Byłby prostszy w wyobrażeniach, tylko czy na pewno? Wtedy może by się wahały, mając swoje własne przemyślenia? Przepełnione wrażeniem, ze zaraz znikną, kiedy tylko ich oryginał im rozkaże, może będą chciały zniknąć w zupełnie inny sposób? Uciec, odbiec jak najdalej się da, żeby tylko nie zamieniły się w biały obłok i ich życie nie uleciało z wiatrem. Troszczyłyby się o siebie same. Czy jednak byłby mechanizm obronny, który zabroniłby im by myślenia o sobie, kiedy ich pan był w pobliżu i pomimo względnie wolnej woli i swoich myśli, musiały słuchać poleceń, niezdolne do pomyślenia akurat o tym, że bunt mógłby nastąpić. W końcu ich właściciel był o wiele delikatniejszy od nich. Nie odczuwały bólu, nie dało się ich przebić zwykłym ostrzem, większość technik średniego poziomu nie była w stanie ich naruszyć. Były tak cholernie użytecznym narzędziem, że Shikarui nie przechodził nad nimi do porządku dziennego, zachwycając się raz za razem. Mocne słowo, co?
Zachwyt. Tak jak zawsze nie mógł oderwać oczu od tego, jak szkarłat wytrzymuje uderzenia, tak i nie mógł się nadziwić, jak diabelnie ostry potrafił być i jak te uderzenia potrafił zadawać. Nie znający słowa litości, skoro nie odczuwał wyrzutów sumienia, nie posiadający skrupułów, skoro nikt nie nauczył go moralności. Chyba rzeczywiście jak się narodził, kiedy dopiero wyszedł z łona matki, wiatr przyniósł szkarłatny odłamek i wcisnął do jego oka, żeby uczynić go na swój wzór. Twardego, niezniszczalnego i zupełnie bezwzględnego. Z tym, że on nadal był człowiekiem i był w stanie się powstrzymać kiedy zechciał. Posiadał emocje, posiadał swoje myśli, posiadał wolę i nie był jak owca na rzeź - prowadzona tylko za kijaszkiem pasterza, który wskazał mu kierunek i zaganiany ostrymi szczeknięciami jego psa, co nie pozwalał się oddalać. Jego przestrzeń, zielona łąka, pozbawiona była płotów. W przypadki jedynie nie sposób było uwierzyć.
-
Obojętnie mi, szkoda twojej chakry. - Ten biedny klon ze złamanym kręgosłupem, heh... Z nimi naprawdę było jak z ludźmi. Wyrzucasz tych niepotrzebnych, którzy już są zdatni do niczego i tylko zawadzają. Nawet nie możesz na nich wypróbować swoich technik, bo nie masz pewności co do efektów, jeśli nie posiadasz czystego egzemplarza. Shikarui przeliczał ludzi na ich użyteczność, ale nie bardzo bawił się w dobieranie ich podczas misji czy podróży, bo wolał samotność. Do czasu. Przecież też nigdy by nie pomyślał, że będzie chętnie z kimś trenował, dzielił się swoimi sekretami i odkrywał wszystkie karty. Te jego były na widoku. Podczas tych miesięcy spędzonych razem, Asaka zdążyła poznać chyba wszystkie jego ruchy, wszystkie jutsu, a przynajmniej większość, którymi mógł się posługiwać, znała jego systematykę działania. Bo zawsze była systematyka, to zawsze były polowania. Okrążanie przeciwnika, zabijanie go w ten najmniej honorowy sposób, żeby jak najmniej się spocić. Tak było wygodniej i bezpieczniej. W końcu to było "my albo oni".
-
Jest silniejsza wersja tego smoka, znam ją. Tylko jest o wiele trudniejsza w wykonaniu. - Nie wspominając o tym, że tworzenie jej trwa jakieś milion lat. Skromnie mówiąc, oczywiście. Nie śpieszyło mu się jakoś z opanowywaniem jej w tym konkretnym momencie, najpierw wolał przećwiczyć te bardziej, hmph, podstawy z tego poziomu, jeśli można to tak w ogóle określić. Skinął głową i przetarł śnieg z jednego z kamieni. Zamrożony, ale rozłożył płachtę i już można było jako tako usiąść. Nie odczuwał zmęczenia jako takiego, ale czuł, że chakry uciekło z niego naprawdę sporo. Pewnie z jeszcze jedna, dwie techniki i na dzisiaj będzie tyle, bo nie wydoli. Asaka też już się wydawała dość zmęczona. To się tak wydawało, ale spędzili tu już chwilę. On klepiąc swoje pieczęci i powtarzając je, ona wyginając się zgrabnie... i mniej zgrabnie. Tak jak teraz, kiedy zaliczyła mocno niezgrabnego fikołka. Drgnął, jakby chciał się zerwać i ją złapać, ale siedział zdecydowanie za daleko, żeby zdążyć, więc tylko nieco uśmiechnął się pod nosem. Upadek nie wyglądał boleśnie, wyglądał przeuroczo na swój sposób. Bardzo pociesznie. Śnieg wokół, jej włosy na śniegu, czerwona wstążka, która była fałszem szkarłatnej krwi wplecionej w to wszystko i ubranie, do którego płatki się przylepiły. Legenda głosiła, że żyła tu królowa śniegu.
Właśnie tu siedziała. Och przepraszam: ćwiczyła. Przypatrywał się jej dalszym ćwiczeniom. Gdyby nie te rękawiczki miałaby pewnie właśnie mocno przetartą skórę, podniszczone dłonie, od tańców na zamarzniętej, lodowatej ziemi, ale nic jej nie było. Prócz zmęczenia. Jak się już wpadało w szał treningów to czasami ciężko było sobie powiedzieć "stop". Wiedzieć, w którym punkcie się zatrzymać, żeby złapać oddech. Lubił ją obserwować. Ile razy już to powtórzyłam? Dlatego siedział jak ta rzeźba, ciepło powoli się wypalało, dlatego mocniej otulił się płaszczem, by je zachować. Trwanie w bezruchu w tych warunkach naprawdę nie sprzyjało.
-
Zasłużona herbatka. - Nie śmiał się, ale był serdecznie uśmiechnięty, kiedy sięgał do zwoju, by wyciągnąć termos. Czekał, aż Asaka zrobi filiżanki i rozlał im, rozkoszując się ciepłem naparu. Może i siedzenie dłuższy czas w bezruchu nie był wskazany, ale odpoczynek i wyciszenie się przez moment, wyciszenie buzującej energii w ciele, już tak. -
Ćwicz dzielnie, jak mnie nie będzie. - Zachęcił ją, chociaż bardziej w tej żartobliwy sposób, bo wiedział, że będzie ćwiczyć. Jej techniki były niesamowite, ale jej kondycja fizyczna wymagała jeszcze poprawy - każdy gdzieś kulał, nie było przecież istot idealnych. Za to kiedy już osiągnie dobry poziom... o zgrozo. Naprawdę nie chciałby się stykać z tym kryształem. Nieprzebijalny, niezniszczalny. Mur, którym mogła się osłonić przed całym światem.
Ukryty tekst