Brak kolejnych pytań z mojej strony był już dość oczywisty – obojętnie jakie pytanie bym zadał, przy okazji ukazując swój ogólny pogląd na sprawę nie zmieniłoby niczego, ponieważ wiedziałem już wszystko co miałem i nie dowiedziałbym się już niczego więcej od Języka. Dlatego też zamilkłem, oddając się wędrówce, która poprzedzała meritum tejże misji, która tym razem nie miała skończyć się krwawo, o dziwota. Wszelkie poprzednie moje misje zakrawały właśnie o tego typu charakter, gdzie zdążyłem już zabić dwie osoby, co na koncie mafiozy o tak niskiej rangi nie zdarza się tak często, jak mogłoby się to wydawać. Śmierć jest nieodwracalna oraz zadanie jej nie jest czymś banalnym, nawet w tak niepewnych i wojennych czasach jakie mamy obecnie. Po mnie zaś wyżsi stopniem mogą spodziewać się już pewnego zepsucia moralnego, co przyczyniało się na większy wachlarz zleceń, a tu taka niespodzianka, zostałem wysłany na misję negocjacyjną z tym dodatkiem, że mogła się ona skończyć w sposób bardziej krwawy niż przewidywano.
Wejście do przybytku już samo w sobie było dość niecodzienne, lecz w gruncie rzeczy nie spodziewałem się niczego innego. Zobaczywszy obleśne zachlajmordy dwójki z bandytów, miałem nieopartą ochotę zdzielić je obie bakutonem, lecz powstrzymałem te żądze. Chłopcy coś długo musieli się zastanawiać, zanim jeden z nich zaatakował naszą dwójkę siekierą, co uniknąłem bez problemu, będąc na to gotowy. Lecz na to, co wydarzyło się później już nie tak bardzo. W jednej chwili poczułem jak od tyłu uderza mnie bezmaterialna siła, która pochodziła z jutsu fuutona Języka i jak trójka stojących przede mną mężczyzn poleciałem do przodu, oni do tyłu i tak się złożyło, że padłem akurat na tego, który rzucił się na nas z siekierą. Przekląłem pod nosem na mojego przełożonego, wiedząc doskonale, że jak na jego możliwości, to mógł dokonać obalenia tej trójki w sposób bardziej finezyjny, nie wplątując w to przy okazji mnie. Miałem ochotę zdetonować wybuch w mych dłoniach, ponownie jednak się przed tym powstrzymałem i wstałem z ciała jednego z nich. Wymieniliśmy się spojrzeniami i o ile jego spojrzenie było naprawdę wiarygodne i nie trzeba było się długo zastanawiać co on o tym wszystkim sądzi, tak moje wcale nie było gorsze. Na moim obliczu, mimo że surowym i beznamiętnym niczym lodowata maska, w martwych oczach wyczytać można było widoczną żądzę mordu. I nic nie zmieniał fakt, że chłopak był w moim wieku i pewnie, żeby się znaleźć w tym miejscu, po przeciwnej barykadzie musiało dość do wielu tragedii niezależnych od niego, czyli sytuacji podobnych do mojej. Po ostatniej misji dużo o tym myślałem, ba, wręcz nie mogłem myśleć o niczym innym. Było to też powiązane z moim niespodziewanym wyznaniem białowłosemu Renkuro w lokalu. Sam nie byłem do tamtej pory świadomy jak bardzo ciążyło mi to na sercu, teraz jednak postanowiłem, że myśląc w tych kategoriach nigdy nie uda mi się osiągnąć mych własnych celów, nie uda mi się pomścić moich własnych rodziców, których żywot i ich dusze są dla mnie zdecydowanie istotniejsze od tego czy ten pryszczaty idiota będzie oddychać czy raczej skończy z zdetonowanym łbem. Siła priorytetów, nią właśnie postanowiłem się kierować.
Szybko jednak doszło do tego, że nie przyjdzie nam walczyć – nasi „szefowie” szybko doszli do tymczasowego porozumienia i wyprosili nas wszystkich, samemu poświęcając się negocjacjom, o które martwić się już nie musiałem – nie bez powodu ktoś zostaje Językiem, a jakim negocjatorem by był, gdyby nie udało mu się przekonać byle bandyty, którego schemat działania jest tak biedny i niedopracowany? Największym zagrożeniem było to, co działo się tu gdzie byłem ja i trójka bandytów, którzy w jakiś niewyobrażalny dla mnie sposób pomyśleli, że przez ich liczebność mieli nade mną jakąkolwiek przewagę. Oni wyraźnie próbowali mnie sprowokować, lecz nieskutecznie – rzadko kiedy w przeszłości wdawałem się w tego typu sprzeczki, a co dopiero teraz, na misji. Stanąłem naprzeciw nich w odległości mniej więcej półtorej metra i każdemu po kolei patrzyłem w oczy. Wystarczająca odległość, żeby w odpowiednim momencie zareagować, gdyby któryś z nich był na tyle głupi, żeby spróbować wejść do środka. Wolałem to jednak podkreślić, ponieważ sami mogli być na tyle głupi, żeby sobie tego nie uświadamiać.
-
Nawet nie próbujcie zajrzeć czy podsłuchać ich rozmowy, to będzie wyrok śmierci nie tylko dla jednego z was, ale dla was wszystkich. I to pewnie nawet nie z mojej ręki czy mojego szefa, ale waszego. Wasze uśmiechy na gówno się zdadzą w takiej sytuacji. – Powiedziałem lodowato, mówiąc bez jakichkolwiek emocji. Każde moje słowo zostało wypowiedziane w sposób informacyjny. Beznamiętny. Do nich teraz należało przetrawienie tych słów, co mogło być w rzeczywistości trudne, jeśli choć połowa informacji o spożywanych przez nich używkach była prawdziwa. Czekaliśmy więc na werdykt negocjacji w napięciu, jam zaś gotowy na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Byliśmy w bliskim zasięgu, więc miałem zdecydowaną przewagę nad nimi, tym bardziej, że nie wiedzieli w jakich technikach się specjalizowałem.