Suiton: Mizutetsu no Jutsu
- Muszę was na chwilkę zostawić – rzekła do chłopaków. Wstała, otrzepała kimono na tyłku i przeszła się kilka dobrych metrów najpierw do wodospadu, gdzie miała zamiar nauczyć się techniki. Nie była mistrzem tego żywiołu, dlatego wybrała to miejsce na pierwsze. W pobliżu wody znacznie łatwiej będzie trenować wszelakie tego typu techniki. Jutsu nie było zbyt trudne, dopiero dla początkujących geninów, więc wchodzenie w wodę i stawanie się z nią jednością nie stawało się wielkim wyzwaniem dla Senju, która tak czy inaczej swój żywioł w połowie budowała właśnie z wody. Trening szybko minął, więc postanowiła przystąpić do kolejnego, gdzie chciała polepszyć z kolei umiejętności z zakresu dotonu.
Wyszła na brzeg i zaczęła formować następujące pieczęć do techniki, w której miały pojawiać się kamienne kolce z gruntu. Bardzo dobra technika zarówno w użyciu defensywnym jak i ofensywnym. Kolce początkowo nie chciały zbyt ochoczo wyskakiwać z podłoża, były mierne, kruche i cienkie, lecz wraz z upływem czasu zaczynały nabierać zarówno gabarytów jak i szybkości w tworzeniu ich. Nie były to rezultaty zadowalające dziewczynę, więc poświęciła na trening kolejną godzinę, aby doprowadzić swoją technikę do perfekcji, tak aby była realnym zagrożeniem w polu walki. Chciałaby, aby ta technika była wykonywana po mistrzowsku. Zawsze miała obsesję perfekcji w tej materii, jednak kiedy skończyła trening, bo uznała, że jest już dostatecznie dobra, wiedziała, że jest to dopiero przedsmak prawdziwych technik jakich zamierzała się uczyć.
Doton: Shinjū Zanshu no Jutsu
Kolejna technika też była jedną z dziedziny dotonu, polegała na wciągnięciu przeciwnika pod ziemię. Chować się już pod nią umiała, więc połowa roboty była już za nią. Pozostało wynurzanie się z brązowej toni, celność oraz szybkość wciągania przeciwnika. Za swojego sparing partnera obierała małe krzaczki, które łapała za korzonki i wciągała pod ziemię po same liście, a czasem zupełnie. Tak było już na końcu treningu, lecz na początku często pudłowała, myliła się. Łapała nie to co trzeba, a jej szybkość nie była zadowalająca, przynajmniej dla niej. W miarę treningu jej refleks oraz precyzja rosła aż do momentu, kiedy uznała, że nic więcej zrobić z tym nie może i chciała przystąpić do nauki technik tym razem z dziedziny klanowej.
Mokuton: Mokujōheki
Pozostawiła więc resztę poznanych technik i nie powtarzała ich wyrywkowo. Spojrzała w miejsce, gdzie zostawiła chłopców samym sobie i odeszła dalej w las, gdzie nikt pewnie nie mógł jej zobaczyć i usłyszeć. Gęsty las był jej schronieniem przed ciekawskimi oczami. Zapewne nie dla Hyuugi, ale o tym nic nie wiedziała, nie mogła zatem przewidzieć, że może zdobyć się na podglądanie. Poza tym poniekąd miała go w nosie, bo wyglądał jej na łagodnego fajtłapę. Ustawiła się pośród drzew, to był jej azyl. Zawsze tu tętniła gdzieś jakaś cząstka Senju. Kiedyś jako dziecko myślała, że każde drzewo jakie rośnie jest zwyczajnie żywym pomnikiem pamięci po którymś z klanowiczów. Wykonała trzy pieczęci, którymi były Szczur → Pies → Tygrys. Znowu zdecydowała się na technikę defensywną, bo w końcu defensywa jest równie dobra i ważna co ofensywa. Była to w miarę uniwersalna technika dziedziny klanowej Senju, czyli Mokutonu. Tworzona była w niej drewniana kopuła, która była dość wytrzymała aby powstrzymać przeciwnika przed niektórymi technikami z dziedziny zarówno Taijutsu czy Bukijutsu, zapewne niektórymi żywiołowymi