Kraj kupiecki położony na wschód od Prastarego Lasu. Graniczy z prowincjami Midori, Sogen i Kaigan. Ryuzaku no Taki jest znane ze swojego bogactwa i szeroko zakreślonych wpływów - związane jest to z dobrym położeniem i łatwym dostępem do morza, czym nie może się pochwalić Shigashi no Kibu. Kraj ten ma bardzo żyzne gleby i przyjazny klimat, co korzystnie wpływa na jego stan. Na terytoriach tej prowincji, wśród nielicznych pagórków, można też znaleźć główną świątynię Wyznawców Jashina.
Katakuri szybko myślała oceniają po raz kolejny sytuację. Gdy już miała konkretny plan jak pokonać przeciwników musiała go wdrożyć w życie. Gdy wysłała klona z zapasem czakry przed siebie, a sama rozpoczęła flankowanie przeciwników przyświecał jej cel by walkę zakończyć dosyć szybko, bez zbędnego wdawania się w pojedynki. Była samurajką więc teoretycznie powinna walczyć jeden na jednego w bliskim kontakcie. Z tym że niestety, ale w obecnej sytuacji nie powinna tego robić. Nie tylko dlatego że nie wiedziała nawet czy w walce jeden na jednego mogłaby w ogóle wygrać z takimi przeciwnikami, a dlatego że zdawała sobie sprawę że może to narazić na szwank życie i zdrowie opiekunów dziewczynki. Czy jednak protagonistkę powinno obchodzić życie tych zupełnie losowych ludzi? A przynajmniej do tego stopnia by ryzykować że sama zostanie zraniona z racji tego że jest ich aż dwóch, a ona jedna? No tak właściwie to nie, chyba jedyne sensowne powody by im pomóc to to że dziecko będzie miało problemy jak zostaną zranieni jego rodzice, oraz że ona sama będzie mieć ich jednak na sumieniu. Dlatego też z ponurym grymasem na twarzy odebrała to że wzięto za zakładników rodziców dziewczynki.
Plan troszkę spalił na panewce, w końcu chciała docelowo oddać strzał by zlikwidować jednego z bandytów, a drugim zająć się w sposób tradycyjny. Niestety jeśli w grę wchodzi zranienie niechcący kobiety to trzeba ugryźć to inaczej. Z niechęcią zdjęła strzałę z cięciwy i przewiesiła sobie łuk przez ramię. Zebrała czakrę w nogach i rozmiękczyła glebę pod swoimi stopami, zapadając się pod ziemię, by potem poruszając się pod jej powierzchnią dotrzeć do zbira trzymającego zakładniczkę, planując potem uśmiercić go dosyć szybko. Mogła próbować go wciągnąć pod ziemię, ale zdawało się jej to słabym posunięciem, z racji tego że kobieta mogła jednak oberwać nożem. Dlatego uznała że chce znaleźć się dokładnie pod bandytą a potem z całej siły swoim no dachi pchnąć w górę tak by wyłoniło się błyskawicznie między jego nogami wbijając się w jego ciało. Ostrze było długi więc liczyła że jak wbije mu je między nogami to bez problemu przejdzie przez organy wewnętrzne w brzuchu co uśmierci delikwenta na miejscu nim zrani poważnie zakładniczkę.
Sam klon zaś znowu odwróci uwagę bandytów. Leżąc na obalonym Masakim wyjęła kunaia i przyłożyła mu go do gardła mówiąc Nie dosyć że nie chce się ze mną zaprzyjaźnić to jeszcze mnie atakujesz? A ty chcesz skrzywdzić inną kobietę? Przeproście, albo będę musiała was zabić. Potem obróciła głowę i rzekła mówiąc do zakładniczki, A ty chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Wyglądasz miło i ładnieeeeee. Zostaniemy koleżankami?
Katakuri obmyśliła dosyć dobry plan pokonania przeciwników. I jest to raczej fakt zważywszy że jeden z oponentów zginął a drugi jest pojmany. No i zakładnicy żyją. Można założyć jednak że cała misja nie wyszłaby raczej tak dobrze gdyby dziewczyna zamiast trenować ninjutsu skupiła się tylko na szermierce. To powinna być dobra lekcja na przyszłość. Wielozadaniowość kluczem do sukcesu! No ale wracając do samych bieżących wydarzeń. Gdy protagonistka przekopywała się pod ziemią nie była do końca przekonana czy wie co robi, nic nie gwarantowało że nie chybi bądź zbój w ostatnim momencie nie poderżnie gardła zakładniczki. Wszystko się jednak udało. Długie ostrze zatopiło się w ciele zbrodniarza, a ten padł na ziemię martwy wyswobadzając matkę małej dziewczynki.
Niczym piękny anioł, bądź brudny kret, zależy od interpretacji, Katakuri wyłoniła się z ziemi za zabitym zbójem po wcześniejszym wyrwaniu no dachi z jego ciała. Rozmiękczona ziemię nad sobą wypychając się do góry i pozwoliła by jej technika została zakończona. Wbiła ponownie broń w ciało poległego. Chciała mieć absolutną pewność że przeciwnik został zneutralizowany. W tym momencie dobiegły ją wrzaski Masachiego który leżał pojmany przez klona. Dziewczyna obróciła się spoglądając prosto w oczy bandyty. Z uroczym uśmiechem rzekła Chciałam się zaprzyjaźnić, a ty nie dosyć że jesteś niemiły to jeszcze chciałeś mnie skrzywdzić. I wyzywasz mnie za to że obroniłam kobietę! Chciałabym się zakolegować ale nie możemy, musisz najpierw odpokutować swoje winy. W tym momencie dotonowy klon dostał mentalne polecenia połamania obydwu nóg przeciwnika. W przypadku gdyby było to niemożliwe, chociażby z racji niedużej siły bohaterki, to wyjmie on kunaia i powbija go kilka razy w nogi, tak by tamten nie mógł uciec. Oczywiście nadal pilnowała łajdaka. Następnie obróciła się do napadniętych. Wasza córeczka jest tam, znalazła mnie i poprosiła o pomoc w uratowaniu was. Ja swoje zrobiłam, proszę byście stąd zawinęli swoje zadki i pocieszyli biedactwo. I to szybko..... W miedzy czasie pokazała im mieczem kierunek w którym zostawiła płaczliwą istotkę.
Po załatwieniu ,,formalności" i zbyciu rodziców podeszła do Masachiego. Zły człowiek, do tego z brzydkim życiem. Katakuri miała swoje poglądy na to jak uczynić jego byt troszkę piękniejszym. Tak jak zawsze, ładna śmierć! Artystyczna! Ale jednak obyłoby to troszkę niehonorowe, a honor to jedna z głównych wartości bohaterki. Westchnęła. Ponownie przybrała przesłodką minkę i uroczym głosem powiedziała Kto z was ma jakieś Ryto w kieszeniach? Potrzebuję dofinansowania na nowy płaszcz, twój kolega ten mi zabrudził. Ale śmiesznie ta krew się z niego polała, co nie? Najbardziej idiotyczny sposób żeby umrzeć, dziabniętym w krocze! Aż się uśmiałam. Słuchaj zrobimy tak. Co prawda okazałeś mi wrogość i nie chciałeś się zaprzyjaźnić, ale ja jednak będę wyrozumiała. Jak przysięgniesz że nigdy nikogo nie skrzywdzisz to cię nie zabije i będziemy się mogli lubić. Gdyby bandyta przeprosił za swoje zachowanie będzie ona kontynuować. Jeśli nie to klon ma kunaiem zacząć ponownie dziabać wroga aż się nie zgodzi. No dobrze, i tak powinno być! A teraz słuchaj kochaniutki, dam ci wybór. Żebyś odpokutował swoje poprzednie winy musisz ponieść karę, wtedy zostaniemy prawdziwymi przyjaciółmi. Wolisz żebym wydłubała ci obydwoje oczu i ucięła 1 nogę, czy żebym ucięła obydwie nogi i jedną rękę? Pamiętaj że to dla twojego dobra i naszej przyjaźni! Oczywiście możesz też uznać że wolisz zginąć, wtedy uduszę cię wypatroszonym jelitem twojego kolegi, albo utopię w jego flakach. Twoja wola kolego!
Katakuri zgodnie z planem wyeliminowała przeciwników. Zakładnicy ocaleni, a jej samoocena podniesiona drastycznie po pięknie wykonanej akcji. Czego chcieć więcej? Matka ledwo podziękowała za ratunek, a już drugi bandyta zaczynał pokwikiwać kiedy jego nogi zostały podziurawione przez klona. Doszła do wniosku że lepsze to niż próby zwykłego połamania kości. Co prawda druga opcja sprawiłaby że cierpiałby dużo dłużej, a może i całe życie gdyby źle się zrosły, ale poranienie też spełniło swoje zadanie, jakim jest uspokojenie młodzieńca chcącego się wyrwać na wolność, oraz sprawienie że nawet jak się wyrwie to specjalnie szybko uciekać nie będzie. Westchnęła, rodzice troszkę przerażeni szybko odeszli, w kierunku wskazanym przez protagonistkę. Chwilę poobserwowała ich upewniając się że obrali dobry kierunek i obróciła się zająć swoim więźniem. Nie przeszło jej nawet prze myśl brać wynagrodzenia za ratunek od rodziców, w końcu mieli dziecko do utrzymania!
Jej zachowanie mogło wydawać się innym mało honorowe. Zwłaszcza w oczach innych wojowników z jej krainy. Ale pamiętajmy że honor to postawa, w której poczucie własnej wartości jest związane z wiarą w wyznawane zasady i ich egzekwowanie. Katakuri rozumiała go dużo inaczej niż inni samurajowie. Kodeksem samurajskim to niemal gardziła w wielu miejscach. Jej zasady mówiły jasno że trzeba pomagać takim małym słabszym dziewczynką. Przestępcy zginęli może mało pięknie, może mało honorowo, ale wymierzenie kary adekwatnej i zapewnienie bezpieczeństwa innym jest dużo ważniejsze od dbania o ich dobre imię, czy godną śmierć. Po za tym widać że rozpoczyna się wojna, przecież ci ludzie nawet doprowadzeni pod sąd zapewne zostaliby wcieleni do armii jako najemnicy, jak to zwykle bywa podczas wojny. Nikt nie przejąłby się ich kryminalną przeszłością, dlatego to bohaterka musi być panią życia i śmierci oraz wydawać wyroki następnie je egzekwując. Wysłuchała skomlenia pokonane poranionego bandziora. Uśmiechnęła się do niego słuchając jego wyjaśnień. A więc zbłądziłeś tak? Mogłeś wykorzystać swoją siłę by pracować fizycznie na przykład jako drwal, a wolałeś żerować na pracy innych. To twój pierwszy grzech. Po drugie podniosłeś rękę na bezbronną kobietę która do ciebie podeszła chcąc się zaprzyjaźnić, chciałeś ją zranić, a może zrobić coś jeszcze gorszego. Po trzecie przez was biedna mała dziewczynka, córka tych ludzi mogła mieć zniszczoną psychikę. Popełniłeś 3 grzechy w parę minut, nie jesteś dobrym człowiekiem, nie żałujesz za swoje czyny. Mówisz że nie będziesz już krzywdził innych, ale skoro jesteś grzesznikiem to czy mogę ci wierzyć? Zawiesiła głos patrząc na ten przerażony wrak człowieka. Zaczął się strasznie szamotać. Powoli zaczynało się robić trudniej. Katakuri zdecydowała. Zamknij się i słuchaj nie zabiję cię, ani nie doprowadzę do stanu w którym byś zginął w lesie, nie jestem taka, i byłoby to niesprawiedliwe, ponieważ ta kara byłaby za surowa skoro mówisz że nie chciałeś ich skrzywdzić. Pozwolę ci odejść w pokoju. Uśmiechnęła się do niego. Chciała by mężczyzna się uspokoił, przestał krzyczeć i się szamotać. Jeśli faktycznie się uspokoił, widząc światełko w tunelu jakim jest przeżycie, klon nagle wepchnie mu kamienną łapę do ust i wyrwie język. A potem kunaiem przeora mu twarz na wysokości oczu. Wyrwanie języka i wydłubanie oczu, oraz blizna na twarzy w prezencie. Klon puścił mężczyznę pchając na ziemię a następnie zaczął go wściekle okładać i kopać, ale tak by nie zabić. Sama bohaterka zaczęła odchodzić mówiąc. Za twe grzechy otrzymasz karę. Jesteśmy w takim miejscu że dasz radę dojść do osad ludzkich gdzie ci pomogą. Raczej nic cię po drodze nie zje. Jestem miłosierna więc wybaczam ci grzech podniesienia na mnie ręki. Karą za kradzieże są rany na nogach, i siniaki z pobicia, z tego raczej wyjdziesz. Jednak oślepiłam cię byś zawsze pamiętał o niegodziwościach których się dopuszczasz na ludziach którzy mieli kogoś pod opieką. Teraz ty ślepy będziesz osobą którą inni będą się musieli opiekować. Za to twój wężowy język którzy służył ci do ranienia dusz i serc słabszych został wyrwany więc już nigdy nie dojdzie do sytuacji gdy będziesz kogoś próbował zastraszyć. Bywaj w zdrowiu Masachi, gdy spotkamy się jeszcze raz to nie okaże ci litości. Zastanawiała się jeszcze nad próbą kastracji, ale stwierdziła że mu daruje.
Katakuri okładała za pomocą swojego klona bandytę który to właśnie cierpiał katusze po wyrwanym języku. Pech chciał że troszkę mu się zmarło. Nastrój ze zwycięstwa troszkę zaburzały ostatnie słowa skazanego na śmierć przez protagonistkę, w których to mówił o tym jak bardzo to u nich nie było źle i biednie i że pracy to nawet przy rąbaniu drewna nie ma. Dezaktywowała technikę i oddaliła się od trupa głośno prychając. Co z tego pomyślała, chuj mnie obchodzi że mieliście problemy, skoro dosłownie chwilę temu rzuciłeś się z pałą na drobną kobietę która nie wyglądała jak by miała ci zagrozić. Zasłużyłeś sobie na ten los, zdychaj, niech cię zeżrą robale. Spokoju i rozgrzeszenia zaznasz w niebie, jeśli do niego trawisz.
Minęło parę dni odkąd Katakuri skończyła trening poprzedniej techniki. Okres ten poświęciła na regenerację ciała i doszlifowanie ostatnich elementów. Na chwilę obecną jej obozowisko to ognisko pod kamieniem na którym leżała gdy pierwszy raz spotkała małą płaczącą dziewczynkę, oraz złożony z gałęzi drzew i ściółki leśnej, mały namiocik chroniący ją w noce od wiatru i deszczu. Odpowiednie obozowisko jak na ciężki trening. Dziewczyna wstała przeciągając się. W milczeniu, bo do kogo miała zresztą mówić, ruszyła załatwić poranną toaletę w strumieniu. Chwilę popływała, obmyła się, i ruszyła ponownie na plac treningowy. Jeśli tak można nazwać polankę na skraju lasu na której dzielnie siekała drewno swoim no dachi. W końcu gdzieś ćwiczyć trzeba, a nie miała najmniejszej ochoty wracać w okolice swojej starej chaty w której to nie tak dawno zmarła mistrzyni. I tak już bolesne wspomnienia tłumiła wysiłkiem. Nie chciała rozdrapywać niezagojonych ran. Tak więc gdy słońce leniwie sunęło po niebie, ona dobyła swej broni szykując się do kolejnego treningu.
Dziewczyna ziewnęła obracając się na drugi bok. Światło dnia zaczęło razić ją w oczy. Temperatura zaś spadła. Po krótkim rzucie oka na otoczenie zorientowała się że winę za to ponosi wypalone ognisko. Usiadła drapiąc się po głowie. Trening trwał już od paru tygodni, dzień w dzień ćwiczyła od świtu do nocy polepszając swoja szermierkę, tak by sprostać zadaniom które stawia przed nią świat. Brudny, niegodziwy świat, wymagający zdolności przelewania krwi. Jednak trzeb grać kartami które się dostało od losy prawda? Przeciągnęła się i ruszyła w stronę rzeki. Po krótkiej gimnastyce podczas której próbowała zrobić niezbyt skutecznie szpagat, zdjęła płaszcz i zrzuciła ubrania. Dotknęła palcami u stopy wody. Lodowata. Zagryzła zęby i wzięła rozbieg wbiegając w lodowaty uścisk strumienia.
Pierwsze małe białe płatki zamarzniętej wody upadły na twarz spoconej Katakuri. Spojrzała w niebo przerywając struganie patyka. Niebo nad lasem zaczęło ciemnieć, bynajmniej nie przez godzinę, ta była jeszcze wczesna. To matka natura wkroczyła w etap zimowy. Na dworze zrobiło się szaro-buro. Pierwsze w tym roku powiewy naprawdę chłodnego powietrza zaczynały dobitnie świadczyć o tym iż niedługo będzie trzeb zbierać się do zejścia w gór. Dlaczego? A proste pytanie, co weganka ma jeść w tej dziczy jak cała zielenina obumrze? Zwierząt nie zje, a zapasy suszonego jedzenia nie dosyć że kończą się samoistnie, to jeszcze jest spora szansa że po prostu namokną spleśnieją, i sprawią że dziewczyna umrze tutaj z głodu, albo umrze zatruta. Obydwie opcje nie były zbyt przyjazne. Przetarła twarz. Chwila zamyślenia spowodowała iż jej twarz zrobiła się cała mokra od padającego śniegu. Pociągnęła nosem, zdając sobie sprawę że chyba przy tej pogodzie trzeba by było powoli rezygnować z pływactwa w rzece, no chyba ze bardzo jej zależy na chorobie. Wróciła do strugania patyka. Jej szałas w którym wegetowała ostatnie tygodnie chcąc nie chcąc powoli usychał, łamał się, i ogólnie przez ciągłe użytkowanie i czas ulegał zniszczeniu. Dlatego trzeba było zbudować go w przyszłości na nowo, a teraz co najmniej postarać się by jego główny szkielet składał się z nowych gałęzi, tak by konstrukcja utrzymywała się następne parę dni. Po skończeniu pracy wczołgała się do ,,domku" i wbiła patyk tworząc dodatkowy filar podtrzymujący sufit. W odpowiedzi szałas zrobiony z suchych gałęzi pod wpływem wiatru i drgań posypał jej na głowę resztki kory i suchych liści. Zaklęła siarczyście i wyszła na dwór.
Początek zimy to okres mrozów i wilgoci. Opady śniegu pojawiały się co parę dni, i szybko ustępowały a temperatura szybko rosła powyżej zera co sprawiało że obecne już na ziemi płatki śniegu ponownie zamieniały się w wodę, która to zaś zamieniała stabilne dotąd podłoże w błotnistą papkę. Zjawisko to było najbardziej widoczne to nocnych opadach śniegu gdzie temperatura potrafiła dawać się naprawdę mocno we znaki. Jednego takiego dnia, Katakuri doszła do wniosku że nie ma sensu tego poranka ćwiczyć szermierki. Mogła próbować znaleźć miejsce na tyle suche by nie ślizgać się bądź chociaż nie brodzić w błocie po kostki, ale był to jej zdaniem niezbyt mądry ruch. Po co utrudniać sobie życie kiedy można próbować wykorzystać to co się ma pod ręką do treningu?
Katakuri zamieszała w garnku. Ze smutkiem patrzyła w kilak samotnych warzywek pływających w kółko w rozgrzanej gotującej się wodzie. Tak wygląda obiad wojownika myślała ze smutkiem. Rozejrzała się po okolicy w nadziei na właściwie sama nie wiedziała co. Chyba na cud, w postaci jakiegoś worka ziemniaków albo przechodzącego obok handlarza który mógłby jej dostarczyć parę smakołyków. Nie tak dawno odwiedziła pobliską wioskę w celu zakupów, ale mimo to miała mało rzeczy pod ręką. Zima była na tyle frustrującą porą roku że niestety, ale nie mogło być za bardzo mowy o jakiejś próbie chomikowania prowiantu na później, po prostu by zamókł w parę godzin. I tak też zmuszona była co częstego schodzenia z gór, co zaś zaczynało ją mocno drażnić. W końcu przyszła tutaj trenować sztuki ninja i szermierkę, a nie biegać w górę i w dół. To mogła robić w każdym innym miejscu. Do tego co robiła zaś potrzebowała spokoju w miejscu odosobnionym od innych ludzi.
Dziewczyna wracała właśnie z workiem warzyw które to odkupiła od jakiegoś wieśniaka w wiosce. Przy pasie był bukłak z alkoholem, jakimś piwem na średnim poziomie, a w torbie kilka woreczków różnych przypraw ziołowych i troszkę suszonych specjałów, jak pestki dyni, albo suszone owoce. To ostatnie miało jej służyć jako przekąski, na zimne zimowe wieczory gdy nie będzie chciało jej się gotować. Z daleka widziała już swoje malutkie obozowisko. Zakleła w duchu przypominając sobie że nie zgasiła do końca ogniska, przez co to teraz jeszcze smutno się żarzyło. Gdyby miała pecha to powiew wiatru mógł by przenieść iskry na jej szałas, co skończyłoby się prawdopodobnie pożarem lasu, a na pewno uszkodzeniem jej schronienia.
Katakuri uciekła przez ciemny las. Słyszała za sobą syki i warkoty bliżej niezidentyfikowanych istot. Biegła przed siebie, mała i bezbronna. Puste nocne niebo było niczym podkreślenie beznadziejności sytuacji w której się znalazła. Biegła jednak dalej. Kilometr po kilometrze, metr po metrze. Przemierzała krainę ogarniętą prawie jak by w smutku i cierpieniu. Czuła niemal na swoich plecach oddech złowrogich istot łaknących tylko jednego, jej zguby. Obudziła się. Motyla panna śniła po raz kolejny swój koszmar. Wytwór jej skrzywionej psychiki, emanacja jej wewnętrznych leków i ukrytej w środku ciemności. Jak by mrok w niej chciał powiedzieć, kobieto skończ ze sobą! Albo zmień coś w swoim życiu bo już zawsze będziesz małą bezbronną dziewczynką której nikt nigdy nie pomoże. Otrząsnęła się wściekle. Więcej nie zaśnie, a przeleżeć całych kilku godzin patrząc w niebo też jej nie w smak. Fakt że jej praca przypominała bardziej wybuchy energii a nie systematyczne działanie pchnął ją jeszcze dalej ku potwierdzeniu że jednak trzeba jakoś ten czas spędzić. Markotnie wyczołgała się ze swojej nory, zwanej też eufemistycznie obozowiskiem. Wyprostowała plecy, strzeliła knykciami.