Post
autor: Namatoshi » 25 paź 2021, o 03:43
DANE PERSONALNE
IMIĘ: Namatoshi
NAZWISKO: Kaguya
KLAN: Kaguya
PRZYNALEŻNOŚĆ:
WIEK: 15
DATA URODZENIA: 376
PŁEĆ: Shinobi
WZROST | WAGA: 180 | 85
RANGA: Doko
APARYCJA
WYGLĄD:
Namatoshi to bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Lata nieustępliwych treningów stworzyły z jego ciała istną maszynę do zabijania, i już w wieku 15 lat widać mocno zarysowane mięśnie w jego suchej sylwetce. Na jego prawym ramieniu nosi rodzinny tatuaż, robiony rytualnie podczas transu głowy rodziny. Jego smukła twarz zwieńczona jest całkiem wąską szczęką, i wyrazistymi kościami policzkowymi. Nad oczami widać mocno zarysowany łuk brwiowy który kończy pokaźne czoło. Ma czerwone oczy, które cudnie kontrastują z jego białymi zmierzwionymi włosami. Całe jego ciało szpecą setki różnego rodzaju ran, które dostał w wyniku całego życia żelaznych treningów swojego ojca, oraz duża szrama przy brzuchu zadana mu przez brata.
UBIÓR:
Starając się wprowadzić nauki ojca w każdy aspekt swojego życia, Namatoshi preferuje prostotę. Cała jego garderoba składa się z kilku czarnych luźnych nie zapinających się koszul, luźnych czarnych spodni oraz szalu którego używa aby spiąć koszulę w pasie gdyby musiał zrzucić ją z siebie w trakcie walki.
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
Dziwny, abstrakcyjny tatuaż na prawym ramieniu
dużo ran zdobiących prawie każdy skrawek ciała
Duża blizna na brzuchu
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Namatoshi to perła w oku swojej rodziny. W jego oczach zawsze panuje nie do opisania spokój, który nie znika nawet podczas najbardziej zażyłego boju. Nauki jego ojca znalazły miejsce głęboko w jego sercu, i całe swoje życie walczy w sobie ze chciwością, gniewem, zazdrością oraz dumą. Nie szuka przez to ani pieniędzy, ani zemsty, ani nawet sławy. Jego jedynym celem, który także dobrze podsumowuje jego charakter, to ciągłe dążenie do perfekcji w opanowaniu wszelkich sztuk walki, czy tu zdolności klanowych, Taijutsu czy ninjutsu. Z tego powodu, jest osobą mocno rywalizującą, choć unika jakichkolwiek form wywyższania się. Zwyczajnie zawsze chce przetestować swoje zdolności, i dążyć do perfekcji. Często za to wspiera innych, kiedy zauważa, że na czymś zna się zwyczajnie lepiej.
W jego mniemaniu, żadne zasady ani rozkazy nie mają prymatu ponad nauki które przekazał mu ojciec, przez co czasem uchodzi za tchórza, czy osobę nielojalną, jednak jest po prostu nieustępliwy. Nigdy nie godzi się zrobić czegoś, co bezsensownie zrani innych i będzie jedynie napędzać cykl nienawiści, lub podsyci czyjąś dumę. Jednocześnie bez pytania stanie w obronie tych, którzy jej potrzebują, i postawi swoje życie nawet za osoby kompletnie mu obce. Wierzy w równość wszystkich istot w prawie do życia, i uważa walkę za ostateczność, której należy używać tylko w obronie przed tymi którzy to prawo do życia i szczęścia chcą odebrać z chciwości, nienawiści, dumy czy zazdrości. W takich wypadkach jednak znika cała jego dobroduszność i wyrozumiałość, a Namatoshi pozwala sobie pogrążyć się w kształconym przez całe życie tańcu, którym zakończy żywot każdego kto w ten sposób stanie na jego drodze.
Choć jest osobą bardzo otwartą i ekstrawertyczną, nierzadko nie jest dobrze odbierany przez swoje twarde, nie do naruszenia zasady. Nie uważa jednak swojej tak powstałej samotności jako wady, tylko stara się w ten sposób kształcić się na coraz silniejszą w swoich zasadach osobę, aby nigdy nie poddać się pięciu truciznom.
CIEKAWOSTKI:
Rodzina Namatoshiego, choć jest częścią klanu Kaguya, od wieków wyznaje i przekazuje swoją własną religię/filozofię, której nikt do końca nie zna źródeł
Namatoshi ma ogromną słabość do alkoholu i używek, choć stara się ich na każdy sposób unikać.
Marzy o tym aby zwiedzić świat, i zmierzyć się z najsilniejszymi shinobi z każdego zakątka, kiedy będzie na to gotowy.
NINDO:
Tylko poprzez poddanie przywiązania do samego siebie na rzecz oddania się walce, możemy osiągnąć to do czego zostaliśmy stworzeni
HISTORIA:
Wstęp
Na skraju lasu umiera sarna. Jej ciało stanie się pożywieniem dla młodych rysi, których matka szczęśliwie upolowała zdobycz. Przeżyją kolejne tygodnie. Ciało sarny powoli podlega procesom rozkładu, wpierw przez insekty, a potem porosną je grzyby które zamienią wszystkie zawarte w kościach i niestrawnych częściach ciała składniki odżywcze w grzybnie, która sama potem obumrze, i dołączy do nieskończonej połaci czarnej gleby pokrywający ten mikrokosmiczny świat aż po horyzont, aby po zimie stać się terra novum dla pionierów rosnącego nieopodal lasu. Ten taniec życia i śmierci, napędzają nie tylko tak duże jak opisane tu procesy, ale także te zawarte wewnątrz nas. Wdech i wydech. Zwarcie i rozluźnienie serca. Głód i jedzenie do pełna. Jedno musi odpuścić, aby zaistniało drugie, a zatrzymanie na którymkolwiek z nich równoznaczne się ze śmiercią - taką która daje życie, jak w przypadku śmierci sarny, ale już nie niczemu co możemy nazwać własnym ja. Dopiero balans i zrównoważone siły przeciwstawnych w tych konfliktach stron mogą zapewnić długowieczność. Dopiero zrozumienie obu przeciwieństw, że i jedna i druga walczy po to aby nie cierpieć, i wynikające z tego zrozumienia zezwolenie sobie nawzajem na chwile szczęścia, pozwala osiągnąć equilibrium, w którym my - istoty złożone z niezliczony małych wojenek, możemy żyć w iluzji, że to my walczymy po tej dobrej stronie, a to wszyscy inni chcą nas skrzywdzić, ograbić zabić i zgwałcić, a gdy sami to robimy, to tylko z dobrych przyczyn. że świat istnieje w stanie ustalonym, że możemy coś osiągnąć, a że śmierć to zdecydowanie koniec życia. Lecz czy widział ktoś kiedyś życie bez śmierci?
Narodziny
Już od kilku dni wiadome było, że ten poród nie będzie łatwy. Tak naprawdę, ojciec przyszłych braci wiedział od początku, co grozi jego ciężarnej żonie. W jego rodzinie praktycznie każdy poród kończy się śmiercią matki. Gdy odeszły jej wody, nie czekał ani chwili i zawołał najlepszych medycznych ninja z wioski, choć nie miał wielkiej nadziei, że cokolwiek da się zrobić.
Jedna z medycznych kunoichi próbując skupić się na procedurze w agonalnych krzykach matki badała brzuch młodej mamy.
Co tak stoicie?! Podajcie przeciwbólowe! Będzie rodzić bliźnięta! - krzyknęła, puszczając ręce znad jej brzucha i pomagając ustawić ją w standardowej pozycji rodzenia, rozszerzając nogi. Ojciec stał na skraju pokoju, niewzruszony całą sytuacją, a wokół niego biegało trzech innych medyków szykujących przyrządy mające pomóc w porodzie.
AAAAAAAA! - krzyk matki wypełniał ściany pokoju. Strużki potu spływały po twarzach zajmujących się nią Iryoninów.
Proszę głęboko oddychać i pchać, wszystko będzie dobrze - powiedziała siedząca u jej boku kunoichi. Reszta grupy medycznej właśnie podawała matce zastrzyk mający zmniejszyć ból. Rytm skurczów, krzyków oraz metronom jej głębokich wdechów wypełniał pokój niezrozumiałą muzyką zapowiadającą nadejście nowego życia. W pewnym sensie przypominało to dźwięki które ojciec, Kurosawa, znał ze swoich wojennych eskapad. Straszny a zarazem pełen nadziei akompaniament do wiecznego tańca życia i śmierci, który zwykle ginie ze świadomości poza momentami takimi jak ten, kiedy trudno go ignorować.
Widzę głowę! Proszę pchać Panienko Kenshin! Już niedługo będzie po wszystkim i uściska Pani swoje piękne dzieci! - mimowolnie krzyczała, próbując przebić się przez jęki rodzącej matki. Niedługo potem świat ujrzał po raz pierwszy Namatoshi. Chwila ciszy, jeśli zignorować ciągłą kakofonię dźwięków porodu, zaraz wypełniła się kolejnym instrumentem płaczu małego dziecka, które już w pierwszej chwili zaczęło walkę wdechu i wydechu, której nie zapomni aż któryś z tych przeciwieństw będzie jego ostatnim
Chłopczyk! - Krzyknęła jedna z położnych - Panie Kurosawa, Proszę wziąć go na ręce. Młody ojciec podszedł do położnej. Łzy wypełniły jego oczy. Czuł, że jego życie w końcu ma swoje zwieńczenie. Że cały jego taniec, o którym nauczył go jego ojciec, ma w końcu spadkobiercę. Ze łzami wpadającymi w szczelinie uśmiechniętych ust wziął syna i objął, całując czule w czoło.
Dziś zaczyna się twoja wojna, synu, i widzę już, jak silnie walczysz - szepnął mu do ucha, nasłuchując niezgrabnych jeszcze oddechów swojego młodego następcy.
A na imię ci będzie Namatoshi, życie i śmierć - powiedział, całując jeszcze raz jego pokryte jeszcze krwią ciało.
Drugie! Drugie dziecko! - krzyknęła iryoninka - Kenshinisama? Jej serce słabnie, szybko pomóżcie mi nie rozdwoję się, co jest z matką?!
Druga główka już w połowie wystawała z pochwy matki, jednak cała symfonia porodowa powoli umierała. Krzyk matki zamienił się w cichsze mimowolne jęki.
Za drzwi słychać było chaos porodowych. Skandowali na pomoc umierającej matki. Słysząc to zza drzwi Kurosawa wiedział, że nic nie da się zrobić. Już dawno opłakał śmierć swojej wybranki, która ten los wybrała świadomie. Jego filozofia, która tak ją oczarowała znalazła swoje miejsce w jej sercu, i zdecydowała się wziąć udział w tym teatrze życia i śmierci dając mu dalszą kontynuację jego linii. Nie mógł wtedy uwierzyć, że to ją właśnie znalazł. Jako młody chłopak przyrzekł sobie, że nie sprowadzi tak jak jego ojciec takiego losu na nieświadomą niczego kobietę, i nie spodziewał się, że jego wybranka przyjmie ten los na siebie - w pełni świadomie. To spojrzenie, które dało jej spokój w jej ostatnich chwilach. Bo śmierć nie jest końcem, ani życie początkiem. Tylko razem tworzą odwieczny taniec wszechświata. Kurosawa wygłuszył dobiegające odgłosy i skupił się na jednym. Wpatrzony był w płaczącego tym pierwszym okrzykiem woli życia Namatoshiego.
Tej nocy urodziło się dwóch braci, Namatoshi i Gisei, jednak ich matka nie przeżyła. Cykl życia i śmierci, o którym tyle Kenishi nie mogła przestać słuchać nie mógł jej ominąć. Coś musi zginąć, aby ten piękny teatr tańczący w harmonii zniszczenia żeby stworzyć, i stworzenia aby zniszczyć będzie trwać po wsze czasy. Walka z tą naturą rzeczywistości jest bezsensowna, a wręcz głupia. Czas to ostateczny pan śmierci, który zrobi miejsce nowym pokoleniom, po to aby całe przedstawienie mogło grać swoją niezrozumiałą dla pojedynczych istot grę w nieskończoność. Także po co ulegać iluzji, że śmierć to smutny koniec, skoro właśnie dała nowy początek dwóm śmiałkom, którzy jak wszyscy przed nimi i wszyscy po nich będą mieć możliwość poznać rzeczywistą naturę zagadki zwanej istnieniem.
Na dobranoc dzieciom
Kurosawa kładł swoje małe szkraby spać. Minęły trzy lata od dnia, w którym stracił swoją ukochaną. Nie miał im tego za złe, ba, był wdzięczny za tą piękną lekcję którą im przekazała swoim poświęceniem. Od początku ich życia mają w ten sposób okazję poznawać naturę tej niezrozumiałej, nie wytłumaczalnej natury która otacza ich wszystkich.
Tato! Opowiesz nam na dobranoc bajkę? - zapytał Gisei, wpatrując się świetlistymi oczami w ukochanego tatusia. Ten spojrzał się na nich z ciepłym uśmiechem.
Oczywiście synku…
Pewnego razu, w pobliżu pustynnej oazy żył sobie gepard, lew, krokodyl, hiena oraz gazela. Gepard znany był wśród zwierząt jako niesamowicie chciwy. Zawsze chował swoje zdobycze, i nie chciał podzielić resztkami nawet z hienami, które tylko czekały na zbawienne skrawki jedzenia. Lew, jako król tych włości był niesamowicie dumny. Nie było to też bezpodstawne - w walce nie miał sobie równych, i wszystkie zwierzęta traktowały go z szacunkiem. Jednak królem oazy, kryjącym się pod przykrywką tafli wody był zły krokodyl, który nikogo nie lubił, i tylko czekał na kolejną ofiarę która chcąc się napić skończy w odmętach jego paszczy. Hiena za to pożarta była zazdrością. Nie była tak zdolna jak gepard, tak silna jak lew, ani na tyle przebiegła żeby łapać jedzenie w pułapkę jak krokodyl. Okoliczne gazele były ulubionymi kąskami tej zabójczej czwórki. Lata ucieczek dały im jednak niespodziewaną przewagę w odwiecznej bitwie o przetrwanie. Gazela znały zasady jakimii kierowało sie to królestwo, wiedziały, że każde zwierze aby przeżyć stoczy bój na śmierć i życie, byleby tylko na kolejny dzień wypełnić wygłodniały żołądek. Tym razem gepard w oddali wypatrzył najstarszą z gazel przy wodopoju. Zwykle starsze osobniki były łatwym celem. Zniedołężniałe, powolne i pozbawione młodzieńczej żywotności nie były w stanie daleko uciekać. Skradając się w stronę gazeli, natknął się jednak na Lwa.
Co robisz na moich włościach, nie wiesz, że to moja część savanny?!- ryknął lew. Gepard najeżył się, niespodziewający się nieproszonego gościa.
Poluje, panie Lwie, dzisiaj znalazłem kąsek w postaci gazeli - odpowiedział.
Polować, to sobie możesz gdzie indziej, ta gazela, przebywając na moim terenie, należy do mnie! - ryknął mu lew, strosząc swoją bujną grzywę okazując swój majestat.
Phi - pomyślał gepard. Lew znowu unosi się swoją dumą, a sam nawet nie dogoni gazeli. Ruszę na nią teraz, a potem ucieknie zanim nawet zdąży do mnie dobiegnąć.
Gepard zerwał się z miejsca, i z niezrównaną na sawannie szybkością ruszył w stronę gazeli. Ta jednak bacznie obserwowała sytuację. Wiedziała, że ucieczka od geparda jest bezskuteczna, ten jest szybszy od wszystkich na tych terenach. Widziała tez w swoim życiu wiele śmierci. Nie czuła w związku z tym strachu, swoje lata już przeżyła. Stała więc w miejscu świadoma czyhającej na rozwój wydarzeń w oddali hieny.
Lew oburzony brakiem szacunku geparda ruszył bez namysłu za nim. Choćby tamten dobiegł w czas do gazeli, jego koniec nastąpi niedługo po niej.
I wszystko jak w planach… Zaraz gepard zajmie się gazelą, a ja najem się do syta! hihihi- podśmiechiwała się krążąc w bezpiecznej odległości hiena.
Gepard zbliżał się coraz prędzej do gazeli, która nadal spokojnie piła wodę.
Co za głupie zwierze, czyżby już się poddała? Tak właśnie kończą bezbronni! - pomyślał dobiegając już prawie do zdobyczy.
W tym momencie gazela ruszyła naprzód, w sam środek wody. Gepard bez namysłu ruszył za nią, a jego oczy paliły się ogniem chciwości. Gazela jednak wiedziała coś, o czym gepard nie miał pojęcia. Trochę poza płytką częścią sadzawki widniały wystające nozdrza krokodyla, który tylko czekał na taką okazję. Gazela pewnym susem przeskoczyła nagle na drugi brzeg, a gepard nim mógł wyhamować zobaczył tylko na sekundę zamykające się na jego łapie szczęki krokodyla.
Krzyknął z bólu, wyrywając się z paszczy bestii na bezpieczniejszy brzeg, unikając przyduszenia pod wodą przez ta pokrytą łuskami poczware. Hiena jednak nie czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Cały gepard dla niej! Jej oczy aż zaświeciły z tej wizji bogactwa. Rzuciła się ile sił w nogach i wbiła zęby w szyję geparda, uśmiercając go. W tym momencie do oazy dobiegł w końcu dumny lew.
Ty gnido! To mój teren! Nie dla psa kiełbasa, pomiocie sawanny - ryknął lew rzucając się na hienę, nie zauważając kałuży krwi geparda pływającej w sadzawce. Hiena mając pierwszy raz w swoim życiu taką zdobycz nie chciała dać za wygraną. W zwarciu dwójka zwierząt zaczęła się turlać, wpadając przy tym do wody. Zafiksowana na swoim niezrównanym kąsku hiena zapomniała o bestii czyhającej pod taflą, a ta nie zamierzała czekać na żaden sygnał. W jednej chwili wielka paszcza krokodyla wynurzyła się spod wody, i łapiąc wbitego każdym pazurem w hienę lwa wciągnęła dwójkę pod wodę, gdzie zaginął po nich jakikolwiek ślad oprócz wypływającej na powierzchnię czerwonej kałuży.
Gazela natomiast spokojnie przechadzała się w stronę następnej oazy. Wiedziałą, że tak naprawde nic jej nie grozi. Wieczna bitwa, zwłaszcza ta zaślepiona chciwością, dumą, nienawiścią i zazdrością nie ma czasu planować. Nie ma czasu myśleć, bo nie jest w stanie spojrzeć na rzeczywistą naturę tego świata. Tylko jej świadomość może uchronić od strachu, który tak samo zaślepiłby oczy gazeli, i skończyłaby teraz w paszczy geparda, zamiast móc wychować kolejne pokolenie gazel, przekazując im prawdę, która ratuje życie, pozwalając planować, zamiast reagować.
Bo to na tym polega ten piękny taniec życia i śmierci. Podążanie za tym co martwe, lub co martwe będzie, jak chciwość duma, nienawiść i zazdrość prowadzi tylko do śmierci, natomiast świadoma walka, taka nie zamydlona strachem przed śmiercią, pozwala podjąć najważniejszą w życiu shinobi decyzję. Decyzje o tym której walki się podjąć, a które odpuścić, abyśmy tą naukę mogli przekazać dalej, i przywrócić harmonię do tego zdominowanego truciznami świata wiecznej wojny.
Z pamiętnika Namatoshiego
Tata zawsze nas bardzo kochał, na swój sposób. Nie mogę powiedzieć, że był zimny. Od dziecka utulał nas do snu i opowiadał różne historie ze swojego życia, czy te wymyślone, o zwierzętach wi wielkich wojownikach. Kiedy byłem starszy, chciał abym zmierzył się ze swoim strachem. Bardzo bałem się kiedyś zabić. Wydawało mi się to okropne kiedy ojciec kazał mi zabić jedną z naszych kur na zupę, czy gdy brał nas na polowania. Choć to ja zwykle pierwszy zauważyłem zwierzynę, moje zawahanie kończyło się tym że to on pierwszy puszczał cięciwę. Dużo opowiadał nam o wiecznej wojnie w której pogrążona jest każda cząstka otaczającego nas świata, jednak wydawało mi się, że uśmiercenie wcale nie jest jakkolwiek uzasadnione. Ojciec prędko to zauważył, i pewnego razu zabrał nas nie na polowanie, ale na obserwację zwierząt. Tropiliśmy wtedy stado lwów, które grasowało nieopodal naszej wioski. Zatrzymując nas na szczycie jednej wydmy ręką kazał nam się zatrzymać i wręczył nam lornetki.
Zobaczyliśmy grupę gazel, zebraną w pobliżu okolicznej oazy. Ojciec wskazał nam wtedy składającą się nieopodal lwice. Z napięciem obserwowałem całe zdarzenie. W grupie gazel były też młode, jednak kazał nam siedzieć cicho, chociaż chciałem wtedy spłoszyć stado, aby uratować je od czyhającej zagłady. Lwica powolnymi cichymi krokami zbliżała się do stada. Na tle barw sawanny była niewidoczna, i gazele niczego się nie spodziewały. Sam moment ataku był natychmiastowy, jednak w tym momencie na trajektorię skaczącej na matkę młodych gazel lwicy wskoczyła jakaś najwidoczniej starsza gazela, pozwalając reszcie na ucieczka. Lwica szybko ją rozszarpała, a łzy zbierały mi się w oczach. Szybko zauważyłem kątem lornetki jakiś ruch w okolicznych krzakach. Lwica ryknęła, a z krzaków wyłoniły się cztery młode lwiątka, które zaraz dołączyły do uczty. Oglądając to wszystko w głowie słyszałem słowa ojca o tym całym tańcu życia i śmierci. Śmierć tej gazeli nagle wcale nie była smutna. Była źródłem życia dla pięciu innych stworzeń. Ta dzielna Gazela poświęciła się dla przeżycia potomstwa. Wtedy Właśnie zrozumiałem, że śmierć, której tak bardzo bałem się zadawać, nie jest wcale niczym okropnym. Jest w pełni naturalna i otacza mnie wszędzie. Dzięki poświęceniu gazeli, ta rodzina lwów przetrwa kolejne tygodnie w tej surowej dla życia krainie, natomiast bitwa którą wybrała ta gazela, choć skończyła się jej śmiercią, zapewniła dalsze życie reszcie stada. Całe to wydarzenie, i wszystko co kazał mi robić ojciec jawiło mi się harmonijnie, jako pewien cykl który nie ma końca. Śmierć tej gazeli wcale nie była końcem. Być może była jej końcem, ale była początkiem dalszego istnienia tylu innych istnień.
To jest właśnie taniec życia i śmierci synu, a ta gazela dorównuje w odwadze największym z shinobi - powiedział tata. Pierwszy raz zrozumiałem te słowa. Poczułem ogromną wdzięczność wobec tej gazeli.
Kiedy dorosnę tato, chcę być jak ta gazela! - odrzekłem, a mój ojciec spojrzał na mnie cieplej niż kiedykolwiek.
Myślę, że jeśli poświęcisz się tańcom kaguya, osiągniesz o wiele więcej niż ta gazela, synu - odpowiedział, obejmując mnie i mojego brata.
Oprócz tych nauk o śmierci, nasz ojciec uczył nas klanowych sztuk. Był w klanie uznawany za jednego z większych mistrzów. Jak jeden z niewielu, którzy byli obecni na niesławnym pustynnym pogromie, przeżył. Spędzaliśmy większość naszego czasu, gdy nie uczył nas o tej przekazywanej z ojca na syna filozofii tańca, na treningach. Po tym pamiętnym dniu, gdy widziałem to polowanie, zdałem sobie sprawę z mojego celu. Chciałem opanować wszystkie techniki do perfekcji, i przewyższyć nawet ojca w jego zdolnościach. Nie dlatego, żeby stać się sławnym ninja, czy zarabiać na misjach. W mojej głowie powoli rodził się cel. Chciałem zakończyć wieczne wojny między klanami o błahostki, motywowane chciwością, nienawiścią, zazdrością i dumą. Uchronić dzieci od udziału w wojnach, które tylko pogrążyły ich umysł w tych trujących emocjach. Stworzyć miejsce, gdzie pod nadzorem ludzi takich jak mój ojciec moglibyśmy nauczyć się drogi ninja która uchroni nas od bezsensownych konfliktów. Chciałem stworzyć grupę, które stanie na straży harmonii, i będzie chronić ten świat przed smutnymi konsekwencjami ludzi opętanych negatywnymi motywacjami. Chciałem w końcu znaleźć drogę, która wprowadzi prawdziwą stabilność w pełnym ignorancji świeci shinobi. Wiem, że przede mną długa droga. Jednak nie zamierzam się poddać, ani umrzeć na marne. Oby mój taniec zsynchronizował się z muzyką wszechświata, i wzbudził chęć dążenia do harmonii w świecie shinobi.
Rytuał dorosłości
WW Sabishi panował głód. Niestety plony były nadzwyczaj nieurodzajne. Biedniejsze rodziny, takie jak Nataraj Ucierpiały najbardziej. Sen na kolacje stał się normą w ich domostwie. Kurosawa wiedział, że długo tak nie pociągnął. Nawet na jedynie ich troje jedzenia ledwo starczało. Po wielu dniach spędzonych na medytacji i rozmyślania zdecydował, że to czas na ostateczny rytuał przejścia w dorosłość. Niedługo zabrakłoby jedzenia dla jednego z nich.
Filozofia, a w pewnym sensie religia jego rodziny miała pewien rytuał, mający na celu na zawsze zawrzeć w sercu dzieci te maksymy, aby prowadziły ich przez życie. Powiedziane było przez przodków, że kiedyś to właśnie ich potomek doprowadzi do zmiany klanu Kaguya, i doprowadzi ich do ery dobrobytu, i zakończy bezsensowne walki i wojny, które przez wieki wyniszczały ich ród. Wszystkie maksymy o pięciu truciznach, prawdzie o prawdziwej naturze życia i śmierci, i o sensie istnienia były względnie łatwe do pojęcia intelektualnie. Jednak intelektualne pojęcie jest nic ni warte, jeśli nie jest poparte doświadczeniem które kierowane jest tymi zasadami, i pełną w nich wiarą. Właśnie dlatego każde ich pokolenie, gdy czas był odpowiedni stawianą przed próbą. Ojciec, przekazujący prastarą wiedzę o naturze rzeczywistości swoich synów stawiał ich przed ostateczną próbą - walką na życie i śmierć. Osobom spoza ich rodziny ta tradycja może wydawać się absolutnie brutalna, lecz oni powiedzieliby, że to bardzo ograniczony pogląd. Śmierć to tylko kwestia czasu. Jest on ostatecznym i pewnym zabójcą. Walka o życie to nieodłączna część tego wszechświata, i dlatego walka na śmierć i życie i tak leży w losie każdego członka ich rodziny. Trenowani w filozofii oraz rodzinnych technikach, bracia nie walczą wtedy tak naprawdę na śmierć i życie, lecz oddają się ich pierwszej prawdziwej walce - pierwszemu tańcowi życia i śmierci, gdzie celem nie jest ani przeżycie, ani zabójstwo, lecz perfekcja w tej tajemnej sztuce. Walka bez celu, aby pokazać, który z braci osiągnął jej mistrzostwo, wyzbył się strachu nie z dumy a zrozumienia natury istnienia, i przyjął wszystkie zasady do głębi swojej duszy.
Ojciec zabrał wtedy swoich synów z domu. Nie było to dla nich nic nadzwyczajnego. Często zabierał ich na pustynię, aby przy ognisku dawać im wykłady z tajników mistycznej wiedzy ich rodziny. Obydwaj chłopcy mieli już 13 lat, i byli na równym poziomie zdolności. Tego dnia najedli się nadzwyczaj dobrze, jako że Kurosawa zrezygnował ze swojej porcji. Nie chciał, aby głód miał wpływ na wynik tej ostatecznej walki, w której straci jednego ze swoich ukochanych synów.
Gdy dotarli na miejsce, ten poprosił ich aby usiedli, i zaczął mówić:
Namatoshi, Gisei. Kocham was nad życie. Mam nadzieje, choć czasem mogłem wydawać się zimny, że widzieliście to we wszystkim tym co dla was przez te lata robiłem. Wasza Matka również was niebywale kochała, poświęcając za wasze życie swoje, w pełni świadoma, że właśnie tak się stanie. Była to pierwsza lekcja, której jeszcze nie byliście świadomi, tego jak funkcjonuje otaczający nas świat. Coś musi umrzeć, aby coś żyło. Życie to walka. Wdech walczy z wydechem. Zwierzęta zjadają się nawzajem, walczą o dominacje. Z samym życiem, by istniało, w nieskończoność walczy czas. I niezależnie co by się zrobiło, ta wojna na pewno przez każdego zostanie ostatecznie przegrana, bo wszystkie rzeczy jake istnieją, również przeminą. Nie jest to jednak prawda oczywista, bowiem strach przed naszą śmiercią skłania nas do pierwszej deluzji, która jest źródłem wszystkich zatrutych pragnień i motywacji, która nazywamy ignorancją. Ignorancją faktu, że śmierć jest pewna, i że nic nie jest trwałe. Rzeczywistość jest w wiecznym stanie wojny pomiędzy przeciwnościami. Chcemy wierzyć w trwałość, bo świat i nasze własne ja jawi nam się jako stałe, a jego utrata jako coś bolesnego. Pałamy się dumą nad tym kim jesteśmy chociaż ta duma jest bezpodstawna, i potrzebuje ciągłej rekonstrukcji przez ciągłe straty, które powodują strach. Ten strach motywuje nas do chciwości, bo chcemy zatrzymać to co mamy, aby tego nie utracić. Ten strach motywuje gniew, którym wydaje się nam że obronimy to co nasze. Im dalej w tym cyklu, tym więcej w nas zazdrości, bo inni, w innych stadiach cyklu, w innych warunkach mają lepiej, a my chcemy posiąść to co mają oni. Cykl ten kończy się w naszym świecie Shinobi wieczną wojną o to co nie nasze, o dumę która jest pozbawiona rzeczywistości, i ze strachu przed śmiercią która i tak jest pewnością. W ten sposób klany, państwa i rodziny pogrążają się w bezsensownej wojnie niczym zwierzęta, które muszą poddać się swoim instynktom. My, jako ludzie, mamy jednak inteligencję i zdolność myślenia. Właśnie tych cech nasza rodzina od wieków używa, rozwijając sztukę opanowania pięciu trucizn, przekazując z ojca na syna prawdziwą naturę rzeczywistości, aby kiedyś ktoś z nas mógł zakończyć ten cykl bezsensownego cierpienia i utraty setek tysięcy shinobi opętanych przez trucizny. Prawdziwą naturę która głosi, że wszystko toczy wieczną wojnę, taniec życia i śmierci, i tylko harmonia z tym tańcem, a nie deluzjami które próbują go negować, może zaprowadzić spokój w duszy praktykującego, a także całego świata. Nie ma nic do osiągnięcia, nie ma nic do stracenia, obecny moment jest jedynym który istnieje. Przeszłość jest jak sen, a przyszłość jeszcze nie istnieje. Harmonia z tańcem stworzenia i zniszczenia rozpoznawana jest po tym, że nie towarzyszy jej nic oprócz czystej przyjemności w partycypacji. Nie ma celu, początku ani końca, jednak zawsze motywuje ten taniec przeszywająca wszystkie istoty żywe świadomość, że wszyscy w tym tańcu uczestniczymy, i chcemy uczestniczyć, i deluzjonalne eliminowanie tancerzy stanowi antyteze harmonii wszechświata.
Widzę w was synowie wspaniałych członków naszej rodziny. Widzę jak przez lata rozwijaliście w sobie tą naukę, która mi przekazał mój ojciec. Dzisiaj jednak nastał dla was dzień próby, takiej samej, przed jaką postawił mnie mój ojciec. Dzisiaj stoczycie prawdziwy taniec, z którego wyjdzie tylko jeden z was.
Namatoshi i Gisei spojrzeli na siebie. W ich oczach nie było nienawiści, smutku, strachu. Nie spodziewali się takiego przebiegu wydarzeń, jednak każdy z nich doskonale rozumiał już rzeczywistość w której żyli. Nie żywili do siebie żadnej zgryzoty, i w tym momencie podeszli do siebie i objęli wzajemnie w mocnym uścisku, a plecy obydwojga przecięły ciemna strużki łez.
Kocham cię braciszku! - rzekł drgającym głosem Namatoshi
Ja Ciebie też… Walcz dzielnie - odpowiedział Gisei.
Nie było w nich zahamowań. Ich płacz nie był płaczem straty. Choć nie było to widocznie na ich skrytych długimi włosami twarzami, uśmiechali się do siebie. Śmierć, strata, zabójstwo. To wszystko rzeczy tak normalne w ich rodzinie. Płakali, bo w końcu mogli zmierzyć się sami ze sobą. Zobaczyć, czy są w stanie opanować emocje, porzucić tą wrośniętą niczym najgłębszy korzeń w każdą istotę chęć do życia, i rzeczywiście walczyć. Walczyć tak, jak uczył ich ojciec, tak, aby stać się częścią wszechobecnego tańca życia i śmierci.
Namatoshi i Gisei rozeszli się od siebie, i stanęli w pozycji gotowej do walki. Na okrzyk ich ojca, rzucili się w wir walki. Obydwoje poddali się całkowicie. Każdy cios był z intencją zabicia. W uszach rozbrzmiewał im rytm serca, w akompaniamencie ich wzajemnych krzyków i odgłosów walki. Swoista symfonia tańca życia i śmierci, którą słyszeli już po raz drugi, choć nie pamiętali pierwszego przeniosła ojca w moment ich narodzin, choć nadal bacznie obserwował przebieg wydarzeń. Nie czuli gniewu, nie chcieli przeżyć. Ich walka była kwintesencją nauk ich ojca. Harmonia z muzyką wszechświata. Kurosawa miał łzy w oczach patrząc na mające przed nim wydarzenie. Walka jego i jego brata przebiegła inaczej. Jego brat nie był w stanie sprostać zadaniu, i sam poddał się sztyletowi Kurosawy.
Wychowałem pięknych wojowników pomyślał - hamując łzy które pchały się w jego spojówki.
W jednej chwili Namatoshi wskoczył za plecy brata, ręką pchając trzymany do tyłu kościany sztylet. Poczuł trzask kości i opór, w który pchał się nóż. Obrócił się w stronę brata, który leżał już na piasku, łapiąc się za przebity torsu próbując złapać oddech. Wiedział, że walka dobiegła końca. Doskoczył do brata i objął jego umierające ciało w ręce przystawiając swoją głowę do głowy brata.
D… Dziękuję ci za piękny taniec bracie- powiedział słabo Gisei, uśmiechając się przez grymas bólu do kochanego braciszka.
To ja ci dziękuję. Przyżekam Ci, że spełnie drogę Ninja, która przekazał nam ojciec. Boisz się? - spytał, śmiejąc się przez łzy Namatoshi. Pierwszy raz kogoś zabił. Nie chciał, aby brat cierpiał w swoich ostatnich chwilach.
Nie bracie… przecież wiem, że to tylko początek. Początek twojej drogi… - ledwo skończył zdanie swoim ostatnim tchem Gisei.
Rytuał dobiegł końca, i następca rodzinnego przekazu został wybrany. Ojciec dobiegł do Namatoshiego i uścisnął go mocniej niż kiedykolwiek.
Brawo synu, widzę w tobie prawdziwe wcielenie nauk naszej rodziny. Oby twoja wewnętrzna walka trwała wiecznie- szepnął mu do ucha cicho łkając. Dwójka shinobi, ojciec i syn, siedzieli tak nad ciałem Gisei kilka godzin, po czym zaczęli się zbierać. Ojciec zaczął zabierać ciało syna, przy czym zatrzymał go Namatoshi, wskazując na gracujące nieopodal stado hien.
One też muszą się najeść tato, nie zatrzymujmy tego pięknego cyklu - powiedział kładąc rękę na ramieniu ojca. Kurosawa spojrzał na syna i kiwnął głową. Od razu zrozumiał, że ten jest idealnym następcą rodzinnej tradycji.
WIEDZA
Ukryty tekst
ZDOLNOŚCI
Ukryty tekst
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
Torba
Ukryty tekst
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE:
viewtopic.php?f=101&t=10229
PH:
viewtopic.php?f=34&t=10228
MISJE (dla klanu / inne):
D -
C -
B -
A -
S -
WYPRAWY:
C -
B -
A -
S -
EVENTY:
PREZENT OD ADMINISTRACJI:
0 x