Młody Kaguya mieszkał w domku ze swoimi rodzicami - do pewnego smutnego incydentu jeszcze z siostrą ale juz niestesty jej nie ma. Wnętrze ich domu było skromne, ale tchnęło porządkiem i cichym ciepłem, jakie nadawała mu Muri. Każdy przedmiot miał swoje miejsce — od prostego, drewnianego stołu stojącego tuż przy oknie, po niewielką półkę z kilkoma misternie rzeźbionymi miskami. Na blacie często osiadał cienki, złocisty pył, który wpadał do środka wraz z pustynnym wiatrem. Nikt w domu nie przejmował się tym zanadto; na tych terenach piasek był tak naturalny jak powietrze
Ściany wykonane z ubitej gliny i drewna nie zapewniały całkowitej izolacji, lecz w ciepłym, suchym klimacie nie było to konieczne. W zamian wnętrze wypełniał delikatny zapach rozgrzanego piasku i suszonych ziół, które Muri trzymała w płóciennych workach przy kuchennym palenisku.
Dom nie był duży, ale posiadał poddasze, na którym mieszkał Hikaito. Tam, w niewielkim pokoju pod spadzistym dachem, trzymał swoje rzeczy: kunaie, shurikeny i inne przedmioty.Małe okienko wychodzące na pustynię pozwalało mu wieczorami obserwować zachód słońca, a gdy wiał silniejszy wiatr, słychać było cichy szelest piasku uderzającego o dach. Choć nie miał wiele wolnego czasu, to właśnie tutaj czuł się bezpiecznie.
Przed domem rozciągał się niewielki, ogrodzony delikatnym płotkiem teren. Kilka kaktusów o grubej, mięsistej skórce stało tu jak cisi strażnicy, gromadząc wodę na trudniejsze dni. Z tyłu domu znajdowało się miejsce przeznaczone na trening — kilka kukieł wypełnionych sianem, obok nich inne, uzbrojone w ostre noże i mechaniczne, ruchome części, które potrafiły zaskoczyć atakiem w najmniej oczekiwanym momencie.
Kawałek dalej wyrastało piaszczyste wzniesienie. Wchodząc na jego szczyt, można było zobaczyć daleką, spaloną słońcem okolicę, a przy odrobinie szczęścia dostrzec w oddali przesuwające się karawany lub pojedynczych wędrowców. To miejsce było zarówno punktem obserwacyjnym, jak i małą oazą spokoju, do której Hikaito czasem uciekał, by zebrać myśli.
Noc na pustyni była zupełnie inna niż dzień. Gdy słońce chowało się za linią horyzontu, a niebo gasło z barwy ognia do granatu, świat wokół domu pogrążał się w ciszy tak głębokiej, że słychać było własny oddech. Wiatr stawał się chłodniejszy, a jego podmuchy niosły ze sobą drobny piasek, który delikatnie uderzał o ściany i płotek przed domem, tworząc cichy, jednostajny szelest.
Przez małe okienka wpadało zimne, srebrne światło księżyca, rozświetlając wnętrze na tyle, by rysowały się w nim kontury stołu, wiszących przy ścianie naczyń i zwojów. Cienie poruszały się powoli, jakby cały dom oddychał razem z nocą. W takich chwilach Hikaito lubił siadać na szczycie wzniesienia, czując pod sobą chłodny, sypki piasek. Wpatrywał się w morze gwiazd nad sobą, czując, jak napięcie dnia powoli ustępuje miejsca skupieniu. Dźwięki nocnej pustyni — pohukiwanie nocnego ptaka, cichy trzask drobnych kamieni poruszonych wiatrem — tworzyły melodię, przy której łatwiej było zebrać myśli i przygotować się na kolejne wyzwania.
Hikaito, wróciwszy z ostatniej misji, nie potrafił uwolnić się od wspomnień o bandzie, która ukryła się gdzieś w pobliżu wioski. Myśl o tym, że w każdej chwili mogą znów zaatakować, wgryzała się w niego jak zimny, metalowy hak, nie pozwalając zasnąć. Nocami, zamiast odpoczywać, ruszał na polanę za domem, gdzie krok po kroku szlifował swoje ruchy, próbując opanować jedną z najtrudniejszych, a zarazem najpotężniejszych technik klanu — Karamatsu no Mai.
Każda próba była jak walka z własnym ciałem. Kości wyrastające pod skórą wymagały precyzji, a najmniejszy błąd sprawiał, że pękały w niekontrolowany sposób, rozrywając mięśnie i pozostawiając piekący ból. Chakra wyciekała z niego jak woda z pękniętego dzbana, a każdy kolejny ruch kosztował go coraz więcej.
Trenował jednak pod czujnym okiem swojej matki, Muri, która w milczeniu obserwowała jego wysiłki. Jej dłonie, delikatne, lecz pewne, raz po raz dotykały jego ciała, gdy aktywowała Kotsurei no Jutsu, naprawiając uszkodzone struktury kości i tkanki. Mikroskopijne wypustki kostne, które kierowała w głąb ran, niosły ciepłą, uzdrawiającą energię — uczucie kontrastujące z surowym bólem treningu.
— Jeszcze raz, ale wolniej — mówiła spokojnym głosem, a jej ton nie dopuszczał sprzeciwu. — Siła jest niczym, jeśli ciało jej nie wytrzyma.
I tak noc po nocy, w rytmie bólu, leczenia i ponownego wysiłku, Hikaito rzeźbił swoją technikę, aż ruchy zaczęły przypominać taniec śmiercionośnych igieł. Strach, który wcześniej go paraliżował, powoli zmieniał się w determinację.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Na ustach chłopaka pojawił się lekki, ledwo dostrzegalny zarys uśmiechu, gdy w blasku porannego słońca zobaczył znajomą sylwetkę Gashi, zbliżającą się w jego stronę. Jej luźny, pewny krok i swobodny uśmiech zdradzały, że nie przybyła tu w sprawach drobnych.
– E tam, nic wartego większej uwagi – odparł, starając się zbyć temat, doskonale wiedział, że misje, które wykonywała dziewczyna, były zwykle o wiele trudniejsze i bardziej ryzykowne od tych, na które on dotychczas był wysyłany. – Ciekaw jestem, co ojciec dla nas przygotował… Ostatnio wspominał coś o bandzie przy Wąwozie Białych Kości. Może jego wezwanie ma z tym coś wspólnego – urwał w pół zdania, zamaszyście poprawiając pas kimona i zerkając na Gashi z mieszanką ciekawości i lekkiego napięcia.
Kiwnął jej głową w porozumiewawczym geście, prosząc o chwilę czasu, po czym ruszył w stronę swojego domu. W środku sięgnął po stary, wysłużony plecak, w którym znalazło się miejsce dla podstawowego prowiantu – może niezbyt wyszukanego, ale sprawdzonego w pustynnych warunkach. Czerstwy chleb i suszone mięso były czymś, do czego jego żołądek przywykł już dawno, choć nie były daniem marzeń. Na szczęście matka, jakby przeczuwając nadchodzącą wyprawę, zostawiła dla niego butelkę soku z kaktusa – chłodnego, orzeźwiającego, w sam raz, by przetrwać skwar nadchodzącego dnia. Bez wahania schował ją na dno torby.
Kiedy uznał, że ma wszystko, co będzie potrzebne, wyszedł przed dom. Podciągnął ramię plecaka, by lepiej leżało, i machnął ręką do dziewczyny, dając jej znak, że jest gotowy. Narazie nie zakładał kaptura – poranek był jeszcze przyjemny, a on chciał widzieć dobrze twarz swojej towarzyszki i samemu utrzymywać kontakt wzrokowy. Poza tym czuł, że rozmowa z Gashi, nim dotrą na miejsce, może być równie interesująca, jak samo zadanie.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Zaskoczony pytaniem Gashi, Hikaito na moment zamilkł, jakby ważył każde słowo. Dopiero po chwili, z lekkim wahaniem, odezwał się półgłosem:
– Tak, wiem… ale on już nie jest taki sam jak kiedyś. Wątpię, żebyśmy ujrzeli go w akcji… – urwał nagle, kierując wzrok w dół, wpatrując się w drobne ziarenka piasku przy swoich stopach. W głębi serca sam jednak pragnął zobaczyć ojca w pełnej powadze, w ferworze walki, tak jak opisywały to historie.
Podciągnął nogawki kimona, czując, jak słońce pali coraz mocniej. Pot spływał mu po karku, a pustynne powietrze zdawało się przyklejać do skóry.
