Koszary Miejskie
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Koszary Miejskie
No, tak się zdobywa respekt na dzielni! Takie obdartusy Suzce niestraszne, daleko jej też do delikatnej i wrażliwej panienki, która by się cofnęła pod ich spojrzeniami. O nie, ona bez strachu wbiła w sam środek i pokazała, kto tutaj komu piasek nosi... niedosłownie niestety, bo bezdomny nawet na to okazał się zbyt miękki. Działała tu jednak mechanika, którą dobrze znała i rozumiała - słabszy oddaje pierwszeństwo silniejszemu. Ona sama wprawdzie miała z tym pewne problemy gdy okazywała się być tą drugą stroną, w tej chwili jednak wszystko grało zgodnie z jej życzeniem i planem.
- Tak, to ja - ooo patrzcie, jak urosła z dumy, jak się wyprostowała i pokraśniała na opalonym liczku, bohaterka jednej awantury - Dlatego chętnie się tym zajmę, akurat nie mam nic do roboty... Tylko wiesz? Ja też bywam wybuchowa - dodała, gdy już ruszyli w stronę koszar.
Co to w ogóle było za ostrzeżenie? Złej woli Zielonowłosa nie miała, na siłę testować nie zamierzała, ale gadulstwo akurat leżało dość mocno w jej naturze, co udowodniła w czasie drogi do siedziby straży, kiedy to zagadywała Hanzo bez chwili wytchnienia. Opowiadała mu ze szczegółami, jak to rozwiązywali ostatnią sprawę, jak miała wątpliwości przy decyzji o losie przestępców, jak w końcu postanowiła wszystko załatwić formalnie i towarzysze jej zaprowadzili łotrów do straży, gdzie ci i tak zostali straceni. Wspomniała nawet o osieroconych chłopcach, którym znalazła tymczasowy dom, a których później ma zamiar wziąć na pustynię. Gaduła jak się patrzy, ale i droga dzięki temu minęła im piorunująco szybko - przynajmniej dla niej.
Na miejscu Suzka pozwoliła, by Hanzo zajął się zdobyciem dla niej wstępu do gabinetu szefa, powinien być w stanie zorganizować to całkiem szybko. W ostateczności poczekała, zagadując go dalej. Kiedy już wreszcie uzyskała prawo by wejść do środka, pewnym siebie krokiem i z wysoko uniesioną głową (na której wciąż siedziała wiewiórka) dziewczyna przekroczyła kapitańskie progi. Na twarzy miała swój zwyczajowy uśmiech, a zielone oczy lśniły perspektywą nowej przygody.
- Dzień dobry. Hideki Suzu, kunoichi z pustynnego rodu Sabaku. Stawiam się w sprawie ogłoszenia - uniosła dłoń z ulotką.
Niby miała się nie odzywać, ale jakaś elementarna kultura przecież musi być! Na razie jednak nie zdejmowała jeszcze swojej gurdy i czekała z "poczuciem się jak u siebie" na jakąś reakcję ze strony szefa straży.
- Tak, to ja - ooo patrzcie, jak urosła z dumy, jak się wyprostowała i pokraśniała na opalonym liczku, bohaterka jednej awantury - Dlatego chętnie się tym zajmę, akurat nie mam nic do roboty... Tylko wiesz? Ja też bywam wybuchowa - dodała, gdy już ruszyli w stronę koszar.
Co to w ogóle było za ostrzeżenie? Złej woli Zielonowłosa nie miała, na siłę testować nie zamierzała, ale gadulstwo akurat leżało dość mocno w jej naturze, co udowodniła w czasie drogi do siedziby straży, kiedy to zagadywała Hanzo bez chwili wytchnienia. Opowiadała mu ze szczegółami, jak to rozwiązywali ostatnią sprawę, jak miała wątpliwości przy decyzji o losie przestępców, jak w końcu postanowiła wszystko załatwić formalnie i towarzysze jej zaprowadzili łotrów do straży, gdzie ci i tak zostali straceni. Wspomniała nawet o osieroconych chłopcach, którym znalazła tymczasowy dom, a których później ma zamiar wziąć na pustynię. Gaduła jak się patrzy, ale i droga dzięki temu minęła im piorunująco szybko - przynajmniej dla niej.
Na miejscu Suzka pozwoliła, by Hanzo zajął się zdobyciem dla niej wstępu do gabinetu szefa, powinien być w stanie zorganizować to całkiem szybko. W ostateczności poczekała, zagadując go dalej. Kiedy już wreszcie uzyskała prawo by wejść do środka, pewnym siebie krokiem i z wysoko uniesioną głową (na której wciąż siedziała wiewiórka) dziewczyna przekroczyła kapitańskie progi. Na twarzy miała swój zwyczajowy uśmiech, a zielone oczy lśniły perspektywą nowej przygody.
- Dzień dobry. Hideki Suzu, kunoichi z pustynnego rodu Sabaku. Stawiam się w sprawie ogłoszenia - uniosła dłoń z ulotką.
Niby miała się nie odzywać, ale jakaś elementarna kultura przecież musi być! Na razie jednak nie zdejmowała jeszcze swojej gurdy i czekała z "poczuciem się jak u siebie" na jakąś reakcję ze strony szefa straży.
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine
- Suzu
- Gracz nieobecny
- Posty: 462
- Rejestracja: 9 kwie 2018, o 22:48
- Wiek postaci: 18
- Ranga: Doko
- Krótki wygląd: - zielone włosy i oczy
- średniego wzrostu, opalona
- odkryty brzuch i przepaska na twarzy - Widoczny ekwipunek: Kabura, gurda, zwoje przy pasie.
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32 ... 371#p80371
- Multikonta: Miwako
Re: Koszary Miejskie
Cooooooo? W pierwszej chwili Suzce przyszło do głowy, że się jakoś przesłyszała, albo coś zrozumiała w sposób pokrętny. Nikt nie wyrażałby się przecież w taki sposób o jej klanie w sytuacji właściwie oficjalnej, a ten tutaj jeszcze wyraźnie podkreślił, że jest to stanowisko całego Shigashi. Za kogo on się w ogóle miał...?
Sytuację pogarszał fakt, że kunoichi posiadała niezwykle słabą odporność na prowokację, emocje momentalnie chwytały za stery i jakikolwiek głos rozsądku nie miał już za wiele do powiedzenia. Tak było i w tym przypadku. Mogła sobie być doko, może i nie posiadała piorunującego doświadczenia, a gurdy naprawdę dobrze wyszkolonych członków klanu nie dałaby rady unieść nawet na centymetr ponad ziemię, ale nie znaczyło to wcale, że w konfrontacji z kapitanem straży obcego miasta zrobi się malutka i zapomni języka w gębie. O nie. Zbliżyła się wręcz i obiema dłońmi uderzyła w blat jego biurka, przerywając jego ostatnie słowa. Tak nie będą rozmawiać.
- Wie pan co? W nosie mam szczepy i rody, bo to w żaden sposób nie wyznacza niczyjej wartości. A choćbyśmy nawet byli ostatnim ze szczepów, nie zmieni to faktu, że jesteśmy świetnymi shinobi i pan, tutaj, teraz, popełnił b ł ą d - bez strachu patrzyła mu w oczy, wcale nie ustępowała mu pod względem intensywności, gabinet w szybkim tempie robił się dla nich zbyt ciasny - Bo właśnie może się okazać, że to my nie potrzebujemy Shigashi, mamy wszak innych sąsiadów. Jak wysokie będą wasze straty, gdy wymkną się wam z rąk szlaki z Atsui, nasze kontrakty i dostawy ziół? Ile pieniędzy i żyć pochłonie stworzenie traktu do Tsurai przez głęboką pustynię, naokoło? - tak, Yami z pewnością miał swój wpływ na kunoichi, wcześniej nie rozumiała za bardzo, o co w tym całym kupieckim świecie chodzi i jak wielkie znaczenie mają takie sprawy - No ciekawa jestem, co "rodziny" zrobią z osobą, która zagraża obecnym układom…
W międzyczasie aktywowała jedną ze swoich technik, mającą zapewnić jej błyskawiczną osłonę przed nadchodzącymi atakami. Rzadko zdarzały jej się chwile takiej powagi, nie zamierzała jednak ustąpić, a jej zielone oczy nadal były wbite w mężczyznę. Nie ma mowy o kompromisach i udawaniu, że się przesłyszała. Całą swoją postawą wyrażała pewność, że w razie starcia to ona będzie górą. Wolała jednak załatwić sprawę słowami, nie przemocą, rozumiała jak wielkie problemy może to ściągnąć na jej zieloną głowę. A przecież nigdzie nie zostało powiedziane, że bycie shinobi oznacza udowadnianie swych racji za pomocą pięści. Wolała tego rodzaju argumenty trzymać na sytuację, gdy już wszystko inne zawiedzie.
- To jak będzie? – zapytała, unosząc brwi.
Cóż, przynajmniej miał jasną odpowiedź na pytanie – kunoichi nie bała się o własne życie. Ciężko było stwierdzić, czy jej niezachwiana pewność siebie brała się z wielkiej siły i możliwości, czy też zwyczajnej głupoty. Może nawet łączyła jedno z drugim? Na tym etapie jednak Suzka w nosie miała zadanie, którego tak naprawdę jeszcze się nawet nie podjęła i którego wynik na dobrą sprawę był jej obojętny - a jemu chyba nie. Niech sobie szuka innego shinobi, może Kaguyę, bo pewnie dla nich ma pełno słodkich słów. Co za baran.
Sytuację pogarszał fakt, że kunoichi posiadała niezwykle słabą odporność na prowokację, emocje momentalnie chwytały za stery i jakikolwiek głos rozsądku nie miał już za wiele do powiedzenia. Tak było i w tym przypadku. Mogła sobie być doko, może i nie posiadała piorunującego doświadczenia, a gurdy naprawdę dobrze wyszkolonych członków klanu nie dałaby rady unieść nawet na centymetr ponad ziemię, ale nie znaczyło to wcale, że w konfrontacji z kapitanem straży obcego miasta zrobi się malutka i zapomni języka w gębie. O nie. Zbliżyła się wręcz i obiema dłońmi uderzyła w blat jego biurka, przerywając jego ostatnie słowa. Tak nie będą rozmawiać.
- Wie pan co? W nosie mam szczepy i rody, bo to w żaden sposób nie wyznacza niczyjej wartości. A choćbyśmy nawet byli ostatnim ze szczepów, nie zmieni to faktu, że jesteśmy świetnymi shinobi i pan, tutaj, teraz, popełnił b ł ą d - bez strachu patrzyła mu w oczy, wcale nie ustępowała mu pod względem intensywności, gabinet w szybkim tempie robił się dla nich zbyt ciasny - Bo właśnie może się okazać, że to my nie potrzebujemy Shigashi, mamy wszak innych sąsiadów. Jak wysokie będą wasze straty, gdy wymkną się wam z rąk szlaki z Atsui, nasze kontrakty i dostawy ziół? Ile pieniędzy i żyć pochłonie stworzenie traktu do Tsurai przez głęboką pustynię, naokoło? - tak, Yami z pewnością miał swój wpływ na kunoichi, wcześniej nie rozumiała za bardzo, o co w tym całym kupieckim świecie chodzi i jak wielkie znaczenie mają takie sprawy - No ciekawa jestem, co "rodziny" zrobią z osobą, która zagraża obecnym układom…
W międzyczasie aktywowała jedną ze swoich technik, mającą zapewnić jej błyskawiczną osłonę przed nadchodzącymi atakami. Rzadko zdarzały jej się chwile takiej powagi, nie zamierzała jednak ustąpić, a jej zielone oczy nadal były wbite w mężczyznę. Nie ma mowy o kompromisach i udawaniu, że się przesłyszała. Całą swoją postawą wyrażała pewność, że w razie starcia to ona będzie górą. Wolała jednak załatwić sprawę słowami, nie przemocą, rozumiała jak wielkie problemy może to ściągnąć na jej zieloną głowę. A przecież nigdzie nie zostało powiedziane, że bycie shinobi oznacza udowadnianie swych racji za pomocą pięści. Wolała tego rodzaju argumenty trzymać na sytuację, gdy już wszystko inne zawiedzie.
- To jak będzie? – zapytała, unosząc brwi.
Cóż, przynajmniej miał jasną odpowiedź na pytanie – kunoichi nie bała się o własne życie. Ciężko było stwierdzić, czy jej niezachwiana pewność siebie brała się z wielkiej siły i możliwości, czy też zwyczajnej głupoty. Może nawet łączyła jedno z drugim? Na tym etapie jednak Suzka w nosie miała zadanie, którego tak naprawdę jeszcze się nawet nie podjęła i którego wynik na dobrą sprawę był jej obojętny - a jemu chyba nie. Niech sobie szuka innego shinobi, może Kaguyę, bo pewnie dla nich ma pełno słodkich słów. Co za baran.
Ukryty tekst
0 x
remember my heart
how bright I used to shine
how bright I used to shine