Plac centralny

Nibui

Re: Plac centralny

Post autor: Nibui »

  • Może i samo "Ayato" by wystarczyło, ale nie oznacza to, że Nibui nie powinien dodawać końcówki, która świadczyłaby o połowicznym chociaż szacunku do drugiej osoby. Białowłosy był wychowany tak, jak chciał tego ojciec i nawet jeśli Akimichi miałby się poczuć urażony używaniem takiego, a nie innego słownictwa, to samuraj nie zamierzał odwracać się od nauk wpajanych mu przez lata.
    - A szkoda. W każdej z nich znajduje się jakieś ziarenko prawdy. Czasem dobrze jest włożyć trochę wysiłku i odsiać ziarno od plew. - odpowiedział na stwierdzenie o plotkach. Może Kaizaki miał do nich takie, a nie inne podejście zwyczajnie dlatego, że je lubił? Zawsze uważał, że bycie dobrze poinformowanym to podstawa, a wszystkie bojce i ploteczki mogły w tym dość znacząco pomóc. Wystarczy usłyszeć słówko od jednej osoby, zdanie od drugiej, a od trzeciej wyciągnąć jeszcze coś z kontekstu i całkiem możliwe, że uzyska się dokładny opis pożądanej sytuacji. Niestety samuraj nie mógł się dłużej rozwodzić nad przydatnością takich informacji, bo jego rozmówca najwyraźniej miał inne spojrzenie na całą sytuację. Zresztą nie tylko o plotki chodziło! Kiedy Nibui zobaczył jak zielonowłosy reaguje na wiadomości o wojnie, coś w nim drgnęło. To nie była zwykła ciekawość, która targała gawiedzią gdy artysta opowiada im historię. Chłopak siedzący naprzeciwko niego doszukiwał się w opowieści jakiegoś drugiego dna, które zaspokoiłoby jego żądzę. Co to było? Tego niestety Kaizaki nie wiedział, ale postanowił dawkować informacje.
    - Zdecydowanie za dużo. Wielu znakomitych żołnierzy straciło tamtego dnia życia, a ich rodziny straciły mężów, synów, braci, a już na pewno ojców. - odpowiedział szczerze, w ogóle nie przejmując się tym, że przy całej sytuacji zrobił się trochę sentymentalny. Raczej rzadko spotykało się kogoś w jego wieku, kto przy okazji nie myślałby tylko o swojej sławie i wyczynach, a zamiast tego spoglądał na innych ludzi. No bo przecież Nibui mógł się tutaj zacząć chwalić, jak powierzono mu ochronę lidera klanu Senju, jak raz uratował mu życie i jak dzielnie przebijał się przez zastępy wojaków, ale po co? Dla niego to wszystko było raczej powodem do wstydu, aniżeli dumy. Nie zdołał załagodzić konfliktu, prawie zawiódł tych, którzy pokładali w nim nadzieje i na dodatek zabrał jeszcze wiele żyć. Blizna na jego brzuchu była nie tylko pamiątką po tamtych wydarzeniach, ale również przestrogą. Za złe uczynki los wynagradza cię równie złymi wypadkami. To był niepodważalny fakt.
    Tymczasem po drugiej stronie stołu siedziała osoba, która była istnym, żywym przeciwieństwem Kaizakiego, a przynajmniej właśnie tak samurajowi się wydawało. Kiedy on sam raczej stronił od cieszenia się z krzywdy i śmierci innych, Ayato wydawał się czerpać z niej przyjemność i radość. Tak przynajmniej nalezałoby wnioskować po jego śmiechu na wieść o zakończonej wojnie, która nie doprowadziła do całkowitego wybicia walczących w niej klanów. Prawdę mówiąc, to na razie Nibuiowi nie było nic do tego. Nie miał żadnego interesu, ani celu w tym, żeby bawić się tutaj w uzdrowiciela duszy i nawracać chłopaka. Zamiast tego przysunął bliżej siebie jedzenie, aby ten przypadkiem nie zrzucił go na ziemię swoimi buciorami. I znowu dopóki te nie wchodziły na jego połowę stołu, to zupełnie mu nie przeszkadzały. Nibui nauczył się tego, żeby nie mieć wysokich wymagań co do swoich posiłków i otoczenia. W ten sposób jeszcze nigdy nie zawiódł się na żadnej restauracji.
    Kaizaki na razie wsłuchiwał się dokładnie w słowa Ayato i starał się wyciągnąć z nich jak najwięcej. Wbrew pozorom takie odpowiedzi zawsze mogły dużo powiedzieć o drugim człowieku. Jaką miał przeszłość, co go w niej spotkało, a także dlaczego akurat spogląda na życie w taki, a nie inny sposób. I w pewnym sensie tym razem również udało się uzyskać część odpowiedzi na powyższe pytania. Nibui przede wszystkim zauważył, że Akimichi wyraźnie dystansuje się od reszty shinobi. Uważa się za kompletnie innego, niż "oni", którzy żyją w obłudzie i chowają się za sprawiedliwością byleby tylko uzasadnić swoje grzeszki. Tymczasem sam zielonowłosy uważał, że to właśnie szczerość i czerpanie przyjemności z odbierania życia są najważniejsze. Ba! On nie miał nawet podstawowego, najmniejszego poszanowania dla życia drugiej osoby, co już lekko uderzyło w strunę samuraja. Nie mógł tego tak pozostawić.
    - Na świecie są różne potwory. Niektóre tworzą problemy z ukrycia, inne uprowadzają dzieci, jeszcze kolejne niszczą marzenia, a wieśniacy mówią nawet o tych, które wysysają krew. - zaczął czymś, co wydawałoby się kompletnie niezwiązane z tematem. Nic bardziej mylnego! - Istnieją jednak potwory, które mówią tylko kłamstwa. To one są prawdziwym problemem, ponieważ są przebieglejsze niż reszta. Podszywają się pod ludzi, chociaż nie mają pojęcia jak działa ludzkie serce. Jedzą, choć nigdy nie zaznały prawdziwego głodu. Łakną też przyjaźni, a mimo tego nigdy nie potrafiły pokochać. Czy one Cię nie przerażają, Ayato-kun? - kolejną wypowiedź zakończył bezpośrednim zwrotem do chłopaka, po raz kolejny używając tutaj pewnej formy grzecznościowej. Nibui jednak zupełnie się tym nie przejmował i niezależnie od odpowiedzi Ayato odezwał się raz jeszcze.
    - Mnie przerażają. Jeśli kiedykolwiek spotkałbym takiego potwora na swojej drodze, to zapewne zostałbym przez niego pożarty. Czemu? Bo sam nim jestem. Są nimi wszyscy ludzie, Ayato-kun. Wszyscy, bez wyjątku. Ty też nie jesteś inny. Ideały każdego człowieka, choć mogą mu się wydawać naprawdę właściwe, są tak naprawdę ułudą, w którą wierzymy i która może okazać się pięknym kłamstwem. I nie chodzi o to, żeby je porzucać. Sęk w tym, żeby nadal za nimi podążać pomimo świadomości, że są tak naprawdę samolubne. - Kaizaki nie był pewien czy Akimichi aby na pewno dobrze go zrozumie. Samuraj miał jednak to do siebie, że często wciągał ludzi w filozoficzne dysputy i oczekiwał od nich reakcji. Niektórzy uciekali, inny podejmowali próby dialogu, a jeszcze inni poddawali się na samym początku. Jak będzie tym razem? Tego Nibui nie wiedział, ale był za to pewny tego, co chciał przekazać nieznajomemu. Oczywiście zgadzał się z tym, że światem zawsze rządzili najsilniejsi, doskonale rozumiał, że często wykorzystywali przy tym słabsze jednostki do własnych celów. Rozumiał też, że nie każdy ujawnia prawdziwe motywy swego działania, ale podejrzewał również, że tak samo było w przypadku Ayato. Nikt, ale to nikt nie rodzi się na tym świecie zły. Coś, co wydaje się Akimichiemu normalne i właściwe, tak naprawdę mogło mieć swoje początki w czymś zupełnie przypadkowym i tak płytkim, że gdyby zdał sobie sprawę z jego istnienia, to niemalże natychmiast zmieniłby swoje podejście.
    - Oczywistym jest, że nie należy postrzegać śmierci jako końca życia. Jest ono jedynie jego częścią. Jednak czy to daje komukolwiek prawo do decydowania czy ma ona nadejść przedwcześnie? W czym jesteś lepszy od losu, że nie żałujesz ucięcia nici czasu drugiej osoby, że przymykasz oko na te wszystkie rzeczy, które mogłaby osiągnąć gdyby tylko oddychała przez te kilka lat dłużej? - kolejne pytanie skierowane w stronę Ayato, które chciało przybliżyć samurajowi jego sylwetkę. Chciał poznać jego sposób myślenia, spojrzenia na świat, zachowania. Był zwyczajnie ciekawski, ale również zachowywał się fair. Nie zamierzał zbierać od niego informacji, samemu nie podając ich o sobie. - Nie zrozum mnie źle. Moja katana wiele razy spłynęła krwią i nie zawsze było to ostatecznym wyjściem, ale w przeciwieństwie do Ciebie rozpamiętuję każdą śmierć, do której się przyczyniłem. Nie można zabijać kogoś w imię żądzy czy przyjemności. Musi w tym wszystkim istnieć jakiś większy cel, który człowiek powinien starać się zrealizować. A wszystko to po to, aby stanąć twarzą w twarz z duszami poległych z twojej ręki na sądzie ostatecznym i mieć czelność pokazać im swoje dzieło, a następnie poprosić o ich przebaczenie. - skwitował po raz kolejny, jeszcze raz pokazując swoje być może za delikatne spojrzenie na świat. Mimo tego Nibui nie potrafił tak po prostu stać się bezduszną bronią, która wykonywałaby rozkazy i pozbawiała wszystkich życia bez mrugnięcia okiem. Nawet jeśli odpychał od siebie uczucia na czas bitwy, to te i tak wracały wraz z opadającym na pole bitwy kurzem. Był człowiekiem i nigdy nie mógł temu zaprzeczyć.
    - Jestem samurajem, bo mój ojciec i brat są samurajami. Tak przynajmniej myślałem dopóki mieszkałem na Teiz. Wszystko zmieniło się jednak w momencie, gdy opuściłem moją wyspę. Dopiero wtedy zobaczyłem ile niesprawiedliwości jest na tym świecie i ilu słabych ludzi potrzebuje ochrony. - zaczął swoją odpowiedź, jednak już po kilkunastu słowach musiał zwilżyć gardło wciąż ciepłą herbatą. - Słabeusze nie mają prawa marzyć, nie mają siły, aby spełniać swe pragnienia. Czy to w porządku? Czy świat musi dopuszczać do splendoru jedynie najsilniejszych? Nie, nie jest to w porządku i wcale nie musi tego robić. Prawdą jest jednak, że tak się właśnie dzieje. Jeśli nie można więc zmienić zasad świata, to czemu nie nagiąć reguł gry? Masz pomysł jak to zrobić, Ayato-kun? - zapytał zielonowłosego, marszcząc przy tym brwi i wbijając swe oczy w jego źrenice. Nie zamierzał odpuścić ewentualnego pojedynku na spojrzenia, bowiem to właśnie gałki oczne były zwierciadłem duszy człowieka. To właśnie z nich da się wyczuć emocje rozsadzające nas od wewnątrz. Cała ta burza mająca miejsce w ludzkich sercach i umysłach znajdowała swoje odbicie właśnie w oczach. Trzeba było tylko dokładnie patrzeć i odczytywać wszystkie znaki. Tylko i aż tyle.
0 x
Ayato

Re: Plac centralny

Post autor: Ayato »

Delikatny uśmiech gościł na twarzy chłopaka. Rozmowa z samurajem dostarczała mu naprawdę sporo przyjemności. To jak postrzegał świat w tak odmienny sposób do Ayato, było naprawdę zabawne. Mimo wszystko był bardzo spokojny. Można powiedzieć że podszedł do sprawy z dystansem. Nawet po takich wyzwaniach nie spoglądał na chłopaka z morderczymi intencjami. Po części było to nieco irytujące, budzenie tych negatywnych uczuć w inny było jedną z tych cech które uwielbiał. Z drugiej strony cieszył się, że białowłosy nie rzucił się na niego od razu z kataną. Gdyby tylko chciał mógł rozpętać tutaj burdę, która z pewnością nie skończyłaby się dobrze dla żadnego z nich.
-Nie lepiej by było, gdyby po prostu się poddali? Ofiar byłoby zdecydowanie mniej o ile nie w ogóle. – nie mówiąc już o tym jak dziwne i nietypowe by to było. Jak się zachować po kapitulacji wroga. Zabić ich władzę i doprowadzić do wielkiego buntu, czy może dać im żyć. Jak wiele by się zmieniło, czy coś w ogóle by się zmieniło. Chyba nikt nie mógł powiedzieć jak mogłoby się to skończyć inaczej.
Sięgnął po paczkę papierosów leżącą na stoliku. Wyciągnął sobie z niej jednego. Pomimo tego, że to zabójcze czasem przyjemnie było sobie puścić dymek. Wsadził jedną końcówkę do ust, a do drugiej przystawił ogień, który błyskawicznie przeszedł na fajkę. Wraz z głębokim wdechem odchylił głowę do tyłu. Popielatą chmurę wypuścił nosem, zabijając otaczającą ich w powietrzu woń przypraw.
-Tak, potwory… Zabawnie to określiłeś. – mruknął trochę bardziej do siebie, niż do rozmówcy. Zaśmiał się przy tym cicho pod nosem, wyraźnie wzruszając ramionami. Spojrzał w kierunku najbliższego okna. Chciał w nim dostrzec takiego jednego potwora. Najstraszniejszego spośród wszystkich. Mającego metr wzrostu i gotowego zrobić wszystko za bochenek chleba.
-To nie wina ludzi. To chęć przetrwania czyni wszystkie istoty na świecie bezlitosnymi zwierzętami. Ludzie są po prostu najgorszym spośród wszystkich gatunków. – zaczął z lekkim uśmiechem na twarz. Świat był bez wątpienia okrutny, ale to mu się w nim podobało. Gdzieś miał moralność i ideały, po prostu robił to na co miał ochotę. Wielu próbowało postawić się własnemu losowi, ale czy komuś się udało. Czy któraś z tych osób zmieniła w jakikolwiek sposób świat? Niestety nie. –Niegdyś słabi ludzie wykształcili sobie rozum, który pozwolił prześcignąć wszystkie inne gatunki. Porzucili instynkty, wiedząc że kierowanie się nimi potrafi być zgubne. Zastąpili je inteligencją. Wszystko co mamy dziś to zasługa woli przetrwania, nie jakiś prostych pobudek jak dobre serce. Ludzie byli gotowi zrobić wszystko by przeżyć. – zaśmiał się tym razem dużo głośniej. Zwrócił na siebie uwagę kilku, może kilkunastu innych klientów, ale w ogóle go to nie obchodziło. Właściwie to ciężko było powiedzieć czy czymkolwiek się przejmował. Do wszystkiego podchodził z ogromną beztroską.
-A strach… Strach to wszystko napędza. – nie ma większego źródła siły niż strach. To dobrze że samuraj się bał. To świadczyło, że nie był głupi, w przeciwieństwie do Ayato, który był gotów napluć śmierci na twarz i wyśmiać ją prosto w oczy. Miał okazję ją już spotkać i jakoś udało mu się przeżyć. Swoje przecierpiał i nic mu to nie dało, więc jaki był dalszy sens tej mordęgi.
-Spotkałem raz mężczyznę, który jedną nogą był w grobie. Pomimo tego, że nie zostało mu wiele czasu to i tak nie potrafił odebrać sobie życia. Strach i wola przetrwania trzymały go przy życiu. – tak to chyba był najlepszy przykład jaki do tej pory udało mu się spotkać. Mężczyzna, który na łożu śmierci nie błagał o życie, a składał nic niewarte groźby, jak do końca wierzył, że przeżyje.
Białowłosy za każdym razem coraz bardziej zaskakiwał młodzieńca. Rozbawiał go prawie do łez. Bez opamiętania wybuchał śmiechem, który rozlegał się po całym pomieszczeniu. Pokręcił tylko lekko głową i zaciągnął się mocno, na tyle, że połowa papierosa zmieniła się w stożek popiołu, który przy strzepaniu upadł na podłogę.
-Czy znasz kogoś, kto wrócił z zaświatów? – spytał w bardzo ironiczny sposób. Nie oczekiwał żadnej odpowiedzi. To było niemożliwe dla zwykłego człowieka. Świat wyglądałby wówczas zupełnie inaczej. Chyba nikt nie był w stanie powiedzieć jak dokładnie.
Uśmiechnął się nieco, słysząc słowo los. Tak to zdecydowanie było kluczowym słowem w tym wszystkim. Czym w ogóle jest los? Kto nim kieruje? I najważniejsze, czy ludzie nie są tylko marionetkami w jego rękach. Niemożliwym jest, by świat był dziełem zwykłego przypadku. Nawet niechciane dzieci rodzą się w jakimś celu.
-Skąd wiesz, że miał żyć dłużej? Co jeśli los chciał, byś to właśnie Ty zakończył męczarnie tego biedaka na tej okrutnej planecie? – odparł równie dobrym pytaniem, na pytanie samuraja. Trudno było powiedzieć, czy którykolwiek z nich miał racje, równie dobrze obaj mogli się mylić. Zeszli na tematy zbyt trudne dla prostych ludzi.
Westchnął cicho pod nosem, bo znalazł się kolejny obrońca sprawiedliwości. Puste gadanie, a tak naprawdę żadne z nich nie potrafił zrobić nic sensownego. Puste obietnice bez pokrycia, kolejne oszustwa. Czy oddanie komuś kilku monet odmieni jego życie. No nie bardzo. Da tylko złudną i chwilową nadzieję.
-Jesteś naprawdę zabawny. Chcesz grać w grę ze światem? To on rozdaje karty i to on decyduje o losach wszystkiego. – mruknął krzywiąc się nieco. Sam popadł w ten obłęd dawno temu i po prostu się z nim pogodził. Świat nie karze. Nie istnieje dla niego dobro czy zło.
-Świat nie patrzy na to czy jesteś dobry czy zły. Czym zawiniły te bezdomne dzieciaki, które codziennie muszą kraść by przeżyć? Jedne z nich po prostu sobie poradzą i zostaną silne, a inne zwyczajnie umrą. Nie zmienisz tego, a jedynie możesz zaakceptować. – mruknął wyrzucając peta do miski, z resztkami ostrego jedzenia, którego i tak już nie miał ochoty dokończyć. Szczerze dzieci, to jedyne stworzenia, których było mu nieco szkoda. Sam swoje wycierpiał za młodu i nawet wrogowi nie życzył tak przykrych wspomnień, których skutki odczuwa aż do dziś.
0 x
Nibui

Re: Plac centralny

Post autor: Nibui »

  • - To nie takie proste. Cała ta wojna była szyta grubymi nićmi, ale nie zamierzam się wdawać w szczegóły. - samuraj uciął jednoznaczni temat. Od samego początku coś nie pasowało mu w działaniach Uchiha i wszystko wyjaśniło się gdy na scenę wkroczyły postacie niezwiązane z żadnymi klanami. Hisato zginął, Kazuyoshi zabrał jego oczy i zniknął, a Katsumi przejęła dowództwo nad Uchiha przepraszając za zdrajcę i zahipnotyzowanego lidera klanu. Wszystko to było nieźle pokręcone, ale właśnie dzięki temu łatwe do zauważenia.
    Nibui nie ukrywał, że spojrzenie Ayato na świat naprawdę go intrygowało. Do tej pory nie spotkał się z osobą, która w taki sposób wypowiadałaby się o ludzkich życiach, pobudkach i przeznaczeniu. Wszystko wskazywało na to, że mężczyzna zasiadł do właściwego stołu. Gdzie indziej pewnie trafiłby na gadkę o pogodzie, a tutaj na pewno dowie się czegoś o życiu i być może nawet zmieni swoje zdanie na niektóre tematy. Kto wie? Ta dwójka może się od siebie naprawdę wiele nauczyć, o ile tylko będą wyraźnie słuchali. Kaizaki widział jednak, że podstawy ich przekonań diametralnie się różnią. Ayato uważał, że chęć przetrwania była czymś, co zabiła w ludziach humanitaryzm.
    - Mówisz, że ludzie pozbyli się instynktów, a tymczasem samą wolę przetrwania sprowadzasz do roli takowego. Czymże byłoby życie bez wartości humanitarnych? Zrobienie wszystkiego, nawet najgorszych grzechów, aby przeżyć potwierdza jedynie, że ludzie nie różnią się tak bardzo od zwierząt. W żadnym wypadku chęć przetrwania nie czyni ich wyjątkowymi. To właśnie poczucie przynależności do pewnej społeczności, przynależenie do rodziny i krajanów sprawiło, że człowiek znalazł się na szczycie świata zwierząt. - skontrował od razu rozmówcę, tłumacząc przy tym swój punkt widzenia. To właśnie dzięki takim wartościom jak przyjaźń, zaufanie, miłość i chęć pokoju powstawały pierwsze rodziny, osady, miasta i kraje. Osiadły tryb życia dał człowiekowi wszystko, czego potrzebował do zapanowania nad naturą, a sama wola przetrwania nie pozwala na stworzenie jakiejkolwiek komórki społecznej. Tutaj Akimichi skierował swój tok rozumowania w zdecydowanie niewłaściwą stronę.
    - Strach jest natomiast sprawą osobliwą. Nie można go jednoznacznie określić. Raz jest bohaterem, raz mordercą. To on nakazuje się uchylić przed atakiem, którego nie da się rady zablokować, ale to również on powstrzymuje człowieka przed zadaniem ostatecznego ciosu i zakończenia życia drugiej osoby. Uważam jednak, że ludzie, którzy nie lękają się własnej mocy nie mają do niej żadnego prawa. - może i było w tym trochę samurajskiej mądrości, ale takie słowa zawsze wypowiadał jego ojciec. To on właśnie nauczył Nibuia szacunku do katany, którą dzierży. Nie postrzegał jej jedynie jako przedłużenie swojej ręki. Widział w niej moc, która pozwala mu odbierać życia, ale również moc, przez którą inni czyhają na jego życie. To osobliwe połączenie zawsze sprawiało, że chłopak miał niemały natłok myśli w swojej głowie. Nie tak łatwo chodzić bowiem przy boku z bronią, która tyle razy została splamiona cudzą krwią i pewnego dnia może również zalać się juchą właściciela.
    - Czy to źle, że trzymał się przy życiu? Cierpiał, być może nawet rozpaczał, ale mimo tego żył. Miał do tego prawo i jak najbardziej go rozumiem. Nie ma sensu poddawać się chorobie czy starości. Trzeba z nimi walczyć do ostatnich sił. - tak bardzo różni, a jednak prowadzili jakiś dialog. Dla samuraja życie było jednak wartością prawie nadrzędną. Na pierwszym miejscu zawsze stawiał swój honor i, dla jego zachowania lub oczyszczenia, był gotów poświęcić swe lata na tym ziemskim padole. Zresztą tak przecież chciał uczynić zaraz po tym, jak lider klanu Senju został spowity kryształem przeciwnika, ale mu nie pozwolono. Tylko dlaczego Nibui miał wrażenie, że właśnie przyszło mu rozmawiać z jakimś sadystą, który dosłownie lubował się w odbieraniu ludzkich żyć? Im dłużej przebywał z Ayato, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że dla tego mężczyzny nie ma żadnej świętości. Z jednej strony skutkowało to niesamowitą wolnością osądów, a z drugiej strony było naprawdę smutne. Co musiał przejść, żeby stać się skorupą człowieka?
    - Źle postrzegasz los, Ayato-kun. Tam, skąd pochodzę mówi się, że on rozdaje tylko karty. To od Ciebie zależy jakich w danym momencie użyjesz. To nie jest marionetkarz, który ciągnie za sznurki i steruje każdym Twoim ruchem. Zawsze masz wybór i ostatecznie to Ty decydujesz jak należy postąpić. Ja sam nie zabiłbym tego biedaka dopóki jasno by mnie o to nie poprosił. Jeśli chciał żyć, jeśli nadal miał nadzieję i pragnienie tułania się po tym padole, to kim jestem, żeby bez powodu mu je niszczyć? - zapytał swojego rozmówcy, dokańczając przy tym ostatniego skorpiona i rozsiadając się wygodnie na krześle. Ręce skrzyżował na klatce piersiowej, a włosy uprzednio odrzucił na plecy, aby więcej mu nie przeszkadzały. Ah, i jeśli chodzi o dziwne zachowanie Akimichiego, to samuraj zdawał się nim być zupełnie nieprzejęty. Śmiechy, niespokojne ruchy, nietypowe spojrzenia - zdawało się jakby wszystko to, co zostało w niego rzucone zwyczajnie odbijało się od kamiennej mimiki.
    - Kolejna sprawa, w której mamy odmienne zdanie. Widzę, że chyba będzie ich dużo. - odpowiedział i westchnął lekko, choć to westchnięcie miało być tylko przerywnikiem - Nie da się uratować wszystkich, to prawda. Zawsze można jednak polepszyć los dziecka, które akurat spotykasz na swojej drodze. Czasem nawet parę groszy jest w stanie diametralnie odmienić jego życie. Jeśli jeszcze przy tym go czegoś nauczysz, to całkiem możliwe, że poradzi sobie o wiele lepiej, niż do tej pory. Świat jest obserwatorem, a my pionkami. Nikt jednak nie steruje naszymi działaniami o to właśnie od nas zależy jak będzie wyglądało nasze otoczenie. - wyjaśnił, gestykulując przy tym odpowiednio rękoma. Nibui nie wiedział skąd biorą się w nim te wszystkie przemyślenia, ale czasem miewał chwile, podczas których ślina sama przynosiła mu na język pewne porównania, argumenty czy nawet tezy, którymi musiał się po prostu podzielić z rozmówcą. Nie wszyscy wytrzymywali taką presję i często składali rękawicę zanim swoista intelektualna bitwa na dobre się rozpoczęła, ale w Ayato akurat samuraj pokładał swoje nadzieje. Zawsze dobrze jest skonfrontować z kimś swoje ideały, aby je udoskonalić lub diametralnie zmienić.
    - A jeśli chodzi o odpowiedź na moje pytanie, to ja mam już ją gotową. Poprawię Ci tym pewnie humor, ale mam zamiar stać się człowiekiem, który na swych barkach będzie nosił marzenia i cele wszystkich tych, którzy sami nie mogą stanąć przeciwko uciemiężeniu i złu, jakie istnieje dookoła nas. Nie znam pojęcia klanu, obce jest mi oddanie wioski. W tym momencie jestem niezależnym samurajem, który wszystkich zaczyna oceniać z jednego pułapu. Wierzę, że dzięki szczerej rozmowie i zgromadzeniu grupy zaufanych przyjaciół podzielających moje ideały, uda się osiągnąć stan, który będzie zadowalający dla wszystkich na tym świecie. A jeśli nie uda się to mi, to na pewno ktoś podniesie z ziemi moje dzieło i zechce je kontynuować. - deklaracja rodem z legend i historii opowiadanych dzieciom na dobranoc, ale Kaizaki jeszcze nigdy nie był tak poważny. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest samurajem. Doskonale wiedział, że nie umie zsyłać na ziemię błyskawic czy kryształu, jak shinobi. Mimo wszystko ma nad nimi jedną, ważną przewagę. Jest człowiekiem, któremu chakra nigdy nie pomogła. Nie zaznał jej dobroci, nie poznał jej użyteczności, był normalny. Dzięki temu rozumie trudy i problemy z jakimi przychodzi się mierzyć wszystkim słabszym, których są miliony. To ma być jego most ku marzeniom. Czy wystarczy? To się okaże.
0 x
Ayato

Re: Plac centralny

Post autor: Ayato »

