Strona 1 z 3

Farma z krowami

: 5 lut 2016, o 12:50
autor: Setsu

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 5 lut 2016, o 13:07
autor: Setsu

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 7 lut 2016, o 11:04
autor: Wūgo

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 9 lut 2016, o 19:50
autor: Ichirou

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 10 lut 2016, o 13:04
autor: Wūgo

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 10 lut 2016, o 16:03
autor: Ichirou

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 11 lut 2016, o 11:19
autor: Wūgo

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 11 lut 2016, o 18:28
autor: Ichirou

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 11 lut 2016, o 18:44
autor: Wūgo

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 11 lut 2016, o 19:26
autor: Ichirou

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 11 lut 2016, o 21:11
autor: Wūgo

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 12 lut 2016, o 11:46
autor: Ichirou
Misja wykonana, wynagrodzenie standardowe.

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 10 sty 2020, o 17:35
autor: Asaka
Z westchnieniem przekazała Shikiemu karteczkę z wiadomością od Toshiro i więcej się już na ten temat nie odezwała. Nie chciała mówić o tym więcej niż ponad to, ile już powiedziała wczoraj. A mówiła przecież długo, gdy byli sami. Bo i do powiedzenia miała wiele. Ale teraz, dziś, po przespaniu się i choć chwilowym odetchnięciu poczuła, że nie chce mówić już nic więcej, bo i nie ma już nic do powiedzenia. Nie teraz. Może… może za jakiś czas. Ale w tej chwili absolutnie nie.
Z przyjemnością przyjęła spacer po mieście, od kramiku do kramiku, w poszukiwaniu rzeczy, jakie chcieli stąd ze sobą zabrać. Jak te kwiaty dla matki właśnie – Asaka wiedziała, że Minako na pewno się ucieszy. Kochała kwiaty i kochała swój ogród. A posiadanie czegoś, co naturalnie nie rosło w Daishi byłoby na pewno dla niej miłe i byłoby pewnym wyzwaniem dla starszej kobiety.
- Dziwny twór, to miasto. Dziwnie tak bez Shirei-kana – dodała od siebie, rzeczywiście bardziej zwracając uwagę na budynki niż ludzi. Bo ludzi było tutaj sporo, a każdy był niczym z innej świątyni, sporo tutejszych i jeszcze więcej przyjezdnych. Jak ona i Shiki na przykład. - Ale przyjemnie ciepło jest. Byłoby gorzej gdyby nie ten wiatr. No i burze. W Daishi czasami całą wiosnę i lato potrafi nie padać – ale i tak kochała swoją prowincję. No i nie było tam tak zimno jak na Morskich Klifach. Wzmiankę o Akim skwitował milczeniem, nie przepadała o słuchaniu o nim, choć nigdy na głos się nie skarżyła. To znaczy kiedyś nie robiło jej to różnicy, ale po tym, jak Shikarui przyznał się do wielu rzeczy, patrzyła na to nieco inaczej. Nie z zazdrością, nie, ale nie było w tym niczego przyjemnego. Z tym też kojarzyło jej się Ryuzaku – z chwilą prawdy w wykonaniu jej męża. Teraz już… trochę czasu minęło od tamtego. Zdążyli popłynąć na Wyspy, spędzić tam trochę czasu, wrócić, udać się do Midori… Więc gdy Shiki przypominał sobie misję, która tutaj kiedyś wykonywał z Akim, ona przypominała sobie o tym wszystkim, co jej tutaj powiedział. - Dobrze, że im się nie udało – powiedziała jednak w końcu i naprawdę tak myślała. Jak mogłaby nie? Gdyby im się udało… to kto wie jak wyglądałoby jej życie teraz? Życie bez niego. - To chyba nie mogło być aż tak dawno, co? – o ile Asaka dobrze kojarzyła, to Shikarui wrócił z Ryuzaku niedługo przed tym, jak się z nim poznała. Ale właściwie do dzisiaj nie wiedziała co takiego się wydarzyło, że drogi jego i Akiego się rozeszły.
Shikarui potrafił być jednocześnie koszmarnie uroczy i koszmarnie denerwujący, gdy bardzo czegoś chciał. Jak na przykład tego, by koniecznie kupić jej kolczyki, które wpadły mu w oko i które, jak uważał, pasowałyby do niej. Mówiła, że nie trzeba, że po co wydawać na to pieniądze, ale… było to bardzo bardzo miłe. No i postawił na swoim i już niedługo Asaka poprosiła męża, by pomógł jej je założyć. Rzeczywiście do niej pasowały – do jej oczu. Tak jak mówił Ichirou – że bardziej pasowałoby do niej złoto niż rubin. Coś w tym było, bo dziewczyna niechętnie nosiła biżuterię własnego autorstwa. No a za prezent Shikarui zarobił na buziaka w policzek i przesłodkie podziękowanie, tym samym rozganiając jej dość parszywy humor, w jaki wpadła wczoraj i tak trzymał się do teraz.
- Ja pamiętam, jak udawałeś, że potrafisz czytać w tej karczmie w Kotei – uśmiechała się do tych myśli, były jej miłe. Tak się przecież poznali. Udawał wtedy takiego niezdecydowanego, że Asaka musiała pomóc mu wybrać, co zamówić do jedzenia. A tak naprawdę głupio mu się było przyznać, że nie ma pojęcia co znaczą te wszystkie znaczki.
Asaka tylko przytakiwała głową – no tak było. Te ciała się nie nadawały do niczego, bo Shiga wykrzyczał, że zrzeka się Jashina i odpalił notkę wybuchową. Nie było co zbierać. Nie sądziła, by coś się tu udało ugrać, ale jak ktoś mądry kiedyś powiedział: „kto nie próbuje, ten nie próbuje, a kto nie ryzykuje ten nie ryzykuje”. To i tylko tchórz nie próbował, a ta dwójka nie miała absolutnie nic do stracenia. A wszystko do zyskania. Tak czy siak ostatecznie opuścili Siedzibę Władzy by przedostać się do bram miasta i zejść drogą prowadzącą w dół po zboczu góry, by wydostać się z osady i w końcu postawić pierwsze kroki w kierunku domu. Po bardzo długiej podróży poślubnej. Takiej trwającej… No długo. Aż wstyd przyznać, że jeszcze trochę i miną… dwa… lata?
Widok przypominał trochę te, które znała z Daishi – osada wybudowana na wzniesieniu, by łatwiej było się bronić w czasie ewentualnego najazdu. I wszystko co leżało pod. Albo po drodze. Jak tutaj jeszcze rzadko rosnące drzewa i liczne pola, na których rolnicy uprawiali jakieś rośliny i oczywiście bydło. Asaka, swoim zwyczajem, przyglądała się tym codziennym czynnością, jakie wykonywali ludzie trudniący się czymś innym niż… (no cóż) zabijaniem.

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 10 sty 2020, o 19:07
autor: Shikarui
Kupieckie miasto było najdziwniejsze w tym, że nie posiadało shirei-kana. Nie było osoby, która wzięłaby to wszystko za mordę... przynajmniej tak to wyglądało powierzchownie. Shikarui nie spędził tutaj wystarczająco wiele czasu, by spojrzeć bliżej, by dokładnie zbadać strukturę funkcjonowania tego miejsca, nie zagłębiał się w to, jakim cudem grupa ludzi, zwykłych ludzi, potrafi utrzymać miasto - i to tak bogate. Kami no Hikage, tak dla przykładu, jakimś cudem nie utrzymano. Jednak jego nie utrzymano nawet pomimo tego, że zgromadzili się tam niemal wszyscy przedstawiciele wielkich rodów, wszyscy władcy, śmietanka towarzyska i prawdziwi wojownicy, co się zowią. Dokładnie ci, co parali się zabijaniem. Teraz zostawiali to za swoimi plecami - indywidualny świat, który przyjemnie było pozwiedzać i Shikaruiemu kojarzył się naprawdę dobrze. Między innymi z tym, że to rzeczywiście tutaj powiedział o wiele... za dużo. Tak mu się wtedy wydawało. Teraz sądził, że naprawdę dobrze się stało. Asaka rzeczywiście nie uciekła. Nie zaczęła krzyczeć, nie odwracała od niego wzroku, a on poczuł, że łączy go z nią silniejsza więź, choć zupełnie nie rozumiał, jak te dwie rzeczy mogły być ze sobą powiązane. Taka brzydka i odstręczająca z tą śliczną, bardzo mu drogą i kolorową.
- Dziwne. - Przytaknął, badając strukturę tego słowa na końcu języka. - Bardziej zepsute. - Wszystkie duże miasta miały w sobie jakąś dozę zarazy, która wyżerała je od wewnątrz, ale miasta kupieckie pod tym względem były wyjątkowe. To w końcu tutaj działały Kruki. W Shigashi natomiast niesławne mafie, o których Shikarui nie miał większego pojęcia prócz tego, że były. I prócz tego, że nosił kunaia jednego z ich członków. Tak jak byli niebezpieczny, tak nie wydawali się w jego oczach groźni po całym tym wydarzeniu.
- Wieczność. - ROk, dwa, trzy... Shikarui gubił się w liczbach. Nie pamiętał nawet znowu, ile ma lat - i musiałby znowu liczyć. Osiemnaście - tę liczbę podał jako pierwszą, gdy pierwsza osoba go zapytała. I jakoś na tym się zatrzymał, choć zdawał sobie sprawę od momentu, kiedy Asaka się zirytowała, że tak niechlunie o tym opowiada, że to już ponad dwadzieścia wiosen wita go słońce na tym świecie. Mało? Dużo? Wieczność. To też całkiem niedawno mieszkał jeszcze w domu pośród Jugo. Jeszcze całkiem niedawno Jugo uciekali przed pogromem Uchiha. Wszystko to działo się całkiem niedawno.
- To było dla mnie bardzo wstydliwe. - Oj tak, też to pamiętał. Przecież właśnie tak się poznali. Shikarui zwykł tak nakazywać ludziom, by mu coś znaleźli do jedzenia. Lub prosić - w zależności od tego, na kogo trafił. Gotów byłby nawet rozwodzić się nad tematem, wspomnieć, że dziwne były drogi wytyczane przez bogów, że dobrze, że ich zostały rozpisane właśnie w ten sposób. Przecież nie potrafił czytać, a ona była odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Tylko że coś odwróciło jego uwagę, zdekoncentrowało nieznacznie. Krowy. Nie byle jakie krowy, skądże znowu.
- Co to jest? - Zapytał ze zdziwieniem, spoglądając na gospodarstwo z dużym wybiegiem, gdzie pasły się... no niby krowy. Tylko takie krowy-nie-do-końca.

Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...

: 12 sty 2020, o 12:36
autor: Yami