– Nie jestem dość silny… – mruknął z irytacją pod nosem, zaciskając zęby. Wiedział, że przed nim wciąż długa droga, zanim osiągnie siłę potrzebną do wyruszenia w najważniejszą podróż swojego życia – poszukiwanie zaginionej siostry.
Gdy dotarli na miejsce i ujrzeli Kaito, Hikaito natychmiast spoważniał. Zamilkł, ale utrzymywał z ojcem mocny kontakt wzrokowy – tak, by ten dostrzegł w nim gotowość i determinację. Zerknął kątem oka na Gashi.
– Ty będziesz dowodzić naszą dwuosobową drużyną – powiedział tonem, w którym nie było ani ironii, ani sprzeciwu, tylko uznanie dla jej doświadczenia.
Następnie zwrócił się do ojca.
– Zajmiemy się tym, Ojcze. Możesz wrócić do ważniejszych obowiązków. Jest chociaż ktoś, kto wskaże nam miejsce, gdzie znaleziono ocalałego? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała nuta niecierpliwości.
Nieświadomie zacisnął pięści, a w oczach pojawił się ten charakterystyczny błysk – mieszanka gniewu, ambicji i głodu prawdy.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Lekki, niemal ulotny uśmiech pojawił się na twarzy chłopaka po usłyszeniu odpowiedzi ojca. W tym momencie czuł dziwną mieszankę dumy i odpowiedzialności, choć nie zdążył powiedzieć ani słowa więcej – Gashi bezceremonialnie chwyciła go za kimono i pociągnęła w stronę bramy. Hikaito poprawił materiał z lekkim kaprysem, ale bez cienia urazy. Tak już miała – spontaniczna, czasem aż za bardzo.
– To był właśnie mój ojciec… – rzucił półgłosem, jakby do siebie, lecz wystarczająco głośno, by dziewczyna mogła to usłyszeć. W jego tonie pobrzmiewał cień szacunku, którego zwykle nie ujawniał.
Chwilę maszerowali w ciszy. W pewnym momencie Hikaito, z rękami luźno skrzyżowanymi za głową, zerknął na Gashi.
– Gashi… a jakie ty w ogóle masz umiejętności? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała autentyczna ciekawość. – Może coś się przyda z twojego arsenału – dodał, próbując ukryć w pytaniu nutę strategii.
Jej wcześniejsze słowa wciąż krążyły mu po głowie, aż nagle wypalił:
– Myśląc w ten sposób, nie możemy ufać nawet sobie. – Zaśmiał się szeroko, a był to śmiech rzadki, przeznaczony tylko dla tych, którym pozwalał się zbliżyć. Gashi miała w jego oczach taki właśnie przywilej.
Kiedy wreszcie dotarli do strażnika przy północnej bramie, Hikaito momentalnie przestawił się w tryb obserwatora. Jego spojrzenie sunęło po otoczeniu – ścianach, piasku, odcieniach nieba – jakby szukał choćby drobnego szczegółu, który mógłby zdradzić coś o wydarzeniach sprzed dwóch dni. Jednocześnie, kątem oka, badał każdego, kto znajdował się w zasięgu wzroku, notując w pamięci postawę, gesty i ewentualne oznaki niepokoju.
Podczas gdy Gashi prowadziła rozmowę z beduinem, on analizował ton głosu strażnika, szukał zawahań i niepotrzebnych pauz. Wiedział, że kłamstwo czasem kryje się bardziej w oddechu niż w słowach. Po krótkiej chwili rozejrzał się jeszcze raz, a następnie skinął głową w stronę drewnianych schodków prowadzących na szczyt bramy.
– Chcę rzucić okiem na okolice – rzucił krótko, po czym ruszył w górę, gotów objąć wzrokiem pustynię i jej bezkresne, falujące piaski. W jego głowie już rodził się plan, a każdy detal krajobrazu mógł okazać się ważny.
Krótki wygląd: - Różowe włosy. - Czarne Haori przewiązane jedwabnym obi, tego samego koloru luźne spodnie oraz wysokie buty za kostkę. - Patrz avatar. - Po resztę zapraszam do kp.
