Otworzył oczy. Po błogim spokoju ponownie wrócił ból. Tym razem dużo mniejszy, ale nadal bardzo doskwierający. Czyli jednak przeżył, mimo, że sądził zupełnie inaczej. Nawet się z tego ucieszył, już sądził, że nigdy więcej nie zobaczy swoich przyjaciół. Tymczasem on otrzymał kolejną szansę.
Zorientował się też, że nad jego łóżkiem ktoś stoi. Już chciał się rzucić tej osobie na szyję, sądząc, że to Harisham. To jednak był ktoś zupełnie inny, aczkolwiek nadal znajoma twarz. Jeden ze strażników, których spotkał po uwolnieniu ludzi z klatki. Miał on dla niego informacje. Niezbyt przyjemne. Przez całą opowieść Yosuke nie odezwał się ani słowem, z każdą chwilą jego wzrok stawał się jakby coraz bardziej pusty. Ponownie jego infantylizm doprowadził do śmierci wielu osób, wcześniej były to zwierzęta, tym razem było o wiele gorzej. Mnóstwo ludzi poniosło śmierć przez jego błędy. Kiwnął głową na koniec, że zrozumiał co straż miała mu do przekazania i wbił swój martwy wzrok w okno. Chyba czuł, że to on powinien tam umrzeć na dachu, a nie Ci wszyscy ludzie.
Kolejny dzień w szpitalu. Powiedzieć, że Rekinkowi się tutaj nudziło, to tak jakby nie powiedzieć nic. Przez większość tego czasu miał kategoryczny zakaz poruszania się. Rana była poważne i wymagała sporej uwagi medyków, Ci jednak poradzili sobie bardzo dobrze i już wkrótce mógł ponownie stanąć na nogi. Pierwsza pionizacja byłą tragiczna i myślał, że dziura w brzuchu ponownie się otworzy i wylecą mu wszystkie wnętrzności. Każda kolejna próba była jednak już coraz lepsza.
Teraz przyszedł już czas pożegnania się. Po bliźnie została jedynie niegroźna blizna, jednak w jego pamięci te wydarzenia odegrały istotną rolę. Będzie musiał bardziej na siebie uważać i jeszcze ciężej trenować. Sądził, że jego ostatnie treningi pokazały, że jest wystarczająco silny aby sobie poradzić. Jak się jednak okazało, wystarczyło pierwsze większe zagrożenie, któremu musi stawić czoła samodzielnie i mogło to się skończyć dla niego tragedią. Co prawda przez jego pochopne działanie wiele osób poniosło śmierć, ale przynajmniej on wciąż miał możliwość pracy nad sobą. Już niejednokrotnie powtarzał sobie, że nie popełni tego błędu. Oby tym razem faktycznie tak się stało.
ZT:viewtopic.php?f=69&p=230326#p230326
Hikaito, dotąd zadowolony z przebiegu wyprawy, stanął przed pierwszą realną przeszkodą. Kolejka do szpitala wiła się niczym wąż i już na sam widok skrzywił się z niesmakiem.
– Kolejka… eh, nie zamierzam w niej stać – mruknął pod nosem, poprawiając pas od katany.
W głowie natychmiast urodził się plan. W końcu był shinobi – od niego wymagano kreatywności i skuteczności. Z początku postanowił zagrać delikatnie. Wyprostował się, uniósł list wysoko nad głowę i donośnym głosem oznajmił:
– Ważna wiadomość do pracowników szpitala! – torując sobie drogę w stronę wejścia.
Miał świadomość, że ten trik może się nie udać. A na to był przygotowany. Już w myślach analizował kolejny ruch – obserwował uważnie ludzi, którzy stali w kolejce, szukając kogoś, kto być może znużony opuści swoje miejsce. Jeśli nikt taki się nie pojawi, miał w zanadrzu mniej przyjemne, lecz skuteczniejsze rozwiązanie.
Podszedłby wtedy do osoby stojącej blisko wejścia i z pełną powagą rzucił:
– Zakata panią/pana wzywa. Nie wiem, o co chodzi, ale mówił, że to pilne. I że przypomni sobie pan/pani od razu, jak tylko go zobaczy. – tonem, którego niełatwo było podważyć.
Plan był prosty: odejść z wybranym delikwentem na bok, a następnie zniknąć w tłumie. Wtedy pozostało tylko przywołać Henge no Jutsu, przemienić się w tę osobę i zająć jego miejsce w kolejce – z całym spokojem i naturalnością, jakby stał tam od samego początku.
Opis Technika kamuflażu, dzięki której użytkownik może przybrać wygląd znajomej osoby lub obiektu, maksymalnie odbiegającego o 1/3 rozmiarami od użytkownika. Skuteczność iluzji zależna jest od tego, jak dobrze znamy wygląd danej postaci - im mniej znamy daną postać, tym stworzona przez nas iluzja jest mniej dokładna i łatwiejsza do przejrzenia. Dodatkowo technika nie wpływa na zmianę naszego głosu. Podczas używania techniki chakra użytkownika pozostaje niezmieniona, przez co sensorzy i ninja posiadający Doujutsu z łatwością przejrzą przygotowany fortel. Henge no jutsu zostaje przerwane po zranieniu lub uderzeniu użytkownika, a także w chwili mieszania chakry do jakiejkolwiek innej techniki. Również sięganie po ukryte pod iluzją bronie, tudzież przedzieranie się w tłumie prowadzi do przerwania jutsu.
Hikaito przez moment pozwolił sobie na oddech ulgi — drugi list już z głowy, a misja szła zgodnie z planem. Jednak gdy tylko wyszedł na zewnątrz, jego spokój uleciał jak dym. Przed wejściem, w cieniu szpitalnego ganku, stał Shikazu Nara.
Chłopak zamarł. W jednej chwili zniknął z jego świadomości gwar tłumu, nawoływania chorych i skrzypienie drewnianych drzwi szpitala. W polu widzenia został tylko on — rywal, którego obecność zawsze wywoływała w nim sprzeczne emocje: irytację, respekt i… coś na kształt niewypowiedzianej lojalności.
Ich spojrzenia skrzyżowały się i zapaliła się ta sama iskra co zawsze. Hikaito przypomniał sobie chwile, kiedy Shikazu ocalił mu życie — i te, gdy role się odwróciły. Nie potrzebowali słów, by napięcie zawisło między nimi.
Powoli zaczęli okrążać siebie nawzajem, każdy krok był jak ruch w grze, którą rozumieli tylko oni. Kilka metrów dystansu, cisza, miny poważne jak na polu bitwy.
– A ty… co tutaj robisz? – odezwał się w końcu Hikaito, głos miał chłodny, ale w środku aż buzowało. – Nie spodziewałem się ciebie tutaj, w Sabishi. Szczególnie pod szpitalem.
Shikazu westchnął ostentacyjnie, jakby cała ta sytuacja była dla niego ledwie przerwą w drzemce.
– Ha! Widzisz… ja doskonale wiedziałem, że się tutaj spotkamy. – rozciągnął się leniwie, a na jego twarzy pojawił się znajomy, zadziorny uśmiech. – Chciałem sprawdzić, czy dalej jesteś taki słaby i niesamodzielny.
Słowa uderzyły mocniej, niż Hikaito chciałby przyznać. Zęby zacisnęły się same, a w gardle pojawiło się nieme wspomnienie ostatniej misji, gdy faktycznie nie obyło się bez posiłków. Nie zamierzał jednak dać mu tej satysfakcji.
– Więc… co cię tutaj sprowadza? – spytał z wymuszonym spokojem, a kącik jego ust drgnął w lekkim, wyzywającym uśmiechu.