Młodzieniec uniósł ręce do góry i machnął nimi od niechcenia. Białowłosy wyraźnie nie chciał mówić zbyt wiele o wojnie, chociaż był to temat szczególnie interesujący. Głównie dlatego, że brał w niej udział dawny klan chłopaka, chociaż trudno to nazwać klanem. Byli to tak naprawdę obcy dla niego ludzie, łączyło ich tylko miejsce pochodzenia. Mógł tak powiedzieć nawet o własnym ojcu. Poza więzami krwi i szczerym uczuciem nienawiści nie było pomiędzy nimi nic więcej. Ciekawe czy ten staruszek jeszcze pamiętał, że kiedyś miał syna. Może umarł na tej wojnie. Z jednej strony byłaby to dosyć miał wiadomość, z której pewnie by się ucieszył, ale z drugiej czułby z pewnością niedosyt. Jedyne o czym marzył, jedyne czego pragnął to było poczuć jego krew na własnych dłoniach. Taki rozwój wypadków pozbawiłby go kolejnego cząstki człowieczeństwa. Jego najsilniejszego uczucia, które chroniło go przed obłędem. Tak silna chęć zemsty, że torowała drogę zielonowłosego przez życie.
-Jak uważasz… - mruknął cicho, a w jego głosie wyraźnie było słychać niezadowolenie. Z chęcią wyciągnąłby nieco więcej informacji od samuraja, ale gdy ten wyraźnie dawał znak, że nie ma ochoty na dalsze konwersacje w tym kierunku wolał po prostu odpuścić. Sięgnął za to po paczkę papierosów. Chociaż dopiero co spalił jednego, to już ciągnęło go do kolejnych. Zazwyczaj robił to na zmianę z jakimś alkoholem, tym razem takiego tutaj nie posiadał. Ciekaw jakie trunki pija się na pustyni. Uniósł jedną brew do góry, przyglądając się samurajowi. Na twarzy chłopaka pojawił się delikatny uśmieszek, niezwykle intrygujący. Od razu było widać że chłopak coś knuje.
-Można u was dostać sake? – spytał najbliższego pracownika lokalu i nie czekając na odpowiedz, pokazał tylko na palcach dwa. Ciężko powiedzieć co miało to oznaczać. Dwie butelki, czy może tylko po jednej porcji dla każdego z nich. W między czasie wsadził do ust papierosa, które niemalże od razu odpalił od zapałki. Przez moment przyglądał się jak mały drewniany patyczek płonie i przybiera barwy czarnej. Westchnął cicho, bo na stoliku niestety nie było popielniczki gdzie mógłby wyrzucić zwęglone drewienko. Pstryknął nim z palców gdzieś w głąb lokalu i zrobił minę do mężczyzny siedzącego naprzeciwko jakby nie wiedział co się właśnie stało.
-Mam nadzieję że pijesz. – nie pytał, a po prostu oznajmił. Chociaż jeszcze daleko było do końca dnia, to rozmowa na temat losów świata i ludzi mocno wciągnęła Akimichiego i z chęcią by ją pociągnął znacznie dłużej, a jak wiadomo, nic nie umila bardziej czasu, jak butelka rozgrzewającego od wewnątrz trunku.
-Mówię, że instynkty zastąpił rozum, a wola przetrwania ewoluowała tak jak i ludzie. To ona pozwoliła nam wytwarzać broń i budować domu. I nie, ludzie nie różnią się od zwierząt. Ludzie są gorsi od zwierząt. Bezlitośni, okrutni, egoiści. Zabijają i niszczą wszystko, by tylko im było lepiej. – zaciągnął się lekko papierosem, biorąc tym chwilę wytchnienia. Wyszczerzył nieco zęby, bo dalsze słowa białowłosego po raz kolejny go nieco rozbawiły. –Rodziny i krajów? Proszę nie rozśmieszaj mnie. Masz na myśli te klany, które z tego co mówisz ostatecznie od kilkuset lat powtarzają ten sam scenariusz. – zaśmiał się cicho pod nosem. Było w tym chyba nawet więcej racji, niż sam przypuszczał. Jeśli to tak dalej będzie wyglądać to minie jeszcze dobrych kilkaset lat, zanim ludzie chociaż trochę się zjednoczą. Nie mówią już o całkowitym zjednoczeniu, które jest po prostu niemożliwe. Zawsze znajdą się tacy, zawsze znajdzie się odłam, który będzie wprowadzał chaos. Może ustaną wojny, ale wzmogą się przestępstwa.
-Owszem, każdy się czegoś boi. Wysokość, owadów czy ciasnych pomieszczeń. Nie rozumiem jednak strachu przed śmiercią. Dlaczego? Po co? Tamtych rzeczy można unikać, ale śmierć czeka wszystkich. To nieodłączny element życia. Dlaczego ludzie więc tak bardzo przed nią uciekają, kiedy i tak ich dopadnie. Bogacą się, wykorzystują władzę i siłę by tylko jej uniknąć. Tak i tak przyjdzie gdy jej pora. – spojrzał na jakiegoś mężczyznę siedzącego przy stoliku nieopodal. Odwrócony do nich plecami, był taki bezbronny. W każdej chwili, chłopak mógł z łatwością pozbawić go życia, bo dlaczego nie. Taki kaprys i nikt nie mógłby nic poradzić na ten rychły zgon, jedynie ukaraliby zielonowłosego, to jednak nie wróciłoby życia tamtemu człowiekowi. Zostałby okrzyknięty mordercą i potworem, a o męczenniku nikt poza najbliższą rodziną by nie pamiętał. Tylko po co? Nie było przeznaczone temu mężczyźnie dziś umierać, a Akimichiego sprowadzać na siebie problemy.
-Nie miałem na myśli, że był chory czy stary, a dosłownie umierał. – i to w najbardziej dosłownym tego słowa znaczeniu. Jedną nogą był już w zaświatach, a i tak nie potrafił do nich odejść. Nie potrafił porzucić tego szarego świata. Dlaczego? Bo gdzieś tam miał jedną bliską jego sercu osobę. Nie było jej przy nim nawet gdy tego potrzebował, więc dlaczego tak mocno się starał. Nie potrafił po prostu w spokoju odejść?
-To sukinsyn, bawi go ludzkie cierpienie. Dlatego jest go tak wiele na świecie. – gdyby tak nie było, zielonowłosy z pewnością już dawno nie chodziłby po tej ziemi. Okazji w których mógł umrzeć był ogrom. Ciężko byłoby je zliczyć na palcach u rąk.
Założył jedną nogę na kolano. W końcu znalazł pozycje, która mu odpowiadała. Rękę z papierosem przystawił do ust. Ten zawitał w nich nieco dłużej niż zwykle. Zaciągnął się kilka razy, nie wyciągając papierosa z pomiędzy warg. Dym wypuszczał kącikami ust.
–Czy miałeś kiedyś tak, że chciałeś coś zrobić, ale Cię powstrzymano? A może do czegoś Cię zmuszono? Dalej uważasz, że to była Twoja decyzja? Co by było, gdybyś to zrobił? Jeśli to los chciał by było inaczej? – miał wielkie plany, których nie chciał zaprzepaścić przez tą jedną prostą decyzję. Decyzję, która mogłaby albo odmieniła całe życie samuraja.
Wyszczerzył nieco zęby wyraźnie zadowolony. Bądź co bądź argument był dosyć trafny, a przynajmniej w stosunku do zielonowłosego się sprawdzał. Całe jego dzieciństwo było takim cholernym darem od losu, a dokładnie patologiczny ojciec. Prawie jak każdy rodzic miał spory wpływ na ukształtowanie się charakteru swojego dziecka. W przypadku Akimichiego, przybrał postać, której niewielu chciało osiągnąć.
Zaśmiał się pod nosem. Samuraj wyraźnie postrzegał świat w różnych kolorach, gdy Ayato robił to tylko w smutnych odcieniach szarości. Nie dostrzegał tej drugiej strony medalu, która była znacznie straszniejsza.
-Tak może, ale nie musi. Równie dobrze, możesz sprowadzić na niego śmierć. – skrzywił się nieco, zdając sobie doskonale sprawą jak wielką wartość mają pieniądze. To nie ich nominał, a to ile ich mamy, mówi nam jak bardzo ich potrzebujemy. W slumsach, gdzie panuje bieda nawet najmniej błyszcząca się moneta może być doskonałym powodem do morderstwa. To w takich miejscach najłatwiej spotkać takie dzieci. –Ludzie potrafią zabijać z błahych powodów. Starając się pomóc możesz sprowadzić na niego katastrofę. – zachichotał do siebie, a zaraz po tym zmieniło się to w dosyć obłąkany śmiech. Świat jest taki prosty, taki zabawny, taki pozbawiony sensu i pełen absurdów. Wszyscy go kochają i nienawidzą, chcą na nim żyć, chociaż to totalna porażka. To wszystko po prostu jest takie chujowe…
Strzepał popiół z papierosa do miski po jedzeniu, chociaż miał ogromną ochotę wywołać za jego pomocą jakąś burdę, rozkręcić tą smutną imprezę przy jedzeniu. Widział jak dłonie mu się telepią. Tak po prostu, bez powodu miał ochotę wywrócić stół i uderzyć kogoś. Gdyby nie to, że jest w centrum osady, zrobiłby to bez skrępowania. Musiał się jednak pilnować. Sięgnął do torby. Pogrzebał w niej chwile. Chociaż miał w niej aż trzy różne pojemniki z tabletkami, znał już na pamięć który jest który. Wyciągnął z niej kilka pigułek i łykną szybko. Musiał się uspokoić, a teraz to już była tylko kwestia czasu, musiał tylko zaczekać aż leki zaczną działać.
Wyszczerzył nieco oczy z niedowierzania. No nie, tylko nie to, znalazł się nam jakiś cholerny obrońca sprawiedliwości. Wielki wojownik podróżujący szlakami, by walczyć z rabusiami. Zielonowłosy zaklaskał trzy raz i wyszczerzył szeroko zęby. Pokręcił głową na bok, jakby chciał w ten sposób zasugerować, że mu się to nie uda. Śmiech jakoś stłumił w sobie.
-Myślisz, że jesteś pierwszy? Przed Tobą były pewnie setki taki i co. I kurwa nic! Słyszałeś o jakiś? Nie. – z ust chłopaka biła ironia, tak silna, że aż nieprzyjemna to jednak nie był koniec. –Proszę Cię, nie pierdol takich głupot. Przyjaciele? I co kurwa jeszcze? Skończy się na tym, że po prostu wszyscy umrzecie, a świat o was zapomni. Uratujesz setkę, może tysiąc i tak nie masz pewności, że nie umrą po tygodniu. Na chuj się w ogóle starać. Ten świat to jedna wielka patologia i nie ważne jak silny byś był, nie dasz rady go zmienić. Nie zmienisz mentalności ludzi. Zawsze znajdą się tacy, którzy zarabiają na cierpieniu innych. – zaśmiał się, gdy zdał sobie sprawę, że to właśnie on mówi o cierpieniu innych, człowiek, który zadaje ból dla przyjemności.
–Żeby nie było, ja robię to dla przyjemności i chuj mnie obchodzi kim jest moja ofiara. – nie chciał być zrozumiany źle. Ayato nie miał zamiaru zabawiać się jakieś bohaterskie ratowanie ludzi, no bez jaj.
-Tak z ciekawości, czy samurajowie słyszeli o Antykreatorze? Chyba nie trudno było o nim usłyszeć. W każdym bądź razie, a co z tymi którzy go pokonali? – bohaterzy? Nie szare postacie, w długiej historii tego złego, chociaż to powinna być opowieść o nich.
Zaciągnął się po raz ostatni i wyrzucił peta, który żarzył się już przy samej końcówce. Pokręcił delikatnie głową na boki. Kaizaki Nibui? Z pewnością interesująca postać, tylko co o niej myśleć…
0 x
Nibui

Re: Plac centralny

Post autor: Nibui »

  • Nibui zauważył, że Ayato chyba nie jest zbytnio zadowolony z ucięcia tematu, ale jakoś za bardzo się tym nie przejął. W końcu on sam brał udział w wojnie i to właśnie dla niego całe wydarzenie było całkiem świeże. Często spotyka się weteranów bitew, którzy tak naprawdę nie chcą za wiele powiedzieć o tym, co się działo podczas samej walki. Ale czy należy im się dziwić? Tamtego dnia Nibui odebrał wiele żyć, a jeszcze więcej uszło z ciał na jego własnych oczach. Nie zamierzał go zbytnio rozpamiętywać i co chwila rozdrapywać ran. Wychodziło mu to do tej pory na dobre i tak samo było tym razem. Jeśli białowłosy dowiedziałby się dlaczego nieznajomy jegomość tak bardzo wypytuje go o detale, to nie można być do końca pewnym jak zareagowałby na tę wieść. Nie mógłby chyba pojąć, że ktoś wobec tak ogromnej ludzkiej tragedii mógłby się jedynie martwić o to, że jakiś cel jego zemsty został zabity przez przypadkowego żołnierza. To już była całkowita znieczulica, a wszystko powinno mieć swoje wyraźnie zakreślone granice.
    No tak, sake. Odwieczny towarzysz męskich pogawędek. Jak można rozmawiać na poważne tematy, jeśli nie wychyli się przy tym paru czarek porządnego trunku? Toż to przecież tak nie przystoi, nie godzi się i w ogóle. Co prawda, Nibui tak kompletnie nie uważał, ale jeśli mu proponowano, to nie zamierzał odmawiać. Zresztą czy ktokolwiek by tak zrobił? No przecież to było darmowe sake plus poważna rozmowa. Chociaż... Tak! Nibui pamięta z Teiz jednego chłopaka, który miał na imię Satoru. On na pewno by odmówił. Wszystkiego się bał, nie chciał nawet ruszać katany, a całymi dniami siedział w domu i pomagał matce w pracach domowych. A to gotował, a to szydełkował, a to jeszcze prał. Wydawało się, że to jego przeznaczenie, więc po paru latach nawet nikt się już nie dziwił, kiedy biegał po wiosce w fartuszku. Co kto lubi.
    - Instynkty nigdy nie znikną, Ayato-kun. Każdy człowiek znajdzie się kiedyś w sytuacji, w której będzie działał podświadomie, a rozum będzie milczał. Co nie oznacza, że często je wygłuszamy. Z tym się akurat zgodzę. Za to spoglądasz na ludzi z innej strony, niż ja. Widzisz jedynie straszne rzeczy, których dokonujemy, a nie spostrzegasz promyków światła, które przebijają się przez ciemność niczym słońce przez burzowe chmury. Zło ma jednak to do siebie, że jest spektakularne, łatwo dostrzegalne, niecodzienne. Właśnie dlatego wydaje się nam, że jest go tak wiele. Dobro tymczasem wtapia się w otoczenie i często przechodzimy obok niego obojętnie. Rozumiesz, co mam na myśli? - wcale nie negował tego, że człowiek ma ciemniejszą stronę, która często zżera go od środka i sprawia, że wszyscy dookoła czują na sobie efekt takiego działania. Nibui uważał jednak, że na świecie jest o wiele więcej dobra, niż komukolwiek by się zdawało. Zainteresowanie się losem staruszki, oddanie jednego jabłka jakiemuś dzieciakowi, nakarmienie żebraka, a nawet upust cenowy na jakiś towar. To wszystko działo się dookoła, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Nie było krwi, nie było krzyków, śmierć nie przyszła. Efekt? Nie przyciągnęło to tłumi gapiów i nikt nie mówił o tym na całą wioskę.
    - Ta tragiczna historia jest akurat efektem tego, że zespolenie się jeszcze nie skończyło. Wszystko ma swoje etapy. Z początku pewnie nie było nawet wiosek, a grupki paru osób, które ze sobą współżyły. Obecnie przybiera to formę krajów. Nadal walczących o dominację, ale jednak krajów. Ostatecznie skończymy jako jedno, wielkie państwo i wtedy nadejdzie kres większych konfliktów. Do wszystkiego potrzeba jednak czasu i cierpliwości. Być może nie stanie się to za naszego życia, a za czasów naszych wnuków lub prawnuków.[/colo] - odpowiedział również na kolejny argument. Nibuiowi wydawało się, że spogląda znacznie dalej i przez to jest przez wielu ludzi nierozumiany. Większość nie chciała nawet wychylać głowy za próg swoich drzwi, a co dopiero spoglądać w odległą, niepewną przyszłość, która jawiła się niekoniecznie jasnymi barwami. Brak wojen w porównaniu z przestępstwami jest ceną, którą warto, a nawet trzeba, zapłacić. Wojny pożerają dziesiątki tysięcy istnień, a przestępstwo? Temu zawsze da się zaradzić, napiętnować.
    - Dlatego, że życie jest jak tęcza - szybko znika. W przeciwieństwie do niej, życie jest jednak tylko jedno dla każdego, a świat jest wielki. Jest tyle kontynentów, tyle zwierząt, tyle roślin i tyle ludzi. Wszystko warto poznać, wszystkiego warto zasmakować. Nie uważasz, że to właśnie jest w nim piękne? Ludzie nie uciekają przed śmiercią. Oni ją odkładają w czasie właśnie dla tych wszystkich rzeczy. Śmierć jest pewna, śmierć poczeka. Kwiaty za to rosną w określonym czasie, ludzie żyją tylko jakąś liczbę lat. Dlaczego by więc nie odkładać czegoś, co nigdy nie ucieknie? - cała rozmowa staczała się powoli na rozważania filozoficzne, ale Kaizaki nie miał nic przeciwko temu. Łapał się na tym, że nawet w samotności miał podobne rozważania.
    - Ludzkie cierpienie? - powtórzył za nim, ale w żaden sposób dalej tego nie komentował. Uśmiechnął się tylko pod nosem, żeby Ayato wiedział, że samuraj coś wywietrzył. To jedno zdanie powiedziało mu wiele o Ayato i być może nie zdawał on sobie nawet z tego sprawy.
    - Oczywiście, że miałem, ale moja odpowiedź Cię nie zadowoli. Mogłem bowiem tego nie zrobić. Nie ma sytuacji, w której sam nie możesz podjąć decyzji. Zawsze możesz podjąć jakieś działanie. Zmuszają Cię do walki? Odrzuć miecz. Możesz wtedy zginąć, ale nie splamisz swoich rąk krwią. Nie chcesz zginąć? Walcz. Chcesz zrobić coś słusznego? Zaatakuj tych, którzy Cię zmusili. Wybór istnieje zawsze. To one warunkują nasz los. Ten bezpośrednio nie ingeruje w nasze życia. Nie ma takiego czegoś, jak przeznaczenie i plan. - rzucił szczerze, widząc, że zielonowłosy nadal nie podziela jego spojrzenia na tę materię. Nic na to jednak nie mógł poradzić. Częścią życia była próba zaakceptowania tego, że ktoś może mieć odmienne poglądy i przekonania. To właśnie też starał się uczynić samuraj, nie zwracając przy tym uwagi, że najwyraźniej jego rozmówca nie zamierza zrobić tego samego w stosunku do jego słów. To jednak w żaden sposób go nie narażało. Widział już podobne reakcje. Zresztą przytrafiały mu się one od paru lat, bowiem jego marzenia narodziło się jeszcze wtedy, gdy ledwo trzymał w swoich dłoniach katanę.
    - Nie da się przewidzieć wszystkiego. Idąc Twoim tokiem rozumowania, lepiej nie wychodzić z domu, bo może nas spotkać śmierć. Ba! Lepiej w ogóle się nie narodzić, bo czeka na nas śmierć. W jednej chwili dziwisz się, że ludzie obawiają się śmierci, a w drugiej wypatrujesz jej na każdym kroku. Zupełnie tak, jakbyś założył cyniczną maskę, która sprawia, że stajesz się hipokrytą. Wyśmiewasz śmierć, starasz się pokazać, że jest Ci ona obojętna, a mimo tego zawsze zwracasz na nią uwagę. - zwrócił mu uwagę, bo jednak nie mógł przemilczeć tak ważnego aspektu całej rozmowy. W rozumowaniu Akimichiego znajdowała się luka, z której istnienia zapewne nie zdawał sobie sprawy, a w którą tak łatwo można było ingerować. Takie kontradykcje były często niebezpieczne, bowiem opadały niczym mgła na rozumowanie człowieka i przyćmiewały mu obraz rzeczywistości. Im bardziej się od czegoś ucieka, tym większy ma to wpływ na nasze życie. Tak właśnie było z problemami targającymi Ayato, a przynajmniej tak wnioskował samuraj. Za tym przemawiały również jego niespokojne ruchy i psychopatyczne reakcje. Choć przez nie samuraj miał się na baczności, to i tak nie zamierzał go od razu potępiać. Kto wie co przeszedł w swoim życiu? Ludzi charakter jest słaby i często ugina się pod naporem nieszczęścia. Dlatego też nie może winić za to Ayato, który jest tylko shinobi, a ci podążają za potęgą nie zwracając uwagi na rozwój hartu ducha. Jednak po wypowiedzi zielonowłosego, Nibui po raz pierwszy nie wytrzymał i po prostu głośno się zaśmiał. Nie był to jednak złośliwy, wyszadzający śmiech, oj nie. Było to zwykłe rozbawienie.
    - Ayato-kun... Przed chwilą nazwałeś sukinsynem człowieka, którego bawi ludzkie cierpienie. Teraz sam się przyznajesz do czegoś podobnego. Czy to nie ironiczne? Czy nienawiść, którą kierowałeś w jego stronę nie powinna obrócić się teraz przeciwko Tobie? Siebie też nie znosisz? Jeśli tak, to dlaczego nie robisz nic, aby się zmienić? Poddałeś się? Jesteś zbyt słaby, żeby to zwalczyć? A może szukasz wymówek w świecie i losie, który zapewne Cię pokarał? Tylko, że to tak nie działa. To nie życie Cię zraniło, a Twoja słaba wola. To ona załamała się pod napływem ciężaru, choć nie powinno do tego dojść. Przez jej słabą kondycję powoli staczasz się w otchłań zezwierzęcenia. - wypowiedział słowa z poważną miną i karcącym tonem. O ile wcześniej był zwykłym rozmówcą, o tyle teraz wydawał się być raczej wychowawcą, który mówi do swojego ucznia. To był doskonały moment na takie stwierdzenia, bowiem Akimichi właśnie odsłonił swój najsłabszy punkt, którym był brak jakiekolwiek celu i sensu działania. Chciał być po prostu zauważony.
    - Sam mówiłeś, że na każdego przyjdzie pora. Mam też świadomość tego, że przede mną było wielu, którzy nie podołali temu zadaniu. Powiedz mi tylko... Co z tego? - zaczął, a po pytaniu dał chwilę zielonowłosemu na zastanowienie się nad jego pytaniem - To nie oznacza, że mam zacząć płakać i szukać winy w każdym dookoła. Przełomy nie powstają dzięki wielkiej rzeszy ludzi. Przychodzą na świat dzięki poświęceniu jednostki, dzięki strzaskanym nadziejom i podnoszeniem się z kolan. To upór człowieka sprawia, że ten potrafi dojść do rzeczy wielkich. Może i jestem głupcem chcąc osiągnąć taki cel, ale przynajmniej jestem głupcem z marzeniem. Mam drogowskaz, który będzie mnie prowadził przez czasy smutku i zwątpienia. Dzięki niemu nie zatracę się w bezproduktywnej nienawiści i marazmie. Dam coś od siebie dla świata. A poklaski mnie nie obchodzą. Nie chcę być sławny, nie chcę być czczony. Jeśli tak o tym myślisz, to nigdy nie dojdziesz do niczego. Chcę przeprowadzić zmianę, a czy zostanie ona przypisana komuś innemu, czy też ludzie stwierdzą, że nastąpiła samoistnie - nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. TO jest właśnie to, co odróżnia nas od zwierząt. - hardo kontynuował, wykładając na stół kolejne karty. Nibui nie był jakąś atencyjną kurtyzaną, która musiała otrzymywać poklaski i wynagrodzenie za każdy poczyniony przez nią akt. Dla niego liczyło się samo działanie, a nie prywatne korzyści, które będzie mógł przez to osiągnąć. Ba! Jeśli jego życie miałoby sprawić, że reszta zazna szczęścia i pokoju, to bez zawahania je sobie odbierze. W końcu nie bez powodu nigdy nie rozstaje się ze swoim ostrzem. To nie tylko symbol śmierci, ale również metafora poświęcenia, które samuraj jest gotowy wybrać, jeśli będzie wymagała tego sytuacja.
0 x
Ayato

Re: Plac centralny

Post autor: Ayato »

Niepozorna i zupełnie przypadkowa rozmowa w całości pochłaniała zielonowłosego chłopaka. Mało kiedy zdarzało mu się rozmyślać na takie tematy, a co dopiero tak żywo dyskutować z kimś innym. Była to dla niego pewnego rodzaju nowość. Rozmyślanie nad cały sensem życia i otaczającym ich okrucieństwem. Zawsze było mu to wszystko jedno. Nie liczyło się dla niego nic, poza beztroską przyjemnością, którą dawało mu cierpienie innych. Nic niewarte krzyki ofiar, które na zawsze pozostawały w pamięci chłopaka, przebudzając się gdy dołączał do nich nowy głos. Ciche szepty przypominały mu o tym wspaniałym uczuciu, gdy krew barwi ręce na czerwono, a dusza bezsilnie opuszcza ciało, wraz z ostatnim wydechem powietrza. Oczy chłopaka zaiskrzyły się na czerwono, chociaż w ich wnętrzu panowała kompletna pustka. Źrenice młodzieńca delikatnie się rozszerzyły, a z nich bił chłód i ciemność, która stopniowo ogarniała zielonowłosego. Kąciki jego ust powoli się uniosły do góry. Wyprostował się na moment, wypinając nieco klatkę do przodu, po czym bezwładnie opadł na krzesło. Dłonią zmierzwił włosy, które zaburzył nieco ich układ. Zaśmiał się najpierw cicho, jakby usłyszał kiepski dowcip. Wyszczerzył nieco zęby, biorąc lekki oddech.
-Tak… - mruknął, śmiejąc się przy tym nieco głośniej. Dokładnie tak, instynkty nie znikną, Zawsze znajdą się ludzie tacy, jak młody Akimichi. Zwyczajne zwierzęta, których interesuje tylko śmierć. Chłodna aura i wyimaginowane uczucie ostrza śmierci przy własnym gardle, to coś co go zwyczajnie podnieca. Z każda ofiarą przeżywa pierwszy raz, może nie swój ale jej. Właśnie to jest w tym takiego niesamowitego. Nikt nie może zabić dwa razy tej samej osoby. –Po czym określasz, że coś jest złe? Gdyby wszystko było dobre, to co by było złe? – spojrzał na samuraja ze wzrokiem znacznie innym niż dotychczas. Zdecydowanie dużo bardziej rozbawionym. Podejście białowłosego śmieszyło go prawie do łez. Złe? Dobre? Nieważne. Taki był po prostu świat, a to wszystko było zapisane w naszej słabej, ludzkiej naturze. Puste słowa nie prowadziły do niczego, nie potrafiły niczego zmienić.
-Promyków światła? Masz na myśli pomóc przejść przez drogę jakiejś starej kurwie? Czy może ją zakopać, by nie przeszkadzała innym? – dokończył z lekką nutką ironii w głosie i pochylił się nad stołem, tak by złapać za butelkę sake, która od krótkiej chwili stała już na jego środku. Palcem delikatnie przejechał po brzegach porcelanowej buteleczki. Językiem powoli oblizał własne wargi i uśmiechnął się, troszkę arogancko w kierunku samuraja. Oczywiście, że będzie chciał ją ratować. Nawet nie potrzebował na to odpowiedzi, nie chciał jej słyszeć, więc kontynuował. –Ile jest dla Ciebie warte życie tej starej, niedołężnej kobiety? Bezcenne? – zaśmiał się, biorąc szybkiego łyka z butelki. Nie lubił się rozdrabniać w takich sytuacjach. Podsunął ją w kierunku mężczyzny, by tym razem to on zakosztował trunku, ale nie w żaden cywilizowany sposób. –A prawda jest taka, że tylko wałęsa się i wkurwia innych. – zakończył z delikatnym uśmiechem.
Zaklaskał w ręce i gratulując spostrzegawczości białowłosemu. Faktycznie, wioski to niezwykły wyczyny, a kraje są jeszcze większym. Po co to wszystko, jeśli i tak spotkają się na kolejnym polu bitwy. Co jak co, ale cierpliwości za bardzo zielonowłosy nie posiadał. Czasem przydawał się jakiś plan, czy przemyśleć jakąś decyzję, by nie działać po prostu na pałę, ale to akurat była rzecz normalna.
-To śmieszne. Rodziny i klany trzymają się razem, ale nie ufają nikomu innego. Zrobią wszystko by wykraść ich sekrety. Powoduje to bezsensowny wyścig zbrojeniowy. Wszyscy pragną tylko siły! – Ayato był tego doskonałym przykładem. Nawet tak niepozorny klan jak Akimichi pożąda potęgi, dla której gotów jest wiele poświęcić. Efektem tego był młodzieniec, a raczej bestia do której stworzenia wstyd się przyznać. Bezlitosny chłopak, który gotów jest zabić bo ma po prostu takie widzi mi się. Z pewnością nie był jedyny. Istniały setki takich ludzi, jedni lepiej, drudzy mniej wyszkoleniu. Oddziały na każde wezwanie.
-Patrzysz tak daleko w przyszłość, a co jeśli kolejna wojna tylko bardziej podzieli ludzi. – równie dobrze wszyscy mogą zwyczajnie wyginąć. Z jednej strony to by było nawet ciekawe, z drugiej to na swój sposób jest przerażające. Mimo wszystko, strasznie podobała się chłopakowi wizja walki o przetrwanie. Świat w którym każdy kolejny dzień może być twoim ostatnim. Czy taki świat można nazwać złym? W czasach pokoju pewnie tak, ale gdyby już do tego doszło, nikt by nawet nie szepnął, że żyjemy w okrutnym świecie. Walka o przetrwanie byłaby wówczas najważniejsza i nikt nie miałby czasu na jakieś bezsensowne osądzanie. -Już raz tak było. Bali się nieznanego, to postawili wielki mur. – bali się wielkich ludzi i bestii? No nie bardzo. Pewnie takie same potwory można znaleźć w lasach pod Shinrin i na zachód od Shigashi, a mimo to nie są to jakieś dzicze odgrodzone od ludzi. Zapuszczenie się w tamte strony, po prostu sprowadziło ogromną wojnę, której nikt z kontynentu nie chciałby powtarzać. Zamiast pokojowo spróbować się dogadać, zwyczajnie postawili ogromny mur nie do przejścia.
-Co w tym pięknego? – mruknął z obojętnym głosem. Co go obchodziły jakieś zwierzęta, czy kwiatki? Co w tym było takiego niesamowitego? Samo istnienie tego wszystkiego może i było na swój sposób imponujące, ale nic więcej. Miał się cieszyć tylko dlatego, ze jakiś pies zrobił zdrową kupę? Uniósł nieco jedną brew do góry. Spojrzał na Kaizakiego z lekkim niezrozumieniem. Nie miał pojęcia co przez to chciał powiedzieć samuraj. Chyba nawet nie chciał wiedzieć. Nie przykuwał uwagi do takich pierdów, jak mężczyzna naprzeciwko i też nie miał zamiaru wdawać się z nim w dyskusję, jak pięknie latają pszczółki.
-Śmierć nie czeka. Przychodzi gdy chce i zabiera co jej. – za to ubiera różne maski, dzięki czemu nikt nie zna ani dnia, ani godziny. Czasem przez lata drażni swoją ofiarę, pozwalając jej umknąć w ostatnim momencie, ale tylko by wrócić dużo bardziej okrutna. Bawi się ludzkimi życiami, jak wiatr delikatnymi płomieniami na wietrze. Czasem okrutna, zabiera wszystkich którzy są nam bliscy, a czasem miłosierna nie każe nam na siebie czekać, czy cierpieć. W każdym bądź razie to największa sadystka jaką zna ziemia, a mimo to nikt jej za to nie wini.
Sięgnął po kolejnego papierosa. Płuca to chyba jedyny z jego organów, który jeszcze jako tako w miarę dobrze funkcjonował, dlatego powolne niszczenie go sprawiało mu na swój sposób przyjemność. Doskonale zdawał sobie sprawę, że powoli się zabijał i to w tym było najlepsze. Potrafił nie tylko znęcać się nad innymi, ale również i nad sobą. Zabijał się przez własną głupotę. Biała gilza, wypełniona po same brzegi tytoniem, tak słabo zbitym, że wysypywał się przy każdym ruchu, zaczęła się żarzyć na czerwono od ognia, który przystawił do jego końca. Lekki wdech wypełnił płuca chłopaka, dymem tak silnym, że drapał po gardle.
-A jednak to zrobiłeś… - rozejrzał się dokładnie po otaczających ich osobach. Do głowy przyszedł mu dosyć głupi, ale i zabawny pomysł, który warto by było przetestować. Wyszczerzył lekko zęby w stronę samuraja. Po jego minie było widać, że od razu coś knuje. Nachylił się nad stołem, tak by zbliżyć się znacznie w stronę samuraja. Nie chciał by teraz słyszał go ktokolwiek inny poza białowłosym.
-Jeśli powiem, że go zabiję, to co zrobisz? Zabijesz mnie? Jeśli powiem, że pozbawienie go przytomności, oszczędzi go, zrobisz to? Znokautujesz go? – spojrzał prosto w oczy samuraja i pokazał palcem na mężczyznę siedzącego przy stoliku nieopodal nich. Kłamał? Ciężko było powiedzieć. Wyglądał na śmiertelnie poważnego, a właściwie to był śmiertelnie poważny. Chciał wciągnąć białowłosego w grę, z której nie ma dobrego wyjścia. Nic nie zrobi, niewinna osoba zginie. Zechce powstrzymać Ayato, wyjdzie na mordercę. Spróbuje znokautować bezbronnego człowieka, wyjdzie na napastnika. Czego by nie wybrał, każda opcja była zła.
Zielonowłosy zaśmiał się, po czym dmuchnął niewielką ilością dymu papierosowego prosto w twarz samuraja i odsunął się, by zwiększyć dystans pomiędzy nimi do tego, który dzielił ich wcześniej.
-Brawo! – krzyknął, przyklaskując przy tym jakby chciał pogratulować Nibuiowi wielkiego odkrycia. Było prawie tak jak mówił, a może tylko trochę. Faktycznie, wszystkich czeka śmierć, ale nigdzie nie wspominał nic o niewychodzeniu z domu. Nigdy nawet o czymś takim nie myślał. Od samego początku uważał, że każdy powinien przeżyć wszystko tak jak chce. Nie każdy jednak może, nie każdemu jest to dane i o to mu właśnie chodziło. Niektórym pisana jest przedwczesna śmierć, okrutny los nie pozwala im na spokojną starość. Nie powinno się winić kogoś, o to że zabił kogoś innego. Jest bezlitosny, pozbawiony uczuć? Śmieszne. Żyjemy w czasach, gdy wynajmuje się płatnych morderców. Wszyscy zdają sobie z tego sprawę, a jednak nikt z tym nic nie robi. Każda wioska, każde miasto kupieckie dalej to praktykuje. Czym różnią się te opłacone trupy od innych?
-Nazywaj to sobie jak chcesz, mam to gdzieś… - nie miał ochoty na bezsensowne kłótnie. Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego podejścia do życia i śmierci. Nie śpieszyło mu się jakoś specjalnie na tamten świat, ale nie bał się stanąć ze śmiercią twarzą w twarz, w przeciwieństwie do większości ludzi na tym świecie. Z pewnością walczyłby o swoje, ale nie poniżałby się. Nie upadłby na kolana i błagał o przebaczenie, a z podniesioną głową przyjąłby to do siebie. To, że samuraj widział to wszystko zupełnie inaczej to jego sprawa. Miał prawo interpretować to tak jak chciał i nikt nie mógł mu tego zabronić. Zielonowłosy wbrew pozorom rozumiał, że ma swoje zdanie, chociaż z chęcią by je zmienił, nie miał takiej siły.
-Nie powiedziałem tego. – zaczął chociaż po krótkim zastanowieniu drastycznie zmienił zdanie. Właściwie to tak, nie było żadnej różnicy w wykorzystywaniu cierpiących, a sprawianiem że cierpią. –Chociaż nie. Jest mi z tym zajebiście. – mruknął uśmiechając się szeroko. Kochał to cudowne uczucie gdy sprawiał komuś ból, gdy krzyki ofiar były niczym poezja dla jego uszu, gdy jego szare sny barwiły się na piękny kolor krwi. To wszystko pozwalało mu czuć, że żyje. Złożył palce na kształt serca i ruszył tylko ustami, jakby chciał powiedzieć „kocham to”, chociaż z jego warg nie wydobyło się ani jedno słowo.
Odchylił się do tyłu na krześle. Dwie nogi na których wszystko się trzymało zadrżały, jakby miał się zaraz złamać. Zielonowłosy wyraźnie wyglądał mieć dobry humor. Ba! Wręcz cudowny. Uniósł ręce wysoko do góry, wyprostował je chcąc się rozciągnąć i za klasnął przed założeniem ich za głowę.
-Fascynujące… - mruknął gdzieś w połowie gubiąc wątek, tego okropnie długiego wywodu samuraja. Czuł się trochę, jakby słuchał marzącego dziecka, które nie zaznało jeszcze bólu, ani straty bliskich. Nie rozumiał jak bardzo niebezpieczny jest świat, jak wiele zła czyha za rogiem i z jak wieloma rozczarowaniami przyjdzie mu się spotkać. Coś w tym nawet było. Samuraj nie pochodził z kontynentu. Na wyspach to wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej. Sam przyznał, że jest tutaj znacznie inaczej, niż na Teiz.
-I co planujesz związku z tym? – mruknął lekko rozbawionym głosem, jakby trochę naśmiewając się z rozmówcy. Nie wierzył w szanse powodzenia, jego niezwykle ambitnych planów i wyraźnie tego nie ukrywał, mimo wszystko, samuraj nawet wyśmiany prosto w twarzy nie wyglądał na takiego który, by sobie po prostu odpuścił.
0 x
Nibui

Re: Plac centralny

Post autor: Nibui »

  • Błąd! Zwierzęta kierujące się instynktem nie skupiają się tylko na śmierci. Ba! Bardzo często jej zwyczajnie unikają. W przeciwieństwie do ludzi, zwierzaki rzadko kiedy zabijają dla samego zabijania lub zabawy. One to robią tylko po to, aby przetrwać i ochronić swoje terytorium. Tak właśnie nakazuje im instynkt. Atakowanie kogoś dla samej przyjemności z pobawienia życia oznaczałoby dla nich zwiększone ryzyko nabycia ran, a te często mogły okazać się zabójcze dla agresora. Mimo tego Ayato zdawał się nie dostrzegać zagrożenia. Dla niego instynkty wiązały się jedynie z krwiożerczością, pierwotną dzikością i nieposkromieniem, które charakteryzuje mniej rozwinięte formy życia. Samuraj nie mógł pogodzić się z takim spojrzeniem na świat. Im bardziej się w nie zagłębiał, im bardziej się mu przyglądał, tym bardziej zdawało mu się, że jest ono kompletnie nielogiczne i nieracjonalne.
    Kolejne pytanie zielonowłosego sprawiło, że na twarzy Nibuia pojawił się grymas, który ciężko określić. Nie było to rozczarowanie, nie była to też złość, a już na pewno daleko mu było do współczucia. Białowłosy zwyczajnie nie rozumiał dlaczego Akimichi zadaje tak podstawowe pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi, ale które są wyczuwalne podświadomie. Nikt nie powie bowiem, że palenie człowieka żywcem jest dobre, o ile przy okazji nie jest jakimś psychopatą czy kultystą. Samuraj wobec tego nie bardzo spodziewał się co takiego Ayato chce uzyskać przez takie formułowanie pytania. Zoprientował się jedynie w tym, że już od dawna stara się w jakiś sposób ośmieszyć jego spojrzenie na świat, jego przekonania i filozofię. Problem jednak w tym, że nie tylko katana samurajów słynie ze swej twardości. Ich siła woli i przekonania są równie wytrzymałe co stal, która od wieków służy im jako broń.
    - A skąd wiesz, jakiego koloru są liście? Jakim cudem zdajesz sobie sprawę z tego, że oddychasz? Tak samo odróżnia się dobro od zła – podświadomie. Problem jednak w tym, że natura słynie nie tylko z piękna, ale również z chorób. Niektórym ludziom odejmuje rozum i coś, co jest złe do szpiku kości wydaje im się najdoskonalsze, najpiękniejsze i najlepsze. Abominacje nie powinny jednak rzutować na ogół ludzkości, bo jest ich zdecydowanie za mało. Jednak masz rację, że bez zła nie byłoby dobra. Zwyczajnie nie dałoby się go zdefiniować. Tylko co z tego by wyniknęło? Pozornie nic, bo nikt by tego nie zauważył. W praktyce wszystko byłoby dobre, a dobroć stałaby się normalnością. To chyba dobre wyjście, nie? – wytłumaczył rozmówcy swój punkt widzenia i zaczął mu się dokładnie przyglądać. Widać było, że granica postrzegania dobra i zła została u niego porządnie zatarta, a może nawet i całkowicie wymazana z egzystencji. Samuraj wcześniej już trafiał na takie osoby. Prędzej czy później kończyły tak samo – w ciemnym zaułku w swoich fekaliach i krwi albo w więzieniu gdzie w zasadzie czekał ich taki sam los. Naprawdę niewielu ludzi wiedziało, że zniszczenie nigdy nie prowadzi do oswobodzenia się z ludzkich więzów. Destrukcja odpłaca się destrukcją, rany kolejnymi ranami, a za śmierć przyjdzie zapłacić śmiercią.
    A co z brakiem szacunku? Z tym bywało różnie. Widać było, że Ayato takowego samurajowi nie okazuje, a mimo tego białowłosy starał się spoglądać na swojego rozmówcę jak najbardziej bezkrytycznie. Nie chciał brać do siebie jego uwag, starał się zrozumieć inny punkt widzenia, ale nie ukrywał również tego, że jego punkt widzenia bardzo kontrastował z samurajskimi wartościami. Właśnie dlatego nie dało się ukryć irytacji, która wylewała się na twarz Nibuia w momencie, w którym Akimichi wyrażał się, delikatnie pisząc, w niepochlebny sposób o staruszce. Co ona mu zrobiła? Czemu z jego trzewi wylewa się tyle żółci w stosunku do osoby, która po prostu się zestarzała? Nie ma ona przecież żadnego wpływu na ten proces, a pomimo tego może wysłuchiwać przykrych uwag.
    - Czemu akurat ona? Tak bardzo Ci przeszkadza wizja przyszłości? Każdy kiedyś stanie się stary i niedołężny w mniejszym lub większym stopniu. Ale nie będę kłamał, że każde życie znaczy tyle samo. Parę lat temu pewnie bym się przy tym spierał, ale teraz wiem, że czasem musimy dokonać wyboru i nikt nie ma nas prawa w takiej sytuacji osądzać. Jednakże nie oznacza to, że życie starych ludzi jest bezwartościowe. Gdyby nie oni i ich mądrość, młodzi nie wiedzieliby połowy rzeczy, które teraz są im znane. A skoro poruszyłeś temat prawdy, to jest ona taka, że problemem nie jest jej wałęsanie. Ty jesteś problemem. Problemem jest również to, że zasłaniasz się przed światłem, celowo otaczając się ciemnością. Co na tym zyskujesz? Pogardliwe spojrzenia? Widok strachu w oczach przechodniów? Ich krzyki w swojej głowie? A może częściowe, aczkolwiek stopniowe, pożeranie resztek człowieczeństwa, które mimo tego nadal gdzieś w Tobie drzemie? – z początku miał nawet zamiar wychylić sake z Ayato, ale teraz zwyczajnie odmawiał mu tego honor. Nie wypije alkoholu z człowiekiem, który za nic ma ludzi, ich poświęcenie, wartość oraz życie. Jeszcze ta sake sprawi, że jego dusza zacznie w jakiś sposób się rozkładać i skończy tak samo splugawiony jak Akimichi. Może i były to zabobony, ale akurat w nie Nibui czasami wierzył. Zło było zbyt sprytne, żeby podejmować z nim jakąś grę. Butelka z trunkiem została więc ostentacyjnie odsunięta, a samuraj nie wypowiedział przy tym ani słowa.
    Spojrzenie zielonowłosego na niektóre sprawy było naprawdę niedojrzałe. Oczekiwał, że wszystko działa od razu zgodnie z planem i nie posiada żadnych wad. Szukał złotego środka, którego tak naprawdę nie udało się jeszcze nikomu osiągnąć. Nie ma rzeczy doskonałych, nie ma ludzi idealnych, ale to jest właśnie w życiu najważniejsze. To miejsce na niedoskonałości powinno nas popychać do tego, żeby jak najlepiej je zapełniać swoimi umiejętnościami i z czasem zmniejszać tę czarną otchłań, która sprawia, że nie działamy idealnie. Jest to żmudny, trudny proces, ale konieczny, jeśli chce się osiągnąć w życiu coś więcej niż tylko egzystencję.
    - Jeśli rolnik zasadzi ziarno w polu, to czy od razu powstają z niego plony? A może musi on tego ziarna doglądać, nawozić i nawadniać? Dbać o nie, żeby dało jak najlepsze efekty? No właśnie, Ayato-kun. Oczekujesz efektów, które zajmą setki, jak nie tysiące lat, w ciągu kilku. To jest jeden z etapów. Nie jest doskonały, ale zmierza w lepszą stronę w porównaniu z tym, co było kiedyś. Siły dla samej chęci bycia silnym pragną tylko idioci i dzieci. Za to siła, która będzie trybem napędowym zmian dla całego świata jest przymiotem ludzi roztropnych. Tych niestety jest o wiele mniej niż idiotów. – wyjaśnił swoje spojrzenie na klany i wioski w dość prosty, aczkolwiek charakterystyczny dla siebie sposób. Nie chciał niczego upiększać, nie bawił się w poetyckie przemowy. Wszystkie jego słowa wypływały bezpośrednio z serca, gdzie wcześniej znalazły się na skutek długich rozmyślań.
    - Chcesz ode mnie odpowiedzi? Oczekujesz, że jestem wieszczem? Gwarantuję Ci, że nim nie jestem. Potrafię jednak spoglądać w przyszłość bez strachu o każdy krok. Ilość rzeczy, które człowiek może przewidzieć jest strasznie ograniczona. Czasem trzeba się o niektórych przekonać jedynie poprzez działanie. Strach przed nim niczego nie zmieni. Przez Twoje pytania przemawia jednak obawa i krakanie. Zawsze spodziewasz się najgorszego i takie też otrzymujesz. – po raz kolejny skarcił rozmówcę, który znowu próbował przedstawić wszystko w czarnych barwach. Tak, ludzie odgrodzili się od tego, czego nie rozumieli. Jednak wciąż było to o wiele lepsze wyjście niż wybicie wszystkich, którzy byli od nich odmienni. Aby to zauważyć trzeba jednak spoglądać trochę dalej niż na samą powierzchnię problemu.
    - To, że cudy zdarzają się każdego dnia. Ty jednak nie umiesz tego pojąć, bo myślisz, że świat spowity jest w smole i cierpieniu. – Nibui coraz częściej czynił osobiste wycieczki w stronę Ayato, ale mógł sobie na to pozwolić. Z każdym wypowiedzianym przez zielonowłosego słowem poznawał go znacznie lepiej. Zresztą nawet sam Akimichi ujawniał swoje sekrety i targające nim emocje. Najwidoczniej Kaizaki go irytował, ale to dobrze. W złości najłatwiej wypowiedzieć słowa, które normalnie nie zostałyby wypowiedziane. To właśnie o te głębokie sekrety zawsze starał się samuraj. Tylko dzięki nim daje się rozszyfrować człowieka.
    - Nie. Tak robi dziecko. Śmierć jest zorganizowana. Inaczej nikt z nas nie dożyłby czasów dorosłości. To nie jest rzeźnik. – znowu nie zgodził się z rozmówca, ale to nic dziwnego. Z każdą minutą na wierzch wychodziły kolejne sprzeczności. I to właśnie one spowodowały zachowanie Ayato, które było nie tyle głupie, co niebezpieczne. Pogrywanie sobie z samurajem, który przy swoim boku miał ostrą katanę nigdy nie kończyło się dobrze. A najwidoczniej Akimichi chciał wystawić cierpliwość Nibuia na próbę, skoro tak otwarcie przyznawał mu się do swoich przyszłych planów. Zabić człowieka, zaatakować go? Białowłosy wiedział, że to był blef. Nawet jeśli jego rozmówca był shinobim, to i tak nie zdołałby uciec ze środka osady po tym, jak pozbawiłby życia przypadkowego człowieka. A jeśli jakimś zrządzeniem losu by mu się to udało, to nie minęłoby dużo czasu jak na jego ogonie pojawiłby się pościg. Mimo wszystko samuraj był ostrożny. W słowa Ayato wmieszał się dobrze znany Nibuiowi dźwięk. Sam Akimichi również powinien go poznać, bowiem ręka samuraja powędrowała na katanę, a światło dzienne ujrzał kawałek stalowego ostrza.
    - Nie. Obronię go. Nie muszę Cię zabijać, żeby Cię pokonać. Wystarczy Cię obezwładnić zanim skrzywdzisz nieznajomego. Myślisz, że sobie nie poradzę?. Zresztą czy naprawdę uważasz, że zdołasz zrobić tutaj burdę, a potem ot tak sobie wyjść? Jesteś szalony albo głupi. Możliwe też, że obie opcje są zgodne z prawdą. – odpowiedział mu, wcale nie przejmując się dymem tytoniowym wymierzonym w jego twarz. Jeśli Ayato myślał, że w jakikolwiek sposób sprawi mu tym dyskomfort, albo jeszcze jakoś go sprowokuje, to w tym momencie sromotnie się pomylił. Może gdyby zrobił tak pięć lat temu, to Nibui rzuciłby się na niego z pięściami, ale kiedyś każdy dorasta. Sęk w tym, że tę fazę Kaizaki miał akurat już za sobą.
    I pierwsza batalia została wygrana. Tak, tak właśnie należało odebrać wycofanie się Akimichiego z dyskusji. Pod płaszczykiem obojętności chowała się naga prawda, która w momencie utraty swojej ochrony pokazałaby, że Ayato tak naprawdę nie ma żadnych kontrargumentów, które mogłyby w jakikolwiek sposób zachwiać sposób myślenia samuraja. Oczywiście pewnie zielonowłosy nie wyciągnie z tego wniosków, ani tym bardziej nie przyzna się, że właśnie do tego doszło, ale satysfakcja, która ogarniała teraz Nibuia w zupełności mu wystarczała. Nie oczekiwał od razu fajerwerków. Na sam początek delikatny zapłon jest właśnie idealny.
    - Świat oddaje Ci dokładnie to, co sam mu dajesz. Najwidoczniej dawno już nie znalazłeś się w pozycji ofiary, a całkiem możliwe, że nigdy to nie nastąpiło. Nie wiem, nie znam Twojego życia. Prawda jest jednak taka, że kiedyś trafisz na gorszego od siebie i całkiem możliwe, że będziesz się wtedy modlił i zaklinał, że nigdy już nie popełnisz takiego błędu. – Nibui również nie zamierzał w tym momencie w żaden sposób interweniować. Nie wiedział czy słowa Ayato znajdują jakiekolwiek pokrycie w rzeczywistości. Równie dobrze mógł to być po prostu wioskowy szaleniec, który ubzdurał sobie, że jest wielkim psychopatą, a tak naprawdę najstraszniejszą rzeczą jakiej się dopuścił było obieranie ziemniaków w kostkę. Oczywiście samuraj mógł się unieść swoim przeczuciem i odgrywać tutaj bohatera, ale wolał tego nie robić. Już dawno postanowił, że zanim na coś się zdecyduje zbierze odpowiednią ilość dowodów, żeby później tego nie żałować. Być może los jeszcze kiedyś zechce, aby ta dwójka po raz kolejny skrzyżowała swoje drogi, a wtedy przed Nibuiem znowu stanie niezliczona ilość możliwości.
    Widać było, że ideały pchające samuraja do przodu były dla Akimichiego pośmiewiskiem. Kabaretem, który nie dość, że był darmowy, to jeszcze rozbrajająco prawdziwy. Kto nie chciałby z takiego czegoś korzystać?
    - Naprawdę Cię to obchodzi? Wątpię. Zresztą moje plany nie spełnią się, jeśli będę tylko o nich bezsensownie rozprawiał. Kiedyś znajdę ludzi, których potrzebuję, a wtedy całkiem możliwe, że usłyszysz odpowiedź na to pytanie. Nie przyjdzie ona jednak z moich ust, a dotrze do Ciebie jako wieść rozpowiadana po wszystkich prowincjach. Wtedy Twoje niewiara odbije Ci się czkawką, Ayato-kun – odpowiedział mu z pewną dozą arogancji, która jednak aż tak nie raziła w oczy. Nibui nie chwalił się bezpodstawnie, nie chciał rozprawiać o czymś, co nie ma pokrycia w rzeczywistości. On naprawdę w to wszystko wierzył, on do tego dążył i tego pragnął. Nie było to marzenie dzieciaka, a rzeczywisty cel, który zamierzał spełnić za pomocą własnych rąk oraz swojej krwi i potu.
    - A co z Tobą? Czy Twoje życie ma jakikolwiek cel poza czynieniem zła i porównywaniem wszystkiego dookoła do róży, która posiada tylko kolce? – zapytał chłopaka, bowiem koniec końców był tego ciekaw. Miał tylko nadzieję, że nie usłyszy kolejnej bajeczki o zemście i chęci odpłacenia się za doznane krzywdy. Takie plany oznaczały słabość, a ta była czymś, czego nie trawił zbyt dobrze. Zbyt często jest ona przyczyną stopniowego wypalania się osób, które bez niej byłyby naprawdę dobrymi materiałami na przewodników zagubionych ludzi.
0 x
Ayato

Re: Plac centralny

Post autor: Ayato »

Ludzi na świecie jest cała masa. Chociaż każdy się nieco różnił, to większość z nich jest do siebie niezwykle podoba. Lepsza ręka, odróżnianie kolorów czy nawet postrzegania świata. Każda odmienność zaliczała się do małego procentu całej populacji, który zawsze był gdzieś pomijany. Stanowił nic niewarta mniejszość, którą nikt się nie przejmował. W końcu po co, gdy wystarczy dotrzeć do większości, by ten niewielki procent stał się nieważny. Odchodził w niepamięć.
-Dlaczego wszyscy są uczeni, że niebo jest niebieskie, a trawa zielona? - Narzucanie ludziom swojej woli jest strasznie egoistyczne. Wykorzystywanie tego przeciwko innym, było niezwykle ekscytujące, jednak podanie ofiarą takiej manipulacji, potrafiło zirytować człowieka. Poniekąd tak właśnie się czuł się Ayato. Samuraj swoje ckliwe historyjki o dobroci, akcentował w taki sposób, że chciał wymusić na zielonowłosym przyznanie mu racji. Normalny człowiek, zapewne uległby już pod jego naciskiem i to nie raz. Z młodym Akimichim było jednak nieco inaczej. Nie obchodziły go te dobre akcenty. Na dodatek irytował go fakt, że białowłosy wykorzystuje jego własną broń przeciwko niemu, a przynajmniej nie potrafił na nią stanowczo odpowiedzieć. Co gorsze, użycie przemocy, było jak przyznanie się do porażki i ulegnięcie. Nie mógł sobie na to pozwolić, ani dziś, ani nigdy. Kierowanie się swoimi własnymi ideałami to jedyne co mu pozostało.
-Dla Ciebie niebo może być niebieskie, a dla mnie czerwone. Powiesz mi, że się mylę? Zechcesz mi wmówić, że jest inaczej? Dlaczego, bo ktoś ma inny punkt widzenia, to jest gorszy? Tak samo jest z dobrem i złem. Jeśli ktoś postrzega te dwa proste zjawiska inaczej od reszty, to czy jego odmienność jest zła? Nie! Jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Dlaczego jej nie uszanować, dlaczego jej nie zrozumieć? Na pierwszy rzut oka, okropne intencje mogą okazać się dużo lepsze niż się wydaje. – mruknął odbiegając nieco od tematu ich rozmowy. Nie do końca mu się to podobało. Czuł się jakby trochę uciekał od odpowiedzi, więc szybko postanowił dodać. –Myślisz, że dobro może stać się normalnością? To jak zrobić herbatę z samej wody. Dobro i zło to dwie połówki całości, ale dlaczego ta jedna musi być gorsza? - dla zasady, czy może tak po prostu trzeba. Nic z tych rzeczy. Ludzie po prostu boją się tej drugiej połówki. Zielonowłosy pochylił się nieco nas stolikiem. Spojrzał prosto w oczy samuraja. Jakie to smutne, że człowiek idealny jest niemożliwy do istnienia. Sięgnął jedną dłonią po paczkę fajek, wyciągnął z niej jednego z ostatnich papierosów i zaczął się nim bawić pomiędzy palcami. Uśmiech na jego twarzy delikatnie się poszerzył.
-Czy potrafisz zaakceptować mrok? – spytał z nieco obojętnym tonem, chociaż wraz z nim towarzyszył mu podstępny uśmieszek. Wyraz twarzy, który wyraźnie mówił, że to nie skończy się dobrze. Na moment wyciągnął papierosa w kierunku samuraja, chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że ten odmówi, więc nie czekał zbyt długo i wsadził go sobie do ust, gdzie szybko odpalił. Popielaty dym wydobył się z kącików jego ust i swobodnie poszybował w kierunku sufitu, pozostawiając przy tym dosyć nieprzyjemny zapach tytoniu. –Czy potrafisz stworzyć herbatę idealną? – dodał odnosząc się do swoich nieco wcześniejszych słów i ponownie rozsiadł się wygodnie w krześle. Nogi wyciągnął na stolik, ręce założył za głowę, jedna od czasu do czasu wędrowała w kierunku jego ust, by zaciągnąć się kolejną chmurą trującego dymu.
-A czemu by nie? Właśnie dlatego, że jest stara i niedołężna. Na okrągło powtarza jedne i te same, nic niewarte bajki z przeszłości. Z czasem wszystko się psuje. Jedzenie gnije… Nawet zwierzęta to rozumieją. Starcy opuszczają stado by umrzeć w spokoju i nie sprawiać kłopotów młodym osobnikom. – zaśmiał się głośno, na cały lokal. Tak to zdecydowanie jego wina. Faktycznie, pozwolenie białowłosemu by się dosiadł, było zasłonięciem się przed światem. To wszystko jego wina, że po prostu wszystko postrzega inaczej. No chyba nie. Wręcz przeciwnie. Młody Akimichi był wyjątkowo otwarty, by podzielić się swoimi własnymi spostrzeżeniami. To, że ktoś inny nie potrafił tego zrozumieć, zaakceptować to jego wina. Pokręcił głową z nieco skwaszoną miną, doskonale wiedząc, że już za nic w świecie się nie dogadają.
-Chcesz mi naprawdę wmówić, że to wszystko to moja wina? Moją winą, jest kurwa to, że coś Ci się we mnie nie podoba? – mruknął z niezwykłym spokojem, chociaż z jego oczu bił chłód, a mroczna aura otaczająca chłopaka, była niczym piękna peleryna na jego barkach, która przyciągała spojrzenia otaczających ich ludzi. Nie przejmował się tym, ani niczym innym. Nawet jeśli miał psychopatyczne zapędy, to nikt nie potrafił udowodnić mu winy, za jakikolwiek z występków przeszłości. Potrafił mówić o tym tak otwarcie, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest jedynym mordercą w tym świecie.
Krzyki w głowie? Nie, chyba lepiej to nazwać cichymi szeptami, które tylko popychają chłopaka do dalszego działania. Może jeszcze wyrzuty sumienia? Chyba nigdy czegoś takiego nie posiadał. Było to uczucie zbyt obce, chłopcu który zabił dziewczynkę, który zabił przyjaciółkę tylko dla własnej zabawy. Widok krwi na własnych rękach, tylko jeszcze bardziej go podniecał. Sprawiał, że dalej chciał to robić, a nie kiedykolwiek żałował. Nawet gdy budził się spanikowany w środku nocy, nigdy nie śnił o którejś ze swoich ofiar. Raczej było wywołane to ogromnym bólem w okolicy wątroby, jakby ktoś ściskał jego zniszczone organy w dłoni.
-Rolnik ma świadomość, że ziarno przyniesie plony. Skąd Ty wiesz, że siła nie przyniesie zniszczenia? - to w czyje ręce w padnie, to jak wielka ona będzie, jak ogromne będzie miała możliwości. Nikt nie jest w stanie tego przewidzieć, nikt nie jest w stanie powiedzieć jaką przyszłość zgotuje nam okrutny los. Tak to on ma tutaj władzę. Wyczerpujący trening może dać niesamowite efekty, ale to talent ma ostanie słowo. Talent, który możemy otrzymać tylko od losu. To kogo nim obdarzy zależy tylko od niego. Czy wybierze osobę o szlachetnym sercu, czy potwora gotowego zniszczyć cały świat dla własnej zabawy. Ciekawa wizja, lecz niezwykle głupia. Nawet Ayato miałby opory do zrobienia czegoś takiego. Zabić słabych niech przeżyją najsilniejsi. Idiotyczny pomysł, która doprowadziłaby do rychłego końca ludzkości. Sama możliwość robienia wszystkiego na co ma się ochotę, w świecie takim jak ten, jest wystarczająco ekscytująca. Nie ma sensu go niszczyć, może bardziej pomóc mu do zbliżenia się ku perfekcji.
-No tak, wiara czyni cuda. – zaśmiał się, przyklaskując przy tym. Optymizm samuraja zaskakiwał chłopaka. Jego cele, marzenia i palny były wysokie, na tyle wysokie, że realista, w oczach Nibuia pewnie pesymista jakim był Ayato zdecydowanie w to wszystko wątpił. Chłopak pomimo młodego wieku, przeżył już sporo rozczarowań. Dawanie sobie, kolejnych złudnych nadziei mijało się z jakimkolwiek celem. Lepiej czuć się zaskoczonym, gdy osiągnie cię jakiś niespodziewany efekty, niż zawód po porażce.
Wziął głęboki oddech i łyknął sake. Zrobił to trochę od niechcenia, ale od tych wszystkich słów zaschło mu aż w ustach. Poczuł jak alkohol spływa po jego gardle. To chyba jedyne przyjemne uczucie jakie było mu dane doświadczyć w życiu i powtarzanie go było wyjątkowo miłe. Korzystając z tej krótkiej chwili wytchnienia, zaciągnął się jeszcze głęboko papierosem. Ostry dym, sprawił że w oku zakręciła mu się łezka. Tak jak każdy inny, Ayato też był człowiek i takie niedogodności działały na niego jak na każdego innego.
-Mówisz, że śmierć nie jest rzeźnikiem. – uśmiechnął się delikatnie. Faktycznie, sam na to miał nieco inne określenie. Chyba nawet bardziej trafne od rzeźnika. –Racja, to ogrodnik który zbiera owoce, gdy przychodzi ich pora. Czasem zdarzają się ogromne żniwa. – uśmiechnął się delikatnie. To chyba idealnie opisywało śmierć. Codziennie zbiera, po kilka dojrzałych owoców. Czasem musi pozbyć się szkodliwych chwastów. Niekiedy zdarzają się ptaki, które chcą pozbawić go plonów, więc przegania je, a biedna duszyczka ociera się o śmierć. Niekiedy owoce zgniją, ze starości, czasem zostają wyniszczone od środka przez robaki. No i najgorsze w tym wszystkim. Wojny. Ogromne zbiory, które zabierają setki dusz. Taka właśnie jest śmierć, po prostu robi to co należy do jej obowiązków.
-Oh, naprawdę myślałeś, że zrobię to tu i teraz? Haha, nie, nie, nie, nie. – pochylił się bliżej w kierunku samuraja, nie chciał by jego potencjalna ofiara usłyszała zamiary zielonowłosego. Chciał je zdradzić tylko i wyłącznie samurajowi. Chciał poznać dokładnie, każda z jego reakcji, na każdą możliwą opcje. –Znajdę go i zabiję w miejscu, gdzie nikt tego nie zobaczy. – powiedział to z niezwykłą beztroską. Morderstwo człowieka, wyraźnie nic dla niego nie znaczyło. Mało tego, lekki uśmieszek na jego twarzy wyraźnie wskazywał, że dobrze się bawi. Blef czy nie blef, w przypadku zielonowłosego chyba każda opcja była możliwa.
Obietnice o obezwładnieniu w takim miejscu, nieco poruszyły chłopaka. Kątem oka zerknął na katanę. Ciekawe, czy potrafił nią porządnie władać, a nie tylko machać na prawo i lewo. Może były to tylko puste i nic niewarte groźby, takie jak ludzie mieli tendencję składać. Już nie raz się z takimi spotkał, ani jedna z nich się chyba nie ziściła. Nie przeszkadzało mu to, za to każda kolejna tylko bawiła chłopaka, bardziej i bardziej.
-Jeśli jest tak jak mówisz. To teraz jest chyba moja pora bym odpłacił się światu, za to co mi dał. – powiedział trochę bardziej do siebie, niż w kierunku Nibuia. Biorąc pod uwagę przeszłość chłopaka to zdecydowanie tak było. Swoje już chyba wystarczająco wycierpiał, na tyle by się przyzwyczaić do bólu i nie czuć strachu. Kolejna kara jaką poniesie, to będzie bez wątpienia śmierć. Pytanie tylko kiedy to nastąpi. Tej tajemnicy wolał nie poznawać. Może będzie to niespodzianka, a może stanie się to w tak oczywisty sposób, że aż wstyd będzie się do tego przyznać. W każdym bądź razie, nie była to jeszcze ta pora.
-Niezbyt, ale chyba wypadało o to zapytać. – wzruszył tylko lekko ramionami i wyrzucił peta do popielniczki z miski po ostrym jedzeniu, które zamówił i nie dokończył. –Trzymam kciuki. – dodał w nieco żartobliwy sposób i zacisnął dwa duże palce u rąk pomiędzy innymi i uniósł jej nieco do góry, jakby w geście zwycięstwa. Trudno jednak było uwierzyć w to, ze zielonowłosy kibicował samurajowi. Chyba dużo większa prawdą było to, że dalej drwił z jego ideałów, co po części było trochę niemiłe z jego strony. Białowłosy jednak nie wyglądał na osobę, która by się tym przejmowała, to właśnie dlatego to robił, bo mógł.
-Dlaczego uważasz, że czynię tylko zło. – mruknął przykładając palec do podbródka i spoglądając do góry, jakby chciał przypomnieć sobie jakiś z jego ostatnich dobrych uczynków. Co trochę bardziej zaskakujące, takie też mu się zdarzały. Może sposób w jaki to robił nie był zachwycający i nikomu się to nie podobało, ale efekty były wyjątkowo dobre.
-Uratowałem dziewczynkę przed pedofilem. – to że chciała go przy tym zabić to mały szczegół, taki wypadek przy pracy. –I żyje. – dodał dosyć szybko by, mężczyzna nie dopowiedział sobie czegoś innego. Szczerze to sam nie za bardzo wiedział, dlaczego to zrobił. Chyba dlatego, że przestępstwa na tle seksualnym, nie za bardzo pociągały Akimichiego. Brakowało im dreszczyku adrenaliny, co coś w tym stylu.
-W każdym bądź razie, powodzenia. – sięgnął po butelkę sake, z której upił kilka szybkich łyków, a od rozgrzewającego trunku policzki delikatnie mu się zarumieniły. Syknął cicho, odstawiając porcelanowy pojemnik na stole i zerknął na samuraja. Podsuną zawartość w jego stronę i uśmiechnął się delikatnie , wyraźnie dając mu znak, że reszta należy do niego. Zabrał swoją paczkę papierosów i jednego z nich wsadził do ust, a resztę do kieszeni. Odpalił go i dmuchnął popielatym dymem w powietrze. Podniósł się z krzesła i staną tuż obok Nibuia. Popatrzył na niego. Wyraźnie przemierzył go wzorkiem z góry na dół. Dłoń położył na jego ramieniu.
-Tylko nie umrzyj do naszego następnego spotkania… Bohaterze. – zażartował z niego ostatni raz. Przez moment zaczął się zastanawiać czy powinien zostawić pieniądze za swój posiłek. Białowłosy w tej kwestii wydał się jednak osobą idealną do wykorzystania. Wsunął dłonie do kieszeni i powstrzymując się od zbędnych komentarzy po prostu poszedł gdzieś w kierunku centrum miasta.

[z/t]
0 x
Nibui

Re: Plac centralny

Post autor: Nibui »

  • Oho, zaczynało się. Nibui nigdy nie rozumiał co ludzie chcą osiągnąć przez tego typu pytania. Czy Ayato miał na celu ukazanie, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje? Że dla jednych czarne może być czerwone i odwrotnie? Tylko co z tego konkretnie wynikało? Wedle Nibuia - nic. Dopóki czerń i czerwień nie przeszkadzały w koegzystowaniu, to problemu nie było. Ten jednak pojawiał się wtedy, gdy przez jakieś błahe różnice powstawały poważne konflikty, a o to wcale nie było tak trudno. W przypadku Akimichiego wyglądało to trochę inaczej. Na przykładzie dwóch, skrajnie różnych przykładów - zarówno pod względem porównania, jak i pod względem wagi dla całej rozmowy - starał się udowodnić swoją rację. Niestety nie zdałoby to egzaminu w sześćdziesięciu procentach prób, a tym bardziej nie wypaliło przy samym samuraju, który jedynie uśmiechnął się szeroko pod nosem i oparł swoją brodę o rozłożoną dłoń, przewracając przy tym delikatnie oczami.
    - Znowu błąd. W czym przeszkadza mi to, że uważasz niebo za czerwone? Czy to kogoś rani? Czy to komuś psuje życie? Najwyżej staniesz się obiektem drwin i śmiechów, ale więcej z tego nie wyniknie. Natomiast załamanie granicy pomiędzy dobrem, a złem ma już poważniejsze konsekwencje, których ignorować nie można. To nie jest niewinne, odmienne zdanie wioskowego wariata, a opinia szaleńca. Wyjątkowość nie oznacza przydatności, a to z kolei sprawia, że nie należy jej bezgranicznie tolerować. Dobry kowal nie korzysta z nieczystej rudy, a dobry karczmarz nie chrzci alkoholu. Tak samo powinno być ze społeczeństwem, a taki typ do niego nie pasuje. - wyjaśnił powoli, aczkolwiek dokładnie. Dopiero teraz zaczynał zauważać, że to, co z początku oceniał na niewielką dozę niepoczytalności tak naprawdę było porządną dawką niepoczytalności skupioną w człowieku o imieniu Ayato. Nie była może ona w tej chwili jakoś szczególnie niebezpieczna dla samuraja, ale dla innych z pewnością mogłaby stanowić wyzwanie. Nieleczona zapewne ewoluuje jeszcze w coś gorszego i niewykluczone, że zakończy się tym samym, co życie chociażby takiego Hisato. Jeśli Nibui miał być, na wyrost, zwiastunem dobrej postaci, to Akimichi z pewnością pretendował do roli czarnego charakteru chcącego trzymać świat za mordę tylko dlatego, że go to bawiło.
    - Tak myślę, bowiem dobro i zło nie może być wodą oraz herbatą. Jedno wydobywa z drugiego wszystko to, co najlepsze i razem stają się doskonalszym, pełniejszym bytem. Jeśli już te dwa zjawiska do czegoś porównywać, to rzekłbym raczej, że są one jak ogień i woda. Jedno w kontakcie z drugim w końcu zniknie. Mogą ze sobą współżyć tylko wtedy, gdy są idealnie równe. W przypadku przełamania szali jedno cofa się pod ścianę, a wtedy zdarzają się cuda lub tragedie. Z dwojga oczywiście lepsze są pierwsze. - wyparcie się złej strony nie było oznaką strachu czy słabości, a wręcz przeciwnie. Zło było znacznie łatwiejszym wyjściem, prymitywniejszym i to właśnie do niego prowadziły obawy oraz niepewności. To właśnie dobro wymagało i wymaga od człowieka stawiania czoła przeciwnościom losu, parcia pod prąd oraz dokonywania rzeczy, które normalnie wydawałyby się kompletnie niemożliwe. Jak było jednak widać, Ayato nie zamierzał odpuszczać, a kolejne pytanie, które wypłynęło z jego ust sprawiło, że na wargach samuraja po raz kolejny pojawił się szeroki uśmiech.
    - Nie. Mroku się nie akceptuje, ale za to jego istnienie już tak. Czuję jak stara się po mnie wspinać, jak chce mnie opętać w ten sam sposób, co Ciebie. Mam wrażenie, że cały czas słyszę odgłos jego zbliżających się do mnie stóp. W przeciwieństwie do Ciebie nie mam jednak zamiaru się mu poddać. Nie dam się wchłonąć, nie będę od niego uciekał. Będę go za to ujarzmiał i zginał dobrymi uczynkami. Tak właśnie powinno się z nim postępować. - tym razem jego słowa zabrzmiały trochę jak wyzwanie i być może faktycznie coś takiego w tym wydźwięku było. Ayato sprawiał, że Nibui nabierał coraz większej motywacji do urzeczywistnienia swoich marzeń. To właśnie taka pesymistyczna postawa i starcze spojrzenie na świat sprawiały, że samuraj napalał się na coś jeszcze bardziej - A idealnego bytu nie było, nie ma i nigdy nie będzie. Zawsze może pojawić się jednak lepszy. - skwitował, mając oczywiście nadzieję na zakończenie tej dyskusji o herbacie. Jak bardzo nie wydawałaby się ona produktywna, to tak naprawdę do niczego nie prowadziła. Teraz nie zmieni nic, albowiem Akimichi posiadał złe podstawy, filary. Te jednak z czasem mogą zostać nadżarte przez słowa Nibuia i powoli zacząć się walić. Właśnie na to liczył samuraj. A jeśli chodzi o działanie w drugą stronę, to cóż... W tych sprawach Kaizaki był trochę pyszny i nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby się ugiąć pod naporem kogoś innego.
    - I... To tyle? - zapytał, mrugając kilka razy oczyma - Naprawdę to wystarczy Ci do tego, żeby życzyć komuś śmierci? Nie chcesz, nie słuchaj. To jest wybór, o którym mówię Ci od początku. Wybór, który nie narusza żadnych granic i ustalonych norm. Wybór właściwy. Ty jednak go nie dokonujesz. Idziesz ścieżką rozwydrzonego, skrzywdzonego dzieciaka, który wewnętrzne frustracje wyładowuje na innych. Dla mnie to Ty właśnie jesteś tym, za kogo masz tamtą staruszkę. Czy to powód, żebyś został za stadem i umarł w krzakach? Czy moja opinia cokolwiek dla Ciebie znaczy? Widzisz? Dla niej Twoja też ma zerowe znaczenie. - skwitował całą sytuację, nadal broniąc starszej kobiety, która niczym tutaj nie zawiniła. Wiek wiąże się z pewnymi przywilejami i defektami. Młodzi nie zrozumieją jak to jest być starym, a starzy zapomnieli jak to było być młodym. Nie oznacza to jednak, że jedni nie powinni szanować drugich. Winni za to wczuwać się w ich skórę jak najlepiej i poprzez empatię starać się zrozumieć drugą stronę. To jednak wymaga wysiłku. Łatwiej jest powiedzieć, że ktoś jest niedołężny lub zwyczajnie niedojrzały. Oczywiście czasem trzeba takim stwierdzeniem rzucić, ale musi je poprzedzić dokładna analiza. Tę właśnie starał się samuraj wykonać.
    - Tylko mnie? Tylko dziesięciu osobom czy może znacznej większości? Jeśli wszyscy dookoła wydają Ci się dziwni, to być może Ty jesteś najdziwniejszym z nich. Podchodzę do ludzi bez uprzedzeń, wszystkie moje niechęci i chęci powstają na podstawie wzmożonego kontaktu. Nie inaczej jest z Tobą. Jak mam Cię odbierać, skoro sam przedstawiasz się na takiego? Jeśli oczekujesz akceptacji, to musisz zmienić serca ludzi. Z takim nastawieniem nie uda Ci się nawet zapukać do ich drzwi. - wewnętrzny spokój był cechą charakterystyczną samuraja. Nie przejmował się większością rzeczy, starał się ograniczać wpływ negatywnych emocji na swój osąd i tylko dlatego nie zwracał większej uwagi na chłopaka siedzącego naprzeciwko. Ta jego rzekomo zimna i chłodna aura zwyczajnie nie przebiła się do Nibuia. Nie zauważył jej nawet przez moment, nie sprawiła, że poczuł się nieswojo. Być może skąpała się nawet w ogromie współczucia, jakie samuraj żywił teraz do swojego rozmówcy. Tak bardzo zaślepionego, zagubionego człowieka nie widział już od paru miesięcy. Ba! Gdyby nawet postawił tego ostatniego przy Ayato, to wydawałby się on pewnie całkiem normalny w pobliżu zielonowłosego.
    - Ziarno może przynieść również szpaki i wrony, ale nie o tym mowa. Skąd? Dokładnie z tej wiary, którą Ty wyśmiewasz. Nie doceniasz ludzkiej potęgi, a przeceniasz za to możliwości człowieka. Nawet najwybitniejsza jednostka może zostać przyćmiona przez zjednoczony tłum. Samemu nie podbije się świata, samemu nie stworzy się rodziny, klanu, wioski, państwa. Z samotności nie powstaje nic. - odpowiedzi na pytania Ayato przychodziły mu na język same, co mogło oznaczać jedynie tyle, że były naprawdę szczere. Zresztą samuraj nie był osobą, która lubowała się w kłamstwie. Starał się go unikać jak najczęściej, a idealnym rozwiązaniem byłoby całkowite wyeliminowanie go z życia codziennego. Ideałów jednak nie ma i w ten sposób każdego dnia Nibui ma na duszy kolejny kamień, który gdzieś tam mu ciąży. A wracając do tematu, to Kaizaki akurat głęboko wierzył, że talent nie jest kluczem do sukcesu. Pewnie, sprawia, że drzwi wydają się o wiele szersze i cieńsze, ale ostatecznie niczego nie determinuje. To, co potrafi poszerzyć futrynę, jest tak naprawdę ciężką oraz systematyczną pracą, która z każdym dniem przynosi mniejsze lub większe efekty. W ten sposób można przeskoczyć wady nadane na początku gry i przekuć je w zalety.
    - Jesteś szalony. - odburknął tylko w jego kierunku, ale zaraz dodał - Choć przyznałeś mi rację. Ogrodnik nie wyrywa wszystkiego dookoła. Robi to zgodnie z planem, cierpliwie czeka i ocenia. Nie jest siepaczem. - przynajmniej jakieś małe zwycięstwo, do którego jednak Ayato i tak pewnie w żaden sposób się nie przyzna, bo ugodziłoby to w jego dumę.
    Kolejne słowa chłopaka sprawiły jednak, że Kaizaki po raz kolejny utwierdził się w tym, iż jego marzenie musi się spełnić. Jeśli na świecie chodzi więcej takich oszołomów jak Akimichi, to niestety ktoś musi ich albo zmienić, albo kompletnie ich odizolować. Był to wybór pomiędzy mniejszym, a większym złem, jednak na tę chwilę samuraj nie widział innego wyjścia. Być może to kiedyś mu się objawi, ale na tę chwilę gotowy jest przyjąć wszelkie konsekwencje na własną klatkę piersiową i mierzyć się z nimi aż do własnej śmierci.
    - Chociaż nie... Myliłem się. Jesteś tchórzem. Pijawką żerującą na słabszych i bezbronnych. Gotów podjąć akcje, ale jednocześnie nie na tyle dojrzały, żeby ponieść konsekwencje swoich czynów. Skłonny do chełpienia się swoimi czynami, podczas gdy ze strachu przed karą skrywa je z ciemnych zakamarkach historii. Nie widzisz tutaj kontradyktoryjności? Nie dostrzegasz jak bardzo jest to żałosne? - nadal nie wydał swojego osądu, ale nieubłaganie się do tego zbliżał. Zielonowłosy nie dawał mu żadnych powodów do tego, aby spojrzeć na niego w dobrym świetle. Samuraj nie dostrzegał na tę chwilę żadnego promyka nadziei, który najprawdopodobniej nie mógł wydostać się spośród, gęstego jak smoła, mroku otaczającego duszę chłopaka. Kaizaki nadal jednak nie rozumiał co takiego starał się osiągnąć Ayato przez prowokowanie go do działania. Czy on naprawdę myślał, że białowłosy będzie ochraniał jakiegoś człowieka tylko dlatego, że podejrzany typ mu zagroził? Gdyby słowa przemieniły się w czyny, to Nibui natychmiast by zareagował. Ba! Gdyby nawet dowiedział się o całym incydencie po fakcie, to na pewno podążałby śladami Ayato, aby odpłacić mu za jego złe uczynki, ale w tej chwili nie miał powodów ku temu, aby w cokolwiek się mieszać.
    Skłamałbym, gdybym napisał, że kolejne wyznanie Akimichiego nie zrobiło na samuraju dobrego wrażenia. To wydawało się być właśnie tym promykiem nadziei, który chciał odnaleźć w swoim rozmówcy. Zdziwienie jednak szybko ustąpiło miejsca wątpliwościom. Być może to wyjątkowo podłe i perfidne, ale taka jest właśnie ludzka natura, a od niej nie był niezależny nawet Nibui.
    - Śmiem jednak wątpić, że pedofil również to spotkanie przeżył. Nie mogę zaprzeczyć, że wymierzyłeś sprawiedliwość, ale czy aby na pewno była ona usprawiedliwiona? Nie zrozum mnie źle, nie pochwalam żadnej formy zboczenia, ale słysząc Twoje poprzednie opowieści śmiem wątpić, że zrobiłeś to z czystych, altruistycznych pobudek. A może się jednak mylę? Wyprowadzisz mnie z błędu? - prosty zabieg mający na celu wyciągnięcie z rozmówcy paru informacji, które jednak na razie miały nie dotrzeć do uszu samuraja. Wszystko wskazywało bowiem na to, że niezrównoważony rozmówca miał na razie dość dyskusji. Być może była to zasługa samego Nibuia, a być może była to wina alkoholu. Białowłosy nie wnikał i nie zamierzał też w jakikolwiek sposób go zatrzymywać. Jeśli los będzie tego chciał, a oni sami dokonają odpowiednich wyborów, to zapewne spotkają się jeszcze na swojej ścieżce. Kto wie czy w takich samych rolach jak podczas dzisiejszej pogawędki przy stole. Równie dobrze następnym razem mogą stać naprzeciwko siebie jako sojusznicy lub wrogowie.
    - Tobie za to życzę, żebyś zawsze spoglądał w stronę dobra, gdy do ucha będzie szeptał Ci mrok. - odpowiedział, w przeciwieństwie do Ayato, nie żartując. Naprawdę chciał dla niego dobrze, ale nie mógł nic zrobić dopóki chłopak będzie oddawał się w ramiona złego. A jeśli zaś chodzi o sam rachunek, to Akimichi będzie musiał się wiele nauczyć. Nibui chciał być bohaterem, ale nie zamierzał zostać frajerem. Nie będzie płacił za kogoś, kto nawet nie brał jego słów na poważnie przez większość rozmowy. Te pieniądze będzie mógł wydać w znacznie lepszy sposób, niż płacenie za posiłek zagubionego shinobiego. Właśnie dlatego też uiścił opłatę jedynie za to, co sam zjadł i ani grosza więcej, a następnie ruszył w kierunku wyjścia, w środku karczmy strzepując jeszcze coś z ramienia, którego dotknął Akimichi. Zachował się zupełnie tak, jakby w wyniku tego krótkiego kontaktu miało coś na niego przejść, a tak naprawdę zrobił to dlatego, że nie wiedział co tak naprawdę sądzić o tym człowieku. Szaleniec? Psychol? Skrzywdzony dzieciak? Maniak? Tyle możliwości, a jednoznacznej odpowiedzi na horyzoncie brak. Ta kwestia będzie mu jednak zaprzątała głowę przez najbliższe dni.

    z/t
0 x
Suisen

Re: Plac centralny

Post autor: Suisen »

Widok placu znajdującego się przed moimi oczami mógłby spokojnie znajdować się na pocztówkach promujących to miasto. Jednak podróżnik mocno by się zdziwił gdyby tu przybył. Bo miasto w którym się znajdowałem - tj. Sabishi nie ma nic ciekawego do zaproponowania. Chyba że brutalna śmierć w trakcie podróży jest dla kogoś atrakcją to w takim razie to miasto jest bogate we wszelaką rozrywkę. Mój ostatni trening spędziłem nieopodal tego miejsca - pod samotną skałą. W ciszy i w miarę sprzyjających warunkach. Jednak wylewanie z siebie siódmych potów nie jest czymś, co mogę uznać za przyjemną sprawę. Potrzebowałem odskoczni. Kilka dni już minęło w tym większość godzin poświęcona głębokiemu snu. Jednak i z tego lenistwa muszę wyjść. Postanowiłem, że skoro tu jestem to warto byłoby zobaczyć tę całą wizytówkę miasta. Ot co, trochę architektury nie zaszkodzi, która bądź co bądź jest tu dosyć ładna jak na te surowe krajobrazy znajdujące się wokół.
Rozejrzałem się po placu w celu znalezienia jakiegoś cienistego miejsca - obecna kąpiel w słońcu nie należy do moich hobby. Jeśli chodzi o sprawy wizerunkowe to preferuję białą, porcelanową skórę. Niestety kilka dni spędzonych w tym kraju sprawiło, że raczej wyglądam jak mocno przypieczony łosoś. No cóż, przynajmniej rodzice stwierdzą że jednak COŚ robiłem.
0 x
Narubi

Re: Plac centralny

Post autor: Narubi »

0 x
Suisen

Re: Plac centralny

Post autor: Suisen »

Długodystansowa broń - to jest co, czego bym potrzebował. Trzeba poszerzać horyzonty a do tego najbardziej potrzebna będzie mi właśnie broń. W sumie jakakolwiek - jeśli trafi się łuk, będzie wspaniale. Powolnym krokiem zacząłem podążać w tamtą stronę. Nie mogę sprawić, że kupiec pomyśli, że chcę jego towar za wszelką cenę, mimo iż naprawdę tak było. Muszę zaoszczędzić pieniądze. Gdzie się da, być może wejdzie w grę zbijanie ceny? Choć teraz wypadałoby się dowiedzieć czy ten łuk w ogóle jest na sprzedaż. Idąc w stronę stoiska rozglądałem się za innymi rzeczami - a nuż trafi się coś oryginalnego, fajnego. I nie musi być to jakieś wyposażenie czy nie wiadomo jaki bitewny przedmiot. Nawet i estetyczny drobiazg wszedłby w grę. Właśnie wszedłby. Bo cel jest teraz inny. Gdy w końcu dotarłem zacząłem rozglądać się za posiadaczem tego cudu. Ogrom ludzi znajdujących się dookoła obniżyli moje samopoczucie. Obudził się we mnie pewien rodzaj introwertyka. Może jednak nie zapytam, poczekam? Na pewno ktoś z tego tłumu w końcu będzie chciał coś kupić. Albo może zacznę intensywnie przeszukiwać jego towar, brać w ręce, oglądać z każdej strony? Wtedy powinien się mną zainteresować w stu procentach! Mógłby mnie wtedy podać za jakiegoś złodziejaszka. Gdzie ja - najzwyczajniej chcę dostać ten cholerny łuk. Dobra, pierdolić to. Dłonie zacisnąłem w pięści - nie wiem czy to dużo da, ale w ten sposób czułem się bardziej pewny i śmiały.
- Halo, gdzie jest sprzedawca? - zapytałem starając się umodelować mój głos aby brzmiał naturalnie. Po ile ten łuk? Jeśli na sprzedaż. Co raczej jest oczywiste, bo inaczej nie byłby na widoku.
0 x
Narubi

Re: Plac centralny

Post autor: Narubi »


Właściciel: #00FFFF
0 x
Suisen

Re: Plac centralny

Post autor: Suisen »

Fakt. Kolejka. Ta - brzydko mówiąc - kupa ludzi po coś tu stała. Chociaż to logiczne, że najpierw się pyta o cenę a później ląduję się w kolejce. Po co miałbym marnować czas na stanie w jakiejś durnowatej kolejce gdybym summa summarum produktu na końcu nie zakupił, bo za drogi? No ale byłem tak łakom tego łuku, że się poświęciłem. Choć nie wiem czy mogę użyć tego wyrazu - poświęcenie. Bo nic heroicznego nie zrobiłem. Jak zwykły szarak ustawiłem się w kolejce. Pióra z głowy mi nie spadną. Gdyby jakiekolwiek tam się znajdowały. Naszła moja kolej. Przez cały czas stania w kolejce obmyślałem co by tu powiedzieć. Wielce mnie interesowało, co też tam ludzie tam podpisują. Jakiś cyrograf z nim? Może tu panuje zasada coś za coś. Jeśli tak, to może opłaca się wykonać zadanie niż płacić krocie. Więc nie mogę się zapytać o cenę. Muszę wymyślić inne pytanie.
- Witam. Chciałbym nabyć o to ten łuk. - powiedziałem i wskazałem palcem. O mało co a nie wybuchnąłem tą ogromną ekscytacją. Takie popularne słowo, często używane a dało mi tyle satysfakcji. Ja to mam szerokie pole w posługiwaniu się słownictwem. Powinienem zostać jakimś pisarzem. Nabyć... Ale to to samo co kupić. Czy nie? Może on pomyśli, że ja to chcę ukraść? Nie... No słowo "nabyć" ma w sobie tę formę handlową, że tak to ujmę. Do tego jesteśmy na targowisku, więc normalne że chce to kupić a nie ukraść. Czułem jak pot zaczyna po mnie spływać i robię się coraz bardziej czerwony na twarzy. W sensie kupić. - wypaplałem w końcu. I całe zażenowanie ponownie górowało. Z drugiej strony; jeśli nie z trzeciej; o co ja się tyle sram? Z pewnością wyglądam na skończonego idiotę, który boi się po prostu zapytać o ten pierdolony łuk.
0 x
Narubi

Re: Plac centralny

Post autor: Narubi »


Właściciel: #00FFFF
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ningyō-shi (Osada Rodów Ayatsuri i Kaguya)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości