Kokkyō no taki
Re: Kokkyō no taki
Życie pozbawione jakichkolwiek celów jest nudne. Człowiek błądź na ścieżkach przeznaczenia, niczym ślepe dziecko po domu. Szuka miejsca dla siebie, gdzie mógłby zostać na dłużej. Może nie do końca tego świadom, pragnie jakieś zmiany. Czegoś co odmieni jego sposób postrzegania świata o sto osiemdziesiąt stopni.
Właśnie takim człowiekiem można nazwać białowłosego. Szesnastolatek zagubiony w tym co robił pogrążał się z każdym miejscem jakie odwiedzał. Nie potrafiąc przystosować się do panujących warunków, sprowadzał na siebie tylko problemy, wplątywał się w większe kłopoty, a później zwyczajnie uciekał ze strachem przed konsekwencjami. Nie potrafił jak dorosły mężczyzna przyjąć wszystkiego na klatę i przystosować się do otaczającego go środowiska.
Zbyt beztroskie życie, pozbawione jakichkolwiek reguł i norm, zbyt mocno wpływa na młody kształtujący się charakter. Pozbawiając go sumienia doprowadził, że bez mrugnięcia potrafił zabić człowieka. Mało tego, potrafił znęcać się nad drugą osobą dopóki nie wyzionie ducha z wycieczenia. Dla własnej uciechy, był gotów próbować najokropniejszych rzeczy. W świecie pozbawionym kolorów, mieniącym się w odcieniach szarości, tylko jaskrawy, rubinowa czerwień potrafiła rozbłyskiwać niczym najjaśniejsza z gwiazd na ciemnym, nocnym niebie.
W poszukiwaniu szczęścia, albo przynajmniej jakiejś odmiany, przystanku w tym bezsensownym biegu, trafił w rejony niewątpliwie piękne latem. O tej porze wyglądały jednak trochę bardziej jak z horroru. Pozbawione liści drzewa, pod niewielką warstwą puchu, wyglądały jak ze strasznej opowieści. Cień długich gałęzi rozpościerał się na wszystkie strony, niczym szpony potwora z bajek dla dzieci. Stary most, obmarznięty, trochę jakby miał się zaraz zawalić, a do tego wszystkiego głuchy szum wodospadu i kruszącego się lodu, spadającego w głęboką przepaść. W powietrzu unosiła się lekka mgła, wywołana piętrzącą się wodą.
Bez żadnego celu krążył ścieżkami prowadzącymi pomiędzy licznymi górami. Wspinał się schodami to raz na górę, raz schodził w dół, by później zmierzyć się z kolejnymi. Ciężko powiedzieć, jak długo tak spacerował. Słońce prędko zaczynało się kłaść do snu, za horyzontem. Niebo nabrało pięknej pomarańczowo-różowej barwy, a chmury przysłoniły ognistą kulę na niebie. Pojedyncze promienie, przeciskały się pomiędzy, wysokimi skałami i odbijały w niewielkiej cienkiej tafli lodu, przykrywającej jezioro, tworząc na jego dnie kolorowe obrazy. Białowłosy przysiadł nad brzegiem. W panującej ciszy i spokoju rozmarzył się do tego stopnia, że nie zwracał uwagi nawet na kraczące nad jego głową wielkie czarne wrony. Z przymrużonymi oczami, leżał na lodowatej ziemi, wpatrując się w powoli nadciągające nocne niebo.
Właśnie takim człowiekiem można nazwać białowłosego. Szesnastolatek zagubiony w tym co robił pogrążał się z każdym miejscem jakie odwiedzał. Nie potrafiąc przystosować się do panujących warunków, sprowadzał na siebie tylko problemy, wplątywał się w większe kłopoty, a później zwyczajnie uciekał ze strachem przed konsekwencjami. Nie potrafił jak dorosły mężczyzna przyjąć wszystkiego na klatę i przystosować się do otaczającego go środowiska.
Zbyt beztroskie życie, pozbawione jakichkolwiek reguł i norm, zbyt mocno wpływa na młody kształtujący się charakter. Pozbawiając go sumienia doprowadził, że bez mrugnięcia potrafił zabić człowieka. Mało tego, potrafił znęcać się nad drugą osobą dopóki nie wyzionie ducha z wycieczenia. Dla własnej uciechy, był gotów próbować najokropniejszych rzeczy. W świecie pozbawionym kolorów, mieniącym się w odcieniach szarości, tylko jaskrawy, rubinowa czerwień potrafiła rozbłyskiwać niczym najjaśniejsza z gwiazd na ciemnym, nocnym niebie.
W poszukiwaniu szczęścia, albo przynajmniej jakiejś odmiany, przystanku w tym bezsensownym biegu, trafił w rejony niewątpliwie piękne latem. O tej porze wyglądały jednak trochę bardziej jak z horroru. Pozbawione liści drzewa, pod niewielką warstwą puchu, wyglądały jak ze strasznej opowieści. Cień długich gałęzi rozpościerał się na wszystkie strony, niczym szpony potwora z bajek dla dzieci. Stary most, obmarznięty, trochę jakby miał się zaraz zawalić, a do tego wszystkiego głuchy szum wodospadu i kruszącego się lodu, spadającego w głęboką przepaść. W powietrzu unosiła się lekka mgła, wywołana piętrzącą się wodą.
Bez żadnego celu krążył ścieżkami prowadzącymi pomiędzy licznymi górami. Wspinał się schodami to raz na górę, raz schodził w dół, by później zmierzyć się z kolejnymi. Ciężko powiedzieć, jak długo tak spacerował. Słońce prędko zaczynało się kłaść do snu, za horyzontem. Niebo nabrało pięknej pomarańczowo-różowej barwy, a chmury przysłoniły ognistą kulę na niebie. Pojedyncze promienie, przeciskały się pomiędzy, wysokimi skałami i odbijały w niewielkiej cienkiej tafli lodu, przykrywającej jezioro, tworząc na jego dnie kolorowe obrazy. Białowłosy przysiadł nad brzegiem. W panującej ciszy i spokoju rozmarzył się do tego stopnia, że nie zwracał uwagi nawet na kraczące nad jego głową wielkie czarne wrony. Z przymrużonymi oczami, leżał na lodowatej ziemi, wpatrując się w powoli nadciągające nocne niebo.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 2/15
Młody Akimichi miał swoje przemyślenia. Chciał się zmienić, jednak jego psychopatyczna można by rzec osobowość w pewnym sensie ciągle zaprzątała mu głowę. Można zatem powiedzieć, że torturował sam siebie tymi niezwykle przygnębiającymi myślami, wykazując bowiem tym samym coś w rodzaju masochizmu. Chociaż to i tak zbyt dużo powiedziane i do tego powiedziane w metaforycznym sensie. Oczywiście myśląc wcale siebie nie torturował. Po prostu myślał. Dlaczego taki jest? Czy mógłby się zmienić? Czy w ogóle chce się zmienić? Jeśli nie chce, to co mogłoby spowodować, że się zmieni? Błądził więc po tym niezwykłym miejscu, tak jak jego myśli błądziły mu po głowie i nie mogły znaleźć celu. On także chodził bez celu, aż w końcu postanowił przystanąć i się położyć. Śnieg na którym leżał po jakiejś chwili rozpuścił się i pomoczył chłopakowi plecy. Patrzył w niebo. Do zmierzchu jednak pozostała jakaś godzina, patrząc na pozycję słońca - oczywiście nie wprost, bowiem oczy tego mogły nie wytrzymać - może półtorej. Po pewnej chwili zaczął prószyć lekki śnieg. To było naturalne o tej porze roku. Jednak co było bardziej dziwne i czego raczej Ayato, bo tak ów Akimichi miał na imię, się nie spodziewał. Usłyszał bowiem za sobą kroki. Jednak były to kroki spokojne, delikatnie stąpające po śniegu, jednak nie tak delikatnie, by nie dało się słyszeć charakterystycznego skrzypienia śnieżnego, mokrego puchu. Czarne wrony jakby przestały krakać. Ayato, gdyby był normalnym człowiekiem, pomyślałby pewnie, że to sama Śmierć przyszła po niego i stanęła za jego plecami. Śmierć bowiem przyciąga kruki i wrony i inne czarne i kraczące ptactwo i ptaki jej słuchają. Tam gdzie były bowiem wrony, gawrony, kruki i inne tego typu ptaki zazwyczaj była też śmierć. Można było je spotkać w pobliżu szubienic, katowni, stosów czy też miejsc, gdzie dokonywano dekapitacji, no i oczywiście w pobliżu różnych pól bitew. A teraz krążyły, chociaż bezgłośnie - czyżby sama Śmierć zakazała im się odzywać? - wokół Ayato i tajemniczej postaci za jego plecami. Znaczy za jego głową. Jeśli by leżał na łóżku to można by powiedzieć, że u wezgłowia, niemniej jednak leżał na łóżku tylko w metaforycznym tego słowa znaczeniu.
0 x
Re: Kokkyō no taki
Czasami tak łatwo odciąć się od szarej rzeczywistości i zanurzyć w marzeniach pozbawionych jakichkolwiek niepotrzebnych trosk. Nawet zimna gleba i topiący się pod nim śnieg nie potrafił go wyrwać z transu. Mokre ubrania, chociaż wywoływały dreszcze na ciele oraz lekki dyskomfort, nie przeszkadzały, by cieszyć się tą błogą chwilą. Było mu zimno, bardzo zimno, nie ma się co do tego dziwić, jednak z lekko przymrużonymi oczyma i skulonymi barkami rozkoszował się zachodem słońca, w tym niezwykłym miejscu. Donośny skowyt ptaków rozbrzmiewał w jego uszach niczym kołysanka dla dziecka.
Usnął? Wszystko dookoła ucichło, a otaczająca go atmosfera nabrała nowych barw. W powietrzu zaczął unosić się zapach tajemnicy. Ktoś się zbliżał. Ciche kroki dochodziły do niego znad głowy. Lekki niepokój ogarnął całe jego ciało. Kto normalny chciałby przychodzić w taki miejsce, o tej porze roku. Zapewne latem było tu pięknie, jednak teraz pośród białego puchu i opustoszałych drzew, brakowało tylko szkarłatnych śladów krwi, by to miejsce stało się krajobrazem smutnej śmierci, która spotkała bezbronną kobietę, z jakiejś starej bajki do straszenia dzieci.
Białowłosy podniósł się lekko. Nie odwracając wzroku, spojrzał przed siebie, w kierunku jeziora, Cienka szklana tafla przykrywała jezioro, odbijając światło na wszystkie strony. Pustka jaką prezentował sobą, krajobraz zamarzającego zbiornika, była nieco przygnębiająca. Zimne, mokre ubrania przykleiły się mu do pleców. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech bez wątpienia dziwny. Szczery jak u małego dziecka, wyrażający nieopisaną radość, która ogarniała całe jego ciało.
Wpatruj się przed siebie, z radośnie iskrzącymi się na czerwono oczyma, zastanawiał się czy powinien się odezwać. Na usta cisnęły mu się głupie stwierdzenia, które zdecydowanie wolał zachować dla siebie. Westchnął cicho i zamykając oczy, odchylił się do tyłu, spoglądając za siebie. Ciekaw kogo ujrzy za sobą, modlił się, by nie była to mała blondyneczka z tęczą nad głową, która przybyła tu bo tak nakazywało przeznaczenie. Szczerze bardziej ucieszyłby się na widok strasznej niczym ciemna noc, ubranej w stare postrzępione szaty, Śmierci. Otworzył powoli oczy i powstrzymując się jeszcze od komentarzy przyglądał się osobie stojącej za nim.
Usnął? Wszystko dookoła ucichło, a otaczająca go atmosfera nabrała nowych barw. W powietrzu zaczął unosić się zapach tajemnicy. Ktoś się zbliżał. Ciche kroki dochodziły do niego znad głowy. Lekki niepokój ogarnął całe jego ciało. Kto normalny chciałby przychodzić w taki miejsce, o tej porze roku. Zapewne latem było tu pięknie, jednak teraz pośród białego puchu i opustoszałych drzew, brakowało tylko szkarłatnych śladów krwi, by to miejsce stało się krajobrazem smutnej śmierci, która spotkała bezbronną kobietę, z jakiejś starej bajki do straszenia dzieci.
Białowłosy podniósł się lekko. Nie odwracając wzroku, spojrzał przed siebie, w kierunku jeziora, Cienka szklana tafla przykrywała jezioro, odbijając światło na wszystkie strony. Pustka jaką prezentował sobą, krajobraz zamarzającego zbiornika, była nieco przygnębiająca. Zimne, mokre ubrania przykleiły się mu do pleców. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech bez wątpienia dziwny. Szczery jak u małego dziecka, wyrażający nieopisaną radość, która ogarniała całe jego ciało.
Wpatruj się przed siebie, z radośnie iskrzącymi się na czerwono oczyma, zastanawiał się czy powinien się odezwać. Na usta cisnęły mu się głupie stwierdzenia, które zdecydowanie wolał zachować dla siebie. Westchnął cicho i zamykając oczy, odchylił się do tyłu, spoglądając za siebie. Ciekaw kogo ujrzy za sobą, modlił się, by nie była to mała blondyneczka z tęczą nad głową, która przybyła tu bo tak nakazywało przeznaczenie. Szczerze bardziej ucieszyłby się na widok strasznej niczym ciemna noc, ubranej w stare postrzępione szaty, Śmierci. Otworzył powoli oczy i powstrzymując się jeszcze od komentarzy przyglądał się osobie stojącej za nim.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 4/15
Nie tylko Akimichi miał problem ze sobą i swoją głową. Pewnego mężczyznę także coś trapiło, a gdy go trapiło postanawiał wybrać się w to miejsce. Niewiele osób je znało, a on był jedną z tych osób. Udawał się on tutaj bez względu na to jaka była pora roku. Jednak też nigdy nie zastawał tutaj nikogo. Zatem spotkanie dwóch takich osób było jakby zrządzeniem losu. Akimichi szukał czegoś, być może czegoś bliżej nieokreślonego czego sam pragnął. Natomiast mężczyzna miał problem, o którym mówił tylko tafli jeziora, które teraz było zamarznięte na kość. Mężczyzna stał jak wryty, bowiem ktoś zmącił jego prawie codzienny rytuał. Nie mógł przecież przy świadku wykrzyczeć całego swojego bólu, który skrywał w sercu. Nie wypadało. Natomiast Ayato nie wiedział w ogóle o istnieniu tego faceta, nie mówiąc już o jego bólach czy smutkach. Nie wiedział do czasu aż się nie odwrócił. Wtedy bowiem go zobaczył i się dowiedział. Facet miał około 35-40 lat. Na to wskazywał jego wygląd. Biały płaszcz chronił go przed zimnej, zatem Ayato widział tylko twarz mężczyzny. Jego wierzchnie ubranie bowiem skryte było pod tym płaszczem. A twarz ta wyrażała coś w rodzaju mieszaniny smutki i ojcowskiej miłości. Była tam też nadzieja, że może wszystko się ułoży. Widać było, że facet się trochę nacierpiał w życiu i nie wiedział co ma czynić. Prawdopodobnie pogodził się z czymś strasznym, jednak ciągle kochał swoje dziecko. Tyle shinobi mógł wyczytać z twarzy mężczyzny, która nachylała się teraz nad nim i patrzyła mu głęboko w oczy.
- Przepraszam - powiedział mężczyzna ciepłym, lecz twardym głosem. Tak jakby jego głos był stary. Starszy od ciała, które go wydobywa - Co tutaj robisz?
Pytanie to zawierało jednocześnie ciekawość i troskę. Czyżby nie troszczył się już o własne problemy, tylko przeniósł swe troski na inny obiekt? To może właśnie było wyjście z sytuacji. Nie myśleć o tym co go trapi.
- Przepraszam - powiedział mężczyzna ciepłym, lecz twardym głosem. Tak jakby jego głos był stary. Starszy od ciała, które go wydobywa - Co tutaj robisz?
Pytanie to zawierało jednocześnie ciekawość i troskę. Czyżby nie troszczył się już o własne problemy, tylko przeniósł swe troski na inny obiekt? To może właśnie było wyjście z sytuacji. Nie myśleć o tym co go trapi.
0 x
Re: Kokkyō no taki
Spotkanie dwójki osób, trochę jak z jakieś przepowiedni. Ciężko było nazwać je zwykłym. W końcu, kto by się tego spodziewał. Chyba nikt nie był w stanie tego przewidzieć. Kilka prosty słów, a wywołało u młodzieńca niezwykłe zakłopotanie. Wręcz nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć. Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na jezioro. Tafla lodu pozostawała niewzruszona odkąd tutaj przybył. Atmosfera, która panowała w tym miejscu, była na swój sposób niezwykła. Sprawiała, że młody Akimichi czuł się spokojny, jak nigdy dotąd.
Pozbawiony jakichkolwiek zmartwień, białowłosy trochę niechętnie podniósł się z ziemi. Topiący się pod jego pośladkami, lodowaty śnieg dawał o sobie mocno we znaki. Stawał się powoli nie do wytrzymania. Możliwe nawet, że stanie się przyczyną jakieś męczącej choroby. Beztroski młodzieniec nie przejmował się tym za bardzo. Otrzepał się z poprzyklejanego do ubrań, białego, mokrego puchu i zaśmiał cicho pod nosem. Sam nie widział dlaczego. Czuł się jak by to miejsce szeptało mu coś do uszu. Był po prostu szczęśliwy.
Odwrócił się powoli do tylu. Dłonie mocno zaciskał na swoich udach. Mokre od śniegu, spodnie przywierały mu do skóry. W bezruchu przyglądał się mężczyzn, myśląc nad sensowną odpowiedzią. Chociaż przed momentem jeszcze się śmiał. Teraz jego twarz była pozbawiona żadnych emocji. No, może kąciki jego ust były delikatnie uniesione do góry. Uwagę od nich odwracało jego puste, przenikliwe spojrzenie, które wbijał w biały płaszcz mężczyzny. Wzruszył delikatnie ramionami i spojrzał prosto w oczy, przystojnego staruszka. Obydwaj byli otoczeni, lekką mgłą tajemnicy. Żaden nie wiedział co robi tutaj drugi.
-Nie wiem… – odparł, krótko białowłosy. W jego głosie było słychać nutkę niepewności. Uniósł głowę ku niebu. Piękne, jasno granatowe powoli szykowało się na przyjście księżyca w towarzystwie licznych, błyszczących gwiazd. –Czego szukam? – dodał jakby kończąc poprzednią wypowiedź i zachichotał pod nosem.
-Kim jesteś? – spytał, wracając wzrokiem do mężczyzn. Z lekkim uśmiechem na twarzy, spoglądał na niego z zaintrygowaniem, jakby oczekiwał czegoś od niego, jakby chciał by odpowiedział zarówno na jego, jak i swoje pytanie.
Pozbawiony jakichkolwiek zmartwień, białowłosy trochę niechętnie podniósł się z ziemi. Topiący się pod jego pośladkami, lodowaty śnieg dawał o sobie mocno we znaki. Stawał się powoli nie do wytrzymania. Możliwe nawet, że stanie się przyczyną jakieś męczącej choroby. Beztroski młodzieniec nie przejmował się tym za bardzo. Otrzepał się z poprzyklejanego do ubrań, białego, mokrego puchu i zaśmiał cicho pod nosem. Sam nie widział dlaczego. Czuł się jak by to miejsce szeptało mu coś do uszu. Był po prostu szczęśliwy.
Odwrócił się powoli do tylu. Dłonie mocno zaciskał na swoich udach. Mokre od śniegu, spodnie przywierały mu do skóry. W bezruchu przyglądał się mężczyzn, myśląc nad sensowną odpowiedzią. Chociaż przed momentem jeszcze się śmiał. Teraz jego twarz była pozbawiona żadnych emocji. No, może kąciki jego ust były delikatnie uniesione do góry. Uwagę od nich odwracało jego puste, przenikliwe spojrzenie, które wbijał w biały płaszcz mężczyzny. Wzruszył delikatnie ramionami i spojrzał prosto w oczy, przystojnego staruszka. Obydwaj byli otoczeni, lekką mgłą tajemnicy. Żaden nie wiedział co robi tutaj drugi.
-Nie wiem… – odparł, krótko białowłosy. W jego głosie było słychać nutkę niepewności. Uniósł głowę ku niebu. Piękne, jasno granatowe powoli szykowało się na przyjście księżyca w towarzystwie licznych, błyszczących gwiazd. –Czego szukam? – dodał jakby kończąc poprzednią wypowiedź i zachichotał pod nosem.
-Kim jesteś? – spytał, wracając wzrokiem do mężczyzn. Z lekkim uśmiechem na twarzy, spoglądał na niego z zaintrygowaniem, jakby oczekiwał czegoś od niego, jakby chciał by odpowiedział zarówno na jego, jak i swoje pytanie.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 6/15
Mężczyzna także przyglądał się Ayato z zainteresowaniem. Widział w chłopaku głębię jego przemyśleń i targane jego wnętrzem uczucia. Przyjmowane przez chłopaka różne maski, czy to rozbawienie czy śmiertelna powaga, tylko utwierdziły faceta w tym przekonaniu. Poszukiwał siebie albo poszukiwał nowego siebie, pragnąc zmian. Był też niepewny. Nie wiedział czego dokładnie chce. Dlatego właśnie potrzebował jakiejś odpowiedzi. Mężczyzna stojący naprzeciw Ayato był taki sam. Także nie wiedział czego dokładnie pragnie. Znał tylko swój nadrzędny cel. Jednak nie potrafił dobrać do niego środków. Także szarpała nim niepewność i także bardzo często musiał ubierać różne maski czy to przed samym sobą, czy znajomymi czy rodziną dalszą lub bliższą. Spotkanie dwóch takich samych osób musiało być czymś w rodzaju przeznaczenia i tak właśnie to interpretował mężczyzna.
- Jestem zatroskanym ojcem.
Rzucił tylko i jakby odsłonił część swojej duszy. Mężczyzna miał więc jakieś dziecko i być może to ono było przyczyną tego co się z nim właśnie działo. Miał prawdopodobnie jakieś problemy wychowawcze lub nie potrafił sobie z czymś poradzić.
- Widzę, że jesteśmy bardzo podobni. Może byłbyś skłonny mi pomóc? A ja w zamian pomogę tobie?
Czy rzeczywiście byli podobni? Nie wiadomo. Mężczyzna nie wiedział bowiem co takiego skrywa głowa młodego Akimichi. Jednak interpretował jego zachowanie. Oczywiście było to trochę powierzchowne i oczywiście mógł się mylić. Może tak naprawdę Akimichi nie chciał się zmieniać? Nie poszukiwał odpowiedzi? Nie przybierał różnych masek? Niemniej jednak teoretycznie mógł pomóc mężczyźnie. Wiele osób mogło mu pomóc, jednak niektórzy zapewne z większym a niektórzy z mniejszym skutkiem. Widział w Ayato pewien potencjał, który może służyć do rozwiązania jego problemu. Czyżby Ayato miał wychować jego dziecko? Czyżby miał być niańką? Być może to misja właśnie w tym rodzaju ...
- Jestem zatroskanym ojcem.
Rzucił tylko i jakby odsłonił część swojej duszy. Mężczyzna miał więc jakieś dziecko i być może to ono było przyczyną tego co się z nim właśnie działo. Miał prawdopodobnie jakieś problemy wychowawcze lub nie potrafił sobie z czymś poradzić.
- Widzę, że jesteśmy bardzo podobni. Może byłbyś skłonny mi pomóc? A ja w zamian pomogę tobie?
Czy rzeczywiście byli podobni? Nie wiadomo. Mężczyzna nie wiedział bowiem co takiego skrywa głowa młodego Akimichi. Jednak interpretował jego zachowanie. Oczywiście było to trochę powierzchowne i oczywiście mógł się mylić. Może tak naprawdę Akimichi nie chciał się zmieniać? Nie poszukiwał odpowiedzi? Nie przybierał różnych masek? Niemniej jednak teoretycznie mógł pomóc mężczyźnie. Wiele osób mogło mu pomóc, jednak niektórzy zapewne z większym a niektórzy z mniejszym skutkiem. Widział w Ayato pewien potencjał, który może służyć do rozwiązania jego problemu. Czyżby Ayato miał wychować jego dziecko? Czyżby miał być niańką? Być może to misja właśnie w tym rodzaju ...
0 x
Re: Kokkyō no taki
Delikatny, chłodny wiatr ocierał się o bladą skórę chłopaka, szepcząc mu cicho do ucha. Tysiące myśli przebiegały przez jego głowę. Każda zupełnie inna. Jedne błahe i przyjemne, a inne wręcz straszne do wypowiedzenia. Wszystkie miały ze sobą nieco wspólnego. Dla białowłosego były równie możliwe do zrealizowania.
Puste spojrzenie i twarz pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, nie wiele teraz mówiła. Przed momentem nieco szalone zachowanie, teraz było pozbawione jakichkolwiek emocji. Właśnie to czyniło go niezrównoważonym i trudnym do zrozumienia. Swobodnie zwisające ręce chłopaka, wyraźnie poszukiwały miejsca dla siebie. Wyraźnie ciągnęło go by sięgnąć do torby, by dobyć z niej ostry nóż. Palce raz zaciśnięte w pięści, na tyle mocno, że zniszczone paznokcie barwiły się na samych czubkach na lekko czerwony kolor, a po chwili rozluźniał je i krople krwi spadały na biały śnieg otaczający młodzieńca.
Ciche westchnienie wydobyło się z jego ust. Ojciec, tak? Młodzieniec spojrzał w niebo, przypominając sobie swojego staruszka. Ciekawe czy ten drań jeszcze żyje. Z całego serca miał nadzieję, że tak. W końcu to on chciał dostąpić tego zaszczytu, pozbawienia go nadziei. Zmusić go do błagania o życie, gdy będzie się dławił własnymi kończynami. Nikomu nie wybaczyłby odebrania mu tego jedynego marzenia.
Bez słowa zbliżył się do mężczyzny. Lekko zakrwawione dłonie ukrył w kieszeniach, tak by nie straszyć go już za bardzo. Zatrzymał się w odległości może jednego metra. Z bliska dokładnie przyjrzał się mężczyźnie. Przemierzył go wzrokiem z góry na dół, gdzie spoczęło jego puste spojrzenie. Właściwie to nie widział co ma powiedzieć. Szczerze wołał wszystko przemilczeć. Zacisnął zęby na dolnej wardze. Delikatny lecz przyjemny ból przyciągał całą jego uwagę.
-Czego oczekujesz? – odparł, nie do końca pewny czy powinien się zgodzić. Chociaż brzmiał spokojnie, to wewnątrz wręcz gotował się ze złości. Mężczyzna stwierdził, że są podobni, tylko skąd to wywnioskował. Bo obaj spotkali się w tym miejscy? Przecież nic o nim nie wiedział, więc jakim cudem mógł stwierdzić, że są podobni? Cichy chichot stawał się stopniowo coraz głośniejszy. Uśmiech na twarzy białowłosego był niemalże od ucha do ucha. Czerwony oczy, lśniły na jego bladej twarzy, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Radość malował się na jego twarzy.
-Twierdzisz, że jesteśmy podobni? – zapytał przerywając swój donośny śmiech, który i tak odbijał się gdzieś echem, od otaczających i gór. Nie czekał na odpowiedź staruszka, wręcz przeciwnie. Podnosząc ton głosu jeszcze nieco bardziej, wygarnął mu prosto w twarz. –Czyli tak jak ja, zabijasz ku własnej uciesze!? – spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. Był poważny, jednak ciężko było dostrzec w jego oczach jakieś złe intencje. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo opanowanego. Aura otaczającego ich miejsca, nie pozwalała mu na zrobienie czegoś głupiego. –Jeśli tak, to z chęcią Ci pomogę. – mruknął nieco ciszej, tonem podobnym do tego z początku ich rozmowy.
Puste spojrzenie i twarz pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu, nie wiele teraz mówiła. Przed momentem nieco szalone zachowanie, teraz było pozbawione jakichkolwiek emocji. Właśnie to czyniło go niezrównoważonym i trudnym do zrozumienia. Swobodnie zwisające ręce chłopaka, wyraźnie poszukiwały miejsca dla siebie. Wyraźnie ciągnęło go by sięgnąć do torby, by dobyć z niej ostry nóż. Palce raz zaciśnięte w pięści, na tyle mocno, że zniszczone paznokcie barwiły się na samych czubkach na lekko czerwony kolor, a po chwili rozluźniał je i krople krwi spadały na biały śnieg otaczający młodzieńca.
Ciche westchnienie wydobyło się z jego ust. Ojciec, tak? Młodzieniec spojrzał w niebo, przypominając sobie swojego staruszka. Ciekawe czy ten drań jeszcze żyje. Z całego serca miał nadzieję, że tak. W końcu to on chciał dostąpić tego zaszczytu, pozbawienia go nadziei. Zmusić go do błagania o życie, gdy będzie się dławił własnymi kończynami. Nikomu nie wybaczyłby odebrania mu tego jedynego marzenia.
Bez słowa zbliżył się do mężczyzny. Lekko zakrwawione dłonie ukrył w kieszeniach, tak by nie straszyć go już za bardzo. Zatrzymał się w odległości może jednego metra. Z bliska dokładnie przyjrzał się mężczyźnie. Przemierzył go wzrokiem z góry na dół, gdzie spoczęło jego puste spojrzenie. Właściwie to nie widział co ma powiedzieć. Szczerze wołał wszystko przemilczeć. Zacisnął zęby na dolnej wardze. Delikatny lecz przyjemny ból przyciągał całą jego uwagę.
-Czego oczekujesz? – odparł, nie do końca pewny czy powinien się zgodzić. Chociaż brzmiał spokojnie, to wewnątrz wręcz gotował się ze złości. Mężczyzna stwierdził, że są podobni, tylko skąd to wywnioskował. Bo obaj spotkali się w tym miejscy? Przecież nic o nim nie wiedział, więc jakim cudem mógł stwierdzić, że są podobni? Cichy chichot stawał się stopniowo coraz głośniejszy. Uśmiech na twarzy białowłosego był niemalże od ucha do ucha. Czerwony oczy, lśniły na jego bladej twarzy, niczym gwiazdy na nocnym niebie. Radość malował się na jego twarzy.
-Twierdzisz, że jesteśmy podobni? – zapytał przerywając swój donośny śmiech, który i tak odbijał się gdzieś echem, od otaczających i gór. Nie czekał na odpowiedź staruszka, wręcz przeciwnie. Podnosząc ton głosu jeszcze nieco bardziej, wygarnął mu prosto w twarz. –Czyli tak jak ja, zabijasz ku własnej uciesze!? – spojrzał mężczyźnie prosto w oczy. Był poważny, jednak ciężko było dostrzec w jego oczach jakieś złe intencje. Wręcz przeciwnie, wyglądał na bardzo opanowanego. Aura otaczającego ich miejsca, nie pozwalała mu na zrobienie czegoś głupiego. –Jeśli tak, to z chęcią Ci pomogę. – mruknął nieco ciszej, tonem podobnym do tego z początku ich rozmowy.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 8/15
Facet mógłby się przerazić na wieść o tym co robił Ayato w życiu. Mógłby też zwrócić uwagę na to, że młodzieniec właśnie zadawał sobie ból, raniąc ręce. Mógłby też zwrócić uwagę na ból przygryzanej wargi. Mógłby w końcu upomnieć się, że ten za blisko stoi. Niemniej jednak zamiast robić tyle tych typowych dla normalnego człowieka rzeczy. Odepchnąć Ayato, zapytać czy nic mu nie jest, uciec w obawie o własne życie, albo chociaż tej ucieczki spróbować, zrobił coś innego. Położył chłopakowi dwie dłonie na ramionach. Prawa dłoń spoczęła na prawym lewym, a lewa na prawym ramieniu chłopaka. W jego oczach nie było strachu. Bardziej jakaś przedziwna mieszanina rezygnacji, ale także rodzicielskiej troski. Bał się o swoje własne dziecko. Ale też tak jakby widział w Ayato swojego własnego syna. Powiedział miłym, ojcowskim głosem, nie podnosząc tonu w gniewie nawet na sekundę:
- Nie przeszkadza Ci to? To, że zabijasz? Nie chciałbyś tego zmienić?
Wykazywał się nadzwyczajnym wręcz zrozumieniem. Głos mu nie drgnął nawet o milimetr. Jednak oczywiście był świadomy śmierci, która może go czekać. Niemniej jednak, nie dbał o to zupełnie. To nie było teraz istotne. Jednakże nie zostawił Ayato bez odpowiedzi. Odpowiedział więc:
- Nikogo nie zabiłem i nie zamierzam, jednak jesteśmy podobni. Podobnie zagubieni. Ja szukam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Ty wyglądasz jakbyś poszukiwał siebie.
