Latarnia morska

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Isane byłaby kiepską nauczycielką. Uwielbiała poznawać nowych ludzi, była duszą towarzystwa, jednak miłość była jej całkowicie obca. Nie poznała miłości rodzicielskiej, ani żadnej innej. Większość życia miała wrażenie, że to co łączyło luzie w pary, to jedynie fizyczne potrzeby i chęć nie bycia samotnym. Myliła się? Nie wiedziała. Zakładała, że może kiedyś się dowie, albo i nie. Podchodziła do tego z typowym nastawieniem lekkoducha. Nie zależało jej specjalnie, nie szukała miłości, bo nie wiedziała jak ta w ogóle wyglądała. Zresztą bała się zawodu, dlatego rzadko kiedy dopuszczała do siebie głębsze i dłuższe relacje niż te chwilowe. Czuła jednak, że z Hiro było inaczej. Nie umiała tego opisać. Jego pozytywność wpływała na nią kojąco, ale także trochę ją to wszystko przerażało. Ani razu nie czuła napływu gniewu czy agresji. Nie trzęsły się jej ręce, nie wygladała jak gdyby miała zaraz wybuchnąć. Naprawdę rzadkość. Zazwyczaj była niczym tykająca bomba. Czemu nieznajomy tak mocno na nią oddziaływał? A może nie był nieznajomym. Taka myśl na dobre zagościła w jej małej główce, że aż powiedziała ją na głos. Instynktownie, trochę bezsensu. Na szczęście nie wydał się obruszony jej dziwnym pytaniem. Czyżby nie uznał ją jeszcze za dziwną wariatkę? To tylko kwestia czasu Hiro-kun. Kwestia czasu.
Była zagubiona. Pewnie bardziej niż mu się wydawało. Widocznie dobrze się kryła. Na szczęście. Od zawsze próbowała ukrywać swoją prawdziwą osobowość za maską czegoś innego. Chyba odwagi, prowokacji i onieśmielenia. Nie zawsze jej jednak wychodziło. Nie była zawodową aktorką, była zwykłym człowiekiem. Niełatwo się przed kimś otwierała. Bała się ujawnić swoje prawdziwe ja. Hiro mógł jednak zobaczyć więcej niż prawie każdy inny. Chyba był wyjątkowy od samego początku. A może to te złote oczy, nie umiała stwierdzić. Był jeszcze Mujin. Jego wspomnienie bolało, wolała o nim nie myśleć. Może z czasem o nim zapomni?
Słysząc jego szczere (?) słowa westchnęła z ulgą. Chyba rzeczywiście czuł podobnie. Jak gdyby się już kiedyś poznali. Cieszyła się, że sobie tego wszystkiego nie uroiła. Poczuła się odrobinę mniej samotna. Była mu za to niezmiernie wdzięczna. Zabrał od niej, na swoje silne barki, odrobinę cierpnie, jakie truło jej serce. Arigatou.
Zacisnęła mocniej swoją dłoń. Przekrzywiła lekko głowę, czyżby się jej przyglądał? Chyba tak. Oceniał swoją zdobycz, a może był po prostu ciekawy? Nie miała mu za złe żadnej z dwóch opcji. Zastanawiała się przez chwilę czy wpadła mu w oko. Chyba odpowiedź leżała na jej nogach, w postaci splecionych palców. Znów spojrzała na ich dłonie ukradkiem. Żałowała, że szybciej nie upominała się o takie magiczne momenty. O zwyczajne trzymanie się za ręce. Mówiło więcej niż tysiąc słów. Czuła, że odnajdywała siebie na nowo. Siebie i swoje potrzeby. Bliskość kogoś innego była jedną z nich.
Nie ogarnął jej żartu i zaczął się szamotać z własnymi myślami, słowami. Biedny. Wiedziała, że tak będzie. Znowu specjalnie wyprowadziła go z równowagi. Robiła mu krzywdę, a był taki bezbronny. Musiała przestać się nim bawić. To okropny nawyk, granie na ludzkich emocjach. Widocznie rzeczywiście nie miał złych zamiarów. Trochę go testowała. Zaśmiała się cicho. Nie było ani sekundy, w której pomyślałaby źle na jego temat. Miał o sobie aż taką niską samoocenę?
- Żartowałam, Hiro-kun. Gomene - powiedziała cicho, przepraszającym tonem, padając na plecy. Wciąż trzymała jego rękę w swoich łapkach. Położyła się na boku. Przodem do niego. Przyciągnęła jego dłoń do swojej buzi. Gdzieś między ustami a nosem. Pewnie łaskotała swoim oddechem jego skórę. Wtuliła się w jego dłoń zamykając powieki. Przypominał jej dom. Dom, którego nigdy nie miała. Czy klinika była jej domem? Za pewne tak, dopóki ktoś jej tam nie zostawił. Nie porzucił.
- Nasze dłonie? - Poprawiła go ledwie dotykając jego palców swoimi ustami. Były takie ciepłe, pewne, silne i słone, jak morska woda.
Chciała, żeby ta chwila trwała. Najlepiej już na zawsze. Wiedziała jednak, że było to niemożliwe. - Nie jestem dla Ciebie dobra - wyszeptała. Miała nadzieję, że je nie usłyszy. Albo zdecyduje się nie usłyszeć. Lepiej dla niego, gdyby teraz odszedł. Teraz zanim nie było jeszcze za późno, Potem przepadnie, a Isane będzie zbyt miękka, żeby go od siebie uwolnić. Zasługiwał na kogoś lepszego.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Dawno już temu, jakoś na początku pracy w latarni, gdy miałem aż nadto czasu na przyglądanie się kolejnym przypływom i odpływom statków w porcie, sięgnąłem po jedną z książek Oroshiego - a jest ich cała wnęka w salonie. Była to nieco starta już, wyblakła, całkiem masywna księga - lubię ją nazywać "Księgą Miłości". Żebyście mnie źle nie zrozumieli. Nie chodzi o pikantne historie zakrapianie niezobowiązującym pragnieniem ciał. Nic z tych rzeczy. Ta książką, ta opowieść o Wukingu i Agri, czyli parze ukochanych, która w pewnym momencie musi poradzić sobie z wojną na dwóch frontach: własnych uczuć i toczącej się między ich zwaśnionymi rodami. Jakże oklepany, sztampowy schemat. Oj, tak. Niemniej, w tej opowieści urzekło mnie coś innego: sam początek ich znajomości. Bohaterowie wspominają, jak pierwsza noc, jaką spędzili razem, nie polegała na typowym zakończeniu. To pojawiło się dopiero z czasem... Ale nie, ich pierwsza romantyczna noc polegała na tym, że zasnęli razem, przytuleni do siebie, ogrzewając się ciałami pod gołym niebem, u brzegu jeziora. On objął ją swoim ramieniem, a ich dłonie splotły się niczym winorośla. I tak oto spoczęli. To jest piękne: takie szczere, nieskazitelne uczucie, które dojrzewa powoli, bez pośpiechu. Dla innych jest to zapewne nie do pomyślenia, ale dla mnie? To jeden z powodu, dla których nigdy nie skorzystałem z przydrożnych usług panien pod latarniami w porcie. Wcale mnie to nie interesowała. Może też i dlatego nie wiedziałem, jak się w obliczu... Isane... zachowywać? Czułem się uwiązany, trochę jak niewolnik jej woli. Przynajmniej, tak było na początku. Teraz jednak, coraz więcej zauważałem, coraz więcej czułem, choć nadal nie mogłem mówić o prowadzeniu - choć to zawsze ja zdawałem się być dominującym charakterem w towarzystwie. Tutaj dałem się prowadzić. Z drugiej jednak strony, odpowiadałem i nie byłem bierny. Nie oszukuję - odpowiadało mi to, a nawet cieszyło. Pozwalam jej robić pierwszy krok. Najwyraźniej, ona to lubi, a mi to odpowiada. Tak ma być. Zgraliśmy się doskonale - tak to widzę - a nieludzki wzrok był zawsze moją mocną stroną. Jednak, jeszcze za wcześnie na zdradzenie wszystkie. Palnąłem już wystarczająco wiele głupot, jak chociażby przed chwilą - "UWIELBIAM TWOJE DŁONIE". Nosz kur... Okej, uspokój się...
Jej odpowiedzi na moje zmieszane wypowiedzi nie były jednoznaczne. Z jednej strony, coraz bardziej zaciskała swoje dłonie wokół mojej, a ta ciągle spoczywała na jej aksamitnych nogach. Taka niejednoznaczność trochę mnie niepokoiła. To uczucie we mnie wzbierało niczym fale, które znoszą się z wybrzeża przed uderzeniem tsunami. Nie, musiałem się lepiej kontrolować i nie dopuścić do kolejnego napadu złości. Wcześniej najwyraźniej nie odczuła żadnego bólu, gdy ogarniała mnie mroczna część mojego charakteru. O dziwo, od dłuższego czasu jest cisza. Halo?! Jesteś tam?! Nie, brak odpowiedzi, brak wahań i wątpliwości, więc wszystko na razie najwyraźniej idzie tak, jak musi. W dodatku, zdaje się, że to, co przed chwilą palnąłem jak skończony idiota, jakoś umknęło jej, nie wyśmiała mnie, a właściwie zaakceptowała. W pewnym momencie opadła na ziemie, następnie odwróciła w moją stroną, przyciągając moją dłoń do swej twarzy... Co za cudowne i jednocześnie niepokojące uczucie - serce znowu poczęło bić mi szybciej, jednocześnie podchodząc do gardła. Znowu się dusiłem. Musiałem coś zrobić. Chciałem jakoś odpowiedzieć. Czułem jej oddech. Taki spokojny, delikatny, pewny siebie. Muskał mnie niczym pierwsze spojrzenia słońca nad ranem. Takie codzienne, ale nadal niezwykle uczucie. Tylko ja tu się denerwowałem, a ona mnie jeszcze swoim cichym, ulotnym głosem przeprosiła. Za co?! Może to ja powinienem ją był przeprosić za swoją głupotę. To ona musiała znosić mój blamaż. Chłopak znikąd, bez przeszłości dotyka "gwiezdnego pyłu". "Sutādasuto" (jap. スターダスト, ang. "Stardust") - tak, tym jest dla mnie. Najgorsze, że powiedziałem to na głos w momencie, gdy ta zamknęła oczy leżąc obok mnie z moją dłonią przy jej twarzy. IDIOTO... Oho, powrócił. Odejdź, daj mi żyć. Ale... ten sposób, w jaki się do mnie zwracała, to co robiła... Nie, mi się wydawało, że jestem sobą, powraca mi kontrola sytuacji. Nie, w jej obliczu, ten głos w głowie był zdecydowanie rzadszy, niż na co dzień. Mogłem żyć, być szczęśliwy, kochany? Nie wiem, to są poważne słowa. Wiem jednak, że to, co czytałem w tej książce, sam przeżywałem. To było wspaniałe, nawet jeśli to ONA dyktowała warunki. Nie miałem nic przeciwko temu. Jedyne, co chciałem zrobić w tym momencie, to swoją dłonią objąć delikatnie jej anielską twarz, wtuloną w moją rękę. Poczuć jej ciało w swoim objęciu. Ale to może zbyt wiele? A jeśli mnie zostawi? Nie chcę ryzykować...
To ona wykonała kolejny krok. Przytknęła moją dłoń do swych miękkich, pełnych życia i koloru ust niczym dojrzałe płatki róż ust... i w tym momencie było mi wszystko jedno. Miała mnie. Pytanie tylko, znowu czy cały czas, od samego początku, gdy stanąłem przed nią na plaży, gdy ta zabrała moją koszulkę. W tej samej chwili jednak wyszeptała coś, czego chyba nie miałem usłyszeć. Może jej się wymsknęło w tej rozkosznej chwili, pełnej napięcia i emocji, które ja zdecydowanie odczuwałem. Ona też? Chyba też coś czuła, nie było to byle wyrachowanie, jej przyzwyczajenie. Czy może jednak się mylę i robi tak z innymi? Nie chciałem dopuścić do siebie tej myśli, bo... wiem, jakby się to mogło skończyć. Nie, nie mogę jej przytaknąć, nawet jeśli miewam jakieś podejrzenia. BEZPODSTAWNE. Tak, wiem! Nie musisz mi podpowiadać! Widzę przecież, że też sama do końca nie wie, co się między nami tutaj dzieje. Jacy obcy ludzie zachowują się w ten sposób wobec siebie?! Nawet w mojej książce tak nie było. Tam to trwało wiele czasu, nim doszło do takiego zbliżenia. "Nasze dłonie", jak to pięknie wyszeptała, splotły się zdecydowanie wcześniej. Za szybko? Może niepotrzebnie? Nie, nie, nie. Jest tak, jak miało być. Bezbłędnie. Na razie, bo jej ostatnie słowa wprawiły mnie w nastrój lekkiego niepokoju - na tyle lekkiego, że w żaden durny sposób nie zareagowałem. Ale odważyłem się w końcu zadziałać, bo chciałem... nadal chciałem tej obecności, chciałem ją bronić... przed czym? Ludźmi? Nią samą? Sobą? Nie wiem... Ale zrobiłem to: delikatnie, z gracją, którą chciałem od niej skopiować, dłoń, którą tuliła do swoich ust, uwolniłem, a następnie palcem wskazującym tejże dłoni musnąłem jej usta od góry, tuż pod nosem, do dołu, w stronę jej podróbka, jakże skromnego, kobiecego - nie chciałem bowiem, by wypowiadała takie słowa. Ta chwila miała trwać, a ona była najlepszym, co spotkało mnie w życiu. Miałem nadzieję, że zrozumie ten gest. Nie chciałem dodawać nic od siebie - na razie bałem się o reakcję na moje odważne zachowanie...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Każdy miał swoje demony. Isane dobrze o tym wiedziała. Chłopak wydawał jej się oazą spokoju, radości i opanowania, chociaż na pewno krył też w sobie coś więcej. Oczywiście była tego bardzo ciekawa. Miała cichą nadzieję, że odkryje wszystkiego jego tajemnice. Typowe nadzieje ciekawskiej osoby. Nie mogła się powstrzymać. Chciała wszystko wiedzieć. Wciskanie nochala w nieswoje sprawy nie było ogólnie akceptowalne, mimo wszystko próbowała swoich sił w zdobywaniu informacji. Na pewno jednak by jej nie przegonił. Demony, które kryła w sobie były chyba zbyt potężne, zbyt mroczne dla kogokolwiek. Wolała, żeby ich nie poznał. Wiedziała, że zegar tykał. W końcu wyjdą na powierzchnię. Wtedy nie będzie już odwrotu.
Obecność Hiro była lekka jak morska bryza. Przyjemna i delikatna. Nigdy w życiu nie spotkała kogoś takiego. Nie przeszkadzał jej pod żadnym względem, wręcz przeciwnie. Jego bliskość cieszyła i uspokajała jej wiecznie wzburzone emocje. Dawno nie była tak spokojna. Czuła się coraz bardziej senna, jak gdyby mogła zasnąć i nie mieć koszmarów. Dobre sobie, taka noc była chyba niemożliwa. Dzieciństwo od zawsze ją prześladowało. Często nie pamiętała swoich snów, jednak w nocy budziło ją uczucie niepokoju, strachu. Koszmary zawsze tam były, ale zazwyczaj nie mogła ich sobie potem przypomnieć. Nie wiedziała co było bardziej traumatyczne. Czas przed laboratorium czy w trakcie. Nie pamiętała wiele, dla swojego własnego dobra. Jej mózg nie dopuszczał do siebie wszystkich informacji, jak gdyby chciał się bronić przed ich znaczeniem. Widocznie wiedział co robi. Była wystarczająco niestabilna, żeby dorzucać jej więcej złych wspomnień. Pewnie wtedy już całkiem by się rozpadła i nic by z niej nie zostało.
Przy Mujinie na nowo znalazła sens. Chęć nauki sztuki medycznej dała jej cel i chęci. W klinice czuła się bezpiecznie. Znów nie była sama. Przypomniała sobie również czym był strach. Strach i oddanie. Zwłaszcza kiedy straszył ją swoimi robakami. A potem ją zostawił. I znów została sama. Może tak było lepiej?
Leżała na boku z zamkniętymi oczami. Odpoczywała.
- Sutādasuto? - Powtórzyła za nim z pytaniem w głosie. Nie zrozumiała ani trochę, jednak nie przejęła się tym za bardzo. Cieszyła się z momentu w jakim tkwiła. Był po prostu idealny. Chyba zbyt idealny, żeby być prawdziwy. Tak, zdecydowanie. Na pewno był jednym wielkim kłamstwem. Nie zasłużyła sobie w końcu na szczęście. Niby na jakiej podstawie?
Czy swoimi słowami starała się odepchnąć go od siebie? Podświadomie chyba się o niego martwiła. Wiedziała, że byłoby lepiej gdyby się do niego nie zbliżyła. Nie zabrała jego koszuli zmuszając go do zwrócenia na siebie uwagi. Wtedy mógł być bezpieczny z dala od niej. Nie chciała jednak, żeby się oddalił. Lubiła jego zapach, miłą skórę i złote oczy. Wiedziała, że byłoby jej przykro, gdyby odszedł. Z drugiej strony była to tylko cholerna kwestia czasu. Obiecała sobie, że przestanie się przywiązywać do kogokolwiek, więc co teraz do kurwy właśnie robiła? Sprowadzi na nich zgubienie. Na niego i na siebie. Była tego po prostu pewna.
Brnęła jednak dalej. Napawała się ciepłem jego dłoni przy swoich ustach. W końcu jednak ją zabrał. Otworzyła gwałtownie oczy, jak gdyby się wystraszyła, że zamierzał odejść. Jęknęła cicho, ale szybko zamrugała zdziwiona. Nie odchodził, wręcz przeciwnie. Westchnęła z wyczuwalną ulgą i zaśmiała się cicho, trochę nerwowo. Jego gest ją rozbawił, spodobał się jej. Posłała mu ten słodki uśmiech, który chyba od teraz zarezerwuje specjalnie dla niego. Jego palec beztrosko powędrował po jej twarzy.
Widocznie nie chciał, żeby mówiła takie rzeczy. Wolał nie wiedzieć jaka była naprawdę? Mądrze, ale zgubnie. Kiedyś na pewno wszystko wyjdzie na powierzchnie. Takich rzeczy nie dało się ukryć. Nie było takiej opcji. Nie protestowała jednak. Skoro chciał unikać niewygodnych tematów nie zamierzała kontynuować. Poczuła nowy przypływ energii.
Usiadła z powrotem, podparta na jednej dłoni. Spojrzała na horyzont. Słońce paliło coraz mniej, pewnie za klika chwil zacznie zachodzić. Spędzili tutaj tyle czasu, a jej wciąż było mało.
- Woda? - Zapytała spoglądając na niego z zadziornym uśmiechem. Ciekawe zy zrozumie, o co jej chodzi. Znów miała głupie pomysły. Nie wiedziała czy mu się spodobają. Nie myśląc za wiele już zaczęła się podnosić. - Kto pierwszy! - Pisnęła ruszając ile sił w nogach przed siebie, w stronę szumiących fal. Zostawiła za sobą wszystkie rzeczy, buty. Biegła boso trzymając końce sukienki, żeby nie utrudniały jej ruchów. Czuła się taka wolna. Nie wiedziała czy do niej dołączy czy nie. Jeśli jej się udało i dotarła na miejsce wbiegła od razu do wody piszcząc jak nastolatka. Była zimniejsza niż się spodziewała.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Czas to jedyna niewiadoma na tym świecie. Nie dość, że nikt z nas nie wie, ile czasu mu pozostało, to w dodatku nie mamy nad tym żadnej kontroli. Dlatego więc, w tym właśnie momencie, nie miałem zamiaru niczego żałować. Jeden, jedyny dzień, gdy czułem się prawdziwie szczęśliwy, a moje ja było wewnętrznie zgodne, zazwyczaj - ta dziewczyna... ISANE... dała mi powód do uśmiechu, nawet jeśli na początku jej obecność mnie paraliżowała. Teraz jednak, odważyłem się na kolejny krok: dotknąłem jej ust. Sam. Bez zaproszenia. Na początku myślałem, że jej odruch oznaczała niechęć, zbulwersowanie i odrzucenie, ale... chyba znowu się myliłem. Była po prostu zaskoczona nagłym oderwanie dłoni od jej twarzy, co szybko się zmieniło, gdy znowu, tym razem sam, przyłożyłem palec do jej ust i musnąłem jej twarz. Chyba to zaakceptowała, nawet się zaśmiała i uśmiechnęła, choć był to taki niespokojny śmiech. Może zdziwienia? Nie wiem, wiem, że cała promieniała. Tak, jak ja, gdy już się uspokoiłem i odczułem dalszą akceptację.
Jednak chwilę wcześniej, gdy usłyszała, niestety, mój szept i nazwanie ją "gwiezdnym pyłem", wydała się zdziwiona i pytająco powtórzyła te słowo. Nie zrozumiała. Może i lepiej? Wiedziałem, że czas zacząć używać języka, bo na dworze było coraz ciemniej i chłodniej, powoli zbliżała się pora zachodu słońca: - "Gwiezdny pył". To oznacza to słowo. Nie wiem, dlaczego, ale od razu mi się z Tobą skojarzyło... - Pięknie wybrnąłem, co nie? Nie, nie było to piękne, bo chyba nawet nie mogła tego usłyszeć. Powiedziałem to cichym, nieco śpiewającym akcentem - ten, ze wszystkich, które słyszałem w Ryuzaku, podobał mi się najbardziej. Raczej nie słyszała, bo więcej się nie odezwała. Powtórzę: może to i lepiej? Gdy tak leżała, tuliła się do mej dłoni, przymykała oczy, czułem jej lekki oddech. Chciałem go czuć na swojej skórze już zawsze. HALO, HALO? CZY TO PAN DEBIL? Ach, tak, brakowało mi Ciebie. Oczywiście, żartuję. Nie, nie Pan debil. Najwyraźniej było mi z nią dobrze, tak, jak trzeba. Czy ja się nie powtarzam? Trochę już tu czas spędziliśmy ze sobą. Sami, dosłownie sami. Na horyzoncie pojawi się zaraz pierwsza pomarańcz i pierwsza czerwień, a ostre jak brzytwa słońce da nam w końcu odetchnąć. I jej, zwłaszcza jej delikatnej skórze. Spojrzałem na nią, ponownie. Był to widok, który mógłby towarzyszyć mi już do końca życia i wiedziałbym, że nie jest to życie zmarnowane. Ależ romantycznie! Tylko... czy szczerze? Z mojej strony, na pewno. Powtarzać się nie będę, ale wiem, że jest to dla mnie nowość. I niech tak pozostanie. INNEJ nowości nie chcę, tylko ta jedna. Jedyna. Z nią mi dobrze. Jej natomiast, jak wspomniałem, powróciła energia. Czyżby zbliżający się już dużymi krokami zachód Słońca?
Podniosła się nagle, żwawo, i zaprosiła mnie słowami do wspólnego wypadu do wody. WOW, co za zmiana... tematu? Klimatu? Napięcia? Nie wiem, byłem zdziwiony, ale ona już się zebrała i pomknęła, nie czekając na moją odpowiedź. Czy to zaproszenie, czy mam jej dać po prostu spokój? No, idioto, wyraźnie rzuciła zapytanie w Twoją stronę. Nie ma tu nikogo poza Wami. No chyba, że właściwie rzuciła to do otępiałem, martwej natury, którą w tym momencie przypominałeś swoim durnym zachowaniem. Znowu. Mój szok był na pewno widoczny, ale co z tego, skoro ona już ruszyła? I tym razem nie miałem wątpliwości, bo wydała z siebie pisk w postaci... wyzwania! No, to kto pierwszy? Dasz się tak, kobiecie, która jest tutaj pierwszy raz? NIGDY. Szybko podskoczyłem na nogach, obracając się w stronę morza. Ona biegła, ile sił w nogach, ale zdaje się, że nie była przyzwyczajona do biegania w piasku. Tutejszy piasek był natomiast bardzo dobrze znany. I JESZCZE TEN ZADZIORNY UŚMIECH. Nie, nie ma takiego uciekania. Jesteś moja! Erm, Hiro? Wszystko okej? Przecież nawet nie wiesz, czy ona Ciebie lubi! Nie dawaj sobie złudnej nadziei, drugiego porzucenia nie przeżyjesz... Cicho, nie teraz! Okej, no to ruszam i wykorzystuję swoją zwinność, dłuższe susy - w końcu byłem od niej znacznie wyższy - ale nie będę owijał w bawełnę: jest szybka, skubana! I te nogi! Takie... Okej, przestań się przenosić w krainę fantazji i skup się na niej. Tak, pewnie przyjemnie się za nią biegnie, co? Ten widok. Ten śmiech, który towarzyszy jej w wyścigu. No, ale zrób swoje i wyprzedź ją! A może nie powinienem, co? Może ona po prostu lubi prowadzić?! Nie chcę jej odstra... Dobra, dobra, biegniemy! Powoli się do niej zbliżam i widzę, jak zgrabnie trzyma skrawki sukienki tak, by wygodniej się jej biegło. Spryciara! No, jestem już niemalże obok niej, tak, doganiam ją, a wodą gdzieś z 20-30 metrów przed nami!
W momencie, gdy zrównałem się z nią w biegu, zakradłem od lewej strony, rzuciłem jej równie wyzywający uśmiech i pochwycił, znowu, za dłoń, po czym lekko przyśpieszyłem i razem po kilkunastu metrach wpadliśmy do wody. Tak, było dosyć chłodna, choć nadal przyjemna dla ciała. Tak jak jej dłoń. Gdy już woda sięgała tak nieco ponad mój pas, a jej mniej więcej w okolice klatki piersiowej, odwróciłem się w stronę plaży i niej, bo pozostała nieco w tyle, choć była nadal na wyciągnięcie ręki - którą puściłem, nie chcąc jej zbyt mocno zanurzyć - i rzuciłem się pełen niewinnego, dziecięcego szczęścia plecami na taflę wody. Ta wystrzeliła w górę, a ja w końcu ochłodziłem się świeżą, morską cieczą. Ależ chłodno i przyjemnie. Tego mi było trzeba. Jej chyba też, choć straciłem ją w tym momencie z oczu. Zamarłem tak pod wodą, w chwili niezwykłej, wyjątkowej, której nie chciałem nigdy utracić. To było prawdziwe szczęście. Czas? Niepewny? Tak. Ale czas z nią? To była dla mnie stała, niezmienna: SZCZĘŚCIE pisane wielką literą!
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Hiro sam od siebie wykazał inicjatywę. Była zdziwiona, nie kryła się z tym an trochę. Nie potrafiła nawet, jeśli by tego chciała. Dotknął jej ust delikatnie, ale jednak. Zrobił to sam od siebie. Czuła jak jej serce zabiło o raz za dużo. Wiedziała dobrze, że oddziaływała na niego w taki sam sposób, kiedy robiła wszystkie te prowokacyjne gesty. Teraz? Teraz jej się odwdzięczył. Nie narzekała, wręcz przeciwnie. Prowadziła go jak chciała, bo tak było dla niej bezpieczniej. Kiedy to ona dyktowała warunki mogła robić co jej się podobało, tym samym trzymając kogoś na dystans. Nic nie było jej w stanie zaskoczyć. To nie tak, że zawsze chciała nad kimś górować. Wręcz przeciwnie, ale dzięki temu mogła mieć kontrolę. W końcu w taki sposób broniła się przed własnymi lękami. Nakładając na siebie maskę pewności siebie. Niektórych to odstraszało i dobrze. Przesadnie silna, niezależna i pewna siebie dziewczyna mogła być przerażająca. Taki był jej cel. Ukrycie swoich wad i lęków. Dzięki temu zamykała głęboko w sobie tą niepewną i zagubioną Isane, tą prawdziwą. Hiro jednak nie wyglądał na wystraszonego. Ani trochę. Nie chciała, żeby się jej bał. Chociaż pewnie powinien.
Gwiezdny pył. Tak ją nazwał. Może coś to dla niego znaczyło? Nie skojarzyła nazwy z niczym konkretnym. Nie komentowała jednak, widocznie miał w sobie duszę poety. Chętnie została jego gwiezdnym pyłem. Nie miała z tym najmniejszych problemów, jeśli tylko pozwolił jej wspierać się na jego pewnej, silnej dłoni. Trzymała się jej jak koła ratunkowego. Tylko ona ratowała ją przed upadkiem w ciemność i mrok panujący w jej sercu. Czy Hiro mógł ją rzeczywiście ocalić? Nie Isane, nie mógł. Nie było już nic do ocalenia. Posiadanie duszy to przywilej, na którego nie było ją nigdy stać. Nie dało się przestać być potworem tylko dlatego, że ktoś niewinny i dobry poświęcał jej uwagę. Tak to nie działało, chociaż bardzo sobie tego życzyła.
Słońce niebezpiecznie zbliżało się w stronę horyzontu. Jego promienie zelżały, a kolor powoli zaczął się zmieniać. Czy był to wyznacznik ich czasu? A może zachód zwiastował dopiero początek? Przypomniała sobie, że chłopak mówił coś o latarni, o osobie, która na niego czekała. Miał gdzie wracać. Wiedziała, że nie powinna go zbyt długo przetrzymywać. Posiadał swoje miejsce na ziemi. Kim była, żeby mu je odbierać? Nie zamierzała jednak wracać do kliniki. Tak przynajmniej sobie wmawiała. Niestety podróż do Atsui nocą odpadała. Po co w ogóle chciała tam wracać? Przecież nic tam na nią nie czekało. Co za bezsensowny pomysł.
Nie zdążyła jednak za bardzo się nad tym zastanowić, bo w następnej chwili już biegła w stronę słońca i morza. Jak zwykle działała instynktownie. Zerwała się i po prostu ruszyła. Nie zważając na konsekwencje brnęła do przodu, a wiatr rozwiewał jej długie włosy. Z każdym krokiem znajdowała się bliżej morskiej wody. Piasek, wciąż ciepły od słońca, przyjemnie ogrzewał jej bose stopy. Jednak to zimna woda była tym czego pragnęła. A raczej dreszczyk emocji towarzyszący robieniu czegoś szalonego. Isane była w końcu uzależniona od akcji. Adrenalina jak narkotyk. Biegnąc odwróciła się jeszcze w stronę Hiro, jak gdyby chciała sprawdzić czy przyjął wyzwanie. Nie musiała za bardzo się wysilać, chłopak już zrównał się z nią z lewej strony. Zaśmiała się szczerze i rzuciła mu spojrzenie turkusowych oczu kiedy ponownie pochwycił jej dłoń. Znów splotła ich palce chwytając się go mocniej. Z przyjemnością dała mu się pociągnąć do wody.
1, 2, 3 sekundy zajęło jej poczucie zimna na skórze. Pisnęła zaskoczona. Po kilku chwilach była już praktycznie cała mokra. Chłopak brnął jednak dalej, a ona nie chciała zostać w tyle. W końcu puścił jej rękę i beztrosko rzucił się na wodę. Znów pisnęła, kiedy ją ochlapał. Nie czekała zanurzyła się na chwilę w wodzie chcąc zmyć z siebie poprzyklejany piasek. Ledwo dotykała dna, jednak trzymała się całkiem nieźle. Woda sięgała jej do ramion, a długie blond włosy pływały wokół niej swobodnie.
- Hiro? - Zapytała trochę niepewnie. Chyba zanurkował. Przegapiła ten moment. Obróciła się jeszcze dookoła upewniając czy nie wrócił w stronę plaży. Nic. Od razu ruszyła w stronę gdzie się przed chwilą znajdował. Dwa korki później stała na palcach, a potem wcale. Dryfowała w jego stronę. Zanurzyła się chcąc go odnaleźć. Gdzie się jej schował? Miała nadzieję, że nic mu się nie stało. Zwłaszcza w momencie, kiedy nie była w stanie używać medycznych technik. Dziwne uczucie niepokoju się nasilało. Musiała się uspokoić. Był to jeden z tych momentów, kiedy stała na krawędzi. Za chwile skoczy w dół i wszystko legnie gruzach. Czuła jak zaczynały jej się trząść ręce.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Spokój. Szczęście. Spełnienie. Te trzy słowa grały mi w głowie już co najmniej przez minutę, odkąd tak tkwiłem pod wodą. Chciałem tak tkwić. Trwać. Trzymać się jej. Tutaj w tej chodnej wodzie czułem się jak nowonarodzony. Jakkolwiek głupio by to brzmiało, moje myśli dryfowały wokół Niej. Nawet tutaj, nawet teraz w tej chłodnej, słonej morskiej wodzie, podczas zachodu słońca. Fale targały mną lekko raz w jedną, raz w drugą stronę, a ja się nie opierałem. Było mi w ten sposób dobrze. Dokładnie w ten sam sposób dawałem się jej prowadzić przez cały dzisiejszy dzień. Czy to coś znaczyło? Ten zryw serca, potem jego uspokojenie - a wszystko za jej sprawą. Takie chwile nie mogą trwać wiecznie, tak jak ja nie jestem rybą i wiecznie pod wodą nie będę. Ale... mogłyby. Chwile, w przeciwieństwie do mnie pod wodą mogą zmienić się w minuty, godziny, dni, tygodnie i w końcu całą wieczność. Mijała już druga minuta pod wodą, a ja tak tutaj tkwiłem i rozmyślałem. Oczy lekko zaczynają mnie szczypać. To musi być ta sól. Poza tym, czuję, jak moje serce niebezpiecznie zwolniło. Brak oddechu, brak życia, a powietrze powoli mi się kończyło. Jest coraz trudniej. Czy tak samo będzie z... Isane? Jej imię bardzo gładko przechodziło mi przez gardło. "Isane". Mógłbym je ciągle wymawiać. "Isane"...
To ją właśnie zobaczyłem nerwową kierującą się gdzieś w moim kierunku. Dobijała już 3 minut pod wodą, zacząłem się lekko dusić. Czy ja na serio tyle tutaj tkwię? Jeszcze ją zostawiłem, samą? Na pewno nie ma tutaj gruntu! Ty głupcze! Dobra, zrywam się w jej kierunku. Podpływam, aż widzę jej sylwetkę pod wodą nazbyt dokładnie. Jej suknia musi jej tutaj ciążyć, była niezwykle długa i jasna, dzięki czemu w ogóle ją widzę. Jestem już przy niej i wynurzając się, obejmuję ją i wystawiam wyżej ponad lustro wody tak, by mieć pewność, że nie brakuje jej powietrza, samemu ledwie łapiąc grunt nogami. Ależ ona była szczupła! Ta suknia, choć przemoczona i ciężka, pozwoliła mi poczuć jej szczupłe ciało. Moje dłonie oparły się o jej biodra, dzięki czemu łatwiej mi było ją unieść. Jest niezwykle szczupła. Moje serce znowu zaczęło szybciej bić, wręcz walić w ogromnym kontraście do tego, co jeszcze przed chwilą było pod wodą. To znowu jej obecność, dotyk jej ciała - nawet przez ten gruby materiał - sprawiał, że poczułem przypływ energii... i szczęście zdecydowanie mnie nie opuszczało: - Hej, Isane! Już jestem. Mam nadzieję, że w samą porę! - Odrzekłem z charakterystycznym dla siebie uśmiechem na twarzy, pokazując swoje białe niczym morska piana zęby. Oby się nie wkurzyła. Gdy już upewniłem się, że jest bezpieczna, opuściłem ją trochę niżej, a jej twarz zrównała się z moją. Tak blisko. Zaskoczenie, bo czułem się nader spokojnie w jej tak bliskej obecności. Teraz, w zachodzącym słońcu, jej uroda jeszcze bardziej promieniała: jej trzy "kocie" paski na obu policzkach, szczupły, nieduży nosek, pełne, kolorowe usta, jasnoblond włosy unoszące się na wodzie i te turkusowe oczy - nawet w swoich książkach nie znalazłbym opisu tak doskonałej osoby. Spływająca po jej skórze woda sprawiała, że wyglądała niczym syrena, które ujrzeć mogli jedynie wybrańcy. Czy dla mnie też będzie zgubą? Mam nadzieję, że nie... Jest "doskonała" - coś takiego nie istnieje. Pewnie przesadzałem. Co innego "doskonała według mnie"... "dla mnie". Pewnie tak, bo nikt inny nigdy mi się tak nie podobał. Jezus, jak banalnie to brzmi w moich ustach, ale nie stać mnie na bawienie się w wyszukane opisy. Inni robią to lepiej, więc po co mam udawać? Prostota mojego języka musiała wystarczyć. Jej twarz, jej wzrok wbity we mnie... Czy posunąłem się za daleko? Pewnie niebawem poznam odpowiedź. Natomiast, cała jej twarz sprawiała, że czułem jakeś wewnętrzne ukojenie. Nie musiałem ze sobą prowadzić dialogu. Nie było tutaj żadnych sprzeczności. Tylko ja, ten chłopak znikąd, chowający się w latarni i w nocy przybierający inne obli... Nie chcę o tym teraz myśleć. Nie przy Niej. Trzymałem ją więc dalej w swoich dłoniach do momentu, aż doprowadziłem ją nieco bliżej brzegu, gdzie złapała stopami grunt. Woda była coraz bardziej chłodna, a na jej ciele, jej szyi ujrzałem gęsią skórkę. Czyżby było jej zimno? Zdjął dłonie z jej talii i poszukałem jej dłoni unoszących się na wodzie. Znowu je pochwyciłem i staliśmy tak jakiś czas, wpatrując się w siebie. Gdybym tylko mógł spojrzeć na nią swoimi czerwonymi oczami... Nie, jeszcze bym ją przeraził. Taki blask w ciemności. A, właśnie, przecież robi się już ciemno, a my dalej stoimy w tej wodzie. Musi być jej już zimno. Jest też już późno. Czy to dobry pomysł, czy na pewno chcę jej to zaproponować? Nie chcę, by źle mnie zrozumiała. Nie chcę, by mnie zostawiła. Ale muszę coś powiedzieć...
- Isane, czy zechciałabyś przenocować u nas, tj. u mnie i Oroshiego? Stary latarnik na pewno nie będzie miał nic przeciwko. - Przełknąłem nieco ślinę, bo trudno wypowiadało mi się te zdania. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Nigdy czegoś takiego nie czułem i na pewno nie chciałbym, żeby odeszła... Szybko dodałem, nadal lekko nerwowym tonem, który na pewno wyczuła, tak jak zimno, które coraz bardziej nam doskwierało w tej wodzie: - Możesz spać w moim łóżko, ja zdrzemnę się w salonie, przy kominku. Nie jest to luksus, do jakiego zapewne przywykłaś, ale oddaję Ci wszystko, co mam i liczę, że wystarczy... A, no i wypadałoby coś zjeść. Nie wiem, jak Ty, ale ja umieram z głodu! - Ostatnie słowa wypowiedziałem z mała dozą oczekiwania na zrozumienie, chociażby przytaknięcie, bo naprawdę umierałem z głodu. Ten dzień był zajebiście trudny, mimo że idealny. Najgorsze jest to, że w gotowaniu mistrzem nie byłem, ale na pewno coś tam zostało. Oroshi zapewne siedzi na latarni. Obiecałem, że zajmę się płotem i furtką. Zrobię to kiedy indziej, a on na pewno zrozumie, gdy ją spotka. Proszę, zgódź się... Isane...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Dziwne zjawisko móc robić z kimś co się chciało. Nie musiała mu rozkazywać ani do niczego go zmuszać, a i tak tańczył jak mu zagrała. Czyżby myślał tak samo jak ona? Może podobało mu się, że ktoś go prowadził, albo zwyczajnie miał takie samo zdanie na wszystkie tematy i gesty. Nie umiała stwierdzić. Ciekawa zależność tak do siebie pasować. Czy była prawdziwa? Zawsze musiała o wszystko walczyć, zabiegać. Z Hiro każda rzecz przychodziła naturalnie, niewymuszona i tak prosta.
A potem zniknął. Zanurkował pod wodą i już go nie widziała. Normalna rzecz, nurkowanie w morzu. Na początku się tym specjalnie nie przejęła. Była świadkiem jego wyczynów wcześniej, kiedy jeszcze odpoczywała na plaży a on beztrosko bawił się w wodzie. Teraz jednak było inaczej. Sekundy mijały zamieniając się w minuty, a on nie wypływał. Czemu nie wypływał? Chciał jej coś udowodnić? A może rzeczywiście coś mu się stało. Z każdą kolejną, cholernie ciężką, sekundą jej serce biło coraz szybciej. Zaczynała się denerwować. Typowa Isane. Trzęsące się ręce, płytki oddech. Lada chwila a jej ciało pokryje się błyskawicą i pewnie porazi raitonem więcej niż jedną rybę wokół siebie. Wtedy właśnie poczuła jego dłonie na swoich biodrach. Pisnęła mimowolnie. Nieźle ją wystraszył. Szybkim ruchem zarzuciła mu ręce na szyję, wbijając paznokcie w jego skórę. Chyba odrobinę za mocno. No trudno, zasłużył. Mógł jej tak nie straszyć. Dobrze, że nie zrobiła mu krzywdy. A była tego naprawdę blisko.
- Nie strasz mnie tak - odparła z wyrzutem przywierając do jego ciała. Drżała lekko. Było jej zimno, a może chodziło o coś innego? Korzystała z jego ciepła, samolubnie się tuląc. Zabierała je dla siebie, ogrzewając siebie. Na pewno też było mu zimno. Trudno, zasłużył. Mógł jej nie straszyć. Teraz musiał cierpieć. Cierpieć za swoje grzechy.
W końcu zdecydował się zaprowadzić ich w stronę plaży. Mądrze, lada moment obydwoje się przeziębią. Kąpiel o tej godzinie nie była najlepszym posunięciem, jednak Isane działała pod wpływem chwili. Jak zwykle zresztą. Dała się poprowadzić na brzeg. Nie protestowała, uwiesiła się na nim grzecznie aż do momentu, kiedy poczuła grunt pod stopami. Pochwycił jej dłoń, szkoda nie chciała go puszczać. Może tak było lepiej, odsunęła się nieznacznie przestając kraść jego ciepło. Znów splotła ich palce, jak gdyby był to najbardziej naturalny odruch jaki posiadała.
Wtedy zaczął mówić. Słowa szybko płynęły z jego ust. Od razu wyczuła zakłopotanie, krępował się? Uśmiechnęła się lekko słysząc jego propozycję. Może bał się, że sobie o nim pomyśli coś nieprzyzwoitego? Nawet jeśli, to co? Podobało jej się, kiedy trzymał ją w swoich ramionach. Sam ją pochwycił, a teraz wydawał jej się taki skrępowany. Może on również działał instynktownie, bez przemyślenia. Mięli ze sobą aż tyle wspólnego? Kto by pomyślał.
Wciąż trzymała jego dłoń, a drugą położyła płasko na jego torsie. Ponownie. Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Dała mu dokończyć, słuchając jego słów, czekała na swoją kolej.
- Nic o mnie nie wiesz - zaczęła trochę smutno. - Nie przywykłam do luksusów - dodała z prawie niewyczuwalnym wyrzutem. Chciała mu wytłumaczyć, że nie była nikim specjalnym. Nikim ważnym. Była po prostu sobą. Nie mogła mu nic zaoferować, nic nie posiadała. Przeceniał ją od samego początku, a ona perfidnie mu na to pozwalała. Czas zejść na ziemię Isane, nie możesz wiecznie udawać kogoś dobrego innego.
Zaśmiała się cicho, przywracając pogodny wyraz twarzy. Nie chciała go zniechęcić, albo zasmucić swoimi problemami.
- Chciałabym, jeśli ze mną zostaniesz - odpowiedziała cicho nie odrywając od niego wzroku, znów się uśmiechała. Szukała jego reakcji? Miała na myśli łóżko, salon czy kominek? Hard to say. Nie zamierzała mu tego tłumaczyć. Nie chciała być po prostu sama. Nie mogła zostać tutaj wieczni, prawda? A może mogła? Przynajmniej do momentu aż wyschną jej ubrania. To był dobry start. Ruszyła w stronę plaży, gdzie zostawiła swoje rzeczy. Nie puszczała jednak jego dłoni. Z n o w u. Mokra sukienka szczelnie przywarła do jej ciała. Zimno.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Zdecydowanie przesadziłem z tym zastygnięciem pod wodą. Poczułem to na szyi. Aua! Ale nie daj po sobie poznać! Nie ma co, zasłużyłem na te pazury. Powiedziała, że ją wystraszyłem. Tak, całkowicie wyleciało mi z głowy to, co dzieję się wokół: skupił się na sobie i tym, jak dobrze mi z Nią było, w tej chwili i tej sekundzie i nie chciałem, by to mijało. Była zła, co wyczułem w jej głosie. Oby tylko jej przeszło... Ale, najważniejsze, że jej nic się nie stało, choć w momencie, gdy tak do mnie przywarła całym swoim ciałem, poczułem, że jest jej zimno. Tak myślałem, no i tak teraz czułem. Najwyraźniej, ode mnie musiało bić ciepło, skoro było jej tak wygodnie... i przyjemnie? Ja nie mogłem narzekać. Teraz w dodatku namacalnie odczułem, jak drobną, tzn. szczupłą osobą jest, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jej najwyraźniej także. To ja tutaj byłem zdecydowanie ponadprzeciętny: wysoki, atletyczny, zdecydowanie rzucałem się w oczy. Ona także - ale z zupełnie innych powodów. Trudno było doświadczyć takiego charakteru i urody w jednej osobie. Dla mnie był to ten pierwszy raz i nie chciałem już poznawać kogoś innego. 20 lat - tyle czekałem, by poczuć się w końcu szczęśliwym, spełnionym, "jak w domu". A, właśnie, DOM! Przecież ona mi się tu trzęsie!
Zaproponowałem jej przenocowanie u nas, w latarni. Wydało mi się to naturalne, logiczne i sensowne. Robiło się ciemno, właściwie, już zapadł zmrok. Było tez chłodno, ona przemarzła, zwłaszcza, że jej ciuchy zdecydowanie nie pomagały w tym momencie w chronieniu jej przed spadkiem temperatury. Ba, był ciężkie, przemoczone, a przez to na pewno było jej jeszcze zimniej, niż mi. Ja jednak przyzwyczajony byłem do przeróżnych temperatur i jakoś to znosiłem. Ona zauważalnie gorzej. Nawet teraz, gdy już utrzymała grunt i trzymała mnie za dłoń czułem drgania na jej skórze. Biedna... To przeze mnie i moją głupotę... Moja koszulka leżała sucha, bo tu zostawiłem ją na plaży, przy jej rzeczach. Na razie jednak bałem się, że moja propozycja... nie przypadnie jej do gustu. Znowu mnie zaskoczyła, a ja ponownie popełniłem błąd. To już dzisiaj który? Było tyle gaf, że nie potrafiłem ich zliczyć. Ona jednak sukcesywnie pokazywała, że nic jej z moich potknięć i dalej chciała spędzać z tym nieznajomym czas. "Nieznajomy", "nieznajoma" - czy my na pewno w tym momencie byliśmy dla siebie obcy? Na pewno się tak nie zachowywaliśmy. Oroshi zrozumiem, powtarzałem sobie. Gdybym tylko mógł spojrzeć stąd na latarnię swoją... umiejętnością. Ale nie chciałem jej jeszcze zdradzać, nie chciałem jej przestraszyć swoimi czerwonymi ślepiami w nocy, bo mogłaby zareagować tak, jak wszystkie te... śmiec... Ci przestępcy z portu, którzy na sam widoku uciekają, ile sił w nogach. Nie, wystarczyło, że chwila zapomnienia przyprawiła ją niemalże o zawał serca, co przełożyło się także na wbite mocno w szyję pazury. Instynktownie na samą myśl sprawdziłem dłonią, lekko przetarłem i zobaczyłem, że lekko krwawiłem. Trudno, zasłużyłem. Szybko też przemyłem dłoń wodą, w której NADAL staliśmy. Koniec, czas się stąd ruszyć... i gdy tak o tym rozmyślałem, przemówiła z odpowiedzią, jednocześnie - znowu - kładąc mi swoją dłoń na moim ciele. Kiedyś palnąłem, jak "uwielbiam jej dłonie". Wtedy wydawało mi się to debilnym, infantylnym tekstem. Teraz jednak, nie wstydziłem się tego, bo taka była prawda. Uwielbiam jej dotyk dłoni. Jest taka delikatna, przyjemna, smukła... Jej dotyk wcale mi nie przeszkadzał, a teraz dodatkowo uspokajał przed otrzymaniem odpowiedzi.
Na początku, nieco smutna, zaprzeczyła, jakby znała luksus w swoim normalnym życiu. Kolejny błąd, choć powiedziałem to raczej z grzeczności chcąc ją ostrzec, że warunki panujące w latarni w niczym nie przypominają wygodne, dostojnego domostwa z prawdziwego zdarzenia. Nie są złe, są po prostu przeciętne, skromne, choć dla mnie - nadal przytulne, ciepłe, no i na pewno nie brakuje nam tam dobrej atmosfery. Jest kominek, zazwyczaj jest co smacznie zjeść - choć często było to kurczak teriyaki, który tak z Oroshim uwielbialiśmy. Nam wiele więcej do szczęścia - "szczęścia" - nie było potrzeba. Żyliśmy z dnia na dzień, bez większych wymagań i oczekiwań. Właśnie dlatego założyłem, ostrzegawczo, że może ona - pracując w klinice - żyje lepiej. Najwyraźniej jednak ją to uraziło, na co szybko zareagowałem, w swoim stylu: - Nie to miałem na myśli... Isane. - Jej imię na dobre zagościło w moim słowniku i stało się najpopularniejszym hasłem. Takie proste, a jednocześnie ciepłe, dodające otuchy, niczym dotyk jej dłoni. Lubiłem je wymawiać, choć zrobiłem to dopiero kilka razy. - Chodzi o to, że żyjemy w prosty sposób i tylko to chciałem przekazać - żebyś nie miała wygórowanych oczekiwań, żebym Ciebie znowu czymś nie zawiódł... - Po co Ty chłopie dodajesz takie głupoty? Zaczynasz dobrze, a potem jakbyś nie myślał... Daj jej zrozumieć, poznać, samej ocenić. Nie broń się tak, nie zabezpieczaj! Niestety, łatwiej mówić niż robić. Taki po prostu byłem... Tzn., chyba taki byłem, bo nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji. Najwyraźniej, starałem się o nią dbać zawczasu, byle tylko było jej jak najlepiej. Cały ja, chyba. Swoją odpowiedź skwitowała lekkim, ledwie słyszalnym uśmiechem, co znowu mnie uspokoiło. Może niepotrzebnie się tak wszystkim przejmują? Może naprawdę akceptuje mnie takim, jakim jestem? Trudno mi w to uwierzyć...
Tym bardziej, że kolejne słowa znowu sprawiły, że mocniej i szybciej zabiło mi serce. Ciekawe, czy to poczuła, bo wciąż opierała swoją dłoń o moją klatkę piersiową. Ech... FUCK. FUCK. FUCK. Czy ona właśnie powiedziała... zasugerowała... poprosiła... postawiła warunek, że zgodzi się na to, jeśli... Z NIĄ... ZOSTANĘ. To znaczy, tak, no... zostanę, bo przecież zaprosiłem ją na noc do nas, do latarni. To oczywiste, nie puściłbym jej nigdzie samej o tej porze, przemoknięte... Aż nadto w tym miejscu, zwłaszcza w porcie, roi się od przeróżnych szarych eminencji, które tylko czekają na takie osoby, jak ona. W życiu bym sobie nie wybaczył, gdyby jej się coś sta... KURWA. Czułem, jak obezwładnia mnie złości, moje mięśnie napięły się, zesztywniałem, nadal trzymając ją za biodra, choć coraz bliżej brzegu, w stronę którego mimowolnie się kierowaliśmy. KURWA, NIE. W życiu jej nigdzie nie puszczę! Nikt jej nic nie zrobi, nie ma prawa! Nawet nie chcę o tym myśleć. Ze złości aż zamknąłem nerwowo oczy, zaciskając mocno powieki. ODDYCHAJ. ODDYCHAJ. ODDychaj... ODdychaj... Oddychaj... Trochę się uspokoiłem. Co się ze mną do cholery dzieje? Co to za pieprzony byt w mojej głowie, który na samą myśl o Niej i ewentualnie krzywdzie, jaka przeze mnie mogłaby jej się stać sprawia mi ten pieprzony ból. Nie, nigdzie nie idziesz. Zgadzam się, oczywiście! Tak! Odparłem chyba nazbyt entuzjastycznie, emocjonalne, choć oczywiście wynikało to z moich nerwów, a te jeszcze całkowicie nie opadły...: - Oczywiście, że z Tobą zostanę! Nie pozwolę Ci nigdzie odejść. - KURWA MAĆ. TY DEBILU. POWIEDZIAŁEM TO NA GŁOS. Znowu te odgłos, ten... głos. Ale tak, miał rację, powiedziałem to na głos i na pewno nie zabrzmiało to normalnie. Pewnie wyjdę na jakiegoś desperata, jebanego prawiczka, który nigdy nie miał styczności z kobietą... Co właściwie, nie byłoby kłamstwem, ale nie wynikało przecież z tego, że nie miałem ku temu sposobności. Nie chciałem, do tej pory, spędzać z żadną kobietą czasu. Do tej pory, bo czas z nią był dla mnie wszystkim. I nie chciałem jej stracić. Zwłaszcza z mojej winy... Musiałem to szybko naprawić: - Ech, kurna... Przepraszam... Nie wiem, co się dzieje... Zazwyczaj nie jestem taki... Ech... Tak, mam na myśli to, że oczywiście, ze z Tobą zostanę. Jeśli tego na pewno chcesz i będzie Ci z tym dobrze. - Na szczęście, o ile w ogóle można w takiej beznadziejne sytuacji mówić o szczęściu, trochę się uspokoiłem i mogłem mówić, jak normalny człowiek. - Nasze sypialnie, bo mamy tam dwie - moją i Oroshiego - nie są zbyt duże, ale na pewno będzie Ci tam wygodnie. Najpierw jednak chyba trzeba, żebyś się opłukała, coś zjadła, ubrała w suche ubrania, no i w końcu ogrzała przy kominku. Tak, chyba w dobrej kolejności. - Zaśmiałem się nerwowo i złapałem prawą dłonią, puszczając jej biodro, za tył głowy, przymykając przy tym oczy. Ależ ze mnie głupek, matko jedyna... Na szczęście, po tych słowach, ruszyła w kierunku plaży, wyszliśmy z wody. Prowadziła mnie za dłoń. Tak, nasze dłonie zdecydowanie lubią się trzymać. Co do tego nie mam wątpliwości. Tak, jakby były jakąś jednością, magnesami, które stale się do siebie przyciągają.
Gdy tak staliśmy już w miejscu, w którym niedawno... Niedawno? Nie, no już minęło sporo czasu, odkąd się poznaliśmy. "Sporo" - no okej, relatywnie sporo... Ech, dobra, nie znaliśmy się długo, ale na pewno intensywnie. Nieważne! Skończ pieprzyć głupoty... Tak, staliśmy w miejscu, gdzie leżały jej rzeczy i moja koszulka, którą wcześniej się zakrywała. Podniosłem ją i zrobiłem coś niezwykle głupiego, wcześniej mówiąc do niej: - Podnieś do góry ręce. Jak najwyżej potrafisz. - Po tych słowach nałożyłem jej przez głowę i ramiona swoją koszulkę. Była jedyną suchą rzeczy na tej plaży. Miałem nadzieję, że chociaż prze chwilę będzie jej ciepło. Widać stąd latarnię, nie jest daleko, maksymalnie z 200 metrów, lekko pod górkę. Gdy już była gotowa, dodałem: - To co, lecimy? - Po tych słowach złapałem ją za jej prawą dłoń, stojąc po jej lewej stronie, i ruszyłem naprzód, prowadząc ją powoli przed siebie, w stronę latarni. Mógłbym przysiąc, że widzę, nawet bez swojej umiejętności, Oroshiego na szczycie latarni, jak pilnuje morza i portu. Przynajmniej tak widziały... "oczy mej duszy". Ha-ha. Zebrało mi się na żarty... Zdaje się, że nie protestowała. Odwróciłem się do niej, spojrzałem jeszcze raz na jej piękna, choć widocznie zmarzniętą twarz, i posłałem jej lekki uśmiech, szczerząc zęby. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale mrugnąłem też prawym okiem, jakbym chciał dać jej znać, że "wszystko będzie dobrze, już niebawem". Co ja robię, skąd biorą się we mnie te dziwne, niewytłumaczalne zachowania? Zachowuję się jak dziecko...
Pięliśmy się ku górze, krocząc brukowaną ścieżką prowadzącą z portu Ryuzaku do latarnia. Mieliśmy może z 50 m do furtki. Szliśmy w ciszy. Czułem jej coraz głośniejszy oddech. Musiała być tym dniem zmęczona, a może było jej tak zimno? Miałem nadzieję, że się nie rozchoruje... Nie wybaczyłbym tego sobie... Ależ ja się do niej przyzwyczaiłem. Nie mogłem przestać myśleć o tym, czy wszystko z nią okej. Tak, to mój Gość, ale... przecież znam ją tak krótko. Choć znowu, powtórzę się, czułem się, jakbym znał ją całą wieczność. I chciałem znać ją jeszcze dłużej. Poznawać więcej. Odkrywać więcej. Przeżywać z nią więcej. Robi z nią więcej... Moje myśli dryfowały wokół nas, wokół niej, aż znaleźliśmy się przy furtce. Gdy stanęliśmy, pokazałem jej lewą dłoń metę - latarnię i nieduży, parterowy dom stojąc obok niej - postanowiłem otworzyć furtkę. NO CHYBA SOBIE KURWA ŻARTUJESZ! Drzwiczki zacięły się. Te same drzwiczki, które miałem po chwili przerwy na plaży naprawić. "Po chwili przerwy", dobre! No nic, przecież ich nie wyważę... Na pewno należało poprawić zawias, a ja nie zamierzałem bawić się teraz przy niej w naprawianie furtki. Odwróciłem się więcej do niej, uśmiechnąłem, podnosząc ku górze nieco brwi, zagryzając niepewnie usta, i wyciągnąłem ramiona dając do zrozumienia, że... ma na mnie, na nie się położyć tak, bym mógł wraz z nią przejść ponad płotkiem, który nie miał więcej niż 1 metr wysokości. Ale nadal jest to zbyt wiele dla kogoś, kto jest w długiej, przemoczonej, ciężkiej sukni i nie ma szans, by gimnastykował się nad nim. A płotek ten miał w niektórych miejscach ostre, szpiczaste zakończenia, co w przypadku niepowodzenia jej próby przejścia - mogłoby się dla niej boleśnie zakończyć. Ech, co za dzień... Spojrzałem na nią wymownie, najpierw prosto w oczy, potem na jej usta, oraz szybko wskazałem wzrokiem na jej suknię tak, by zrozumiała, o co mi chodzi. Dodałem. żeby nie było niejasności: - Jest mały problem z furtką, nie chce się otworzyć... Widzisz ten płotek? Jestem trochę wyższy, przeniosę Ciebie nad nim. Jeśli nie masz nic przeciwko... - Nie chciałem nic na niej wymuszać. Chciałem, żeby czuła się ze mną komfortowo. Natomiast nie chciałem, żeby cokolwiek jej się stało...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Zaproponował jej nocleg. Więcej niż mogła się spodziewać po nieznajomym, ale on chyba nim nie był. Nie było to możliwe. Przecież obcy tak się nie zachowywali. Nie czuli się aż tak swobodnie i beztrosko i na pewno nie trzymali się kurczowo za ręce. Nie rozumiała co się działo, ale też nie starała się tego zrozumieć. Dała się ponieść chwili, która trwała i trwała i chyba nigdy nie zamierzała się skończyć. Czy tak właśnie miało już zostać na zawsze? Nie protestowałaby, chociaż w głębi serca zaczynała czuć niepokój. Wiedziała, że ich czas kiedyś się skończy. I co wtedy? Na samą myśl robiło jej się niedobrze. Szybko ją od siebie odrzuciła, gdzieś na dalszy plan. Musiała się cieszyć tym co miała przed sobą. Tu i teraz. Każda chwila była ważniejsza niż lata spędzone w samotności. Każda była wyjątkowa.
Oczywiście zmarzła. Trzęsła się delikatnie, niby starała się to ukrywać, jednak z marnym skutkiem. W Atsui nie było zimno. Noce owszem, ale za dania? Upał. Tam nigdy nie marzła. Teraz, odkąd zamieszkała w Ryuzuku pogoda zaczęła być dla niej problematyczna. Nie spodziewała się, że kąpiel w morzu może mieć takie kiepskie skutki. Miało być zabawnie i spontanicznie. Nie do końca tak wyszło. Jej pomysły często okazywały się kiepskie. Nie były przecież przemyślane. Wręcz przeciwne. Ich pomysł i wykonanie działo się w tej samej chwili, kiedy działała instynktownie.
- Znowu? - Pociągnęła go za słowa marszcząc zgrabny nosek. Nie zrozumiała, ale nie musiała rozumieć. Nie zamierzała drążyć tematu. Brała jego słowa takie jakimi były. Nawet jeśli nie zawsze miały dla niej jakiś sens. Ważne, że z nią przebywał. Ważne były jego gesty, nie słowa. Nie naciskała, jeśli nie chciał jej więcej powiedzieć. Nie czuła jednak, żeby kiedykolwiek ja zawiódł. Jeszcze nie miał chyba ku temu nawet okazji, a już się tak przejmował? Widocznie bardzo się wszystkim przejmował. Musiało być mu naprawdę ciężko. Czy tak bardzo się denerwował? Przewyższał jej poziom stresu o lata świetlne.
Oczywiście, że postawiła warunek. Po co miałaby zostawać, jeśli znów byłaby sama? Nie chciała. Po prostu miała tego dosyć. Spędziła bardzo dużo czasu w klinice będąc z kimś cały czas, ale wciąż pozostając samemu. Nie chciała do tego wracać. Nauczyła się, że do niczego to nie prowadziło. Nie dawało żadnej satysfakcji, tylko oddalało ludzi od siebie. A ona już więcej nie chciała, żeby ktoś się od niej oddalał. Zdecydowanie nie Hiro.
Nie potrafiła odgadnąć o czym myślał, jednak wyczuła zmianę w jego obliczu. Zacisnął powieki, wyglądał na złego. Coś się stało? Coś powiedziała? Chyba nie. Nie mogła stwierdzić, jednak odruchowo zaczęła gładzić jego klatkę piersiową chcąc go odrobinę uspokoić.
- Oddychaj - wyszeptała przekrzywiając lekko głowę jak gdyby się nad czymś zastanawiała. Walczył sam ze sobą? Tak jak ona zawsze musiała walczyć. Potrafiła wygrywać pojedyncze bitwy, ale nigdy nie wygra prawdziwej wojny. Widocznie jego demony były większe i mroczniejsze niż jej się na początku wydawało. Dobrze się kamuflował. Nie przypuszczała, że trzymał w sobie również tak silne negatywne emocje. Chętnie je pozna. Może okażą się jeszcze bardziej sobie bliscy niż jej się początkowo wydawało? Chyba trochę się uspokoił. Słysząc jego następne słowa odrobinę się zdziwiła. Miała jednak nadzieję, że tego po niej nie poznał. Okazał się stanowczy i pewny siebie w swoich słowach. Nie pozwoli jej nigdzie odejść? Zrobił na niej duże wrażenie. Nie chciała odchodzić, przynajmniej w tym momencie. Oczywiście uwielbiała robić ludziom na przekór, jednak z Hiro było inaczej. Nie zrozumiałby jej dziecinnej chęci odgrywania się na innych. Nie chciała, żeby ją taką oglądał. Bardzo mocno się pilnowała.
- Cieszę się - odparła cicho. Czuła się pewniej kiedy opierał swoją dłoń na jej biodrze. Myślał, że to ona dyktowała tutaj warunki? Był w ogromnym błędzie. Niby wydawał się niepewny, ale jego słowa pokazywały inaczej. Już zdecydował, że miała zostać. W tym momencie wiedziała, że mógł z nią zrobić absolutnie wszystko co tylko chciał i więcej. W żadnym wypadku by nie protestowała. Wręcz przeciwnie. Kiedy wpadała po uszy? Sama myśl o tym, że miał nad nią taką władzę była przerażająca. Nigdy by się przed nim do tego nie przyznała. N i g d y. Z drugiej strony grzecznie ruszyła w stronę plaży, żeby zebrać swoje rzeczy. Gdzie się podziała ta zadziorna Isane?
- Tak - kontynuowała ich rozmowę - na pewno obydwoje jesteśmy zmęczeni. Trochę się zasiedzieliśmy - dodała w odpowiedzi na jego słowa. Suche ubrania i kominek były tak samo kuszące jak jedzonko. Nie zamierzał odmawiać gościnności, zwłaszcza jeśli oferował ją Hiro. Co z Oroshim? Nie przejmowała się za bardzo. Był problemem chłopaka, nie jej. Traktował go jak rodzica. Nie wiedziała jak w takich sytuacjach zachowywali się rodzice. Nie posiadała żadnych. Jeszce kiedy mieszkała sama w Atsui jeśli chciała kogoś ze sobą przyprowadzić po prostu tak robiła. Nie wiedziała co do końca było dobre a co nie. Nikt jej tego nie nauczył.
W końcu dotarli do swoich rzeczy. Dziewczyna nie zdążyła się zebrać, kiedy Hiro zaoferował jej swoją koszulkę. Nie zamierzała odmawiać, była rzeczywiście przemarznięta. Wykonała jego polecenie podnosząc ręce do góry. Kiedy nałożył jej przez głowę suchy materiał posłała mu wdzięczny uśmiech.
- Odwróć się - poleciła, jednak nie sprawdziła czy wykonał jej rozkaz czy nie. Odwróciła się do niego tyłem i zdjęła spod jego koszulki przemoczoną sukienkę. Koszulka była wystarczająco długa, żeby zasłonić połowę jej ud. Mokry materiał sukienki wykręciła i zabrała wraz z resztą swoich rzeczy. Od razu poczuła się cieplej pozbywając się przemoczonej sukienki. Teraz była na pewno w lepszej sytuacji niż chłopak. Gotowa do drogi przyjęła jego dłoń i razem ruszyli w kierunku latarni.
Szło im całkiem dobrze aż do momentu, w którym furtka odmówiła posłuszeństwa. Mogli swobodnie przeskoczyć nad płotkiem, jednak Isane miała pełne ręce. Swoje rzeczy, mokra sukienka i koszulka Hiro nie była wystarczająco długa na takie akcje. Jego gest wystarczył. Od razu zrozumiała jego plan i nie zamierzała protestować. Chyba mieli już za sobą udawanie, że była Zosią Samosią. Łatwo było jej na nim polegać. Aż za łatwo. Musiała przestać, nie było to nic dobrego. Zaśmiała się wesoło i zarzuciła mu jedną (tą wolną) rękę na szyję dając się podnieść. Kiedy już przeniósł ją przez płotek nie spieszyło jej się, żeby go puścić. W ogóle. Miała cichą nadzieję, że Oroshi już spał, albo pracował i był zajęty. Nie miała ochoty na poznawanie nowych ludzi. Nie w nieswojej koszulce zmęczona i jeszcze trochę mokra.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Tak oto staliśmy przed furtką, która okazała się drugim testem dla naszego.... naszej... relacji. Czym właściwie jest to, co dzieje się dzisiaj? Nie wiem. Pewnie niebawem się okaże. Spacer pod samą latarnię nie trwał długo. Był przyjemny, spokojny, cichy. Czasem i w tak dynamicznie rozwijającej się sytuacji potrzeba oddech, chwili, na samotność duszy i ustalenie, co dalej. No właśnie, co będzie z nami dalej? Czy kolejnego dnia odejdzie, jak gdyby nigdy nic i znowu wrócę do swojej nicości? Znowu będę chłopakiem z latarni, który w ciągu dnia zapieprza jak głupi, byle tylko dorobić się pieniędzy na spłatę "długu" zaciągniętego wobec opiekuna? Seinaru nie chciał słyszeć o zwracaniu jakichkolwiek pieniędzy, ale ja nie potrafię być dłużny. To ja dbam o innych, to nie o mnie się dba, choć pewnie potrzebowałem tego częściej, niż potrafię przed samym sobą przyznać. A JAK..., odrzekł głos w mojej głowie. Dobrze, że tak rzadko się dzisiaj udzielał...
Dzisiaj, do tej pory, to JEJ sprawka. Dziękuję Ci, Isane. Sprawiasz, że czuję się lepszy... Czuję się spokojny... Czuję się, "jak w domu". Ile to już razy dzisiaj sobie mówiłem? Znowu trudno powiedzieć. Nie jest to ważne. Dziwnie się jednak przez to wszystko czułem... Co, jeśli to nic nie znaczy? Co, jeśli to wszystko to sen, który wpędzi mnie w koszmar mojej codzienności, które tak nienawidziłem. Tak bardzo chciałem, żeby cokolwiek zmieniło się w moim życiu... Muszę to powiedzieć, MUSZĘ, i nawet Ty mi w tym NIE PRZESZKODZISZ! WYPIERDALAJ! DAJ MI SPOKÓJ, DAJ MI ŻYĆ! Znowu byłem zły, spięty, na szczęście w stronę latarni podążaliśmy trzymając się tylko za rękę, bo na pewno widziałaby te płonące z rozwścieczenia oczy... Czerwony blask, którego nie da się ukryć - na szczęście powstrzymałem się przed otworzeniem swojej Kekkei Genkai. Ufff. Ten głos miał odejść, nie chciałem go, chciałem jej - nie chciałem, żeby odchodziła. Nie chciałem tego... Ukradkiem odwróciłem się i spojrzałem na nią przez swoje prawe ramię. Szła za mną, trzymają się pewnie mojej dłoni. Nasze dłonie niczym latorośl, splecione nierozerwalnie, pnące się razem ku nowemu dniu. Nocy, ekhem. Nie potrafiłem przestać się na nią patrzeć. Trwało to znowu za długo, by umknęło jej spojrzeniu. Tylko nerwowo się uśmiechnąłem, odwróciłem i kroczyłem dalej. Na pewno widziała, jak się na nią gapię... Ech, ty... duży debilu...
Nieco wcześniej, jeszcze na plaży, pod drzewami, zaskoczyła mnie swoim zachowaniem. Który to już raz? Na początku chyba nieco ją... zirytowałem... ponownie swoim niezgrabnym, dwuznacznym wysłowieniem się. Miałem tendencję do rzucania skrótami myślowymi. Taka brzydka naleciałość, której niezwykle trudno się wyzbyć. Była jednak wyrozumiała - cały dzień. Jak... miło, choć ten jeden dzień. Natomiast, gdy napadła mnie w pewnym momencie złość i przerażenie na myśl o tym, że coś mogło jej się stać, niemalże wybuchłem. Gdyby nie jej dłoń i uspokajający ton, który mówił: "oddychaj", jednocześnie gładząc me serce. Jest wspaniała. Zresztą, moja dłoń już od dłuższego też zdawał się wyrywać spod mojej kontroli i wędrowała w miejsca, których... o które w życiu sam bym siebie nie podejrzewał. Najwyraźniej, jej ciało to był jakiś niewidzialny magnes dla mojego, przez co ciągle się do siebie... zbliżaliśmy. Jej biodra, szczupłe, czułem kości, nieco ciała, pewnie głównie mięsnie, o które dbała, no zgrabną sylwetkę. Tak, jak już mówiłem, to było aż nazbyt... pasujące do mnie i moich wyobrażeń na temat kobiety idealnej. Aż tu nagle, na odseparowanej od całego świata plaża pojawiła się ona - blondwłosa księżniczka o owitej sekretami duszy, kojąca swą obecność - moją. Jakież to piękne, idealne... ale czy prawdziwe? Czy przetrwa próbę czasu? O to w drodze do latarni się bałem. Wiedziałem, co będzie, gdy jutro mnie zostawi samego. Wiem, jak to możesz się skończyć... Nie chcę tego. Może... może to ona poprowadzi mnie dalej? Ta myśl mną wstrząsnęła. Pozytywnie. Zrewolucjonizowała moje "ja" i całkowicie odwróciła bieguny ziemi. Zaczął sztorm myśli, nad którymi nie mogłem panować. Wszystko jednak krążyło wokół jej osoby...
Tuż przed wyruszeniem pod latarnię, w ostatniej chwili, pojawił się pierwszy test tego wszystkiego. W momencie, gdy zarzuciłem pomysł, a właściwie nieco apodyktycznie wnioskowałem o podniesienie rąk do góry, jak gdybym ją na czymś przyłapał i kazał się zatrzymać w miejscu, do czasu przybycia strażników, ta nie opierała się - pozwoliła założyć sobie suchą koszulkę, ode mnie, która i tak wcześniej samowolnie zabrała mi na plaży. Była sucha, na pewno dawała jej trochę ciepła. Ta jednak szybko, nieco nonszalancko, odwdzięczyła się słowami "odwróć się" i bez zastanowienia, bez chwili na wykonanie polecenia, zaczęła zdejmować z siebie przemokniętą, ciężką suknię. Tak, dobrze słyszeliście. Po prostu, odwróciła i zaczęła się... rozbierać. Pruderyjność była mi obca, ale jednak szacunek dla Niej nie pozwolił mi nie wykonać jej polecenia, choć cała sytuacja działa się tak szybko, że nim zdążyłem się na pięcie odwrócić z pisknięciem "Ooops", która musiał brzmieć komicznie przy całym tym zawirowaniu, ujrzałem kątem oka jej ciało od stóp do połowy pleców, odziane tylko bielizną. Reszty, na szczęście, nie ujrzałem, bo udało mi się wykonać jej polecenie. Zastygłem, zamarłem, a serce musiałem zbierać z ziemi, bo to nawet nie dało mi chwili na uspokojenie się. Przykucnąłem, jak gdyby stracił siły i miał zemdleć, ale oparłem się na dłoni i zaczerpnąłem świeżego, morskiego powietrza. O, KURWA. Po chwili wstałem i jeszcze chwilkę czekałem, aż ta w końcu przyjęła moją dłoń i wiedziałem, że mogę już na Nią patrzeć. Bez obaw. Co za... idealne... idealny... dzień. Skończ już lepiej gadać, debilu.
I tak właśnie wyglądała ta droga do latarni. Teraz najważniejszy moment, którego obawiałem się może aż nadto przesadnie, mając na uwadze wcześniejsze wydarzenia, ale jednak - jeszcze wiele czasu minie, niż moje hamulce całkowicie przestaną działać, choć coraz częściej szwankowały. Ta jednak, bez chwili namysłu, oprała się wolną ręką, w drugiej zaś trzymała swoje rzeczy, i dała mi się unieść, opadając na moje ramiona, kwitując to uśmiechem. Jej cudownym uśmiechem. Byłem spokojny. Mogę kontynuować, dostałem pozwolenie! Ależ Ona jest lekka! Albo to ja silny... Kto wie, na pewno jednak jej szczupłe, ale nadal kobiecie ciało dało mi wiele swojego ciepła, choć z naszej dwójki to na pewno mi nie było aż tak zimno. Nie czułem też w niej żadnych oporów. Legła i oparła się, ja gdyby opadła z sił. Czuł napór jej ciała na mój. Było to bardzo przyjemne, nie będę kłamał. Prawą ręką objąłem ją ponad biodrami, a lewą podtrzymałem ciężar jej ciała, pod nogami. Jej skóra wyraźnie drżała. Rusz się, jest jej zimno! Podszedłem do płotu i zgrabnym, szybki przejście najpierw jedną, potem drugą nogą, znaleźliśmy się pod drzwiami wejściowymi do domku. Tak, dobrze słyszycie - nie pozwoliłem jej, a może po prostu zapomniałem ją odstawić na ziemię. Niosłem ją dalej, aż dotarliśmy do domu. Niczym moją zdobycz, choć Nią nie była - była kimś znacznie więcej. Teraz to czułem. I nie chciałem przestać. Otworzyłem kolanem drzwi i uderzyło w nas ciepło kominka, które unosiło się wraz z zapachem... świeżego ONIGIRI.
Wiedziałem, co się święci. Oroshi. Ten stary, przebiegły latarnik musiał nas widzieć z latarni przez swoją lunetę. Po prostu wiedziałem. Wiedziałem, gdy zdawało mi się, że gdzieś tam w ciemności dostrzegłem go na szczycie latarni. Ech... Ale byłem mu niezwykle wdzięczny. Pomógł mi, choć zaserwowanie jej ONIGIRI było również dość jasną złośliwością skierowaną w moją stronę - doskonale przecież wiedział, że nienawidzę ryb. Co za stary skurczybyk. Kochałem go niemalże tak mocno, jak Seinaru. Obaj opiekowali się mną od dziecka. Byłem im dozgonnie wdzięczny i dlatego wszystko, co na razie zbieram, odkładam dla nich. Wszystkie pieniądze po to, by niebawem mogli zrobić ze swoimi życiami, co chcieli. Zasługiwali na to. Spojrzałem na jej twarz, szalenie blisko mojej, i dostrzegłem bijące z niej ciepło. Może to była radość, może w końcu nie było jej zimno i lepiej się czuła? Zaniosłem ją na dużą, szeroką kanapę z miękkim kocem z futra niedźwiedziego. Stare, ale nadal ciepłe. Odłożyłem ją delikatnie, mówiąc: - Jesteśmy na miejscu. Proszę, przykryj się, a ja przyniosę Ci... ONIGIRI. Mam nadzieję, że lubisz. Czy chciałabyś coś jeszcze? Może trochę SŁODKIEJ, tak dla odmiany, wody do picia? - Zarzuciłem przezabawny żartem na koniec. Tak w swoim stylu. Suchar - kwintesencja wyrafinowanego humoru Pana Mūnraito. Brawo, Hiroyuki, brawo. Na pewno jej się spodobał! Najzabawniejsze w tym wszystkim, że najłatwiej kpiło mi się ze mnie samego. Zwłaszcza dzisiaj, bo o takiego konkretnego idiotę naprawdę trudno. Zerknąłem na nią, przykryłem kocem, i ruszyłem do kuchni, która znajdowała się z tyłu izby, choć nadal była częścią tego pokoju gościnnego. Zgarnąłem ułożone na talerzu onigir - które naprawdę wyglądały smacznie, o dziwo; Oroshi musiał je zgarnąć z jednego z pobliskich straganów na drodze do portu - nalałem do drewnianego kubka słodkiej wody i zaniosłem do salonu. Położyłem na stole, przed Nią. Musiałem coś zrobić: - Nie będziesz zła, jeśli pójdę na chwilę na górę, na szczyt latarni? Powiem Oroshiemu, że jestem. Zaraz wracam, obiecuję. - Po tych słowach znowu puściłem jej lekki uśmiech i to debilne oczko. Po co ja to robię? Dobra, nie ma czasu do stracenia. Ruszyłem szybko przez drzwi, potem skręciłem w lewo, do latarni, wbiegłem ile sił w nogach na górę, gdzie spotkałem Oroshiego, który podstępnie się uśmiechał i od razu szybko rzucił: - Nic nie mów. Rozumiem. Pamiętaj tylko: jest dla Ciebie zbyt ładna. Nie zasługujesz na Nią. - Dodał to z charakterystycznym dla siebie sarkazmem, ale wiedziałem, że nie miał nic złego na myśli. Roześmiał się potem, klepnął mnie w ramię, ewidentnie punktując brak nakrycia na górnej partii ciała - no ta, przecież przybiegłem tutaj bez koszulki - i dodał, jednocześnie wypychając mnie w stronę schodów na dół: - Wszystkim się zająłem. Leć, bo takie anioły rzadko spadają z nieba. Bądź ostrożny. A, no i nie każ jej czekać zbyt długo. Ja śpię dzisiaj tutaj, przyniosłem sobie wszystko, czego potrzebują. - I gdy kończył, a ja chciałem zdecydowanie zaprotestować, stanowczym, ale nadal niezwykle ciepłym tonem zakończył naszą jednostronną konwersację: - Serio, leć! - Po czym wypchnął mnie przed drzwi na górze latarni i zamknął je za mną. Ech, ten Oroshi. Każdy zasługuje na kogoś takiego. Gdyby tylko jeszcze ja potrafiłbym być dla niego i Seinaru takim samym złotem... Zrobiło mi się smutno, choć czym prędzej udałem się na dół i wparowałem przez drzwi do chatki, zamykając ją na cztery spusty. Była tam. Nadal. Jakże piękna... Odezwałem się do niej, podchodząc i siadając na ziemi tak, by nie zaburzyć, mimo wszystko, jej przestrzeni osobistej. Byłem jednak na tyle blisko kanapy, że spokojnie mogłem mnie zdzielić w ryj, gdyby tylko chciała: - Hej, Piękn... - "SERIO, KURWA?" Tak, głos miał rację. Znowu wtopa. Zalałem się cały rumieńcem i było mi cholernie wstyd. Opadłem na plecy i skryłem swoją twarz w dłoniach. Leżałem wyciągnięty i śmiałem się przez łzy wstydu. Potem leżałem już tylko na wznak. Opadłem z sił na własne życzenie. Należało mi się. PATHETIC...

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Czy dało się o czymś takim zapomnieć? Udawać, że się nie wydarzyło. Zwyczajnie przejść obojętnie koło wspomnień takiego dnia i pewnie nocy? Czy jutro obudzi się zdając sobie sprawę, że był to jedynie piękny sen, a rzeczywistość była jednak tak odmienna i obca? Szkoda. Czuła żal na samą myśl, jednak nie dawała sobie przywileju w postaci nadziei. Takie rzeczy się nie dzieją. Nie tak naprawdę, nigdy. Mimo tego, że Hiro wydawał jej się tak bardzo żywy, prawdziwy. Wiedziała, że to tylko żart jej własnego umysłu. Niczym fatamorgana na pustyni w pobliżu Atsui. Złudna nadzieja, na którą nie zasługiwała. Obraz czegoś co nie istniało. Nie miało prawa istnieć. Skoro wiedziała, była niemal pewna, że Hiro nie był prawdziwy, czemu wciąż trzymała go za rękę? Masochistka. Rozczarowanie będzie jeszcze większe z każdą minutą jaką mu poświęcała. Nie mogła się jednak powstrzymać. Nie chciała.

"Widziałam jak się we mnie wpatrywał. Z tą tęsknotą i nadzieją, jak gdybym mogła wybawić jego duszę. Hiro proszę przestań. Kurwa musisz przestać. Dobrze wiesz, że Cię zranię. Będzie Cię bolało. Złamię Ci serce na tysiąc kawałków tak, że nic z niego nie zostanie. Nie będzie co zbierać. Przecież o tym wiesz. Widzę to w Twoich oczach. Tę nadzieję, smutną nadzieję. Myślisz, że obudzimy się obok siebie wtuleni i zapomnimy o całym świecie? Ja jestem tego pewna, ale świat przyjdzie po nas. Będzie walił drzwiami i oknami. Nie uciekniemy, nie mamy szans. Rzeczywistość jest zbyt szybka. Dogoni nas. Jesteśmy skazani na porażkę, więc czemu wciąż prowadzisz mnie za dłoń? Jeśli mnie puścisz chyba upadnę. Nie dam rady iść dalej sama. Nie chcę, żebyś mnie zostawiał, ale nie mam tutaj za dużo do powiedzenia. Los już o tym zdecydował. Chyba obydwoje o tym wiemy, prawda? Dlaczego zabrałam Ci tę kurewską koszulkę. Sprowadziłam na nas zgubienie. Nie żałuję, a powinnam. Nie potrafię się do tego zmusić. Twój pewny uścisk dłoni chroni mnie przed ciemnością. Ciemnością i mrokiem ogarniającym moje serce. Przy Tobie wiem, że jestem bezpieczna. Ochronisz mnie przed samą sobą. Mogę Ci zaufać. Mogę?"

Wcześniej, kiedy kazała mu się odwrócić, nie czekała na jego reakcję. Trochę specjalnie chciała go zawstydzić. Jak zawsze zresztą. Była szczupła, pewnie dla niektórych nawet aż za bardzo, jednak nie wstydziła się swojego ciała. Czy przestał patrzeć w odpowiedni momencie? Nie mogła stwierdzić, była przecież odwrócona tyłem. Chciała, żeby przestał?
W końcu doszli już do latarni. Wspólnymi siłami przebrnęli przez płot, a raczej Hiro ją po prostu przeniósł. Nie odstawił jej jednak na ziemię, chociażby na moment. Trzymał niczym swoją własność w tych silnych ramionach. Nie protestowała. Oparła głowę na jego torsie zamykając na moment powieki. Napawała się tym krótkim momentem słuchając bicia jego serca. W tej chwili biło tylko i wyłącznie dla niej. Potem dotarli na miejsce i Isane niechętnie musiała opuścić swoje nowe, ulubione miejsce. Wolała spędzić wieczność w jego ramionach, samolubie oczywiście. Przecież musiało być mu niewygodnie. Na pewno był zmęczony, głodny i było mu zimno. Nie mogła tego przedłużać, chociaż bardzo chciała.
W środku było ciepło i ładnie pachniało. Jedzonkiem! Została odłożona na kanapę. Dosłownie. Usłuchała polecenia szczelnie zakrywając się futrem. Nie musiał jej dwa razy powtarzać. Ciepło kominka i futra było kojące. Już nie czuła zimna.
- Dziękuję - powiedziała z ulgą słysząc słowo klucz: jedzonko. Zaśmiała się na jego żart. Rzeczywiście miała już dosyć słonej wody. Z taką łatwością potrafił ją rozbawić. Nie była zadowolona, kiedy sobie poszedł, jednak przytaknęła głową z lekkim uśmiechem. Rozumiała, że musiał iść.
- Poczekam - zapewniła go. Nie musiał się martwić. Nie zamierzała nigdzie uciekać, przynajmniej na razie. Kiedy wyszedł czekała grzecznie. Rozglądała się po pomieszczeniu, wpatrywała się w ogień z kominka. Egzystowała do momentu aż wrócił. Wzięła jedno onigiri zaczynając posiłek. Pyszności. Dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo była głodna.
Kilka chwil później przyszedł z powrotem, zamykając za sobą drzwi. Widocznie nie było jej dane poznać jego opiekuna. Nie marudziła. Chciała spędzić wieczór tylko i wyłącznie z Hiro. Cieszył ją fakt, że nie musiała poznawać nikogo innego. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Usiadł w pobliżu kanapy i chyba coś mu się wyrwało. Isane skwitowała to tylko lekkim jak piórko śmiechem.
- Hej przystojniaku - odparła z pełną buzią unosząc jedną brew. Chłopak padł na plecy, zakrył twarz w dłoniach. Opatulona w futro ześlizgnęła się z kanapy na ziemię. Podpełzła do niego siadając tuż obok. Nie pytając o pozwolenie wpakowała mu się na kolana. Tym samym chciała zmusić go, żeby usiadł. Jeśli jej się udało zarzuciła na jego ramiona futro. Sięgnęła po jedno onigiri, żeby mu je podać. Wspominał coś, że był głodny. Ona już się najadła. Nie potrafiła zejść wiele na raz. Stąd pewnie była zbyt chuda. Wtuliła swoją buzię w zagłębienie w jego obojczyku. Razem cieplej?
- Oroshi jest zły? - Zapytała cicho. Czemu miał by nie być? Czemu miał by być? Nie wiedziała co o tym sądzić.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Nadchodził powoli ten moment, gdy wszystko było mi już jedno. Gdy stopa powija Ci się n-ty raz, tracisz nadzieję na jakąkolwiek poprawę. Za późno, klęska nadeszła, i chodź widziałem, czułem, jak... Isane wciąż trzymała się mnie mocno niczym magnes, ja do siebie nie miałem tyle cierpliwości. "Jak tam, Piękna?" - wyobrażacie sobie powiedzieć coś takiego do nowopoznanej dziewczyny, a właściwie kobiety, która w dodatku okazuje się być dla Was... stworzona? Tak, nie bałem się już tego określenia - "ona mnie dopełnia". Czułem się przy Niej tak, jak należy. Bez niej ten dzień, moje całe życie ległoby w gruzach, czyli właściwie byłoby tak, jak dawniej. Nie chciałem tego. Z drugiej strony, czy nie brzmię jak całkowicie zwariowany romantyk, który do tego stopnia zatracił się w ogarniającym go uczuciu, że zapomniał o zdrowym rozsądku? O "za" i "przeciw"? Nie, nadal czułem, że w kluczowych momentach, pomimo debilnych tekstów, jak powyżej, potrafię myśleć trzeźwo. Nie zatraciłem się w całej sytuacji do tego stopnia, by zapomnieć o Oroshim. Wręcz przeciwnie, od razu, po odstawieniu Isane na kanapie, dałem mu znać co i jak. Na szczęście, on wszystko doskonale rozumiał. Tak, sam Oroshi wiedział, że... to coś... innego. Coś... wyjątkowego i prawdziwego. Chciał mi pomóc, a ja tej pomocy nie zamierzałem odrzucić. Tak samo, jak nie chciałem jej tracić... przez swoje durne teksty. Może ją bawiły? Może... je po prostu olewała? Albo... miała wobec mnie takie dozy cierpliwości? Nie wiem, nie chciałem jednak wystawiać naszej... szansy na kolejną próbę.
Gdy wróciłem od Oroshiego i wparowałem do izby, szczelnie ją za sobą zamykając, poczułem ciepło tego miejsca. Nagle stało się wspaniałem. Ja, Ona, kominek, jedzenie, które chyba jej smakowało. Taką miałem nadzieję. W dodatku, po jej zachowaniu, małomówności wnioskowałem, że w końcu jest jej chyba dobrze, czuła się zrelaksowana i mogła w reszcie odetchnąć: od tłoku Ryuzaku oraz zimna morskiej wody wieczorową porą. Teraz miała czas znowu dla siebie i choć byłem przy niej - chyba nie odbierała mojej obecności jako jakiegokolwiek zaburzenia jej równowagi, wewnętrznego spokoju. Podszedłem, usiadłem obok Niej, choć kanapa zdecydowanie pomieściłaby dwie-trzy rosłe osoby, tak na długość jak i wszerz. Od tego tutaj była: miała być praktyczna, pomieści ewentualnych gości, gdy braknie miejsca w sypialni. SYPIALNIA. Przełknąłem ślinę, nieco zastygłem, znowu bicie serca, znowu dreszcz emocji, które trudno kontrolować przy kimś takim... O czym ja myślę? Co to za myśli? Bałem się. Naprawdę się bałem, tak jak nigdy. Podejrzewam, że gdy rodzice porzucili mnie u wybrzeży portu Ryuzaku, nieopodal latarni, mój strach nie był tak ogromny. I choć nie bałem się jej bliskości, czułem potrzebę dbania o niej i dawania jej prawa pierwszego głosu. Nie chciałem przekroczyć granicy - granicy, których nie mogłem znać, bo nigdy nie byłem z kobietą. NIGDY, pomimo 20 lat na karku. Tak, właśnie tak... Ale nie było mi wstyd. Czekałem, trochę za pomocą Seinaru i jego nauczań, na właściwą osobę, którą wcześniej sprawi, że poczuję to "coś" oraz to "coś" nie pryśnie niczym czar, gdy poznam tę osobę lepiej. Tutaj było ewidentnie to "coś", a czar nie był czarem - był prawdą, którą coraz bardziej mnie pochłaniała niczym czarna dziura gwiazdy i galaktyki. Nie chciałem się opierać właśnie dlatego, że czułem, iż jest to coś prawdziwego. SZCZĘŚCIE, czyli najważniejsze w życiu. Ciekawe, czy Ona czuła się podobnie? Nie wyobrażałem sobie inne odpowiedzi. Nie chciałem innej...
I właściwie, gdy wyrwały mi się te głupie, infantylne słowa rodem z kiepskich romansideł, które niestety też zajmowały półki naszej latarniowej biblioteczki, padłem ze wstydu i załamania, choć usłyszałem, jak w odpowiedzi nazywa mnie "przystojniakiem". A może przesłyszało mi się? Albo było to nabijanie się ze mnie? Nie wiem... Jak to mówią gdzieś tam w odległych krainach? Facepalm? Chyba tak to szło... Padłem bezwładnie na ziemię niczym rażonym raitonem, głową zwrócony do paleniska. Czułem ciepło - szkoda, że ogniska, a nie jej ciała. W dodatku zalewał mnie wstyd: od stóp do głów. Nie mogłem na siebie patrzeć i nie chciałem, by ona widziała moją zarumienioną twarz. Zakryłem ją więc dłoniami tak, bym umarł ze wstydu bez żadnej publiczności. Jest, ja sam z moimi myślami. W końcu, umieraj niż zdąży Ciebie wyśmiać. No już... I wtedy poczułem ten nagły i niespodziewany ciężar na kolanach. Otworzyłem oczy: to ona, w całej swojej okazałości, siadła mi na kolanach, okryta futrem, które jej wręczyłem, uśmiechając się do mnie. Od razu przysiadłem, podparty ramionami, a Ona... O, nie... Onigiri wędrowało do moich ust. DOBRA, RAZ SIĘ ŻYJE, PRZECIEŻ NIE ODMÓWIĘ W TAKIM MOMENCIE... Otworzyłem więc usta i... SKOSZTOWAŁEM TEGO... "PRZYSMAKU". Dzięki, Oroshi! Nie mogłeś po prostu dać kurczaka teriyaki?! Zrobiłeś mi to na złość, to był taki prztyczek w nos, co? Pogryzłem, przełknąłem, nie dałem po sobie znać, że... Bleh, lepiej nie wspominać. Już po. Gdy w końcu mogłem przemówić, powiedziałem: - Dziękuję, że ze mną jesteś, pomimo... - Czy mam jej mówić, jak mi wstyd za moje zachowania? Robić z siebie ofiarę o słabym ego? Udawać czy być sobą? Znałem odpowiedź: - ... moich różnych głupich tekstów czy zachowań. To wiele znaczy... - Czułem, jak wtuliła się poniżej mojej głowy, w okolicy mojej klatki piersiowej. Czułem teraz ciepło bijące od Niej i kominka za nami, no i jeszcze futerko, która mi zarzuciła. Było naprawdę ciepło... Zrobiłem coś dla siebie niespodziewanego, znowu. Objąłem ją ramionami, jak gdybym nie chciał jej już nigdy wypuścić i trwaliśmy tak przez chwilę, kojeni dźwiękiem strzelających w kominku płomieni i przejmującego zapachu... onigiri. Najważniejsze, że Ona była szczęśliwa. To był dla mnie priorytet: jeśli Ona to miała, to i ja. Razem.
Tkwiliśmy tak coraz dłużej, aż schyliłem swoją głową ku jej włosom, wtulając swój nos i czując jej zapach. Tak, pomimo morskiej soli, która zdecydowanie dało się wyczuć, było w tej woni coś jeszcze: coś, czego nie potrafiłem nazwać, ale sprawiało mi to ogromną przyjemność. Moje ciało zdecydowanie reagowała na całą sytuację tak, jak można się w takiej sytuacji spodziewać. Czułem niezwykłą ekscytację, ale w momencie, gdy wtuliłem się w jej włosy i poczułem jej zapach, znowu się uspokoiłem. Wyzwalała we mnie całe morze emocji, prezentowała pełną paletę barw, sprawiała, że czułem się kompletny. Z Nią, na moich kolanach, wtuloną we mnie, a ja nie pozostawałem jej dłużny. Mam taką nadzieję... W kolejnej chwili, pocałowałem ją delikatnie w czubek głowy, gdzie przed chwilą jeszcze byłem wtulony - delikatnie, może nawet nie poczuła - a następnie spytałem: - Domyślam się, że jesteś zmęczona... Pokazać Ci łazienkę, gdzie możesz się przed snem obmyć z piasku i tej wody morskiej? - Skinąłem na nasze ciała, a zwłaszcza nogi, który pokryte były piaskiem i solą. Znowu. Jej. Nogi. Patrzyłem na nie i kolejny raz się rozmarzyłem... Otrząsnąłem się i liczyłem na to, że nie dostrzegła tego wzorku wlepionego w jej długie, zgrabne nogi, otaczające moje kolana. Było mi tutaj dobrze. Mogliśmy się stąd wcale nie ruszać i tak tkwić i tkwić, aż padlibyśmy ze zmęczenia. Ale nie chciałem być taki... głupi. Wystarczająco wiele razy już dzisiaj można mi to było zarzucić. Zazwyczaj taki nie jestem, a Ona aż nazbyt często słuchała jakiś głupot czy przyłapała mnie na dziwnych zachowań. Odwróciłem się w stronę sypialni i przypomniałem sobie, o czym mówiła. O jej warunku. Znowu szybsze, bardziej gwałtowne bicie serca. Spojrzałem na nią i spytałem: - Chyba, że chcesz już się położyć spać? Są dwie sypialnie, ta po lewej jest moja. Druga należy do Oroshiego. No i oczywiście jest jeszcze salon przy kominku, ale nie wiem, czy będzie Ci wygodnie... - Czy ja jej właśnie zaproponowałem sen w salonie, na kanapie? Gościu... Ogarnij się. Szybko dodałem: - Oczywiście, jeśli chcesz, to będę przy Tobie. Przysiądę tu i poczekam, aż zaśniesz, tak samo w łóżku w sypialni, gdzie byłoby Ci chyba jedna wygodniej... - Saved? Oby... Bo znowu było blisko pogrążenia się. Po tych słowach właściwie czekam na jej reakcję. To od Niej zależało tutaj wszystko, właściwie, od początku dnia - od momentu, gdy zabrała moją koszulkę i... moje serce. Dla siebie.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Gdzie podziała się ta cała pewność siebie, zadziorność i prowokacja? Jeszcze kilka chwil temu była tą silną i niezależną pięknością, która robiła wszystko jak chciała. Prowadziła Hiro wedle własnych widzimisię, tak jak jej się podobało. Teraz siedział cichutko, grzecznie, szczelnie opatulona futrem. Czuła ciepło kominka na swoich plecach. Miała kilka chwil, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nie mogła tutaj zostać na zawsze prawda? Hiro nie mieszkał sam. Znowu była ciężarem. Pasożytowała z jednej osoby na drugą. Zmieniła hosta, ale wciąż coś komuś zabierała, na kimś polegała. Nie chciała, żeby tak o niej myślał. Musiała odejść, z rana, zanim wstanie. Tak, to było jedyne wyjście. Ze ściśniętym sercem planowała ucieczkę. Do momentu aż Hiro stanął w drzwiach. Wszystkie jej pesymistyczne myśli ulotniły się w tej samej sekundzie. Nie wyglądał na złego, czyżby Oroshi jakoś mu wybaczył przyprowadzenie niespodziewanego gościa? Jeszcze jednej buzi do wykarmienia.
Wszystko działo się raczej szybko, nawet nie wiedziała, w którym momencie znalazła się na jego kolanach. Czemu chował twarz w dłoniach? Zawstydził się własnymi słowami? Zaśmiała się cicho, prawdziwy słodziak. Aż tak zależało mu na jej opinii? Gdyby uważała go za idiotę przecież nie wpakowywałaby mu się na kolana. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego z onigiri. Może ich nie lubił? Kiepski z niego kłamczuch.
Kiedy otoczył ją swoimi ramionami przymknęła powieki napawając się każdą chwilą. Był silny, mogła wyczuć każdy napięty mięsień, którym ją podtrzymywał. Była bezpieczna. Tym razem powstrzymała się od kąśliwego komentarza słysząc jego słowa. Znów ta niepewność. Nie chciała, żeby udawał kogoś innego w jej towarzystwie. Nie rozumiała dlaczego brakowało mu własnej wartości. Te złote oczy. Jak to?
- Chcę, żebyś był sobą - powiedziała cicho. Musiało zabrzmieć trochę jak rządnie. Nie przejęła się tym za bardzo. Jeśli wziął jej słowa jako rozkaz, so be it.
Potem stało się coś dziwnego. Otworzyła powieki, jednak nic nie widziała. Wszystko było zamazane, nic nie widziała. W którym momencie łzy napłynęły jej do oczu? Były ze szczęścia? Takie rzeczy się naprawdę działy? To chyba przez ten delikatny pocałunek na czubku je j głowy. Zamrugała kilka razy, żeby szybko je rozgonić. Nie chciała go jeszcze bardziej martwić. Na pewno pomyślałby, że coś ją bolało. Cały Hiro. Czemu myślała o nim jak o kimś kogo dobrze znała? Przecież to nie prawda. Nic o nim nie wiedziała. Oprócz tego, że mieszkał w latarni i nie lubił onigiri. Otarła oczy wierzchem dłoni. Miała nadzieję, że pomyśli iż jest zmęczona.
- Hai - odparła z wdzięcznym uśmiechem. Rzeczywiście była brudna od soli i piasku i nagle poczuła się tak mało atrakcyjna. Nie powinien jej widywać w takim stanie. Na pewno przestanie mu się podobać, logiczne. Wstała niechętnie ciągnąć go za sobą. Przeciągnęła się jeszcze jak leniwa kotka. Troszkę się zasiedziała, chociaż wstawanie przypominało jej karę. Jego kolana były wyjątkowo wygodne. Jej nowe, ulubione miejsce do siedzenia. Chyba będzie z niego częściej korzystać. I co się stało z jej nocnym planem ucieczki?
Pokręciła przecząco głową z lekkim uśmiechem. Miała ten zadziorny błysk w oku, którego nie umiała się pozbyć. Zdradzał to co miało nadejść.
- Pomieścimy się, prawda? - Zapytała wskazując na jego sypialnię. Potem zaśmiała się jak ten mały, wredny chochlik. Oho, gomene Hiro-kun. - Łazienka - przypomniała mu zabierając ze sobą swoje rzeczy. Kiedy wskazał jej drogę poszła jako pierwsza. Mogła się z nim kłócić, żeby to on się wykąpał przed nią, ale nie miała ochoty na sprzeczki, a wiedziała, że bez walki się nie obejdzie. Kiedy była już sama spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Piasek poprzyklejany na policzkach i wplątany we włosy. Wyglądała jak czupiradło. Szybkie spojrzenie na znamiona na policzkach. Zapomniała o nich. Może ich nie zauważył? Od razu zabrała się za zmywanie soli, piasku i brudu. Kąpiel, tego jej było trzeba. Nie potrzebowała wiele. Użyła tego co posiadali w łazience. W końcu poczuła się lepiej. Czyste, mokre włosy; świeża skóra. Założyła na siebie świeży dół od bielizny i z powrotem jego koszulkę. Miała ze sobą koszulę Mujina. Nie patrzyła nawet w jej stronę. Przy Hiro nie czuła się już porzucona. Był jej nową ścieżką, nowym życiem. Przy nim nie było czasu na myślenie o klinice i medyku, który ją zostawił. Nie było takiej potrzeby. Może z czasem uda jej się całkiem o nim zapomnieć? Teraz wiedziała czego brakowało w ich relacji. Widziała różnicę. Każda sekunda bez dotyku Hiro była stracona. Pospiesznie uprała swoje rzeczy i kiedy była już całkowicie gotowa wyszła na zewnątrz, z powrotem do ciepłego pomieszczenia z kominkiem.
- Poczekam - dodała zarzucając sobie mokre włosy przez ramię. Posłała mu delikatny uśmiech udając się do jego sypialni. Nie przekroczyła jednak progu. W milczeniu stała opierając się biodrem o framugę drzwi. Była pewna, że Hiro nie potrzebował wiele czasu. Nawet jeśli nigdzie jej się nie spieszyło.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Łzy. To, wydało mi się, szybko przecierała z oczu i twarzy Isane. Niech Cię diabli, Hiroyuki! Znowu, nie potrafisz, kurwa mać... Znowu wszystko psujesz. Mówiłeś, że o Nią dbasz, że zrobisz dla Niej wszystko, że ją ochronisz! I co?! Teraz przez Ciebie płacze, choć ewidentnie nie chce, żebyś to zauważył! Jesteś z siebie dumny? Kurwa, znowu ten głos... powrócił. Ale miał rację. Do diabła ze mną! Nie potrafię nic poza łapaniem tych jebanych szumowin w nocy... Kurwa. Spojrzałem na Nią i wyglądała na zmartwioną, choć szybko się ogarnęła. Czy to naprawdę przeze mnie? Czy to ja doprowadziłem ją do łez? Co się stało, co zrobiłem? Przecież... nie wiem, przytuliłem się do niej, wtuliłem swoją twarz w jej włosy, poczułem jej woń, nie wiem... POCAŁUNEK? CZY MOGŁA GO POCZUĆ? Przecież był tak delikatny, że sam ledwie czułem dotyk jej włosów, głowy... Nie, dlaczego ja wszystko muszę zrujnować...? Nawet najlepszy dzień w moim życiu, który powoli dobiega końca, muszę zepsuć, zniszczyć, rozpierdolić na kawałki... "Chcę, żebyś był sobą" - to jej słowa. Chyba jednak nie chce, nie chciałaby mnie... Tej wewnętrznej... bestii, która dla kroczących złymi ścieżkami jest równie mroczna, co jej ofiary... Nie, nie, nie. Choć, jaki jest sens być... z kimś... gdy nie jest się sobą? Wybiegałem za daleko oczyma wyobraźni, a powinienem bardziej skupić się na teraz. Tu i teraz.
Taka delikatna, a jednocześnie pewna siebie. Zadziorna, władcza, a jednocześnie krucha. Była wszystkim na raz, przynajmniej dla mnie. Nie mogłem jej wypuścić... też z rąk, chociaż w momencie, gdy zaproponowałem jej wybór, gdzie spać oraz wspomniałem o łazience, ta już podjęła swoją decyzją - sypialnia. Wstała, zaciągnęła mnie w stronę łazienki. Chyba nie była zbyt zadowolona, a na pewno nie podniosła się najszybciej, jak potrafiła. Dzisiaj przecież widziałem na plaży, jak szybko i zwinnie mogła działać. Spryciara. Czy to jakieś zalotne ruchy, przeciąganie się? Nie wiem, ale wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby robione, by przyciągnąć uwagę. Moje nogi znowu robiły się jak z waty, serce zaczynało bić szybciej... Isane, przecież nie musisz... I tak moja uwaga jest skupiona na Tobie od momentu, gdy w tak bezczelny sposób zabrałaś mi koszulkę... Przełknąłem nerwowo i spojrzałem na nią jeszcze raz... Jej ciało było dla mnie wizerunkiem niemalże idealnie wyrzeźbionej postaci - jak gdybym sam Pan i Władca tego świata brał udział w samodzielnym tworzeniu jej osoby. Prowadziła mnie powoli przed siebie, krocząc w stronę łazienki, a ja ją podziwiałem. Te nogi, zgrabne ciało, wąską talię i... Okej, uspokój się. Opanuj się i swoje durne, zwierzęce żądze. "Bądź sobą", ale bądź też lepszym sobą, dodałem. Tak, dla Niej wszystko. W pewnym momencie spytała w charakterystyczny dla siebie, ten przepełniony pewnością i zadziornością jednocześnie sposób, czy wystarczy dla nas miejsca w sypialni. Co miałem odpowiedzieć? Pamiętałem o jej warunku, ale może jednak ma wątpliwości? Może się rozmyśliła i hamowała wiedząc, co... może... z tego wyniknąć? Znowu nogi się pode mną uginały, gdy to usłyszałem. Odparłem: - To nie są duże pokoje, ale na pewno ciepłe i przytulne. Będzie Ci tam wygodnie. Ja mogę spać w salonie. Dla Ciebie wszystko... - Palnąłem jak debil. Już nawet nie chciało mi się nad sobą użalać. Dodałem nerwowy uśmiech licząc, że n-ty dzisiaj raz odpuści, nie załamie się na myśl o tym rosłym nieznajomym, którego poznała dzisiaj i z którym nadal musiała spędzać czas. Tak się czułem - jak ktoś, kto zacznie w końcu męczyć ją swoją obecnością. Zrobiło się nieznośnie - tak, coraz bardziej siebie nie znosiłem. Na szczęście, zaraz potem poszła do łazienki, która jej kulturalnie wskazałem ręką. Chociaż tyle dobrego - umiałem powiedzieć, gdzie co jest. Brawo, Hiroyuki, możesz być z siebie dumny.
Gdy Isane zniknęła w ścianach łazienki, wróciłem do salonu. Pozbierałem resztki ze stołu, zabrałem kubek i talerz oraz zabrałem do kuchni. Nie minąłem wiele czasu, gdy były już czyste i gotowe do ponownego użycia. Odstawiłem je na otwartych półkach na talerze, na lewo od okna, z którego rozciągał się widok na morze. Zapadł zmrok, gwiazdy zaś jasno świecił na niebie. Czułem tutaj ten dźwięczny, uspokajający szum fal. Gdzieniegdzie przewijały się ciemne sylwetki statków wpływających i wypływających z portu. To miejsce było naprawdę piękne. Ten mój mały dom na odludziu. Dom, w którym teraz znalazła się też Isane. Choć minęło dosłownie kilka, może kilkanaście minut, odkąd nie ma jej przy mnie, tęskniłem. Kolejne sekundy przyprawiały mnie o uścisk na gardle mojej duszy, przez co gdzieś w innym świecie wyciągałem do niej dłoń, szukając jej po omacku. Gdzie jesteś, Isane? Wróć... Kurwa, Hiro, nie ma jej chwilę, weź się uspokój! Czy wszystko z nią okej? Na pewno, przecież jest w łazience. Słyszę, jak coś tam robi, leje się woda. Na pewno wszystko z nią w porządku. Spokojnie, Hiro. Odłożyłem naczynia, odwróciłem się od kuchni i jej okna, spojrzałem przed siebie. Salon, w półmroku, półświetle, pięknie przystrojony błyskami z kominka. Kanapa, koc, drzwi wejściowe, biblioteczka z moimi... naszymi książkami. Podszedłem do niej. Spojrzałem na półkę znajdującą się na poziomie moich oczu. "Sztuka wojny błyskawicznej", "Arraroto: Taktyka kampanii". Okej, za tymi nie przepadałem. Półka wyżej: "Rośliny zapomniane Ryuzaku no Taki". Okej, botanika, nope, chociaż nie będę kłamał - uwielbiałem przebywać sam na sam z naturą, bez ludzi. Przecież też dlatego jestem tutaj, w tej pieprzonej latarni, gdzie nigdy nic się nie dzieje. Do dzisiaj... Najwyższa półka, gdzie bez problemu tylko ja mogłem sięgnąć, także wzrokiem. "Sztuka miłości: ciało i rozkosz". Ja pierdolę... Co to jest?! W ogóle tego nie kojarzę. Z nerwów odwróciłem się za siebie, patrząc, czy nie przygląda się mi i temu, na co teraz spoglądam. Ufff, jeszcze jej nie ma, chociaż nie słyszę już przelewającej się wody. Dobra, out, out, idziemy stąd. Odszedłem czym prędzej od szafki z literaturą i stanąłem pod drzwiami łazienki, gdy nagle wyszła: świeża, pachnąć, z mokrymi włosami i resztą ubrań pod pachą. Dała znać, że moja kolej, tak słowem, jak i skinieniem wraz z zabójczym uśmiechem. Odpowiedziałem jej tym samym, szczerząc swoje śnieżnobiałe zęby. Zamknąłem za sobą drzwi.
Szybko przemyłem swoje ciało ciepłą wodą. Wszędzie sól, piach, nawet jakieś skrawki wodorostów na plecach. Pięknie. Najwyższy czas znowu wyglądać jak człowiek. Moje włosy - gotowe. Dłonie i stopy - także. Plecy - wyszorowane. W lustrze spojrzałem przez ramię na swój tatuaż. Czarny księżyc i dwie szkarłatno-czerwone gwiazdy. Czy... powinienem? Nie, to jeszcze nie czas. Dobrze, reszta ciała też umyta. Szybko wyszorowałem też zęby. Stanąłem przed lustrem jeszcze raz: tym razem przodem. Pięści umieściłem na biodrach. W pełnej nagości napiąłem mięśnie: Hiroyuki, naprawdę nie jesteś brzydki... Zwłaszcza z tymi mokrymi, gładkimi włosami zaczesanymi do tyłu. "Not bad, not bad at all" - ach, ta starsza mowa. Taka piękna, wyjątkowa. Właściwie, nie miałem podstaw, by tak sądzić, ale to słyszałem w gwizdach od tych Pań lekkich obyczajów w dzielnicy latarni w porcie. Za pieniądze można kupić wszelkie zachwyty, chociaż z drugiej strony, nigdy tam nie witałem i nie korzystałem z usług, a i tak zwracały na mnie uwagę. Chyba nie mogło być tak źle? Może naprawdę podobam się Isane? Taka skromna, delikatnie pulsująca swoim malutkim sercem myśl zagnieździła mi się w głowie. Może? Może to nie sen? Byłem gotowy, by wyjść. Gdy niemalże otworzyłem drzwi, zapomniałem o tym, że przecież JESTEM TU Z NIĄ, a nie Oroshim. GDZIE MOJE SPODNIE?! KURWA MAĆ!!! Szybko przymknąłem drzwi. Ufff, Ty debilu... Okej, biorę ręcznik, bo te spodnie do niczego się nie nadają. Owinąłem się nim szczelnie, mocno i tak, by nie było żadnych wpadek! Miejmy nadzieję. Tym razem opuściłem łazienkę i podszedłem do niej - a ta opierała się swoim biodrem o framugę drzwi. Czekała na mnie, tak jak powiedziała. Wnioskuję, że jest raczej szczęśliwa. Mam nadzieję... Podszedłem więc do niej, złapałem ją za dłoń, co stawało się już dla mnie normalnością - przyjemną i konieczną dla mojej egzystencji - i powiedziałem: - To co, chyba czas, byś odpoczęła? Posłanie jest jeszcze świeże. Wczoraj zmieniałem. - Mam nadzieję, że jej będzie odpowiadać. To było spore, ale proste łóżko, za którą znajdowała się sporej wielkości okno na świat. Gwiazdy, księżyc, statki tu i tam. Pięknie. Zapaliłem jej lampion powieszony na prawo od okna, ponad niewielkim biurkiem. Następnie, zamknąłem drzwi sypialni. Spojrzałem na nią i spytałem, wyjmując dodatkowe posłanie z szafy w rogu: - No to łóżko jest Twoje. Ja mogę spać na ziemi, obok Ciebie. - Chciałbym móc spędzić noc obok niej, nawet jeśli to oznaczało spanie na ziemi. Najważniejsze, że w tym samym pokoju. Ciekawe, co Ona o tym myśli... Podszedłem do niej i zaprowadziłem ją do łóżka, delikatnie usadawiając ją na miejscu. Przykucnąłem naprzeciw niej, podpierając się jednym kolanem, pochwyciłem jej dłonie oparte o kolana i spytałem: - Czy wszystko okej? Nie wiem, co robić, prawdę mówiąc. Nigdy nie sprowadzałem do latarni znajomych... Bo nikogo nie mam. Nie mówiąc już o... kobiecie. - Serca skakało mi do gardła, a w głosie na pewno słychać było zdenerwowanie...: - Przynieść Ci coś jeszcze? Czegoś konkretnego chcesz? - Te słowa musiały brzmieć dość dziwacznie, może nawet groteskowo: duży, wysoki, umięśniony facet, słaniający się na nogach przed drobną blondynką, siedzącą na jego łóżku. Tak to wyglądało i brzmiało nie lepiej. Spojrzałem jej w oczy, potem na usta i jej znamiona - te także mi się podobały. Sprawiały, że wyglądała na jeszcze bardziej wyjątkową, a może drapieżną? Jak jakieś zwierzę? Czyżby upolował swoją ofiarę? Ta myśl nie dawała mi spokoju, a czas mijał... Nie, to Ona upolowała mnie. Przegrałem, ale pierwszy raz miało to miejsce, więc i pierwszy raz było mi z tym dobrze...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Dla. Ciebie. Wszystko. Tak powiedział. Czemu by tak mówił? Milczała. Dlaczego chciał zrobić dla niej wszystko? Przecież to nie miało sensu, ale chyba nic dzisiaj nie miało. Chciała go o to zapytać, jednak się powstrzymała. Mogło mu się wydawać, że po raz kolejny odpuściła i nie skomentowała jego słów. Złudnie, tym razem mu się nie upiecze. Sorry, baby. Już postanowiła. Czekała jedynie na odpowiedni moment. Nie wiedział jeszcze co się szykowało. Nie mógł zawsze rzucać słów na wiatr i mieć nadzieję, że Isane perfidnie ich nie wykorzysta. Pewnie sam już zauważył, że była mistrzynią niedomówień. Sama nie wiedziała dlaczego. Czyny były ważniejsze niż słowa. W ich przypadku nie było z tym problemu. Wiecznie trzymali się za ręce, ja gdyby była to ich część egzystencji.
Zniknęła w łazience, zajęła się sobą. Spieszyła się, nie chciała, żeby przesadnie długo musiał czekać. W końcu też pewnie czuł się brudny, lepki i zdecydowanie posolony. Wyszła i poczekała na niego w drzwiach. Nie chciała przekraczać bez niego progu. Jego pokój, jego kąt na ziemi. Nie miała prawa. Była to jego przestrzeń i prywatność, którą tym razem postanowiła uszanować. Jak nigdy. Prawdziwa rzadkość w jej wykonaniu. Szanowanie czyjejś prywatności, wtf. Widocznie tak na nią wpływał. Wydobywał z niej tą lepszą część. Przynajmniej na razie. Co się stanie, kiedy zobaczy jaka potrafi być? Jaka jest naprawdę. Wtedy ucieknie i znów zostanie s a m a. Nie było jej jednak smutno. Nie miała prawa czuć żalu. Wykorzystywała go przecież. Nie dało się tego inaczej nazwać. Wiedziała, że się jej przestraszy i nie będzie jej chciał, kiedy zobaczy jej prawdziwe ja. A mimo to przyciągała go do siebie nawet się nie powstrzymując. Nie chciała, żeby odchodził. Wiedziała, że to nastąpi. Pełna sprzeczności nie bawiła się nim specjalnie. Zwyczajnie był tak niewinny, dobry i tak nieziemsko przystojny. Idealny. Jak mogła odpuścić? Nie próbowała się nawet sobie odmówić. Samolubnie brnęła dalej w ich relację chcąc przywłaszczyć Hiro tylko i wyłącznie dla siebie. Był jej własnością. Miał przejebane. Biedak.
Nie zauważyła, w którym momencie pojawił się tuż obok niej. Widocznie wyszedł z łazienki. Znów pochwycił jej dłoń w tak naturalny sposób. Drgnęła lekko zaskoczona, jednak nie protestowała. Dała się poprowadzić do wnętrza pomieszczenia powoli przekraczając próg. Potraktowała jego dłoń jak zaproszenie. W końcu to na nie czekała. Zerknęła na niego ukradkiem prawie przystając w półkroku. Czy on miał na sobie tylko ręcznik? Damn nie spodziewała się. Nie kryła zaskoczenia, chyba się nie dało. Zazwyczaj wydawał się bierny. Pozwalał jej prowadzić, ale jak już coś odwinął sam od siebie to omg. Zagryzła delikatnie dolą wargę i skupiła się na oglądaniu jego pokoju. Wdech i wydech. Zamknął za nimi drzwi. No kurwa.
Wyjął sobie posłanie. So noble. Potem podszedł do niej. Chyba rzeczywiście myślał, że zapomniała, albo mu odpuściła. Krótki wydech. Szybkim ruchem pchnęła go na ścianę. Niezbyt delikatnie. Opanuj się Isane. Wiesz, że możesz łatwo przesadzić. Będziesz żałować.
Jedną dłoń trzymała płasko na jego nagim torsie, drugą chwyciła go za kark ciągnąć odrobinę w dół. Stanęła na palcach, żeby się z nim zrównać. W końcu był wyższy, musiała się trochę postarać. Przybliżyła usta do jego ucha z lekkim uśmiechem.
- Czemu tak uważasz? - Wyszeptała cicho, ledwie mógł ją usłyszeć. Pewnie nie wiedział o co chodziło. Nie zapomniała i nie zamierzała mu tym razem darować. - Dla Ciebie wszystko, Hiro - powtórzyła jego własne słowa trącając nosem delikatną skórę za jego uchem. Potem się odsunęła na jeden krok. Nagle dzieliła ich duża odległość. Nikt się nie dotykał. Gdzie podziały się ich splecione palce? Wpatrywała się w niego chwilę palącym, turkusowym spojrzeniem, nic więcej nie dodała. Czuła jak powietrze ciążyło między nimi. Tak samo jak ta odległość. Czemu miał na sobie tylko ten zasrany ręcznik? 2, 3, 4 płytkie oddechy potem wyciągnęła do niego dłoń posyłając mu przepraszający uśmiech. Przesadziła? Dała się zaprowadzić na łóżko, jeśli oczywiście nie zmienił swojego zdania. Zachowywała się jak gdyby nic się nie stało. Nie chciała aż tak go krępować. Chociaż robiła to notorycznie. Zamrugała kilka razy marszcząc zgrabny nosek, kiedy tak przed nią kucał. Odwzajemniła uścisk jego dłoni, żeby dodać mu otuchy. Wysłuchała go do końca i zaprzeczyła ruchem głowy. Mokre, blond pukle rozwiały się po bokach jej ramion. Aż tak przejmował się jej opinią? Nie widział, że zrobił dla niej dużo więcej niż zasłużyła. Spojrzała na ich wiecznie złączone dłonie.
- Chcę, żebyś przestał się mną tak przejmować - powiedziała szczerze w końcu podnosząc na niego wzrok. Nie była tutaj za karę. Wręcz przeciwnie. Kiedy w końcu to zrozumie, że zrobił dla niej już o wiele za dużo? Nie zasługiwała chociażby na najmniejszą cząstkę tego co jej zaoferował. Upolował ją już dawno. W momencie kiedy po raz pierwszy położyła dłoń na jego klatce, na plaży, a on się przybliżył. Wciąż miała przed oczami Hiro przy ścianie i dzielący ich jeden krok. Jeden, paskudny krok. A może wszystko potoczyło się inaczej. Może zmienił zdanie i nie ujął jej dłoni kier tak stali wpatrzeni w siebie. We all will see.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości