W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Widoczny ekwipunek: - Kabura na broń - lewa noga na wysokości uda - Kabura na broń - prawa noga na wysokości uda - Torba - przy pasie z prawej strony - Ochraniacz na czoło - zawieszony na szyi - Opaska - na każdym nadgarstku - Kamizelka shinobi
Życie w Shigashi miało to do siebie, że rzadko kiedy miało się ochotę opuszczać mafijną stolicę. Dlaczegóż ktoś miałby to robić, w końcu metropolia dla wielu stanowiła tętniące gwarem serce dość sporego terytorium. Można było znaleźć tu towary ze wschodu i zachodu, z północy i południa - tkaniny, ubrania, potrawy, wyroby metalowe czy drewniane. Człowiek potrzebowałby naprawdę co najmniej dodatkowej pary oczu by móc pochłonąć nimi wszystko dookoła siebie.
Na targach też można było zauważyć jak przenikają się dwie, jakże różne, a jakże bliskie części miasta. Ta "powierzchniowa" - a więc targujący się kupcy, przekrzykujący jeden drugiego by zachęcić entego klienta do obejrzenia jego towarów i, oczywiście, zakupienia jakiejś zbyt drogiej tandety, kucharze wymachujący usmażonymi na wolnym powietrzu szaszłykami, pryskając na prawo i lewo kroplami stygnącego tłuszczu i sosu czy nawet lokalni sowizdrzałowie, którzy spędzali całe dnie - jak choćby czasami Azugimoto - na chodzeniu po targach i ślinieniu się do rzeczy, na które nigdy nie będzie ich stać. To wszystko przenikało się jak zręcznie wyhaftowana tkanina z widocznymi jak krosty na alabastrowej skórze przesłankami o tym, że podbrzusze Shigashi, mafijne pod- (a dla niektórych nad) -miasto było na targach żywe jak prawie nigdzie indziej. Podrzędni członkowie rodziny zbierający pieniądze za ochronę, wynajęte dzieciaki odcinające sakiewki nieuważnym przyjezdnym - ci przecież w końcu na pewno nie byli pod protektoratem żadnej z rodzin - czy uniżony wzrok i zgięty kark, kiedy przed stoiskami przechodziła jakaś groźna osobistość w otoczeniu swojej równie uzbrojonej po zęby świty. Targi Shigashi były miejscami z pewnością ciekawymi, równie pewny był jednak kunai pod żebrami dla osoby, która wścibiała nos w nieswoje sprawy.
Cóż miał więc ten dzień przynieść Azowi? Tego nie wiedział na razie nawet on sam - a kto wie, jakiekolwiek pojęcie o tym być może miał tylko sam Los.
Azugimoto zdążył się już przyzwyczaić do tego, że do najniższych rangą członków mafii zwracało się częściej właśnie takim chrząknięciem niż pełnym imieniem. Czy miał z tego powodu jakiekolwiek kompleksy? Skądże znowu, w końcu zdawał sobie sprawę że stał dopiero na pierwszym szczeblu mafijnej drabiny - drabiny, której koniec niknął gdzieś hen, wysoko, podczas gdy Az dopiero co myślał o postawieniu nogi na kolejnym szczebelku.
Sprawa wyglądała jednak zgoła inaczej kiedy chodziło o jego "rodzeństwo". Choć ciężko mówić o ratunku, przygarnięcie było już inną kategorią - a bez jakiegokolwiek celu czy chęci przynależenia, młody mężczyzna zapewne szlajałby się teraz od wioski do wioski, przyjmując jakiekolwiek zlecenia nawinęłyby się pod rękę i ostatecznie kończąc zapewne w jakimś rowie, naszpikowany kunai'ami lub senbonami.
- Nazwij moją rodzinę "hałastrą" jeszcze raz, a złamany kręgosłup będzie najmniejszym z twoich zmartwień - powiedział aksamitnym głosem Azugimoto, kłaniając się lekko i dłoni nadal nie wyjmując z rękawów swojej szaty - Jakie to zadanie? - spytał, przechodząc nad swoim poprzednim zdaniem do porządku dziennego. Był spokojny jak tafla jeziora w bezwietrzny dzień - w końcu jeśli mafia nie ceniłaby lojalności wobec jednej przyszywanej rodziny, jakże mogłaby jej żądać w stosunku do samej siebie?
Wyglądało na to, że Azugimoto dość uprzejmą mimo wszystko groźbą nie zasłużył sobie na karne mycie wychodków w którejś z restauracji Akiyamy. Próźno było jednak szukać w jego pozie rozluźnienia czy odetchnięcia z ulgą - jego zadanie, jakiekolwiek by nie było, dopiero się zaczynało, a zrobienie dobrego wrażenia na osobie starszej rangą i wiekiem było tylko dodatkowym bonusem, zupełnie zresztą niezamierzonym.
Słuchając słów mafiozy Azugimoto tworzył w głowie prostą siatkę powiązań, łatwiejszą do zapamiętania od długich zdań wydobywających się z ust mężczyzny. "Maataro Yuzki" łączył się tam z dzielnicą kupiecką, bursztynem, żoną i trójką synów. Jego rodzina - a raczej dwójka młodszych synów i małżonka - z posiadłością.
Kiedy mężczyzna zakończył przedstawiać mu sytuację, przez głowę chłopaka przebiegało dość sporo pytań. Po pierwsze, czy on go przypadkiem nie podpuszczał? Az miał mu pokazać "ugryzienie smoka", jednakże zasady Akiyamy wyraźnie mówiły o tym, że cywili nie należało krzywdzić, chyba że nie było innego wyboru - i chyba o to w tej misji chodziło, albowiem ścieżek jej wykonania było zapewne bardzo dużo, jednak tylko niewielka część z nich prowadziła zgodnie z przykazaniami grupy przestępczej.
- Zadanie uważaj za wykonane - ostatecznie powiedział jedynie chłopak, kłaniając się jeszcze raz mężczyźnie i opuszczając go, pierwsze swoje kroki robiąc zupełnie w kierunku przeciwnym do dzielnicy kupieckiej, dopiero potem, po opuszczeniu targu, skręcił w jakiś zaułek i ruszył bezpośrednio w odpowiednią stronę.
Wyglądało więc na to, że Azugimoto miał wybór pomiędzy dwoma miejscami. Z jednej strony mógł skierować się prosto do warsztatu i sklepu Maataro, zastając tam mężczyznę oraz jego następcę. Z drugiej - mógłby spróbować przemówić mu do rozsądku poprzez żonę, która z pewnością chciałaby chronić dwójkę najmłodszych pociech własną piersią, a co dopiero własną kiesą.
Yuuzki jednak nie mógł być aż tak głupi, by oczekiwać że brak odpowiedniej zapłaty przejdzie wśród mafiozów po prostu ot tak, bez echa. Azugimoto spodziewał się więc ochrony - być może mniejszej w ruchliwej przecież dzielnicy kupieckiej. Do wyobraźni wystraszonych rodziców zaś nic nie trafiało tak, jak parę porozbijanych głów wynajętych osiłków. Swoje kroki Az skierował więc najpierw w kierunku posiadłości Maataro - a nuż trafi mu się łut szczęścia, i zastanie tam całą rodzinkę? Być może nie warto się śpieszyć i całe "negocjacje" przeprowadzić ramię w ramię ze zmierzchem, jednakowoż przed podjęciem tej decyzji Watanabe miał zamiar dokładnie obejrzeć domostwo handlarza bursztynem.
Krótki wygląd: Mierząca 154cm, drobna dziewczyna o błękitnych oczach i długich, śnieżnobiałych włosach sięgających do końca pleców. Ubrania zależnie od tego co robi - najczęściej wariacja czarnego kimona lub pancerz własnej roboty (szczegóły w KP).
Widoczny ekwipunek: Najczęściej pancerz na sobie, który ma podpięte dwie kabury i dwie torby. Fioletowa, japońska parasolka przy pasie i także drewniane pudełko z nogami przy pasie.
Krótki wygląd: Mierząca 154cm, drobna dziewczyna o błękitnych oczach i długich, śnieżnobiałych włosach sięgających do końca pleców. Ubrania zależnie od tego co robi - najczęściej wariacja czarnego kimona lub pancerz własnej roboty (szczegóły w KP).
Widoczny ekwipunek: Najczęściej pancerz na sobie, który ma podpięte dwie kabury i dwie torby. Fioletowa, japońska parasolka przy pasie i także drewniane pudełko z nogami przy pasie.
Krótki wygląd: Mierząca 154cm, drobna dziewczyna o błękitnych oczach i długich, śnieżnobiałych włosach sięgających do końca pleców. Ubrania zależnie od tego co robi - najczęściej wariacja czarnego kimona lub pancerz własnej roboty (szczegóły w KP).
Widoczny ekwipunek: Najczęściej pancerz na sobie, który ma podpięte dwie kabury i dwie torby. Fioletowa, japońska parasolka przy pasie i także drewniane pudełko z nogami przy pasie.
Najłatwiejsza część misji - a więc wysłuchanie polecenia i dotarcie na miejsce "próby" - było już za nim. Po drodze Azugimoto powtarzał sobie jak mantrę kolejne reguły mafii, jednocześnie zerkając to w lewo, to w prawo. Chciał przede wszystkim zorientować się, czy jakiś inny gang nie okazywał zwiększonej obecności na danym terenie. W końcu przecież jedynie osoby głupie lub szalone mogłyby od tak odmówić opłaty jednej z rodzin Shigashi... a osoba która podobno była sprzedawcą bursztynowych wyrobów, i to odnoszącą jakieś tam komercyjne sukcesy, z pewnością do żadnej z tych kategorii przynależeć nie powinna.
Po dotarciu na miejsce młody Watanabe przyjrzał się przez parę dłuższych momentów otoczeniu domostwa. Trzymetrowy mur, wystarczająco wysoki by zapobiec wścibskim oczom, zbyt niski by prezentować jakiekolwiek wartości obronne. Stado kruków, zawsze w takiej samej formacji. Azugimoto nie kojarzył żadnej umiejętności ninja, która pozwalałaby na kontrolę ptactwa. Słyszał o czarnym żelazie Maji - a kruki były oczywiście czarne - jednak tą opcję odrzucił od razu. Ciągła kontrola latającego metalu byłaby tak chakrochłonna, że Azugimoto wolałby nie myśleć nawet z jak silnym ninją przyszłoby mu się zmierzyć. Yamanaka potrafili mieszać w umysłach... ale czy zwierząt? Inuzuka szkolili za to psy, ale Watanabe nie miał zielonego pojęcia, czy trening ptaków różniłby się czymkolwiek. Oprócz tych klanów, które chyba i tak musiał wyeliminować ze swoich rozważań, nic innego do głowy mu nie przychodziło - co tym bardziej nakazało mu być ostrożnym. No i kobieta z koszykiem - cztery stuknięcia w mur, odczekanie kilku sekund i przejście. Czy to była służka, niosąca do kuchni jakiejś zapasy? A może coś innego?
Ścieżka przed Azem ponownie się rozwidlała. Mógł albo przejść przez murek i od początku zadeklarować wrogie działania w ukryciu. Mógł zastukać w bramę jako on, wejść i korzystając z efektu zaskoczenia rozprawić się z tym, cokolwiek siedziało w środku. Mógł też...
Azugimoto westchnął i oparł się o ścianę w jakimś zaułku. Czekało go prawie piętnaście minut czekania na to, aż tajemnicza kobieta z koszykiem ponownie opuści rezydencję. Miał zamiar pójść za nią i sprawdzić, co takiego tak często wnosiła... i czy być może udałoby się ją wyręczyć z jej monotonnych obowiązków.