To powiedziawszy, zabrał ręce i odszedł jakieś 2 metry od Ayato i odwrócił się doń plecami i zaczął spoglądać w sobie tylko znanym kierunku czy celu. Wystawił się chłopakowi jak na widelcu. Ten mógł go teraz wykończy jeśli tylko taka była jego decyzja. Facet nie dbał o to. Być może chciał w ten sposób pokazać chłopakowi, że nie boi się śmierci z jego rąk. To było coś w stylu wyzwania: Zechcesz mi pomóc? Czy może mogę liczyć na Twoją pomoc? Serio jesteś psychopatycznym mordercą? Jeśli nie, to idealnie nadasz się do tego zadania. To był test.
- Nie przeszkadza Ci to? To, że zabijasz? Nie chciałbyś tego zmienić?
Wykazywał się nadzwyczajnym wręcz zrozumieniem. Głos mu nie drgnął nawet o milimetr. Jednak oczywiście był świadomy śmierci, która może go czekać. Niemniej jednak, nie dbał o to zupełnie. To nie było teraz istotne. Jednakże nie zostawił Ayato bez odpowiedzi. Odpowiedział więc:
- Nikogo nie zabiłem i nie zamierzam, jednak jesteśmy podobni. Podobnie zagubieni. Ja szukam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Ty wyglądasz jakbyś poszukiwał siebie.
To powiedziawszy, zabrał ręce i odszedł jakieś 2 metry od Ayato i odwrócił się doń plecami i zaczął spoglądać w sobie tylko znanym kierunku czy celu. Wystawił się chłopakowi jak na widelcu. Ten mógł go teraz wykończy jeśli tylko taka była jego decyzja. Facet nie dbał o to. Być może chciał w ten sposób pokazać chłopakowi, że nie boi się śmierci z jego rąk. To było coś w stylu wyzwania: Zechcesz mi pomóc? Czy może mogę liczyć na Twoją pomoc? Serio jesteś psychopatycznym mordercą? Jeśli nie, to idealnie nadasz się do tego zadania. To był test.
0 x
Re: Kokkyō no taki
Strach i niepewność wypełniły całe ciało chłopaka, aż po same brzegi. Lekko zadrżał z przerażenia. Nie wiedział dlaczego tak się działo. Nie rozumiał dlaczego panikuje. Czuł na sobie ciepłe, ojcowskie spojrzenie mężczyzny. Jego zatroskany głos budził w nim uczucia, których nigdy wcześniej nie miał okazji poznać. Były okryte wielką tajemnicą, dlatego były takie straszne. Nie wiedział jak je nazwać, nie wiedział jak sobie z nimi poradzić.
Na swoich barkach poczuł miły i delikatny dotyk dłoni mężczyzny. Kątem oka zerknął raz na jedną, później na drugą rękę. Dokładnie przyjrzał się jego nadgarstkom, jakby szukał na nich jakiś znaków szczególnych. Jakby chciał na jego dłoniach odnaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania. Uniósł lekko ręce do góry. Zatrzymał je na wysokości jego piersi. Z początku wyglądał jakby chciał go odepchnąć, jednak w uszach rozbrzmiał mu nietypowe pytanie. Czy nie chciałby się zmienić? Zacisnął delikatnie pięści, szukając w głębi serca odpowiedzi na to pytanie. Przypomniał sobie mężczyznę z Shigashi. Nawet na łożu śmierci miał siłę mu grozić. Później przed oczyma stanął mu mężczyzna z grobu. Płacz i krzyki, które wydawał przez zakneblowane usta były urocze. Do tego to toczące się po brudnej ziemi oko. Lekki dreszczyk podniecenia przeszył jego ciało. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Inny niż dotychczas. Otaczała go chłodna aura, równie zimna co otaczające ich powietrze, a może i nawet zimniejsza.
-Cichy płacz i błaganie o życie. – odparł niemalże szeptem, a jego czerwone oczy zrobiły się puste, pozbawione jakichkolwiek uczuć. Wraz z nieobecnym spojrzeniem, chociaż wpatrywał się w mężczyznę, to wyglądał jakby widział coś zupełnie innego. –Słodki smak krwi i dreszczyk podniecenia. – stopniowo mówił coraz głośniej i głośniej. Spojrzał prosto w oczy mężczyzn, wracając do rzeczywistości. –Dlaczego miałbym z tego rezygnować? To jest cudowne! – powiedział uśmiechając się delikatnie. Lekko poklepał staruszka po ramieniu. –Chociaż czasem chciałbym umieć się opanować. – dodał jakby trochę od niechcenia. Być gotowym zabić każdego i wszędzie, niekiedy bywało męczące. Nieogarnięta żądza krwi, atakował go w najmniej odpowiednich momentach i nawet leki nie pomagały.
-Jakie to pytania? – spytał chcąc nie wracać już do tematy sprzed momentu. Jakby chciał zapomnieć wcześniejszą rozmowę. Mężczyzna i tak już mu na swój sposób zaimponował, a przede wszystkim wysłuchał tego co miał do powiedzenia. To było mu teraz najbardziej potrzebne. Wygadać się o tym co go męczy, by wkrótce wrócić do normalności.
Delikatnie zacisnął piąstki, gdy staruszek oddalił się kawałek od niego. Właściwie to nawet nie wiedział jak się nazywa. W sumie nie obchodziło go to. Nigdy nie przywiązywał jakieś wysokiej wagi do imion, do tego miał straszną tendencję do zapominania. Nieco drażniony jego zachowanie, zacisnął mocno zęby. Nie ciężko było się zorientować, że robi to celowo. Sprawdza go. Wyraźnie nie pasowało to białowłosemu. Zrobił dwa ciche kroki, chociaż śnieg i tak zaskrzypiał pod gumowymi podeszwami. Zatrzymał się tuż za mężczyzną. Przyłożył do jego pleców dwa palce. Wręcz ukuł mężczyznę pod żebra.
-Nie rób tego więcej. – wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym poklepał mężczyznę po ramieniu. Chociaż jeszcze przed chwilą był śmiertelnie poważny, teraz uśmiechał się nieco beztrosko.
Na swoich barkach poczuł miły i delikatny dotyk dłoni mężczyzny. Kątem oka zerknął raz na jedną, później na drugą rękę. Dokładnie przyjrzał się jego nadgarstkom, jakby szukał na nich jakiś znaków szczególnych. Jakby chciał na jego dłoniach odnaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania. Uniósł lekko ręce do góry. Zatrzymał je na wysokości jego piersi. Z początku wyglądał jakby chciał go odepchnąć, jednak w uszach rozbrzmiał mu nietypowe pytanie. Czy nie chciałby się zmienić? Zacisnął delikatnie pięści, szukając w głębi serca odpowiedzi na to pytanie. Przypomniał sobie mężczyznę z Shigashi. Nawet na łożu śmierci miał siłę mu grozić. Później przed oczyma stanął mu mężczyzna z grobu. Płacz i krzyki, które wydawał przez zakneblowane usta były urocze. Do tego to toczące się po brudnej ziemi oko. Lekki dreszczyk podniecenia przeszył jego ciało. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Inny niż dotychczas. Otaczała go chłodna aura, równie zimna co otaczające ich powietrze, a może i nawet zimniejsza.
-Cichy płacz i błaganie o życie. – odparł niemalże szeptem, a jego czerwone oczy zrobiły się puste, pozbawione jakichkolwiek uczuć. Wraz z nieobecnym spojrzeniem, chociaż wpatrywał się w mężczyznę, to wyglądał jakby widział coś zupełnie innego. –Słodki smak krwi i dreszczyk podniecenia. – stopniowo mówił coraz głośniej i głośniej. Spojrzał prosto w oczy mężczyzn, wracając do rzeczywistości. –Dlaczego miałbym z tego rezygnować? To jest cudowne! – powiedział uśmiechając się delikatnie. Lekko poklepał staruszka po ramieniu. –Chociaż czasem chciałbym umieć się opanować. – dodał jakby trochę od niechcenia. Być gotowym zabić każdego i wszędzie, niekiedy bywało męczące. Nieogarnięta żądza krwi, atakował go w najmniej odpowiednich momentach i nawet leki nie pomagały.
-Jakie to pytania? – spytał chcąc nie wracać już do tematy sprzed momentu. Jakby chciał zapomnieć wcześniejszą rozmowę. Mężczyzna i tak już mu na swój sposób zaimponował, a przede wszystkim wysłuchał tego co miał do powiedzenia. To było mu teraz najbardziej potrzebne. Wygadać się o tym co go męczy, by wkrótce wrócić do normalności.
Delikatnie zacisnął piąstki, gdy staruszek oddalił się kawałek od niego. Właściwie to nawet nie wiedział jak się nazywa. W sumie nie obchodziło go to. Nigdy nie przywiązywał jakieś wysokiej wagi do imion, do tego miał straszną tendencję do zapominania. Nieco drażniony jego zachowanie, zacisnął mocno zęby. Nie ciężko było się zorientować, że robi to celowo. Sprawdza go. Wyraźnie nie pasowało to białowłosemu. Zrobił dwa ciche kroki, chociaż śnieg i tak zaskrzypiał pod gumowymi podeszwami. Zatrzymał się tuż za mężczyzną. Przyłożył do jego pleców dwa palce. Wręcz ukuł mężczyznę pod żebra.
-Nie rób tego więcej. – wysyczał przez zaciśnięte zęby, po czym poklepał mężczyznę po ramieniu. Chociaż jeszcze przed chwilą był śmiertelnie poważny, teraz uśmiechał się nieco beztrosko.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 10/15
Facet syknął z bólu. Jednak po chwili przestało go już boleć i odwrócił się do Ayato, mówiąc:
- Rozumiem. Nie będę Cię już więcej prowokował. I rozumiem, że zabijasz każdego bez wyjątku, po prostu dla kaprysu, tak?
To było lekko przerażające i w głosie mężczyzny dało się wyczuć coś na wzór lekkiej irytacji i zdenerwowania. Tętno mu nieznacznie przyspieszyło, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zrobił trzy szybkie wdechy i wydechy, a następnie przyswoił sobie już dokładnie to z kim ma do czynienia. Sadystyczny morderca zamknięty w ciele nastolatka. Najgorsze z możliwych połączeń. Nie można nie czuć do niego sympatii i pewnego rodzaju ojcowskiego uczucia czy współczucia, nie można też nie czuć obrzydzenia do tego co robił. Płacz, błaganie o życie, krew, ból, to wszystko czym normalny człowiek powinien gardzić i do czego nigdy nie powinien dopuścić podniecało chłopaka. "Jakie pytania?" zapytał. Zatroskany ojciec przez chwilę zastanawiał się czy powinien powiedzieć mu o swoich problemach. Bał się bowiem o to, że młodzieniec wykorzysta sytuację i pozbawi życia zarówno jego jak i jego ukochane dziecko. Czy był odpowiednią osobą do tego zadania? Mężczyzna jednak postanowił zaryzykować:
- Rok temu - zaczął - Zmarła mi żona. Zostałem sam z córką. Jednak od tego czasu nie powodziło się nam finansowo. Gdy tylko pracowałem razem z żoną, to dwie nasze pensje wystarczyły. Odkąd jednak żony zabrakło, moja kochana córeczka jest zmuszona do pracy, a ma tylko 14 lat!
Prawie się rozpłakał, jednak zdołam zdusić w sobie emocje. Były one jednak naturalne. Wspomnienie o zmarłej, prawdopodobnie tragicznie żonie. Wspomnienie o nieszczęściu jego córki. To wszystko było bardzo, ale to bardzo bolesne.
- Niemniej jednak, od jakiegoś czasu wszystko się zmieniło. Na początku córka chętnie chodziła do pracy i nawet przynosiła dość fajną wypłatę. Cieszyła się, że może mi pomóc i jakoś zapomnieć o śmierci matki. To przynosiło jej tylko ból. Po pewnym jednak czasie, zaczęła przychodzić do domu z grobową miną. Zamykała się w swoim pokoju i cały dzień i całą noc płakała. Nic nie jadła, a piła tylko wodę. Obecnie codziennie wychodzi rano do pracy i ciągle wraca w takim stanie do domu, a ja muszę w nią wciskać pokarm, bowiem nie chcę, żeby umarła. Boję się, że sobie coś zrobi!
Rozpłakał się, jednak po pewnym czasie doszedł do siebie i odpowiedział na pytanie Ayato:
- Jakie pytania, pytasz? Chciałbym wiedzieć dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić. Chciałbym wiedzieć jak jej pomóc. Nawet chwilowo ... chociaż jeden dzień ... żeby tego dnia była uśmiechnięta. Pomożesz? Zapłacę.
Ayato doskonale rozumiał na czym polegała jego misja. Rodzina dotknięta tragedią. Dziewczyna w tarapatach, potrzebująca pocieszenia. Jakiś skurwiel zatrudniający dzieci poniżej 15 roku życia. Coś z tym trzeba było zrobić. Może tym samym uda mu się opanować swoją żądzę mordu? A może po prostu zamorduje rodzinę i tym sposobem rozwiąże jej wszystkie problemy? A następnie okradnie ją? To też było jakieś wyjście. Facet przypuszczał, że proszenie Ayato tak właśnie się skończy. Nie chciał umierać. Nie chciał, by jego córka umierała. Jednak z drugiej strony, spotkaliby się razem w zaświatach. Może nawet odnaleźliby matkę i żonę w jednej osobie? Kto wie? Kto wie?
- Rozumiem. Nie będę Cię już więcej prowokował. I rozumiem, że zabijasz każdego bez wyjątku, po prostu dla kaprysu, tak?
To było lekko przerażające i w głosie mężczyzny dało się wyczuć coś na wzór lekkiej irytacji i zdenerwowania. Tętno mu nieznacznie przyspieszyło, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zrobił trzy szybkie wdechy i wydechy, a następnie przyswoił sobie już dokładnie to z kim ma do czynienia. Sadystyczny morderca zamknięty w ciele nastolatka. Najgorsze z możliwych połączeń. Nie można nie czuć do niego sympatii i pewnego rodzaju ojcowskiego uczucia czy współczucia, nie można też nie czuć obrzydzenia do tego co robił. Płacz, błaganie o życie, krew, ból, to wszystko czym normalny człowiek powinien gardzić i do czego nigdy nie powinien dopuścić podniecało chłopaka. "Jakie pytania?" zapytał. Zatroskany ojciec przez chwilę zastanawiał się czy powinien powiedzieć mu o swoich problemach. Bał się bowiem o to, że młodzieniec wykorzysta sytuację i pozbawi życia zarówno jego jak i jego ukochane dziecko. Czy był odpowiednią osobą do tego zadania? Mężczyzna jednak postanowił zaryzykować:
- Rok temu - zaczął - Zmarła mi żona. Zostałem sam z córką. Jednak od tego czasu nie powodziło się nam finansowo. Gdy tylko pracowałem razem z żoną, to dwie nasze pensje wystarczyły. Odkąd jednak żony zabrakło, moja kochana córeczka jest zmuszona do pracy, a ma tylko 14 lat!
Prawie się rozpłakał, jednak zdołam zdusić w sobie emocje. Były one jednak naturalne. Wspomnienie o zmarłej, prawdopodobnie tragicznie żonie. Wspomnienie o nieszczęściu jego córki. To wszystko było bardzo, ale to bardzo bolesne.
- Niemniej jednak, od jakiegoś czasu wszystko się zmieniło. Na początku córka chętnie chodziła do pracy i nawet przynosiła dość fajną wypłatę. Cieszyła się, że może mi pomóc i jakoś zapomnieć o śmierci matki. To przynosiło jej tylko ból. Po pewnym jednak czasie, zaczęła przychodzić do domu z grobową miną. Zamykała się w swoim pokoju i cały dzień i całą noc płakała. Nic nie jadła, a piła tylko wodę. Obecnie codziennie wychodzi rano do pracy i ciągle wraca w takim stanie do domu, a ja muszę w nią wciskać pokarm, bowiem nie chcę, żeby umarła. Boję się, że sobie coś zrobi!
Rozpłakał się, jednak po pewnym czasie doszedł do siebie i odpowiedział na pytanie Ayato:
- Jakie pytania, pytasz? Chciałbym wiedzieć dlaczego tak się dzieje i jak temu zaradzić. Chciałbym wiedzieć jak jej pomóc. Nawet chwilowo ... chociaż jeden dzień ... żeby tego dnia była uśmiechnięta. Pomożesz? Zapłacę.
Ayato doskonale rozumiał na czym polegała jego misja. Rodzina dotknięta tragedią. Dziewczyna w tarapatach, potrzebująca pocieszenia. Jakiś skurwiel zatrudniający dzieci poniżej 15 roku życia. Coś z tym trzeba było zrobić. Może tym samym uda mu się opanować swoją żądzę mordu? A może po prostu zamorduje rodzinę i tym sposobem rozwiąże jej wszystkie problemy? A następnie okradnie ją? To też było jakieś wyjście. Facet przypuszczał, że proszenie Ayato tak właśnie się skończy. Nie chciał umierać. Nie chciał, by jego córka umierała. Jednak z drugiej strony, spotkaliby się razem w zaświatach. Może nawet odnaleźliby matkę i żonę w jednej osobie? Kto wie? Kto wie?
0 x
Re: Kokkyō no taki
Delikatny uśmiech zagościł na twarzy młodego Akimichi. Reakcja mężczyzny na jego niegroźną zaczepkę była dosyć zabawna. Lekkie ukucie pod żebra, a sprawiło mu wystarczająco bólu i strachu. Nie miał jednak zamiaru odpowiadać na jego pytanie. Cisza oraz arogancki wyraz twarzy chłopaka mówiły same za siebie. Mężczyzna z pewnością miał rację i bez wątpienia musiał mieć się na baczności. Byle błahostka potrafiła zirytować chłopaka, do tego poziomu, że tracił nad sobą panowanie.
Białowłosy lekko poklepał staruszka po ramieniu. Nie zawsze miał złe intencje i chociaż przed momentem dał mu wyraźne ostrzeżenie by nie przeginał, to teraz jakby chciał go uspokoić, że nic mu nie grozi. Faktycznie tak było. Gdyby myślał inaczej, miał już mnóstwo okazji do pozbawienia go życia. Wręcz przeciwnie zdecydował się spytać co mu leży na sercu. Co go tak mocno gryzie i zadręcza. Może i nawet czasem nie daje spać.
Założył ręce za głowę, krzyżując je na karku. Jednym uchem wysłuchiwał nudnej historyjki, drugim niemalże od razu wypadała z drugiej strony. Smutna opowieść o mało co nie wzruszyła chłopaka.
-Ojej. – mruknął, chociaż brzmiał trochę bardziej jakby naśmiewał się z mężczyzny. Rzeczywiście coś w tym było. Nic dziwnego, ale takie było jego podejście do śmierci. Bawiła go do łez, w tym przypadku jednak potrafił się nieco powstrzymać. Na każdego przyjdzie kiedyś pora i doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Dlatego też, nie rozumiał dlaczego ludzie przywiązują do niej taką wagę. Była to rzecz nieunikniona. Młodzieniec doskonale zdawał sobie z niej sprawę. Dzięki temu potrafił być taki beztroski. Cieszyć się własnym życiem, nie zważając na konsekwencje.
-Czy cały świat się kręci wokół pieniędzy? – spytał spoglądając w rozpościerające się nad nimi niebo. Wyglądał trochę jak jakiś filozof, ale tylko z profilu. Poważny, trochę zamyślony i z pewnością mocno skupiony. Mimo wszystko, w jego głosie można było wyczuć jakieś wyrzuty do staruszka. W końcu to on pozwolił swojej kochanej córeczce na prace. To on nie potrafił zając się domem. Zamiast pracować, spędzał wieczór w tym miejscu, wraz z młodym psychopatą.
Westchnął cicho, nieco zrezygnowany. Życie to jednak kurwa, która dyma każdego. O ile nie było mu szkoda swojej własnej osoby czy też mężczyzny, tak potrafił się w pewien sposób utożsamić z dziewczynką. Młoda, mająca najlepszy okres jeszcze przed sobą, podobnie jak białowłosy straciła szansę na spokojne dzieciństwo. Chociaż jej tragedia znacznie różniła się od tej jego, to i tak ogarniało go współczucie. Każde dziecko powinno móc nacieszyć się tym wspaniałym okresem i nikomu nie życzyłby utrat niekiedy jedynych kolorowych wspomnień. Szary świat, który potrafi zabarwić jedynie krew to najgorsza możliwa rzeczywistość.
-Co jeśli podcina sobie teraz żyły. – odparł chłodnym głosem. Nie bawił się w kolorowanie swojej wypowiedzi. Chciał nadać jej najgorszy możliwy scenariusz, tak by wywołała w mężczyźnie jak najmocniejsze emocje. By poczuł konsekwencje swoich czynów i zmusić go do czynów, a nie tylko nic nie znaczącego rozpaczania. Zamiast zając się swoją córką, przebywał w tym miejscu z dala od domu.
-Spoko. Skoro jesteś taki chętny do zapłaty, to mogę zerknąć co się dzieje z Twoją córką w tej robocie. – w swojej krótkiej wypowiedzi, wyraźnie podkreślił słowo „zapłaty”. Jeszcze przed momentem wspominał o tragicznej sytuacji swojej rodziny, a teraz był gotów zapłacić, a może i nawet oddać cały majątek byle tylko dowiedzieć się, co się dzieje z jego małą córeczką. Uśmiechnął się lekko i poczuł jak kilka kropel krwi z wcześniej zadanych sobie ran, spadło na jego kark, pozostawiając na nim szkarłatne ślady. Schował ręce do kieszeni. Bądź co bądź takie kapanie było irytujące. Przetarł przed tym lekko kark, wycierając się nieco o nadgarstek.
-Gdzie pracuje ten Twój skarb? – mruknął nieco drwiąco. Warto było jeszcze zapytać jak w ogóle ona wygląda, ale mężczyzna raczej nie jest tak głupi. Może nawet pokaże ją osobiście.
Białowłosy lekko poklepał staruszka po ramieniu. Nie zawsze miał złe intencje i chociaż przed momentem dał mu wyraźne ostrzeżenie by nie przeginał, to teraz jakby chciał go uspokoić, że nic mu nie grozi. Faktycznie tak było. Gdyby myślał inaczej, miał już mnóstwo okazji do pozbawienia go życia. Wręcz przeciwnie zdecydował się spytać co mu leży na sercu. Co go tak mocno gryzie i zadręcza. Może i nawet czasem nie daje spać.
Założył ręce za głowę, krzyżując je na karku. Jednym uchem wysłuchiwał nudnej historyjki, drugim niemalże od razu wypadała z drugiej strony. Smutna opowieść o mało co nie wzruszyła chłopaka.
-Ojej. – mruknął, chociaż brzmiał trochę bardziej jakby naśmiewał się z mężczyzny. Rzeczywiście coś w tym było. Nic dziwnego, ale takie było jego podejście do śmierci. Bawiła go do łez, w tym przypadku jednak potrafił się nieco powstrzymać. Na każdego przyjdzie kiedyś pora i doskonale sobie z tego zdawał sprawę. Dlatego też, nie rozumiał dlaczego ludzie przywiązują do niej taką wagę. Była to rzecz nieunikniona. Młodzieniec doskonale zdawał sobie z niej sprawę. Dzięki temu potrafił być taki beztroski. Cieszyć się własnym życiem, nie zważając na konsekwencje.
-Czy cały świat się kręci wokół pieniędzy? – spytał spoglądając w rozpościerające się nad nimi niebo. Wyglądał trochę jak jakiś filozof, ale tylko z profilu. Poważny, trochę zamyślony i z pewnością mocno skupiony. Mimo wszystko, w jego głosie można było wyczuć jakieś wyrzuty do staruszka. W końcu to on pozwolił swojej kochanej córeczce na prace. To on nie potrafił zając się domem. Zamiast pracować, spędzał wieczór w tym miejscu, wraz z młodym psychopatą.
Westchnął cicho, nieco zrezygnowany. Życie to jednak kurwa, która dyma każdego. O ile nie było mu szkoda swojej własnej osoby czy też mężczyzny, tak potrafił się w pewien sposób utożsamić z dziewczynką. Młoda, mająca najlepszy okres jeszcze przed sobą, podobnie jak białowłosy straciła szansę na spokojne dzieciństwo. Chociaż jej tragedia znacznie różniła się od tej jego, to i tak ogarniało go współczucie. Każde dziecko powinno móc nacieszyć się tym wspaniałym okresem i nikomu nie życzyłby utrat niekiedy jedynych kolorowych wspomnień. Szary świat, który potrafi zabarwić jedynie krew to najgorsza możliwa rzeczywistość.
-Co jeśli podcina sobie teraz żyły. – odparł chłodnym głosem. Nie bawił się w kolorowanie swojej wypowiedzi. Chciał nadać jej najgorszy możliwy scenariusz, tak by wywołała w mężczyźnie jak najmocniejsze emocje. By poczuł konsekwencje swoich czynów i zmusić go do czynów, a nie tylko nic nie znaczącego rozpaczania. Zamiast zając się swoją córką, przebywał w tym miejscu z dala od domu.
-Spoko. Skoro jesteś taki chętny do zapłaty, to mogę zerknąć co się dzieje z Twoją córką w tej robocie. – w swojej krótkiej wypowiedzi, wyraźnie podkreślił słowo „zapłaty”. Jeszcze przed momentem wspominał o tragicznej sytuacji swojej rodziny, a teraz był gotów zapłacić, a może i nawet oddać cały majątek byle tylko dowiedzieć się, co się dzieje z jego małą córeczką. Uśmiechnął się lekko i poczuł jak kilka kropel krwi z wcześniej zadanych sobie ran, spadło na jego kark, pozostawiając na nim szkarłatne ślady. Schował ręce do kieszeni. Bądź co bądź takie kapanie było irytujące. Przetarł przed tym lekko kark, wycierając się nieco o nadgarstek.
-Gdzie pracuje ten Twój skarb? – mruknął nieco drwiąco. Warto było jeszcze zapytać jak w ogóle ona wygląda, ale mężczyzna raczej nie jest tak głupi. Może nawet pokaże ją osobiście.
0 x
Re: Kokkyō no taki
[Misja rangi D] Młoda Dama - Ayato Akimichi - 12/15
Facet tylko spojrzał na Ayato z ukosa. Nie bał się go i tak jakby patrzył śmierci w oczy. Być może było mu wszystko jedno. Nie ulegało wątpliwość, że chłopak był psychopatą. Naśmiewanie się z cudzego nieszczęścia. Do tego widać było, że nie zna dorosłego życia. Oczywiście wielu mogłoby się kłócić, że na pewno dorosłe życie zna. Jak można nazwać kogoś niedorosłym, jeśli ten po prostu z radością morduje ludzi? Chociaż być może jeszcze nie dorósł do miłości, zrozumienia, przebaczenia czy empatii? Nie posiadał też minimalnej wiedzy o świecie. Mężczyzna zamierzał mu to jednak dokładnie wyjaśnić:
- Widzisz, pieniądze są potrzebne, bo bez nich nie kupisz jedzenia, nie opłacisz rachunków i tego typu rzeczy.
Chciał jeszcze dodać coś w stylu "Normalni ludzie nie polują na innych i ich nie zjadają. Ty na pewno to robisz, nie? Jesteś przecież chorym psychopatą!". Niemniej jednak powstrzymał swoje emocje, które w nim siedziały i które chciały wybuchnąć jak wulkan. Nie byłoby to w obecnej sytuacji dobre. Nie chciał spłoszyć chłopaka, skoro ten wspaniałomyślnie zgodził się pomóc. Oczywiście za pieniądze. Zastanawiające było to, że najpierw potępił niejako zarabianie pieniędzy, a potem ochoczo wyciągnął po nie swoje łapska.
- Ona nie podetnie sobie żył. Za bardzo mnie kocha. Za bardzo kocha żyć. Wie, że bez niej bym sobie nie poradził. Obiecaliśmy sobie, że razem przejdziemy przez ten trudny okres i żadne z nas nie ucieknie w objęcia śmierci!
Ostatnie zdanie wykrzyczał, jakby podkreślając jego wagę. No tak. Dla wielu ludzi śmierć była po prostu przyjemną ucieczką. Samoluby woleli się zabić i mieć wszystko w dupie i święty spokój, podczas gdy ich rodziny cierpiały męki i katusze i wypłakiwały oczy po tym samolubnym zmarłym. Niektórym nagle zaczęło się gorzej powodzić. Śmierć miała więcej minusów niż plusów. Także córka mężczyzny nie mogłaby sobie podciąć żył.
- Oboje mamy dzisiaj wolne - powiedział w końcu - Ona została w domu. Nie płacze. Zjadła nawet śniadanie. Ja cierpiałem na brak świeżego powietrza i postanowiłem wybrać się na spacer. Możemy iść?
Jeśli chcesz, to zrób z/t: tutaj (Jeśli nie chcesz, to odmów facetowi i rozmawiacie dalej)
- Widzisz, pieniądze są potrzebne, bo bez nich nie kupisz jedzenia, nie opłacisz rachunków i tego typu rzeczy.
Chciał jeszcze dodać coś w stylu "Normalni ludzie nie polują na innych i ich nie zjadają. Ty na pewno to robisz, nie? Jesteś przecież chorym psychopatą!". Niemniej jednak powstrzymał swoje emocje, które w nim siedziały i które chciały wybuchnąć jak wulkan. Nie byłoby to w obecnej sytuacji dobre. Nie chciał spłoszyć chłopaka, skoro ten wspaniałomyślnie zgodził się pomóc. Oczywiście za pieniądze. Zastanawiające było to, że najpierw potępił niejako zarabianie pieniędzy, a potem ochoczo wyciągnął po nie swoje łapska.
- Ona nie podetnie sobie żył. Za bardzo mnie kocha. Za bardzo kocha żyć. Wie, że bez niej bym sobie nie poradził. Obiecaliśmy sobie, że razem przejdziemy przez ten trudny okres i żadne z nas nie ucieknie w objęcia śmierci!
Ostatnie zdanie wykrzyczał, jakby podkreślając jego wagę. No tak. Dla wielu ludzi śmierć była po prostu przyjemną ucieczką. Samoluby woleli się zabić i mieć wszystko w dupie i święty spokój, podczas gdy ich rodziny cierpiały męki i katusze i wypłakiwały oczy po tym samolubnym zmarłym. Niektórym nagle zaczęło się gorzej powodzić. Śmierć miała więcej minusów niż plusów. Także córka mężczyzny nie mogłaby sobie podciąć żył.
- Oboje mamy dzisiaj wolne - powiedział w końcu - Ona została w domu. Nie płacze. Zjadła nawet śniadanie. Ja cierpiałem na brak świeżego powietrza i postanowiłem wybrać się na spacer. Możemy iść?
Jeśli chcesz, to zrób z/t: tutaj (Jeśli nie chcesz, to odmów facetowi i rozmawiacie dalej)
0 x
Re: Kokkyō no taki
Po kilku godzinach, dotarłam na miejsce. Niestety autora listu, jeszcze nie było. Do wyboru, zostało mi tylko czekać. A więc znalazłam jakieś miejsce w cieniu, po czym siadłam po turecku i w idealnej ciszy czekałam. Wsłuchiwałam się w śpiew ptaków, i szumiące drzewa. Pogoda była wręcz idealna. Słońce świeciło i było gorąco, lecz wiatr ochładzał idealnie. Zastanawiałam się nad drugim liścikiem, którego znalazłam przy chłopaku. Lecz jednak miałam racje, że coś kombinował..... Miałam nadzieje że chłopak szybko się zjawi, i będę wiedzieć czego ode mnie chce. Obecnie troche się uspokoiłam wyżywając na tamtym chłopaku, lecz nie wiem jak skończy się rozmowa z autorem listu. Bądź co bądź chciałam to szybko załatwić, i iść do domu. Lecz byłam też ciekawa, zamiarów chłopaka..... Niestety, chyba tak szybko się nie pojawi. Ciekawe jak zareaguje na wieść o tym, że zabiłam jego przyjaciela. Chyba nie będzie zadowolony. Ale cóż gdy mnie zdenerwuje, lub będzie chciał zabić również go zapewne zabije.....
0 x
Re: Kokkyō no taki
Po półtorej godzinie, zjawił się jakiś chłopak. Lecz gdy go zauważyłam, chciało mi się zwymiotować na jego widok. Był strasznie gruby, i szpetny. No ba, do ładnych chłopaków on nie należał. Nawet mnie idiota nie za uważał, i siadł do mnie tylem. No nie. Wstałam po czym postawiłam jeden krok, w stronę chłopaka.
-Czy to z tobą miałam się tu spotkać?
Powiedziałam donośnym głosem. Mam nadzieje, że mnie usłyszał. Liczyłam na szybkom odpowiedz. Lecz byłam też ciekawa, co on chce ode mnie. Ciekawe..... Ale byłam też jeszcze troche zdenerwowana, więc ja nie wiedziałam na wet jaka będzie moja reakcja.....
-Czy to z tobą miałam się tu spotkać?
Powiedziałam donośnym głosem. Mam nadzieje, że mnie usłyszał. Liczyłam na szybkom odpowiedz. Lecz byłam też ciekawa, co on chce ode mnie. Ciekawe..... Ale byłam też jeszcze troche zdenerwowana, więc ja nie wiedziałam na wet jaka będzie moja reakcja.....
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości