Do jednej ze sztuczek, które chciała opanować, potrzebne było… ukrycie. Dokładnie tak! Nikt nie powinien widzieć tego, co robi. Skupiła się na kolejnych krokach. Już znalazła dużą skałę, za którą się schowała, teraz pora na pieczęci. To akurat miała dobrze opanowane i nie zajęło jej wiele czasu. Pies i kot… duży kot. I jest. Teraz czekamy na bum i… nic się nie stało. Czyżby nie zadziałało? Coś musiałam pomieszać.
Rozejrzała się wokół siebie. Było pięknie. Zima nadawała temu miejscu zupełnie inny charakter. Bardziej unikalny. Wybrała sobie drzewo, za którym się skryje. Trochę wygibasów małymi rączkami, które kolejno utworzyły psa i tygrysa. Teraz się udało. Wyszła zza drzewa, a po lewicy i prawicy miała po jednym ze swoich klonów.
Postanowiła coś sprawdzić i jeszcze raz udała się za skałę. Dlaczego wcześniej się nie udało? Zrobiła wszystko tak, jak przy poprzedniej, udanej próbie. Zebrała wszystkie swoje siły i… tym razem technika zadziałała bez zarzutu. Wokół niej było znacznie więcej klonów, niż ostatnim razem.
Jeśli to miejsce miało być jeszcze fajniejsze, to należało doprawić je obecnością dziesiątek Matsubarich-juniorek.