Siedziba władzy

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Uzumaki Hibana
Gracz nieobecny
Posty: 1070
Rejestracja: 8 lip 2018, o 18:36
Wiek postaci: 26
Ranga: Wyrzutek C
Krótki wygląd: Wysoka, czerwonowłosa, złotooka kobieta, z dużą blizną na twarzy.
Ubranie czarne z czerwonymi elementami.
Widoczny ekwipunek: Kabura na prawym udzie. Torba przy pasie. Dwa miecze przy biodrach.
GG/Discord: 66265515

Re: Siedziba władzy

Post autor: Uzumaki Hibana »

Drużyna:
Kobieta: Ayumi
Spóźnialski: Fumio
Milczek: Toshio
Dzieciak: Kenshin

Inni:
Staruszek z chaty
Kobieta z chaty
Ranna kobieta
Zaginiony Akolita
Dziękuję za udział. Mam nadzieje, że się podobało : )
0 x
Awatar użytkownika
Rika Kari Matsubari
Postać porzucona
Posty: 1091
Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
Wiek postaci: 19
Ranga: Sentoki

Re: Siedziba władzy

Post autor: Rika Kari Matsubari »

Gdy przybyła na miejsce i jej samej wydało się dziwne, że jest tutaj sama. Wcześniej nie myślała o tym w ten sposób, ale z sześcioosobowej załogi tylko ona wróciła zdać raport. Całe szczęście prawda nie była tak zła, na jaką wyglądała. Ranni są, ale nikt nie zginął i prędzej czy później wszyscy wrócą do zdrowia. A misja zakończyła się sukcesem. Całkiem spektakularnym, sukcesem.
Szczególnie dziwne było, że na miejsce nie pofatygował się Mujin. Rozumiała, że może nie chcieć spowiadać się z wydarzeń na misji, trochę trudniej, że nie ma ochoty na pogadankę z Sanem, którego tak szanowała, ale przede wszystkim nie mogła zrozumieć, że nie chciał odebrać swoich pieniędzy!
Rika opowiedziała o losach misji z taką skrupulatnością, na jaką było ją stać. Poszli tu, zobaczyli to, postanowili tak, a nie inaczej. Tu dowiedzieli się tego, tam owego. Potem było małe łubu-du. Reszta to już historia. Rozmowa z Sanem na odległość i sumienne wykonanie poleceń. Rika potrafiła zrobić wiele, by się przypodobać i to była nie pierwsza pokazówa. W tym wszystkim miała jednak mały sekrecik w postaci rozmowy z Akolitą. Nie miała tego robić, ale uległa pokusie. Nie potrzebowała wiele czasu. Nie musiała odgrywać dobrej ani złej policjantki. Wystarczyło przyłożyć rękę do czoła, ot, sprawdzić temperaturę, i już mówił wszystko, czego zapragnęła. Pewnie powie o tym jeszcze raz, było tam trochę okoliczności łagodzących – myślała sobie. A gdyby nie? Wtedy pewnie jeszcze o sprawie usłyszy, a ona sama znowu stanie się ważna. Bo przecież musiała cieszyć się zaufaniem. Dostała nawet kopertę dla Mujina. Nie musiała przeliczać, ale czuła tam sporo ryo. O tak, w jednej chwili dostając dwie takie koperty stała się właścicielką porządnego hajsu. Odda mu je, ale to chyba może poczekać do jutra.
Już zaczęła odpływać myślami do tego, jak rozkosznie będzie odpocząć, gdy spotkał ją jeszcze jeden honor. Uścisk dłoni prezesa. Nawet nie zmiażdżył jej rączki. To było naprawdę super.
-Dziękuję, San-san. – odrzekła tylko, wiedząc że dalsza paplanina może doprowadzić do czegoś niezręcznego. Potem skierowała się do wyjścia.
0 x
Awatar użytkownika
Papyrus
Administrator
Posty: 3660
Rejestracja: 8 gru 2015, o 15:36
Ranga: Fabular
GG/Discord: Enjintou1#8970
Multikonta: Yuki Hoshi; Uchiha Hiromi; Sans

Re: Siedziba władzy

Post autor: Papyrus »

0 x
you best prepare for a hilariously bad time
Awatar użytkownika
Rika Kari Matsubari
Postać porzucona
Posty: 1091
Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
Wiek postaci: 19
Ranga: Sentoki

Re: Siedziba władzy

Post autor: Rika Kari Matsubari »

Już miała kierować się do wyjścia, kiedy San-san coś sobie przypomniał. Właściwie to westchnęła na myśl o tym, że „papiery” oderwą ją na kolejne minuty od drogi do zasłużonego relaksu, ale to był w końcu staruszek, więc zrobiła to bezgłośnie. Odwróciła się do niego i zaczęła słuchać urzędowej mowy o misji. Przez pewien czas nie docierało do niej znaczenie tych słów. Może przez ich surrealizm, a może przez wyczerpanie. Gdy jednak zrozumiała o co chodzi, wgapiła się w niego tępo, jakby się zawiesiła. Po chwili coś jakby naładowało jej chakrę. Zaczęła ruszać się niespokojnie, a na buzi przeszła powolna metamorfoza od zmęczenia, przez strach, po wilczą, szaloną radochę. Przyłożyła otwarte dłonie do puldasków, chyba nie mogąc uwierzyć. Dzisiejsza misja była dla niej szalenie ważna. Nie pierwszy raz brała udział w czymś dużym. Mimo to nawet przez myśl jej nie przeszło, że może zrobić kolejny krok. Sentoki to byli prawdziwi twardziele. Podziwiała wielu z nich. Teraz i ona ma nosić ten tytuł?
-Naprawdę mogę? – zapytała, uprzednio szczypiąc się lekko w ramię i kierując pytające spojrzenie ku Staruszkowi, dlaczego dalej tu był.
-Ja… nie wiem co powiedzieć. Ciężko pracowałam… to na pewno! Ale nie spodziewałam się. Dziękuję – jej oczy umykały to na meble, to na okno. Nie wiedziała jak powinna się zachować. Mignęły jej wszystkie wspomnienia, jakie skrzętnie zbierała na drodze ninja. Ciężko powiedzieć, czy było ich mało, czy dużo, ale z pewnością nikt nie miał takich samych. Stała przed ważnym urzędnikiem. Nie powinna była. Z drugiej strony trochę się już znają… Emocje buzowały uwięzione w niespełna półtorametrowym ciele.
-JESTEM SENTOKI! – wykrzyczała, skacząc z podwiniętymi nóżkami i szeroko rozłożonymi rękoma.

z/t -> Klinika Mujina
0 x
Awatar użytkownika
Shikarui
Postać porzucona
Posty: 2078
Rejestracja: 6 lut 2018, o 17:25
Wiek postaci: 24
Ranga: Sentoki | Lotka
Krótki wygląd: - Czarne, długie włosy; w jednym paśmie opadającym na prawą pierś ma wplecione kolorowe, drewniane koraliki
- Lewe oko w kolorze lawendy
- Na prawym oku nosi opaskę
- Średniego wzrostu
Widoczny ekwipunek: Łuk, kołczan ze strzałami, zbroja, płaszcz, torba na tyłku, kabura na prawym udzie, wakizashi przy lewym boku i za plecami na poziomie pasa, średni zwój, mały zwój przy kaburze,
GG/Discord: Angel Sanada#9776
Multikonta: Koala

Re: Siedziba władzy

Post autor: Shikarui »

Nie dało się zaprzeczyć - Uchiha byli przeklęci. Tak jak przeklęci byli Jugo. Różnica tych dwóch polegała na jednej bardzo istotnej rzeczy - Uchiha za dużo sobie wmawiali, podczas gdy Jugo nie wmawiali sobie niczego i spokojnie żyli. Z prawdziwym przekleństwem, z którego co mądrzejsi tworzyli źródło swojej siły. Z obsesji Uchiha nie można było żadnej zdrowej siły wyciągnąć. W pewnym momencie swojego rozwoju łapali blokadę, która była nie do przeskoczenia. Pozostawało im pytanie - co dalej? I jak wielu osiągało poziom, w którym rzeczywiście sobie to pytanie musiało zadać? Co trzeba tak naprawdę uczynić, żeby wspiąć się tak wysoko jak Yoshimitsu? Shikarui wiedział, że gdyby w jego krwi płynęła chociaż kropelka tego rodu, byłby jeszcze bardziej zepsuty, niż był obecnie. Ponieważ sięgałby po siłę pomimo wszystko. Na swojej aktualnej pozycji mógł rozwijać się w swoim tempie i z niczego przy tym nie rezygnować. Mógł z Asaką budować, nie niszczyć, chociaż odziedziczył po ojcu gwałtowną naturę i skłonności do brutalności. A może tak skutecznie go wychowali, że to wcale nie była kwestia dziedziczenia czegokolwiek? W ten sposób nie rozumował. Każdy dostawał coś w spadku od rodziców. Niekoniecznie musiał być to talent, którym było kekkei genkai. Rodzina pozostawiała na tobie odcisk, które czasem stawało się piętnem. Jak na przykład piętno bycia bękartem. Jak szaleństwo pogoni za siłą, mocą. Potęgą. Za rodziną, do której cię ciągnie, choć chcesz od niej uciec. Zemsta. Oj tak, Shikarui naprawdę lubił Toshiro. Dlatego właśnie powiedział mu, żeby za tą zemstą nie gonił.
- Wiadomość? - Podpytał, kiedy rano zszedł za Asaką, widząc, że ta coś mruknęła pod nosem, trzymając w dłoniach jakąś kartkę. Spojrzał na zwitek papieru z minimalnym zaciekawieniem. - Na co masz ochotę na śniadanie?
Zjedli smaczne śniadanie - w granicach rozsądku standardu, jakiego można było oczekiwać po takiej karczmie. Nie była to w końcu najlepsza w mieście restauracja, ale też Shikarui nigdy takich nie potrzebował. Najlepsze jedzenie i tak robiła tylko i wyłącznie Asaka, nie było tutaj odstępstwa. Przynajmniej z żywych. Bo Shikarui uwielbiał to, jak gotowała Saki i uwielbiał też to, jak gotował Aka. Nie potrafił tego wyjaśnić, nie było logiki w tej zasadzie. Nawet zwykły ryż był najlepszy wtedy, kiedy wychodził spod rąk Asaki. Był święcie przy tym przekonany, że wszystko to będzie smakowało jeszcze lepiej, kiedy już osiądą w swoim własnym domu. Po zjedzonym posiłku poszli się oporządzić i przygotować do podróży. Pozostało jeszcze przecież kupić kwiaty dla matki Asaki, która tak je kochała, a coś egzotycznego na pewno idealnie pasowałoby do jej ogrodu. Problem był taki, że tutaj zimy były o wiele delikatniejsze, dlatego należało dobrze przemaglować sprzedawców, by po jednym sezonie roślina nadal kwitła, a nie zmarła przez zaniżone temperatury i wszechobecny śnieg.
- Piękne miasto. Pełne gracji i pychy. - Szedł u boku Asaki, podziwiając bardziej ludzi - kiedy wiedział, że sama Asaka lubiła podziwiać budynki. Przy niej czuł się w pełni swobodnie, nie musiał przemykać bokiem, choć nadal z wyraźnym obrzydzeniem spoglądał na osoby, które prawie otarły się o jego ramię. Unikanie wszystkich w takim tłumie nie było zbyt proste. Jednak zwiedzania nastał już kres - jeśli chcieli wyruszyć, to musieli już teraz, zanim całkowicie się ściemni. Inaczej musieliby przenocować kolejną noc, a im obu już tęskno i śpieszno było do domowego zakątku. Najwyższy czas odpocząć i spuścić z siebie powietrze, a co najważniejsze - zobaczyć, jak poszła przez cały ten czas budowa domu. - Kiedyś wykonywałem tu misję dla jednego kupca. Z Akim. Jego woźnica wykorzystywał przewóz towarów do przemytu własnych dóbr razem ze swoją bandą. Próbowali nas zabić. - Przypomniała mu się ta historia, kiedy minęli główną bramę miasta, idąc wzdłuż rozkosznej uliczki prowadzącej między drzewami. Stąd rozciągał się widok na pola, łąki i tutejsze gospodarstwa, na którym utknął wzrok czarnowłosego. Posiadanie własnych zwierząt pastewnych musiało być wyjątkowo wygodną rzeczą. Zwłaszcza, kiedy ty je tylko posiadałeś - a ci, którym płaciłeś, dbali o ich dobro i oporządzanie. Jednak jeszcze nie wyjście było ich celem. Jeszcze.
Po obejściu miasta i zakupach, jakie poczynili, a przy których Shikarui bardzo nalegał, by kupić żonie piękne kolczyki o jasnych, cytrynowych kamieniach - delikatne, nieprzeszkadzające, a jednocześnie tak wspaniale podkreślające oczy Asaki, trafili w końcu do siedziby władzy, skąd już mieli ruszać prosto do swojego domostwa. Przystanek niepewny, ale zawsze warto było spróbować. Posiadany przez nich dowód był mizerny, mogli to zlać, z drugiej strony - zawsze mogli to sprawdzić. I to w prosty sposób.
- Pamiętam, jak stałem tutaj i udawałem, że potrafię czytać. - Uśmiechnął się pod nosem, zatrzymując przed tablicą przy siedzibie władzy. Teraz wszystkie te znaki tworzyły spójne litery, a litery - zdania. I było to bardzo przyjemne uczucie. - Sanada Shikarui i Sanada Asaka. Wypełniliśmy zlecenie. - Shikarui wyciągnął zerwany z tablicy ogłoszeń plakat. Zatrzymali się przed recepcją, odczekując wcześniej moment swojego przyjęcia. Zaraz po tym wyciągnął pokruszoną maskę Shigi wykopaną z gruzów i złamany miecz Chise, odpieczętowując je ze zwoju. - Zginął razem ze swoją kochanką, która próbowała go bronić. Współwinna. - Odezwał się bez zmrużenia okiem. - Ich ciała nie nadawały się do przyniesienia w ramach dowodu. Był to Jashinista, jego ciało zostało zdezintegrowane, by uniemożliwić odrodzenie. Członkowie rodu Senju potwierdzą zgon. Tak jak Ichirou Asahi, Yami z Shigashi no Kibu i wiele innych osób.
Przystanek niepewny, bo nie było wiadomo, czy przyjmą te "dowody". W zasadzie Shikarui uważał, że raczej marna szansa. Po załatwieniu formalności, ruszyli w kierunku domu.

[/zt Asaka i Shiki]
0 x
Obrazek

Fine.
Let me be Your villain.
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Siedziba władzy

Post autor: Mūnraito »

Nadszedł dzień, w którym postanowiłem udać się z Isane do siedziby władzy najwspanialszego miasta na świecie, w którym przyszło mi się... "narodzić", czyli Ryuzaku no Taki. Isane też tutaj powróciła, a los zatoczył koło, przyciągając ją z powrotem w miejsce, w którym sama znalazła onegdaj swojego wybawcę, Mujina, oraz w tej chwili pierwszego - i miałem nadzieję, jedynego - ukochanego, czyli mnie. To wspaniałe, że przybyła tutaj z Atsui, by odnaleźć medyka, który uratował jej życie i spotkała tu mnie, samotnego, porzucomego latarnika, z którym teraz planowała swojego życie. Byłem niezmiernie szczęśliwy, gdy postanowiła pozostać tu ze mną i... zmienić barwy i przynależność. To był dla Niej zapewne duży krok, choć sama powtarzała, iż nie czuła się związana z Atsui. Jej serce i dusza były od niedawna przy mnie, w Ryuzaku, więc siłą rzeczy czuliśmy, że będzie to dla nas najlepszy ruch. Byłem z Niej niemożliwie dumny - nie dość, że mnie pokochała, to dla nas postanowiła zrobić coś takiego. Kolejny dowód na to, że łączyło nas coś pewniejszego niż chwilowa zachcianka naszych serce... i ciał. Szliśmy, spacerując przez osadę, Ona wyraźnie skupiona na najważniejszym zadaniu, ja zaś wpatrzony w Nią i jej uwodzicielski chód. Czy robiła to dla mnie, a może zawsze tak chodziła, tylko wiecznie byłem zapatrzony w jej twarz? Jej długie, zgrabne i smukłe nogi sprawiały, że w życiu nie wziąłbym jej za wojowniczkę. Szybko jednak zmieniłem ten pogląd, gdy poznałem ją bliżej. Wystarczyło stanąć twarzą w twarz z jej temperamentem, by wiedzieć, że ma się do czynienia z kimś wyjątkowym, silnym i nieustępliwym w boju. I nie tylko. Serce moje zabiło szybciej, gdy pomyślałem o zeszłej nocy. Znowu! Parliśmy dalej, przed siebie, mijając kolejne bogato zdobione budynki i wystawne uliczki. To miasto zaiste było perłą pośród osad tego kontynentu i nie tylko. Przepych, tak materialny, jak i duchowy, albowiem ściągały tutaj osoby ze wszech stron. Bogaci, biedni, wojownicy, pospolici ludzie, kupcy, rolnicy, rybacy, handlarze. Wszyscy mieli tu dla siebie miejsce, współżyli i współegzystowali stając się jednym, wielkim organizmem. Moja dłoń spleciona z jej dłonią, jak zawsze, od pierwszego dnia na plaży koło latarni. Tak, jeśli tutaj wszystko pójdzie po naszej myśli, musimy udać się do latarni i potem będę musiał jeszcze przedstawić Isane mojemu opiekunowi, wychowawcy, tj. Seinaru. Pokocha ją. Kto by jej nie pokochał? Była kopalnią skrywającą przeróżne skarby, a śmiałek, który zdecydował się zaryzykować wewnątrz niej zapuścić, został wynagrodzony ponad życie. Tym kimś byłem ja: - Dziękuję Ci, Skarbie, że to dla mnie... dla nas robisz. Nigdy Cię nie opuszczę. Obiecuję. - po czym nieco zbliżyłem się do Niej, puszczając jej dłoń i obejmując ją swoim ramieniem wokół tali i kładąc dłoń na jej ponętnym, delikatnie kościstym biodrze. Szliśmy dalej, a ja uśmiechałem się do Niej jak najszczęśliwsze dziecko na placu zabaw.
Wczorajszy dzień, jak i wszystkie dotychczasowe z Nią, były idealne. Poznałem jej prawdziwy dar - leczenia innych - co wcale mnie nie zdziwiło. Czułem, że jej dotyk leczy, bo najpierw wyleczył moje samotne serce, a następnie ranę, którą sama mi zadała! Nie chciałem jednak, by przejmowała się tym, co zrobiła, nawet jeśli jej się powiodło, dlatego też postanowiłem sam, w momencie korzystania z uciechy naszych ciał, zadać sobie ranę - byle tylko odciągnąć jej myśli od siebie i skupić jej ewentualną złość na mnie. Głupie, ryzykowne, bo przecież istniała szansa, że w takim momencie, mogłaby być niewystarczająco skupiona, by podołać, ale jednak - udało się. Ufałem jej i kolejny raz się nie zawiodłem. Zawsze wygrywała. Była typem zwycięzcy, choć sama sobie zapewne jeszcze z tego nie zdawała sprawy. Mujin, choć kiedyś ją uratował, pozostawił ją samą w klinice, gdy ta ewidentnie szukała u niego schronienia... i pomocy. Wtedy odnalazła mnie, a ja tej szansy najwyraźniej nie zmarnowałem, choć wyraźnie zapewniała, że Mujin był tylko nauczycielem. Nikim więcej. Nie mogłem i nie będę nigdy o niego zazdrosny. Na pewno się postaram. A jeśli ma jej pomóc w rozwijaniu swoich umiejętności, to dlaczego i jego obecności w jej życiu miałbym nie zaakceptować? Wszystko ma w tym życiu swój cel: może celem Mujina była nauka Isane? Kto wie. To wszystko zależało i tak od tego, czego chciała Ona. Może jednak sama będzie się rozwijać? Ze mną, na wyprawach i misjach dla - mam nadzieję, całkiem niebawem - naszego wspólnego zleceniodawcy? Zbliżaliśmy się powoli do siedziby władzy - miejsca na wskroś bogatego, pełnego przepychy, przytłaczającego swoim ogromem. Nic dziwnego - Ryuzaku imponowało pod każdym względem. Patrzyłem na Isane i jej reakcję - czy też robiło to na Niej wrażenie? Nie omieszkałem spytać: - I jak? Robi wrażenie? - Uniosłem głowę. Budynek był duży, szeroki, wielokondygnacyjny. Stały przed nim straże. Przypomniałem sobie słowa Isane z wczoraj: "Przydam Ci się, obiecuję". Ech, Isane, gdybyś wiedziała, co dla mnie znaczysz. Przydasz się na pewno Ryuzaku i jego włodarzom, dla mnie zaś jesteś wszystkim. Zdawało się, że Isane była gotowa. Wyglądała wyśmienicie, choć jeszcze kilka godzin temu piła jedną szklankę wina za drugim, raniła mnie, leczyła, kochała się ze mną, leczyła. Poszliśmy spać w salonie, na kanapie. Jak zawsze, nasze ciała obok siebie, razem. Teraz również staliśmy razem, ale po jej złości na mnie z wczorajszej nocy nie było śladu. Z powrotem złapałem ją za dłoń. Znowu jedność. Czułem chyba nerwy, a na pewno na jej twarzy gościło od dłuższego czasu skupienie. Dodam jej otuchy: - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - a następnie zaczepiłem ją nosem o jej nos, potem całując w policzek. Stając naprzeciwko jej i drugą dłonią łapiąc ją za jej łabędzią szyję, dodałem: - Pamiętasz, jak wczoraj powiedziałaś, że zrobisz dla mnie wszystko? Wiesz, że ja dla Ciebie też, tak? Już niebawem to, co mieliśmy wczoraj, przedwczoraj i od początku, będzie naszą codziennością. Tutaj. Razem. Zawsze. - Ostatnie trzy słowa wypowiedziałem powoli, stanowczo, akcentując je niczym słowa miłości, które jej zwykłem wyznawać. Patrzyłem na jej turkusowe oczy, po czym uśmiechnąłem się i puściłem oczko. Tak, Isane. Zaufaj mi. Ktoś taki jak Ty na pewno będzie tutaj mile widziany. Masz mnie, a niebawem również staniesz się pełnoprawnym obywatelem Ryuzaku. Będzie to początek naszej wspólnej przygody. I nie tylko.
Odwróciłem się i trzymając Isane pewnie za dłoń ruszyłem przed siebie w stronę drzwi wejściowych siedziby władzy...
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Siedziba władzy

Post autor: Isane »

Wczorajsza noc była wyjątkowa. Ich uczucia względem siebie rosły z dnia na dzień. Pielęgnowali je każdą chwilą spędzoną razem. Budził w niej nowe możliwości. Pokazywał nowe drogi. Został jej największą motywacją. Wyzwanie, o które tak się denerwowała, jednocześnie tak bardzo jej się spodobało. Jak zawsze targały nią sprzeczne emocje. Pozytywne i negatywne, z tak cienką granicą oddzielającą jedne od drugich; często niemożliwą do rozróżnienia. Nigdy nie chciała widzieć Hiro w opałach, niebezpieczeństwie. N i g d y nie pozwoliłaby, żeby stała mu się krzywda. Zaczynała jednak dostrzegać w jego ciepłym, szczerym i dobrym sercu coś jeszcze. Nie była do końca pewna co to było. Czyżby obydwoje nosili w sobie te ziarno mroku? A może było to coś innego, czego nie potrafiła na razie określić. Miało jakiś związek ze zmianą z bezpiecznej złotej strony na czerwoną, tajemniczą? Dwie strony Księżyca. Wciąż miała przed oczami nóż w jego dłoni, kiedy z taką determinacją rozcinał sobie skórę. Zrobił to dla niej? Za pewne. Wszystko przecież robił dla niej. Nie było co tutaj ukrywać. Doskonale o tym wiedziała.
Każdy krok oddalał ich coraz bardziej od bezpiecznych zakątków małego domu na skraju Ryuzuku. Zdecydowanie nie chciała go opuszczać. Już od rana bardzo się ociągała przedłużając całą sprawę. Ciekawe, czy Hiro to zauważył? NIby nie robiła tego specjalnie, ale wszystko szło jej dzisiaj bardzo wolno. Od kąpieli po przygotowanie śniadania. Wiedziała, że w końcu i tak będą musieli wyruszyć do centrum wioski. Nim się obejrzała szli przed siebie gotowi na to co przyniesie ze sobą nowy dzień. Nie mogła narzekać, Hiro wciąż trzymał ją za dłoń. Dodawał jej otuchy swoim towarzystwem, jego dotyk koił jej zszargane nerwy. Czym tak się denerwowała? Osada jak każda inna. Ryuzuku, Atsui, co za różnica? I tak mieszkała tutaj i było dla niej oczywistym, że tak pozostanie na zawsze. Miejsce nie miało znaczenia. Ważne, że u jego boku. Gdyby zdecydował się wyjechać na pewno podążałaby za nim. Wszystko wydawało jej się takie proste, oczywiste. Nie musiała za bardzo się nad niczym zastanawiać. Dlaczego w takim razie stresowała się tak zwykłą zmianą osady? Tak naprawdę istniejącą tylko na papierku. A może chodziło o sam fakt przynależenia do czegokolwiek? Kiedy, jako mała dziewczynka, dotarła do Atsui nie miała wyboru. Robiła wszystko co jej kazano, dzięki temu uzyskała jedzenie i dach nad głową. Od dawna jednak plątała się po świecie. Jej samotna podróż dobiegła jednak końca. Znalazła swój prawdziwy cel, który świecił bladym blaskiem Księżyca, Mūnraito. Popatrzyła na niego ukradkiem. Szli ramię w ramię. Jego bliskość, jego dłoń. Wszystkie wspomnienia i wszystkie marzenia przyszłości. Yes baby, we are endgame.
- Dziękuję - ścisnęła mocniej jego dłoń posyłając mu ciepły uśmiech. - Robię to też dla siebie. Dla nas i dla siebie. Nigdzie się bez Ciebie nie wybieram - dodała pewnie. Puścił jej dłoń, objął ją ramieniem; przylgnęła do niego swoim bokiem obejmując go swoją ręką w pasie. Przytuleni kroczyli dalej. Powoli zbliżali się na miejsce. Hiro bardzo ją uspokoił, wciąż jednak czuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Dobrze, że niewiele wcisnęła w siebie na śniadanie. Pewnie byłoby jej niedobrze. W końcu stanęli przed całkiem pokaźną budowlą. Mijała ją już kiedyś, jednak nigdy nie miała okazji wejść do środka. Nie było takiej potrzeby. Nie wiedziała czy Mujin należał do osady. Nigdy nie pytała, sama nie była nią za bardzo zainteresowana. Słysząc jego pytanie przełknęła ślinkę. Pokiwała głową na "tak", jednak nic nie odpowiedziała. Robiła wrażenie, ale żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy. Zachichotała mimowolnie, kiedy zaczepił ją nosem. Od razu odwzajemniła zaczepkę posyłając mu łobuzerski uśmiech. Nastawiła policzek, kiedy złożył na nim delikatny pocałunek. Jego pewna dłoń, na jej szyi, była wszystkim czego w tym momencie potrzebowała. Znał ją doskonale. Aż tak świetnie potrafił interpretować jej zachowanie? Widzieć jej emocje? Nic mu nie umknęło. Jej dłonie mimowolnie powędrowały na jego górną część garderoby. Zacisnęła je na miękkim materiale, jak gdyby trzymała się swojej ostatniej deski ratunku. Pewnie pomnie mu koszulę, no trudno. Pociągnęła go do siebie za ubranie. Musnęła wagami jego usta - Tutaj - powtórzyła, następnie zjechała trochę niżej, całując linię jego żuchwy - Razem - obojętnie co się wydarzy. - Zawsze - dodała składając ostatni pocałunek na jego szyi. Teraz wszystko się zmieniło. Nowe życie, nowe możliwości. Była gotowa. Wzięła głębosz oddech i wspólnie weszli do środka.
Jeśli przy drzwiach zaczepił ich jakiś strażnik wyjaśnili mu cel swojej wizyty. Nie czekali za długo, od razu skierowali się w stronę recepcji szukając kogoś, kto pracował w siedzibie pytając o drogę i ewentualne informacje. Tak naprawdę nie wiedziała w jaki sposób miała wyglądać taka zmiana i czy w ogóle była możliwa. Żadne z nich nie posiadało doświadczenia w takich kwestiach. Cóż, kolejny pierwszy raz. Siedziba okazała się całkiem sporym i zatłoczonym miejscem. Nie zdziwiłaby się, gdyby musieli poświęcić sporo czasu na czekanie. Nie przeszkadzało jej to, każda chwila w towarzystwie Hiro było cudowna, obojętnie gdzie. Jeśli udało im się czegoś dowiedzieć i zostali odpowiednio pokierowani ruszyli we wskazanym kierunku. Przed drzwiami prowadzącymi do czyjegoś gabinetu zatrzymała się jeszcze na chwilę. Spojrzała na niego przelotnie - Jeśli się nie uda - przygryzła dolną wargę - i tak z Tobą zostanę - stwierdziła zadowolona z zadziornym uśmiechem na ustach. Zachichotała i zapukała. Nic ją od tego nie odwiedzie. Zostanie chociażby miała walczyć z całym pieprzonym Ryuzuku. Jeśli ktoś zaprosił ich do środka, pchnęła drzwi i weszła ciągnąć Hiro za jego dłoń. Była pewna siebie, zdeterminowana i pełna nadziei. W końcu miała swój Księżyc ze sobą. Rozświetlał jej drogę w każdych ciemnościach.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Takasu Tsuyo
Posty: 7
Rejestracja: 2 wrz 2021, o 11:47

Re: Siedziba władzy

Post autor: Takasu Tsuyo »

Rada Rajców była jednym z największym fenomenów dzisiejszych społeczności. Dlaczego? Ponieważ działający w niej system wyprzedził chociażby to, co pojawiło się w Unii. Równe prawo głosu, równe znaczenie - brak nierówności, które sprawiłyby, że jeden człowiek miałby wpływ na wszystko. Piękne ideały, jeszcze piękniejsze obrazki malowane potem słowami ludzi, co niosły nowinę, jak to system ma niby działać. Działał? Niewielu wiedziało, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Siedziby Rady Rajców Ryuzaku no Taki. Nie dopuszczano tam większości osób, a jeśli nawet jacyś ninja zostali wpuszczeni to musiał istnieć ku temu bardzo istotny i uzasadniony powód. Jest kilka rodzajów tajemnic i zachowań człowieka względem nich - jednym z nich był moment, w którym po prostu nie chciałeś widzieć prawd dziejących się przed twoimi oczami. Gdzieś w podświadomości możesz sobie zdawać sprawę z tego, że coś jest nie tak, ale to wypierasz. Nie przyjmujesz do świadomości, że w tym świetle czai się cień. Bo w końcu - czy nie najciemniej bywało właśnie pod latarnią? Kiedy skoncentrowany na płomieniu jak ćma lgnąłeś do światła, a wtedy ciemność wokół ciebie się pogłębiała? Zaciskała swoje objęcia, coraz bliżej i bliżej... ogień w końcu zgaśnie. Dopali się latarenka. A wtedy...
Jedną z takich pochodni był niewątpliwie Takasu Tsuyo. Człowiek wielki, cieszący się już swoim wiekiem - oj nie to, że był stary, skądże znowu! Jeszcze nie doczekał się czterdziestych urodzin i minie chwila, nim przyjdzie zdmuchnąć przysłowiowe świeczki z równie przysłowiowego tortu. Mężczyzna cieszył się ogromną popularnością i to niekoniecznie tylko dlatego, że był po prostu dobrym politykiem. A i ta popularność z tego drugiego faktu była różna. Nie mniej jednak - był lubiany. I był również szanowany. Drugim aspektem, o którym poważyłam się wspomnieć, była jego uroda. Szlachetna w każdym drobiazgu i szczególe, w pięknych, falowanych włosach o barwie złotych zbóż późnym latem, jasne oczy, przenikliwe, ale jednocześnie łagodne i bystre, smukła sylwetka. Jedyne, co go szpeciło, to kuśtykanie - niewiele osób zdawało sobie sprawy, skąd wzięło się jego kalectwo, ale nie miał sprawnej nogi - toteż chodził o lasce. Nie przeszkadzało to wielu niewiastom do niego wzdychać. Potrafił wykorzystać swoje wszystkie atuty - w końcu o co innego chodziło w biznesie jeśli nie o dobrą sprzedaż? To, ile możesz zyskać, zależy od tego, ile możesz dać. A Tsuyo miał bardzo wiele pomysłów - na siebie, na to miasto i na cały świat. Nie mógł pozwolić, by istniały ograniczenia, które zamieszałyby w jego paradzie.
Rada została zwołana już kilka godzin temu - i tak obradowali. Ale o dziwo ich priorytetem chwilowo nie była wojna, która dudniła na granicy. Owszem, temat również podjęto, tak i razem z nim podjęto parę decyzji. Wojna nigdy w końcu nie była sprawą prostą. Ale w tym mieście działo się jeszcze więcej skomplikowanych rzeczy niż wojna z Uchiha. Dla niektórych - o dziwo, dla innych - z niedowierzaniem. A JEDNAK.
- Wojna to rozkwit gospodarki. Uchiha są zdesperowani, ale sprzedaż im dóbr może być ryzykowna. - Starsza kobieta o posiwiałych już włosach uplecionych w równy kok i niezwykle ascetycznej jak na te tereny sukni spojrzała spod równiutko (aż do przesady) wyrównanych brwi na swoje paznokcie, zajmując jedno z miejsc. Sprawiała wrażenie zupełnie niezainteresowanej toczonymi tutaj rozmowami, ale jak wiadomo - pozory potrafiły mylić. Tak i były celowo tworzone, aby usypiać czujność. Że niby ja nie słucham - ale tak naprawdę widzę, słyszę i rozumiem.
- Musisz poruszać ten temat? Nowelizacjami ustaw dotyczących handlu z terenami objętymi wojną zajmiemy się na jutrzejszych obradach. Jak dotrze wywiad dotyczący blokad granicznych. - Sapnął mężczyzna w średnim wieku z pięknym i lśniącym wąsem pod jego nosem. Równiutko wylizana łepetyna z czarnymi włosami i antaiska uroda sprawiały, że w porównaniu do bladej kobieciny wyglądał jak czarna perła w królewskiej koronie. Przezabawnie egzotycznie. Ale nikt się nie śmiał - ani z niego ani z prowadzonych tu rozmów.
- Skoro nikt nie ma niczego do dodania w kwestii nowej uchwały, rozumiem, że Rada jest na dzisiaj rozwiązana? - Tsuyo uśmiechnął się lekko pod nosem, spoglądając na trzymany w dłoniach pergamin. Powód chwały, dumy i, oh - jego własna broń. Broń, którą mu podpisano i którą stworzył latami starań tylko i wyłącznie dla siebie. Nie było istotne, jak długo musisz się starać o to, by świat był zbudowany tak, jak sobie tego życzysz. Nie była istotna droga - istotny był efekt.
- Proszę o stanowisko naszego nowego Przewodniczącego. Proszę o zbyt wiele? - Kobieta przestała przesuwać palcami, obracać nimi na wszystkie strony, żeby przyjrzeć się ich wypolerowaniu, czy są równo pomalowane i czy na pewno pani, która je pielęgnowała, zrobiła to dobrze. Ano - zrobiła. Zarówno jej paznokcie jak i cała jej aparycja były zwieńczeniem doskonałości. Przynajmniej w jej mniemaniu. Sala była wypełniona indywidualnościami, a każdy tutaj miał swoje ale, swoje veto i swoje naburmuszone miny. A jednak nikt nie krzyczał o to, by Takasu Tsuyo zwrócił pergamin, który sami mu wręczyli. Widzicie? Wybory jak nic działają. Bo przecież wszyscy byli sprawiedliwi! Nikt nie posiłkował się wymuszeniami, animozjami, manipulatorstwem czy przekupstwem. Nie, nieee..! Ryuzaku no Taki z całą pewnością było zupełnie inne niż wszystkie inne miasta tego świata - i na pewno było od nich lepsze. Cóż, Tsuyo zamierzał sprawić, że będzie najlepsze. Tytuł Korony Świata nadal był nieobsadzony - a Ryuzaku kwitło.
- Och, więc mogę tym tytułem posługiwać się od dziś? - Tsuyo uśmiechnął się ciepło i spojrzał w kierunku kobiety. Nie dało się nie zauważyć, że były osoby, które się napięły, ale też i była taka, która cicho prychnęła pod nosem. Z nowych rządów byli i będą zadowoleni i niezadowoleni. Tak i będą ci, którzy zapamiętają to nazwisko dobrze i ci, którzy je przeklną. Cóż, Tsuyo jeszcze musiałby się tym chociaż minimalnie przejmować. A jak widać było na załączonym obrazku - raczej przeżywał swój triumf niż zmartwienia o ewentualne porażki. Sytuacja świata dawała mu tylko bronie w ręce do użycia przeciwko Radzie. Był sprytny. Gdy życie dawało mu cytryny - robił z nich lemoniadę. Widząc jednak lekkie skrzywienie pytającej po prostu kontynuował. - Zgodnie z początkowymi rozmowami wyślę poselstwa do wspomnianych rodów. Nie możemy pozwolić, by członkowie naszej wspaniałej Rady cierpieli na traktatach handlowych podjętych z rodami objętymi wojną, czyż nie? Radzę jednak szykować się na konieczność zmian.
Zmiana. Rozwój i zmiana była domeną chyba każdej wojny i każdy tutaj zdawał sobie z tego sprawę. Nawet, jeśli niekoniecznie chciał to widzieć. Jedni tracą, inni się bogacą. Jedni będą próbowali przepchnąć towar na tereny wojenne i stracą, inni się wzbogacą. Odrobina szczęścia, trochę planowania - i przepis gotowy. Praca w polityce jak i terenie miała jednak to do siebie, że nie byłeś w stanie rozplanować wszystkiego dokładnie. Było za dużo zmiennych, których nie byłeś w stanie przewidzieć i ustalić.
- Niniejszym zamykam posiedzenie Rady. W celach uniknięcia negatywnych relacji na arenie między politycznej Ryuzaku no Taki nie wstrzymuje oficjalnie dostaw do żadnej z prowincji objętej wojną. - Jeden z mężczyzn siedzący z papierami wstał, trzymając w ręku jeden z nich rozwinięty - tak i jego oczy były na nim skupione. - Zgodnie z utrzymaniem relacji handlowych Ryuzaku no Taki wzmocni granicę oddziałami oraz w razie potrzeby oddeleguje większe karawany kupieckie, które od tej pory zobowiązane są do podróży w grupie w celu ich ochrony, na tereny objęte działaniami wojennymi. Ryuzaku no Taki oficjalnie potępia decyzję Uchiha Katsumi za próbę zniszczenia Shi no Geto oraz organizacji nazywanej dalej Shinsengumi. Powodem potępienia jest działanie na szkodę cywili oraz ninja w skali ogólnoświatowej. Ryuzaku no Taki nie zamierza aktywnie wspierać stron konfliktu i potępia rozwiązanie sprawy Uchiha Katsumi wojną. Ryuzaku no Taki od dziś posiada Przewodniczącego Rady Rajców, Takasu Tsuyo. Posiedzenie Rady Rajców zostaje na dziś zamknięte.
Słodkie zwycięstwo. I dokument w dłoniach Tsuyo, tak cenny, oddający więcej władzy nad tym miastem w jego ręce.
* * * Jak to zazwyczaj w budynkach funkcyjnych bywało, tak i tutaj była ta jedna miła pani, która siedziała i czekała na to, aż petent przyjdzie, petent się podpisze i petent postanowi... no coś postanowi. To już chyba zależało od tego, dokąd się idzie, po co i z jakim zamiarem. Ale nie martwcie się, moi mili. Żaden strażnik was nie zatrzymywał. Żaden nawet nie zwracał na was uwagi. Za to młodsza pani siedząca za biureczkiem podniosła na was swoje wielkie oczy - dziwnie powiększone przez grube szkła, które nosiła. Wyglądała przez to kuriozalnie. Nazwać ją ładną byłoby niedopowiedzeniem - albo przeszła traumę w dzieciństwie, albo... oby nie - taka się urodziła, że miała dziwne tiki, mrugała jakoś tak mocno i była zwyczajnie BRZYDKA. Nawet pomijając wielkie konwenanse pod tytułem: pojęcie piękna jest kwestią prywatną - ona była po prostu brzydka.
- Dzień dobry. Państwo do kogo i w jakim celu? Byli państwo umówieni? Nazwisko i imię? Numer odznaki? - Zaczęła zadawać pytania nie łapiąc nawet chwili na oddech, kiedy na moment zwróciła spojrzenie na jeden z większych korytarzy.
Jako bardziej zaznajomiony z tutejszymi konwenansami Munraito mógł się domyślić, że właśnie Rada skończyła swoje posiedzenie - bo to właśnie członkowie Rady wychodzili z wielkiej sali, która dostępna była zazwyczaj dla nich. I na czas posiedzeń cały korytarz był zastawiany przez strażników - nikt nie mógł się wtedy do niego dostać. Środki bezpieczeństwa przede wszystkim. Nikt (zupełnie nie wiem czemu) nie chciał, żeby aktualna Rada została wysadzona w powietrze jak ta z Kami no Hikage. Burzliwie dyskutujące ze sobą jednostki nie zwracały na was żadnej uwagi - ale pani za biureczkiem i tak wstała i stała jak na baczność ze złożonymi przed sobą, na długiej spódnicy, rąsiami. Kiedy zaś spośród nich wyłonił się blondyn podpierający się laską to zgięła się w pół - prawie przywalając czołem o kant swojego biurka. Aż dziw brał, że się w nie nie walnęła. Albo była już w tym tak wyćwiczona i wiedziała co do milimetra, jak szybko i sprawnie się pochylić, albo zamówiła sobie biurko do wzrostu...
- Proszę, spokojnie, pani Hana... - Głos Tsuyo był naprawdę przyjemny dla ucha. To był ten głos, który słyszysz i myślisz sobie: wow, chciałbym usłyszeć, jak czyta na głos jakąś książkę. Są tacy ludzie, których chce się słuchać - i nie da się ich przegapić. Nie da się ich nie usłyszeć. Człowiek po prostu automatycznie skupiał na nim swoją uwagę. Taki był właśnie Takasu Tsuyo ubrany w elegancki, zgodny z najnowszymi trendami mody frak, koszulę, z uczesanymi, pięknymi włosami i niezwykle jasnymi rzęsami. Jego uwaga, kiedy podszedł do biurka, zwróciła się na was. - Dzień dobry. Najmocniej przepraszam za zakłócenie porządku - proszę. - Wskazał wam gestem, byście się nie krępowali i załatwili swoje sprawunki - a on sam poczeka. Tak i zatrzymał się w odpowiedniej odległości, by dać wam przestrzeń. Idealna kultura osobista.
0 x
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Siedziba władzy

Post autor: Mūnraito »

Gdy już znaleźliśmy się w środku budynku władz Ryuzaku, zewnętrzny przepych tego miejsca dało się odczuć również i tutaj. Miasto, w którym przyszło mi żyć, nie zawodziło. Ani pogodą, ani kuchnią, ani tym, ile pieniędzy się codziennie tutaj przekładało z ręki do ręki. Znalazło to swoje odzwierciedlenie także w przypadku tego gmachu - bo inaczej tego nie można było nazwać. Patrzyłem z podziwem i rozglądałem się niczym mały chłopiec dostępujący zaszczytu witania uczestników kolejnego turnieju. Wysokie, mocarne ściany, bogato zdobiony sufit. Miuejsce to było niemalże tak piękne, jak osoba która mi towarzyszyła. Pokonywaliśmy kolejne metry, a końca nie korytarza nie było widać. Byłem tutaj może wcześniej z 2-3 razy i za każdym razem miejsce to zapierało dech w piersiach. Spojrzałem na Isane, która kroczyła obok mnie, wyraźnie zaaferowana tym wszystkim. Nie dziwię się - sam pewnie przeżywałbym tak ważne chwile w podobny sposób. W końcu postanowiłem się odezwać: - Będzie dobrze, zobaczysz. - po czym lekko ścisnąłem i potrząsnąłem jej dłonią, chcąc wyraźnie to zaakcentować, jednocześnie posyłając jej delikatny uśmiech. Powoli zbliżaliśmy się do miejsca, przy którym ktoś siedział. To tutaj obsługują petentów, o ile dobrze pamiętam. Było to tak dawno temu. Mijały kolejne chwile, aż stanęliśmy przy biurku zajętym przez... kobietę. Myślę, że z uwagi na moją kulturę, którą, mimo wszystko, miałem dzięki Seinaru i jego trudom, jakie ze mną za dzieciaka przeżywał chcąc wychować mnie jak najlepiej, postanowiłem tego inaczej nie oceniać. Uśmiechnąłem się do tej kobiety, następnie do Isane. Stanęliśmy przy owej kobiecie, całkiem młodej, patrzącej na nas zza grubych szkieł, przez co jej oczy wyda... Dobra, obiecałem szczędzić szczegółów ze względu na mój szacunek do niej. Koniec. Gdy w końcu nas zauważyła, dość formalnym, nazbyt szybkim tonem zadając kilka pytań. Chyba standardowo. Jako tutejszy, postanowiłem zacząć od siebie, dając jeszcze chwilę mojej towarzyszce na złapanie "oddechu" pewności siebie...
... aż tu nagle, z korytarza obok nas, zastawionego całą gwardią strażników poczęły rozlewać się po całym piętrze odgłosy rozmów i tupot stóp. Pani za biurkiem wstała, jakby salutując, i oczywiste było dla mnie, że to zapewne posiedzenie Rady dobiegło końca. Tak, to tutaj. Yhm. Pociągnąłem Isane za rękę tak, byśmy i my również kulturalnie odwórcili się w stronę przechodzących dostojników, gdy nagle jeden z nich wyraźnie się zbliżył. O lasce, zdecydowanie przystojny. Spojrzałem na Panią przy biurku, bo ta zwinnie ukłoniła się w kierunku tegoż jegomościa. Wtórowaliśmy z Isane. Tak trzeba. Nagle jednak usłyszeliśmy bardzo przyjemny głos, ciepły, niemalże lektorski. Mógłby być aktorem i grać w sztukach. Podniąsłem w końcu wzrok, by ujrzeć mówcę - smukłego blondyna w średnim wieku, choć nadal niezwykle przystojnego. Ukradkiem spojrzałem na Isane i jej reakcję, po czym powróciłem do niego. Tak, to on - słyszałem o nim, choć nigdy go jeszcze osobiście nie spotkałem. Cieszył się w mieście nieprzeciętną sławą. Najpierw uspokoił "Hanę", następnie zwrócił się do nas, zbliżając się do biurka. Odpowiedziałem donośnym, pewnym siebie tonem głosu tak, by w żaden sposób nie urazić szanownego Pana, jeszcze raz nisko się kłaniając: - Dzień dobry! To dla nas zaszczyt móc Pana poznać. Wiele o Panu słyszałem. Nazywam się Mūnraito Hiroyuki, a to moja partnerka, - powoli, kulturalnie wskazałem dłonią na Isane stojącą po mojej prawej stronie, po czym odwróciłem się z powrotem do możnowładcy - Sakai Isane z Atsui. - W pewnym momencie Pan Tsuyo, bo tak się nazywał, zatrzymał się w rozsądnym odstępnie między nami, a biurkiem, wyraźnie gestykulując, byśmy załatwili naszą sprawę. "Proszę" - powiedział do nas. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak... wręcz parlamentarnie potrafił się wobec nas zachować. Byliśmy nikim, a nadal traktował nas z największym szacunkiem. Wow. Postanowiłem więc posłuchać się jego rady i ponownie zwróciłem się w kierunku Pani Hany, starając się przypomnieć, o co wcześniej pytała. Ach, okej. Jasne, oczywiście. Kim jesteśmy i co tu robi. Nie zwlekałem: - Dzień dobry! Mūnraito Hiroyuki, jestem obywatelem Ryuzaku no Taki. Shinobi, odznaka numer 13369. - Jej również się ukłoniłem, po czym przeszedłem do mojej Isane: - To jest Sakai Isane, pochodzi z Atsui. Pragnie stać się częścią Ryuzaku i służyć jej władzom. - Po tych słowach odwróciłem się z powrotem do Pana Tsuyo, a mówiłem głośno i wyraźnie tak, by i on słyszał, jaki jest cel naszej wizyty. Kontynuowałem, ponownie kierując swoje spojrzenie na Panią, która nas obsługiwała: - Wierzę, że taka osoba, jak Sakai Isane pod sztandarami naszego miasta będzie się rozwijać jeszcze lepiej, co z czasem zaowocuje kolejnymi wpływami dla naszej prowincji. Jest doskonale rokującą kunoichi i medykiem, który pobierał nauki u tutejszego specjalisty. - Wierzyłem w to. Bynajmniej, nie było to czcze gadanie, choć naturalnie miałem nadzieję... nie, wiedziałem, że trzeba jasno przedstawić argumenty za tym, by Isane została przyjęta do Ryuzaku. A należało zacząć od odpowiedniego przedstawienia jej osoby. Resztą, w co wierzyłem, doskonale zajmie się Ona. Odwróciłem się w jej kierunku, dając jej dojść do słowa. Moja dłoń, moje palce odnalazły swoją bratnią duszę, splotły się w jedność, choć szybko przypomniałem sobie, że w takim miejscu, przy takich osobach chyba nie wypada. Miałem tylko nadzieję, że w ten sposób nie uraziłem szanownego Pana Tsuyo. Ależ gafa, Hiro, ależ wpadka... Super, nie pomagasz. Wiem, kurwa! Ucisz się i daj nam działać w spokoju. Niepotrzebny mi tu teraz jesteś. Patrzyłem nerwowo w stronę tego szykownego, blondwłosego władcy, który stał nieopodal. Jak zareaguje? Może rzeczywiście nie zauważył gestu, jaki wykonałem w kierunku Isane... Para młodych kochanków, która razem chce przynieść cześć i chwałę najwspanialszemu miastu na świecie. Ciekawe, czy w ogóle kogoś takiego potrzebują? Niebawem poznamy na to odpowiedź, coś tak czułem, po czym gorączkowo przełknąłem ślinę. Czas zdawał się stać w miejscu, a ja poczułem krople potu spływające mi po karku, pod moim czarnym, ładnie przygotowanym kimonie - choć zdecydowanie nie tak szykownym, jak frak, w który ubrany był ten Pan.
Przypomniałem sobie słowa, które wypowiedziała jeszcze przed wejściem do budynku Isane, pocieszając mnie. I chyba siebie. I tak tutaj zostanie, nawet jeśli jej odmówią. Ale nie, ja nie chciałem, żeby jej odmówili. Razem, pod rzadzami Ryuzaku no Taki, moglibyśmy więcej, lepiej, pracując na nasze utrzymanie, naszą przyszłośc właśnie w tym miejscu, gdzie się spotkaliśmy. Czułem, że było ono dla nas pisane. Nie bez powodu Isane tutaj powróciła, odszukając swoje zbawcę, Mujina, który onegdaj ją właśnie tutaj uratował. Potem, spotkała mnie, właśnie tutaj. I ja... i Ona uratowała mnie. Też w Ryuzaku. Wszystko składało się w logiczną całość, która wyraźnie kierunkowała nasze zapatrywania się na wspólną przyszłość. Ta mała chatka, w tym mieście. To dopiero początek czegoś wielkiego. Dla takich młodych, niedoświadczonych wojowników, to miejsce mogło stać się przepustką do wieczności zapisanej na kartach historii tego miejsca. Połączeni węzłem miłości, razem staną do walki o lepsze jutro dla siebie... i tego miejsca, by mogło się im tutaj żyć jak najlepiej. Tak, właśnie tak uważałem. Nie wstydziłem się tego pięknego snu. Miałem też powoli dość mojego dotychczasowego życia, ale Ona to zmieniła. Koniec z mrokiem i tym... portem. Stać mnie na coś więcej. Wiem to, bo Seinaru i Oroshi tak mi powtarzali. Moje umiejętności Ranmaru mogły się nam... im przydać. Jej umieje†ności - również. Trzeba było to tylko odpowiednio wyartykułować. Wiem, że Isane sobie poradzi. W końcu, jak mówiła, nie robi tego tylko dla nas, ale i dla siebie. Chciałem, by myślała przede wszystkim o sobie i swoim rozwoju. Było to dla mnie zajebiście ważne. Nie chciałem, by poświecała wszystkiego dla mnie, choć sam pewnie bym tak dla Niej zrobił... Nie, nie chcę być egoistą. Właśnie dlatego wiem, że tutaj, w Ryuzaku no Taki, obok mnie będzie jej najlepiej. Ach, niby nieegoistycznie, a jednak tak brzmi, co nie? Zamknij się, powiedziałem Ci już. Precz! Mijały kolejne sekundy, a ja walczyłem w głowie z tyloma myślami, oczekując werdyktu Pana Tsuyo... i słów Isane. Nadszedł jej czas.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Siedziba władzy

Post autor: Isane »

Będzie dobrze - przynajmniej tak mówił jej Hiro. Wciąż trzymała się jego dłoni, po co miałaby ją puszczać? W końcu byli jednością i nie zamierzała tego psuć. Szli przez wielką salę. Rozejrzała się ukradkiem. Twarze różnych ludzi przeskakiwały jej przed oczami. Nigdy tutaj nie była. Całkowita nowość, zdecydowanie inaczej niż w Atsui. Nie mogła narzekać. Z początku nienawidziła tego miejsca. Wydawało jej się brudne i zatłoczone. Reprezentowało wszystko to czego nie lubiła i nigdy nie kryła się z odrazą. Nie zamierzała pozostać tutaj na zawsze, wręcz przeciwnie. Oczywiście klinika służyła jej przez jakiś czas za dom, jednak rzadko kiedy go opuszczała. Jedynie z konieczności i starała się trzymać na uboczu. Teraz wszystko się zmieniło i zdecydowała się płynąć z nurtem rzeki. Ryuzaku przestało ją tak denerwować odkąd poznała tutaj Hiro. Gdyby nie on już dawno temu wyruszyłaby w inne tereny. Może z powrotem do Unii? Może w całkowicie przeciwną stronę? Nic jej przecież tutaj nie trzymało. Klinika stała pusta, Mujin odszedł, po co miałaby tutaj zostawać. Nie była przecież jego psem obronnym, którego zostawia się do pilnowania podwórka. Często brakowało jej poczucia własnej wartości, ale nie zamierzała dawać sobą pomiatać. Tak jak i teraz, pomimo wielu obaw i stresu, założyła na siebie maskę pewności siebie. Nie chciała wyglądać na bojaźliwa czy niezdecydowaną. Wiedziała po co tutaj przyszła i zamierzała dołożyć wszelkich starań, żeby nie zawieźć Hiro. Razem, albo wcale.
W końcu dotarli do recepcji stając przed biurkiem młodej kobiety, która za pewne tutaj pracowała. Od razu wiedziała, że był to ich pierwszy przystanek. Już mniej więcej poukładała sobie w głowie co powiedzieć, kiedy kobieta zaczęła strzelać pytaniami jak z karabinu. Rozchyliła delikatnie usta, zamknęła je, znów rozchyliła i na szczęście została uratowana przez poruszenie gdzieś z boku korytarza. Strażnicy, pełno ludzi, widocznie jakaś gruba sprawa. Nie wiedziała o co chodziło, skąd mogła wiedzieć? Spojrzała od razu na Hiro szukając jakiegoś wyjaśnienia. Nie wyglądał na zszokowanego, może takie akcje były całkiem normalne w tej wiosce. Pociągnięta za dłoń zwróciła się twarzą ku całemu zajściu. Ktoś się do nich zbliżał. Przymrużyła delikatnie oczka przyglądając się w skupieniu nadchodzącemu mężczyźnie. Miał w ręce laskę, ale to nie ona wyróżniała go z tłumu. Z każdym krokiem widziała go dokładniej. Nienaganne ubranie, zadbane włosy, jasne rzęsy. Przystojniak. Kim był? Nie widziała go nigdy przedtem. Wywnioskowała, że był kimś ważnym, skoro panoszył się w towarzystwie tylu strażników. Kątem oka dostrzegła jak Prukwa zza biurka ukłoniła się przesadnie. O co jej chodziło? Kto to widział, żeby tak się przed kimś płaszczyć. Totalna głupota. Z całych sił hamowała przewrócenie oczami. Przecież wciąż musiała się starać. Była tutaj w konkretym celu imieniem Hiro. Hiro! On także skłonił się przed mężczyzną. Oczywiście odgapiła od niego. Nie marudziła. No cóż. Widocznie tak trzeba było? W następnym momencie patrzyła na swoje buty z głową pochyloną w dół. Eh. Rodzice jej tego nie nauczyli, w końcu wychowywała się bez nich. Kiedy się wyprostowała zamrugała kilka razy słysząc dźwięczny głos nieznajomego. Wpatrywała się w niego turkusowym, ciekawskim spojrzeniem i wtedy Hiro postanowił coś powiedzieć. Wydał jej się bardzo entuzjastyczny. Miało to jakoś pomóc w jej dołączeniu do Ryuzaku? A może zwyczajnie się stresował, albo cieszył tymi nowymi możliwościami, jakie mogły za chwile się przed nimi otworzyć? Sama była podekscytowana. Nie rozumiała co to był za zaszczyt, jednak to słowo „partnerka” zwaliło ją z nóg, Delikatny uśmiech wypełzł na jej pełne usta, nawet nie próbowała go powstrzymać. Tym właśnie dla niego była? Chciała rzucić mu się w ramiona, zamiast tego nie odrywała spojrzenia od mężczyzny przed sobą.
- Dziękujemy - dodała na koniec, kiedy Hiro skończył ich przedstawiać. Co więcej mogła powiedzieć? Potem odwrócili się z powrotem do Pani Hana aka Prukwy. I tym razem jej Księżyc zdecydował się przejąć inicjatywę. Była z niego dumna. Walczył o nią. Chciał, żeby z nim została. Ciepłe uczucie rozlało się po jej popsutym sercu - czysta wdzięczność. Czekała grzecznie, aż kobieta zwróci na nich ponownie spojrzenie zza grubych szkieł. Wciąż dawała Hiro prowadzić. Szło mu naprawdę świetnie, aż nie zamierzała przerywać. Wręcz przeciwnie. Dzięki niemu na pewno zyskała większe szanse. Sama pewnie palnęłaby coś niezbyt miłego i tylko zrobiłaby z tego wielkie bagno. Może dlatego zdecydował się ją wyręczyć. Doskonale znał jej temperament. Zazwyczaj musiała dorzucić swoje trzy grosze. Tym razem się powstrzymała. Nie chciała ryzykować porażki przez własną głupotę. Nagroda, życie u boku Hiro, była zbyt ważne, żeby ją zaprzepaścić. Oczywiście musiała się w końcu odezwać. Nie zamierzała wyjść na przeciętną blondynkę bez swojego zdania. Nigdy nie przejmowała się opinią innych. W tym momencie tańczyła do melodii, jaką zagrał Hiro. Uważnie naśladowała jego ruchy, starając się wpasować.
- Proszę o wzięcie pod uwagę mojej osoby - zaczęła w momencie, kiedy skończył ją przedstawiać. Ich dłonie odnalazły siebie wzajemnie, nawet jeśli tylko na ułamek sekundy. Odszukała jego złotego spojrzenia, po czym znów zwróciła całą swoją uwagę na Prukwę. Wyciągnęła z kabury, wcześniej przygotowaną Kartę Obywatela Unii. Nosiła ją ze sobą praktycznie zawsze, chociaż była dla niej zwyczajnym skrawkiem papieru. Nigdy się nią nie chwaliła, nie było czym. Nie czuła się przywiązana do Atsui. Wręcz przeciwnie. Odkąd tam trafiła nie potrafiła się zaaklimatyzować. Zwyczajnie tam nie pasowała. Jasna, wrażliwa cera na słońce. Turkusowe oczy. Brak jakichkolwiek korzeni do tamtejszych klanów. Absolutnie nic. Jedynie zagubiona dusza po środku wielkiej, nieprzystępnej pustyni. Podała ją w stronę Prukwy, jeśli ta przejawiała w ogóle jakiekolwiek zainteresowanie. Kiedy leciutki skrawek papieru pozostał na biurku poczuła nagłą ulgę, jak gdyby wyciągnęła sobie drzazgę z palca.
- Tutaj jest moje miejsce. Wszystko co pragnę chronić - dodała. Nie wiedziała czy jej znajomość medycznych jutsu miała jakikolwiek wpływ na obrót sprawy. Hiro jednak zdecydował się o tym wspomnieć. Fakt był taki, że przebywała w Ryuzaku już dosyć długo. Kiedy dokładnie dotarła do kliniki? Wcześniej nie zgłaszała swojej obecności w osadzie, pewnie powinna była. Tak samo jak nie zaznaczyła swojej podróży, odejścia z Unii. Zwyczajnie pewnego ranka obudziła się z tą nieustępliwą potrzebą znalezienia sensu życia. Wstała, obrała się i wyszła. Nigdy nie obracała za siebie. Typowy lekkoduch.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Takasu Tsuyo
Posty: 7
Rejestracja: 2 wrz 2021, o 11:47

Re: Siedziba władzy

Post autor: Takasu Tsuyo »

Wiara czyniła cuda i budowała ten świat. I to nie tylko czcze powiedzonko - ci, którzy wierzyli i mieli wizję, ci Wizjonerzy, prowadzili ludzkość ku zmianom i nadawali tempo oraz kierunek rozwoju. Poruszali tak pojedyncze jednostki, jak potrafili poruszać całe tłumy. Człowiek za nimi szedł - choćby i do wulkanu. Czasem trzeba było powiedzieć sobie wprost, że wielkie przedsięwzięcia wymagały wielkich poświęceń, ale maluczcy ludzie nie musieli tego obejmować swoim umysłem. Byli trybikami w maszynie, którą Wizjonerzy nakręcali i która musiała działać. Jeśli jakiś element się zużył - wymieniliśmy go. Niektórzy szukali sobie wymówek - mówili: bo jemu lepiej będzie już w spokoju. Nawet jeśli ten spokój usypany był sześcioma stopami ziemi. I tak po prostu zgadzaliśmy się i dawaliśmy w ręce Wizjonerów okazję, żeby ci przekuli ją w coś więcej. Jeśli jesteś na tyle silny, żeby nie ustępować, bądź pewien, że jeśli nie dołączysz - to zostaniesz przesunięty. O ile nie zostaniesz uznany za niedziałający trybik, rzecz jasna. Maszyna, którą było Ryuzaku no Taki była całym molochem. Potworem, który rozrastał się, żarł i ciągle był jednocześnie nienasycony, a to przez to, że rozwój nie ustawał. Tutaj ciągle coś nie działało i ciągle przydzielano kogoś do "zajęcia się problemem". A skoro tak, to i ciągle potrzebne były mechanizmy dbające o trybiki, jak i mechanizmy dbające o mechanizmy, a w końcu ktoś, kto je też kontrolował... Widzicie ten łańcuch? Na nim budowali to miasto - i to działało. Aktualnie Ryuzaku no Taki bez podważania miało swój głos i swoje prawa w tym świecie i nie było takich odważnych, którzy chcieliby je tknąć. Oo, no może Cesarstwo czy Unia... tylko stawiano pytanie: po co? Skoro to miasto miało im tyle do zaoferowania, trzymało lwią część pieniądza - ich również, notabene - to po co w ogóle próbować to niszczyć?
Na twarzy Tsuyo pojawiło się uprzejme zaskoczenie, kiedy wypowiedziałeś swoje pierwsze słowa w jego kierunku. Wieleś słyszał o tym blondynie, znaczy że go rozpoznałeś. A to słyszał - to znaczy co? Same superlatywy? Czy może inne rzeczy? Odruchy zdradzały człowieka i to było kłamstwo, że tylko oczy odzwierciedlały prawdę. Prawdą zaś było to, że nad ciałem można było panować, ale nad oczami już panować ciężko. Niektórzy mieli ten naturalny dar, by zaglądać prosto w duszę człowieka i wynajdywać w niej rzeczy, których dana jednostka nawet o samej sobie nie wiedziała. Wzrok Tsuyo jednak nie był przenikliwy - nie wtargiwał w człowieka osobowość, ale nie można było się oszukiwać, że nie oceniał. Każdy przecież oceniał. Pojawiały się te myśli: ładny, ładna, uprzejmy, och, jaki miły! - bo ładnie się uśmiechał. A uśmiech tego konkretnego człowieka był jak jego głos - tak jak głos był dobry do słuchania, tak uśmiech - dobry do spoglądania. Z szacunkiem skłonił się najpierw w twoim kierunku, a potem i w kierunku Isane. Biorąc poprawkę na to, że ludzie pustyni bardzo nie lubili spoufałości, stronili od kontaktu fizycznego w publicznych miejscach nie złożył na jej palcach pocałunku, zgodnie z wszelką szarmancją, jaka się pani należała. Ukłon zaś był neutralny. Popularny dla wszystkich regionów w ramach pozdrowienia, podziękowania czy okazania właśnie szacunku. Im niżej - tym bardziej się płaszczysz. Oczywiście nie można było tego oczekiwać od tego blondyna, jakby ktoś miał wątpliwości.
Okularnica dopiero po chwili sztywno się wyprostowała, przeniosła te wielkie oczy na blondyna, spotykając się z jego spojrzeniem przeniosła wzrok na was. Czerwona na twarzy. Z niewiadomego powodu - ale można się było domyślić. Moment zajęło, zanim dotarło do niej, co właściwie mówisz i tak samo przypomniało się jej, że w sumie powinna usiąść. Więc siadła. Klapnęła na swoje krzesełko, przesunęła kubek przypominający grubą, różową koalę i prawie zwaliła zeszyt ze swojego biurka. Na szczęście spadł tylko stos kartek obok. Kobieta zamarła... po czym sięgnęła po twoją odznakę i odchrząknęła, nawet na te kartki nie zerkając. Poprawiła okulary na nosie, jakby wszystko było w absolutnym porządku i pod kontrolą.
- Dobrze, stać się... COOO? - Wybałuszyła na ciebie oczy i zamrugała ze dwa razy. - Ale, ale...
- ... ale to wspaniała okazja, by móc poszerzyć wspólne horyzonty kultury i przekonać o tym, że dla każdego Ryuzaku no Taki może być domem i enklawą. - Wtrącił się Tsuyo, choć... jeszcze przed chwilą utrzymywał, że jednak nie będzie tego robił i pozostawi sprawę do załatwienia... właśnie im. Okularnica nazwana wcześniej per Hana przeniosła wzrok na moment na swojego pracodawcę... i znów wsadziła nos w dziennik. Otwierając go, by potem spisać wasze nazwiska, numer - tak i kartę obywatelską ci oddała, bo przecież nie zamierzała ich rekwirować.
- Pani... Sakai. - Jasne, cytrynowe oczy mężczyzny spoczęły na kobiecie. - Jak bliskie są pani relacje z Pustynią? Proszę wybaczyć o wtrącenie jednak w prowadzoną sprawę, ale skoro mogę pomóc, pozwoliłem sobie na to minimum nieuprzejmości. - Miał na myśli to, że w końcu obcym nie wypadało od tak wpychać nosa w cudze sprawy. No, chyba że jesteś świeżo mianowanym Przewodniczącym Rady, pół Ryuzaku cię kocha, a drugie pół trzęsie przed tobą portami. I jeśli Munraito liczył na to, że Tsuyo nie zauważy ich gestów to bardzo się mylił. Ale liczyć każdy może - trochę lepiej czasem, trochę gorzej... - Żyjemy w świecie, w którym relacje powinno się wspierać i dawać im okazje na rozwój. - Dodał łagodnie, akcentując to, na co powołała się sama Isane, uznając to za najwyższy argument mówiący o tym, dlaczego powinna się tutaj znaleźć. Może trafiła w jakiś punkt Tsuyo, całkiem przypadkowo, a może były inne powody, dla których mężczyzna tę narrację podłapał. Tak czy siak - pykło. I dla was to było chyba najważniejsze. - Jeśli bylibyście państwo skłonni do audiencji, chętnie poznam całą sytuację przemawiającą za chęcią znalezienia się w naszym pięknym mieście... Hana, zapisz proszę państwo. - Mężczyzna gestem wskazał na jeden z korytarzy. Są takie propozycje, którym się po prostu nie odmawia i nie dlatego, że Tsuyo wam cokolwiek kazał, a dlatego, że, zupełnie jak z tym powodem, dla którego Ryuzaku nie zostanie nigdy zaatakowane - pewnych rzeczy się robić po prostu nie opłaca. Tak i nie opłacało się tutaj odmawiać.
0 x
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Siedziba władzy

Post autor: Mūnraito »

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, co sprawia, że jedni ludzie mają posłuch pośród ludu, inni zaś się kogoś boją, jeszcze inni drwią z Ciebie, a następni po prostu Ciebie zdradzają? W momencie, gdy Pan Tsuyo odezwał się po raz pierwszy, nie miałem wątpliwości, że jest człowiekiem o ugruntowanej renomie - zasłużenie. Fakt, iż dwójka młodych kochanków, która żyje wczesnymi marzeniami o wspólnej chwale i walce dla wielkiego miasta, rozwoju i dobrobycie, co z pewnością nie umknęło temuż włodarzowi, może liczyć na jego uwagę samo w sobie pokazywało, jak różnym od typowego, przeciętnego władcy jest ten ktoś. Patrzyłem na niego ze szczerym zainteresowaniem, czując przy tym respekt dla jego osoby oraz ogromną wdzięczność za to, że w ogóle zechciał pochylić się nad naszą prośbą. Ktoś taki? I my? Z drugiej strony, pojawiły się wątpliwości, dość oczywiste - czy mógł z tego coś mieć? Zdawało się, że mogła go interesować sprawa Atsui, Unii i jakichkolwiek wzmianek na temat panującej tam sytuacji. Nie jestem głupi - jedna z niewielu rzeczy, jakich byłem pewien. Nie lubiłem polityki, brzydziłem się nią, ale zawsze ceniłem tych, którzy skutecznie władali słowami i odnajdywali się w tym teatrzyku. Pan Tsuyo wyraźnie wiedział, co robić i mówić, by skupić na sobie uwagę. Z pewnością przykuł moją uwagę. Spojrzałem na Isane. Również zdawała się być w niego wpatrzona. Czułem jednak, że sytuacja jest chyba dla Niej nieco stresująca, a jej ruchy zdawały się być odzwierciedleniem moich. Ach, Isa, Isa. Jest kochana. Widać, że się stara, a to najważniejsze. Zależy jej na naszej wspólnej sprawie i dopnie wszystkiego, by się udało. Podziwiałem ją jeszcze chwilkę, gdy Pani Hana za biurkiem, która w odpowiedzi na słowa moje i Isane, przypomniała sobie o naszej obecności i wizycie. W pewnym momencie, nieszczęśliwym ruchem zrzuciła stos kartek z biurka, które rozsypały się niczym delikatne płatki śniegu. Odszedłem od Isane szybkim krokiem, zbliżając się do rogu biurka i pomogłem jej je zebrać, bo ona - zdaje się - nawet nie zwróciła na to uwagi. Pilnie dbała o swoje obowiązki, a tu jeszcze obserwował nas ktoś taki. Zapewne, tak jak i my, była cała sytuacją i okolicznościami naszej wizyty nieco przejęta. Wielki Pan Tsuyo obserwują ją, gdy ta obsługuje petentów. Potrafiłem wczuć się w to, co teraz czuła. Biedna. Gdy już zebrałem wszystkie kartki, grzecznie położyłem je na rogu biurka, kwituąc to krótkim i kulturalnym: - Proszę, to chyba wszystko. - po czym posłalem jej swój szeroki, szczery uśmiech. Może znowu się wygłupiłem i nie powinienem? Nieważne, kartki spadły, teraz mleko mojej szarmanckiej głupoty się rozlało. Po co drążyć? Cofnąłem się z powrotoem do Isane, stając przy Niej.
Gdy zaczęła się odzywać, wyraźnie czymś zaskoczona, wtrącił się - bardzo uprzejmie! - Pan Tsuyo wyjaśnił jej, że w Ryuzaku no Taki miejsce... i praca znajdzie się dla każdego. Każdy może się tutaj przydać. Zwłaszcza wtedy, gdy dodatkowo coś wniesie swoją osobą. Pochodzie Isane na pewno miało tutaj znaczenie, tak mi się przynajmniej wydaje. Niemniej, nie zmienia to faktu, iż radny mógł po prostu o nas zapomnieć, olać, potraktować, jak śmieci. Było zgoła inaczej, co znowu pozytywnie mnie zaskoczyło, choć moja podejrzliwość - kolejna, durna cecha - trzymała mnie nadal w niepewności co do jego zamiarów. Mamy jednak szansę, by załatwić to z kimś takim. Ogromny zaszczyt, a ja nie zamierzałem tej szansy zaprzepaścić. Spojrzałem na Panią Hana, która coś notowała, następnie na Pana Tsuyo, który tym razem kontynuował swoją wypowiedź w kierunku Isane. To oczywiste, to Ona jest tutaj główną zainteresowaną. Dla Niej tutaj przyszliśmy. Jego słowa sprawiły jednak, że serca nieco mi przyśpieszyło. Musiał zauważyć mój gest w jej kierunku, a Isane również swoimi wcześniejszymi słowami nie ukrywała się, w jakim celu, przede wszystkim, tutaj przyszła. Dla kogo. Nerwowo przełknąłem ślinę, nie mogac kontrolować jednoczesnego przebierania palcami u lewej dłoni, za plecami. Uspokój się, idioto. To normalne! Tak, wiem, zajebiście, ale chciałem wyjść tutaj na profesjonalistę, a nie zadużonego młokosa. Nie przy kimś takim! Postanowiłem jednak zapanować nad własnymi emocjami, uspokajając swoją dłoń, licząc powolne oddechy. Okej, jest lepiej. Pan Tsuyo natomiast kontynuował kulturalnie, wypunkotowując, jak ważne są relacje, ich pielęgnacja - zwłaszcza w dzisiejszych czasach, aż w końcu postanowił się przyjrzeć naszej sprawie osobiście. Okej, tego się nie spodziewałem. Jestem zaskoczony. Isane? Ciekawe, co o tym myśli. Zwrócić uwagę takiej osoby? Musi się udać. Gdy skończył mówiąc Pani Hana, żeby wpisała nas na audiencję, postanowiłem w końcu się odezwać: - Jesteśmy niezmiernie wdzięczni, że chce Pan nas wysłuchać osobiście. To ogromny zaszczyt. - Przypomniałem sobie o manierach, nieco pochylając głowę w geście podziękowania, a następnie dodałem: - Jeśli mogę, to uważam, że się Pan nie myli. W dzisiejszych czasach, utrzymywanie i rozwijanie relacji to podstawa. Zbyt często zapomina się bowiem o tym, jak łatwo zwykłym, nieprzemyślanym kichnięciem zburzyć domek z kart, nad którym pracowało się latami. - Serio, kurwa? Bawisz się w pseudopolityka przy kimś takim? Czy Ciebie totalnie pojebało, Hiro? Zaczerwieniłem się na myśl o... własnych myślach. Szybko uciąłem, łapiąć się na tym, że mogłem powiedzieć nieco za dużo. Taki młokos bawiący się w przemyślenia przy wielkim Panie Tsuyo. Kurwa. Postanowiłem to jakoś naprawić, przymykając oczy, ponownie je otwierając i mówiąc nieco lżejszym, bardziej stonowanym głosem, niż przed chwilą, gdy wzięło mnie na wielkie przemyślenia: - Przepraszam za... te słowa. Nie powinienem był. Uważam, że ma Pan rację i chętnie, za Pańskim pozwoleniem, przedstawimy naszą sytuację i powód, dla którego to miejsce powinno się stać nowym domem również dla Sakai Isane. - Odwróciłem się w jej kierunku, oczekując skarcenia za moje wcześniejsze "wygłupy" - bo tak to chyba można było nazwać. Następnie, bez zawahania, łapiąc Isane za dłoń - bo jakże by kurwa znowu nie popełnić kolejnej gafy?! - poszliśmy za Panem Tsuyo w kierunku korytarza, który wskazał swoim gestem.
Nadeszła chwila prawdy dla Isane. Mam tylko nadzieję, że nie rozjebałem wszystkiego swoją durnotą... Powiedziałem niemalże szeptem do Isane: - Przodem, Kochanie. Lepiej, żebym się więcej nie odzywał. - Myślę, że poradzi sobie z prywatną audiencją u włodarza miasta. Co do tego nie miałem wątpliwości. Jedyną zmienna i niewiadomą zarazem byłem tutaj ja i moje filozoficzne przemyślenia kierowane pod adresem Pana Tsuyo. Na przyszłość, po prostu odgryzę sobie język. Tak będzie łatwiej. I lepiej. Kroczyłm za Nią, z nieco spuszczoną głową, nadal pogrążony w lekkim wstydzie. Widziałem jej nogi, spokojnie kroczące ku przyszłości. Słyszałem też tupot laski i stóp Pana Tsuyo. To w jego rękach leżała nasza wspólna przyszłość w Ryuzaku. Ciekawe, czy potrzebuje też takich maluczkichj, gdy dysponuje największą armią na świecie? Niebawem się okaże.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
Awatar użytkownika
Isane
Postać porzucona
Posty: 374
Rejestracja: 15 kwie 2021, o 18:12
Wiek postaci: 22
Ranga: Dōkō
Multikonta: Nana

Re: Siedziba władzy

Post autor: Isane »

Podobno miał się nie wtrącać. Należał do jednych z tych osób, które nie potrafiły sobie opuścić? A może zwyczajnie chciał być grzeczny i pomóc obcym? Nie potrafiła jeszcze stwierdzić. Za mało o nim wiedziała. Hiro zdawał się patrzeć na niego bardzo pozytywnie i z szacunkiem idealnie wymalowanym na jego twarzy. Może powinna wziąć z niego przykład? Niestety była zbyt podejrzliwa, żeby zwyczajnie płynąć z nurtem rzeki. Nic nie działo się bez przyczyny. Nie wierzyła w ludzką życzliwość i bezinteresowność. Zwłaszcza w takim miejscu. Czego chciał w zamian? Mimo wszystko zdecydowała się schować swoje uprzedzenia do kieszeni i skupić się na tym co ważne. Spojrzała przelotnie na Hiro. W a ż n e. Było zbyt wiele rzeczy, jakie mogła teraz zepsuć. Najrozsądniej było przemilczeć pewne kwestia i zwyczajnie dać się sprawom rozwinąć. Niestety milczenie nie leżało w jej naturze. Chociaż była z siebie całkiem dumna. Odkąd weszli do siedziby tutejszej władzy nie palnęła jeszcze nic głupiego. Jeszcze.
Schowała kartę obywatela z powrotem na swoje miejsce. Nie zamierzała jej oddawać - jeszcze, jeśli nie było ku temu potrzeby. Oczywiście, gdyby taki był wymóg nie miała nic przeciwko. Nie planowała żadnych powrotów do Atsui. Nic tam na nią nie czekało. Nie wykluczała jednak takiej możliwości. Musiałaby jednak mieć ku temu wyraźny powód. Zwłaszcza po następnym pytaniu, jakie zadał jej Tsuyo. Jak bliskie był jej relacje z Unią? No właśnie, sama nie wiedziała. Spędziła tam większą część swojego życia. Odkąd tam trafiła jako mała dziewczynka praktycznie w ogóle nie opuściła Atsui. Nigdy nie czuła się na Pustyni zbyt komfortowo, nie pasowała. Opuszczenie Unii było jedynie kwestią czasu, od zawsze o tym wiedziała. Zwykły środek prowadzący do celu, nic więcej. Kiedy obudziła się pewnego ranka z nowym pomysłem o znalezieniu medyka, który ją kiedyś uratował. Wyszła, zatrzasnęła drzwi i nie oglądała się za siebie. Tak samo postąpiła całkiem niedawno, opuszczając klinikę. Widocznie nie miała problemu z wyrzuceniem czegoś ze swojego życia, do czego nie czuła żadnego przywiązania. Ulga, jak po wyciągnięciu drzazgi. Ani Pustynia, ani klinika nie okazały się jej domem. Miejsce nie miało znaczenia, chodziło o tą odpowiednią osobę.
- Odkąd dotarłam do Ryuzaku, kilka miesięcy temu, nie utrzymuję z nią żadnego kontaktu. Nie wspominałam jednak nikomu o swoim odejściu - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie było sensu udawać kogoś innego. Miała dziwne wrażenie, że te cytrynowe oczy i tak by ją przejrzały. Wpatrywala się w nie, nie odwracając wzroku. Posiliła się na najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki było ją stać. Nie dodała nic więcej. Historia była długa i zawiła, ale czy potrzebna? Często słowa potrafiły być krzywdzące. Nie chciała zanudzić pana Tsuyo nieistotnymi szczegółami. Zdecydowała, że mężczyzna na pewno ją dopyta, jeśli poczuje taką potrzebę. Nie potrafiła stwierdzić, czy ją onieśmielał czy wręcz przeciwnie, wzbudzał jej zaufanie. Dobre pierwsze wrażenie, a może nie do końca? Czuła się rozdarta. Wydawał się nad wyraz uprzejmy i miły. Brakowało tutaj tylko trupa schowanego w szafie. Udawał? A może rzeczywiście zwyczajnie chciał dla wszystkich jak najlepiej? Niestety z własnych, negatywnych doświadczeń nie potrafiła uwierzyć w tą drugą opcję. Od razu zaczęła spodziewać się najgorszego, ale co mogłoby być tutaj najgorsze? Nie bała się bycia wykorzystaną do jakiś celów Ryuzaku. Nie byłby to pierwszy raz, kiedy traktowano ją przedmiotowo. Przyzwyczaiła się, tego właśnie nauczyło ją życie. Teraz, kiedy miała przy sobie Hiro wszystko wyglądało inaczej. Nadzieja, perspektywy na lepsze życie zapuściły swoje korzenie w jej sercu. Czy dałaby sobą pomiatać? Tak, zdecydowanie tak, dla dobra sprawy.
Relacje - powtórzył to po raz drugi. Chodziło mu o jej stosunek do Hiro, a może o nią i o Unię? Każda z opcji wydawała się prawdopodobna i miała wrażenie, że prędzej czy później przyjdzie jej się dowiedzieć, o której mówił Tsuyo. Czy byłaby skłonna opowiedzieć mu wszystko co wiedziała na temat Pustyni? Cel przecież uświęcał środki, a jej celem był Hiro. Nie zamierzała się oszczędzać, chociaż nie posiadała żadnych szczególnych informacji. Była jedynie zwykłym pionkiem, nikim więcej. Żołnierzom na najniższym szczeblu nic się nie mówi, była to powszechnie stosowana praktyka. Nikogo nie dziwiła. Spodziewała się, że nawet sam nieznajomy, maczający swoje smukłe dłonie w polityce, wiedział na ten temat więcej niż ona. A może zwyczajnie jej się wydawało? I mężczyzna mówił tylko i wyłączenie o jej relacji z Hiro? No właśnie, o wilku mowa. Chwilę później jej Księżyc postanowił się odezwać i miał całkiem sporo do powiedzenia. Brał sprawę bardzo poważnie, co tylko ja ucieszyło. Mówił pewnie, z przejęciem, które tak dobrze znała. I jak go tutaj nie kochać, hm? Posiadał wszystkie te cechy, jakich jej brakowało. Pozytywna energia, entuzjazm i ta bezgraniczna szczerość. Wpadła po uszy, nie było co ukrywać.
- Dziękujemy - wtórowała z lekkim skinieniem głowy. Znowu dziękowali. Posłała jeszcze uprzejmy uśmiech do Pani Hana na odchodne i była gotowa do drogi. Widocznie znaleźli się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Przeznaczenie? Odkąd spotkała Hiro miała wrażenie, że wszystko zaczynało się układać. C z a s płynął szybko, coraz bardziej ich ze sobą łącząc. Wiedziała, że żadna przeszkoda nie była im straszna. Pokonaliby wszystko na swojej drodze - razem. Złudne nadzieje zakochanej dziewczynki?
Gdyby nie Przewodniczący, pani za biurkiem zwyczajnie by ich zbyła. Czyżby zmiana przynależności była taka kontrowersyjna? Może niemożliwa? Nie wiedziała, nie miała z czymś takim doświadczenia i widocznie Hiro też nie. Kiedy chwycił jej dłoń, odruchowo splotła ich palce. Kto teraz komu dodawał otuchy? Spojrzała na niego turkusowymi oczami machinalnie się uśmiechając. Byli w tym razem. Słysząc szept Hiro szybko przygryzła dolną wargę, hamując wybuch śmiechem. Rozejrzała się szybko w nadziei, że nikt nie zauważył jej reakcji. Miała przecież trzymać fason! Posłała mu karcące spojrzenie, chociaż na jej pełnych ustach wykwitł uśmiech zadowolenia. Wesołe iskierki tańczyły w jej oczach. No nieźle, zdecydował się ją rozbawić w takim momencie. Kiedy nikt nie patrzył, szturchnęła go łokciem w żebro. Zasłużył! Pokręciła przecząco głową. - Wolę kiedy się odzywasz - odszepnęła jeszcze, a zaraz potem ruszyli za panem Tsuyo. Ciekawe czy ich słyszał? Nie przejęła się faktem, czy zobaczył ich drobne, niewinne gesty. Nie zamierzała nic ukrywać. Była dumna ze swojego uczucia względem Hiro, miała to wypisane na twarzy. Pewny krok, broda lekko ku górze, wpatrzona w plecy nieznajomego, parła do przodu. Ku przyszłości.
0 x
Volatile Arrogant Passionate Selfish Confident Inventive
Charming Ruthless Manipulative Insincere Intense Mercurial
Awatar użytkownika
Takasu Tsuyo
Posty: 7
Rejestracja: 2 wrz 2021, o 11:47

Re: Siedziba władzy

Post autor: Takasu Tsuyo »

Uprzejmości przede wszystkim - a jakże. Bardzo szarmanckim zachowaniem ze strony Hiroyukiego było pochylenie się nad tymi kartkami. Okularnica wtedy już nie mogła zignorować tego, jaki bałagan zrobiła, że to strąciła - a starała się! I właściwie doskonale jej to wyszło, skoro zostało uznane, że po prostu tego nie zauważyła. Fakt, łatwo było pomyśleć o tym, jak biedna, zwykła, szara kobieta, które zajmuje się tylko odsyłaniem petentów do odpowiednich pokoików i ludzi się mogła poczuć, kiedy aktualnie najważniejsza osoba w Ryuzaku no Taki stanęła sobie przed jej biureczkiem i postanowiła chwilę posłuchać, jak to załatwia sprawy tego miasta. Nic przyjemnego. Naprawdę... nic przyjemnego. Niektórzy odebraliby to jako szansę do popisania się, ale wystarczył jeden rzut oka na Hanę żeby wiedzieć, że dla niej to był powód do wstydu, stresu i... ach, cóż. Tak i Hana podskoczyła prawie na krześle, kiedy obszedłeś jej biureczko i się pochyliłeś i wtedy już sama, po momencie zawahania, padła tam na kolana na tę ziemię, czerwona jak burak, już nawet nie pomidor. Aż się człowiek mógł zastanawiać, czy ona jeszcze oddycha, czy może zaraz padnie tutaj z tego wszystkiego i już nie wstanie.
- Dziękuję! - Odparła po wskoczeniu na równe nogi i wyprostowaniu się jak struna, kiedy już wszystkie kartki zostały pozbierane. I znów pochyliła się tka gwałtownie i nisko, że co bardziej wrażliwi odebraliby to jako próbę zamachu na ich życie. Prosto z bańki i do przodu. - Życzę miłego dnia! - Obróciła się przodem do Isane oraz do Tsuyo i znowu wykonała ten swój dziwaczny ukłon. Nie dało się nie widzieć jej specyfiki zachowania, nawet zupełnie ułomna na punkcie empatii osoba zrozumiałaby, jak zawstydzona jest i że jej reakcje teraz były srogo przerysowane, ale Tsuyo to po prostu... grzecznie ignorował. Żeby nie przysparzać jej większych zmartwień, zresztą - dzisiaj był jego wielki dzień. Cóż to szkodzi, by okazać odrobinę dobroci innym wokół siebie? Bez niej w tym świecie prawdopodobnie istnieliby tylko ci, którzy go nienawidzili. A jak to z pracownikami bywa - lepiej, by cię kochali, niż zastanawiali się, jakie masz słabe punkty.
Tym bardziej dotyczyło to ninja, którzy dla ciebie pracowali.
- Bardzo mądre słowa. - Pochwalił Tsuyo obracając się. Stukot laski towarzyszył waszym krokom, kiedy skierowaliście się korytarzem do jego gabinetu. - Ależ, panie Munraito, nie ma za co przepraszać. Ma pan całkowitą rację, porównanie było bardzo udane. Pokazuje to doskonale na arenie politycznym to, co stało się z Uchiha Katsumi. - I jej polityką pokoju. - Są państwo zaznajomieni z tym tematem? - Spojrzał na was z dawką ciekawości. W jednym Isane miała pełną rację - Takasu Tsuyo wcale nie należał do osób, które mogły się nie wtrącać. Och, on wtrącał się wszędzie, gdzie tylko mógł znaleźć dla siebie zysk. To było miasto kupieckie, a on tym miastem trząsł. Myślenie, że to zwykła asertywność, czysta chęć pomocy potrzebującym, było bardzo naiwne. Rzecz jasna nie oznaczało to również, że to było złe, bo Tsuyo nie niósł ze sobą złych intencji. W końcu wy też tutaj przyszliście nie z chęci bezinteresownej pomocy Ryuzaku no Taki, ale załatwienia interesu. Nic w tym świecie nie przychodzi za darmo - wiedzieliście o tym? Nawet miłość to transakcja wiązana - bierzesz i oddajesz. Bo jeśli nie oddajesz to przecież nie można mówić o jakimkolwiek miłowaniu.
Dotarliście w końcu do odpowiedniego pokoju, przed którym stał niepozorny mężczyzna - okularki na nosie, taki trochę... obszczymur, szczurek - przygarbiony, przez co wydawał się niski, w takich dość obwisłych szatach, chudy, jakby zapominał jeść codziennie śniadanie. Bardzo blady, czarne, krótkie włosy, chyba nawet nie uczesane i dwa węgielki czarnych oczu. Sogeńska uroda. Otworzył drzwi, kiedy was zobaczył i spojrzał w jakiś taki... specyficzny sposób na Tsuyo. To był ten rodzaj porozumiewawczego, kontrolnego spojrzenia. O, kontrolnego!
- Dziękuję. Proszę, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Jasne. - Odparł z lekkim wzruszeniem ramion dość cichym głosem.
Takim sposobem znaleźliście się w gabinecie Takasu. Idealnie wpasowującym się w całe Ryuzaku - przepych, wygoda i bogactwo, ale wszystko to w odpowiednim stonowaniu, by cieszyło oczy, a nie się do nich rzucało. Mężczyzna wskazał wam wolne miejsca przed wielkim, ciężkim biurkiem, za którym sam zasiadł, odkładając swoją laskę na bok.
- Kontynuując wątek, po jaki państwo się tutaj zjawili... a raczej po który zjawiła się pani Isane... - Pani - tak to oceni. Już nie panienka. Biorąc pod uwagę wasze relacje można było tak rozsądzić. - Ryuzaku no Taki nie może, naturalnie, swobodnie podbierać ninja innym prowincjom, co nie oznacza, że nie stwarzamy odpowiednich możliwości. I że jest to niemożliwe. Procedury bezpieczeństwa oraz delikatna polityka zagranicznych relacji zmusza jednak do środków ostrożności w tym celu - stąd i zapewne spotkalibyście się państwo z licznymi problemami. Natomiast, jak powiedziałem i co lubię powtarzać, Ryuzaku no Taki to miasto możliwości. A czym byłyby te możliwości bez nowych ludzi chętnych do ich rozwoju. - Uśmiechnął się. - Przedstawię więc standardową procedurę postępowania w takich wypadkach, jak i propozycję lukratywną dla pani Isane. - Tutaj jego spojrzenie spoczęło na blondynce na dłuższy moment. Teraz już mogłaś odebrać to wrażenie, że prześwietla twoje myśli, choć nadal nie spoglądał wcale natarczywie. Ale w głowę aż kłuło jakieś on wie. On wie, że ja mu nie ufam. Obrócił się znów w kierunku Munraito, który ewidentnie prowadził tą rozmową. - Nie jest państwu obce zagadnienie wojny na terenach Uchiha. Pragnę stworzyć dla tego rodu pewnego rodzaju klauzulę nietykalności, oczywiście na tyle, na ile jest to osiągalne dla Ryuzaku no Taki. Neutalność polityczna jest dla nas istotna, ale pozostawienie również bez odzewu zbrodni wojennych Kaminari nie powinno pozostać bez echa. Z tego powodu chciałbym wysłać tam zaufanego człowieka w odpowiedniej obstawie, by złożyła liderce Uchiha propozycje związane między innymi z ciągłością dostaw czy z propozycją zabezpieczenia ludności cywilnej bądź wywiezienia niezdolnych do walki ninja z ich terenów. Da to państwu dobrą okazję do zarobku, a mi dobrą kartę przetargową do tego, by Radni nie mogli odmówić pani Isane obywatelstwa Ryuzaku no Taki, nawet jeśli jest aktualną obywatelką Unii. - Zakończył. I czekał na reakcję.
0 x
Awatar użytkownika
Mūnraito
Posty: 181
Rejestracja: 8 lip 2021, o 09:39
Wiek postaci: 21
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Wysoki, młody, ciemnowłosy mężczyzna o złotych (lub czerwonych) ślepiach i tatuażu na plecach: czarny księżyc i dwie szkarłatne gwiazdy. Zabójczo zwinne palce pogrywające bojowe pieśni na strunie łuku dopełniają dzieła zniszczenia.
GG/Discord: corpus#3610
Lokalizacja: Piltover.

Re: Siedziba władzy

Post autor: Mūnraito »

Pan Tsuyo był z pewnością mądrym i zaradnym liderem, a w takim czasie nikt inny bardziej nie pasował do ogromu sprawy, jakie przewijały się przez Ryuzaku no Taki. Laska, o której kroczył, dodawała mu wdzięku i swoistej powagi - a temat Uchiha i konfliktu z Kaminari i Inuzuka wymagał rozważnego podejścia. Właśnie takiego powolnego, przemyślanego, idealnie wpasowującego się w krok, jakim kroczył utykający radny. Konflikty należy bowiem rozwiązywać z chłodną głową, odstawiając emocje na bok. A z tego, co mi było wiadomo o tym konflikcie, dużą rolę odgrywały w nim niekontrolowane emocje. Moje przemyślenia, których tak bardzo się obawiałem, a które wyrwały mi się przy możnowładcy, zostały chyba nie najgorzej przezeń odebrane. Docenił moją szczerość, o ile nie była to wyuczona narracja względem nieznajomych. Po tym, jak pomogłem pozbierać sekretarce rozsypane papiery i Pan Tsuyo zaproponował nam prywatną audiencję, spodziewałem się poważniejszej rozmowy. Wyraźnie zainteresowany był sytuacją w Atsui, stąd i konkretne pytania skierowane pod jej adresem. Ach, moja Isane, jak to ona, nie pozwalała, by czytano w niej jak w otwartej książce. Oj, nie. Była stonowana, ale stanowcza, a jej odpowiedzi aż nazbyt enigmatyczne i wyrachowane - miałem tylko nadzieję, że Pan Tsuyo źle tego nie odbierze... Mimo wszystko, zdawało się, że chciał nam... jej pomóc. Ciekawe, jakim kosztem.
W drodze do jego gabinetu, począł rozmowę na temat konfliktu, którym żyło coraz więcej naszego świata. Czy wiedziałem o nim wiele? Niezbyt, ale kto inni opowiem mi o tym, co się dzieje, niż sam Jegomość? Nie zwlekałem z odpowiedzią, nie chcą wyjść na ignoranta, wcześniej dziękując za jego zrozumienie: - Bardzo dziękuję, proszę Pana. Nie chciałem tak wyrywać się naprzód ze swoimi przemyśleniami, bo zdaję sobie sprawę, że moje myśli i słowa nie mają tutaj największego znaczenia. Jeśli jednak mogę... - znowu... Hiro, znowu to robisz... - ... uważam, nawiązując do tego konfliktu, uważam, że i jedna i druga stroną odpowiadają za całą sytuację. Naturalnie, to, co zrobili Uchiha, jest niewybaczalne, ale z drugiej strony - czy zachowanie Inuzuka i Kaminari oraz reszty jest proporcjonalne do tego, co miało miejsce? Co z ludnością cywilną, handlarzami naszej prowincji? Nie można było tego załatwić za drzwiami? Ponownie, jeśli mogę, szanowany Panie, uważam, że mocniejszym i bardziej efektywnym orężem w rękach mądrego władcy są słowa, choć maestria i ich opanowanie zdaje się wielu przewyższać... i potem takie zbrojne roszady. Oczywiście, jeśli mogę tak mówić. - Chyba trochę przesadziłem, jak to ja... Wiecznie o jedno, dwa, trzy słowa za dużo. Ale: - Niemniej, byłby wdzięczny, gdy mógł mi Pan opowiedzieć o tym więcej. Pańska perspektywa ma tutaj ogromne znaczenia, a doświadczenie? Dla kogoś takiego, jak ja, będzie nieocenione. - Chciałem skorzystać z sytuacji, by poznać opinię na ten chodliwy towar, jakim był temat konfliktu, który wybuchł. Dla naszej osady i całego kraju, który funkcjonuje dzięki handlowi ze wszystkimi, zawsze, miał on ogromne znaczenie. Ciekawe, co myśli o tym Pan Tsuyo. Spacerowaliśmy dalej, aż w końcu dotarliśmy do jego komnaty. Spojrzałem na Isane i posłałem jej uśmiech. Najbliższa osoba mojemu sercu. Dla Niej i jej sprawy jestem w stanie zrobić wszystko. Oby tylko te wymagania nie były zbyt... wysokie i zagrała jej w jakikolwiek sposób. Gdy puściłem ją przodem, przez drzwi, nie mogłem powstrzymać się i przejechałem palcami po jej lędźwiach, gdy mnie mijała. Już brakowało mi jej bliskości. Wejścia pilnował zaiste osobliwy człowiek, który niezbyt pasował do powagi tego miejsca. Na pewno był jednak godny zaufania, stąd i jego obecność tutaj. Skinąłem, witając go: - Dzień dobry, proszę Pana. - po czym znaleźliśmy się z Isane w pokojach Pana Tsuyo.
Naturalnie, nie mogło być inaczej. W tym miejscu, przywitani w taki sposób, musieliśmy zostać wciągnięci w zagrywki tych najważniejszych ludzi. Ale czy mogłem być na to zły? Czy powinienem oczekiwać czegoś innego w takiej sytuacji? Zdecydowanie nie. Wysłuchałem tego, co powoli przekazywał nam radny. Wojna, zbrodnie, handel, ranni, azyl. Wszystko brzmiał tak, jak mogłem się tego spodziewać. Ale zaskoczył mnie fragment o chęci zapewnienia, w jakimś stopniu, klauzuli nietykalności dla rodu Uchiha. Otworzyłem dość szeroko oczy na wspomnienie o tym, odwracając wzrok na Isane. Ciekawe, bardzo ciekawe. Do czego ma to zmierzać? Czy nie rozzłości Kaminari i Inuzuka? Taka nietykalność... Przykuł moją uwagę samą myślą i już mnie miał. Taki już byłem: nieszablonowe rozwiązania zdecydowanie miały dla mnie moc sprawczą i przyciągały do siebie. Tak było też z Isane. Jej niepojęta dla mnie osoba sprawiła, że zakochałem się w Niej po uszy i nie zamierzałem odmówić Panu Tsuyo. Jego propozycja, w zamian za pomoc Isane w osiągnięciu obywatelstwa Ryuzaku no Taki, zdawała się być rozsądną ceną. Gdy skończył mówić, a propozycja "lukratywna" nadal odbijała się między mną a Isane, do której w końcu była skierowana, postanowiłem w końcu się odezwać i postawić sprawę jasno: - Panie Tsuyo, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, pragnę powiedzieć, że jestem niezmiernie wdzięczny za to, że zechciał nas Pan do siebie przyjąć. Wiele to dla nas znaczy. Dla mnie, dla Isane. W takich czasach, taka prośba dla wielu pewnie byłaby nie do przełknięcia, ale Pan chce nam pomóc. - przełknąłem ślinę, łapiąc oddech po tych wszystkich słowach wypowiedzianych jednym tchem, po czym... znowu... złapałem za dłoń Isane, gdy ta wpatrzona była w Pana Tsuyo. Dotyk jej dłoni osadzonej na kolanach dodał mi pewności siebie. Tak, damy radę! Kontynuowałem więc: - My zrobimy wszystko, by pomóc Panu i tej osobie. Jak rozumiem, wraz z Isane mamy zaprowadzić tę osobę do lidera Uchiha? Zapewnić jej bezpieczeństwo w czasie podróży? Myślę, że jesteśmy w stanie to zrobić, jeśli tylko dzięki temu będziemy mogli sprawić, że Isane do nas dołączy i stanie się oficjalnie częścią prowincji. Unia nigdy nie była dla Niej domem, Ryuzaku - jak najbardziej. Teraz jest na zawsze ze mn... - ugryzłem się w język, aż poczułem przeszywający ból, po czym kontynuowałem, nerwowo spoglądając na siedzącego przed nami lidera - ... z nami związana, a obywatelstwo zapewni Ryuzaku miejsce jej nieocenionym zdolnościom. Takich osób na pewno nam potrzeba, jeśli mogę tak powiedzieć. - Gdy skończyłem swoją przydługawą wypowiedź, odwróciłem się znowu do Isane, oczekując jej wsparcia i chęci do wspólnego działania dla jej sprawy. Ta lukratywna propozycja miała sens. Dla Ryuzaku, dla Pana Tsuyo, a przede wszystkim - dla Isane... dla nas. Starałem się odczytać jej myśli, ale dalej była sobą - nie zdradzał nic, dopóki nie otworzy ust. Spojrzałem na jej delikatne, pełne różowe usta. Powędrowałem wzrokiem w kierunku jej oczu. Turkusowe spojrzenie wlepione było w Pana Tsuyo. Co myśli? Co powie? Zdjąłem dłoń z jej dłoni tak, by zachowywać chociaż jakieś pozory dobrych obyczajów. Seinaru nie byłby dumny. Tyle mnie uczył, a ja przy pierwszej lepszej okazji przy takiej osobistości... szukałem wsparcia u Isane. Mam tylko nadzieję, że takiej bliskości źle nie odbierze sam lider. Sam na pewno wie, jakim uczuciem teraz żyjemy. Wszystko jest świeże, mocne, nie do opanowania. Liczę, że wie, jak nam na tym wszystkim zależy.
0 x
Obrazek
„Mūn must go on!"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości