Latarnia morska

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Gwiazdy... takie... samotne... No tak, to był jeden z tych dni, gdy znowu czuję się jak... porzucony. "Suterareta" (捨てられて), bo tak właśnie na mnie tutaj mówią. Gdy jako małe dziecko starałem się odnaleźć w tej ogromnej kupieckiej metropolii, rówieśnicy nie byli dla mnie nazbyt życzliwi. NAZBYT ŻYCZLIWI. Ha! W ogóle nie byli życzliwi. Trudno jednak winić gówniarzy, którzy pastwią się nad "przybyszem". Winić można ich rodziców, którzy swoją drogą też mieli do mnie takie, a nie inne podejście. Te dzieciaki pewnie wyniosły to z domów. Możecie sobie wyobrazić, jak beznadziejnie czuje się dziecko bez rodziców, zostawione na pastwę losu w takim miejscu, gdzie co rusz wiją się niczym węże tłumy ludzi przybywających do miasta ze wszech stron. Tutaj, w Ryuzaku, duża część populacji niezbyt przychylnie spogląda na przybyszów z Cesarstwa, które postrzegane jest jako agresywny, silny kraj zza morza, w dodatku o niezbyt przyjaznych intencjach. Przez wiele lat, jednakowoż, nic się nie zmieniało, a pozycja Ryuzaku no Taki jako centrum handlu na świecie była niepodważalna, właśnie ze względu na dostęp do morza, czego nie można powiedzieć o Shigashi. Zapewne dzięki temu status quo nadal pod tym względem panuje, a ten kupiecki kraj kwitnie w najlepsze. W przeciwnym razie, takie Cesarstwo zgniotłoby moje miasto niczym malutką mrówkę. O, ironio, to w tej stolicy handlu zostałem, jako mały, bezbronny bobas, porzucony. Tutaj, tuż przy porcie. Jak towar, który kiedyś ktoś kupił i okazał się nietrafionym, bezużytecznym syfem. A co wtedy zrobić? No jak to co... Wywalić! I tak właśnie się teraz czuję... znowu, niezmiennie, od wielu lat. Gdy to uczucie Ciebie dopada, czujesz się bezsilny, taki... ulotny niczym czas, który jednocześnie marnujesz na te żale i złości.
Na szczęście, miałem i nadal mam tutaj kogoś, kto się nie bał i mnie przygarnął, dla kogo nie byłem problemem... i wciąż chyba nim nie jestem - przynajmniej tak lubię sobie myśleć. Ta osoba, pomimo braku pokrewieństwa, wzięła mnie w swoje ramiona, odziała, nakarmiła, wychowała. Taki człowiek to prawdziwy SKARB. Seinaru, bo tak nazywa się mój opiekun. To dzięki niemu nadal żyję. To on postanowił pomóc porzuconemu onegdaj chłopcu o lśniących niczym najjaśniejsze gwiazdy, szkarłatno-czerwonych oczach, mającemu nie więcej niż, nie wiem, dwa miesiące - bo podobno dzięki mojemu Kekkei Genkai klanu Ranmaru, z którego się wywodzę, zauważył mnie pośród mroku roztaczającego się u wybrzeża, obok latarnii - i dać szansę na przeżycie w tym nieprzyjaznym świecie. Gdyby nie on...
Gdyby nie on, to może byłoby i lepiej. Ha, nie byłoby teraz tego niepotrzebnego smętu, rozpaczy, smutku, bólu... Może byłoby tak lepiej: nie urodzić się, nie czuć się samotnym... A co z Seinaru, którego przecież kocham, dzięki któremu wiem, czym jest prawdziwa, rodzicielska miłość? No właśnie, problem jest następujący: ta miłość nie potrafiła zawsze mi najwyraźniej pomóc. Ten ogromny, zajebiście ogromny żal mnie momentami przytłacza.
- PORZUCILI. WŁASNE DZIECKO. W OBYCYM KRAJU! - wykrzyknąłem jak głupek, w nocy, na środku drogi. Dobrze, że nikt tutaj nie mieszkał. Tak, właśnie tak się czuję! Teraz. W nocy. Znowu. Po dniu zajebiście trudnej, żmudnej i beznadziejnej pracy w tym porcie, jeszcze w miejscu, gdzie śmierdzi tymi rybami. Jak ja tego nienawidzę... Na szczęście, w końcu mogę wrócić do swojej "przeogromnej" izby w latarnii, gdzie czeka na mnie Oroshi, starszy Pan, z którym naprzemiennie zajmuję się również pracą jako - niespodzianka! - latarnik. I tak dzień w dzień, byle w końcu zarobić i odwdzięczyć się Seinaru za te wszystkie lata, gdy jako niezbyt majętny kapłan wziął pod swoje skrzydła kolejną gębę do wykarmienia. Wyobraźcie sobie, ile musiał dla mnie poświęcić... Potraficie? Bo ja nie. Za to też się nienawidzę - przecież odebrałem komuś cenny czas, pieniądze, młodość, bo moi "ukochani" rodzice nie mogli zająć się swoim dzieckiem. Niech zgadnę - ktoś ich zmusił, żeby mnie "zrobić"? Pewnie znalazłoby się masę wymówek. Nie obchodzą mnie. Obchodzi mnie prawda i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się ją poznać. Ech... Wszystko to jest takie... żałosne. A ja nadal zapieprzam i haruję w tym porcie jak wół! Ech... Może kiedyś w końcu się stąd wyrwę, ale najpierw trzeba uzbierać trochę pieniędzy dla Seinaru. Najwyższy czas, by w końcu sobie odpoczął.
Dobra, staję. Muszę odpocząć. Spoglądam w górę, patrzę na to bezkresne niebo. Gdzieś tam, gdzieś tam w oddali musi być lepiej. Musi być spokój, porządek, choć odrobina wytchnienia. Przysiadam sobie na skraju drogi, na sporym, płaskim głazie. Musiałem się uspokoić pośród natłoku myśli i wszechobecnego marazmu, który zaczynał wypełniać moje ciało od stóp do głów. Tak właśnie wygląda moje życie - staram się żyć, robić, zarabiać, pomagać, ale koniec końców dopada mnie przeszłość. To, kim jestem, skąd pochodzę, dlaczego się tutaj znalazłem itd. itd. Wiecznie te same, męczące myśli... Dobra, niebo, gwiazdy, ten przyjemny dla uszu szum morza wylewającego się na pobliską plażę. Ach, tak, uwielbiam ją... Może nawet jutro sobie tu wyskoczę? Tak, przyda się.
No nic, ruszam dalej. Idę przed siebie tą nierówną drogą wyłożoną kamieniami. Latarnia jest już tuż przede mną. Widzę też lekko przytłumione światła z okien salonu. Oroshi pewnie na górze, przykładnie strzeże wybrzeża. Lubię go, mimo że to dość prosty, nieco podstarzały człowiek. Jeden ze znajomych Seinaru, dzięki któremu znalazłem swoją pierwszą pracę w Ryuzaku no Taki. Za to będę mu dozgonnie wdzięczny. Tutaj odgłosy morza są jeszcze wyraźniejsze, bo budynek położony jest ponad plażą, na skałach. Dobrze tu znowu być. Mój mały dom, z którego też będzie trzeba się wynieść. Na to jednak pieniądze mam już odłożone. Może niebawem się za czymś rozejrzę... Teraz jednak pora odpocząć, ale zanim to, przywitam się z Oroshim, który widzę, że spogląda na mnie z samej góry: - Cześć, młodzieniaszku! Przynieść Ci tam coś do jedzenia? - wykrzyknąłem ile sił w płucach. Odpowiedział w charakterystycznym dla siebie, lekko zawadiackim tonie, co mnie rozbawiło: - Kurczak teriyaki, PRZYSTOJNIAKU! - No tak, kurczak teriyaki. Jakże by inaczej. W końcu to nasze ulubione danie, przez co nigdy nie ma problemu z tym, co przygotować do jedzenia. No i nigdy nie ma go pod dostatkiem, co oczywiste. Takie życie!

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Budząc się, tak szeroko i niezgrabnie się przeciągałem, że trąciłem końcami dłoni kubek z wodą, a ten - niczym głaz, wylądował z hukiem na ziemi. Cholera, mam nadzieję, że Oroshi się nie obudzi. Rozglądam się nerwowo, wsłuchuję, powoli podnoszę z łóżka i zaglądam do jego pokoju - ale nie, nie ma go. Uff. Mam do niego ogromny szacunek - wielokrotnie zastępuje mnie, bym mógł lepiej dorobić sobie w mieście czy porcie, bo pensa latarnika do najwyższy nie należy. Pewnie poszedł do portu przeszukać straganiki w poszukiwaniu świeżych warzyw i ryb. Dla siebie, bo ja za rybami nie przepadam. Zapewne zraziłem się od tego wszędobylskiego smrodu w tej lewobrzeżnej części portu, gdzie często dostawałem zlecenia. Jeśli chodzi o latarnię, to w ciągu dnia mogliśmy z Oroshim pozwolić sobie na trochę luzu, bo warta zaczyna się godzinę przed zachodem słońca. Do tego czasu, mimo że jeden z nas musi tu być, można jednak zająć się czymś innym. I tak, Oroshi zapewne robi zakupy, a ja może wyskoczę na pobliską plażę, tak jak sobie wczoraj zaplanowałem. Tak, jest nieco po ósmej rano, więc słońce nie będzie jeszcze tak mocno dokuczało. To dobry pomysł.
Kilka pompek, zarzucam wysłużoną, białą koszulę, nakładam krótkie, brązowe spodnie do kolan, jakieś stare waraji i zbieram się do salonu. Okej, zgarnę jeszcze na szybka coś na śniadanie, bo jak to tak na pusty żołądek. "Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia", zwykł mi powtarzać Seinaru, gdy byłem jeszcze mały dzieciakiem. O, Seinaru. Muszę go odwiedzić, bo wczoraj nie miałem czasu. Może wieczorem. Teraz jednak widzę, że Oroshi jadł onigiri, więc nie - ryba odpada. Na szczęście jest trochę ryżu z jajkiem i sosem sojowym (卵かけご飯, czyli Tamago kake gohan) - a to uwielbiam, choć jem nazbyt regularnie i trochę mi się przejadło. Ech, trudno. Szybko kilka kęsów i ruszam. Akurat jak wychodziłem przez drzwi frontowe, wrócił Oroshi.
- Dzień dobry, Oroshi! Udane łowy? Skoczę chyba na plażę, wczoraj nie miałem zbyt dobrego dnia. Mam nadzieję, że nie masz nic przeci... - nim zdążyłem dokończyć, Oroshi mnie ubiegł: - Nie ma sprawy! Leć, korzystaj. Widziałem, że wczoraj byłeś nie w sosie. Pewnie dlatego, że tego kurczaka teriyaki, którego mi przyniosłeś, troszeczkę zbyt mocno nim zalałeś, hehe, i nic dla Ciebie nie starczyło. Hehe. No leć! - ach, te suchary Oroshiego. Uwielbiam go za nie. Potrafią poprawić humor! No nic, dostałem przyzwolenie, to lecę zanim zlecą się tłumy, co o tej porze roku było tutaj normą... A, jeszcze jedno: - Widziałem, że drzwi od ogrodzenia znowu nieco szwankują. Jak wrócę, poprawię je i chyba trochę odmaluję też płot. Jest lato, więc przydadzą się nowe kolory. Co powiesz na... kolor sojowy? - zarzuciłem sucharem w jego stylu i widziałem, że mu się spodobał, bo nawet za zamykającymi się drzwiami słychać było jego charakterystyczne, nieco przeciągające się "hehe". Ach, ten Oroshi. Gdyby nie Seinaru i właśnie ten starszy jegomość, jego życie całkowicie straciłoby sens. Dzięki nim miał tutaj rodzinę, kogoś, z kim przyjemnie spędzał czas, choć zdarzały się i kłótnie. Brak sprzeczek od czasu do czasu źle świadczy o relacjach. Tam, gdzie są szczerze emocje, tam są wzloty i upadki. Ważne, by tych drugich było mniej i nie przesłaniały tych pierwszych. Zaś relacje z Seinaru i Oroshim należały to dych najlepszych, przyjacielskich, rodzinnych. Czuł się tutaj dobrze. Pomimo częstych, gorszych dni... Teraz jednak, zbliżając się ku plaży, znowu czułem się lepiej: lekka bryza na twarzy, łaskotanie przyjemnego (jeszcze!) słońca, woń soli morskiej i... jakiegoś grillowanego mięsa. Tak, to były ryby. Są już ludzie, ech...

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Nie miała ochoty wyruszyć w podróż. Jeszcze nie dzisiaj. Męczyły ją wyrzuty sumienia, że zostawia klinikę bez opieki. Mujin nie będzie zadowolony. Wiedziała, że nie był to już jej problem, a i tak ją to wkurzało. Czemu tak bardzo przejmowała się jego zdaniem? Miała nadzieję, że im dłużej będzie przebywać sama tym łatwiej będzie jej o nim zapomnieć. Wspomnienia w końcu zbledną, prawda? Tak samo jak uczucie porzucenia. Taką miała przynajmniej nadzieję. Szła przed siebie. Czuła się osaczona w zatłoczonym Ryuzuku. Szukała ucieczki, swobody i wolności. Dusiła się i nie umiała sobie z tym poradzić. Biegła i się nie zatrzymywała. W końcu udało jej się wydostać z miasta, z jego krętych, wiecznie pełnych uliczek. Z ulgą poczuła świeże, morskie powietrze w płucach. Wzięła kilka głębszych wdechów próbując się uspokoić. Znowu lekko drżała, walcząc ze swoimi demonami.
Kilka kroków dalej znalazła się na piaszczystej plaży. Szybkim ruchem ściągnęła buty, które tylko krępowały jej ruchy. Miała na sobie zwiewną, jasną sukienkę. Tę ulubioną, którą przytargała ze sobą jeszcze z Atsui. Idealną na lato. Jej bose stopy zostawiały ślady na piasku. Rzuciła buty za sobą ruszając od razu w stronę wody. Po kilku chwilach fale dotknęły jej nagiej skóry i poczuła przyjemny chłód morza. Dłońmi trzymała sukienkę trochę wyżej, nie chciała jej pomoczyć. Zamknęła powieki i trwała w bezruchu. Rozkoszując się każdą następną chwilą. Wiatr i morska bryza rozwiewały jej jasne włosy, jednak nie było jej zimno. W końcu wróciła na plażę. Opadła na piasek, jak gdyby była bardzo zmęczona. Piasek przypominał jej Atsui. Dlaczego szybciej nie odwiedzała plaży? Była zawsze zbyt zajęta, zbyt pochłonięta życiem w klinice. Tam zawsze było coś do zrobienia. Obowiązki, codzienność i nauka. Sama jednak nie miała siły tego kontynuować. Straciła całą ochotę w momencie, kiedy medyk wyszedł za drzwi i odszedł. Nie była dumna z pożegnania, jakie mu zgotowała, jednak nie żałowała żadnego słowa, żadnego gestu. Nie zamierzała na niego czekać.
Wpatrywała się w horyzont swoimi turkusowymi tęczówkami. Po chwili zdała sobie sprawę, że nie była sama. Zerknęła ukradkiem na nadchodzącego chłopaka o ciemnych włosach. Również szukał ucieczki od życia codziennego? Uśmiechnęła się delikatnie, jednak nic nie powiedziała, trwała w milczeniu. Nie chciała mu przeszkadzać, może wolał być sam. Wróciła do obserwowania horyzontu. Może znajdzie jakiś statek, który zabierze ją daleko stąd? Tak daleko, że już nigdy nie będzie mogła wrócić do Ryuzuku, ale czy rzeczywiście tego chciała?
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

I to właśnie kocham w Ryuzaku no Taki: z jednej strony człowiek wiecznie ściera się z masą ludzi, wszak to przecież największy port na świecie, a z drugiej, takie miejsca jak to - piękna, niemalże dziewicza plaża położona na trasie z portu do latarni, o której mało kto wie. Bo, tak naprawdę, mało kto zapuszcza się w te strony, na północ od portu, w kierunku wysokich skał, urwisk... A tu taka perełka - mała zatoczka z niebiańsko czystą plażą, bez glonów czy innego syfu, który o tej porze roku potrafi wyrzucić na perłowo-biały piasek. Czuję ten piękny, kojący zapach soli morskiej w powietrzu niesiony lekką bryzą, w stopach cudownie miękki piasek. Wsadzam swoje palce u stóp coraz głębiej ciesząc ciało tymi przyjemnymi doznaniami, jednocześnie wystawiając swoją twarz na muskające mnie swoimi promieniami słońce. Idealne warunki na to, by w końcu odsapnąć po tych dniach przepełnionych niekończącą się pracą... Należy mi się, choć zawsze mi żal Oroshiego, który nie powie ani słowa: zwłaszcza wtedy, gdy pomocy de facto potrzebuje. Dzisiaj jednak chyba rozumiał, widział, że tego oddechu potrzebuję...
Oddechu świeżości, a nie przypiekanych ryb - widzę, że ktoś urządził sobie ognisko, grilla, pozostawił szczątki ryb. Zapewne im smakowało - szkoda tylko, że nie posprzątali po sobie tego wszystkiego. Nic, potem to zrobię. Na szczęście, jak się rozglądam, to nikogo już nie wi... A nie. Ktoś tu jest. Jeszcze jest dosyć daleko i trudno mi określić, kto to. No nic, idę dalej. Dochodzę do skraju wody, która spokojnie wylewa się na piasek i chłodzi moje stopy. Okej, teraz już widzę: to chyba kobieta, bo tak pięknych, jasnych, długich włosów u mężczyzny nigdy nie widziałem. Dziwnie się czuję, serca zaczyna mi coraz szybciej bić. O co chodzi? Czego ja się boję? Przecież wielokrotnie spotykałem w mieście kobiety - starsze, młodsze, piękne, brzydkie. Ba, w porcie jest też pełno... "rozrywki za pieniądze", która jednak w ogóle mnie nie interesowała. Nie interesuje mnie kupowanie sobie takich przyjemności... To pewnie trochę wina mojego Seinaru. W końcu to kapłan i on wychował mnie z należytym szacunkiem do drugiego człowieka, także kobiet i uczuć względem nich. Trudno jednak się z nim nie zgodzić: miłość nie zna ceny. Miłość ma być czymś wyjątkowym, a... fizyczność? Nie wierzę w to bez głębszych uczuć. Nie, brzydzę się czymś takim. Miłość to... wszystko. W przeciwnym razie, jest jedno, wielkie nic. Pustka. A pustka mnie nie interesuje...
Dobra, koniec tych durnych rozważań. Co we mnie wstąpiło? Serce już trochę mniej mi wali, choć nadal czuję zaciśnięcie gdzieś w okolicach gardła. Co się ze mną dzieje? Ugh... Niemalże wydarłem się na głos! A trzeba się w końcu zrelaksować, przecież po to tu przyszedłem! Woda zdaje się być wręcz doskonała, w sam raz na pływanie - a pływać uwielbiam. Oj, tak. Była to jedna z tych rzeczy, którą uwielbiam robić w wolnym czasie, którego przecież mam jak na lekarstwo, zwłaszcza ostatnimi czasy... Ech, ta dziewczyna... Nie mogę przestać o niej myśleć. Tak, to na pewno dziewczyna o niezwykłych włosach, która na tym delikatnym wietrze wyglądają niczym jakaś aksamitna dzianina połyskująca w blasku światła. Zawsze miałem słabość do blond włosów u kobiet, ale jej to zupełnie inna bajka... Ech... przestań... o niej... myśleć! Okej, koniec tego! Zdejmuję swoją lekką, nieco już zużytą koszulkę i JUŻ - W KOŃCU W WODZIE. Uwielbiam to orzeźwiające uczucie. Pluskam się niczym małe dziecko, korzystam z tej wolności! WOLNOŚĆ. W KOŃCU. Nurkuję i wypływam, nurkuję i wypływam. Tak, zdecydowanie jak małe dziecko. Dobrze, że nikt mnie tu nie wi... NIKT?! Ty idioto, przecież jest tutaj ta dziewczyna! Ukradkiem spojrzałem w jej kierunku i... nadal tam jest. Chyba się uśmiecha? A może po prostu śmieje widząc dorosłego faceta zachowującego się jak rozwydrzone dziecko? Nie wiem, daję nura, bo zaraz spalę się ze wstydu!
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Jak można było cokolwiek kochać w tym mieście? Było wielkie, brudne i pełne okropnych ludzi. Gdyby nie klinika i Mujin nigdy by tutaj nie zawitała. Z początku miasto wydawało jej się karą. Karą za wszystkie błędy jakie w życiu popełniła. Dawało jej szczęście i smutek. Czy tego sobie życzyła czy nie stało się jej domem, ale czy tymczasowym? Związała się z tym miejscem bardziej niż chciałaby się do tego przyznać, nawet przed samą sobą. Dlaczego jeszcze nie odeszła, skoro tak bardzo pragnęła znaleźć się gdzieś indziej? Nic ją tutaj już nie trzymało, a mimo wszystko trwała w Ryuzuku. Po co zawędrowała na plażę, tym samym przedłużając swój pobyt w mieście?
Cieszyła się świeżym powietrzem, miękkim piaskiem pod stopami i słońcem na ramionach. Od razu poczuła się lepiej. Trafiła tutaj całkiem przypadkiem, cieszyła się jednak, że w ogóle. Takie miejsca były często zapomniane. Mało kto o nich wiedział i słyszał. Była pod tym względem szczęściarą.
Z początku myślała, że będzie sama, jednak po kilku chwilach okazało się, że los chciał inaczej. Chłopak o ciemnych włosach przyszedł na plażę mniej więcej w tym samym czasie co ona. Nie marudziła, nie posiadała przecież tego miejsca na wyłączność. Zawsze mogła go nastraszyć i zmusić do odejścia. Była w tym całkiem dobra. Mimowolnie spojrzała na poranioną dłoń. Rany w kształcie półksiężyca od własnych paznokci, takie same jak tatuaż nieznajomego na jego plecach. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ściągnął koszulę. Za pewne wypadało odwrócić wzrok, jednak jakoś nie umiała się na to zdobyć. Przekrzywiła delikatnie głowę, a kilka niesfornych blond pukli opadło na jej policzek. No tak, chciał popływać. Bo to właśnie takie rzeczy robiło się na plaży. Głupia Isane, głupia. Nie wiedziała czy widział jej uśmiech czy nie. Po kilku chwilach opadła na piasek. Położyła się. Nie przeszkadzało jej, że ten poprzykleja się do jej długich włosów czy nagich pleców. Westchnęła mrużąc oczy. Słońce zaczynało świecić coraz mocniej. Mogła przyjść tutaj szybciej. Z każdą minutą grzało bardziej i bardziej, a dziewczyna miała delikatną skórę. Był to jej odwieczny problem w Atsui. Musiała bardzo uważać, chronić się, nosić parasolkę. Wystarczyło trochę słońca a już paliła się na skwarkę. Nie mogła tutaj zostać, leżąc plackiem. Już czuła jak paliły się jej policzki, a może to z innego powodu?
Wstała, otrzepała się niedokładnie. Spojrzała w obydwie strony szukając schronienia. Jedyne co zobaczyła to leżąca koszula. Nada się oczywiście. 1, 2, 3 sekundy później już szła w jej stronę. Chłopak przecież nurkował, prawda? Upewniła się zerkając w jego stronę. Wyglądał tak beztrosko i radośnie. Zaskakujące zjawisko. Widzieć kogoś tak szczęśliwego. Na pewno nie będzie zadowolony, nie mogła mu się dziwić. Z drugiej strony miała tendencje do przywłaszczania sobie cudzych ubrań i własności. No trudno, najwyżej zacznie krzyczeć. Podeszła do koszuli, opadła na piasek tuż obok. Wzięła ją w łapki i zasłoniła nią swoją głowę i ramiona przed słońcem. Wróciła do patrzenia się w piękne morze, wsłuchując się w szum fal. Wiedziała, że to kwestia czasu zanim właściciel zareaguje. A może właśnie na to czekała? Pewnie tak, jak zawsze szukała nowych wrażeń. Nie mogła się po prostu powstrzymać.
Napawała się każdą chwilą. Mogła zostać w tak pięknym miejscu na zawsze, chociaż tak naprawdę wiedziała, że powinna była się już powoli zbierać.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Gdy się wynurzyłem, miotając się między kolejnymi falami coraz bardziej wzburzonego morza, dostrzegłem, jak owa dziewczyna wędruje po plaży. Widziałem ją w miarę dobrze, chociaż te wszędobylska woda niezbyt mi pomagała. A może by tak...? Nie, nie, jeszcze zobaczy nagle moje czerwone, błyszczące oczy... Nie, nie. Odpada. Okropieństwo! Rozmyślanie w czasie pływania w morzu to nie najlepszy pomysł. Kolejny łyk słonej wody... Dobra, chyba pora się zbierać, dość tego pływania, skoro ciągle myślę i myślę o tej, której włosy przypominały mi... gwiezdny pył - tak błyszczący, delikatny, wyjątkowy. Ech... I kolejny łyk. KONIEC, wypad! Zacząłem płynąć w stronę brzegu, gdzie wcześniej zostawiłem swoje ubranie, górę - bo oczywiście w towarzystwie obcej osoby nie odważyłbym się pływać tak, jak mam to robić w zwyczaju będą całkiem sam... Czuję już dno końcami stóp, coraz bliżej i bliżej. Dobrze, że moje spodenki są jeszcze w pełni sprawne, nie mają dziur, bo byłoby bardzo niezręcznie. Chociaż zdecydowanie, jak teraz myślę, wypadałoby w końcu udać się do sklepu po nowe ubrania. Pieniędzy odkładam coraz więcej, a chcąc zrewanżować się Seinaru za wszystkie lata, gdy wychowywał mnie jak swojego syna, nie mogę też zapominać o sobie. Nie jest łatwo w tym świecie, zwłaszcza takim porzuconym, jak ja, ale mi - na szczęście - trafił się prawdziwy anioł stróż. I kiedyś mu to wynagrodzę. No, okej, ale jest problem - gdzie jest moje ubranie?
Począłem dość nerwowo rozglądać się, to w lewo, to w prawo, ale nigdzie nie widzę swojej koszuli. Co jest? Może wypłynąłem z innego miejsca, bardziej w tamtym kierunku... Nie, to było tutaj, ślady moich stóp nie zdążyły zostać całkowicie zmyte przez może. Wyraźnie tędy szedł. Począłem więc iść drogą, która tutaj dotarłem, aż przed oczami zjawiła mi się... ONA. I znowu to serce w gardle. Teraz już wiem, że to jej sprawka. Nie pamiętam takiego uczucia, więc trudno mi było je opanować, no ale muszę dowiedzieć się, gdzie podziało się moje ubranie. Czas mijał, a ja dalej wpatrywałem się w jej stopy... Cholera, nienawidzę takiej nerwowości. Nigdy tak się nie czułem! Nawet wtedy, gdy wieczorami staram się rozprawiać z rzezimieszkami w porcie, straszę ich swoją umiejętnością - na której widok najczęściej wszyscy po prostu uciekają. Bo co innego mają zrobić nawet najwięksi "twardziele" pośród złodziejaszków czy innych przestępców, gdy widzę rosłego, atletycznie zbudowanego młodzieńca o przeszywającym, palącym swoją czerwonością spojrzeniu.
Teraz jednak, gdy podnosiłem swój wzrok poczułem się bardzo nieswojo, zrobiło mi się gorąco na sercu i policzkach, bo musiał to być widok niezwykle głupi i upokarzający - obcy facet, który jak osioł stoi przed przepiękną, niepowtarzalnie wyrzeźbioną kobietą i nie wie, co zrobić. Tak się teraz czułem. Na pewno jestem czerwony jak... Ech, dobra, idioto! Rusz się. Szybko zdjąłem swój wzrok z dolnej części jej ciała i ponownie - niczym grom z jasnego niebo - trafiło mnie, wręcz zamurowało! ONA JĄ MA. Moją koszulkę! Najgorsze jest to, że... nie potrafiłem wydusić z siebie słowa. Dosłownie - dusiła mnie jej obecność, jej... piękno. I ta koszulka, która ewidentnie posłużyła jej za nakrycie chroniące ją przed słońcem, które było coraz mocniejsze i dawało się we znaki... Te nogi... SKOŃCZ MYŚLEĆ I ODEZWIJ SIĘ! Na co dzień taki twardziel, chociaż często strofowany przez kaznodzieję, a teraz, w obliczu tego... "gwiezdnego pyłu" schowanego pośród delikatnego piasku na plaży... odebrało mu jakiekolwiek zdolności komunikacji - werbalnej i niewerbalnej. Chociaż, ta druga pewnie w tym momencie jasno daje jej znać, co o niej myślę. I było mi wstyd. Zajebiście wstyd. Co się ze mną stało, że nie potrafię wydukać nawet jednej literki? Albo dwóch, chociażby "EJ"?
Ta kobieta, która wyglądała na młodą, ale zdecydowanie nie była już dzieckiem - ba, może nawet jest w moim wieku? - wzięła moją koszulkę. Ot tak, perfidnie ją sobie zawłaszczyła i leżała z nią tutaj, bezczelnie, naprzeciwko mnie. W miejscu, z którego doskonale musiała mnie widzieć, a na pewno wiedziała, że ta koszulka należy do mnie. Ma tupet... Chociaż... Coraz bardziej mnie to fascynowało. Kto by się na coś takiego odważył? Pozostawała dla mnie jedną, wielką niewiadomą. A ja z kolei coraz bardziej musiałem wyglądać jak osioł: stoję przed nią z rękami na biodrach, gapię się na nią i nic nie mówię. Musiało to już trochę trwać...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Liczyła sekundy czekając aż chłopak do niej podejdzie. Wiedziała, że była to kwestia czasu. Chyba, że nie zależało mu na górnej części swojej garderoby. Czy wszystko zaplanowała? Po części tak. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że było to świetne zagranie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, a dziewczyna lubiła być w jej centrum. Pragnęła towarzystwa walcząc z samotnością, której się tak panicznie bała. Udawała twardą i silną, w stu procentach niezależną. Nakładała na siebie maskę obojętności, jednak nie należała do zawodowych aktorek. Jeśli ktoś się przyłożył mógł ją łatwo odczytać. Była typową niepewną dziewczyną.
Z drugiej strony rzeczywiście uciekała przed raniącymi promieniami słońca. Było lato. Widocznie za rzadko wychodziła na zewnątrz, żeby o tym pamiętać. A mogła przyrządzić sobie jakiś krem chroniący przed słońcem. Teraz było już za późno. W końcu opuściła klinikę w takim pośpiechu, aż cud, że nic nie zapomniała. Nic ważnego przynajmniej.
W końcu wyszedł z wody. Przewidywalnie zaczął szukać swojej zguby. Isane uśmiechnęła się pod nosem. Obserwowała go ukradkiem. Musiała powstrzymywać śmiech. Po chwili zamknęła powieki delektując się ciepłem i miłym piaskiem. Jeszcze tylko jedną chwilkę. Wiedziała, jej wypoczynek lada chwila się skończy. W końcu ktoś tutaj upomni się o swoją własność. Była tego pewna. Potem otworzyła oczy spojrzała na chłopaka przed sobą. Stał i stał. Na pewno chciał coś powiedzieć, jednak milczał. Uniosła delikatnie brwi ku górze, usiadła. Był aż tak wkurwiony, że zabrakło mu słów? Założyła koszulę na swoje ramiona i opatuliła się nią szczelniej. Odwzajemniła spojrzenie jego złotych oczu z delikatnym uśmiechem. Nie zauważyła, że koszula była pomięta czy potargana. Nic jej nie przeszkadzało. Wtuliła się w jej kołnierz wdychając jego jej zapach. Wciąż nie odrywała od niego wzroku. Gniewał się?
- Co oznacza Twój tatuaż? - Zapytała cicho, jednak mógł ją doskonale usłyszeć. Oprócz szumu fal byli przecież tutaj sami. Chyba nikt nie nadchodził. Nawet jeśli uwaga Isane była zarezerwowana tylko i wyłącznie dla nieznajomego. Był zły? Denerwował się? Nie mogła stwierdzić. Patrzyła na niego w zamyśleniu. Mogła powiedzieć mu tyle przeróżnych rzeczy, a zapytała o ten przeklęty tatuaż. Znowu dała się ponieść swojej ciekawości. Jak zwykle nie próbowała się nawet powstrzymać. Robiła i mówiła co chciała. Kto przejmowałby się konsekwencjami? Wypaliła bez zastanowienia. W końcu wydęła swoje pełne usta wydając z siebie typowe hmmm. O czym myślała? Hard to say.
Nie wydawał się rozmowny. Może rzeczywiście się gniewał. Nie mogła mu się dziwić. Jakaś obca typiarka perfidnie zakosiła mu ubranie. Wciąż czuła się wyluzowana, nie bała się. Pewnie powinna, w końcu nic o nim nie wiedziała. Mógł być mordercą z sąsiedztwa albo silnym przeciwnikiem, z którym nie miałaby żadnych szans. Zwłaszcza, że jej kontrola chakry wciąż nie wróciła do normalnego stanu, Była osłabiona i zepsuta. Ryzyko tylko potęgowało jej chęci robienia czegoś niedorzecznego. Mimo wszystko brnęła w teatrzyk, który sama sobie zorganizowała. Lubiła prowokować innych, widzieć ich zdziwienie, reakcje.
Sekundy mijały. Powietrze było ciężkie. Słońce mocne. A szum fal cudowny.
- Isane - dodała po chwili śmiejąc się jak mały, wredny chochlik - mam na imię Isane.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Mijały kolejne sekundy i minuty, choć w tym momencie zdawało mi się, że jestem w jakimś limbo. Zastygłem w bezruchu jak nigdy. Serce podchodziło mi już do gardła i czułem się, jakbym miał je zaraz wypluć. To był najwyższy czas, żeby chociaż mrugnąć oczami. Tak, chociaż tyle. Dobra, zrobione. Zauważyłem też uśmiech na jej twarzy w momencie, gdy zdaje się, że... jeszcze bardziej owijała się moja koszulką! To było już nieco bezczelne, żeby nie powiedzieć... Hej, czy ona właśnie wtuliła się nosem w moją koszulę i...?! Co jest?! Czułem, jak moje serce zaczęło walić jeszcze mocniej i szybciej. Gdybym miał na sobie KOSZULKĘ, którą mi ktoś zabrał, to z pewnością byłoby widać falisty ruch w miejscu, gdzie normalnie znajduje się ten narząd. A bez koszulki? Szybko opuściłem głowę patrząc, czy moje serce nie leży już gdzieś na ziemi, pośród piachu, ale nie... Ech, oczywiście, że nie, ale znowu na nią spojrzałem - teraz ja zachowałem się bezczelnie.
Tak, była zdecydowanie piękną kobietą. Młodą, o długich, zgrabnych nogach, delikatnej skórze... i kobiecych kształtach. Niczego tutaj nie brakowało. No może trochę kremu do opalania, bo zdaje się, że skóra była coraz bardziej zarumieniona. Tak, z pewnością dlatego zabrała moją koszulkę. Mogłem jej wybaczyć. Jasna cera, blond włosy i ten uśmiech, który dawał potężnego kopa i niemalże zwalił mnie z nóg. Jeszcze te oczy koloru morza... Czy było w niej coś, co mogło mi się nie spodobać? Zawsze zwracałem uwagę na figurę, choć wiadomo - wygląd nigdy nie był dla mnie sprawą pierwszorzędną. Jednak, nie oszukujmy się, często w przypadku osób, które dopiero co poznajemy, to bodźce czysto fizyczne odgrywają pierwsze skrzypce do momentu, aż ktoś nie otworzy ust i cały czar pryśnie. Do tej pory, tak było w moim przypadku. Co z tego, że ktoś miał wygląd, ale nie miał tego "czegoś", co pozwala przy kimś pozostać? Tutaj jednak, poza wyglądem, był jeszcze ten delikatny, czyżby niepewny ton głosu? Może również było jej niezręcznie z powodu całego zajścia? Trudno mi powiedzieć, wiem jednak, że trochę już się uspokoiłem. Może to jej słowa i zapytanie odnośnie mojego... tautażu... mnie uspokoiły? Może to ten ton? Tak, jak jej uroda zniewalała, tak jej głos pozwolił mi wyrwać się z tej pustki, otchłani, w której byłem zawieszony już zbyt długo. Tak, zdecydowanie zwróciła na mnie uwagę, w końcu zauważyła tatuaż. I co mogłem jej odpowiedzieć? A może najpierw zganić za przywłaszczenie sobie mojej rzeczy? Pfff. Dobra, daruję jej... Tym razem. Zresztą, chyba nie miałbym serca, widząc jej zaczerwienioną od słońca skórę. Taka delikatna... ale czas być sobą. W końcu mogłem się ogarnąć. Jej głos zdecydowanie dodał mi sił.
- Zazwyczaj... nikt go nie widzi, bo albo jestem tutaj sam - ta plaża nie należy do zbyt często odwiedzanych - albo po prostu jest... zasłonięty ubraniem. - odparłem żartobliwie, zwracając uwagę na garderobę na jej ramionach, która nie należała do niej. Uśmiechnąłem się, może nieco zbyt pewny siebie? Nieważne, to był czas, gdy w końcu wróciły mi siły. Dodałem: - Cieszę się, że mogłem pomóc z tym mocnym słońcem. Najwyraźniej, nie jesteś do niego przyzwyczajona. Jesteś stąd? - cholera, ale gafa. A co z tatuażem, o który pytała? Pośpiesznie dodałem: - Przepraszam... Pytałaś o tatuaż. Chodzi o... moją... przeszłość. Dużo by opowiadać i nie wiem, czy mamy na to czas. - skinąłem na pierwsze oznaki lekkiej opalenizny na udach i łydkach. O, nie... Znowu te długie, zgrabne nogi... Ok, weź się w garść, dobrze Ci szło! Nie chcąc się znowu "poddać jej zniewoleniu", miałem kontynuować, ale usłyszałem jakiś odgłos, który towarzysz dziwnemu wyrazowi twarzy... Zdawało się, że było to skierowane do mnie. O co chodziło? Wyglądała na nieobecną. Czyżbym ją nudził?
Trudno powiedzieć, ale potem nastąpiło nieoczekiwane. Przedstawiła się tak, jakby ją coś rozbawiło. Usłyszałem dość osobliwy, wysoki śmiech. Niezbyt głośny, ale zdecydowanie słyszalny. Rozbawił mnie, przed czym nie mogłem się powstrzymać i sam wydałem z siebie lekki odgłos rozbawienia, niczym nieśmiałe prychnięcie, ukazując swoje jasne, zdrowe zęby. Tak, na brzydki uśmiech sam chyba nie mogłem narzekać. Zawsze uważałem, że po zębach można w miarę trafnie ocenić drugiego człowieka. Jak się prowadzi? Czy o siebie dba? Czy może jednak zdrowie i dobra forma są mu obce? Tak, jak i u mnie zdrowie było priorytetem, tak i u tej nieznajomej nie można było na nic pod tym względem narzekać. Przynajmniej, na razie nie dostrzegłem żadnej skazy. No może ten zabawy śmiech. Słodki, ale nadal zabawy. Szybko jednak się zamknąłem i postanowiłem kulturalnie odpowiedzieć. Wystarczyło już gaf na dzisiaj: - Mūnraito. Hiroyuki Mūnraito. Mieszkam w latarni za moimi plecami. - Postanowiłem nie owijać w bawełnę. Czas być sobą, a nie udawać kogoś innego. NIE BÓJ SIĘ PRZYZNAĆ DO TEGO, KIM JESTEŚ. Podniosłem wzrok i spojrzałem jej prostu w oczy. Serce znowu zaczęło mi szybciej bić.
- Z klanu Ranmaru. Miło mi!
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Wiedziała, że zachowywała się po prostu perfidnie. Przywłaszczenie sobie jego koszulki było jednym. Wtulenie no i hm podchodziło już pod coś więcej. Nie umiała się oczywiście powstrzymać i wcale nie chciała. Była ciekawa jego reakcji. Chciała wywołać w nim skrajne emocje i nawet się z tym nie kryła. Bawiło ją zmieszanie na jego twarzy. Znów zachowywała się jak okropna modliszka, którą tak naprawdę była. Czasami próbowała ze sobą walczyć, udawać kogoś innego. Nie tym razem, teraz była po prostu sobą. Osobą, którą bezpieczniej było unikać. Chłopak powinien odwrócić się na pięcie i uciec. Mimo to stał przed nią sztywno i chyba nigdzie się nie wybierał. Trochę jej to imponowało. Był aż tak spokojny i opanowany, czy może aż tak osłupiał? Nie umiała stwierdzić, a szkoda.
Słuchała go, wstała z piasku, otrzepała się najlepiej jak potrafiła, czyli raczej średnio. Dopiero kiedy stanęła przed nim prosto zdała sobie sprawę, że był od niej znacznie wyższy. Boso na piasku musiała wyglądać na całkiem małą. Zlustrowała go wzorkiem, powoli. Całkiem do twarzy było mu bez koszulki. Nie kryła uśmiechu. Zabawna sytuacja. Czy nieznajomy bawił się tak sam dobrze, jak ona? Rzeczywiście miał rację. Spojrzała w dół, na swoje lekko zaróżowione nogi. Egh, as always. Westchnęła cicho, jednak nie przejmowała się tym za bardzo. Ból był częścią istnienia. Nawet tak prymitywny jak poparzenie słoneczne. Miała przecież maść na poparzenia, może w końcu będzie mogła jej wypróbować? Szkoda tylko, że na sobie.
- Nie jestem - odpowiedziała pospiesznie słuchając dalszej części opowieści o tatuażu. Nie chciała być stąd i nie chciałaby ktokolwiek myślał, że pochodziła z Ryuzuku. Nie kryła swojej niechęci do wioski. Może dlatego, że została tutaj porzucona? Wmawiała sobie, że nie.
Tatuaż był następną zagadką, którą ciekawska dziewczyna chciała rozwiązać. Swoim pytaniem zdradziła mu, że go obserwowała. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Posłała mu jeden z tych słodkich uśmiechów, które rezerwowała tylko jeśli zamierzała coś nim osiągnąć. Podeszła do niego o dwa kroki, w chwilę niwelując cały dystans jaki ich dzielił. Oczywiście brała pod uwagę, że mógł się odsunąć, chociaż uważała go za mistrza w staniu prosto. Czemu miałby to zrobić? Jego zakłopotanie dodawało jej skrzydeł. Chciała więcej. Biedny chłopak. Był na długość ręki, więc Isane wyciągnęła swoją przed siebie. Dotknęła jego torsu palcem wskazującym, potem przyłożyła do niego dłoń. Delikatnie, ledwie go dotykała. Wciąż był mokry i chłodny od morskiej wody. Była p r o w o k a n t k ą i nic nie umiała na to poradzić.
Mujin nienawidził jej dotyku, może się go bał? Zawsze wyglądał jak gdyby miał zwymiotować. Sztywny i nieszczęśliwy. Czy teraz będzie tak samo? Może to właśnie jej dotyk wzbudzał w innych odrazę. Po co rozdrapywać rany. Musiała hamować się z całych sił, żeby ich do siebie nie porównywać. Medyk był jej nauczycielem, a kim Czarnowłosy chłopak?
- Mam cały czas na świecie - powiedziała cicho podnosząc na niego oczka. Złoty kolor jego tęczówek wydawał jej się niespotykany. Ładny. Lubiła świecidełka, zwłaszcza te złote. Znów się zaśmiała. Jeśli nic nie zrobił, nie czekała na jego reakcję. Odwróciła się szybkim ruchem, zabrała po drodze buty i ruszyła w stronę drzew rzucających cień na piasek. Wystarczyło już tego słońca.
Spodziewała się, że chłopak ruszy za nią, jeśli oczywiście udał jej się cały plan i w jakiś sposób jej nie przeszkodził. - Hi ro yu ki - powtórzyła za nim sprawdzając smak jego imienia na swoim języku. Wydawało jej się nietypowe, egzotyczne. Ciekawe, czy również był przyjezdny. Może go o to zapyta, jeśli będzie ku temu okazja. - Piękne miejsce - dodała mówiąc o latarni, w której mieszkał. Wciąż zdawała sobie sprawę, że Hiro może w każdej chwili uciec z krzykiem. Nie miałaby mu tego za złe i zdecydowanie nie miał daleko do siebie.
- Mnie również miło Cię poznać Hiroyuki Mūnraito z klanu Ranmaru - mówiła idąc powoli w stronę cienia. Spojrzała na latarnię. Imponująca budowla - Sakai Isane. Nie mam swojego klanu - dodała oficjalnie, jednak jej ton nadal był swobodny. Trochę go naśladowała. Wciąż się uśmiechała spoglądając na niego. - Czym zajmuje się Twój klan? - Zapytała z iskierką ciekawości w oczach. Jeszcze o takim nie słyszała. Nowość, kolejna zagadka. Shinobi. Czy był niebezpieczny? Nie potrafiła się go obawiać. Może właśnie kopała sobie swój własny grób lekceważąc go. Miała to gdzieś.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Perfidna - to można o niej powiedzieć. I bezpośrednia. Obie te cechy są dla mnie nowością w relacji z kobietą. Oczywiście, nie mówię tutaj np. o wulgarnie bezpośredniej prostytutce, którą można spotkać w porcie nieopodal. Nie, ta kobieta była... inna. Jej postawa musiała coś oznaczać, ale co? Na pewno mnie to ciekawiło... i jednocześnie obezwładniało. Minął jednak czas, gdy nie mogłem wydusić z siebie słowa. W momencie, gdy otworzyła usta coś we mnie się uspokoiło, zaczęło grać w znajomym dla mnie rytmie. Czułem się dobrze, lepiej, tak, jak należy.
Jej kolejne ruchy i zachowania były jeszcze bardziej dla mnie niepojęte. Na szczęście, jak już wspomniałem, znowu czułem się sobą. Mogłem pokazać swój prawdziwy char... Może. Może kiedyś. Jeszcze jej zbyt dobrze nie poznałem, choć czułem się przy niej jak... w domu. Zwłaszcza, gdy przybliżyła się i wyciągnęła w moją stronę dłoń, koniec końców kładą mi ją na piersiach. Ma tupet. Na szczęście, moje serce nie waliło już jak na początku naszej krótkiej, dotychczas, znajomości. Nie, ufff. Postanowiłem skorzystać z zaproszenia i delikatnie przybliżyć się, dzięki czemu jej dłoń pewniej oparła się na moim ciele. Odwzajemniłem jej wzrok i uśmiech. Jej oczy, jej uśmiech - to wszystko współgrało ze sobą jak w najpiękniejszych utworach. Nie, nawet w mieście, w samym Ryuzaku rzadko kiedy można usłyszeć tak melodyjne zagrania. A ona - jej wygląda i jej zachowanie - tworzyły jakiś dziwny, niepowtarzalny utwór, od którego nie można było się uwolnić. Niby miał nad sobą pełną kontrolę, ale, jak na razie, moje zachowania były zaledwie odpowiedzią na prowadzenie. Niech i tak będzie, do czasu.
A na razie wyglądało na to, że moja durna postawa sprzed chwili jej nie zraziła. Może nawet rozbawiła? Trudno. Nie zamierzam przepraszać za to, czego kontrolować nie mogę. Najlepsze jest to, że najwyraźniej chce, żebym szedł za nią. Jej ruchy, wypowiedzi. Tak, to chyba nie koniec naszej znajomości. Chce wiedzieć więcej, w dodatku ma czas. No dobrze. Ja też mam dzisiaj wolne, chociaż przy niej czułem się trochę... ubezwłasnowolniony. Ech... Co się ze mną dzieje... O, no i nazywa się "Sakai Isane". Nie kojarzę nikogo o takim nazwisku z Ryuzaku no Taki, ale też trudno, bym znał tutaj wszystkich. Zresztą, wedle tego, co twierdzi, też stąd nie pochodzi. Coraz ciekawiej... Z jednej strony, rzeczywiście, miała niezwykle delikatną cerę, nieco nazbyt wrażliwą na światło jak na kogoś pochodzącego z Ryuzaku. Z drugiej strony, w Ryuzaku miesza się cały świat. Taki kociołek, w którym gotują się ludzie zewsząd. Może i ona jest taką przyjezdną, która znalazła się tutaj tylko na chwilę? Szkoda, bo już zacząłem ją lubić, jakkolwiek niedojrzale to brzmiało. Tak krótko kogoś znać i czuć, jakby brak tej osoby miał zepsuć Ci... życie. Ech, dobra, skończ pieprzyć głupoty. Weź się garść. WEŹ SIĘ W GARŚĆ. A właściwie, skoro ona pozwala sobie na taką bezpośredniość i najwyraźniej dobrze jej z tym, to nie będę dłużny.
W momencie, gdy odchodziła pytając jeszcze o mnie i mój klan, w końcu postanowiłem wydusić z siebie kolejne słowa, bo jak na razie, to ona mówiła, działała, a ja w większości słuchałem. Ale pora pokazać, że jestem człowiekiem, a nie tępą skałą, na której zbudowana jest latarnia - a ta najwyraźniej jej się spodobała. Zatem, przyśpieszyłem idąc za nią tak, by móc ją nieco wyprzedzić, a w momencie, gdy ją mijałem postanowiłem... złapać ją za rękę i prowadzić w stronę cienia - bo to miejsce, zakryte drzewami, miała chyba na myśli i kroczyła w tym kierunku. Jej skóra byłą coraz bardziej czerwona i na pewno potrzebowała wytchnienia. O... Ale ma delikatną skórę. Gdy ją złapałem za dłoń, poczułem ciepło bijące z jej ciała, która poruszyło i moje ciało niczym wstrząs, jak można odczuć nieraz przy uderzeniu łokciem. Dziwne uczucie, drażniące, bardzo nieprzyjemne, na szczęście szybko mija. W tym przypadku, było jednak inaczej. Nie czułem niechęci. Miałem tylko nadzieję, że nie przekroczyłem jakiejś granicy, choć ona zrobiła to już dzisiaj więcej niż raz. Zobaczymy. No i w końcu mogłem, będąc już przy niej i dotrzymując kroku odpowiedzieć: - Tak naprawdę, nie wiem. Wiem jedynie, co po nim... odziedziczyłem. Może kiedyś Ci pokaże... Jestem... "porzuconym". - może nazbyt się uzewnętrzniam? Dopiero co ją poznałem. Jeszcze nikomu wprost nie mówiłem, skąd pochodzę, albo kim jestem. Nie lubiłem tej części... siebie. Nie było niczego chwalebnego w byciu sierotą, której nie chcieli Ci, którzy winni się Tobą zająć, wychować, kochać... Nie, ale trudno. Zacząłem, więc dokończę: - Może to i lepiej, że nie masz własnego klanu. Sam, pomimo tego, że wiem, skąd pochodzę... Okej, inaczej. Ktoś mnie zostawił. Miałem może z dwa miesiące, gdy znalazł mnie tutaj, właśnie na tej plaży, pośród krzaków, tymi za drzewami, w kierunku których idziesz, pewien kapłan. Wziął mnie i wychował jak własnego syna. Dał mi to, czego nie dostałem od własnych rodziców. On pozwolił mi odkryć, kim jestem, skąd najpewnie pochodzę. Nic więcej na ten temat niestety nie wiem. I nie wiem, czy chcę wiedzieć... - Zawsze było mi trudno spowiadać się z tego, jak wyglądał mój... "początek", moje "pierwsze ślady" na tej ziemi. Ech, opuściłem nieco głowę, a mój ton okazał się nieco bardziej pochmurny, co nie pasowało do tej piękne pogody, która nam towarzyszyła. I tej niezwykłej kobiety, która również mi towarzyszyła. Mówiłem jednak dalej, trochę ciszej: - Myślę, że lepiej nie mieć klanu. Być po po prostu z kimś bliskim, kto Ciebie wychowa jak własnego syna, a nie pozostawi z taką klanową "pamiątką", o której nie wiesz nic. Dosłownie, nic, i musisz sam do wszystkiego dojść. Prawdziwi rodzice tak nie postę... - Urwałem w połowie zdania, bo zdałem sobie sprawę, że nachodziła mnie fala złości, zagryzałem zęby mówiąc ostatnie słowa, a najgorsze jest to, że poczułem, jak moja dłoń nieco mocniej zaciska się na jej dłoni. Nie chcę zrobić jej krzywdy: - Przepraszam. Nie powinienem o tym mówić, nie teraz... Powiedz mi coś o sobie, proszę. Skąd jesteś? Jak się w ogóle tutaj znalazłaś? - Mam nadzieję, że nie odczuła jakiegokolwiek bólu. Ale ze mnie głupek... Muszę się lepiej kontrolować, choć przy niej nie należało to do prostych zadań. Może, jak zacznie coś o sobie mówić, jak znowu usłyszę jej głos, to łatwiej będzie mi się uspokoić. Zbliżaliśmy się już do cienia. Tak, zdecydowanie koszulka przypadła jej do gustu, bo ciągle była nią opatulona. Niech korzysta.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Nie kryła zaskoczenia, kiedy zbliżył się do niej nieznacznie. Jej dłoń silniej spoczęła na jego klatce piersiowej. Przywarła do niej pewniej czując twarde mięśnie i delikatna skórę. Uniosła na niego wzrok. Musiała zadrzeć zgrabny nosek ku górze, w końcu był od niej dużo wyższy. Szczerze ją zaskoczył, nie spodziewała się z jego strony żadnej reakcji. Myślała, że dostatecznie wytrąciła go z równowagi swoim zachowaniem, ale nieznajomy zdecydował się również pokazać pazur. Miała cichą nadzieję, że pomylił rumieńce zdobiące jej poliki z działaniem promieni słonecznych. Trawała tak kilka długich sekund, jak gdyby nie chciała się ruszyć. Znajdował się na długość jej ręki. Tak blisko, a zarazem tak daleko. Nic nie powiedziała. Stali wpatrując się w siebie.
Wtedy właśnie dziewczyna jako pierwsza się odsunęła. Przebywanie z chłopakiem było tak łatwe i przyjemne jak oddychanie. Jego beztroski śmiech i przyjazny uśmiech ogrzewały jej zimne serce. Może nie była aż tak zepsuta, jak jej się z początku wydawało? Ruszyła w stronę cienia, chociaż szczerze schlebiała jej postawa chłopaka. Nie był aż tak bierny. Trochę ją tym stresował. Była przyzwyczajona do narzucania komuś swojej woli. Teraz jednak musiała zacząć się pilnować. Oczywiście mogła zrobić z nim wszystko co chciała, ale okazywało się, że działało to w dwie strony. Sytuacja rozwijała się coraz bardziej, a Isane nie umiała opanować ciekawości jak się to wszystko skończy. Zaczęli rozmowę, szli powoli w stronę lini drzew. Tak jak się spodziewała chłopak za nią ruszył. Nie umiała powstrzymać triumfalnego uśmiechu, który rozświetlił jej śliczną buzię.
2, 3, 4 kroki później chłopak zrównał się razem z nią i nagle poczuła dotyk jego dłoni na swojej. Musiała z całej siły hamować odruch zabrania swojej ręki. Znów ją zaskoczył, może trochę przeraził? Dawno nikt nie oferował jej tyle czułości. Była szczerze zdziwiona. Nie odsunęła się jednak. Splotła ich palce dając się prowadzić w stronę cienia. Cieszył ją taki mały gest.
- Większość z nas została kiedyś przez kogoś porzucona - odparła chłodniej niż by sobie tego życzyła. Chyba trafił w ten czuły punkt. Posłała mu szybko przepraszając uśmiech. Rozumiała jego pozycję, problemy. Niestety życie nie było kolorowe. Nie licząc tych krótkich momentów. Takich jak ten co teraz przeżywali. Dla nich warto było czekać jak na małe, iskierki nadziei.
Wysłuchała jego historii nie komentując. Prawie doszli na miejsce.
- Cieszę się, że znalazłeś swoje miejsce, swój dom - powiedziała szczerze opadając na piasek. Pociągnęła go za sobą w dół. Ani jej się śniło go teraz puszczać. Wydawał jej się tak samo zagubiony jak ona. - Jesteś tutaj szczęśliwy?
Czuła jak mocniej zacisnął swoją dłoń. Nie skomentowała, rozumiała jego złość. Sama często się złościła. Za często. Miała nadzieję, że nie przyjdzie mu tego doświadczyć. Na pewno zmazałaby mu ten chłopięcy uśmiech z twarzy swoim zachowaniem. Jego uścisk nie bolał. Nie była krucha fizycznie tylko psychicznie. Jej ciało było w stanie znieść więcej, znacznie więcej. W końcu położyła ich splecione dłonie na swoich kolanach. Wpatrywała się w nie przez chwile. Czy tak zachowywali się nieznajomi? Dopiero kilka sekund później zdała sobie sprawę, że skończył i teraz przyszła jej kolej. Niestety.
- Praktycznie całe życie spędziłam w Atsui, w Unii - zaczęła szukając jego wzroku. - Nie wiem gdzie się urodziłam. Niewiele pamiętam ze swojej przeszłości. Nie poznałam rodziców, nie znam nawet miejsca - dodała omijając znaczną część prawdy. Większości nie chciała pamiętać. Jej wspomnienia były niczym dziurawa szachownica. Niektóre wydarzenia znała, inne były jedynie czarną pustką. Drugą ręką ściągnęła jego koszulę ze swoich ramion odsłaniając znaczną część swoich pleców. Sukienka była nietypowa. Kupiła ją w Atsui. Tam moda była inna, bardziej letnia. Idealna na obecną pogodę. Podała mu ją z lekkim uśmiechem. W końcu ledwo co wyszedł z wody. Teraz byli w cieniu. Nie chciała, żeby się przeziębił. - Pracuję. Pracowałam w klinice w wiosce - dokończyła krótką historię. - Uciekałam przed tłumami ludzi. Całkiem przypadkiem. Pewnie dużo ludzi się tutaj przed czymś ukrywa, hm? - Zaśmiała się zgodnie z prawdą. Cieszyła się, że właśnie tutaj trafiła. Widocznie los tak chciał.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Ulga - właśnie to poczułem, gdy okazało się, że mój ruch, może nazbyt odważny, ale teraz i tak nie miało to już znaczenia, nie spotkał się z jej strony z odrzuceniem. Może tego oczekiwała? Pewności siebie od swojego rozmówcy? A może jej zachowanie tłumaczyło jej wewnętrzną niepewność, zagubienie, jakieś... problemy? Trudno mi to na razie ocenić. Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że nie pamiętam dnia, który przyniósłby mi takie ukojenie. Gdy całkowicie nieznajoma osoba sprawia, że Twój dzień, Twoje życie nagle nabiera kolorytu, tak jak jej delikatne ciało od nadmiaru słońca, wiedz, że albo coś do tej pory było z Tobą nie tak, albo... nagle uśmiechnął się do Ciebie los lub gwiazdy otwarły przed sobą drzwi i ukazały właściwy dla Ciebie kierunek.
Kolejna rzecz, która niezmiernie mnie ucieszyła, a właściwie uspokoiła - chyba nie sprawiłem jej bólu. Ufff. Bałem się, że mój chwilowy napad złości obróci ten wyjątkowy dzień w koszmar i powrót do szarej codzienności, od której coraz częściej chciałem uciec. Czułem, że moje miejsce na tej ziemi jest gdzie indziej. Od zawsze pragnąłem podróżować, poznać smak przygód, czułem, że porzucenie tutaj było swoistym znakiem - podróży, która dopiero ma się zacząć. A teraz pojawiła się ona - nieznajoma, przy której moje dotychczasowe życie doszczętnie runęło w gruzach. Przy niej, odsłoniłem się aż nazbyt i nie mówię o byle zdjętej koszuli, którą sobie przywłaszczyła. To ja sam otworzyłem się przy niej, mówiąc o sobie i swoich sekretach... troszkę za dużo. Ale nie żałuję. Nie jest mi też głupio, no może poza zidiociałym zachowaniem, gdy pierwszy raz na nią spojrzałem, wyszedłszy z wody. Potem jednak, wszystko się zmieniło: jej głos, jej osobowość, jej... Ech, ogarnij się, Hiro. Nie zagalopuj się, bo znowu zostaniesz porzucony... Tego drugiego razu możesz nie znieść. Opanuj się. Oddychaj.
W momencie, gdy wspomniała o porzuconej większości, od razu wyczułem zmianę w jej głosie. To był chłód ze szczyptą smutku, a temat najpewniej nie sprawił jej przyjemności. Nie chcę, by taka była. Nie chcę kojarzyć jej się ze smutkiem, nawet jeśli mnie tu zostawi, odrzuci. Czemu ja się tak nią przejmuję, do diabła?! Przecież dopiero co ją poznałem. Co się ze mną dzieje? Nie mogę zebrać myśli... Gdy doszliśmy do cienia, opadła, ale nie puściła mojej dłoni - wręcz przeciwnie, ściągnęła mnie ze sobą na dół i oto siedzieliśmy tuż obok siebie, w piasku, bardzo blisko. Nieznajomi tak nie robią. Zdecydowanie. Dłoń, następnie, zacisnęła i położyła na swoich nogach. O, NIE! Znowu na nią spojrzałem tak, jak nie powinienem. Co, jeśli to zobaczy? Nie chcę, by źle mnie odebrała... Z drugiej strony, jeśli jest coś takiego jak "Twój typ", to ona zdecydowanie była w moim: długie, zgrabne nogi, w dodatku całkiem wysoka - choć przy mnie trudno o wysoką kobietę - kobieca, o pięknej, delikatnej skórze, której teraz poczułem na jej kolanach. Nie, ona zdecydowanie nie jest stąd. Ktoś taki nie ukryłby się w tym mieście i choć to niby największy port na świecie, a sama kraina należy do jednych z najbogatszych na świecie, nie oszukujmy się - nadal jest to nieduże, niezbyt ciekawe miejsce. Ona... Czy ona jest ze mną szczera? To poczęło mi trochę ciążyć na myślach, choć z drugiej strony, czy ktoś, poza mną - debilem, jak się dzisiaj okazało - powiedziałby o sobie wszystko, albo nawet ułamek prawdy kompletnie nieznajomej osobie? Szczerze wątpię. Jej nagłe pytanie całkowicie zbiło mnie z tropu. Szybko jednak chciałem jej odpowiedzieć, nie każąc czekać: - Jeśli mogę być szczery, to dawno nie byłem tak szczęśliwy, jak dzisiaj... - TY DEBILU. Tak, inaczej nie można Ciebie nazwać. D-E-B-I-L. Tak, przyznaję sam sobie - jestem debilem. Dopiero co zastanawiałem się nad tym, czy niezbyt wiele kart odkrywam, a już walę kolejną głupotą. I to w dodatku czymś, co jasno pokazuje, jak się przy niej teraz czuję! "DAWNO NIE BYŁEM TAK SZCZĘŚLIWY"! Kurna, może jeszcze powiedz, że nigdy nie trzymałeś kobiety za rękę, albo nie całowałeś się?! Jasne, dalej, dajesz! Rób z siebie debila, ale publicznie. Po co taki spektakl debilizmu pierwszej klasy zostawiać tylko dla siebie?! Pokaż swój talent! Ech, tak, jestem debilem...
Gdy tak siedzieliśmy, już z dala od słońca, zdjęła moją koszulkę i oddała mi ją. Ale nie chciałem jej, było mi dobrze z tym, że choć w taki sposób mogłem jej się przydać, pomóc. To było wyjątkowe uczucie. Ale, jak już ją oddała, to nie mogłem przecież jej odrzucić. Gdy wręczała mi moją rzecz, widziałem ten lekki uśmiech kątem oka. Znowu moje serca zaczęło grać w rytmie żwawszej muzyki. Tak, to jej obecność na mnie tak wpływa. Nie miałem już wątpliwości. Gdy odrzekła, że pochodzi z Atsui i tak naprawdę nic o sobie nie wie - czyli tak, jak ja - nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Mało jeszcze o świecie wiedziałem, choć naturalnie, geografia nie była mi obca. Po prostu, było mi wstyd przy niej przyznać się, że jestem jedną wielką niewiadomą, o której sam wiem tyle, co ona. Ranmaru, z którego się wywodzę, zamieszkują odległe krainy. Podobno niektórzy widząc mnie, potrafili to odgadnąć. Aczkolwiek, tutaj w Ryuzaku, przewijali się ludzie z całego świata, którzy z pewnością mieli do czynienia z kimś z mojego klanu. Jednakowoż, słońce i tutejszy klimat nadały mi lekkiej opalenizny, przez co mój "rodowód" nie był już zapewne tak oczywisty. Niektórzy mówią, że sposób mówienia też wiele zdradza o człowieku, ale ja starałem się... maskować. Mówiłem tak, jak przyjezdni z całego świata - nie chciałem nikomu pokazać, kim jestem. Ona zaś pochodziła z Atsui, była teraz w Ryuzaku, i na dodatek pracowała... pracuje? Tak, zmieniła wersję. Coś jest na rzeczy. Może dlatego tutaj się znalazła? Nie wiem. Nie chcę nic sobie niepotrzebnie dopowiadać, bo znowu okaże się, że zbyt daleko się posuwam.
Jednak, ten moment, ta chwila z nią, która przerodziła się chyba już w długie minuty, jeśli nie godziny sprawiła, że dostrzegłem coś, czego myślałem, że nigdy nie spotkam - prawdziwe, szczerze uczucie szczęścia. Nie było zmyślone, nie było poddane przeróbko tak, by wyglądało na jeszcze piękniejsze. Siedziałem z nią i trwałem w tej chwili, i nie chciałem jej końca. Pamiętacie, jak żałowałem, gdy oddawała mi moją koszulkę? Już tego nie żałowałem. Gdy jednocześnie opowiadała mi o sobie i zdejmowała tę koszulkę z gracją, jakiej zapewne mógłby pozazdrościć jej niejeden medyk przy zwinnym operowaniu ostrzem, poczułem się jak w czasie jakiegoś mistrzowskiego przedstawienia tancerzy - pełen gracji, pasji, emocji i skupienia. Tak, takie władanie koszulką i jej postawa zdawały się mi trochę o niej mówić. Odkrywała przede mną coraz więcej, choć zapewne nawet sobie z tego nie zdawała sprawy. Takich rzeczy nie da się ukryć, nie da się od nich uciec, o czym wspomniała - podobno uciekała przed tłumami ludzi i tak oto się tutaj zjawiła. Bardzo za to dziękuję. Dziękuję, że uciekłaś od nich i zjawiłaś się tutaj, w tym miejscu z dala od reszty świata, gdzie teraz jesteśmy sami. Ach, i była jeszcze jedna rzecz, którą odsłoniła - tym razem pewnie już całkowicie świadomie: swoje ciało, plecy. Pierwszy raz, tak naprawdę, spojrzałem... odważyłem się spojrzeć na nią... w całości. Nie tylko nogi, który siłą rzeczy musiałem widzieć idąc za nią, czy też twarz - gdy poczęła ze mną rozmawiać. Teraz dostrzegłem także jej plecy oplecione przepiękną sukienką, której raczej nie widuje się na plaży. Tak, musiała być osobą, które nie trudni się zapchlonymi, dorywczymi zajęciami w porcie czy pracą w latarni. Kimże przy niej byłem? Niewiadomą, biedną niewiadomą. Znowu popsuł mi się humor, choć nie chciałem jej tego pokazać. Odwróciłem jeszcze raz głowę i spojrzałem na nią i jej plecy, wzrok zaczął wędrować nieco niżej, ale szybko sprowokowany pogarszającym się humorem, odpuściłem. Wróciłem głową na swoje miejsce, rzucając lekkim, nieco wymuszonym uśmiechem. Nadal tam była - szczęśliwa, piękna, wyjątkowa. Ze mną. Może jej to nie przeszkadza?
Gdy rzuciła, że pewnie sporo osób się tutaj ukrywa, odpowiedziałem jej powolnie, znowu wpatrując się w jej duże, turkusowe oczy, potem w usta: - Wydaje mi się, że tylko ja... No i teraz też Ty. To miejsce należy do nas, nie musisz się niczego obawiać.. - Czy naprawdę chciałem jej to powiedzieć? Nie stać mnie było na coś innego. Nie wiem, naprawdę nie wiem. Pewny jestem tylko jednego: jej obecność pozwalała mi wypłynąć na powierzchnię. Zaczerpnąć oddechu. Odżyć. I przeżyć...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Miała być już daleko stąd. W drodze do Atsui. Ile czasu minęło odkąd zawitała na plażę? Minuty czy godziny? Sama nie potrafiła stwierdzić. Czas płynął szybko, albo bardzo wolno. Chciała wziąć jeden głęboki oddech przed wyjazdem. Podróż była przecież długa i męcząca. Nie było sensu tracić jeszcze więcej czasu i wyruszyć późną porą. Wszystkie jej plany stały się jednak mało ważne w świetlne nowych perspektyw. Plaża okazała się oazą spokoju i nie tylko. Znów nie była sama. Czuła się odrobinę mniej porzucona. Złudne uczucie. Przecież ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Czy jednak mogła?
Zawsze istniała opcja zabrania go ze sobą. Oczywiście nie wiedziała czy był chętny do drogi. Nie, żeby jakoś specjalnie przejmowała się jego zdaniem. Najwyżej by go zmusiła. Na pewno znalazłaby na to jakiś sensowny sposób. Z drugiej strony nie chciała zepsuć tego chłopięcego uśmiechu. Wyglądał tak beztrosko i radośnie. Znów dopuszczała do siebie jakieś niecne myśli i snuła niemoralne plany. Musiała szybko przestać. Otrząsnęła się wracając do tej pięknej chwili na plaży. Do teraźniejszości, która była zbyt piękna, żeby być prawdziwą. Sen?
Wróciła myślami do ich splecionych dłoni. Leżały sobie tak swobodnie, razem. Chyba do siebie pasowały. Wiedziała, że ich zachowanie nie było normalne. Obcy się tak nie zachowywali Isane, przecież o tym wiesz, więc czemu udajesz, że to normalne?
- Myślisz, że kiedyś się już znaliśmy? - Palnęła bez zastanowienia. Może w poprzednim życiu? Głupie pytanie. Westchnęła kręcąc głową na boki, a jej blond pukle zafalowały wesoło. Zaśmiała się cicho ze swojego głupiego żartu. Wciąż jednak czuła, że Hiro nie był po prostu kimś nieznajomym. Kim więc był?
Zamknęła jego dłoń w obydwie swoje łapki, przykrywając ją szczelnie. Nie chciała, żeby ją zabierał. Kiedyś pewnie będzie musiał.
Mogłaby wbić mu paznokcie w dłoń. Bez problemu przebić jego skórę, patrzeć na sączącą się krew. Co by to dało? Na pewno udowodniłaby mu, że był wariatką. Wtedy już bez większych oporów by się zorientował, że była tylko aktorką. Nie była miła, ani przyjazna. Zwykła, całkiem ładna powłoka z pustym środkiem. Nie potrafiła się jednak na to zdobyć. Nie chciała go do siebie zrazić, chociaż wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Na pewno w końcu odkryje jej prawdziwe oblicze, a wtedy sam odejdzie. Byłoby dla niego lepiej, gdyby oszczędziła mu tego zawodu. Wyglądał na kogoś wrażliwego. Musiał wiele przejść. Nie był przy niej bezpieczny. Dobrze o tym wiedziała. A on na pewno kiedyś sam się przekona. N i e s t e t y. Wmawiała sobie, że nie miała na to wpływu. Kłamstwo nie przekonywało nawet jej samej.
Słysząc jego następne słowa podniosła na niego turkusowe spojrzenie. Zaśmiała się przyjemnie, zdecydowanie zaskoczona. Czy Hiro rzeczywiście był taki szczery i ufny? A może jedynie się zgrywał. Istniała przecież też taka opcja. Ciekawe czy traktował w tak wyjątkowy sposób wszystkie niewiasty, jakie tutaj spotykał? Wkurwiała się sama na siebie za takie okropne myśli, jednak od zawsze popadała ze skrajności w skrajność. Szczęście i rozpacz. Miłość i nienawiść. Czemu teraz miałoby być inaczej?
- Tak łatwo uczynić Cię szczęśliwym, Hiro-kun? - Zapytała mocniej ściskając jego dłoń. Chciała zwrócić jego uwagę, znów poszukać jakiś odpowiedzi w jego złotych oczach. Czy rzeczywiście był tym za kogo się podawał? Mieszkał w latarni nieopodal? Rozumiał jej samotną i wiecznie zagubioną duszę? Wiedziała, że nie pozna wszystkich odpowiedzi. Pewnie myślał o niej tak samo.
Przez chwilę wydawało jej się, że jego humor uległ zmianie. Powiedziała coś nie tak? Tak szybko? Nie zdała sobie z tego nawet sprawy. Nie wiedziała, w którym momencie. Może nie lubił Atsui? Albo bał się medyków? Nie on jeden przecież. Powoli otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć. O coś go zapytać. Nie zdążyła, postanowił odpowiedzieć na jej ostatnie pytanie. No i wtedy na jej ustach zagościł ten typowy łobuzerski uśmiech. Znów była sobą. Isane, przed niektórymi cechami charakteru po prostu nie dało się uciec. Poczuła się pewniej.
- Sugerujesz, że nikt nam nie przeszkodzi, kiedy jesteśmy sami? - Zapytała specjalnie akcentując słowo 'sami'. Uniosła zaczepnie jedną brew ku górze. Wydawało jej się, że nie powiedział tego specjalnie. Ona niestety od razu wychwyciła dwuznaczność jego słów. Uda jej się go ponownie zszokować? A może zaczynał być odporny na jej sztuczki? Czuła się pewniej dopóki mogła nad kimś górować. W momencie, kiedy role się odwracały stawała się tą zagubioną dziewczynką.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Teraz światło dzienne zapewne ujrzała moja nieznajomość tematu relacji damsko-męskich. Seinaru, mój opiekun, tyle raz powtarzał: "Miłość to najwspanialsze uczucie na świecie. Właśnie dlatego jest tak rzadko prawdziwe". Co kryło się za tymi słowami? Tego nie wiem, ale skoro słowa te były ta enigmatyczne... to czy cokolwiek teraz przeżywam, ma z tym wspólnego? Dlaczego w ogóle o tym myślę? Na to odpowiedź akurat znam: ODJEBAŁO mi kompletnie. Raz, nie znałem jej. Dwa, pozwoliłem jej wziąć moją własność, za co w porcie potrafiłem ludziom robić bardzo złe rze... CICHO BĄDŹ! TO TERAZ NIE MA ZNACZENIA. NIKT O TYM NIE WIE, NIKT O TYM NIE MUSI WIEDZIEĆ. ZAMKNIJ TEN GŁUPI PYSK. Tak, już dobrze. Seinaru wiedział, starał się nauczyć mnie, że to złe, nawet jeśli Ci wszyscy zbójnicy na to zasługi... CO POWIEDZIAŁEM?! PRZESTAŃ I ZMIEŃ TEMAT. Ech, trudno. Trzy, nasza relacja przypominała mi jedno: te pamiętne słowa Seinaru. Dlaczego? Właśnie dlatego, że nie wiem, co miał na myśli, a teraz nie wiem, co się ze mną... i z nią, i z nami dzieje. Zachowujemy się, jakbyśmy znali się od zawsze, mimo że ona pochodzi z Atsui, a ja jestem... znikąd. Jestem nikim. Kolejny znak, że i w jej głowie, sercu musi się dziać coś niepojętego - nikt normalny nie spojrzały na 20-latka z latarni, kryjącego się na skraju portu, dziewiczej, nieznanej nikomu plaży. Ona jednak jakoś tu dotarła, zawędrowała daleko poza mury miasta i dotarła właśnie tutaj: gdzie ja postanowiłem akurat tego dnia odpocząć. To wszystko nie miało sensu i dlatego pomyślałem w tym momencie tylko o jednym...
... A ona w tym samym czasie powiedziała coś, o czym sam przed chwilą myślałem. "Myślisz, że kiedyś się już znaliśmy?" - te słowa, po którym chyba szybko się ogarnęła, może były instynktowne? Nieplanowane? Szczere? W końcu, tak jak w przypadku mojego zachowanie, niekontrolowana oznaka zagubienia, niezrozumienia własnego zachowania, wewnętrznego głosu "ja"? Nie wiem, ale tak to brzmiało. Byłem całkowicie bezradny, a moja odpowiedź na pewno nie poprawiła sytuacji: - Wiem, że jest mi teraz dobrze i nie chciałbym tego zmie... - O, "Witamy pasażerów i podróżnych na stacji "DEBILNO GŁÓWNE". Kolejna stacja: "PRZEGRYW ŻYCIOWY". Prosimy NIE WYSIADAĆ". Tak właśnie się czułem i szybko urwałem w momencie, gdy zamknęła moją dłoń w swoich dwóch. Co do diabła? Co to miało znaczyć? Czyżby nie był jedynym pasażerem pociągu dla zwariowanych? W dodatku, ten jej uśmiech, te idealne blond włosy miotające się we wsze strony wraz z głową. A może po prostu się ze mną droczy? Kolejna rzecz, o której mówił mi Seinaru: "Pamiętaj, że duże miasto niesie ze sobą dużo pokus. Ryuzaku nie jest inne - wręcz przeciwnie, jest najbardziej niebezpieczne, albowiem tutaj spotkasz ludzi zewsząd, z każdego rejonu świata. To oznacza, że Ci ludzie mają wiele za sobą i nie mają nic do stracenia, a pieniądz czy zabawa to dla nich często podstawa życia". Zamarłem na samą myśl o tych słowach. Czy ona mnie wykorzystywała? Czy kobieta z Atsui przyjechała tu, by się zabawić kosztem - bądź co bądź, młodego, przystojnego, nieśmiałego - chłopaka, który będzie na każde skinienie jej głowy i palca? Nie, to nie może być prawda. Wolę pierwszą wersję, zwłaszcza, że był w końcu jakiś sygnał, że i ona jest w całej tej sytuacji zagubiona, tak jak ja... Proszę...
Kolejne jej słowa, jednakowoż, zdawały się wskazywać na zasadność moich obaw i przyklaskiwać mojej głupocie. Szczęście, bo o nim mówiła. Czy rzeczywiście tak łatwo mnie zadowolić? NIE. Na to znałem odpowiedź: NIGDY NIE BYŁEM Z KOBIETĄ. Okej, ale ciszej, dobra? Tak, żeby nie usłyszała. Żeby nie wyśmiała... Ale, no właśnie, może dlatego tak łatwo mnie oczarowała? Tutaj odpowiedź była mniej pewna. Nadal jednak uważam, DEBILU, że to coś innego: mijając niemalże rozebrane kobiety na uliczkach portu Ryuzaku, które w dodatku same prawie wchodziły mi swoimi wdziękami na twarz - a ten dystrykt akurat mijałem dość często z racji wykonywanych... zadań... - nigdy czegoś takiego nie poczułem. A ona przecież jest ubrana i to w tak niebagatelnie nieodpowiadającą plaży suknie, że jedyne, co u niej widzę, to te cholernie długie i zgrabne nogi. No i odkryte, niezwykle pięknie narysowane plecy. Tak, ale to za mało. Tu chodziło o coś innego. O jej obecność. Komunikację. Te splecione niczym winorośle dłonie, z których coś kiełkowało. Jakiś owoc? Ciekawe tylko: słodki czy gorzki? Nie wiem, już sam nie wiem, co mam myśleć. A z myśleniem przecież nigdy nie miałem problemów: to był kolejny powód, dla którego tak bardzo szkalowano mnie za dzieciaka. Nie dość, że przybysz, Ranmaru z groźnego Cesarstwa, to w dodatku najlepszy uczeń w klasie. I to w każdej ze szkół do momentu, aż było trzeba wybrać sobie jakiś zawód. Ja tego nie uczyniłem. Nie chciał dać zamknąć się w jakiś schematach dopóki, dopóty nie poczułem tego "czegoś". Dlatego dalej łapie się każdej roboty, byle zarobić jak najwięcej i, przede wszystkim, móc odwdzięczyć się za wszystko Seinaru, a potem zająć się podróżowanie, przygodą, sobą... I tutaj było tak samo: pierwszy raz w życiu jestem pewien, że to jest to "coś" innego, czego jeszcze nie poznałem, a do czego lgnąłem niczym mucha do światła. Tak, ona była dla mnie takim światełkiem nadziei... Odrzekłem więc: - Nie wiem, znowu, bo nigdy nie byłem szczęśliwy... Aż do... - Proszę, proszę, czyżby to już ta stacja, PRZEGRYW ŻYCIOWY? Może nie usłyszała, proszę, przecież powiedziałem to takim cichym, ledwie słyszalnym tonem. Szkoda jednak, że zanim to powiedziałem, ona spojrzała mi prosto w oczy, zacisnęła mocniej dłoń - to miał być jakiś znak, chciała coś ze mnie wydobyć? - i znowu mnie miała. Jak ja odpowiedziałem? Już wiecie, a co gorsza - sam odwzajemniłem jej spojrzenie, które w dodatku powędrowało potem dosłownie wszędzie: zaczęło się od oczu, potem na jej mały, ale zgrabnym nosie (przynajmniej ja go tak postrzegałem), tych dziwnych, bliznowatych paskach, które sprawiały, że jeszcze bardziej mnie poci... KURNA! OGARNIJ SIĘ. Tak, jest zajebiście ładna. NIE WIDZIAŁEM TAK PIĘKNEJ KOBIETY. Koniec. Skończ wreszcie, chłopie... Może ona ma rację? Może zbyt łatwo mnie uszczęśliwić? Nie wiem. Wiem, że zbadałem ją od góry do dołu i wszystko mi w niej pasowało. No dobra, ta sukienka - ale dlatego, że nie pasowała do plaży, wyglądała zbyt elegancko. Nie to, że nie pasowała jej, wręcz przeciwnie, podkreślała jej wyjątkową urodę, nie pasowała mi tutaj. Ze mną. Sam nigdy kobiety sam na sam nie spotkałem w podobnej sytuacji, więc nie wiem, co one o mnie myślą. Wiem, że byłem wysoki, na pewno atletyczny, a moje oczy podobno nie należały do najbrzydszych - ale wiem to od dwóch starych facetów, z którymi spędzam dnie. ZAJEBIŚCIE, co nie?! Ha. To właśnie moje życie, które doznało kolizji z kimś takim, jak ONA. KONIEC.
Fajnie byłoby przestać wiecznie myśleć, analizować, odczuwać za bardzo. Taki byłem, pomimo tego, co potrafiłem zrobić tym, którzy krzywdzili innych. Cisza? O, mam chwilę spokoju, ufff. Każdy nas ma swój wewnętrzny głos, sumienie, które lubi nam mówić, co robić, a czego nie. To sprawia, że jesteśmy ludźmi. Jednak, czasem przydałaby się chwila totalnej pustki, bezmyślnego działania. Ale... Ta chwila spokoju została znowu zaburzona JEJ kolejnymi słowami. Dlaczego tak podkreśliła słowa "sami"? Rozbawiłem ją, wyśmiała mnie, źle zinterpretowała? A może stwierdziła, że ją uwodzę, jak jakiś typowy wieśniak gwiżdżący na prostytutki w mieście? Oby nie... I jeszcze ten wzrok, ta uniesiona brew, który były aż nazbyt wymowne... i wprawiające w zakłopotanie. Nie chciałem tego, więc szybko postanowiłem jakoś sprostować swoją wypowiedź, choć dzisiaj ewidentnie mi to nie wychodziło: - Ech... Wybacz, nie chciałem... Chodzi mi o to, że przede mną nie musisz uciekać, a ten tłum ludzi, który najwyraźniej Ci przeszkadza, tutaj Ciebie na pewno nie dopadnie. - Czy ja nie brzmię, jak jakiś infantylny debil, który wiecznie chce pomagać, chronić, dbać o kogoś? To moja słabość, nies... JAKA KURWA TWOJA SŁABOŚĆ? TO DZIĘKI SOBIE JESTEŚ TYM, KIM JESTEŚ. Ech, znowu to... samo, ale tak - taka była prawda. Gdyby nie ja, to to miasto całkowicie zeszłoby na psy. W porcie w nocy jest przynajmniej spokój, jako tako. "Spokój". Na pewno jest mniej tych wszystkich "śmieci". Tak, to są ludzkie odpady, które niszczą życie innym. Inaczej tego nie można nazwać. I ja za utrzymywanie porządku w tym porcie odpowiadam. "Śmieci"? Nawet zaczynam mówić tak, jak chciałaby ta moja mroczna część charakteru, którą każdy z nas stara się trzymać w ryzach. Mocne słowo, ale tutaj akurat ma rację. Ja natomiast nie mam zamiaru posuwać się jeszcze dalej. Nienawidzę zabij... Nie, do tego mnie nikt nie zmusi. I tak, chciałem też, by i Ona - ta nieznajoma - była spokojna, bezpieczna, ze mną: - Słuchaj, nie chciałem, byś źle mnie zrozumiała... - chyba nazbyt głośno przełknąłem ślinę, pewnie ze zdenerwowania - Jestem zazwyczaj sam. Zazwyczaj, bo tam, w latarni, jest jeden... jest Oroshi, którego widzę częściej niż kogokolwiek innego. Starszy jegomość. Pomagam mu w pracy. Dzisiaj mam wolne. Przyszedłem odpocząć, w końcu, bo ostatnia noc była... - NAWET SIĘ KURWA NIE WAŻ. Dobra, do tego mi nie jesteś potrzebny. Znowu zidiociałem, znowu się otwieram... Przestań. Mi. Przeszkadzać. To ja tutaj rządzę, Ty sobie siedzisz! - Uwielbiam Twoje dłonie. - ŻE CO, KURWA? UWAŻASZ, ŻE TO BRZMI LEPIEJ? JUŻ LEPIEJ BY BYŁO, GDYBYŚ POWIEDZIAŁ JEJ O TYM, CO ROBISZ NOCAMI. Chcę umrzeć...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość