Post
autor: Rokudo Gaika » 11 maja 2023, o 22:35
Ukrywanie się było dobre dla frajerów. W sytuacji, gdzie cel ich zadania było zniszczenie nieruchomego obiektu, jak laboratorium narkotyków nie było nawet sensu specjalnie się śpieszyć. Obrońcy mieli stanowczo za mało czasu, aby wszystko zebrać na wóz i wywieźć w siną dal. Nie przy dwóch takich, co właśnie maszerowali spokojnie w jego kierunku, szykując się na totalną rozwałkę.
Niechciany dziedzic rodu Rokudo zadał pytanie aptekarzowi, co takiego ma zrobić z obsługą i ochroną całego przybytku. Dostał wolną rękę i zamierzał skorzystać z tego przywileju. Ludzie z papieru byli na ogół bezużyteczni, ale stanowili pewien poligon doświadczalny dla umiejętności chłopaka. Tutaj mógł w bezpiecznym środowisku przetestować nowe pomysły na techniki i chwyty, które mu wpadały właśnie do głowy. Dla takiego worka krwi i kości to był najwyższy zaszczyt. Być wykorzystanym przez kogoś pokroju srebrnowłosego pięściarza. Gaika nawet zerknął kątem oka na to, co wyprawiał Włócznik ze swoimi przeciwnikami. Ten z jakiegoś powodu nawet podjął rękawice i rozdawał ciosy na lewo i prawo, narzekając na niską jakość grupy przeciwników. Przyszły bohater pieśni ludowych westchnął tylko ciężko, łapiąc jednego typka za głowę i odrzucając jak szmatę kilka metrów dalej, nie wkładając w to za wiele siły. – Wieczne rozczarowanie. – Jak to powiedział, to nadszedł czas na zabawę. Następnego typka złapał za ramiona i zaczął nim kręcić dookoła własnej osi, niczym bączek, uderzając innych słabiszczaków jego zwiotczałym ciałem. Czy to przeżyje? Wątpił. Zabawa jednak była przednia, bo tłumek zaczął się przerzedzać i sypać jak domek z kart. Jak już nie było nikogo stojącego, oprócz Nakasady, to ten wyrzucił swoją najpewniej popsutą zabawkę z rąk i otrzepał ręce.
Korzystając z okazji ich pustynna taksówka, zebrała najpewniej kolejne zlecenie. Najpewniej gdzieś w drugim krańcu Unii. Po nich został tylko tuman kurzu i niezbyt przyjemne wspomnienie. Nie było to jednak ważne, bo cel ich zadania stał za wrotami tajemniczej fabryki proszków. W środku mieli iść na całość i rozpierdolić wszystko w drobny mak. Może będzie tam ktoś nieco silniejszy, niż mięso armatnie, którym zostali poczęstowani na dzień dobry. Można było tylko mieć nadzieje. Daisuke jednak wyrywał się do przodu, co nieco ugryzło chłopaka, który liczył na to, że to on dostanie na klatę pierwszy solidny cios i w związku z tym najsilniejszego obrońcę przybytku. Tak nie mogło być! Żółtooki przyspieszył kroku, zrównując tempo do szatyna, wbijając do środka. Cokolwiek tam na nich czekało miało to nieszczęście na trafienie na dwóch typa z wielkim cycem, a nie tylko jednego.
0 x