Światynia Shichi-fukujin 七福神

Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Obrazek
~♥ Ślubik ♥~
To, że Shikarui i Asaka byli parą, wiedziano już od dłuższego czasu. Wśród tych "bliskich znajomych", rodzinnie, po znajomościach. Ślub był w zasadzie tylko formalnością, która musiała zostać odprawiona, by bogowie trzymali pieczę nad nową parą i by nie było wątpliwości, że ta jedna, konkretna kobieta, należy do tego jedynego mężczyzny. Jak i on należeć miał od tej chwili do niej.
Pogoda dzisiejszego dnia wyjątkowo dopisywała. Nadal czuć było podmuchy wiosny w powietrzu, które musiały zagubić się pomiędzy szczytami i teraz spływały w swoich resztkach na niziny, a już odczuwalne było letnie ciepło. Czyste, błękitne niebo, pozwalało dojrzeć najmniejszą, ptasią sylwetkę, kiedy skrzydlate stworzenia wzbijały się w przestworza i wyłapać każdy promień słońca czule muskający policzki. Nie miało być żadnego deszczu, bo najwyraźniej nikt nie planował porywać panny młodej sprzed ołtarza. Przygotowania dopięte zostały na ostatni guzik, a jednak, niestety, nie wszystko było idealne. Brakowało paru elementów, których najzwyczajniej w świecie nie dało się uzupełnić. Nie było rodziny Sanady, jego matki i ojca, brakowało pięknego domu w Daishi i panna młoda zmuszona była ruszyć do Sogen, ale taka opcja nawet nie wchodziła w grę - och, ile było o to kłótni z rodzicami Asaki to już lepiej, niech pozostanie w granicach czterech ścian domu. Mori była za bardzo oddana rodzinie i swojemu klanowi, żeby nagle zacząć żyć z dala od nich, oderwana od miejsca, które bardzo dobrze znała, a Shikarui był zbyt mało przywiązany do samego Sogen, żeby naciskać. Ba! Stawał ramię w ramię po stronie przyszłej żony, by ta wciąż mogła zamieszkiwać z rodzicami, nawet jeśli tak nie przystoi, bo w końcu co pomyślą ludzie. Dlatego wszak panna młoda niosła białe kimono na ślub, bo umierała ona dla swojej rodziny.
Zjechało się sporo gości. Rodzina Koseki nie była taka malutka, było kogo ściągać. Niektórzy zostali poumieszczani w domach znajomych, w pokojach gościnnych, inni zmuszeni byli wynająć sobie pokój w karczmie. Sztucznego tłumu nikt nie robił. Niektórzy kawalerowie zanosili się łzami, że przepiękna Królowa Śniegu, która zawsze była tymi za wysokimi progami, oddawana jest innemu i już nie będą mieli szansy na zbliżenie się do niej. Oprócz nich radowali się chyba wszyscy. Chyba, bo przecież informacja o tym, że przyszłym mężem Koseki jest Jugo nie pozostawała też bez oddźwięku i było sporo takich, co patrzyło krzywo, kręciło nosem. Nikt nie protestował, bo z drugiej strony - panienka Mori nie była tak czystej krwi, by aż tak się o to martwić. Zwłaszcza, że pan młody nie był przypadkowym wieśniakiem zgarniętym z ulicy. Bo Asaka zgarnęła go z karczmy. Goście zaczęli się zjeżdżać już trzy dni przed samym ślubem, które para miała spędzić razem nocą i za dnia w towarzystwie rodziny, na wspólnym ucztowaniu. Dopiero trzeciego dnia rozpocząć miała się właściwa, króciutka, ceremonia.
Shikarui ubrany był w proste, czarne kimono, na które zarzucone miał haori tego samego koloru z rodowym herbem wyszytym na plecach i hakame w białe prążki. Stanowił idealne przeciwieństwo odzianej w biel Asaki. Wszyscy powoli zbierali się przed samą świątynią, w której miał zostać poprowadzony obrzęd. Powoli wchodzono do środka. Tak jak prawdziwi partnerzy, których połączyły bóstwa w swej łaskawości, mieli stanąć przed ołtarzem i bóstwami, które za pomocą kapłana ich połączą, razem. Sanada spoglądał po gościach, ale nie widział tam znajomych twarzy - ni Chise, ni Inoshi. Ni Akiego. Obecności tego ostatniego wypatrywał najbardziej. Wciąż był mu przecież najdroższym przyjacielem. Sporo razem przeszli. Jeszcze więcej było do przeżycia - lecz to... to już osobno. W końcu jego wzrok wrócił do Asaki. Wyglądała cudownie w tym stroju, chociaż wiedział bardzo dobrze, że nie był on ani wygodny, ani poręczny. Ba! W końcu nawet mówił jej, że jak dla niego, może przyjść w jednym kimonie, przecież co za różnica. Nie żeby nie tłumaczono mu wszystkich dokładnych obrzędów grubo przed ślubem, by nie została popełniona żadna gafa. Wysunął w jej kierunku dłoń, by ją ująć i uśmiechnąć się do niej. Jego czarne włosy spływały aksamitem na klatkę piersiową i plecy, zdecydowanie nie tak długie, jak włosy Asaki.
- Nie denerwuj się. - Jej nerwy były wręcz urocze. W końcu to był naprawdę bardzo ważny dzień.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Obrazek
Przy pierwszym toaście człowiek pije sake, przy drugim – sake pije sake, przy trzecim – sake pije człowieka.
Przyjemny, ciepły letni wietrzyk owiał twarz Asaki, gdy czekali na rozpoczęcie właściwej ceremonii. Ostatnie dni były absolutnie szalone, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, nawet dla kogoś takiego jak ona – dla pierworodnej córki swego ojca, dla bękarta ze skażoną krwią. Jakaż szkoda, że ten bękart odziedziczył jeden z najcenniejszych darów: gen Kosekich, przez których nie można było się jej wyprzeć, i który teoretycznie stawiał ją nieco wyżej niż byle bękarta. Więc choć męża nie było jej znaleźć łatwo – wręcz uważano to za niemożliwe i szybko dano sobie spokój, zestawiając to z charakterkiem dziewczyny, to gdy już znalazł się chętny (i to jak, sam się wplątał w te sidła, z pełną świadomością tego, co robi) – nie zamierzano szczędzić pieniędzy czy wyprawiać jakiegoś smętnego wesela. Wszystko miało być tak jak należy.
Dlatego też Asaka stała tutaj, ze swoimi lśniącymi srebrem białymi włosami upiętymi w kok, z licznymi dodatkami weń wpiętymi, skryty pod czepcem, który jej osobiście wydawał się absurdalnie głupi, ale tradycja to tradycja. Klęła też pod nosem i w myślach na kilka warstw kimon, siłą rzeczy mocno ją grzejących, które musiała na siebie włożyć – pierwsze, to wewnętrzne, było oczywiście białe i odrobinę przebijało się spod kolejnych, dużo bardziej kolorowych kimon. Śmierć dla rodziny – tak, ale był to też bardzo radosny dzień. I dlatego też czerwień była obecna. Chociażby przy oczach, jak wymalowała ją matka. Macocha właściwie. Jedyny kolorowy akcent na już i tak bladej twarzy. Denerwowała się, a jakże. Z każdym dniem coraz bardziej – głównie, żeby czegoś nie palnąć, albo nie zepsuć. Albo nie wyłożyć się po drodze na schodach, a czuła, że jej własne ciało mogłoby zechcieć wykręcić jej wtedy figla. Jej rodzinie mogło się nie podobać wiele rzeczy, jak chociażby sprawa z domem, ale przynajmniej Shikaruia zaakceptowali praktycznie od razu. Nawet jeśli to Jugo pracujący dla Uchicha. Nawet jeśli miał praktycznie nieużytkowany przez siebie dom w znielubionym przez Asakę Sogen. Mało ją obchodziło, co pomyślą ludzie. Myśleli już nad wyraz dużo przez całe jej życie, a jedna myśl więcej nie robiła jej już żadnej różnicy. W końcu żyła w zgodzie ze sobą; godnie. Nawet jeśli nadal chciała pozostać wierna rodowi i rodzinie, która ją wychowała, choć miała dzisiaj porzucić swoje dotychczasowe nazwisko. Nazwiska właściwe, bo miała ich aż dwa. Dzisiaj miała przyjąć trzecie. Do trzech razy sztuka, prawda?
Była zdenerwowana. Wielka chwila, wielki dzień – choć dla mieszkańców Karmazynowych Szczytów nie było to chyba aż tak wielkie jak dla pozostałych krain. Tutaj zawieranie małżeństw było czymś absolutnie normalnym – a w większości nikogo nie obchodziło, czy narzeczeni przypadną sobie do gustu czy nie. Chodziło o biznes. I Asaka w takim klimacie był wychowana. Ale to nie była tylko formalność – przynajmniej nie dla niej. Nie wychodziła za mąż z przymusu, ani z nikim, kogo by nie chciała. Było dokładnie odwrotnie, niż w większości daishyńskich rodzin. Była zdenerwowana, a jednak widziała, jak Shikarui zerkał po powoli zbierających się gościach. Wiedziała na kogo czeka – na kogoś „od siebie”. Nie mogła mu się dziwić, więc się nie dziwiła.
- A ty się nie martw. Może się jeszcze pojawią. Nie wszyscy mieszkają w Daishi i mają tak blisko – piła do tych osób ważnych dla Shikiego – bo oni nie pochodzili stąd. Każdy jeden. Inoshi z Soso, Chise i Aka z Sogen – to był kawał drogi do pokonania. I choć wysłali zaproszenia specjalnie dużo wcześniej, to musieli się liczyć z tym, że taka podróż nie należy ani do najłatwiejszych, ani do najszybszych.
Ona miała tutaj łatwiej. Wszystkie bliskie jej osoby pochodziły stąd. Może nie z Seiyamy, ale nawet z drugiego końca Daishi było dużo szybciej.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Rozwiany włos był jak rozwiane myśli na tym wietrze. Przesuwały się pieszczotą po ciele, były odświeżające, pozwalały czuć cały wszechświat w sposób, w którym nie ciążył na ramionach. Podobało mu się to. Każdy kosmyk, którego teraz właściwie nie widział, bo były tak elegancko upięte, takie zadbane i wymuskane, każda myśl, której nie dostrzegał, a które były zamalowane czerwonym makijażem, który idealnie wręcz podkreślał porcelanową urodę dziewczyny, z którą chciał związać swoje życie. Nic się przecież nie zmieniało - a jednak było miłe. Nadawało sensu i znaczenia. W całym rytuale, przez który przeszli i w którym zdecydowali się być razem, słowa tych, którzy szeptali za plecami, rzeczywiście traciły jakikolwiek czar. I jak tu mówić, że znali się ledwo rok? Albo nie - już ponad rok? Jak wszystkie okresy czasu, tak i ten rozpływał się w pojęciu czarnowłosego, który wysunął teraz dłoń do swojej lubej, by przesunąć wierzchnią stroną ugiętego palca po szczęce swojej lubej - w pieszczocie, rzecz jasna. Mogli znać się latami, tak to wyglądało. Mogli znać się ledwo tydzień - tak się to właśnie odczuwało. Czas był mignięciem. Niestałą, dla każdego człowieka odrębnie postrzegalną zasadą, co mimo zasad uginała się jak plastelina. Nie to, że nie potrafił teraz przestać się uśmiechać, ale chciał się uśmiechać. Dla niej, do niej, do tego dnia i do bóstw, pod których świątynią stali. Tak wiele mocy rządziło tym światem, że nie sposób było nie wierzyć w siły wyższe, które czuwały nad głowami nas wszystkich i czasem sterowały naszym życiem, pilnowały zmian i poprawiały scenariusze w przeznaczeniu, którego przecież nie dało się zmienić. Jak bardzo Asaka go ukoiła i ile wprowadziła stabilności do jego życia, wiedział on sam najlepiej. Ale chciał się tym z nią dzielić. By wiedziała. Żeby na każdym kroku potrafiła być doceniona. Nawet jeśli złośliwości i psoty potrafiły pomiędzy nimi bardzo gładko pływać.
- Nie martwię się. - Nie było to kłamstwo, w żadnym wypadku. To, czy się pojawią, czy nie, nie wpływało na wspaniałość tego dnia, choć... byłoby na pewno miło, gdyby się pojawili. Więc tkwił w tym ten uczuć, który prowadził do oczekiwania i nadziei, że jednak się tutaj pojawią. Lada chwila, lada moment... Pochylił się, żeby ucałować czoło swojej branki, ujmując jej twarz w obie dłonie. - To ciebie biorę za żonę, nie ich. - Wykrzywił usta w nieco paskudniejszym uśmieszku, zadufanym, ktoś by go nazwał. Odsunął się tak, by stanąć nieco obok niej i zapraszającym gestem wskazać ławeczkę, która stała na dróżce prowadzącej w głąb ogrodów, naokoło świątyni. Tam lekko na uboczu, by przechodzący goście ciągle nie zaczepiali, ciągle nie gratulowali. Ciągle nie. Cokolwiek chcieliby robić. Jej zdenerwowanie się towarzyszyło im już od jakiegoś czasu, Asaka naprawdę mocno to wszystko przeżywała, a on nie bardzo potrafił ją uspokoić. Chyba uspokoi się dopiero wtedy, gdy będzie już po ceremonii. Na szczęście ta nie trwała dłużej niż pół godziny. Potem tylko cały dzień uczt, tańców i wieczór pełen wina. Tylko - i aż - tyle do przeżycia dnia dzisiejszego. Shikarui, chociaż posiadał nieskończone pokłady cierpliwości, również nie znosił w najlepszym stopniu tego, co się działo w ostatnich dniach. Zdecydowanie za dużo rozmów, za dużo towarzystwa i za dużo udawania kogoś, kim się nie było. Bo ta twarz, którą pokazywał przed rodzicami Asaki i jej rodziną, nie należała do niego. Tego grzecznego, elokwentnego chłopczyka. Nie była nawet jego prawdziwą twarzą ta, którą pokazywał Toshiro. Bo pokazywał ją wszystkim, na kim Asace zależało i z kim Shikarui nie chciał wchodzić w jakiekolwiek zatargi. Więc prezentował się dobrze, zamiast być leniwym gburem. Nie to, że to był kompletny fałsz i nie zgadzało się to z nim samym. Shiki gładko się po prostu dopasowywał i nie przeszkadzało mu to. Przeszkadzał mu natłok towarzystwa w zbyt wielkiej ilości. Nawet jeśli lubił obserwować ludzi, to wchodzenie z taką ilością w bezpośrednie interakcje przez tyle dni było zwyczajnie wyczerpujące.
- Ciągle się zastanawiam co powinienem zrobić z moją służbą Uchiha. Lider Koseki może nie zechce zezwolić mi na budowę tutaj domu i osiedlenie się. Mimo wszystko pracuję dla innej frakcji. Z drugiej strony ciężko mi odwrócić się plecami od Kasumi. Przywiązałem się do niej. Zbyt wiele jej zawdzięczam. A wszyscy tutaj przejmują się tym, że mój dom jest tak daleko.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Teoretycznie nie zmieniało się nic. W praktyce – zmieniało się wszystko. Gdy już zwiąże się z kimś nie tylko los, ale i całe życie, trudniej było to zmienić. Trudniej było to zakończyć. Trudniej było zerwać pewne nici oplecione wokół dłoni. Gdy już założyło się z kimś rodzinę – nawet dwuosobową – pewne rzeczy wyglądały inaczej, czyż nie? Była pewność, że ma się do kogo wracać. A przynajmniej powinna ta pewność być. Przed niektórymi sprawami nie było odwrotu. Choćby się chciało. Ale czy oni chcieli? Chyba nie, skoro byli tutaj oboje i uśmiechali się do siebie, choć nerwy gdzieś tam kręciły się po żyłach jak małe węże. Ale nie te jadowite. Bardziej po prostu łaskotały. Tak jak łaskotał wiatr ślizgający się po twarzy, lekko targający poły ubrań. Tak jak łaskotał palec Shikaruia, który przesunął się lekko i leniwie po linii szczęki złotookiej. Nie mogły minąć lata, bo nie minął nawet pełny rok. Poznali się u schyłku zeszłego lata, a tutaj, dzisiaj, mieli pierwszy dzień kolejnego. Przynajmniej Asaka to pamiętała; pielęgnowała w sobie to wspomnienie, jak i wiele innych, które przewinęły się po drodze. Choć rzeczywiście było to jak jedno mgnienie. Za krótko. Na szczęście, przynajmniej w teorii, mieli przed sobą jeszcze całe mnóstwo takich mgnień. Wierzyła w to. I miała nadzieję.
Było ciepło. Za ciepło. A miało być jeszcze cieplej, gdy już przypieczętują swój związek przed kapłanem i przy rozgrzewającej sake. Uśmiechnęła się lekko – mówił, że się nie martwił, ale jednak wiedziała i widziała, że wyczekuje kogoś. Kogokolwiek, kto będzie tutaj z jego strony. A nie tylko spora rodzina Asaki i jej znajomi. Ci znajomi może i stali się już też znajomymi Shikiego, ale jednak… Przyszli tu dla nich, ale głównie dla niej, nie było się co oszukiwać.
- Jeszcze by tego brakowało – spróbowała zażartować, by nieco rozluźnić atmosferę (przynajmniej tą gęstą w jej głowie, a nie tutaj pomiędzy nimi), ale niespecjalnie jej to wyszło.
To fakt, ją brał za żonę, nikogo innego, to ona tutaj była najważniejsza – tak jak dla niej on. Bez tych dwóch osób cała ta ceremonia zwyczajnie by się nie odbyła. A jednak chciało się mieć świadków; nie tylko w bogach, przed którymi splatali swoje życia.
Asaka z ulgą przyjęła zaproszenie do zajęcia ławeczki, przynajmniej do czasu rozpoczęcia całej ceremonii. Ona też miała już dość ludzi, dość towarzystwa. Nigdy nie lubiła obracać się wśród ludzi i dlatego też, do czasu poznania Shikaruia, zwykle podróżowała i wykonywała robotę sama. Ale jedna osoba to jeszcze nie tłok. Nawet dwie to wciąż nie był tłum. I inaczej, gdy spędzasz czas z kimś tobie bliskim, kogo lubisz, kochasz (choć to słowo nigdy nie padło z żadnej strony), a inaczej, gdy wciąż przewijają się mniej bądź bardziej obce twarze, którym nawet nie masz za wiele do powiedzenia. Ci wszyscy ludzie, dalsza rodzina, przygotowania – wszystko to zdążyło już wyprać Asakę z energii, ale należało po prostu zacisnąć zęby i przez to wszystko przebrnąć. A po tym wszystkim należały się długie wakacje w dziczy, z dala od ludzi.
- Przejmują się i to normalne. I będą się przejmować. Pomyślałeś wcześniej co będzie, jeżeli nasi liderowie rozkażą nam walczyć przeciwko sobie? Nie mam na myśli ciebie czy mnie, ale Kosekich i Uchiha. Awansowali mnie, jeżeli się sprzeciwię, mogę ponieść tego bardzo nieprzyjemne konsekwencje. Nie pozwolą mi też tak po prostu odejść. Twoja liderka też może nie być zadowolona z tego, jak to wygląda. Mi też może nie pozwolić pomieszkiwać w Sogen. Zresztą wiesz co uważam o tej prowincji – Asaka nie była zła, mówiła to całkowicie spokojnie. Miała mnóstwo czasu, by to wszystko przemyśleć, a i tak zgodziła się na ten ślub. Zdziwiona była jednak, że Shikarui wspomniał o tym wszystkim dopiero teraz, po tych wszystkich kłótniach z jej rodziną o miejsce ich zamieszkania.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Osoba, która żyła z dnia na dzień, miała teraz plany. Ba! Z minuty na minutę. Myślała o tym, jakie kroki w swoim życiu poczynić, co zmienić. Już nie było postawienia kroku, który kończył się na ich tysiącu, gdzieś po drugiej stronie świata. Teraz były plany. By skierować się tam a tam, zrobić to a to. Zdecydować się na coś i decydować się na to z pełnią świadomości, że każdy z tych kroków może mieć skutki, które nie koniecznie się spodobają. Dlatego o te kroki trzeba dbać. Nie myśląc nawet o tym, co inni powiedzą i nie przejmować się opinią reszty. W teorii to małżeństwo nie zmieniało niczego, w praktyce - naprawdę wiele. I była pełnia prawdy w tych słowach. Przyświecała ciemnej nocy i tworzyła z niej tą, w której łatwo się było poruszać przez jasność, jaka panowała wokół. Zmieniała ciemność na jasność. Shikarui zastanawiał się od dłuższego czasu, co zrobić z swoim życiem w ten dorosły sposób. Sęk w tym, że nie czuł się tak, jakby można go było spętać i przywiązać do jakiegokolwiek miejsca. Rozważał przeniesienie się na służbę do Kosekich, ale nie chciał służyć i skłaniać głowy przed ich liderem. Myślał o powrocie do Cesarstwa, by poznać Ranmaru i być może tam zapuścić swoje korzenie. Być może ktoś znał tam Kansho-in Ranmaru i przyjąłby go z otwartymi ramionami. Może miał tam swoją rodzinę - taką najprawdziwszą, pamiętał o wyrzutku, który odłączył się od stada, ponieważ nie potrafił władać kekkei genkai i z tego powodu został wykluczony. Lecz to było tak daleko od Asaki. Rozważał nawet, całkiem poważnie, dołączenie z powrotem do Jugo, z którymi miał już przecież do czynienia, ale czy potrafiłby służyć temu szczepowi? Odpowiadał sobie: tak, oczywiście, że tak - kiedy jeszcze Saki żyła i dostrzegał w tamtym miejscu więcej blasku. Teraz ten blask zagasnął. Tylko że powrót do Sogen nie wchodził w grę. Bo nawet jeśli tam wróci, to nie zostanie. Jedynym wyjściem było trwanie jako Wyrzutek i stworzenie dla siebie miejsca na tym świecie, w którym nikt nie będzie sobie rościł o to pretensji. Gdzieś... gdzieś nad jeziorem w górach Daishi na przykład. Gdzie on mógłby trwać na uboczu, a Asaka miałaby nadal blisko do swojej rodziny. Z jakiegoś powodu jednak ta opcja też mu nie pasowała. Nie to, żeby ten temat go niesamowicie dręczył czy kuł, po prostu się nad tym zastanawiał. Co by było w sytuacji, w której wywiązałaby się wojna? Aż tak nad tym nie dumał, ale to wcale nie było takie abstrakcyjne. Ostatnio bardzo wiele niepokoju kisiło się wszędzie.
- Nie chcę cię ciągnąć do Sogen. - W końcu nie o to z tym chodziło. Jednak dobrze było tutaj rozpatrzyć wszystkie możliwości. - Na razie zajmę się budowaniem domu. Kiedy wrócimy do Sogen zrzeknę się służby. - Wydawało mu się to najbardziej sensowne na ten moment. Z decyzjami tego typu mu się nie śpieszyło, zwłaszcza, że było nadal wiele rzeczy, które na zmianę mogły wpłynąć. Świat się teraz mógł zmienić w każdej chwili. - Tutaj jest twój dom i nie chcę cię z niego zabierać. - Uśmiechnął się do niej, siadając tuż obok. - Gorąco. - To nie było pytanie, ale też nie było to stwierdzenie względem samego siebie. Wiedział, że kimono Asaki to naprawdę wiele warstw. Dobrze, że Karmazynowe Szczyty nie należały do najgorętszych, a tutaj nic nie krępowało chłodnego wiatru prosto z gór. Sięgnął do jej kimona, by nieco rozluźnić materiał pod samą szyją, przynajmniej na tych kilka chwil siedzenia tutaj.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Prędzej czy później w życiu chyba każdego następował taki moment, w którym należało się zatrzymać i oddać zadumie – nad sobą, nad życiem, nad jego celem. Człowiek bez celu mógł się po prostu położyć w miejscu, w którym stał – i już tak zostać do końca swojego życia. Czy Shikarui miał być takim człowiekiem? Nie. Asaka go takim nie widziała. I chyba w gruncie rzeczy on sam się takim nie widział. Ten kwiat miał dopiero urosnąć, a pąk miał wypuścić kwiaty – tak jak robił to teraz; gąsieniczka miała zamienić się w larwę, z której wyrośnie piękny motyl, który teraz rozpościerał swoje barwne skrzydełka. Barwne – to znaczy miałam na myśli czarne, jak czarne i proste było kimono, w które odziany był fioletowooki. Barwna była tutaj Asaka. Ale ona swój cel już miała. Teraz po prostu pomagała Shikiemu spojrzeć w odpowiednim kierunku, by i on go dostrzegł. I chyba jej się udało.
To wszystko były kwestie, nad którymi prędzej czy później trzeba było się pokłonić. Co jeśli…? Nie tak dawno temu skończyła się wojna w Karmazynowych Szczytach. Doszły ich też słuchy o przewrocie na Pustyni. Walki były więc bliższe, niż mogły się wydawać na początku. Nie tylko takie „przypadkowe” podczas misji, ale takie bardziej… pewne. Kto wie gdzie następnym razem podzieje się coś złego? Co, jeśli ta dwójka będzie musiała stanąć po dwóch stronach barykady? Asaka nie była już Doko, którego poczynania były zdecydowaniej bardziej luźne. Jako Akoraito miała swoje zobowiązania. Lider zresztą wyraźnie jej nakazał, by informowała go, gdy będzie dokądś wyruszać. Nieposłuszeństwo nie wchodziło w drogę; nie w stosunku do rodu, który ją wychował, ukształtował, nauczył wszystkiego, co umiała, co wynosiła teraz z domu, by przekazać to dalej. Była wdzięczna Kosekim, swej rodzinie, swojemu ojcu, a także liderowi klanu, że ją przyjęli i traktowali jak kogoś, kto był tutaj od początku. Czy miała się odpłacić zdradą? Nigdy. Wiedziała doskonale gdzie jest jej miejsce w rodzie i gdzie jest jej miejsce na świecie – u boku jej przyszłego męża, mężczyzny, który przycupnął wraz z nią na ławce, i czekał na tę chwilę, w której kapłan ogłosi, że są już gotowi i mogą zaczynać ceremonię.
- A ja nie chciałabym, byś robił coś wbrew sobie – nie chciała, by robił coś na siłę. Ona wiedziała, że będzie przy nim. Tyle, że jej serce byłoby sto razy spokojniejsze, gdyby to wszystko nie było takie niepewne. Gdyby nie było możliwości, że będą rozdzieleni. Bo ona tutaj, a on w Cesarstwie? Pft, absolutnie nie. Nie miała zamiaru puszczać go tam samemu, a później widzieć przez miesiąc w ciągu roku: bo ona tu, a on… gdzieś tam, wiodący swoje wspólne życie osobno. Przeznaczenia nie można było zmienić, w to wierzyła, ale szczęściu trzeba było pomóc. - Tak czy siak będę obok – o tym mogła go zapewnić.
- Taaa… Jeszcze trochę i się w tym wszystkim ugotuję – kto to wszystko wymyślił?! – aż cisnęło się na usta, ale nie powiedziała tego na głos. Tradycja to tradycja, ale fakt był taki, że ilość warstw ubrania, jakie miała na sobie, zupełnie nie pomagała. Byli w górach, to prawda, jednak lato w Diashi potrafiło byś tak samo upierdliwe, jak zima. I mimo wszystko było ciepło. Tu ogólnie rzadko kiedy padało przez wiosnę i lato, a jeśli już – to bardzo gwałtownie. Na dzisiaj jednak nie zapowiadało się, by miała być jakaś burza. Niebo było krystalicznie czyste. - Będziesz mieć skwarkę za żonę.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Należało dorosnąć. Otrząsnąć się ze złudzeń całkowitej niezależności i tego, że świat nigdy niczego nie będzie od nas chciał i żądał, a my nigdy nie będziemy zależni od jego zmian i wpływów, które próbował wcisnąć w nasze ręce. Nie istniały utopie, w których można się było całkowicie schronić, a skoro takowych nie było, trzeba było postarać się stworzyć własną. Taką, w której wygoda będzie przeważać ponad minusy zakotwiczenia się na właśnie takiej ziemi, w takim właśnie punkcie. Przynależność, w gruncie rzeczy, o niczym tutaj nie świadczyła, bo Shikarui nie stanąłby w walce przeciwko liderce Uchiha i to, czy nosił jej barwy i był oficjalnie jej najemnikiem, czy też nie, nie zmieniał wiele. Tak samo jak nie stanąłby w walce przeciwko Asace. Tutaj nie było sytuacji, w której można było wygrać, a decyzja zależała od zbyt wielu czynników. Należałaby tylko i wyłącznie do niego, bo wiedział, że dla białowłosej odpowiedź była jasna jak słońce, ona już do swojej ziemi dojrzała. Tak, właśnie - piękny, kolorowy motyl o skrzydłach biały jak śnieg i korona Królowej Zimy, o czerwonych wstęgach przecinających delikatną strukturę i pięknych zdobieniach przyciągających wzrok. Tymczasem jego interes umierał po obu stronach. Największe inwestycje położone były na ramionach właśnie tej kobiety, która teraz gotowała się pod dwunastoma kimonami, a Uchiha byli znienawidzeni przez Jugo, potępieni przez Hana. Wyliczając i tworząc selekcję zysków i strat, bez względów na przywiązanie, honor i sympatie, najbardziej opłacało mu się zostać właśnie tutaj. Nie u Uchih, nie u Jugo. Tu, walcząc z Asaką o tę ziemię, którą kochała i którą pragnęła pielęgnować. Przecież tutaj też od samego początku planował wybudować swój dom. To była kwintesencja zawieszenia nad tym swojej głowy. Pochylenia się, jak nadobna dziewica pochyla się nad sadzawką, by zbadać własne rumieńce od piekących nowin, które doczytała w porannej gazecie. Jego własny pokłon. Proces przeistaczania się i dorastania, który on sam dostrzegał i który nie był mu straszny. Im szerzej rozwinie swoje skrzydła, tym razem dalej zdołają dolecieć. I wtedy będą mieć tysiące tych ulotnych chwil, do których oboje wzdychali. Ile tylko zapragną, bo wszystkie kłody i dziury na drodze przestaną być straszne, kiedy nauczą się latać. Kiedy on nauczy się latać. Asaka przecież już to potrafiła. Z pokorą przyjmował kolejne lekcje, a uczniem był pojętym i potrafił błyskawicznie brać poprawki na wszystko, co się dookoła niego działo. I na wiedzę, która była mu przekazywana.
- To nie takie proste. - Powiedział to z uśmiechem, takim dość rozbawionym, traktując zdanie, jakie wypowiedział, nie do końca serio. Owszem, było proste, a Asaka znała go na tyle, by wiedzieć, że zawsze kalkulował i jego decyzje rzadko miały coś wspólnego z emocjami. Poza chwilami takimi jak ta, w której ruszył za Asaką na pole bitwy, byle tylko być z nią. Ale czy na pewno? To też była kalkulacja. W tamtym - i w tym - momencie, była dla niego najważniejsza. Jego skarb, a o skarby trzeba dbać. Chciał z nią przebywać i chciał się o nią troszczyć, więc kalkulacja była prosta. I wniosek był prosty - to uczucia kierowały jedno za drugim. Obie opcje nie koniecznie musiały się wykluczać. Z tego samego powodu ruszył za nią na tamtych bandytów i dlatego zabił tamtego Hyuge, zamiast sprzedać tamtą kobietę... jak ona miała na imię? Zdążył zapomnieć. Za to Teirena, choć go nie lubił, zapamiętał doskonale. Nadal ostrzył na niego swoje ostre pazury.
- Ja też będę obok. Więc nie uda się zrobić czegoś wbrew sobie. - Wywnioskował iście banalną, ale żelazną, logiką. Tak długo, jak długo im się układało i nie mieli siebie dość, a nie mieli, tak długo nie było powodu, żeby zmieniać górną przyczynę podejmowanych decyzji. Czyli tą, w której chcieli być po prostu razem. - Schowam cię wtedy do kieszeni. Ta sytuacja też ma plusy. - Puknął ją palcem w nos ze złośliwym uśmieszkiem, pochylając się, by móc spojrzeć na nią z dołu. - Wyglądasz przepięknie. Bardzo, bardzo ładnie.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Oczywiście, że należało dorosnąć. A Shikarui już od dawna dzieckiem nie był, więc tym bardziej należało zrzucić płaszcz z piórek dzieciństwa i spojrzeć na świat bez tego ciężaru na ramionach. Ktoś zapytałby: ciężaru? Pióra są przecież lekkie. Są – pozornie; i pozornie pozwalają latać. Jednak bez oleju w głowie człowiek wzbija się za wysoko, a słońce topi wosk, którym przytwierdzone są pióra do płaszcza. Prędzej czy później spada się na ziemię, tak jak spadł Ikar, a nie każdy przeżywa taki upadek. Należało się więc wyzbyć tego dziecięcego myślenia, a płaszcz nałożyć bardziej trwały i praktyczny, niż uszyty z nici mrzonki.
Skrzydła należało rozwijać ostrożnie i z głową, by móc polecieć na nich daleko, a nie spaść za chwilę w jakąś bezkresną toń. Rzeczywiście latać należało się nauczyć.
Ale to, co zajmowało głowę Shikaruia, to nad czym on sam musiał się pochylić zastanowić i coś wybrać, należało tylko do niego. Asaka nie chciała podejmować decyzji, jego decyzji, czy coś na nim wymuszać. Niby mogłaby, ale tak jak nie chciała, by ktoś myślał za nią, czy mówił jej co ma robić (chyba, że to był lider Kosekich, Dobry Wujaszek Niedźwiedź, jak nazywała go czasami w myślach – ale takie były uroki bycia kunoichi), tak nie chciała tego samego robić Sanadzie. Och, on też mógłby jej coś powiedzieć, zwłaszcza za jakiś czas, gdy już formalnie będą mężem i żoną, ale zakładała, że niewiele się zmieni pod tym względem i będzie tak jak dotychczas – że będą decyzje podejmować wspólnie, a nie za siebie. Ona sama nie kalkulowała tak bardzo jak czarnowłosy; emocje często brały górę i poddawała im się, miast zatrzymać się i przekalkulować wszystko na chłodno. W ogóle powinna więcej rzeczy robić na chłodno, całkiem gorąca z niej była głowa. Ognisty charakterek.
- Myślę, że wręcz bardzo proste – owszem, zawsze kalkulował. Czy chodziło o obiecane wynagrodzenie za wykonaną misję (kalkulowane co do ryo), czy o zastanowienie się, do której karczmy pójść coś zjeść, czy w której gospodzie zostać na noc. Albo którą drogę wybrać. Zawsze to była kalkulacja. Choć wiedziała też, że niektóre decyzje faktycznie podejmował pod wpływem emocji.
Czy nie tak było z tymi oświadczynami? W sumie to nigdy nie zapytała – czy wszystko sobie przekalkulował, czy może jednak to przyszło samo, tak o. I w gruncie rzeczy… Czy miało to większe znaczenie? Miałoby, gdyby wżenienie się do jej rodziny przynosiłoby mu jakieś materialne korzyści. Ale chyba nie przynosiło. Może oprócz tego wspaniałego łuku, który wykonał dla niego jeden z jej wujów – ale chyba nie spodziewał się, że z okazji ślubu otrzyma na niego tak ogromną zniżkę. Więc… Nie było to takie ważne, bo oboje teraz tutaj siedzieli, niosąc na barkach konsekwencje tamtej decyzji.
- Masz za małe kieszenie – odparła po prostu, a gdy Shikarui zrobił tutaj mały gimnastyczny pokaz, gdy schylił się, by móc na nią spojrzeć tak, by ten głupi turbano-czepiec niczego nie zasłaniał, to zrobiła do niego minę. Taką krzywą, jaką miała w swoim zwyczaju, nie przystająca damie i pannie młodej. Makijaż nie był w stanie tego przykryć i z niej wyplenić; mogła wyglądać jak piękna panna z dobrego domu, ale wsi z siebie nie była w stanie wyrzucić. No i skrzywiła się też, bo pstryknął ją w nos, bezczelnik jeden. Warstwa pudru zdołała jednak zrobić jedno: skryć jej lekko zarumienione policzki, które nabrały koloru, gdy usłyszała komplement. - Ja… Dziękuję.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Jak dotąd latał bez skrzydeł. Nie wyrosły, nie ewoluował, więc musiał jakoś unosić się ponad codziennością. Ta była za ciężka, żeby stąpać po niej bosymi stopami. Kiedy spoglądał na samego siebie w odbiciu wody, w lustrze, ciągle pamiętał samego siebie, kiedy był tylko skórą naciągniętą na kościach. W podartych szmatach, których nie dało się nawet nazwać ciuchami, w butach, od których odchodziły podeszwy, a w nich były takie dziury, że ich bycie czy nie bycie przestawało robić jakiekolwiek wrażenie. Wtedy te włosy nie były aksamitne. Były rzadkimi kłakami, które ściął po ucieczce z domu. Dopiero teraz chodzenie między ludźmi i stawanie na ich poziomie przestało być taką niesamowitością. Opadanie w dół przestało być problemem, tak chodzenie wytyczonymi drogami stało się opłacalne i całkiem naturalne. Tylko, no właśnie, tego nie można było nazwać "lataniem". To było "unoszenie się". Lewitowanie ponad tym wszystkim, dla czystych pozorów, skoro wszystko obserwowane było z dołu. Widział ludzi jako istoty wyższe, chociaż nazywał ich po równi robakami i nienawidził po równi tak samo. Nienawiść rodziła się w punkcie, w których się ich bał. U Asaki to wyglądało inaczej. Ona zawsze parła do przodu, zadzierała podbródek mimo ran, jakie samej sobie przysparzała, kiedy wymierzała raz za razem tym, którzy podważali jej autentyczność, jej miejsce w tym świecie. Wszystko przez ten jej ognisty charakterek. Oj tak, była ogniem, jasnym i wyraźnym, pewnym siebie i stałym, chociaż nie potrafiła władać tym żywiołem i nawet najmniejszy ognik nie chciał się jej słuchać. Ha! Trzeba więc zobaczyć, jak się wścieka, jak kurczą się płomienie świec, jak przygasają pochodnie! Raz tylko się wściekła na czarnowłosego i to na samym początku ich znajomości. Nawet nie dało się tego nazwać furią, więc... co to właściwie było? Nieporozumienie. Całkiem ładne słowo. Taki encyklopedyczny przykład, jak jedno słówko potrafi wszystko wyjaśnić. Wtedy jeszcze on sam był zagubiony, zapętlony w tym procesie lewitacji, w której nie potrafił stanąć na ziemi, bo nie znajdował się tam on, a skoro jego tam nie było... nie było go wcale. Nieważkość kosztowała sporo, ale jemu samemu nie było z tym źle. Nie było mu też źle z tym teraz. Jakaś infantylna część jego osobowości nadal prześwitywała pomimo wieku, w którym ludzie już, co poniektórzy, byli zmuszeni dźwigać na barkach odpowiedzialność za cały klan, całą prowincję. Nadal z fascynacją badał wszelkie gry, nadal je uwielbiał, wciąż potrafił robić zabawę z najbardziej dziwnych rzeczy, czy to miała być gra słowna, czy wyciąganie patyczków z całego stosu tak, żeby ten się nie rozsypał, albo układanie wieżyczki z kamyczków, które najpierw trzeba było znaleźć, dobrać odpowiednie, żeby były płaskie. Nie było się czego wstydzić.
- Rozkażę je powiększyć. - Przecież to takie proste! Wystarczy odwiedzić krawca i poprosić, żeby doszył kolejne, albo żeby pogłębił te, które już posiadał. Nie wyobrażał sobie co prawda ususzonej Asaki wpychanej do kieszeni, nie miał bujnej wyobraźni. Widział za to piękny, biały kwiat, który z pewnością by mu się do kieszeni zmieścił i który mógłby zabrać wszędzie, by pokazać mu cały świat. Nie musiałaby się wtedy o nic martwić i przejmować, że wybuchnie kolejna wojna, że znów jej rodzina będzie zagrożona. Takie skrzydła zawsze były fałszywe, ale właśnie one najbardziej pasowały do czarnowłosego. Czas pokaże, jakimi skrzydłami okażą się naprawdę.
- To ja dziękuję. Dla mnie tak pięknie wyglądasz. - Shikarui nie był zadufany, by wychodzić z założenia, że kiedy ktoś robił coś na jego korzyść - robił to dla niego. Ale znał Asakę. Wiedział, że dla samej siebie nie założyłaby czegoś takiego, nie męczyłaby się, no bo po co? Była kunoichi, a nie panienką na wybiegu, która, jak to porcelanowe laleczki, ma lśnić, błyszczeć i można było na nią dmuchać i chuchać. Ba, spróbowaliby tylko. Takie zachowanie by na pewno pannie młodej nie odpowiadało. On sobie na Asakę dmuchał, kiedy mógł i kiedy to dbanie o nią nie było jakimkolwiek wskazaniem na jej słabość. Tak i tutaj nie chodziło o zadufanie, tylko wiarę w tę osóbkę u jego boku.
- Wybierzemy się do Kyuzo po ślubie? - Najwyższy czas się stąd ruszyć. Docelowym punktem było znów Cesarstwo, Miwako chciała je zobaczyć, mieli ją zabrać... ale czemu by nie zahaczyć o inne miejsca przy okazji? - Nigdy tam nie byłem.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Asaka takim go nie pamiętała. Nie widziała go takim nawet oczami wyobraźni, która nie była tak kiepska, jak jego. Potrafiła sobie wyimaginować przeróżne rzeczy, łącznie z byciem zasuszoną skwarką, którą ktoś próbuje wcisnąć do swojej przymałej kieszonki spodni. Nie potrafiła go sobie takim wyobrazić, bo też nie wiedziała, że tak wyglądało jego życie po tym, jak rozprawił się ze swoją rodziną, wypełniając tym samym chore życzenie jego matki. Niewiele o tym rozmawiali, choć Asaka wiedziała dość sporo na ten temat – i nie potępiała go. W jej sercu nie było litości dla ojca Shikaruia, i tak, jak potrafiła być niesamowicie łagodna, jak dzisiaj, tak potrafiła smagać myślą, która zostawiała na ciele rany i blizny. Nie widziała go takim też dlatego, że nie chciała go sobie wyobrażać inaczej, niż widziały go i zapamiętały jej złote oczy. A ten płynny miód widział go najlepiej jak się dało. Sanada podobał jej się od początku, a z czasem to wszystko się tylko pogłębiło, miast opaść – czego się obawiała na początku, nie chcąc się poddać uczuciu, które zagnieździło się w jej sercu.
A jednak się temu poddała. Nie wiedziała nawet, w którym momencie się to stało – to było tak płynne, tak naturalne, że… Teraz byli tutaj. A Asaka chciała tego ślubu jak niczego innego na świecie – coś, czego by się nie spodziewała po sobie do czasu, w którym w ogóle ten pomysł, a raczej propozycja, wypłynęła.
Była nerwowa, bardzo nerwowa – choć nie było to aż tak widoczne na pierwszy rzut oka. A może było? W przypadku Asaki ogromną rolę grała gra pozorów. Wyglądała na osobę gotową spuścić każdemu wpierdol choćby za to, że słońce źle świeciło, czy wredny kamyczek wpadł jej do buta i wstała dzisiaj lewą nogą. Wyglądała tak, ale jednak tego nie robiła, odznaczając się całkiem sporą dozą cierpliwości do ludzi (może dlatego, że zwyczajnie ich ignorowała w większości i nie słuchała) i postawy odznaczającej się wywaleniem na świat – i to też było tylko pozorne, bo wystarczyło jedno źle dobrane słowo, jedno celne uderzenie w czuły punkt, i iskra zapalała knot ładunku wybuchowego. Shikarui odczuł to na swojej skórze raz – nieco ugaszone sporą ilością sake wypitej przez obie strony, ale poza tym widział na własne oczy, jak bardzo Asaka potrafi się zdenerwować, chociażby w przypadku nieszczęsnego Teirena. Shikarui, pomimo swojego dziedzictwa, był tym spokojniejszym z dwójki. Był chłodną wodą uspokajającą gorący ogień. Dziwne, prawda? Mnie dziwi.
- Powiększysz kieszenie? Będą wtedy szersze od ciebie i będziesz wyglądać jak jakiś… - Asaka zacięła szukać odpowiedniego słowa w czeluściach swojego umysłu - cyrkowiec – dokończyła i zmarszczyła czarne brwi, odznaczające się na jej twarzy – choć przecież biel włosów ukryta była pod równie białym czepcem.
- Choć raz bez spodni na męską modłę – parsknęła pod nosem; nie powiedziała nic, nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła, ale to rozumiało się samo przez się, że dla niego wyglądała tak ładnie. Gdyby nie on, to na pewno nie paradowałaby teraz w tylu kimonach, jak to na wesele panna młoda musiała, i na pewno nie byłaby tak ufryzowana, ani obwieszona biżuterią, ani umalowana… To wszystko była jego zasługa i tak – to było dla niego. W pewnym sensie.
- Możemy. To w końcu niedaleko – zapatrzyła się na chwilę na powoli zbierających się ludzi. - Ja tam byłam tylko po drodze jak szłam do Sogen te ile… półtorej roku temu już. Ponad – dodała, szybko licząc w głowie ile to czasu minęło.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Shikarui wyobrażał sobie Asakę w różnych sytuacjach i różnych momentach jej życia. Każda mu się podobała, chociaż nigdy nie zamierzał tego powiedzieć na głos. Nie ważne, w jakim wydaniu była Asaka - w każdym wyglądała tak samo dobrze, w każdym mógłby ją oglądać. Tylko... łatwiej było, kiedy nie wściekała się akurat na niego. Wściekli ludzie byli bardzo oporni w obejściu, a już zwłaszcza ci, którzy potrafili wybuchnąć bez żadnego ostrzeżenia. Bez odliczania, które dawałoby czas na reakcję. Potem trzeba przechodzić przez te wszystkie precedensy uspokojeń, przepraszania, wybaczania sobie - strata czasu i energii. Człowiek z natury chciał być szczęśliwy... no chyba że wkraczała jakaś patologia. Zdarzali się i tacy, co dążyli do destrukcji, świadomie czy nie. Niektórzy próbowali siebie samych oszukać (i świat wokół), że pragną pomocy, podczas gdy masochistycznie tonęli w swoim własnym gównie. Nie żeby on był całkowicie zdrowy. Na szczęście nie był też schorowany na tyle, żeby tak, jak każdy - nie dążyć do tej swojej własnej utopii. Budowali ją razem z Asaką i nie zamierzał tego zmieniać. Tylko, jak to mówią: nigdy nie mów nigdy. Chyba że nie przeszkadza ci to, że kiedyś możesz z tego powodu zostać kłamcą.
- Nie będą aż takie duże. To byłoby nieporęczne. - Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Nadążenie za tą malowaną scenką przyprawiało o prawdziwy zawrót głowy. Czarnowłosy ściągnął brwi i przymrużył oczy, przypatrując się dziewczynie w głębokim zastanowienia. W skupieniu, kiedy próbował ogarnąć te wizje mózgiem. Niemal można było go oskarżyć o to, że przedrzeźnia kobietę w jej mimice. Och, bo minki to potrafiła strzelać piękne, iście nie damskie! Przed momentem dała tego cudowny pokaz. Żeby czasem mu się nie wydawało, że podstawili mu tu jakąś obcą kobietę, ot co. - Co ty sobie wyobrażasz... to musi być strasznie dziwne. - Wiedział, że ona potrafiła sobie bezbłędnie powyobrażać najbardziej dziwaczne rzeczy, ta chyba należała do tych, o których wolał nie mieć większego pojęcia. W jego głosie i tak zabrzmiała odrobina rozbawienia, kiedy próbował gonić jej wizje.
- To normalne dla kunoichi. - Chodzić na tę "męską modłę". - Podobasz mi się taka. Lubię też, jak chodzisz po domu w kimonach. - Tych właśnie damskich, które nie były aż tak wygodne do walki, ale do prac codziennych nadawały się idealnie. - Swoją drogą czuję się nagi bez broni. Paskudne uczucie. - Nie tak znowu bez wszystkich, bo nadal miał na udzie kaburę, zakrytą przez kimono. Nie mógłby pójść całkowicie nieuzbrojony, dostałby paranoi. Już wystarczy, że brak reszty rzeczy drażnił go i drapał od środka poczuciem bezbronności.
- Po drodze? - Dopytał i dla pewności zaznaczył w powietrzu kreskę, taki łuk, by pokazać, że to tak w sumie średnio po drodze. W połowie się jednak zawahał, opuścił rękę i znów zastanowił. - Hm... Nie jest to wielkie nadrabianie drogi... Po co tam byłaś?
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Trudno było oczekiwać, że nigdy nie nastanie dzień, w którym Asaka zdenerwowałaby się na Shikaruia. Może dotychczas zaistniał tylko raz i przeszedł dość łagodnie (dużo powiedziane, bo wtedy chyba oboje przez chwilę zastanawiali się jak i kiedy się tutaj ulotnić, by nigdy już nie wrócić – na szczęście oboje poszli po rozum do głowy i choć sytuacja nie poszła w niepamięć, to zakończyła się przeprosinami z obu stron.
Białowłosa nie była zbyt łatwa w obsłudze nawet wtedy, gdy była spokojna. A może problem polegał na tym, że mało kto w ogóle wiedział jak odpowiednio się zachowywać, żeby uzyskać określone działanie ze strony kunoichi. Koseki z natury była raczej mało przewidywalna i skora do psot, robiła co jej się żywnie podobało. Mało kto nie miał problemu z obłaskawieniem Asaki. Shikarui nie miał; złotooka wielokrotnie zadawała sobie pytanie ja to się wszystko działo, a odpowiedź, którą podsuwał jej mózg w jakiś sposób ją uspokajała. Tak po prostu miało być. I nie stawiała się, a poddawała się temu z ochotą.
- No muszą być duże, jeśli mam się tam zmieścić – drażniła się z nim. Ta rozmowa nie miała akurat większego sensu merytorycznego, ale zwyczajnie pozwalała Asace nieco odciągnąć myśli od wiadomego i choć na drobną chwilę się wyluzować. Niewiele, ale zawsze to coś. Już wystarczało, że Asacie ciągle okropnie biło serce i że czuła nieprzyjemny chłód na karku, pomimo mnóstwa warstw materiału, które miała na siebie założone. - Wyobrażam sobie dokładnie to, o czym mówimy. Kieszenie na tyle duże, by wysuszona, ugotowana ja, mogła się tam zmieścić – abstrakcja? Poziom: sto. Asaka była w tym dobra. Musiała być, już o tym kiedyś rozmawiali. Bez wyobraźni byłaby bezużyteczna – ona i jej zdolności.
- Mi to nie przeszkadza. Ale odnoszę wrażenie, że niektórym owszem – widziała jak patrzą na nią niektórzy ludzie, gdy paradowała w swoim stroju podróżnym i do misji, gdy nie była ubrana tak jak reszta normalnych kobiet: w kimono czy obszerną spódnicę. Cóż, Asaka przyzwyczajona była do ubrań, które nie majtały jej się bez sensu, nie zsuwały, nie przekręcały – a ciągle były na swoim miejscu, tak jak je ułożyła. Wygoda ponad wszystko. - Lubię czasami chodzić w kimonach – ale nie takich – chciałoby się dodać. - Też ciebie lubię tak i tak – i w kimonie i… w czymś innym.
Asaka uśmiechnęła się pod nosem; podejrzewała, że Shikarui i tak i tak miał przy sobie schowaną jakąś broń. Ona nie wzięła żadnej. Ewentualny przeciwnik chyba zostałby pokonany śmiechem, że panna młoda musi wygrzebać kunaia spod miliarda warstw swoich kimon. Ona sama była bronią. Zresztą była tutaj jej rodzina i mnóstwo innych osób potrafiących władać chakrą, więc… Nie było się o co bać. Ale i tak odezwała się do Sanady:
- W razie czego cię obronię – zresztą, żeby złożyć pieczęcie Shikarui nie potrzebował żadnej broni.
- Po drodze. Bo ja docelowo nie szłam do Sogen. Nie szłam w żadne konkretne miejsce, tak jakoś wyszło, że tam dotarłam i się zatrzymałam na dłużej… - tak jakoś, rzeczywiście. Przeznaczenie.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Shikarui »

Prędzej czy później znajdą się w sytuacji, która doprowadzi do ścięcia się ich poglądów, zasad, wrażeń. Nawet jeśli Shikarui należał do bardzo ugodowych osób, bo zazwyczaj było mu bardzo obojętne, jak rozwiązać co poniektóre sprawy, to były takie rzeczy, które obojętne zupełnie mu nie były. Zazwyczaj tych najbardziej niewygodnych rzeczy Shiki po prostu unikał. Nie dopowiadał pewnych rzeczy, nie otwierał w pełni swoich myśli, filtrował je i przesiewał, pozwalając na wierzch wysunąć się temu, co było dla niego wygodne i co, jak mu się wydawało, spodoba się zarówno jemu, jak i Asace. To było opłacalne! Wychodziło na zdrowie im obu, chociaż to też nie tak, że w pełni grał pod publikę, bo przy białowłosej pozwalał sobie na rozluźnienie, którym nawet samego siebie potrafił zaskoczyć. Zresztą Asaka była naprawdę inteligentną osobą i znała go na ten moment lepiej, niż sam by podejrzewał. Nie to, by miał przed nią coś do ukrycia... prócz tych myśli, które zawsze kalkulowały i spoglądały na świat raczej bez emocji. Powiedział jej kiedyś, że chce się od niej nauczyć - i uczył się wielu rzeczy. Od emocji po mądrość wyciągniętą z życia i przekierowaną na to, żeby w tym życiu sobie lepiej radzić. Uczył się na jej pokazywaniu, jaka to ona nie jest zła i ognista w cierpliwości, którą się wykazywała i po łagodność, którą nakrywała osoby, które były blisko niej. Jego świat nabierał już bardzo wielu kolorów, smakował je po kolei, a ukoronowaniem tych nauk było dowiedzenie się, że Saki żyje. Tylko że Saki nie pożyła wystarczająco długo, żeby ten kwiat, który zaczął kwitnąć, umocnił swoje korzenie. To, co miało być ledwo delikatnym muśnięciem, by wspomóc rośnięcie, stało się bardzo silną trucizną. Minęła już cała wiosna, a on nie wracał słowami do tamtego wydarzenia. Chociaż opowiedział Asace o bardzo wielu rzeczach, które doznał i chociaż historia sama w sobie nie stanowiła dla niej sekretów, chociaż on sam uważał to za historię, którą nie należało się przejmować, bo dziś siedzieli tutaj, czekając na wszystkich gości i godzinę, w której staną przed kapłanem, to czasem sam wracał. Bez smutku i bólu, a jednak w melancholii.
- Ale byłabyś malutka. - Wyciągnął dłoń przed siebie, otworzoną grzbietem w dół, jakby coś na niej trzymał, miał na niej położonej. - Jak przebiśnieg. Mały i delikatny. - Z odrobinką czerwieni, żeby była jeszcze piękniejsza. - Kto gotuje ludzi? Co próbujesz mi wmówić? - Uśmiechnął się, tak wpół krytycznie, wpół z rozbawieniem. Racja, już to ustalili - gdyby nie wyobraźnia Asaki, miałaby spory problem z wykorzystywaniem daru, z jakim się urodziła. "Spory" to chyba przesada, nawet Sanadzie wystarczyło wyobraźni, by stworzyć dla kogoś broń, klatkę, czy jakąkolwiek bryłę, która mogłaby zabić, ale nigdy by nie wpadł na przykład na to, że można z kryształu zrobić stołek. Albo filiżankę. I co nowe przedmioty codziennego użytku, tym w większe zdumienie Shikarui wpadał. Oprócz tego, że w każdym z tych przedmiotów widział przynajmniej jedną drogę na skuteczne zamordowanie człowieka.
- Opinia takich osób nie ma żadnego znaczenia. Są tylko ludźmi. - Tylko. AŻ ludźmi. Oni byli drapieżnikami, z którymi ci prości ludzie musieli się liczyć i wiedzieli dobrze - nie mieliby szans w starciu z tymi predatorami, którzy zostali zrodzeni po to, by zabijać. Prawa tego świata były banalne, czarnowłosy wyznawał je od zawsze. Tymi prawami było to, co niektórzy nazwali: prawem dżungli. Nie trzeba było nadawać jej konkretnych zasad spisanych, żeby instynktownie wiedzieć, na czym one polegają. - Tak? To dobrze. Muszę być dla ciebie ładny. - Czy tam przystojny. Czy tam... cokolwiek. Czarnowłosy wydawał się bardzo zadowolony z komplementu, który został mu nadany, a przy tym przyjął go bez większego zmieszania - co nie oznaczało, że całkowicie pysznie, jakby był przekonany o własnej wspaniałości. Opuścił spojrzenie na moment na ziemię, kiedy padły te miłe dla ucha słowa. Nie, nie był przyzwyczajony do komplementów i nie koniecznie potrafił je przyjmować. Reakcje na nie były różne. Wiedział, że białowłosa miała dosłownie na myśli to, co powiedziała i że mówiła to szczerze.
Nie miał najmniejszych wątpliwości co do tego, że Asaka gotowa była go bronić. Jak on jej - choćby własną piersią. Ciągle pamiętał rozmowę, w której powiedziała, że nie uznawała pojedynczego poświęcenia się dla jednostki, a on miał całkowicie odmienną opinię na ten temat. Nie było w nim na szczęście całkowicie straconego bohatera, nie był typem rzucającym się w pożar tylko dla zasady poświęcenia się dla dobra innych, ale to i białowłosa wiedziała - że prędzej wrzuciłby innych w ten ogień. I zrobiłby to bez najmniejszego zawahania i mrugnięcia okiem. Broniłby za to rodziny Asaki. Był im wdzięczny za przyjęcie go, za okazaną dobroć, a potrafił odpłacać dobrem za dobro. Tym nie mniej poświęciłby ich bez najmniejszych wyrzutów, gdyby od tego zależało życie jego, czy też białowłosej. Zgodnie z zasadami dżungli. Siła nie koniecznie musiała tu oznaczać czystą siłę fizyczną. Często była to siła umysłu. Spryt.
- Rzeczywiście. Zapomniałem. - Ale sobie przypomniał. Z jej pomocą. Goście już pozajmowali swoje miejsca i powoli zbliżał się czas, a raczej czas ten zbliżył się bardzo szybko, w którym należało rozpocząć ceremonię. Shikarui podniósł się i wyciągnął do Asaki dłoń. Nie widział ani Inoshi, ani Miwako. Nie widział Toshiro ani Akiego. Choć ten ostatni... przeczuwał, że się nie pojawi. I to wcale nie dlatego, że z Sogen do Daishi była daleka droga. - Bardziej gotowa już nie będziesz. - Wyciągnął jeden kącik ust ku górze. Chociaż na trochę udało się oderwać jej myśli - jak i jego.
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Asaka
Postać porzucona
Posty: 1498
Rejestracja: 18 maja 2018, o 13:08
Wiek postaci: 27
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: Białowłosa, złotooka, niewysoka
Widoczny ekwipunek: Kabury na broń na udach; duża torba na pośladkach; bransoletka na prawym nadgarstku; obrączka na palcu; wielki wachlarz na plecach
Aktualna postać: Airan

Re: Światynia Shichi-fukujin 七福神

Post autor: Asaka »

Niestety problem polegał na tym, że nie można było w nieskończoność unikać tych niewygodnych rzeczy i tematów. Prędzej czy później trzeba się będzie z nimi zmierzyć; Shikarui mógł długo oszukiwać siebie i innych, wmawiać sobie, że niedopowiedzenia wcale nie są kłamstwem, że tak naprawdę robi im przysługę – ale jak długo można było to ciągnąć? Sprawy się nawarstwiały, niedopowiedzenie tu, niedopowiedzenie tam, i nagle kreował się obraz kogoś zupełnie innego. Krzywe zwierciadło pokazywało na swej tafli nieco inną twarz. Niby ta, ale jednak nie ta. Niedopowiedzenia i kłamstwa miały też to do siebie, że prędzej czy później lubiły wychodzić; człowiek się zapominał, nabrawszy pewności siebie, wystarczało jedno źle dobrane słowo, by zasiać ziarno niepewności. Jak na razie Shikiemu się upiekło. To, czego nie dopowiedział, wytłumaczył nieco później – i ktoś normalny powinien go potępić i przekreślić za to, co zrobił. A jednak ani Asaka, ani Miwako tego nie zrobiły, przyjmując te wieści do zrozumienia. Białowłosa mu współczuła, tego jak i wielu innych rzeczy. Nie chciała jednak, by wszystko inne robił tylko po to, żeby było pozornie łatwiej, wygodniej i żeby wszystko jej się podobało. Nie na tym polegało życie, przynajmniej w mniemaniu dziewczyny. Chciała z nim przeżywać smutki i radości. Chciała. I wydawało jej się, że tak właśnie jest – przez te niedopowiedziane rzeczy, które nigdy nie zostały wypowiedziane szeptem, ani tym bardziej na głos.
Trudno komuś pomóc, nakierować, czy wspierać w chwili, gdy nie ma się o czymś zielonego pojęcia. Trudno było też oczekiwać, by kunoichi miała się czegoś domyślić, gdy nie miała nawet żadnych przesłanek, że coś może być nie tak – a zwłaszcza co dokładnie. Ten kwiat sam był winny, że wypijał truciznę.
- Myślałam, że już jestem – zwłaszcza mając do porównania resztę jej rodziny. Macochę, siostrę, brata, ojca, teraz Shikiego. Wszyscy bez wyjątku byli od niej wyżsi. Ale ona nigdy nie odznaczała się wzrostem, w dzieciństwie również była tą mniejszą. Co nie znaczyło, by nie była sprawna. Jednak wszystko miało swoje plusy i minusy. Musiała się bardziej postarać, by nie oberwać, gdy walczyła wręcz od kogoś wyższego – dłuższe nogi i ręce dawały w tym wypadku sporą przewagę. Ale z kolei ona miała większe możliwości, by się gdzieś wcisnąć i schować. Była… dość kompaktowa. Ale nie na tyle, by móc skryć się w kieszeni Sanady, rzecz jasna. - Przebiśnieg łatwo zgnieść – zwłaszcza z dopiskiem „delikatny”. Może i ona wyglądała na taką kruchutką, ale przecież nic bardziej mylnego. - Ktoś chory psychicznie. I to słońce też gotuje ludzi. A przynajmniej mnie – uśmiechnęła się krzywo i zaczepnie, nie mogąc do końca uwierzyć w to, jaki kierunek obrała ta rozmowa.
Rzeczywiście, opinie innych nie miały znaczenia do pewnego momentu. To znaczy teraz już nie miały – tylko trzeba było do tego dorosnąć i w końcu ujrzeć swoją wartość. W którymś momencie człowiek mniej się przejmował tym, co ludzie gadają, ale nie można było tego usunąć tak do końca. Bo bez tych gadających ludzi – oni nie mieliby pracy, nie mieliby pieniędzy, nie mieliby jak przeżyć. Więc… Nie można było tak do końca ignorować tej reszty, choć w kwestii ubioru rzeczywiście można było machnąć ręką. A Asaka nie zamierzała walczyc w kimonie, choć już o takie kunoichi widziała. Zawsze tylko zastanawiała się, w którym momencie się taka potknie i wyrżnie na głupi… wiadomo.
- Dla mnie musisz być sobą. A ładna to może być dziewczyna – ależ to niemęsko brzmiało. Ciekawe tylko, czy Sanada zrozumie aluzję? Czasami miał problem z abstrakcyjnym myśleniem, czy wręcz pokazywał się z tej niemądrej strony, choć Asaka uważała to za blef, by udawać nieco głupszego i by dali mu spokój. I im więcej czasu ze sobą przebywali, tym bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu. Bo absolutnie nie miała go ani za głuptaska, ani tym bardziej za idiotę. Bogowie, nie wytrzymałaby z kimś takim. No i… Nie był też takim gburem czy mrukiem, jakim wydawał się być w towarzystwie. A może to paplanina Asaki tak na niego wpływała?
- Bardziej to mogę się ugotować – hehe, żarcik-kosmonaucik. Suchar absolutnie standardowy w wykonaniu Asaki; nic tylko strzelić sobie otwartą dłonią w czoło, bo oto białowłosa wspięła się na wyżyny swojego głupkowatego poczucia humoru. Na szczęście nie za często dawała takie popisy gier słownych, to i nie było za dużo okazji, by zatrzymać się i zastanowić co najlepszego ta dziewczyna ma w głowie – bo na pewno nie rozum (i tu wchodziło zdanie Minako, która dokładnie tak myślała do pewnego momentu). Teraz była zwyczajnie zdenerwowana, to i palnęła, a nawet się przy tym nie zająknęła. Zaś wyciągniętą w jej kierunku dłoń oczywiście wykorzystała, by pomóc sobie wstać z wygodnej ławeczki. Odruchowo też zaraz sięgnęła dłońmi do tyłu, by strzepać z siebie jakieś niewidzialne dla niczyich oczu pyłki i paproszki.
Cóż… Nie było już chyba na co czekać. A dłuższe odwlekanie tematu może zaskutkować atakiem serca. Oczywiście metaforycznym.
0 x
· ·

Obrazek
· · ·
seasons don't fear the reaper
nor do the wind, the sun or the rain
ODPOWIEDZ

Wróć do „Seiyama (Osada Rodu Kōseki)”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości