[Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Awatar użytkownika
Yasuo
Posty: 1517
Rejestracja: 20 lip 2017, o 20:57
Wiek postaci: 28
Ranga: Kosho
Widoczny ekwipunek: Link do widocznych przedmiotów znajduje się na samej górze KP
GG/Discord: .iwaru
Multikonta: Tenshi

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Yasuo »

0 x
- Mowa
"Myśli"
Prowadzone Misje: -

Wzór Misji:
Wzór Nowej Lokacji:
[/list][/fieldset]
Plotki i Ciekawostki
  • Brak - brak
[/quote][/code]
Chiaki Manano

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Chiaki Manano »

Wyszedłem na zewnątrz. Byli już tam wszyscy. No chyba wszyscy, nie wiem, nie wnikałem za bardzo w całą tą grupkę ludzi, którzy postanowili… no właśnie, co postanowili robić? Nic nie wiadomo. Może już widzą, ja nic nie wiedziałem, nie miałem żadnych informacji na temat co chcą zrobić, po prostu wiem, że jest źle oraz mają gdzieś iść.
Po cichu kierowałem się w głąb ulicy. Tak by mnie nikt nie zauważył, by o mnie zapomnieli i bym miał święty spokój i mógł się jakoś od tego wszystkiego wywinąć. Gówno. Usłyszałem moje imię. Od razu kiedy dotarło ono do moich uszu pochyliłem się lekko do przodu, zgarbiłem tak dokładnie, jakby moje imię stało się ciężarem zrzucone na moje barki.
-T-tak?- obróciłem niezadowolony głowę w tamtym kierunku, gdzie był samuraj oraz reszta ekipy ratowania świata. Usłyszałem, że będę się z kimś trzymał. Cholera jasna, jak o kimś się wspomina to niech wskażą na niego dłonią albo ta osoba kiwnie główką, nikogo tutaj nie znam. I czemu się tym przejmuje?! Przecież nie zadeklarowałem się, że pomogę im, jedną rzecz zrobiłem, powiadomiłem ich ale o reszcie nie było mowy, oj nie.
Usłyszałem również, że chcą iść w stronę szpitala, no wszystkich chcą zabrać do szpitala, każdą z tych nowych magicznych drużyn ma tam ruszyć. No i w tym ja… złapali mnie, no nie dosłownie, ale stwierdzili że mam iść, a kim bym był jakbym to zostawił. Tchórzem jeszcze nie, ale gnojem, czymś takim w ich oczach.
Poszedłem razem z nimi. Nie wiem dlaczego! Może dlatego, że pragnęli mojej pomocy, nawet jak o nią nie poprosili, ale także nie mam nic do roboty. Miasto zostało zamknięte, a jak się uda im to rozwiązać to tym lepiej dla mnie. Chce wrócić do siebie, od razu.
-Jestem na to za stary.- rozglądałem się po bokach i widziałem tych wszystkich ludzi. Przepychanki i tym podobne. Nie wydawało się to normalne. No u Siebie takich rzeczy nie miałem, ale może tutaj inna kultura? Tłumy ludzi, różnych ludzi. Albo po prostu ta zaraza zmieniła ludzi. Ciężko stwierdzić, trzeba by było temu porządnie się przyjrzeć.
Byliśmy już niedaleko szpitala. Tłum ludzi pod nim, napierali na drzwi, a straż miała problemy z tym wszystkim. Typowe, jakby ktoś mógł się domyśleć, ale nie ja. Chiaki czyli ja, patrzyłem na to z otwartymi oczami i dziobem. Nigdy czegoś takiego nie widziałem. No dobra, małe zatarczki, czy kolejki do jednych z najlepszych piekarni, mięsnych czy innych prestiżowych sklepów w Sogen się zdarzały, ale nie takie! To już jest przesada. Potrzeba tutaj więcej strażników do ogarnięcia tego tłumu, dużo więcej strażników. No ale nic, teraz było pytanie, jak tam wejść. Spojrzałem na tłum, potem na budynek, a następnie słuchałem reszty. Na koniec dopiero postanowiłem otworzyć usta zmęczony tym wszystkim.
-Jestem na to za stary… Czy my wszyscy musi tam wejść? Tam rozwiążemy cały ten problem? Chyba nie. Niech najsprawniejszy z nas poskacze sobie po głowach tego tłumu, potem wejdzie na ścianę szpitala i następnie przez otwarte okno, przez które wyglądają lekarze. Albo po prostu wejść na budynek z innej strony, na dach czy coś i tam się wejdzie do środka.- westchnąłem ciężko, zacząłem powoli od nich odchodzić, a dokładniej zmierzałem pod najbliższe poddasze. Mokry Chiaki to śmierdzący Chiaki.
-Ci strażnicy ledwo dają sobie radę z tłumem, więc wskoczenie szybko przez jedną osobę do środka potem wyjście to nie problem. Po cholerę bawić się w jakieś podkopy czy inne. Po prostu wejść zrobić swoje i wyjść. Chyba jesteśmy tacy sprawni, więc nie potrzebujemy wymyślnych planów, wykorzystajmy to.- schowałem się pod jakiś daszek, wytarłem okulary o koszulkę i rozglądałem się z wyrazem twarzy, jakbym był zmęczony życiem i chciałbym już umrzeć.
0 x
Awatar użytkownika
Oshi
Martwa postać
Posty: 664
Rejestracja: 27 sie 2017, o 23:46
Wiek postaci: 20
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: -Niebieskie włosy.
-Całe ciało pokryte tatuażem w motywach lasu.
-Zlote oczy.
-Wakizashi na plecach, przy pasie.
-Czerwony płaszcz, przewiązany w pasie rękawami.
-Typowe sandały do połowy łydek.
-Bandaże na dłoniach, sięgające do samych łokci.
Widoczny ekwipunek: -Plecak(Eventy/misje/wyprawy).
-Torba biodrowa.
Multikonta: O.O

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Oshi »

Chłopak trafił wreszcie tam, gdzie od początku prowadził go plan. Być może wejście nie było najlepsze, jednak coś w głowie mówiło mu że sytuacja nie skończy się bardzo dramatycznie. Samuraj który w pierwszym szeregu zainteresował się jego osobą, niestety nie był tak zajęty myślami... Chłopak odetchnął, gdy tamten uznał że Oshi trafił tu dla pomocy. Przecież nic nie stało na przeszkodzie żeby trzymać się tej wersji, szczególnie że przecież był dobrym dzieckiem lasu... Burū wreszcie wystawił swój łeb na światło dzienne, uznając że skoro Hebi nie ucieka to wszystko jest git.
W późniejszym czasie, trudnym do opisania, odliczanym w kroplach spadających z szerokich dachów. Młodzieniec wystawił dłoń w stronę obcego mu mężczyzny, przemawiając spokojnie jak za każdym razem...

- Hebi Oshi... Pochodzę z północnych lasów.

Tutaj jednak zakończyło się jego szkolenie, bo zaraz po chwili na pustym placu zebrała się większa grupa ludzi. Oshi podziwiał tę niezwykłą barwę harmonii i kontrastu... Różne osobowości, które zebrane w jednym miejscu miały tworzyć "drużynę"?
Przydzielony do człowieka który przypominał wyglądem bogatego pana, Oshi nawet nie miał okazji na odkryciu jednej rzeczy... Co tu się u diabła dzieje?
Wyskoczył z ziemi, a zaraz po chwili szedł przez plac, u boku człowieka bez życiorysu. Kto go wynajął i na jakich zasadach... Gdzie szli Ci wszycy ludzie, zombie o ostrym wyrazie swych oblicz. Chłopak patrzył na nich, jak na zwykłe bydło. Pchani pragnieniem przetrwania, mogli liczyć tylko na pomoc innych. Co jeśli Ci inni są prawdziwym problemem, czy nie posiadając żadnych szans obrony swego życia... Można być faktycznie wolnym?
Wreszcie trafili przed budynek szpitala. Chłopak domyślał się od początku o jakie miejsce chodzi... Zaraza nie mogła być bajką dla dzieci.
Hebi musiał zdobyć jak najwięcej informacji, jednak tylko lekarze w środku mieli dostęp do pełnej bazy danych. Jak wejść do budynku pilnowanego przez strażników. Otoczonego barykadami i wściekłym tłumem na dokładkę. Chłopak słuchał pomysłów swych tymczasowych kompanów, ignorując jednocześnie wcześniejsze pytania zadawane w trakcie drogi... Prostak.
Jego i Burū zdaniem najlepiej było wejść od frontu... Kto zatrzyma tak pokaźną grupę shinobi, z dodatkiem samurajskiej stali. Oshi bez większych problemów zlokalizował wzystkiego główne źródła zagrożenia, oceniając że rozbrojenie ich zajmie im raptem kilka sekund... Czego tu jednak szukali?. Jego jedynym zadaniem było zdobycie dla wioski istotnych informacji o Kami no Hikagi, lider przepadł... Wraz z nim pewien duch który prowadził ludzi za jego głosem. Co się teraz stanie z rodem, z jakim losem przyjdzie mu się jeszcze zmierzyć... Trzeba było działać szybko, coraz większe rozpady mogą spowodować trudności w realizacji jego planu...
0 x
Towarzysz podróży •<~

Obrazek
•Imię: Burū
•Wiek: 5 lat
•Płeć: Męska
•Wielkość: 80 cm
...*Wąż ukrywający się przeważnie gdzieś na ciele Oshiego, owinięty wokół szyji przyjemnie syczy mu do ucha gdy krew niemal wisi w powietrzu. Złote spojrzenie pionowych źrenic, niebieskie łuski mieniące się w słońcu zielonym odcieniem. Chłopak nadał mu miano Burū... Było to pierwsze co przyszło do jego głowy, gdy ujrzał jak mały gad wydostaje się z rozciętych wnętrzności większej besti.*...
Hyūga Hiroshi

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Hyūga Hiroshi »

Hiroshi wraz z Keionem w miarę szybko poradzili sobie z jedzeniem i wyszli na zewnątrz, by móc się skierować do szpitala. Tam jednak zdążyła zebrać się już grupka ludzi, którą to przewodził samuraj w zbroi. Gdy tylko zauważył, że dwójka wyszła z karczmy zwrócił się też do nich. Nakazał im się dołączyć do pozostałych, gdyż zmierzali w jedną stronę i pochwalił to, że pracowali przez całą noc, co sprawiło, że Hiroshiemu zrobiło się jakoś lżej, że przynajmniej został doceniony również przez kogoś spoza pacjentów.
Chłopak kiwnął głową zgadzając się na słowa jak się później okazało Yukariego.
- Witam wszystkich, jestem Hiroshi, a to Keion. - przedstawił siebie i swojego towarzysza, gdyż zauważył, że ten nie był specjalnie zainteresowany pozostałymi i również posłał im lekkie skinięcie głowy na znak powitania, by nie musieć tego robić każdemu z osobna. Liczył też na to, że dowie się wkrótce jak i oni się nazywają.
Następnie cała grupa ruszyła w stronę szpitala. Marsz był dość długi, gdyż szpital musiał znajdować się w innej części wioski. Co dziwne, podczas wędrówki napotykali mieszkańców, którzy wyglądali na dość poddenerwowanych. Sam ich styl poruszania się był dość agresywny, w dodatku gdy dochodziło do zderzenia się dwóch takich, to niemal mieli ochotę się zacząć bić. Warto więc było ustępować drogi takim ludziom, żeby nie wpakować się przez przypadek w jakieś kłopoty. Byli jednak dość zwartą grupą, więc całkiem spokojnie mogli przedostać się pod szpital, gdzie już z daleka można było zaobserwować liczne tłumy, które naprężały na drzwi szpitala. Mieszkańcy byli bardzo agresywni, niestety nawet strażnicy sobie z nimi nie radzili i praktycznie jedynie zamknięte drzwi zapewniały jakiś opór przed wściekłym tłumem.
Wtedy też Yukari zatrzymał się i rozglądając się dookoła zapytał wszystkich o pomysły. Pewnym było, że tak po prostu nie wejdziemy do środka, a lekarze wyglądający przez okna nie wydawali się być zachwyceni całą tą sytuacją. Wtedy też zaczepił mnie Keion, który rzucił dość absurdalnym jak na tą porę pomysłem. Hiroshi spojrzał na niego sprawdzając, czy na pewno mówi on poważnie.
- Mówisz serio? - zapytał dość zdziwiony po czym ściszył głos.
- Każdy z nas to zapewne Shinobi, rozdzielając się teraz moglibyśmy zwrócić na siebie uwagę strażników, bądź przez przypadek trafić na jakiegoś bardziej agresywnego przechodnia. Poza tym naszym celem było dostanie się do szpitala, a port jak wiesz jest obecnie zamknięty, a jeśli zostalibyśmy złapani na próbie dostania się tam, to zapewne czekały by na nas jeszcze gorsze konsekwencje. Oczywiście, warto będzie go zbadać, bo przypuszczam, że teraz tam znajduje się źródło problemu, jednak najpierw powinniśmy ustabilizować sytuację tutaj i porozmawiać z Panem Izo, by móc później obmyślić plan co zrobić dalej. - odpowiedział mu zachowując powagę, jednak tak by nikt ich nie usłyszał stanowczo nie zgadzając się na jego propozycję.
W tym czasie jeden z tu obecnych - blondyn, zaproponował wykonanie podkopu pod budynek szpitala, co jednak spotkało się z dezaprobatą pozostałych. Hiroshi również uważał, że to nie był by najlepszy pomysł. Kolejni zaś proponowali, aby znaleźć wejście z innej strony, albo dostać się tam przez dach. Zapewne było by to to dość słuszne, pytanie jednak jak długo wytrzymają drzwi, które blokują dostęp rozwścieczonego tłumu do budynku?
- Dostać się tam to jedno, ale co jak wedrą się tam oni? - powiedział do grupy mając na myśli wszystkich tych ludzi.
- Poza tym Ci ludzie również potrzebują pomocy, a żeby ich tam wpuścić trzeba otworzyć drzwi, a w obecnej sytuacji mogło by to zagrozić wszystkim w środku. Najpierw musimy zrobić coś z tym tłumem. - powiedział stanowczo Hiroshi przedstawiając swoje spostrzeżenia.
- Cofnijcie się i nie podchodźcie, spróbuję coś zaradzić. - powiedział i ruszył w stronę tłumu, zaczepiając po drodze jednego ze strażników, który był w miarę możliwy do rozmowy.
- Niech Pan poinformuje swoich kolegów, aby odsunęli się od tłumu, spróbuję rzucić na tych agresorów jutsu uspokajające, jednak mogę przez przypadek trafić też personel, nie jest ono jednak groźne, więc proszę się nie martwić, staram się pomóc, w razie czego nie będzie problemów z ich wybudzeniem, wystarczy użyć Kai. - powiedział strażnikowi, jednak tak by żaden z postronnych nie mógł usłyszeć, w końcu nie miał pewności czy wśród tłumu nie ma shinobi.
Po tym udał się w takie miejsce, aby zasięg jego jutsu objął cały tłum, jednak nie wpływał szczególnie na jego towarzyszy bądź personel i złożył jedną pieczęć (jeśli były by jakieś kłopoty to używa tego wcześniej, nim wszyscy opuszczą zasięg). Miał nadzieję, że dzięki temu uda im się jakoś uspokoić całą tą agresję. Uważał przy tym, żeby nie napatoczyć się przez przypadek na jakiegoś chorego mieszkańca. Po wszystkim sprawdza, czy czasem ktoś niepowołany znalazł się pod wpływem tego jutsu i w razie czego wybudza ich i wraca do reszty czekając na następne decyzje.
Nazwa
Nehan Shōja no Jutsu
Pieczęci
Tygrys | Brak
Zasięg
Promień od używającego - 100 metrów | Bezpośredni
Koszt
E: 36% | D: 28% | C: 20% | B: 16% | A: 12% | S: 8% | S+: 4%
Dodatkowe
Brak dodatkowych wymagań
Opis Technika powodująca uśpienie większej ilości osób. Dzięki jej użyciu można spowodować uśpienie nawet stadionu wypełnionego po brzegi ludźmi. Warunkiem jest spojrzenie na cząstkę iluzji - w tym wypadku opadających białych piór - które powodują uśpienie przeciwnika. Aby wyjść z genjutsu wystarczy użyć techniki Kai co sprawia, że wpadnięcie w genjutsu jest równie proste co z niej wyjście. Jednak istnieje również druga odmiana tej techniki. Bezpośredni kontakt. Dotknięcie ofiary, a także utrzymanie z nią kontaktu przez około 4-5 (dwie tury) sekund powoduje natychmiastowe zaśnięcie, oczywiście w tym czasie robimy się coraz bardziej senni. A więc by uchronić się przez bezpośrednim atakiem tego Jutsu trzeba zorientować się przez okres dwóch tur, że coś jest nie tak.
Nazwa
Kai
Pieczęci
Baran
Zasięg
Dowolny
Koszt
Brak
Dodatkowe
Na czas użycia dodaje 65 konsekwencji
Opis Kai to jedna z podstawowych technik shinobi, często niedoceniania - i niesłusznie. Jutsu to polega na chwilowym odcięciu dopływu chakry do mózgu, dzięki czemu jakiekolwiek impulsy - również te narzucone zewnętrznie - przestają działać. Efektem tego jest uwolnienie użytkownika z dużej ilości prostszych technik genjutsu. Niestety, te silniejsze dalej będą na nas oddziaływać i trzeba je dezaktywować innym sposobem.
KONTROLA CHAKRY: C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 102%
SIŁA 1
WYTRZYMAŁOŚĆ 21
SZYBKOŚĆ 41
PERCEPCJA 19
PSYCHIKA 65
KONSEKWENCJA 3
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3431
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Yamanaka Inoshi »

[uhide=Rika Kari Matsubari, Hyūga Hiroshi ]Odlicz chakrę za jutsu[/uhide]
  Ukryty tekst
0 x
Sumairu Abe

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Sumairu Abe »

-Zdolniacha... - pomyślał Suma, gdy Rika wykorzystała swoje wcześniej ukrywane zdolności i zapewniła nam wszystkim swobodne przedostanie się do środka placówki.
Duma przeszła jednak szybko na drugi plan, gdy stan zarażonych mógł zostać zaobserwowany z bliska. Ciarki na ciele chłopaka targały również emocjami, których nie sposób jest teraz nazywać.
Może i zarażeni nie byli jakoś wielce trędowaci, ani oszpeceni... dało się jednak odczuć kolejną dozę realnego zagrożenia i tego, że coś się święci. Coś czego nie można zwyczajnie zlekceważyć lub przeczekać.
Sumairu zdawał się być nieobecny i wiele rzeczy zaprzątało mu głowę, a co za tym idzie - nie wziął zbyt wielkiego udziału w planowaniu obejścia grupy zarażonych razem ze swoimi kompanami, którzy byli zdecydowanie bardziej zaangażowani w sprawę.
Samuraj wolał chyba jednak ułożyć sobie wszystko w głowie zanim zacznie rzucać słowa na prawo i lewo, nawet jeżeli miałyby być trafne. Równie dobrze mógł być po prostu rozkojarzony. Cała ta sprawa z utworzeniem grupy i ruszeniem w podróż przeciwko jakiejś chorobie wydawało mu się całkiem 'nie z tej ziemi'. Gdy wędrowali, Sumairu parę razy przetarł oczy z myślą, że zaraz wybudzi się z jakiegoś snu. Wszystko wydarzyło się przez jakiś 'przypadek', czy zrządzenie losu...
Z tego całego zamyślenia... Sumairu został wyrwany szponami nieziemsko zabawnego podrywu Yasuo, który ewidentnie zalecał się do Kazumi. Jej odpowiedzi na jego felerny romantyzm sprawiły, że na twarzy Sumy pojawił się niekontrolowany uśmiech, a dołeczki w jego policzkach pogłębiały się i rozszerzały.
-Dajcie sobie jeszcze trochę czasu!- odezwał się ni z tego ni z owego do Kazumi i Yasuo. Jego głos mógł być niemałym zaskoczeniem dla towarzyszących mu kompanów, gdyż nie mieli zbyt wielu okazji by go słuchać przez ostatnich kilka chwil.
-Cierpliwość jest kluczem do sukcesu, Yasuo. - zażartował i posłał uśmiech do dwójki idącej obok siebie.
Sumairu miał dług wdzięczności u Yasuo, gdyż jego nieudana próba poderwania dziewczyny rzuciła wielki cień na emocje towarzyszące mu jeszcze przed chwilą, gdy zauważył plamy na ciałach zarażonych.
Personel, który otworzył przed nami drzwi również nie wyglądał najlepiej... ale przynajmniej - nie byli zarażeni.
Chyba...
-Nawet nie wiem jak dochodzi do zarażenia się tym ... czymś... Przez bliski kontakt? Jedzenie? Jakąś nadludzką energię?...- ponownie zaczął sobie zaprzątać głowę realnymi zagrożeniami i przechodząc obok zarażonych, starał się utrzymać jakiś dystans. Nigdy nie wiadomo.
0 x
Awatar użytkownika
Yami
Posty: 2959
Rejestracja: 25 paź 2017, o 20:14
Wiek postaci: 25

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Yami »

0 x
Awatar użytkownika
Rika Kari Matsubari
Posty: 1090
Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
Wiek postaci: 19
Ranga: Sentoki

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Rika Kari Matsubari »

Wszystko układało się zgodnie z planem małej diablicy. Podwójnym planem. Pierwsza jego część polegała na nadaniu swojemu pomysłowi większej rangi i przepuszczeniem go przez Kazumi. Łatwiej przekonać jedną osobę, niż cały tłum i Yukariego. Co więcej, namówienie kobiety miało prowadzić to przepuszczenia tego rozwiązania dalej, a z jej głosem i jej pozycją było to o niebo łatwiejsze. Gdy udała się pierwsza część zadania, udała się i druga. Przyodziana na niebiesko kobieta uznała, że może warto spróbować i przekazała to dalej do Yukariego. Ten chyba nie do końca wierzył w powodzenie tej akcji, ale postanowił dać Rice szanse. Jego zaskoczenie i brak pełnej wiary tylko utwierdził ją w przekonaniu, że pomysł z Kazumi w roli pośrednika był strzałem w dziesiątkę.
Miłe było to uczucie, gdy grupa wojowników, pewnie w większości bardziej doświadczonych od niej zrobiła jej miejsce i pozwoliła pokazać, co potrafi. Mniej lub bardziej, ale zaufali jej zdolnościom i Rika chciała zrobić wszystko, by wyszło jak najlepiej. Właściwie spodziewała się, że zaraz wyjdzie przed szereg w roli rozwiązującej problem pod szpitalem. Pomysły które usłyszała miały za wiele wad i szybko wzbudziły jej wątpliwości. Jej, czyli osoby której dobro szpitala leżało bardzo na serduszku. Rikowe rozwiązanie miało pewien atut, którego nie miało chyba żadne inne – rozwiązywało problem z ludźmi dobijającymi się do wewnątrz, którzy być może wdarliby się do środka nawet podczas obecności tam grupki Yukariego. Przy piórkowym planie było to wykluczone. Jeśli chcieli pomóc w walce z zarazą, musieli pomóc szpitalowi, a nie tylko myśleć o sobie i spotkaniu z człowiekiem, który czekał na nich w środku.
Wyszła więc przed szereg i nie oglądając się za siebie zaczęła składać pieczątki swoimi niewielkimi dłońmi. To oczywiste, że była nieco bardziej zdenerwowana, niż na treningu. Miała coś do udowodnienia. Sama nie wiedziała, czy bardziej chodziło o jej urodę i filigranową słodkość, czy o scenę z hełmem, ale teraz dostała doskonałą okazję, aby zrewidować ichnie poglądy na swój temat. Starała się nieco bardziej niż zwykle, ale po odpowiedniej serii wygibasów rączkami na niebie pojawiły się pierwsze piórka. Opadały leniwie charakterystyczną dla piór trajektorią lotu. Opadały, a wraz z nim padać zaczęli kolejni ludzie, uprzednio uspokojeni przez początkowe działanie techniki. Jeden z nich, konkretnie zamulony chłopak jednak ustał. Rika odnalazła w nim człowieka siedzącego przy stole z blondasem, którego miała za plecami. Wkurzyła się. Nie jednak dlatego, że wciąż stał, ale że w ogóle znalazł się na linii ognia. Wszyscy mieli się odsunąć, a on co? Gdybym chciała zmarnować nieco więcej chakry na wzmocnienie jutsu, pewnie leżałby teraz między udami tego pana, który chyba tyje jakoś dziwnie pod brzuchem… - pomyślała i odwróciła się za siebie. Yukari był jednak zadowolony, a reakcje pozostałych raczej też nie wskazywały na niepowodzenie. Yami dołączył do grupy i zagadnął Satoriego, czym utwierdził ją w przekonaniu, że wszystko jest w porządku. Jeszcze raz uśmiechnęło się do niego szczęście.
Zresztą i dziewczynka była szczęśliwa. Ubrana w swoją białą jak śnieg przewiewną sukienkę wyglądała tak niewinnie… szkoda że na tle kilkudziesięciu leżących ludzi. Gdyby była starsza i pasowałyby do niej pieszczotliwe zwroty „żabciu”, pewnie chodziłoby o złotą żabę śmierci, uroczą żabkę i jednocześnie najbardziej jadowite stworzenie na całej planecie. Uśmiechała się od ucha do ucha i dała ręką znak, by wszyscy poszli dalej. Naprzóóóóóód! – krzyknęłaby pewnie z radością, albo powiedziała coś innego, co zazwyczaj mówią radosne dzieci, które rządzą całą gromadką i właśnie wybiegają na boisko szkolne. Atmosfera jednak temu nie sprzyjała, toteż ograniczyła się do zapraszającego gestu ręką. Gdy Yukari wchodził do środka, mała była tuż za nim. W szpitalu miała poczuć się jeszcze pewniej, to były jej tereny i… miało być nieco lepiej. Nie było może jakoś tragicznie, ale jednak widok walczących o życie ludzi nie był łatwy. Szczęśliwie nie rozpoznała żadnej z twarzy. Normalnie nie zrobiłaby tego, aby nie wiem… nie sprawiać ludziom przykrości i nie izolować ich jeszcze bardziej, ale w tej chwili pamiętała o rodzicach. Pod żadnym pozorem nie mogła się zarazić. Dlatego często szła bokiem do zarażonych i nawet zasłaniała dłonią usta, gdy nie mogła minąć ich inaczej. Wodziła wzrokiem w poszukiwaniu Sayaki Horiuchi, dwudziestopięcioletniej, blondwłosej pielęgniarki, która niezłomnie stała przy recepcji i zarażała uśmiechem szpitalnych gości. Przyjaciółka Riki ma sparzone ogniem plecy tuż po spowodowanym wybuchem pożarze w szpitalu. Ta tragedia zbliżyła je do siebie jeszcze bardziej. Gdyby tylko ją dostrzegła, z cała pewnością zamieniłaby chociaż kilka zdań, poszła się przywitać i pokazać, że znowu tu jest. Silniejsza, jak zawsze. Miała też nadzieję, że wie o ostatnich popisach Riki od swojego brata, jednego ze stróżów Ryuzaku. Nie chciała jednak stracić tego, po co tutaj przyszli, a więc rozmowy z Izo. Dlatego też nie oddalała się zbyt daleko od Yukariego.
0 x
Awatar użytkownika
Keion
Posty: 466
Rejestracja: 3 kwie 2018, o 10:38
Wiek postaci: 28
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: Szare włosy, szczupły w miarę wysoki, ma wcięcia koloru czerwonego na twarzy
Widoczny ekwipunek: Kabura z prawej strony na udzie i torba na lewym pośladku.
GG/Discord: Keion#4512

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Keion »

Entuzjazm z jakim Hiroshi przedstawił siebie i mnie przed cała grupą trochę mnie zadziwił, a zarazem wprawił w niemałe zakłopotanie. Ja taki odludek zostałem w pewien sposób na chwilę wyróżniony ponad grupę, całe szczęście obchodziło to wszystkich jak zeszłoroczny śnieg. Wszyscy się prześcigali w wymyślaniu planu wejścia do szpitala, tylko ja jeden się nie odzywałem bo nie byłem w stanie wymyślić nic sensownego co odbiegałoby od pomysłów reszty. Za to uważnie wysłuchałem pomysłów każdego kto się wypowiadał. -Dotonowcy, mogą robić podkop?-Zdziwiłem się słysząc plan blondwłosego chłopaka w końcu byłem shinobii od bardzo niedawna i nie miałem zielonego pojęcia co to znaczy. -Czyżby mianem dotonowca określano osobę która potrafi używać techniki żywiołu ziemi? To by oznaczało że ja jestem..., oraz że to co pokazał Hiroshi było niczym w porównaniu do tego co może jeszcze zrobić.-Zastanowiło mnie jak wiele jeszcze powinienem się nauczyć, domyślając się przy tym że całe to zgromadzenie wie o wiele więcej o skutecznych metodach zabijania, jak i unikania śmierci niż ja. Czułem się trochę zawiedziony faktem że mój kompan nie chciał tak jak zaryzykować żeby choć na moment móc spojrzeć na to co się działo za murem. Niestety musiałem tam zaryzykować bo wyprawianie się tam samemu było by dla mnie zbyt ryzykowne i nie sądziłem żeby w ogóle udało mi się tam dostać, więc na jego słowa nic nie odpowiedziałem jedynie skrzywiłem twarz z grymasem. Wkrótce kolejna osoba zaczęła mówić coś o wkradaniu się i szukaniu innego wejścia, ale uznałem że mało prawdopodobne jest żeby znalazło się wejście przed którym nie stał tłum rozgniewanych ludzi. Finalnie działać zaczął Hiroshi i jakaś dziewczynka, a ja byłem strasznie ciekaw co zrobią. -Ten chłopak lubi się nieco wyróżniać z tłumu.-Pomyślałem widząc jak przeciska się ku strażnikom i cofnąłem się tak jak wszyscy inni, a chwile później ludzie zaczęli padać na ziemię niczym muchy. -Co jest? Co oni właśnie zrobili?-Zdziwiłem się nie mając zielonego pojęcia co się właśnie stało, a gdy wszyscy ruszyli ku wejściu ja ruszyłem za nimi oglądając się na leżących ludzi i zorientowałem się że wszyscy po prostu pozasypiali. Zauważyłem też że oni wszyscy byli wizualnie gorszym stanie niż ci, którym pomagałem w barze, ale nie wiedziałem czy to samo się tyczyło innych objawów tej całej zarazy.
Zatrzymałem się dopiero będąc w szpitalu i poczułem ulgę że nie jestem już na zewnątrz, gdyż ogrom agresywnych ludzi po prostu mnie przerażał. Byłem pewien że każdemu z osobna dałbym radę bez problemu, ale nie mogłem tego samego powiedzieć, gdyby w tym samym czasie chciało mnie zaatakować pięć osób lub więcej. Wymusiłem uśmiech na twarzy i spojrzałem się na Hiroshiego, jakbym chciał pochwalić go za dobrze wykonaną robotę. Teraz nadchodził czas żeby to ja mógł się wykazać i dać z siebie wszystko pomagając chory, ale najpierw musieliśmy znaleźć Izo Sakaia, a słyszałem że o to starał się już Pan Yukari. Dlatego podążyłem za nim i gdy tylko zaczął rozmawiać z dwoma pracownikami szpitala postanowiłem się dołączyć do konwersacji. -Jestem medykiem, a w barze wraz z Hiroshim udzielaliśmy pomocy rannym, najprawdopodobniej zarażonym. Co nieco udało nam się zaobserwować, choć dla was to pewnie nie będzie żadna nowość, ale ja wciąż jestem w stanie leczyć i mogę wam się do czegoś przydać.-Odezwałem się zaraz jak tylko Pan Yukari skończył mówić, choć moje spojrzenie mogło raczej na myśl przynosi zmęczenie bo w końcu nie spałem całą noc. Sądziłem że ten cały Izo może mieć tyle na głowie że nawet nie będzie w stanie się nam pokazać. Świadczył o tym też fakt że personel był w pewien sposób przygotowany na nasze przyjście, a to oznaczało że może zaraz się dowiemy co mamy robić. Osobiście sądziłem że bardziej się przydam pomagając chorym niżeli idąc z całą tą grupą, która raczej nie miała komukolwiek pomagać, co najwyżej ułatwić rannym dostanie się w bezpieczne miejsce.
0 x
Awatar użytkownika
Yasuo
Posty: 1517
Rejestracja: 20 lip 2017, o 20:57
Wiek postaci: 28
Ranga: Kosho
Widoczny ekwipunek: Link do widocznych przedmiotów znajduje się na samej górze KP
GG/Discord: .iwaru
Multikonta: Tenshi

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Yasuo »

0 x
- Mowa
"Myśli"
Prowadzone Misje: -

Wzór Misji:
Wzór Nowej Lokacji:
[/list][/fieldset]
Plotki i Ciekawostki
  • Brak - brak
[/quote][/code]
Awatar użytkownika
Oshi
Martwa postać
Posty: 664
Rejestracja: 27 sie 2017, o 23:46
Wiek postaci: 20
Ranga: Sentoki
Krótki wygląd: -Niebieskie włosy.
-Całe ciało pokryte tatuażem w motywach lasu.
-Zlote oczy.
-Wakizashi na plecach, przy pasie.
-Czerwony płaszcz, przewiązany w pasie rękawami.
-Typowe sandały do połowy łydek.
-Bandaże na dłoniach, sięgające do samych łokci.
Widoczny ekwipunek: -Plecak(Eventy/misje/wyprawy).
-Torba biodrowa.
Multikonta: O.O

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Oshi »

Oshi znalazł się w punkcie, który odbierał mu możliwość zmiany decyzji. Skupisko dziwnych osobowości, otoczyło go niczym całun nocy. Chłopak idąc w ślad za swymi niedoszłymi towarzyszami, przez większą część czasu zastanawiał się dlaczego tak łatwo przyszło im go zmanipulować. Blondyn, samuraje, przypadkowi shinobi bez wyrazu... Nawet dziewczynka, która wydawała się całkowicie irracjonalna. Jak niby podobna banda, miała zmienić cokolwiek w mieście przejętym przez zaraze... Senju co jakiś czas unosił głowę w górę, sprawdzając niewysokie dachy w ramach własnego bezpieczeństwa. Karcił się w duchu za to że postanowił znaleźć się tutaj osobiście, przecież mokutonowy klon w zupełności mógł załatwić sprawę.
Gdy Burū wreszcie wyłonił się zza kołnierza, młodzieniec uśmiechnął się do niego... Ciesząc się że nie jest tu całkiem sam.

- Słuchaj tych genialnych pomysłów... Wydaje mi się że już dawno zostawiliśmy za sobą bramy zdrowego rozsądku.

Oczywiście przemówił tak, żeby wszyscy mogli usłyszeć. Śmiesznie musiały brzmieć podobne słowa, w ustach człowieka który igrał ze śmiercią jak by to była dobra znajoma. Skoro już skazał się na spędzenie tego deszczowego poranka w podobnej kompanii, to nie przychodziło mu już nic innego jak tylko obserwować przebieg zdarzeń. Zaciągając szczelniej kaptur na głowie, chłopak stanął nieco z boku, przyglądając się temu jak bardzo pozory mogą mylić...
Jeden z nich podbiegł do strażników, a chwilę później niewyrostek o drobnej budowie ciała, ruszył przed szereg by pokazać swe umiejętności... Oshi zaklaskał w dłonie gdy kolejne rzędy ludzi padały na ziemię, przytoczone czymś co widocznie zmusiło ich do spokojnego snu... Oshi pełen podziwu zajął się już tylko przyglądaniem się małej, całkowicie ignorując wszystkie pytania które mogły paść w jego kierunku... Jak bardzo ten świat potrafił zaskakiwać.

- Mój przyjacielu... Jeśli i tym razem obronimy skórę, chętnie poznam sekret jej technik...

Tym razem słowa skierowane były tylko do małego gada. Reszta mogła podziwiać szeroki uśmiech, na blade twarzy ozdobionej błyszczącym blaskiem złotych oczu.
0 x
Towarzysz podróży •<~

Obrazek
•Imię: Burū
•Wiek: 5 lat
•Płeć: Męska
•Wielkość: 80 cm
...*Wąż ukrywający się przeważnie gdzieś na ciele Oshiego, owinięty wokół szyji przyjemnie syczy mu do ucha gdy krew niemal wisi w powietrzu. Złote spojrzenie pionowych źrenic, niebieskie łuski mieniące się w słońcu zielonym odcieniem. Chłopak nadał mu miano Burū... Było to pierwsze co przyszło do jego głowy, gdy ujrzał jak mały gad wydostaje się z rozciętych wnętrzności większej besti.*...
Hyūga Hiroshi

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Hyūga Hiroshi »

Wraz z Hiroshim najmniejsza z tu obecnych ruszyła ku tłumowi, wcześniej coś przekazując samurajowi na ucho. Nie wiedział do końca co zamierza, ale skoro reszta jej na to pozwoliła, to i on zmienił kierunek ruszając w stronę ludzi szarżujących na drugie wejście, o którym usłyszał od Brązowowłosego chłopaka w zbroi. Gdy był na miejscu i po poinformowaniu strażników złożył szybko jedną pieczęć i minęła tylko chwila, a wszyscy dookoła zaczęli usypiać. Po wykonanym zadaniu odetchnął głęboko i wrócił do reszty.
Po drodze zdążył zauważyć, że ta mała dziewczynka najprawdopodobniej wykorzystała tą samą technikę, gdyż wszyscy dookoła niej również spali. Był pod wrażeniem, że już w tym wieku potrafiła władać tak silną techniką, ale zarazem poczuł się nieco słaby, skoro on w swoim wieku potrafi tyle co ta Ciemnowłosa nastolatka.
Rozglądając się dookoła przyjrzał się również śpiącym osobom, którzy mieli widocznie większe objawy choroby niż ci z karczmy. Razem z grupą przesuwał się w stronę wejścia, choć powoli zaczął się zastanawiać, czy w ogóle ktoś go tu zauważa - do tej pory nikt oprócz najstarszego samuraja nikt mu nic nie odpowiedział. Zauważył też uśmiech Keiona, na który odpowiedział również dość wymuszonym uśmiechem - udało mu się, ale co z tego, skoro Rika już w swoim wieku potrafi to samo?
Po dotarciu do dwójki ludzi z obsługi przysłuchiwał się tylko co mówi Yukari i Keion. Zamierzał zdać raport dopiero przy panu Izo.
0 x
Chiaki Manano

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Chiaki Manano »

Stanąłem sobie pod dachem. Nie obchodziła mnie reszta tej ekipy. Nikogo nie znałem. Nikogo nawet nie lubiłem, wszyscy byli dla mnie neutralni, no poza zamaskowanym dzieciakiem i naszym wielkim samurajem, oni są u mnie na plus.
Nie posiedziałem zbyt długo, ponieważ Haruko podszedł, złapał mnie za rękę i pociągnął. Nie miałem co z nim walczyć, był odemnie silniejszy. Po prostu byłem zgarbiony, moja wolna ręka wisiała bezwładnie i generalnie wyglądałem jakby ktoś mnie ciągnął na dywanik do dyrektora. JA NIC ZŁEGO NIE ZROBIŁEM, chciałem po prostu ukryć się przed deszczem. Czuje się jak dzieciak, najstarszy stąd, a ja mam rolę tutaj dzieciaka, którego prowadzą młodsi, lecz oni mają rolę tego starszego. Do czego to doszło.
Pojawiły się piórka. Spadały one z nieba, niczym śnieg pomiędzy kroplami deszczu. Dodawało to barwy tej całej smutnej i ponurej scenerii. Byłem nimi oczarowany, nawet chciałem jedno złapać w rękę. Tylko to się zmieniło. Kiedy zobaczyłem, jak jedno piórka dotknęło kogoś z tłumu, a ten padł jak długi wystraszyłem się. Wydałem z siebie cichy pisk przerażenia. Stałem niczym słup soli. Nie wiedziałem co zrobić, wszystkie moje szare komórki pracowały na najwyższych obrotach, by zrozumieć czego byłem właśnie świadkiem. Zwróciłem mój wzrok na naszą ekipe, gdzie na przodzie jej była dziewczynka. Ta sama dziewczynka z karczmy, która miała problemy z hełmem. Wyglądało to jakby to była jej sprawka. Przerażony patrzyłem na nią, przełknąłem ślinę i wiedziałem jedno, jestem nikim przy nich wszystkich. Dziewczynka z mocą uśpienia tłumu. To jest dla mnie za dużo. Dzisiejsza młodzież jest przerażająco za sila. Co ja mogę zrobić? Jestem Shinobi, starym, ale nie mam doświadczenia, takiej siły i tym podobne. Czuje się jakbym dopiero co zaczął raczkować, a ta dziewczyna robi gwiazdy, skacze niczym gazela. A jeżeli chcecie lepszy obraz, to mnie porównajcie do pagórka, a ją do góry. Wielka różnica, co nie?
Szliśmy teraz do szpitala. Nikt nam nie zagradzał drogi. Przechodziliśmy i mogliśmy zobaczyć zarażonych. Popatrzyłem na nich i od razu spróbowałem wejść na środek naszej grupki. By nie być za blisko tych zarażonych, by mnie jakiś nie dotknął jakimś cudem. Do tego cały czas trzymałem Haruko za rękę. Jakoś czułem się bezpieczniej, kiedy ktoś doświadczony jest przy mnie i w każdej chwili może mnie pociągnąć, przez co może mnie uratować. Zrobie wszystko by przeżyć, ale to co robimy wróży, że coraz bliżej jesteśmy większego niebezpieczeństwa.
I co dalej? NIE WIEM! Było pytanie o człowieka i tyle. Co nam zostało do zrobienia, no nic, czekanie aż się dowiemy gdzie on jest i do niego pójdziemy. Mało co mamy do roboty, nie ma nic do wykazania się, no dla mnie, chociaż ja bym mógł się wykazać dobrą ucieczką oraz spierniczeniem z miasta.
0 x
Awatar użytkownika
Yamanaka Inoshi
Postać porzucona
Posty: 3431
Rejestracja: 12 lut 2018, o 22:35
Wiek postaci: 18
Ranga: Dōkō
Krótki wygląd: - Akcent Karmazynowych szczytów - Francuski
- Blond włosy długością do ramion
- Zielone oczy - w stylu Yamanaka
- Wzrost 161
- Łuskowaty kombinezon
- Widoczne bandaże na dłoniach.
Widoczny ekwipunek: Stalowe elementy pancerza, maska
Duży miecz na plecach
Plecak
Kabura z prawej strony na udzie.
GG/Discord: Tario#3987/64789656
Multikonta: Hoshigaki Maname
Aktualna postać: Jun
Lokalizacja: Soso

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Yamanaka Inoshi »

  Ukryty tekst
  Ukryty tekst
0 x
Awatar użytkownika
Rika Kari Matsubari
Posty: 1090
Rejestracja: 6 mar 2018, o 12:34
Wiek postaci: 19
Ranga: Sentoki

Re: [Zwodniczy Karmazyn] Ulice Ryuzaku no Taki

Post autor: Rika Kari Matsubari »

Dziecince doskonale było móc przez chwilę wyjść przed szereg i zabłysnąć zdolnościami nabytymi na lodowej wyspie. W jej rozpoczynającej się dopiero drodze, a może raczej karierze ninja już kilka razy spotkała się z uznaniem, nie było to jednak to samo, co teraz. Bo czymże są pochwały sensei’a czy rodziców, troszczących się o nasz rozwój i samopoczucie albo garstki dzieciaków, które obroniła przed bandytami w porównaniu z „występem” przed grupą innych wojowników? Pewną okoliczność ułatwiającą zdobycie poklasku i tu stanowił dość mało popularny styl walki, jakiego używała. Tylko jeden z zebranych również znał jej jutsu i nawet użył go na grupie dobijającej się do drugich drzwi szpitalnych. Poczuła pewną dziecięcą złość do Hiroshiego, bo próbował skraść jej show i pewnie jeszcze zgapił pomysł… na szczęście szybko zrozumiała, że przecież tak trzeba i wspólnie, wraz z całą grupą mają ważniejsze cele.
W pogodzeniu się ze statystą na scenie pomogły jej brawa Oshi’ego. Rika z nieco mniejszym podnieceniem od reszty przyjęła jego pojawienie się przed ryokanem, ale było to spowodowane jej humorkami. Wiedziała jednak, że jeśli chłopak nie trenował przez całe życie efektownego wejścia smoka, to powinien mieć w arsenale inne, bardzo silne techniki. Tym bardziej jego poklask był dla niej cenniejszy, jednak dosyć o tym.
Stanęli przed drzwiami i od razu dało się wyczuć powagę sytuacji. Nie tylko po śpiących ludziach za plecami, ale również miotających się spojrzeniach człowieka, który otworzył im drzwi. Uśpienie chorego tłumu okazało się pewnym zbawieniem dla personelu, więc i Rika ucieszyła się, że wzięła to pod uwagę. Zresztą trudno o inny powód, dla którego tylu ludzi nie mogło wejść do środka publicznej placówki. Mężczyzna, który później przedstawił się jako Tsobuki zaprosił ich do wejścia, nie chcąc rozmawiać na zewnątrz. Zupełnie jakby obawiał się, że śpiący ludzie będą podsłuchiwać. Rzeczywisty powód był prawdopodobnie inny. Tsobuki stracił zaufanie do świata znajdującego się poza szpitalnymi murami.
Tsobuki nakreślił im sytuację, w jakiej się znajdowali. Szpital pękał w szwach, a sposobu na zaradzenie najcięższym przypadkom zarazy jak nie było, tak nie ma. Chorzy charakteryzują się specyficznymi, czerwonymi plamami, z których część jest naprawdę duża. Ich choroba może jednak zaszkodzić nie tylko im, ale również osobom znajdującym się w pobliżu, bowiem zaraza wyzwala tajemnicze pokłady agresji. Niemal wtedy, gdy Rika zaczęła się zastanawiać, dlaczego właściwie rozmawiają z Tsobukim, a nie Izo, ten pierwszy wyjaśnił, że ich docelowego gospodarza obecnie nie ma, gdyż wyruszył w stronę portu, przyjrzeć się bliżej źródłu zarazy. Rika podejrzewała, że musi on być medykiem lub kimś w tym rodzaju. Myślała o tym jak musi się czuć, będąc jedyną nadzieją dla wielu zarażonych.
Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Izo nie wracał, w Ryuzaku panuje jeden wielki rozgardiasz. Praca Izo nad wynalezieniem leku jest nieukończona, a jedyna osoba, która mogłaby wiedzieć jest obecnie odgrodzona w dzielnicy jakiegoś łotra. O tak, Rika wczuwała się w sytuację i każdą narrację dziecinnie przyjmowała za swoją. Ta sytuacja była tak nierealna, że mała momentami traciła kontakt z rzeczywistością i wydawać by się mogło, że jest w bajce. Bajce przynajmniej od 16 lat.
Na szczęście nie ona musiała tu najlepiej orientować się w sytuacji, bowiem należało to w gestii Yukariego. Ten zdecydował, że ich niewielka grupa musi zbadać wszystkie tropy. Mówił tajemniczo. Jakby w tym wszystkim doszukiwał się czegoś więcej. Czegoś czego nie mógł im powiedzieć Tsobuki. A może najzwyczajniej nie chciał? Rika nie chciała tak myśleć, ale przecież było to niewykluczone. Świat bywa okropny i choć maleńka dobrze radziła sobie w świecie wielkoludów, to jednak były nimi zazwyczaj inne dzieci. Rika zamierzała poruszać się ostrożnie i chyba wiedziała już, gdzie najbardziej chciałaby się wybrać.
Średnio interesowała ją brama i wydało jej się mało prawdopodobne, by kobieta imieniem Toyoko mogła wnieść coś przełomowego. Skoro Izo jeszcze do tego nie doszedł, to co ma zrobić Toyoko, która chyba z nim współpracowała? No ale to tylko takie jej szybkie rachunki z mnóstwem niewiadomych. Tsobuki musiał wiedzieć lepiej. Źródłem zarazy określił port i to wydawało jej się bardzo ciekawe. Spodziewała się, że pójdzie tam ktoś naprawdę odważny. Dziewczynka sama najchętniej obrałaby ten kierunek, ale nawet gdyby przeżyła wizytę w porcie, to nie przeżyłaby powrotu do domu albo raczej gniewu domowników. Ta wizja przemówiła jej do rozsądku. Decyzja została podjęta.
-Ja bym chciała iść do Nihya-tsu. – powiedziała, jakby właśnie wybierała smak lodów, które właśnie kupiła babcia. Z wiadomych powodów to urokliwe miejsce było jej mniej znane niż reszta Ryuzaku, więc argument orientacji w terenie odpadał. Mimo to dodała. – wiem gdzie to jest. Kto pójdzie ze mną? – rzuciła spojrzenie do góry.
W rzeczy samej, czuła że właśnie tam przyda się najbardziej.
-Yukari-sama, jakie będzie nasze zadanie? Czy wpuszczą nas w ogóle do środka? – miała sporo pytań, bowiem nt. tego miejsca Yukari mówił zdecydowanie najmniej. Liczyła, że przed wyruszeniem dowie sięna czym będzie polegać jej zadanie.
  Ukryty tekst
0 x
Zablokowany

Wróć do „Osada Ryuzaku no Taki”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości