Prowincja w regionie Samotnych Wydm, wysunięta najdalej w kierunku zachodnim. Zamieszkana jest głównie przez Ród Ayatsuri i Ród Kaguya , starające się strzec granic tych terenów - niestety, jest to trudne zadanie ze względu na wielkość Sabishi oraz sąsiadujące z prowincją nieznane tereny. Krajobraz okolicy jest dosyć monotonny - gdziekolwiek nie spojrzeć, wszędzie ogromne połacie pustyni, z niewielkimi wyjątkami w postaci oaz. W trakcie podróży można się czasem natknąć na gliniane budynki, doskonale zamaskowane przed wzrokiem postronnych.
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 5 paź 2020, o 23:01
Im bliżej granicy z sąsiednimi krainami, tym przystępniejszy klimat i łatwiejsze warunki do życia. Obszary w północnej części Sabishi nie są tutaj wyjątkiem - jeżeli podróżnik pokieruje się w odpowiednią stronę, trafi na rozległą połać terenu, którą można nazwać sawanną. Dość suchą przez większość roku ziemię porastają sucholubne trawy, charakterystyczne dla tego klimatu akacje, baobaby oraz inne rośliny, którym wystarczają okresowe i raczej nieobfite opady. Fauna również jest bogatsza względem standardowej pustyni i można tu odnaleźć stada stada zebr, gazel, słoni i różnych kotowatych. Teren tej okolicy jest z reguły płaski, ale bliżej Głębokich Odnóg coraz częściej się wypiętrza i w kilku miejscach przybiera postać kanionów.
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 7 paź 2020, o 15:53
Misja rangi C
Ren
5/30Wielki, białowłosy Kaguya odchylał misę z dobrze wysmażonym mięsiwem w kierunku beduinki za każdym razem, kiedy ta skończyła swój kawałek, zalecając, a nawet nakazując jej w ten sposób dalszą konsumpcję. Powiedział, żeby jadła, więc miała jeść. Takeo lubił proste komunikaty.
- Dziesięć dni temu. Powinni już wrócić - odpowiedział krótko, oblizując palce podczas niedługiego czasowego odstępu między kolejnymi porcjami mięsa. Zaraz po tym przerwał na moment pożeranie następnego kawałka, kiedy padło nieprzyjemne pytanie dotyczące Unii, i wydał niski pomruk niezadowolenia. Skrzywił się potem z niesmakiem i cisnął z impetem nieobgryzioną kość do miski na resztki.
- Taa, byli. Cała grupa miała te głupie papiery, a nasz młody brat symbole rodu i zawszonej Unii - wyjaśnił mrukowatym, nieprzyjemnym tonem, oczywiście nie wymierzonym w niczemu winną Ren, lecz w niedawno powstały twór polityczny, na który w Urugi mało kto spoglądał przychylnym okiem.
Potem wrócili posiłku i skończyli dopiero w momencie całkowitego opróżnienia dużej misy. Takeo nie odzywał się bez powodu. Przywołał Ren na przekazanie jej zadania i na wspólną ucztę, a ta w jego rozumieniu sprowadzała się do jedzenia, a nie gadania. Wymienił jedynie w międzyczasie imiona grupki, która wyruszyła do kupieckiej osady, z czego młoda wojowniczka mogła prawdopodobnie wychwyciła imiona wspomnianego Doko oraz poczciwego cywila, który wspierał babunię i wspólnotę od lat.
- Znajdą się - odparł potężny Sentoki na prośbę bohaterki, a potem po paru chwilach, gdy misa na zwierzęce kości była wypełniona już po brzegi, podniósł się ze siadu skrzyżnego i wyszedł przed swój szałas. Zaczepił pierwszego chłopaczka, który mu się napatoczył, i położył swoje wielkie łapsko na jego ramieniu, zakrywając je niemalże w całości.
- Woda, prowiant i dobry wierzchowiec dla niej - nakazał młodzieńcowi, na co ten tylko z respektem skinął głową i natychmiast popędził, by spełnić polecenie swojego zwierzchnika.
Bohaterka wyruszyła więc w samotną podróż, podczas której nie musiała tracić sił na poszukiwanie zapasów i mogła w pełni skupić się na powierzonym jej zadaniu. Wędrówka przez pustynne krajobrazy była zgoła podobna do wielu poprzednich, ale tym razem Ren pod swoim zadem miała zdrowego, silnego rumaka o białym umaszczeniu, który potrafił utrzymać dobre tempo przeprawy przez skąpane w słońcu piaski.
Urugi obecnie było ulokowane gdzieś pomiędzy stolicą a sawannami na północy regionu, co umożliwiało wciąż dobry kontakt z dowództwem kościanego klanu, ale też pozwalało łowczym wyruszyć w przeciwnym kierunku po zwierzynę, stanowiąca źródło pożywienia oraz skór, które to z kolei w ostatnim czasie zapewniały ważny dochód koczowniczej społeczności. Wędrówka do Shigashi i z powrotem miała zająć karawanie trochę ponad tydzień, ale Ren powinna uwinąć się szybciej.
Był wczesny poranek trzeciego dnia misji, podczas której nie zdarzyło się nic szczególnego do tej pory. Trakt był bardzo rzadko uczęszczany, a piach zdążył zamieść niemal wszystkie ślady zaginionej karawany, nie licząc dwóch tymczasowych obozowisk, których przebadanie nie przyniosło żadnych niepokojących spostrzeżeń. Ren od pewnego czasu przemierzała znacznie milsze dla oka i przyjemniejsze dla ciała okolice, na których nie brak było niskich i wysokich traw, sucholubnych roślin i różnych gatunków zwierząt. Przy dobrych wiatrach miała niebawem opuścić granice Sabishi i jeszcze kolejnego dnia dobić do kupieckiej stolicy.
Skoro mowa o wietrze - ten zawiał w twarz beduinki i uderzył w jej nozdrza raczej znajomym zapachem, bo smrodem zgniliny. Szlak otoczony był przesuszonymi, sięgającymi po kolana trawami oraz mniejszymi i większymi, pojedynczymi skałkami, dlatego bohaterka z dystansu kilkudziesięciu metrów ujrzała jedynie fragment czegoś, co można było nazwać pobojowiskiem. W jej czarne jak smoła ślepia na ten moment wpadły zarysy resztek ciał ludzi i wielbłądów, walących się częściowo po trakcie, a częściowo na ugniecionych trawach.
Wokół było raczej spokojnie i cicho, jeśli nie liczyć przytłumionego odgłosu stada antylop, które w popłochu uciekało przed gepardem gdzieś w oddali.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 21 paź 2020, o 21:12
Szczęście uśmiechnęło się dla Kaguyi. Choć spodziewała się umowy, gdy zuchwale zażyczyła sobie konia, Takeo spełnił jej prośbę, sprowadzając dla niej całkiem przyzwoitego konia. Spora odmiana po tym, gdy ostatnim razem musiała użerać się z ledwo żywym mułem o długim życiorysie i przebiegu, który może i był sympatycznym kompanem podróży przez pustynne wydmy, to jednak utrudniał zachowanie przyzwoitego tempa.
Beduinka objuczyła konia zapasem żywności i wody, jaki dostała na odchodne, a potem wgramoliła się sprawnie na siodło. Droga do Shigashi była dla niej zupełnie obca; miał to być pierwszy raz, gdy zapuściła się poza tereny należące do nowopowstałej pustynnej Unii. Może nie było tego po niej widać, to gdzieś głęboko pod skórą była nawet odrobinę podekscytowana.
Koń niósł ją lekko przez piaski pustyni. Droga nie przyniosła nowych wieści o tym, co mogło się stać z zaginioną karawanę, ale trudno było się spodziewać, że zaginieni znajdą się tak szybko – wtedy choćby i łowczy Urugi mogliby natknąć się na zagubionych rodaków. Opustoszałe obozowiska napotkane na drodze były jedynie zwykłymi pozostałościami ludzkiej bytności, które, po pobieżnym rozejrzeniu się z grzbietu wierzchowca, okazały się zupełnie bezwartościowe dla sprawy. Obozowicze nie pozostawili też za sobą nic na tyle wartościowego, by beduince opłacało się zgramolić z siodła i zagarnąć parę fantów do własnej kieszeni. Zagadka nie zamierzała najwyraźniej dać się rozwiązać tak szybko.
Teren zmieniał się wraz z kolejnymi dniami i pokonywanymi na końskim grzbiecie kilometrami. Zazieleniło się - choć wysuszonym trawom porastającym sawannę daleko było do soczystego koloru roślinności porastającej okolice oaz, to zmiana krajobrazu w obfitujący w jakąkolwiek roślinność zawsze był miłą odmianą dla Kaguyi przyzwyczajonej do widoku sięgającego aż po horyzont morza piachu. Ren akurat odpuściła tempa i teraz pozwalała swojemu rączemu rumakowi przemieszczać się miarowym stępem – sama zajęta była powolnym przeżuwaniem swojego śniadania. Dieta w drodze była dość monotonna, beduinka musiała zadowolić się suszonymi owocami i mięsem, które dostała od Takeo przed wyruszeniem w drogę. Jedzenie puchło jej w ustach i zaostrzało pragnienie, ale w trasie nie można było wybrzydzać. Miała właśnie wcisnąć w usta jeszcze jeden ostatni daktyl, gdy nieprzyjemny, niestety znajomy zapach natychmiast odebrał jej resztki apetytu.
Smród zgnilizny, smród rozkładu, smród ciał. Ren przełknęła ostatni wysuszony owoc, choć prawda jest taka, że zbierało jej się na torsje. Natychmiast okryła nos i usta materiałem chusty, przynajmniej w ten sposób chcąc oddzielić się od nieprzyjemnej woni. W duchu miała nadzieję, że to, co znajdzie, to będzie co najwyżej jakaś padła z głodu lub wycieńczenia zwierzyna. Niestety czekała ją przykra niespodzianka.
Zgramoliła się ze swojego konika dość sprawnie, by uwiązać go przy jakimś tutejszym drzewku, uprzednio spoglądając uważnie w stronę polowania geparda, które działo się nieopodal. Jeśli drapieżnik znudzi się uciekającą zwierzyną, to istnieje nieprzyjemna szansa, że zainteresuje się jej koniem. Jeśli zależy jej na tym, by nie wracać do domu na piechotę, to będzie musiała mieć na oku tego cholernie szybkiego dzikiego kota i w razie potrzeby wybronić swoją szkapę.
Teraz miała jednak na głowie jeszcze coś. Przeklinając pod nosem, że poskąpiła złota, gdy miała okazję kupić od obwoźnego kupca rękawice, Ren skierowała się w stronę ludzkich i wielbłądzich szczątków, starając się oddychać przez usta, by do jej nozdrzy nie dotarł smród tkanek rozkładających się w bezlitosnym słońcu. Oderwała kawałek materiału od swojego wierzchniego odzienia - przeklinając pod nosem to, że tak się właśnie kończy skąpstwo – a potem, prowizorycznie chroniąc własną skórę przez kontaktem z zepsutym mięsem, którym wzgardziły już nawet sępy, przy pomocy tej szmatki – przeszukała pozostałości ubrań i bagażu podręcznego ostałego przy trupach. Może choć tyle dobrego przyniosą te cholerne świstki, które dostali w momencie powstania zawszonej Unii?
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 28 paź 2020, o 15:25
Misja rangi C
Ren
7/30Czarne oczy bohaterki wciąż rejestrowały sytuację w okolicy, więc nie mogła im umknąć nieco brutalna, ale pocieszająca scenka - jedna z antylop z uciekającego stada okazała się wyraźnie wolniejsza od reszty, w efekcie czego w ciągu kolejnej chwili została capnięta przez wygłodniałego geparda. Drapieżnik zatopił swoje kły w szyi ofiary, która momentalnie wytraciła swój pęd i ostatecznie zwaliła się bezwładnie na suche trawy. Potem rozpoczęło się ucztowanie, a Ren mogła odetchnąć z ulgą, bo zagrożenie dla jej silnego, białego wierzchowca wyraźnie zmalało.
Można było skupić na przeszukiwaniu pobojowiska i walce ze sobą, by zignorować odpychający smród.
Już zbliżając się do miejsca na szlaku usłanego trupami, Kaguya mogła odnieść wrażenie, że to nie był standardowy napad. Do tej pory gleba na trakcie była dosyć równa, ubita i co najwyżej lekko przysypana piachem, natomiast tutaj była popękana, a nieco dalej już całkowicie wypiętrzona - tak jakby nastąpiło lokalne trzęsienie ziemi o miniaturowych rozmiarach. To właśnie ta anomalia mogła być przyczyną małego karambolu, ponieważ wielbłądy były przewalone na bok właśnie w okolicach centrum wypiętrzenia. Ludzkie trupy również walały się tu i ówdzie, ale już nieco dalej i większość z nich znajdowała się wśród suchych traw wysokich po kolana.
Scenka była dość makabryczna nie tylko przez fakt rozpoczętego procesu rozkładu ciał, ale również przez działalność drapieżników lub padlinożerców, którzy musieli pojawić się na miejscu. Ofiarą padły tutaj przede wszystkim wielbłądy, więc przy przeszukiwaniu ludzkich ciał beduinkę nie czekały aż tak skrajnie obrzydliwe widoki. Członkowie karawany byli naznaczeni przede wszystkim śladami walki, ale już nie pazurów szakali lub innych zwierzęcych mieszkańców tych okolic.
No właśnie, ślady walki. Przechadzając się po pobojowisku, ciemnoskóra Kaguya dostrzegła, że wszystkie ciała spośród kilku poległych mają podobne rany - przede wszystkim kłute od pchnięć włóczni, kolców lub tym podobnych broni. Nikt nie trudził się w przeciąganiu ciał gdziekolwiek. Zostawiono je w miejscach, w których wędrowcy po prostu zginęli.
Nastolatka rozpoznała twarz jednego z poległych – dwukrotnie starszego od niej, ciemnoskórego mężczyzny ze wspólnoty Urugi, którego pewnie niejednokrotnie widziała przy staruszce Yuro. Był to wystarczający dowód, że natrafiła na tych, za których ruszyła śladem.
Karawana jak i jej członkowie byli ograbieni ze wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Żadnej wartości (a szczególnie w oczach bohaterki) nie miały natomiast symbole i papiery unijne, więc te dziewczyna odnalazła przy młodym wojowniku z tatuażem klanu Kaguya na czole, który mógł być jej rówieśnikiem. To prawdopodobnie ten Dōkō mający chronić cywili. Najwyraźniej okazał się zbyt słaby.
- Oprócz pytania, gdzie są ci, których szukasz, powinnaś zadać sobie ważniejsze - czy jesteś w stanie im podołać? – przełamał cichutki szum falujących traw nieznajomy, męski, lekko zachrypnięty głos, którego źródło było jakieś kilka metrów za plecami Ren garbiącej się nad swym dalekim krewniakiem.
Absolutnie dziwne, bo nawet skupiona na poszukiwaniach powinna zawczasu wyłapać kroki przybysza, a jednak nie usłyszała nic. Tak jakby ten poruszał się niesamowicie miękko, bezszelestnie.
Jeżeli bohaterka spojrzała za siebie, to jej oczom ukazał się osobnik o raczej niegroźnej aparycji, bo przecież ktoś w tak sędziwym wieku, jak ten staruszek o wyłysiałym czubku głowy i wyjątkowo długiej, siwiutkiej brodzie, nie mógł stanowić zagrożenia. A jednak coś w nim było niezwykłego. Niby podpierał się drewnianym kijem, niby ubrany był zupełnie zwyczajne, bo w mocno przechodzoną, jasną togę, ale jednak pod tymi krzaczastymi brwiami kryły się mądrze spoglądające ślepia, a cała jego sylwetka, choć na pierwszy rzut oka niepozorna, miała w sobie jakąś… aurę siły? Pod tym absolutnie powszednim odzieniem i opaloną, zniszczoną przed słońcem skórą kryła się jednak dość postawna persona. Zbyt postawna jak na zwyczajnego staruszka.
Starzec emanował pełnym spokojem i nie wykonywał jakichkolwiek ruchów, które mogły wskazywać na wrogość.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 28 paź 2020, o 22:13
Polowanie, walka o przetrwanie, odwieczna pościg drapieżników i ich roślinożernych ofiar - to wszystko było jednym z praw natury. Nie można było tego samego jednak powiedzieć o pobojowisku, jakie rozciągało się pomiędzy kępkami wysuszonych traw. Tragedia do jakiej tu doszło nie była wywołana tym, że ktoś zabił, bo musiał. Chodziło o to, co zwykle – czyjś interes, może ekonomiczny, może polityczny; wszystko jedno. Ważne było to, że zginęli jej ludzie. Ren ze zmarszczonym czołem nachyliła się nad kolejnymi ciałami, cierpliwie sprawdzając ich obrażenia i zbierając pieczołowicie wszystko, co mogłoby pomóc w odkryciu tożsamości ofiar walki, jaka miała tu miejsce.
Po względnym rozeznaniu informacje, jakie zebrała, można było podsumować tak: walka odbyła się na miejscu, napastnicy użyli broni kłutej (włóczni?). Zabrali to, co cenne, pozostawili to, co bezwartościowe. Czyli napad – cóż, tego można się było spodziewać. Miała też już przynajmniej pewność, że byli to ludzie, których szukała - kojarzyła, teraz już naznaczoną rozkładem, twarz jednego z mężczyzn; minęła go parokrotnie, gdy kręciła się bez celu po Urugi. No, i te cholerne plakietki i papierki, zakichany wynalazek Unii stworzony wyłącznie po to, by w kolejny sposób kontrolować ludzi i ograniczać ich swobody. Przydały się o tyle, że mogła je zebrać i schować w torbie przytroczonej do swoich bioder, by przekazać je później rodzinom. Może dzięki temu ktoś będzie spał choć trochę spokojniej.
Więcej uwagi poświęciła młodemu chłopakowi, przy którym znalazła metalową odznakę podobną do tej, która ciążyła w jej sakwie. Czyli to ten dzieciak, który miał chronić grupę? Wyglądał, jakby mogli być w podobnym wieku. Nigdy nie przywiązywała się szczególnie do klanowej hierarchii, nie dumając dłużej nad stopniem, jakim mogła się tytułować w szeregach shinobi niegdyś swojego rodu, a teraz już większej formacji, jaką była Unia. Tutaj jednak leżało przed nią ciało kogoś, kto teoretycznie był jej równy, jeśli chodzi o siłę, jaką dysponował – i poległ. Może powinna po prostu zabrać konia i odjechać? Choć nie czytała nigdy opasłych ksiąg i mądrości wypisywanych w zwojach, to nie była durna - potrafiła odróżnić odwagę od głupiej brawury.
Z zadumy nad tym, czy nie rzucić tego wszystkiego w kąt i wrócić do domu na tarczy, wyrwał ją obcy głos, który niespodziewanie przerwał ciszę. Kaguya nie spodziewała się intruza – jej zmysły były na tyle bystre, by dać jej złudzenie tego, że w absolutnej ciszy nikt nie będzie miał sposobności zakraść się do niej od tyłu. Nerwowy dreszcz przebiegł po jej kręgosłupie, a sama Kaguya natychmiast zwróciła się w stronę właściciela głosu. W pierwszym odruchu chciała wysunąć kości z dłoni, na wypadek, gdyby intruz okazał się być sprawcą rzezi, jaka miała tu miejsce dobry czas temu. Obcy okazał się być jednak jakimś dziadygą. Pustelnik?
- Na razie zadaję sobie pytanie, czy jestem w stanie ich dogonić – odparła na enigmatyczne słowa tego starego piernika dość oschle, podnosząc się do pionu, by wykonać krótki krok w tył. Choć stał przed nią starzec, to poruszał się zaskakująco lekko, równocześnie będąc, bądź co bądź, potężnej postury jak na jakiegoś zdziwaczałego piernika, który wybrał samotne życie na jakimś totalnym odludziu. Spotkała już paru takich na swojej drodze – zwykle byli niedołężni i całkowicie zwariowani, ale zupełnie niegroźni. Ten jednak wydawał się… silny. Nie potrafiła ocenić dokładnie, co wywołało na niej takie wrażenie. Postawa? Spojrzenie? Imponująca, gęsta, biała broda?
- Widział dziadek, co tu się stało? Może mnie dziadek pokieruje, gdzie iść za tymi, co to zrobili? – rzuciła wreszcie dość lekko, mówiąc trochę głośniej niż miała to w zwyczaju; zwykle do osób w tak zaawansowanym wieku należało się zwracać tak, jakby stali na drugim końcu pomieszczenia. Choć ciało miał sprawne, kto wie, czy uszy też? Choć ton jej głosu tego nie wskazywał, to pozostała jednak dość spięta.
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 29 paź 2020, o 22:41
Misja rangi C
Ren
9/30Na skraju prowincji, gdzieś pośrodku niczego, przy pobojowisku po napadniętej karawanie, doszło do nietypowego spotkania i wcale nie chodziło tutaj o spotkanie z wygłodniałym gepardem, bo ten trochę dalej, gdzieś za suchymi trawami, pałaszował właśnie świeżo upolowaną antylopę, która była z pewnością smaczniejsza od żylastej Ren, ale być może nie tak atrakcyjna do ucztowania jak dobrze odżywiony rumak. Tak czy inaczej, napotkany staruszek, nawet jeśli całkiem dobrze zbudowany i wyrośnięty, bo odrobinkę wyższy od nastolatki, raczej nie miał zamiaru pożarcia młodej beduinki lub jej pięknego rumaka. Wręcz przeciwnie, przez spokój tonu jego głosu przebijała się również pewna łagodność - ale jeszcze nie potulność. Ani nie prowokował atmosfery zagrożenia, ani tym bardziej nie wyglądał na niepewnego względem nieznajomej bohaterki, tak jakby zupełnie się jej nie obawiał. Dyskomfort mogły powodować jedynie brutalna sceneria na wespół ze słodkawym, odrzucającym zapachem rozkładających się ciał, ale osobnik traktował je ze sporą neutralnością.
– Bardzo możliwe – odparł krótko i trochę enigmatycznie, a kiedy Kaguya odezwała się po raz drugi, starzec uczynił kilka kroków w jej kierunku, wspierając się przy tym kijem, a następnie omiótł pobojowisko bystrym spojrzeniem.
– Rany kłute, naruszona ziemia... W rzeczy samej, to oni – skomentował trochę w eter, a potem zaparł się o kij i podniósł mądre ślepia na ciemnoskórą wojowniczkę. Nie można było powiedzieć, żeby lustrował ją jakoś intensywnie i prześwietlał spojrzeniem, ale mimo wszystko badał jej zachowanie, jej reakcje i postawę. Nie wyglądał na głupiego, więc prawdopodobnie po wyposażeniu był już w stanie stwierdzić, z kim ma do czynienia.
– Sądzę, że są jeszcze w tej okolicy. I chyba nawet wiem gdzie – odpowiedział, po raz kolejny nie zdradzając konkretnych informacji, na które przede wszystkim liczyła Ren. Być może faktycznie wiedział coś więcej, ale równie dobrze mógł ściemniać. W końcu był tylko jakimś starym odludkiem, czyż nie?
– Skoro tak bardzo chcesz ich dopaść, wskażę ci do nich drogę. Ale będziesz musiała najpierw pójść ze mną – oznajmił spokojnie, a potem odwrócił się do niej plecami i niespiesznym tempem ruszył w swoim kierunku, zupełnie nie przejmując się tym, czy beduinka zdecydowała się podążyć za nim, czy też pozostać na miejscu.
– Twój wybór – dodał jedynie na koniec, nie obracając się nawet przez plecy. Klepnął po drodze bielutkiego rumaka, a ten bardzo łagodnie przyjął dotyk obcego – o wiele łagodniej, niż pierwszy kontakt Ren na samym początku podróży.
Młoda Kaguya mogła więc pozostać na miejscu i kontynuować dotychczasowe śledztwo na własną rękę lub ruszyć za starcem, nie mając żadnej gwarancji, że ten posiada jakąkolwiek wartościową wiedzę, nie wspominając już o kwestii zaufania lub możliwości wciągnięcia w pułapkę. Dziadek jednak pozostawał niewzruszony na decyzję bohaterki. Nie zachęcał jej do niczego, wręcz traktował ją jak powietrze, nawet jeśli ta przyspieszyła i zrównała się z nim krokiem. Mężczyzna po prostu dreptał spokojnie po przesuszonej glebie, a jego spokojny spacer miał jeszcze trwać przynajmniej kilkanaście dłuższych chwil.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 30 paź 2020, o 16:04
- …No to to już jakaś dobra wiadomość – wymruczała pod nosem w odpowiedzi na słowa tajemniczego dziadka. Skąd to wiedział – nie miała pojęcia, prawdopodobnie był to jedynie bełkot starszego, otępiałego życiem w samotności na pustyni umysłu. Za każdym kolejnym spotkaniem z pustynnymi pustelnikami, którzy wybierali odseparowanie się od reszty społeczeństwa, przypominała sobie, że choć niezmiernie lubi być sama i jak często tylko mogła wybierała rezygnację ze zbędnego towarzystwa, to zawsze jednak należało utrzymać choć ulotny kontakt z jakąkolwiek wspólnotą. Czasem, gdy zbyt długo nie słyszała ludzkiego głosu, sama miała wrażenie, że niedługo oszaleje. Starzec jednak nie przypominał tych niegroźnych wariatów, którzy tułali się bez celu, żywiąc czym popadnie. Każdy gest, słowo i postawa, nawet spojrzenie obcego mężczyzny, sugerowały, że umysł obcego jest klarowny i jasny. To co w takim razie, do cholery, robił na samym środku odludzia, gdzie od dłuższego czasu nie napotkała żadnego wędrowca? Droga nie była miejscem dla osób w tym wieku. Ile on mógł mieć lat? Z czterdzieści ?
Rany kłute, naruszona ziemia - dziadyga podsumował jedyne informacje, jakie można było zebrać po pobieżnym przeglądzie pobojowiska, wyręczając tym sposobem Kaguyę do jakiegokolwiek umysłowego wysiłku. Brew Ren uniosła się ku górze, gdy obcy wskazał jej te dwa fakty. Brzmiało znajomo, widziała już kiedyś podobne tropy, choć początkowo nie mogła przypomnieć sobie, gdzie. A potem ją tknęło – ostatnia napaść na Urugi i dziwna, przemieszczona ziemia, którą znalazła, gdy krążyła wokół osady w poszukiwaniu śladów. Zwykły przypadek czy może ktoś zawziął się na wędrującą wioseczkę? Choć udało jej się odzyskać zapasy, to dobrze pamiętała ślady, które oddzielały się od tymczasowego obozowiska rabusiów. Nie pokwapiła się na podążanie za nimi, bo znała swoją rolę, którą było odzyskanie utraconego pożywienia i wody. Nie wierzyła w to, jakoby posiadała coś w stylu przeczucia, intuicji, ale z tyłu głowy pojawiła się jedna natrętna myśl, że może, a może jednak, może znowu chodziło o tych samych ludzi .
Staruszek kontynuował. Pochwalił się tym, że wie, gdzie beduinka mogłaby znaleźć tych, których śladem podąża. Już otworzyła usta, by lekko ponaglić i zachęcić go do podzielenia się konkretnymi wytycznymi, jaką drogę powinna obrać, ale zamiast wskazówek otrzymała jedynie zachętę, by ruszyć w ślad za podejrzanym obcym. Kaguya poczuła, że uchodzi z niej całe powietrze, a pięści mrowią ją od irytacji. Starzec w tym samym czasie zdążył obrócić się na pięcie i ruszyć w sobie tylko znanym kierunku nieśpiesznym krokiem, podpierając się drewnianą laską. Po drodze też zdążył spoufalić się z jej pięknym białym rumakiem. Ren odprowadziła go wzrokiem dość bezradnie.
- Szlag. Tylko tracę czas – syknęła pod nosem po chwili, omiatając spojrzeniem ciała i resztki dobytku podróżnych. Nie chciała iść jak cielę za obcym, który rzucił parę tajemniczych haseł, ale prawda była taka, że nie miała zielonego pojęcia, co robić dalej. Nie wykluczała też możliwości, że stary pryk nie jest takim znowu słodkim dziadziem, i pozostaje w zmowie z napastnikami, a cała ta dziwna interakcja miała na celu zwabić ją… gdzieś? Kaguya westchnęła ciężko pod nosem. A potem ruszyła nieśpiesznie za mężczyzną, uprzednio chwytając lejce swojego parzystokopytnego towarzysza. Nie był to szczególnie rozsądny pomysł, ale dziadyga aktualnie stanowił dla niej jedyną wskazówkę, która mogłaby doprowadzić ją do tych, którzy doprowadzili do tej rzezi. Nawet jeśli oznaczało to wmaszerowanie w sam środek zastawionej na ewentualny pościg pułapki.
