Chīsanaka (小さな家)

Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Twin Flames. ツインソウル. Bliźniacze Płomienie. Czy tym właśnie dla siebie byli? Jednością. Od pierwszej chwili, kiedy ich spojrzenia spotkały się na plaży w Ryzukuku. Od razu coś zaskoczyło, jak gdyby znali siebie od zawsze. Potrafili bez słów stwierdzić, że było to coś więcej. Bez przeszkód, niedomówień czy niepewności względem własnych uczyć. Bali się, to zrozumiałe. Tak intensywne i nowe uczucia mogą być przecież przytłaczające. Ich poziom zrozumienia i połączenia był niewyobrażalnie silny. Pewnie dla większość ludzi niezrozumiały. W końcu nie każdy miał szczęście doświadczyć czegoś tak pięknego, fascynującego i zarazem przerażającego. Teraz wiedziała, że ich los był połączony od zawsze. Ich drogi musiały się kiedyś zejść i całe życie prowadziło właśnie do tej jednej chwili na plaży. Jak gdyby żyli tylko dla tego spotkania, tego momentu. Wszechogarniające szczęście i wyczekiwanie, na to co ich połączenie przyniesie w przyszłości. Ekscytacja, dreszczyk emocji zwiastujące nadchodzące zmiany. Nagle otworzyły się przed nimi nowe możliwości, które kiedyś były nie do pomyślenia. Zmieniło się absolutnie w s z y s t k o. Z zewnątrz mogło to wyglądać jak zwykły romans. Zapomnienie, chwilowy płomień, który połączył dwójkę obcych ludzi. Oni jednak doskonale wiedzieli, jak mocna i nieprzerywalna była ich więź. Nie potrzebowali zapewnień i akceptacji innych. Wystarczyły im własne myśli, które mogli ze sobą dzielić. Nic innego nie miało znaczenia. Mimo wielu przeszkód, przeszłości i teraźniejszości postanowili instynktownie kroczyć razem. Połączyć swoje drogi w jedną, wspólną ścieżkę. Przyszło to z oczywistą naturalnością, którą tylko oni mogli zrozumieć. Idealnie się uzupełniali, rozumieli w każdej sprawie. Byli do siebie strasznie podobni, a jednak tak bardzo inni. Ich prywatny sekret, który już na zawsze zagościł w ich sercach. Nawet jeśli życie przyniesie im rozłąkę, porażkę, nigdy nie zmienią się ich uczucia. Było to dla nich zwyczajnie oczywiste. Tak przynajmniej myślała i ze zdecydowaniem mogła zapewnić, że Hiro czuł tak samo. Po prostu doskonale o tym wiedziała. Słowa były tutaj zbędne. Rozumieli się świetnie bez nich.
Sprawianie mu przyjemności stało się jej nowym priorytetem. Fizycznej czy psychicznej - każdej. Chciała widzieć jego szczęście w każdym momencie ich wspólnego życia. Po wszystkim pomógł jej się podnieść. Posadził na swoich kolanach. Od razu usiadła na nich okrakiem, przodem do jego twarzy, chciała widzieć co o tym wszystkim myślał. Wpatrzona w jego złote oczy, zadziornie oblizała dolną wargę.
- Wiem - odparła pewniej niż zwykle. Uśmiechnęła się ciepło, niemal z wdzięcznością. - Czuję to samo - bicie jej serca było tak głośne, że pewnie sam je słyszał. - Kocham CIę do bólu - dodała odwzajemniając jego namiętny pocałunek. Siedzieli tak jeszcze kilka dłuższych chwil. Blade światło i dwójka zakochanych. Nic więcej nie było potrzeba. Kiedy gładził i łaskotał jej uda zachichotała odruchowo, pisnęła łapiąc go za ręce. Z jednej strony niby walczyła z jego dłońmi, chcąc żeby przestał. Z drugiej pragnęła, żeby nigdy nie przestawał. Tak piękne, radosne chwile, będą im towarzyszyć już na zawsze?
- Bardzo - odparła znów się śmiejąc, miała nadzieję, że nie usłyszał burczenia w jej brzuchu. Wstali i zebrali się w stronę kuchni. W końcu posiłek był bardzo ważny. Zbyt zajęta Hiro zapominała o podstawowych potrzebach, a przecież takie umięśnione ciało potrzebowało dużo energii. Skarciła się w duchu, miała o niego dbać. Będzie się musiała znacznie bardziej postarać. Nie chciała, żeby głodował, tracił siłę. Postanowiła przywiązywać więcej uwagi do jego stanu i jego potrzeb. Najwyższy czas. Musiał być przecież zdrowy, żeby móc dotrzymać jej towarzystwa do końca swoich dni, prawda? Rozkładała zastawę na stoliczku w salonie, kiedy postanowił doprawić ich posiłek. Nie była w tym najlepsza i w ogóle się z tym nie kryła. Zawsze dawała wszystkiego za mało, zbyt wystraszona, że coś przedobrzy, przesoli. Była mu wdzięczna, że postanowił sam się tym zająć. Tak było zdecydowanie lepiej dla obydwu! Usiadła wygodnie na ziemi, a jej oczy bezwiednie błyszczały na widok pysznego jedzonka. - Smacznego! - Rzuciła do niego zabierając się za swoją porcję. Jadła dosyć szybko, była rzeczywiście głodna. A jedzenie było przepyszne o czym oczywiście zaraz na wstępie go poinformowała. Chciała, żeby czuł się doceniony. Odwalił naprawdę kawał dobrej roboty, nie zamierzała szczędzić mu komplementów. Zdawała sobie sprawę, że gotowanie nie było najłatwiejszym zajęciem. Sama potrafiła przyrządzić niektóre potrawy, ale nie każdy był w stanie w ogóle poradzić sobie w kuchni. Hiro, pełen niespodzianek. - Ryby ble - odpowiedziała z pełną buzią posyłając mu przepraszający uśmiech. -Przepyszne. Skąd znasz ten przepis? - Dodała kiedy już udało jej się przełknąć następny kęs smacznego kurczaka. Idealnie doprawiony, jak on to robił? Według przepisu czy na oko? Nie musiała pytać. Wiedziała, ze na oko.
Nagle coś mu się przypomniało i wystrzelił w stronę kuchni jak oparzony. Nie zdążyła zareagować, a już zniknął za drzwiami. Zaśmiała się pod nosem unosząc jedną brew ku górze. Po chwili wrócił z butelką wina. No tak. Czy tak wyglądały romantyczne kolacje? Takie przynajmniej miała o nich wyobrażenie. Tak naprawdę cała oprawa, jedzenie czy picie, nie miały znaczenia. Ważne, że wspólnie. Kiedy nalał jej trunku przystawiła go do swojego małego noska wąchając zawartość. Mogła udawać eksperta i wymyślać czy czuła kwiaty, owoce, cytrusy, przyprawy. Pachniało jak wino. Ładnie. Często coś sobie popijała. Była to jedna z dróg do zapomnienia o przeszłości, koszmarach, strachu. Alkohol i gniew. Teraz jednak nie było jej już potrzebne ani jedno ani drugie. Hiro stal przecież na straży, była bezpieczna. - Chętnie. Napijesz się ze mną? - Zapytała i w zależności co zdecydował wzięła pierwszy łyk sama lub wspólnie. Nie zamierzała naciskać. Szanowała jego decyzję. Cieszyła się tym, że o niej pomyślał - Dziękuję - dodała po chwili upijając jeszcze dwa następne łyki.
Potem temat zmienił się na ich zaplanowaną wizytę w latarni. Oczywiście musieli w końcu się tam udać. Nie wiadomo, czy biedny Oroshi znalazł sobie kogoś na zastępstwo czy nie. Był ważny dla Hiro, więc też stał się ważny dla niej. Zresztą wciąż chciała odebrać kilka swoich rzeczy. Jej czarny kombinezon, którego używała na misje. Nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie im na jakąś wyruszyć. W końcu niczym zaraza, rozprzestrzeniała się wojna. Kto wie, może dotrze i tutaj? Musieli być przygotowani na każdy scenariusz. Uśmiechnęła się wsłuchując w jego słowa. Była gotowa, zjadła pół porcji, którą jej nałożył. Mało, ale często. Nie potrafiła wcisnąć w siebie już więcej. - Dobrze, pójdziemy rano. Może po drodze wstąpimy do siedziby władzy? Wtedy oficjalnie będziemy tutaj razem - zagadnęła przesuwając miskę w jego stronę. Może wciąż był głodny? Oczywiście nie chciała go zmuszać, spojrzała na niego pytająco. Mógł zrobić co zechciał.
Niebezpieczne. Lubiła niebezpieczeństwo. Nie bała się, zwłaszcza u jego boku. Nie chciała go jednak narażać. Doskonale rozumiała jego obawy, które odwzajemniała. Nie pozwoliłaby, żeby cokolwiek mu się stało. Nie na jej warcie. N i g d y. - Pokażę Ci coś - powiedziała w końcu wstając zwinnie. Przeszła do kuchni na kilka chwil wracając z nożem w ręce. Jego ostrze zalśniło niebezpiecznie skąpane w świetle księżyca, kiedy przechodziła przez salon. Uklęknęła tuż przed nim. Odszukała jego spojrzenia posyłając mu delikatny uśmiech. Nagle zaczęła się stresować. Pięknie. - Ufasz mi? - Zapytała nie odrywając od niego wzroku, kiedy wolną ręką chwyciła za jego dłoń. Odwróciła ją wewnętrzną stroną ku górze. Jeśli odpowiedział twierdząco spojrzała w dół. Przyłożyła nóż do jego miękkiej skóry, przejeżdżając po nim delikatnie. Zaraz za ostrzem pojawiła się cienka, czerwona linia. Rana nie była głęboka, ledwo dotarła do skóry właściwej. Nie przecięła żadnych ścięgien, jedynie wierzchnią warstwę. Spojrzała na niego przelotnie, jak gdyby badając sytuację; szukając jego reakcji. Odłożyła nóż na stolik i położyła swoją dłoń na jego krwawiącej dłoni. Wokół jej palców pojawiła się jasnozielona aura, którą kontrolowała. Nie minęło kilka chwil, a rana całkowicie się zasklepiła. Nie została po niej żadna pamiątka, z wyjątkiem powoli zastygającej krwi. Znów odszukała jego spojrzenie. Wystraszyła go? - Zawsze Cię uratuję. Widzisz?
Niewinny uśmiech zagościł na jej pełnych ustach. Bała się jego reakcji. Pewnie odrobinę przesadziła. Dramatyzowała, jak zwykle. Mogła zwyczajnie wyjaśnić mu co potrafiła, ale nie jak zawsze musiała zrobić z tego przedstawienie. Jego bliskość; jego miękka, silna dłoń i te piękne oczy, w których tonęła za każdym razem kiedy na nią patrzył. Czuła jak czerwienią jej się policzki, z czym nie miała jak walczyć. Mógł zrobić z nią dosłownie wszystko
  Ukryty tekst
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

C z a s mijał, a my rozkoszowaliśmy się wspaniałym jedzeniem. Wygląda na to, że nie jestem najgorszym możliwym kucharzem-amatorem na świecie! Kurczak w sosie teriyaki z masą warzywek, ostrymi przyprawami i zakrapianym winem dla Isane okazał się strzałem w dziesiątkę. W końcu się uspokoiłem, gdy odpowiedziała, jak przepyszne wydawało jej się to jedzenie. Udawała z szacunku do mnie czy mówiła prawdę? Oto jest pytanie. Nie będę jednak bawił się w domysły, bo mi także smakował mój wytwór. Naprawdę, soczyste kawałki mięsa, aromatyczny sos, pikantny posmak w ustach. Było co najmniej bardzo dobrze, w moim odczuciu oczywiście. Nie miałem powodu, by jej nie wierzyć na słowo. Odpowiedziałem, uśmiechając się nieco dumnie: - Miło mi. Bałem się, że nie wyjdzie... Prawdę mówiąc, to jedno z nielicznych danie, jakie jemy razem z Oroshim w latarni. Nienawidzę ryb, więc to był nasz kompromis, bo on ryby uwielbia. Haha! - Zaśmiałem się na koniec głośno, niemalże dławiąc się kawałkiem kurczaka. Ale tak, było to zabawne, bo wiele więcej raczej sam nie gotowałem, a z konieczności - akurat tego się wyuczyłem niemalże perfekcyjnie. Miło, że doceniała i coraz bardziej ufałem, że mówiła szczerze. Co więcej, najwyraźniej wino również przypadło jej do gustu, choć nie omieszkała zaproponować mi piać. Postanowiłem jednak pozostać przy swoich dotychczasowych przekonaniach. Po prostu, nie przepadałem za alkoholem, nie korzystałem z jego rzekomych uroków. W ogóle mnie to nie interesowała, chociaż jednocześnie nie miałem nic przeciwko, gdy Seinaru czy Oroshi z tego korzystali. Na jej pytanie, odparłem więć negatywnie: - Nie, dziękuję. Nie piję, ale właściwie, dzięki temu, dla Ciebie będzie więcej! - po czym znowu głupkowato się roześmiałem widząc, jak pochłania kolejne łyki trunku. Patrzyłem, jak pochłaniała moją potrawę kolejnymi kęsami i popijała łykami wina. Do twarzy jej z takim szczęściem. Przy mnie. Byłem z siebie dumny. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz i takie uczucie mi towarzyszyły. Siedziała tam, skąpana światłem Księżyca, rozkoszując się tym, co jej przygotowałem. Uwielbiałem ją zadowalać, w każdy możliwy sposób. Patrzyłem już w przyszłość, zwłaszcza tę odległą, gdzie razem rozwijamy się, zarabiamy, pracując do Ryuzaku... No właśnie!
W tym samym momencie, Isane wspomniała w odpowiedzi na moje obawy, że możemy jutro udać się po jej rzeczy, jednocześnie wstępując do siedziby władców Ryuzaku. Tak! Od razu, podekscytowany, wtórowałem: - Masz rację, znowu. Im szybciej to załatwimy, tym lepiej. Jak to mówią... dwie pieczenie na jednym ogniu? - po czym wymownie spojrzałem na jej niemalże pusty talerz... i szklankę wina. Śpieszyłem ją uzupełnić. Nigdy za wiele, Isane, a dla Ciebie wszystko. Malował się uśmiech na mojej twarzy spowodowany jej szczęściem... i szczęściem związanym z naszą przyszłością, spędzoną na wspólnych podróżach, misjach... W końcu coś ruszyło się w moim zjebanym, nudnym życiu - i to za sprawą kobiety. Będzie cudownie! Wciąż jednak niewiele o Niej wiedziałem i dalej patrząc na Nią, na tym skupiłem swoją uwagę. Tak, kim właściwie była, czym się zajmowała? Z Atsui, choć stąd, jej charakter i zwinność... wojownik? Najemnik? Z drugiej strony, mówiła o pracy i naukach w klinice... Może medyk? Tak, jej dłonie... jej dotyk mają ogromną moc i miałem okazję tego skosztować już kilka razy. Na samą myśl o tym, co miało miejsce jeszcze niedawno, serce zagrało mi nieco szybciej. Przyjemne uczucie ciepła bijące ze wspomnień i jej uradowanej twarzy, na którą ciągle patrzyłem. Nagle, przesunęła resztki na swoim talerzu w moją stronę. Jest kochana, dba o mnie. Na pewno nie mniej, niż ja o Nią. Ech, Isane, Isane... Mój Ty blond włosy potworku. "Potworku" - ha, lepiej nie mówić tego na głos, bo jeszcze źle by to odebrała. No ale tak, w tym niewinnym, idealnie pięknym ciele kobiety skrywał się charakter, na temat którego można by prawić peany. Silny, urzekający, słodki, uwodzicielski, władczy. Tak, była pełna niespodzianek dla kogoś, kto ją dopiero poznaje. Ba, dla mnie nadal była enigmą, wobec której obiecałem sobie i jej cierpliwość. Wszystko w swoim czasie. Aż tu nagle zapragnęła coś mi pokazać. Wyrwałem się ze swoich myśli, nieco zmieszany całą sytuacją. Wstała szybko od stołu, poszła do kuchni, a ja śledziłem ją tylko wzrokiem. Wróciła z dużym, ostrym noże w dłoni, wyraźnie zdenerwowana, klękając przy mnie. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nóż, Ona, przy mnie. Serce w gardle, znowu, teraz jednak z nieco innego powodu. Jednak, ufałem jej i dalej siedziałem, niewzruszony na zewnątrz - przynajmniej tak mi się wydaje - całą sytuacją. "Ufasz mi?" - jej nieśmiałe słowa wyrażające lekką obawę w jej głosie przybiły mnie do muru. Oczywiście, że Ci ufam i chcąc dodać jej otuchy, samemu nieco lękając się tego, co dalej nastąpi, odpowiedziałem cichym, lecz nadal pewnym tonem: - Oczywiście, Isa. - Nachyliłem się w jej kierunku, uważając przy tym na dzielący nas nóż, i złożyłem pocałunek na jej miękkich, słodkich ustach.
Słodka... z nożem w ręku? Okej, Hiro, okej. Widać, że masz trochę nie po kolei w głowie. Cóż za nowość... Tak, tak, głosie, ale teraz zamknij mordkę, ok? Irytował mnie niemiłosiernie. Patrzyłem dalej na Nią, wracając na swoje miejsce, a Ona... Odwróciła moją dłoń wewnętrzną stroną ku górze... i wykonała lekkie, niegłębokie nacięcie na mojej skórze. Kurwa! Dobra, spokój, to tylko lekka rana. Dobra, nie zmienia to tego, że trochę boli! Starałem się zachować stoicki spokój, odgrywając rolę niewrażliwe na ból, choć w głębi czułem zajebiście nieprzyjemne uczucie. Dobra, spokój, oddychaj, Hiro. Siedziałem tam, całkowicie nieruchomo, jednocześnie udając twardego i będąc rzeczywiście zszokowanym całą sytuacją. Gdy już skończyła mnie RANIĆ, odłożyła nóż, a następnie przyłożyła do mojej rany rękę. Wow! Słyszałem o takiej "magii", ale sam nie miałem z nią jeszcze styczności. Z jej dłoni zaczęło wydobywać się jakby zielonkawe światło, zasłaniając mi ranę. Tym razem musiało już pojawić się jakieś zaskoczenie na mojej twarzy, choć nadal siedziałem cicho, bez słów w odpowiedzi na to, co się już od dłuższej chwili działo. Gdy skończyła - nie było jej. Rana się zagoiła! Zostały tylko malutkie ślady krwi, które badałem swoim zaciekawionym wzrokiem. Uniosłem potem swój wzrok na Nią, także jakby odpowiadając na jej słowa, które nastąpiły: "Zawsze Cię uratuję, widzisz?" Nie miałem wątpliwości: była wyjątkowa i miała talent, jakiego nie mógł mieć przeciętny człowiek. Zdecydowanie jest wojownikiem, nie mówiąc o byciu medykiem. Co do tego nie było wątpliwości. Będzie idealna, tzn... jest idealna! Ale będzie idealna, u mego boku, już niebawem. Razem damy radę! Ależ będzie kurwa zabawa! Byłem podekscytowany na samą myśl, wyraźnie wybuchając przy Niej radością. Zaśmiałem się na głos, a na mojej twarzy malował się szeroki uśmiech - od ucha do ucha - odsłaniając śnieżnobiałe zęby. W końcu powiedziałem do Niej, nadal będą ucieszonym jak diabli: - To wspaniałe! Wiedziałem... czułem, że jesteś wyjątkowa. To się od razu wie! - Ona także zdawała się nie szczędzić skromnego uśmiechu, choć ewidentnie bała się o moją reakcję. Nie musiała, bo byłem przeszczęśliwy, zakochany na dobre. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale pochwyciłem ją za nogi, przeciągając na swoje kolana, po czym mocno ją przytuliłem, jednocześnie namiętnie całując. To były pocałunki prawdziwego, nieopisane spełnienia. Po dłuższej chwili, jeśli nie miała nic przeciwko i dalej tak siedziała, spytałem się jej: - Zawsze mnie uratujesz? Nawet, gdy pojawi się niebezpieczeństwo lub coś, co odwróci Twoja uwagę? Myślisz, że dasz radę? Tak czy nie? - Jeśli mi zaufała i odpowiedziała twierdząco, to:
  Ukryty tekst
Ten dzień dopełnił pewnej formalności: ona swego czasu poznała, kim jestem ja i jakie są moje umiejętności. Teraz zaś, po tym dniu i tej nocy zwłaszcza ja również wiedziałem, z kim mam do czynienia. Byliśmy sobie pisani, dopełnialiśmy się: jej wojowniczy duch okazał się być utalentowanym medykiem o niepowszechnych umiejętnościach. Ja zaś byłem... napastnikiem. Atakującym. Wraz z jej pomocą, wsparciem, możemy zając się czymś bardziej niebezpiecznym, aniżeli wspólne wypady po zakupy w mieście. Nasza codzienność zapewne niebawem diametralnie się zmieni: z pary zakochanych staniemy się parą zakochanych wojowników, gnających ku przygodzie w tym pochłoniętym wojną świecie. Co przyniesie jutro? Na pewno podróż do władz Ryuzaku, latarni. Ale to tylko przystanki w drodze ku czemuś zdecydowanie więcej. Zastanawiało mnie jeszcze tylko jedno: gdzie podziały się jej wszystkie rzeczy? Czy naprawdę przyjechała tutaj tylko z tymi kilkoma ubrankami, które zostawiły w latarni? A może reszta jest w tej klinice? Może by tak i tam się udać? Ciekawe, co na to powiedziałby... Jak on miał... Mu... Mujin? Tak, chyba tak. Ciemna strona Księżyca powoli zaczęła się wyłaniać...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Widocznie obydwoje umierali z głodu, bo jedzonko zniknęło w naprawdę niezłym tempie. Rozmawiali, śmiali się i żartowali. Kolacja idealna. Na pewno wyryje się w jej pamięci już na zawsze. Jako jeden z tych pierwszych razów, które wspólnie przeżywali i wydawało się, że nigdy się nie skończą. Bardzo ją to cieszyło. Chciała dzielić z nim każdy jeden z nich. Ciekawiło ją, czy kiedyś, siedząc w taki sam sposób przy kolacji, będą wspominać swoje pierwsze razy.
Hiro, pamiętasz naszą pierwszą wspólną kolację?
Hiro, pamiętasz nasze pierwsze wspólne zakupy?
Hiro, pamiętasz nasz pierwszy wspólny sen?
Hiro, pamiętasz
Hiro?
Czy uda im się spędzić wiele c z a s u razem? A może nie będzie im to dane. W końcu życie shinobi nie było usłane różami. Za pewne sam zdążył się o tym przekonać. Mimo młodego wieku przekonali się na własnej skórze czym było porzucenie, ból czy cierpienie. Nowy niepokój znalazł sobie miejsce w jej sercu. Co, jeśli zabraknie im c z a s u na te wszystkie cudowne chwile. Zdecydowała się czerpać jak najwięcej z każdej z nich. Nie chciała niczego przeoczyć; nie chciała niczego zmarnować. Życie było ulotne, zwłaszcza to, które zamierzali wspólnie prowadzić. Dlatego zdecydowała się pokazać mu na co się pisał, co mogła mu zaoferować. Nie była w niczym szczególnie dobra. Medykiem też nie była najepszym. Już wiedziała, że dalsze szkolenie było koniecznością. Z Mujinem czy samemu. Obojętnie. Musiała stać się lepsza dla Hiro. Postanowiła poświęcić swoje umiejętności ochronie swojego jedynego szczęścia, jakie znała. Zrobiłaby dla niego wszystko. Chciała, żeby czuł się pewny w jej towarzystwie. Był świadomy na jakie poświęcenie mógł liczyć z jej strony. Nie pozwoli, żeby stała mu się krzywda. Ani teraz, ani nigdy. Wiedziała doskonale, że stawiała go ponad wszystko inne. Miała nadzieję, że on także to czuł. Zdecydowała się udowodnić ile był warta. Pokazać na co było ją stać. Nie chciała być dla niego jedynie bezwartościowym balastem, który przyszło mu nosić na swoich umięśnionych barkach. Od zawsze miała pragnienie być użyteczną. Obojętnie czy było to ratowanie ludzi czy ich zabijanie. Absolutnie wszystko jedno, którą z jej zdolności Hiro zechce wykorzystać. Zdecydował się ją przygarnąć, pokochać i zaakceptować. Zaoferował jej znacznie więcej niż mogła sobie wyobrazić w swoich najśmielszych marzeniach. Nie mogła pozwolić, żeby się na niej zawiódł. Dolewał jej dosyć sporo wina. A ona oczywiście nie mogła odmówić, prawda? Nie chciała, żeby się zmarnowało. Sam przecież powiedział, że będzie więcej dla niej. Nie była całkiem pijana, ale zdecydowanie łatwiej przychodziło jej podejmowanie decyzji. Niekoniecznie słusznych. Odwaga bardzo tutaj pomagała. Pomysł, jaki urodził się w jej głowie, nie był najmądrzejszy. Mogła go przecież trwale zranić. Mimo wszystko trwała przy swoim pierwotnym planie, nie przejmując się konsekwencjami. Kiedy wróciła z nożem w dłoni. Hiro wyglądał na spokojnego. Luźna postawa, pewny siebie ton głosu. Udawał? Pocałował ją. Smakował jak pyszne Teriyaki. Prawie się zapomniała i zarzuciła mu dłonie na kark. No tak, n ó ż. Nóż. Reckless, nachylił się do psychopatki z ostrym nożem w dłoni. Wystarczyło jedno pchnięcie, nikt by go nie uratował. Kilka minut i uszłoby z niego życie. A ona? Na pewno zdecydowałaby się do niego dołączyć. Always and forever. Szybko jednak otrząsnęła się z zamyślenia. Ostry przedmiot ciążący w jej dłoni przywoływał cały mrok, kryjący się głęboko na dnie jej serca. Dawno o nim zapomniała. Przy Hiro świetnie się chował, maskował; a Hiro stał na jego straży. Teraz? Teraz jego macki zaczęły wychodzić na zewnątrz. Musiała działać szybko, żeby potem znów móc wygonić go w czeluści swojego popsutego serca. Jeden ruch nadgarstka wystarczył. Krew nie lała się obficie, ale od razu splamiła jego otwartą dłoń. Idealny czerwony kolor pasujący do jego czerwonych oczu…
Rana zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Ucieszyła się widząc jego ogromną radość. Nie rozumiała do końca dlaczego tak się cieszył. Słysząc jego śmiech od razu mu zawtórowała. Lekko zaróżowione policzki, roześmiana buzia. - Przydam Ci się. Obiecuję - dodała piszcząc zaskoczona, kiedy pochwycił ją w swoje ramiona. Od razu zajęła swoje ulubione miejsce na jego kolanach. Odwzajemniła jego pocałunek przelewając na niego całą ulgę, jaka pojawiła się przez jego pozytywną reakcję. Dziękuję. Całowali się dosyć długo. Nie chciała się od niego oddalać chociażby na milimetr. Skropiona winem czuła jeszcze większą potrzebę jego bliskości, nie dało się tego ukryć. Potem zaczął ją wypytywać. Spojrzała na niego marszcząc delikatnie zgrabny nosek. - Hiro, przecież wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko.
  Ukryty tekst
Szczęśliwa, zmęczona, zakochana i odrobinę wkurwiona. - Mogłeś zrobić sobie krzywdę - protestowała, kiedy po wszystkim zabrali się za sprzątanie po kolacji. Wciąż trochę się dąsała, jak małe dziecko, ale jej płynne ruchy zdradzały samozadowolenie. Udało się, jakoś, cudem. Każdy dzień u boku Hiro był wyzwaniem. Mogła się przy nim rozwijać we wszystkich możliwych dziedzinach życia. Kiedy byli już gotowi zdecydowała położyć się z nim na kanapie. Splecione ciała we wspólnym śnie. A rano? Rano wyruszyli w stronę Ryuzuku, żeby zapieczętować ich wspólną przyszłość.
  Ukryty tekst
zt x2
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Ucieczka z kliniki okazała się sukcesem. Nie można tego było nazwać po prostu "odejściem". Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi biegła ile sił w nogach przed siebie. Oczywiście zabłądziła, nie pamiętała dokładnie drogi, nie zwracała na nią specjalnie uwagi. W okolice Chīsanaka zapuszczała się przecież tylko i wyłączenie z Hiro, nigdy sama. Czas było to jednak zmienić, w końcu traktowała to miejsce również jako swój dom. Kiedy tak błądziła odwiedziła jeszcze stragany z zjedzeniem. Chciała uzupełnić ich zapasy żywnościowe. Może potem przygotuje jakiś prowiant na drogę? Po dosyć długim poślizgu w końcu odnalazła ścieżkę i wróciła na miejsce. Cieszyło ją, że domek znajdował się na uboczu, Był idealny dla pary, która chciała zwyczajnie nacieszyć się własnym towarzystwem. Tylko oni we dwoje i spokój. Wdychała świeże powietrze maszerując szybkim tempem. Spacer nie zajął jej długo. Po kilkunastu minutach znalazła się tuż przed drzwiami wejściowymi. Zapukała dwa razy czekając kilka chwil. Dopiero po trzydziestu sekundach zdała sobie sprawę, że nie puka się do własnego domu, tylko otwiera drzwi i wchodzi. Westchnęła pchając klamkę i z lekkim wahaniem przekraczając próg.
- Hiro? - Zawołała, kiedy już znalazła się w środku. Przywitała ją tylko i wyłącznie cisza. Widocznie była pierwsza. Nic dziwnego. Rozmowy, przygotowania w latarni na pewno wymagały od niego dużego skupienia i sporej ilości czasu. Ukłucie niepokoju znowu ją nawiedziło. Może zmienił zdanie? Może Oroshi albo Seinaru wybili mu głupią blondynkę z głowy i Hiro już nie wracał? Jej Hiro. Z drugiej strony był to przecież jego dom. Prędzej czy później tutaj zawita, prawda? Odetchnęła z ulgą. Czy tego chciał czy nie przyjdzie czas na ich ponowne spotkanie.
Tymczasem postanowiła czuć się jak u siebie. Od razu przeszła do kuchni. Zrobiła szybkie oględziny w spiżarce i zdecydowała się coś dla niego przygotować. Może wróci głodny. Powinna bardziej się postarać. Ostatnio zjadał jedynie jakieś resztki, owoce na śniadanie. Taka góra mięśni potrzebowała sporej ilości kalorii. Rozgrzała palenisko i zabrała się za przygotowywanie dodatków. Wyjęła kilka pikantnych przypraw i zaczęła siekać warzywa. Po wszystkim pokroiła kurczaka i zaczęła gotować ryż. Po kilkunastu minutach kurczak w czerwonym curry z ryżem i warzywami był gotowy. Wygasiła palenisko pozostawiając jedynie żar. Miała nadzieję, że Hiro zdąży zanim wszystko wystygnie.
  Ukryty tekst
Potem postanowiła w końcu zająć się sobą. Poszła do łazienki nagrzewając wodę. Pewnie również będzie chciał się wykąpać. Nie wiadomo jak długo będzie trwała ich podróż do Sogen, ani w jakich warunkach przyjdzie im przebywać. Kiedy woda była już gorąca wzięła długą odprężającą kąpiel. Wyszła, wytarła się niedokładnie i ubrała na siebie świeże, krótkie kremowe kimono, które idealnie nadawało się do chodzenia po domu. Przewiązała je pasem i ruszyła na piętro. Kilka susów po schodach i była na miejscu. Przygotowała sobie ubrania na drogę. Swój czarny komplet idealny na misje. Był wygodny i nie krępował jej ruchów. Do tego czarne, wysokie kozaki. Wszystko położyła na szafce. Była gotowa. Ciekawiło ją kiedy dokładnie przyjdzie im wyruszyć. Dziś, jutro, za kilka dni? W końcu usiadła na łóżku dotykając dłonią miękkiej pościeli. Od razu zalała ją fala pięknych wspomnień, jakie zafundował jej Hiro. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo za nim tęskniła. Gdzie się znajdował? Jak długo go nie będzie? Czy aby na pewno wróci? Wstała szybkim ruchem i ruszyła w dół schodząc na parter. Nie umiała usiedzieć w miejscu. Wyjrzała przez okno, jednak ścieżka wciąż pozostawała pusta. Powoli zaczynało się już ściemniać. Kilka kroków dalej opadła na niewielki dywan. Najpierw siedziała kilka chwil, potem się położyła. Leżała na boku, podciągnęła pod siebie kolana, zwijając się w mały kłębek. Czekała. Przymknęła powieki. Nie spała, czuwała. Sen nie nadchodził. Dywanik był może i miękki, jednak nie można było go porównać z cudownym łóżkiem czy wygodną kanapą. Nie chciała jednak zasypiać. Może rzeczywiście Seinaru posłuchał jej modłów i wybił Hiro misję z głowy Oby nie. Musiała przestać życzyć sobie rzeczy, które tak naprawdę nie chciała. Po co okłamywać samą siebie? Nikomu to nie pomagało. Zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Walczyła jednak z chęcią bycia lepszą dla Hiro i z własnymi pragnieniami. Niestety jedno i drugie nie szło w parze.
  Ukryty tekst
1 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

1 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

- Hiro - wyszeptała słysząc swoje imię. Podniosła się nieznacznie, otworzyła powoli zaspane oczka i przetarła je lewą rączką. Musiała jednak przysnąć, a przecież tak bardzo chciała wyczekiwać jego powrotu. W końcu udało jej się na niego spojrzeć. Usiadła na dywanie. Jego ciepła dłoń ogrzewała jej zziębniętą skórę. Która była godzina? Rozejrzała się po okolicy rejestrując swoje położenie, zasnęła na dywanie. - Dlaczego wróciłeś? - Zapytała cicho okrywając jego dłoń swoją. Pytanie wyrwało się same, zanim zdążyła się zastanowić nad jego znaczeniem. Wrócił, bo to jego dom głuptasie, przecież to oczywiste. Wrócił do niej. Tyle szczęścia i tyle smutku. Widocznie ani Seinaru ani Oroshi nie potrafili odwieźć go od szalonego pomysłu podążania za pierwszą miłością. Do końca. Był cudowny. Był uparty.
- Zimno - odparła bardziej do siebie niż do niego, przecież nawet nie czekał na jej odpowiedź. Rzeczywiście trzęsła się jak osika. Było jej zimno. Z wdzięcznością przyjęła koc opatulając się nim szczelnie. Wystawała jedynie buzia i nosek, nic więcej. Po kilku chwilach w palenisku zaczęło się rozpalać, a po salonie rozlało się przyjemne ciepło. Już nie dygotała, jednak nie ruszyła się z miejsca. Wrócił. Hiro wrócił.
- Nie dziękuję, już jadłam - odpowiedziała zamyślając się na chwilę. Nie była głodna, czy jadła? Coś tym przekąsiła podczas przygotowywania posiłku, ale oczywiście, że czekała na niego. Posłała mu przepraszający uśmiech. - Może odrobinę - zmieniła zdanie z ociąganiem podnosząc się do pionu. Wciąż niczym naleśnik, opatulona kocem, przeniosła się na kanapę. Przyjęła od niego swoją porcję i zaczęli wspólny posiłek. Słysząc jego pytanie pokiwała przecząco głową. Wspomnienia? Były jedynie przeszłością. Na całe szczęście znajdowała się w klinice całkiem sama. Dzięki temu mogła się skupić na swoim zadaniu, przygotowaniach. Zostawiła coś dla Mujina. Herbatkę z prądem. Dosłownie. Na samą myśl przywołała na usta zadowolony z siebie uśmiech. - Po prostu na Ciebie czekałam. Przygotowałam coś na Twoje strzały, ale to jak już potrenujesz - dodała dumna kończąc swoją małą porcję jedzenia. Zaśmiała się pod nosem. Nie wiedziała jak dobrze radził sobie z łukiem. Skąd miała wiedzieć? Znała Hiroyuki’ego doskonale, a jednak wciąż tak mało o nim wiedziała. Nie chciała przecież, żeby przez przypadek zrobił sobie krzywdę jej trucizną i sparaliżował się na jakiś czas. Co mogłoby być całkiem zabawne, znów uśmiechnęła się do siebie. A może do niego?
Na wspomnienie reakcji Oroshiego i Seinaru trochę się zestresowała. Miała nadzieję, że tego nie zauważył. Nie miała problemu z poznawaniem nowych ludzi, jednak tym razem było inaczej. Byli to jego opiekunowie, jeden zaliczał się nawet na rodzica. Wiedziała po prostu, że ją przejrzą. Zauważą jaka zepsuta była naprawdę. Hiro zdecydowanie zasługiwał na kogoś lepszego. Miał takie ciepłe, piękne i czyste serce. Była jego trucizną, zabijała go powoli. Seinaru na pewno to zauważy. Ciekawe jak szybko zejdą im te uśmiechy z twarzy, kiedy już ją poznają. Nie było sensu udawać kogoś innego, doskonale o tym wiedziała. Z całych sił hamowała wszechogarniający smutek, który coraz bardziej dawał się we znaki. Póki co udało jej się odrzucić od siebie wizję spotkania z opiekunami Hiro. Mieli przed sobą inne problemy, z których również nie była zadowolona. W końcu dobrowolnie je na nich sprowadziła. Zachciało jej się zmienić wioskę, czy było to konieczne? Teraz nie było już odwrotu, jeśli chcieli pozostać tutaj razem. Stawiała przed nimi nowe wyzwania nie licząc się z kosztami, jakie przyjdzie im za nie ponieść. Kto wie jak to wszystko się skończy?
Był zmęczony, oczywiście! Nie zamierzała go zatrzymywać, dlatego grzecznie przytaknęła główką. Poszłaby za nim wszędzie. Wciąż była trochę zaspana i chętnie by się położyła. Wyciągnęła łapki w jego stronę i oplotła je wokół jego szyi biorąc głębszy wdech tego cudownego zapachu, tlenu, jedynego powietrza, którym chciała oddychać. Zaniósł ją do sypialni, jak gdyby była lekka jak piórko. Dotyk jego silnych mięśni koił jej zszargane nerwy. Dodawał nadziei, że wyjdzie z ich wspólnej misji cało. Był silny, poradzi sobie. Będzie musiała tego dopilnować za wszelką cenę. Ułożyła się wygodnie na łóżeczku. Odwzajemniła zdecydowanie za krótki pocałunek.
- Będę czekała - odpowiedziała sennie, jednak kiedy jej policzek opadł na poduszkę zasnęła od razu. Nie śniło jej się absolutnie nic. Było jej miło i ciepło. Chyba, w którymś momencie Hiro do niej dołączył, bo wtedy dopiero czuła, że odpoczywa.
Rano nadeszło za szybko. Kilka nieznośnych promieni słońca niemiłosiernie raziło ją w oczy. Było jej strasznie gorąco. To oczywiście sprawka Hiro, który otulił ją swoimi silnymi ramionami i grzał niczym własny, personalny grzejnik. Uśmiechnęła się pod nosem wstając powoli i ostrożnie, żeby go nie obudzić. Trochę musiała się nagimnastykować, żeby odplątać się z jego ramion i go przy tym nie obudzić. Po drodze do kuchni spojrzała na zegar, było jeszcze strasznie wcześnie. Ledwo świt. Powinna była się jeszcze na trochę położyć, ale nie czuła w ogóle zmęczenia. W końcu przespała większość wczorajszego wieczoru i całą noc. Otworzyła okno, żeby wywietrzyć pomieszczenie. Wzięła kilka głębszych wdechów świeżego powietrza i otuliła się szczelniej szlafrokiem czując na skórze mroźne, poranne powietrze. Lato oddalało się coraz bardziej. C z a s jak zawsze mijał szybko. Zajęła się przygotowywaniem śniadania. Czegoś pożywnego. W końcu przed Hiro ciężki dzień. Treningi! Nie umiała się już doczekać. Chętnie poogląda jak będzie się męczył. Na samo wspomnienie jego ciała zrobiło jej się odrobinę za duszno, a przecież otworzyła okno! Rozpaliła małe palenisko, pokroiła świeże pomidory i paprykę. Przygotowywała jajecznicę z warzywami, na koniec dodała jeszcze rozmaryn, tak dla dobrego zapachu. Potem nastawiła wodę na herbatę. Swoją ulubioną. Czarna herbata, imbir, pomarańcza, świeże maliny, goździki i resztki rozmarynu, który jej pozostał. Czekała aż obudzi się jej książę z bajki - śmiech - rzeczywiście nim był.
1 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

1 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Posty: 127
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Niektórzy ludzie marzyli o miłości swojego życia, o ciepłym i przytulnym domku, pełnym troski i dobroci. Inni - ci nieco bardziej przyziemni - pragnęli po prostu mieć miejsce, które mogliby nazywać domem. A Aki chciał mieć kuszę. Taką porządną, solidną, drewnianą. Nie potrzeba mu było wiele do szczęścia, bo szczęście dawała mu jego praca. Lubił polować. Lubił zabijać. Sprawiało mu to radość - i nie, bynajmniej nie był psychopatą. Traktował swoją pracę jak coś, co po prostu musi być zrobione, bo od tego przecież byli shinobi - by pozbywać się problemów. A że w ich zawodzie przemoc była rozwiązaniem wszystkich problemów - cóż poradzić. Taki już był ten świat, pełen nienawiści i zła. Tym bardziej kontrastowało to z pięknymi snami ludzi, tymi w których wszystko układało się tak, jakby chcieli tego śniący. Młody Łowca nigdy nie rozumiał tych, którym przeszkadzało mordowanie innych na zlecenie lidera, rady kupieckiej, czy tam innego organu zarządzającego. Nikt nikogo nie zmuszał do bycia ninja - to była dobrowolna decyzja każdego człowieka. W każdym momencie mogłeś przestać. Jednego dnia mogłeś uczestniczyć w czystkach etnicznych Uchiha, a drugiego rzucić to wszystko w cholerę i pójść sadzić marchew. Ale Aki wcale nie był osobą, która odnalazłaby się w nudnym, spokojnym życiu. On chciał przygód. Chciał adrenaliny. Hej, może z zabijaniem było jak z narkotykami? To uzależniało - oh tak, uzależniało. Bardzo mocno. Kiedyś matka mu powiedziała, że jak raz odbierze komuś wszystko, to nie będzie już powrotu do dawnego życia. Będzie się chciało więcej i więcej, i więcej. Mordując czułeś kontrolę nad sytuacją. Czułeś, że pozbywasz się problemu. Czułeś, że to co robisz jest dobre - bez znaczenia, czy robiłeś to dla siebie, czy dla innych. Dla shinobi i kunoichi mordowanie było chlebem powszednim. Odbieranie życia było częścią ich życia. Aki nie wyobrażał sobie, jak można robić coś, czego się nie lubi.
Skąd znał Munraito? Dobre pytanie. Prawdę mówiąc - nie pamiętał. Jakoś tak wyszło, że znali się od zawsze. Obaj pochodzili z tego samego klanu i obaj byli daleko od domu. Przynajmniej tego, z którego się wywodzili. Wszak Ranmaru osiedlili się na wyspach, dołączyli do Cesarstwa i żyli sobie daleko od cywilizacji. Przynajmniej do ostatniego czasu - aż nie wleźli z buciorami na kontynent. Młody Łowca wcale nie tęsknił za tamtymi rejonami - nie dlatego, że ich nie lubił. Po prostu nigdy tam nie był. Urodził się tutaj - w Ryuzaku no Taki, kraju kupieckim. Służył tutejszym władcom, tutejszym panom, a wyspiarscy prawdopodobnie nawet nie wiedzieli o jego istnieniu. Zresztą... co ich to obchodziło? Mieli teraz ważniejsze sprawy na głowie, niż jakiś losowy Doko. Toczyła się wojna na pełną skalę - sharinganowcy byli atakowani z dwóch stron. Oczywistym było, że nie mają najmniejszych szans na wygraną. Z jednej strony Akiemu było ich szkoda, a z drugiej... co tu owijać w bawełnę. Uchiha byli wrzodem na dupie świata, a każdy kolejny lider był gorszy od poprzedniego. Nic dziwnego, że sąsiedzi się wkurzyli i w końcu postanowili załatwić ten problem raz na zawsze. I tylko jedno go w tym wszystkim obchodziło - czy Ryuzaku jakkolwiek skorzysta na tej wojnie.
Aki wiedział, że Munraito jest w domu. Cóż - cięzko to było ukryć przed Ranmaru. Tym bardziej, że niebieskooki należał do tych leniwych i nie chciało mu się ruszac dupy bez celu. Przed przyjściem do Chīsanaki upewnił się, że gospodarz jest na miejscu. Oczywiście mógł siedzieć w tej swojej latarni, ale tego dnia było inaczej. Siedział w domu, a wraz z nim... jakaś dziewczyna. Chociaż... może już kobieta? Aki był wyraźnie zdziwiony, ale w żadnym wypadku nie dawał tego po sobie znać. Cóż - Hiroyuki był od niego starszy kilka lat, to prawda, ale przez te dwa miesiące zdążył sobie znaleźć pannę i z nią zamieszkać? Dziwne. A może to była po prostu pani do towarzystwa? Niee, w żadnym wypadku. Munraito taki nie był. W oczach Akiego był raczej intelektualistą, niż typowym bawidamkiem, ale cholera wie, co mogło mu strzelić do głowy przez te dwa miesiące, jak Akiego nie było w Ryuzaku. W świecie rządzonym przez ninja to była kupa czasu - zdążyła wybuchnąć wojna totalna, zginęły setki ludzi, a problemy mnożyły się na potęgę. W tym wszystkim to, że ktoś zmienił postrzeganie świata nie było niczym wyjątkowym.
W końcu jednak Ranmaru dotarł pod dom Hiroyukiego. To nie tak, że wpadał bez powodu - miał mu przecież coś pokazać. Wyruszył do Daishi po to, by potwierdzić te wszystkie plotki o wspaniałych broniach, tworzonych przez najlepszych łuczarzy na tym świecie. Musiał się pochwalić, a przy okazji... czemu by nie pogadać, ot, po przyjacielsku. Pogoda niestety nie dopisywała - jesień była na tyle przygnębiającą porą roku, że raczej nie spodziewał się, aby jego znajomy gdzieś się wybierał. Pozostało mu więc złożyć mu wizytę. Zapukać i liczyć, że odpowie. Bo chyba nie był aż tak zajęty, nieprawdaż?
2 x
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

„Dzień dobry, Skarbie. Cóż za” - podskoczyłam na dźwięk jego słów rozchodzących się po pomieszczeniu. Wystraszył mnie. Znajdował się tak blisko, a ja nawet nie zauważyłam kiedy wszedł do kuchni. Wzięłam głębszy wdech uspokajając rozszalały puls. Byłam we własnym domu, czemu wciąż nie potrafiłam tego zaakceptować? Czy tak ciężko było mi uwierzyć, że w końcu go posiadam Własny d o m. Nasz, jedyny i wspólny. Jak zawsze poświęciłam się czemuś w stu procentach i zapomniałam o całym, otaczającym mnie świecie. Nie powinnam dawać się tak zaskakiwać, chociaż chciałam, żeby Hiro zaskakiwał mnie cały czas. Najważniejsze, że znajdował się tuż przy mnie. A najlepiej jeszcze bliżej. Zaśmiałam się cicho, kiedy przytulił mnie do siebie. Wygięłam plecy w łuk opierając się o niego całym swoim ciałem. Niewinny gest, który oczywiście zrobiłam specjalnie. Nie chciałam, żeby mnie nie puszczał, ale pojedynczy pocałunek na szyi wskazywał na to, że zamierzał się odsunąć. Odwróciłam się do niego przodem chwytając go za koszulę. Nie zamierzałam pozwolić mu tak po prostu odejść. Moja kuchnia, moje zasady - pomyślałam z zadziornym uśmiechem na ustach. Przyciągnęłam go do siebie wpijając się w jego usta z całą miłością jaką posiadałam. Czy mógł wyczuć jej smak?
- Gdzie się Pan wybiera? - Wyszeptałam prosto w jego usta. Dopiero potem pozwoliłam mu się odsunąć. Powoli, niespiesznie. Chciałam, żeby widział jak bardzo zależało mi na jego bliskości. W końcu wróciłam do sprzątania po gotowaniu - mojej najmniej ulubionej części przygotowania posiłków. Uniosłam jedną brew słuchając jego słów. Uśmiechnęłam się mimowolnie wyobrażając sobie wszystkie role w jakich mógł o mnie śnić. Przygryzłam bezwiednie dolną wargę. H i r o przez Ciebie chyba nigdy stąd nie wyruszymy. Miałam już tysiąc lepszych pomysłów jak spędzić ten dzień. Ja i on, sam na sam. Po co komu treningi, misja i delegacja? Nie byłam przykładem odpowiedzialności i samokontroli, zdecydowanie wolałam dać ponieść się t e j chwili. I doskonale o tym wiedziałam.
- Może przekonamy się jak już skończysz swój trening? - Zagadnęłam nonszalanckim tonem, lustrując go od stóp do głów. Mój wzrok wędrował powoli ku górze. Specjalnie się ociągałam. Chciałam, żeby wiedział jak bardzo podobało mi się to co widziałam Przystojniak. Byłam pewna, że musiał być głody. Mimo wszystkich absorbujących myśli i spojrzeń przeszliśmy do śniadania - rozsądnie - to była oczywiście decyzja Hiro. Ja pewnie zjadłabym jego jako danie główne. Wciąż miałam problemy z oderwaniem od niego wzroku. Takie czekanie miało też swoje plusy, zdawałam sobie z tego sprawę, ale byłam kurewsko niecierpliwa. Odkąd sięgałam pamięcią musiałam dostać to co chciałam. Od razu, bez wyjątków, zawsze. Hiro na nowo uczył mnie życia, pokazywał nowe drogi, nieprzetarte szlaki. Z nim wszystko było dla mnie nowością. Cierpliwość? Niestety wciąż pozostawała moją słabą stroną. Z każdą sekundą pragnęłam jego dotyku jeszcze bardziej. Jego bliskość tak silnie na mnie działała, a dystans między nami sprawiał mi niemal fizyczny ból. Wiedziałam, że zrobiłabym dla niego wszystko, gdyby mi tylko rozkazał mnie tylko poprosił. Byłam przerażona mocą swoich uczuć. Wpadłam po uszy, ale nie chciałam tego zmieniać. Dawał mi szczęście. Czyste i prawdziwe. Czego więcej mogłabym sobie życzyć, skoro wszystko czego potrzebowałam siedziało właśnie przede mną jedząc, za bardzo przypieczoną, jajecznicę?
Przytaknęłam głową. Trening. Sam wczoraj o tym wspominał. Przygotowanie było tutaj kluczowym czynnikiem. Nie byliśmy w stanie przewidzieć jak bardzo misja mogła okazać się wymagająca. Lepiej było dmuchać na zimne. Nie wiedzieliśmy ile zostało nam czasu, kiedy przyjdzie nam wyruszyć. Nie mogliśmy go tak po prostu marnować, chociaż każde z nas miało na to okropną ochotę. Ruszyliśmy do ogrodu. Oczywiście postanowiłam mu towarzyszyć. Nie odpuściłabym sobie takiego cudownego widoku z samego rana, a było na co popatrzeć. Parsknęłam cicho i wybuchnęłam radosnym śmiechem. Rozbawił mnie jego komentarz. Czemu miałabym się z niego śmiać? Chciał trenować techniki, o których pewnie nawet nie słyszałam. Przecież już byłam duma, zanim w ogóle zaczął. Usiadłam sobie wygodnie z boku, nie chciałam mu przeszkadzać. Był skupiony i całkowicie pochłonął go trening. Nie mogłam mu pomóc, więc zadowoliłam się samym widokiem. Nie potrzebował wiele czasu, byłam pod wrażeniem. Kiedy skończył podbiegł do mnie, a ja machinalnie wyciągnęłam rączki ku górze. Pochwycił mnie w sekundę, aż straciłam grunt pod bosymi stopami. Zachichotałam jak gdybym wciąż była nastolatką. Udzielała mi się jego dziecięca radość. Doszczętnie topił nią mrok w moim sercu. Tylko on potrafił tak na mnie działać. Wciąż było to dla mnie szokujące. Póki co jednak cieszyłam się razem z nim. - Gratulacje kochanie. Jestem bardzo dumna - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Nic nie widziałam - dodałam kiwając głową ze zrozumieniem. Ranmaru i jego specjalne, wyjątkowe oczy. Były w stanie przejrzeć wszystko. Nie to co moje, zwykłe oczy kundla bez rodu. Na szczęście nie pozwolił mi użalać się nad sobą. W sekundę później chwycił moją dłoń i od razu wszystkie negatywne myśli poszły w niepamięć. Ja i on, nasze dłonie. Razem. Weszliśmy do środka.
- Wolisz zimną czy ciepłą? - Zapytałam przechodząc do kuchni. Zagrzałam na nowo wodę, jeśli życzył sobie gorącej herbaty. Poczekałam aż wszystko będzie gotowe i wróciłam do Hiro. Podałam mu kubek siadając obok na kanapie. Oparłam głowę na jego ramieniu, przymknęłam powieki i cieszyłam się chwilą spędzoną w jego towarzystwie. Nic więcej nie było mi potrzebne. Odebrałam od niego pusty kubek, kiedy poszedł się wykąpać. Zabrałam się za mycie naczyń. Przecież same się nie umyją prawda? Kto by pomyślał. Ja w roli ‚pani domu’. Niezbyt podobała mi się ta rola. Nie pasowała do mnie nic a nic. Za bardzo przypominała mi moje obowiązki w klinice. Mimo wszystko nie zastanawiałam się nad tym za bardzo. Chciałam zwyczajnie żyć u boku Hiro. Trenował, więc pomagałam jak tylko mogłam. Nawet taka samolubna osoba jak ja potrafiła czasami zejść na drugi plan. Rzadko bo rzadko, ale początki nigdy nie były proste. Usłyszałam swoje imię, więc od razu ruszyłam w stronę łazienki. Niepokój przekuł moje serce, przyspieszyłam kroku. Czemu zawsze wydawało mi się, że stało się coś złego? Nie umiałam wyzbyć się strachu, choćby nie wiem co. Weszłam pospiesznie do łazienki, ale Hiro wyglądał na bezpiecznego. W jednym kawałku. Westchnęłam i przewróciłam oczami, chociaż zadziorny uśmiech zagościł na moich ustach. Posłałam mu to znaczące spojrzenie, zarezerwowane tylko i wyłącznie dla niego. Powoli odwiązałam szlafrok i pozwoliłam mu się zsunąć z moich ramion, opaść bezwładnie na posadzkę. Weszłam powoli do ciepłej wody. Nie spieszyło mi się. Każdy mój ruch był przemyślany. Nie odrywałam od niego wzroku. Był moją ofiarą. Należał do mnie. Mokrymi dłońmi rozcierałam wodę na swoich ramionach i szyi. Chciałam się jedynie przyzwyczaić do temperatury wody, to chyba logiczne. Ciekawe czy lubił przedstawienia. W końcu zanurzyłam się do szyi i znalazłam się przy nim. Szybkim ruchem usiadłam na jego kolanach. Jedną dłonią unieruchomiłam jego żuchwę zaczynając całować linię szczęki. Wędrowałam ustami w dół, w stronę szyi i umięśnionych ramion. Kilka namiętnych pocałunków później moja twarz zrównała się poziomem z jego. Przymknęłam powieki nachylając się. Nie pocałowałam go, jednak nasze usta prawie się stykały. - Pokażesz mi o czym dzisiaj śniłeś? - Poprosiłam czując na twarzy jego oddech i gorącą parę wodną. Idealne połączenie.
I've been thinking 'bout you every night, every day
I can tell your body feel the same, feel the same

Już miałam go pocałować, ale zatrzymałam się milimetry dalej. Czy to pukanie do drzwi? Tak, rzeczywiście. No kurwa, serio? Byłam wściekła, ale nie dałam tego po sobie poznać. Odsunęłam się śmiejąc pod nosem. Spodziewał się gości? Mógł mnie uprzedzić! No ale teraz sam niestety będzie musiał cierpieć tak jak ja. Rozbawiła mnie cała sytuacja. - Otworzę, a ty się może przygotujesz? - Rzuciłam wychodząc z kąpieli, nie czekałam na jego odpowiedź. Wytarłam się niedbale i z powrotem narzuciłam na siebie szlafrok. Ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nie miałam ultra wzorku jak Hiro, więc zwyczajnie otworzyłam je na oścież. Przede mną stał młody chłopak o lodowych oczach i ciemnych włosach. Okey, zdecydowanie się tego nie spodziewałam. Mimowolnie przekrzywiłam głowę na jedną stronę opierając się biodrem o framugę drzwi. Interesujące. Chyba wypadało coś powiedzieć, ale co? Nagle poczułam ogarniająca panikę. Miałam nadzieję, że Hiro przyjdzie na mój ratunek. Znowu na nim polegałam.
- Witam. Mogę Panu w czymś pomóc? - Wypaliłam trochę bez sensu, w końcu to nie był mój dom, chociaż był? Musiałam się wziąć w garść. Co mnie napadło? Jesteś Isane. Kurwa. Sakai. Ogarnij się kobieto, bo wstyd - Nakrzyczałam na siebie w myślach i od razu poczułam się pewniej. Jeśli chłopak jakoś mi się przedstawił i wyjaśnił kim był, wpuściłam go do środka. Czy słusznie?
2 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

1 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Posty: 127
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

Kekkei Genkai było bardzo ciekawą rzeczą - jeszcze niezbadaną przez uczonych tego świata, tajemniczą i jakże interesującą. Jak to się działo, że niektórzy rodzili się z oczami, pozwalającymi widzieć więcej, niż inni? Jak to było, że niektórzy ludzie posiadali coś, czego inni nie mieli? I jak to było, że mając rodziców pochodzących z jednego klanu, ciągle nie odziedziczyło się ich zdolności? Dla Akiego była to zagadka, na której odpowiedzi jeszcze nie posiadał. Wiedział za to, że jego oczy czasami sprawiały, że widział więcej, niż widzieć chciał. Tak też było teraz, gdy stał pod drzwiami domu Hiro, zaglądając do środka, aby upewnić się, czy właściciel jest w środku. To wcale nie tak, że podglądał. Czysty przypadek, na dodatek w pełni uzasadniony - w końcu lepiej było wiedzieć, czy jego daleki krewny jest w domu, niż bezsensownie czekać na zewnątrz, w tą wietrzną i zimną pogodę.
Jego druch z dzieciństwa oczywiście był w środku. Problem był jednak w tym, że młody Munraito był bardzo... zaabsorbowany innymi rzeczami, niżeli oczekiwaniem na dawnego znajomego. Gdyby Akiego jakkolwiek obchodziło to, co i z kim Hiro wyprawia w swoim domu, to może w tym momencie spaliłby buraka i speszył się, spoglądając zarówno na panienkę idącą w kierunku wyjścia, jak i na dwudziestolatka, wyraźnie skonfundowanego całą tą wizytą. Nie spodziewał się pukania do drzwi - nic dziwnego. Podróż w jedną stronę do Daishi to prawie sześć tygodni drogi, a do tego wszystkiego trzeba było jeszcze doliczyć podróż w drugą stronę. Gdy Aki opuszczał dom rodzinny, jesień dopiero się zaczynała - pierwsze liście zaczęły opadać na ziemię, a w co cieplejsze dni można było pokusić się o założenie bardziej przewiewnych ubrań. A teraz? Piździło jak w Sogen, a lada moment zapewne spadnie pierwszy śnieg. Tak to już było w tym świecie, że chcąc wybrać się w odwiedziny gdziekolwiek, to trzeba było liczyć się z tym, że przez dłuuuugo nie wróci się do swoich rodzinnych stron.
Tak. To było zrozumiałe, że zapomniał. To było zrozumiałe, że go nie oczekiwał. Ale hej - przecież był Ranmaru. Kto jak kto, ale Munraito mógł spodziewać się niespodziewanego. Tak jak Łowca - mógł spojrzeć, kto stoi przed drwiami. Mogł użyć swojego Dojutsu i zatrzymać Isane. Ale z pewnością doskonale wiedział, że Akiego nie oszuka. Przecież potrafili dokładnie to samo. No - może Aka był nieco lepszym strzelcem, ale jeżeli chodziło o zdolności klanowe, to Tsujitengan zawsze działał tak samo.
Aki zmierzył kobietę, która stanęła przed nim w progu drzwi. Uważnie - od stóp do głowy. I choć jego mimika na to zupełnie nie wskazywała - to był zaskoczony. Kobieta była naprawdę wysoka, oczywiście jak na płeć piękną, a do tego była blondynką - rzecz bardzo rzadko spotykana wśród kunoichi z tych stron. Choć nie było to nic niezwykłego, to przytłaczająca większoć dziewczyn była niskimi brunetkami. A młoda Sakai była... no cóż. Nietypowa. Na dodatek te znamiona. Po tym, jak zobaczył ją z bliska zrozumiał, że była naprawdę urodziwą kobietą. I jeżeli jej charakter choć w jednej dziesiątej odpowiadał jej pięknu - nic dziwnego, że Munraito się w niej zauroczył.
- Dzień dobry. - Aki lekko się skłonił, okazując kobiecie szacunek. - Czy zastałem Hiroyukiego...? - oczywiście, że go zastał. I oczywiście, że kłamał - bo przecież wiedział, że chłopak jest w środku. Nie mniej - gdyby łucznik nie chciał z nim rozmawiać i udawał, że nie ma go w domu, to Aki z całą pewnością uszanowałby taką decyzję. Nie należał do tych natrętnych. - O, tutaj jesteś. Ile to będzie? Ze dwa miesiące, jak nie więcej. - Łowca wszedł do domu, wcześniej grzecznie wycierając buty, aby przypadkiem nie pobrudzić podłogi w domku Munraito. - Tak jak Hiro powiedział, jestem Aki. Miło mi poznać. - uśmiechnął się do niej lekko. Jego oczy były już niebieskie. Nie sposób było wiedzieć, że był Ranmaru. - Atsui? Szmat drogi. - zapytał lekko zaskoczony. Faktycznie - była nieco egzotyczna, ale nie spodziewał się, że przybyła aż z Unii. Nie wyglądała na ninja - gdyby miał strzelać, to podejrzewałby jakąś szlachciankę, może projektantkę ubrań. W końcu Atsui słynęło z takowych. I jeszcze bardziej od tego, zaskoczyło go jedno słowo - kochanie. Nie dał po sobie poznać - ale tego totalnie się nie spodziewał. Znaleźć dziewczynę w ciągu trzech miesięcy - pewnie, jak najbardziej. Ale zamieszkać z nią po takim czasie? W pewnym sensie było to bardzo odważne ze strony starszego z Ranamru. - Nie, woda wystarczy. Chyba, że Twoja... dziewczyna, tak? Chyba, że Twoja dziewczyna chce się napić czegoś mocniejszego. - nie miał pewności, czy jeszcze są w nieformalnym związku, czy może to już jego żona. Lepiej było się upewnić, niż popełnić faux pas. - A więc skoro wysłali Cię na misję to znaczy, że to kunoichi. - nie dało się ukryć. - Hmm... poselstwo z Uchiha powiadasz. A czegóż to pragnie nasze miasto pragnie od nich? Chyba, że to oni chcą czegoś od nas. - nie do końca orientował się w tym, jak dokładnie wygląda teraz wojna. Przez dwa bite miesiące był w podróży i docierały do niego tylko skrawki informacji, które zresztą traktował z przymrużeniem oka - wiedząc, że zabawa w głuchy telefon nie jest najlepszym źródłem prawdy. - Hiro przesadza. - Aki uśmiechnął się, słysząc pochwałę na swój temat. - Umiem to i owo, ale daleko mi jeszcze do perfekcji. Ale teraz jestem już o krok bliżej. Dobry strzelec potrzebuje dobrej broni. A ja odwiedziłem Daishi, by taką sobie załatwić. - wskazał tutaj kciukiem za siebie, na swoje plecy, na których zawieszona była kusza i kołczan z bełtami. - Przy czym spłukałem się doszczętnie z kasy. Pogięło ich z tymi cenami. To pewnie przez wojnę - cała broń idzie w górę, bo nic tylko zabijać się chcą. - westchnął cicho, spoglądając na pozostałą dwójkę tej rozmowy.
1 x
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Isane »

Gość to gość. Wpuściła go do środka nie marudząc specjalnie. Nie zdążyła nawet odpowiedzieć na pytanie nieznajomego, bo Hiro szybko do nich dołączył. Całe szczęście, tak było lepiej, łatwiej. Czasami zapominała, że całe swoje życie spędził w Ryuzaku i rzeczywiście nie był tutaj całkiem sam. Miał rodzinę, znajomych, kto wie kogo jeszcze? To ona, jak zwykle wykazując się totalną ignorancją, praktycznie w ogóle nie wychodziła z kliniki. I jak na tym wyszła?
Pan „Aki” okazał się starym znajomym? Tak go oceniła. Chociaż wyglądał zdecydowanie za młodo, żeby można go nazywać starym. Kiedy przechodził koło niej, aby przywitać się z Hiro, pozwoliła sobie na dokładne oględziny. Przykleiła na usta uprzejmy uśmiech i oczywiście pozwoliła Hiro grać pierwsze skrzypce. Przedstawił ją, skinęła delikatnie głową spoglądając na gościa. Mimo, że uważała się za otwartą i rozmowną osobę, w takich momentach wychodziło z niej powściągliwe wychowanie Unii. Kto by się spodziewał? - Wzajemnie, Aki-san - powiedziała grzecznie przechodząc za nimi w stronę salonu. Zatrzymała się w połowie drogi, tuż przy schodach. - Panowie wybaczą na chwilę - dodała z przepraszającym uśmiechem, po czym czmychnęła do góry schodek po schodku. Hiro miał rację - powinna się przebrać, ale to nie tak, że sama na to nie wpadła. Nie była mistrzynią dobrego wychowania, w końcu większość życia zajmowała się sama sobą, ale bez przesady. Nie zamierzała paradować w szlafroku przy jego znajomych. Nie musiał jej o tym przypominać. Naprawdę myślał, że pozwoliłaby sobie na coś takiego? Nie była zła czy zdenerwowana, raczej odrobinę zawiedziona. Z drugiej strony poznał ją kiedy ukradła mu koszulę wylegując się na plaży. Mógł mieć o niej różne zdanie, za pewne jak najbardziej słuszne. Zasłużyła sobie na nie, no trudno. Nie skomentowała tego, chociaż tym razem, chyba po raz pierwszy, musiała się hamować. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że mogła odebrać jego słowa w negatywny sposób. Nie miało to jednak znaczenia. Pospiesznie ubrała bieliznę i czarne zakolanówki. Odszukała w szafie czarne kimono z błękitnymi wstawkami. Elegancko, ale wygodnie. Jej blond włosy wciąż były gdzieniegdzie mokre, więc zdecydowała się związać je w luźny kok wysoko na głowie. Odnalazła gdzieś zabłąkaną błękitną wstążkę i gotowe. Ruszyła na dół, dołączając do reszty. Pewnie nawet nie odczuli jej nieobecności. Wszystko zajęło jej dosłownie kilka chwil. Wróciła akurat, żeby usłyszeć słowo „dziewczyna”. Zaśmiała się cicho, trafił w sedno.
- Chętnie się z Tobą napiję Aki-san. Sake czy wino? Przyniosę także herbatę, na pewno zmarzłeś. Pogoda nie jest już taka przychylna - dodała przechodząc przez salon w stronę kuchni. Wciąż nie mogła przywyczaić się do tutejszej pogody. W Atsui noce bywały bardzo zimne, ale nie dało się tego porównać. Wyciągnęła czarki lub kieliszki w zależności jaki rodzaj alkoholu wybrał. Był młody, nie było ku temu wątpliwości, jednak nie zamierzała go w żaden sposób osądzać. Shinobi musieli szybko dorastać. Życie bywało okrutne i wiek nie miał w obecnych czasach żadnego znaczenia. Ludzie ginęli każdego dnia, obojętnie czy starzy czy młodzi. Wszystkim niestety brakowało po prostu c z a s u. Nastawiła wodę na herbatę i zalała dzbanek z przygotowaną wcześniej mieszanką ziół i owoców. Coś rozgrzewającego. Nasypała do miseczki orzeszki ziemne jako przekąskę, przygotowała wszystko na tacce i zaniosła do salonu. Postawiła ją na stoliczku przed nimi, żeby każdy mógł do niej dosięgnąć. Nalała wina/polała sake dla Akiego i siebie, a Hiro musiał zadowolić się herbatą i orzeszkami. W końcu zajęła miejsce na kanapie. Jej serce zabiło o raz za szybko, kiedy poczuła ciepłą dłoń na swoim udzie. Oczywiście nie dała nic po sobie poznać, chociaż zdecydowanie przypomniała jej się niema obietnica, jaką zawarli tuż przed pojawieniem się gościa. „Wkrótce”. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Hiro robił to specjalnie. A uważała siebie za prowokatorkę. Mały łobuz, była z niego dumna. Założyła nogę na nogę nakrywając dłoń Hiro swoją i ściskając delikatnie. Skupiła swoją uwagę na chłopaku przed sobą.
- Mamy zając się ochroną poselstwa i zapewnić im bezpieczne przejście do Sogen - wyjaśniła wpatrując się w jasne oczy Akiego. - Taka jest cena mojej zdrady wobec Unii i przejścia na stronę Ryuzaku - dodała zgodnie z prawdą. Nie potrafiła łagodniej ubrać tego w słowa. Niektórych rzeczy nie powinno się spłycać. Prawda, chociaż brzydka, była jedynym sensownym wytłumaczeniem. Z wioski nie dało się tak po prostu odejść. Wszystko posiadało jakieś konsekwencje. Mimo, że Unia i Ryuzaku nie miały ze sobą na pieńku, a Isane była jedynie zwykłym pionkiem, wciąż takie transakcje żołnierzy nie były mile widziane. Szczęście w nieszczęściu. - Może ty Aki - chyba gdzieś zgubiła „san”, a może zrobiła to umyślnie? - Przekonasz Hiro, żeby został? - Zapytała z uśmiechem spoglądając na Hiroyukiego. Niby żartowała, niby nie. Zaśmiała się, bo doskonale zdawała sobie sprawę, jaki potrafił być uparty gdy czegoś chciał. Tutaj chodziło jednak o jego bezpieczeństwo i robiła to tylko i wyłącznie z troski o jego życie.
Potem rozmowa przeszła na dalszy temat. Z ciekawością przyjęła nowe informacje na temat nowo poznanego chłopaka. Kolejny Ranmaru. To wyjaśniałoby ich wieź, znajomość. Przekrzywiła delikatnie głowę, jak gdyby się nad czymś zastanawiała, wpatrując się kilka długich sekund w Akiego. Niebieskie, zimne i smutne oczy, tak różne od tych złotych i ciepłych Hiroyukiego. Teoretycznie byli rodziną, a tak bardzo się różnili. Bardziej przypominał jej samą siebie niż pogodnego i radosnego Hiro. Czy też skrywał jakiś mroczny sekret? Przytaknęła głową, chętnie nauczyłaby się czegoś nowego, jednak jej zdolności w ogóle nie przypominały tych, jakie posiadał dumny ród Ranmaru, prawda? Isane nie byłaby jednak sobą, gdyby jakoś tego nie skomentowała, prawda?
- Ranmaru - zaczęła z zadziornym uśmiechem i oparła się wygodniej o oparcie kanapy. - Ciekawe zdolności. W takim razie wiedziałeś, że byliśmy w domu zanim zapukałeś? Wasze oczy są naprawdę wyjątkowe - dodała śmiejąc się cicho niczym mały wredny chochlik. Wyjaśnił skąd wrócił. Daishi było rzeczywiście bardzo daleko. - Pewnie jesteś zmęczony po podróży. Może z nami zostaniesz i odpoczniesz? Domek jest dosyć duży.
1 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Mūnraito »

2 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Aki
Posty: 127
Rejestracja: 15 wrz 2021, o 11:38

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Aki »

"Stary znajomy" - tak, to określenie zdecydowanie pasowało do tego, kim był Aki. Nie można jednak było powiedzieć o chłopaku, że był jakąś znaną personą w Ryuzaku no taki. Wręcz przeciwnie - młody Ranmaru raczej trzymał się na uboczu, ograniczając kontakty z ludźmi do niezbędnego minimum. Z Hiroyukim poznali się jakoś tak... przypadkiem. Nie pamiętał nawet jak i gdzie, ale w miarę szybko załapali kontakt. Z pewnością miał na to wpływ fakt, że obaj pochodzili z tego samego rodu i obaj wychowywali się z dala od rodzinnych stron. Aki nie wiedział jak to było w przypadku jego starszego, dalekiego kuzyna, ale on sam urodził się tutaj - w kupieckim mieście. Nie odwiedzil nigdy ziem należących do Cesarstwa i tak naprawdę niewiele o nim wiedział, poza tym, że istnieje i w ostatnich czasach znacząco postawiło na wzrost armii i szeroko pojętą militarię.
- Jeśli proponujesz, to w takim wypadku wino. Moim zdaniem lepsze na takie pochmurne dni. - nic tak dobrze nie rozgrzewało człowieka, jak lampka wykwintnego alkoholu. Sam Łowca nie pijał zbyt często - po pierwsze był na to zbyt młody, a po drugie (i co ważniejsze) alkohol zmieniał człowieka. Sprawiał, że stawał się mniej ostrożny. Bardziej... podatny. A Aki nie lubił, gdy coś wpływo na jego samokontrolę i postrzeganie otoczenia. Wolał zachowywać trzeźwy umysł i oglądać świat takim, jakim był na codzień. Bez zbędnych upiększaczy, czy poprawiaczy nastroju. Ale jeden kieliszek jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił - więc czemu miałby odmówić? W końcu jego znajomy znalazł sobie dziewczynę - wypadało to uczcić, choćby symbolicznie. I o ile sam Munraito nie przepadał za piciem, tak jego towarzyszka najwyraźniej nie miała nic przeciwko.
- Nie wiedziałem, że jesteście. A już zwłaszcza Ty, Isane. - skłamał, spoglądając na kobietę. Nie musiała o tym wiedzieć i prawdę mówiąc... sądził, że tak było lepiej. Inaczej mogłoby być bardzo niezręcznie - Jak mam być szczery, to nie spodziewałem się tutaj nikogo, poza Hiro. - te słowa były akurat prawdą. Uczucie, które w nich płonęło, musiało być naprawdę silne. Byleby tylko się nie wypaliło.
- Słyszałem o Przewodniczącym. Rozmawiałem już z moją matką o tym wszystkim, co dzieje się w Ryuzaku. I ogólnie w tych terenach. Jestem trochę... zaniepokojony tym wszystkim. Człowiek wyjeżdża z miasta na dwa miesiące, a w tym czasie tuż za rogiem wybucha wojna na pełną skalę. Na szczęście to nie nasi ludzie biorą w tym udział, chociaż... z tego co mówicie to i tak będziemy musieli się zaangażować - i to raczej prędzej niż później. - westchnął cicho, spoglądając przez chwilę nieruchomo w podłogę. Aki raczej nie był emocjonalny, ale ta sytuacja go martwiła, bo w pewien sposób mogła dotknąć go i jego rodzinę. Bo na wojnie nie umierali tylko żołnierze, ale również (a może i przede wszystkim) cywile. Pomimo, że Ryuzaku miało jedną z największych armii na świecie, to nadal straty gospodarcze mogłyby być nie do odratowania. - Hiroyuki jest dobrym strzelcem. Poza tym w zdobyciu obywatelstwa nie chodzi tylko o wykonaniu misji dla Rady Kupieckiej. Masz im udowodnić, że jesteś godna zaufania. - uśmiechnął się w kąciku ust. - Niezależnie od tego, czy tak jest w rzeczywistości. - Aki na przykład nie ufał nikomu, poza sobą. Tego nauczyli go rodzice - był ostrożny aż nadto. Był w pewnym sensie paranoikiem, któremu zależało przedewszystkim na własnym bezpieczeństwie. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubił przygody. Że lubił pieniądze. Lubił wszystko, co najlepsze i samemu też chciał być najlepszym. Siedzenie na dupie i popijanie winka ze znajomymi było bardzo ciekawym zajęciem - przez pierwszy tydzień po powrocie. Potem zaczynał się denerwować i nie potrafił się na niczym skupić, a każda, nawet najmniejsza pierdoła, doprowadzała go do szału. Musiał się czymś zajmować, musiał pracować - inaczej wariował. A że jego praca polegała na walce... cóż. Taki już był żywot Shinobi.
- Jestem, ale to nie znaczy, że ty jesteś słabym. - uśmiechnął się chłopak. To prawda - między umiejętnościami Akiego a Hiroyukiego była spora przerwa, ale jeżeli ktoś opanował strzelanie łukiem, to naprawdę musiał być przyzwoitym wojownikiem. Takeda nie należała do prostych stylów i wymagała bycia przynajmniej dobrym w każdym aspekcie. A skoro chłopak walczył łukiem - znaczyło, że poradzi sobie na polu bitwy. - Hmm... Hmm... nie wiem, nie wiem. - zastanawiał się głośn. Rozsiadł się wygodnie i założył nogę na nogę, lustrując chłopaka i dziewczynę swoimi niebieskimi oczami. Widział zdenerwowanie na twarzy Munraito i w pewnym stopniu mu się to podobało. Widać, że mu zależało. I pewnie by się nad nim trochę poznęcał, ale nie chciał mu tego robić. Znali się już kupę lat i po prostu go lubił. - Nie no, żartuję sobie. Oczywiście, w porządku, mogę wam pomóc. - nie musieli go długo przekonywać. Prawda była taka, że już od jakiegoś czasu kusiło go, żeby wypróbować te cacuszko. Zobaczyć, jak rozłupuje czaszki wrogów. Lubił ten dźwięk. Na samą myśl dostawał ciarek na plecach.
- A no niestety, to nie są tanie rzeczy. Rozmawiałem z rzemieślnikiem, który się tym zajmuje. Stworzenie łuku to kilka miesięcy pracy, obróbka drewna, schnięcie, jakies cuda na kiju. A co dopiero z kuszą, która ma nieco bardziej zaawansowany mechanizm. Zwłaszcza taka. - nie żeby się przechwalał, ale taka była prawda i obaj doskonale o tym wiedzieli, że łuki i kusze to prawdopodobnie jedne z najdroższych broni. I nic dziwnego, że były tak rzadko używane przez ninja - bo po prostu mało kogo było na nie stać. Aki też długo zbierał na swoją broń, wcześniej - i co mógł wiedzieć Munraito - walcząc zwykłą, najtańszą kuszą, a raczej Sklejką, jak zwykł nazywać ją Aki, ze względu na to, jak często musiał ją naprawiać.
Aki sięgnął w końcu kieliszek i zamoczył w nim usta, rozkoszując się delikatnym smakiem alkoholu. Co ciekawe - lubił jego smak. Większość ludzi na myśl o alkoholu raczej wykrzywiała twarze, ale młody Ranmaru - przynajmniej w przypadku wina - naprawdę lubił go kosztować.
- Co prawda powiedziałem matce, że noc spędzę w domu, ale... cóż. Akurat moja mama zapewne jest w stanie mnie znaleźć i na drugim końcu świata, a co dopiero tutaj, w Ryuzaku. - była potężną Ranmaru. Zresztą od niej nauczył się wszystkiego. Ojciec był bezklanowcem. - Kurczaka... huh. Dawno nie jadłem dobrego kurczaka, więc będziecie mieli wyzwanie, by mnie zadowolić. - a Akiego bardzo trudno było zadowolić.
1 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Chīsanaka (小さな家)

Post autor: Yue »

Są niektóre podróże, które niczym cię nie zaskakują. Taki pewnik. Taka stała twojego życia, bo przecież wiesz, że kiedy pójdziesz do ukochanej babci czy matuli to poczęstują cię twoim ulubionym sushi albo przygotują kruche ciasteczka, nad którymi będziesz się rozpływał. No ale ja nie mam mamy. Dobra, dobra, ty pesymisto. Zamiast myśleć, czego nie masz, lepiej myśl o tym, co mógłbyś mieć. I czego pewnie nigdy nie dostaniesz. Wiesz też, że kiedy pójdziesz o godzinie 7:10 pod piekarnię na skrzyżowaniu Drugiej Ulicy to właśnie będzie tamtędy przejeżdżać ta starsza pani, która codziennie przed wschodem słońca piecze świeże bułeczki w piecu i potem wiezie je na główny plac, żeby sprzedawać je śpieszącym się do pracy. Najczęściej kupcom czy najemnikom, którzy po prostu nie lubili sobie gotować w domu. Albo że kiedy wyjdziesz wyrzucić śmieci do miejskiego kosza to nagle nie strzelą w ciebie dwa kunaie i jeszcze pies nie złapie za kostkę. Zgoda, to ostatnie jest trochę niepewne, bo pies sąsiada to zawsze był jakiś taki nawiedzony. Pewne, które są rutyną. Nie czujesz ekscytacji na myśl o nich i właściwie to nie przetwarzasz jej w swojej głowie jako rzeczy niezwykłej i niebanalnej, która przyniesie ci multum emocji. Właściwie miała przynieść tylko zadowolenie. Miała wypełnić odrobinę stabilności w twoim życiu, żebyś nie myślał, że to jest całkowitym chaosem. Trochę jak kot. Wiesz, że koty są prawdziwymi panami utartych rytuałów? Że nie znoszą chaosu - dlatego właśnie nie przepadały za psami, które są jego ucieleśnieniem? Nie każdy kot taki był, tak i nie każdy człowiek chciał mieć stałe punkty swego życia - niektórzy lubili zmiany i uparcie ich poszukiwali. Natomiast mała tragedia działa się, kiedy jednak szedłeś do tej mamy na ulubioną kawę, po bułeczki do tej starszej pani czy wyrzucić śmieci - i coś się zmieniało. Ale jak to - nie masz kawy? Nie będzie ciasteczek? Jak to - pani się wyprowadziła i już nie będzie więcej tych pysznych bułek z różnymi nadzieniami? Jak to... kosz przenieśli?! Malutkie rzeczy wstrząsały światem i sprawiały, że człowiek musiał się do nich przystosować. My - królowie zmian. My - cud natury pod względem możliwości przystosowania się do życia w najróżniejszych warunkach. Jedną z takich podróży odbył Yue do latarni morskiej, żeby się dowiedzieć, że Agnieszka Munraito już tutaj nie mieszka. Wtedy było piękne lato, choć czasem padało, dużo wina się piło i mało się spało... a dzisiaj przyszło się dowiedzieć, że kolejnego takiego lata nie będzie, bo - nie ma Munraito. Nie ma kolejnego lata w latarni morskiej. Szczęście w nieszczęściu, w przeciwieństwie do tej piosenkowej Agnieszki Yue nie był nachalnym kochankiem z tamtego lata a ledwo znajomym... bo ciężko było inaczej nazwać tę relację, która ich łączyła. Koleżeństwo? Bo na pewno nie przyjaźń. Jeszcze nie. Parę spotkań w sierocińcu, kiedy Yue był jeszcze bardzo, bardzo ciężko chory, potem spotkania w tej latarni - och, pamiętał pierwszy raz, kiedy tutaj przyszedł. I kiedy był całkiem zmieszany i zaskoczony, że ktokolwiek tutaj mieszka - i że do tego miejsca jednak nie wypada sobie... ot TAK wchodzić! No ale weź wytłumacz takiemu Yue, że naprawdę nie może tam wejść, kiedy on chciał znaleźć się jak najbliżej gwiazd i zapomnieć, że między niebem a morzem jest jakakolwiek granica. Niektórzy mają coś takiego w sobie. Coś, co sprawia, że chcesz się z nimi spotkać jeszcze raz i napić tego sake, rumu, czy na cokolwiek cię najdzie ochota. Od czasu do czasu wymienić się przygodami, albo posiedzieć - i pomilczeć. Munraito był taką osobą. Dla Yue wydawał się po prostu - szczery. Szczerym i dobrym chłopakiem o wielkim sercu, któremu w tym życiu przydarzy się jeszcze coś wspaniałego. I białowłosy życzył mu jak najlepiej. Nawet jeśli wcale często się nie spotykali. Nawet jeśli jakoś wybitnie się nie znali. Nawet jeśli Yue nie myślał o nikim w kategorii "przyjaciel".
Szczęściem jego zmiennej w tych "rutynowych" odwiedzinach, które wcale rutynowe nie były, bo nie przychodził tutaj regularnie, było to, że Oroshi go znał. Na tyle dobrze z widzenia, że nie było dla niego problemem wymiana uprzejmości i odpowiedzenie na zdziwienie "gdzież to podział się Munraito"! Szok i niedowierzanie. Szok, że ludzie autentycznie potrafią zmienić swoje życie. Że potrafią czegoś od niego chcieć i mają nieco większe ambicje od mieszkania w latarni i pracowania jako latarnik. Że... że w ogóle ludzie coś robią. Yue potrafił się dziwić temu za każdym razem. Chyba dlatego, że należał do osób, które raczej stoją w miejscu. A jak popularnie wiadomo - kiedy stoisz w miejscu, a świat idzie do przodu to wychodzi z tego równania, że w gruncie rzeczy - cofasz się. Gdyby go chociaż to zrażało to łatwiej byłoby o jakąkolwiek zmianę. Ale nie. Lepiej zapomnieć o problemie i dziwić się dalej. Oroshi go nie wygonił - pozwolił mu posiedzieć na klifie i nacieszyć się wiatrem i wonią jodu, który trafiał głęboko w płuca. Oczyszczał umysł. I czasami miał wrażenie, że trafiał aż do krańca ludzkiej duszy.
Takim właśnie sposobem dnia następnego po tych odwiedzinach - a dzień następny musiał wzejść, żeby Yue poradził sobie z wczorajszym kacem - białowłosy anioł trafił do sklepu z alkoholami wybierając trunki z wyższej półki. Ten nie, ten też niedobry - w końcu w odwiedziny do nowego domu ponoć wypadało stawić się wraz z odpowiednim prezentem! A nic, ale to absolutnie nic lepszym prezentem nie było od dobrego sake i możliwości wymienienia przy rozmowie paru czarek. Jakby się nad tym nie zastanowić... to nie widział Munraito dość długo. Dość... bardzo długo. Bardzo dość długo? Hm, nie, chyba z tym zdaniem jest coś nie tak. O, ale ta butelka sake za to jest bardzo tak! Będzie idealna! Perfekcyjnie! Wydając pół swojej wypłaty zarobionej w tym miesiącu raźnym krokiem skierował się drogą opisaną przez Oroshiego. Byłoby na pewno łatwiej, gdyby tylko nie miał takiej koślawej pamięci. Więc jak to się skończyło - bajka biegła gładko. Szedł anioł po bezdrożach i na rozdrożach spotkał się z ludzkim skurw... a nie, moment, to nie ta bajka. Jeszcze raz. Szedł anioł i zgubił drogą. O, to właśnie o to chodziło. Obszedł sobie więc jedne zgrupowanie domków, potem drugie zgrupowanie domków - wiecznie zdziwiony! No bo jak to, no przecież tym razem na pewno szedł dobrą drogą! A tu jak astral - nikt ci nie wytyczy drogi, szukaj sam! Ale, ale! Yue nie był głupie, nieee... Więc sprytnie zapytał o drogę! No, to pomogło. Droga, którą pewnie mógł pokonać w 15 minut zajęła w sumie godzinę koniec końców. Ale hej, spacer to zdrowie, ruch to zdrowie! A kiedy nie masz takiej najgorszej kondycji to i nie wyszło tak tragicznie... Tak, tak sobie wmawiaj. Tak dotarł do tego północnego skraju miasta w pobliże portu. Z pięknym widokiem - przynajmniej kiedy się ku niemu szło. Ciekawe, czy na miejscu też można się było tak zachwycić tym, co widoczne było ze wzgórz..?
Gorzej zrobiło się tylko w momencie, kiedy Yue już właściwie stanął przed domem. Albo raczej - przed posesją.
- Fiu fiu... - To... robiło wrażenie. Na tyle spore, że... tak, tak - znowu zdziwiony. Ładnie się dorobił pan Muraito. I chyba przygotowywał na całą rodzinkę - bo dla jednej osoby to chyba... jakieś takie... no Yue to by się w tym gubił. Musiałby sobie wywieszać chyba drogowskazy w korytarzach, żeby się odnajdywać. Uśmiechnął się głupkowato do swoich własnych myśli, a potem z tym szerokim uśmiechem ruszył wytyczoną ścieżką w kierunku drzwi.
- HaaaAAalooOo, Munraaaitooo! Jesteeeś tuuu? - Czy dało się głośniej, zapytacie? Na pewno dało. Czy dało się kulturalniej, dopytacie? Nooo... nie, nie, tego się już nie dało zrealizować. Ciekawsko rozglądał się po całym otoczeniu zza czarnych, okrągłych okularów, które przysłaniały jego oczy. Ubrany w białą koszulę z granatowymi zdobieniami i czarne spodnie prezentował się zdecydowanie lepiej niż pierwszy lepszy przypadkowy przechodzień w mieście. Nie był szczególnie wysoki, ale i nie można go było zaliczyć do niskich. Mleczna skóra w połączeniu ze śnieżniobiałymi kosmykami naprawdę nadawały mu wyglądu aniołka. Tak i i był ten uśmiech na jego wąskich wargach - zdawał się być całkowicie szczerym grymasem twarzy, nieskażonym ludzkimi bolączkami i problemami tego świata. Yue okręcił się na palcach wokół własnej osi, kiedy tak przyglądał się wszystkim elementom otoczenia - temu laskowi, tym wzgórzom, które były stąd widoczne, każdemu oknu i każdej belce, które tworzyły spójną kompozycję tego miejsca. Było tu naprawdę... pięknie. Sielankowo.
1 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
ODPOWIEDZ

Wróć do „Tereny mieszkalne”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości