- Hej hoooo, hej hoooo, nakarmić gościa by się szłooo... - zaśpiewała pod nosem Suzeńka, z każdym kolejnym słowem jednak entuzjazm z niej opadał, aż końcówka wyszła w sposób oklapnięty i bardzo cichutki.
Cóż za masa ludzi, zupełnie jak podczas ewakuacji Sachū no Senjō! Przykre wspomnienia utraty domu wróciły do niej na chwilę, nie dała się jednak pozbawić dobrego humoru, zamykając je ponownie w tej części pamięci, która choć szalenie ważna, to jednak nie powinna być otwierana zbyt często. Gwizdnęła pod nosem i mocniej ujęła swe wielokolorowe zawiniątko, nawet przez naczynie i materiał czując ciepło tego, co znajdywało się w środku. Nie mogła pozwolić na to, by ostygło przed trafieniem w ręce głodnego klienta karczmy. Nie było mowy o demotywowaniu się, tak jak i porażka zupełnie nie wchodziła w grę.
Potrzebowała planu, póki co jednak eliminowała kolejne możliwości, jedna po drugiej. Wszystko ściągało na nią zbyt dużo uwagi, a przy tym wyglądało w sposób, z którego mogłaby mieć problem się wytłumaczyć. A może by tak zaryzykować i przekonać się wreszcie, czemu wszyscy nauczyciele tak jej tłukli do głowy, że w obcych osadach absolutnie nie wolno korzystać z chakry w sposób przekraczający dyskretną, nieszkodliwą zabawę lub ostateczną konieczność? Zastanawiała się też, czy powołanie się na pana Mokochi przypadkiem nie sprawiłoby, że ktoś popatrzyłby na nią życzliwiej.
- Uh, dobra. Nie rób problemów bo będą problemy - mruknęła, przywołując się do porządku.
Na twarz dziewczyny wrócił uśmiech, bo znalazła wyście z tłoku i kłopotu. Nie zważając na protesty, marudzenie, a zapewne i soczyste wiązanki puszczane w swą stronę, Suzka zaczęła przepychać się ku brzegowi ulicy, do budynków. Z bagażem w postaci gurdy zajmowała naprawdę sporo miejsca, więc i pewnie nie obyło się bez zamieszania tam, gdzie wchodziła ludziom pod nogi. Szkoda, że nie była jeszcze tak dobra by otulić się zbroją z piasku, przydałoby się jej teraz. Niemniej jakoś dotarła wreszcie do ściany, po której wspięła się szybko z pomocą podstawowego ninjutsu, uprzednio zdejmując obuwie. Jeszcze tego brakowało, by ktoś potem ścigał ją za odciski sandałów na bielonym tynku! Z bucikami w jednej ręce, a pakunkiem w drugiej, dziewczyna wlazła na dach i tam usiadła na moment, by przyjrzeć się okolicy. Bardziej z ciekawości niż potrzeby, bo dla znalezienie właściwego mieszkania miała bardziej odpowiednią sztuczkę. Założyła swe obuwie, poprawiła węzełek i kontynuowała podróż, ostrożnie stawiając stopy po dachach. Droga ta byłaby dla niej niemożliwa gdyby budynki posiadały przerwy między sobą, te jednak ściśle przylegały do siebie, tworząc dla dziewczyny wygodną, pozbawioną ludzi ścieżkę. Pozostawało jeszcze namierzyć dom pana Mokochi, białe drzwi w okolicy głównego budynku.
Zdjęła korek z gurdy i wyciągnęła nieco piachu, następnie wolną rękę uniosła do twarzy i nakryła powiekę jednego oka palcami, koncentrując się na wykonywanej technice. Spalone słońcem ziarenka przybrały kulisty kształt, aż zupełnie przeobraziły się w gałkę oczną z zieloną tęczówką. Pomknęła ona ku środkowi ulicy, by z wysokości kilku metrów rozglądać się za odpowiednim budynkiem o charakterystycznych drzwiach, jednocześnie kontrolując otoczenie samej Suzu by wiedzieć, czy przypadkiem nikt nie interesuje się nią bardziej, niż to konieczne. Mimo wszystko shinobi przebiegający po dachach nie powinien budzić wielkiej sensacji.
Gdy już odnajdą się właściwe drzwi, dziewczyna zbliży się ku temu miejscu po dachach najbardziej jak to możliwe, i dopiero po tym zeskoczy na ulicę, by przedostać się na próg domu i zapukać energicznie do drzwi.
Ukryty tekst