Kundel. Tak się nie mówi o ludziach. Tym bardziej nie mówi się tak o samym sobie. To złe. Świadczyło nie tylko o tym, jak samego siebie postrzegałeś, ale przede wszystkim jak uczyło cię postrzegać siebie samego społeczeństwo. Twoja rodzina. Twoi znajomi. Każdy element otaczającego świata składał się na obraz, jakim byłeś. A dłonie artysty bywały bardzo psotliwe. Myliły, mieszały, dodawały barwy, których wcale w sobie nie chciałeś mieć. Jeśli mówisz o tym lekko jest to oznaka, że na poprawę już dużo za późno. Nie dlatego, że nie da się tego nie zmienić, ale dlatego, że brakuje ci nawet świadomości, że tak nie powinno być. Są rzeczy, które można robić odsuwając się od emocji, ale są również takie, którym uczucia zawsze powinny towarzyszyć. Aki przyszedł pierwszy ze swoim zaprzeczeniem tego stanu rzeczy. Można brać pod uwagę, że blondynka była już na tyle mocno ogarnięta przez alkohol (bardziej niż jeszcze przed momentem ogarniali Munraito), że po prostu tego nie kontrolowała. Niektórzy twierdzą, że po alkoholu ludzie są bardziej szczerzy. Gówno prawda. Procenty wypaczały rzeczywistość, dlatego ludzie go tak kochali. Mogłeś nagle być kimś lepszym, ba! Byłeś kimś lepszym! Bardziej beztroskim i bardziej wolnym. Mogłeś mówić o wszystkim i znikały bariery - wystarczy spojrzeć na bruneta, który siedział tutaj i spinał się bardzo mocno jeszcze kilka godzin temu na widok nieznajomego, a teraz po paru głębszych już był twoim największym fumflem. I na pewno jeszcze były granice rzeczy, o których tutaj chciano mówić i te, o których nie chciano. Byłeś na to zazwyczaj uczulony - ten gość, który na imprezach ogarnia wszystkich innych i rzadko kiedy to on leży pod stołem. Raczej siedzi na krześle ze szklanką w ręku i zastanawia się, czy jakaś dorożka tak wcześnie podwiozłaby go do domu czy może musi jednak iść na piechotę. A to drugie - oj ciężko, ciężko... zwłaszcza, kiedy nawet na trzeźwo miało się taką kiepską percepcję jeśli chodzi o poruszanie się w terenie w trybie swawolnym. A Ryuzaku no Taki znał całkiem dobrze. Cóż, słowo się rzekło. Tak jak rzekło się o złodziejskim nasieniu - Yue prychnął śmiechem. No tak, tak, racja.
- Nie liczy się, na czym zaczynasz, tylko jak kończysz. - Ewentualnie to, czy twój tyłek ugryzła świnia czy może jednak usiadłeś na leszczynie. To na pewno też miało znaczenie. Jeśli więc zaczniesz kradzież od byle koszuli, ale skończysz na sercu, to naprawdę była całkiem dobra wymiana. Gdzieś w tym wszystkim całkowicie wsiąknęło jego zainteresowanie czerwonymi oczami. Albo pojawiła się na to odpowiedź, tylko on już ją pominął? Gdzieś mu ta myśl teraz przemknęła przez głowę, ale darował sobie zupełnie. Nie był aż taki dociekliwy. Mało to fascynujących limitów krwi pałętało się po tym świecie? Dla jednych było to przekleństwo, ponieważ byli wytykani palcami, dla innych było błogosławieństwem, ponieważ wznosili ich na piedestały. Tak, gdy nie dorastasz wśród "swoich" stajesz się egzotycznym zwierzęciem. Bardzo nietypowym, oryginalnym. Tkaim, który zwraca na siebie uwagę tylko tym, że jest. Co dopiero, kiedy użyjesz swoich umiejętności, oo..! Jak słusznie ujął Hiroyuki temat - jakie dziecko chciałoby się bawić z odmieńcem? No które? Te "niewinne" istotki, jak to je określano, były najbardziej okrutnymi tworami na świecie. Nie cedziły żadnych słów. Strzelały ci oszczerstwem prosto w twarz a wszyscy wokół jeszcze ich za to usprawiedliwiali. Bo przecież "to jeszcze tylko dziecko". A diabeł chowa się za nogami mamy i pokazuje jęzor. Dzieci były okrutne. I Yue nie znosił bachorów. - Cokolwiek by się tam nie plątało to dzisiaj jesteś tu! Zakochana po uszy i pijana - nie tylko miłością. - Co za różnica? Yue miał ochotę powiedzieć - wielka. Każda historia miała swoje znaczenie. Mówili o rodzicach, o rodzinie. Cofali się do tych okropnych wspomnień - och, proszę... niewiele było ninja na tym świecie, którzy nie zostali pokrzywdzeni przez Los. Była wyjątkowo ponurą suką, która dbała o równowagę w Kosmosie, ale nie obchodziła ją równowaga jednostki. Tym nie mniej - co było to było. Sprawiło, że jesteśmy tu i teraz - tacy, a nie inni. Więc tak - to ma znaczenie. To robi różnicę. Nie możesz cofnąć się do swojej historii, żeby przepisać ją na nowo. Masz tylko wpływ na jutro - obietnicę, która leży przed tobą. Podobało mu się to określenie "małej złodziejki". Taka właśnie... cicha woda. Pasowało mu do niej! Oczywiście nie w tym obraźliwym znaczeniu... bo nie myślał teraz o Isane w kategoriach tego, że musi poprawić sakwę, bo zaraz zniknie z niej parę monet. Chociaż pewnie powinien. W końcu to są obcy ludzie.
- Znalazłbym kilka bardziej obrzydliwych rzeczy. Kupa łajna krowiego jest dla mnie bardziej, na ten przykład, obrzydliwa od latającej muszki. Chociaż ta mucha mogła na tym gównie siedzieć. - Oo, taaak, żarty o kupie i rozmowy o gównie, co dalej? Żarty o penisach? Tak by to właśnie jakoś wychodziło. Kiedy już sięgasz dna to masz dwie możliwości - odbić się od niego i wynurzyć, alboo... lecieć dalej! A co! Na przypale albo wcale! Zwłaszcza, że hamulce Yue były bardzo słabe - praktycznie nie istniały. Tym bardziej, kiedy mówimy o stanie, w którym luzował je całkowicie alkohol.
- Ooo, światowcy-misjowcy! Będę pił za wasze zdrowie i wspierał was duchowo grzejąc pośladki przy kominku. - Podniósł w geście toastu szklankę, żeby przypieczętować te słowa. Cenił sobie wygodę i prawdę mówiąc nigdy nie był poza Ryuzaku no Taki. To miasto było wszystkim, co znał i do czego nawykł. Co kochał i czego nienawidził zarazem. Nie myślał nigdy o tym, że może kiedyś stąd wyjedzie i... co? Zrobi sobie wakacje? Pozwiedza - dla sportu? Wszystko pięknie fajnie, ale spanie pod namiotem na twardej ziemi mu się nijak nie uśmiechało. I obijanie dupska na końskim karku. Ała, a klejnoty rodowe? Brr... O nie trzeba dbać! A nie je obijać na siodle dla samej idei podróży! - Jest wojna, na szlakach to pewnie w ogóle... Wziuuu, sruu, trach! - Zaczał pokazywać rękoma, jakie to niestworzone rzeczy muszą się tam dziać - spokojnie, już bez szklanki w ręku. Która ciągle była pełna - bo na szczęście sprytne towarzystwo dbało o to, żeby Yue nadrobił. I żeby sami czasem przy okazji nie wytrzeźwieli. Chwała im za to! Nic tylko całować rączki. Ale te szlaki to... ostatnie, co by uznał za bezpieczne. Ale taka fucha - zawód ninja. Nie zostajesz nim po to, żeby przecież grzać pośladki przy kominku.
Odprowadził Isane spojrzeniem, kiedy ta, wyraźnie drżąc, zajęła się... domem. Jeśli tak można to nazwać. Czy też - własnym komfortem? Poruszała się z gracją, zgrabnie. Jej ruchy były łagodne i delikatne. Ciekawe, czy tak dobrze do siebie z Hiroyukim pasowali? Jak długo byli razem? Ona przyszła tu - czy może on był na pustyni? Chciał właściwie zapytać, czy jej nie pomóc, odruchowo nawet chciał jej zaoferować płaszcz, ale przecież to jej dom. Nie było problemem przebranie się... co właściwie uczyniła. To i oczy Yue przeniosły się na jedyną osobę tutaj przez ten krótki moment. I jego spojrzenie nie było intensywne, nie było zaczepne, nie miało wyzywającej natury. Szeroko otwarte, duże oczy, ten rozbrajający uśmiech - całość tworzyła wrażenie twarzy dziecka, które spogląda na ciebie przez niewinne okno na świat. Szczere do bólu. I prawdziwe - przede wszystkim przed samym sobą. Z tego też powodu nie było w nich żadnego speszenia. Nawet kiedy Aki na moment odpowiedział spojrzeniem.
- A dobry wieczór, dobry wieczór! - Hiroyuki wyglądał dokładnie tak, jak każda świeżynka, która zaliczyła swój pierwszy zjazd po alkoholu. Innymi słowy - tragicznie. Ale nie na tyle tragicznie, jak mogło być. Bo jak też Isane zauważyła - mogło się nie skończyć na samym projekcie kłoda. Mogło przejść na rzygańsko. Eugh. Wtedy to już w ogóle się robiło masakrycznie. Na szczęście Hiro utrzymał szyk i fason. - Nie ma mowy, wracam do domciu. Nawykłem do spacerków po świeżym, nocnym powietrzu tego wspaniałego miasta. - Świeżym wypowiedział z ewidentnym cynizmem, tak samo jak "wspaniałego". Chociaż akurat autentycznie uważał, że Ryuzaku no Taki robiło niezwykłe wrażenie. Bogate, wielkie, ciągle się rozwijające. Stwarzające możliwości ludziom młodym i nie zapominające o ludziach starszych. Rządzone mamoną. Jednocześnie więc było też miastem, które mogło przerażać i przytłaczać. Przez dłuższy moment zatrzymał spojrzenie na Isane, uśmiechając się w wilczy sposób, dając znać, że aluzja do niego dotarła. Ale, ach, musiałby chyba być o kilka butelek bardziej pijany, żeby myśleć o zostawaniu w salonie człowieka, którego znał przelotnie, z całkowicie obcym chłopakiem i... a nie, wróć, wcale nie musiałby być bardziej pijany. Bo chodziło tu raczej o coś innego. Na przykład o to, że nocowanie u kogoś wydawało się być dość intymne. Kiedy zaś myślał w kategoriach nocowania u kogoś z KIMŚ w tym samym pokoju - stawało się to jeszcze bardziej intymne. A gdy w ogóle myślisz kategoriami - zostać w pokoju w gościach z kimś, kogo na tej kanapie mógłbyś przelecieć... no. Nadążacie, że to składało się w kategorię: "bardzo zły pomysł". Więc tak, był na to za trzeźwy.
- KĄĄPIEEL! Zachęcasz, bo nie chcesz być jedynym golasem z tej imprezy! - Yue podniósł się natychmiastowo, kiedy tylko zostało to wspomniane. Ale kiedy już tak zareagował to się odrobinkę zachwiał. Tak, to jest właśnie to, kiedy alkohol mocno uderza w głowę w jednej chwili i uświadamiasz sobie, że jednak nie warto śpieszyć się z podnoszeniem. I uświadomił sobie, że to wcale nie jest taki dobry pomysł - takie obnażanie się. Ale chyba wszystkim było ono w smak. Świetnie, brawo, Yue. W takim tempie jednak nie wrócisz już do domu.
- Ej, ej, ej! Mnie też interesuje - kiedy ty się tego dorobiłeś! Byłeś latarnikiem! Latarnicy mieszkają, nooo... w latarni! To latarni nie przypomina. - Pół żartem, pół serio - bo zdecydowanie go Munraito zaszokował. Kiedy usłyszał, że ma teraz dom, że się tam przeprowadził - okeej. Ale... TAKI dom?
Potuptał za towarzystwem i sam ściągnął z siebie wszystkie ubrania, średnio dbając o ich ułożenie, poskładanie. Ot, złożyć w pół i w pół - dobra, jakoś będzie! Przez moment się zawahał przy materiale na nadgarstkach. Krótki moment. Zaraz i to powędrowało do reszty - i w drugiej chwili, rzecz jasna z butelką albo szklanką, bo nie zapomniałby o obu, wylądował w tej rozkosznej wannie - czy jakkolwiek by tego nie nazwać. Gorących źródłach właściwie. Yue był chudy - i mówiąc chudy mam na myśli dosłownie chudość. Widać było, że zdecydowanie za mało warzył, że jego kości trochę za mocno odznaczały się pod mleczną skórą poznaczoną w niektórych miejscach cienkimi bliznami, które dla postronnych mogłyby wyglądać jak jakieś nędzne próby zwrócenia na siebie uwagi podczas etapu dorastania samookaleczaniem. Jak już jednak to ujęłam - alkohol pozwalał na więcej. I pozwalał ci myśleć, że wszystko jest inaczej, niż było w rzeczywistości.
- Aaale faaajniee... - Wszystkie jego mięśnie tak się rozluźniiłyyyy... - Jak tak dalej pójdzie to naprawdę się już nie doczołgam do domu. Czy to jakiś rodzaj pułapki? Jak tak to mi dobrze, rób mi tak jeszcze. - Zamruczał i przeciągnął się z błogim uśmiechem i przymkniętymi na moment oczami.