Strona 1 z 3
Farma z krowami
: 5 lut 2016, o 12:50
autor: Setsu
Na pierwszy rzut oka każda farma jest spokojnym miejscem: życie biegnie tu zupełnie inaczej niż w mieście. Nikogo nie gonią terminy, ale nikt nie jest zwolniony z obowiązków. Kiedy nie ma pracy - ludzie wychodząc z domu, wypoczywają na posypanych poranną rosą łąkach lub odwrotnie - wyciągają gry i bawią się w najczęściej wielkich jednoizbowych domach, starając się zając sobie czas. Gdy zaś przychodzi czas pracy - mamy biorą na ręce małe dzieci i wraz z mężczyznami udają się na pole. Każdy, kto ma dwie ręce i czas pomaga w przygotowaniach, by potem cała okolica z uśmiechem mogła świętować urodzaj i dostatek.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 5 lut 2016, o 13:07
autor: Setsu
Misja rangi D
A może by tak jeszcze raz? 5 / 15
- Pan Kagaitsu jest niesamowity! Wiesz, że on sam umie przeorać pole tak jak pług? Ma takie wielkie mięśnie, też bym chciał takie mieć! - zaczął rozprawiać chłopak, akompaniując Wūgo w wędrówce na farmę. Po wyjściu z miasta i trafieniu na miłą ścieżkę jego oblicze się rozjaśniło, a uśmiech zalśnił bardziej niż to świecące po oczach słońce. Chłopak, zwany "Muu", jak się później przedstawił, zaczął opowiadać Ci o wielu rzeczach. Chciał wytłumaczyć o sposobie nawadniania, o nowinkach technicznych, o nowych zagranicznych nasionach sprowadzonych z dalekiego kraju, które wydają mu się podejrzane, ale były tanie więc je kupił i chce z nich zrobić dobry użytek. Jeśli mu na to pozwolisz, buzia nie zamknie mu się do końca podróży.
Istotnie, spacer jaki Ci zafundował zleceniodawca był godny podziwu. Droga wiła się, ale była utrzymana w doskonałym stanie - bez wszechobecnych ostrych kamieni i dobrze oznaczona. Dodatkowo rozglądając się nieco mogłeś podziwiać wspaniałe widoki: zielone kłosy uginające na wietrze, jeszcze niedojrzałe, ale przywodzące na myśl zielone fale na morzu targane falami niespokojnego wiatru. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć kryjącego się w zaroślach bądź chaszczach zajączka lub inne małe żyjątko, ale twój towarzysz podróży zbytnio się tym nie przejmował. Zwracał za to większą uwagę na ptaki, co jakiś czas komentując "a to franca, będzie za niedługo ziarno kraść" albo "o! moja ulubiona! co roku tu na mnie czeka!". Po drodze nie było zbyt wielu drzew, a większość marszu przebyliście w słońcu, co Muu za bardzo nie przeszkadzało. Wychował się na wsi i pewnie nawykł do tego typu niedogodności.
- Tutaj się rozdzielimy - powiedział chłopak, gdy w zasięgu wzroku pojawił się biały dom z czerwonym dachem - To dom pana Kagaitsu. Pewnie będzie zajęty, bo od niedawna użyźnia pole za swoim domem. To wymaga dużo pracy! Ja wracam do swoich zajęć, już dość czasu poświęciłem... mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy! - skwitował młodszy o rok czy dwa Muu i przeciągając się zaczął oddalać się w swoją stronę. Zostałeś sam - ty i krowy pasące się nieopodal, a w oddali widziałeś jakiegoś osiłka niosącego kloce drewna na tył domu.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 7 lut 2016, o 11:04
autor: Wūgo
Po rozmowie z kurierem Wūgo dowiedział się kilku ciekawych rzeczy o swojej misji i człowieku, któremu będzie pomagać. Nie było tak źle jak się spodziewał, acz wiedział, iż czeka go naprawdę męczący dzień.
- Tak to jest jak człowiek nie przyzwyczaja ciała do pracy fizycznej - zażartował sobie pod nosem uśmiechając się i rozglądając po gospodarstwie gdzie wszędzie się coś ruszało, wydawało dźwięki i było nie mniej gwarnie niż w mieście, z którego tak bardzo chciał uciec.
- Cóż można powiedzieć, że trafiłem z deszczu pod rynnę... Oh tak... Przydałoby się trochę deszczu - pomyślał chłopak postępując kilka kroków do przodu.
- Chłopak był gadatliwy, ale pozwoliłem mu mówić bo naprawdę chyba kocha te wszystkie wiejskie nowinki, a w życiu trzeba mieć jakieś zainteresowanie - pomyślał Wūgo, który wspominał sobie rozmowę z chłopaczkiem, z którym być może kiedyś uda mu się zaprzyjaźnić, wydawał się mimo lekkie sztywności naprawdę w porządku, a z takimi ludźmi Wūgo potrafił się dogadać. Trzeba było, jednak teraz zająć się pracą i zapomnieć o miłych chwilach, które mogłyby tylko przeszkadzać. Członek klanu Uchiha ruszył w stronę ogromnego, muskularnego i barczystego mężczyzny, który nosił coś na plecach.
- Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale zostałem do pana przysłany jak pomoc. Wiem, że nie wyglądam tak jak pan i raczej nigdy nie będę, ale myślę, że mogę się przysłużyć w jakiś sposób - zagadał na luzie do swojego aktualnego pracodawcy. Musiał zaznaczyć w swojej wypowiedzi swój brak kompetencji w zakresie pracy fizycznej, aby nie było potem dziwnych uwag na ten temat.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 9 lut 2016, o 19:50
autor: Ichirou
Misja rangi D
7/15
Farma była dosyć rozległa i mogła robić całkiem dobre wrażenie, szczególnie dla mieszczuchów nie posiadających żadnej styczności z pracą na roli. Nie brakowało tu pól z najróżniejszymi uprawami czy pastwisk dla kilku gatunków zwierząt hodowlanych. Z pewnością miejsce te było samowystarczalne i umożliwiało przeżycie bez jakiejkolwiek interakcji ze światem zewnętrznym. Wszystko to wiązało się jednak z dużymi nakładami czasu i pracy, do czego czasem po prostu brakowało rąk. Stąd też ściągnięcie młodzieńca, który miał pomóc w pewnej kwestii, ale o tym zaraz.
Pan Kagaitsu , choć wiekiem bliski był czterdziestki, to wciąż był okazem zdrowia. Ciężka, mozolna, codzienna praca od świtu do zmierzchu dawała swoje efekty, bo faktycznie mężczyzna był solidnej postury. Machnął dłonią do Wūgo w geście przywitania, pokiwał głową na jego słowa, po czym odrzekł dość bezpośrednio, nie tracąc czasu na zbędne uprzejmości.
- No to młody, chwytaj za widły, bo gnój się sam nie przerzuci. - I wtedy sam się za to zabrał, podwinął rękawy, sięgnął po trójzębne widły i zaczął rozrzucać równomiernie nawóz naturalnego pochodzenia ze stojącego obok wozu na grządki z warzywami. Zajęcie z pewnością niezbyt ciekawe, związane z mało przyjemnymi aromatami, do których na szczęście szło się przyzwyczaić. Odrobina harówki nie zaszkodzi trzynastolatkowi, prawda?
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 10 lut 2016, o 13:04
autor: Wūgo
Farma należała do kategorii tych większych i specjalizujących się w wielu dziedzinach odrzucając najnowszą modłę na jeden, konkretnie rozwijany element gospodarki, a więc Wūgo szybko doszedł do wniosku, iż zagościł w miejscu tradycyjnym z pewnymi regułami i wartościami. Mężczyzna okazał się prostym, acz doświadczonym mężczyzną, którego mądrość było można podziwiać na zniszczonej wiekiem i pracą twarzy, która mimo tego była w jakiś sposób piękna, urzekająca i ciekawa. Wyartykułował on w stronę chłopaka bardzo prostą komendę, która jednak wcale nie ucieszyła członka klanu Uchiha.
- Przerzucać gnój? Ale jak to? - przeszło przez myśl młodzieńcowi, który z opuszczonymi z rezygnacji rękoma udał się w stronę drugiej pary wideł, które miały zostać jego najlepszym przyjacielem przez najbliższe kilka godzin ciężkiej i śmierdzącej pracy. Wūgo początkowo przyglądał się chwilę pracy mężczyzny, aby wiedzieć w jaki sposób za to się należy zabrać, podwinął swoje rękawy podobnie jak gospodarz i wyciągniętymi wcześniej widłami zaczął przerzucać gnój na grządki. Początkowe obawy szybko zniknęły, ponieważ okazało się, iż największym minusem owej pracy był zapach, a samo przerzucanie nie wymagało jakoś wyjątkowo dużo siły.
- Przepraszam, że zapytam, być może to nie delikatne, ale nie ma pan rodziny? Kogoś kto mógłby pan pomóc w tym bądź co bądź ogromnym gospodarstwie? - zapytał zaciekawiony Wūgo, którego naprawdę interesował ten fakt. Jak przez tyle czasu jedna osoba może samemu dawać sobie radę w takim latyfundium.
- Może, jednak to było nie grzeczne - pomyślał chłopak nie mogąc już niestety cofnąć swojego pytania, nie chciał urazić swoje pracodawcy, a być może właśnie do tego doprowadził. Interesował się również grządkami, niby nic, ale warto wiedzieć co nieco o roślinach przy, których się pomaga, być może kiedyś przyda mu się do czegoś ta informacja, a być może nie... Człowiek uczy się przez całe życie, a umiera głupi jak mówiło stare powiedzenie i choć nie nastrajało pozytywnie to Wūgo zdawał sobie sprawę, iż lepiej wiedzieć niż żyć w błogiej nieświadomości nawet, jeżeli chodzi o taką błahostkę jak rośliny.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 10 lut 2016, o 16:03
autor: Ichirou
Misja rangi D
9/15
Żadna praca nie hańbi, nawet jeśli jest się shinobim. Takie stwierdzenie sprawdzało się przede wszystkim w przypadku niedoświadczonych adeptów sztuk ninja, dla których samotne podejmowanie się ważniejszych misji było zbyt ryzykowne. Mimo wszystko w jakiś sposób jednak należało zarabiać, stąd też zazwyczaj niegroźne zlecenia rangi D były powszechne wśród młodzieży. A że rozrzucanie gnoju? Cóż, najwyraźniej Wūgo trafiło się jedno z mniej ciekawych zadań.
- Przy jakichś większych pracach mam czasem pomoc w postaci paru osób, ale ogólnie to zajmuję się w głównej mierze wszystkim sam. Wcześniej radziliśmy sobie we dwójkę z bratem, ale ten kilku miesięcy temu opuścił farmę. Młodszy jest, trochę bardziej narwany, to i praca na roli go znużyła, aż wreszcie zdecydował się poszukać dla siebie innego zajęcia w jakiejś mieścinie. Chce nawet wyprzedać połowę naszej ojcowizny, żeby mieć pieniądze na jakiś biznes, ale ja na to nie pozwolę. Farma od kilku pokoleń należy do naszej rodziny i to się nie zmieni - zadeklarował, przedstawiając tym samym swój szacunek i oddanie do rodzinnego majątku. Kontynuował pracę, która jednak nie trwała kilku godzin, tak jak młodzieniec przez pewien moment myślał. Minęło około trzydzieści minut, a mężczyzna wbił widły w ziemię i spojrzał z uśmiechem na Wūgo.
- Chyba nie myślałeś młodzieńcze, że ściągnąłem cię tylko do rozrzucania gnoju? To był jednie mały dodatek, żebyś poznał ten ciężki kawałek chleba i nabrał szacunku do pracy, bo pracę trzeba szanować. Prawdziwie zadanie jest jednak nieco inne. Otóż od paru dni na farmie pojawiły się jakieś szkodniki. Objadają mi krzewy, wykradają jajka, albo porywają drób, niszcząc przy okazje inne rzeczy. Nie mogę sobie pozwolić na tego rodzaju straty. Dostałem od znajomego parę pułapek i chciałbym, żebyś je poustawiał w ważniejszych miejscach. Byłoby dobrze, jakby ci się udało przy okazji znaleźć źródło tego całego problemu. Pułapki są tam w szopie. Zajmij się tym problemem, a ja wrócę do pracy. Niestety nie mogę się rozdwoić. - Westchnął, po czym zostawił trzynastolatka, o ile ten nie miał jakichś pytań. Młody adept sztuk shinobi miał zatem przed sobą zadanie chociaż trochę ciekawsze od rozrzucania gnoju, a przynajmniej lepiej pachnące!
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 11 lut 2016, o 11:19
autor: Wūgo
Gospodarz nie obraził się na odrobinkę bezczelne pytanie chłopaka, za które chwilę później żałował. Dowiedział się nieco o rodzinie swojego pracodawcy i ich ambicjach na wyrwanie się z tego piękne miejsca, ambicjach, które pozwoliłyby im stać się kimś w ich mniemaniu lepszym od zwykłego, prostego rolnika.
- Ludzie przez całe życie próbują się wybijać, walczyć z wiatrakami, ale na końcu zawsze dochodzą do wniosku, że chyba zmarnowali swoje życie, zrobili coś wbrew sobie, wbrew swojemu przeznaczeniu. Nie jest to jednak przykre, ponieważ to oznacza, iż mamy prawdziwie wolną wolę, każdy może się sparzyć, każdy może wybrać swoją własną ścieżkę, piękne i tragiczne zarazem - pomyślał chłopak wsłuchując się w słowa człowieka, który nie jedno już widział w swoim życiu. Jego słowa były przesiąknięte racją, ale racją potwierdzoną argumentami, doświadczeniem - takiemu człowiekowi można było wierzyć we wszystko co powiedział.
- Dziękuję, że podzielił się pan ze mną tą historią, doceniam to - odpowiedział chłopak, który jakby już automatycznie poprzez swoje zamyślenie przerzucał gnój na grządki, praca stawała się z każdym razem coraz bardziej lekka, a nawet momentami przyjemna, relaksująca i wprowadzająca w błogi stan zadumy, której tak bardzo brakowało w dzisiejszych czasach.
Po kolejnych kilku chwilach pracy przy grządkach przyszedł czas na coś bardziej interesującego, ale wymagające też większej ilości ruchu. Gospodarz wyjaśnił chłopakowi, iż jego gospodarstwo nawiedziła plaga jakichś dziwnych owadów, stworzyć czy bóg jeden wie jak to nazwać.
- Chętnie się tym zajmę, ale mam pytanie dotyczące tego czy widział pan może jak owe stworzenia wyglądają? - rzucił Wūgo jakby sam do siebie, a jakby w stronę mężczyzny, który dokładnie wyjaśnił mu gdzie, co i jak miał robić. Pułapki znajdowały się w szopie gdzie chłopak pomaszerował zaraz po usłyszeniu odpowiedzi. Był to sprzęt specyficzny, którego członek klanu Uchiha nieco się obawiał, ponieważ wymagano od niego, aby rozstawił je w miejscach gdzie znajdowały się, także inne zwierzęta, które mogły w owe wpaść, a to dopiero mogłoby przynieść realne szkody.
- No cóż, chyba liczy się z tym - pomyślał chłopak i zaczął rozstawianie od grządek usytuowanych opodal domostwa skąd zaczęły ginąć rośliny, przy okazji Wūgo starał się rozpoznać po rodzajach szkód, może także śladach uzębienia z czym ma do czynienia, być może będzie w stanie zidentyfikować owe stworzonka, a tym samym pomóc rolnikowi z jego problemem. Rozstawianie pułapek było pracą, która wymagała przemyślenia takowego miejsca, nie chciał, aby gospodarz ani żadne ze stworzonek tutaj żyjących, a nie będących szkodnika nie wpadło w którąś z nich dlatego próbował z jednej strony ustawiać je tam gdzie znajdowały się najwięcej "rzeczy", które mogły interesować owo robactwo, a z drugiej nieco na uboczu.
Chłopak nie miał zielonego pojęcia póki co z czym przyszło mu walczyć ani w jaki sposób należy to zwalczać, jednak liczył, iż dowie się tego w odpowiednim czasie.
- Jeszcze sporo tych pułapek - pomyślał Wūgo spoglądając na nie rozłożony jeszcze sprzęt i zaczął myśleć na najlepszymi ku temu miejscami.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 11 lut 2016, o 18:28
autor: Ichirou
Misja rangi D
11/15
Kto by się spodziewał, że aromat gnojówki będzie tak bardzo sprzyjał głębokim przemyśleniom? Choć wiek Uchihy o fioletowych włosach tego nie sugerował, to jego rozważania były całkiem dojrzałe i z sensem, że nawet doświadczony życiowo, rozsądny pan Kagaitsu słuchałby jego słów w milczeniu. Właściciel farmy skinął głową na słowa uznania i dokończył pracę.
Mężczyzna zrobił sobie króciutką przerwę na namysł po pytaniu chłopaka, po czym odpowiedział.
- Nie, nie widziałem, ale przypuszczam, że możliwe jakieś lisy, kuny, czy coś tego pokroju, bo dobierało się do drobiu. Właściwie to od tego możesz zacząć rozstawiać pułapki, tylko kury mi najpierw zapędź do kurnika. Jakoś to cholerstwo musiało się dostać na działkę, więc przyjrzyj się również ogrodzeniu. Pewnie gdzieś wyrobiło sobie dziurę. - Kagaitsu wrócił do swoich zajęć, pozostawiając młodzieńca przed właściwym zadaniem. Jeżeli chodzi o kwestię pułapek, to były to całkiem duże klatki z odpowiednimi zapadkami, do których zwierzę mogło wejść, ale już nie mogło ich opuścić. Należało zatem zabrać te ustrojstwa i umieścić je we właściwych miejscach. Jako, że farma była rozległa, to trzynastolatek musiał się trochę nachodzić, żeby rozlokować pułapki w kluczowych miejscach. Cały ten proces z pewnością zajął trochę czasu. Przy okazji Uchiha mógł dostrzec w kilku miejscach ślady po rzekomych szkodnikach. Ot, chociażby kilka grządek z warzywami lub owocami było rozgrzebanych, a parę kurzych gniazd było zniszczonych. Mimo wszystko nie było większych poszlak mogących prowadzić do źródła problemu, ale istniejące szkody czy ślady w kilku miejscach jedynie potwierdzały przypuszczenia Kagaitsu.
Zabawa w hycla z biegiem czasu mogła się stać mozolna, bo ileż razy można było powtarzać proces przenoszenia i rozstawiania pułapki? W pewnym momencie jednak coś wyrwało młodego bohatera z rutyny i było to coś w rodzaju skomlenia. Dźwięk ten pochodził z okolic kurników, gdzie zgodnie z zaleceniami farmera została ustawiona pułapka. Trzynastolatek już z daleka mógł dostrzec, że w jednej z klatek została uwięziona... kuna! Ten drapieżny ssak zapewne miał ochotę na połasić się coś z farmy, jednak został przechytrzony przez ludzką myśl techniczną. Tylko czy to oznaczało koniec problemów? Mimo wszystko istniała szansa, że ów szkodnik może mieć w okolicy swoich kolegów. Detektyw Wūgo musiał przejść do działania.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 11 lut 2016, o 18:44
autor: Wūgo
Rozstawianie pułapek było ciekawym zajęciem, lecz z biegiem czasu coraz bardziej nużyło chłopaka, który biegał z jednego miejsca do drugiego. Wcześniej dowiedział się o podejrzeniach gospodarza dotyczących tego czym mogą być jego "przeciwnicy" w dzisiejszej misji, a wielkość pułapek tylko potwierdziła owa zapatrywania. Pierwsze z nich usytuowane zostały w grządkach, inne przy kurniku i innych newralgicznych miejscach skąd oraz dokąd mogły udawać się szkodniki.
- Mam nadzieję, że coś się złapie przed wieczorem, żebym tutaj nie spędził całego dnia... Już mi trochę w brzuchu burczy, zjadłbym coś, a nie tak latać o suchym pysku całymi dniami - pomyślał Wūgo łapiąc się za brzuch, który wydawał dosyć głośne i nie wróżące nic dobrego na przyszłość dźwięki.
- Co to było... - powiedział sam do siebie członek klanu Uchiha, który nagle usłyszał z miejsca gdzie ustawiał wcześniej pułapki skomlenie jakiegoś zwierzęcia, po chwili zorientował się, iż rumor pochodzi z okolic kurnika. Po krótkiej przechadzce na palcach w owe miejsca Wūgo zauważył kunę przygwożdżoną i dosyć skutecznie unieruchomioną, wiedział co musi zrobić, aby rozwiązać panujący tutaj problem.
- Tylko mnie nie ugryźć szmaciaro - powiedział do zwierzęcia chłopak i zaszedł je od tyłu, aby uwolnić. Tak chciał uwolnić kunę, którą z pewnością było skaleczona, a wypuszczona być może pozwoli chłopakowi podążającemu za nią dojść do gniazda szkodników, czyli miejsca, o które od początku mu chodziło. Miał obawy co do tego czy nadąży za nią, acz wiedział, iż rana, którą otrzymało zwierzę może mu się nieco przysłużyć.
- Leć! - krzyknął Wūgo otwierając zapadki zablokowane na ciele kuny. Lepka, czerwona maź nieco go ubrudziła, ponieważ wystrzeliła w powietrze z rany, która wyglądała z bliska znacznie poważniej, aniżeli z daleka.
- Nieźle cię to poharatało - pomyślał chłopak, którego aktualnym celem stało się śledzenie rannego zwierzęcia, nie musiał jakoś szczególnie kryć swojej obecności, ponieważ nie był to człowiek, który mógł go wyczuć czy zobaczyć dlatego pogoń miała charakter bardziej zabawowy, aniżeli poważny.
Chłopak nie wiedział jak daleko przyjdzie mu za nią podążać, acz zdawał sobie sprawę z faktu, iż nie może to być daleko. Najprostszym mechanizmem występującym w przyrodzie było budowanie gniazd, domów i schronienia tam skąd było można łatwo dostać się do pożywienia, nie było to nic nowego ani dziwnego.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 11 lut 2016, o 19:26
autor: Ichirou
Misja rangi D
13/15
Bohater o fioletowych włosach wpadł na całkiem ciekawy pomysł, za pomocą którego powinien dotrzeć do źródła problemu. Fakt, mógł na własną rękę szukać kryjówki schwytanej kuny, ale po co tracić na ten cel tyle czasu, skoro można wykorzystać tego oto schwytanego zwierzaka, by sam poprowadził młodego detektywa do swego legowiska? Wypuszczona kuna była znacznie przestraszona i spłoszona, pokręciła się chwilę po okolicy, ale wreszcie obrała jeden konkretny kierunek, za którym trzynastoletni detektyw zapewne podążył. Można tutaj było odnotować klasyczny przypadek instynktu zwierzęcego. Mały drapieżnik po odniesieniu ran ruszył w bezpieczne dla niego miejsce, a tym oczywiście było jego dom. Kuna dotarła do drewnianego ogrodzenia i bezproblemowo się przez nie przedarła za sprawą wydrążonej wcześniej dziury pod nim. Zatem to tędy dostawała się na obszar farmy. Zwierzę kontynuowało swoją ucieczkę, a młodzieniec musiał zachowywać czujność, żeby nie stracić go z oczu. Nie było to jednak nie do zrobienia, a użycie sharingana było zbyteczne. Po jakimś czasie pościgu za ssakiem Uchiha znalazł się na jednym z pól farmera. To właśnie w zbożu ukryte było legowisko kuny, a raczej kun, ponieważ jak się okazało, schwytany wcześniej szkodnik miał jeszcze dwójkę swoich kompanów przesiadujących w wykopanej norze. Źródło problemów odnalezione. Tylko co teraz?
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 11 lut 2016, o 21:11
autor: Wūgo
Wypuszczenie schwytanej kuny okazało się całkiem dobry pomysłem, który mógł nawet wypalić. Początkowo zwierzątko kręciło się w okół własnej osi i po podwórzu, jednak w pewnym momencie obrało jeden cel, jak przypuszczał młody Uchiha, owym celem było gniazdo.
- Biegnij, biegnij, oszczędzisz mi sporo pracy - mruknął pod nosem zadowolony z siebie chłopak, który wiedział, iż udało mu się wreszcie wymyślić coś co oszczędziło mu pracy detektywa przez resztę tego dnia, a co warto wspomnieć głód coraz bardziej oddziaływał zarówno na jego humor jak i rezerwy siły będące na wyczerpaniu. Kuna ruszyła żwawymi susami w tylko sobie dobrze znanym kierunku, jednak była na tyle obolała, iż Wūgo dawał radę nadążać za swoim celem. Wreszcie znalazł się na polu zboża, pięknego i błyszczącego w Słońcu. Delikatny wiaterek buszował między kłosami wydając cudowny dźwięk, któremu bliżej było do szumu morza, aniżeli zwykłego pola.
- Nie czas teraz o tym myśleć, może jak skończy się moja pogoń i misja to będę miał chwilę, żeby sobie tutaj posiedzieć. Jest pięknie nie przeczę, ale muszę się teraz skupić - Wūgo doprowadzał swoje myśli do porządku, coraz częściej zdarzało mu się zajmować nie tym czemu powinien i to wpędzało go w kłopoty.
- Jesteśmy! - krzyknął chłopak, który zauważył jak kuna wskoczyła do sporych rozmiarów nory w środku pól.
- I co teraz? - pomyślał rozglądając się czy, aby nie znajdzie w pobliżu gospodarza, aby go poinformować o swoim znalezisku.
- Muszę zrobić tak, a nie inaczej, niestety - mruknął pod nosem chłopak, który zaczął poszukiwać jakichś większych kamieni czy kamyków. Plan przyjmował dwie opcje, pierwsza, która dawała mu możliwość wykurzania stopniowo zgromadzonych w norze kun i zabijanie jednej po drugiej przygotowanym wcześniej kunaiem albo zasypanie wejścia do nory przez, którą nie mogły by już przejść. Chłopak dodatkowo zastosował pewne środku ostrożności znacząc to miejsce specjalnym ułożeniem kłosów zbóż, kamieniami i wbijając w środku jeden kunai, aby znak był dosyć wymowny dla gospodarza. Dodatkowo krzyknął kilka razy w otwartą przestrzeń.
- Panie gospodarzu, znalazłem, znalazłem! - być może usłyszy i przybiegnie w to miejsce. Tak czy owak był przygotowany na każdą ewentualność, która mogła tutaj zaistnieć, choć tak naprawdę nie chciał raczej niczego zabijać i brudzić sobie rąk.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 12 lut 2016, o 11:46
autor: Ichirou
Misja rangi D
15/15
Trzynastolatek był już praktycznie na finiszu swojego zadania, odnajdując norę małych drapieżników, które były przyczyną szkód na pobliskiej farmie. Pozostał zatem tak naprawdę ostatni problem, czyli uporanie się z problemem poprzez wybicie żyjątek lub zabezpieczenie w jakiś sposób ich legowiska. Jako, że Wūgo wolał nie brudzić sobie rąk, czystszym rozwiązaniem było po prostu zakrycie wejścia do nory kun. Wystarczyło zerwać nieco pobliskiego zboża, położyć na to kilka kamieni zebranych z okolicy i ewentualnie zagrzebać nieco ziemią. Dosyć prowizoryczne, ale wystarczające na jakiś czas, żeby zgłosić wszystko zleceniodawcy. Mężczyzna zajmował się swoimi obowiązkami, ale gdy tylko usłyszał słowa Dōkō, natychmiast ją przerwał i ruszył do szopy, z której wygrzebał jakąś większą klatkę.
- Świetnie! Czas zabrać to cholerstwo. Przekażę je znajomemu, on je wywiezie w miejsce, w którym nie wyrządzi tyle szkód - oznajmił, podążając za młodzieńcem, który miał wskazać mu kryjówkę kun. Potem nie pozostało nic innego jak odgrzebać wejście, ostrożnie zabrać wszystkie trzy żyjątka i umieścić je w klatce. I to by było na tyle jeśli chodzi o kłopoty na farmie.
- Pewnie trochę zgłodniałeś, co? Zjesz trochę przed powrotem domu, inaczej cię nie puszczę - zażartował Kagaitsu, któremu wyraźnie poprawił się humor. Zaprosił chłopaka na wspólny posiłek na świeżym powietrzu, przy stole przed jego domostwem. Tam poczęstował go wszelkimi specjałami, które pochodziły z tej farmy - wędlinami, nabiałem, warzywami. Jeżeli Wūgo wyraził chęć, to dał mu nawet nieco swojskiego prowiantu na drogę, później zaś podziękował za pomoc i wręczył zapłatę odpowiednią do wykonanej pracy. Chyba można było ten dzień zaliczyć do udanych. Opuszczając farmę, młody Uchiha czuł jeszcze lekko wiercącą nozdrza, woń świeżo rozrzuconego gnoju.
Misja wykonana, wynagrodzenie standardowe.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 10 sty 2020, o 17:35
autor: Asaka
Z westchnieniem przekazała Shikiemu karteczkę z wiadomością od Toshiro i więcej się już na ten temat nie odezwała. Nie chciała mówić o tym więcej niż ponad to, ile już powiedziała wczoraj. A mówiła przecież długo, gdy byli sami. Bo i do powiedzenia miała wiele. Ale teraz, dziś, po przespaniu się i choć chwilowym odetchnięciu poczuła, że nie chce mówić już nic więcej, bo i nie ma już nic do powiedzenia. Nie teraz. Może… może za jakiś czas. Ale w tej chwili absolutnie nie.
Z przyjemnością przyjęła spacer po mieście, od kramiku do kramiku, w poszukiwaniu rzeczy, jakie chcieli stąd ze sobą zabrać. Jak te kwiaty dla matki właśnie – Asaka wiedziała, że Minako na pewno się ucieszy. Kochała kwiaty i kochała swój ogród. A posiadanie czegoś, co naturalnie nie rosło w Daishi byłoby na pewno dla niej miłe i byłoby pewnym wyzwaniem dla starszej kobiety.
- Dziwny twór, to miasto. Dziwnie tak bez Shirei-kana – dodała od siebie, rzeczywiście bardziej zwracając uwagę na budynki niż ludzi. Bo ludzi było tutaj sporo, a każdy był niczym z innej świątyni, sporo tutejszych i jeszcze więcej przyjezdnych. Jak ona i Shiki na przykład. - Ale przyjemnie ciepło jest. Byłoby gorzej gdyby nie ten wiatr. No i burze. W Daishi czasami całą wiosnę i lato potrafi nie padać – ale i tak kochała swoją prowincję. No i nie było tam tak zimno jak na Morskich Klifach. Wzmiankę o Akim skwitował milczeniem, nie przepadała o słuchaniu o nim, choć nigdy na głos się nie skarżyła. To znaczy kiedyś nie robiło jej to różnicy, ale po tym, jak Shikarui przyznał się do wielu rzeczy, patrzyła na to nieco inaczej. Nie z zazdrością, nie, ale nie było w tym niczego przyjemnego. Z tym też kojarzyło jej się Ryuzaku – z chwilą prawdy w wykonaniu jej męża. Teraz już… trochę czasu minęło od tamtego. Zdążyli popłynąć na Wyspy, spędzić tam trochę czasu, wrócić, udać się do Midori… Więc gdy Shiki przypominał sobie misję, która tutaj kiedyś wykonywał z Akim, ona przypominała sobie o tym wszystkim, co jej tutaj powiedział. - Dobrze, że im się nie udało – powiedziała jednak w końcu i naprawdę tak myślała. Jak mogłaby nie? Gdyby im się udało… to kto wie jak wyglądałoby jej życie teraz? Życie bez niego . - To chyba nie mogło być aż tak dawno, co? – o ile Asaka dobrze kojarzyła, to Shikarui wrócił z Ryuzaku niedługo przed tym, jak się z nim poznała. Ale właściwie do dzisiaj nie wiedziała co takiego się wydarzyło, że drogi jego i Akiego się rozeszły.
Shikarui potrafił być jednocześnie koszmarnie uroczy i koszmarnie denerwujący, gdy bardzo czegoś chciał. Jak na przykład tego, by koniecznie kupić jej kolczyki, które wpadły mu w oko i które, jak uważał, pasowałyby do niej. Mówiła, że nie trzeba, że po co wydawać na to pieniądze, ale… było to bardzo bardzo miłe. No i postawił na swoim i już niedługo Asaka poprosiła męża, by pomógł jej je założyć. Rzeczywiście do niej pasowały – do jej oczu. Tak jak mówił Ichirou – że bardziej pasowałoby do niej złoto niż rubin. Coś w tym było, bo dziewczyna niechętnie nosiła biżuterię własnego autorstwa. No a za prezent Shikarui zarobił na buziaka w policzek i przesłodkie podziękowanie, tym samym rozganiając jej dość parszywy humor, w jaki wpadła wczoraj i tak trzymał się do teraz.
- Ja pamiętam, jak udawałeś, że potrafisz czytać w tej karczmie w Kotei – uśmiechała się do tych myśli, były jej miłe. Tak się przecież poznali. Udawał wtedy takiego niezdecydowanego, że Asaka musiała pomóc mu wybrać, co zamówić do jedzenia. A tak naprawdę głupio mu się było przyznać, że nie ma pojęcia co znaczą te wszystkie znaczki.
Asaka tylko przytakiwała głową – no tak było. Te ciała się nie nadawały do niczego, bo Shiga wykrzyczał, że zrzeka się Jashina i odpalił notkę wybuchową. Nie było co zbierać. Nie sądziła, by coś się tu udało ugrać, ale jak ktoś mądry kiedyś powiedział: „kto nie próbuje, ten nie próbuje, a kto nie ryzykuje ten nie ryzykuje”. To i tylko tchórz nie próbował, a ta dwójka nie miała absolutnie nic do stracenia. A wszystko do zyskania. Tak czy siak ostatecznie opuścili Siedzibę Władzy by przedostać się do bram miasta i zejść drogą prowadzącą w dół po zboczu góry, by wydostać się z osady i w końcu postawić pierwsze kroki w kierunku domu. Po bardzo długiej podróży poślubnej. Takiej trwającej… No długo. Aż wstyd przyznać, że jeszcze trochę i miną… dwa… lata?
Widok przypominał trochę te, które znała z Daishi – osada wybudowana na wzniesieniu, by łatwiej było się bronić w czasie ewentualnego najazdu. I wszystko co leżało pod. Albo po drodze. Jak tutaj jeszcze rzadko rosnące drzewa i liczne pola, na których rolnicy uprawiali jakieś rośliny i oczywiście bydło. Asaka, swoim zwyczajem, przyglądała się tym codziennym czynnością, jakie wykonywali ludzie trudniący się czymś innym niż… (no cóż) zabijaniem.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 10 sty 2020, o 19:07
autor: Shikarui
Kupieckie miasto było najdziwniejsze w tym, że nie posiadało shirei-kana. Nie było osoby, która wzięłaby to wszystko za mordę... przynajmniej tak to wyglądało powierzchownie. Shikarui nie spędził tutaj wystarczająco wiele czasu, by spojrzeć bliżej , by dokładnie zbadać strukturę funkcjonowania tego miejsca, nie zagłębiał się w to, jakim cudem grupa ludzi, zwykłych ludzi, potrafi utrzymać miasto - i to tak bogate. Kami no Hikage, tak dla przykładu, jakimś cudem nie utrzymano. Jednak jego nie utrzymano nawet pomimo tego, że zgromadzili się tam niemal wszyscy przedstawiciele wielkich rodów, wszyscy władcy, śmietanka towarzyska i prawdziwi wojownicy, co się zowią. Dokładnie ci, co parali się zabijaniem. Teraz zostawiali to za swoimi plecami - indywidualny świat, który przyjemnie było pozwiedzać i Shikaruiemu kojarzył się naprawdę dobrze. Między innymi z tym, że to rzeczywiście tutaj powiedział o wiele... za dużo. Tak mu się wtedy wydawało. Teraz sądził, że naprawdę dobrze się stało. Asaka rzeczywiście nie uciekła. Nie zaczęła krzyczeć, nie odwracała od niego wzroku, a on poczuł, że łączy go z nią silniejsza więź, choć zupełnie nie rozumiał, jak te dwie rzeczy mogły być ze sobą powiązane. Taka brzydka i odstręczająca z tą śliczną, bardzo mu drogą i kolorową.
- Dziwne. - Przytaknął, badając strukturę tego słowa na końcu języka. - Bardziej zepsute. - Wszystkie duże miasta miały w sobie jakąś dozę zarazy, która wyżerała je od wewnątrz, ale miasta kupieckie pod tym względem były wyjątkowe. To w końcu tutaj działały Kruki. W Shigashi natomiast niesławne mafie, o których Shikarui nie miał większego pojęcia prócz tego, że były. I prócz tego, że nosił kunaia jednego z ich członków. Tak jak byli niebezpieczny, tak nie wydawali się w jego oczach groźni po całym tym wydarzeniu.
- Wieczność. - ROk, dwa, trzy... Shikarui gubił się w liczbach. Nie pamiętał nawet znowu, ile ma lat - i musiałby znowu liczyć. Osiemnaście - tę liczbę podał jako pierwszą, gdy pierwsza osoba go zapytała. I jakoś na tym się zatrzymał, choć zdawał sobie sprawę od momentu, kiedy Asaka się zirytowała, że tak niechlunie o tym opowiada, że to już ponad dwadzieścia wiosen wita go słońce na tym świecie. Mało? Dużo? Wieczność. To też całkiem niedawno mieszkał jeszcze w domu pośród Jugo. Jeszcze całkiem niedawno Jugo uciekali przed pogromem Uchiha. Wszystko to działo się całkiem niedawno .
- To było dla mnie bardzo wstydliwe. - Oj tak, też to pamiętał. Przecież właśnie tak się poznali. Shikarui zwykł tak nakazywać ludziom, by mu coś znaleźli do jedzenia. Lub prosić - w zależności od tego, na kogo trafił. Gotów byłby nawet rozwodzić się nad tematem, wspomnieć, że dziwne były drogi wytyczane przez bogów, że dobrze, że ich zostały rozpisane właśnie w ten sposób. Przecież nie potrafił czytać, a ona była odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Tylko że coś odwróciło jego uwagę, zdekoncentrowało nieznacznie. Krowy. Nie byle jakie krowy, skądże znowu.
- Co to jest? - Zapytał ze zdziwieniem, spoglądając na gospodarstwo z dużym wybiegiem, gdzie pasły się... no niby krowy. Tylko takie krowy-nie-do-końca.
Re: Pole, pole, łyse pole, ale mam już plan...
: 12 sty 2020, o 12:36
autor: Yami
Misja Rangi D
Państwo Sandały
1/22?
Rejony okalające Ryuzaku zostały w głównej mierze przeznaczone na uprawy. Większą część terenów wykarczowano aby przy pomocy hodowli bydła oraz uprawy rolnej posilić wielkie, kupieckie miasto. Nic więc dziwnego że spacer poza murami miasta obfitował w scenerii pól uprawnych i pasącego się bydła. Dwa Sandały, znajdujące się na stopach towarzyszy w walce ale i miłości ochraniały ich podeszwy przed pokaleczeniem ich o kamienie leżące na drodze. Spacer jak każdy inny, delektowali się dobrą pogodą, podmuchami wiatru, przyjemnym dla oka widokami oraz obecnością ludzi, którzy tak jak oni wędrowali różnymi szlakami.
Podróż trwała i zaniosła ich w kierunku jednego z zalesionych pagórków, które sąsiadowały z okolicznymi farmami. Dokładniej ujmując dwiema. Wydzielone znaczne połacie terenu przy pomocy drewnianych płotków, w oddali majaczyły dwa zbiory domów. Niewątpliwie dwóch różnych właścicieli, którzy za sprawą dobrej przyjaźni pobudowali się blisko siebie. Nie byłoby w tym widoku nic wyjątkowego, gdyby nie widok pasących się krów, które pierwszy wypatrzyły bystre oczy Shikaruia.
Przeżywające trawy zwierzęta przypominały krowy. Pysk krowy, rogi krowy, cztery nogi i tułów jak u krowy a do tego charakterystyczny machający ogonek, którym zwierzę przeganiało latające muchy. Coś co je wyróżniało to kolor oraz sierść. Mućki nie miały klasycznego umaszczenia. Na próżno szukać krów z czarnymi i białymi łatami, ba nawet z brązowymi i białymi. ONE WCALE NIE MIAŁY ŁAT! Były koloru burego zaś ich skórę porastał gęsty puszysty włos. Trochę mniej intensywny jak u owiec czy baranów nie mniej jednak zaskakujący.
- MUUUUUUUUUUUUUUU - zawyła jedna z krów.