Dwa dni odpoczynku w domu, to zbyt długi czas na otrząśnięcie się ze swojego pierwszego rozczarowania odnośnie własnego marzenia. Niby oczywista sprawa, że sukces nie oznacza zawsze radości i szczęśliwego zakończenia, a gdzieś to umknęło Kiku, która nie tego oczekiwała od bycia ninja i, przede wszystkim, siebie. Chwila zwątpienia i zawahania sprawiła, że postanowiła skorzystać z rady siostry, Hotaru, i odpocząć, zebrać motywację. Dwie doby czystego lenistwa sprawiły, że Tsukiko nabrała, aż zanadto energii do działania. Poukładała myśli w momencie, w którym uznała, że nie zrobiła niczego złego i w gruncie rzeczy dokonała czegoś dobrego, co zapobiegło złu, które tylko rozrosłoby się. Trzeciego dnia wstała przed świtem, by przygotować się na podróż i trening. Zabrała ze sobą sporą manierkę z wodą, trochę suchego prowiantu i w skórzanym bukłaczku wykradła nieco soku z kaktusa z małej beczułki, którą właśnie zakupiono do domu. Założyła swój jasnozłoty płaszczyk, zabrała cały ekwipunek i w sumie była gotowa. Wyruszyła na południe, w głąb rozległej pustyni, która budziła w niej poczucie pewnej skali. Gdy szło się, a przed oczami malowały się jedynie wydmy, gdziekolwiek sięgał wzrok, to dało się odczuć jak mały jest człowiek w porównaniu do pustyni. Tsukiko, chociaż nie chciała się do tego przyznać, była tym rozmiarem onieśmielona i czuła przez to respekt nie tylko do pustyni, ale także całych Samotnych Wydm.
W pewnym momencie swojej drogi, odbiła nieco na zachód i twardo kierowała się dalej nawet wtedy, gdy słońce było już wysoko. Jej głęboki kaptur płaszczyka ułatwiał podróż.
Z kilkoma przerwami i postojami, Kiku w końcu dotarła do Góry Kankaku. Było to dla niej miejsce wręcz święte, a z pewnością bardzo cenne, z którym była poważnie związana. Za każdym razem, gdy przeżywała jakiś upadek w swoim życiu, nawet mały, to ruszała później na trening właśnie w to miejsce, do Góry Rozsądku. Ona, która kierowała się emocjami szukała tego, czego jej najbardziej brakowało i podejmowała właściwą decyzję. Właściwą w jej opinii.
Młoda Ayatsuri podeszła do góry od strony, która była zacieniona. Masywna skała zasłaniała słońce i umożliwiała spokojny trening na jej wyższych półkach skalnych, gdzie pył z kamieni nie sięgał. Tylko najpierw należało się tam wspiąć. Dla ninja nie był to największy problem, ale dla zwyczajnego człowieka... zupełnie inny poziom wyzwania. Kiku należała do tych dziwnie ambitnych, przesadnie pewnych i za bardzo zmotywowanych, zatem - jak zwykle - postanowiła wspiąć się na górę w tradycyjny sposób, czyli bez wykorzystania chakry. Trening zaczynał się od zaraz. Ściągnęła z siebie płaszczyk, zawiązała go wokół pasa i zaczepiła linkę chakry do kunaia, by w razie czego móc go szybko przyciągnąć do dłoni i wbić w szczeliny między skałami, gdyby miała spadać, zachwiać się czy brak innej możliwości wejścia wyżej.
- A na górze napiję się soku z kaktusa. Należy mi się! - pomyślała głośno i z uśmiechem zaczęła się wspinać. Nie śpieszyła się, lecz pełna pewności siebie wchodziła dalej. Najtrudniejsze było zachowanie spokoju i opanowania, by nie dać się porwać pośpiechowi. Mozolne wdrapywanie się działało na nerwy, a gdy robiło się to pewnie, to dało się odczuć, że można przyśpieszyć. A nie można było. Gładka skała była śliska, a niekiedy jej kawałki odłamywały się pod stopami czy rękami. Kiku dwa razy skorzystała ze swojego kunaia, gdy kamienie kruszyły się pod jej stopami. W końcu ze zakurzona proteza ze zgrzytem uniosła ją na tyle, by wesprzeć się drugą ręką i podciągnąć, a następnie... usiąść. Dotarła na półkę skalną, którą sobie upatrzyła. Widok stąd zapierał dech w piersi - pustynia rozciągała się we wszystkich kierunkach i nie pozwalała dostrzec nic innego, niż ją samą. No, to teraz Kiku należał się odpoczynek i sok z kaktusów. Na myśl o słodkim napoju od razu z jej twarzy znikła zmęczona mina, a pojawiła się całkiem radosna. Pół godziny zwyczajnie siedziała w cieniu i popijała sok. Opróżniła połowę skórzanego bukłaczka i nastąpił moment, w którym należało zacząć trening.
Tsukiko stanęła w delikatnym rozkroku, bokiem do zbocza i bokiem do... przepaści, by następnie cofnąć obie ręce tak, żeby otwarte dłonie zrównały się z tułowiem. Kolejnym ruchem było dynamiczne wyprostowanie ich do przodu tak, by na końcu były niemalże połączona - dłoń obok dłoni. Technika ta do najbardziej skomplikowanych nie należała, ale mimo wszystko wymagała sporo wprawy, gdyż Kiku czuła, że w jej ataku brakuje siły. To nie było to. Najpierw uważała, że to kwestia braku doświadczenia i obycia z techniką. Uderzała raz za razem, lecz nie czuła efektów. Krokiem do przodu było skupienie się, aby cały nacisk z uderzenia przelać poprzez dół dłoni przy nadgarstku, a także górę, tuż u podstawy palców. Następnie dodała do tego wykrok i pochylenie się, by wtedy poczuć, że to właśnie ten ruch. Czuła w nim na tyle dużo siły, że traciła sama równowagę po wykonaniu go, zatem na więcej nie mogła sobie pozwolić. Ćwiczyła go tak długo, aż problem z zachwianiem przestał istnieć. Na koniec przećwiczyła technikę z miejsca, w ruchu i w kombinacji z innymi atakami, by upewnić się jak wygląda jego wykorzystanie w każdej z możliwych sytuacji.
Trening Hando Ōda (B). 17/15.