Terytorialnie największa prowincja Karmazynowych Szczytów, zamieszkana przez Ród Kōseki. Daishi graniczy od północy i zachodu z morzem, na wschodzie z Soso, zaś południowa granica oddziela ją od Kyuzo i obszaru niezbadanego. Efektem tego jest możliwość tworzenia bardzo dochodowych szlaków handlowych i handlu morskiego przy - niestety - utrudnionym utrzymywaniu bezpieczeństwa włości. Podobnie jak pozostałe prowincje, dominuje tu krajobraz górski i lasy iglaste, z tą różnicą że dużo tu fauny - w tym tej drapieżnej, co na dłuższą metę może być dosyć niebezpieczne dla podróżników. Na ziemiach tych mieszkają również shinobi ze Szczepu Jūgo.
Usłyszała świst i zdążyła się uchylić, na tyle by jej głowa dalej stanowiła jedną całość, jednak jej policzek ucierpiał, poczuła szczypanie i wiedziała już, że była w tarapatach. Drzewo wypadło jej z rąk, a ona instynktownie się odwróciła. Jakie to było zaskoczenie, gdy zobaczyła pięć osób. Pięć! A już myślała, że to nieśmieszny żart kogoś z obozowiska, kolejny sprawdzian jej umiejętności. Życie jednak na każdym kroku dawało jej w kość. Była daleko, krzyk na nic się nie zda, a wręcz przeciwnie, uświadomi im, że nie była sama. Musiała jak najbardziej się wycofać, zbliżyć się do obozowiska, by dać znać, że miała kłopoty. W innym przypadku... miała nadzieję, że Tsubasa wziął sobie do serca jej słowa, że nie odejdzie, że prędzej się zgubi niż zrezygnuje.
Nie mogła uciekać, polowali by na nią, a będąc do nich plecami mogłaby oberwać. Sytuacji nie poprawiał fakt, że przez wiele godzin maszerowała. Była w dupie. A więc albo ona, albo oni... I choćby miała zabić, zrobi to, a jak nie wyjdzie, cóż może ich spowolni. To była chwila w której podjęła decyzję. Musiała zaatakować, oceniła odległość do przeciwników i zaczęła składać pieczęci. Shurikeny powędrowały, a ona liczyła na to, że wyrządzą sporo szkód i zyska nieco więcej czasu... Nigdy nie zastanawiała się jak powinna rozgrywać takie sytuacje, ale wiedziała jedno, musi znaleźć chwilę, by w jakiś magiczny sposób posłać klona do obozowiska i nie zginąć przy tym. W razie ataku, była przygotowana do tego by wykorzystać Kawarimi, o ile okoliczności by były sprzyjające.
Yukari zamarła. Nie tak to wszystko wyglądało w jej głowie. Chciała ich spowolnić, a zabiła człowieka. Zabiła. To jedno słowo odbijało się echem w jej głowie, ale nie miała czasu. Teraz gdy rozwścieczyła swoich przeciwników musiała uciekać. Gdyby udało jej się znaleźć miejsce do schronienia miałaby chwilę na zastanowienie. Krzyk jednego z przeciwników wyrwał ją z odrętwienia. Nie czekała, zaczęła biec i czuła, że oni też ruszyli. Motywowało ją to, że była coraz bliżej obozowiska. Może jej się uda... może... Świst strzały. Chciała zejść z trajektorii lotu, jednak nie zdążyła. Ostrze przecięło ucho a ona się zachwiała i upadła. Odwróciła się i starała się cofnąć. Niestety na próżno. Widziała lance, która miała być zemstą za to co zrobiła. Choćby chciała zareagować nie miała czasu. Zamknęła oczy. Przepraszam....
Minęła chwila i ból nie nadszedł. Czarnowłosa otworzyła oczy i zaraz tego pożałowała. - Akira...- ledwo szepnęła. To miała być ona... Ta broń nie była przeznaczona dla niego, jednak uratował ją. Był tutaj i ją chronił. Mogłoby się zdawać, że rana której doznał nic dla niego nie znaczyła. Złość była potężniejsza, wręcz namacalna, a jego twarz... ona też się zmieniła. Znaki. Jeszcze niedawno ich tam nie było. Była przerażona. Nim wstała był już z powrotem. Widziała jak idzie w kierunku Kenty, krzycząc. Adrenalina musiała trzymać go na nogach. Tsubasa widząc powagę sytuacji zareagował w porę. Chciał pomóc i zrobił to z ogromnym sukcesem.
Dopiero jak Akira nieco się uspokoił, a znaki zaczęły znikać zaczęła się do niego zbliżać. Widziała ranę i zastanawiała się czemu nikt nie reaguje. Jeżeli dalej tak pójdzie padnie. Kilku shinobi, którzy przyszli z chłopakami dalej się gapili i chyba to było czynnikiem że dalej szedł. Nawet teraz nie okazywał słabości.-- To rana na wylot...- powiedziała do Tsubasy widząc coraz więcej krwi. Akira coraz ciężej szedł, aż w końcu oparł się o drzewo. Widziała, jak pomarańczowłosy ruszył do mężczyzny, nim usłyszała jego krzyk biegła już w stronę obozowiska, drąc się, że potrzebuje medyka. Nie przestawała, dopóki nie zobaczyła kogoś, kto pójdzie udzielić pomocy Akirze.
Pomoc była natychmiastowa. Medycy pojawili się wokół Akiry i od razu przystąpili do działania. Nawet go nie przenieśli, a to pokazywało tylko, że musiało być źle i choć ten dzień był męczący to nie planowała się stąd ruszać. Oparła się o drzewo i czekała. Mijały minuty, adrenalina opuszczała ciało, a do niej zaczęły wracać ludzkie odruchy. To co zrobiła i jakie były tego późniejsze konsekwencje. Martwiła się. Tak bardzo się martwiła. Łzy pojawiły się w jej oczach, lecz nie pozwoliła im płynąć. Nie mogła się załamać. Nie tutaj. Nie przy tych wszystkich ludziach.
W końcu pojawiło się jakieś poruszenie i czarnowłosa wiedziała, że już po wszystkim. Zabrali go, a ona odetchnęła. Nie potrzebowała pomocy, ale też nie protestowała, gdy medyk przyszedł i do niej. Teraz na własne oczy zobaczyła na czym polegają ich techniki. I choć jej chakra zamieniała się w kryształ, to ta była całkiem inna, dawała zieloną poświatę i potrafiła zdziałać cuda. Widząc, że jej rany zniknęły, zaczęła się zastanawiać, czy tak samo stało się z dziurą w ciele Akiry. - Dziękuję- powiedziała siląc się na uśmiech, po czym odeszła.
Poranek przyszedł ewidentnie za szybko. Wszyscy ogarniali się do drogi i dopiero gdy mieli ruszać zobaczyła chłopaków. Instynktownie podeszła do Tsubasy. Ostatnio też z nim szła, więc wiedziała, że rozmową umili jej czas. Jednak to słowa seinina spowodowały, że jakkolwiek zareagowała. Odwróciła się, by spojrzeć mu w oczy. - Odpuść proszę, ten jeden raz odpuść-powiedziała to na tyle cicho, że oprócz ich czwórki nikt nie powinien tego usłyszeć i choć miała myśleć zanim cokolwiek powie, to tego jednego nie żałowała.
-Na tyle na ile czas pozwolił, to tak przespana-jej odpowiedź była ogólnikowa, ale nie zamierzała mówić, że budziła się co chwilę słysząc jakikolwiek większy hałas.- A ty? Dajesz radę? - i choć chciała się zapytać o więcej to powstrzymała się, ze względu na osobę leżącą na noszach.
Yukari poczerwieniała słysząc słowa chłopaków. Dosłownie zrobiła się purpurowa na twarzy, złapała Tsubasę za ramię i ścisnęła go mocniej. Wiedziała, że to pewnie go nie ruszy.- O boże! Tsubasa, zamilcz!- powiedziała przez zaciśnięte zęby. Sytuacja z chwili na chwilę stawała się coraz gorsza. Jakby jej słowa, cóż były zapalnikiem do kabaretu.- I ty też!? Serio? Nie miałeś problemu z tym, żeby co do minuty obliczyć w jakim czasie dojdziemy na miejsce, ba... nawet w tym czasie zdążyłeś się założyć. Właśnie. Powiedz w końcu z kim przegrałeś?- może chociaż to zakończy tą całą rozmowę na temat wczorajszego dnia, ale było jeszcze gorzej. Westchnęła tylko i dała im się wygadać. Gdy Tsubasa położył tą przysłowiową wisienkę na torcie pokręciła tylko głową. W duszy przepraszała Akirę, za to że stał się obiektem kpin i to przez nią.
-Słyszałam-czyli to były te dźwięki które budziły ją co chwilę. - Mogłeś zalepić mu czymś buzie, może wtedy by przestał- dodała odwracając się do Kenty z szerokim uśmiechem. Ona pewnie tak by zrobiła. Gdy zapytał czy coś się dzieje, nie wiedziała czy odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Musiała oswoić się z myślą, że coś się zmieniło, ale zwyczajnie w świecie miała wyrzuty sumienia- Gdybym pomyślała wtedy to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Musiałam ich spowolnić, ale tylko ich rozwścieczyłam gdy ten jeden padł. Po prostu... -wskazała na chłopaka leżącego na noszach i nie dokończyła. Miała nadzieje, że Tsubasa zrozumie.- Muszę to przetrawić.