Hikaito ocknął się chwilę przed tym, jak koła wozu zatrzeszczały, zatrzymując się przy znajomej chatce. Świadomość, że jest już w domu, tchnęła w niego odrobinę spokoju, a ból — choć wciąż obecny — stracił na intensywności. Uchylił powieki i spojrzał na Gashi. Pożegnał ją tylko milczącym, miękkim spojrzeniem, za którym krył wstyd i ciężar porażki. Usta pozostawił zaciśnięte, a na twarzy zapanowała powaga — tarcza, która miała ukryć to, co w nim wrzało.
Zeskoczył z wozu i ruszył powolnym, ciężkim krokiem ku drzwiom domu. Każdy ruch był przerywany, chwiejny, tak inny od pewności, z jaką zazwyczaj kroczył. W głowie dźwięczało pytanie: Jak powiedzieć to ojcu? Jak spojrzeć mu w oczy? Kiedy otworzył drzwi, ujrzał oblicze Kaito. Ojciec spoglądał na niego surowo, a w tej stali spojrzenia nie sposób było wyczytać, co czuje. Dopiero słowa przełamały ciszę:
– A więc jesteś. Może nie cały zdrowy, ale w jednym kawałku.
Nim Hikaito zdążył odpowiedzieć, ojciec przyciągnął go do siebie, przyciskając syna mocno do klatki piersiowej. Chłopak poczuł nagłe uderzenie ulgi i wzruszenia, ale ten moment trwał krótko. Biały Demon odsunął go i kontynuował:
– Czy ty do reszty zgłupiałeś!? Wiesz, co by zrobiła twoja matka, gdybyśmy stracili również ciebie?
Młody spuścił głowę. Nie miał w sobie siły na słowa — jedynie przyjmował krytykę z zaciśniętymi zębami. – Zostajesz oddalony od tej sprawy natychmiast. Od teraz misje tylko rangi D. Do momentu, aż wróci ci trochę rozsądku – zakończył Kaito, tonem ostatecznym, bez miejsca na negocjacje. Wtedy do przodu wyszła Muri. Widząc, że mąż skończył, natychmiast zajęła się synem. Z bandażami, ziółkami i własnymi, subtelnymi technikami regeneracyjnymi otoczyła Hikaito opieką, prowadząc go do pokoju. Leczenie kości szło dobrze, lecz zerwany biceps był przeszkodą, której nawet ona nie mogła łatwo usunąć. Troskliwie przygotowała okłady i zajęła się każdym szczegółem, aż wreszcie pozwoliła synowi odpocząć.
Dzień 2#
Kolejnego dnia chłopak obudził się ze znacznie lżejszą głową. Gorączka ustąpiła, a opuchlizna zeszła, pozostawiając ciało obolałe, ale bardziej stabilne. Podniósł się powoli, a wtedy od razu poczuł przeszywający, palący ból w prawej ręce. Biceps przypominał mu, że jego rekonwalescencja potrwa dłużej, niż chciałby. – Ale mogę trenować z jedną ręką… – przemknęło mu przez myśl. Drzwi pokoju uchyliły się i w progu stanął ojciec. Cała jego sylwetka była jak zawsze nienaruszona, pewna siebie, nieugięta — obraz, który od dziecka był dla Hikaito wzorem.
– Synu – zaczął Kaito. – Czytałem raport i rozmawiałem z Gashi. Wiem, że chciałeś za wszelką cenę dać jej szansę na uratowanie Hanzo, ale nie możesz być tak lekkomyślny. Myślałem, że moje treningi były odpowiednie… Najwidoczniej się myliłem. Jeszcze dziś masz zakaz trenowania.
Biały Demon odwrócił się, jakby zamierzał wyjść, lecz wtedy Hikaito instynktownie sięgnął po jego ramię. Nawet nie zauważył, że użył do tego osłabionej, poranionej ręki. Ból przeszył go niczym płomienie, lecz nie cofnął się od razu.
– Ojcze… kiedyś ją przyprowadzę spowrotem – wyszeptał przez zaciśnięte zęby.
Dopiero po tych słowach puścił uścisk, czując, jak mięśnie rozdzierają się bólem na nowo. Ojciec nie odpowiedział. Drogi ich spojrzeń na chwilę się skrzyżowały — surowość i determinacja spotkały się w jednym punkcie — po czym obaj rozeszli się w ciszy. Hikaito ponownie ułożył się na posłaniu, pozwalając, by sen i proces regeneracji otoczyły go jak kołdra.