Kraj kupiecki położony nad morzem, na wschód od Prastarego Lasu. Graniczy z prowincjami Atarashi, Antai, Midori i Kaigan. Ryuzaku no Taki jest znane ze swojego bogactwa i szeroko zakreślonych wpływów - związane jest to z dobrym położeniem i łatwym dostępem do morza, czym nie może się pochwalić Shigashi no Kibu. Kraj ten ma bardzo żyzne gleby i przyjazny klimat, co korzystnie wpływa na dobrobyt jego mieszkańców. Na terytoriach tej prowincji, wśród nielicznych pagórków, można też znaleźć główną świątynię Wyznawców Jashina. Na północy, tuż przy granicy z Atarashi znajduje się z kolei Sarufutsu – miasteczko będące siedzibą szczepu Uchiha i Gazo - oraz Hachimantai - wioska, gdzie znajdują się Wyrzutkowie Cesarscy - Yuki.
Kolejny atak ogarnięty. Po kilkunastu minutach (a może to było kilkadziesiąt?), Hyoso w końcu pozwolił obu wojownikom odpocząć i usiąść na moment, by napić się czegoś i odetchnąć. Natsume zdążył już zdjąć górną połowę stroju, paradując tylko w spodniach, butach i koszuli zawiniętej wokół pasa niczym wojskowy fartuch - jego przystrzyżone, śnieżnobiałe włosy mieniły się od potu, podobnie jak jego pokryta bliznami skóra. Usiadł ciężko między korzeniami drzewa, i sięgnął po niewielki bukłak z wodą, który przyniósł ze sobą z miasta. W takich warunkach odrobina wody była jak zbawienie. Yuki już dawno tak się nie namęczył fizycznie. Było to bardzo... odświeżające uczucie. Zaczynało już mu tego brakować. Nawet mimo tego że trenował bardzo często, to rzadko miał takie sytuacje kiedy mógł bezprecedensowo iść na pięści z kimś innym, i utrzymywać solidny pojedynek przez bite dwie godziny. Cudowne uczucie. Po kilkunastu minutach, wypełnionych rozmowami, komplementami umiejętności bojowych i klasycznymi pyskówkami, Hyoso w końcu się podniósł i kiwnął ręką w kierunku Natsu. -Dobra, koniec przerwy. Teraz zaczniemy ćwiczyć nogi. Stawaj, będę twoim przeciwnikiem.
Natsume poczekał, aż Hyoso podniesie się z ziemi, trafiony niespodziewanym kopnięciem ze strony Yukiego. Ten zaś tylko lekko się przeciągnął, aby rozprostować i lekko poluzować mięśnie. Znał już z treningów szermierczych, że jeśli zbyt długo utrzymuje się mięśnie w stanie napięcia, wtedy ryzykuje się wszelkiego rodzaju uszkodzenia i bóle. Warto więc było skorzystać z okazji, że tygrysi mnich zbiera się do pozycji pionowej, żeby przywrócić się do stanu gotowości do akcji. -Całkiem sprawnie, całkiem sprawnie - pochwalił Hyoso, również rozprostowując mięśnie, i przy okazji otrzepując ubrania z pyłu. - Dość szybko to załapałeś. Teraz spróbujmy włączyć ten kopniak do sekwencji, łącząc to z innymi atakami które poznałeś wcześniej. Dodatkowo spróbuj też atakować kolanem - niekiedy pomaga to nawet w defensywie.
Kolejne kilkanaście minut później, Hyoso w końcu uznał że Natsume dostatecznie opanował podstawy wyprowadzania sekwencji ataków, i zarządził krótką chwilę na odpoczynek i omówienie szczegółów. Yuki jednak podniósł rękę, jak gdyby w pytającym geście, i spojrzał na zbliżającego się Hyogekiego. -Dobra, wiem już jak zadawać silne ciosy, znam też podstawy wiązania kombinacji ataków. Co jednak, jeśli chciałbym kogoś zastraszyć, ale nie wyrządzać mu przy tym przesadnej krzywdy? Hyoso, troszkę zaskoczony pytaniem, podrapał się po potylicy, po czym - podobnie jak przed chwilą Yuki - spojrzał na wielkiego tygrysa, stojącego niedaleko samego zainteresowanego. Następnie spojrzał oceniającym wzrokiem na samego posiadacza paktu. Widać było że coś mu chodziło po głowie, jednak by w pełni doprecyzować pomysł, musiał najpierw go solidnie obmyślić. W końcu jednak przyszedł mu jakiś plan, który od razu przedstawił pozostałemu duetowi...
Dobra, wystarczy tego pojedynkowania na jeden dzień. Hyogeki i Hyoso powrócili na Hyogashimę, Natsume powrócił do miasta, gdzie spędził wieczór na swoim okręcie, wciąż zadokowanym w oddalonym doku portu. Nie przetrzymywał na nim niczego wartościowego, a i sam statek nie należał do żadnych cudów techniki, więc tak długo jak nikt się po nim nie kręcił jak sam właściciel siedział na pokładzie, tak długo mógł zostawić statek bez opieki. A nawet jeśli ktoś by spróbował go zwęzić? Cóż, zdobył go za darmo od tych którzy atakowali jego przywołańców, więc utrata go za darmo też nie byłaby aż tak przesadnie bolesna. Zwłaszcza, że nie było to nic więcej niż zwykła krypa, która stała półtorej roku nieużywana na mrozie. Minęła noc (w którą Natsume spał jak zabity, w końcu solidnie wymęczony), a gdy tylko wstał dzień i Yuki przygotował się do funkcjonowania przez kolejny dzień, ponownie wyruszył na wyspę pośród bagnistego jeziora, gdzie przywołał do siebie Hyoso i Hyogekiego. Dwaj eksperci od walki wręcz pośród tygrysów byli doskonałymi nauczycielami, z którymi mógł opanować znacznie więcej w temacie walki wręcz, niż jak gdyby miał się uczyć wszystkiego sam.
Kolejna technika w kieszeni. Musiał przyznać, że nie spodziewał się że tak intensywny trening, powtarzany przez dłuższy okres czasu, da aż takie dobre wyniki. Z każdym manewrem, z każdą minutą Yuki odnosił wrażenie, że coraz łatwiej mu nadążac za przeciwnikami, i coraz szybciej potrafi odczytać ich intencje na bazie samych ich ruchów. I w ten sposób nabywał coraz wiecej doświadczenia jako pięściarz. No proszę, a więc jednak da się dość łatwo przemianować z szermierza na użytkownika sztuk walk! Kwestia zastosowania przyzwyczajeń z jednego w użytkowaniu tego drugiego. Bo rzeczywiście, to znacząco pomagało. -Dobra, to teraz spróbujmy co innego. Dobrze ci szło z kopniakami, wiec spróbujmy jeszcze tego... Hyoso stanął naprzeciwko Natsumego, oczekując na ruch z jego strony. Hyogeki zaś stanął mniej więcej pomiędzy nimi, jako większy ekspert w stylu walki trenowanym przez Natsumego...
Kolejny dzień spędzony na treningach, kolejne chwile które Yuki wykorzystywał na odpoczynek. Do końca treningów, wnioskując po wypowiedziach jego kompanów i trenerów, było jeszcze bardzo daleko. Trenował z tygrysami już od ponad tygodnia, codziennie powtarzając te manewry których nauczył się wcześniej, wpajając sobie pamięć mięśniową na odpowiednie ataki i reakcje, a po drodze też przywracając się do pełni możliwości fizycznych. Cały czas uczył się czegoś nowego, poznawał nowe manewry i taktyki - pozostało tylko jeszcze trochę podszlifować, i będzie w stanie poradzić sobie nawet, gdyby został rozbrojony w trakcie walki. Tak jak wydarzyło się w trakcie jego walki z Rzeźnikiem. Nie mógł sobie pozwolić na takie chwile słabości. Musiał być w stanie walczyć w każdej sytuacji, choćby nawet jego zdrowie od tego zależało. A do tego potrzebuje siły. Więcej siły. Kolejne dni później, Hyogeki postanowił nauczyć Natsumego kolejnego z ataków. Powrót do ataków pięściami, co?...
Natsume spędził kolejne godziny i dni na nauce kolejnych technik bojowych, stosowanych przez jego kompanów. Szkolenia robiły się coraz bardziej zaawansowane, wymagając coraz więcej zaangażowania i doświadczenia ze strony Natsumego - tygrysy zaczynały powoli przechodzić do "poważnego" podejścia do szkoleń, przestając już mitygować uderzenia i po prostu ładując z całej siły, gdy tylko Yuki pokazał chociaż ślad słabości lub otwarcia. Momentami wręcz zaczynał żałować, że poprosił Hyogekiego i Hyoso o pomoc - ten pierwszy znany był z tego, że miał siły jak tur, a ten drugi nawet wśród tygrysów uznawany był za niezwykle wymagającego i bezlitosnego nauczyciela, który podczas szkolenia nie obiecał kija lub marchewki - stosował system "kij lub więcej kija". No, ale powiedziało się A, to teraz trzeba wziąć się w garść i powiedzieć B. Nadszedł czas na kolejny manewr. Tym razem bazujący na sile, więc lepszym nauczycielem w tym przypadku był Hyogeki - Hyoso stanął naprzeciwko Yukiego, stając w pozycji defensywnej.
Hyoso powoli podniósł się z ziemi, otrzepując swoje odzienie i futro z pyłu. Chociaż ponownie został powalony, i tak wyglądał na zadowolonego z faktu, że Yuki zaczynał coraz lepiej łapać zasady walki na bliski dystans. Pozostało tylko doszlifować kilka szczegółów, ale i tak zapowiadało się całkiem nieźle. W końcu jednak spojrzał na Natsumego, podrapał się po brodzie, i zaczął zastanawiać się na głos nad możliwymi sposobami dopracowania poprzedniej techniki: -Poszło nieźle, przyznaję - powiedział, zadowolony, lecz od razu pokręcił głową. - Przy swojej aktualnej sile jednak nie będziesz w stanie wybić przeciwnika wyżej, korzystając wyłącznie z rąk. W tym przypadku powiedziałbym, że zastosowanie kopniaka byłoby lepsze. Wygenerujesz w ten sposób więcej siły, wyrzucisz przeciwnika wyżej, a samemu sobie dasz więcej opcji na poprowadzenie kombinacji na dalsze tory. Natsume kiwnął głową. -Jak to zrobić? W najskuteczniejszy sposób?
Kolejny tydzień później, dwójka tygrysich wojowników wpoiła Natsumemu kolejną technikę walki wręcz, coraz bardziej wzmacniając go fizycznie i poprawiając jego możliwości walki na bliski dystans. Dopiero teraz, kiedy został zmuszony na przerzucenie się z myśli "mam oręż w dłoni" na "moje ciało jest orężem", zaczął zauważać coraz więcej ciekawych właściwości. Zachowywał się ostrożniej, ale przy tym podczas ataku nie obawiał się przechodzić na krótki dystans, zbliżał się do przeciwnika i atakował tam, gdzie mógł zadać najwięcej obrażeń, samemu otrzymując ich jak najmniej. To była właśnie zasadnicza różnica między walką orężem a walką wręcz - w walce mieczem najmniejsze trafienie oznaczało śmierć. W walce wręcz zaś po prostu wygrywał ten, kto potrafił szybko wyeliminować przeciwnika, przy okazji wytrzymując ataki nadchodzące. Miecz wymagał precyzji - pięści wymagały wytrzymałości. No proszę, jak dużo można się nauczyć z czegoś tak prostego jak przebranżowienie się? No, ale nie było czasu na przemyślenia. Musiał się szybko zasłonić, żeby uniknąć łupnięcia łapą w głowę. A przypomnijmy, że Hyogeki miał siły jak tur. -Dobra, to teraz spróbujmy czegoś bardziej "okazałego!" Zrób tak...
Kolejny tydzień, kolejna nauka. Yuki zdążył się już przyzwyczaić do zabójczych treningów tygrysów, na których zdążył już spędzić dobre kilka tygodni - całe przedwiośnie spędził razem z tygrysami na ukrytej we mgle wyspie, codziennie walcząc prawie na śmierć i życie ze swoimi przywołańcami. Nauczyciel Hyoso i chodząca góra Hyogeki działali idealnie jako eksperci w walce wręcz, i z każdym treningiem Natsume odczuwał że coraz lepiej rozumie tę zaawansowaną sztukę. Korzystanie z własnego ciała jako oręża wymagało czasem równie dużo precyzji i finezji jak atakowanie mieczem, tylko w przypadku walki wręcz trzeba było jednak umieć zbalansować wszystkie właściwości ciała. Uwarunkowanie fizyczne było absolutnym wymogiem, by osiągnąć coś więcej jako ekspert walki. -No... idzie całkiem nieźle - powiedział wesoło Natsume, podnosząc się z ziemi po kolejnym trafionym ataku Hyogekiego. - Czasem jednak wchodzisz blisko w mój zasięg, tak że ograniczasz moje ruchy, a samemu robiąc mi kuku. Spojrzał na Hyoso. -Czy jest jakiś sposób żeby to rozwiązać? Hyoso podrapał się po brodzie, zastanawiając się. Po chwili jednak tylko się uśmiechnął, i kiwnął wesoło głową.
Kolejne dni treningu. Natsume spędzał cały czas ćwicząc walkę, co jakiś czas tylko robiąc przerwy na sen, posiłki i inne potrzeby fizjologiczne. Treningi ciągnęły się już od kilku miesięcy, czas zdołał przejść już do pełnej wiosny, podnosząc temperaturę okolicy i rozbudzając owady, których wcześniej tu nie było. Na szczęście nie było ich tu aż tak dużo, by nie dało się funkcjonować, plus - ciągła mobilność wszystkich obecnych sprawiała, że stworzenia nie miały niestety szans za bardzo ich pozbawić życiodajnej posoki. A więc kontynuowali. Walczyli do upadłego, pokrywając się coraz większą ilością siniaków, otarć i rozcięć. Już od jakiegoś czasu zupełnie nie obawiali się o to, czy zrobią krzywdę kompanowi - wiedzieli, że ten drugi jest wytrzymały i da radę przeżyć taką "zniewagę", poza tym... jaki sens się uczyć reakcji na jakieś ruchy, jak druga strona im zbytnio proces poznawczy ułatwia? Natsume przyklęknął na jedno kolano, oddychając ciężko. Oberwał w splot słoneczny, i to tak że aż stracił na chwilę dech. W tym momencie między niego i Hyogekiego wskoczył Hyoso. -Krótka przerwa - zarządził. - Natsu, chwilowo ten poziom to Twój limit. Będziesz musiał potrenować nad wytrzymałością, zanim pójdziemy dalej. Yuki podniósł się i otarł twarz z potu. -Jeszcze moment. Dam radę. Mam pewien pomysł na własny manewr. Hyoso przez chwilę wyglądał na niezadowolego tym pomysłem, ale ostatecznie zszedł z drogi. Jak chce się zabić, to jego wybór.
Natsume w końcu mógł na spokojnie usiąść i odpocząć. Tygrysy zadecydowały, że przy aktualnych warunkach fizycznych, Yuki nie będzie się w stanie już niczego więcej nauczyć, więc w końcu wyruszyły z powrotem na Hyogashimę, pozostawiając shinobiego samemu sobie. W końcu chociaż odrobina odpoczynku po morderczych treningach przez te wszystkie tygodnie. Jednocześnie czuł satysfakcję, że tak wiele opanował w tak krótkim czasie, ale zarazem odnosił wrażenie... pustki. Tak jakby sam nie wiedział, co ze sobą zrobić teraz, gdy zakończył treningi sztuk walki. A za młodu dość dosadnie mu wpojono jedną tezę. Jeśli stoisz w miejscu, to się cofasz. Nie mógł sobie pozwolić na brak szkoleń. Musiał kontynuować, nawet jeśli nie fizycznie, to chociaż duchowo. Musiał. Spojrzał na otaczające wysepkę bagniste wody, i zaczął się zastanawiać. Jak dawno przestał trenować posługiwanie się sztuką Suitonu? Musiało to już być dobre kilka lat temu. Jego wiedza na temat tego żywiołu była minimalna, nawet mimo tego że cały czas mieszał tę chakrę w celu używania własnych technik klanowych. Równie dobrze można to uznać za odpowiedni moment, by doszlifować te umiejętności. W końcu Natsumego rzadko widziano żeby używał żywiołu wody. Suiton więc miałby mniejsze szanse na zdradzenie jego osoby w oczach innych...
Okej, rozgrzewka zaliczona. Podstawowa technika żywiołu powoli wystrzeliła z ust Natsumego, lądując na pobliskim drzewie, a on sam, zadowolony z siebie, podszedł do rośliny i przyjrzał się dokładnie, jak duże pokłady wody zdołał z tego wytworzyć. Cóż, nie było tego sporo - może co najwyżej balia do kąpieli - ale i tak będzie można tego użyć do treningu innych technik. Nie żeby znajdował się na wyspie, a wszędzie wokół znajdowało się jeziorko, ale i tak - chciał sprawdzić jak bardzo "samowystarczalny" byłby w razie zapotrzebowania. Mężczyzna postanowił spróbować kolejnej techniki, tym razem nieco innej - była mianowicie mieszanką dwóch innych, które już znał. Podszedł do jakiegoś starego pniaka, leżącego nieopodal, i postawił go na sztorc. Potrzebował jakiegoś celu, ile można strzelać w próżnię.
Kolejny atak opanowany. Natsume był nad wyraz zadowolony swoją kontrolą nad Suitonem - nawet pomimo tego że sama teoria była w jego wykonaniu cokolwiek zardzewiała, to ruchy tak podstawowe jak te, bazujące na prawie identycznej technice którą znał już z wcześniej, były bez problemu w jego zasięgu. Teraz czas na następny ruch - ten jednak wymagał trochę innego podejścia. Teraz już nie miał wytwarzać wody z własnego ciała - następnym zadaniem było nauczenie się kontrolowania już istniejącej cieczy. Znał już jedną technikę działającą na podobnej zasadzie, lecz ona była zbyt sytuacyjna, by Yuki mógł jej skutecznie używać. Ta tutaj zaś wymagała trochę więcej doświadczenia - w zamian jednak dawała znakomite wyniki. W końcu jak często można było się bawić w tworzenie czegoś z materiału, który zupełnie się do danego przedmiotu nie nadawał? Powoli podszedł do rozwalonego pniaka i przykucnął przy nim. Stworzonej przez niego wody było mniej więcej tyle co przy pierwszej technice - może balia do kąpania. Ale na jego potrzeby na ten moment tyle wystarczyło.
Cóż, może i ta technika nie będzie mu przydatna w każdej sytuacji, ale w przypadku braku dostępu do lepszych narzędzi, nawet to tutaj może zadziałać przyzwoicie. Urwał kontakt z chakrą, w efekcie zmieniając wytworzony przez siebie obiekt ponownie w niewielką kałużę. A następnie usiadł na moment, zastanawiając się nad tym, co zrobić teraz. Poznawanie nowych technik, zwłaszcza bazując na swoich doświadczeniach i pamięci z nauk, które tłuczono im do głowy podczas szkolenia, było oczywiście przyjemnym sposobem spędzania wolnego czasu... lecz teraz Yuki czuł się tak, jakby tego czasu miał aż ZA dużo. Wcześniej co chwila musiał się czymś zajmować - czy to wykonywać misje dla dobra i zysku klanu, czy to brać udział w bataliach, czy to zajmować się sprawami Cesarstwa. Cały czas było coś do roboty. A teraz? Yuki czuł się wręcz trochę przytłoczony tą wolnością, której teraz doznawał. Dziki kot wyrwał się z więżącej go klatki... i teraz nie wiedział, jak ten czas spożytkować. W końcu jednak potrząsnął głową i wstał na równe nogi. Nie ma czasu rozmyślać nad tym co mogłoby być. Teraz trzeba wrócić do szkolenia. Przypomniała mu się w końcu kolejna technika, którą mógłby opanować...