W osadzie można odnaleźć wszystkie jednostki organizacyjne konieczne do normalnego trybu życia. Można tu odnaleźć szpital, restauracje, sklepy z różnymi towarami, a także gorące źródła bądź arenę.
Plotki i renoma roznoszą się szybko, ale nie każde zostają w pamięci. W przypadku Akimichiego właśnie tak było, ale... No właśnie ale! Jeśli chodziło o jedzenie, to akurat takich szczegółów Choutarou nie zapominał, a Czerwony Smok przewinął się w rozmowach kilka razy. Podobno restauracja była jedną z lepszych w tej okolicy, więc grubasek postanowił postawić w niej stopę podczas swojej podróży. Z zewnątrz budynek wyglądał raczej na jakiś hotel, aniżeli kuchnię z prawdziwego zdarzenia, ale tylko amator nie wyczułby subtelnych aromatów uciekających przez nieszczelne okna budynku. Nawet delikatna woń jedzenia była w stanie pobudzić kubki smakowe prawdziwego testera jedzenia jakim był Akimichi. Można nawet powiedzieć, że takie zapachy wodziły go za nos, ale w końcu kim on był, żeby opierać się swemu żołądkowi? W jego obliczu był marnym puchem niesionym przez wiatr na stół pełen mięsa. Kończąc jednak poetyckie rozwinięcia, do środka pomieszczenia wszedł najpierw brzuch Choutarou, a potem on sam. Twarz schowana za maską uważnie zlustrowała otoczenie i wybrała takie miejsce, żeby nie siedzieć zbyt blisko innych. Taro im nie ufał, a chciał zjeść w spokoju. Kiedy już posadził swoje grube dupsko na jednej z ławek, licząc przy tym na to, że pod nim nie pęknie, machnął ręką na osobę obsługującą gości i wypowiedział swoje zamówienie tak, jakby było jakimś zaklęciem. - Poproszę pięć dań szefa kuchni, w których czuje się najpewniej. Najlepiej od razu po dwie porcje, żeby sprawdzić czy utrzymuje poziom. - rzekł, choć przez maskę jego głos został trochę zniekształcony. Zapewne nie wyglądał zbyt poważnie, ale już przyzwyczaił się do dziwnych spojrzeń. Jego maska była oryginalna i świetnie komponowała się z ogólną aparycją, a tylko niektórzy ignoranci nie potrafili docenić jej piękna. Być może tutaj akurat ich nie będzie.
Dobre sobie! Niby stolik na dwie osoby, a tymczasem nie mogła się przy nim dobrze zmieścić nawet jedna. Najwyraźniej wszystko wskazywało na to, że te plotki były jedynie plotkami. W końcu co to za lokal, który nawet nie może do końca pomieścić swojego gościa? Skandal! Na dodatek ta ławeczka, która była zdecydowanie za wąska. Czy poza osadą Akimichi nie ma nigdzie dobrych stolarzy? Choutarou aż westchnął pod nosem ze zrezygnowaniem, ale rozchmurzył się gdy podszedł do niego kelner. W końcu w kulturze kulinarnej pojawienie się kelnera oznacza zbliżenie się do najlepszego momentu podczas przebywania w restauracji, czyli spożywania jedzonka. - Tak. P-i-ę-ć. A coś Pan taki nerwowy? Znowu mam resztki jedzenia na twarzy? - zapytał Choutarou, przecierając swoją maskę. Czasem zdarzało się, że w drewnianym otworze kappy zostawał jakiś kawałek jedzenia i Akimichi go nie zauważał, ale spokojnie. Z takimi też sobie raził. Wystarczyło wystawić język, zrobić delikatny mlem i wszystko trafiało tam, gdzie trafić powinno - do brzuszka. Tym razem nie wyczuł jednak niczego pod palcami, więc nie musiał robić aż tak drastycznych kroków - No coś tam mam pieniędzy, jakieś paręset ryo. Ile potrzebujecie? W razie czego mogę coś zrobić. Nie wiem no. Zatkać drzwi, żeby bandyci nie weszli czy polecić Was mojej rodzince. W Yakiniku jest więcej takich, jak ja. Tylko musicie coś zrobić z meblami. Są tragiczne. Jak mam się tu zmieścić? - rzekł, wypuszczając powietrze z płuc i w tym samym momencie jego pulchniutki brzuszek zahaczył o koniec stołu, który cichutko się zatrząsł. - O właśnie o tym mówię! Ale nic. Jedzenie pewnie macie lepsze. Pozostaje się tylko modlić, żeby porcje nie były tak małe jak te stoliki. - ostatnie zdanie wypowiedział z wyraźną prośbą w głosie. Jeśli dostanie na talerzu kawałek szyneczki, pół papryki i to zaczną nazywać obiadem, to spod jego dystyngowanej maski zacznie wypływać rzeka łez, a widok grubego i płaczącego faceta nie jest zbyt ładny.
Choutarou nie wiedział co to za wewnętrzny zwierz się w nim obudził, że nagle wszyscy zaczęli się przed nim kłaniać i chyba najzwyczajniej w świecie obawiać. Dlatego też dla rozluźnienia atmosfery grubasek uśmiechnął się radośnie i klepnął ręką w swoje pokaźnych rozmiarów udo. Pozostało tylko czekać na jedzenie, a co umila bardziej czekanie niż przypatrywanie się innym ludziom? Akimichi zaczął dokładnie rozglądać się po lokalu w poszukiwaniu jakieś interesującej persony. W końcu był w mieście kupieckim, więc powinno tu być wielu dziwaków. Z doświadczenia chłopak wiedział, że to wcale nie shinobi są tymi innymi, a zwykli cywile. Ninja nie musi wydziwiać, żeby się wyróżniać, a wśród normalnej populacji to trzeba mieć jednak głowę na karku! Dziwaków jednak nie było. No, poza jednym, który siedział sam samiuśki w kącie niczym parówka. Choutarou nie przykładał jednak do tego zbyt wielkiej uwagi, bo jego wygląd nie zawsze przynosił na myśl przyjazne spotkania. Może ludzie zwyczajnie się go obawiali, a może zwyczajnie nie chcieli siadać obok tak potężnego pączuszka. W każdym razie kiedy kiszki zaczynały odgrywać już trzeciego marsza z rzędu, jedzenie przyszło. - Ohohoho, jakie rarytasy, proszę pana! Widzę, że lokal faktycznie zasługuje na swoją renomę. - powiedział niby zadowolony, a jednak wydawał się nieobecny. Wszystko przez to, że jego oczy skupiły się na potrawach postawionych przed nim. Grubasek zaciągnął się mocno i pozwolił, zeby rozmaite zapachy rozprzestrzeniły się w jego nozdrzach. Nie trzeba było też długo czekać na to, żeby zaraz wziął się za jedzenie. - W ogóle co to za stypa? W sensie... Zachowujecie się wszyscy jakbym był z jakiejś mafii. Strach, potliwość, każdy się ode mnie odsuwa. Nie lubicie tutaj Akimichi? - zapytał w przerwie na przełykanie kolejnych dań. Wszystko wydawało mu się zabawne, ale nie doszukiwał się w tym szczególnie jakiegoś drugiego dna. W końcu to nie tak, że w kazdym kupieckim mieście jest jakaś mafia, która trzęsie biznesami.
Krótki wygląd: Dosyć wysoki facet, o kruczoczarnych włosach średniej długości. Wąskie, delikatnie przymróżone oczy również w kolorze czarnym. Wyraźnie widoczne kości policzkowe, które podkreślają kształt twarzy.
Widoczny ekwipunek: Czarny płaszcz z wysokim kołnierzem, pozbawiony kaptura. Na plecach zawieszone złożone Fuuma shuriken, układające się w kształt litery 'X'. Zawsze posiada przy sobie parasol, który często zawieszony jest przy pasie chłopaka. Na prawym palcu wskazującym złoty pierścień z wygrawerowanym emblematem Uchiha.
It's pointless...
Don't you know? Because that's the way death works.
Wandering the world of the living unnoticed as a spirit, that isn't a continuation of life.
When you die, that's it... There's nothing more... Nothing new begins.
No matter how much you regret or wish, if you couldn't do something in life, you can't suddenly do it when you die. That's just how it works, no way to defy it, try and you end up like this.
We no longer have future to fight for.
Jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie. W tym momencie wszystko rozgrywało sie właśnie wokół niego. No i zdenerwowanego kelnera, który wyglądał tak, jakby sam nie miał ochoty na dania, które stały przed grubaskiem. A to dziwna sprawa, bo wyglądały całkiem nieźle, a smakowały jeszcze lepiej. Z całą odpowiedzialnością Choutarou mógł polecić tę restaurację rodzinie. Może atmosfera jakaś wybitna nie była, ale przynajmniej dało się coś wrzucić na ząb. - Nie wiem co tam Wam po głowie chodzi, ale w razie czego mogę pomóc. Może i brzuch mam duży, ale to nie dlatego, że jestem leniwy. U Akimichi to oznaka siły. - powiedział raczej kurtuazyjnie, bo niezbyt mu się widziało wdawanie w wewnętrzne sprawy restauracji. Prawda jest taka, że nie za bardzo zależało mu na losie tego przybytku. Może i robili dobre jedzenie, ale dobre jedzenie mógł znaleźć wszędzie i niekoniecznie musiał tutaj przychodzić. Shigashi no Kibu jest sporą osadą, więc był pewien, że gdzie indziej znajdzie równie dobre smakołyki. W każdym razie jedzenie postawione przed nim zniknęło szybciej, niż je przynieśli. Przed Akimichim najwyraźniej kolejne kilkadziesiąt minut czekania na następną porcję. Do tego czasu wszystkie kalorie zdąża się spalić i głód powróci. Ciężkie życie Choutarou!
Krótki wygląd: Dosyć wysoki facet, o kruczoczarnych włosach średniej długości. Wąskie, delikatnie przymróżone oczy również w kolorze czarnym. Wyraźnie widoczne kości policzkowe, które podkreślają kształt twarzy.
Widoczny ekwipunek: Czarny płaszcz z wysokim kołnierzem, pozbawiony kaptura. Na plecach zawieszone złożone Fuuma shuriken, układające się w kształt litery 'X'. Zawsze posiada przy sobie parasol, który często zawieszony jest przy pasie chłopaka. Na prawym palcu wskazującym złoty pierścień z wygrawerowanym emblematem Uchiha.
It's pointless...
Don't you know? Because that's the way death works.
Wandering the world of the living unnoticed as a spirit, that isn't a continuation of life.
When you die, that's it... There's nothing more... Nothing new begins.
No matter how much you regret or wish, if you couldn't do something in life, you can't suddenly do it when you die. That's just how it works, no way to defy it, try and you end up like this.
We no longer have future to fight for.
Jedzonko po prostu rozpływało się w jego ustach. Każdy kęs, który trafił na jego język smakował niczym ambrozja. Swoją drogą Choutarou mógłby nawet uchodzić za jakiegoś boga z tym swoim wielkim bęcem. Wszak tacy bogowie byli dobrze odżywieni. W kazdym razie czym byłaby uczta bez dobrego towarzystwa! I choć z początku nie zanosiło się na to, żeby Akimichi został nagrodzony tym drugim, to w pewnym momencie los postanowił go zaskoczyć. Do lokalu wszedł ktoś ważny, to z pewnością. Wszyscy wyglądali tak, jakby do środka wszedł właśnie szef, a oni unikali swojej pracy od dobrych kilkunastu minut. Oczywiście sam grubasek również ich zauważył, ale nie oznaczało to, że będzie podejmował jakieś pochopne akcje. Wszystko wskazywało an to, że Akimichi znalazł się w złym miejscu o złym czasie, ale przecież nie wyjdzie tak w połowie jedzenia... Potrawa była zbyt dobra, żeby ją zostawić. Wiedział jednak, że lepiej samemu przejąć inicjatywę niż dać się podejść. - Halooo, panie kelner! Do lokalu weszli ludzie z bronią. Można tak? - krzyknął, o mało nie dławiąc się przy tym jedzonkiem, ale zwrócenie na siebie uwagi z pewnością wtedy wypali. Pomijając to, że jego pytanie nie ma zbytniego sensu, bo sam miał przy sobie broń, to miało ono na celu sprawdzenie intencji facetów z katanami. Nie wyglądali na dobrych, ale wygląd może mylić. W końcu Choutarou wyglądał na głupiego, a wcale tak nie było o czym świadczyła jego lewa dłoń, która chwyciła od dołu kraniec stołu w przypadku, gdyby musiał nim rzucić w napastników.
Krótki wygląd: Dosyć wysoki facet, o kruczoczarnych włosach średniej długości. Wąskie, delikatnie przymróżone oczy również w kolorze czarnym. Wyraźnie widoczne kości policzkowe, które podkreślają kształt twarzy.
Widoczny ekwipunek: Czarny płaszcz z wysokim kołnierzem, pozbawiony kaptura. Na plecach zawieszone złożone Fuuma shuriken, układające się w kształt litery 'X'. Zawsze posiada przy sobie parasol, który często zawieszony jest przy pasie chłopaka. Na prawym palcu wskazującym złoty pierścień z wygrawerowanym emblematem Uchiha.
It's pointless...
Don't you know? Because that's the way death works.
Wandering the world of the living unnoticed as a spirit, that isn't a continuation of life.
When you die, that's it... There's nothing more... Nothing new begins.
No matter how much you regret or wish, if you couldn't do something in life, you can't suddenly do it when you die. That's just how it works, no way to defy it, try and you end up like this.
We no longer have future to fight for.
Wszystko rozegrało się o wiele spokojniej, niż Akimichi ułożył to sobie w głowie. Czyżby wpadał w paranoję? A może trafił na kogoś ważniejszego niż zwykłego trepa z kataną? Niezależnie od odpowiedzi na te pytania, grubasek nadal był czujny. Nie było mowy, żeby grupka mężczyzn, przed która usuwa się cały lokal przynosiła dobre wieści. Zresztą kto normalny dziwi się, że katana przy boku może komuś przeszkadzać? Choutarou myślał, że ten przybytek to nie jest jakaś pierwsza podrzędna karczma, do której wpuszcza się zbirów z bronią, ale chyba najwyraźniej się mylił. - Bo straszycie nimi normalnych ludzi? - odpowiedział jakby musiał tłumaczyć dziecku podstawowe zasady rządzące tym światem. No i w sumie Choutarou miał rację. Chyba, że tej grupce właśnie chodziło o zasianie w innych gościach strachu. Jeśli tak, to niestety z grubaskiem im się to nie udało. Był ostrożny, owszem, ale tylko tyle - Miło mi poznać. Jestem Choutarou. I nie, nikt nie wspomniał słowem, chociaż ludzie zdawali się unikać tej części lokalu jak ognia, a że nie jestem stąd, to po prostu uznałem, że krzesła przy tym stoliku są za małe. - odpowiedział, powstrzymując się przed tym, żeby nie dodać kąśliwej uwagi o roznoszonych chorobach. Przecież musiał być jakiś powód, dla którego ludzie nie chcą tu siadać, nie? W każdym razie grubasek uznał, że nie ma co eskalować konfliktu. Wierzył w to, że uda się całość rozwiązać dobrym żartem i jedzeniem, a później każdy z nich pójdzie w swoją stronę. - Kuroge-san, doceniam szczodrość, ale nie piję alkoholu i nie zamierzam tego zmieniać. Nadal będę jednak wdzięczny jeśli zapłacisz za moje jedzenie. Nie ma w końcu nic lepszego jak darmowa wyżerka! Jeśli chcesz, to możemy zamienić nasz zakład właśnie na jedzenie. Będziesz miał fory, bo jestem już po małym przedobiedzie. - rzucił wesoło, choć domyślał się już w co mógł się wpakować. Ci ludzie nie wyglądali na zwykłych gości restauracji i pewnie nimi nie byli. Akimichi usiadł na ich miejscu, a teraz odmówił wypicia alkoholu z ich, najprawdopodobniej, szefem. Niektórzy odebraliby to za niemały afront, więc chłopak był przygotowany na wszystko. No, może poza wypiciem alkoholu. Z frajerami nie pije.
Nie znał jeszcze tej restauracji, jednak po przekroczeniu jej progu żałował, że nie oferują tutaj dodatkowo żadnej opcji noclegu. Było naprawdę bogato, może nawet wytwornie, a na pewno ekskluzywnie. Seinaru nie do końca może pasował do kupieckich bogaczy, ale zawsze był fanem dobrego jedzenia i picia, toteż nie zrażał się towarzystwem wyższy sfer dookoła, a jedynie zajął stolik i zamówił sobie z karty. "Co podać?" "Rybę oczywiście." Rozmowa z kelnerką była szybka, bo i wybór zawsze był ten sam, jasny i klarowny. Ryba z ryżem i herbata, żeby po jedzeniu móc jeszcze chwilę odsapnąć przy stoliku.
Kei był w Shigashi już od kilku dni. Pokój miał wynajęty całkiem niedaleko stąd, jednak wciąż szukał okazji do stołowania się w nowych miejscach. Oczywiście było to też związane z misją, z którą został wysłany do tego miasta. Wejść na ścieżkę wojenną z mafią Ekibyo i domyślnie zaciukać ich lidera. Nie było to proste, zważywszy również na to, że podczas swojego pobytu w Shigashi nie wpadło mu w oko nic nielegalnego i w sumie, to miał już trochę tego dość. Jałowe oczekiwanie na "coś" albo prowadzenie skrytych dochodzeń zupełnie nie było w jego stylu. Zastanawiał się wielokrotnie jak można dotrzeć do tutejszego półświatka, jednak zdawał sobie również sprawę z tego, że jego rozpoznawalność była tutaj dużą przeszkodą. Kei znany jest w niektórych kręgach również jako ten, który zwalcza przestępczość, więc może niektórzy wolą go już po prostu unikać? Niestety, peace was never an option, dlatego musiał nieco bardziej wyjść naprzeciw tym, których szukał. Korciło go nawet żeby popytać w tym lokalu, ale zdecydowanie nie ufał klasie wyższej. Spodziewał się i był w tym przekonaniu bardzo zdecydowany, że połowa grubych ryb pewnie miała lub wciąż ma do czynienia z jakimiś mafijnymi sprawkami, więc ostatecznie niczego by się tutaj nie dowiedział pytając wprost. Pozostała więc póki co jedynie ciągła obserwacja i czujność, w miejscach na przykład takich jak to.
0 x
Jeśli czytasz ten podpis to znaczy, że jestem już martwy...
Krótki wygląd: Białe, rozczochrane włosy. Różnokolorowe oczy - prawe czarne jak smoła, lewe czerwone, czarny garnitur, zbroja z białym futrem przy szyi oraz czarny płaszcz z wyhaftowanym szarym logo Klepsydry na plecach
Widoczny ekwipunek: Wakizashi przy lewej nodze. Katana z białą rękojeścią w czerwonej pochwie przy pasie od lewej strony, katana przy lędźwi w czarnej pochwie.