Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

1 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

Kontrola chakry. Nikt nie lubi uczyć się kontrolować swojej chakry. A przynajmniej tak uważał Yue - że tego się nie da lubić. Wymagało to długich przygotowań, długich ćwiczeń, koncentracji. Wszystkiego tego, czego nie chciał z siebie dawać. Ale po spotkaniu z Mujinem był minimalnie bardziej zmotywowany. Albo raczej - przychodziło to jakoś samo. Żeby rozwijać swoje Kekkei Genkai. A żeby rozwijać swoje Kekkei Genkai to trzeba też, stety czy niestety, poćwiczyć trochę nad kontrolą niebieskiej energii.
Przekonał się aż zbyt boleśnie, że próby kontrolowania kryształu bez jakiegokolwiek skupienia na tym, ile chakry mu poświęcasz kończy się nie tylko na tym, że wszystko dzieje się w leniwym tempie, spowolnione, jak na tej taśmie, na której chcesz normalnie oglądać film, ale ona ciągle przesuwa się w tempie 0.75. Albo i wolniejszym. Nawet Jego Szacowna Leniwość była dlatego gotowa przemyśleć sobie wyciągane wnioski z ćwiczeń i zacząć się skupiać na tym, żeby jednak niebieska energia bardziej z nim współpracowała. Więc robił to powoli. Swoim tempem. Był na tyle szaloną rzeką, że nawet wybrał się do tutejszych zbiorów w bibliotece Ryuzaku dostępnej ninja, żeby przeczytać kilka słów wielkich mądrych o tym, jak najłatwiej trenować tę kontrolę i w jaki sposób. Jeszcze prościej byłoby pewnie z mistrzem... ale posiadanie mistrza to przecież zobowiązania. A od zobowiązań Yue starał się trzymać z daleka. Wypożyczył więc jeden z tych zwojów i wrócił do swojej chałupy, żeby tam się na nim skupić. Ze względu na brak listków na dworze, który był najwyraźniej, z jakiegoś powodu, najlepszą metodą do ćwiczeń, Yue zerwał jednego z kwiatka. Wybacz. To tylko jeden listek. Wybaczysz, co? Usiadł na macie i przyłożył listek do czoła, skupiając się na nim, zgodnie ze wszelkimi zaleceniami instrukcji. I wbrew wszelkim zasadom, że prawdziwy mężczyzna wyrzuca instrukcję do kosza. Nie trzeba było wielce znać Yue, żeby wiedzieć, że ta metoda bardzo szybko go znudziła. Tak, tak, skupiał się na nim, starał się go przylepiać do tej swojej skóry... i wychodziło. Jakoś. Pomalutku. Powolutku. Większą jednak zabawą połączoną z tym treningiem stało się odsunięcie tych zwoi (no i mamy to - olać intrukcję, bo ja to zrobię lepiej!) i zabawa samym Shotonem. Sprawdzał, jak chakra zachowywała się względem tworów, jakie robił i starał się miarkować jej zużywanie. Szybko też odkrył, że właściwie nawet w małego motylka z kryształu mógł wpompować całą chakrę, jaka wymagała była do posługiwania się żywiołem, żeby tylko go wzmocnić. Więc to stało się następnym treningiem. Pewnie każdy geniusz poradziłby sobie z treningiem raz dwa - ale przez jego zabawy przetykane codziennym życiem wszystko potrwało kilka dobrych dni, zanim powoli pojawiający się progress stał się w końcu rzeczywistością, a on panował nad chakrą na o wiele bardziej zadowalającym poziomie. Oczywiście, jak każdy grzeczny obywatel, zwój odniósł do biblioteki.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

Ćwiczenie kontroli chakry szło bardzo naturalnie w parze z powolnym i miarowym uczeniem się Shotonu na wyższym poziomie. Kryształ - piękny, przypominający kryształy górskie, a momentami nawet i diamenty - chętnie poddawał się jego woli i jego palcom. Mógł tworzyć z niego twory precyzyjne, na których ćwiczył, jak i duże - tworzone na już, na teraz, bez żadnej wielkiej finezji. Wszystko zależało od tego, czego potrzebowałeś w danym momencie. I wraz z tymi ćwiczeniami, kiedy przerabiał twory tak te drobne i dokładne jak i te większe, rosły możliwości tego, co mógł z tym Shotonem zrobić.
Nie przemęczał się i nie nadwyrężał, ale za to, jak na siebie, ćwiczył dość sumiennie i przede wszystkim - codziennie. Swoje treningi przeniósł na tylni ogródek, dbając o to, żeby oczywiście niczego tutaj nie zniszczyć. Po prostu robienie kilkumetrowych tworów, zwłaszcza w wysokościach, przerastało nieco możliwości jego skromnego poddasza. Tak więc trzeba było rozwijać reberu w jakimś bardziej przystępnym miejscu. I tak oto tworzył - ściany, które wzrastały na prawie taką wysokość, jak całe piętro domu, rozszerzał potem te ściany na boki, obejmował coraz większy teren i wypełniał go kryształowym tworem. I spoglądał na to z fascynacją i dziecięcym zachwytem. Dbał, by chakra, jaką na to poświęcał, nie była roztrwaniana zupełnie w interkosmosie. Chciał nad tym panował. Chciał, żeby ten żywioł, składowa Fuutonu i Dotonu, był mu posłuszny. Dlatego też sprawdzał jego limity. A nie tylko wzrastała wielkość tworów, nad jakimi panował z każdym dniem, ale i w końcu odkrył, że wzrastają też zasięgi, na jakich mógł nim operować. I sięgał dalej, bardziej odważnie... starając się przy tym nie narazić żadnym sąsiadom, co by zaraz nie zarobić jakąś patelnią w łeb. I kiedy tak rozszerzał ten wachlarz swoich możliwości stawał się w tym coraz bardziej śmiały, tak i rosło zadowolenie.
Trening trwał w różnych okolicznościach. Pełne skupienie na tworzeniu kryształu było jednym, ale co, jeśli nie chcesz poświęcać temu wszystkiego? Ciężko było Yue myśleć w kategoriach: ja kiedyś tego użyję na polu walki. Bo i nie pchał się na pola walki. Te wszystkie testy, jakim poddawał własne możliwości, były czystą zabawą. Kiedy szedł do sklepu i robił zakupy, a jednocześnie w rękach tworzył stokrotkę dla sprzedawczyni. Och, zawsze to utargowane 1 ryo mniej. Albo kiedy siedział w domu gejsz i to, ile tam było rzeczy rozpraszających uwagę to hoo..! I mimo to możliwe było stworzenie czegoś. Zdecydowanie nie było to tak sprawne jak przy skupieniu pełnym, ale hej - przecież nie tego oczekiwał. W końcu - to wszystko było zabawą, tak? Zabawą, która być może skończy się szybko i przyjdzie mu wypróbować własne możliwości, jako Koseki, w praktyce. Kiedy tylko Ryuzaku no Taki da znać, że go potrzebuje. Albo kiedy sytuacja go do tego zmusi.
Zabawy Shotonem trwały i rozciągały się na całe dni. Nawet kiedy już był przekonany, że opanował wszystko, że wycisnął ostatnie poty na ten moment ze swojego kryształu, to po prostu nie mógł się od tego uratować. Od tego, jak zachwycało go piękno tego elementu. Jego własnego. Jego krwi.
  Ukryty tekst
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Aki »

Nie - nie lubił gdybać. Właśnie dlatego przecież wyszedł z domu, żeby z nudów przez przypadek nie zapuscić się w takie zakamarki swojej psychiki, do których nie chciałby trafić. Twarde stąpanie po ziemi miało to do siebie, że pozwalało człowiekowi na bycie wiecznie zajętym, a dzięki temu takie zupełnie nieistotne rzeczy, jak chociażby samopoczucie czy kontakty międzyludzkie mogły zejść na drugi plan. Bo przecież zawsze trzeba było być czujnym, a to już z kolei zajmowało naprawdę sporą dozę uwagi. I tylko te krótkie chwile, w których można było się wyluzować - było w takim życiu coś pięknego. Człowiek wtedy naprawdę doceniał te momenty, przeżywał je całym sobą i dawał z siebie wszystko. Mógł się wtedy czuć naprawdę spełnionym. Sam sobie tworzył raj na ziemi, a potem, gdy już wszystko się uspokajało - spadał na ziemię. Ale Aki był gotowy na takie upadki - nie robiły na nim wrażenia. Nie był doskonały - rozbił sobie ten swój wilczy pysk nie raz i nie dwa. Był doświadczony i rozumiał, że czasem tak po prostu musiało być. Czasami trzeba było być boleśnie sprowadzonym na ziemię. Sam również czasem musiał sprowadzać - chociażby Munraito i Isane, którzy zdawali się bujać w obłokach przez całą ich podróż.
- Aha... - wymamrotał pod nosem. Już chyba szósty raz nawiązując do tościków z miodem. Spojrzał jedynie na białowłosego, nie do końca rozumiejąc, dlaczego się z niego śmieje. Przecież ta sytuacja była tak abstrakcyjna, że gdyby nie to, że stał obok niego, to pomyślałby, że wpadł właśnie w jakieś genjutsu.
Aki nie znał się na języku - co najwyżej potrafił się całować. Chyba. Bo nie miał praktycznie żadnego doświadczenia - ale to była jedna z tych czynności, które człowiek mimo wszystko potrafił robić. To się po prostu wiedziało. Doprawdy fascynująca czynność - całowanie. Tak bardzo bezużyteczna dla ludzi, w dodatku stwarzająca zagrożenie zarażenia się jakimiś choróbskami, a jednak tak bardzo pożądana przy zbliżeniach dowolnego rodzaju. Nigdy tego nie rozumiał i zapewne nigdy nie zrozumie - niektóre ludzkie czynności przerastały jego zdolność postrzegania świata. Wtedy je po prostu przyjmował do głowy - ot, są i nic z tym nie zrobisz.
- To dobrze myślisz. - prychnął pod nosem. Szczerze mówiąc, to sam nie wiedział, jakiej odpowiedzi się spodziewał. Na szczęście Yue nie był taki głupi, jakiego czasami próbował zgrywać. - Ale tym razem mówiłem prawdę. - dodał szybko, żeby chłopak przypadkiem nie pomyslał, że nim manipuluje. Nie teraz i nie tutaj. Sztuka dyplomacji, czy jak kto woli, sztuka manipulacji była zbyt potężnym narzędziem, by używać go w tak trywialnej sytuacji, jak spacer ulicami ze znajomym. Kłamał - jeśli musiał, albo po prostu chciał. Ale jeżeli nie musiał, to tego nie robił. Po pierwsze dlatego, że miał w dupie to, co kto o nim sądzi, a po drugie dlatego, że tworząc swoją małą siatkę kłamstw, można przez przypadek samemu w nią wpaść. Jeden nieostrożny ruch wystarczył, by poplątać się w swoich własnych zeznaniach, a nie ma nic gorszego dla szpiega, niż przejrzenie jego gierek. I podobnie jak Yue, Aki nie wierzył w całkowitą szczerość ludzi. Wiedział, że pomimo tego, że ludzie często mówili, że wolą brutalną prawdę, to wcale tak nie było. Kłamali. Woleli żyć w błogiej niewiedzy. Tym bardziej, jeżeli prawda była straszna, a oni nic nie mogli na nią poradzić.
Co powiedziałbyś matce, która straciła syna na wojnie? Że walczył ramię w ramię ze swoimi braćmi i zginął jak bohater, czy może prawdę - że zesrał się w spodnie na sam dźwięk bębnów wojennych, umarł bo skręcił sobie kark spadając z górki podczas ucieczki? Aki by skłamał. Mu by to nic nie zrobiło, a kobieta czulaby się lepiej z myślą, że jej rodzone dziecko dało z siebie wszystko.
- A to ja nie wiem. Mało dziupli zaliczyłem. W przeciwieństwie do ciebie. - prychnął srogo pod nosem, nie mogąc się nie zaśmiać ze swojego własnego żarciku, nawiązującego do stylu życia, jaki prowadził Yue. Nie żeby Akiemu to jakkolwiek przeszkadzało - bo po prostu nie obchodziło go to, jak ktoś się prowadzi. Ludzie w Ryuzaku byli wolni i mogli dysponować swoimi ciałami, swoim czasem, jak tylko chcieli. Szanował każdego - dopóki ktoś nie czynił krzywdy drugiej osobie, to hulaj dusza piekła nie ma. Sam też nie miał raczej żadnych zasad moralnych, ale jego grzeczny tryb życia wynikał z ogółu jego charakteru, który przekładał się na takie, a nie inne preferencje.
I to nie tak, że Aki nie był szczery. Po prostu nikt go nigdy o nic nie pytał, zakładając, że i tak nie odpowie. A Aki odpowiadał zawsze - i to bardzo konkretnie. Zarówno Yue, jak i Isane i Hiroyukiemu. Wszyscy mieli go - w sumie trochę słusznie - za gbura, ale to nie była do końca prawda. On po prostu traktował wszystko bardzo dosłownie i jeżeli na pytanie można było odpowiedzieć tak/nie, to właśnie takiej odpowiedzi udzielał. Wystarczyło poprosić o rozwinięcie. To ON był prostym chłopakiem, do którego trzeba było mówić jasno i precyzyjnie.
- Rycerzy już nie ma, Yue. Ninja nie mają honoru. Rycerze mieli. I sam wiesz, kto teraz rządzi światem. Oni wyginęli dawno temu, walcząc o porządek, który nigdy nie miał prawa istnieć. - ich era liczyła sobie niecałe czterysta lat. Wszystko, co było dawniej, uznawane było za słabe i niegodne zapamiętania. Jak gdyby ktoś całkowicie wymazał wszystko, co było przed.
Uśmiechnął się, słysząc komentarz o tym, że bohater to zawód o bardzo krótkim stażu. Nie dało się temu zaprzeczyć - niestety. Będąc wojownikiem w walce o dobro, trzeba było się liczyć z tym, że to tych złych jest znacznie więcej. A jak mówiło stare, dobre przysłowie: każdy rycerz dupa, kiedy wrogów kupa.
- W najwyżej komnacie zamykało się psychicznie chorych i niewygodne dla królestwa osoby. Chyba nie chciałbyś tego zrobić Isane, co? - zaśmiał się pod nosem, wytykając białowłosemu to, co sam przecież powiedział, ale chyba nie do końca o tym wiedział.
Weszli w końcu do środka - do domu, do którego miał odprowadzić Yue. No właśnie - miał go tylko odprowadizć, a nie się wprosić do środka, ale skoro chłopak go zaprosił, to nie miał czelności odmówić. Zdawało się, że już w ogóle całkowicie zapomnieli o tym, co przed chwilą się wydarzyło...
- E tam. - skomentował, gdy w końcu znalazł się w mieszkaniu należącym do białowłosego. Prawdę mówiąc - zaskoczył go. Pozytywnie. - No masz tu mały burdel, ale przynajmniej nic się nie lepi. - skomentował krótko. - Bywałem w gorszych miejscach. - och, cóż za komplement ze strony niebieskookiego. Panicz Amano powinien czuć się zaszczycony, słysząc to z jego ust. Chłopak rozglądał się po mieszkaniu - szukając tu czegoś ciekawego. I o-bo-go-wie, tu było tyle rzeczy, których się nie spodziewał. Zupełnie jakby wszedł do jakiegoś zupełnie obcego świata, zamieszkanego przez kosmitów z innej planety. Pełno jakichś pierdół, dłut, normalnie pracownia artysty. - Komu zajebałeś klucze do mieszkania? - uśmiechnął się w kąciku ust. - Malujesz? - zapytał, idąc dalej - w kierunku łóżka. I tam zauważył coś, co totalnie go pochłonęło, sprawiło, że wszystko co powiedział wcześniej, stało się momentalnie nieistotne.
- Działa? - zapytał zafascynowany łapaczem snów. Patrzył się w niego, jak dziecko w cukierek. Wyciągnął rękę i delikatnie przejechał po przedmiocie, jak gdyby totalnie nie wierząc w to, co widzi. Zawsze jego uwagę pochłaniały takie zupełnie nieistotne pierdoły. Stał tak i gapił się, jak cielę w malowane wrota. Fascynujące, pochłaniające, niesamowite. Dlaczego ktoś w ogóle to zawiesił nad łóżkiem...?
0 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

W miejscu takim jak to bardzo łatwo było odsunąć od siebie wszelkie troski. Łatwo było wymigać się od codzienności. Zapomnieć. Tengokuhenokaidan był miejscem, w którym zaczynały się sny i w którym pływały marzenia. I Yue bardzo się starał, żeby taki był. Bardzo się starał, żeby każdy, kto tutaj przyjdzie, go takim zapamiętał. I dlatego je tak przedstawiał - Schody do Nieba. Tutaj nie musisz gdybać. Nie musisz skupiać się na rzeczach bardzo przyziemnych. Właściwie - niczego nie musisz. Możesz sobie pozwolić na to, żeby czar całego chaosu, który jednocześnie wydawał się w idealnej kompozycji wypełniać całą przestrzeń, wypełnił i ciebie samego. Były takie chatki, które stały na kurzych nóżkach i były takie poddasza, w których naprawdę czuło się bliżej czegoś zupełnie nieziemskiego. Tak, tu miało być stop, miało być zatrzymanie. Miało być tylko odprowadzenie do domu. Yua miał słabe nogi i ciągle były miękkie, ale w tym wszystkim jednocześnie pojawiła się lekkość. Został upity obecnością drugiej osoby. Byli tacy narkomani, których tylko to zadowalało. Tacy, którzy mogli poczuć zaspokojenie tylko wtedy, kiedy zostaną odnalezieni przy drugiej osobie. Do ciebie to jednak nie pasowało tak samo jak gdybanie, prawda, Aki? A jednak - oto jesteśmy. W czymś, co otula magią, przy kimś, kto magię tworzy i w samym środku mieszkania, przy którym krok miał się zakończyć przed jego progiem. Zabawna sprawa, bo Yue od razu obmyślił sobie, że go tutaj wciągnie. Chociażby na chwilę, może na herbatkę, może na tościki z miodem. To miała być jedna z tych chwil, w których rozluźnienie było całkowicie możliwe. I cóż? Jakie to głupie zapraszać kogoś obcego do swojego własnego domu? I jeszcze powiedzieć mu do tego, by czuł się jak u siebie? Nie raz i nie dwa zniknęło mu coś z domu, kiedy zapraszał tutaj obcych. Ale jakoś miał wrażenie, że Aki powiedziałby, że to poniżej jego poziomu, gdyby zapytał o to, czy zdarzyło mu się coś ukraść komuś tylko dlatego, żeby zarobić na tym kilka ryo. Bez żadnej potrzeby. Z czystego pragnienia posiadania więcej i więcej.
- Tosty z miodem to połączenie słodyczy i wytrawności. Są miękkie, słodkie i złociste, ale jednocześnie nie tracą przy tym swojego charakteru. - Widząc to niezrozumienie, które się przeciągnęło i teraz nabrało już nieco innego zabarwienia przyszedł z pomocą rozwikłania tej zagadki. Abstrakcyjnej - a jak! Bo stworzonej przez artystę o całkiem bogatej wyobraźni, który bardzo lubił tworzyć bajki z życia codziennego. I zdarzało mu się wyszukiwać różne dziwne porównania. Nie dla każdego musiały być jasne i nie każdy myślał abstrakcyjnie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A jak zostało już powiedziane - nie chciał, żeby Aki czuł się niekomfortowo. Kiedy zaś czegoś nie rozumiesz to zazwyczaj zaczynasz się tak czuć. Zwłaszcza, gdy druga strona cieszy z tego powodu michę. Już nie wiesz, czy śmieje się z ciebie, czy kpi, czy wyśmiewa, czy próbuje nadal z tobą żartować.
- Jeśli ktoś kiedyś nie skłamał niech pierwszy rzuci kamieniem. - Właśnie, kłamało się bliskich, a co dopiero obcych. Raz zdarzy ci się, że to będzie taka matka, której musisz przynieść złe wieści i nie chcesz, żeby czuła się z nimi tak tragicznie, jak tragicznie brzmiała o tym prawda. Tak tworzono właśnie historię. Oczami ludzi, którzy nie chcieli przekazywać, jak okrutna i jak wulgarna była walka. Łatwo zapomnieć, jak wygląda rozcięta gardziel i flaki wywleczone na zewnątrz... nie, to jest coś, czego się nie zapomina. Nie da się. Ale łatwo sobie tego nie wyobrazić, gdy nigdy naprawdę nie miało się czegoś tak okrutnego przed oczami. Kłamstwa miały jednak też jedna jedną cechę wspólną- krótkie nogi. Za łatwo się w nich pogubić, jeśli nieuważnie nimi żonglujesz. Na szczęście Yue nie miał problemów z nałogowym kłamaniem. I nie łudził się, chociaż nie miał powodów, by nie wierzyć słowom Aki, że mógłby go oszukać od pstryknięcia palcem. Mógł mu słodzić i opowiadać najbardziej niestworzone historie o samym sobie, tylko po to, żeby faktycznie zyskać zaufanie, żeby Yue go polubił... przecież ludzie potrafili mieć tyle ukrytych motywów. Ale była tylko jedna rzecz, w którą nie wierzył - z tej perspektywy. Bo tam, w ogrodzie, uwierzył. W to, że Aki naprawdę mógłby na jedno słowo nieznajomego zabawić się w mordercę.
- Ależ ja nie jestem wiewiórką. - Zapewnił z całkowitą powagą, uśmiechając się szczerze w stronę Akiego. Klęknął przy piecu i powoli ściągnął z ramion płaszcz - ostrożnie przy lewej ręce, ruszając palcami, żeby je przy okazji "rozmrozić". Skóra aż szczypała z tego zimna. Włożył prawą ręką kilka klocków drewna do środka, pociętych na cienkie szczapy, przygotował palenisko i rozpalił. Buchnęły ciepłe płomienie, które rzuciły jeszcze więcej blasku na pomieszczenie. Chyba gdyby Aki miał kija w dupie to by go tu nie było. I może spojrzałby na niego z obrzydzeniem, może sam zachodził od zmysłów, czemu wtedy zrobił co zrobił. Żałowałby uniesienia i ognia, który ich połączył i zbudował tamtej nocy. Ale nie żałował. I w jego zachowaniu była taka gładkość, że Yue nawet nie próbował doszukać się obrazy w tych słowach. Zresztą sam się na takiego kreował, wcale się nie krył ze swoim... brakiem szacunku do siebie? Tak można to było opisać? Ładniej i bardziej "politycznie" brzmiałoby to: bujnym życiem towarzyskim. Skoro mowa już o sztuce posługiwania się językiem, to w tym prostym stwierdzeniu spotykało się, dziwnym trafem, niejedno jego znaczenie. A już na pewno spotykały się języki.
- Jak twardo. - Zaśmiał się cicho i krótko. Twarde wypowiedzenie się o rycerzach. Bezwzględne. Osądzające. Że na tym świecie próżno jest szukać ludzi szlachetnych, bo dawno temu wyginęli. Ponieważ nastała era cieni i kunai. Brzydka, paskudna era, gdzie każdy zakamarek mógł być epilogiem twojej drogi. Podniósł się wolno z ziemi, podpierając o blat przy piecu i jakoś tak uśmiech mu zszedł z kolejnym westchnięciem. Skierował swoje kroki do misy z wodą - schowanej od strony wejścia, bo stojącą na szafce w łazience. Żeby tam delikatnie zacząć obmywać zmarzniętą dłoń z paskudnym cięciem. Krew wydawała się wręcz zmienić kolor jego bladej skóry w miejscach, przez które się tylko przesunęła i nie zakrzepła. Nie winił Aki za taką wypowiedź i nie dziwiło go, że miał tak konkretne zdanie na ten temat. Taki typ - powinien się spodziewać takich słów, ale już miał to do siebie, że małej ilości rzeczy się spodziewał. Głównie dlatego, że niewiele myśli poświęcał przyszłości i reakcjom. Chciał dawać się zaskakiwać. To przecinało codzienność. Zupełnie tak jak niepokoje Aki burzył zwykły spacer czy wysiłek fizyczny.
- Wierzę, że prędzej ona zrobiłaby psychicznie chorego z tego smoka, co miałby jej pilnować. - Rozbawiło go to, że wieża z bajek dla księżniczek stała się wieżą dla psychicznie chorych w interpretacji Aki... albo w jego informacjach, jakie posiadał. Może znał jakieś inne historie, albo sam doświadczył czegoś niebanalnego. Albo to część jego poczucia humoru, tak po prostu. Chociaż akurat coś w tym było, że w najwyższych pokojach to zamykano nieposłuszne córki. A te rozbestwione panienki rzadko kiedy miały równo pod sufitem. Nie żeby paniczyska były lepsze. Wytarł dłonie w ręcznik i wyszedł z łazienki, żeby zsunąć szalik z szyi i przewiesić go na wieszaku obok drzwi. A kurtka na razie leżała, gdzie ją zostawił. - Hahaha, no wiesz? Co ma się lepić? Sprzątam po swoich gościach. Poza tym lubię mieć czyste skarpetki. - Teraz odwiesił kurtkę i zajął się rozpalaniem pozostałych świec i kaganków, żeby było wystarczająco dużo światła. - Ostatnio takiemu jednemu kowalowi... och, do tego mieszkania? - Ułożył paluszki na swoich uśmiechniętych usteczkach, bardzo niewinnie trzepocząc przez moment rzęsami, kiedy spoglądał na Akiego. - Robię różne rzeczy, na które najdzie mnie fantazja. - Ściana zajęta faktycznie różnymi artystycznymi przyrządami była ogarnięta półcieniami - okna były pozasłaniane, żeby chronić mieszkanie przed utratą ciepła. Ale nie dało się ich nie dostrzec.
- Co? Łapacz snów? - Nie kłopocząc się z pościeleniem łóżka Yue usiadł na nim ze skrzyneczką i wyjął z niej zestaw pierwszej pomocy każdego dzielnego shinobi. Brakowało plasterków, różowych, z jednorożcami. Ale wtedy, na nieszczęście, jeszcze takich nie wynaleźli. Przysunął świeczkę na stole i zaczął oglądać dłoń, która zaczerwieniona teraz od ciepła, znowu nieco krwawiła. - Nie wiem. To pewnie zależy, co uznasz za koszmar. - Uśmiechnął się, spoglądając na swojego gościa, ewidentnie zafascynowanego tym tworem. - Weź go sobie, jeśli ci się podoba. Może tobie pomoże. - Powiedział po chwili obserwacji Ranmaru. I oto jest - pierwszy czar. A może i nie pierwszy. Ale na pewno sam Aki był w tym wszystkim uroczy i czarujący. - Hej, Aki. Chcesz doświadczyć czegoś wyjątkowego?
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Aki »

Nie rozumiał. Nie chciał zrozumieć - gdybanie nie było dla kogoś takiego jak on. Domyślanie się, co ludzie mieli na myśli, czasem przerastało jego zdolności poznawcze. Był trochę jak małe dziecko w tych sprawach, które ciągle poznawało świat. Problem leżał jednak w innym miejscu - on się nie uczył. A raczej: nie potrafił się nauczyć. Ludzie byli zbyt skomplikowani dla kogoś takiego jak on - wychowanego w duchu wiecznego przetrwania, bojącym się własnego cienia. Ale... przecież żyło mu się tak dobrze. Nie narzekał. Dlaczego miałby to zmieniać? Nikogo nie krzywdził swoim zachowaniem - a przynajmniej tak mu się wydawało. Ale fakt - dziwne było to, że został zaproszony do czyjegoś mieszkania. Prawdę powiedziawszy: rzadko mu się to zdarzało, głównie na misjach. A teraz, tutaj, z Yue... aż nie wiedział do końca, jak powinien się zachować. Zdjąć buty? Tak, tak, trzeba było. Żeby nie nasyfić i nie nanieść tego całego błota z zewnątrz, które tak powszechne było o tej porze roku.
- Myślę, że paru takich by się znalazło. I zapewne by kłamali. - uśmiechnął się w kąciku ust. Przecież pełno było takich ludzi, którzy lubili zgrywać dobrych i pomocnych, a w rzeczywistości byli diabłami w ludzkiej skórze, żerującymi na głupocie i naiwności innych. Bo bardzo łatwo było zgrywać niewiniątko i co najgorsze: ludzie w to bardzo często wierzyli. Wystarczyło spojrzeć tylko na tego aniołka, który stał teraz przed nim. Piękne białe włosy, niebieskie oczy. Taki delikatny, taki niewinny. Aż by się chciał go złapać i wytargać za poliki, nacieszyć tą chłopięcą niewinnością. A jaki styl życia prowadził - wiedzieli obaj. Ale Aki nie oceniał go tylko po tym, co robi ze swoim życiem. Był jedną z niewielu osób, które w jego całym życiu zwróciło na niego jakąkolwiek uwagę. Był mu wdzięczny, nawet jeżeli nie okazywał tego bezpośrednio. Nie dlatego że nie chciał, po prostu... nie wiedział jak. Co miał powiedzieć? Dziękuję? Od razu nastąpiłoby pytanie: za co. A na takie pytanie Ranmaru już by nie potrafił odpowiedzieć. Byłoby to dla niego zbyt... głębokie? Nie zwykł mówić o takich emocjach, o tym, co czuje w głębi duszy. Już i tak otworzył się przed chłopakiem, jak mało przed kim. Nawet, jeżeli nie było tego widać.
Słowa Akiego mogły być twarde, ale były prawdziwe. Nie owijał w bawełnę, bo takie zakłamywanie rzeczywistości nie miało sensu. Jeżeli bohaterowie ginęli, to trzeba było o tym mówić. Bycie rycerzem powinno się zostawić tym, którzy poza dobrym sercem, mają też dobre pierdolnięcie w dłoni. Niestety, ale świat nie był utopią - był pełen skaz, brudu i zła. Ludzie gotowi byli posunąć się do najgorszych rzeczy, żeby osiągnąć swoje cele, korzyści. Nie miało dla nich znaczenia, czy ktoś był kobietą, matką, czy kimkolwiek. Jeżeli ktoś był bardzo zdesperowany, by coś ci zabrać, to potrafił to zrobić. Kiedyś ktoś powiedział, że głód jest najlepszą przyprawą - a nawet biedni lubią czasem dobrze zjeść, nieprawdaż?
- Myślisz, że aż taka z niej żmija? - zasyczał, wypowiadając ostatnie słowo. Zastanawiało go, co właściwie skłoniło Yue do wypowiedzenia tego zdania. Czyżby też ją przejrzał? - Nie są chyba ze sobą długo. Jak wyruszałem do Daishi, to jeszcze był singlem. Wróciłem miesiąc potem, a on już z nią zamieszkał. Trochę szybko. - czy miał prawo oceniać, gdy samemu wskoczył do łóżka (i to w dodatku nieswojego) po kilku godzinach znajomości? Oczywiście, że miał. Był wolnym człowiekiem. A raczej szybkim. - W ogóle jak poznałeś Munraito? - zapytał w końcu, bo chyba ten fragment historii gdzieś mu umknął.
- Hmm... - mruknął tylko, nie za bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć chłopakowi. - Tyle świec rozpalasz, robi się tu tak... romantycznie. - zaskakujące było to, że ludzkość uznała świecie za coś związanego z romantycznością. Na litość boską - przecież oczywistym było, że nie będą siedzieć po ciemku. Ale trzeba było przyznać, że gdy charakterystyczny zapach świec docierał do twoich nozdrzy, gdy specyficzne światło rzucało cień na ściany... w człowieku budziły się pewne skojarzenia. To trochę jak z tym pocałunkiem. Nikt nie wiedział, dlaczego wszyscy to rozumieli. - Nie wątpię. prowadzisz bardzo rozrywkowy styl życia. - był zaskoczony, że właściwie Yue jeszcze żył w ten sposób. Przecież jego usługi raczej nie były tanie, mieszkanie też posiadał naprawdę porządne. Chociaż nie było ono uporządkowane, to też musiało kosztować nie mały majątek - albo chociaż jego wynajem. No ale cóż, może chłopak po prostu lubił tak żyć?
- Pomóc ci? - zapytał go, podchodząc bliżej i siadając obok niego, zaglądając do tej jego apteczki, co tam ciekawego miał. Jakiś alkohol zapewne (a jak nie, to przecież można było wziąć spirytus z jakiejś półki z alkoholem - taką zapewne Yue gdzieś miał), coś do otarcia ręki i zabandażowania. Jeżeli białowłosy pozwolił, to Ranmaru pomógł mu z tym wszystkim, będąc przy tym wyjątkowo delikatnym. A że był bardzo precyzyjną osobą, to wiedział jak obchodzić się z takimi rzeczami, by bolało jak najmniej - by nie ruszać tego, czego nie było potrzeby ruszać.
A potem przyszedł łapacz słów: coś dla niego tak abstrakcyjnego, niesamowitego, że aż na chwilę zaniemówił. W końcu jednak spojrzał na chłopaka.
- Łapacz snów. Tak. - odpowiedział na dwa zadane mu pytania. - Nie wiem, rzadko miewam sny. Zazwyczaj są one... bezsensowne. Pełne kształtów, które nic mi nie mówią, abstrakcyjne. Nie mam dobrych snów. Koszmary... cóż. Zdarzają się. - w tym momencie mówił prawdę. A przynajmniej prawdę, według jego obecnej wiedzy medycznej. Bo przecież każdy człowiek miał sny. Zawsze. Tylko praktycznie żadnych nie pamiętał - mózg uznawał te informacje z reguły za nieistotne i nie rejestrował ich. Całkiem sprytne - jak na ludzki organizm. - Dziękuję... - to był pierwszy prezent jaki otrzymał od... dawna. Spoglądał na białowłosego przez chwilę, trzymając łapacz snów w rękach. Jakby upewniając się, czy na pewno, czy to może nie jest jakiś żart, albo niebieskooki zaraz się nie rozmyśli. I było widać na jego twarzy zdziwienie - takie... prawdziwe. Nie przesadzone, nie wyeksponowane na siłę. Po prostu... nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. - Już doświadczyłem. - powiedział w końcu, spoglądając się na prezent, który otrzymał od białowłosego. W końcu jednak spojrzał na niego, w jego śliczną, niewinną twarz, powoli chowając łapacz do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Ciągle dając przecież szansę na wycofanie się. Był naprawdę... niepewny. Jak gdyby to był sen. - Myślę, że chcę. - odpowiedział w końcu po dłuższej chwili, stojąc naprzeciwko chłopaka i spoglądając na niego z zaciekawieniem. I faktycznie chciał - nie kłamał. Można powiedzieć, że po tym wszystkim nawet się wyluzował. Chociaż na chwilę, na krótki moment zapomniał, że przecież jest shinobi. Uczucie tak błogie, że można się było w nim zatracić. Tak jak w tych ślicznych, niebieskich oczach...
1 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

Żeby zrozumieć zazwyczaj należy chcieć. Mieć w sobie chociaż ten malutki zalążek, który sprawi, że będziesz dążył do poznania, a wiedza, ta najbardziej zakryta, nie będzie przerażać. Czy nie tym było to wszystko? Zbiór emocji, który na tobie osiadł jak kurz, który został nagle podburzony do lotu. Strach. To wszystko było strachem przed czymś zupełnie nowym. Nie w gdybaniu, nie w przewidywaniu tego, co działoby się, jeśli Ziemia byłaby płaska, a tak naprawdę to słońce krążyło wokół niej. Nie do pomyślenia - wszak wielka Pani Amaterasu była ponad tym wszystkim. Ponad wami wszystkimi. I nie było też straszne to, że ci bogowie niby tkwili w tym świecie i przędli nasze losy, bo przecież ani Ty ani On w nich nie wierzyliście. Byliście tu sami sobie. W tym domu, który nie był błogosławiony i nie był też przeklęty. Tutaj rodzili się swojscy bogowie. Tutaj rodziły się modlitwy pośród szeptów i blasków świec. Nikt nie wiedział, jak to działało - masz rację. Po prostu działało. Wszystko, co było nowe, przysparzało chociaż mały dreszcz. Ten dreszcz był początkiem decyzji i postawieniem nowego mostu, albo zatrzaśnięciem drzwi, by nic nie przedostało się do twojego małego świata. Wtedy było bezpieczniej. Nadal jednak, przecież w tym tkwił ten szkopuł, że między poznaniem a nauką była duża różnica. I czasem, doprawdy, nie dało się nauczyć starego psa nowych sztuczek. Z Aki ani to pies, ani to stary - a jednak były rzeczy, których nauka była dla niego jakby nieosiągalna. Czemu więc? Zostałeś ograniczony własnym charakterem - ach, no tak... przyjdą ci mądrzy i powiedzą, że dla chcącego nic trudnego, ale to byli ci wszyscy szczęśliwcy, którzy zostali obdarzeni mocnym charakterem, przebojowym, którzy po prostu sięgali po wszystko, czego chcieli. Pletli potem te wszystkie bzdury i sprawiali tylko, że tacy jak my czuli się po prostu gorzej. Ale to nic, to nic... tutaj nie było żadnych osądów. Nie było też żadnych mądrych i grzmiących słów. W tych półcieniach nawet łatwo było się odnaleźć. Kiedy blask światła nie pada prosto w twoje oczy i nie oświetla sylwetki, gdy nie musisz szukać swojego własnego i bezpiecznego kąta to nagle okazuje się, że każda przestrzeń może być bezpieczna. przystępna. Że nie trzeba się tutaj chować - bo nie ma przed czym. Nikt cię siłą nie wypchnie prosto na scenę, gdzie skierują się na ciebie setki par oczu.
Było aż zbyt wielu ludzi, którzy w swojej winie chcieli na siłę pokazać, że są czyści i nie dotknęło ich zło - to wszystko bujdy, a ich biel, ich czyste i anielskie pióra były jedynymi na tej ziemi. To w końcu część tego mydlenia oczu, czyż nie? Właśnie po to, żeby złapać za policzki, żeby nacieszyć się czymś czystym. Żeby zakryć cały brud, który krył się pod powierzchnią. Dzieci mogły tego nie widzieć i tego nie wiedzieć, ale to czarowanie było wszem i wobec widoczne dla dorosłych. Unikanie prawdy też zawsze było jakimś rozwiązaniem. W końcu już sam to powiedziałeś - było takie kłamstwo, które było najdoskonalsze ze wszystkich. Oszukiwanie siebie samego. Przychodziła bowiem Prawda i nie wiedziała, dlaczego jej nie kochają, ale jej siostrę, Kłamstwo, już tak. Na to odpowiedziała jej Kłamstwo: ponieważ ja jestem jak życie, a ty jesteś jak Śmierć. Człowiek nie chce doświadczać złych rzeczy. Łatwiej zakrywać swoje oczy. Nie poznawać. Uczyć się tylko w tych przypadkach, gdy cię do tego zmuszają. Pozostawać tak samo niewinnym jak ta nieobsrana łąka. Chyba każdy człowiek miał swoją niewinność i swoje winy. Pochowane gdzieś tam w środku, czasem wychodziły na wierzch, czasem były jak puszka Pandory. Ale każdy to miał. Mógł to stracić, gdzieś porzucić, albo zapomnieć. Umysł w końcu kochał zmieniać postrzeganie świata i przemieniać wspomnienia na własną modłę, byle tylko pasowała do naszego własnego zdania. Kolejne z wielkich oszustw, które prowadziły do jednej wielkiej niezgody. Ale tak, Yue wiedział, że każdy z tym kamieniem w dłoni byłby winny. I że łapaliby za te kamienie tylko po to, żeby inni patrzyli na nich jako na niewinnych. Albo po to, by ukarać tego, co klęczy. Za to nie wiedział, jak wiele działo się w głowie tego chłopaka, który teraz kręcił się po jego łóżku i próbował osłuchać z tym miejscem. Wpasować w nie. Poznać swoimi zmysłami. I upewnić się, że w tym miejscu jest dla niego miejsce. Dlatego Yue po prostu żył swoim życiem - rozpalał w piecyku, wieszał płaszcz, mył ręce, zupełnie jaki Aki był częścią tego miejsca od zawsze. Dziękujesz? Nie ma za co!
- Nieee, bez przesady... ale uważam, że ziółkiem jest całkiem niezłym. - Poczuł takie... całkowicie znajome wibracje z jej strony, chociaż nie uważał, żeby byli do siebie bardzo podobni. No ale to przecież ocena po kilku godzinach picia razem, wszystko mogło wyglądać całkowicie inaczej. Natomiast kłamstwem byłoby, gdyby miał powiedzieć, że nie wędrował myślami do Hiroyukiego i nie zastanawiał się, czy blondynka, którą przygarnął pod skrzydła, nie jest po prostu pijawką na pieniądze. A bo mało tutaj takich? Z tym, że z Munraito nie był żaden bogacz... ale potem dostał dom. Dom - i to jaki! Myśl o latarniku sprawiała, że przestawał się tym martwić, no bo - to pewnie nie tak! To pewnie ta prawdziwa miłość! Czymkolwiek by ona nie była. Nie to, że jej nie pojmował, nie to, że w nią nie wierzył... ale przecież to były te wszystkie zobowiązania, od których trzymał z daleka swoje dłonie. Najwyraźniej Hiro postanowił odmienić swoje życie i te zobowiązania przygarnąć. I wszystko to przez tę miłość. Pewnie nawet nie zastanawiał się głęboko, z czym się to wiąże. To, co powiedział Aki, trochę mu uzupełniło wrażenie o Hiroyukim i jego relacji z Isane. Ale właśnie, czy oceniał? To całe ocenianie gdzieś się tutaj ciągle kręciło. I odpowiedź była też prosta: nie. Dla niego to nie był żadne powód do przygany czy wytykania palcami. Bo szybko. Tak, szybko - w postrzeganiu normalnych ludzi może szybko. Ale żyliśmy w czasach, w których każdy dzień mógł być ten ostatni. W takich czasach, dla takich ludzi jak Yua, niewiele było rzeczy zbyt szybkich. - Hiro przyszedł ze swoim opiekunem do sierocińca, w którym się wychowywałem. I był moim własnym, małym bohaterem. Tylko nie mów mu tego. - Puścił oczko w kierunku Aki z uśmiechem. - Potem czasem zdarzało mi się przyjść na klif pod latarnię, w której pracował. Więc kontakt się gdzieś tam przewijał. - Hiroyuki był jedną z bardzo niewielu osób, które ostały się w jego życiu podczas całej tej burzliwej historii, jaką miałby do opowiedzenia, gdyby tylko chciał się nią podzielić.
Spojrzał sam na to pomieszczenie - jedno, wcale nieduże, ale jednocześnie wystarczająco przestronne, żeby nie mieszkać tutaj samemu. Jeszcze przechodziły go dreszcze od panującego tu chłodu, ale ten miał powoli ustępować ciepłym płomieniom. Romantycznie? Tak, rzeczywiście zrobiło się całkiem romantycznie, choć dopóki Aki nie podzielił się tym komentarzem to zupełnie tego nie widział. Przecież, no właśnie, świece rozpalał co wieczór, chociaż i nie rozświetlał tak większości domu - wystarczyły okolice jego stolika albo pracowni. Kolejna jednak rzecz, którą Aki go zaskoczył - bo nie podejrzewałby akurat jego o to, że będzie czuł się romantycznie. A może powinien się spodziewać? Hm. W końcu właściwie niczego o nim nie wiedział. Uśmiechnął się na tę wzmiankę, całkiem zadowolony. Bo przecież nastrój romantyczny to bardzo dobry rodzaj nastroju. Taki, który zamyka ludzi w malutkich objęciach i sprawiał, że człowiek czuł się bezpieczniejszy i bardziej wylewny.
- Zdziwiony, że ninja może żyć w ten sposób? - Nie bardzo wiedział, skąd te emocje, które malowały się na ciele i w oczach Wilka. Czy to dlatego, że nie spotkał wcześniej ninja, który zamiast zarabiać na bieganiu po polu bitwy to się bawił i szukał swoich cukierkowych tatusiów i mam? Yue zarabiał jednak głównie w inny sposób - ciężko powiedzieć, żeby nie było takiej ceny, za którą by się sprzedał, bo były, oj były. Pieniądze w końcu rządziły tym światem, a białowłosy miał wobec nich pokorę. Ale to nie była żadna reaguła - bo głównie bawił się w chłopca do towarzystwa samego w sobie. Albo kradł. Tak, kradł. Był złodziejem i załatwiał różne szemrane rzeczy dla półświatka. Ale... kto by powiedział, prawda? Kto by powiedział, że anioł upadł tak nisko. - A ma pan dyplom z medycyny? Świadczenie Ryuzaku no Taki? - Zapytał żartem, kiedy Aki zaoferował swoją pomoc i jednocześnie popacał miejsce obok siebie i podsunął mu skrzyneczkę - tak, tak, z alkoholem, z bandażem, który na polu bitwy na nic by się zdał, ale do drobnych zadrapań jak znalazł i innymi pierdołami.
- Mam nadzieję, że od dzisiaj będziesz miał same dobre sny. - Uśmiechnął się słodko i całkowicie szczerze w kierunku Aki. Beztrosko jednocześnie. Sen powinien być przecież czasem, w którym wypoczywasz i zbierasz energię na każde wyzwanie, któremu przyjdzie ci się poddać dnia następnego. Szczególnie w zawodzie ninja było to szalenie ważne. Człowiek niewypoczęty to człowiek popełniający błędy. Ktoś taki jak Aki z całą pewnością dbał o to, żeby takie rzeczy minimalizować. Tylko że człowiek nie ma wpływu na to, o czym śni. To się dzieje. Bez twojej woli, bez wiedzy, nikt cię nie pyta o zdanie. Mózg po prostu kreuje swoje własne obrazy. - Podobno każdy sen jest ostrzeżeniem i zapowiedzią czegoś. A łapacz snów jest miejscem, który ściąga dobra duchy i pomaga zamieniać każdy z tych znaków w przekaz bardziej zrozumiały i chroni przed tymi złymi duchami, które chcą zesłać koszmary męczące ciało i umysł. - Czy Yue wierzył w takie rzeczy? Nie. Tak samo, jak nie wierzył w bogów. Ale jednocześnie bardzo lubił te legendy, historyjki i te wszystkie magiczne duperele, które niby miały mieć wielką moc. Wyciągnął swoje dłonie grzbietem w dół i chakra przepłynęła przez nie, kształtując się w kryształowe, przejrzyste puzderko, które mieniło się jak diament w blaskach świec i kaganków. Robiło się miarowo - od swoich zgrabnych nóżek, potem brnęło w podstawkę, budowało się na ścianki, które, misternie wyrzeźbione, prezentowały sobą płaskorzeźby wilków biegnących na tle lasu, a potem w górę - prosto w pokrywkę. Wysunął je w kierunku Aki, żeby miał do czego schować delikatny łapacz snów. Złożony z piórek i posplatanych nici był bardzo łatwy do zniszczenia. - Proszę bardzo. - Uśmiechnął się szeroko i... właściwie to zwolnił, kiedy zobaczył spojrzenie chłopaka. Jego postawę. Wyglądał jak zupełnie rozbrojony. Jakby ktoś zabrał mu wszystkie te jego magiczne notki, pozbawił go jego kuszy, odebrał całą siłę z rąk i pozostawił tutaj - pozbawionego szans na obronę. Całkowicie bezbronnego. To był widok, jakiego się nie zapomina. Łapiący za serce i zaciskający na nim swoją pięść. Chciał się trochę z nim pobawić, trochę go jeszcze podrażnić, trochę pożartować. A teraz to wszystko zostało odsunięte w kąt. Wyrzucone do śmieci. Teraz świat został ograniczony do tej bezbronności, o którą należało się zatroszczyć i ją chronić. Jeszcze te jego słowa... Jakie słodkie. Jak urocze... To dopiero był rzucony na niego czar.
Nie wyrwał się z tego czaru, ale jedynie odzyskał władzę nad ciałem. Spojrzał na wierzch swojej rannej dłoni, zaczerwienioną i napuchniętą od chłodu, ale nic się z nią złego nie działo. Szczypało. Było nieprzyjemne. Ale nawet nie krwawiła po tej pierwszej chwili spotkania z wodą. Usiadł w siadzie skrzyżnym i przesunął się tak, żeby siedzieć na wprost Aki, kiedy zawędrował palcami do białej koszuli, żeby rozpiąć kilka pierwszych guzików i zsunąć koszulę z jednego ramienia. Odpiął torbę od pasa i położył ją na boku, sięgając po zimną stal kunaia, żeby odchylić głowę i przejechać lekko ostrzem po szyi. Odłożył go, a drugą ręką już wyciągnął do Aki.
- Chodź. Pij. I całuj mnie. - Przesunął palcem po ciepłej stróżce, która uciekała już do obojczyka i przeciągnął tym samym palcem po swojej dolnej wardze, kontrastując biel własnej skóry z intensywną czerwienią.
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Aki »

No właśnie - poznać też trzeba było chcieć. Bez chęci nie dało się zawiązać relacji - bez znaczenia czy chodziło przyjaźń, czy może jednak o miłość. Do tańca potrzeba było pary - jeżeli jedna osoba nie znała kroków, to cały spektakl był skazany na porażkę, bez znaczenia, jak pierwsza osoba mocno się starła.
A strach? Nie każda fobia była fobią - bo czy Aki bał się ludzi? Na pewno nie w taki sposób, w jaki niektórzy bali się pająków, zamkniętych przestrzeni, czy wysokości. Wreszcie niektórzy bali się odrzucenia - ale Ranmaru musieli z nim żyć na co dzień. Zawsze byli tymi dziwnymi, tymi pieprzniętymi, których nikt nie potrafił zrozumieć. Dlaczego tak się działo? Dlaczego to właśnie na nich trafiło? Oh, a może jednak ktoś był w tym domu przeklęty. Może w czyichś niebieskich oczach czaiły się demony, które tylko czekały na odpowiednią chwilę by wyjść i siać zniszczenie. Mogli się przecież rodzić bogowie w domach demonów - wszak nie o takich cudach świat słyszał. Modlitwy zaś były dla ludzi słabych, tych, którzy potrzebowali zwierzyć się komuś ze swoich słabości. I w końcu dla kogoś, kto potrzebował bliskości - nawet tej wymyślonej, urojonej. W końcu najlepszą poduszką było podobno czyste sumienie. Jak myślisz - Aki się modlił? A jeśli tak, to do kogo? Kto by chciał takiego wiernego...?
Aki nigdy nie chciał być dobry. Nie chciał nawet być przyzwoity. Ale były pewne rzeczy, których po prostu nie robił, których robić nie wypadało nawet największym złym tego świata. Pewne niespisane zasady, których przestrzegał. Ale hej - zasady są jak ręce: zawze można je złamać. Liczył się więc wtedy z tym, że kiedyś to, co dzisiaj jest dla niego świętością, stanie się czymś, na co będzie pluł z pogardą. I to była właśnie jego największa zaleta: potrafi spać, gdzie tylko chciał ochotę. Nie potrzebował żadnej poduszki - mógł spać w lesie, na betonie, w trumnie. Nie dbał o nikogo, nie dbał nawet o siebie. Nie brzydził się nikogo i niczego. Czasem tylko samego siebie, ale tylko przez chwilę. Przez krótki moment. A potem po prostu szedł na spacer - i przechodziło. Nie był skomplikowany i bardzo łatwo było go rozgryźć - trzeba było jedynie chcieć. Kto by chciał tracić czas na takiego odrzutka?
- Nie większym od Ciebie. - dodał, spoglądając na Yue tajemniczym spojrzeniem - niepozornym, niebezpiecznym. Doskonale sobie musiał zdawać sprawę z tego, kim jest. I Ranmaru też wiedział. Każdy tutaj był siebie warty, może po Hiroyukim - to on był tą nieobsraną łąką. Tym, który byłby niewinny, ale kamieniami by nie rzucał. Prawdziwy bohater - o takich będą pisać w książkach. O takich jak Aki zapomną - oni przeminą i nie pozostanie po nich nawet ślad. Historię w końcu pisali wielcy zwycięzcy, ci, którzy byli głośni. A Aki? Któ by chciał takiego bohatera?
Aki mówił, że nie oceniał. Ale oceniał - każdy oceniał. Nie dało się nie oceniać, każdy miał jakieś poglądy, nawet jeżeli były one skryte bardzo głęboko pod zimną, twardą skórą. Nie można było nie mysleć o niczym, być wiecznie neutralnym - to mrzonka. Trzeba byłoby się wyzbyć przecież emocji, a to było niemożliwe. I Ranmaru wiedział o tym doskonale, ba. Wiedział o tym najlepiej - bo próbował, nie raz i nie dwa. I im bardziej próbował, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że to była zwykła walka z wiatrakami. Bo człowiek był zwierzęciem stadnym, został stworzony, by czuć. A natury nie dało się przecież oszukać - pewne rzeczy były silniejsze od nich samych.
- Rozumiem. - kiwnął głową, spoglądając na chłopaka. Miał powiedzieć, że mu przykro? Po co. Po co było psuć atmosferę, radość, która była widoczna na ich twarzy nawet mimo ich woli? Wracanie do przeszłości mogło być dla białowłosego bardzo nieciekawym doświadczeniem, bardzo... traumatyzującym. Nie chciał więcej poruszać tego tematu - a przynajmniej nie teraz. Tym bardziej, że nie miał nawet nic mądrego do powiedzenia, wszak wychował się w pełnej rodzinie. Nawet jeżeli nieco dziwnej - to dalej była jego rodzina. I wiele by za nich oddał. Tylko ze względu na więzy krwi. To była jedna z tych abstrakcyjnych rzeczy, która łączyła ze sobą ludzi nawet tak chorych, jak Aki.
Nie. Aki nie powiedział, że czuł się romantycznie. Powiedział, że robi się romantycznie - a to różnica. To co czuł, to już zupełnie inne sprawa. A może białowłosy go przejrzał? Przecież obaj wiedzieli, że tak to się skończy. Wiedzieli, prawda? Nie chodziło przecież o odprowadzenie do domu, ani o bycie niczyim bohaterem.
- Tak. - odpowiedział po krótkiej chwili. Zgodnie z prawdą. Chociaż zdziwienie to zdecydowanie za słabe słowo, by okreslić to, co czuł w tym kierunku Aki. Dla niego taki styl życia był nie do pomyślenia. I nie chodziło o cukiertatusiów, pieniądze, albo uganianie się za najpiękniejszymi paniami z Ryuzaku. - Jesteś dużym chłopcem, a nadal bawisz się lalkami. - z pewnością na niego leciały. Na tę jego pozorowaną niewinność, na te piękne, głębokie oczy, na te białe włosy. Był wyjątkowy - tego się nie dało ukryć. I być może to własnie podobało się Akiemu, że Amano był taki... unikatowy. W zachowaniu. W wyglądzie. Ta niewiedza go pociągała - a on pragnął przecież wiedzieć wszystko.
- Nie. Ale parę razy musiałem się opatrywać. - taki fach, coś zupełnie normalnego. Jedni wracali z pracy z bólem kręgosłupa, inni z bólem kręgosłupa moralnego, a jeszcze inni z bólem wywołanym pociętą skórą. I każdy był tak samo wartościowy. Tak samo bezwartościowy.
Dobre sny - ah. Po co dobre sny, skoro można było mieć dobrze na jawie? Wystarczyło tylko dobra impreza u znajomych i trochę wina. A potem jakoś się to toczyło. W różnych kierunkach, znajomości, przyjaźni, miłości... W końcu łatwiej było dzielić ból na pół - bez znaczenia jak, ważne z kim.. Ale dla Akiego z ludźmi było jak z zapachami - nawet najpiękniejszy z nich w końcu potrafił go zmęczyć, jeżeli był zbyt intensywny.
Mógł być słodkim szczeniaczkiem - przez tę krótką chwilę, przez ten mały, maciupeńki moment. Mógł zrobić słodką minkę i odsłonić brzuszek, dać się podrapać za uszkiem. Ale nadal był wilkiem - niebezpiecznym i przede wszystkim nieprzewidywalnym. Kierował nim instynkt - coś wyższego od niego, coś, czego kontrolować nie potrafił, bo było to silniejsze od niego. I zjeżył, cofnął do tyłu, naprężył. Jak strzała. Wystarczył tylko ten charakterystyczny dźwięk przeciąganej stali. Wspomnienia i skojarzenia momentalnie uderzyły w całe jego ciało i umysł. Niebezpieczeństwo - chcą go zabić. Zacisnął mocno pięść, przestraszony, gotowy by wyprowadzić szybkie uderzenie w nadchodzący cios. Ale cios był zabójczo powolny. I cios nie był skierowany w niego.
Zbliżył się do niego. Odsunął - nie, odrzucił kunai na podłogę, tak, aby Yue nie mógł go dosięgnąć. I odsunął torbę, by nie wyjął następnego. Zrobił to powoli, lecz nie patrzył mu w oczy. Obserwował jego dłonie, jego nogi. Na jego gesty. By się nie dać drugi raz. Znów był tym wilkiem - cichym i zabójczo niebezpiecznym. Wilkiem, którego ciekawość zaprowadziła do ognia. A ogień potrafił sparzyć.
- Dlaczego? - jedno krótkie pytanie i jeden krótki pocałunek. W usta... Tylko tyle, albo aż tyle. Yue osiągnął swój cel. Wygrał.
Zaskoczył wilka.
0 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

W tych mizernych próbach i staraniach ludzkości o znalezienie swojego miejsca i nauce było jedno jasne światło. Jak w tańcu - sam o tym pomyślałeś. W każdym tańcu będzie ten, który poprowadzi drugą osobę. Ustawi odpowiednie kroki, poprawi, jeśli ta pierwsza się pomyli, umożliwi mu dopasowanie się do siebie, jeśli nawet ma problemy z odpowiednim wczuciem się w rytm czy z ogarnięciem swoją percepcją tego, co się dokładnie na parkiecie dzieje. Ale, jak zostało też powiedziane, bez chęci niewiele da się zdziałać. Bo jeśli będziesz się ciągle opierać, jeśli nie będziesz chciał się dostosować do tego, który chce cię nauczyć i przez całą melodię przeprowadzić... no co nam z tego zostanie, hmm? Jakieś marne udawanie tego, że w ogóle się poruszamy w rytm muzyki? Niektórym w życiu zostaje już tylko melodia. I chcesz wtedy tańczyć sam, gdy nikt nie chce się od ciebie uczyć i nikt też cię nie chce poprowadzić. Yua nie chciał prowadzić nikogo. Nie chciał być tym, co wiedzie prym w całej animozji, jaką była nauka poruszania się po parkiecie. Nie oznaczało to jednak, że nie było tych pojedynczych tańców, które sprawiały, że tę rolę przyjmował. Czasami po prostu grali taką melodię, że jego serce samo się rwało, a ramiona wyciągały, żeby po kogoś sięgnąć. Jak sięgnął po Akiego. Piękny chłopiec okraszony jakąś tragedią, tylko jeszcze nie wiedział, jaką. Jeszcze nie wiedział, że to ten brak możliwości nauki, że to całe głębokie ograniczenie własnych możliwości, że to jakaś skaza, jakieś przekleństwo krwi. Być może spisane tym, że kiedy człowiek za dużo widzi i za dużo wie to nie sypia dobrze. I wszystko zostaje potem w głowie - jak na skaranie. Tak, w niejednym boskim domu zrodziły się demony i w niejednym domu potworów zrodził się bóg. Taki o czystym sumieniu, taki, który chciał zawalczyć o coś dobrego jak i taki, któremu potem te demony składały pokłony. Reguły tego świata były pokręcone i niepojęte. A modlili się podług tych, co nie mieli wystarczającej siły, żeby samemu stać się swoim panem i swoim sterem przeznaczenia. Yue nie szukał bożków wśród niebiańskich bytów. Lecz taki Aki..? Niebieskooki dostał już swoje modły - przekazywane przez jedną noc, w westchnieniach i cichych jękach, w głębokich oddechach i uwielbieniu oczu. Tylko czy to jakieś wyróżnienie? Upadły wzdychający do upadłego? Jeden wierny z człowieka boga nie uczyni. A żaden z nich tutaj nie sięgał wyżyn, żeby móc mówić o wyjątkowości swoich ust, z których te paciorki miałyby spływać. To przecież wszystko było proste, ludzkie. A jednak. A jednak...
A jednak robisz sobie poduszkę z czystego sumienia, ale w końcu dociera do ciebie, że są na tym świecie ludzie, dla których nie ma czegoś takiego jak "czyste sumienie". I nigdy też nie ma do końca czystych poduszek. Zawsze zapałęta się jakiś włos. Zawsze będzie jakiś kurz. Zawsze pozostanie zapach - twój własny zapach wgryzający się głęboko w materiał pościeli. Tylko czy na pewno, patrząc na bogów, mogliśmy mówić o czystości? Byli jak ludzie - choć kapłani powiedzieliby, że to bluźnierstwo. To nic. Nie było takich bluźnierstw, których Yua by się wstydził. Nie wierzył, zupełnie jak Aki, w krystalicznych ludzi i krystaliczne sumienia. Za to wierzył, że można się tym nie przejmować. Obrzydzenie, wytykanie palcami, te wszystkie kamienie, co chcieli je rzucać - dobrze, niech rzucają. Takie prawo ludu. A kim był niby on sam, żeby te prawidła wytykać..? Czasem może pokręcił głową. Czasem westchnął. Czasem ogarniał go smutek, kiedy widział ludzkie skurwysyństwo a czasem gniew. Ale koniec końców był przecież tylko jednym z trybików w tej machinie. Pozostawało mu to, by złapać za dłoń Aki i wynucić mu do ucha: chodź, przytulę, minie zima zła.