Podążała za mężczyzną przez moment w milczeniu, idąc takim tempem, by zachować dystans kilku kroków. Parokrotnie łypnęła nieufnie to na lewo, to na prawo, w każdej chwili będąc gotową na przybycie ekipy powitalnej. Dziadek natomiast wydawał się być zupełnie niewzruszony i kontynuował ten leniwy spacerek, prowadząc Ren w nieznane. Łazęga trwała na tyle długo, że kunoichi zaczęła nie tylko tracić czujność, ale także cierpliwość.
- To jak? Wskaże mi dziadek drogę? – W przeciwieństwie do pustelnika ona nie miała nieskończonej ilości czasu do zmarnowania. Niewyczerpane pokłady cierpliwości nigdy nie były cnotą Ren. Przyspieszyła kroku, ciągnąc za sobą konia i zrównując się ze starcem.
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 30 paź 2020, o 21:14
Misja rangi C
Ren
11/30Starzec, który z pewnością miał więcej niż wspomniane czterdzieści lat, wcale nie przejmował się komentarzami ciemnoskórej bohaterki. Co prawda złożył dziwaczną ofertę udzielenia informacji, ale decyzja młodej wojowniczki wydawała się być mu całkowicie obojętna. Zresztą, on był cały dziwaczny, inny niż inne dziadki, taki pełen sprzeczności. Niby bardzo wiekowy, ale z takim skrytym wigorem. Niby wspierający się kijem podczas spokojnego marszu, ale poruszający się z nadzwyczajną lekkością. Ren, chociaż cechowała się sporą zwinnością i miała wpisany w krew taniec, mogła odnieść wrażenie, że w porównaniu z mężczyzna porusza się strasznie pokracznie i hałaśliwie.
– Wskażę. W swoim czasie – odpowiedział łagodnie, nawet nie przenosząc spojrzenia na nastolatkę. Minęło jeszcze kilka chwil spaceru przez krajobrazy sawanny, kiedy ten sam z siebie przemówił.
W tym czasie gepard gdzieś w oddali nasycił już swój apetyt, a przy resztkach biednej antylopy zebrały się kojoty.
– Nadmierny pośpiech jest zbędny. Ci, których szukasz, musieli się tutaj zadomowić. Nie sądzę, żeby uciekli z tych okolic zbyt szybko. Nie z własnej woli... – oznajmił spokojnie, uchylając rąbka tajemnicy, ale wciąż chyba zachowując część informacji dla siebie. Beduince mogło się wydawać, że starzec wie więcej, ale każde próby ponaglania go i ciągnięcia za język były skazane na niepowodzenie. Pustelnik przemawiał wtedy, kiedy sam uznawał to za stosowne. Kolejna tego rodzaju okazja pojawiła się parę momentów później.
– Miałem ucznia, trenował pod moim okiem przez ostatnie tygodnie. Złote serce, ale krew gorąca. Jakiś czas temu napotkaliśmy pobojowisko ze śladami podobnymi do tamtych. Trochę później, po powrocie z małej wyprawy, okazało się, że nasz obóz został rozkradziony. Mój podopieczny ruszył w pośpiechu, chciał odpłacić się szabrownikom. Pragnął się wykazać, nie usłuchał się moich rad. Było dla niego jeszcze zbyt wcześnie, wyzwanie go przerosło. Wczoraj pochowałem jego ciało własnymi rękoma – skończył z lekko smętnym tonem głosu, po czym zrobił sobie krótką przerwę.
– Za to wszystko odpowiedzialni są jedni i ci sami. Jeśli więc chcesz stanąć im naprzeciw, musisz mi udowodnić, że im podołasz – oznajmił w momencie, kiedy zza pokonanym pagórkiem wyłoniła się malownicza okolica o niskich, wysuszonych trawach, porośnięta kilkoma potężnymi baobabami, w cieniu których znajdowało się skromne obozowisko.
Starzec nawet nie zapytał się dziewczyny o zdanie, czy w ogóle podejmuje się postawionego jej wyzwanie. Spokojnie, nie zwracając na niej żadnej uwagi, z leżącej przy wygasłym palenisku torby wyciągnął długi kawał solidnej, sprężystej liny, której końce w następnej chwili obwiązał wokół dwóch sąsiednich drzew na wysokości jednego metra. Kiedy zaciskał węzły, do uszu bohaterki z pewnością dotarł wyraźny trzask. Zwykły śmiertelnik, a tym bardziej w podeszłym wieku, nie byłby w stanie oplątać liną drzew z tak dużą siłą, żeby ich kora zaczynała pękać.
Dopiero na koniec siwy brodacz zwrócił uwagę na beduinkę, którą przez ostatnie chwile traktował jak powietrze. Obrócił się wtedy w jej kierunku i obdarował spokojnym, pozbawionym emocji spojrzeniem.
– Jestem Mistrz Miyagi. A ciebie jak nazywają, wojowniczko? – zapytał, podrzucając w jej łapska drewniany kij, którym do tej pory się podpierał.
– Wskakuj. Pokaż mi swój balans. Będzie ci potrzebny, jeżeli wciąż chcesz dopaść tych, którzy napadli twoich ludzi – skończył, przyjmując wyprostowaną postawę i splatając dłonie za plecami. Ruchem głowy wskazał na sprężystą linę rozciągniętą między dwoma baobabami, a potem zastygł w przyjętej pozie i obserwował cierpliwie ciemnoskórą bohaterkę.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 30 paź 2020, o 23:28
Dziadek, niewzruszony pretensjami młodej beduinki, dalej przemierzał sawannę żwawym marszem, bardzo lekko wykonując kolejne kroki. Prawda była taka, że sprawność tego bądź co bądź bardzo wiekowego człowieka sprawiała, że to Ren czuła się w jego towarzystwie tak, jakby nagle zestarzała się o całe dziesięciolecia. Laska najwyraźniej służyła mężczyźnie za akcesorium, bo nie sprawiał wrażenia, jakby potrzebował jej do przemieszczania się. W tym momencie to Ren chętniej wsparłaby się o ten drewniany kij, bo z każdym kolejnym miękkim krokiem starca ona miała wrażenie, jakby jej stopy grzęzły w ziemi. Nigdy wcześniej nie spotkała takiego człowieka - irytowało ją to, ale też fascynowało.
- Wspaniale. Kiedy mogę się spodziewać tego czasu? – wysyczała przez zaciśnięte zęby, gdy wreszcie obdarzył ją spojrzeniem. Na starcu jednak jej złowrogie łypnięcia nie zdawały się robić żadnego wrażenia, ba! Ren była wręcz przekonana, że samym upomnieniem się o to, co jej obiecał, tym bardziej oddaliła od siebie w czasie otrzymanie konkretnych wytycznych. Pozostało jej jedynie wzruszyć ramionami i kontynuować tę osobliwą przechadzkę. Na tym etapie nie było sensu już zawrócić, choć była tego bliska parokrotnie. Kaguya pogrążyła się w myślach o tym, ile czasu traci na te czcze pogawędki z jakimś dziadem w momencie, gdy powinna ruszać dalej w drogę.
Dopiero po jakimś czasie dziarski starzec odezwał się do niej ponownie. O zgrozo jego słowa były czymś, co zakrawało o bezpośrednią odpowiedź na targające nią wątpliwości. A więc zadomowili się na tych terenach? Ren zmrużyła ciemne ślepia nieufnie, wysłuchując jego słów. Dziadek wydawał się całkiem nieźle poinformowany – zakładając oczywiście, że mówił prawdę, a nie bełkotał jakieś bzdury, byle tylko zająć beduinkę. Kaguya spróbowała parokrotnie zachęcić go do kontynuowania tej myśli, ale pustelnik ni myślał zrezygnować ze swojej tajemniczej postawy. Ren pozostało jedynie westchnąć ciężko. Tym razem jednak, zamiast obiecanych wskazówek, starzec zdecydował się podzielić z nią historią swojego życia. Na tym etapie była gotowa wysłuchać z uwagą wszystkiego, byleby w końcu wyciągnąć od niego to, czego chciała.
- …Moje kondolencje. – Opowieść starca o śmierci jego podopiecznego krępowała ją. Słowa pokrzepienia, które padły z jej ust, zabrzmiały więc dość niezgrabnie. Nie wiedziała, czego oczekuje od niej ten specyficzny rozmówca, i szczerze mówiąc najbardziej obawiała się tego, że ten się rozklei. Nigdy nie była zbyt dobra w pocieszaniu nawet swoich bliskich, nie mówiąc już o samotnych dziadkach, którzy dobę temu utracili ukochanego ucznia. Starzec jednak trzymał się dzielnie w swojej żałobie. Gdyby nie głos, to nawet by nie poznała. – W takim razie wychodzi na to, że pomszczę nie tylko moich rodaków, ale również i twojego ucznia, dziadku. Mały świat – rzuciła dość butnie i w sumie idiotycznie, biorąc pod uwagę to, że przyczynkiem tragedii podopiecznego była nadmierna brawura. Tutaj jednak przemówiła przez nią jej durna duma – co z tego, że napastnikom nie podołał jej pobratymiec? Co z tego, że przez tamtych ludzi mistrz przeżył swojego ucznia? Ona nie była nimi.
Nie do końca rozumiała, co pustelnik ma na myśli, mówiąc o tym, że ma mu coś udowadniać. Dotarli już do obozowiska, na tyle rozległego, by dało się odczuć, że jest trochę zbyt duże dla samotnego starca. Ren uwiązała konia, na razie niezbyt zaprzątając sobie głowę tajemniczym wyzwaniem, jakie szykował dla niej dziadyga. Nieważne, czego uczył swojego zmarłego ucznia, aktualnie w jej głowie malował się obraz biednego dziadka w żałobie, który zaczepiając wędrowców usiłuje wynagrodzić sobie przeżytą na dniach stratę. I tak już straciła dużo czasu, na tym etapie nie zrobi różnicy, jak poświęci mu jeszcze moment. Skrzyżowała ręce na piersi, obserwując swojego towarzysza z nieukrywanym znużeniem.
A potem mina jej zrzedła. Przed jej oczami dział się pokaz nie tylko niezwykłej sprawności, ale też niesamowitej siły. Kaguya zawiesiła zaskoczone spojrzenie na korze drzewa, która pękła z donośnym trzaskiem, aż wreszcie powoli podniosła wzrok na twarz dziadka, jakby oczekując od niego słowa wyjaśnienia. Starzec dopiero teraz zaszczycił ją spojrzeniem, a jego wyraz twarzy nie mówił beduince zupełnie nic.
- ...Ren. Jestem Ren. Z rodu Kaguya. – Wychrypiała wreszcie w odpowiedzi, łapiąc w dłoń rzucony jej kij. Była pod na tyle dużym wrażeniem, że język plątał jej się w gębie. Owszem, wiedziała, że gdzieś na świecie żyją shinobi o możliwościach ciała zakrawających o nadludzkie – nigdy wcześniej nie napotkała kogoś takiego na swojej drodze, ale słyszała opowieści. Zwykle napotykała na swojej osoby niewiele od niej słabsze, niewiele silniejsze, sobie podobne. Była dość pewna siebie i swoich talentów, jednak to była zupełnie inna klasa niż cokolwiek, co wcześniej poznała. Czuła podziw do tego starego człowieka. I gdzieś głęboko w środku czuła też lęk.
Choć zwykle nie znosiła, gdy ktoś wydaje jej polecenia, tym razem posłusznie ruszyła w stronę jednego z drzew pomiędzy którymi została rozwieszona napięta lina. Łypnęła krótko na mistrza Miyagiego przez ramię, a następnie ściągnęła przez głowę swoje wierzchnie ciuchy, nie chcąc ograniczać sobie pola widzenia zbędnym materiałem plączącym się pomiędzy nogami. Przyłożyła jedną nogę do kory baobabu i lekko oderwała się od podłoża, w ten sposób z pomocą chakry pomagając sobie we wspięciu się na odpowiednią wysokość, a potem wgramoleniu się na sznur. Uniosła kij na zgiętych rękach, odnajdując oszukany balans. Wreszcie zwróciła głowę w stronę dziadka, jakby zadając mu pytanie, co dalej. Choć zachowała neutralny wyraz twarzy, to w jej spojrzeniu widoczna była satysfakcja. Nie po to wpoili jej te brudne sztuczki, by z nich nie skorzystała.
Ukryty tekst
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 31 paź 2020, o 09:52
Misja rangi C
Ren
13/30Siła mężczyzny, kryjąca się pod starym i pomarszczonym ciałem, absorbowała zainteresowanie na tyle, że Ren mogła nie zwrócić większej uwagi na dość skromne obozowisko pomiędzy drzewami. Nie było jednak w zasadzie czego analizować – dobytek dziadka był naprawdę niewielki i zawierał absolutne minimum potrzebne do przeżycia na nieprzyjaznych piaskach pustyni lub odrobinę mniej niebezpiecznych trawach sawanny. Ot, jakieś wygasłe palenisko, kilka naczyń czy innych pojemników, tobołek z różnymi klamotami, chałupniczo wykonane narzędzia. Nie było nawet żadnego namiotu, a jedynie prymitywne posłanie, co musiało oznaczać, że osobnik jest amatorem spania pod gołym niebem.
Mistrz bardzo neutralnie przyjął przedstawienie się Ren, bo skinął jedynie nieznacznie głową. Wzmianka o rodzie Kaguya w żadnym stopniu nim nie poruszyła. W tym momencie chyba bardziej był zainteresowany możliwościami ciemnoskórej wojowniczki, która mimo lekkiej dezorientacji podjęła się postawionego jej wyzwania. Bohaterka, korzystając ze sprytnych sztuczek shinobi, wskoczyła na linę, która była zaciągnięta naprawdę solidnie i na jej ciężar odpowiadała wielką sprężystością. Złapanie balansu nie było takie proste, ale dzięki wsparciu elementarnej techniki wyrośnięta nastolatka nie zwaliła się na glebę, lecz dalej utrzymywała na linie tuż przy drzewie. Musiała jednak ciągle zachowywać koncentrację, korygować swoje ustawienie oraz ułożenie kija, a także unikać niekontrolowanych ruchów.
– Przejdź na drugi koniec, Ren – oznajmił bardzo spokojnie, a następnie obrócił się do niej plecami i przykucnął z niewyjaśnionego powodu. W tym samym czasie mówił dalej do cyrkowca na linie.
– Za czasów mojej młodości ze wzgórz w tych okolicach wybierano kamienie szlachetne. Kaniony zostały obłupione z błyskotek, ale pozostałości po kopalniach są dalej po dziś. Półki skalne były wówczas połączone solidnymi mostami linowymi, ale te zostały nadgryzione przez ząb czasu – oznajmił enigmatycznie, szurając dłonią po podłożu. Chociaż Miyagi za pierwszym poznaniem mógł zostać wzięty za wydziczałego odludka, to jednak nie wydawało się, żeby podzielił się wspominkami bez jakiegokolwiek celu. Przecież od początku spotkania był bardzo oszczędny w słowach.
Możliwe, że młoda akrobatka zdążyła już trochę ruszyć do przodu i pokonać część trasy na linie do momentu, w którym dziadek wyprostował się z powrotem. Wciąż odwrócony plecami do bohaterki, machnął energicznie ręką do tyłu i w tym ułamku sekundy stało się jasne, czym właśnie zajmował się tajemniczy dziadek.
Zgarnięty wcześniej kamień z podłoża, choć ciśnięty całkiem na ślepo, śmignął w kierunku Ren bardzo celnie, zmuszając ją do reakcji. Ze względu na element zaskoczenia, a także imponującą prędkość niedużego pocisku, możliwości beduinki były bardzo ograniczone. Dziewczyna mogła albo zeskoczyć z liny, albo przyjąć na siebie kamień, ale w takim wypadku również straciłaby balans i opuściła swój cieniutki i sprężysty tor.
– Jeszcze raz – zalecił wciąż odwrócony do niej plecami staruszek, który poczekał, aż wojowniczka ponownie wskoczy na linę i podejmę drugą próbę. Zaraz potem cisnął kolejny kamieniem, a potem kolejnym i jeszcze kolejnym, wcale a wcale nie ułatwiając nastolatce dotarcia do mety.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 31 paź 2020, o 18:54
Choć Ren wyglądała - jak zwykle zresztą - na niewzruszoną, to w duchu triumfowała. Durne zadanie, jakie wymyślił dla niej staruszek (zapewne po to, by zapełnić sobie pustkę po śmierci swojego poprzedniego ucznia; może tacy ludzie po prostu muszą mieć gdzie pomędrkować, by czuć się dobrze), okazało się śmiesznie proste dla kogoś, kto był wstanie przykleić się przy pomocą chakry do rozwieszonej pomiędzy drzewami linki. Choć nie uniknęła paru ryzykownych wahnięć, to dzięki pomocy w postaci ułatwiającego odnalezienie balansu kija i jako takiej koncentracji (a także dzięki skupionej w podeszwach stóp błękitnej energii) była w stanie nie zwalić się na ziemię chwilę po tym, gdy udało jej się umiejscowić na napiętym sznurze. Choć spojrzała wyczekująco na mistrza Miyagiego, oczekując od niego słów aprobaty, zachęty do powrotu na ziemię i wreszcie obiecanych wskazówek, to ten zamiast tego dość bezczelnie obrócił się do niej, prezentując balansującej na sznurze beduince swoje plecy. Ren zmarszczyła czoło, na nowo czując narastające rozdrażnienie, na które nie mogła sobie pozwolić. Wraz z napięciem mięśni znowu zachwiała się pokracznie, jednak udało jej się odzyskać równowagę. Zdecydowanie nie miała ochoty spędzić tutaj popołudnia, pajacując z jakimś oszalałym ze smutku staruszkiem o nadludzkiej sile.
Dziadyga jednak zdecydował się wydać jej kolejne polecenie - ciąg dalszy spaceru po sznurku. Pierwszym jej odruchem było przeciwstawić się tym zaleceniom i zleźć z powrotem na stały grunt, bo cała ta zabawa wydawała jej się wybitnie nonsensowna. Z drugiej strony skłamałaby, gdyby nie była gdzieś w głębi choć odrobinę zaciekawiona, do czego w ogóle to wszystko dąży.
- Czy możemy skończyć tę farsę? To nie jest trudne - warknęła pod nosem do tyłu głowy starca, ale tak naprawdę nie spodziewała się tego, by dziadek przejął się jej niezadowolonymi pomrukami. Posłusznie oderwała jedną stopę od liny, unosząc ją nieznacznie ku górze i zatrzymując się na moment w tej pozycji, usiłując odzyskać utracony balans. A potem wykonała krótki krok do przodu, prawie kończąc tę ewolucję efektownym telemarkiem. I powtórka: złapanie równowagi, oderwanie stopy, kolejny krok. Do skupionej na zadaniu Kaguyi jak przez szybę docierały pojedyncze słowa z monologu staruszka, który aktualnie paplał bez ładu coś o mostach, kanionach i kopalniach kamieni. Jakich znowu kamieni?
Szybko miała okazję przekonać się, jakie kamienie miał na myśli brodaty starzec. Choć Ren skupiona była na tym, by nie zwalić się na twarz podczas tego pokazu akrobatyki, to kątem oka była w stanie dostrzec podejrzany ruch, jaki nagle wykonał cały czas zwrócony do niej grzbietem mężczyzna. I tym sposobem w stronę wygłupiającej się na linie beduinki leciał rozpędzony kamulec. Co prawda nie był to diament czy rubin, ale oberwanie takim z pewnością było tak samo nieprzyjemne niezależnie od tego, jak szlachetny był kamienny pocisk. Ren miała do wyboru albo usunąć się z toru lotu, albo dostać w zęby rozpędzonym w powietrzu kamieniem. Wybrała, oczywiście, pierwszą opcję, i ciężko opadła bokiem na podłoże, prawdopodobnie nieźle ocierając sobie dłonie i kolana o twardą ziemię w momencie asekurowania się.
- Chce mnie dzia-… Chce mnie mistrz zabić?! – W głosie Kaguya było słychać nieskrywaną pretensję. Nie była to delikatna zaczepka w formie lekko rzuconego kamyczka – ze względu na krzepę starca oberwanie mogło skończyć się przynajmniej nieprzyjemnie. Ren nie otrzymała jednak przeprosin, a polecenie powrotu na linię i dalszego ciągu popisów. Przez moment siedziała na ziemi, nawet nie udając, że nie jest poirytowana, jakby licząc na to, że dziadek zmięknie i poinformuje ją, że to tylko żart, a tak w ogóle, to bandyci szli tamtędy… Przeliczyła się, oczywiście. Westchnęła więc bardzo głośno, a potem pokornie podniosła z poziomu gruntu i znów wdrapała się na poprzednio zajmowaną pozycję.
W tym przypadku była już przygotowana – albo tak przynajmniej jej się wydawało. Święcie przekonana, że nie da się znów zaskoczyć, kolejny raz podjęła próbę pokonania długości sznura. Dziadek był bezlitosny. Nie minęło zbyt wiele czasu, a w jej stronę poleciał kolejny rozpędzony kamień. Choć Kaguya była przygotowana na takie przeszkody, ponownie jej odruchem było zwalenie się na podłoże wraz z kijem. Tym razem jednak, zanim dziadek zdążył w ogóle cokolwiek powiedzieć, wyciągnęła rękę w jego stronę, na wszelki wypadek uciszając go gestem. O dziwo z własnej woli podjęła rękawicę, ponownie przyjmując pozycję startową na wysokości metra. Podczas kolejnej próby, gdy w jej stronę zmierzał ten pieprzony kamień, zamierzała spróbować odchylić się nieznacznie, ustępując mu miejsca – nawet jeśli ten manewr miał się skończyć spotkaniem z twardym podłożem. Zleciała? Wycharczane pod nosem niezbyt wybredne przekleństwo, chwila na wylizanie ran i powrót, kolejna próba przejścia chybotliwej drogi i niezgrabne uniki. Zirytował ją nie na żarty i dumna Kaguya teraz już za wszelką cenę chciała w końcu dojść do końca. Nawet jeśli przy okazji tego zdarzy się, że będzie musiała przyjąć na siebie parę razów.
Ukryty tekst
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 31 paź 2020, o 22:43
Misja rangi C
Ren
15/30Niezwykle opanowany i cierpliwy staruszek pozostawał niewzruszony na wszelkie komentarze, grymasy i pozy mające zademonstrować niezadowolenie młodej wojowniczki. Ta mogła się dwoić i troić, ale w żaden sposób nie była w stanie pospieszyć mężczyzny. Nadzwyczajnie sprawny dziadek oszczędnie dawkował informacjami na temat interesujący Ren, więc po kolejną porcję wiedzy należało spełnić przedziwne żądania dotyczące przejścia przez może i trochę śmieszną, ale wcale nie tak prostą próbę.
Mistrz wreszcie okazał jakąś emocję, a było nią rozbawienie – głośno wydmuchał powietrze przez nos, kiedy Kaguya wyszła z pretensjami za ten rzucony w jej stronę kamyczek. Nie odpowiedział jednak żadnym słowem. Zerknął jedynie na dziewczynę, by poznać jej decyzję. Ta postanowiła próbować dalej, więc Miyagiemu nie pozostało nic innego, jak dalej miotać małymi pociskami przez plecy, których trajektoria jakimś cudem była naprawdę celna i zmuszała bohaterkę do reakcji. Tak jak w spokojnych warunkach zadanie było możliwe do wykonania przy pierwszym, ewentualnie drugim podejściu, tak dodatkowe przeszkody, mogące nabić bolesnego siniaka, utrudniały zadanie na tyle, że Ren przynajmniej parokrotnie musiała zeskoczyć z liny i mniej lub bardziej zgrabnie wylądować na ubitej ziemi.
Upór w dążeniu do celu oraz wyciąganie wniosków ze swoich poprzednich potknięć sprawiły, że przy którejś próbie beduinka szczęśliwie przebrnęła przez tor najeżony latającymi przeszkodami. No, prawie, bo kiedy była już przy samiutkiej mecie, postanowiła przyjąć ostatni pocisk na ramię zamiast porzucać dotychczas pokonaną trasę i skazywać się na kolejne podejście.
– A więc potrafisz poświęcić się sprawie – docenił decyzję o nieco heroicznym zabarwieniu, odwracając się frontem do młodej wojowniczki. Splótł dłonie za plecami i ruszył do niej spokojnym krokiem.
– Było ich kilku, ale nie więcej niż piątka – oznajmił podczas tego króciutkiego przemarszu, odnosząc się do tematu tajemniczych sprawców napaści karawany. Wyciągnął później dłoń przed siebie, chcąc odzyskać swój kij, który – jak można było ocenić po śladach eksploatacji – towarzyszył starcowi niemały kawałek czasu.
– Okolica omijana jest przez większe szlaki handlowe. Pozostałości po kopalniach drogich kamieni są dobrym miejscem na kryjówkę. Trudno dostępne i z dala od ludzi. Tam ich należy szukać – wyjaśnił, a zaraz po tym końcem kija przejętym przed chwilą wskazał na brzuch dziewczyny.
– Powinnaś popracować jednak nad balansem ciała. Środek ciężkości jest kluczowy – stwierdził, a następnie już któryś z kolei raz tego dnia obrócił się do niej plecami. Przemieścił się w stronę swojego oboziku i odezwał się moment później, nie odwracając głowy w jej stronę.
– Podam ci ostatnią ważną informację – przez który wąwóz dostać się do kopalń. Ale najpierw popracujesz nad tamtym elementem. Jeżeli się spieszysz, ruszaj już teraz. Nie zatrzymuję. Radziłbym jednak i tak wyruszyć tam o samym świcie, żeby uniknąć pokonywania skał po zmroku. Jaka decyzja? – zapytał zupełnie spokojnie, nie mając zamiaru narzucać swojej opinii beduince.
Jeżeli Ren miała już dość towarzystwa starego dziada i brania udziału w jego głupich gierkach, droga wolna. Mogła odejść w swoją stronę i na własną rękę spróbować poszukać wspomnianych kanionów. Były okolice południa, więc pozostało jej jeszcze pół dnia. Mistrz w takim wypadku odprowadził ją tylko wzrokiem.
Gdyby jednak padła odpowiedź pozytywna i Kaguya zdecydowała się wydusić ze starca dodatkową porcję informacji kosztem kolejnego nakładu pracy, to mężczyzna przygotował kolejne miejsce ćwiczeń. Na gałęzi jednego z baobabów zawiesił puste wiadro. Pod nim, na ziemi, postawił dwie beczuszki z wodą. Na koniec w łapska wojowniczki wcisnął dwie małe, gliniane czarki.
– Zawiśnij głową w dół na gałęzi. W tej pozycji napełnij wiadro przy użyciu czarek. I powiedz, kiedy już skończysz – oznajmił i gdy tylko Ren uwiesiła się na drzewie, przesunął się gdzieś na bok i… położył w cieniu, a potem chyba nawet zasnął.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 2 lis 2020, o 15:27
Dziadek uderzył w czułą strunę, stawiając przed Ren wyzwanie - nawet tak durne, jak jakieś spacerki po sznurze. Kaguya, kierowana już na tym etapie nie zdrowym rozsądkiem, który nakazałby odpuszczenie sobie tych zabaw i dalsze śledzenie wrogiej szajki, a głupią dumą. Na tym etapie zaczęła już swój sukces w spełnianiu zachcianek staruszka nader osobiście, całą swoją uwagę poświęcając temu, by zademonstrować dziadkowi, że to dla niej żadne wyzwanie. I chyba głównie dzięki temu, że wspinała się na linę jak niezmordowana, w końcu udało jej się jakimś cudem przebrnąć do końca mimo ostrzału ze strony jej tymczasowego mistrza. Na ostatniej prostej zdecydowała się przyjąć na siebie kolejne uderzenie, nie chcąc po raz setny łazić po rozpiętej lince. Ren syknęła głośno z momentem ciosu kamieniem, a potem wreszcie zeskoczyła z wątpliwą gracją na twardy grunt, rozcierając obite miejsce dłonią. Z momentem lądowania nogi się prawie pod nią ugięły – ze zmęczenia i z napięcia. Aktualnie czuła jedynie ulgę, że dociągnęła to do końca. Spojrzała na dziadygę wzrokiem pełnym animuszu, oczekując słowa aprobaty.
Staruszek zwrócił się wreszcie przodem do młodej beduinki i nadszedł moment, na który Kaguya czekała caly ten czas - zaczął opowiadać o tym, co wiedział. Przynajmniej tyle dobrego wyszło z tych akrobatycznych wygłupów w powietrzu. Ren nie do końca rozumiała, co takiego było w łażeniu po linie, co sprawiało, że mężczyzna uznał, że to najwyższa pora przekazać jej cenne informacje, ale nie zamierzała wybrzydzać. Złożyła w jego dłonie laseczkę, którą dotychczas wykorzystywała do zachowania równowagi, a potem sama schyliła się po swoje niechlujnie rzucone na ziemię odzienie, by zwinąć je i przewiesić przez swoje ramię. Zamierzała wysłuchać – zdecydowanie zbyt tajemniczej jak na gust prostolinijnej Ren – jego przemowy, a potem pożegnać się grzecznie i ruszyć w drogę za bandytami jak najszybciej, nadrabiając stracony czas.
Staruszek jeszcze pozwolił sobie wytknąć jej brak balansu, wskazując kijem brzuch dziewczyny. Ren ułożyła dłoń na swoim pępku odruchowo, marszcząc brwi w niezadowoleniu. Nie przyszła tu po to, by konsultować z nim swoje talenty, a po to, by wykonać dobrze narzucone jej zadanie. Podskórnie jednak wiedziała, że dziadek niestety miał rację. Choć Kaguya zazwyczaj z pozoru sprawiała wrażenie wyciszonej i flegmatycznej, to nie była cierpliwa. Taniec jej rodu był chaotyczny i agresywny, a dokładność nigdy nie była jej dobra stroną. Nic więc dziwnego, że zachowanie równowagi w trudniejszych warunkach samo w sobie było dla niej wyzwaniem.
Miała już wciągnąć przez głowę swoje szaty i pożegnać się ze staruszkiem, gdy ten zdecydował się zataić przed nią ostatnią istotną dla niej informację – bezpośrednią drogę do poszukiwanych ludzi. Choć jego ton głosu był spokojny i nie brzmiało to, jakby sobie z niej naigrywał, to Ren aktualnie miała jedynie złapać dziadka za brodę i wytargać tak, by w z łaski swojej odpuścił sobie swoje mistrzowskie zapędy i ułatwił jej chociaż raz życie. Beduinka odliczyła w myślach do dziesięciu, zanim odpowiedziała na słowa mistrza Miyagiego.
- Zostaję z mistrzem – wycedziła przez zęby. Na tym etapie już faktycznie było wszystko jedno, a o ile miała taką możliwość, to wolała uniknąć walki po zmroku. Była spóźniona, wzięła już udział w tym dziwnym teście, pozostało jej więc jedynie zaufać, że jej ekscentryczny towarzysz nie jest jedynie zdziwaczałym starcem, który zatrzymał ją tu po to, by przerwać na moment samotność. W dodatku, cholera, był silny i szybki, jego rzuty były celne. Gdyby był młodszy, to pewnie sam pomściłby swojego ucznia – im dłużej obserwowała dziadygę, tym mniej miała co do tego wątpliwości. Pozostało zaufać mu raz jeszcze. W dodatku prawda była taka, że powoli robiła się głodna.
Zamiast zaproszenia na posiłek otrzymała jednak - o zgrozo - kolejne polecenie. Kaguya obserwowała podejrzliwie mistrza Miyagiego, międląc w dłoniach swoje fatałaszki, gdy ten rozstawił kolejną konstrukcję. Choć początkowo chciała zaoponować, to niewiele później poddała się, odkładając ciuchy na bok i biorąc w dłonie dwie małe czarki, które starzec podał jej bez słowa. Spojrzała na nie bezmyślnie.
Skoro doszła do tego etapu, to pozostało brnąć w to dalej. Kaguya drapała się na gałąź sprawnie zgodnie z życzeniem staruszka, a potem opuściła się głową w dół. Wyraz twarzy dziewczyny był teoretycznie neutralny, ale lwia zmarszczka na czole sugerowała, że nie jest zachwycona tym, że ten wymyślił sobie dla niej kolejną próbę. Nie próbowała jednak wchodzić w dyskusję, bo nauczyła się już, że nie miało szans na przyniesienie żadnego skutku. Decyzja należała do niej samej – dziadek nie wyglądał na takiego, który przejąłby się, gdyby uznała, że jest za słaba, zlazła w dół i odeszła w swoją stronę. Ale czy ona tego chciała?
Mrucząc pod nosem przekleństwa i groźby zabrała się więc za przelewanie wody z naczynia do naczynia. Z każdym kolejnym dźwignięciem zaczynała coraz bardziej odczuwać pracę mięśni, których nie używała zbyt często. Każda kolejna przelana czarka była coraz bardziej bolesnym doświadczeniem.
A co robił w tym czasie dziadek? Ułożył się słodko niedaleko, oddając się popołudniowej drzemce. Nic dziwnego, stary człowiek, sporo dzisiaj przeszedł. Prawem jego wieku było to, że musiał uciąć komara. Kaguya jeszcze parę razy wykonała wymagany manewr, a potem zawisła w miejscu, obserwując go przez moment. Spał jak zabity, a ona mogła to wykorzystać. Chwyciła w obie dłonie małe czarki, aktualnie bez wody, a potem opuściła się na dół dość zręcznie, starając się zrobić przy tym jak najmniej hałasu. Tylko idiota nie wykorzystałby tego momentu, by nie ukrócić swojej męki, napełniając jednorazowo całe wiadro. Po udanej procedurze, o ile dziadek jej nie złapał, mogła go obudzić. Jeśli natomiast została przyłapana na gorącym uczynku, to - niestety - pokornie wróciła na gałąź, by tam męczyć się dalej z przelewaniem wody.
Kiedy zabawa się skończyła, oby przed późną nocą, jedyne czego chciała Ren, to zjeść coś, kimnąć się, i wzbogacona o nową wiedzę ruszać dalej.
0 x
Ichirou
Posty: 3928 Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Link do KP: viewtopic.php?f=33&t=320
Lokalizacja: Atsui
Post
autor: Ichirou » 2 lis 2020, o 20:37
Misja rangi C
Ren
17/30Może niezbyt chętnie, ale jednak podjęła się zadania. Staruszek przygotował więc miejsce drugiej próby, a potem uciął sobie słodką drzemkę, kiedy młoda wojowniczka musiała harować przy przelewaniu wody, że aż paliły ją mięśnie. Szło ciężko i niesamowicie powoli – przyjęte na początku tempo dawało szansę na napełnienie wiadra późnym popołudniem, a może nawet ledwo chwilę przed zmierzchem. Pojawiła się jednak możliwość pójścia drogą na skróty, oszczędzenia sobie trudu i przyspieszenia zadania, z czego Ren nie omieszkała skorzystać. Cichutko ześlizgnęła się z drzewa, następnie uzupełnia pojemnik w oszukańczy sposób, co chyba udało się zrobić niepostrzeżenie. Dziadek nie zareagował, jeśli nie liczyć głośnego, pojedynczego chrapnięcia, gdy dziewczyna przelewała wodę.
Kiedy beduinka podeszła do niego i poinformowała o skończeniu zadania, wstał powolutku i ze splecionymi rękoma za plecami przyczłapał do miejsca próby, by rzucić okiem na wiaderko. Podumał przez chwilę, a potem przeniósł spokojne spojrzenie na bohaterkę.
– W porządku, spisałaś się – oznajmił, a potem pozwolił sobie na mały uśmiech, który przemknął przez jego na ogół stonowaną mimikę. Czyżby wiedział o małym przekręcie Ren?
– Odpocznij. Teraz i tak już zbyt późna pora na rozpoczynanie wędrówki – rzucił chwilę później, gestem dłoni wskazując na skromne obozowisko, zapraszając tym samym na chwilę wytchnienia.
Dziadek darował nastoletniej Kaguyi przyziemne prace i pozwolił jej ochłonąć, samemu podejmując się przygotowania posiłku i rozpalenia ognia na wieczór. Nie była to uczta, jaką zaserwował Takeo przed kilkoma dniami, ale z drugiej strony nie było na co narzekać. Poczciwy rumak również został napojony i nakarmiony.
Gdy najedli się, odpoczęli, a Ren wróciła do pełnej sprawności umysłowej, siedzący na kamieniu Mistrz Miyagi dokończył wyjaśnienia odnośnie rzekomych sprawców napaści na karawanę.
– Z samego świtania ruszysz na północny zachód, w kierunku Głębokich Odnóg – instruował dziadzio, cały czas kreśląc końcem kija na piasku obrazowe wskazówki, mające pomóc beduince dotrzeć do celu. - Tutaj zejdziesz ze szlaku, przejdziesz przez bezdroża aż do ostrych wypiętrzeń. To te kaniony. Wespniesz się na ich górne pułapy – nie chcesz być zaskoczona, a zyskasz lepszy widok na okolicę. Jeśli wypatrzysz mosty linowe lub ich pozostałości, to wiedz, że łączyły one dawne kopalnie. Nie potrafię powiedzieć dokładnie, w której powinnaś ich szukać, ale innych kryjówek w okolicy nie ma, a doliny kanionów są zbyt niebezpieczne. Kręci się tam wiele groźnej zwierzyny – skończył, podnosząc spojrzenie na wojowniczkę. Jeżeli ta potrzebowała jakiegoś powtórzenia, doprecyzowania lub dodatkowego rysunku orientacyjnego na piasku, to staruszek cierpliwie udzielił wszelkich informacji.
– Nie było to w naszej umowie, ale otrzymasz jeszcze jedną lekcję. Chodź – oznajmił, podnosząc się przy wsparciu kija i odchodząc na kilka, kilkanaście kroczków od paleniska. W scenerii zachodzącego słońca, barwiącego rozległe połacie sawanny na czerwono, mężczyzna zaserwował tymczasowej uczennicy krótki trening taijutsu. Ot, poprosił o zademonstrowanie kilku popisowych uderzeń, które bez większego trudu unikał lub parował kijem, by potem zaprezentować manewr, który mógł okazać się dobrym uzupełnieniem wachlarza zagrywek Kaguyi. Padło na podcinający wślizg, który umożliwiał wykonanie drugiej próby w przypadku podskoku przeciwnika.
Po tym bardzo dziwnym i jeszcze bardziej męczącym dniu, Ren mogła wreszcie ulokować się na posłaniu byłego podopiecznego Miyagiego i zmrużyć oczy pod gołym, rozgwieżdżonym niebem. Noce w tym rejonie były o wiele łagodniejsze niż w sercu pustyni, więc bohaterka drzemała we względnie komfortowych warunkach.
Kiedy pierwsze promienie gorejącej gwiazdy zaczęły przedzierać się przez horyzont i przełamywać dotychczasowy zmrok, dziewczyna została obudzona szturchnięciem kija.
– Już pora – oznajmił spokojnie dziadek. – Jeżeli chcesz, możesz zostawić wierzchowca. Na wzgórzach ci się nie przyda – poinformował, a gdy ta wygramoliła się do pionu, to podarował jej bukłak z wodą. Zanim bohaterka wyruszyła w drogę, mężczyzna pokazał jej jeszcze swój wisiorek z kości słoniowej. Całkiem ładnie wykonany.
- Mój uczeń posiadał podobną bransoletę. Nie znalazłem jej przy jego ciele. Jeśli trafi ci się w ręce, będę zobowiązany… - odrzekł staruszek, a potem pozwolił spokojnie odejść.
– Powodzenia, Ren – oznajmił spokojnie, odprowadzając ją wzrokiem.
Czy wyruszyła na silnym rumaku, czy na piechotę, to podróż minęła spokojnie i zajęła nie więcej niż parę godzin. Nie napotkała niczego godnego zwrócenia uwagi, jeśli nie liczyć stada zebr, które w pewnym momencie przebiegło gdzieś obok. Po krótkiej wędrówce przez równinne, zielono-pomarańczowe krajobrazy, na horyzoncie zaczęły malować się zupełnie inne widoki, bo bardziej szaro-brązowe i pełne wypiętrzeń. Bohaterka niedługo później doszukała się opisanych przez starca dwóch skalnych wzgórz, między którymi faktycznie znajdowała się małe przejście, po przekroczeniu którego można było już z całą pewnością stwierdzić, że znalazło się w rozległym kanionem. Na ten moment dziewczyna znajdowała się w jego dolinie, z której miała dość kiepski widok na otoczenie. Przed sobą miała jedynie kręty korytarz, ograniczony z obu stron stromymi skałami, z kolei wysoko nad jej głową znajdowały się mniejsze i większe półki skalne, połączone mostami linowymi o bardzo wątpliwym stanie.
Mapka - bardzo orientacyjna, żeby zobrazować ogólnie jak to wygląda. Ren znajduje się w dolinie przy lewym krańcu mapki.
0 x
Ren
Posty: 370 Rejestracja: 6 kwie 2020, o 14:25
Wiek postaci: 21
Ranga: Akoraito
Krótki wygląd: Bardzo wysoka, muskularna, o ciemnej skórze. Ma krótkie i ciemne włosy. Na czole wytatuowane czerwone kropki. Głowa owinięta chustą - tak, by ukryć klanowy tatuaż. Od stóp do głów okryta jasnym płótnem, zniekształcającym sylwetkę.
Widoczny ekwipunek: Duża torba u dołu pleców.
Link do KP: viewtopic.php?p=139112#p139112
GG/Discord: rahsim
Lokalizacja: Sabishi
Post
autor: Ren » 3 lis 2020, o 22:36
Szczerze mówiąc, to z momentem, gdy dopuściła się tego niecnego występku, natychmiast zrobiło jej się głupio. Nie na tyle jednak, by przyznać się do błędu. Dobudziła starca, zachęcając go do tego, by sam sprawdził, jak świetnie się spisała. Ten, nawet jeśli wiedział o przekręcie młodej Kaguyi, to nie dał tego po sobie poznać, z łaski swojej odpuszczając umordowanej dziewczynie dalszego wysiłku. I chwała mu była za to - Ren obawiała się, że jeśli mężczyzna wymyśli dla niej kolejną rozrywkę, to następnego dnia nie będzie wstanie podnieść się z posłania, a co dopiero ścigać kogoś lub, o zgrozo, toczyć jakąkolwiek walkę.
Z wdzięcznością spożyła posiłek w towarzystwie mistrza Miyagiego, większość czasu nie starając się nawet zabawiać go rozmową. Nie musiała – brodaty mężczyzna sam zdecydował się przerwać ciszę, wyjaśniając jej dość szczegółowo kolejne wskazówki, które miały się okazać nazajutrz bardzo przydatne. Ren wysłuchała więc swojego tymczasowego mentora z uwagą, uważnie obserwując prymitywny szkic, który ten kreślił przed nią na suchej ziemi. Z momentem, gdy skończył mówić, pomilczała przez chwilę, układając sobie w głowie wszystkie nowe informacje. Nie chciała tego spartaczyć.
Po jedzeniu nie nadszedł jeszcze czas sjesty. Starzec zdecydował się jej zaoferować jeszcze ostatnią lekcję. Podniesiona na duchu ciepłym posiłkiem Ren nie wahała się już i tym razem podążyła za mistrzem bez zbędnego ociągania się. Na prośbę zademonstrowania paru wypracowanych ciosów Kaguya zareagowała większym entuzjazmem niż na nudne eksperymenty na gałęzi czy rozwieszonej linie. Ren wykorzystała ostatki swojej energii, by wyprowadzić parę ciosów i kopnięć, uznając jednak zasady spairingu i nie wspomagając się przy tym kośćmi (choć w duchu wiedziała, że i z tym prawdopodobnie poradziłby sobie chyży staruszek). Dziadek nie miał trudności z odparciem jej ataków, co było zarówno frustrujące, jak i imponujące. Na koniec dziadek zaprezentował jej małą sztuczkę – choć nie miała teraz czasu opanować ją do perfekcji, to przynajmniej zapamiętała mniej więcej ruchy, które wykonywał dziarski dziadek. Później, gdy będzie miała więcej czasu, znajdzie chwilę, by opanować ruch do perfekcji.
Nadeszła pora spoczynku.
- Dziękuję – wymamrotała Kaguya pod nosem krótko, w ten sposób wyrażając swoją wdzięczność nie tylko za to, że w końcu zgodnie z obietnicą wskazał jej kierunek drogi, ale także za przyzwoitą kolację, bezpieczne miejsce noclegu i, jakkolwiek niestandardowy, mimo wszystko dość użyteczny trening. Chwilę potem obróciła się na pięcie i ruszyła kawałek dalej, chcąc uniknąć niezręczności. Skierowała swoje kroki do miejsca, gdzie czekał na nią koń, by upewnić się, że jej piękny biały wierzchowiec sam również otrzymał coś do jedzenia i picia, a także że węzeł uniemożliwiający mu ucieczkę na wypadek nagłego hałasu jest porządnie uwiązany. Po dopełnieniu tych formalności beduinka umościła się do spania na udzielonym jej legowisku, które niegdyś należało do zmarłego ucznia starca. Choć wydawało jej się, że jest skonana, przez dłuższy czas nie mogła zasnąć. Potem jednak i ona skapitulowała.
Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych. Dziadek nie zdecydował się wybudzić jej zapachem ciepłego śniadania, a szturchnięciem kijem. Nie zapowiadało się też na to, by mieli rozsiadać się ani chwilę dłużej. Pustelnik zachęcił ją do zostawienia za sobą swojego konia, z czego Kaguya chętnie skorzystała, nie chcąc zawracać sobie głowy dobrobytem zwierzaka wtedy, gdy ona będzie zajęta zasadzaniem się na bandytów. Następnie przyjęła od dziadka bukłak z wodą, który przywiesiła u swojego biodra. Gdy miała już ruszać przed siebie, starzec zatrzymał ją jeszcze na moment, pokazując wykonaną z kości słoniowej zawieszkę, którą nosił na rzemyku.
- Przyniosę ci ją, mistrzu Miyagi - odparła lekko, jakby zobowiązywała się do przyniesienia garści daktyli ze straganu pod domem. Trudno było jej pozbyć się wrażenia, że musi się jakoś odwdzięczyć temu staremu pustelnikowi za poświęcony jej czas.
I znów była w drodze. Podróż należała do raczej przyjemnych, choć mozolnych, ale wreszcie krajobraz zaczął się powoli zmieniać, bardziej pasując do opisu, jaki przedstawił jej starzec. Wskazówki mistrza Miyagiego okazały się być trafne i faktycznie znalazła przejście, które pozwoliło jej znaleźć się w dolinie kanionu. No właśnie, w dolinie. Dobrze pamiętała słowa dziadka i wiedziała, że pozostanie w dole nie zapowiadało nic dobrego. Ostatnim, czego chciała, to ściągnąć na siebie uwagę jakiegoś głodnego zwierzaka. Pozostało jedynie się wspiąć w górę zanim wpadnie w tarapaty.
Tak jak wcześniej, gdy użerała się z zadaniem pustelnika, skoncentrowała niebieską energię w swoich stopach, by w ten sposób przylgnąć do skały tworzącej ścianę kanionu. Dziadek zalecił znaleźć się jak najwyżej i tak zamierzała właśnie postąpić. Starała się odnaleźć w miarę dogodnie umiejscowioną półkę skalną, na której będzie mogła przycupnąć i z tej perspektywy przyjrzeć się wejściom do kopalni – może jedno z nich nosiło na sobie ślady niedawnej ludzkiej bytności?
Ukryty tekst
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości