Latarnia morska

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Jabłka okazały się jej nowym ulubionym przysmakiem. Ciekawe dlaczego? Teraz od zawsze będą jej się kojarzyły z tym psotnym porankiem. Pierwszym w jej nowym, lepszym życiu, w którym już nigdy miała nie zaznać samotności. N i g d y więcej. Jeszcze do wczoraj nie wierzyła, że takie życie było w ogóle możliwe. Teraz była go pewna bardziej niż wszystkiego innego. Była pewna swoich uczuć i była pewna Hiro. Nic więcej się nie liczyło, nie miało najmniejszego znaczenia. Wiedziała, że we dwójkę poradzą sobie z każdą nadchodzącą przeszkodą. Obojętnie jak wielką. Nic nie było dla nich niemożliwe. Always and forever. Jak długo mogło jednak trwać na zawsze? Życie shinobi było krótkie i kruche. Najczęściej kończyło się szybko, w tragiczny sposób. Sam Hiro należał do jednego z klanów. Oczywiście nie był z nim związany, wciąż posiadał jednak piętno śmierci, która mogła spotkać ich każdego dnia. Isane nie była inna. Nigdy nie wiadomo. Życie nauczyło ją nie oczekiwać za wiele. Zbyt łatwo dało się na nim zawieść, żeby sobie na to pozwolić. Dotychczas tak uważała i w taki sposób działała. Teraz? Teraz pochłaniała jabłka, jakimi ją karmił, śmiejąc się przy tym zalotnie, jak gdyby bawili się w jakąś nową grę. Odłożyła przeszłość na bok. Ta, nie miała już przecież znaczenia, prawda?
Ich ruchy stawały się coraz bardziej naturalne. Nie znali się długo, dopiero uczyli się siebie wzajemnie. W zawrotnym tempie zdobywali o sobie nowe informacje. Szło im jednak doskonale. Każdy gest, emocje i ich odczytanie przez drugą osobę, były dla nich całkiem nowe. Obydwoje poświęcali sobie jednak całą swoją uwagę, co mogło pójść nie tak? Z każdą chwilą byli siebie bardziej pewni, swobodni. Świadomość posiadania kogoś na zawsze dawała ukojenie. Pozwalała się rozluźnić i cieszyć każdą, najmniejszą chwilą. Z każdą sekundą spędzoną razem stawali się sobie bliżsi. Każde spojrzenie, każdy gest. Coraz bliżej. Porządanie Apetyt rośnie przecież w miarę jedzenia. 1, 2, 3 kawałki później jabłko się skończyło. Pyszne śniadanie dobiegło końca. Z wyczekiwaniem spoglądała jak odkładał talerz na swoje miejsce. Czuła narastające napięcie, rządzę, której nie zamierzała się opierać. Ani teraz ani nigdy więcej. Nie z Hiro.
  Ukryty tekst
Pomagał jej doprowadzić się do porządku. Całe szczęście, wciąż trzęsły jej się delikatnie ręce. Miała cichą nadzieję, że tego nie zauważył. Nie chciała w żaden sposób go martwić - znowu. Ledwo co zapewniała go, że nie była aż taka delikatna jak mu się mogło wydawać. Nie chciała, żeby źle to odebrał. Czuła jak opadały z niej wszystkie emocje i to same pozytywne. Była wyspana, szczęśliwa, ale całkiem zmęczona. Nic w tym przecież dziwnego. Hiro pokierował ją w stronę łazienki. Szczęśliwie dała się zaprowadzić delikatnie ściskając jego dłoń. Przez chwilę walczyła ze swoimi myślami, żeby zabrać go ze sobą. Wtedy na pewno znowu skończyliby szukając w sobie zapomnienia. Przepadłby romantyczny spacer, jak jej zaproponował. Obiecał jej c z a s, zaufała mu, nie zamierzała kwestionować jego decyzji, jego nadziei. W końcu puściła jego dłoń idąc w stronę łazienki. Słysząc nowe zdrobnienie, na jakie sobie widocznie zasłużyła, odwróciła się do niego przez ramię śmiejąc się wesoło.
- Hi-ro-yu-ku - odparła sylabując jego imię. Puściła mu oko, zarzuciła długimi włosami i zniknęła za drzwiami łazienki. Już za nim tęskniła. Westchnęła lekko przechadzając się po pomieszczeniu. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała inaczej? Czuła się inaczej. Dotknęła palcem znamion na policzkach. Mujin zaproponował jej kiedyś, że może je dla niej usunąć. Może podobałaby się wtedy Hiro jeszcze bardziej? Na wspomnienie medyka zrobiło jej się słabo, więc szybko pozbyła się wszystkim myśli i zmartwień związanych z kliniką. Umyła się, odświeżyła. Ubrała śliczną nową yukatę, jaką dostała. Związała wstążką długie blond pukle w luźnego kucyka wysoko na głowie. Tym razem zdecydowała się założyć bieliznę. W końcu mieli iść na spacer! Razem, na zewnątrz, otwarcie, wśród innych ludzi. Tak jak prawdziwa para? Czy oczekiwał od niej, że zniknie przed śniadaniem? Chyba było już na to za późno. W końcu wyszła na zewnątrz, nie dając mu więcej czekać. Pewnie też chciał się odświeżyć. Obróciła się w swoim nowym ubranku dookoła własnej osi, jak gdyby chciała mu się zaprezentować. Zachichotała niczym nastolatka przepuszczając go do łazienki. Zabrała się za sprzątanie po śniadaniu, jakie dla nie przygotował. Czekała na niego. Przez kilka dłuższych chwil zastanawiała się, czy powinna zabrać ze sobą swoje rzeczy. Pozwoli jej tutaj wrócić? Będzie tego chciał? Znów ta nieznośna niepewność. Dlaczego? Dlatego, że nie trzymał jej dłoni?
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »


Anioł. Tym dla mnie była Isane, gdy wyszła z łazienki. Jasne kimono, które jej podarowałem, piękne, lśniące blond włosy, promieniujący uśmiech na twarzy, a w dodatku te smukłe, długie, zgrabne nogi, na który wykonała urzekający piruet. Czy choć odrobina tego ewidentnego szczęścia jest moją zasługą? Chciałbym o tym tak myśleć. Jest piękna, moja... Moja, to znaczy jest moim szczęściem, dopełnieniem, nie moim przedmiotem, który odrzucę, gdy się znudzi. Oj, nie. Czułem przy Niej i dla Niej zbyt wiele, by mówić tutaj o czymś ulotnym. Czuję, że to początek czegoś wielkiego, wyjątkowego, na całe życ... Ach, marzenia. Nigdy nie marzyłem! A teraz, widząc ją? Niczego innego nie robię. Moje życie stało się marzeniem... Albo może marzenie, z którego istnienia nie zdawałem sobie sprawy, bo było tak głęboko ukryte, niewidoczne - życiem? Tak czy siak, nie mogłem nie zwrócić uwagi na bijące z Niej ciepło, pozbawione w tym momencie jakichkolwiek smutków czy goryczy. Widząc ją taką szczęśliwa - nie chciałem od życia niczego innego, tylko móc dawać jej właśnie to: bezkresne szczęście i uśmiech na twarzy. Dzięki temu, moje życie też był wyjątkowe. Żyć dla Niej - tak, tego zdecydowanie pragnę. Ciekawe, czego pragnie ona? Odezwałem się: - Wyglądasz pięknie. Zdecydowanie lepiej, niż ja w tym kiedykolwiek wyglądałem. - po czym przysunąłem się do niej, pocałowałem w czoło, a następnie uśmiechając minąłem, zatrzymując się przed drzwiami.
Stojąc u progu wejścia do łazienki, byłem tak jakby między niebem a ziemią. Z jednej strony, szara rzeczywistość, w której jestem ze swoim odbiciem w lustrze, jak dotychczas. Bez przeszłości, bez teraźniejszości i bez przyszłości. W moim życiu kompletnie nic wartościowego nie miało miejsca. Nawet marzeń... A z drugiej, Ona. Moje światło latarni, wyrywające mnie z czeluści bezkresnego morza. Dzięki Niej wszystko nabrało sensu, znaczenia oraz kiełkowało szczęściem. "Rzuciłem jej pod stopy marzenia", nawiązując do słów poety, prosząc o to, by "stąpała ostrożnie, wszak stąpa po marzeniach". A Ona? Przyjęła je i zmieniła w rzeczywistość. Barwną, kolorową, pełną nadziei i miłości. Od wczoraj zmieniło się wszystko. Aż chciało się budzić i wyjść na miasto. Tak, wyjdziemy tam razem, jak gdybyśmy byli... parą? Trudno coś takiego przełknąć, gdy do tej pory nie miało się niczego i nikogo... Na samą myśl o tym aż cieplej robi się na sercu. Isane - zmieniłaś wszystko. Dziękuję Ci za to. Może niepotrzebnie, ale jednak powiedziałem to na głos: - Dziękuję Ci za to, że jesteś, Isane. Za wczoraj, za dzisiaj. Chciałbym Ciebie mieć na co dzień... - Dopiero, gdy skończyłem wypowiadać te słowa na głos, nieco zbyt radosny, zdałem sobie sprawę, jak źle to musiało dla Niej zabrzmieć. Jak to mówią w starym języku? "Cringe"? Chyba tak. Niestety, mleko się rozlało. Szybko chciałem naprawić tę sytuację, dodając: - Przepraszam... Nie powinienem. Masz przecież swoje życie i nigdy nie chciałbym Ci w niczym przeszkadzać. - Czy aby na pewno, Hiro? Doskonale wiesz, czego chcesz. Jej. Na zawsze. Tak, chcę tego, ale co z tego, jeśli Ona by mnie nie chciała? Takie myśli wprowadzały do mego serca niepokój.
W końcu, stałem przed lustrem w łazience. Cały nagi, umyty, świeży. Mięśnie, smukła, atletyczna sylwetka i reszta, na którą ja i Ona zdecydowanie nie mogliśmy narzekać. Mam przynajmniej taką nadzieję. Stojąc i gapiąc się w swoje odbicie przypomniałem sobie o Niej. Nie chciałem kazać jej czekać. Kto wie, może rzeczywiście musi gdzieś iść, bo ma swoje życie? Kurwa, znowu sam... Jak ja tego nienawidzę. Tyle szczęścia, które znowu legnie w gruzach, bo ten jebany świat wszystko bierze, gdy zechce i jak zechce. Rodzice, moje ja, Ona... Wszystko jest mi zabierane... Nie mogę marnować więcej czasu. W szafce znalazłem świeżo wyprane kimono, którą sobie niedawno sprawiłem. Muszę przy Niej prezentować się chociaż... jak człowiek. Jej piękno było dla mnie niedoścignione, to na pewno. Denerwowałem się teraz tym jeszcze bardziej: czy ja jej się w ogóle podobam? Czy będę wyglądał dobrze w tym ubraniu? Założyłem srebrzysto-szarą, nieco metaliczną yukatę oraz czarne spodnie. Niby porządnie, ładnie, ale gdy tak na siebie patrzyłem - wciąż przypominał mi się jej widok, jej nagie ciało, jej ciało w moim kimonie. Potem zamykałem oczy pamięci i otwierałem swoje oczy, widząc w lustrze siebie. Brakuje mi pewności siebie, chyba tak. Nie może być przecież aż tak źle, skoro nadal tu ze mną jest? Dość, już i tak zbyt długo tutaj siedzę. Nie zdążyłem się jeszcze przewiązać szkarłatno-czerwonym pasem do kimona, ale drzwi były już przeze mnie otwarte. Wyszedłem do Niej, a ta wciąż na mnie czekała. Może jednak naprawdę nie jest ze mną tak źle? Miliard myśli, smak wątpliwości...
Podszedłem do Niej, chwytając ją za dłoń, gładząc jej blizny swoim kciukiem, delikatnie. Drugą dłonią objąłem jej delikatną, nieco opaloną twarzy i również kciuki gładziłem bliźniacze znamiona na policzkach, przesyłając szczery uśmiech i te słowa: - Nic bym w Tobie nie zmienił. Mam natomiast nadzieję, że Ty we mnie aż tak wiele zmieniać byś nie chciała. - po czym złożyłem na jej ustach skromny, nieco nieśmiały pocałunek, bojąc się jej reakcji na to, jak wyglądałem. Gdy ponownie odsunąłem od Niej twarzy, zapytałem: - To dokąd chciałabyś ze mną iść? Port, miasto, czy może jakieś inne, oddalone od tego wszystkiego miejsce? Twoje słowa, mój rozkaz, Isane! - zarzuciłem ochoczo lekkim żarcikiem na koniec, licząc, że znowu dostąpię zaszczytu patrzenia na jej zniewalający uśmiech. Tego mi było trzeba w morzu wewnętrznych rozmyślań na swój temat. Teraz dochodziło jednak kolejne utrapienie: co będzie potem, za kilka godzin? Zostanie czy odejdzie? Dodałem, nieco za cicho, jak na moje: - Swoją drogą, mam nadzieję, że jeszcze tu ze mną wrócisz... - Po tych słowach ponownie spojrzałem w jej pełne usta i duże, turkusowe oczy. Chciałem odczytać jej myśli, poznać pragnienia, dotknąć ponownie ciała i duszy.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Czekał na nią, kiedy wyszła już gotowa i świeża z łazienki. Przygotowywała się zbyt długo? Nie wyglądał na złego, nie marudził, ale on chyba nigdy nie marudził. Podszedł do niej od razu, znów nie pohamowała uśmiechu wykwitającego na jej ustach. Zawsze pojawiał się w momencie, kiedy go potrzebowała. Z a w s z e, ale czy na zawsze? Zachichotała, słysząc jego słowa.
- Zdecydowanie! - Zgodziła się z nim wciąż się śmiejąc. Wzięło jej się na żarciki. Z przyjemnością się z nim droczyła. - Ty wyglądasz najlepiej bez niczego - dodała zadziornie dając mu się pocałować w czoło. Ruszył w stronę łazienki, zostawił ją tam stojącą z błogim uśmiechem na ustach. Czy to szczęście kiedykolwiek minie? Miała nadzieję, że nie. Te wspólne chwile mogły trwać wiecznie. Czuła się taka lekka, ja gdyby zabrał jej wszystkie zmartwienia. Złudne uczucie, ale takie przyjemne. Dziękuję. Był jej wybawcą. Gdyby nie on wciąż staczałaby się na dno tonąc we własnym mroku. Stawała się przy nim lepszą wersją siebie. Co się jednak stanie, jeśli znów zostanie sama? Demony wrócą ze zdwojoną siłą, była tego pewna. Wtedy nie będzie już dla nie ratunku. Albo Hiro, albo wcale.
Stała do niego tyłem, kiedy znowu postanowił się odezwać. Milczała, oparta biodrem o ścianę. Przygryzła dolną wargę, czego nie widział. Zdecydowanie brakowało mu pewności siebie. Nie była często od niego lepsza. Nie miała prawa go osądzać. Wysłuchała go do końca nic nie komentując. Odczekała kilka długich chwil, zanim postanowiła się odezwać. Z jednej strony ważyła słowa, z drugiej doskonale znała swoje stanowisko. Słowa przypłynęły w naturalny sposób, któremu nie mogła się oprzeć.
- Jesteś moim życiem Hiro. Zrobisz ze mną co zechcesz - odparła cicho zostawiając go stojącego w drzwiach łazienki. Zmyła się w głąb pomieszczenia. Tak blisko, zaledwie kilka kroków dalej, a tak daleko. Już tęskniła za dotykiem jego dłoni, smakiem jego ust. Wyraźnie nie wiedział jaką władzę nad nią posiadał. Była jego własnością w każdym tego słowa znaczeniu. Myślał, że to ona nim rządziła. W jej oczach było absolutnie odwrotnie. Wszedł w posiadanie jej ciała, duszy i serca. Wszystkiego co miała. Naprawdę tego nie widział? Był tym jedynym. Nie posiadała dużo do zaoferowania, jednak oddałaby mu wszystko co miała. Nie musiał prosić, mógł zwyczajnie brać. W którym momencie stali się jednością? Bliskość Hiro uniemożliwiała jej logiczne myślenie. Nie potrafiła chłodno ocenić sytuacji. Teraz, stojąc sama w pomieszczeniu, westchnęła ciężko. Nie należała do tych osób co lubiły planować. Wręcz przeciwnie, działała spontanicznie. I teraz nie było przecież inaczej. Zazwyczaj nie przejmowała się opinią innych, jednak tym razem nie chciała, żeby ją stąd po prostu wyproszono. Musiała sobie częściej przypominać, że w latarni była jedynie gościem, a Hiro nie mieszkał przecież sam. Zaczęła od małych porządków. Pozbierała swoje rzeczy w jedno miejsce. Zdecydowanie lepiej było, żeby biedny Oroshi nie musiał tego robić za nią kiedy wróci. Znalazła j e g o koszulkę, która teraz należała do niej. Przyłożyła ją do swojego policzka wtulają się w nią na moment. HiroPotem oczywiście dodała ją do swoich rzeczy. Jej własność, jej pamiątka. Potem zabrała się za posprzątanie i umycie naczyń po śniadaniu. Kiedy skończyła poprawiła jeszcze nową yukatę. Wtedy usłyszała kroki. Jej serce zabiło szybciej o jeden raz. Wrócił. Chwycił jej dłoń. Idealne połączenie, brakowało jej dotyku jego ciepłej, miękkiej skóry. Chyba zauważył jej blizny na wewnętrznej stronie dłoni. Nie chciała cofać swojej ręki. Zwalczyła ten odruch z całych sił lekko sztywniejąc. Musiała się uspokoić, nie chciała go martwić, ani ranić. Od razu uśmiechnęła się przepraszająco starając się złagodzić całą sytuację. Jego druga dłoń na jej znamionach tylko pogorszyła sytuację. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie gładził t y l k o jej policzka, ale także w s z y s t k o co się na nim znajdowało. Zacisnęła mocno powieki nie chcąc być świadkiem tej sytuacji. Pewnie wzbudzała w nim obrzydzenie. Wtedy usłyszała jego słowa. Otworzyła szybko oczy, a jej turkusowe tęczówki wyrażały czyste zaskoczenie. Odszukała jego wzrok unosząc brwi ku górze. Zmarszczyła zgrabny nosek kompletnie nie rozumiejąc jak mogło mu się takie coś podobać. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale szybko uciszył ją delikatnym pocałunkiem. Taki lekki, nieśmiały. Doskonały smak jego warg sprawił, że od razu zapomniała o czym chciała porozmawiać. Mimowolnie przymknęła powieki odwzajemniają pocałunek z taką samą delikatnością. Rozluźniła się w końcu, nawet nie zauważyła, w którym momencie się tak spięła. Może tak było lepiej? Znów się uśmiechała sama do siebie. Miał na nią tak wielki wpływ. Jej troski zniknęły.
Coś zmieniać w nim? Przewróciła oczami i zaczepnie szturchnęła go łokciem. - Dobrze wiesz, że jesteś idealny, nie udawaj - rzuciła śmiejąc się szczerze. Pół żartem, pół serio. Była w świetnym humorze, nawet jej mankamenty nie były w stanie tego teraz zepsuć. Na szczęście. Splotła ich palce słysząc jego pytanie. - Chcę niespodziankę - rozkazała odwracając się w stronę drzwi. Kabura przypięta do nogi, śliczna nowa yukata, związane włosy i jego dłoń idealnie wpasowana w jej. Była gotowa do drogi, bardziej niż kiedykolwiek. - Jeśli mnie ze sobą zabierzesz - dodała ciągnąc go za dłoń, w stronę wyjścia. Ku nieznanemu. Pierwszy raz z nadzieją w sercu, które jednak istniało. Po prostu było w posiadaniu Hiro.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »



Jej żarty zdecydowanie dodawały mi teraz otuchy i spokoju, których potrzebowałem. Nie powinno mnie to już wcale dziwić. Każde jej słowo, jak i gest czy zachowanie w stosunku do mnie były przejawem czegoś magicznego. To nie mógł być tylko jeden dzień - nigdy, Isane! Nie pozwolę Ci odejść, nawet o tym nie myśl. Wobec jej zaczepnego, nieco złośliwe, ale jakże słodkiego żarciku również nie chciałem pozostać dłużny: - A, dziękuję. To co, mam się rozebrać i w ten sposób iść z Tobą do ludzi? - zaśmiałem się nieco głupawo, lekko prychając na koniec. Ale miałem lepszy pomysł, więc ruszyłem do natarcia: - Pod jednym warunkiem: Ty też się rozbierzesz, bym nie czuł się w tym osamotniony. - odpaliłem się z durnymi tekstami na całego. Roześmiałem się głośno, trzymając się za mięśnie brzuch, jednocześnie wpatrując się w jej oczy i oczekując reakcji. To był rzeczywiście dzień doskonały. Gdyby nie Ona, w życiu bym się tak nie zaśmiał. Myślę, że przypadnie do gustu Oroshiemu i Seinaru. Też uwielbiają taki drętwy humor, jak my, najwyraźniej.
Jednak, to jej kolejne słowa, które wypowiedziała do mnie, nim poszedłem do łazienki, niemalże mnie zwaliły z nóg. Z pewnością mną wstrząsnęły. "Jesteś moim życiem, Hiro. Zrobisz ze mną, co zechcesz". TE słowa oznaczały dla mnie wszystko. O czym mogłem pomyśleć? Nie wiem, co się ze mną działo, ale pierwsze to bardzo nieprzyzwoite myśli. Serio, Hiro? Serio? Staje przed Tobą najwspanialsza osoba na świecie, mówi Ci coś takiego, gdy Ty masz obawy o to, czy Ciebie chce, a Ty myślisz o... dzikim seksie? Nie... kurwa... wierzę. Ten głos. Powrócił. I znowu miał rację. Czy ten pierwszy raz, z Nią, aż tak mnie zmienił czy może po prostu otworzył mnie na doświadczenia dotąd nieznane, a jakże pożądane? Nie wiem, sam się w tym momencie zawstydziłem swoich lubieżnych myśli. Wow... Na pewno zobaczyła jakiś durny, sprośny uśmieszek na mojej twarzy nim się ogarnąłem. Ech. Nieważne. Ważniejsze jest to, co przyszło potem. Chcę Ciebie na co dzień. Już na zawsze. Do końca naszych dni. - te słowa były tym, co czułem całym sobą, od wczoraj, a na co teraz dostałem od Niej przyzwolenie. Było to do tego stopnia dla mnie niewiarygodne, że począłem zastanawiać się nad tym, czy ona po prostu sobie ze mnie nie żartuje. Może się mną bawi? Przecież KTOŚ TAKI w życiu nie zechciałby byle latarnika, w dodatku jakiegoś porzuconego faceta z klanu Ranmaru, który w dodatku z tym klanem się nie identyifkuje. Ktoś taki, jak ja. I Ona. Niebywałe... niemożliwe... A jednak? Znowu mętlik w głowie, z którym walczyłem potem sam w łazience, gdy ona oddaliła się w stronę pokoju. Prawda jest jednak taka, że chciałem... wszystkiego. Chciałem, czego zechcę ja. I tego, czego zechce ode mnie Ona. Bez pytania zrobiłbym wszystko. Ona najwyraźniej także. Zrobię z nią, co zechcę - jej słowa zakotwiczyły się głęboko w mojej głowie.
Kolejny raz widzę po jej reakcji na dotyk w tych miejscach, tj. bliznach na dłoniach czy bliźniaczych znamionach na policzkach, że wiąże się z tym jakaś historia. Jej reakcja mi nie umknęła. Paraliż, zamknięte nerwowo oczy. Aż zrobiło mi się niezwykle przykro na myśl, że to przeze mnie. Przez moją chęć pokazania, że wcale mi to nie przeszkadza, a jest i wręcz przeciwnie - to wszystko sprawia, że jest Ona wyjątkowa. Moja. Nie odpuściłem, a moje słowa najwyraźniej ją rozluźniły i dodały jej otuchy. Może jednak zrozumie, że naprawdę nie ma czym się przejmować? Wiedziałem jednak, że nie mogę naciskać bardziej. Odparłem: - Kiedyś mi o tym opowiesz. Teraz wiedz jedynie, że mam to na myśli. Nigdy się nie zmieniaj. Dla mnie - jesteś idealna. Zaufaj mi. - Po tych słowach od razu przeszliśmy do tematu wyjścia gdzieś razem. Znowu się zgrywała, najwyraźniej poprawiłem jej humor. Jakże mnie to cieszyło - chyba nic tak bardzo mnie nie cieszy, jak jej szczęście, obok mojego. Gdy jedno coś odczuwało, drugie wtórowało. Jak dwa zgrane ze sobą instrumenty. Oddzielnie - melodia była jakby pusta. Razem zaś, tworzyły przepiękny utwór. Tak to między nami w tej chwili wyglądało. Czy uważałem się za "idealnego", jak mnie nazwała? Niby się zaśmiała, ale z drugiej strony, jej wzrok i zachowanie od wczoraj nie pozostawiały złudzeń. Może to w końcu zaakceptujesz, debilu? Ona na Ciebie leci. LECI. Zrozumiałeś?. Jak ja nienawidzę tej zjebanej nowomowy mojego drugiego głosu. Pierdol się - odpowiedziałem mu z przyzwyczajenia. Wiem, wiem, że między nami jest dobrze. Nie chcę tego spierdolić, rozumiesz? Daj mi działać powoli... Kocham jej szczęście. To się liczy. Tylko. To. Ktoś ją kiedyś skrzywdził, widzę przecież! Kiedyś, kiedyś, nie teraz. Tak, jak jej powiedziałeś. Oddychaj. Ten pierdolony gniew, który we mnie wzbierał na samą myśl o tym, że ktoś mógł ją skrzywdzić. Kurwa, koniec! Zamknąłem oczy, wziąłem kilka głębokich oddechów.
I ona jeszcze wątpiła, że ją ze sobą zabiorę? Na szczęście, nie czekała na odpowiedź i zaczęliśmy kierować się ku wyjściu. Gdybym pewnie znał w życiu więcej kobiet i miał z nimi jakiekolwiek relacje, pewnie odrzekłbym: Ach, kobiety. I jak tu ich nie kochać? Nie znałem jednak żadnej w ten sposób przed Isane. Byłem z tego dumny. Z tego nauczania, które przekazał mi Seinaru, oraz całego "konserwatywnego podejścia", które we mnie przelał. Dziękuję Ci i zawsze będę Ci za wszystko wdzięczny, Seinaru. Jesteś dla mnie prawdziwym ojcem i matką w jednym. Rodzicami, których nie miałem. Nie zasługiwałem, a jednak - pojawiłeś się, przygarnąłeś, wychowałeś, jak trzeba. To dzięki Tobie teraz poznałem Ją i żadnej przed Nią. Była pierwsza i wierzę, że to ta jedyna. Odparłem jej w międzyczasie: - Chyba wiesz, że tak. Bez Ciebie nigdzie się nie ruszam. - Teraz jednak, gdy znaleźliśmy się poza latarnią i tym małym domkiem, odwróciłem się i spojrzałem nań, badając wszystkie ściany, okna, drzwi, ogień latarni, który zapłonie wieczorem. Staliśmy tak, trzymając się za dłoń, a ja począłem rozmyślać nad tym wszystkim. Widziałem, że zebrała swoje rzeczy i przygotowała je w kupkę, odkładając w jedno miejsce. Posprzątała całą izbę. Ale co z tego, skoro przecież nie może być tam ze mną w latarni? Kochałem ją, ale nie mogłem pozwolić na to, by Oroshi znalazł się w takiej sytuacji. To nowość dla mnie, dla Niej. Nie chciałem, by odchodziła. Nie chciałem też, by i Oroshi musiał mi tłumaczyć, dlaczego to zły pomysł. Staliśmy tak kilka minut, a ja ciągle gapiłem się w to miejsce, które było dla mnie jak dom. Teraz jednak, od wczoraj, dom trzymałem też w dłoni. Byłem rozdarty, ale wiedziałem już, co trzeba uczynić. Pytanie tylko, co z Isane: czy jej przypadnie to do gustu? A może i ona ma miejsce, w którym musi być, beze mnie? Natłok myśli, powódź, a ja tonę. Czułem, jak zapadam się powoli pod ziemię, ale żyję nadal tylko dlatego, że nadal trzymała mnie za rękę. I nie opuści? Już nigdy? Czas coś w końcu zrobić, zachować się jak facet. Nie chciałem ryzykować jej utraty. W końcu przerwałem ciszę, ale nadal nie chciałem na Nią spojrzeć, bojąc się wyroku i jej reakcji na to, co miałem powiedzieć. Delikatne słońce prażyło nasze ciała i przypomniałem sobie, jak wrażliwa jest jej skóra. Skierowaliśmy się w stronę drzewa, które przy furtce wyjściowe rzucało nieduży, ale wystarczający dla naszej dwójki cień. Wyszeptałem niczym z nożem na gardle: - Co myślisz o tym, żebyśmy znaleźli swoją... "latarnię"? - Zaakcentowałem ostatnie słowo dając do zrozumienia, co de facto miałem na myśli. Czułem, jak nogi stają się watą oraz spływa na mnie żar, aż musiałem nieco poluźnić yukatę, nerwowo ją szarpiąc, i wystawić swoją klatkę piersiową na świeże powietrze. No to jazda. Już po mnie.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Latarnia morska

Post autor: Isane »

Czy kiedykolwiek przedtem czuła się tak swobodnie? Lekko i przyjemnie. Mogła żartować, być sobą i cieszyć się każdą chwilą spędzoną w jego towarzystwie. Sama widziała zmianę w swoim zachowaniu. Widocznie tak wyglądało prawdziwe szczęście i było jej z nim do twarzy. Czy od teraz każdy dzień będzie przepełniony radością w postaci Hiro? Promieniała na samą myśl o spędzeniu wieczności u jego boku.
- Czy to wyzwanie? - Zapytała z dzikim błyskiem w oku. Na jej ustach zagościł łobuzerski uśmiech. Nie lubiła przegrywać. Nie odmówiłaby mu, gdyby rzeczywiście sobie nie żartował. Zaśmiała się zadziornie . Z nim mogła kroczyć przez wioskę bez ubrania. Nie miało to najmniejszego znacznie. Ważne, że razem.
Potem wszystko zepsuła. Dobry humor prysł jak bańka mydlana. Zawsze musiała wszystko zepsuć. Znowu przelała na niego swoje uprzedzenia i zmartwienia, z którym tak dzielnie walczył.
Zaufaj mi. - Ufam - odpowiedziała odruchowo w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Obiecała sobie mu zaufać i zamierzała się tego trzymać. Jeśli nie jemu, to komu? Nie było nikogo innego. Ani teraz ani już nigdy. Nie potrafiła jednak wyzbyć się wszystkich swoich oporów. Słowa Mujina „mogę je usunąć” wciąż powracały niczym natrętne muchy do jedzenia. Walczyła z nimi, nie potrafiła jednak całkiem ich przegonić. Cieszył ją fakt, że dał jej tutaj wybór i c z a s, którego już nie musieli się przecież obawiać. Nie naciskał, stała się dzięki temu pewniejsza. Chciała dzielić się z nim wszystkim, jednak nie potrafiła wszystkiego wytłumaczyć. Niektóre niedopowiedziane słowa nie powinny znaleźć światła dziennego. Ich chwile spędzone razem były po prostu za piękne, żeby zostały zepsute przeszłością, która i tak nie miała już znaczenia. Czas zanim pojawiła się na plaży mógł dla niej po prostu nie istnieć. Wcale. Wiedziała, że kiedyś przyjdzie chwila, w której opowie mu o wszystkim. Otworzy przed nim serce, które przecież i tak już posiadał, ale nie chciała zniszczyć tego cudownego poranka. Ich pierwszego spędzonego razem. Uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, że był pierwszym, ale zdecydowanie nie ostatnim. Ciekawość zżerała ją odkąd otworzyła dzisiaj powieki. Co przyniesie nowy dzień? Była pełna nadziei i pozytywnej energii, jaką zaszczepił w niej Hiro. W końcu ruszyli do wyjścia. Gotowi stawić czuła Ryuzuku. Ramię w ramię, naprzeciw temu co miało nadejść. Szła pewnie trzymając się jego dłoni. Jej serce zdawało się krzyczeć: h o p e.
Wyszli na zewnątrz. Uderzyło ją rześkie, morskie powietrze. Wzięła głębszy oddech aż zakręciło jej się lekko w głowie. Nie przejęła się tym za bardzo, w końcu Hiro trzymał jej dłoń. Była bezpieczna. Zamrugała kilka razy, żeby przyzwyczaić wzrok do jasnego, palącego słońca. Lato przypominało jej Atsui, za którym w ogóle nie tęskniła. Nie mogła nazwać tamtego miejsca domem. Dotychczas nie posiadała domu. Wiązała wielkie nadzieje z kliniką. Teraz jednak nie chciała tam wracać. Miała dziwne wrażenie, że było to nieuniknione. Musiała zadać sobie podstawowe pytanie: wciąż chciała zostać medykiem? Pomagać zagubionym dziewczynkom, tak jak Mujin uratował kiedyś ją? Robiła to dla siebie czy z wdzięczności? Nawet nie zdawała sobie sprawy, kiedy mocniej zacisnęła palce na dłoni Hiro. Zdecydowała się dzisiaj o tym nie myśleć. Nie była pewna swoich celów, pragnienie znała tylko jedno i właśnie odcinała mu krążenie w palcach swoim uściskiem. Od razu go poluźniła spoglądając na niego przepraszająco. Hiro umyślnie poprowadził ich w stronę cienia. Zapewne pamiętał jak łatwo było jej się spalić na skwarkę. Zapamiętywał nawet takie szczegóły? Aż tak mu zależało? Wciąż nie mogła się nadziwić, chociaż wszystkie dowody miała tutaj, tuż przed sobą. Zaakceptowanie bycia kochaną przychodziło jej z wielkim trudem. Był to t4eż dla niego problem? Miała nadzieję, że nie. W końcu posiadał Oroshiego, ten na pewno pokazał mu na czym polega miłość. Rodzicielska czy nie, obojętnie. Nie chciała, żeby musiał się czuć tak samo zagubiony jak ona.
W końcu się odezwał, jego słowa ścisnęły jej serce, zaparły dech w piersiach. Spojrzała na niego zaskoczona. Jedyną, najbardziej naturalną, odpowiedzią jaką posiadała było rzucenie mu się w ramiona. Dlaczego więc się nie ruszała? Stała jak posąg. Rusz. Się. Kurwa. Widziała jego nerwowe ruchy. Musiało to dla niego wiele znaczyć. Takie pytanie. Sama nie wiedziała, czy miałaby na tyle odwagi, żeby wypowiedzieć te magiczne słowa. Latarnia. Od razu przysunęła się do niego bliżej. Poluźniła ich splecione palce, puściła go, żeby móc złapać jego twarz w obydwie dłonie. Zmusiła, żeby spojrzał w jej turkusowe tęczówki. Odbiła na jego ustach delikatny pocałunek, jak gdyby chciała dodać mu sił. Odsunęła się nieznacznie, nie puszczała jego ciepłych policzków.
- Jesteś pewny? - Zapytała cicho, wściekła na siebie, że nie rzuciła mu się w ramiona. Czemu musiała wszystko utrudniać. Jak zawsze. - Poradzę sobie, nie musisz. Tutaj jest Twój dom. A co z Oroshim? - odała trochę łamiącym się głosem. Mówiła szybko, za szybko. Słowa płynęły same. Nie umiała ubrać myśli w nic logicznego. Eh. Oczywiście nie było tam miejsca na jego odpowiedź. Nie dała mu ani chwili natrącenie swoich trzech groszy. Jakoś musiał przetrwać jej słowotok, skoro już tak bardzo zdecydował się wyprowadzić ją z równowagi, prawda? Wiedziała, że kochał to miejsce. Tę latarnię. Posiadał już swój dom. Nie chciała mu go odbierać. Puściła go, odsunęła się o krok. Przygryzła dolą wargę spoglądając w stronę morza. Ten kolor, jej oczy. - Z przyjemnością - wyszeptała w końcu odszukując jego złote spojrzenie. Czuła się jak mała, zagubiona dziewczynka. Drżała lekko, znowu. Wzbudzał w niej takie skrajne emocje. Naprawdę zdecydowałby się na taki krok dla nowo poznanej blondynki z plaży? Tak naprawdę wiedziała, że nie była dla niego kimś nowym. Tak jak on dla niej. Ich los został zaplanowany już dawno. Byli niczym aktorzy w sztuce, której scenariusz ktoś napisał wcześniej. Wszystko było idealnie zgrane. Nie byli dla siebie obcy. Znali się całe życie nawet o tym nie wiedząc. W końcu uśmiechnęła się do niego nieśmiało i jeśli nie miał nic przeciwko wpadła w jego ramiona. Owinęła mu dłonie wokół szyi zmniejszając dzielący ich dystans do zera. - Dziękuję. Ty jesteś moją Latarnią - wyszeptała wtulona w jego szyję. Chciała, żeby nigdy jej nie puszczał. N i g d y
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

Mój strach znowu okazał się być niepotrzebny. Isane, najwyraźniej, w sercu jasno się określiła względem mnie: dam mu szansę. Spodobał jej się mój żart, ale nie bedziemy przecież iść nago, przez miasto. Come on. Ją by pewnie podziwiali, może nawet mi jej zazdrościli. A ja? Byłby pośmiewiskiem. Z kimś takim? Ech, szkoda gadać. Niemniej, ja tę szansę miałem zamiar wykorzystać tak, bym nigdy nie żałował. Dlaczego natomiast mówię o szansie? W pierwszym momencie, gdy zadałem jej pytanie odnośnie naszej podróży w nowe miejsce, jej reakcja była... dwuznaczna. Najgorsze w tym wszystkim to, ze nieco wcześniej, przed moim pytaniem - czyżbym znowu wszystko zepsuł? - Isane zdawał się być taka, jak powinna być: zawsze szczęśliwa. To był dla mnie od teraz priorytet. Dać jej to, na co zasługiwała. Żadnej krzywdy, nigdy więcej, a to, że ktoś ją kiedyś skrzywdził, niestety, stało się dla mnie smutnym podejrzeniem. Blizny na dłoniach, może nawet znamiona na twarzy? Nie wiem. Kiedyś, nie teraz, Hiro. Tak, jak jej obiecałeś. Ona natomiast mi ufa. Powiedziała to wprost. Odparłem w jedyny słuszny sposób: - Dziękuję Ci, Isa. Będę cierpliwy, zawsze. - Nie zawiodę Ciebie. Nie będę też naciskał. Zrobisz ze mną, co zechcesz. Jeśli szczęściem dla Ciebie będzie opuszczenie mnie - zaakceptuję to. Moje życie nie jest dla mnie warte tyle, co Twoje. W tych przemyśleniach nie byłem jednak sam. Mój głos, ten drugi głos, miał do tego idealny komentarz. Jak zawsze... Ale z Ciebie beznadziejny romantyk. Żal mi Ciebie. Super, dzięki. Takich słów mi teraz, w tak ważnym momencie, potrzeba. Naprawdę, Twoja pomoc, Twoje rady, Twoje komentarze są nieocenione. Wow... Następnie, gdy już tak staliśmy razem w cieniu, zadałem jej to pytanie. Chwila prawdy.
Na początku wyglądało to tak, jakby walczyła z jakimiś myślami. Wspomniała o moim domu tutaj, o Oroshim. Tak, to zrozumiałem, bo do tej pory tutaj mieszkałem, będąc drugim latarnikiem. Prawda jest jednak taka, że Oroshi, jak i mój Seinaru, doskonale zdawali sobie sprawę, że wiecznie tutaj nie zabawię. Rozumieli, a właściwie chyba powoli już domagali się, bym podjął się "poważniejszego" - bo przecież praca latarnika też należała do odpowiedzialnych - zajęcia, które bardziej odpowiadałoby młodemu, obdarzonemu niezwykłą umiejętnością Ranmaru. Mimo, że nie identyfikowałem się z samym klanem, a domem swoim nazywałem Ryuzaku no Taki, bo tutaj do tej pory mieszkałem i tutaj zostałem przez Seinaru wychowany, to nadal uważałem, co też wpoił we mnie mój opiekun, że muszę odnaleźć swoje powołanie. Te prawdziwe, zapewne związane z moją Kekkei Genkai. Teraz, gdy pojawiła się Isane, był to dla mnie także kolejny znak, żeby w końcu zacząć swoje życie na nowo. Z Nią u mego boku. Tak, to była moja odpowiedź. A Ona, po chwile namysłu, też jasno mi zakomunikowała, szepcząc mi do szyi, że ja jestem jej "latarnią". Tak, Ona natomiast była moją. Najwyraźniej, wzajemnie się odnaleźliśmy w tym kraju - Ona pochodziła z innego, ja zostałem tutaj podrzucony. Przed nami był nowy początek, a wszystko dzięki temu, że zabrała moją koszulkę...
Wiedziałem, że będę musiał udać się, po naszej podróży do nowej, naszej latarni, i porozmawiać z Oroshim. Wyjaśnię mu, co, jak i dlaczego. Na pewno zrozumie. Zapewne, znajdzie dość szybko drugiego latarnika. Pamiętam, że gdy ja się do niego zgłosiłem za poleceniem Seinaru, było kilku innych chętnych. To nie będzie problemem. Druga sprawa, możliwe, że nadal będzie chciał, bym z nim był, nawet jeśli w ciągu dnia i w niektóre noce spać będę gdzie indziej. Podróż z tamtego miejsca tutaj, na wybrzeże, to kwestia maksymalnie 30 minut. Krótka przebieżka i jestem na miejscu. Tak, to jest mój plan. Na razie, liścik. Gdy tak staliśmy, tuliliśmy się razem, oznajmiłem Isane: - Przepraszam, ale zapomniałem o czymś. Pozwól, że szybko wrócę na chwilkę do latarni. Muszę zostawić notkę dla Oroshiego. Nie przejmuj się, on zrozumie, o co chodzi. - nie chciałem jej zostawiać, gdy była tak we mnie wtulona. Jeszcze przed chwilą napięcie nam towarzyszące sprawiało, że nie mogliśmy na trzeźwo o niczym innym myśleć. Teraz jednak, nadszedł ten czas, gdy należało się ogarnąć. Wróciłem szybko do izby, złapałem za kartę papieru, pióro i atrament w moim pokoju. Napisałem do Oroshiego: "Drogi przyjacielu, nadszedł ten moment, o którym wielokrotnie rozmawialiśmy. To "to". Wierzę, że rozumiesz i przekażesz wszystko Seinaru. Jutro się do niego udam i o wszystkim opowiem. Dzisiaj zabieram Isane, bo tak się nazywa, w tamto miejsce. Powtórzę: nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Wiem, co muszę zrobić, ale chcę też, byś mi zaufał. Wrócę tu do Ciebie i jeśli nadal będziesz mnie potrzebował jako drugiego latarnika, jestem do Twojej dyspozycji do czasu, gdy znajdziesz kogoś w moje miejsce. Kocham Cię i zawsze będziesz, obok Seinaru, w moim sercu. Do zobaczenia niebawem. Twój Hiroyuki". Mimo, że pisałem wszystko na szybko, moje pismo był raczej nienaganne. Złożyłem liścik na pół, zawinąłem sznureczkiem. Następnie, przypiąłem mały nożykiem list do drzwi sypialni Oroshiego. Zrozumie, nie przejmuj się, Hiro. Sam od dawna Ciebie wyganiał ku przygodzie. Tak, to prawda. Od dawna chcą się mnie pozbyć i uważają, że się tutaj w porcie marnuję. Ja jednak konsekwentnie pracowałem i imałem się każdej roboty, by im odpłacić za wszystko, za całą miłość do przygarniętego chłopca, któremu zapewnili wszystko. Tak, może z Isane będzie mi łatwiej się im odwdzięczyć? Czułem, że z Nią czeka mnie życie pełne przygód. To się po prostu wie... i czuje w kościach. Pośpiesznie udałem się z powrotem do Isane, która nadal czekała w cieniu pod drzewem. Przytuliłem ją najmocniej, jak potrafiłem, całując namiętnie w szyję, tuż za uchem. Następnie, pochwyciłem za dłoń i przekazałem: - Będzie dobrze. Wszystko gotowe. To co, Isa, ruszamy do naszej latarni? Czekała właśnie na taki dzień. - Gdy wypowiadałem te słowa, ścisnąłem nieco mocniej jej dłoń, z sercem niemalże w gardle, albowiem nerwom moim nie było końca. Czy jej się spodoba? Czy na pewno będzie chciała tam ze mną zostać? Może ma swój dom i nie traktuje tej sytuacji na tyle poważnie, by spędzić ze mną jeszcze więcej czasu? Tyle pytań, które nie pozwalały trzeźwo myśleć. Spojrzałem na Nią, w jej pełne, turkusowe oczy. Dawały mi nadzieję, jak zawsze - zawsze, choć trwało to dopiero drugi dzień. Głupota? Zryw serca? Czy może prawdziwe uczucie, które na nowo definiuje życie? Odpowiedź akurat na to pytanie ze swojej strony znałem. To "to", o czym napisałem Oroshiemu i poprosiłem, by przekazał Seinaru. Czas się stąd zabrać i ruszyć na północ osady Ryuzaku. Tak, tam właśnie idziemy. Ku lepszemu "jutro". Razem.



0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Latarnia morska

Post autor: Mūnraito »

0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Latarnia morska

Post autor: Yue »

Wierzysz w wolność? Była naprawdę dzikim... obcym uczuciem. Samo w sobie stanowiło kłamstwo. Ale tym właśnie była wiara - myślą o tym, że coś będzie. A ty przecież nie należałeś do osób, które budowałyby nadzieję, jaką jest przyszłość od podstaw. Myślisz "coś będzie", bo być musiało. Taka kolej rzeczy - jeśli teraz wezmę oddech to zaraz będę musiał go wypuścić z płuc. Nie zatrzymasz chwili na wieczność. Coś więc być musiało i musiała istnieć jakaś wolność. Byle jaka, odmalowana ręką drżącą, podczas gdy starano się postawić proste ściany. Oto właśnie wolność i jej niesamowite podstawy. A jednak - była piękna. Mogła być najbardziej nierówną kreską tego świata, która sprawiała, że artyści wydłubywali sobie oczy, a maniacy perfekcjonizmu rwali włosy z głowy. Dla ciebie była odzwierciedleniem tego, na co właśnie spoglądałeś - horyzontu, w którym ciężko było już rozróżnić gdzie jest wciąż niebo, a gdzie już zaczyna się ziemia. Ta różnica była dziś widoczna tylko dlatego, że wiatr nie był zbyt spokojny, że fale rozbijały się u wybrzeża latarni morskiej, że huczał i wył ocean, a przez to też ciemniał. Promienie słońca, które rozpościerały się nad naszymi głowami, znaczyły wyżłobienia, jakie tworzył ruch fal w tym morskim dywanie rozłożonym u stóp. Popatrz - wystarczy zrobić tylko jeden, malutki krok. Zejść ze skarpy, minąć skały. Opaść w dół. Jak wielu ludzi nie miało respektu przed ogromem potęgi, jaką były te wody? Wody, których człowiek nawet krańców nie poznał. Gdzie mieszkały dziwy i bestie, a ich tajemnicze dno pozostawało nieodkryte dla wielu. Wciąż można było tam znaleźć skarby niezwykłe... Zupełnie jak u człowieka. Zupełnie jak u każdego, kto chciał wierzyć w wolność.
Wierzysz w miłość? Była naprawdę pochłaniającym uczuciem. Ognistym. Temperamentnym. Zadziwiające - potrafiła być w końcu tak łagodna. Miała tak wiele twarzy, tak wiele oblicz. Oglądałeś ją w siwiźnie. Siwym dymie kiseru, którą trzymałeś w swoich bladych, długich palcach, która przysłaniała na krótkie momenty ten świat, czyniąc go mętnym. Przysłaniała wolność. Nie było takiej miłości, którą człowiek nie mógł się podzielić. To uczucie... tak głębokie, tak... intensywne, było o tyle szokujące, że nie mogłeś go zachować dla siebie. Nie. Zawsze musiałeś się z nim podzielić. Swoimi westchnieniami, swoimi ekscytacjami, miłością czystą i platoniczną i tą najbardziej niezdrową i obsesyjną. Jak łatwo było z niej zjechać ku nienawiści, och, jak prosto! Tak samo, jak łatwo było zrobić krok ku niebieskiemu dywanowi o spienionych, wiecznie zmiennych krańcach. Miłość i nienawiść grzmiały jak ryczało teraz morze. Jak huczały fale, jedna po drugiej, które rozpryskiwały się w dole. I cóż? Też wierzysz, że będzie? Czy może wolisz się skupić na tym, że jest? Nie było takiej odpowiedzi, która by cię zadowoliła. Nie było takiej piosenki, która zabrzmiałaby tutaj dobrze. Wszystkie te miejscowe przyśpiewki tonęły i dołączały do pereł i skrzyń wypchanych złotem, które przewoziły wielkie, pirackie statki, którym nigdy nie udawało się dotrzeć do celu. Jeśli bogowie dadzą, może kiedyś jedna z tych fal przywiedzie te skarby na plażę? Jeśli dadzą, jeśli tylko pozwolą, to może dostaniemy też chociaż ociupinkę miłości, której pożałowali wszyscy wokół. Co o tym sądzisz? Czy może wystarczyło ci matczynej miłości? Uwagi ojca, który groził paluszkiem, ale w tajemnicy przed mamą zawsze dał ciasteczko z tego ukrytego słoika z łakociami? Ludzie pożądali miłości. Chcieli odczuwać. I było z tym wszystko w porządku. Nawet jeśli sam w tę miłość nie wierzyłeś. Nie wierzyłeś, że będzie. Bo jak wierzyć, że coś będzie, kiedy niczego teraz nie ma?
A ty? Wierzysz w siebie? Kiedy wszystko już zawodzi, gdy żadna odpowiedź nie zadawala, to może warto zacząć od najprostszego pytania - i zarazem najtrudniejszej odpowiedzi. Czy wierzysz w samego siebie. Będziez? Jesteś? Bo na pewno byłeś. Ale czy to, że coś było wystarczy, by coś zaistniało w przyszłości? Niepewna niepewność. Łatwo się pogubić we własnych myślach, we wnioskach, w zwątpieniu - jeśli tylko pozwolisz, żeby tak mocno przyciągnęło cię morze do siebie. Jeśli się tak zagubisz, bo zamiast łapać, co Los da, będziesz wiecznie szukać. Tej różnicy między oceanem a horyzontem, tych skarbów na dnie oceanu, tej miłości nigdy nie pozyskanej. Módl się - ale nikt cię nie usłyszy. Im głośniej krzyczysz, tym mocniej toniesz w ciszy. Znasz to uczucie, na pewno znasz - zanurzasz głowę pod wodę i nagle wszystko jest oddalone. Słychać tylko pisk. Już nie dociera do ciebie huk fal. Nie słyszysz świstu wiatru. Milkną mewy i ich krzyk. Ciągle je widzisz - zniekształcony obraz przez ciągle zmieniającą się powierzchnię wody nad tobą, ale nie są już takie same. Nawet twoja perspektywa nie jest taka sama. Ręka jest w innym miejscu niż być powinna, a przecież wcale nie zmieniłeś się cieleśnie. Pomyśleć, że to wina światła. Gęstości otoczenia - jakoś tak to było. Kiedyś Eiji ględził ci o tym nad głową - i z całą miłością do niego, ale to nie była rzecz, która utknęłaby w twojej głowie.
Mało było rzeczy, które zajmowały umysł Amano Yue - tak zwykło się o nim mówić. Taki się wydawał. A jednak nawet on przychodził czasem do latarni morskiej tylko po to, żeby usiąść na trawie, oprzeć się o kamień, z której powstała i popatrzeć przed siebie. Bez celu. Pozwolić czasu przemykać między palcami. Palić fajkę i pozwolić, by dzisiejszą szczotką był wiatr, a fryzurę ułożył sam Susanoo. Z całą pewnością nawet bogowie potrzebowali od czasu do czasu odrobiny rozrywki nami - zwykłymi śmiertelnymi. W końcu i tak rzucali nasz los na szaniec. Jak kamień w morze rzucony - tylko po to, żeby sprawdzić, kto puści na tafli najwięcej kaczek. Z tej strony latarni tak nie wiało. Ciężka konstrukcja osłaniała przed kolejnym z żywiołów, przed którym ludziom wpajano naturalny lęk. Tak wypadało. W końcu boisz się tego, czego nie rozumiesz.
Dobrze mu tu było. Tak spokojnie. Tak poza ludźmi, z którymi zazwyczaj spędzał wolny czas. Tutaj mogłeś być nikim. Stopić się z otoczeniem i po prostu być. Bez wczoraj. Bez jutra. Nawet bez dzisiaj. Tylko teraz. W tym "teraz" prezentował się właśnie Yue - anioł. Bo takiego przypominał - tylko ktoś odebrał mu piękne skrzydła. Mleczna skóra, śnieżne włosy, białe, gęste rzęsy, które okalały niezwykłe oczy - przypominające niebo poprzecinane pojedynczymi chmurami. Błękit tak przedziwnie zabarwiony, że zdawał się tworzyć nieskończoność - dokładnie tą samą, w którą teraz sam spoglądał. Ale te oczy teraz przysłaniały okulary. Ubrany w brąz i beż z dodatkiem bieli, lekkie szaty, które pewnie same wirowałyby na wietrze gdyby nie to, że krańce przyciskał własnym ciężarem, swoimi plecami, do muru latarni. Tonął w tym spokoju i jednocześnie niepokoju natury. I pasował tu tak, jakby był jednym z tych dzikich, białych kwiatów, które wyrastały spomiędzy traw, by już na drugi dzień zniknąć. Porwane przez wiatr.
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
Awatar użytkownika
Fumiko
Gracz nieobecny
Posty: 9
Rejestracja: 9 sie 2021, o 12:20
Wiek postaci: 17
Ranga: Rōnin
GG/Discord: bombel#4444
Multikonta: Sukuna

Re: Latarnia morska

Post autor: Fumiko »

Przełknęłam ślinę, patrząc przed siebie, w martwą przestrzeń, której byłam twórcą. Martwą, gdyż były to jedynie litery, proste szlaczki, które niosły za sobą jakąś wartość. Tusz na kartce, walczący o swoje miejsce na ziemi, który z perspektywy całej historii był… niczym.
A może wszystkim? Bo czym były zapisane słowa, mówiące nam o tym, co się działo na tych ziemiach lata temu, w tym samym miejscu, w którym stałam ja, a jutro ktoś inny? Czy te właśnie słowa nie były niezniszczalnym pomnikiem, którego wartość opisywał cenę mojego życia? Gdy mnie zabraknie na tym świecie, moje serce przestanie bić, a skóra zgnije pod powierzchnią ziemi i zostanie nawozem dla kwiatów, czy to właśnie ten tekst, to haiku, nie będzie moją prawdziwą wartością?
Czy tym nie była właśnie wolność? Bo gdzież indziej znajdę tyle swobody, jak na tej kartce papieru, która mnie nie ograniczała, nie mówiła mi co mogę, a czego nie mogę na niej zapisać, narysować, czy namalować? Mogłam w zasadzie nie zrobić nic, a dalej byłby to mój wybór udowadniający wolność, którą niesie ten świat.
Uniosłam spojrzenie tam, gdzie kończył się horyzont, niknący za niekończącym się morzem. Co było po drugiej stronie? Czy świat w ogóle miał swój koniec? A jeśli tak, to gdzie znajdował się początek? Czy da się w ogóle w ten sposób postrzegać rzeczywistość? Czy jest miejsce, gdzie wszystko było równe, gdzie świat wyglądał zupełnie inaczej od tego, do czego my, ludzie, jesteśmy przyzwyczajeni? Gdzie wojna to rzecz nieistniejąca, nie tylko w życiu codziennym, ale i w słowniku – takie słowo po prostu nie istnieje, a skoro nie istnieje, to czy da się o tym w ogóle myśleć?
Wiatr zaszumiał w moich uszach, jakby próbując odpowiedzieć na te pytania kłębiące się w mej głowie. Chyba, że to właśnie jest odpowiedź, a to jest ten język, o jakim mogłabym jedynie pomarzyć. Powietrze to żywioł neutralności, nie stawia się po żadnej stronie, nie traktuje nikogo za gorszego czy lepszego. Wieje, gdzie ma wiać, dostarcza tlen każdemu, kto po niego sięgnie. Sprawiedliwie, tak bardzo, jak tylko się dało.
Westchnęłam, nieco bardziej zaciskając ramiona wokół siebie, próbując złapać wszelkie ciepło, nie dając mu mnie opuścić, gdyż byłoby to rozstanie bezpowrotne. Nie ogrzejesz ciała miłością, zakochane serce również nie sprawi, że przestaniesz drżeć, że twoje palce będą pełne piękna i ciepła. Lecz o czym ja mówię? O jakiej miłości? Żadna nigdy nawet nie zbliżyła się do mej wewnętrznej duszy, nie obezwładniła mego rozsądku, nie dokonała zbrodni nad moim perfekcjonizmem. Bo jak można się starać za trzech, by stać się jak najlepszą wersją siebie, kiedy twoje myśli wędrują inną ścieżką, prowadząca do kochanka? Nie da się.
Obróciłam głowę, patrząc na wniesienie, na którym stała latarnia morska. Niezbędny element architektury, która ma chronić żeglarzy przed śmiercią, której się nie spodziewają. Ma dawać nadzieję i spokój tych, którzy już wystarczająco igrają z bogami, wyruszając ku nieznanym wodom, czyli żywiołowi, który był przeciwnością tego, co prezentowali ludzie, istoty lądowe. Niedostosowane do życia w głębinach morskich, organizmy te na dłuższą metę mogły znaleźć w tejże wodzie tylko śmierć. Lub życie, swoje życie, kosztem zagłady innego.
Wstałam z zimnej trawy na własne nogi i pognałam powolnym krokiem ku górze, ku tej ostoi bezpieczeństwa, zaciskając ręce na własnych ramionach, w geście przytulenia samej siebie. Nie spodziewałam się tutaj nikogo, nie była to pora na schadzki zakochanych, ani też mało w tym mieście myślicieli, którzy z oferty niezliczonych ciekawych miejsc, wybraliby to, które aż kipiało stoickim spokojem i brakiem gwałtowności.
Mimo to, ujrzałam kogoś, choć w pierwszych sekundach mogłabym przysiąść, że bardziej adekwatnym stwierdzeniem byłoby „coś”. Bo czy wysłannik bogów mógłby być kimś? Raczej czymś nieopisanym, a tym samym niemożliwym do określenia zaimkowo. Widziałam tę postać jedynie od tyłu, a jednak coś sprawiło, że ten obraz wystarczył, by móc wyrazić podziw. Przegryzłam dolną wargę, jednocześnie wyciągając zza pazuchy szaty własną fajkę, która dopełniała w pełni obraz mojej persony, kogoś nieznaczącego w perspektywie całego świata i jego historii.
- Morskie głębiny
Chłodny dotyk orzeźwia
Serce umiera
– ujawniłam swoją obecność tymi oto słowami, wychodząc pewnie na dużo dziwniejszą, bardziej „artystyczną” osobowość, niżlim byłabym w rzeczywistości, usiadłam jednak obok mężczyzny, jakby gdyby był moim drogim druhem, z którym nieraz już skrzyżowałam słowa. Oparłam się na dłoniach w pozycji półleżącej i westchnęłam głęboko, patrząc w przód, ponownie ku otchłani morskiej, która zdawała się pochłaniać cały świat.
0 x
Awatar użytkownika
Yue
Posty: 126
Rejestracja: 17 paź 2021, o 11:56
Ranga: Doko
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Yugen, Koala

Re: Latarnia morska

Post autor: Yue »

Wiersz to tylko słowa, drogie dziecko. Słowa przelewane przez usta, tłoczone przez palce na pędzel, atramentem stawiane na papierze. Papier to tylko rzecz, nie wiedziałaś o tym? Przedmiot bez duszy, bez wyrazu, bez żadnego znaczenia. Nadasz mu więc znaczenie słowem - powiesz sobie, że tak oto postawisz ten upragniony pomnik, że nie oddasz się w ramiona zapomnienia. Że jeśli to miłość miałaby cię na tym świecie zatrzymać to będzie to miłość do tego, żeby być. Och, czyli już wiesz, czym jest wiara? Co ja mówię... Przecież bez miłości nie ma poezji. Więc jak artysta, który uniesień i westchnień tego świata nie zaznał, chciał poznać go i oddać? Jak przelejesz emocje w słowa, jakie dobierzesz myśli, gdy twoje doświadczenia oparte były o relacje wtórne? Wiele na tym świecie było trudów, ale z pewnością największym z nim było właśnie to, by żyć. By nauczyć się kochać prawdziwą miłością i się w niej nie pogubić. Nie dać się odtrącić lekką ręką na bok i nie wejść na margines, który na twoim pięknym pergaminie przestałby być wierszem - stałby się brudną plamą. Rozmazaną, bo nikt nie poświęcił jej więcej uwagi. W końcu zgięliby kartkę, wrzucili do pieca - posłużyłabyś jako podpałka. Ty i twoja poezja. Twoja przygaszona teraz dusza, która szukała czegoś zagubionego. Odpowiedzi na pytania, których nigdy nie poznałaś. Sądzisz, że wiatr może ci je szepnąć do uszka? Lecz Susanoo był zdradliwy. Co mógł ci przynieść do twojej ślicznej główki? Jak jego palce przesuwały się przez twoje własne włosy? Czy były pomieszane? Czy może układały je właśnie dokładnie tak, jakbyś chciała? Uważaj, czego sobie życzysz - ktoś może ciągle słuchać. Uważaj, o czym pomyślisz. Ktoś może spełnić twoje życzenia Te pobożne, te święte i te przeklęte.
W odgłosach natury nie było słychać drobnych, kobiecych kroków. Spokojnych, jak spokojnie niosła swoje własne ciało po powoli marniejącej trawie. Była przecież późna jesień. Przecież jesienią wszystko umierało. Mogła zostać uznana za Panią Rozkładu albo Tą, Która Zwiastuje. Przynosi nowiny, które nigdy nie są dobre albo złe - były neutralne. Prawidła świata, dla jednych pokazane, dla innych objawione przed laty. Ci pierwsi nie mogli pojąć, jaka dotyka ich niesprawiedliwość, a ci ostatni wiedzieli, że niesprawiedliwym byłoby ich nie pokazanie. Od niektórych rzeczy możesz uciec, inne muszą być swoim następstwem. Z porami roku nie dało się po prostu walczyć. Dokładnie tak samo nie mogłeś wygrać z czasem. Uniosłeś swój wzrok na niespodziewanego gościa, który z drugiej strony wcale nie szokował swoim pojawieniem się tutaj. Jej słowa, jej wiersz, jej spokojne przysiadnięcie się obok. Była za piękna na Panią Rozkładu i idealnie spokojna na Panią Jesień. Jej skóra i włosy. Jej fajka. Zaraz wyciągnie ususzone zioła czy kwiaty i dołączy do tych, którzy dymem zasłaniają swój świat. Czy tylko po to, żeby czegoś doświadczyć, czy może już po to, żeby się przed kimś skryć? Albo przed czymś. Latarnia morska nie była miejscem dla wesołych ludzi, których poukładane życie sypało im pod nogi bratki i piwonie. A przynajmniej nie dla tych, którzy przychodzili tutaj sami. Kto był tu nie raz ten doskonale to rozumiał.
- Ooch, artystka. - Spojrzał na kobietę zza czarnych, okrągłych okularów i uśmiechnął się szeroko. Miał ten rodzaju uśmiechu, który wydawał się rozbrajająco wręcz szczery i... prostoduszny. Uśmiech, który mówił ci o tym człowieku, że nie dotykają go ludzkie zmartwienia, a cały ten ziemski padół, jego niedogodności, to tylko przelotny pyłek na wietrze, który nawet jeśli przysiądzie na twoim nosie to co najwyżej sprawi, że głośno kichniesz. Przez chwilę może podrażni. Może nawet będziesz miał przez minutę katar. I zaraz o nim całkowicie zapominasz. Przecież to taki piękny świat. Przesunął się minimalnie, chociaż miejsca było pod dostakiem. Ten gest miał tylko pokazać, że proszę bardzo - niech siada, niech się rozgości pod tym przybytkiem nie-publicznym, ale z pewnością całej publice potrzebny. Zwłaszcza tej morskiej, która szukała drogi do domu po swojej Odysei. - Tylko czemu tak pesymistycznie? Serce umiera,
Dotykasz mojej skóry.
Znów żyję.
- Czy był mistrzem wierszy i haiku? O nie, na pewno nie! Nie bawił się nawet w jakikolwiek artyzm per se! Nie pisał wierszy, nie tworzył ich, nie rysował. Co najwyżej tańczył. Jeśli tylko można wliczyć to, że były to tańce pijackie, że zazwyczaj mało w nich było trzeźwości. Haiku rządziły się swoimi prawami - miały jakieś tam odpowiednie ilości... czegoś tam... zasady, że powinny być tak a tak skonstruowane... aach, nie, nie, to nie dla Yue! Nie dla tego człowieka, który właśnie uśmiechał się w kierunku nowoprzybyłej poetki w ten rozbrajający sposób. I patrzył na nią. Patrzył bardzo uważnie, kiedy ona starała się stać drugą wiecznością, która pochłonie bezkres oceanu w swoich oczach. Zupełnie jakby mogła tym wypełnić coś w swoim wnętrzu. A możesz?
- Wyszło? Nie jestem specjalistą od haiku. - W jego przyjemnym dla ucha głosie dało się usłyszeć brzmienie śmiechu.
Wypuścił proch z fajki z dopalonych kwiatów i ziół i wstał, kłaniając się jeszcze panience, która się tu zjawiła, by odejść w swoim kierunku.

[z/t]
0 x
Obrazek
Character teaser
You don't believe in one divine
But can you tell me you believe in mine?
And you don't believe in love
But can you say that you've been thinking of us?
Banks - godless
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość