-
YAMI! – Ktoś wrzasną do mojego ucha, kiedy zdrzemnąłem się w ogrodzie.
-
YAMI! – Jakaś stara dłoń chwyciła za me ucho gdy drzemałem w pokoju.
-
YAMI! – Bambusowy kij trzasną mnie w głowę, kiedy zrobiłem sobie krótką przerwę podczas treningu.
-
YAMI! – Oberwałem w łeb zwojem, kiedy to w przypływie senności położyłem głowę podczas czytania jakiś dokumentów handlowych.
YAMI! YAMI! YAMI!.
Wieczny krzyk ze strony zrzędliwego starca, który był moim dziadkiem. Człowiek nie mógł nawet na chwilę zmrużyć oka aby nie zostać nazwany śmierdzącym leniem i nie oberwać w łeb bądź nie zaznać innych nieprzyjemności. Jedynym co w chodziło w grę była ucieczka. Problem takiego przedsięwzięcia wiązał się z pokonaniem starca, który trzymał się wyjątkowo dobrze jak na swoje lata. Wielokrotnie ratowałem się ucieczką, bądź kryłem po kątach jednak ten zawsze mnie dopadał co kończyło się kolejną, bolesną karą. Musiałem więc znaleźć sposób aby go przechytrzyć. Myślałem i myślałem w swoim pokoju lecz nic nie przyszło do mej głowy. Ułożyłem się na tatami i spoglądając w sufit swojego pokoju, nawet nie spostrzegłem kiedy zapadłem w kolejną przyjemną drzemkę. Ocknąłem się, kiedy dotarły do mnie silne uderzenia sandałów o drewniane deski. Ktoś był wyraźnie niezadowolony i szybko przekonałem się dlaczego. Drzwi do mojego pokoju rozwarły się, a w futrynie spostrzegłem pomarszczoną twarz z widocznym grymasem niezadowolenia.
-
TY SKOŃCZONY LENIU! KAŻESZ MI PO SIEBIE PRZYJŚĆ NA LEKCJE? – Souren ponownie ryknął zbliżając się do mnie z zaciśniętą pięścią. Wiedziałem że znowu mi się dostanie. Odsunąłem się instynktownie co jeszcze bardziej podburzyło dziadka. Ten trzasnął mnie pięścią w łeb. – Twój brat czeka od 10 min na rozpoczęcie lekcji. Wziąłbyś z niego przykład!
Dziadek pochwycił mnie za ucho i zaciągnął mnie do niewielkiego pomieszczenia w którym to nauczał nas podstaw… niemal wszystkiego. Od geografii, po matematykę. Od prowadzenia interesów po poprawne wysławianie się. Było tego całkiem sporo. Każdego dnia zmuszał mnie i brata, choć ten raczej z przyjemnością do tego podchodził, do ok. 2 godzinnych lekcji. Nie wliczam w to treningów sprawnościowych, których też było całkiem sporo. Chwytając się za zaczerwienione i pulsujące bólem ucho usiadłem na krześle tuż obok swego brata, który ugościł mnie uprzejmym uśmiechem. Souren usadowił się po drugiej stronie biurka wykonanego z sośniny i rozpoczął swój nudny wykład. Podczas długiego monologu podczas którego zdarzyło mi się kilkukrotnie przymknąć powieki doszło do pewnego nietypowego incydentu. Dziadek kilkukrotnie przerywał naukę. Spoglądał wtedy w stronę drzwi, tak jakby coś go niepokoiło lub zastanawiał się nad czymś. W tych momentach wymieniałem z bratem porozumiewawcze spojrzenia. Raz nawet sam odwróciłem się w stronę drzwi lecz szybko powróciłem do poprzedniej pozycji po uderzeniu zwojem w łeb. Za którymś z kolei razem położył zwój na stół, przeprosił nas, bądź samego tylko Yuno i wyszedł z pomieszczenia. Wówczas uznałem, że to idealny moment na ucieczkę. Podkradłem się do drzwi i lekko je uchyliłem. W głównym pomieszczeniu znajdował się mężczyzna, który rozmawiał z moim ojcem, zaś dziadek dołączył do rozmowy, aby dopełnić wizerunek odwrócił się w moją stronę gdy drzwi nieznacznie zaskrzypiały posyłając mi groźne spojrzenie. Co to za chory słuch? Przez zamknięte drzwi słyszeć rozmowę dwójki osób nawet się za bardzo nie starając. Wtedy do mnie dotarło jak można zwyciężyć niezwyciężonego. Z niecnym uśmiechem na twarzy wróciłem do pokoju. Zobaczymy kto tu jest prawdziwie górą.
Po zakończonej lekcji udałem się do biblioteki, z której pożyczyłem sobie zwój dotyczący podstawowych technik. Wiedziałem, że znajduje się tam jedna, która mogłaby pomóc wdrążyć mój plan w życie. Po zdobyciu cennego zwoju udałem się do swego pokoju gdzie mogłem rozpocząć przygotowania. To dziwne, że człowiek zaczyna pracować i męczyć się aby w przyszłości móc trochę odpocząć. Plus był taki, że będę mógł wybrać moment swego lenistwa nie zaś kiedy mi na to pozwolą. Oparłszy się o ścianę rozwinąłem zwój i rozpocząłem poszukiwania jednej konkretnej techniki, którą już poznałem lecz, której teoretyczny aspekt pozwoliłby mi na mały eksperyment. Po krótkim wertowaniu dotarłem do odpowiedniego miejsca, technika Utsusemi. Jedna z podstawowych technik typu Ninjutsu pozwalającą na wysyłanie dźwięku, który przez oponenta odbierany jest jako rozchodzący się z każdej strony. Moim zadaniem było przekształcenie istniejącej techniki, nie po raz pierwszy, w bardziej odpowiadającą mi formę. Rozpocząłem więc dość nieprzyjemną część studiowania, podczas której powieki kilkukrotnie opadły. Jak bowiem mogłem wyczytać:
„Utsusemi no Jutsu jest jedną z podstawowych technik manipulacji chakry, która została sklasyfikowana na poziomie trudności D oraz typ jej jako Ninjutsu, choć zdarza się również iż niektórzy badacze energii, chakry zwanej, spierają się między sobą jako to technika poprzez energii manipulację bardziej do Genjutsu niż Ninjutsu podobna. Nie wykazano jednak manipulacji energii innej osoby za sprawą tej techniki. Problemem w rozpoznaniu jest również fakt, iż sensorzy problem mają z wytłumaczeniem zasad działania na poziomie poszczególnych cząstek energii. Tak więc do czasu rozwiązania tej nietypowej zagadki, którą to zostawili za nami nasi ancestorzy zmuszeni jesteśmy pozostawić kwestię sporną za nami…”
Świetnie, osoba, która to pisała sama nie miała zielonego pojęcia o tej technice i jak dokładniej jest skonstruowana na poziomie strukturalnym. Tak więc jak sam mogłem wytworzyć technikę niemal bliźniaczą co do niej? Może jakieś wskazówki znajdę w dalszej części tekstu, choć powoli szczerze zaczynam w to wątpić.
„… Pomimo niewielkiej posiadanej wiedzy na temat strukturalnej natury techniki spróbujmy jednak przybliżyć inne aspekty chakrowe, które usprawnią naukę. Na technikę składa się jedna pieczęć mianowicie Baran. Poprzez analogię istniejących technik możemy określić fragmentaryczną podstawę techniki. Tak więc na jakie techniki składa się ta pieczęć. Są to techniki przywołania, „Jigoku Kōka no Jutsu”, czy technika przeklętej pieczęci. Te trzy techniki Ninjutsu (gdyż tylko na nich się skupimy) łączy jedna rzecz mianowicie przywołanie/pojawienie się czegoś. W przypadku Kuchiyose, przywołujemy zwierzę bądź istotę z którą uprzednio podpisaliśmy pakt, w przypadku techniki Jigoku Koka przywołujemy obraz, który jest w stanie doprowadzić nawet do szaleństwa, zaś w ostatnim przypadku manifestujemy tj. przywołujemy ukrytą w pieczęci chakrę, dzięki której usprawniamy swoje zdolności bojowe. Jeśli dopiero wkraczasz w świat kontroli energii zwanej chakrą, wystarczy, że zapamiętasz, iż Utsusemi ma swój związek właśnie z przywołaniem. Za sprawą pieczęci Barana jesteśmy w stanie przywołać coś w rodzaju emitera chakry, która następnie przyjmie charakter dźwięku, gdyż sama w sobie czystym dźwiękiem nie jest. Emiter ten w kształcie toroidalnym, pierścieniowym, znajduje się w obrąbie konkretnej osoby i poprzez emisję chakry oraz odpowiednią manipulację produkuje chakrową falę, która parametrami zbliżona jest do dźwięku i przez ludzkie za dźwięk jest odbierana. Z tego również powodu każda osoba posiadająca umiejętności sensoryczne będzie w stanie wyczuć energię, która wraz z dźwiękiem będzie zbliżać się do niej. Problemem może okazać się jednak dla niej zorientowanie się czym dokładnie ów wyczuwana chakra jest i jedynie wyśmienici w swej klasie sensorzy będą mogli zrozumieć czym dokładniej jest ów energia. Przejdźmy teraz do sztuczek, które przyspieszą i ułatwią dalszą, praktyczną nau..”
Zwój znalazł się szybko po drugiej stornie pokoju dźwięcznie uderzając o drewnianą część ściany. Poczułem jak po twarzy spływa mi kilka kropel zimnego potu. Co to do cholery było? Myślałem, że zaraz pęknie mi łeb od tych spekulacji i braku rzeczowej wiedzy. Choć czuję, że raczej problemem był dość specyficzny język. Nie dotrwałem nawet do podstaw części praktycznych by wiedzieć, że nie skończy się to dla mnie najlepiej. Raz udało mi się stworzyć coś nowego na bazie Utsuemi więc i teraz powinienem sobie poradzić. Po tych okropnościach może to być jednak nieco utrudnione. Wstałem z tatami i udałem się w kierunku rozsuwanych drzwi, które otwierały się na ogród. Przez szczeliny zaczęły wpadać pojedyncze białe promienie, a chłodny wiatr przeszedł po skórze. Księżyc już od dłuższego czasu oświetlał tą część kontynentu. Westchnąłem. Chyba pora się zdrzemnąć.
Zbudziłem się przed południem. Słońce już od dawna oświetlało willę Yumichików. Poduszka z kaczym pierzem była cała obśliniona po długim sięgającym ponad 10h śnie. Przetarłem swoje sklejone ropą powieki. Przebrałem w świeże ubrania, te , które nosiłem dnia poprzedniego powędrowały w róg pokoju. Po krótkim śniadaniu i umyciu twarzy w bali z wodą mogłem rozpocząć swój leniwy trening techniki. Usadowiłem się w ogrodzie, pośród krzewów. Z zwoju wynikałoby, że Utsuemi jest swego pierścieniem. Tak więc jeśli zacznę ten pierścień zawężać, aż przyjmie kształt zbliżony do kuli otrzymam żądaną technikę. Tak więc weźmy się do roboty. Przeciągnąłem się, oparłem plecy o drzewo i złożyłem pieczęć barana. Zamknąłem powieki i zacząłem skupiać wewnętrzną energię. Rozpocząłem więc od techniki Utsuemi, którą skoncentrowałem w obrębie przestrzeni w powietrzu. Po uformowaniu techniki rozpocząłem próbę zawężania pierścienia, którego istnienia nawet nie byłem pewien. Spróbowałem więc coraz bardziej skupiać chakrę Utsuemi w jednym punkcie dopóki nie zacznie wydobywać się dźwięk o przeciwnym. Po kilku minutach tego wyczerpującego ćwiczenia westchnąłem głośno. Efekt mojej próby można określić jednym słowem – porażka. Możliwe, że całkiem źle do tego podchodzę. Spróbujmy więc inaczej… po krótkim odpoczynku. Jakiem pomyślał, takiem uczynił. Pogoda sprzyjała więc, nie widziałem ku temu żadnych przeciwskazań. Spotkanie z dziadem prawdopodobnie odpędzie się jak zwykle w godzinach wieczornych więc mam czas.
Krótka drzemka trwała jednak więcej niż uprzednio zakładałem. Biorąc pod uwagę jak bardzo zmienił się kształt cieni musiało upłynąć więc coś koło 2h. Choć wciąż zmęczony ponowiłem swój iście interesujący trening. Tym razem podszedłem do niego zgoła inaczej. Najpierw zacząłem od stworzenia kuli chakry w miejscu, które uznałem za punkt emisji dźwięku. Następnie do tej właśnie kuli przelałem chakrę techniki Utsuemi i o dziwno udało się. Z przestrzeni, w której skumulowałem dźwięk zaczął rozchodzić się dźwięk. Były to głównie szumy i trzaski lecz w porównaniu do poprzedniej próby tę można było uznać już za swego rodzaju sukces. Teraz wystarczyło doszlifować technikę. Kto by się spodziewał, że wystarczył odpowiedni pomysł na wykonanie techniki i tak pięknie wszystko się ułożyło. Skoro tak dobrze mi idzie należy mi się kolejna drze… i tym właśnie sposobem rąbnąłem się o trawę i z pustym wzrokiem spoglądałem na niebo. Chmury powolnie przemieszczały się po niebie, a ja mogłem zażyć słodkiego nektaru lenistwa. I tak to na zmianę, chwila przerwy, chwila treningu (gdzie trening okazywał się być w znacznej mniejszości). Musiałem zachować odpowiednią proporcję. Czas ostatecznego testu zbliżał się nieubłaganie. Udałem się więc do swego pokoju aby rozpocząć przygotowania, głównie obijanie się i oczekiwanie na przyjście bestii.
Zbliżała się ta godzina. Niedługo moja wolność ponownie zostanie mi odebrana. Podniosłem się z swego łoża. Z holu zaczęły dochodzić do mnie szybki, zdecydowany dźwięk czyichś kroków. Wiedziałem nawet czyich. Gdy odrzwia się rozwarły usłyszałem standardowy wrzask starca imieniem Souren.
-YAMIIII! O TY….
W tym momencie wybiegałem już przez drzwi, które otwierały się na ogród i rozpocząłem ucieczkę w kierunku polany treningowej. Kilkanaście metrów za mną biegł wściekły byk, który wykrzykiwał bluzgi w moją stronę. Ciągle myśli, że da się mnie jeszcze „naprostować”. Szkoda, że lubię siebie takim jakim jestem. Podczas tej ucieczki uskoczyłem w niewielką ścieżkę, gdzie schowałem się za jednym z krzewów. Sprawdzałem wcześniej czy będzie mnie w stanie widać, w końcu cały plan zakładał właśnie na próbie zmylenia pierdziela. Złożyłem pieczęć i wstrzymałem oddech. Biorąc pod uwagę percepcję dziadka musiałem uspokoić cały swój organizm. Gdy ten nabiegł skoncentrowałem swoją chakrę w formie kuli za krzakiem, który znajdował się dalej. Przesłałem do niej chakrę Utsuemi i nadałem jej charakter dźwięku, przypominającego łamaną gałązkę.
-
A WIĘC TAM JESTEŚ ŁAPSERDAKU!
Krzyk, a zaraz za nim oddalające się kroki. Udało się, przechytrzyłem go, teraz wystarczyło przejść przez mur i będę wolny. Dla pewności spojrzałem w miejsce, w które udał się dziadek. Nie było już po nim śladu. Westchnąłem z ulgą i podniosłem się z ziemi. Uniosłem głowę i wtedy mnie przytkało. Jak? JAK? Pierdziel stał z szyderczym uśmiechem i spoglądał na mnie z góry.
-
Myślałeś, że dam się nabrać na taką dziecinną sztuczkę? O tyle dobrze, że chociaż zacząłeś próbować. Nie mniej jednak…
Twarda pięść opadła na moją głowę. Dziadek złapał półprzytomnego mnie za kołnierz i zaczął wlec po trawie w stronę domu. Uniosłem jedynie głowę aby spojrzeć w stronę błękitnego nieba. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
„Tak jak zawsze, niezależnie od starań. Moja wolność jest mi odbierana”
Ukryty tekst