prócz Katonu. Nie była jednak pewna co z Fuutonem, który miał dość spore możliwości tnące, ale liczyła, że nie spotka na swojej drodze żadnego takiego użytkownika. Zaletą tej techniki było to, że mogła regulować kształt i rozmiar, gdyby była nieco silniejsza z pewnością mogłaby stworzyć ogromną kopułę defensywną, gdzie zmieściło by się nawet kilkunastu ninja na raz. Jednak to do tej pory było poza jej możliwościami. Kolejnym atutem techniki było to, że zupełnie mogła odciąć drogę ucieczki jakiemuś typkowi zamykając go w kopule. Zapewne jakiś młody, mało doświadczony ninja znalazłby się w potrzasku, jednak bardziej wyszkolony bez problemu uciekłby z takiego więzienia. Technika nie była zbyt skomplikowana w teorii, jednak wymagała sporo skupienia i silnej woli aby nadać odpowiedni kształt i rozmiar kopuły. Szybkość jej powstawania początkowo nie była zbyt dobra i zadowalająca. Drewno kruszyło się jakby było spróchniałe zaś innym razem jakby przesiąknięte wodą, co czyniło technikę bezużyteczną w obliczu prawdziwej walki, na całe szczęście miała czas, więc mogła spokojnie trenować i szkolić się dochodząc do perfekcji. Wolał teraz niż gdy dojdzie do starcia na misji. Wkrótce technika wyglądała tak jak powinna wyglądać i bez większych problemów nadawała jej odpowiedni rozmiar i kształt. Początkowo tylko mogła zmieścić siebie, ale z czasem mogły tu przeczekać w kopule dwie, trzy inne osoby.
Moku Bunshin no Jutsu
Inną techniką jaką chciała poznać było drewniany podział cienia, w której mogła tworzyć klony zbudowane z drewna. Wielką ich zaletą jest to, że mogły być zdalnie sterowane, a nawet posiadały swoją wolę, własny podstawowy ekwipunek. Mogły wprowadzić wiele zamieszania w szeregach wroga, dezorientując go i przytłaczając liczebnością. Klony te były bardzo wytrzymałe, posiadały zdolność własnego myślenia, czy mowy. To było wielce pomocne. Wielkim ich atutem było to, że miały dostęp do technik klanowych, jakie znał oryginał, a w dodatku mogły dysponować technikami z zakresu taijutsu czy bukijutsu. Klony jednak nie brały się z powietrza, wymagały wkładu chakry, która początkowo ulatywała dość szybko zaraz po stworzeniu, a klon przemieniał się w bezużyteczny kawałek drewna. Nie zdolny do ruchu, nie zdolny do mowy, słowem, jeden wielki kloc. W dodatku wytwarzanie klona odbywało się z jej własnego ciała, co wprawiało jej skórę w mrowienie, a kiedy uwalniała je z ciała czuła ból, który wyrywał jej źrenice spod powiek. Zawróciło się jej w głowie, a krew pociekła stróżką z nosa. Klapnęła na ziemię niczym bezbronne dziecko uczące się chodzić, lecz teraz miała przed sobą nie lada wyzwanie. To nie było zwykłe chodzenie, tylko szaleńczy sprint, aż serce łomotało jej w piersi. Oddychała ciężko łapiąc powietrze w płuca. Położyła dłoń na głowie. Ból był wszędzie w niej. Obtarła krew z brody i spod nosa. Chwilka przerwy a następnie kolejne próby i kolejne porażki a z nimi większy ból aż do granic możliwości, jakie mogła znieść. Wraz z nauką kontroli chakry jej umiejętności balansowania i kreacji klonów wzrastały. Ból mijał, lub się do niego przyzwyczaiła, ale faktycznie chyba czuła się nieco lepiej niż poprzednio. Klony zaczynały być zgrabniejsze, mobilne, wypowiadały pierwsze słowa. Udawało się jej je uwalniać z ciała tak, że mogły przejść kilka metrów zanim obróciły się w wiór. Trening trwał w najlepsze, aż z biegiem czasu mogła śmiało powiedzieć, że dała z siebie wszystko, co mogła by opanować jutsu.
