Siedziba straży
- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Straż Ryuzaku faktycznie nie zacierała wszystkiego pod dywan i każdą sprawę odnotowywała i zapewne umieszczała w swoich archiwach. Był to kolejny powód, by pokazać się z dobrej strony i udowodnić, że ostatnie wydarzenia rzeczywiście nie były bezpośrednio z winy Kisho. Owszem spowodował wybuch i pewnie jakieś tam straty, ale działał w samoobronie. Poza tym przez cały czas działał w celu pomocy rannemu, dopiero później dowiadując się, że jest poszukiwanym zbiegiem.
- Prywa-tnego? - powtórzył z lekką przerwą, nie bardzo wiedząc, co kapitan ma na myśli. Nie miał nic przeciwko pomocy, co by nie było, nie zamierzał ot tak zostawić sprawę i odejść. Jak już się w to wszystko wpakował, to dokończy, co zaczął. Nie rozumiał jednak, o co konkretnie chodziło z tym całym innym rodzajem wsparcia ze strony rozmówcy. Jako strażnik nie mógł kiwnąć palcem, by nie mieszać się między sprawy Senjiu-Uchiha, ale prywatnie był zdolny coś wskórać? Ciekawe. - Można trochę jaśniej?
- Prywa-tnego? - powtórzył z lekką przerwą, nie bardzo wiedząc, co kapitan ma na myśli. Nie miał nic przeciwko pomocy, co by nie było, nie zamierzał ot tak zostawić sprawę i odejść. Jak już się w to wszystko wpakował, to dokończy, co zaczął. Nie rozumiał jednak, o co konkretnie chodziło z tym całym innym rodzajem wsparcia ze strony rozmówcy. Jako strażnik nie mógł kiwnąć palcem, by nie mieszać się między sprawy Senjiu-Uchiha, ale prywatnie był zdolny coś wskórać? Ciekawe. - Można trochę jaśniej?
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Chłopak raczej nie nazwałby tego jakąś specjalną pomocą. W końcu mógł zapytać byle innego shinobi i jemu zaoferować podział nagrody. Wyszłoby na to samo, nie? Czy to Mitsuhide, czy ktoś inny, sprowadzałoby się do najprostrzego - wynajmu najemnika? Niemniej, przez głowę Kisho nie przeleciała nawet jedna myśl w tym kierunku, a szkoda. Przecież faktycznie nie musiał działać sam, jak to zwykle czynił. Angażowanie innych osób miało spore plusy i zapewniało czasem przewagę, chociażby liczebną, ale niestety są i minusy. Po pierwsze trudno zaufać totalnie obcej osobie i liczyć, że nie zwieje w trudnej sytuacji albo – co gorsza – nie sprzeda się przeciwnikowi. Dodatkowo Ranmaru ma ten problem, że działając z kimś, bardziej przejmuje się właśnie członkami swej drużyny niż samym sobą, co czasem niepotrzebnie go rozprasza lub zmusza do niebezpiecznych zagrywek. Teraz jednak, zamiast polegać na byle najemniku, miał poleconą osobę i to bynajmniej nie przez byle kogo, bo poprzez kapitana straży kupieckiego miasta. Jak więc mógł odmówić?
- Zawsze to dodatkowa para rąk do pomocy - stwierdził nie ukrywając lekkiego uśmiechu zadowolenia i odebrał dokumenty. Zwój, jak i pozostałe listy gończe wylądowały bezpiecznie do torby. Przypomniał sobie podobne dokumenty, jakie zobaczył w magazynie i dwójkę ludzi, która tam zginęła. Miał wyrzuty sumienia z tego powodu. Przecież nie musieli ginąć z powodu tych kilkuset Ryo... Co zabawniejsze, teraz to Kisho jest jakoby na ich miejscu i z listami gończymi będzie szukał zbiega tak samo, jak oni wcześniej. Różnica była jednak taka, że go nie obchodziła nagroda a zwyczajna sprawiedliwość.
- Pomógł Pan na tyle, ile mógł - wstał i wyciągnął dłoń. - Dziękuję. - teraz nie pozostało mu już nic innego, jak odnaleźć rzekomego rudzielca i nawiązać z nim współpracę, a potem złapać przynajmniej jednego uciekiniera z Shinrin.
z/t -> KLIK
- Zawsze to dodatkowa para rąk do pomocy - stwierdził nie ukrywając lekkiego uśmiechu zadowolenia i odebrał dokumenty. Zwój, jak i pozostałe listy gończe wylądowały bezpiecznie do torby. Przypomniał sobie podobne dokumenty, jakie zobaczył w magazynie i dwójkę ludzi, która tam zginęła. Miał wyrzuty sumienia z tego powodu. Przecież nie musieli ginąć z powodu tych kilkuset Ryo... Co zabawniejsze, teraz to Kisho jest jakoby na ich miejscu i z listami gończymi będzie szukał zbiega tak samo, jak oni wcześniej. Różnica była jednak taka, że go nie obchodziła nagroda a zwyczajna sprawiedliwość.
- Pomógł Pan na tyle, ile mógł - wstał i wyciągnął dłoń. - Dziękuję. - teraz nie pozostało mu już nic innego, jak odnaleźć rzekomego rudzielca i nawiązać z nim współpracę, a potem złapać przynajmniej jednego uciekiniera z Shinrin.
z/t -> KLIK
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Przez całą drogę zastanawiał się nad tym, co go czeka. Nie spodziewał się ułaskawienia czy potraktowania lekką ręką. Zabił człowieka niemal z zimną krwią. To nie był jakiś tam rabunek czy porwanie, w którym nikt nie ucierpiał. Dobra można oddać, opcjonalnie spłacić lub próbować odkupić swoje czyny. W przypadku odebrania życia nie ma żadnej opcji cofnięcia wszystkiego bądź zadośćuczynienia. Nie przywróci chłopaka z powrotem.
Najbardziej obawiał się chyba spotkania z kapitanem straży. Piegus był jego znajomym, a przekazywanie informacji o śmierci kogoś bliskiego nigdy nie jest miła. Już nie wspominając, kiedy to właśnie morderca o tym informuje.
- My do Kapitana Noriaki. Jest u siebie? - spytał niemal od razu po podejściu do recepcjonistki. Chciał mieć to już za sobą i wolałby nie czekać na pojawienie się kapitana. Im dłużej myślał o Piegusie, tym bardziej zżerały go własne myśli.
Kisho wiedział, gdzie Noriaki ma swoje biuro, więc tym razem trafiłby do niego bez pomocy, zakładając, że oczywiście kapitan jest u siebie i nie ma właśnie gości.
Najbardziej obawiał się chyba spotkania z kapitanem straży. Piegus był jego znajomym, a przekazywanie informacji o śmierci kogoś bliskiego nigdy nie jest miła. Już nie wspominając, kiedy to właśnie morderca o tym informuje.
- My do Kapitana Noriaki. Jest u siebie? - spytał niemal od razu po podejściu do recepcjonistki. Chciał mieć to już za sobą i wolałby nie czekać na pojawienie się kapitana. Im dłużej myślał o Piegusie, tym bardziej zżerały go własne myśli.
Kisho wiedział, gdzie Noriaki ma swoje biuro, więc tym razem trafiłby do niego bez pomocy, zakładając, że oczywiście kapitan jest u siebie i nie ma właśnie gości.
0 x

Re: Siedziba straży
/Z mojej strony to będzie wszystko. Teraz pewnie sprawę przejmie jakiś fabular. Życzę powodzenia! <3
0 x
- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
- Spokojnie - mówił półgłosem za każdym razem, gdy widział w oczach Masaru strach czy panikę na widok straży bądź podejrzliwie spoglądających na nich ludzi. Nie chciał, by znowu coś się skomplikowało bądź wydarzyło coś, co może jedynie zaszkodzić chłopakowi. Widać było, że czasami jest na skraju wybuchu, ale za każdym razem zdołał się jakoś uspokajać. Najpewniej zależało mu na uniewinnieniu i jedynie to go trzymało w ryzach. Chociaż... Myśl o swoim towarzyszu mogła działać na niego znacznie bardziej motywująco i pokrzepiająco. Może to właśnie dzięki niemu potrafił odzyskać spokój ducha?
Kisho krótkim ukłonem podziękował za informacje dotyczące kapitana chłopakowi z recepcji i nie czekając, ruszył do pomieszczenia, w którym rezydował Noriaki. Cały czas spoglądał i uspokajał Masaru. Podążająca za nimi straż wcale mu nie pomagała. Przypadkiem zgrali się idealnie z poprzednimi rozmówcami kapitana i kiedy ci wychodzili, Kisho i Masaru mogli bez kolejki czy oczekiwania wejść do środka.
Ranmaru nie odzywał się praktycznie w ogóle. Nie dlatego że nie mógł, bo mógł. Nie wiedział jednak co powiedzieć. W głowie wciąż miał widok przebijanego przez jego technikę Piegusa. Dopiero w momencie aresztowania, czy raczej dobrowolnego poddania się Masaru zdołał wydusić z siebie pierwsze słowa:
- Wzajemnie - odpowiedział, odbierając zwój drżącymi rękoma. Cóż, teraz chyba przyszła pora na niego, nie?
Poczekał, aż odprowadzono Masaru za drzwi i w momencie, kiedy został sam na sam z kapitanem, odwrócił się do niego przodem. Miał zamiar coś powiedzieć, przyznać się, lecz Noriaki był szybszy. Na wspomnienie o piegusie Ranmaru spuścił głowę w dół i połknął dużą gulę śliny.
- Wieżę, że jest niewinny.- Zaczął, podnosząc delikatnie głowę, by spojrzeć kapitanowi prosto w oczy. - Dlatego nie przyjmuję żadnej zapłaty. Natomiast Mutsuhide... nie żyje. - Przy ostatnim słowie ponownie wrył wzrok w podłogę i jedynie co uczynił, to postawił zwój z zapieczętowanym ciałem piegusa na blacie stołu, dodając: - Z mojej ręki.
Teraz, niech się dzieje wola Musa. Chłopak był winny, to nie ulegało wątpliwości. Zabił, choć nie musiał i właśnie się do tego przyznał. Reszta, nie zależy już od niego, ale przyjmie na siebie każdą karę, jaką mu wymierzą.
Kisho krótkim ukłonem podziękował za informacje dotyczące kapitana chłopakowi z recepcji i nie czekając, ruszył do pomieszczenia, w którym rezydował Noriaki. Cały czas spoglądał i uspokajał Masaru. Podążająca za nimi straż wcale mu nie pomagała. Przypadkiem zgrali się idealnie z poprzednimi rozmówcami kapitana i kiedy ci wychodzili, Kisho i Masaru mogli bez kolejki czy oczekiwania wejść do środka.
Ranmaru nie odzywał się praktycznie w ogóle. Nie dlatego że nie mógł, bo mógł. Nie wiedział jednak co powiedzieć. W głowie wciąż miał widok przebijanego przez jego technikę Piegusa. Dopiero w momencie aresztowania, czy raczej dobrowolnego poddania się Masaru zdołał wydusić z siebie pierwsze słowa:
- Wzajemnie - odpowiedział, odbierając zwój drżącymi rękoma. Cóż, teraz chyba przyszła pora na niego, nie?
Poczekał, aż odprowadzono Masaru za drzwi i w momencie, kiedy został sam na sam z kapitanem, odwrócił się do niego przodem. Miał zamiar coś powiedzieć, przyznać się, lecz Noriaki był szybszy. Na wspomnienie o piegusie Ranmaru spuścił głowę w dół i połknął dużą gulę śliny.
- Wieżę, że jest niewinny.- Zaczął, podnosząc delikatnie głowę, by spojrzeć kapitanowi prosto w oczy. - Dlatego nie przyjmuję żadnej zapłaty. Natomiast Mutsuhide... nie żyje. - Przy ostatnim słowie ponownie wrył wzrok w podłogę i jedynie co uczynił, to postawił zwój z zapieczętowanym ciałem piegusa na blacie stołu, dodając: - Z mojej ręki.
Teraz, niech się dzieje wola Musa. Chłopak był winny, to nie ulegało wątpliwości. Zabił, choć nie musiał i właśnie się do tego przyznał. Reszta, nie zależy już od niego, ale przyjmie na siebie każdą karę, jaką mu wymierzą.
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Dalsze życie Kisho leżało w czyichś rękach. Chłopak mógł się jedynie mentalnie przygotowywać na to, co zgotuje mu los, kapitan Noriaki bądź też Prowadząca, a zapewne każde z wymienionej trójki w jakiś sposób wpłynął na historię samotnego Ranmaru w większym bądź mniejszym stopniu.
Nim jednak do czegokolwiek miałoby dojść, dwukolorowo włosy shinobi musiał zetrzeć się z Kapitanem. Wyznał mu prawdę, postawił czarno na białym, co się stało z jego piegowatym towarzyszem. Przyznał się do morderstwa. Widać było, że Noriaki co jak co ale tego to się nie spodziewał. Cóż, samo zabicie Mitsuhide dla Kisho było czymś, czego do końca nie potrafił zrozumieć, a co dopiero wytłumaczyć. Przecież gdy było po wszystkim, ze zdziwieniem i niedowierzaniem patrzył na przeszyte własną techniką ciało towarzysza. Dla Kapitana sprawa musiała malować się jeszcze gorzej, gdyż dodatkowo bardzo dobrze znał ofiarę.
Ku zaskoczeniu, Kapitan podszedł do sprawy fachowo, nie personalnie i jakimś cudem zdołał stłamsić gorycz czy nawet złość. Co prawda potrzebował do tego odrobiny chwili, która rzeczywiście dla Kisho zdawała się długoletnią męczarnią, ale jednak w jakiś sposób się opanował.
- Wszystko praktycznie zaczęło się w karczmie - zaczął wyjaśniać, zgodnie z poleceniem pomijając to, co rzeczywiście było mało istotne. - Masaru przez cały czas tam na mnie czekał. Liczył, że mam jakieś wiadomości odnośnie do jego kompana i... - zastanowił się chwilę. - Nie widziałem w nim żadnych negatywnych czy złych emocji, a potrafię to ocenić za pomocą Tsujtegan'a. A i bez tego nie dało się nie zauważyć, że Masaru szuka pomocy i nie próbuje nikogo zabić. Wyjaśnił, że został we wszystko wrobiony przez klan, któremu nie podobała się przyjaźń Uchiha-Senju. Uwierzyłem mu i zaproponowałem pomoc w wyjaśnieniu wszystkiego. Mitsuhide miał jednak inne plany i pomimo ostrzeżeń z mojej strony i tak postanowił zaatakować, gdy byliśmy na szlaku. Techniką raitonu uderzył w Masaru, a ja... - Przełknął ciężko ślinę i zamilkł. Wyjaśnienie dalszej części było dość trudne. - Ja odpowiedziałem niemal natychmiast, zbyt mocno i zbyt szybko by cokolwiek mogło go ocalić. - Wyznał w końcu, spuszczając głowę w dół, by uniknąć wzroku kapitana.
Nim jednak do czegokolwiek miałoby dojść, dwukolorowo włosy shinobi musiał zetrzeć się z Kapitanem. Wyznał mu prawdę, postawił czarno na białym, co się stało z jego piegowatym towarzyszem. Przyznał się do morderstwa. Widać było, że Noriaki co jak co ale tego to się nie spodziewał. Cóż, samo zabicie Mitsuhide dla Kisho było czymś, czego do końca nie potrafił zrozumieć, a co dopiero wytłumaczyć. Przecież gdy było po wszystkim, ze zdziwieniem i niedowierzaniem patrzył na przeszyte własną techniką ciało towarzysza. Dla Kapitana sprawa musiała malować się jeszcze gorzej, gdyż dodatkowo bardzo dobrze znał ofiarę.
Ku zaskoczeniu, Kapitan podszedł do sprawy fachowo, nie personalnie i jakimś cudem zdołał stłamsić gorycz czy nawet złość. Co prawda potrzebował do tego odrobiny chwili, która rzeczywiście dla Kisho zdawała się długoletnią męczarnią, ale jednak w jakiś sposób się opanował.
- Wszystko praktycznie zaczęło się w karczmie - zaczął wyjaśniać, zgodnie z poleceniem pomijając to, co rzeczywiście było mało istotne. - Masaru przez cały czas tam na mnie czekał. Liczył, że mam jakieś wiadomości odnośnie do jego kompana i... - zastanowił się chwilę. - Nie widziałem w nim żadnych negatywnych czy złych emocji, a potrafię to ocenić za pomocą Tsujtegan'a. A i bez tego nie dało się nie zauważyć, że Masaru szuka pomocy i nie próbuje nikogo zabić. Wyjaśnił, że został we wszystko wrobiony przez klan, któremu nie podobała się przyjaźń Uchiha-Senju. Uwierzyłem mu i zaproponowałem pomoc w wyjaśnieniu wszystkiego. Mitsuhide miał jednak inne plany i pomimo ostrzeżeń z mojej strony i tak postanowił zaatakować, gdy byliśmy na szlaku. Techniką raitonu uderzył w Masaru, a ja... - Przełknął ciężko ślinę i zamilkł. Wyjaśnienie dalszej części było dość trudne. - Ja odpowiedziałem niemal natychmiast, zbyt mocno i zbyt szybko by cokolwiek mogło go ocalić. - Wyznał w końcu, spuszczając głowę w dół, by uniknąć wzroku kapitana.
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
- Tsujtegan - powtórzył, tyle że wolniej, by kapitan przypadkiem nie strzelił tak zwanego byka. Szybko pośpieszył z wyjaśnieniem: - Limit krwi Ranmaru o właściwościach podobnych do oczu Hyuga, Byakugan. - W tym momencie mrugnął, by pokazać kapitanowi, o co konkretnie chodzi. Błękitne ślepia Kisho pod wpływem napływu chakry, szybko zmieniły swój kolor i pokryły się szkarłatem, wydzielając przy okazji delikatną poświatę. Kto wie, może już widział coś podobnego, lecz po prostu nie znał nazwy? A jeśli nie, to teraz będzie bogatszy o odrobinę wiedzy w tematyce jednego z morskich klanów.
- Tak... nie... - Nie wiedział jak odpowiedzieć na kolejne pytanie kapitana. Prawdą było, że faktycznie zabił w obronie Masaru, ale sprawa miała głębsze dno. Nie miał jednak pojęcia jak to wszystko wyjaśnić, a bynajmniej nie chciał się od wszystkiego wymigać i uprościć całe zdarzenie do przysłowiowego wypadku. - Mutsuhide - Podjął w końcu próbę wytłumaczenia - Mutsuhide zaatakował, ale nie miał raczej na uwadze zabicia Masaru. Gdyby chciał to zrobić, zapewne nawet nie zdążyłbym zareagować. Pewnie nie dowierzał w niewinność lub wolał mieć pewność, że zbieg nie ucieknie. Ja zaatakowałem, by szybko zakończyć ewentualną dalszą walkę, ale... - zawiesił głos. Teraz to dopiero miał dylemat co powiedzieć. Jasne, że nie chciał zabić Mutsuhide, ale mimo wszystko potraktował go techniką, która gwarantowała mu praktycznie pewną śmierć, a to, co jak co, nijak ma się do pierwszej części tego zdania - „nie chciał zabić". - Nie miał szans zareagować... - skończył, ponownie ze spuszczona głową i smutkiem na twarzy. Nie potrafił tego opisać. Ocenić swoich działań i samego siebie. Chyba rzeczywiście wolałby zostać poddany przesłuchaniu przez Yamanaka, które w pełni oddałoby to, co się wydarzyło i mogło miarodajnie określić jego winę.
- Rozumiem. - Nie zamierzał stawiać oporu, bronić się czy coś podobnego. Rozumiał, co zrobił i co się z tym wiąże. Nie protestował więc gdy ogłoszono przed nim zatrzymanie w więzieniu. Całe życie walczył o sprawiedliwość, więc i w tym momencie wierzył w sprawiedliwy wyrok.
Miejsce, do którego trafił, cela, wcale go nie interesowało. Zdawał sobie sprawę, że może być przetrzymywany wystarczająco długo, by zapoznać się z każdym centymetrem kwadratowym swego nowego „pokoju", więc początkowo jedynie siedział na pryczy, oparty plecami o ścianę, z podkulonymi nogami i głową opartą policzkiem na kolanie. Miał tutaj mnóstwo czasu nad zastanawianiem się i myśleniem o przeróżnych sprawach. Dopiero z czasem przesuwał wzrok to w jedną to w drugą po ścianach z czystej ciekawości. Raz nawet mimowolnie starał się doszukać źródła jęków. Nie miał zbyt wiele możliwości, które pomogłyby mu skutecznie „zabić" czas i chociaż odrobinę zmniejszyć odczucie nieskończenie długiego oczekiwania.
- Tak... nie... - Nie wiedział jak odpowiedzieć na kolejne pytanie kapitana. Prawdą było, że faktycznie zabił w obronie Masaru, ale sprawa miała głębsze dno. Nie miał jednak pojęcia jak to wszystko wyjaśnić, a bynajmniej nie chciał się od wszystkiego wymigać i uprościć całe zdarzenie do przysłowiowego wypadku. - Mutsuhide - Podjął w końcu próbę wytłumaczenia - Mutsuhide zaatakował, ale nie miał raczej na uwadze zabicia Masaru. Gdyby chciał to zrobić, zapewne nawet nie zdążyłbym zareagować. Pewnie nie dowierzał w niewinność lub wolał mieć pewność, że zbieg nie ucieknie. Ja zaatakowałem, by szybko zakończyć ewentualną dalszą walkę, ale... - zawiesił głos. Teraz to dopiero miał dylemat co powiedzieć. Jasne, że nie chciał zabić Mutsuhide, ale mimo wszystko potraktował go techniką, która gwarantowała mu praktycznie pewną śmierć, a to, co jak co, nijak ma się do pierwszej części tego zdania - „nie chciał zabić". - Nie miał szans zareagować... - skończył, ponownie ze spuszczona głową i smutkiem na twarzy. Nie potrafił tego opisać. Ocenić swoich działań i samego siebie. Chyba rzeczywiście wolałby zostać poddany przesłuchaniu przez Yamanaka, które w pełni oddałoby to, co się wydarzyło i mogło miarodajnie określić jego winę.
- Rozumiem. - Nie zamierzał stawiać oporu, bronić się czy coś podobnego. Rozumiał, co zrobił i co się z tym wiąże. Nie protestował więc gdy ogłoszono przed nim zatrzymanie w więzieniu. Całe życie walczył o sprawiedliwość, więc i w tym momencie wierzył w sprawiedliwy wyrok.
Miejsce, do którego trafił, cela, wcale go nie interesowało. Zdawał sobie sprawę, że może być przetrzymywany wystarczająco długo, by zapoznać się z każdym centymetrem kwadratowym swego nowego „pokoju", więc początkowo jedynie siedział na pryczy, oparty plecami o ścianę, z podkulonymi nogami i głową opartą policzkiem na kolanie. Miał tutaj mnóstwo czasu nad zastanawianiem się i myśleniem o przeróżnych sprawach. Dopiero z czasem przesuwał wzrok to w jedną to w drugą po ścianach z czystej ciekawości. Raz nawet mimowolnie starał się doszukać źródła jęków. Nie miał zbyt wiele możliwości, które pomogłyby mu skutecznie „zabić" czas i chociaż odrobinę zmniejszyć odczucie nieskończenie długiego oczekiwania.
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Trzy dni to niby nie tak wiele. Jakby nie było, to raptem 72 godzin lub 4320 minut, lub 259200 sekund wyjętych z 8 760 godzin, lub 525600 minut, lub 31536000 sekund, jakie mamy w całym roku. Tak w przybliżeniu, pi razy drzwi. Innymi słowy, nawet nie jeden procent roku - jakieś 0,8 procenta - czyli tyle, co nic, a co dopiero w odniesieniu do dotychczasowego życia Kisho. Czyli wiek chłopaka pomnożyć przez... to będzie.... Żartuję. Nie potrzeba więcej wyliczeń, by uzmysłowić komuś, jak mikroskopijnie nic nieznaczącą cząstką są te trzy dni. Poza tym, po co dodawać sprawdzającemu i czytelnikom dodatkowe cyferki, które - a nóż widelec - zechcą sami policzyć i dla pewności sprawdzić, czy aby autor dobrze postawił przecinki? Oczywiście zakładając, że ktoś prócz tego biedaka, któremu przyjdzie to sprawdzać, zawita do tego wątku, nie? Trzy dni, tylko tyle. A może aż tyle? Sami przecież wiecie lub może nawet na własnej skórze doświadczyliście, co to znaczy permanentny szlaban wydany przez rodziców na kilka dni. Ból niesamowity, bo przecież chciałoby się dzień jakoś wykorzystać, spożytkować choćby i w całkowicie bezsensowny sposób, porobić coś ciekawego, a tu klops. Kategoryczny zakaz opuszczania pokoju, opcjonalnie domu przy jednoczesnym pozbawieniu dostępu do wszelkich urządzeń służących do komunikacji ze światem zewnętrznym, jak i innymi środkami umiejącymi skutecznie „zabić" czas. Taka prawie odsiadka, nie? Teraz przyznajcie się, kto zna ten ból uwięzienia we własnym domu właśnie na te wspomniane trzy dni. Niby trzy dni, króciutko, a na samo myślenie aż boli jak diabli.
Co by nie było, przetrzymanie w więzieniu miało także swoje plusy. Prócz resocjalizacji i uspokojenia, dawało możliwość głębszego zastanowienia się nad wszelakimi sprawami. W zasadzie samo myślenie jako takie było jedną z bardzo niewielu opcji do wyboru w takich miejscach, ale no. Na razie pomińmy ten fakt, dobrze? Kisho jak już zostało wcześniej wspomniane, lwią część spędził właśnie na dumaniu. I tutaj pojawia się kwestia poruszona przez poprzedniczkę - sprawa przyznania się przed samym sobą do popełnionego czynu. Nie raz i nie dwa pytał sam siebie i próbował ocenić. Czuł się winny i, choć naprawdę nie chciał nikogo zabić, za każdym razem dochodził do tego samego wniosku. Mianowicie, że mimo wszystko, przez jakiś ułamek sekundy chyba jednak chciał zabić. Uzmysławiając to sobie, zaczął się coraz to bardziej nienawidzić. W dość szybkim czasie pytania objęły nie tyle to jedno przykre zdarzenie, co całe życie chłopaka. W wielkim skrócie - przecież nikt tego nie przeczyta, gdy wyjdzie z tego tasiemiec z dodatkowymi cyferkami na samym początku... Bądźmy realistami. - dywagował w tematyce wagi jednego złego wydarzenia i tego, jak w konsekwencji przekłada się to na postrzegania jego moralności. I niestety albo tak naprawdę nie istniała stuprocentowa odpowiedź na jego pytania, albo po prostu nie dano mu wystarczająco dużo czasu na zastanowienie się nad nimi.
Po trzech dniach - osądźcie sami czy był to długi, czy jednak krótki czas oczekiwania - w ciszy przerywanej jedynie jękami pojawiły się nowe dźwięki. Ktoś szedł w jego kierunku, co świadczyło o tym, że nadszedł czas na przesłuchanie. Opcjonalnie zawsze mogli prowadzić w jego kierunku nowego towarzysza niedoli z pięknymi stalowymi obręczami na nadgarstkach. Całe szczęście, że koniec końców chodziło tylko i wyłącznie o jego sprawę.
Strażnicy, nie wiadomo dlaczego akurat dwóch skoro chłopak od samego początku nie stawiał oporów - być może procedura lub obawa nakazywała sprowadzać i odprowadzać przestępców w parach - przetransportowali Kisho przez ciemne korytarze na powierzchnię, kierując się do konkretnego pomieszczenia, w którym miało odbyć się przesłuchanie. Zostawili go w oświetlonym pokoiku, co jak co ale rzeczywiście dwa dni w ciemności zmieniały postrzeżenie światła dość gruntownie. Nie zdążył przyzwyczaić oczu do jasności, a ci sami strażnicy wrócili, tym razem jednak z osobą trzecią, której przedstawiać nikt mu nie musiał. Pojawił się sędzia, albo raczej sędzina, sądząc po plastycznej i miękkiej barwie głosu.
- Nie musisz się mnie bać - odpowiedział cicho, widząc, że kobieta podchodzi do niego z wyraźnym strachem. Czując jej dłoń na włosach delikatnie spuścił głowę w dół i poczuł, jak wszystko do niego wraca. Wspomnienia wraz z towarzyszącymi im uczuciami. Było to tak samo realne, jak wtedy. Widok powtarzanej sceny śmierci Mitsuhide był nie do wytrzymania. Coś w nim pękło, ponownie, a przez policzki wolnym strumykiem pociekły łzy. Nie wył, nie szlochał, a jedynie co dawał upust bolesnym uczuciom w najprostszym i zdawałoby się najbanalniejszym sposobie znanym ludzkości od samego początku.
- Czy po czymś takim człowiek może być jeszcze dobry? - spytał nagle, gdy było już po wszystkim, a pani Yamanaka praktycznie zamykała już za sobą drzwi. Mogła go nie usłyszeć. Głos miał cichy, głowę cały czas spuszczoną i chyba nawet sam do końca nie wiedział, dlaczego w ogóle się odezwał. Być może nadal szukał odpowiedzi na wcześniejsze pytania?
Co by nie było, przetrzymanie w więzieniu miało także swoje plusy. Prócz resocjalizacji i uspokojenia, dawało możliwość głębszego zastanowienia się nad wszelakimi sprawami. W zasadzie samo myślenie jako takie było jedną z bardzo niewielu opcji do wyboru w takich miejscach, ale no. Na razie pomińmy ten fakt, dobrze? Kisho jak już zostało wcześniej wspomniane, lwią część spędził właśnie na dumaniu. I tutaj pojawia się kwestia poruszona przez poprzedniczkę - sprawa przyznania się przed samym sobą do popełnionego czynu. Nie raz i nie dwa pytał sam siebie i próbował ocenić. Czuł się winny i, choć naprawdę nie chciał nikogo zabić, za każdym razem dochodził do tego samego wniosku. Mianowicie, że mimo wszystko, przez jakiś ułamek sekundy chyba jednak chciał zabić. Uzmysławiając to sobie, zaczął się coraz to bardziej nienawidzić. W dość szybkim czasie pytania objęły nie tyle to jedno przykre zdarzenie, co całe życie chłopaka. W wielkim skrócie - przecież nikt tego nie przeczyta, gdy wyjdzie z tego tasiemiec z dodatkowymi cyferkami na samym początku... Bądźmy realistami. - dywagował w tematyce wagi jednego złego wydarzenia i tego, jak w konsekwencji przekłada się to na postrzegania jego moralności. I niestety albo tak naprawdę nie istniała stuprocentowa odpowiedź na jego pytania, albo po prostu nie dano mu wystarczająco dużo czasu na zastanowienie się nad nimi.
Po trzech dniach - osądźcie sami czy był to długi, czy jednak krótki czas oczekiwania - w ciszy przerywanej jedynie jękami pojawiły się nowe dźwięki. Ktoś szedł w jego kierunku, co świadczyło o tym, że nadszedł czas na przesłuchanie. Opcjonalnie zawsze mogli prowadzić w jego kierunku nowego towarzysza niedoli z pięknymi stalowymi obręczami na nadgarstkach. Całe szczęście, że koniec końców chodziło tylko i wyłącznie o jego sprawę.
Strażnicy, nie wiadomo dlaczego akurat dwóch skoro chłopak od samego początku nie stawiał oporów - być może procedura lub obawa nakazywała sprowadzać i odprowadzać przestępców w parach - przetransportowali Kisho przez ciemne korytarze na powierzchnię, kierując się do konkretnego pomieszczenia, w którym miało odbyć się przesłuchanie. Zostawili go w oświetlonym pokoiku, co jak co ale rzeczywiście dwa dni w ciemności zmieniały postrzeżenie światła dość gruntownie. Nie zdążył przyzwyczaić oczu do jasności, a ci sami strażnicy wrócili, tym razem jednak z osobą trzecią, której przedstawiać nikt mu nie musiał. Pojawił się sędzia, albo raczej sędzina, sądząc po plastycznej i miękkiej barwie głosu.
- Nie musisz się mnie bać - odpowiedział cicho, widząc, że kobieta podchodzi do niego z wyraźnym strachem. Czując jej dłoń na włosach delikatnie spuścił głowę w dół i poczuł, jak wszystko do niego wraca. Wspomnienia wraz z towarzyszącymi im uczuciami. Było to tak samo realne, jak wtedy. Widok powtarzanej sceny śmierci Mitsuhide był nie do wytrzymania. Coś w nim pękło, ponownie, a przez policzki wolnym strumykiem pociekły łzy. Nie wył, nie szlochał, a jedynie co dawał upust bolesnym uczuciom w najprostszym i zdawałoby się najbanalniejszym sposobie znanym ludzkości od samego początku.
- Czy po czymś takim człowiek może być jeszcze dobry? - spytał nagle, gdy było już po wszystkim, a pani Yamanaka praktycznie zamykała już za sobą drzwi. Mogła go nie usłyszeć. Głos miał cichy, głowę cały czas spuszczoną i chyba nawet sam do końca nie wiedział, dlaczego w ogóle się odezwał. Być może nadal szukał odpowiedzi na wcześniejsze pytania?
0 x

- Kisho
- Gracz nieobecny
- Posty: 455
- Rejestracja: 19 paź 2016, o 19:49
- Wiek postaci: 20
- Ranga: Wyrzutek D
- Krótki wygląd: Długie brązowo-blond włosy, błękitne oczy, jasna karnacja, czarne spodnie, czerwono-czarna bluza i jasnobrązowy bezrękawnik z kominem
- Widoczny ekwipunek: kabura na broń (na prawym udzie) i torba (na lewym pośladku)
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=33 ... 523#p38523
Re: Siedziba straży
Kisho patrzył tępym wzrokiem na wyzwolonego Masaru. Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Czekał na werdykt, spodziewając się jedynie samych najcięższych, acz zasłużonych kar. Przed oczyma miał nawet widok człowieka z lochu, tyle że w jego wyobrażeniach to on był na jego miejscu i wył wniebogłosy dniami i nocami. Wiedział, że jest winny, a przynajmniej tak to wszystko odczuwał. Czy była to kwestia przypadku, czy też nie, nie czyniło to żadnej różnicy. Dla samego siebie był winny, a winny musi ponieść karę. Taką czy inną, ale musi. Wymierzeniem jej miał natomiast zająć się ktoś inny, chociaż kto wie, możliwe, że i sam kapitan Noriaki mógłby wcielić się tutaj w rolę sodu i wydać ostateczny wyrok. To znacznie uprościłoby sprawę i skróciło i tak żmudnie przeciągające się oczekiwania. Chłopak naprawdę chciał mieć to wszystko już za sobą.
To, co jednak miało miejsce chwilę po przesłuchaniu przez blondwłosą kobietę z klanu Yamanaka, było jakby wstrząsem, czymś, w co nijak nie dało się uwierzyć. Słyszał wszystko dokładnie, ale i tak skupiony był na jednym krótkim zdaniu - „Jesteś wolny." Bez wspomnienia o jakimkolwiek morderstwie, przewinieniu najwyższej możliwej kategorii, za które dostaje się najsurowszy wymiar kary. Mógł odejść i tyle.
Nawet nie wiedział, jak znalazł się w głównym holu. Cud, że chociaż pamiętał część tego, przekazał mu kapitan i że ukłonił się na sam koniec, ni to wiadomo czy na pożegnanie, czy podziękowanie.
Teraz miał przed sobą człowieka, któremu najwyraźniej uratował życie i który w podzięce rzucił się mu do ramion, po męsku rzecz jasna. Kisho jednak stał jak wryty, kontaktując to, co się dzieje, z tępym wzrokiem utkwionym bóg wie gdzie. W głowie natomiast dalej analizował całe zajście, które miało miejsce po przesłuchaniu.
- Puścili mnie wolno - wybełkotał, nie dowierzając wszystkiemu. Co gorsza, fakt, że całkowicie oczyszczono go z wszelkich zarzutów, nie zmieniał faktu, że mimo wszystko wciąż czuł się winny śmierci drugiego człowieka. Poczucie niesprawiedliwości nadal gdzieś w nim siedziało. Odkąd pamiętał, zawsze starał się czynić dobrze, a tych, którzy w jakiś sposób zawinili, czyniąc większe czy mniejsze zło, nie karał śmiercią. Obdarowywał ich szansą na poprawę, na przyjęcie kary, która być może odmieni ich życie, poprawi choćby i w małym stopniu. Nie zawsze się udawało, ale starał się. Teraz jednak, gdy był po drugiej stronie, gdy stał jako ten zły szukający szansy na poprawę, nie miał nic. Nikt nie podał mu dłoni, nie wskazał błędu i poprawnej drogi. Po prostu go puszczono. Był wolny dla innych, ale nie dla samego siebie.
- Masz potwierdzenie niewinności? - spytał nagle, czując, że najwyraźniej sam będzie musiał wymierzyć sobie karę. Kto wie, może kiedyś zdoła zadośćuczynić i poczuje się „czystym"? Pozostało jedynie pokładać w tym nadzieje i być może właśnie teraz miał przed sobą idealną okazję, by zacząć. A nawet jeśli nie, to cóż, tak czy owak obiecał Masaru pomoc w odnalezieniu towarzysza i zamierzał dotrzymać danego słowa.
Koniec z chodzeniem na skróty.
- Jeśli tutaj cię uniewinniono, Senju, jak i Uchiha nie mają prawa skazywać cię ot tak. - Próbował mówić w miarę ciągle, ale ostatnie zdarzenia nadal nad nim ciążyły, co powodowało urywanie się głosu w niektórych momentach. - Nadal jesteście ścigani, więc nie ma sensu szukać twojego towarzysza. Najpierw musimy całkowicie was oczyścić. To jedyna szansa. - Spojrzał wprost w oczy Masaru, wiedząc, że to, co powie, nijak mu się nie spodoba. Podobnie zresztą było w karczmie, gdy wyjawił mu swój plan, który teraz, praktycznie będzie taki sam, z tym że z o wiele większym ryzykiem. - Musisz poddać się Senju. Jeśli stawisz się tam pokojowo z zamiarem oczyszczenia i potwierdzeniem, że tutaj cię oczyszczono, Senju nie będzie miało prawa skazywać cię na śmierć. - Kisho wiedział, że ryzykują i to mocno, ale to było jedyne logiczne posunięcie. Uchiha byli zbyt agresywni w tego typu sprawach dlatego właśnie padło na Senju, którzy z tego, co słyszał, z natury są znacznie bardziej przyjaźni. Poza tym, jeśli Masaru, będąc Uchiha, zgłosi się bezpośrednio u Senju i tam ze wszystkiego go oczyszczą, automatycznie oba rody będą musiały stoczyć ze sobą rozmowę i wszystko wyjaśnić.
Czekał na werdykt, spodziewając się jedynie samych najcięższych, acz zasłużonych kar. Przed oczyma miał nawet widok człowieka z lochu, tyle że w jego wyobrażeniach to on był na jego miejscu i wył wniebogłosy dniami i nocami. Wiedział, że jest winny, a przynajmniej tak to wszystko odczuwał. Czy była to kwestia przypadku, czy też nie, nie czyniło to żadnej różnicy. Dla samego siebie był winny, a winny musi ponieść karę. Taką czy inną, ale musi. Wymierzeniem jej miał natomiast zająć się ktoś inny, chociaż kto wie, możliwe, że i sam kapitan Noriaki mógłby wcielić się tutaj w rolę sodu i wydać ostateczny wyrok. To znacznie uprościłoby sprawę i skróciło i tak żmudnie przeciągające się oczekiwania. Chłopak naprawdę chciał mieć to wszystko już za sobą.
To, co jednak miało miejsce chwilę po przesłuchaniu przez blondwłosą kobietę z klanu Yamanaka, było jakby wstrząsem, czymś, w co nijak nie dało się uwierzyć. Słyszał wszystko dokładnie, ale i tak skupiony był na jednym krótkim zdaniu - „Jesteś wolny." Bez wspomnienia o jakimkolwiek morderstwie, przewinieniu najwyższej możliwej kategorii, za które dostaje się najsurowszy wymiar kary. Mógł odejść i tyle.
Nawet nie wiedział, jak znalazł się w głównym holu. Cud, że chociaż pamiętał część tego, przekazał mu kapitan i że ukłonił się na sam koniec, ni to wiadomo czy na pożegnanie, czy podziękowanie.
Teraz miał przed sobą człowieka, któremu najwyraźniej uratował życie i który w podzięce rzucił się mu do ramion, po męsku rzecz jasna. Kisho jednak stał jak wryty, kontaktując to, co się dzieje, z tępym wzrokiem utkwionym bóg wie gdzie. W głowie natomiast dalej analizował całe zajście, które miało miejsce po przesłuchaniu.
- Puścili mnie wolno - wybełkotał, nie dowierzając wszystkiemu. Co gorsza, fakt, że całkowicie oczyszczono go z wszelkich zarzutów, nie zmieniał faktu, że mimo wszystko wciąż czuł się winny śmierci drugiego człowieka. Poczucie niesprawiedliwości nadal gdzieś w nim siedziało. Odkąd pamiętał, zawsze starał się czynić dobrze, a tych, którzy w jakiś sposób zawinili, czyniąc większe czy mniejsze zło, nie karał śmiercią. Obdarowywał ich szansą na poprawę, na przyjęcie kary, która być może odmieni ich życie, poprawi choćby i w małym stopniu. Nie zawsze się udawało, ale starał się. Teraz jednak, gdy był po drugiej stronie, gdy stał jako ten zły szukający szansy na poprawę, nie miał nic. Nikt nie podał mu dłoni, nie wskazał błędu i poprawnej drogi. Po prostu go puszczono. Był wolny dla innych, ale nie dla samego siebie.
- Masz potwierdzenie niewinności? - spytał nagle, czując, że najwyraźniej sam będzie musiał wymierzyć sobie karę. Kto wie, może kiedyś zdoła zadośćuczynić i poczuje się „czystym"? Pozostało jedynie pokładać w tym nadzieje i być może właśnie teraz miał przed sobą idealną okazję, by zacząć. A nawet jeśli nie, to cóż, tak czy owak obiecał Masaru pomoc w odnalezieniu towarzysza i zamierzał dotrzymać danego słowa.
Koniec z chodzeniem na skróty.
- Jeśli tutaj cię uniewinniono, Senju, jak i Uchiha nie mają prawa skazywać cię ot tak. - Próbował mówić w miarę ciągle, ale ostatnie zdarzenia nadal nad nim ciążyły, co powodowało urywanie się głosu w niektórych momentach. - Nadal jesteście ścigani, więc nie ma sensu szukać twojego towarzysza. Najpierw musimy całkowicie was oczyścić. To jedyna szansa. - Spojrzał wprost w oczy Masaru, wiedząc, że to, co powie, nijak mu się nie spodoba. Podobnie zresztą było w karczmie, gdy wyjawił mu swój plan, który teraz, praktycznie będzie taki sam, z tym że z o wiele większym ryzykiem. - Musisz poddać się Senju. Jeśli stawisz się tam pokojowo z zamiarem oczyszczenia i potwierdzeniem, że tutaj cię oczyszczono, Senju nie będzie miało prawa skazywać cię na śmierć. - Kisho wiedział, że ryzykują i to mocno, ale to było jedyne logiczne posunięcie. Uchiha byli zbyt agresywni w tego typu sprawach dlatego właśnie padło na Senju, którzy z tego, co słyszał, z natury są znacznie bardziej przyjaźni. Poza tym, jeśli Masaru, będąc Uchiha, zgłosi się bezpośrednio u Senju i tam ze wszystkiego go oczyszczą, automatycznie oba rody będą musiały stoczyć ze sobą rozmowę i wszystko wyjaśnić.
0 x

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości