przypadkowe spotkanie trafił na ślad czegoś, co okazało się miśkami będącymi jego towarzyszami. Teraz jednak nastał czas posuchy, nie licząc oczywiście wyzwolenia wioski, ale tutaj ciężko mówić o czymś bardzo rozwijającym. Mężczyzna wspomniał Ocirka - przypadek, że akurat byli przy rzece nazwanej imieniem tego pełnego pychy chłopaka? No bo powiedzmy sobie szczerze... naprawdę? Rzeka? No nic to.
-Nigdzie się nie spieszę, chociaż jest dosyć wcześnie rano, więc lepiej... lepiej jednak napój - pokiwał głową udając bardziej inteligentnego niżeli był. Bo może i napiłby się piwa, ale nie z kimś nieznajomym, bo co to za przyjemność?