Kraj kupiecki położony nad morzem, na wschód od Prastarego Lasu. Graniczy z prowincjami Atarashi, Antai, Midori i Kaigan. Ryuzaku no Taki jest znane ze swojego bogactwa i szeroko zakreślonych wpływów - związane jest to z dobrym położeniem i łatwym dostępem do morza, czym nie może się pochwalić Shigashi no Kibu. Kraj ten ma bardzo żyzne gleby i przyjazny klimat, co korzystnie wpływa na dobrobyt jego mieszkańców. Na terytoriach tej prowincji, wśród nielicznych pagórków, można też znaleźć główną świątynię Wyznawców Jashina. Na północy, tuż przy granicy z Atarashi znajduje się z kolei Sarufutsu – miasteczko będące siedzibą szczepu Uchiha i Gazo - oraz Hachimantai - wioska, gdzie znajdują się Wyrzutkowie Cesarscy - Yuki.
Nóż. Sznur. Kawałek białej sukienki. Pozostałości po Annie, którą miała ścigać. Wie już, że nie może. Że w pierwszej kolejności musi zadbać o chłopca. Że jedno wyklucza drugie. Ale znalazła coś. Punkt zaczepienia, który może się przydać w przyszłości. Schowała nóż. Także kawałek sznura. Najwięcej uwagi przykuł podejrzanie drogi, przybrudzony ziemią fragmencik sukienki. Białej. Z drogiego materiału. Zupełnie jak moja… - pomyślała. Wtedy usłyszała śmiech. Nienaturalny śmiech, którego źródłem prawdopodobnie była technika, którą zna. Wiadomość od Anny. Zagulgotała w niej wściekłość. Cisnęła co sił zakrwawionym kunai’em w ziemię. Schyliła się po niego i nagle przeszyło ją przerażenie. Rika miała swoje kunai’e, ale nigdy ich nie używała. Miały jej służyć raczej do treningu i przecinania lin, niżeli do walki. Nie chciała zabijać. Nie mogłaby. Dziś jednak wyciągnęła kunai z ciała martwej kobiety. Dlaczego właśnie ten, skoro w torebce miała swoje? I co chciała z nim zrobić? Czy naprawdę chciałam nim… - zatrzymała się, ale wiadomo było o co chodzi. Czy potrafiłaby? Czy chciała? Oh, nawet teraz nie potrafiła przyznać przed samą sobą, że nie chce. Śmiech doprowadzał do szału, a ona nie ruszyła w pogoń. Wyjęła wbity w ziemię kunai, do czego potrzebowała dużo sił. Również i jego schowała do torebki. Popędziła Do Shiro. Ten wciąż spał w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Nie chciała dłużej tu być. Złożyła pieczęć dzika. Symbolu siły, której teraz potrzebowała. Jej włosy nagle osiągnęły nienaturalną długość. Sięgnęła po końcówki i obwiązała nimi w pasie chłopczyka. Sama nie miała zamiaru ani sił dźwigać go do miasta. Zrobią to za nią jej włosy. Trzymała go więc po swojej prawej stronie, na wysokości głowy. Szła prosto do siedziby władz. Tam trafiła do dobrze sobie znanego okienka recepcji i zapytała o tę samą osobę co zwykle. Każda kolejna wizyta sprawiała, że czuła się tu coraz pewniej. -Jest stróż Horiuchi? – zapytała bez większych wstępów. Sprawa była po-waż-na. Dopiero gdy przyszedł, zaczęła mówić dalej. W międzyczasie położyła śpiocha i oparła go o ścianę korytarza. Jęła relacjonować. -I wtedy go znalazłam. Krzyczał, a obok była jego… mama. I on mówił, że to wszystko ciocia i ja pobiegłam szukać, ale najpierw… - zrobiła pauzę, wyraźnie zawstydzona i zakłopotana. – ja pozbawiłam go wspomnień i uśpiłam. Nie wiedziałam co robić a bałam się, że jak zapamięta to wszystko to… to będzie gorzej. I wtedy pobiegłam, szukałam tej cioci Anny i znalazłam te rzeczy. – wyjmuje wszystko z torebki. – A ten kunai wyjęłam z jej ciała. Musicie tam pójść i się nią zająć. I trzeba coś zrobić z chłopcem. On potrzebuje domu i… chyba musi wiedzieć, co się stało. – spojrzała pytająco. Gdy przestała mówić, mogła wreszcie złapać oddech. Wyrzuciła z siebie wszystko. Wreszcie jest z kimś starszym i odpowiedzialnym. Z mężczyzną, który wie co robić. *** -Kai. – zbudziła go wreszcie, gdy ustalili plan działania.
Krótki wygląd:https://imgur.com/a/9wDbR - po lewej stronie aktualne ubranie Hayamiego, plus kremowy płaszcz i czarne rękawiczki bez palców - długa blizna na piersi po pojedynku z Megumi Ishidą - blizna na prawej nodze po walce pod Murem
Widoczny ekwipunek: - włócznia yari - katana - plecak
Stróż Horiuchi wszystkim się zajmie. Stróż jak zwykle opanuje sytuację. Zrobi, co do niego należy. Jest doświadczony. Jest opoką. A Rika może na niego liczyć. Mogła odetchnąć z ulgą na wieść, że on wszystkim się zajmie. Zawsze myślała, że taki jego obowiązek. Teraz wydaje jej się, że to jednak coś więcej. Pasja? Chyba tak. Psychicznie był to wykańczający dzień, a trudnych wyborów nie było końca. Nie ma obecnie miejsc, na które mógłby przyjść Shiro. Wychodzi na to, że przynajmniej na tę jedną noc musi go zabrać do domu. Co powie mama? Pewnie się zgodzi. Właściwie oddanie go z miejsca do obcych ludzi wydawało jej się teraz zbyt brutalne. Zbyt nierikowe, a przynajmniej taką miała nadzieję. -Tak, myślę, że na jakiś czas może trafić do nas. – oczywiście że mógł, Matsubari byli dość bogaci, by wychowywać gromadkę dzieci. Rika wymagała jednak zbyt wiele uwagi i troski, by ryzykować niedopełnienie rodzicielskich obowiązków. – Sądzę, że tak będzie najlepiej. – weźmie od niego pieniążki, mając głęboką nadzieję, że nie daje z własnej kieszeni. O nie, ktoś taki jak stróż Horiuchi na pewno wie jak to wszystko zrobić. -Mama na pewno się o niego zatroszczy. – pomyślała w zadumie o własnej matce. Nawet nie przyszło jej przez myśl, że kobieca ręka to może być jej ręka. O nie, jej była jeszcze zdecydowanie dziewczęcą rączką.
A co z przyszłością Shiro? Osierocony przez ojca, a teraz przez matkę. Z luką w pamięci, nieświadomy strasznych scen i śmierci matki z rąk swojej siostry. A mimo to tak kompletnie sam… Jaka była pewność, że dobrze trafi? Że nie zagubi się w tym wszystkim? Był jeszcze taki mały. Trzeba było go ratować. Tylko czy ona mogłaby mieć brata? Ona, jedynaczka? Uwagojad pospolity, złoszczący się na wszystko, co przykuwa uwagę i jednocześnie nie jest ją, ani niczym przyczepionym do niej? Nie, to nie może wypalić. Chyba nie… nie, nie zamierza teraz o tym myśleć. Ale w sumie fajnie byłoby mieć braciszka, którego można bić z poczucia obowiązku, a nie winy. KONIEC z tymi myślami! -Na pogrzeb przyjdziemy całą rodziną. Do tego czasu zobaczymy, co uda się zrobić. – zrezygnowała z wybudzania chłopca. Zabierze go do domu śpiącego. Nie chce mierzyć się sama z jego bólem. Odeszła kilka kroków. Odwróciła się jednak ponownie do Horiuchiego. -Stróóóżuuu… - zagadnęła, by ponownie na nią spojrzał. – Dziękuję.
***
Niosąc we włosach małego Shiro, dotarła do domu. Zapukała w drzwi, choć nie musiała tego robić. Poczekała aż mama Maya otworzy jej drzwi. Matka nie zwykła widzieć jutsu w wykonaniu córki. Teraz jednak w jej włosach owinięty był jakiś maluch. -Mamo, musimy mu pomóc. – powiedziała. Zamierzała zrelacjonować wszystko od początku do końca. Nie pomijając żadnego szczegółu.
Zatrzymali się przed jednym z klifów w odległości odpowiedniej, by nie być zagłuszanymi przez wodospad. -Pięknie tu, prawda, Yoshimitsu? Ale pewnie wiesz, że droga ninja nie zawsze jest usłana rózami. Kiedy zostałam kunoichi, pewien pan poprosił mnie o przysługę. Wykorzystał zaufanie, jakim obdarzono mnie w szpitalu i gdy wyszłam, zrobiło wielkie, straszne bum. Pomogłam go później złapać… choć tak naprawdę współczułam mu. Chciał zabić blisko 100 osób, by pomścić swoją siostrę. Podczas wybuchu prawie zginęła wtedy moja przyjaciółka. Ma całe poparzone plecy, ale na szczęście nie widać. No i dalej mnie lubi. – Rika odpływała w coraz to mniej istotne rzeczy. – teraz jest inaczej. Odkąd zostałam akolitką nie boję się większych wyzwań. – czyżby stała się poważna i rozsądna? – ale wielu rzeczy wciąż nie rozumiem. Świat chyba nie jest aż takim dobrym miejscem, jak o nim mówią. Widzę to choćby na swoich misjach. Co rusz spotykam rabusiów, którzy nie wiedzą, że ja nie jestem do bicia, tylko do przytulania. – z dezaprobatą pokręciła głową, spoglądając refleksyjnie na spadającą wodę, która z impetem rozbijała się o skały.
Jakże się oni ze sobą uroczo nie zgadzali! Dwa kompletnie inne światy próbowały znaleźć między sobą nić porozumienia. Walka? Kaguya rozumiał, że to nie przelewki. Że w grę wchodzi brutalność i nikt nie odpuści mu nawet o krok. Czasem trzeba zabić, nie wolno okazywać litości, bo to może się zemścić. Rika? Raz po raz łapała focha na swoich przeciwników, że ci nie potrafią pojąć tak prostej z powodu wartości, jaką jest miłość. Ona jest do przytulania, a nie do bicia i oni też powinni się tacy stać. Przecież to co robi rabusiom to tylko i wyłącznie ich wina. Była taka słodka, bo jadła dużo czekolady i zapijała sokiem jabłuszkowym. Yoshimitsu pił wino. Mała nie chciała mu tego mówić, ale podejrzewała, że to właśnie dlatego jest taki zgorzkniały. Yoshimitsu nie był słodki. Co to, to nie. Szkoda. Ale jeśli prawdą jest to co mówi, że świat kreują tacy jak oni, to… być może sprawienie, by wszyscy ludzie byli słodziutcy stanie się niedługo jej życiową misją? Nie miała mu za złe tego, że miał inne zdanie. Nie chciała w to brnąć. Pewnie zwyczajnego dnia chętnie by się posprzeczała, ale teraz… cieszyła się po prostu, że ten dzień jest lepszy niż cała długa seria poprzedników. Że jest słuchana, lubiana i w ogóle ktoś spędza z nią czas. Yoshi podał jej butelkę z winem, a ona sięgnęła po nią i schowała do torebki. Dziwne. -Jeszcze chwila a pokażę Ci jeszcze jedno odjazdowe miejsce. – powiedziała, będąc w pełni przekonana, że mu się spodoba. – pamiętasz? Gra dla prawdziwych twardzieli. – dodała z błyskiem w oku. Posiedzieli jeszcze kilka minut ciesząc się odrobinką natury w mieście, w którym dominował przepych i bogactwo. Odgłosy spadającej wody przerwał dobrze poznany już przez Yoshiego głos. -Yoshimitsuuu..? Czy wino jest mocniejsze niż piwo? – zapytała, jakby długo przygotowywała się do tego pytania. Po uzyskaniu odpowiedzi, pociągnie temat dalej. -… a wódka? – zapyta pełna zakłopotania, zupełnie jakby właśnie pytała się co to jest seks.
Katakuri siedziała na jednym z dużych 3 metrowych kamieni. Podkuliła nogi pod brodę i rozejrzała się po okolicy. Skała była zaraz przy skarpie. Patrząc w pozostałe strony można dostrzec pomniejsze drzewa. Całkiem przyjemne miejsce. Na dole szumiał potok, w uspokajający sposób działając na skołatane nerwy dziewczyny. Ostatnie trauma po śmierci mentorki jeszcze niestety nie minęła. Dziewczyna wyłożyła się na plecy przysłaniając oczy ręką. Słońce mocno świeciło ogrzewając jej twarz. Zamknęła oczy ahh ciekawe czy dzisiaj stanie się coś ciekawego? Czy może to będzie kolejny nudny dzień który spędzi siedząc na kamieniu próbując sobie poradzić ze światem.
Jesień, piękny okres zwłaszcza w tej malowniczej okolicy. Katakuri przez całe życie obserwowała swoje otoczenie i starannie układała w pamięci to, co mówią i robią inni, a zwłaszcza ich reakcje na zmiany pogody. W rodzimych stronach na wyspach samurajów pogoda była mniej więcej taka, albo zimno, albo zimniej, albo bardzo bardzo zimno. Nic więc dziwnego że każde promienie słoneczne w prowincji do której później rzucił ją świat, były czymś naprawdę fascynującym. Ale lubić lato to jedno, ale nie znaczy to że nie można uznać jesieni za najpiękniejszą porę roku. Dlatego oddycha z ulgą za każdym razem, kiedy zaczynają z drzew padać kolorowe liście, a słońce jeszcze na tyle przygrzewa że można poczerpać radość zarówno z niego, jak i z wizualnych aspektów pory roku. W ten sposób właśnie bohaterka spędzała czas, uciekając od trosk i problemów.
I gdy tak sobie wegetowała na kamieniu zobaczyła płaczące dziecko. Ciągnęło ono swoją zabaweczkę równocześnie szlochając. Widok troszkę niecodzienny w tej okolicy, zwłaszcza że jaki młody człowiek zapuszcza się bez rodziców w takie dosyć niebezpieczne tereny. Postanowiła zapytać małą co się stało, równie dobrze mogła przytrafić się jej jakaś przykra sytuacja i uda się pomóc temu maleństwu. Możliwe tez że jej opiekunów rozszarpały dzikie zwierzęta, czy coś innego brutalnego, ale to chyba mało prawdopodobne. Tak więc zeskoczyła z kamienia i podeszła do dziewczynki. Cześć mała, co się stało? zaszczebiotała słodkim głosem szeroko się uśmiechając.
Katakuri zwykle zimna i chłodna osoba, prawie niczym jesienne poranki wykazała się empatią, ruszając w stronę płaczącej istotki. Nie żeby jakoś miała coś do dzieci, co to to nie. Bardzo je lubiła, tylko sama nigdy nie zamierzała takowych posiadać. Ale jak chodzi o pomoc takim słabiutkim istotką zwłaszcza płci żeńskiej, to sprawą najwyższej wagi jest doprowadzić sprawę do końca i nie obracać się na cierpienie innych. I tak więc piękna jak jesienne popołudnia kobieta ruszyła do dziecka. Bardzo obawiała się potencjalnego nieporozumienia że malutka istotka uzna ją za niebezpieczną, i nie daj boże zacznie uciekać. Jednak gdy tylko podeszła na odległość by nawiązać rozmowę, okazało się że nie była ona raczej strachliwa. Tym bardziej więc zaniepokoiła bohaterkę odpowiedź dziecka. Opis przypominał jak by doszło tam do jakiejś tragedii, i to dużo większej niż jakieś zgubienie rodzica czy coś takiego. Tutaj życie paru osób mogło być zagrożone. Nie namyślając się zbytnio szybko złapała małą w pasie i posadziła sobie na ramionach. Mówiąc najbardziej spokojnie jak się dało wykrztusiła: Pokazuj gdzie to się stało a szybko pójdziemy pomóc twoim rodzicom, nic się malutka nie martw. Powiedz co się dokładnie wydarzyło. I pobiegła w wskazanym kierunku. Miała szczerą nadzieję że dziewczynka nie zacznie naglę oporować, tylko będzie współpracować. Nie mogła znieść płaczu tego biedactwa które ewidentnie bardzo cierpiało. Postanowiła sobie w duchy że postara się mu pomóc. Żeby tylko nie przybyła za późno. Sama straciła kogoś ważnego dla siebie, i nie zamierzała pozwalać na to innym bez powodu, zwłaszcza w tak młodym wieku. Z kaprysami losu trzeba walczyć a nie im się poddawać!
//wybacz, nie zauważyłem, że post jest, fajnie by było jakbyś mnie jakoś powiadomił, czy to pw czy dc czy gg xd najlepiej jedno z dwóch pierwszych, bo na gg przestaję wchodzić powoli. Poproszę też staty do następnego posta //
Katakuri z natury nie jest jakąś wielką altruistką w stosunku do ludzi. Ale no dziecko i do tego dziewczynka.... Zapytała małą najdelikatniej jak tylko mogła w czym jest problem. Naprawdę próbowała być miła, uśmiechnięta i podnieść płaczliwe dziecko na duchu. Nie była dobra w opiece nad takimi szkrabami, a co dopiero w ich pocieszaniu. Zrobiła co mogła, i dało to pośredni efekt. Dziecko na chwilę przestało szlochać gdy wyjawiało co tak naprawdę miało miejsce. A raczej co jej się wydawało. Bohaterkę ściskało serce widząc tą małą istotkę w tak złym stanie. Była wściekła, jak do tego mogło dojść zadawała sobie pytanie w duchu. Gdy dziewczynka siadła pod kamieniem tuląc misia, uśmiechnęła się do niej jeszcze raz i powiedziała cichutko Spokojnie mała, tu jesteś bezpieczna. Poczekaj tutaj na swoich rodziców, zaraz ich przyprowadzę. I umknęła w stronę wskazaną przez dziecko. Biegła szybko, skupiając swoje zmysły na otaczającym ją terenie. Szukała jakiś strzępów informacji, zapachu krwi, ślad łap, czegokolwiek.
Naglę zatrzymała się przyklękując. Usłyszała tubalny głos. Głos męski, a jakżeby inaczej. Jego właściciel był najprawdopodobniej jakimś zbirem. Uśmiechnęła się pod nosem. To dobrze, to bardzo dobrze pomyślała. Gdyby to było dzikie rozszalałe zwierze miałaby prawdziwy problem, nie zamierzała podnieść ręki na dziko żyjącą niewinną istotę. Musiałaby jakoś manewrować próbując go przepędzić, równocześnie ratując rodziców dziecka. Ale w tym wypadku, cóż. Nie dosyć że człowiek to jeszcze obrzydliwy facet. Można się nawet zabawić. W międzyczasie próbowała określić odległość od źródła dźwięku. Złożyła pieczęć barana, koncentrując swoją czakrę i użyła techniki Doton: Iwa Bunshin no Jutsu. Po chwili stała koło niej jej kamienna kopia przypominająca ją do złudzenia. Bardziej ociężała, i wolniejsza, ale za to o wiele wytrzymalsza. Przelała mu dodatkowo część swojej czakry by mógł się jakoś bronić. Klona posłała prosto w kierunku wroga, ona zaś zdejmując z pleców łuk i nakładając strzałę na cięciwe obeszła półkolem miejsce w którym lokował się zbir. Chciała żeby mężczyzna był między nią a klonem. W tym momencie kopia uśmiechnięta wymaszerować miała prosto do sprawcy zamieszania. Miała się ona nie kryć, tylko iść zwracając na siebie uwagę. Gdy zostanie dostrzeżona ma niewzruszenie iść do przodu i z uśmiechem na ustach zapytać zbira bądź zbirów i ofiary Hej, chcecie się zemną zaprzyjaźnić?
Katakuri kazała małej zostać na miejscu a sama podążyła do lasu. Było to dosyć logiczne jej zdaniem, ponieważ wplątanie dziecka w jakieś walki i gonitwy po lesie mogło skutkować z dużym prawdopodobieństwem tym że coś małej by się stało, albo cała akcja ratunkowa spaliłaby na panewce ponieważ musiałaby się zajmować spanikowanym dzieciakiem który był nieobliczalny jak spanikuje. Dlatego zdecydowała że to będzie dla niej najlepsze, bez zbędnych utrudnień. Sama mała też była raczej bezpieczna tam gdzie została zostawiona, bo bohaterka w końcu spędziła tam sporo czasu i gdyby istniały tam jakieś legowiska dzikich zwierząt albo pieczary bandytów to raczej by je znalazła.
Po usłyszeniu głosu przeciwnika szybko zaplanowała całą akcję. Nie była shinobim, była samurajem i do tego kobietą. Zresztą też nie posiadała jakiegoś specjalnie wysokiego poziomu. Tak więc jej plan musiał zarówno zakładać to że spotka się z przeciwnikiem silniejszym od niej, jak i to że będzie ich większa ilość czy też że będzie musiała ratować zakładników. Misja dla ninji, nie zaś dla samuraja który powinien wyskoczyć od razu frontalnie z mieczem i dać się pokroić. Na szczęście dziewczyna posiadała zasób technik pozwalających jej na radzenie sobie w takich sytuacjach. Oryginał przykląkł wyciągnął łuk, nałożył strzałę i wycelował w stojące bandytę zastygając w oczekiwaniu. Zaś kopia dziarsko maszerowała przed siebie uśmiechając się idąc na wprost do drugiego zbira imieniem Masachi. Totalnie ignorując to co się działo wokół niej zaczęła mówić Jest mi smutno, nienawidzę facetów, ale chciałbym się w końcu z kimś zaprzyjaźnić, i dlatego zrobię dla was wyjątek! To jak zostaniemy przyjaciółmi? Plan zakładał że gdy Masachi w końcu dokona agresji na klona w tym momencie prawdziwa Katakuri wypuści strzałę w pierś bandziora numero uno. Zaś sam zaatakowany klon wyeliminuje drugiego bandziora. Jeśli atak będzie dystansowy to po prostu pobiegnie i skoczy na niego, przewracając i przytulając go swoim ciężkim kamiennym cielskiem. Jeśli zaatakuje ją z bliska to po prostu go przewróci popchnięciem i go mocno obejmie. Nie będzie wykonywać uników bo po co? Jest chodzącą kupa kamieni, nie tak łatwo ją rozrkruszyć. W międzyczasie protagonistka starała się też odnaleźć wzrokiem innych potencjalnych wrogów.