Kraj kupiecki położony na wschód od Prastarego Lasu. Graniczy z prowincjami Midori, Sogen i Kaigan. Ryuzaku no Taki jest znane ze swojego bogactwa i szeroko zakreślonych wpływów - związane jest to z dobrym położeniem i łatwym dostępem do morza, czym nie może się pochwalić Shigashi no Kibu. Kraj ten ma bardzo żyzne gleby i przyjazny klimat, co korzystnie wpływa na jego stan. Na terytoriach tej prowincji, wśród nielicznych pagórków, można też znaleźć główną świątynię Wyznawców Jashina.
Krótki wygląd: Albinos, brak źrenic, czerwony cień wokół oczu, dość niska, przewieszona zbędnymi wstążkami, talizmanami i ciężką, mosiężną biżuterią; źle jej z oczu patrzy; ubrana w białe keikogi i czerwoną hibakamę.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi u boku, torba na biodrze, dwie kabury na udach, rękawiczki z blaszkami, bordowy płaszcz.
Mężczyzna, którego złapał dalej mógł być dla niego ciekawym źródłem informacji, na pewno wiedział to i owo, skądś musiał przecież wziąć te brednie, którymi go karmił. Kiedy już miał przejść do konkretniejszego przesłuchania wparowali jego znajomi, którzy najprawdopodobniej poszli go szukać, ponieważ zbyt długo nie wracał. Cholera. Powinien to zdecydowanie bardziej przemyśleć i przestać się z nim bawić kiedy miał okazję. Teraz nie wiedział nawet czy będzie w stanie kogokolwiek pozostawić przy życiu. Ogłuszenie mężczyzny nie należało do najtrudniejszy, a dodatkowo zapewniało, że nigdzie mu nie ucieknie i nie skorzysta z okazji kiedy on będzie zajęty z rozprawianiem się z innymi fanatykami. Był to tak na prawdę jedyny powód, dla którego go ogłuszył, po prostu nie chciał żeby jego zwierzyna uciekła. Zdawał sobie sprawę z tego, że przed konfrontacją już nic go nie uchroni. Toshiro czym prędzej skorzystał ze swoich wyostrzonych zmysłów, gdy osiłek pojawił się w drzwiach dodatkowo łapiąc obu panów w iluzję. W tym samym momencie poczuł, że jednak coś się zmieniło. Coś zdecydowanie było inaczej. Często korzystał ze swoich zdolności, więc doskonale wiedział jakie mają ograniczenia, a także na co go stać. Wszystko co się działo było dla niego... Dużo wyraźniejsze. Czyżby to był ten moment, na który tak długo czekał? Nie, to nie mogło być przecież takie łatwe, prawda? To była zwykła walka, tak na prawdę nic dla niego nie znacząca. Nie było w to aż tak zaangażowany i nie czuł się aż tak bardzo zagrożony, aby to mogła być prawda. Ponoć te zdolności miały się objawiać w momencie dużego zagrożenia. To chyba po prostu adrenalina, która musiała zacząć działać na niego inaczej po tych wszystkich wydarzeniach w Midori. Tak, to zdecydowanie to. Nie było czasu się tak na prawdę nad tym zbyt długo rozwodzić. Wszystkie przemyślenia trwały tak na prawdę ułamki sekund. W tym czasie mięśniak zdecydował go zaatakować. Był on już jednak w jego sidłach, więc ruszył za stworzoną przez niego iluzją dając mu czas na unieruchomienie jego kompana. W międzyczasie mężczyzna, z którego Nishiyama chciał pozyskać informacje dostał konkretnym kopniakiem prosto w twarz. Na pewno nie należało to do najprzyjemniejszych i bez złamania raczej się nie obejdzie, ale powinno z nim być w porządku. W międzyczasie rzucił jeszcze okiem na staruszkę, którą to wszystko zaczynało przerastać i... Ona też zemdlała, a przynajmniej taką miał nadzieję, ponieważ gdyby zaczęła uciekać albo coś, to mogłaby wejść mu w drogę. Niestety wychudzony mężczyzna na zewnątrz postanowił, że nie będzie stał biernie i zdążył jeszcze jakoś wystrzelić dobrze mu znanym żywiołem w ich kierunku. Na szczęście technika była mało precyzyjna i po prostu zajęła ogniem część domu. Nie wyglądało to zbyt ciekawie, szczególnie dla dwójki osób, którą chciał jak na razie wyciągnąć stąd żywo. Sama replika, którą o dziwo rozpoznał już nawet bez żadnego problemu dalej przemieszczała się w jego kierunku. Wydawało mu się, że zdąży zrobić zaledwie jeden unik i potem od razu uda mu się pochwycić mężczyznę na zewnątrz, który najwidoczniej nie zważał zupełnie na to kto jest w środku. Ci cholerni fanatycy. Musiał jak najszybciej się z nimi uporać żeby wyciągnąć tę resztkę informacji, którą potrzebował do zakończenia sprawy. Wtedy nagle dostrzegł, a później usłyszał, że jego technika została zakończona sukcesem. Wtem mężczyzna, który cały czas próbował trafić jego iluzję zatrzymał się. Toshiro wiele razy nie potrafił skorzystać z okazji, które podsuwało mu życie, jednak tym razem bez wahania dostrzegł to zawahanie u jego przeciwnika i postanowił, że pora na zakończenie zabawy z przeciwnikiem. Ruszył z pełną szybkością w kierunku osiłka dobywając obu ostrzy. W jego oczach pojawiła się determinacja, zaś ruchy były pewne. Dystans był bardzo krótki, a poza tym przed mężczyzną dalej znajdował się klon, więc to na nim lub na jego koledze musiała być skupiona jego uwaga. Gdy tylko czarnowłosy był dostatecznie blisko pchnął jednym ostrzem serce osiłka, zaś drugim zaatakował jego szyję poziomym cięciem. Raczej nikt nie będzie w stanie przeżyć czegoś takiego, ale gdyby tak było, to dopycha wakizashi wbite w okolicach serca, a następnie wyjmuje je gwałtownie aby zadać kolejne pchnięcie mniej więcej w tych samych okolicach. Po ataku oryginału klon zastyga w miejscu patrząc na osiłka, a następnie po prostu rozpada się na kruki, które od razu odleciały na boki w różne strony. Nie pozostało mu nic innego jak uporać się z mężczyzną na zewnątrz i jego napierającą kopią. Jak na razie Nishiyama nie był zbytnio zainteresowany tym drugim. Gdy kopia na niego natarła, a raczej powinna być już całkiem blisko, po prostu starał się uniknąć jej ataku, albo po prostu jakąś ją wyminąć i gdy to się udało po prostu pognał w kierunku mężczyzny znajdującego się na zewnątrz. Gdy to mu się udało nie zwlekając zbyt długo po prostu zmienił chwyt na swoich wakizashi i wbił oba w klatkę piersiową leżącego na ziemi mężczyzny. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to najprawdopodobniej nie będzie już musiał rozprawiać się z klonem, bowiem te znikają kiedy ginie ich twórca, a przynajmniej te, które znał.
Krótki wygląd: Albinos, brak źrenic, czerwony cień wokół oczu, dość niska, przewieszona zbędnymi wstążkami, talizmanami i ciężką, mosiężną biżuterią; źle jej z oczu patrzy; ubrana w białe keikogi i czerwoną hibakamę.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi u boku, torba na biodrze, dwie kabury na udach, rękawiczki z blaszkami, bordowy płaszcz.
W życiu nigdy nic nie przychodzi łatwo. Toshiro wiele razy się już o tym przekonał. Czy to siła, czy to zrozumienie, czy to więzi, a może dołączenie tam gdzie by się chciało? Taaa. Ostatnio zdecydowanie nic nie szło po myśli chłopaka i myśl o kolejnej porażce przyprawiała go o wewnętrzną frustrację. Była ona uwidoczniona nieco chłodniejszym podejściem do innych, jak mu się wydawało niewinnych osób. Teraz jednak wszystko miało się zupełnie posypać. Osiłek, na którego atak wymierzył Nishiyama nawet nie zdążył zareagować. Choć ostrze nie weszło tak gładko, czego oczywiście się spodziewał, to i tak udało mu się wymierzyć pchnięcie. No właśnie, zaraz za pchnięciem szło poziome cięcie, które w razie czego miało dobić mężczyznę i nie dać mu nawet szansy na odmachnięcie się. Jak się okazało było ono wręcz konieczne tak jak dopchnięcie wakizashi, które dalej tkwiło w jego tkance piersiowej. Czerwona posoka lała się strugami z jego ciała. Chłopak usłyszał ostatnie szepty konającego. Jego oczy rozszerzyły się momentalnie w zdziwieniu. Był to moment realizacji. Tak na prawdę sprawczynię tego wszystkiego miał cały czas pod nosem. Że też dał się po raz kolejny tak zrobić. Od razu przypomniała mu się misja w górach, gdzie kobieta zlecająca odnalezienie dziecka tak na prawdę chciała je zabić. Oszukała i wykorzystała go, jednak jak się wszystko zakończyło chyba można było się domyślić po tym, że on tutaj był i dalej jeszcze oddychał. Na twarzy bruneta pojawił się grymas niezadowolenia i zniesmaczenia, ale... czym? Sobą? Światem? Innymi ludźmi? A może wszystkiego po trochu? W każdym razie nie trwało to długo zanim babcia "wstała z martwych". Gdy miał się upewnić, że dobije osiłka nagle do jego nozdrzy trafił jakiś gryzący dym, który nie pachniał tak samo jak ten, który wytworzył się przez ogień, który trawił coraz bardziej ten dom. Doskonale przecież znał zapach spalenizny i nie był to na zapach, który jest mu tak dobrze znany. Nagle zachciało mu się kaszleć. Odwrócił się więc od tego dymu jak najbardziej potrafił i starał się wziąć głęboki oddech jeszcze w miarę świeżym powietrzem, aby już więcej nie wdychać tej duszącej substancji. Oczywiście nie skończyło się na kaszlu, bowiem zaraz za tym jego oczy zaczęły go wręcz palić, jakby chciały odmówić mu posłuszeństwa przez to, że przez chwilę jego percepcja się polepszyła. Chwilę po tym jego odsłonięta skóra, a akurat nie było jej zbyt dużo zaczęła go dodatkowo boleć, jakby powietrze chciało go spopielić za to, że właśnie zabił kolejnego człowieka. Nie było to jednak takie proste, okazało się, że winowajczynią była oczywiście staruszka, która zaraz po tym czmychnęła czym prędzej z domu. Toshiro przeklął widząc jak kobieta ucieka, jednak on nie zamierzał również stać bezczynnie. Widząc, że klon wychudzonego mężczyzny zablokował mu drogę przez główne wejście, to... Po prostu zamierzał skorzystać z innego wyjścia nie przejmując się zupełnie klonem. Miał nadzieję zostawić go z tyłu. Na szczęście wcześniej rozejrzał się po pomieszczeniu i wiedział, że po jego lewej stronie gdy patrzył w kierunku drzwi znajdowało się okno. Wyglądało na to, że nie zajęło się jeszcze ogniem, dlatego czym prędzej chciał ruszyć do niego zostawiając za sobą trupa, który przykrył jeszcze żywego mężczyznę. Bardzo chciał go dobić żeby się nie męczył, jednak nie wiedział, czy ma na to czas. Wyciągnąwszy z trupa już swoje miecze rzucił się biegiem do okna chcąc przez nie wyskoczyć wybijając je barkiem, na którym znajdował się naramiennik z kantańskiej stali. Zbroja wydawała się solidna, więc powinna zamortyzować rozbijanie szyby, a następnie jeśli wszystko poszło w porządku, to po przeturlaniu się od razu namierzył swój cel wzrokiem i po raz kolejny złożył jedną pieczęć. Tym razem jednak była to zupełnie inna pieczęć. Technika, która wiele razy ratowała mu skórę i jak dotąd okazywała się najpotężniejszą w jego arsenale, pomimo subtelności. Nagle wokół wszystkich w promieniu 100 metrów zaczęły opadać białe piórka. Wystarczyło zerknięcie. Jedno, bezwiedne, odruchowe spojrzenie na coś co się poruszało i już dany osobnik był w jego sidłach. Oczywiście wszystko robił w biegu, biegł na złamanie karku w kierunku staruszki, która chciała uciec. Nie miał zamiaru jej odpuścić. Oj nie. Bardzo nie lubił być oszukiwany i okłamywany. Niestety wcześniejsza prośba kelnerki nie zostanie spełniona. Swoją drogą Nishiyama nie wykluczał również jej udziału w tym wszystkim czym oczywiście zajmie się po tym wszystkim, gdy skończy z tymi, którzy śmieli go zaatakować. Oczywiście dostrzegł też niedaleko woźnicę, ale stwierdził, że bez sensu będzie do niego krzyczeć skoro ten zaraz najpewniej zaśnie pod wpływem jego techniki. Ostatnim razem kiedy użył jej na nieco większej grupie shinobi Ci padli jak muchy. Trójka wyszkolonych shinobi, którzy brali udział w wojnie Hyuga-Yamanaka padli jak muchy, więc raczej z tymi ludźmi i jakąś starszą nie może być inaczej, prawda? Oczywiście jeśli to nie zadziała mógł jeszcze po prostu strzelać w nią jedną ze swoich ognistych technik jednak była to ostateczność, chciał ograniczyć straty zarówno materialne jak i w ludziach do minimum. Chociaż tak na prawdę, to... co z tego miał? Zupełnie nic. I to było w tym wszystkim najgorsze. Po raz pierwszy dostrzegł fakt, iż przestało mu trochę zależeć na tym czy coś się nie stanie innym, czy na tym nie stracą. Teraz liczyło się tylko to, aby dopaść staruszkę, która zadrwiła z niego w taki sposób i przy okazji... wykonać misję, ponieważ jak mniemał była osobą, której szukał.
Krótki wygląd: Albinos, brak źrenic, czerwony cień wokół oczu, dość niska, przewieszona zbędnymi wstążkami, talizmanami i ciężką, mosiężną biżuterią; źle jej z oczu patrzy; ubrana w białe keikogi i czerwoną hibakamę.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi u boku, torba na biodrze, dwie kabury na udach, rękawiczki z blaszkami, bordowy płaszcz.
Zmęczenie materiałem, który od prawie zawsze powtarzał się w życiu Toshiro sięgnęło już praktycznie zenitu. Wielokrotnie kiedy został poproszony przez kogokolwiek żeby coś zrobić okazywało się, że tak na prawdę osoba, która mu to zleciła jest tą złą. Teraz z jednej strony było inaczej, a jednak skończyło się tak samo. Został wysłany do staruszki, która poniekąd miała pomagać kobietom w potrzebie, a okazała się trucicielką, a na dodatek przywódczynią jakiejś sekty, która ślepo wierzyła w jakąś... staruszkę? Kto o zdrowych zmysłach słuchał by kogoś takiego? Może do tego, aby ich zniewolić umysłowo używała jakichś dziwnych i niezbadanych substancji? Gdyby jeszcze była urodziwa, to miałby jakiś punkt zaczepienia, że Ci faceci, którzy daliby się za nią zabić zostali w jakiś sposób uwiedzeni przez ładny wygląd... Ale staruszka, która znała się w jakiś sposób na alchemii? Stawiałby zdecydowanie na swoje wcześniejsze przypuszczenia odnośnie odurzenia. Jednak to oni byli tymi gorszymi, którzy dali się zwieść i dlatego jeden z nich skończył martwy. Nishiyama nie był teraz w nastroju do cackania się, chociaż poniekąd dał szansę przesłuchiwanemu mężczyźnie, aby wyjawił mu wszystkie tajemnice od razu, wtedy potoczyłoby się to zupełnie inaczej. W każdym razie lepiej wrócić do tu i teraz, ponieważ paliło się i to dosłownie. Substancja, która cały czas podrażniała skórę i drogi oddechowe bruneta dawała mu się nieźle we znaki. Nawet trochę przypomniało mu się Midori, gdzie temperatura dochodziła do nieludzkich wartości i tam rzeczywiście ciężko było oddychać przez samo przebywanie tam. Tutaj jednak na tę sytuację wpływ miał czynnik zewnętrzny. To pewnie jedna z bombek, którą on sam tez ma w posiadaniu. Nie przeszkodziło mu to jednak w wyskoczeniu przez okno. Zostawił klona za sobą i po prostu parł przed siebie nie zważając na nikogo i na nic. Manewr wydostania się z palącego domu przebiegł pomyślnie i bez większych szkód dla jego ciała, dlatego też podjęcie dalszych akcji nie było aż takim problemem. Choć z ograniczoną widocznością, to w oddali mógł mniej więcej dostrzec zarysy dwóch sylwetek. Jedna biegnąca, a druga na powozie. Łzy napływające do oczu sprawiały, że obraz mu się zupełnie rozmazywał. Nie miało to dla niego i tak większego znaczenia, ponieważ następstwo dostrzeżenia celu było całkiem proste. Jedna pieczęć i koniec. Tak często kończyły się jego walki, ale tym razem było mu mało. Zdecydowanie za mało. Usłyszał grzmotnięcie ciała o ziemię, co oznaczało powodzenie techniki. W okolicy zapanowała cisza. Błoga cisza. Toshiro upadł na przysłowiową dupę i odetchnął głęboko. Przecierał dalej swoje oczy, aby pozbyć się piekącego uczucia. Gdy odzyskał dostatecznie dużo swobody w patrzeniu wstał i rozejrzał się za czymś co mogłoby mu pomóc uporać się z pieczeniem. Gdy dostrzegł jakiś kubeł wody natychmiastowo do niego podszedł i przemył nieco oczy. Spojrzał na ich odbicie na tafli wody. Zamarł na chwilę i przypatrzył się dokładnie swoim oczom. Nie mogło być pomyłki. To druga łza. W końcu mu się udało. Przez jakiś czas wydawało mu się, że nigdy nie uda mu się zdobyć więcej mocy, że osiągnął sufit, od którego jedynie odbijał się za każdym razem kiedy chciał się przez niego przebić. Nie. Nie tym razem. Tym razem przebił ścianę wbijając się dalej. Zamknął oczy i kiedy z powrotem je otworzył były na powrót czarne, czarne jak smoła, która zdobiła krawędź pożaru wywołanego przez jednego z pachołków staruszki. Nadeszła pora wrócić jednak do rzeczywistości i stanu faktycznego, czyli należało zająć się zająć tymi, którzy doprowadzili do tego całego zamieszania. Dobył obu wakizashi, aby pozbyć się pozostałych przy życiu osób. Normalnie by tego nie zrobił, jednak teraz... Teraz było jakoś inaczej. Coś zgoła odmiennego nim kierowało. Zupełnie jakby nie był sobą. Niestety jego plan został udaremniony, ponieważ nagle dało się słyszeć głośny tupot. Strażnik pojawił się w momencie, gdy Nishiyama właśnie miał dobijać mężczyznę, którego wcześniej udało mu się złapać iluzją. Kiedy jednak ich spojrzenia spotkały się, chłopak wywinął ostrze i po prostu schował je do pochwy jakby taki był jego zamiar od początku. Dość mocno pochmurniał w tym momencie. Nie mógł przecież na oczach innych ludzi dobić śpiących, bo inaczej mogliby się na niego wszyscy rzucić, a to ostatnia rzecz jakiej by teraz pragnął. Choć tak bardzo korciło go, aby mimo wszystko zatopić swoje wakizashi w ciała ludzi, którzy napsuli mu tyle krwi. -Znalazłem Waszych trucicieli. To tamta staruszka.- tutaj wskazał na staruszkę leżącą na ziemi. -Reszta jej pomagała, a podpalenie to sprawka tego.- przeniósł drugie, nieschowane wakizashi w kierunku mężczyzny leżącego pod nim, a następnie również je schował. To był koniec jego pracy. Skoro zjawiły się służby porządkowe mając już resztę jak na widelcu, to raczej mała szansa, że to schrzanią. -Moja praca tutaj dobiega końca. Musicie znaleźć jeszcze tego, który zlecił mi zaniesienie rumu do tej karczmy. W środku jeden leży martwy, drugi nieprzytomny, choć teraz też już może być martwy. Reszta śpi, bardzo twardo, obudzą się dopiero za kilka godzin, więc możecie ich bez problemu przetransportować do aresztu. Oprócz tego polecam też przesłuchać barmankę pod względem współpracy z tą bandą fanatyków. To ona mnie do niej pokierowała, a potem zaskoczyli mnie w jej domu, więc równie dobrze mogła mieć coś z tym wszystkim wspólnego. Jeśli to wszystko to chciałbym udać się w swoim kierunku.- oznajmił i jeśli nie było dodatkowych pytań, to odebrał swoją zapłatę i udał się w swoją stronę.
Krótki wygląd: Albinos, brak źrenic, czerwony cień wokół oczu, dość niska, przewieszona zbędnymi wstążkami, talizmanami i ciężką, mosiężną biżuterią; źle jej z oczu patrzy; ubrana w białe keikogi i czerwoną hibakamę.
Widoczny ekwipunek: Wakizashi u boku, torba na biodrze, dwie kabury na udach, rękawiczki z blaszkami, bordowy płaszcz.
Nishiyama nie mógł dziwić się, że strażnik domagał się wyjaśnień. W końcu było już całkiem późno, a na dodatek wybuchł pożar w ich mieście, a stoi za tym wszystkim mężczyzna, który był odpowiedzialny za to, aby złapać sprawcę otrucia. Rzeczywiście - zrobił to i od razu chciał mu wymierzyć sprawiedliwość. Nie tylko pachołkom, ale samej kobiecie również. Niestety ubiegli go stróże prawa, którzy przybiegli na ratunek palącemu się gospodarstwu. Jeden z nich właśnie przepytywał bruneta z tego co się tutaj stało. Oczywiście zamierzał im to wszystko wyjaśnić, przecież to właśnie oni, po części zlecili mu tę robotę. Przynajmniej w połowie mógł tak powiedzieć, ponieważ bardziej brzmiało to jak "albo znajdziesz winowajców za nas, albo to Ty nim jesteś". Tak na prawdę nie miał tutaj zbyt dużego wyboru, aczkolwiek sam od początku zadeklarował udział w śledztwie z prostej przyczyny - nie lubił być oszukiwany. Rzeczywistość jak zawsze jednak pokazała mu środkowy palec, ponieważ podczas odszukiwania winowajców po raz kolejny ktoś zrobił go w przysłowiowego konia.
-Zgadza się, tamta babcia. Zebrała sobie kilku parobków i stworzyła jakiś kult, czy coś w tym rodzaju. Poza tym ona znała się całkiem nieźle na alchemii, jak już mówiłem, przepytaj jeszcze barmankę z tamtej karczmy, to ona mnie tutaj wysłała.- nie lubił się powtarzać, ale najwidoczniej musiał skoro ten strażnik nie rozumiał prostych komunikatów, które Toshiro mu przekazywał.
-Motywy nie są mi znane, to szaleńcy, powodzenia w wydobywaniu ich. Zanim zdążyłem się do nich dobrać, sami rozwalili całą tę chatę, więc... To już dużo o nich mówi.- oznajmił jeszcze jakby od niechcenia. Dodatkowo cały czas piekła go skóra i oczy, więc był podwójnie rozdrażniony. Strażnik zaś nie był najlepszą osobą do współpracy jak już się wcześniej okazało. Czy otrzymałby wynagrodzenie, czy nie i tak by stąd odszedł. Nie mógł znieść tego pieczenia w oczach, musiał zdobyć gdzieś czystą wodę. Okazało się jednak, że przewidzieli jakąś dolę i dla niego. Zmierzył mieszek w rękach, a następnie spojrzał przymrużonymi oczami na mężczyznę.
-Jasne, wystarczy. Powodzenia. Mam nadzieję, że dostaną to na co zasłużyli, gdybyście się nie zjawili pewnie wszyscy skończyliby martwi.- oznajmił i zostawił strażnika z tym wszystkim bez żadnego dodatkowego słowa. Ruszył w swoją stronę zostawiając płonący dom, nieprzytomnych winowajców, gaszących pożary strażników i mieszkańców. Brunet postanowił, że wróci do Ryuzaku no Taki, miejsca gdzie ostatnio była Asaka i Shikarui. Być może poszczęści mu się i jeszcze ich tam zastanie. Emocje po ich ostatniej rozmowie na pewno nieco ochłonęły, więc mogą po raz kolejny spróbować dojść do kompromisu, chociaż wiadomo - z Asaką na pewno nie będzie łatwo się dogadać. Jeśli ona coś sobie ubzdura i utrwali w głowie to nie ma zmiłuj, musi być po jej myśli. Toshiro głośno westchnął na myśl o konfrontacji z Koseki, aczkolwiek po tym na jego twarzy pojawił się nikły... Uśmiech.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Podróż dla Mujina była najmniej pasjonującą częścią całego jego życia, zaraz poza snem i spożywaniem posiłków. Nudziło mu się podczas podróży, co poradzić. Nienawidził konieczności przemieszczania się z jednego miejsca na drugie, to był czas który można było przeznaczyć na cokolwiek innego w warunkach stacjonarnych. Mógł się edukować, jak najbardziej, na tematy alchemiczne i okołomedyczne. Mógłby trenować, sprawdzać stan rozkładu trupa z jego ogródku. Mógłby ćwiczyć nową technikę na przykład to jutsu do odkażania. No i mógłby zajmować się pacjentami. Cokolwiek byłoby lepsze od motorycznego i bezmyślnego ruchu kończyn dolnych. Jedyna zaleta w tym, że mógł w tym czasie podejmować się wyzwań intelektualnych. Mógł myśleć, rozważać, robić notatki. Ale nie powinien się zatrzymywać, więc ich jakość musiała się ograniczyć do spisania posiadanych przez siebie wiadomości w ramach tego zadania. Albo spisywanie swoich myśli. Teorii. Cokolwiek. Te opcje które miał, nie miały wiele sensu. Ale coś musiał robić. Zajął się sporządzaniem listy roślin, które napotkał na swojej drodze. Tak, siedział z nosem nieco w swoim notatniku. Przeglądał go, zaznaczał na nowo co ważniejsze strony. Podróż, jakakolwiek by ona nie była, musiała być. Miał nadzieję że szybko dotrze, bo i szybciej się chciał z tym problemem rozprawić, oczywiście przy zachowaniu proporcji wysokiej jakości usług do minimalnego czasu. Nie chciał spędzać nad tym problemem więcej, niż było to potrzebne. Dlatego kiedy tylko dotrze do wioski to zacznie swoje poszukiwania. Nawet będzie pytał ludzi, jeśli sam sobie nie poradzi. Chyba zauważą, że on nie jest tutejszy, ale co? Mu odmówią? MU ktoś miałby odmówić? Medykowi? Z renomą, z sukcesami? Ta, mogliby. Ale nie powinni.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Mur. Nie przepadał. Jego funkcje praktyczne niewątpliwie były widoczne, odgradzanie się od zwykłych mas. Ale z drugiej mogło budować pewne negatywne skojarzenia. Gdyby on pracowałby w miejscu ogrodzonym murem to pewnie na myśl przyszłoby mu coś pokroju "jestem tu zamknięty", "jestem więźniem" czy coś w ten deseń. Zdesperowany człowiek to człowiek szukający znaczenia we wszystkim. A gdyby warunki jego pracy były przygnębiające, płaca niska, był wykorzystywany i pewnie oszukiwany. Mujin głupi nie był i psychikę ludzką także poniekąd rozumiał. Dlatego też widok ludzi skandujących negatywne hasła i wyrażających swoje niezadowolenie nie był zaskakujący jakkolwiek. No i dlatego że słyszał o strajkach, nie wiedział tylko jaka jest to skala i jaka forma. Czy po prostu odmowa wykonywania pracy czy może aktywny sprzeciw i działanie na szkodę. Osobiście uważał, że forma protestu nie powinna przyjmować formy opartej na niszczeniu mienia i przemocy. Protestujący, brzydko mówiąc, rozpierdalający własność prywatną i publiczną, nie zrobią sobie poparcia u nikogo. To w sumie inna forma bandystwa. Bandytowania? Bandycenia? Nie znał na to dokładnego terminu, ale zamysł i definicję znał. I trzeba było w końcu podejść do jednego takiego potencjalnego bandziora. Jeszcze w formie protestującego, ale kto wie, może? Czego powinien się dowiedzieć? Kto tutaj rządzi, po stronie protestujących. Na pewno mają jednego takiego, który mówi w ich imieniu, prawda? Najlepiej byłoby zwrócić uwagę wszystkich jednocześnie, prawda? Wzbudzić respekt. Tak, mógłby właściwie po prostu pytać. Albo rozejrzeć się, może któryś z nich miałby jakieś widoczne... oznaczenie? Jak oznaczeni sią przywódcy protestujących? Jakby kiedykolwiek na jakimś był, to może by wiedział. Ech. Więc pozostawało zwrócić uwagę wszystkich i zrobić małe przedstawienie. Ludzie krzyczeli, a Mujin nie miał zamiaru bić się z kilkudziesięcioma na raz na to, kto potrafi być głośniejszy. Stworzył małą chmurkę z robaków i podleciał na niej na sam przód protestu, obok bramy. Dokładnie nad nią, żeby zwrócić uwagę wszystkich. Latający mężczyzna decydowanie powinien przykuć ich uwagę. Dumnie wyprostowany Mujin następnie przemówi do tłumu. - Przepraszam wszystkich, który z was jest przywódcą protestu? Jestem niezależnym ninja-medykiem, Yokage Mujin, i przybyłem w celu rozwiązania tej sprawy. - obwieścił ludziom. Nie starał się być głośno, ale podniósł głos. Liczył, że zwróci uwagę samym swoim przybyciem. Na sporej chmurze robaków, ekscentryczny wygląd i rzecz jasna jego postawa.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Jak mieli zareagować? Najlepiej radością, szczęściem. Akceptacją. Ktoś znaczący w końcu chciał się zająć ich sprawą i stanąć po ich stronie. Ktoś, kto zna się na rzeczy. Ktoś odpowiednio potężny i kompetentny, na pewno bardziej niż jakieś chłopy z widłami czy innymi narzędziami rolniczymi. Mogli nie wiedzieć o jego kompetencjach oczywiście, ale jego elokwencja i estetyka powinna dać im do myślenia. Czego oczekiwał, oczekiwał przywitania go z otwartymi rękoma. Jak zawsze go przyjmowano, gdy był potrzebny. Medyk był najbardziej potrzebnym elementem każdej społeczności, rzecz jasna. Dlatego chciał być witany bardziej pozytywnie. Zamiast tego został potraktowany jak jakiś morderca. Jak zbój na zlecenie. Żyłka na jego czole zaczęła ujawniać swoją obecność. Ukryta pod czapeczką, zupełnie jak jego nagle ujawniający się element żywego gniewu. Ujarzmiony co prawda przez dyscyplinę i etykę moralną medyka, ale nadal - sytuacja Mujina dotknęła. - Spokojnie, nie jestem pod nikim i nie chcę krzywdzić nikogo. Jestem medykiem. Chcę rozwiązać tą sprawę sam z siebie. Możecie mi nie wierzyć, rozumiem. Ale dajcie mi chociaż szansę. - odpowiedział, ale musiał wymusić z siebie ostatnie słowa. Dać mu szansę. ONI mieli dać mu szansę? To on robił im łaskę, że zechciał się nimi zająć. Ciężko było mu uniżać się przed nimi, oj ciężko. Gdyby tylko nie nosił maski, to widać by było na jego twarzy ogromne skrzywienie, jakby patrzył na coś obrzydliwego. Nie żeby cokolwiek obrzydliwego go ruszało, jego psychika była twarda jak skała, a żołądek jak jeszcze twardsza skała. Miał nadzieję, że jego słowa dotrą do nich. A przynajmniej do tego mężczyzny imieniem Ishibashi. Jakiś głupek się wygadał, kiedy mógł nie mówić jego imienia. Nie, żeby robiło to jakąkolwiek różnicę. Po imieniu i tak nikogo nie rozpozna w tym nieprzyjemnie do niego nastawionym tłumie. Co najwyżej pójdzie do drugiej strony. Zawsze miał drugą opcję, gdyby plebs nie zrozumiał jasnego przekazu płynącego z jego strony.
Krótki wygląd: Wysoki (197cm). Kobieca uroda i długie włosy ukryte pod czapką. Wątłej, niepozornej budowy. Maska na twarzy. Bandaże na rękach. Kurta, workowate spodnie, czapka z niewielkim daszkiem. Wszystko w ciemnozielonym kolorze. Lekkie buty ninja.
Widoczny ekwipunek: Duża torba przy prawym boku, duży zwój na plecach, po bukłaku przy pasie, ręce obwinięte bandażami
Ludzie nadal się go bali, pomimo jego deklaracji chęci pomocy. Głupi mimo wszystko ci ludzie niższej warstwy. Robole do wykorzystywania. Pewnie właściciele manufaktury dlatego ich wykorzystywali. I dlatego że robole nie mieli raczej większego wyboru. Oczywiście nie mówił, że zasługiwali, ale ich stan intelektualny najwidoczniej był bardzo odpowiedni do ich aktualnej sytuacji. Nie przepadał za nimi, ale dopóki medykiem był, to nimi także powinien się zajmować. Takie są jego obowiązki wynikające z medycznych doktryn, które przyjął za centrum swojej moralności. Ale ale, mimo że zdecydowana większość nie miała ani krzty kultury i ogłady wobec osoby Mujina, to przynajmniej ktoś mu odpowiedział. - Hmh. Rozumiem. - W końcu, ktoś z kim można było normalnie porozmawiać. Jak dobrze. Jedyna osoba która CHCIAŁA jakkolwiek z nim porozmawiać. Godne podziwu, trzeba mu będzie później pogratulować czy coś. Dać medal wyciosany z drewna czy inne gównotrofeum. Chociaż wolałby przeprowadzić dialog z przywódcą ich grupki, żeby poznać nieco więcej szczegółów od bardziej charyzmatycznej jednostki. Obytej w słowie. Ale ten pryszczaty jegomość też chyba ujdzie, nie żeby miał jakiś wybór. Wylądował na ziemi, a robaczki szybko wróciły do jego ciała. Może to one były powodem strachu? Bo faktycznie okazał się ninja? Jakby zachowywał się jako zwykły, może nieco ekscentryczny człowiek? Ale przecież był kulturalny i chciał nawiązać nic porozumienia. I przecież był medykiem, co w tej sprawie było ważne. Zachował się jak normalny człowiek, to plebs niestety nie był obyty z normlaną dyskusją merytoryczną. - Więc, jak rozumiem - powiedział do pryszczatego jegomościa, podchodząc powoli - Sukeyoshi nie wypłaca wam pieniędzy albo wypłaca za mało, przez co nie macie godnych warunków życia. Rozumiem. Mam jeszcze kilka pytań, a potem zajmę się tą sprawą. Ile wam wypłaca? Od kiedy zaczęły się z nim problemy? Zakładam że dawaliście mu znać, jaka była jego reakcja? I Jak dokładnie wygląda ten cały Sukeyoshi? - Mujin potrzebował przede wszystkim informacji o faktycznym stanie rzeczy. Jak inaczej miał ocenić tą sytuację, jeśli nie miałby pewnych danych? To znaczy no, "pewnych". Zebranych od kogoś kto ewidentnie się go bał i kto raczej nie ryzykowałby kłamania w żywe oczy. Czyli można powiedzieć, że pewnych. Co miał dalej zamiar zrobić, po wyciągnięciu informacji? To już leżało bardziej w sferze domysłów, zależnie od tego jak zareagują strażnicy i czego dodatkowo się dowie. Najlepszym dla niego rozwiązaniem byłoby wejście niepostrzeżone, w sposób w który nie da się go zobaczyć. Wleciałby chętnie na dach budynku i wysłał robaki na przeszpiegi. Znalazł pokój w którym zlokalizowany jest mężczyzna. Albo umówił się na faktyczne spotkanie jako reprezentant robotników. W zależności od tego, czy właściciel jest człowiekiem kultury, czy chamem do pacyfikacji.