Terytorialnie największa prowincja Karmazynowych Szczytów, zamieszkana przez Ród Kōseki. Daishi graniczy od północy i zachodu z morzem, na wschodzie z Soso, zaś południowa granica oddziela ją od Kyuzo i obszaru niezbadanego. Efektem tego jest możliwość tworzenia bardzo dochodowych szlaków handlowych i handlu morskiego przy - niestety - utrudnionym utrzymywaniu bezpieczeństwa włości. Podobnie jak pozostałe prowincje, dominuje tu krajobraz górski i lasy iglaste, z tą różnicą że dużo tu fauny - w tym tej drapieżnej, co na dłuższą metę może być dosyć niebezpieczne dla podróżników. Na ziemiach tych mieszkają również shinobi ze Szczepu Jūgo.
Krótki wygląd: Niska, w miarę szczupła dziewczyna o bladej cerze i ciemnych, krótkich włosach do ramion. Ubrana w lekkie, bure kimono oraz narzuconą na nie kamizelkę. Na głowie nosi słomkowy kapelusz, a w ustach niemal zawsze ma fajkę.
Natsu: Pada pytanie do Feniksów
Inni: No sorki za dużo tekstu do przetrawienia
KP:
Ukryty tekst
EQ:
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
Duża Torba umieszczona na prawym udzie,
Skórzane karwasze z umieszczonymi na nich pieczęciami,
Skórzane rękawiczki, z metalowymi blaszkami,
Klasyczna Kamizelka Shinobi oraz płaszcz w kolorze zieleni,
Parasol w dłoni.
Krótki wygląd: Niski, blond włosy z ciemniejszymi końcówkami, młodo wyglądająca twarz. Czarne ubranie z długimi rękawami i stojącym kołnierzem, na to żółte haori w białe trójkąty.
Widoczny ekwipunek: Kabura na broń na obu udach. Torba nad lewą nogą. Tanto przy pasie po prawej stronie, katana po prawej.
Krótki wygląd: Białe włosy nieumiejętnie przystrzyżone, oczy o barwie jasnego złota, rekinie zęby. Niewysoki, drobny, ubrany w proste, mało krzykliwe ubrania
Widoczny ekwipunek: Dwa Shuang Gou przytroczone do pasa po jednym na bok, czarna, duża torba na lewym pośladku, podłużne coś zawinięte w materiał i szczelnie związane - noszone na plecach, niczym plecak
Rozmowy na przedzie grupy nabierały intensywności, na co Kaiko zareagował z tym większą niechęcią, aby do nich dołączać. I tak przytłaczał go ogrom informacji, które tutaj otrzymywał, a dodatkowe sprzeczki na tematy, o których nie ma zielonego pojęcia, całkowicie go odrzucały. Trzymał w dalszym ciągu swój dystans, zresztą już nie sam - niektórzy też szli kawałek od czoła ekspedycji. Widocznie i oni nie czuli się komfortowo tam na przedzie, gdzie najpewniej same znamienite osoby świata ninja wymieniały się... z pewnością słowami, a może nawet i obelgami, bo na moment wydawało się, że zaraz wybuchnie między nimi walka. Sytuacja została opanowana gwałtownie. Początkowo Kaiko nie wiedział co zatrzymało organizatorów tego wydarzenia, ale później, między tłumem dostrzegł, że ktoś jest... ranny? Zielona chakra wyglądała niezmiernie podobnie do tej, którą wykorzystywał Hou do leczenia. W dodatku ranni wyglądali jak towarzysze trójki, która zebrała w Akatori tak liczną grupę. Teraz czuł, że powinien się bardziej zainteresować tym, co na niego czekało. Nie wiedział nawet co mogło ich zaatakować i dlaczego. Antykreator, o którym tak wielokrotnie było tu powtarzane, raczej nie pozwoliłby im uciec. Zgodnie z tym, co mówiono o jego sile, to była przekraczająca możliwości pojedynczych jednostek. Kaiko przytroczył swoje Shuang Gou do pasa, aby nie rozpraszać się dalej swoimi zabaweczkami. Zamiast zabawy, postanowił zbliżyć się ku przodowi, by chociaż spróbować coś wyłapać i zrozumieć z rozmów. Mimo usilnych prób, to niewiele wyciągnął z całej rozmowy nad rannymi. Jakieś bestie, które niegdyś były ludźmi lub przypominały ludzi zaatakowały tę dwójkę. Zaskoczyli ich i... Hana jeszcze nie ma. To by było na tyle. Chociaż opis oponentów brzmiał dosyć druzgocząco, tak Kaiko poczuł się poniekąd uspokojony. Znacznie więcej miał doświadczenia w starciach z "bestiami", a więc zwierzętami, które kierowały się prostymi instynktami, a nie złożonymi procesami myślowymi - jak to było w przypadku ludzi. Nie korzystały z chakry, nie zastawiały skomplikowanych pułapek, nie bawiły się w podstępy i intrygi. Po prostu atakowały, broniły się lub uciekały. Najistotniejsze było to, że zakładał, iż nie używają chakry. Nieznajomość jej możliwości była dla białowłosego bardzo problematyczna, bo zwyczajnie nie wiedział czego może się spodziewać. Nie potrafił przez to dobierać odpowiednich manewrów, gdyż nie wiedział jak wygląda sytuacja naprawdę i jak może wyglądać za chwilę. Z zamyślenia odnośnie potencjalnych przeciwników, wyrwała go kobieta o dziwnych, białych oczach. Zakładał, że była przynajmniej liderką tej wyprawy, gdyż to ona przemawiała do wszystkich zebranych awanturników, a także uspokajała swoich towarzyszy. Kaiko, dosyć zaskoczony, wpatrywał się w nią. Prowadzić na ślepo? Prowadzić w pułapkę? Jemu to nawet nie przyszło do głowy, ale posiadając mało informacji, to nie było trudne zwyczajne nie myśleć o takich rzeczach. Kwestia zaufania wydała mu się jednak oczywista, bo... jak mieli sobie ufać, jak się nie znali? Łączył ich, rzekomo, ten sam cel i tyle. Nie było tutaj zaufania, mogła być co najwyżej współpraca. Pewnie w poszukiwaniu tego legendarnego "zaufania" potworzyły się grupki, w których nieznajomi się poznawali, a znajomi się zrzeszali, by mieć obok kogoś, przy kim mogą walczyć bez obawy o plecy. Jedynie Kaiko nie należał do żadnej grupy, chyba jako jedyny kroczący samotnie w całej tej ekspedycji. I ku temu był doskonały powód - nie umiał współpracować, nie umiał nawet nawiązywać kontaktów, ale doskonale radził sobie w samotności. I ten sposób preferował, przynajmniej na ten moment. Wiedza na temat Hana? Chyba taka nagroda przerastała białowłosego do tego stopnia, że traciła dla niego wartość. Co on mógł zrobić przeciwko Antykreatorowi? Jak on mógł to wykorzystać? W aktualnym stanie rzeczy... było to dla niego bezwartościowe. Dlatego nie odzywał się dalej, jedynie szedł z grupą, teraz już nie na szarym końcu, a gdzieś zaraz za zbiorowiskiem wokół trójki, o której niektórzy mówili "Feniksy". Podłapał to w zasłyszanych rozmowach i tak było wygodnie się o nich wyrażać.
KP i EQ
Ukryty tekst
//Nacu wie czemu spóźniony.
0 x
#FFCC66 Popieram kasację Henge i Kawarimi, a nawet Genjutsu.
"Never to retreat
Mystery and wonder
Messy hearts made of thunder"
Wyglądało na to, że sytuacja w końcu zaczynała się chociaż trochę uspokajać. Chociaż zdawało się, że wciąż było wielu obecnych którzy traktowali Feniksy pobieżnie i z kpiną, zapewnienia ze strony Yuriko chyba były w stanie przebić się chociaż do części z tych którzy nastawali na pomysły ze strony nieznajomej trójki. Cóż, dla niego najważniejsze było, że białooka blondynka przekonała do swoich racji również Asagiego, który był swoistym przedstawicielem zupełnie innego sposobu myślenia niż ten wyznawany przez shinobi. Samurajowi zależało tylko na upewnieniu zarówno siebie, jak i innych, że w przypadku konfliktu, trójka nie wycofa się, pozostawiając resztę najemników na rzeź. Na co ci zresztą przytaknęli. Natsume zgodziłby się z tą logiką. Shiranui jednak... prawdopodobnie również udzieliłby tej odpowiedzi, lecz jako wierutne kłamstwo. Dla ciemnej strony Yukiego, najważniejszy był cel wyprawy - w tym przypadku informacje. Jeżeli ktokolwiek lub cokolwiek mógłby sprawić, że ich zdobycie byłoby niemożliwe lub utrudnione - sam by się takich przeszkód pozbył. Albo podtrzymywał iluzję, że zamierza pomagać, tak długo jak najemnicy byliby mu do czegokolwiek potrzebni. Jedyni wobec których zachowałby wstrzemięźliwość i postarał się pomóc, to ci którzy byli z nim bezpośrednio powiązani - jak na przykład członkowie jednego ugrupowania, albo ci których uznałby za przyjaciół. Całe szczęście, że to Natsume zwykle podejmował tego typu decyzje, i spuszczał Shiranui ze smyczy tylko w razie potrzeby. No i w sumie, jeśli misją jest nie tylko uzyskanie informacji, ale i ich rozprowadzenie po jak największej grupie wojowników i shinobi, to wtedy rzeczywiście utrzymanie wszystkich najemników przy życiu również byłoby swoistym celem dodatkowym tej wyprawy. Dobrze więc - niech i tak będzie. Spojrzał w stronę Keiry, która żywo komentowała wydarzenia z przodu peletonu. Sam zaś lekko wzruszył ramionami. -Jeżeli kiedyś należeli do tak wielkiej organizacji, to znają zasady i taktyki potrzebne w zarządzaniu oddziałami. Jestem pewien, że nie byliby tak głupi, żeby wybijać tych których mogą uznać za potrzebnych - lub rzeczywiście ich potrzebować. A jeśli sami zostaliby zaatakowani - gdyby nie byli w stanie sobie poradzić z bandą najemników, to jakie mieliby niby szanse z Antykreatorem? Lekko kiwnął głową, odpowiadając pozytywnie na stwierdzenie że muszą po prostu zrobić swoje. To było akurat oczywiste, więc nie trzeba było nawet odpowiadać werbalnie. Kiedy Kouseki zakwestionowała obecność młodzika z kurą, Shiranui pozwolił sobie na ciche, zimne parsknięcie śmiechem. -Może biorą go ze sobą dlatego, że jest głośny. Puszczą go gdzieś samego, ten przyciągnie do siebie Hana, a oni będą mieli dzięki temu więcej czasu poza radarem. Taktyka bezduszna, ale co tu dużo mówić - skuteczna. I chyba jedyna, zważając na to że ślepiec nie nadałby się ani do obrony, ani do przeszukiwania - czego miałby szukać, skoro nawet nie widzi? Sądząc z reakcji Keiry na temat jeziora, musiała wiedzieć coś więcej o okolicy. Inna sprawa, że jeśli to co mówią Feniksy to prawda, to Antykreator okazał się być zaskakująco szczwany: kto normalny szukałby całej wioski w głębinach jeziora? To co cenne, najłatwiej jest ukryć na widoku. Jedynie potrzeba odrobiny subtelności i pomysłowości, żeby sprawić że otwarcie ukryta rzecz tak naprawdę nigdy nie trafi na widok. Ciekawe, kiedy popełnił błąd, że jezioro ponownie odsłoniło osadę? Kiedy Kakita powrócił do duetu, Yuki ponownie skinął głową, po czym odruchowo sprawdził czy wszystkie bronie które posiadał znajdują się w zasięgu ręki. Najpierw przechylił nieco Kubikiriboucho, żeby łatwiej mu było w ułamek sekundy sięgnąć po rękojeść i dobyć oręż. Następnie złapał za koniec drewnianej laski, którą zwykle nosił przy pasku - po to, by ujawnić że w środku znajduje sie miecz chokuto, a kij jest po prostu shirasayą. Ostatecznie zaś odpiął od paska ostatni element oręża - zabezpieczone tachi w ciemnej pochwie. Złapał za rękojeść i lekko wysunął fragment kruczoczarnego ostrza, by sprawdzić czy nadal jest gotowe do przelewania krwi. Było. -Nie marnujmy więc czasu. Osada może poczeka, ale jej sekrety - nie. Następnie spojrzał na Keirę. -A więc niech przyjdą. Tylko nam ułatwią żniwa. Inna sprawa, że w razie potrzeby Yuki również może stać się sensorem, nawet jeśli na ograniczony okres czasu. Ale tego nie powiedział na głos - to akurat nie była wiedza którą wszyscy musieli posiadać. Wystarczy że się dowiedzą, jak będzie to potrzebne. Zawsze warto mieć jakiegoś asa w rękawie. Usłyszał przy tym komentarz rzucony przez Seinaru, oraz zauważył spojrzenie w stronę Sanady. Yuki odruchowo zmrużył oczy - lecz nie pokazał w jakikolwiek sposób, że dosłyszał te słowa. Nie oznaczało to jednak, że go nie zaciekawiły...
Ukryty tekst
// spóźnienie z mojej strony ogłoszone wczoraj administracji i zaakceptowane.
Deadline: 11:11, 11 września (Bush did 9/11).
Wasze następne posty proszę o pisanie tutaj. Zatrzymujecie się na krawędzi krateru, z widokiem na osadę. Jej mapę wrzucę za moment.
Niby mówi się że wspólne mierzenie się z problemami i sytuacjami w których ludzie są o włos od śmierci zbliża i jednoczy ich. W tym momencie jednak czułem że to nie prawda, albo że zasada ta działa tylko w ciężkich momentach i tylko przez chwilę. Chociaż miałem wątpliwości czy to rzeczywiście tak działa, w końcu choć w miarę możliwości starałem się pomagać innym sam opuściłem Oniniwe że złamaną ręką. Dodatkowo miałem wrażenie że medycy, których tam spotkałem udzielając komuś pomocy nie robili tego bezinteresownie, a raczej kierowali się zamysłem czy dana jednostka jest na tyle silna by im się w jakiś sposób przydać bądź czy będzie w stanie spłacić im ten dług wdzięczności. Pewnie dlatego wokół Shikaruiego była gromadka ludzi chętna ofiarować chakrę nawet, gdy już jego stan był stosunkowo stabilny. Wszystko to sprowadzało się do faktu że siła była najważniejszym wyznacznikiem shinobii. Mi jednak nic do tego bo jestem tylko mały medykiem, który z tymi chodzącymi nieszczęściami nie ma co się nawet porównywać. Dlatego też bardziej starałem się skupić na tu i teraz, niżeli myśleć o tym co się wydarzyło. Obserwowałem wyraźnie drogę i próbowałem nawiązać jakąś konwersację z towarzyszem podróży, ale ten widocznie nie miał ochoty rozmawiać. Powodów mogło być wiele od najprostszych po te bardzo złożone jak głód na świecie, ale też zwyczajnie mogło mu nie odpowiadać moje towarzystwo. W efekcie czego zrobiło mi się po prostu głupio i miałem wrażenie że za bardzo się narzucam, a że ceniłem sobie spokój nie chciałem też by ktoś myślał ze mu go zakłócam.
Gdy las się skończył szybko dostrzegłem wioskę i tawernę wprost do której zmierzał Yami. Odczuwałem te same potrzeby co on, czyli głód i pragnienie, więc oczywiście nie zamierzałem zmieniać kierunku. Jednakże wciąż miałem większym problem jakim była złamana ręka, więc póki co wolałem się ograniczyć jedynie do posiłku i krótkiego odpoczynku, a sprawy takie jak kąpiel i zmiana ubrań odłożyłem na moment, gdy będę mógł w pełni odpocząć zarówno na ciele i duszy. Tymczasem jednak zamówiłem miskę ryżu z dużą ilością mięsa i poprosiłem o czarkę sake z dwoma miseczkami o-choko. -Skusi się to może jeszcze chwilę tu zabawimy, a jak nie to będzie więcej dla mnie i może choć na krótko mnie znieczuli.-Z tą myślą zająłem miejsce przy stoliku niedaleko baru i czekałem, a na powrót Yamiego. Przede wszystkim nie chciałem żeby chłopak sobie pomyślał, że uciekłem gdy go nie było, ale również zwyczajnie miałem ochotę na odrobinę zatracenia się i delektowania trunkiem.
Nie była zbyt rozmowna od momentu, w którym rozstała się z Shikaruiem, a potem wydostali się już z Oniniwy. Bywały takie momenty, dni, kiedy pewne rzeczy to było po prostu za dużo – i dla Asaki taki dzień nadszedł właśnie… teraz. Tyle nerwów, tyle złych emocji, tyle huśtawek nastroju (bo przecież białowłosa przeżywała to co jakiś czas i Oniniwę też to nie ominęło) – a przede wszystkim: tyle smutku. Zmartwienia. Nie poddała się, jednak zamilkła, układając sobie to wszystko w głowie. Układając sobie swoją żałobę, do której nie była gotowa. A powinna przecież być, w końcu… była ninja, i śmierć zaglądała tutaj w okna każdego dnia.
Podane jej kryształy przez Toshiro przyjęła – wiedziała, że to zapłata za nią i za Shikaruiego, i wsadziła je do torby z cichym podziękowaniem. Szła ostrożnie, mimo tego, że pogrążona była w myślach – tych negatywnych. Ta ostrożność mogła jednak wynikać z tego, że szła… powoli. Była zmęczona. Zakurzona. Przemoczona. Pewnie i ubłocona, od tamtego momentu, w którym SHikarui (albo to był Yoichi), powalił ją na ziemię, żeby uchronić od buchającego ognia. Przynajmniej już nie padało, to i ten cały syf mógł sobie zacząć powoli zasychać i… no do odpadania jeszcze trochę brakowało.
Było jej tak pusto, gdy obok nie było tej jednej najbardziej znajomej osoby. Był Toshiro, którego znała pół swojego życia, był Mujin, którego też trochę już poznała, ale nie było drugiej połowy jej serca i było tak… dziwnie. Szła jednak dzielnie, nie zastanawiając się jakoś bardzo nad trasą, bo ta tutaj była tylko jedna – do Akatori, miejsca zbiórki. Miasteczka, wioski może bardziej nawet, na południu Daishi. Te dziesięć kilometrów… W tamtą stronę wydawało się krótsze. Teraz… Teraz wszystko się tak dłużyło. W końcu jednak dotarli do miejsca nie tyle docelowego, co przestankowego. Akatori.
Asaka… No nie zmieniła się przez ostatnie kilka godzin. Może tylko troski i smutki ją postarzały i mogła wydawać się starsza niż wyglądała na co dzień – czyli pewnie teraz wyglądała na swój wiek. Włosy nadal miała spięte, choć białe kosmyki powyrywały się z koka i teraz wyglądało to mniej misternie niż wcześniej. Ciemne ubranie było zakurzone i ubłocone, tak samo zresztą jak złożony i niesiony na plecach wielki wachlarz. Kobieta ściągnęła tylko płaszcz i niosła go w jednej ręce – w drugiej trzymając kryształowy miecz Keiry, bo nie wymyśliła jeszcze co z nim zrobić. I tak też otworzyła drzwi di karczmy i… zobaczyła Yamiego i tego szarowłosego chłopaka, który wcześniej miał nieszczęście być sparowany z Shenzhenem. Odwróciła się w drzwiach jeszcze krótko za siebie, chcąc się upewnić, że jej towarzysze są obok, i weszła do środka. Spróbowała się uśmiechnąć do Yamiego, ale kiepsko jej to wyszło i ostatecznie przeszła przez karczmę, żeby dostać się do szynku i zamówić dla siebie… herbatę. Nie sake, z którego słynął ten region, nie jedzenie, bo żołądek miała ściśnięty, a najzwyklejszą na świecie herbatę. Po tym owdróciła się i podeszła do stolika zajmowanego przez Yamiego i tego drugiego chłopaka… dziwnie trzymał rękę. - Można się przysiąść? – zapytała i nie chcąc dalej przyglądać się szarowłosemu, Asaka albo usiadła obok Yamiego, jeśli jej pozwolono, albo poszła zająć inny stolik i poczekać tam na swoją herbatę. Ściągnęła jeszcze tylko wachlarz i położyła go obok. Tak jak miecz Keiry.
Pora była nieco późniejsza Yami poszedł się wykąpać, a ja byłem głodny i czekałem na posiłek. Atmosfera w zajeździe była dość przytulna jak na standardy, których się spodziewałem. Przede wszystkim wewnątrz nie odczuwałem chłodu o który nie było trudno o tej porze roku. Po przeciwległej stronie pomieszczenia stał kominek z palącym się drewnem, a ja postanowiłem skorzystać z okazji i wysuszyć chociaż wierzchnią część swojej garderoby. Zdjąłem z siebie moją płaszcz i zarzuciłem na jedno z krzeseł podstawiając na tyle blisko paleniska by łapała ciepło, ale by przypadkiem nie zajęła się ogniem. Szkoda było by stracić ciepłe ubranko z tak głupiego powodu, które w szczególności teraz zimową pora bardzo się przydawało. Następnie szybko wróciłem do swojego stolika widząc idącego karczmarza i mając nadzieję że idzie właśnie z jedzeniem, ale ku memu rozczarowaniu okazało się ze to sake. -No tak na ciepły posiłek trzeba trochę poczekać, ale pewnie będzie warto.-Uśmiechnąłem się do siebie w duchu i ponownie usiadłem czekając na towarzysza.
Minęło dobre pięć minut, albo i więcej nim czarnowłosy wrócił, a ja zacząłem nieco przysypiać przy stole wsłuchując się w odgłosy wydawane przez ogień buchający z kominka. Monotonia tych dźwięków, które z taką skutecznością pokonywały chłód usypiała mnie lepiej niż jakakolwiek znana mi kołysanka. Z sennego roztargnienia wytrąciły mnie dopiero kroki i podniosłem głowę nieco zdezorientowany widząc zbliżającego się Yamiego. Alkoho jak stał tak stał, a jedzenia nadal nie było co oznaczało że co najwyżej mogłem zrobić sobie króciutką drzemkę na którą zresztą zasłużyłem. Jednakże przez tą krótką chwilę czas znacząco przyśpieszył i nie pozwolił mi się nudzić w oczekiwaniu.
-Gdy odchodziliśmy Han wciąż tam był, myślę że Ci którzy zamierzali opuścić Oniniwę, mogli uznać że im dalej tym bezpieczniej i lepiej się tu nie zatrzymywać.-Odpowiedziałem przeciągając się i przecierając znużone oczy, które zatrzymały się nie na środku stołu na którym stało sake. Cóż jedzenia jeszcze nie było, a Yami wyraźnie zostawił gdzieś większość swojego dobytku i wydawało się że nie ma nic przeciwko żeby nieco dać sobie na wstrzymanie.
-Co powiesz na odrobinę alkoholu?-Zapytałem i sięgnąłem prawą ręką miseczkę ustawioną bliżej Yamiego. Od razu chciałem drugą złapać za butelkę, ale wtem złamana ręka przypomniała o sobie, a ból dał mi nieco do myślenia jak niedorzecznie ta sytuacja wygląda. Nieznajomy chce polewać alkohol, gdzie wcześniej sam siedział z uszykowaną butelką i miseczkami, właściwie nic stało na drodze żeby coś wrzucić do środka. Zdając sobie z tego sprawę obróciłem miseczkę dnem tak by kompan mógł zobaczyć że jest puste i dopiero powoli przechyliłem czarkę.
-Możesz być pewien że niczego nie dorzuciłem, ani nie dosypałem, zresztą ja też będę pił.-Powiedziałem z uśmiechem i odstawiłem butelkę dając możliwość polania alkoholu do mojej miseczki w zgodzie z tradycją, bądź po prostu oddania mi napełnionej już miseczki, gdyby ten nie chciał pić.
Chwilę później otworzyły się drzwi karczmy w których stanęła białowłosa kobieta z Oninwy. Spojrzała w kierunku naszego stolika wykonując uśmiech, który wydawał się nieco wymuszony, ale dał mi znać że znają się z Yamim. Pewnie wcześniej też razem się trzymali, ale przez natłok stresu i różnych emocji nie dostrzegłem zauważyłem tego. Dziewczyna najwidoczniej nie podróżowała sama tylko w towarzystwie medyka i chłopaka, który na skutek ataku bijju wręcz otarł się o śmierć. Niestety choć byłem przy nim i pomagałem na ile byłem w stanie chyba nie było dane mi poznać jego imienia, albo go nie zapamiętałem, w czym nie było by nic dziwnego biorąc pod uwagę ile nieznajomych spotkałem podczas całego tego wydarzenia i ile imion usłyszałem w tak krótkim czasie. Widząc ich starałem się nie pokazywać po sobie zaskoczenie, Yami wcześniej pytał o innych, więc najprawdopodobniej spodziewał się że tu przybędą, a może nawet na ich wyczekiwał. Ja tymczasem chciałem tylko zjeść i napić się, niczyje towarzystwo mi nie przeszkadzało o ile moje towarzystwo również nikomu nie przeszkadzało. Dlatego też widząc jak podchodzi i pyta czy mogą się dosiąść nie miałem nic przeciwko.
-Ja nie mam nic przeciwko, ale jeśli chcecie się napić to musicie poprosić o więcej miseczek. Nie spodziewałem się że ktoś będzie chciał się dołączyć.-Powiedział wskazując przez chwilę czarkę z sake i spoglądając bardziej na Mujina i drugiego mężczyznę, bowiem słyszałem jak kobieta wcześniej zamawiała dla siebie herbatę. Jako że jeszcze nie zdążyłem niczego wypić mej uwadze nie uszło też jak spojrzała na moją rękę z zdziwieniem i niechęcią. No cóż wyglądała nieco dziwnie z usztywnieniem przygotowanym na szybko za pomocą samego bandaża, niestety w tamtym momencie nie miałem niczego co mogłoby posłużyć jako szyna do usztywnienia. Nie chcąc jednak straszyć spróbowałem w miarę możliwości oprzeć rękę tam by jej wygląd był bardziej przystępny i żebym nie wyglądał jak jakiś zbir spod ciemnej gwiazdy.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Mujin większość swojego wolnego czasu podczas podróży spędził w swoim notatniku. Z ołówkiem w dłoni i niesamowitą chęcią do pisania o wszystkim co miało miejsce. O ludziach, o wspomnieniach. O futrze na twarzy tego kolesia pod maską. Akahoshi Kensei, człowiek-futrzak. Może jego maska miała takie wymoszczenie? Hmh... Naprawdę chciał to bliżej zbadać. Naprawdę chciał. Ale nie miał na razie okazji, musiał z tym poczekać na kiedy indziej. Może spróbuje znaleźć w literaturze w Ryuzaku jakieś wzmianki o ludziach-kotach albo bobrach czy co to tam się nazywa to zwierzę. Na ludzie włosy chyba to nie wyglądało. Albo odpowiedź była prosta - nie golił się. Myślał jeszcze nad wieloma innymi rzeczami i wszystkie zapisywał. Może technika łącząca aspekt medyczny z pieczęcią? Nakładasz taką pieczęć z medyczną chakrą. Tyle opcji, tyle informacji. I co najważniejsze dwa ciała w zwoju. Ciała tylko i wyłącznie na jego potrzeby. I co najlepsze - z ogromną ilością informacji którymi na pewno w domu się zajmie. Albo nawet w Daishi, jak czasu starczy. Był zatem nieco nieobecny myślami podczas podróży, ale Asaka sama nie wydawała się specjalnie chętna do rozmowy. Nie zamierzał jej do tego przymuszać, jak najbardziej. Mimo wszystko miał odrobinę chociaż taktu. Zresztą też nie miał do niej pytań które można by zadać w czyjejś obecności. Nie zamierzał jej kłopotać. Będzie czas i będzie miejsce. Weszli do środka lokalu. Tego samego z którego wyszli na plac i się organizowali. Miejsce początku tej całej operacji. Asaka natychmiast podeszła do dwójki jegomości których nie do końca pamiętał. Znaczy chyba tam byli. Tak, na pewno tam byli, skroo byli tutaj. I jeden z nich ewidentnie pozostawał ranny. Mujin miał chyba jeszcze wystarczająco chakry do przeprowadzenia techniki czy dwóch. Zanim Mujin jeszcze usiadł, to pierw lekko kiwnął głową w geście przywitania do reszty. A potem wskazał dłonią na rękę jegomościa. - Mogę zrosnąć ci to na miejscu. Nie byłoby z tym problemu. - powiedział do szarowłosego, siadając w końcu. Zajmując miejsce obok Asaki, wcześniej kładąc duży zwój z pleców obok krzesła. Nie kwapiąc się po miseczkę, jeszcze nie. Najpierw planował zająć się rannym, o ile oczywiście zajdzie taka potrzeba. Szczęśliwie dla niego, Mujin powinien móc to zrobić. Chyba. Chyba na pewno. Na spokojnie. Mimo że nie był ucieleśnieniem kondycji fizycznej i ludzkiej anatomii, chyba że jego wzrost. Z którym z łatwością górował nad resztą przebywających w przybytku, do tego stopnia że mógł patrzyć na innych z góry.