Rynek

W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Megumi Ishida

Rynek

Post autor: Megumi Ishida »

0 x
Raion

Re: Rynek

Post autor: Raion »

Coś dziwnego chrobotało w lewej stopie już od przejścia przez próg domu. Początkowo mógł to ignorować, acz nieprzyjemne uczucie narastało się z każdym krokiem i po kilku przebytych, a nawet przebiegniętych metrach musiał w końcu jakoś zareagować. Tym bardziej, iż wzrok ciekawskich przechodniów przy akompaniamencie ich uśmieszków potęgował niepokój. Jejku, dlaczego tak to przeżywa? Czyżby schylenie się sprawiało naprawdę tyle trudu? To przecież tylko niewielki ruch kręgu szyjnego, nie wymagający zresztą specjalnego wysiłku...
trzepnął się w twarz i skierował swój wzrok w dół. Co było przyczyną wspomnianego chrupania? Jeśli ktoś się domyślił, gratuluję. Potrafisz zrozumieć raiono'wy tok myślenia. Otóż dwudziestosześciolatek w sennym amoku zapomniał włożyć jednego buta i tak to sobie wędrował kalecząc skórę ulicznymi śmieciami. Rozwiązanie wydawałoby się proste. Domek niedaleko, w tył zwrot i wracamy po zgubę. Było jednak jedno wielkie Ale! Grupka seksownych hostess powoli znikała za horyzontem i każda sekunda spędzona na zawracaniu się zmniejszy szansę na ich dogonienie.
Zaczął się pocić, zacisnął pięści, nerwowo się chybotał jakby zaraz miał dostać przedśmiertnych spazmów. Oto piekielnie trudna decyzja do podjęcia! Co w tej sytuacji zrobiły zając?
Cholera, czemu akurat zając?
Z wystawionym jęzorem i obłąkanym wzrokiem pobiegł w kierunku kobiet, zostawiając myśl o gołej stopie za sobą...

Pomimo licznego tłumu odwiedzającego rynek przenikliwe czerwone oczka nie poddały się i umiejętnie wypatrywały ślicznych tyłeczków reklamujących zawody dziewczynek. Piękne rozpoczęcie dnia. Swoją drogą, musiał wyglądać strasznie głupio trzymając spojrzenie na jednym, sprecyzowanym punkcie. Ba, byłoby to nad wyraz widoczne i co drugie przedstawicielki płci pięknej patrzyły na niego z obrzydzeniem. Z kolei mało który mężczyzna posłuchał rozumu i nie odwrócił się w tym samym kierunku. Ci mniej sprytni w nagrodę otrzymywali siarczyste liście od swoich partnerek.
Dopiero, gdy te się rozeszły Rai mógł w końcu pomyśleć o tym, po co naprawdę tutaj się zjawił. Szybka analiza miejsca i chwilę później stał w kolejce zapisów na turniej, jak głosił szyld, dla początkujących shinobi. Tutaj znowu wróciło to zwątpienie. Czy na pewno do takowych się zalicza? Może ktoś wykryje podstęp i nie dopuści go do udziału? Niby wielkiej kariery za sobą nie ma, ale kto to wie jakie tam mają zasady. Już pewnie jakieś diabły i inne śmiecie knują jakby tylko pokrzyżować mu plany.
A phu im na mordę.
Nawet nie zorientował się, że powiedział to na głos, plując dodatkowo na buty jakiegoś dryblasa, który dzięki niebiosom tego nie zauważył. A jednak siły anielskie jeszcze się nie poddały. W innym wypadku dostały niemałego cepa. Gość wyglądał naprawdę okazale. Jak kupa mięsni zszyta sznurkiem i zbita w jedną masę. Gosh, nawet te ślepia wyglądały na pozbawione inteligencji. Chłopak zaśmiał się się na wizję chodzącego worka mięsa. Przy okazji chwycił za formularz jeśli takowy był, powpisywał jakieś losowe informacje i oddał. Kurcze, może być ciężko jeśli będzie trzeba podać te prawdziwe. Z czytaniem bywało kiepsko, chociaż to chyba zależało od humoru. Raz czytał doskonale, raz nie potrafił wcale.
Kaeone Susugasu
łosiemnatyście klatek

coś takiego udało mu się tam nabazgrać. Daj Boże, by wystarczyło...
0 x
Megumi Ishida

Re: Rynek

Post autor: Megumi Ishida »

0 x
Raion

Re: Rynek

Post autor: Raion »

Ale Ci ludzie to chorzy są; ale nie że schorowani, kaszlący, z dziwnymi czerwonymi wypustkami na ciele czy skórnymi naroślami. Tacy chorzy, że nie do końca dobrze myślący, a w Raionowych oczach wręcz bezmózdzy. W sumie tylko dlatego, że bawili się sobie na rynku wśród wesołej gawiedzi i ograniczali się do prostych rzeczy. Zdecydownie za prostych. Te tanie alkohole wypalały gardła, a śmieszne przekąski katowały podniebienia. Z odrazą spoglądał na poszczególne osoby, które zajadały się smażonymi w oleju kiełbaskami, popijając to śmiesznymi piwami za grosze, na które sam mógł chociażby nasikać. Nie wyobrażał sobie jak można bawić się w taki sposób. Tfu, na nich...
... no i tfu na buty gościa, który też należał do tego tłumu i uznał ten akt zniewagi na tyle haniebny, by nie zastanawiając się długo przyłożyć rzekomemu młokosowi za jego wybryk. I jeszcze zanim złowieszcza pięść dotarła do pięknej twarzyczki tego dwudziestosześcioletniego skowronka, wpadł na genialny pomysł i tylko nadstawił policzek częstując się siarczystym uderzeniem wgniatającym szczękę. Odrzuciło go to nawet, ale chyba na tyle był przygotowany, że nie spowodowało to większych szkód. No może poza strużką krwi z przeciętej wargi - toć to żadne obrażenia.
Teraz chyba jesteśmy kwita, spierdalaj.
Odburknął i licząc na to, że osiłek zostawi go w spokoju kontynuował swój zapisowy plan. Warto też wspomnieć, czymże był plan sprzed chwili, który zakładał przyjęcie tego ciosu. Otóż chłopak uznał, iż z pół rozwalona twarzą będzie wyglądał bardziej groźnie i tym samym zwiększy swoje szanse na udział w turnieju. Poza tym skoro oberwał, to jest raczej słaby, a co z tym idzie początkujący, więc tę kwestię mógł mieć w pewny sposób za sobą. Brzmi to tak absurdalnie, że aż genialnie. Z nieukrywaną dumą przetarł szkarłatną ciecz rękawem i z nagle pojawiającą się fontanną energii czekał na swoją kolej. Ba! Odzyskał chyba nawet umiejętność czytania.
0 x
Megumi Ishida

Re: Rynek

Post autor: Megumi Ishida »

0 x
Raion

Re: Rynek

Post autor: Raion »

Kurczaki, to troszkę nie poszło po jego myśli. W zasadzie nic nie poszło po myśli, bo takowej nigdy nie było, choć różne wizje pojawiły się tuż po zetknięciu się z ulotką. Epickie pojedynki z okoliczną śmietanką, dopingowane przez urocze i przede wszystkim biuściaste damy z trybun. Krwiożercze walki z dzikimi zwierzętami przy akompaniamencie kobiecego pisku zachwytu. Wreszcie arcytrudne testy sprawnościowe, które przejdą tylko nieliczni, a w nagrodę otrzymają...
... niech każdy sam dopowie sobie co takiego. W tych wszystkich światach równoległych, które gdzieś tam zapoczątkowały swe istnienie w główce chłopaka zawsze pojawiały się śliczne panie i wyczerpujące wyzwania. Nie było jednak tam miejsca na tłumy gapiów, przypakowanych półgłówków ani marne zapisywanie się na karteczkach. Chociaż te ostatnie nie były wcale takie marne, gdyż czerwona ślepka mogły przez krótką chwilę wcale bezwstydnie i bezpiecznie pogapić się na parę czegoś, czego sam niestety nigdy nie posiądzie. Tyle, że...
... później już było tylko gorzej.

Przygotowany i zapisany do turnieju chciał powędrować troszkę i ocenić kilku przygłupów, którzy tu trafili. Zamiast tego został wywołany wręcz natychmiastowo czego się nie spodziewał i lekko zdeozrientowany wkroczył na drewniany piedestał. W jednej chwili dziesiątki oczu skierowały się k'niemu, co przynajmniej na początku zawstydziło go na tyle, że stał jak słup przez niecałe trzydzieści sekund. Po tej dłuższej chwili wymyślił, że przede wszystkim powinien się ukłonić, co też zresztą uczynił. Na szybko wymyślał różne scenariusze w swojej ciasnej główce, ale niezbyt mu to szło. Szczerze powiedziawszy to nie wiedział co mógłby zaprezentować. No ale... przecież nie będzie tak stał w nieskończoność. W jednej chwili twarz mu się rozjaśniła niczym muśnięta boską mocą, a z nieruchomej kukiełki przemienił się w prawdziwego cyrkowca. Zrzucił z siebie bluzę i niemalże jednocześnie również koszulę. Widownia mogła podziwiać jego wychudzone ciało! Ale to nie to było kluczem pokazu. Otóż po chwili chłopak wyrwał jedną małą deskę z piedestału i rąbnął sobie nią w głowę. Ta się rozłupała w drobny mak, a Raion reagował jakby zupełnie nic się nie stało. Zaraz potem uderzył z impetem czołem w pobliską ścianę, co też nie wywołało ani krwawienia ani żadnych obrażeń, nie ruszając jakby tego chudzielca. Jeszcze lepiej było kilka sekund później. Otóż następnie ustał na środku, wyprostował ręce przed siebie i przyjął pozę w stylu wojownika shaolin. Złożył pieczęć Ptaka, a z pobliskiego skrawka ziemi błyskawicznie wyrosły dwa kolce. Te niemalże przebiły chłopaka na wylot... niemalże, gdy zatrzymały się zaraz na klatce piersiowej. Siwowłosy uśmiechnął się szeroko i z barbarzyńskim okrzykiem pchnął swoje ciało w kierunku stożka, który zamiast go poturbować rozbił się w pył. Drugi natomiast został potraktowany soczystym kopniakiem z pół obrotu, kończąc tę maskaradę. Po wszystkim czerwonooki nie zważając na reakcję tłumów, powziął swoje ciuchy, jeszcze raz ukłonił się tym razem w stylu baletnicy i zszedł ze sceny, oczekując na gromkie brawa od sędziów czy kogoś tam. No bo któż to jest wytrzymalszy niż ten maleńki chłopiec lat dwadzieścia sześć?

Pula CH: Doton: Doryūsō, 106% - 104%/92%
0 x
Megumi Ishida

Re: Rynek

Post autor: Megumi Ishida »

0 x
Ayato

Re: Rynek

Post autor: Ayato »

Poznanie ludzi rządzących miastem było bardzo ciekawym przeżyciem. Ich hipokryzja bawiła Sakaiczyka aż do samych łez. Nawet teraz, kiedy przypominał sobie sytuację z barowej piwnicy, chciało mu się śmiać. Pomimo potwornego bólu w ręce niczego nie żałował. Nie miał tego w zwyczaju, podobnie jak nie znał słowa skrucha. Zawsze dążył za swoimi, często głupimi poglądami. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to miasto przyprawi go o jeszcze wiele problemów, ale nie zamierzał go opuszczać – nawet pomimo gróźb. Chciał się odegrać, chciał się zemścić. Chciał połamać – nie, urwać – rękę łucznika z rodziny Yoshida.
Lekko zaciskał zęby na dolnej wardze, kiedy nieprzyjemny dreszcz przeszywał całe ciało chłopaka. Ból był okropny i nieprzyjemny. Potrzebował kogoś, kto mu pomoże. Nie szukał specjalisty. Mógł przecież pójść do szpitala, ale po co? To tylko niepotrzebne problemy i formalności. Pierdolenie, na które nie miał ochoty. Zresztą nie do końca ufał służbie zdrowia w skorumpowanym mieście. Tylko czy powinien ufać tutaj komukolwiek? Zielonowłosemu wystarczał amator, który po prostu da rade nastawić jego bark.
Nie wiedział czy szukanie takiej osoby na głównym rynku w kupiecki mieście będzie dobrym rozwiązanie. Masa ludzi ocierała się o czerwonookiego, a każde mocniejsze szturchnięcie powodowało ból i budziło instynkty mordercy. Miał ochotę rzucić nożem w plecy każdego człowieka, który tylko dotknął jego ręki. Z cichym syknięciem obracał się za każdym posyłając w jego kierunku nieprzyjemne spojrzenie. Na więcej niestety nie mógł sobie pozwolić i nie dlatego, że całe ramię chłopaka pulsowało, tylko nie chciał przyciągać do siebie uwagi strażników. Chciał wtopić się w tłum. Z jego nietypowymi włosami było to dosyć trudne, ale wolał uniknąć przedwczesnego spotkania z rodziną Yoshida. Z tyłu głowy i tak podejrzewał, że pewnie ktoś go obserwuje. Jakiś głupi wrzód na dupie.
0 x
Tsutsuji

Re: Rynek

Post autor: Tsutsuji »

Malachitowa chusta zasłaniała jej twarz do połowy.
Lata ciągłego uciekania, umykania od odpowiedzialności i kłopotów nauczyły Tsutsuji, że jest to konieczne. Chociaż nie spodziewała się po matce tego, że rozwinie wici w aż tak dalekie kraje, ludzie przez nią wynajęci dotrą za nią do upadłych miast takich jak to; pełnych cuchnących rynsztoków i najgorszych mętów społeczeństwa; prostytutek czy mało znaczących łotrzyków, których egzystencja nie byłaby możliwa w żadnych innych miasteczkach.
Lubiła nie wyróżniać się z tłumu, pośród sprzedawców i kolorowych straganów, na których można było znaleźć praktycznie wszystko, stawała się niezauważalna, błądziła pomiędzy stoiskami, szukając czegoś albo kogoś — nie kierowało nią nic szlachetnego, odkąd opuściła kowala, z którym spędziła ostatnie pół roku swego życia, znów błąkała się po świecie. Życie u jego boku byłoby łatwe, najprawdopodobniej nie musiałaby się martwić o życie czy przyszłość swych pociech, jednak nie chciała znów być więźniem we własnym domu, a właśnie z tym wiązało się małżeństwo z mężczyzną.
Po kilku miesiącach zaczęła odczuwać wady życia z nim pod jednym dachem — nigdy nie była zbyt wylewna, żyła z nim pod jednym dachem, ale ciągle trzymała go na dystans, bo nie widziała sensu w przywiązywaniu się do niego, ani jego matki, którą opiekować się musiała.
Pomimo to zadurzył się, coraz bardziej upierdliwe stawały się jego słowa, posyłał jej znaczące spojrzenia, również jego dotyk stawał się coraz śmielszy, przekraczał granice dobrego smaku i ogłady. Brutalnie łapał za rękę, kiedy odwracała wzrok; w końcu zapytał, czy zostanie jego żoną. Nie zgodziła się, nie mogła. Życie znów zamykało dziewczynę w złotej klatce, klatce, z której mogła już nigdy się nie wydostać.
Uciekła i wylądowała na tym śmietnisku dusz. Ponownie żyła z kradzieży, tłum ułatwiał zadanie, a mieszkańcy mieściny w większości nie byli zbyt inteligentni. Była bezwzględna; z tłumu wyłapywała najbardziej bezbronne ofiary, starców, przygłupie nastolatki, które czasem aż same prosiły się o to, by ktoś je okradł, ich nieuwaga kusiła i ułatwiała zadanie; z czasem zaczęła podejrzewać je o podstęp, w głowie pojawiła się myśl, że chcą ją przechytrzyć, pracują dla strażników łapiących kieszonkowców, ludzi zajmujących się tym, czym ona się zajmuje. Trudno było uwierzyć w tak wielką naiwność, Tsutsuji wydawało się, że nie zachowywała się tak, nawet gdy jeszcze żyła pod kontrolą matki, po kilku kolejnych kradzieżach przekonała się, jaka jest prawda; te dziewczęta były niewyobrażalnie puste i głupiutkie.
Niestety tamtego dnia nie widziała żadnej z nich w pobliżu staruszkowie, chociaż równie naiwni, bywali uważni i dość skrzętnie ukrywali kosztowności — nie miała ochoty na bliskie kontakty z osobami starszymi, a z tym wiązały się właśnie te kradzieże — więc zapolowała na coś innego.
Łatwo było zauważyć, że coś jest z nim nie tak; za każdym razem, kiedy zaczepiał o coś ramieniem, zmieniał się jego wyraz twarz; chociaż skrzętnie ukrywał ból i za wszelką cenę starał się nie ujawniać tego, że coś mu dolega, dla niej nie był żadnym wyznaniem. Był tylko kolejnym celem, punktem do odhaczenia na liście okradzionych.
Na początku trzymała się z tyłu, nie spuszczała go na krok, czyhając na chwilę, w której zwolni albo zatrzyma na chociaż sekundę — wtedy podejdzie i przejdzie do realizacji swego planu.
0 x
Ayato

Re: Rynek

Post autor: Ayato »

Był wściekły. Ból w ręce potwornie irytował Sakaiczyka. Miał ochotę kogoś zabić, miał ochotę zabić siebie. Pozbawić się całego ramienia tylko dla świętego spokoju. Na szczęście nie był aż tak głupi. Zdawał sobie sprawę, że było mu potrzebne. Zresztą byłby to największy przejaw idiotyzmu. Nawet jeśli pasowałby do Ayato, to Akimichi był dużo mądrzejszym człowiekiem, niż mogłoby się wydawać na początku. Cholerny socjopata uwielbiał drażnić ludzi. Z butami wchodzić do ich głowy, gdzie czuł się jak u siebie w domu. Może nawet i lepiej. W końcu w jego głowie panował chaos. Skrajne uczucia i emocje na każdym kroku spotykały się ze sobą. Toczyły nieustanną wojnę ze sobą. Jego umysł był prawdziwym polem bitwy. Najgorszym z możliwych – pełnym krwi i trupów.
Przewrażliwiony, rozglądał się na wszystkie strony. Nie bał się tutejszej mafii. Z barowej piwnicy wyszedł jak zwycięzca. Napluł prosto w twarz rodziny Yoshida i do końca pozostał dumny. Nie chciał jednak zginąć, a nie miał zamiaru opuścić Shigashi. W pewnym sensie kochał to miasto – o ile ktoś taki jak Ayato mógł kochać. Pusty, bardzo często nie potrafił odnaleźć w sobie ludzkich zachowań. Zdawał sobie sprawę, że są tutaj ludzie dużo silniejsi od niego. Mało tego, wiedział że w tym mieście są równie niezrównoważone osoby co on – dla kilku groszy, albo nawet tylko własnej przyjemności, gotowi wbić nóż w plecy zielonowłosego.
Dostrzegł ją. Kobieca sylwetka podążała za czerwonookim w tłumie przechodniów. Ukrywała się całkiem dobrze, ale nie odstępowała chłopaka na zbyt daleko. Domyślił się, bo w końcu w jakim celu miała podążać równie bezsensownymi ścieżkami rynku co on. Chciała go zabić? Wolał się upewnić zanim cokolwiek z nią zrobi.
Nie chciało mu się biegać – nie miał na to zbyt wiele siły. Znał miasto wystarczająco dobrze, by spróbować w nim zgubić dziewczynę. Skręcił gwałtownie – chyba trochę zbyt gwałtownie, barkiem zahaczył o jakiegoś wyższego od niego o głowę mężczyznę. Z bólu zaklął pod nosem, ale nie przejął się tym zbyt mocno. Wyraźnie przyśpieszył nieco krok, a uśmiech zagościł na jego bladej twarzy. Dawno, bardzo dawno nie miał okazji na takie niewinne podchody. Chyba właśnie dlatego tak bardzo ekscytowało to chłopaka. Chciał brnąć w tą prostą igraszkę. Zwykłą zabawę w chowanego, albo jakiegoś berka. Grę, w której ryzykował własnym życiem.
Adrenalina buzowała w żyłach Sakaiczyka. Nie oglądał się. Nie wiedział czy kobieta wciąż go śledziła. Może po prostu zrezygnowała. Do samego końca chciał zrobić sobie niespodziankę. Trochę dziwną, ale niespodziankę
Wszedł w jakąś ciemniejszą uliczkę. Odnogę rynku, do której niewielu ludzi chciało się zapuszczać. Bardzo łatwo było tutaj o kłopoty. Wystarczyło jedno krzywe spojrzenie. Równie łatwo było tutaj dostać te bardziej pożądane towary. Nie do końca legalne w innych miejscach.
Znikał za rogiem – jednym, drugim, trzecim, aż w końcu nagle zniknął całkiem. Ukrył się, a może po prostu wyparował. Ciężko było powiedzieć, co stało się z anorektycznym Akimichim. Czekał i obserwował czy jego śladem wyjdzie nowa koleżanka – pani od dziecinnej zabawy. Chciał zrobić jej jakąś niewinną niespodziankę, a później…
Później się zobaczy...
0 x
Tsutsuji

Re: Rynek

Post autor: Tsutsuji »

Miejsca takie jak rynek sprawiała, że całkowicie się rozluźniała; nie istniało zbyt wielkie prawdopodobieństwo niebezpieczeństwa, tylko szaleniec byłby śmiały na tyle, by rzucić się na Tsutsuji w biały dzień. Nie znaczyła nic, była nikim dla każdej żyjącej istoty na świecie; matka szukała jej, bo nie mogła znieść faktu sprzeciwu; tego, że ta młoda dziewczyna uciekła, postanowiła żyć na własną kieszeń, samodzielnie w tych niebezpiecznych czasach i okolicznościach.
Życie nigdy jej nie oszczędzało, ona również nie oszczędzała innych w czasie ich potyczki z życiem, podkładając im coraz to nowsze kłody pod nogi. Sześć miesięcy, które spędziła w domu kowala miały na nią zbawiennie działanie; przez okres, w którym była całkowicie samotna zdziczała, dziwactwa brały górę, coraz częściej mówiła do samej siebie, coraz trudniej było wybudzić się z letargu, bo nawet jeśli lubiła samotność, to mózg niewystawiony na jakiekolwiek działanie innego człowieka popadał w obłęd.
Tutaj całkowicie odżyła, nie zawsze kradła, czasem przechadzała się pomiędzy straganami i ucinała krótkie pogawędki z nie zawsze chętnymi do tego kupcami. Po czasie przyzwyczaili się do obecności tajemniczej osiemnastolatki, która pojawiła się w ich świecie wyjątkowo niespodziewanie, totalnie niszcząc ówczesne wyobrażenie jej osoby. Wiedziała jednak, że nie może zostać tam długo; nawet jeśli matka nie szukała dziewczyny w tym miejscu, to bardzo dobrze wiedziała, że plotki roznoszą się w mgnieniu oka, a ludzie szybko dowiedzieli się o ucieczce jednej z bogatych panienek ze szczepu Terumi; w mieście kręciły się mendy ze wszelkich zakątków świata, istniało naprawdę duże prawdopodobieństwo ujawnienia siebie samej, a do tego dopuścić nie mogła. Zachęcającym dla poszukiwaczy był również fakt wysokiej nagrody, jaką oferowała matka brunetki, było ją stać na wszystko; nie miała sumienia i wiedziała, że kiedy młoda kunoichi wróci do domu, zyska dużo więcej. Ewentualne małżeństwo Tsutsuji niosło ze sobą wielkie korzyści.
Przez chwilę dziewczynie wydawało się, że zielonowłosy ją zauważył; niepostrzeżenie spojrzał przez ramię, jakby zachęcając do dalszego podążania za nim. Nie biegł, nie uciekał, powoli i miarowo chodził pomiędzy ludźmi będącymi na rynku, najwyraźniej nie chciał jej zgubić. Najwyraźniej się myliła, za wcześnie oceniła jego predyspozycje, nawet jeśli wyraźnie widziała to dzikie spojrzenie, cały niepokój wiążący się z możliwością nakrycia znikł.
Stała się bardziej powściągliwa, kilka razy przystanęła na chwilę, by udać zainteresowanie sprzedawanymi bibelotami, kontem oka ciągle podążając za zielenią włosów jej celu. Zniknął pomiędzy budynkami, uśmiechnęła się przebiegle sama do siebie; wydawał się pakować w kłopoty, najwyraźniej całkowicie nie znał rozkładu uliczek i miasta; wszedł w jedną z tych, z których nie da się wyjść. Zanim ruszyła w pościg, dokładnie przekalkulowała swoje szanse, mógł być dobrym shinobim, człowiekiem, którego nie powinna lekceważyć czy nawet myśleć o tym, by okraść, jednocześnie nie miała wyjścia. Osłabiona ręka, która sprawiała ból przy najmniejszym zderzeniu z czymkolwiek co chociaż o milimetr zmieniało jej pozycję, potęgowała wszelkie szanse dziewczyny.
Poruszyła się cicho i szybko. Przez ostatnie kilka tygodni poznała każdy zakamarek, każdą przylegającą do rynku uliczkę; rozeznanie w terenie ułatwiało ucieczkę, sprawiało, że była właściwie nieuchwytna i potrzeba było naprawdę wielkiego poświęcenia, żeby ciemnooką odnaleźć. Nie spodziewała się, że on byłby w stanie ją wyśledzić. Osłabiony i zmęczony, stał się łatwym łupem dla ludzi takich jak ona. Powoli nudziła ją ta gra w kotka i myszkę, chciała załatwić całą tą sprawę, najszybciej jak tylko mogła, niepostrzeżona albo i postrzeżona (było jej to obojętnie) zwinąć pieniądze i zwiać jak najdalej się tylko dało.
Ostatecznie postawiła na obserwację z góry, sprytnie wskoczyła na budynek, na którym była w jakiś sposób odsłonięta. Uklęknęła więc schowana za jedną z wiat postawioną na dość małym dachu piętrowca, by móc obserwować go z góry; nim się obejrzała, stał na tym samym budynku, najwyraźniej nie wyczuwał jej obecności, z góry patrzył w uliczkę.
W jednym momencie w głowie Tsutsuji pojawiła się kompletna pustka, nie było czasu na planowanie, musiała improwizować i chociaż w improwizacji nie była zbyt dobra, to wiedziała, że jeśli zostanie tam dłużej, najprawdopodobniej odnajdzie ją sam. Dach, na którym się znajdowali, był zbyt mały i zbyt odsłonięty — właściwie to oddzielała ją od chłopaka jedynie rzekoma wiata, nie mogła czekać wieczność. Niby mogła spróbować uciec, coś jej jednak podpowiadało, że nie powinna, zbyt mocne przeczucia dręczyły teraz resztki sumienia brunetki, coś podpowiadało, że może on pomoże się wyrwać — przypuszczenia mogły być również nieprawdziwe, okazać się tylko zwykłą dyrdymałą wciśniętą do jej mózgu.
Całkowity brak bliskiej rodziny, ludzi tęskniących za nią w domu, martwiących o stan zdrowia czy głowy ułatwiał zadanie. Krewni mogliby znaczyć na tyle dużo, że nie byłaby w stanie zaryzykować swego życia — nie kradłaby przy każdej możliwej okazji, może nawet wyszłaby za mąż dla dobra któregoś z pobratymców, teraz jednak nie była w takiej sytuacji, właściwie to nie przewidywała opcji, w której cokolwiek się zmienia, nie chciała być uwiązaną, nie chciała nie móc podróżować i cieszyć się z życia, życia przysparzającego tak wiele sprzecznych emocji i niewyobrażalnie wielkich przygód.
Nie wyjmowała z pochwy katany, dźwięk metalu ocierającego się o skórę mógłby zaalarmować nieznajomego i w łatwy sposób naprowadzić na kierunek, z którego miała się wyłonić. Innego wyjścia nie widziała, a może i nie chciała widzieć — dawno odczuwała tę dziwną adrenalinę, atmosfera zdecydowanie udzielała się Tsutsuji, potęgując podekscytowanie zaistniałą sytuacją. Oh, jakże dawno brała udział w bójce, właściwie to żadnej nigdy nie wywołała, najczęściej dając się sprowokować jakimś marnym shinobi.
Ruszyła szybko i niespodziewanie, kunnoichi chodziło o efekt zaskoczenia, nagły atak, dzięki któremu mogłaby go unieruchomić. Ręka spotkała się z nadwyrężoną albo i złamaną ręką, a pełen satysfakcji uśmiech pojawił się na ustach młodej dziewczyny. Czasem bała się tej sadystycznej strony siebie, stawała się nieprzewidywalna i walczyła prawie do śmierci, była w stanie poświęcić siebie nawet w imię najbardziej błahej sprawy. Nie była bohaterska, jedynie szalona i wolna, wolna jak nikt inny.
0 x
Ayato

Re: Rynek

Post autor: Ayato »

Czekał aż zza rogu wyłoni się drobna, kobieca sylwetka. Chciał ją zobaczyć. Chciał mieć rację, że za nim podążała. Nie lubił się mylić, nawet w kwestii tak mało istotnych rzeczy. Co z tego, że lepiej by było, gdyby właśnie się mylił. Jej zniknięcie, oznaczałoby zniknięcie chwilowych problemów – spokój. Tylko czy tak bardzo go potrzebował? Nie! Był jak cholerny magnes, który skutecznie przyciągał kłopoty. Lubił to. Igranie z własnym życiem w popierdolonym świecie, gdzie każdy mógł się okazać morderca. Adrenalina go napędzała, skutecznie trzymała resztki zdrowego rozsądku chłopaka w niezbyt solidnej kupie. Wystarczył jeden fałszywy ruch, by rozpadł się – pogrążył we własnym obłędzie. Już zdarzało mu się to nie raz. Później przychodził chujowy moment kontemplacji nad sensem własnego życia. Sensem, którego nie potrafił odnaleźć. Był rozdarty, bo nienawidził ludzi i otaczającego go świata. Hipokryzji, która nimi kierowała. Był rozdarty, bo nie chciał tak żyć, ale nie potrafił umrzeć. Nie zależało mu na tym, by przedwcześnie trafić do krainy umarłych. Tylko czy w jego wypadku istniało coś takiego jak „przedwcześnie”? W końcu już od bardzo dawna był gotów wydać z siebie ostatnie tchnienie.
Znikła, równie skutecznie co Akimichi. Znowu się irytował. Nienawidził kiedy wszystko szło nie po jego myśli, kiedy był w błędzie. Westchnął bardzo przeciągle i przycisnął brodę do bolącego barku. Dłoń zacisnął na ramieniu, które nieprzyjemnie pulsowało pod palcami. Dreszcz przeszywał cale ciało Sakaiczyka. Dla każdego normalnego człowieka pewnie byłby nie do zniesienia, ale Ayato czerpał z niego przyjemności. Przypominał mu, że wciąż jest człowiekiem, że ciągle żyje. Przypominał mu o wszystkim co złe. Przypomniał mu dosłownie o wszystkim. Jako jedyny skutecznie działał na chłopaka. Bez niego stałby się pustą skorupą. Bestią albo jakimś demonem zamkniętym w ludzkim ciele.
Chciał sobie pójść. Obrócił się na pięcie i był gotowy do zeskoczenia z budynku, kiedy pojawiła się przed nim jakaś sylwetka. Czy to ona – było pierwszą myślą chłopaka. Nie bał się, że może umrzeć. Szorstka ślina spłynęła po gardle Ayato, zostawiają za sobą delikatne drapanie. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, a w oczach zabłysnęła iskra ekscytacji. Dał się tak łatwo podejść. Pozwolił się zaskoczyć jak bezdomne dziecko na bazarze. W przeciwieństwie do biednego bachora, zielonowłosy do samego końca potrafił zachować spokój. Trzeźwość umysłu, dzięki której nie panikował. Kroki kobiety – bo teraz miał już absolutną pewność – chociaż były bardzo szybkie, to widział wszystkie. Była wolniejsza, znacznie wolniejsza od niego. Mógł jej z łatwością uciec, ale nie miał na to ochoty. Chciał się z nią zmierzyć – twarzą w twarz. Kontynuować ich dziecinną zabawę.
Pozwolił się zbliżyć ciemnowłosej. Pozwolił jej chyba nawet na zbyt wiele, bo poczuł jej opuszki palców na bolącej ręce. Czyli zauważyła? Była spostrzegawcza, szkoda tylko, że nie zobaczyła w jak wielkie kłopoty się pchała. Fart dziewczyny dobiegł końca. Teraz przyszła pora na pechową passe w towarzystwie obłąkanego Sakaiczyka.
Zgrabnie i błyskawicznie uniknął prostego ataku nowej koleżanki. Nie oszczędzał się. Nawet pomimo bólu był wystarczająco szybki, by oczy dziewczyny miały problem z nadążeniem za jego ruchami. Ryzykował bardzo wiele – jeszcze większe uszkodzenie ramienia. Nie obchodziło go to. Był lekkomyślny, ale dzięki temu podejmowanie trudnych decyzji przychodziło mu z łatwością. Zdrową rękę niczym wąż oplótł wokoło szyi dziewczyny. Przycisnął ją do własnej klatki i lekko poddusił. Niestety wiedział, że nie utrzyma jej tak zbyt długo, że braknie mu siły w jednej ręce, a drugiej nie mógł użyć.

-Czego kurwa chcesz? – syknął jej do ucha, głosem szorstkim i pełnym pogardy. Zdążył już pokazać dziewczynie, że jest silniejszy, że miał nad nią kolosalną przewagę. Z łatwością mógł ją zabić, ale nie chciał tego robić. Nie czuł już żadnej satysfakcji z mordowania. Za każdym razem było takie same – nudne. Później pojawiały się śmieszne głosy, dręczące go tygodniami. Miał ich dosyć. Wkurwiały Sakaiczyka, a w akcie złości, wyrządzał jeszcze więcej krzywdy.
Puścił ciemnowłosą, a raczej pchnął ją w kierunku krawędzi dachu. Nie chciał jej zrzucić. Zresztą i tak wiedział, że to nic nie da. Skoro była w stanie wejść na dach to i z łatwością może z niego zeskoczyć. Chciał zwiększyć dystans między nimi, by móc spojrzeć prosto w jej dziewczęce oczka. Przekonać się jakie emocje i uczucia w niej drzemią. Z czerwonych ślepi Ayato biła nienawiść i złość. Żądzę krwi tłumił w sobie. Nie chciał jej wystraszyć. Nie zamierzał robić jej nic złego. W najgorszym wypadku ozdobić jej ciało kilkoma bliznami.
-Naprawdę, te cioty nie mają już kogo wysłać i myślą, że jak każą mnie zabić kobiecie to nic jej nie zrobię? – uniósł jedną brew do góry. Brzmiał bardzo sarkastyczni. Gardził tą całą mafią. Zwykli przestępcy bez żadnego honoru. Najgorsze szuje, które myślą, że w grupie są jacyś lepsi. Gówno prawda. Nie zasługiwali nawet na odrobinę szacunku, którym darzyło ich zastraszone miasto.
0 x
Tsutsuji

Re: Rynek

Post autor: Tsutsuji »

Popełniła błąd, błąd, który mógł kosztować życie. Dała się podpuścić, zwieść własnym instynktom i wierze w swoje możliwości. Zdecydowanie była zbyt arogancka i śmiała, powinna czekać albo spierdalać ile sił w nogach, niestety kolejny raz głupia głowa postanowiła wpakować siebie samą w kłopoty.
Niewiele czasu zajęło nieznajomemu unieruchomienie ciała Tsutsuji. Był szybki, cholernie szybki i potrzebowała naprawdę wielkiego skupienia, by nadążyć za ruchami jego dłoni. Oszczędzał zdrową rękę, ale dalej miał nad nią przewagę. Zaklęła cicho, gdy zielonowłosy zacisną ramię na wysokości jej szyi. Była w potrzasku i chociaż nagły przypływ adrenaliny, który towarzyszył skokowi na chłopaka, dalej działał na ciało brunetki, to ta nie widziała sposobu na to, by się mu wyrwać. Stała więc spokojnie w ciszy czekając na to, co się zdarzy. Magazynowała siły na ewentualne unikanie ciosów, nie widziała sensu w szarpaninie, bo wątpiła w to, że rozluźniłby potrzask, gdyby zaczęła się ruszać. Mocniejszy uścisk na szyję oznaczałoby ograniczony dostęp do tlenu i osłabienie sił, a na to pozwolić nie mogła.
Pomimo beznadziejności sytuacji, w której się znalazła szaleńczy uśmiech widniał na twarzy kunnoichi, dzikie bicie serca towarzyszyło dziewczynie właściwie odkąd wzbiła swe ciało w górę i znalazła na dachu. Mogła stracić wiele, a życie wydawało jej się teraz najmniej cenną rzeczą do stracenia; mógł okaleczyć nastolatkę w dużo gorszy sposób, pozbawiając którejś z dłoni czy i całej ręki. Sama Tsutsuji nie widziała dla siebie życia w takim stanie, śmierć byłaby dużo łaskawszym rozwiązaniem od tak poważnego zranienia.
Niespodziewanie odepchnął ją od siebie na więcej niż długość ramion. Zaskoczona, zachwiała się na krawędzi, prawie spadając, szybko wróciła jednak na proste nogi i odwróciła w stronę zielonowłosego, by móc bacznie obserwować jego ruchy. Dziwak. Ona będąc na jego miejscu bez problemu podcięłaby sobie samej gardło. Dla bezpieczeństwa wykorzystałaby lepszą pozycję i nie bawiła w kotka i myszkę — najwyraźniej on lubi takie zabawy, dziecięce igraszki na poważnie. Nie wiedziała, czy powinna się bać, nie miała co prawda wyrzutów sumienia z powodu jego ręki i tego, że najwyraźniej nadwyrężyła ją jeszcze bardziej, bardziej biła siebie samą w myślach z powodu wyboru, jakiego dokonała. Zmysły i samokontrola ponownie zawiodły, powinna słuchać części rozumu odpowiadającej instynktowi przetrwania, który wyraźnie podpowiadał, że być może nie musi iść właśnie za tym dziwacznym typem.
Zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała słowa wydobywające się z jego ust. Tak właściwie to, czego chciała, już dawno zapomniała o pieniądzach ciążących w jego kieszeni i szybkim zarobku, którego miała się tego dnia dopuścić. Kontrolę przejęła chęć walkii poczucia emocji innych od smutku czy zdenerwowania; łaknęła czystej zabawy, zabawy kosztem obcego i jak jej się wydawało dość bezbronnego chłopaka, a przynajmniej bezbronnego na tyle, by nie wyrządzić jej wielkiej krzywdy. Nie bała się mniej poważnych blizn, siniaków czy zadrapań — te pierwsze, według Tsustuji tylko upiększały ciało, naznaczały je wspomnieniami po wszystkich czynach, których się dopuściła, czynach, których zakończenie miało różne skutki.
Jednocześnie strasznie ciekawiło brunetkę, jaki wpływ na przyszłość będzie miało to spotkanie, czy sprawi, że coś się zmieni, że wreszcie w życiu kunnoichi dojdzie do tak bardzo potrzebnego przełomu. Nie napalała się na nic wielkiego, ale miała nadzieje, że naznaczy jej nudne życie jakimś szczególnym znakiem. Mógł być bolesny i niebezpieczny, to nie przeszkadzało brunetce, kierowała nią teraz szalona potrzeba emocji, łaknęła krwi i bólu i obojętne w tym momencie kto miał odczuwać ciepienie.
- Czy wszystkie nasze działania muszą mieć jakiś cel?- rzuciła zagadkowo, dalej uśmiechając się szaleńczo, chociaż za zielonej chusty nie było widać twarzy nastolatki. O dziwo dobry humor, pomimo widocznej porażki nie opuszczał uciekinierki, przeszła w dziwny stan podekscytowania, ciemne oczy zaszły mgłą, jakby na chwilę odpłynęła gdzieś indziej, stała się kimś, kim nie do końca była.
O kim mówił, nie wiedziała. Najwyraźniej wziął ją za wysłannika jakiś szych, domyślać się mogła, że to oni zrobili z jego ręką to, co zrobili. Dziwny typek. Wszystko wskazywało na to, że uważał się za potrzebnego na tyle, że ktoś wysłałby za nim swoich ludzi. Prychnęła jak kotka na myśl o jego głupocie, w tych czasach, a przede wszystkim w tym mieście zaufani ludzie byli naprawdę rzadko spotykani, można ich było zastraszyć, ale strach nie był tak mocny i wiążący co czyste zaufanie i bezpodstawne poświęcenie dla swojego podwładnego. Dzięki temu potrafili rzucić swe ciało w ogień, byleby tylko ich szef był zadowolony i bezpieczny. Autodestrukcyjne i fascynujące, ona sama chciała wzbudzać w ludzie taki szacunek i zaufanie, chciała by ktoś poświecił się w ogniu właśnie dla niej.
Zastanawiała się też na tym, czego musiał się dopuścić, skoro dość poważnie go uszkodzili. Domyślała się, że była to sprawa grubszej rangi, bo raczej mafia nie łamała nikogo bezpodstawnie. Nieudana misja? Może. Czasem żałowała, że nie bierze w nich udział, napewno były urozmaiceniem życia na tym smutnym padole łez.
- Nikt mnie nie wysłał, - rzekła, a chustka powoli zsunęła się z twarzy dziewczyny, ukazując pełne usta. - Pomyśl, czy gdybym była tu z czyjegoś polecenia to ucinałabym sobie z Tobą pogawędki?- rzuciła prychając. Kuriozalność sytuacji, w jakiej się znalazła, strasznie ją bawiła, godzinę temu chciała go okraść, potem obić mordę, a teraz ot tak, gadała sobie z zielonowłosym na dachu. Życie było naprawdę przewrotne.
0 x
Ayato

Re: Rynek

Post autor: Ayato »

Zaskoczył go brak oporu ze strony ciemnowłosej. W potrzasku była taka uległa. Mógł wszystko, mógł ją zabić - z łatwością skręcić kark, poderżnąć gardło albo dźgać nożem pod żebra. Poddała się. W oczach Sakaiczyka była słaba. Nie zasługiwała nawet na odrobinę uwagi. Nie zasługiwał na to nędzne życie, które teraz mogła stracić. Nie chciał jej jeszcze tego robić. Była kolejnym, nic niewartym śmieciem na tym cholernym świecie. Niech się pomęczy trochę dłużej. Wiedział, że nikt nie przejąłby się jej utrata. Ani jedna łza nie spłynęłaby po ludzkim policzku. Nikt by nie tęsknił. Mógł ją zrzucić z dachu i gniła by tam, dopóki nie zjadłyby jej dzikie szczury. Chciał ją jeszcze podręczyć, podrażnić. Był jak małe dziecko potrzebujące zabawy. Beztroskie szaleństwo to wszystko co siedziało w jego obłąkanej głowie. Pragnął rozgłosu, a ona mogła mu go zapewnić.
Uważnie lustrował wzrokiem drobną kobiecą sylwetkę. Szukał na jej ciele miejsca dla siebie. Adrenalina zaczynała buzować w jego żyłach, a przeróżne obrazy zaczęły pojawiać się przed oczyma Sakaiczyka. Bardzo często krwawe. Pragnął zostawić na jej bladej skórze wyraźną pamiątkę po ich spotkaniu. Chciał się zapisać w jej pamięci na długie lata - niekoniecznie pozytywnie. Obudzić w jej negatywne uczucia. Te najgorsze – nienawiść i gniew.
Widział wiele luk w jej niedoświadczonej postawie. Była odważna. Nawet na straconej pozycji nie uciekała. Gotowa do walki, chociaż nie miała najmniejszych szans. Swoim zapałem bawiła Akimichiego. Wręcz podniecała go. Na bladej twarzy Ayato zagościły dwa, czerwone rumieńce. Cieszył się, wręcz przeżywał euforię. Czekał tylko na okazję by zabawić się z dziewczyną. Ciężko powiedzieć jak bardzo był poważny. Na pewno jej nie lekceważył, ale zabić raczej też nie chciał. Miał ochotę ją skrzywdzić, usłyszeć melodię krzyku płynącą z jej ust. Piękną symfonię, w której to on był dyrygentem.
Nie, nie muszą. Często te najbardziej absurdalne działania, przynoszą najpiękniejszy efekt. Podobała mu się odpowiedź dziewczyny. Tak bardzo trafiała w gust zielonowłosego. Przechylił delikatnie głowę na bok. Dziwny uśmiech zagościł na twarzy chłopaka – trochę straszny i szalony. Coraz bardziej swoje myśli koncentrował wokół nowo poznanej postaci. No może nie do końca poznanej. W każdym razie teraz chciał ją nieco poznać – na swój chory sposób.
-Masz piękną rację, skarbie – rzucił bardzo lekko i ruszył. Ciężko to nazwać ruchem, po prostu błyskawicznie skrócił dzielący ich dystans i nie dając dziewczynie żadnej okazji do reakcji stanął tuż przed nią. –Masz zdecydowaną rację – wyszeptał tuż nad jej uchem i pozwolił sobie na bezlitosne skrzywdzenie. Nie oszczędzał ciemnowłosej. Brutalnie kopnął ją z kolana prosto w brzuch i powalił na ziemie. Niezbyt wielkim ciężarem własnego ciała, przycisnął dziewczynę do ciepłego od słońca dachu. Spojrzał prostu w jej urocze kobiece oczka. W czerwonych ślepiach Sakaiczyka błyszczało szaleństwo – szaleństwo, które dosłownie teraz było wymalowane na całej jego twarzy.
-A masz inny wybór? – mruknął bardzo spokojnie, z przyjemnym uśmiechem na twarzy. Mimika chłopaka zmieniała się tak bardzo dynamicznie. Ciężko było przewidzieć co czyha w jego głowie. Można było tylko zgadywać, że raczej nic przyjemnego.
Kolanem docisnął jej klatkę piersiowa. Przyciskał żebra, sprawiał ból.
-Powiedz mi, dlaczego ja? – bawiła go ta cała sytuacja. Igrał z dziewczyną jak z ogniem. Pozwalał sobie na wiele, bardzo wiele, chociaż gdzieś tam z tyłu głowy zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później może się sparzyć. Pochylił się nad jej twarzą. Usta zbliżył do ucha i ugryzł ją delikatnie. Nie chciał jej tym zrobić krzywdy. Drażnił i irytował ją. Śmiał się, pozwalając sobie na więcej i więcej. Z dłonią zaciśniętą na jej szyi, nie pozwalał dziewczynie na żaden ruch.
-I opowiedz mi, jak trafiłaś w tak nieprzyjemne miejsce – zaśmiał się prosto w jej bezbronną twarzyczkę. Zaciskając jej gardło nie pozwalał na ani jedno słowo. Pojedyncze jęknięcia.
Czarny nóż rozbłysnął w drugiej dłoni Akimichiego. Bolała cholernie nawet przy najmniejszych ruchach. Ciężko mu było zrobić cokolwiek, ale chciał naznaczyć ciemnowłosą swoją obecnością. Nie za głęboko przesunął dwa, a może trzy razy po jej bladej szyi. Krew zaczęła wypływać z drobnych nacięć, a on ją po prostu zlizał, pozostawiając tylko niewielkie „A”.
-Witaj w moim świecie! – rzucił, jak gdyby nigdy nic. Najpierw zadał jej ból, zrobił małe, ale jednak blizny na ciele, a teraz po prostu przywitał. Grzeczność nakazywałby się jeszcze przedstawić, ale takie formalności wolał sobie opuścić. Najzwyczajniej w świecie wstał, pozwalając dziewczynie na chwilę odetchnięcia, a także poskładanie sobie wszystko co właśnie się stało do kupy.
0 x
Tsutsuji

Re: Rynek

Post autor: Tsutsuji »

Kiedy brązowe oczy dziewczyny spotkały się z czerwonymi tęczówkami, poczuła dreszcze; nieprzyjemne uczucie rozlało się po całym ciele, jakby miała zaraz zwymiotować. Nie czuła strachu, nigdy nie należała do przesadnie bojaźliwych, a natura ryzykantki nie pozwalała na chwilę zwątpienia, jednak w chłopaku, który stał przed nią, było coś przerażającego; jakaś dziwna i mroczna aura zdawała się wydzierać ze szczupłej sylwetki. Ryzykowała wiele, ale głupota nie pozwalała stchórzyć; wiedziała, że nie ma ucieczki, że nieznajomy nie uzna braku konfrontacji za odpowiedź i prędzej czy później, nawet jeśli pewne jest, że przegra, będzie musiała zmierzyć się z niebezpieczeństwem w jego postaci.
Przytaknął, czego się po nim nie spodziewała, nazwał swoim skarbem, chociaż całkowicie się nie znali; słowa okazały się tylko słodko — gorzką zapowiedzą kolejnych ruchów zielonowłosego.
Kolejne niespodziewane ruchy coraz bardziej upewniały ją w jego szaleństwie. Nie powstrzymywał się przed niczym, szybko rzucił ją na ziemię, traktując trochę jak szmacianą lalkę. Ból istniał, ale nigdy nie był dla nastolatki czymś, czego się bała. Przygryzła wargi do krwi, by nie pisnąć ani słowa, nie okazać żadnej reakcji. Szybko zauważyła, że nieznajomy czerpie wielką przyjemność ze sprawiania bolączki ludziom. Wariat i sadysta. Było w tym wszystkim coś wyjątkowego, sama Tsutsuji nie potrafiła sobie samej wytłumaczyć, dlaczego w chwili, w której stoi twarzą w twarz ze śmiercią, czuje ten dziwaczny rodzaj euforii i fascynacji, i ani krzty strachu lub gniewu.
Onieśmielał, był przerażający, gdy tylko przygryzł płatek ucha, zadygotała. Nikt wcześniej nie bawił się z brunetką w taki sposób, jego ciało znajdowało się zbyt blisko, wywoływało szaloną burzę w głowę, wyjątkowy chaos, którego nie rozumiała i nie próbowała rozumieć. To, co działo się w tamtym dziwacznym miejscu bez jakichkolwiek ataków na jej godność i życie było kuriozalne, aktualnie przeżywała coś więcej niż to. Nie potrafiła zareagować inaczej, czerwony rumieniec zawstydzenia zalał dotychczas bladą twarz kunnoichi.
Chciała mówić, chciała się zbuntować i wykrzyczeć wszystkie obelgi, wszystkie złe określenia pojawiające się w jej głowie i dotyczące zielonowłosego. Nie mogła, bez krztyny zastanowienia przyciskał dziewczynę kolanem do gorącego betonu. Bolało, ale nie był to ból, do którego przywykła, gdyby przyciskał bardziej i mocniej, złamałby kilka żeber znajdujących się pod bladą skórą, a to oznaczałoby prosty koniec, bez większej walki. Czy tego właśnie chciał? Nie była pewna, bo dalej się bawił, pogrywał sobie bez krztyny wahania.
Najbardziej działała na nią ta pierdolone uczucie bezradności, nie mogła powiedzieć słowa, chociaż nieznajomy ciągle zadawał kolejne pytania; natura gaduły dawała się we znaki nawet w taki beznadziejnej sytuacji, skręcało ją w środku, bo nie mogła nic zrobić.
Gdy wyjął nóż, poczuła wściekłość, dawno odstawiła na bok takie uczucia jak strach czy przerażenie, nawet bezradność zdawała się zmniejszać z sekundy na sekundę. Powoli zbliżał swą rękę do bladej szyi, na której chwile wcześniej pozostawił czerwone pręgi. Poczuła zimno stali i delikatne pieczenie połączone z bólem. Nie równało się ono z uczuciem ciężkości na klatce piersiowej, ale było nieprzyjemne i upierdliwe. Wydawał się wyjątkowo szczęśliwy, pieprzył coś jak potłuczony, witał ją w swoim popieprzonym świecie, jakby z chwilą spotkania, z chwilą, w której czasie zanurzył swoje ostrze w szyi, Tsustsuji stała się jego własnością. Trzy małe machnięcia, wszystkie śledziła w swej głowie, "A" miało już na zawsze mieć swoje miejsce na skórze dziewczyny, każde kolejne spojrzenie w lustro miało przypominać o tej dziwnie pobudzającej sytuacji.
Dotyku języka zlizującego jej własną krew wydawało się najbardziej przytłaczającym. Dosłownie chwilę wcześniej otrząsnęła się z uczucia, jakie niosło przygryzienie płatka ucha, by znów zostać totalnie zaskoczoną. Głośnym haustem wciągnęła powietrze do płuc i na chwilę przestała oddychać. Zaraz po tym on odskoczył, jak gdyby nigdy nic, chociaż dalej obserwował uważnie, czuła to.
Podniosła się do siadu i automatycznie położyła dłoń na ranie zadanej przez chłopaka, po chwili zabrała ją, pozwalając krwi spływać delikatną stróżką. Każda kropla znikała pomiędzy piersiami plamiąc białą koszulkę kunnoichi. Zmarszczyła brwi, bo na nic innego nie miała siły. Krzyk wydawał się dobrym rozwiązaniem, ale czy chciała by ktokolwiek zlokalizował ich obecność na dachu? Przeżyła wiele, ale dalej było jej mało, wszystko wskazywało na to, że obecny w tym miejscu chłopak jest piekielnie niebezpieczny i dziwacznie pociągający. W myślach prychnęła na swoją reakcję, powinna uciekać albo błagać na kolanach o oszczędzenie życia. Pokręciła głową na boki, nie dowierzając. Oficjalnie, była najbardziej bezmyślną osobą, bez jakichkolwiek oporów i żadnego instynktu samozachowawczego. Duma nie pozwalała na błaganie, pozostała próba walki i jego litość, litość, której najprawdopodobniej nie miała zaznać.
Podniosła się do góry, obojętna na swój los, wcześniejsza pozycja wydawała się żałosna, kojarzyła się z tchórzostwem, najgorszym rodzajem tchórzostwa, jaki istniał na ziemi. Już nie wiedziała co chce, i co powinna zrobić, chaos w głowie ustąpił miejsca totalnej pustce.
- Normalnie się zjawiłam, ojciec przeleciał mamusię i urodziłam się ja - rzuciła gorzko i zaczepnie, chociaż możliwe, że nie powinna. Pomimo tego, co działo się w tym miejscu przed chwilą, nie potrafiła powstrzymać wrednych przytyk opuszczających pełne usta. Chociaż, chyba wszystko było jej obojętne, chciała walczyć do ostatnich sił, do śmierci.
0 x
ODPOWIEDZ

Wróć do „Osada Shigashi no Kibu”

Użytkownicy przeglądający to forum: Ero Sennin i 2 gości