Wyciągnąłem me dłonie pionowo przed siebie, nie musiałem długo czekać, kiedy ciasna lina oplotła je uciskając solidnie. Gdy to się stało, strażnicy po chwilowym i dokładnym przeszukaniu skonfiskowali wszystkie shurikeny i kunaie. W jednej obszernej i luźnej kieszeni mego kimona mogło się wydawać, że żołnierz trafił na bardzo cienki i mały przedmiot, była to złożona na wpół kartka. Wzrok mój był zwrócony ku ziemi ,jednakże, gdy przeszukiwali me ubrania wiedziałem że któryś z nich go znajdzie. Był to namalowany portret starszego pana, a widniała nad nim droga memu sercu osoba, która pomogła w ciężkich czasach, dając pracę i schronienie, handlarz o dobrym sercu i sprytnym umyśle posiadający wiele kontaktów w całym mieście. Jednakże strażnik kontynuował przeszukiwanie wcześniej tylko obmacując kawałek papieru, pewnie poprzez panujące napięcie i ogólnie obecny pośpiech.
Mieszczuch który odzyskał swą sakwę odszedł w swoją stronę a straż zabrała mnie do tutejszych miejskich koszar z każdym krokiem bacznie obserwując ruchy wszystkich części mojego ciała, widocznie mieli już doświadczenie z różnymi shinobi i wiedzieli że wystarczy chwila nie uwagi na odwrócenie ról. Ja podczas owej eskorty nie starałem się podejmować próby ucieczki, to jeszcze bardziej pogorszyłoby moją sytuację, nawet jeżeli by mi to się udało. Cytując pewną mądrą postać której słowa nadal tkwią w mej głowie''Przemoc może zrodzić wojnę lub pokój, wojnę, gdy zostanie użyta bez namysłu, a pokój gdy używana jest z rozsądkiem''.
Gdy przybyliśmy na miejsce, zostałem zamknięty w jednej z cel. Było dość chłodno, co wcale nie przeszkadzało, gdyż przez upały które miały miejsce niecałe kilka dni temu było to raczej zaletą. Usiadłem na drewnianej i zaniedbanej pryczy z raną po strzale. Po nie długiej chwili można było usłyszeć kroki i otwierające się żelazne kraty. Mężczyzna w białym fartuchu medycznym podszedł do mnie opatrzył, smarując odpowiednimi maściami mą ranę po czym zabandażował ramię karząc mi się położyć. Mężczyzna wyszedł, drzwi się zatrzasnęły, a ja zostałem tak samotnie patrząc się w sufit, dając się oszukać jak małe dziecko.
Cisza..cisza mącona przez chlupot kropel wody spadających z dość ciasnej okiennicy przy suficie, skąd można było ujrzeć przedzierające się promienie słońca zza masywnych żelaznych krat. Po wydłużającym się czasie na końcu korytarza usłyszeć można było głośny chrzęst przekręcającego się klucza w zamku, po czym po chwili na korytarz spadły promienie światła. Dowódca zza nich się wyłaniający podszedł do celi i z uśmiechem na twarzy kazał ją otworzyć by zabrać mnie na miejsce przesłuchań, a następnie dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
Gdy zakuty w żelastwo dotarłem już do sali przesłuchań, przykuto mnie łańcuchami do zamocowanego do podłoża stołu i posadzono na zabezpieczonym krześle. Dowódca usiadł po drugiej stronie biurka i z twarzą pozbawioną emocji oczekiwał na wyjaśnienia dodając słowo od siebie z dość formalnym tonem głosu. Patrzyłem się spokojnie na otoczenie, przyglądając szczegółom pokoju bez pośpiechu mymi dość rzadkimi oczyma o głębokim fioletowym ubarwieniu. Dowódca spoglądał na mnie próbując doczekać się mej uwagi. Spojrzałem się na niego po lepszym rozeznaniu otoczenia mówiąc
-Więc widzę, że możemy porozmawiać na spokojnie.. Wydaje wam się w tej sytuacji iż to na prawdę ja jestem sprawcą ? A co z zakapturzonym mężczyzną który uciekł ?- Po czym poważnym tonem dodałem
-Powiem ci prawdę jaką chcesz usłyszeć, daliście się nabrać jak małe dzieci..z resztą tak samo jak ja-ostatnie słowa wydobyły się już nieco ciszej pokazując pojawiające się na mej twarzy lekkie niezadowolenie z tego faktu. Choć dalej w mej głowie ciągle nie dawało mi spokoju pewno pytanie ''Kto i Dlaczego?''.
Ukryty tekst