Mokuton: Chakra Shizu
Zrobiła sobie krótką przerwę siedząc na trawie i patrząc na łopoczące liście targane przez wiatr. Przerywały niebo jak szkwał skały na morzu. Patrzyła na nie i nie myślała zupełnie nic. Zbierała siły na kolejny trening techniki. Ta technika była idealna do namierzania, szpiegowania innych. Polegała na wytworzeniu małych ziarenek ryżu, nasączonych chakrą Senju. Ziarna takie wlepiały się w podeszwę butów czyniąc je nadajnikami lokalizacyjnymi. Można było to wykorzystać w różny sposób zarówno do odnalezienie pozostałych przyjaciół z zespołu czy wroga, kiedy on ucieknie, lub trzeba będzie zawrócić i odpuścić walkę, by zregenerować siły i uderzyć znienacka na jego obóz. Ziarna powstawały w jej dłoni początkowo zdeformowane, nie przypominały zupełnie ryżu, ale jakąś fasolę czy groszek, a kształt i wielkość były istotne. Wychodziły za małe lub za duże, mogły zostać albo wykryte, albo nie przylepić się do wroga. Kolejnym etapem treningu było przelewanie chakry i nauczenie się jak należy ją odbierać. Za swoje obiekty doświadczalne obrała dzikie zwierzęta, które żerowały wszędzie w lesie. Rzucała ptakom na pożarcie, królikom na futra, które później starała się odnaleźć. Pośród różnych pływów chakry trudno było się skupić na właściwej. Mogła znaleźć inne źródła, lub swoją główną, jednak mała cząsteczka własnej była istną igłą w stogu siana, której musiała szukać. Nie było to proste aby skupić się na tak małej ilości, na tak mobilnej, małej ilości własnej chakry. Początkowe próby zawodziły, gubiła sygnał, lub też chakra ulatywała z czasem zbyt szybko aby mogła ją namierzyć. Była zbyt mało stabilna i rozpraszała się zaraz po uformowaniu. Trudne zadanie dla początkującego ninja, ale Senju słynęli z talentu do wymyślania skomplikowanych technik polegających na ogromnym skupieniu oraz woli. Manipulacja ilością oraz kształtem była na porządku dziennym więc przywykła do tych absurdalnych wymagań związanych z jakąkolwiek nauką technik Mokutonu. Efekty zaczęły być widoczne po ponad godzinie, kiedy dziewczyna zaczynała lepiej rozumieć technikę oraz skupiać się do granic możliwości i znajdywała pierwsze zwierzęta, które oznaczyła przy pomocy techniki. Kolejne dopracowanie techniki zajęło jej mniej więcej trzydzieści minut zanim mogła stwierdzić, że jest zadowolona z efektów jakie pozyskała przy pomocy jutsu.
Mokuton: Jukai Heki
Kolejne wyczerpujące kilkanaście minut i mogła przystąpić do nauki kolejnych jutsu jakie miała w zanadrzu, aby polepszyć swoje umiejętności bojowe. Było ich jeszcze w sumie pięć, ale nie wiedziała, czy wszystkich ich zdoła się nauczyć jednego dnia. Mokuton: Jukai Heki była jedną z nich zawierała w sobie następujące pieczęci Ptak → Królik → Wąż. Była to kolejna technika z dziedziny mokutonu o predyspozycjach defensywnych, w której tworzyło się mór z grubo utkanych roślin w siatkę. Były one wytrzymałe, gęste, o dużej gęstości, dzięki czemu można było zmusić przeciwnika do obejścia zapory niż próby jej forsowania. Technika ta miała w sobie duży potencjał bojowy, bo przecież mogła manipulować nimi tworząc ostre pale, które mogły posłużyć do nabicia przeciwnika na nie. Zaczęła składać pieczęci a z ziemi powoli wyrastały małe krzewinki, które jakby nie było nie były tym czego oczekiwała. Wkurzyła się nie na żarty swoim poziomem, a jej motywacja oraz wkurzenie urosło. Zagryzła wargę dolną i ponowiła technikę, która była bardzo oporna na manipulację kształtem ze względu na gęstość ułożenia pali oraz gęstość samego drewna, które było łykowate, mało plastyczne. Usiadła na chwilę myśląc nad sposobem nauczenia się jej w poprawniejszy sposób niż do tej pory. W końcu drewno finalnie miało być solidnie zbudowane, ale mogła początkowo uczynić je elastycznym, podatnym na manipulację kształtem natury. Tak też zrobiła i ponowiła technikę. Ilość splotów jakie utworzyła były o wiele bardziej zadowalające, dopiero gdy była odpowiednio wysoka oraz szeroka, nadawała jej grubość oraz tęgość odpowiednią dla solidnego drewna. Ten sposób podejścia do techniki znacznie skrócił czas jej treningu, bo przynajmniej chociaż raz w życiu podeszła do niej z rozwagą oraz pomysłem. Dobrym sposobem okazało się najpierw manipulacja miękkim tworzywem, a następnie nadawanie technice twardości jakiej pożądała. Ostatnim razem jak postanowiła ją przećwiczyć aż ziemia tąpnęła i zatrząsłszy się w posagach.
Mokuton: Mokusatsu Shibari no Jutsu
Nie mogli tego przeoczyć jej towarzysze, ale nie przejęła się ostatecznie tak bardzo. Nie wstydziła się umiejętności, nie bała się też pokazać całej mocy Senju jaką posiadała i postanowiła ćwiczyć dalej, nawet jeśli przylecą za tymi wstrząsami. Tym razem zajęła się techniką bardziej ofensywną od poprzednich, czyli Mokuton: Mokusatsu Shibari no Jutsu, w skład której wchodziła jedynie jedna pieczęć węża, co czyniło ją szybką do utworzenia a nie bawienie się w układanie kolejnych pieczęci. Oszczędzało to sporo czasu w razie starcia, a technika mogła być używana do dużych obiektów. W końcu może kiedyś będzie miała się zmierzyć z naprawdę ogromnym przeciwnikiem, a ta technika będzie idealna. Podobna była nieco do znanej jej już wcześniej innej techniki mianowicie Mokuton: Kouskou, która jak ta polegała głównie na unieruchomieniu przeciwnika, ale pale mogła zacieśniać miażdżąc przeciwnika, sprawiając ból oponentowi i zmusić go do kapitulacji. Zaczęła swój trening kolejnej techniki mokutonu początkowo na elastycznym drewnie tak jak w poprzedniej technice, którą dopiero co poznała. Zaczęła więc niezwłocznie trening kolejnych technik z zakresu umiejętności B, tak aby zdążyć przed zmierzchem. Jej przeciwnikiem oczywiście były nieruchome drzewa, które miały imitować większych gabarytów przeciwnika. W tym lesie o dziwo rosły dość duże, rozłożyste drzewa o grubych pniach. Może nie aż tak ogromne jak w jej osadzie, jednak nadawały się do treningu idealnie, więc powoli oplatała swoich drewnianych przyjaciół drewnianą pułapką. Ironia losu prawda? Możliwe, jednak Hyojin ciężko trenowała dążąc do perfekcji do jakiej była przyzwyczajona przez klan i nie poddawała się zbyt szybko. Jej serce znowu przyspieszyło, znowu poleciała krew z nosa. Obciążenie było wielkie dla jej układu chakry. Obtarła czerwoną wydzielinę rękawem i znowu skupiła chakrę formując więzienie dla nieprzyjaciela. Jej wyczerpanie było co raz większe i większe, więc postanowiła nieco odpocząć, aż zregeneruje chociażby część chakry. Teraz dopiero żałowała, że nie zjadła tej sarniny, którą oferował jej Keion. Może miałaby wtedy lepszą formę. Znów stała z ziemi otrzepując kimono i przystąpiła do dalszej części treningu, również z mizernym efektem. Nadal nie była zadowolona z efektów. Zużywała sporo chakry, więc musiała popracować nad tym aspektem, aby ograniczyć straty w przypadku walki. Na to nie mogła sobie pozwolić. Chakra zaczęła być dozowana bardziej wydajnie co doprowadziło do odpowiedniejszych efektów przy wykonywaniu techniki. Jutsu nabierało odpowiedniej formy, szybkości jakiej chiała, aż w pewnym momencie doprowadziła ją do stanu, kiedy nie mogła już ulepszyć nic więcej, bo była perfekcyjna. Usiadła na ziemi zastanawiając się, czy nie dać sobie spokoju z kolejnymi treningami, jednak odrzuciła tą myśl bardzo szybko. Nie była słaba, była Senju! A to zobowiązywało ją do wielkich czynów oraz silnej woli.
Mokuton: Mokusei no Kabushiki
Kolejną technika było Mokuton: Mokusei no Kabushiki, tak jak poprzednia wymagała tylko jednej pieczęci węża. Była to technika stosowana na omdlałym przeciwniku, głównie niezdolnym do walki. Tworzyła ona drewniane dyby, które były mocne, solidne i przede wszystkim mogły służyć do przesłuchania jakiegoś człowieka. Nie zwlekając zabrała się za trening, chcąc tworzyć właśnie takie dyby przy pomocy chakry. Tu jednak nie spotkała żadnego pomocnika do wykonywania tego jutsu, jednak początkowo zmieniała strukturę rosnących już tu drzew przekształcając je właśnie w te dyby. Już samo to nie należało do najprostszych dla niej zadań szczególnie zważając na to ile trenowała w jednym dniu. Zmęczenie, osłabienie organizmu dawało się jej we znaki, kiedy ponawiała technikę. Pot spływał gęsto z czoła, a jej oddech był niczym u tura, który ma zatkany nos. Sapała nie poddając się i formując pieczęć na spuchniętych od treningu pałacach. Pierwsze rezultaty były widoczne po godzinie, kiedy drzewa poddawały się manipulacji i zaczęły tworzyć to piękne, średniowieczne narzędzie o wszechstronnym zastosowaniu. Cel był jeden i ona go znała, w końcu na uczyć się techniki jakiej chała. Co raz częściej robiła przerwy i co raz trudniej było jej się skupić na technice, ale powoli dążyła do celu. Małymi, drobnymi kroczkami. Ciężar jutsu dostrzegła kiedy porzuciła drzewa i zaczęła formować samodzielnie technikę, którą zamierzała już wykorzystać przy pierwszej lepszej okazji, kiedy spotkani chłopcy ją zdenerwują. To była wyraźna motywacja i osłoda jej życia, ponieważ wstąpiły w nią jakby nowe siły a zmęczenie i ból nieco ustąpił. Jutsu było wykonywane z większą precyzją oraz przy mniejszym nakładzie trudu niż do tej pory. Zaczęła trenować intensywniej, bo pomyślała, że znowu robi coś źle, jednak ku jej zdziwieniu jutsu zaczęło być banalnie proste i łatwe. Sama nie pojmowała jak mogła mieć takie trudności na początku treningu. Wszystko zaczynało być intuicyjne, trywialne i przyjemne. Postanowiła na dzisiaj jednak zakończyć trening i wrócić do chłopaków, gdzie skierowała się niezwłocznie w ich stronę, nie wykonała wszystkiego tego co chciała, ale i tak była już przemęczona.