- Aaach... może. - Uśmiechnął się enigmatycznie, tak sam do siebie i do swoich myśli. Bo mimo swoich słów, które źle mogły zabrzmieć, to nie myślał o Isane źle. O niewielu osobach z góry myślał źle, chociaż był bardzo szybki w ocenach. A to wszystko przez to, że przecież nie wysypiał się na tej czystej poduszce. I tak zazwyczaj grał rolę bardzo złego chłopca pod owczą wełną. Ale potem, zupełnie jak w tych momentach, kiedy Aki brzydził się siebie samego, przychodziły te myśli, od których trzeba było uciec. Chwile, w których człowiek pytał samego siebie, kim tak naprawdę jest i kiedy chciał się obejrzeć za ramię. A to przecież błąd. Lepiej było już pozwolić kurzem przykryć wierzch swoich rąk niż patrzeć na to, co się zostawiło za sobą. Zbiór syfu i nieporządku. I białowłosy myślał, że to nie jest wcale takie trudne i złe - opowiedzieć o tym wszystkim. Przecież to przeszłość. Coś, czego nie powtórzysz i, dajcie bogowie, nie zdarzy się tak samo. Zupełnie przeciwieństwo do Hiroyukiego, co? Tak by się zdawać mogło na pierwszy rzut oka. Ale przecież i ten człowiek miał swoje demony, które za nim goniły i które szarpały jego włosy. Masz rację, mimo wszystko świat potrzebował takich ludzi, jak on. Jak Munraito. Jasnych i przynoszących nadzieję. A jednak to nie on trafił do tego mieszkania. Bo to nie on potrzebował rezerwacji parkietu na jeden wieczór. I Yue zastanawiał się, czy to było to, czego Aki chciał, w całych tych gadkach szmatkach, czy tego pragnął i potrzebował, czy może to jednak tylko jego pajęcza sieć wciągająca wilka w ten taniec, żeby oderwał się od wszystkiego, co kazałoby mu się obejrzeć przez ramię. I żeby samego siebie powstrzymać przed robieniem tego. To taki bohater, którego potrzebował. I który musiał być dziś tutaj. Przecież nie był zepsutą zębatkom.
Lubił spoglądać na ten pokój oczami innych osób. Nie zapraszał ich tutaj wcale tak wiele. To było jego królestwo i tylko ci, którzy naprawdę poruszyli jego serce, zostali do niego wpuszczeni. Jego zamek. Jego twierdza. Tutaj czuł się bezpiecznie - jakby te mury, wcale nie takie grube i niegodne murów prawdziwego zamku, mogły go obronić przed wszystkim, co czaiło się na zewnątrz. Lubił czuć się bezpiecznie. Lubił uczucie, że coś go chroniło i broniło. Dlatego lubił to miejsce. I nie chciałby go zamienić na żadne inne... I tak Aki powiedział, że robi się tu romantycznie - ach, no tak, ale automatycznie Yue pomyślał o tym, że skoro widzisz romantyzm - to czujesz romantyzm. A przynajmniej przełożył go teraz. I też teraz spoglądał na to miejsce myśląc o tym, jak dziwne jest dla ninja. Pokój chłopca, co bawi się lalkami. Coś w tym chyba było. Za te wszystkie stracone lata... Może powinien był coś tu powiedzieć, ale nic nie wydawało się odpowiednie. I koniec końców gościła cisza. Cisza między nimi. Na kilka chwil zastanowienia. Na myśl o tym, że największą lalką z porcelany był tutaj on. Ojciec tak o nim mówił. Że wygląda jak porcelanowa lalka. Piękna. I chyba, ale tylko chyba, gdyby miał coś powiedzieć to powiedziałby, że to nie on się bawi lalkami. To on jest lalką, która chce, by ktokolwiek posiadał z niej użytek, skoro została już stworzona. Chciał przynależeć. Być zębatkom. Chciał być potrzebny i niezbędny w tej całej maszynerii. A im dłużej żył tym to wszystko bardziej zjeżdżało w przypuszczenie, że chcieć sobie można, a marzenia przecież są po to, by o nich śnić. Nie po to, by je spełniać. I tak właśnie usychały kwiaty - w braku wody, która je podlewała. Bo skoro wszystko w tym życiu było jednorazowe, to jak tu przynależeć do czegokolwiek?
Całe napięcie, jakie uderzyło w Aki, nagła zmiana spojrzenia - błysk w jego oczach podobny do błysku stali. Ale Yue nie robił gwałtownych ruchów. I ostrze nie było skierowane w niego. Wieloletnie nauki ukształtowały jego zachowania. Ale czy sam zachowałby się inaczej? W obcym domu, przy obcej osobie? Nie wiedząc, co się dzieje i nie rozumiejąc tego? A mimo to nie odsunął się. Mimo to podszedł bliżej, zabrał tego kunaia i odrzucił go na bok. Jakby bał się, że Yue zrobi nim coś jeszcze bardziej głupiego. Że to nie będzie tylko kolejna rysa na bladej skórze. A anioł, mając wilka przy sobie, przyciągnął go do siebie bliżej, rozkładając nogi na boki, ugięte w kolanach, by zrobić mu miejsce. I sam przysunął się do niego, wychodząc na spotkanie tego krótkiego pocałunku. Wsunął drugą dłoń na jego kark, przez moment spoglądając w jego oczy - te jego były całkowicie spokojne. Zapewniające, że wszystko jest dobrze. Że nic się złego nie dzieje. Ach, to musiało być naprawdę szokujące dla niego. To, że ktoś mógł zadać ranę samemu sobie.
- Każdy ma jakiś dar. Podzielę się z tobą swoim. - Szepnął i przyciągnął jego twarz do swojej szyi. Jego usta do swojej rany. - Nie panikuj, Wilku. Nic złego się nie dzieje. - Uspokoił go, przejeżdżając teraz dłonią po jego plecach. - Pij. - Jego ciało zaczynało robić się miękkie, uległe, podatne na każdy dotyk. Spojrzenie powłóczyste. No dalej. No dalej... Pozwól mi podzielić się częścią siebie.
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Aki »

Ah tak - szukanie swojego miejsca na ziemi było trochę jak ta zabawa z króliczkiem. Nie chodziło o złapanie króliczka, tylko o gonitwę za nim. Tak naprawdę cała podstawa cywilizacji była oparta na poszukiwaniu swojego miejsca, swojego domu. Tego wspaniałego, najlepszego, idealnego. Tego w którym wszystko będzie perfekcyjne. I nawet jeżeli wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to jest niemożliwe, to i tak próbowali to zrobić. Dlaczego? - spytasz. A odpowiedź była zaskakująco prosta: bo tacy byli ludzie. Głupi, ale jednocześnie tak uparci, jak żaden inny gatunek. W swej głupocie nawet odwrócili się od bogów, często samemu próbując się nimi stać. Byleby być silniejszym, byleby ustawiać wszystko (i wszystkich) na swój własny sposób. Ludzie chcieli być panami nie tylko własnego losu, ale też losu pozostałych ludzi. Sięganie po władzę wyssali z mlekiem matki, chcieli być panami życia i śmierci. Gorzej z tym, że każdy z nich chciał decydować za tego drugiego - stąd wojny, mordy i chaos. Zaskakująco proste. Niezaskakująco ludzkie.
Jakaż to była tragedia Akiego? Nie był wyjątkowym płatkiem śniegu z białymi włosami - jego czupryna wszak była czarniejsza nawet od jego sumienia. Nie był też żadnym nieślubnym dzieckiem Hana Suzumury, oboje jego rodziców żyło, nikt go nie ścigał. A może to to własnie było jego tragedią? Był tak zwyczajny, że sam musiał zasiać w sobie ziarenko szaleństwa - by choć trochę wyróżniać się na tle tych wszystkich bohaterów, odmieńców i moralizatorów. Lecz czy naprawdę było z nim aż tak źle? Nie był psychopatą, do socjopaty też trochę mu brakowało. Nadal dbał o ludzi - po prostu była ich garstka, wybrana przez niego samego, a nie przez ogół społeczeństwa lub tak zwane autorytety. Ranmaru po prostu nie lubił, gdy ktoś mu mówił, co lub kogo ma lubić. Był nonkonformistą, ale jednocześnie siedział cicho - bo wiedział, że samemu świata nie zmieni. A na próbowanie był zbyt leniwy.
Czy Aki oglądał się za siebie? Przecież miał te swoje oczy, którymi widział wszystko. Lecz to co najcenniejsze podobno było niewidoczne. A Ranmaru i tak to robił. Czasem, gdy szedł - pewnym krokiem, z nienaganną postawą. Bo to wtedy najłatwiej było go zaskoczyć - w końcu kto byłby na tyle pieprznięty, by wyjść na spotkanie wilkowi? By spojrzeć w jego niebieskie oczy? I czego właściwie chciał ten chłopiec o lodowato zimnych oczach, zapraszając Akiego do swojego mieszkania? I czego oczekiwał Aki, podążając za tą "niewinną" owieczką? Chyba obaj mogli sobie odpowiedzieć na te pytania.
Ani Yue, ani Aki nie byli głupi. Dobrze wiedzieli dokąd to spotkanie zmierzało - od kiedy tylko zdecydowali się pójść do mieszkania bialowłosego. Zaskakujące, jak bardzo odmienne tryby życia prowadzili, a jednocześnie rozumieli sie bez słów. W jak wielu jeszcze sprawach się zgadzali, a jak w wielu różnili? Nie wiedział. Może chciał się dowiedzieć? Może. Ale droga do tego była jeszcze bardzo długa i... bardzo trudna. Trzeba wiedzieć, jak oswoić dziką bestię. Jak sprawić, by słuchała ciebie i twoich słów. To było męczące i niewdzięczne zadanie, wcale nie dające gwarancji powodzenia. Podobno jesteś odpowiedzialny za to, co oswoisz. Ale niektórych zwierząt nie dało się nigdy oswoić. Zawsze będzie w nich jakiś dziki fragment, jakaś mała jednostka dzikości, która mogła uaktywnić się w najgorszym możliwym momencie. Albo w najlepszym.
Yue doskonale wiedział, jak na niego wpłynąć. Rozgrywał go jak dziecko. Te wszystkie gesty, uśmiechy, spojrzenia. Wszystko sprawiało, że serce bruneta biło coraz mocniej. Jak jego dłonie mimowolnie zaciskały się - tak bardzo już pragnąc mieć go w swoim uścisku. I gdy odwzajemnił pocałunek, musiał poczekać kilka chwil, by móc powiedzieć kilka słów. Bo gdy rozchylił nogi na bok - odwrotu już nie było. Chłopak złapał go - mocno i pewnie - i zaczął całować. Długo. Namiętnie. By miał pewność, że chce się z nim kochać - chociaż dzisiaj. Chociaż tę jedną noc.
Nie krył się nawet z jękiem, gdy poczuł dłoń na swoich plecach. Taką słodziutką, delikatną. Oto leżał pod nim diabeł o twarzy aniołka, który namawiał go do wszystkiego co złe. I Aki czuł, jak jego serce mocno wali, czuł podniecenie, żądzę. Chciał go mieć - tu i teraz. Całego. Zdjął - nie, zerwał wręcz - z niego najpierw koszulkę, a potem całą dolną część garderoby. Odrzucił wszystko gdzieś na bok, jak zwykłe, niepotrzebne już do niczego szmaty. Spoglądał na niego chwilę, jak na swoją zdobycz. Z dziką satysfakcją dominując nad chłopakiem, pokazując mu, kto tu rządzi. Był od niego silniejszy i wykorzystywał to z pełną premedytacją. Więc chciał czuć Yue, że do kogoś należy, tak? Aki miał mu zamiar to zapewnić. Oj miał. Złapał Yue za nadgarstki i rzucił go na łóżko, przyciskając i wciskając go całym swoim ciężarem. Złapał go za włosy i szarpnął w tył - z całej siły. Tak, by go zabolało. By wygiął się w łuk. A wtedy Aki mógł się nad nim nachylić i spojrzeć mu prosto w te jego niebieskie, spokojne oczy.
- To ja tu teraz rozkazuję. Rozumiesz? - wysyczał i zniżył się w dół, prosto do jego szyi. Nienawidził, gdy ktoś mu mówił co ma robić. Ale teraz... teraz to przecież była część zabawy. Oh, i Yue naprawdę miał szczęście, gdy Aki zrobił dokładnie to, czego chłopak chciał. Wpił się w jego szyję, jak wampir robiąc to, na co tak bardzo nalegał bezklanowiec. Całując, ssąc, gryząc. I wiedział doskonale, że będzie prosił o więcej. Że będzie błagał o więcej. I dał mu to. Uspokoił więc Yue wilka - który zrobił dokładnie to, co mu nakazano. I o wiele, wiele więcej. Białowłosy miał czuć się potrzebny jak nigdy dotąd. Miał czuć, do kogo należy. Ranmaru nie był delikatny. Yue miał zapamiętać tę noc na długo - a ślady na jego nadgarstkach, na jego plecach, na jego szyi, będą mu przypominały do kogo należał tamtej pamiętnej nocy, gdy odważył się wpuścić wilka do swojego domu. Miał pamiętać, że był jego.
1 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

Niektórzy nosili w swoim sercu niezdrową potrzebę gonienia za króliczkiem. Nie wiem, czy dobrze im to robiło, bo przecież ruch to zdrowie, czy nie tak? Ale wiem, że niektórym szkodziło na pewno. Kiedy gonitwa przestawała być drogą i stawała się tylko celem. Manią, obsesją, kiedy wszędzie już widziałeś tylko ten króliczy ogon i nie mogłeś się od niego odwrócić, bo jeśli tylko to zrobisz to ucieknie i może ci zniknąć zupełnie. Co jak nie złapiesz śladu? Co, jeśli się potkniesz, bo poświęcisz mu zbyt mało uwagi? Zawsze znajdziesz to "co JEŚLI". Nigdy nie będziesz w pełni zadowolony z rezultatu. Dlatego musisz biec i już nie masz czasu dla nikogo i niczego. Byli jednak też ci, którym ta pogoń nadawała sensu życia. To nie tak, że nie dostrzegali wokół czegokolwiek poza nim - widzieli. Zatrzymywali się, rozmawiali, dzielili się swoim sercem i umysłem. Ludzie byli... wyjątkowi. Nie dlatego, że mieli białe włosy albo byli zaginionymi wnukami Hana Sozo wyrytymi na deskach starego domu. Byli wyjątkowi, ponieważ ktoś na nich spoglądał i myślał: och, ale przecież nie ma drugiego takiego Ranmaru Akiego na świecie. Każdego człowieka można było zastąpić, jeśli każdy był zębatkom. Ale nie dało się zastąpić obrazu człowieka w sercu. To, jakie piętno na nim odciskał i to, jak dawał się zapamiętywać. Ponieważ ból może przeminąć, rany się zagoją, ale wymazanie pamięci nie było czymś, co można osiągnąć od pstryknięcia palcem. Możesz coś powoli wymazywać. Ale zazwyczja jest tak, że to, co najbardziej chcesz zapomnieć, zostaje z tobą najdłużej.
I takim człowiekiem, Yua wiedział to dobrze, był dla niego Aki. Nie takim, którego chcesz usilnie zapomnieć, nie - ale takim, którego nie dałby rady zapomnieć, nawet gdyby się starał. Jego spojrzenie, jego ruchy, to wszystko wypaliło się w jego wnętrzu rozgrzanym metalem. Nie pozostawiło blizny, która się jątrzy i która boli. Przeszkadza. Tu nic nie przeszkadzało. Był jego układanką, dla której on mógł być puzzlem - chociaż przez moment. Dopełnić jego świat i zupełnie tak, jak tego chciał i potrzebował - wypełnić go sobą. Być dla niego tym elementem, bez którego nie można się obyć. Który może i jest tylko częścią całego nieba, ale przecież bez niego to niebo nie byłoby tak niebieskie. Nie byłoby pełne. Tkwiłaby tam ta brzydka dziura, jakiej nie możesz się pozbyć i to chyba ta dziura skłania cię do przemyśleń i różnych wniosków, niekoniecznie dobrych i też niekoniecznie złych. Ale ty nie chcesz myśleć. Dumać, gubić się i dochodzić do wniosku, że nawet nie lubisz samego siebie. Nie, kochaj się. Kochaj mnie. W tym grzesznym Niebie, gdzie rodzą się bogowie.
Chyba go wykorzystywał. Chyba, w gruncie rzeczy, po prostu chciał dostać to poczucie, że naprawdę coś znaczy, przynajmniej w tej chwili. Ale nie - nie chodziło o wykorzystanie. Bo przecież chciał mu dać dokładnie to, czego potrzebował. Wszystko mógł okrasić prostotą - powiedzieć mu tam i teraz: o, dobrze że jesteś. Chodź się pieprzyć. Mógł? Mógł. Nie chciał. Dla niego każdy krok był tutaj tańcem i nie chciał, by ten taniec komukolwiek uczynił krzywdę. Nie ciągnął na siłę, stąd było proste wyjście. Nie zatrzymywał i nie prosił. Nie chciał prosić. Bo kiedy prosisz to czy naprawdę możesz czuć się pełen? I czy jesteś wtedy niezbędny? Wtedy zaczynasz myśleć: a może on to zrobił z litości? Niektórzy tak mają. Robią coś tylko dlatego, że ich o to poprosiłeś - Yue już dobrze znał tę sztuczkę. Przecież sam to robił. Ale nie tutaj. I wiadome to było od początku, złapał już tę myśl, kiedy zastanawiał się, czego Aki może chcieć od niego za pomoc. I cóż, mógł wymyślić wiele odpowiedzi. Na przykład - lizaka. Mógł chcieć lizaka. Albo może chciał tylko uśmiech i wdzięczność. Albo - wspólną herbatę. Wszystkie najbardziej bzdurne odpowiedzi, ale żadna z nich przecież nie była prawdziwa w jego własnych oczach. On wtedy spojrzał na tego pięknego chłopaka i pomyślał, że jeśli czegoś pragnie - to właśnie tego.
Dreszcz aż targnął jego ciałem, kiedy ciągle chłodne palce przesunęły się po jego ciele, kiedy pozbawiły go koszuli aż strzeliły guziki. Ból. Nie powinien go lubić, bo przecież - wręcz się go bał gdzieś w sobie. Chciał go unikać. Więc czemu, koniec końców, zawsze do niego wracał, jak narkoman? Chyba dlatego, że wbrew temu, co się mówiło - do bólu dało się przyzwyczaić. A to przyzwyczajenie wynikało z tego, że mogłeś nauczyć się go kochać. Mógł być twoją codziennością i takim sposobem docierałeś do punktu, w którym rozgrzewał. Niezdrowo. Niesmacznie. Złapał głębszy wdech, rozchylił wargi, wyginając się i tonąc w tym wszystkim. Zatracając się. Tak. Nie było tu żadnej odpowiedzi. Prowadź moją rękę.. I przeprowadź mnie przez ciemność nocy, która rozjaśniona była tylko przez płomienie świec. Zupełnie jak tamtej nocy. A jednak nic tu nie było takie samo. Oni nie byli tacy sami. Dom nie był ten sam. A krew - krew ich połączyła. Sprowadziła go gdzieś na granicę, gdzie nagle każde z doznań było silniejsze, a sam akt stał się słodką wisienką na torcie. Jedność. Zadziwiające, jak niewiele człowiekowi potrzeba było do tego, by chociaż przez chwilę czuć się szczęśliwym.
Ta noc była pełna doznań - i była doznaniem tak głębokim, że ta noc w białej satynie zdawała się nie mieć swojego końca. A jednak się skończyła. Między gwałtownością ruchów i między pieczętującymi je, delikatnymi pocałunkami. Noc, w której kochałeś kogoś bez granic. A jednak - i granica się pojawiła. Tą granicą był poranek. Yue już nie był nawet pewien tego, kiedy zasnął i gdzie w tym wszystkim upił się bliskością Aki jak alkoholem, trzymając go z całych sił i jednocześnie wcale już tych sił nie mając. A przecież ta drobina alkoholu w jego żyłach krążyła. I całkowicie opuściła ją rankiem, a przy tym wcale nie sprawiła, że poranek był łatwiejszy. Kac? Ten po alkoholu? Gdzie tam! To przecież było minimum! Moralny? Och, proszę! Nie żeby Yue był całkowicie od tego doznania wolny, ale potrzeba było o wiele więcej na kaca moralnego. Za to wszystko go bolało, a jego ciało było jak z ołowiu, kiedy świadomość uderzyła w czarny jeszcze świat, zanim rozchylił swoje powieki. Piekła go szyja, dłoń, piekły go zadrapania i bolały miejsca, w których pewnie pojawią się siniaki. Wszystkie te znamiona, których każdy przyzwoity powinien się wstydzić! Ale przyzwoitość - czy to na pewno było słowo dobre do dobierania z Yue w parze? W piecu zgasło, świece się dopaliły. Płonęły jednak nadal kaganki, które rozpalił, żeby było jaśniej. A mimo to było ciepło. Przesadził wczoraj ze swoimi szaleństwami, ale jak zostało to już ujęte - musiałby chociaż trochę bardziej przejmować się konsekwencjami tego, co będzie potem, żeby rezygnować z cudów doznań chwili obecnej. I nie to, że nie potrafił - on po prostu nie chciał tego robić. Chyba kiedyś go to zabije.
Podniósł się na macie do pozycji siedzącej, ostrożnie odkładając łapsko Aki na bok, nie chcąc go zbudzić, chociaż z jego ust wydobyło się głośniejsze odetchnięcie - zduszony jęk spowodowany kręceniem w głowie i dyskomfortem ciała. Ciała, które zaraz i zareagowało słodkim dreszczem, bo pamiętało niemal każdy z tych dotyków. To był moment, w którym powinien się ulotnić. Zniknąć i rozpłynąć się - jak każdy dobry sen. A zamiast tego siedział i spoglądał na własne ręce, lekko je unosząc i zginając palce, żeby dowiadywać się, jak niewiele w nich sił zostało po tej nocy. Jak bardzo dał się sam wyczerpać - na własne życzenie. I czy żałować? Ależ skąd. Na jego ustach, mimo to, zabłąkał się uśmiech. Zmęczony, ale zadowolony. Spełniony. Położył się z powrotem, tylko po to, żeby ułożyć się na boku i przyjrzeć tej ślicznej twarzy leżącej tak blisko. Tak blisko, że wcale się nie powstrzymał, żeby wyciągnąć do niego jedną z tych dłoni i przesunąć palcami po tych miękkich, ułożonych w nieładzie włosach. Zupełnie ignorując to, w jakim stanie była pościel i że krew się kiepsko z niej zmywa. Trudno. Najwyżej czeka ją zrównanie do poziomu szmat. Każdy grzech był tego przecież wart. A on teraz wolał sycić się widokiem przed sobą i chłonąć - zapamiętać na tyle dobrze, żeby mógł do przenieść na płótno.
1 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Aki »

Aki gonił za króliczkiem. Ale jego króliczek był szybki. Był sprytny. Był od niego o wiele, wiele silniejszy. Akiemu nie chodziło o gonienie go, lecz o złapanie. Był przecież łowcą. To był jego cel - złapać swoją ofiarę. Droga nie była już ważna - to w jaki sposób ją przejdzie. Liczył się tylko rezultat. Bo pod koniec dnia liczyło się tylko to, żebyś miał co włożyć do gara. Żebyś nie zdechnął z głodu. Żebyś nie był słaby, jak ten zając, który nie dał rady przed tobą uciec. Prosta maksyma rządziła tym światem - by przetrwać musisz być najsilniejszym. Bo jeśli nie... to różne rzeczy mogłyby się zdarzyć. A Aki był jedną z tych osób, które za niespodziankami nie przepadały. Nie był wyjątkowy i nie czuł się wyjątkowy. Chciał tylko to, czego chcieli wszyscy - potęgi. Jakkolwiek to nie brzmiało, to mało było takich osób jak Yue, który zadowalał się tym, co miał. Większość chciała być bogatsza, silniejsza, nie wystarczało im tylko to, co było w zasięgu ich ręki. Patrzyli przed siebie - w przyszłość. Patrzyli w górę - na szczyty, które dopiero zdobędą. Patrzyli na gwiazdy - te, których dosięgnąć nie mogli, ale i tak próbowali. To tacy ludzie kreowali ten świat, wskazywali mu drogę. Postęp definiował gatunek ludzki.
Ktoś, kto powiedział, że czas leczy rany, najprawdopodobniej nigdy nie dostał kosą w żołądek. Pewne rzeczy wszak można było wybaczyć, ale... zapomnieć? Nie, nie. Nie można było zapominać. Nigdy. O niczym. Bo nawet jeżeli przyszłość była najważniejsza dla takich ludzi jak Aki, to przecież historia lubiła się powtarzać. Zataczała koło - raz za razem rzucając to samo odbicie przed twarze ludzi. A jednak ci bardzo często tego nie dostrzegali. Nie pamiętali tego, co było dawniej. Zaślepieni w to co teraz. To co może będzie. Nie. Nie można było iść ślepo przed siebie. Trzeba było być uważnym - zawsze i wszędzie. Czasem trzeba było się nawet odwrócić za siebie. Przecież być może za twoimi plecami stał wróg. Albo przyjaciel, który chce złapać cię za rękę i razem z tobą przejść przez ciemną dolinę.
Czasami do pełni szczęścia potrzeba tylko jednego elementu układanki. Jednego puzzla. Na przykład stu tysięcy Ryo - co wtedy? Gdzie znaleźć ten fragment? W życiu za darmo to można dostać co najwyżej w mordę. Były pewne rzeczy, których osiągnąć człowiek nie mógł. Takie, których i ninja, i cywile nigdy nie dostaną, choćby i bardzo się starali. Nie mogli być przecież perfekcyjni. Nie mogli być bogami. Ale próbować warto. Prawda?
Chwila zapomnienia, chwila uniesienia, chwila grzechu. Czy to naprawdę takie złe, skoro im obu sprawiało przyjemność? Nikogo nie krzywdzili. Wiedzieli na co się piszą - od samego początku. Nie będzie więc wieczornej modlitwy, ani porannego moralniaka. Aki niewielu rzeczy żałował, bo żałowanie było oznaką słabości. Zawsze uważał, że w danym, konkretnym momencie, podejmował najlepszą decyzję. Taką, którą zasądził opierając się na jego ówczesnej wiedzy. Czase był chłodnym logikiem. Czasem zaś parzył i ranił. A czasem... czasem dawał lekki chłód - upragniony spokój. I czasem był ogniem - dającym ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Kim był teraz dla Yue? Nie wiedział. Rozpalał go przecież do czerwoności, sprawiał, że uginał się wedle jego woli, że próbował zdusić krzyk rozkoszy. Ale przecież nie tylko o to w tym chodziło, prawda, Yue? Chciał przecież poczuć, że do kogoś należy. Znaleźć spokój ducha. W tych wszystkich westchnieniach, mniej lub bardziej głośnych jękach. Brunet jednak nie spotkał się z nim tylko po to, by zaciągnąć go do łóżka. Gdyby chciał, to mógłby to przerwać. Jedną, krótką komendą. Ale nie chciał, pragnął tego. Sam nie wiedział czemu - może i on potrzebował tej bliskości? Chociaż na chwilę. Na jedną, krótką noc. Zrobił więc to, czego nigdy nie robił. Na chwilę zapomniał...
Tak bardzo bał się o swoje zdrowie i życie, że nie sypiał nawet w gospodach. Wymyślił przecież nawet swoją własną technikę, która pozwalała mu wytworzyć dotonowy dom. I wolał spać tam - na zimnej, kamiennej posadzce, zawinięty w śpiwór, z jednym okiem ciągle otwartym - na wypadek niebezpieczeństwa. Nie ufał karczmom - już nasłuchał się tyle o bohaterach, co to potrafili wszystko puścić z dymem, bo nie spodobał im się jakiś jegomość w kapturze, siedzący w kącie karczmy. Tam był bezpieczny... a przynajmniej to on odpowiadał za swoje własne bezpieczeństwo. Tak, Aki się bał śmierci - bardzo. Jak niczego innego w swoim życiu. Że przyjdzie do niego w odwiedziny, a on nie będzie mógł jej wyprosić. A teraz leżał tutaj - w domu Yue. Tak zaskakująco bezbronny, tak zaskakująco słaby. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
Spał. Głębokim snem. Chyba nawet mu się coś śniło - tak, na pewno. To był dobry sen. Łapacz snów zadziałał. Tak to miało działać, prawda? Pomagać w tym wszystkim. Odganiać koszmary i zsyłać na śniącego, tylko to, co miłe. A Akiemu było naprawdę miło, choć wcale nie dzięki temu pseudo magicznemu ustrojstwu. To co dało mu radość tej nocy, ten, który dał mu radość tej nocy, leżał nie w kieszeni płaszcza, lecz obok niego.
Poczuł dłoń, wsuwającą się powoli w jego włosy. Tak delikatną, tak niewinną. Niewielka rozkosz rozeszła się po jego ciele i na chwilę mógł zapomnieć, że był kim był. Nie było teraz shinobiego, który musiał drżeć o swoje własne życie. Nie było Ranmaru który w swym szaleństwie w każdym widział wroga. Był Aki - taki spokojny. Jak gdyby nigdy nie ujrzał zła tego świata. Tak, to był widok godny zapamiętania. Prędko się nie powtórzy.
Otworzył oczy tylko na chwilę. By upewnić się, że to nie sen. Chwilę potem je zamknął, by odciąć od siebie ten zmysł. Nie chciał go, nie potrzebował - przynajmniej teraz. Teraz chciał go czuć, czuć jego bliskość. Delikatnie objął go w biodrach i uniósł, pozwalając mu położyć się na sobie. Jedną ręką obejmował go w pasie - by nie spadł, drugą zaś dłoń wplótł w jego białe włosy, delikatnie drapiąc go po głowie. I leżeli tak, całkiem nadzy. Splecieni ciałami. W ciszy. Jak długo? Nie wiedział. Podobno szczęśliwi czasu nie liczyli.
- Jak się czujesz? - zapytał w końcu, otwierając oczy i spoglądając na chłopaka z lekkim uśmiechem na twarzy. Ale nie szyderczym, nie prześmiewczym. To był naprawdę szczery uśmiech. Taki, który rzadko był widoczny na twarzy Akiego. - Zrobić ci herbaty? - oczywiście, że to nie on byl gospodarzem. Ale Yue... cóż. Spodziewał się, że wszystko może go boleć.
0 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Tengokuhenokaidan - mieszkanie Yue

Post autor: Yue »

Ludzie tacy jak Aki mieli zazwyczaj dużo na głowie, bo dużo na siebie brali. Nie była to wielka odpowiedzialność za drugiego człowieka, nie były to zobowiązania w stylu: ale obiecałeś mi przynieść kwiaty! To były zobowiązania, które mieściły w sobie życia ludzkie. Czasem obce, emocjonalnie nic nie znaczące, a czasem takie, które sprawiały, że człowiekowi jednak nóż się otwierał w kieszeni na myśl o tych, którzy ich skrzywdzili. Takich osób nie było wokół Wilka wiele. Ale były. Wyraźnie zakreślone w jego życiorysie, nawet jeśli nie przewijały się przez niego non stop i gdzieś błądziły w swoich podstawach. Lecz były. Cegły, które możesz wyjąć ze ściany i zastanawiasz się, czy ta zaraz nie runie, ale nie opada - stoi, bo przecież co znaczy jedna cegiełka wobec całego muru? Ale potem znika druga. Trzecia. Ile czasu możesz trzymać mur, w którym zaczyna ziać dziura? Nawet jeśli będzie stał, to przestanie cię osłaniać przed zimnym wiatrem. To właśnie ten rodzaj puzzli, na które trzeba uważać. Uważać, żeby nagle nie okazało się, że znajdzie się jedna taka cegła, bez której wszystko szło w dół. Już nie było nawet dziur czy brakujących elementów. Rujnował się cały zamek, który pieczołowicie budowałeś przez lata i który miał być jak najbardziej bezpieczną ostoją. Taka osoba, bez której nie można żyć, więc gdy jej nie ma - trzeba nagle uczyć się funkcjonować inaczej, od nowa. Której zaniknięcie powodowało żal i ściskało serce do punktu, w którym krwawiło.
Spodziewał się, że dotyk go obudzi, mimo to nie mógł się powstrzymać. Tak o, żeby zaczepić, żeby okazać czułość, żeby popodziwiać zmysłami o wiele dalej wysuniętymi niż tylko wzrok. Dotyk. Wszystkie te elementy czerpane z dotyku, które sprawiały, że dopiero wtedy miałeś pewność, że jesteś, że żyjesz i że, koniec końców, nie śnisz. Kiedy wątpisz w rzeczywistość to co robisz jako pierwsze? Szczypiesz się w rękę. Jeśli więc wynurzasz się z krainy snu i czujesz miły dotyk - co robisz? Otwierasz oczy. Tak żeby mieć pewność, że majaki, o których myślałeś, nie są urojeniami, a miłe doświadczenia nocy nie stanowią tylko marazmu snów. Że to nie jest czar rzucony przez łapacza snów, który miał chronić ode złego. To chyba głupie, że Yua, chociaż w bogów nie wierzył, chciał wierzyć, że takie głupie przedmioty pozwalały na rzucanie malutkich czarów. Nie dlatego, że same miały moc - naiwny nie był. Ale dlatego, że mózg, kiedy kojarzył coś z czymś dobrym, kiedy wiązał z tym dobre wspomnienia, to jakoś samego siebie potrafił w podświadomości przekonywać, że tak właśnie jest. A ta wiara potem oddziaływała cuda. Jeśli tylko chcesz...
Za to nie spodziewał się, że zostanie zaraz porwany i wciągnięty na Aki jakby nic nie ważył. Początkowe zdziwienie zostało przecięte dreszczem ciepła ciała i potem zamieniło wyraz jego twarzy na figlarny uśmiech, kiedy oparł swoją głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w bicie serca. Uwielbiał ten dźwięk. Spokojny, silny i miarowy. Był najpiękniejszą kołysanką. Mógłby teraz zasnąć. Jego mięśnie same się rozluźniły i przeszedł w koci stan płynny. Chyba było jednak w nich obu coś zupełnie naiwnego, albo zwykła, ludzka potrzeba bliskości - przy czym obie te rzeczy niekoniecznie się wykluczały. Właściwie to nawet dobrze ze sobą współgrały. Za każdym razem, kiedy chciałeś siebie samego usprawiedliwić, że jesteś tak naprawdę ostrożny, że w tym świecie nikomu nie można ufać, a już zwłaszcza diabłach w anielskiej skórze. Potencjalnie słaby. Ten, co kochał życie i ten, który go nie szanował - całkiem ciekawe to było połączenie. Ten, który ludziom nie ufał i ten, który nie bał się konsekwencji tego zaufania. Dopóki masz własny rozum to pewnie wszystko uda ci się przezwyciężyć. Byle nie brnąć z nurtem. Byle nie dać się porwać fali i zatopić pod oceanem... Och, ale przecież to był piękny ocean.
- Doobrze... - Wymruczał sennie, lekko się skulając na moment, żeby poczuć raz jeszcze swoje mięśnie, ale już po chwili był znowu wtulony i rozciągnięty na klatce piersiowej Akiego. - Ooo, będziesz taki słodziutki? - Uniósł swoją głowę i złożył przedramiona na jego piersi, żeby zerknąć w jego oczy z błyskiem ciekawskiego kociaka, który być może właśnie robił poważne obliczenia godne najbardziej skomplikowanych matematyków, czy nie skoczyć na nogę właściciela. Albo raczej - JAK skoczyć, a nie czy w ogóle. Na szczęście temu kociakowi nie śpieszno było do skakania, bo ta senność i zmęczenie była na nim wymalowana. - Komu mogę opowiedzieć o Wielkim Złym Wilku, co się dał ugłaskać? Jak bardzo zepsuję ci reputację? - Pytał z żartem, akcentując to w brzmieniu swojego głosu, a nie na poważnie. Nie wiedział, czy Aki to człowiek z rozgłosem, czy może jednak nie. Czy dba o to, co o nim mówią i czy zależy mu, żeby się bali, czy na wszystko machał ręką. Niczego z tego nie wiedział. - Pewnie. Rób mi herbatę, a ja popodziwiam twój zgrabny tyłek. - Bezwstydnik. Ale skoro można mieć ładne widoki przed oczami... to żal nie skorzystać! Nawet jeśli pretekstem ma być robienie herbaty!
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tereny mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości