Chīsanaka (小さな家)

Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Bawili się, zanurzeni w cielesnym uścisku. Ale czy można było ich przez to nazwać egoistami? Dawali przyjemność nie tylko sobie, ale również drugiej osobie. To nie był egoizm, to była obustronna korzyść. Przyjemność rozchodziła się po ich ciałach z każdym kolejnym muśnięciem ust, z każdym kolejnym dotykiem. Nikt tu nikogo nie wykorzystywał - bo obaj mogli w każdej chwili przestać. Ale nie chcieli. Obaj nie chcieli. Było im tak cholernie przyjemnie, a pewnych rzeczy będąc mężczyzną... cóż. Pewnych rzeczy nie dało się ukryć.
Aki go nie znał. Nie wyrobił sobie o nim opinii. To, że teraz nazywałby go podstępną żmiją, upadłym aniołem, diabłem - to nie miało znaczenia. To, kim był ten śliczny, białowłosy chłopak nie miało dla niego znaczenia. To, z iloma kobieta spał, to, z ilu mężczyzn bałamucił i w ilu miejscach upierdolił pościel... who cares? Teraz znaczenie miało tylko i wyłącznie to co działo się w tym jednym, konkretnym miejscu. Wszystko co się działo wokół było tylko otoczką - przynajmniej dla Akiego. I nie, ojjj nie. Nie zamierzał tego zakończyć. Z całego repertuaru słów, jaki znał Aki, słowo "stop" było ostatnim, o którym by pomyślał. Chciał tego, pragnął tego, musiał to dostać. Musiał go dostać. Biały aniołek, który schodząc na ziemię wywrócił świat do góry nogami - przynajmniej na jedną noc. Zawrócił w głowie temu maluczkiemu, słodkiemu chłopakowi, który odwracał wzrok przechodząc obok luster. Sprawił, że chciał zgrzeszyć. Ale gdzie tutaj był grzech? Obaj tego chcieli. Obaj z tego czerpali radość. Nikogo nie krzywdzili. Nikogo nie okłamywali. Adrenalina krążąca w ich żyłach nakręcała ich coraz bardziej i bardziej, i bardziej, i oczywstym było, do czego to wszystkiego zmierzało. W jego domu, w jego salonie, na jego pościeli. Cholera, to było całkiem... podniecające.
Pozwalał się dotykać, tymi delikatnymi dłoniami. Po łydkach, po udach, po twarzy, po... wszystkim. Nie było żadnego fałszywego onieśmielenia, wzbraniania się, czy przekomarzania. Pozwalał mu na wszystko, ale bynajmniej nie znaczło to, że mały kusiciel mógł wziąć to za darmo. W tym jednym miał rację - jakąś cenę trzeba było za to zapłacić. A im bardziej bezczelnym się było, tym większa czekała za to wszystko kara. A może to była nagroda? Im bardziej się nakręcali, tym większą uwagę poświęcali sobie wzajemnie. Zatracając się w oczach Yue, Aki widział siebie. Dzikiego, przełamującego samego siebie. Ale nie był tam sam. Widział w tym wszystkim Yue, i to jemu chciał sprawić przyjemność. Chciał widzieć przyjemność na jego twarzy, słyszeć rozkosz z jego ust. I robił to - kochał dotykać jego tak bladej skóry, kochał czuć zimno jego dotyku. Nawet jeżeli tylko teraz. Na jedną noc. Taki słodki i niewinny - oh, jakże pozory potrafiły mylić. Teraz grzeszył, wijąc się w jego dłoniach. Piękny wieczór zapoznawczy.
Przejechał w dół dłońmi po jego plecach, znowu go drapiąc, mocno - by na pewno poczuł, kto tu rządzi. I nie, Aki bynajmniej nie był delikatny. Nie teraz. Skóra Yue - tak zimna, czy już tak gorąca? Nie wiedział. Nie miało to żadnego znaczenia. Ranmaru spoglądał w jego oczy i szukał jego spojrzenia. Polował na nie. Nie pozwalał mu odwrócić od siebie wzorku, miał być grzecznym chłopcem i się go słuchać. Dzisiaj to Aki rządził i to on decydował, co, jak i kiedy. Złapał za dół jego koszulki, podciągając ją do góry i jednym, sprawnym ruchem, ściągając ją z niego i odrzucając gdzieś na bok. Uwielbiał, jak chłopak wzdychał raz za razem. Położył mu dłoń na policzku - delikatnie, subtelnie. A potem tę samą dłonią, którą tak czule go pieścił, wplótł w jego włosy. I mocno, gwałtownie, szarpnął do tyłu. Pociągnął go do siebie, obejmując jedną ręką w biodrach. Spojrzał się na niego z góry, dominująco, świdrując go swoimi oczami, uśmiechając się w kąciku ust. Szarpnął - znowu. Jeszcze mocniej. Tak delikatny, tak bezbronny. Lubił to. Wpił się w jego szyję, składając na niej głęboki pocałunek. Gryząc ją, liżąc, w końcu się do niej przysysając. Mocniej?
- Jesteś mój. - wyszeptał słowa prosto przy jego uszku. - I zrobisz wszystko, co ci rozkażę. Aki go nie puścił. Rzucił go na kanapę, kolanem przytrzymując go tak, aby nie mógł uciec. Tak, żeby nie chciał uciec. Tej nocy był jego. Tylko jego. I miał mieć tego pełną świadomość. Aki nie musiał używać do tego żadnych słów. Jego czyny mówiły same za siebie. Chwycił go za nadgarstki - mocno, pewnie. Jego słabiutkie ciało - jakże miał nie ulec? Jak tutaj nie zgrzeszyć? Wyciągnął jego ręce do góry, by nie mógł się bronić. W ogóle śmiał? Trzymał je nad jego głową. Przycisnął go, stykając się z nim każdym możliwym fragmentem ciała. Złożył jeden, głęboki pocałunek na jego ustach. Na szyi. Na klatce piersiowej. I niżej. I niżej. I niżej.

I wiele jeszcze padło słów, wiele westchnień, wiele... Ta noc zdecydowanie należała do udanych. I... nieprzespanych.
2 x
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

- Ah tak? - Uniosła jedną brew ku górze wydymając pełne usta. - W takim razie jestem z siebie dumna, kochanie - odparła szczerze zadowolona, że wzbudzała w nim takie emocje. Miał grzeszne myśli i sny? Świetnie, przecież o to chodziło, prawda? Kuszenie, małe podstępy, były wymierzone właśnie po to, żeby budzić w nim takie instynkty. Emocje, pragnienia, których nigdy nie brał pod uwagę. Chciała wyryć się w jego pamięci na zawsze. Obojętnie co przyniesie im przyszłość. Czy będzie wspólna czy nie. Wzięła sobie za punkt honoru, żeby z rozkoszą kojarzył tylko i wyłącznie Sakai Isane i nikogo innego. Nigdy. Naznaczyła go sobą i teraz miał już taki pozostać. Nie było odwrotu. Biedny. Tak jak mu powiedziała, była z tego powodu cholernie z siebie dumna. Zauważył jej bieliznę. Była droga jak na standardy ubrań. Przywieziona z Atsui, wyjątkowa. Dlatego nie pozwalała sobie zakładać jej codziennie. Tylko na te specjalne okazje. Zaśmiała się słysząc jego słowa. Żartował? A może rzeczywiście nie był do końca pewny? W końcu sam Yue zaproponował im wcześniej trójkąt. Z jednej strony wiedziała, że zwyczajnie się z nimi droczył, z drugiej z tym małym Diabełkiem nigdy nie wiadomo, prawda? Tak czy tak zaśmiała się cicho. Wyjaśnienie było banalnie proste i nie zamierzała nic ukrywać. Opuściła odrobinę wzrok, jak gdyby była zawstydzona.
- Nie przypuszczałam, że będziemy się razem kąpać. Chciałam, żebyś potem ją - tutaj zsunęła delikatnie jedno z ramiączek stanika - odpakował własnoręcznie - dodała unosząc na niego intensywne spojrzenie turkusowych tęczówek i uśmiechając się nieśmiało. Nieśmiało? Nie była nieśmiała o czym doskonale wiedział, nie było co ukrywać. Odpakować niczym prezent. Zachichotała. Nie przejmowała się za bardzo faktem, że Aki i Yue również widzieli ją w takiej odsłonie. Byli i tak zbyt zajęci własnymi grami i podchodami. Zresztą zdecydowanie sprawiało jej przyjemność, że mogła się komuś spodobać. Rozdmuchiwało jej ego. Hiro nie miał być o co zazdrosny. Tylko i wyłącznie o n zaprzątał wszystkie jej myśli. Mimo to malutka iskierka zazdrości nie mogła chyba zaszkodzić, prawda?
Nie wątpiła w jego intencje. Wiedziała, że chciał dla nie jak najlepiej. Zależało mu na niej i na wszystkim co z nią związane. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie chciała, żeby czuł się do czegokolwiek zobligowany. Wolała się upewnić, żeby potem nie musiał niczego żałować. Taka zwyczajna troska. Czy jednak trafił w jej upodobania? Nie brała „łańcuchów” pod uwagę, jednak nowości i wszelkiego rodzaju eksperymentowanie wydawało jej się bardzo ekscytujące. Był jej wdzięczny? Potrafił to idealnie pokazać. Nagroda w postaci pocałunku wystarczyła. Chociaż jedynie spotęgowała jej głód. Na całe szczęście zabawa dopiero się rozpoczynała. Przynajmniej do momentu, aż jak zwykle wszystkiego nie zepsuła. Pełna sprzeczności, których nie potrafiła już dłużej ukryć. Drżała w jego ramionach z powodu tych wszystkich przytłaczających emocji, uczuć jakimi go darzyła. Nagle przestała być w potrzasku. Coś się zmieniło. Mogła też otworzyć oczy. Nie siedziała już wtulona w Hiro. Siedziała na brzegu basenu. Otworzyła powoli oczka mrugając kilka razy. 1, 2, 3 sekundy zajęło jej przyzwyczajenie się do półmroku panującego w łazience. Hiro, gdzie był Hiro? Spojrzała w dół. Jego czoło płasko oparte na jej nogach. Co się wydarzyło? Jego głowa tak słodko spoczywającą na jej kolanach, mimowolnie zaczęła gładzić jego mokre włosy. Taki kochany, niewinny. Coś się stało? Był smutny? Chciała coś powiedzieć, zapewnić go, że nic się nie stało, że wszystko będzie dobrze, jednak słowa nie przychodziły. Zamrugała kilka razy. Wiedziała co się stało, ale tak naprawdę nic poważnego, prawda? Musiała go przerazić swoją reakcją. Oczywiście od razu chciała ją cofnąć. Niestety było już za późno. Teraz to on podzielał jej strach. Znów spierdoliła. Teraz pewnie już zawsze będzie się z nią obchodził jak z jajkiem. A może w końcu uzna ją za nienormalną i sobie odpuści? Tak byłby dla niego najlepiej. Widząc jednak jego reakcję powątpiewała w taki obrót wydarzeń. W końcu zebrała się w sobie, żeby coś powiedzieć. Wtedy się odsunął. Znów bezsensu otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Odchodził. Jęknęła cichutko, mógł tego zwyczajnie nie usłyszeć. Odchodził. Kilka chwil później została zupełnie sama. Czy odszedł na dobre? Siedziała tak w bezruchu. Nie płakała. Jej oczy były wyjątkowo suche, jak gdyby zabrakło jej łez. Po raz kolejny wszystko zjebała, nie było już co ratować. Tym razem jej tego nie wybaczy. Ile razy mógł znosić jej widzimisię? Wszystkie te zachcianki i problemy, które na niego zrzuciła wraz ze swoją obecnością. Nie był na to gotowy, ale kto był? Powinna na zawsze już pozostać sama i przestać obarczać innych swoim bagażem.
Kilka chwil później szybkim ruchem zebrała się do pionu. Nie myśląc za wiele podeszła do drzwi na taras. Przesunęła je wychodząc na zewnątrz. Mokra, bosa, w koronkowej bieliźnie. Wybiegła w noc na poszukiwania swojej zguby. Wbrew sobie nie mogła zwyczajnie dać mu odejść. Byłoby dla niego lepiej, gdyby to ona teraz się spakowała i odeszła. Samolubna biegła przez siebie ile tchu w płucach. Ścieżka, drzewa, lasek, aż w końcu rzeka. Pomost i Hiro. Hiro! Był tam! Nie traciła jednak sił, żeby go zawołać, nie zatrzymywała się ani na moment. Kiedy w końcu dotarła na pomost akurat natrafiła na moment, kiedy uderzał o niego pięścią. Był na nią zły? Gniewał się? Wzdrygnęła się na samą myśl, że mógł przestać ją po prostu kochać. - Hiro… pozwól mi wytłumaczyć - zaczęła cicho podchodząc do niego. Od razu padła obok na kolana, żeby zrównać się razem z nim. - Przepraszam - wyszeptała biorąc w swoje zimne ręce jego krwawiącą dłoń, jeśli oczywiście jej na to pozwolił. Było zimno, cholernie zimno, ale nie drżała. Była pewna swoich ruchów, decyzji. Zapomniała o temperaturze skupiając na nim całą swoją uwagę. Nie wiedziała czy chciał słuchać jej tłumaczenia. Było jej obojętne czy postanowił jej przerwać czy nie. Kontynuowała choć by nie wiem co. - Boję się przeszłości. Tego co się wydarzyło. Kiedy nie miałam wyboru, kontroli - mówiła prawie bez tchu. Rozpostarła jego krwawiącą dłoń i przyłożyła ją sobie do klatki piersiowej, gdzie znajdowało się jej trzepoczące serce. - Chcę ją wymazać, zastąpić Tobą, nami. Dlatego ciągle darzę do takich sytuacji. Nieustannie, nie umiem tego wytłumaczyć, tak jak bym chciała - jego krew łączyła się z kropelkami wody na jej ciele spływając w dół, zostawiajac czerwone ścieżki, barwiąc tę głupią bieliznę, która nie miała teraz najmniejszego znaczenia. - Bardzo pragnęłam wszystkiego, co wydarzyło się dzisiaj, chociaż czułam także strach. Chciałam przeżyć wszystko na nowo, z Tobą. Pragnę, żebyś mnie kontrolował, bo boję się tego, do czego sama jestem zdolna. Dlatego jestem zepsuta - skrzywiła się na dźwięk własnych słów. Kontrola, posłuszeństwo, bezpieczeństwo i miłość. Pojebało Cię totalnie, lepiej zamilcz - myślała gorączkowo. Opuściła wzrok zawstydzona własnymi słowami. Pogrążała się jedynie jeszcze bardziej. Doskonale potrafił ją zrozumieć, odczytać jej intencje, myśli. Nawet jeśli wydawało mu się całkowicie przeciwnie. Nie potrafiła dokładnie mu wszystkiego wytłumaczyć. Nigdy wcześniej nie powiedziała ich na głos. Te mroczne myśli, zawsze udawała, że nie istniały. Teraz jednak nabrały koloru i wyszły na zewnątrz. Nie była z tego faktu zadowolona, nie mogła ich cofnąć. Jeśli nie wyszarpał swojej dłoni, co byłoby jak najbardziej zrozumiałe, otoczyła ją leczniczą, zieloną chakrą tamując krwawienie i powoli zasklepiając draśnięcie. W końcu dała mu wszystkie powody, żeby ją wyrzucić.
Zepsute zabawki się wyrzuca, Hiroyuki.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Yue »

To, kim był Ranmaru Aki nie miało dla niego znaczenia. To, kim był wczoraj. Kim będzie jutro. Wczoraj? Wczoraj było tylko historią. Jutro - obietnicą. Dlatego Yue pieścił dzień dzisiejszy tak, jak pieścił ciało chłopaka, który był teraz przy nim tak blisko. Dziś było uchwytliwe, mógł się na nim zawieszać, dokładnie tak samo, jak wisiał teraz w ramionach obcego człowieka, poddając się jego woli, jego słowom i jego dłoniom. Mógł je poczuć i mógł go zasmakować. Mógł je zmienić. Nie było wiarą - nie musiał wierzyć w to, że coś będzie, bo wiedział - i widział - że coś jest. Każdy pomruk, każda kropla potu, każdy dreszcz i każde uniesienie. Jego skóra, jej zapach, jej gładkość, napięte mięśnie i miękkie włosy, duże ręce z całą swą pewnością prowadzone do wszystkich miejsc, które miały ochotę odwiedzić - tak się właśnie odchodziło razem z grzechem. I jednocześnie - tak się budziło rozgrzeszonym. Piękno Akiego dzisiaj przyćmiewało gwiazdy na niebie i zawstydziłoby samo słońce. Tej nocy był najwspanialszy. Tej nocy był łowcą, był wilkiem, był prawdziwym rycerzem, który wyzwalał z myśli o tym, co było i o tym, co może być, gdy nie pozwalał nawet myśleć o tym, co stanie się za kilka sekund. Wszystko ściśnięte do jednego miejsca, salonu, który, o zgrozo, nawet nie był ich! Nie był nawet jego. Gdyby Yue goście coś takiego odwalili w domu..! Too najpierw by zapytał, czy nie potrzebują dodatkowego towarzystwa, a w razie odmowy by po prostu sobie popatrzył z czystą rozkoszą. Oto i właśnie ono - słodkie Ryuzaku no Taki. Miasto, które chwytało za serce, jeśli tylko było się wystarczająco odważnym, żeby sięgnąć po to, co miało do zaoferowania.
Uniósł swoje ręce i pozwolił ściągnąć z siebie koszulę. Nie zadźwięczała żadna biżuteria - nie posiadał jej. Brzdąknęły tylko cicho okulary, zaplątane w tą koszulę, kiedy została, niepotrzebna, zepchnięta na bok. Nie zamierzał kierować swoich oczu nigdzie indziej - nie teraz, kiedy on, bezbożnik, patrzył na swojego jednonocnego bożka. Jemu należała się uwaga, tak jak należała się każda pieszczota i każda modlitwa złożona z tych westchnień i dreszczy. Te noce w białej satynie, które nigdy nie powinny się kończyć. Zbyt szybkie, a jednocześnie ciągnące się pośród sekretów zakradającej się ciemności, gdy wiatr potrafił podmuchem zgasić świeczkę i wywołać dreszcz zupełnie inny. Wtedy przychodziło pytanie - czy to już skóra jest zimna, czy to ja jestem taki rozpalony? Nie wiem, nie wiem... Ja płonę. I nie powstaną o tym żadne poematy i nie będzie żadnych listów, których nigdy nie wyślę. Nie będzie tęsknych westchnień i nie będzie "kocham cię". Po tej nocy... co mogło zostać po tej nocy?
- Jestem twój. - Mocniej, więcej, bardziej, silniej. Nie było żadnego oporu i żadnego nawoływania: delikatniej! Ostrożniej, przecież jestem kruchy! Nie był tak kruchy, na jakiego wyglądał. I wcale nie chciał, żeby delikatność wkradła się tam, gdzie mógł otrzymać najbardziej pobudzające i pobudzające umysł dreszcze. Gdzie skrzyżował się jego los i jego droga z kimś, kto miał siłę przytrzymać jego ręce, a on dla czystej satysfakcji sprawdzał, czy mogą się zacisnąć jeszcze mocniej, jeśli spróbuje je wysunąć spomiędzy tych palców. Ta place, ach, jego dłonie... przysłoniły cały świat, jego ciało dzisiejszej nocy było wykute tylko do tego, by dłonie Akiego poznawały każdy kolejny kawałek skóry. Tak jak on szukał każdej kolejnej żyły na jego ciele, uczył się ich mapy, szukał zagięć w ramionach, sycił się jego wszystkim. I wszystko, czego tylko Aki pragnął dzisiejszej nocy zostało mu dane - i zostało od niego równie intensywnie odebrane.
I nie byłeś dla mnie odpowiedni i nie byłem dla ciebie nawet dobry. I byłem wszystkim, czego pragnąłeś i byłeś wszystkim, czego potrzebowałem. Wspólna zgoda, a potem tylko rozstanie. Może kiedy zobaczymy się za parę miesięcy, jeśli bogowie pozwolą, będziemy już nawet zupełnie innymi ludźmi. Usiądziemy znów w tym samym salonie, w czwórkę i zapytamy sami siebie: i co u ciebie słychać? zupełnie jak tego konkretnego wieczora. Znów będzie sake. Znów będzie śmiech. A jednocześnie nic już nie będzie takie samo. Bo nie ma takiej historii, która zataczając swoje koło, lubiła się powtarzać. Tej nocy byłeś dla mnie powietrzem. A przecież to ty szukałeś lekarstwa. Przecież bolały cię plecy.
Yue obudził się wcześnie - bardzo wcześnie. Głównie dlatego, że nawet wiele nie spał. Trochę przedrzemał, trochę poużywał sobie nowej, oddychającej poduszki, która miała wspaniale ciepłą skórę i robiła jednocześnie za wspaniały kocyk. Poduszko-kocyk najlepszego sortu, bo jeszcze w dodatku piecyk. Poduszko-kocyko-piecyk. Trzeba było Munraito przyznać, że miał pełną rację i poszło na jego - białowłosy rzeczywiście został na noc... chociaż bawiąc się z Akim wcale nie sądził, że aż tak go poniesie. Raczej... starał się zachować minimum przyzwoitości w czyimś domu. Ale cóż zrobić - przecież to nie tak, że mógł uciec.
Wyplątał się ostrożnie i delikatnie ze swojego poduszko-kocyko-piecyka trzęsąc się jak galareta i wyklinając w myślach na wspaniały pomysł nie zamykania okien po nocach. Cichuteńko zebrał swoje ubranie - nikogo nie budząc. Nadal czuł resztki alkoholu we krwi - to i pewnie śpiącym to ułatwiało. Włożył na siebie bieliznę, spodnie, koszulę, założył okulary na nochala i rozejrzał się po tym miejscu. Ładnym miejscu. Było jakieś... inne. Chociaż czym tak naprawdę różniło się od wszelkich innych pięknych salonów? Jaka magia została tutaj zaklęta, że tak wcześniej jak i tego poranka. Nie drzemała w tym, że wszystko było do porzygu drogie i nie w tym, że było skromne. Nie to, że był tak ładnie udekorowany pod względem doboru mebli i nie chodziło o kolorystykę. Jakkolwiek byś o tym nie myślał to chyba wszystko zliczało się do jednego. Do tego, że ten zamieszkali ludzie, którzy naprawdę się kochali.
Nawet jeśli mieli swoje problemy. Och tak, bo Yue słyszał cząstkowo ich... nocną rozmowę. Gdy zapanowała cisza, a noc poniosła kilka zdań - chyba o kilka za dużo. Ale spokojnie. Yue już zapomniał.
Amano Yue. Ponoć to imię oznaczało miłość, która związywała. Uczucie, które wkradało się do serca. Białowłosy anioł, który zostawił na stole karteczkę z kilkoma słowami do gospodarza i który ucałował swojego jednonocnego bożka w czółko, zanim wyszedł. W końcu - poszedł zapalić, czyż nie? Wyszedł po tą jedną fajkę, jak każdy jego typu - i już nie miał wrócić.
Karteczka głosiła:
[z/t]
2 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Tej nocy mało spał. Nie dlatego, że był czymś - czy może raczej kimś - zajęty. Nie dlatego, że myślał o tym, co się działo tego wieczoru - na to jeszcze przyjdzie pora. Nie spał z innego, bardzo prozaicznego powodu - nie był przyzwyczajony do spania z drugą osobą. Kręcił się, wiercił, miał problem z oddychaniem, czuł jak przechodzą go fale ciepła, tylko po to, by za chwilę było mu zimno. Z drugiej strony nie chciał budzić Yue, bo zdecydowanie ostatnim czego potrzeba było temu chłopakowi, to ból głowy na nastepny dzień. Aki nie był głupi i doskonale wiedział, że to tylko znajomość na jedną noc, po której wszystko się skończy. Białowłosy nie był jakkolwiek osobą, w której można było pokładać zaufanie - sam zresztą o tym mówił, mówiąc, jaki to z niego leniuszek. Leniuszkom zależało przede wszystkim na własnej wygodzie, a trudno było mówić, by związek dwóch shinobi był jakkolwiek wygodny. A taka noc... cóż. Trochę przyjemności jeszcze nikomu nie zakodziło, nieprawdaż?
Nie. Nad ranem Aki już nie spał. Co najwyżej leżał, rozmyślając o... czymś, co nie miało już teraz żadnego znaczenia. Było, minęło, czas ruszyć dalej. Musiał być lepszy i silniejszy, a póki co leżał i tracił czas na... nie wiadomo co. Bolała go głowa - oczywiście. Wypił tyle alkoholu, że chyba cudem byłoby, gdyby nie miał kaca. Nie dość, że Aki prawie w ogóle nie pił, to juz na pewno nie w takich ilościach. Patrząc po tym, co się z nim działo pod wpływem alkoholu - nic dziwnego. Jakże mogło być inaczej Oczywiście, że słyszał kroki Munraito, gdy ten niczym mały, niewinny kotek, powoli przemierzał salon, niby ślamazarnie wchodząc po schodach, trzymając Isane w rękach. Łowca nie odzywał się - nie chciał budzić śpiącej dziewczyny. Nie rozumiał, dlaczego dopiero teraz, gdy już pierwsze promienie słońca zaczęły wychodzić na zewnątrz, pan Munraito zdecydował się na zaniesienie swojej miłości do łóżka. Sądził, że też się dobrze bawili, choć prawda była inaczej. On jednak - w przeciwieństwie do swojego "kolegi" - nie podglądał bezczelnie co się działo za drzwiami. Cholerni Ranmaru, zawsze coś z nimi musiało być nie tak!
W końcu usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Wstał z łóżka i założył swoje ubrania. I szybko stwierdził, że nie ma nawet opcji na to, żeby w nich dzisiaj spędził dłużej, niż godzinę. Za bardzo pachniały wczorajszym dniem, już nie mówiąc o wszelkiego rodzaju plamach. Zabrał swoje rzeczy i wyszeł bez słowa. Wiedział, że zanim Hiroyuki się przbudzi, to i tak minie pewnie z kilka dobrych godzin. Zaskakujące, jak mocno go poskładała jedna szklanka alkoholu. Ale cóż, nie oceniał. Sam też nie był święty, aczkolwiek Aki doskonale wszystko pamiętał. Każdy jeden szczegół. Czy to dobrze? na to pytanie chyba sam nie chciał znać odpowiedzi.
Wrócił do swojego domu. O czym tam rozmawiał i z kim? To już nie miało żadnego znaczenia dla tej historii. Jedno było pewne - po jakimś czasie wrócił do "spokojnej" posiadłości Munraito, a przez ten czas Isane i Hiroyuki być może mieli czas ze sobą porozmawiać. On zaś przebrał się w nowe ubrania i zabrał torbę. Jeżeli faktycznie miał z nimi iść, to potrzebował, albo przynajmniej chciał, mieć ubrania na drogę oraz zapas jedzenia. Nie wiedział w końcu ile ich nie będzie, a na takie rzeczy lepiej było być przygotowanym. Udał się do ogrodu, siadając na krawędzi pomostu i czekając na resztę świty. O ile w ogóle do niego przyjdą. On nie zamierzał podglądać, czym się teraz zajmowali.
0 x
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Czasem lepiej było po prostu odpuścić. Niektórzy już tak mieli, że odchodzili bez zbędnych słów. Pożegnania nie były czymś, w czym Aki był dobry i chłopak po części się cieszył, że stało się to, co się stało. Jeszcze mogliby powiedzieć sobie coś, co zostałoby źle zrozumiane - a po co mieliby psuć sobie nastroje na dłużej, niż to było konieczne? Zresztą... Aki nie należał do osób, które mówią zbyt wiele. Męczyły go słowa i męczyli go ludzie. Naprawdę cieszył się na myśl, że w końcu opuści Ryuzaku. Te kilka dni spędzone w wielkiej metropolii zaczynały działać mu na nerwy. Czuł się przytłoczony. Jego wewnętrzna klaustrofobia dawała o sobie znać, ale chociaż tutaj - w ogrodzie Chisanaki miał złudne poczucie tego czegoś, co nazywał bezpieczeństwem.
Aka siedział na pomoście, wyraźnie zamyślony i zapatrzony, pogrążony w gonitwie własnych myśli. Tak to już było z łowcami - ofiarę trzeba było złapać, zanim będzie można się rozkoszować trofeum. Tylko... jaką w tym wszystkim nagrodę mógł otrzymać Aki? Zrobił coś takiego po raz pierwszy w swoim życiu. Nie wiedział, czy miał być z siebie dumny, czy może jednak powinien spalić się ze wstydu. To było bardzo nieodpowiedzialne i bardzo... ekscytujące. Yue mu się naprawdę spodobał, ale nawet nie próbował go zatrzymywać. Podobno byłeś odpowiedzialnym za to, co oswoiłeś. Ale cholera - Aki nie chciał być odpowiedzialny. Nie nadawał się do tego, jeżeli już - to go trzeba było oswajać. Nauczyć, jak w ogóle trzeba żyć. Nauczyć, co to znaczy żyć, oddychać. Ale... Aki był już na to za stary. Starego psa nie nauczysz nowych sztuczek.
Nie byli dla siebie odpowiedni. Nie byli dla siebie nawet dobrzy. To dwa różne światy - choć oba szalone, to jednak każdy z nich na swój specyficzny sposób. I choć podobno przeciwieństwa się przyciągały, tak w tym wszystkim Hiroyuki miał jedną rację. Yue był dziki - nieokiełznany, niepokorny. Był Akiego - ale tylko na tę jedną noc. Bo tego pragnęli. Bo tego potrzebowali. Wspólna zgoda, a potem tylko rozstanie. I nie było tu nad czym rozmyślać - Aki był jednym z tych typów, co do których nie można było mieć pewności, czy dożyją jutrzejszego dnia. Prowadził zbyt niebezpieczny tryb życia i choć wcale nie planował umierać, tak los potrafił być nieprzewidywalny. I kto wie - może jeśli bogowie pozwolą, to za kilka miesięcy spotkają się w tym domu wszyscy. Aki. Isane. Hiroyuki. Yue. I spytają siebie wzajemnie, co u nich słychać. Cześć, Aki. Co u ciebie? - jak mieliby odpowiedzieć na takie pytanie? Isane i Hiro z pewnością opowiadaliby o swoich planach na przyszłość. Ona - piękna blondynka i on - niepoprawny marzyciel. Wspólne mieszkanie, treningi, misje, życie. Mnóstwo radości przy każdej czynności - a to wszystko dlatego, że mieli siebie nawzajem. Yue? Co by odpowiedział Yue? Że grzmocił jakąś pannę tak, że dostała zeza, albo zachlał mordę i skończył w ciemnej piwnicy, przebrany za futrzaka, z doczepionym lisim ogonkiem. Ale hej - to dopiero były przeżycia! A Aki... cóż. Życie Akiego było jednocześnie pełne przygód i śmiertelnie nudne. Był shinobi z prawdziwego zdarzenia, który radość odnajdywał w polowaniu i zabijaniu. A powiedzmy sobie szczerze - to nie był najlepszy temat do rozmów przy kurczaku teryiaki.
Świat nie był piękny, niezależnie od tego co mówili artyści. Sprzedajne grajki, które za garść ryo zaśpiewałyby hymn pochwalny na cześć Hana Suzumury. Trzeba było być realistą - to najbezpeiczniejszy wybór. Ale przede wszystkim - należało być pragmatycznym. W tym świecie można było liczyć tylko na siebie, a przynajmniej jeżeli planowało się dożyć później starości. Tym bardziej nie rozumiał tego, co się działo między biednym Munraito a wybranką jego serca. Dwie dusze splątane jedną nicią - Hiroyuki i Isane. Za każdym razem, gdy starszy z Ranmaru wspominał o dziewczynie z pustynii, Aki był zdziwiony tak samo. Ten głupiec naprawdę się w niej zakochał. Niebieskooki... nie rozumiał miłości. Nie rozumiał, dlaczego tak dba o kogoś, z kim nie jest związany krwią. Jego dobry znajomy przecież prawie w ogóle nie znał tej kobiety... a jednak opiekował się nią ponad miarę. Widać to było po nim - był zakochany po uszy. A ona w nim. I nie było nic na świecie nic groźniejszego, niż ślepo zakochana kobieta. Skoczyłbyś dla niej w ogień, Mun?
Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie słyszał Munraito. Słyszał go - doskonale. Poruszał się tak głośno, tak ciężko. To to był ten słynny kac? A może po prostu Aki był przewrażliwiony? Zapewne po trochę ze wszystkiego.
Aki odwrócił się w stronę bruneta, świdrując go swoimi niebieskimi ślepiami. Oh tak - gdyby oczy Ranmaru mogły zabijać, to własnie rozrywałyby duszę Hiroyukiego, robiły z niej sieczkę, a resztki - na wpół przegryzione i strawione - byłyby wypluwane na ziemię dookoła martwego truchła ślicznego chłopca. Ale nie mogły - więc po długiej, naprawdę d ł u g i e j chwili uśmiechnął się ciepło uśmiechem numer 174 w stronę Hiroyukiego i skinął głową, potwierdzając, że też lubi Yue.
- Poszedłem po sprzęt. - gestem dłoni wskazał na leżącą obok niego torbę. Munraito właściwie przeczytał jego myśli, bo Aki już miał pytać o to, w jaki sposób dowiedzą się o rozpoczęciu misji. Oczywiście z całego kontekstu można było się domyślić, że po prostu ktoś po nich przyjdzie, ale wolał mieć pewność. Pytanie - kiedy? Dzisiaj? Jutro? Za tydzień? Cholera wie.
Gadał. I gadał. I gadał. I gadał... Bogowie, jakie to wszystko było głośne. Skąd Hiroyuki znajdywał w sobie tyle sił, żeby wypowiedzieć te wszystkie zdania?! Przecież to przekraczało ludzkie pojęcie. Dla Akiego wypowiedzenie dwóch zdań złożonych było wysiłkiem porównywalnym z maratonem dookoła Sogen, a Hiro zdawał się w ogóle nie mieć z tym najmniejszego problemu. Ugh. Dobrze, dobrze. Przynajmniej będzie miał kto gadać na misji - bo Aki nigdy nie należał do najlepszych dyplomatów. Był raczej... ambasadorem sensownej przemocy - bo siłą można było załatwić zaskakująco wiele rzeczy. Nic tak bardzo nie zmieniało zdania rozmówcy, jak otwarte złamanie piszczela.
- Ja zawsze jestem gotowy. - no chyba, że akurat ktoś zawróci mi w głowie... - Nie ufam karczmarzom. To sprzedajne skurwysyny. Potrzebuję bezpiecznego noclegu, a spanie zimą w jakiejś ciemnej norze zdecydowanie do takich nie należy. Zamierzam nauczyć się wyciągania skał z ziemi i uformowania ich w dom. - wyjaśnił, co tak w zasadzie miał do nauki. Już to go zmęczyło - bo nawet nie wiedział, czy mu się to wszystko uda. Czy zamiast kamiennej chatki nie powstanie chata z błota...
Pozwolił więc Hiroyukiemu zaczynać - gestem ręki zaprosił do treningu. Był całkiem ciekawy, co zamierza zrobić jego daleki kuzyn - co dzisiaj chodziło mu po głowie. Poza Isane oczywiście. Samemu jeszcze pozostał w pozycji siedzącej. Musiał się skupić. Uspokoić. Wyrzucić w końcu z siebie myśli, które od kilku godzin tak usilnie próbował złapać.
Czasem lepiej było po prostu odpuścić.
2 x
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Powoli otworzyła oczy. Już nie było jej zimno, wręcz przeciwnie. Owinięta w cieplusią pościelą. Przez kilka dłuższych chwil nie chciała w ogóle się ruszyć. Czemu odmawiać sobie tak cudownego poranka? Najchętniej spędziłaby go cały w łóżku. Niestety nie być takiej opcji. Miejsce obok niej było puste i zimne. Hiro już dawno wstał. Przez jej myśl przeleciały wspomnienia wczorajszej nocy. Te przyjemne i te mniej przyjemne. Myślał, że ją krzywdził. Tak naprawdę ona była już od dawna skrzywdzona, a on próbował to jedynie naprawić. „Uratuj mnie” - serio tak mu powiedziała? Ale wstyyyyyyd. Znowu nie potrafiła zapanować nad swoimi emocjami. Zjebała pięknie cały romantyczny moment i atmosferę. Jak zawsze sprawiła Hiro zawód. Biedny, do tego myślał, że to jego wina. Jak zawsze brał na braki jej problemy i zachowywał się jak gdyby on był ich powodem. Była na siebie wściekła. Nie mogła jednak zmienić wczorajszego wieczoru i nocy. Musiała myśleć o dniu dzisiejszym, prawda? Pozytywne myślenie nie było dla niej czymś samoistnym i zdecydowanie nie przychodziło jej z łatwością. Nie miała jednak wyjścia. Każdy, chociażby najmniejszy, sposób w jaki mogła odwdzięczyć się Hiro za tą obietnicę, którą jej złożył, był dobry. Nigdy Cię nie odrzucę. Chciała mu wierzyć z całego swojego serca. Leżenie w łóżku nie przynosiło niczego nowego, jedynie nagromadzało jej pesymistyczne myśli. Odwróciła się na drugi bok zakrywając ponownie pościelą. Czy rzeczywiście musiała wstawać?
1, 2, 3 sekundy później w końcu się zebrała - niechętnie. Wyjęła świeże ubrania i od razu przeszła do łazienki. Po drodze nikogo nie zauważyła. Cała trójka znajdowała się poza domem. Swoją drogą ciekawe czy Yue wrócił już do siebie? Ah ten Diabełek. A czy Aki zmienił zdanie czy wciąż był zdecydowany z nimi wyruszyć? Gotowa skierowała się do kuchni. Nie miała wyjątkowego wzroku jak Ranmaru, nie potrafiła określić ich położenia. Zdawała sobie jednak sprawę, że zamierzali wspólnie trenować. Na pewno po będą głodni. Zajęła się więc przygotowywaniem drugiego śniadania. Kompletnie nie znała się na łukach, nie mogła przydać się w żaden inny sposób. Najpierw pokroiła warzywa i przygotowała małą sałatkę. Podeszła do okna zdając sobie sprawę, że wciąż była sama. Jak długo może im zająć taki trening? Pewnie długo. Miała czas. Wyciągnęła mąkę, drożdże, odrobinę soli i wodę. Zdecydowała się sama upichcić coś trudniejszego. Kiedyś gotowanie sprawiało jej przyjemność. Zwłaszcza wypieki! Czemu by nie wrócić do starych nawyków? Kiedy już skończyła ugniatać ciasto dosypała do niego trochę orzechów i odłożyła miskę w ciepłe, ciemne miejsce. W międzyczasie znalazła koszyk i przygotowała kocyk. Zaparzyła herbatę w dużym dzbanku. Przypomniała sobie o czymś e k s t r a co przygotowała ostatnio w klinice. Miało być gwarancją bezpieczeństwa dla Hiro. Teraz jednak miała nadzieję, że wszyscy z tego skorzystają. Na wszelki wypadek schowała mały słoiczek do koszyka z resztą. Tylko, żeby nikt tego nie pomylił z miodem... Na samą myśl nie mogła przestać chichotać.
Na dworze było chłodno, ale na całe szczęście świeciło słońce. Uśmiechnęła się sama do siebie z napisem „piknik” niemal wypisanym na czole. Kiedy skończyła przygotowywać palenisko i chlebek mógł się w spokoju upiec, wyciągnęła jeszcze talerzyki, sztućce i kubki. Na sam koniec znalazła w spiżarce dżem malinowy, który niedawno udało jej się zdobyć na pobliskim targu i zdecydowała się ugotować jajka. Kilka na twardo, kilka na miękko. Skąd miała wiedzieć, które bardziej im odpowiadały? Wszystko wpakowała do koszyka i ruszyła na poszukiwania swoich małych zgub. Nie było po nich ani śladu na ogródku, więc ruszyła w stronę pomostu. Kiedy podeszła już dostatecznie blisko i została zauważona, uniosła ku górze dłoń machając do nich. Podeszła powoli z koszykiem w jednej łapce, kocem zarzuconym przez ramię i dzbankiem pełnym herbaty w drugiej. Wiatr targał jej złote, połyskujące w słońcu włosy.
- Mam dla was przekąski, jak już skończycie trenować - rzuciła w ich stronę rozkładając koc trochę dalej od nich. Nie chciała im przecież przeszkadzać.
Nie każdy dzień Shinobi musiał być pełen niebezpieczeństwa i smutku. Czasami to te małe rzeczy sprawiały, że świat stawał się lepszym, szczęśliwszym miejscem. Hiroyuki i Aki. Ani śladu po Yue. Nie spodziewała się jednak niczego innego.
2 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Postać porzucona
Posty: 131
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Nikt nic nie musiał, poza jednym - kiedyś w końcu umrzeć. Ten świat był skonstruowany tak, że za pomocą chakry można było łamać wszystkie zasady, jakimi rządziła się natura. Wystarczyła odrobina niebieskiej energii, by z płuc można było wyrzucić ogromną kulę ognia bez poparzenia sobie przełyku. A gdyby człowiek z jakiegoś powodu spróbował podpalić sobie gardło... cóż. Niektórzy potrafili naginać zasady według własnej woli, a jeszcze inni spać do południa - co kto wolał. To była wolna prowincja, a wartość człowieka była określana tym, ile wnosi do skarbca Ryuzaku. Wśród takiej społeczności tym bardziej zastanawiający był altruizm Isane, która najwyraźniej grała w grę pozorów - choć sama nie do końca znała te wszystkie zasady. Z jednej strony podstępna, pustynna żmija, a z drugiej kochana kobieta, dbająca o męża i jego przyjaciół. Cóż kryło się pod tą słodką twarzyczką? To była maska, czy może jej prawdziwe oblicze? Tego czarnowłosy nie wiedział - przynajmniej jeszcze. I czasami miał wrażenie, że chyba ona sama nie wie.
- To nie wojna się rozhulała. - wtrącił Aki, poprawiając swojego starszego kuzyna. - To ludzie to zrobili. - słowa były ważne - i trzeba było je odpowiednio dobierać, inaczej tworzyliśmy wokół świat, który nie był prawdą, lecz iluzją. Wojna sama się nie toczyła - tak jak i wszystkie zbrodnie na cywilach nie dokonywały się same. Kupcy z Ryuzaku nie umierali przez wojnę, lecz przez innych ludzi. Mówienie, że to wojna coś zrobiła, było okropnym niedoprecyzowaniem, wobec którego nikt nie powinien przechodzić obojętnie. To ludzie ludziom zgotowali ten los.
Aki nie odmówił jedzenia - tym bardziej, że od wczoraj nic solidnego nie zjadł. Podziękował jednak za chleb - nie jadł go. Był niezdrowy i bardzo długo się go trawiło. Shinobi musiał być w pełni sił - zawsze i wszędzie. Nie mógł sobie pozwolić, by coś tak głupiego jak nieodpowiednia dieta mogło go osłabić w kluczowym momencie.
Aki wyciszyl się, odcinając swoje zmysły od otoczenia. Nigdy nie był mistrzem kontroli chakry, dlatego kluczowym elementem dla kogoś takiego jak Aki, było skoncentrowanie się. A to bynajmniej nie przychodziło mu łatwo - nie po wczorajszej, intensywnie przeżytej nocy. Ale niebieskooki doskonale wiedział, że nie może ciągle o tym rozmyślać. Że to nie jest dobre ani dla jego psychiki, ani (i może nawet przede wszystkim) dla jego kariery jako Shinobi. Musiał wziąć oddech głęboką piersią i dopiero wtedy mógł jakkolwiek rozpocząc proces kształtowania energii. Nigdy nie należało to do najprostszych - tym bardziej teraz. Oddychał - powoli i głęboko, kontrolując każdy mięsień swojego ciała. Lekko przymykał oczy i koncentrował się tylko na tej jednej czynności - by zebrać chakrę z każdego dostepnego miejsca na ciele. Za każdym razem gdy to robił, to czuł, że będzie musiał w przyszłości popracować nad tego typu technikami - za bardzo go rozpraszały, a on nie mógł sobie pozwolić na chwilę wątpienia. Czuł mrowienie na swoim ciele - energię buzującą w żyłach. Ale nie była ona jeszcze gotowa do działania - dopiero ją "wywołał". Była zbyt rozproszona, by można było z niej cokolwiek ulepić. Wziął glęboki oddech i zaczął ją jakby "sklejać", próbując uformować z niej bliżej nieokreślony kształt. Na konkrety dopiero miała przyjść pora, pierwszym zadaniem było zebranie jej w jednym miejscu. Powtarzał to tak długo, aż w końcu czuł, że mu się udało. Teraz mógł nadać chakrze naturę - żywioł. W jego przypadku był to żywioł ziemi - Doton. I tak jak kojarzył się z zimnem i twardością, tak idealnie pasował do Akiego. W tym przypadku chłopak nie miał większego problemu z wyobrażeniem sobie, w jaki sposób ma to robić. Doton nie był dla niego nowością i doskonale wiedział, że (przynajmniej w jego przypadku) trzeba było wyzbyć się wszelkich emocji. Trzeba było być chłodnym i nieugiętym jak skała. Następnym krokiem było sformowanie pieczeci - to one odpowiadały za nadanie ostatecznego kształtu tworowi. Pies, baran, wąż. Trzy pieczęci, które były składnikiem tej techniki. Robił je powoli i dokładnie, ażeby przypadkiem czegoś nie zepsuć. Na miejsce wybrał sobie oddalony od posiadłości kawałek ziemi, aby przypadkiem czegoś w okolicy nie zepsuć. I... nic. Pustka. Ale Aki doskoanle wiedział, że coś się stało. Czuł to - jak ulatuje z niego odrobina chakry, która choć nie została jeszcze teraz prawidłowo wykorzystana, tak jednak udało się ją uwolnić. Musiał to powtorzyć - jeszcze raz i jeszcze raz. Wkładając w to nieco więcej wysiłku, ale jednoczesnie wiedząc już, co ma robić - był rozgrzany, a to wystarczyło, by w pewnym momencie technika w końcu zaczynała powoli działać. Kilka małych, kamiennych odłamków wydostało się na ziemię, tworząc coś w rodzaju niewielkiego murku. Ale hej - to nie było jeszcze to, czego oczekiwał. Zrozumiał, że jest już blisko, ale musiał po prostu dalej popróbować. Musiał wziąć głęboki oddech i uspokoic się, odpocząć chwilę. Potem dalej się na tym koncentrował, tym razem jednak w końcu wydostając na powierzchnię niewielki, kamienny domek - i to dosłownie kamienny, bowiem wszystko co w nim się znajdywało, było utworzone z Dotonu.
W końcu jego trening zakończył się.
Oh, Hiroyuki. Słodkie dziecię - tak niewinne, tak nieskażone jeszcze tym światem. Młodego Ranmaru zastanawiało, czy Munraito kiedykolwiek opuścił te bezpieczne mury miasta. Nie znał się z nim na tyle, by wiedzieć o nim tak personalne rzeczy, ale chciał wiedzieć, do czego chłopak jest zdolny. Czy nie zawaha się w najważniejszym momencie. Chciał znać swoich towarzyszy.
- Hiro. - zwrócił uwagę Aki. - Zabiłeś kiedyś? - zapytał w końcu Aki. Spodziewanie, czy niespodziewane? W końcu Munraito już sam zachęcał do zakończenia żywota tego stworzonka. A jednak w podstępny sposób skierował całą odpowiedzialność na Isane i Akiego. Nieładnie. Niebieskooki nie pozwolił mu więc odejść, dopóki nie otrzymał odpowiedzi na swoje pytanie - świdrował go wzrokiem i choć jego twarz nie wyrażała złości, tak jasnym było, że oczekuje rozwiązania jego wątpliwości. Jeżeli odpowiedź brzmiała "nie", to Aki podniósł jedną ręką królika, bez większego problemu wyrywając go z ziemi.
Zwierzę pisnęło przeraźliwie - wijąc się i szamocząc, gdy chłopak pociągnął je za skórę. Aki nie był delikatny - ba, zrobił to z czystą premedytacją. Ale nie dlatego, że czerpał jakąś dziką i chorą satysfakcję z cierpienia zwierząt. Tu chodziło o jedną konkretną rzecz - czy Hiryuki zawaha się choć na moment? Drugą dłonią sięgnął do kieszeni i podał chłopakowi sztylet, odsłaniając jednocześnie gardło tego słodkiego, puchatego zajączka - tak bardzo przerażonego i wijącego się ze strachu już od momentu, gdy Hiroyuki złapał go w swoją pułapkę. To miał być ich wspólny trening.
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Każdy z nich wziął sobie na co miał ochotę. Dlatego zdecydowała się przygotować więcej różności. Nie do końca znała ich preferencje kulinarne. Hiro jeszcze jako tako, ale Akiego w ogóle. No może z wyjątkiem tego kurczaka Teriyaki, którego przecież nie mogła im zaoferować na śniadanie. Trening na pustym żołądku nigdy nie był przyjemny i zdecydowanie mniej owocnym dlatego cieszyła się, że każdy znalazł coś dla siebie. Po pikniku posiedziała grzecznie na kocyku czekając. A chłopcy zajęli się treningiem. Cieszyła się ładną pogodą, chociaż dni stawały się coraz chłodniejsze i krótsze. Na szczęście wszystko nie zajęło im zbyt dużo czasu. Nim się obejrzała byli już gotowi. Widocznie posiadali wrodzony talent. Nie spodziewała się po nich niczego innego. Dumni Ranmaru, tak? Może była to cecha genetyczna, a może zwyczajnie obydwoje byli wyjątkowi. Nie zazdrościła im, zwyczajnie porównywała swoje możliwości i zdolności. W końcu mieli wyruszyć razem na misje. Poznanie wroga było czymś bardzo ważnym, jednak poznanie własnego sojusznika zdecydowanie ważniejszym. Musiała wiedzieć czego się po nich spodziewać. W jakich wypadkach będą mogli potrzebować jej pomocy. Chociaż wierzyła w ich siłę wolała upewnić się na wszelki wypadek. Miała nadzieję, że jej techniki medyczne okażą się niepotrzebne i nikomu nie stanie się krzywda.
Pokręciła przecząco głową słysząc pytanie Hiro. W tym momencie nie przyszło jej nic nowego do głowy. Żadna technika, żaden trening. Brakowało jej jeszcze doświadczenia. Wiedziała, że niektóre rzeczy przyjdą z czasem. Kto wie, może właśnie wymagająca misja pomoże jej się rozwinąć? Zdecydowanie chciała powiększyć swoją wiedzę medyczną, bała się jednak, że sama nie da rady i przyjdzie jej znowu zawitać do kliniki. Nie była z tego faktu zadowolona. Szczerze wolałaby już nigdy tam nie wracać. Nie było jednak sensu oszukiwać samej siebie. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Zioła, ogródek, statyw i sprzęt. Klinika oferowała zdecydowanie lepsze zaplecze do rozwoju. Już rozmyślała nad nowymi "przepisami" do różnych substancji. Mniej lub bardziej przydatnych. Może tym razem wypadałoby jednak skupić się na czymś innym? Bycie medykiem dawało jej spore pole do popisu, ale nie chciała uczyć się nowych technik monotematycznie. Nie zamierzała być przecież zależna od innych. Może powinna skupić się bardziej na treningach siłowych i fizycznych? Też był to jakiś pomysł. Teraz jednak przypomniała sobie o czymś ważnym.
- Mam coś dla was - rzuciła do dwójki wyciągając z koszyka słoik.- Trucizna paraliżująca dany obszar ciała przeciwnika, na przykład jedną kończynę. Wystarczy go zadrapać lub zranić i po kilku chwilach zacznie działać. Niestety ma ograniczony czas działania, więc wykorzystajcie każdą sekundę - wyjaśniła spoglądając to na jednego to na drugiego. - Pokażcie mi swoje strzały - zarządała i jeśli jej posłuchali zamoczyła ich groty w przeźroczystej substancji. Brak koloru, brak zapachu. Była z siebie całkiem zadowolona. Nie koniecznie musiało się im to przydać, jednak czasami każdy szczegół mógł przyczynić się do zwycięstwa. Czemu nie pomóc swojemu szczęściu? Po wszystkim sama nałożyła truciznę na jeden zwój kunai i dwa senbony, a resztę schowała. Tak na wszelki wypadek.
Niestety nie spodobała jej się akcja z króliczkiem, ani trochę. Od zawsze miała słabość do małych i puchatych rzeczy. Przede wszystkim bezbronnych zwierzątek. Zabrała wszystkie rzeczy z pikniku ruszając w stronę domu.
- Zabijanie innych jest nieodłączną częścią naszej pracy to prawda, ale zabijanie małych zwierzątek - mówiła chłodno, rzeczowo, chociaż dosłownie skręcało ją od środka. Te śliczne uszka, małe łapki, czarny nosek… Dlaczego miała taką okropną słabość do króliczków? - Tak, żebym nie musiała tego oglądać - dokończyła znikając w domku. Zostawiła im decyzję. Nie zamierzała nikogo oceniać. Sama jadała mięso, bo po prostu jej smakowało. Nie było to dla niej nic dziwnego. Nie chciała zwyczajnie patrzeć na cierpienie małego Kicka. Tak, już zdążyła go nazwać. Najchętniej wzięłaby go na rączki i uczyniła swoim domowym pupilem. Zdecydowanie posiadała więcej serca do zwierząt niż ludzi. Może dlatego, że nigdy się na nich nie zawiodła? Nie wiedziała w nich tych okropnych cech, jakie przyszło jej oglądać w ludziach.
Po wszystkim zajęła się rozpakowywaniem koszyka, myciem naczyń i posprzątaniem po brunchu. W końcu ktoś musiał to zrobić, prawda? Niby z całych sił walczyła, żeby nie zostać zaszufladkowana jako zwykła kura domowa, a teraz przy okazji parzyła jeszcze dodatkowy dzbanek herbaty, gdyby komuś zrobiło się chłodno. Sprzeczności. Od zawsze była pełna sprzeczności.
Trucizna: klik -5 dawek Aki, -5 dawek Hiro, -3 dawki Isane --> zostaje 7/13
1 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Kutaro
Posty: 885
Rejestracja: 25 lip 2020, o 21:35
Wiek postaci: 23
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody mężczyzna. Czarne ścięte przy czaszce włosy, ciemne okrągłe okulary, kwadratowa szczęka. Popielaty płaszcz do kolan, bez rękawów, ciemne spodnie.
Widoczny ekwipunek: Duży kunai przy pasie, czerwony karwasz na lewej ręce
GG/Discord: Templar#5431
Multikonta: Templar

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Kutaro »

Przygotowanie mentalne zakończone, tak samo jak fizyczne i na koniec doprawione odpowiednim wyposażeniem. Skoro wszyscy byli gotowi to nie pozostawało nic więcej jak wyruszyć na zadanie przed jakim zostali postawieni już kilka miesięcy temu. Zapewne zastanawiali się dlaczego wiadomość nie nadeszła wcześniej. Najwyraźniej piramida biurokracji w Ryuzaku miała swoje uroki, których właśnie mogli zakosztować. Również mogli zasmakować w rześkim powietrzu jakie morze zanosiło znad cesarstwa. Chłodne, lecz orzeźwiające sprowadzało pewną nutę nowości i orzeźwienia, oraz oczywiście wszechobecnego zapachu morza. Całe szczęście, że nie mieszkali zbyt blisko portu i powiewom wiatru nie towarzyszył zapach ryb. Niebo było czyste i spokojne, chciałoby się tak tylko leżeć i łapać ostatnie promyki ciepłego jesiennego słońca mając na uwadze, że wkrótce przyjdą śniegi ze wschodu. Choć może i wcześniej coś innego miało z Cesarstwa nadejść i nie miał być to wcale biały puch.
Do ogrodu nagle nadeszły dźwięki pukania do głównych drzwi budynku. Bardzo ciche niemal nie do usłyszenia więc mogły się nie przebić przez rozmowę do trójki shinobi w ogrodzie. Jednak do uszu gościa ów konwersacja już dobiegła. Zdecydował się więc na obejście domu i poszukanie jego mieszkańców. Wkrótce przed trójką stanął młody chłopak ubrany w prostą, lecz elegancką koszulę ze stójką zapiętą pod szyję. Czarna ze złotymi guzikami i akcentami na szyciach.
- Dzień dobry, Kaneto. Szukam panny Isane i pana Munraito. Mam informację z siedziby władzy. Dobrze trafiłem? - Zapytał grzecznym tonem obserwując spokojnie całą trójkę. Jego wzrok delikatnie się jednak wyostrzył. Przecież informację miał przekazać dwójce ludzi, a przed nim ewidentnie stała trójka. Wyglądało, że wcześniej będzie musiał otrzymać pewne wyjaśnienia.

Kaneto
1 x
"ale odkąd doszedł Templar, stał się wyrocznią na wszystko,
samemu wkładając w cokolwiek minimum pracy i effortu"

Obrazek
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

W końcu nadeszła ta chwila, na którą wszyscy czekali. Chociaż w pewnym momencie zdawało jej się, że już nigdy nie nadejdzie, że może z jakiś powodów Pan Tsuyo zmienił zdanie. Niestety to co było zapisane na starych stronicach losu, nigdy nie uciekało. Na wszystko przychodziła odpowiednia pora i teraz nie było inaczej. Jedno spojrzenie na schludnie ubranego oficjela wystarczyło, żeby zdać sobie sprawę z powodu jego wizyty. Widocznie jego posada była wystarczająco dobrze płatna, żeby pozwolić mu na takiego typu ubrania. Nie była ekspertką, ale w Atsui spora część kobiet zwracała uwagę na ubiór, materiały z jakiego zostały wykonane i sposób odszycia. Niby nie uważała się za jedną z nich, jednak wyszukane akcenty na szyciach nie umknęły jej turkusowym tęczówką. Ile czasu minęło od spotkania w siedzibie władzy? Czas leciał szybko, za szybko. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że może coś się wydarzyło i wcale nie wyruszą na żadną misję. Może delegacja do Sogen została odwołana? A może właśnie o nią w tym momencie chodziło? Postanowiła zachować swoją ciekawość dla siebie i zwyczajnie wysłuchać przybysza. Już w głowie układała sobie tysiące przeróżnych planów co mogło pójść nie tak, albo nawet gorzej - co może pójść nie tak. Robiła szybką inwentaryzację swojego sprzętu: gdzie są senbony, torba, przekąski na drogę, jeśli Aki i Hiro będą głodni. Mimowolnie chwyciła Hiro za rękaw, nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Instynkty. Czyste, proste instynkty.
- Sakai Isane. Witamy Panie Kaneto. Wyczekiwaliśmy Pańskiej wizyty - odezwała się z uprzejmym uśmiechem na ustach. Skinęła delikatnie głową, bo tego pewnie wymagały maniery - przynajmniej takie zachowanie podłapała od Hiro i zamilkła. Może powinna była podać nieznajomemu rękę? Kto wie. W Unii takie zachowania często były uważana za zbyt pochopne, otwarte. Znacznie łatwiej było stać sztywno i kiwać głową. Co kraj to obyczaj. Potem zamieniła się w słuch. Pewnie Hiroyuki i Aki woleli przedstawić się samemu. Duzi chłopcy i te sprawy. Po przywitaniach ponownie zwróciła się do pana Kaneto.
- Zechciałby Pan napić się herbaty? - Zapytała wskazując dłonią drzwi do domku. Oczywiście był to dom Hiro, nie zapomniała takiego ważnego szczegółu, ale nie chciała skazywać gościa na stanie na dworze. Zaprosiła go odruchowo, na wszelki wypadek. Może było mu zimno? Nie wiedziała nawet czy rzeczywiście zamierzał z nimi zostać, był częścią delegacji, czy zwykłym pośrednikiem. Pogoda, chociaż nie najgorsza, zdecydowanie zalatywała jesienią. Chłodno, było już zdecydowanie chłodno i nie zapowiadało się na powrót ciepłych dni.
Na szczęście zaparzyła trochę więcej wcześniej. Miała przygotowaną aromatyczną mieszankę ziół i suszonych owoców. Cytrusy, mandarynki i hibiskus. Egzotyczne smaki, za którymi czasami tęskniła. Na szczęście zdobycie jakichkolwiek składników w Ryuzaku nie było żadnym problemem. Chyba największy atut mieszkania we wiosce kupieckiej. Nigdy niczego nie brakowało. Każdy składnik, obojętnie z którego zakąta świata, był zazwyczaj osiągalny. Idealnie dla aspirującej medyczki, jak i dla wielbicielki gotowania i pieczenia. Nie mogła narzekać. Jeśli wszyscy zdecydowali się wejść do środka od razu ruszyła do kuchni po kubki i dzbanek z herbatą. Jeśli nie, no cóż musiała zadowolić się marznięciem na dworze. Parszywa pogoda. Wciąż nie mogła się do niej przyzwyczaić. A może po prostu nie chciała? Z jednej strony nic nie ciągnęło ją w stronę Pustyni. Wiele razy powtarzała sobie, że nigdy tam nie wróci, bo po co? Z drugiej ciągle wszystko do niej porównywała. Kobietom nigdy nie dało się w stu procentach dogodzić i nie było sensu tego nawet ukrywać.
2 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

1 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tereny mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość