Sabaku z mściwą satysfakcją obserwował to, do czego została stworzona technika przez niego użyta. Krew barwiła piasek, a jeden z jego przeciwników już był martwy. Coś jednak nie grało, brakowało widowiskowego deszczu krwi i zgniecionych na pienistą galaretę wnętrzności i fragmentów kości. Dla pewności więc, Satoshi nie przerywał działania pustynnej trumny, czując, jak połknięta właśnie tabletka zaczyna działać, a jego zasoby niebieskiej energii wracały. Posłał kolejną porcję chakry, a kupa piachu nabrała nowego wigoru i znów zaczęła ściskać swoje nadzienie. Swoją drogą, wspaniała rzecz, te ziołowe specyfiki. -
Zwykłe wydmy, tak?- rzucił z wyczuwalną nutą wściekłości i bólu w głosie Akoraito w kierunku Jun'a. Oczy wciąż miał utkwione w dwójce rabusiów. -
Potrzebuję bandaży, możliwie czystych i coś do przemycia ran, znajdzie się?- tym razem pytanie skierowane było do Hinaty, jednak tutaj Satoshi liczył na domyślność kupca, bowiem ani nie wypowiedział na głos jego imienia, ani nie zaszczycił handlarza swoim spojrzeniem.
Niebieskooki nie uznał jeszcze, że zagrożenie minęło, nie rozluźniał się więc nawet w najmniejszym stopniu. A coraz bardziej narastający ból tylko wzmagał uczucie niepewności. Adrenalina powoli opadała, chociaż i tak pewnie jeszcze przez kilkanaście minut Satoshi będzie czuł skutki jej obecności w organizmie. Chcąc jednak upewnić się, że cherlawszy z przeciwników odszedł w objęcia Amaterasu, Akoraito machnął prawą dłonią na odlew, a z jego gurdy wyleciała porcja piachu, który uformował się w kształt pięciu szybko rotujących shurikenów, które pomknęły wprost w ciało. Satoshi celował w szyję, jednak nie zdziwiłby się, gdyby chybił. Rana dawała mu się we znaki coraz bardziej.
Powoli ruszył wolnym krokiem w kierunku wozów. Miał nadzieję, że kupcy do tego czasu przygotowali już coś, czym mógłby się opatrzyć. W żadnym jednak razie nie spuszczał wzroku z trumny, wciąż utrzymując gest techniki. Chciał być absolutnie pewien tego, że parszywy Kaguya wyzionął ducha.
-
Jeśli któryś z was w myśli nazwał mnie paranoikiem, to mam nadzieję, że to odszczeka.-. Chłopakowi powoli wracał humor, przygaszony do tej pory z powodu wciąż wiejącego wiatru, niosącego uporczywe i kłujące kryształki kwarcu. Jeśli w karawanie nie ma żadnych bandaży, Satoshi będzie zmuszony użyć tych, które ma na swoich rękach. Licząc, że nie wda się w to zakażenie, a przynajmniej dotrwa do czasu, gdy w Ita'harze będzie mógł pójść do medyka.
Ukryty tekst