Tachibana Wū

Wū Tachibana

Tachibana Wū

Post autor: Wū Tachibana »

Obrazek
DANE PERSONALNE
IMIĘ:
NAZWISKO: Tachibana
KLAN: Wyznawcy Jashina
WIEK: 248 (19)
PŁEĆ: Shinobi
WZROST | WAGA: 1.75m | 69kg
RANGA: Genin

APARYCJA
WYGLĄD:
Wū posiada stosunkowo wyrazistą prezencję - długie krwistoczerwone włosy idealnie kontrastujące z alabastrową skórą i jadowicie zielonymi oczami, zazwyczaj związane są w bardziej skomplikowane konstrukcje. Delikatne rysy twarzy i smukła sylwetka na pewno zmylą niejedno oko. Zaś długie nogi i wypielęgnowane paznokcie mogą jedynie utwierdzić w przekonaniu, że ma się do czynienia z kobietą. Tak właściwie, wiele z przedstawicielek płci pięknej mogłoby pozazdrościć wyglądu naszej bohaterki; proste i śnieżnobiałe zęby, mały i ładnie ukształtowany nos, do tego niewielkie usta i delikatnie zarysowane kości policzkowe - wszystko wiecznie młode i nieśmiertelne. Czy można by pragnąć czegoś więcej? Może tylko faktu, by pod ubraniem Tachibana była równie kobieca. Niestety zamiast dorodnych piersi, można się jedynie zadowolić szczupłym chłopięcym ciałem, które jednak i tak bardziej przypomina ciało niedojrzałej kobiety, niźli mężczyzny. Iluzja może się wydawać tak silna, że jedynie sprawdzając wiadomą część ciała, można by się dopiero domyślić prawdziwej tożsamości czerwonowłosej.
UBIÓR:
Strój Wū zazwyczaj składa się ze zdobnego kimona - posiada ich kilkanaście. Jej ulubionym kolorem jest czerwień, ale często sięga również po inne barwy. Kimono, które najczęściej ubiera jest czerwono-granatowe w delikatne wyszycia w kształcie kwiatów i złotym obszyciem na krawędziach, do tego nosi ona często drewniane sandały i ulubione szpilki z kości słoniowej. Częstymi akcesoriami są również wachlarze, parasole, spinki, żywe kwiaty i podstarzała fajka Wū - pamiątka po ukochanym. Na co dzień Tachibana ubiera się skromniej i luźniej - by nie zwracać na siebie zbytniej uwagi, ale także, by zawsze być gotowym do walki. Gdy władzę przejmuje Głos, włosy zostają rozpuszczone, a ubrania stają się bardziej w męskim stylu, nadal jednak pozostaje zamiłowanie do czerwonego koloru i orientalnego stylu.
ZNAKI SZCZEGÓLNE:
Smukła sylwetka, krwistoczerwone włosy, blada skórka i jadowicie zielone oczy.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Tachibana stara się zawsze kulturalnie zachowywać wobec innych ludzi, niestety często wychodzi na wierzch jej wysoko postawione ego. Interesuje się sztuką i wykwintnymi rzeczami; nie można jej zadowolić byle czym. Długie lata spędzone we Wspólnocie i sytuacje, których doświadczyła na początku swojego życia, mocno odbiły się na jej umyśle - wszystko to stało się zalążkiem do ukształtowania mrocznych osobowości w głowie czerwonowłosej, które często przejmują panowanie nad jej ciałem. Świadoma jest ona tylko jednej z nich - Głosu, który jest jej przewodnikiem w kontekście wiary i często pomaga jej w krytycznych sytuacjach. Jako, że w dzieciństwie była traktowana jako kobieta, a także to, że różne osobowości identyfikują się z różnymi płciami, Wū sama zatraciła swoją męskość - traktując siebie jako przedstawicielkę płci pięknej. Oprócz męskiego Głosu, istnieją również bezpłciowa Ritoru-Wū - uosobienie utraconego dzieciństwa i wiele różnych nienazwanych jeszcze charakterów.
NAWYKI:
Przesadne dbanie o swój wygląd. Wspominanie przeszłości.
NINDO:
"I tak wiem, że mnie kochasz!"
HISTORIA:
Nie pamiętam swoich rodziców - sprzedali mnie, gdy miałam pięć lat do jednego z większych Okiya na wschodnim wybrzeżu. Nie mam im tego za złe; po wojnie między Sogenijczykami i mieszkańcami Wielkiej Puszczy wiele rodzin i pomniejszych rodów było zrujnowanych pieniężnie, mało kogo było stać na wychowywanie kilkorga dzieci. Dlatego i mnie oddano za dwa tysiące Ryo do domu publicznego. Właściwie to jestem wdzięczna, że spotkał mnie właśnie taki los - przez pierwsze lata mojego życia widziałam mnóstwo dzieci, porzuconych tak jak ja przez swoich rodziców. Życie wielu z nich skończyło się naprawdę tragicznie - nie trzeba było specjalnie szukać, by podróżując przez miasto natrafić na te wygłodzone żywe trupy. Jednak mnie to nie dotyczyło, poszczęściło mi się - miałam dach nad głową, stałe wyżywienie i możliwość nauki - byłam na prostej drodze by wybić się ponad przeciętność tego tłumu wyrzutków. I mimo, że wiele razy przeżywałam trudne chwile, to zawsze pokrzepiałam się myślą, że mogłam skończyć jak te dziesiątki wykrzywionych stworzeń, rozpaczliwie wypatrujących wyrzuconych resztek.

Przez pierwsze pięć lat szkoliłam się i dokształcałam, by stać się Taoikomochi - to był mój cel: mężczyzna do towarzystwa, kulturalny towarzysz spotkań, błazen. Jednakże, nie dane mi było długo nacieszyć się taką funkcją. Byłam młoda, a nad delikatnością mojej twarzą rozpływało się wielu gości herbaciarni, w której pracowałam. Okā-san sprawująca pieczę nad moim Domem, szybko wyczuła do czego można wykorzystać mój wygląd. I w ten sposób, będąc tylko nastoletnim dzieckiem, z adepta Hōkan stałam się Oiran. Przebrana za dziewczynę, umilałam czas nowym gościom, którzy przybywali wraz z rozwojem spowodowanym współpracą Szczepów - nieraz za dodatkową opłatą, moje niby-dziewczęce ciało stawało się rozrywką dla pijanych wojowników, a ja powoli zaczynałam kształtować własne spojrzenie na świat. W alkowach poznawałam kto jakie ma wpływy i co dzieje się na świecie. Zapragnęłam poznać rzeczywistość, od której byłam oddzielona przez rygorystyczne zasady Domu. I mimo, że miałam wszystkiego pod dostatkiem - ubrania, przysmaki i grupę adoratorów, coraz częściej zastanawiałam się nad wydostaniem się z tego utopijnego więzienia. W roku, gdy wybuchła wojna o Karmazynowe Szczyty, w końcu spotkałam kogoś, kto mógłby to zmienić.

Przez kilkanaście miesięcy odwiedzał mnie stosunkowo specyficzny mężczyzna - strasznie elegancki, kulturalny, ale również wyjątkowo młody i elokwentny jak na swój wiek. Wcześniej nie przykuwałam większej uwagi do moich klientów, ale jego postać mnie zaintrygowała. Nigdy nie zaproponował mi seksu, mimo tego, że płacił największą cenę za nasze spotkania. Coraz to częstsze odwiedziny, zaczynały tworzyć moją codzienność - z zapartym tchem oczekiwałam kolejnego razu, gdy będę mogła porozmawiać z tym ociekającym sukcesem człowiekiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, z kim tak naprawdę mam do czynienia i w co tak właściwie się wpakowałam.

Pewnego razu siedzieliśmy razem w herbaciarni, w której pracowałam. Tamtego dnia wykupił mnie na cały dzień, więc miałam dużo wolnego czasu przed naszym spotkaniem. Domyśliłam się, że nadszedł TEN dzień, w którym w końcu postanowi zażądać czego więcej, dlatego od świtu zaczęłam przygotowania, dokładnie myjąc swoje ciało i każąc sługom przygotować moje Hōmongi - najlepsze kimono jakie posiadałam. Tego dnia ułożyłam nową fryzurę, w którą wpięłam osiem moich ulubionych szpilek z kości słoniowej, które otrzymałam od pewnego starego samuraja. W końcu, gdy nadeszła ta chwila, byłam perfekcyjnie przygotowana na przyjęcie mojego klienta. Początkowo, spotkanie trwało jak zwykle - kokieteryjne rozmowy, dyskutowanie o błahych rzeczach, przerywane polewaniem herbaty, czy moim tańcem. W pewnym jednak momencie atmosfera w pokoju gwałtownie zgęstniała. Przysunął się do mnie i szepcząc mi do ucha zaczął mnie wypytywać co tak naprawdę chciałabym robić w życiu. Przez szacunek jakim go darzyłam postanowiłam nie zbywać tego pytania, jakimś prostym tekstem o dożywotnej służbie dla mojej "przybranej rodziny", albo zwykłej wizji o zamążpójściu za jakiegoś dostojnika. I mimo, że początkowo się wstydziłam, powoli zaczęłam opowiadać mu o moim marzeniu poznania świata - o chęci wiedzy, przeżycia wszystkiego co surowy świat miał mi do zaoferowania. Z każdym słowem jego oczy zaczynały coraz bardziej błyszczeć, a usta odginały się w coraz to szerszy uśmiech - dowiedziałam się później, że właśnie w tym momencie podjął decyzję o zmianie mojej rzeczywistości, że to wtedy poznał, iż mój dotychczasowy styl życia jest niegodny mojej osoby - że jestem stworzona do czegoś innego. Następnie nastąpiło to na co się przygotowywałam od początku naszej znajomości - powoli zaczął rozsuwać poły mojego ubrania, zdejmując kolejne warstwy bogatego odzienia. W końcu i ja spotkałam go takiego jakim był...

Gdy obudziłam się następnego dnia, jego już przy mnie nie było, a w Domu panowało niezdrowe poruszenie. Starałam dowiedzieć się od moich Braci i Sióstr co się dzieje, ale żaden z nich nie był w stanie udzielić mi odpowiedzi. Po chwili dostrzegłam, że pakowane są moje rzeczy i wynoszone do stojącego przed budynkiem wozu. W końcu znalazłam i moją Matkę. "Okā-san?" - spytałam - "Co to wszystko ma znaczyć? Czyżbym naraziła się w czymś, że wynosicie moje rzeczy? Czy zostałam wyrzucona?". Strach odbierał mi po części głos - obawa, że będę musiała żyć jak te dzieci, które spotykałam w dzieciństwie, dławiła moją pewność siebie. Jednak w głębi duszy, przeczuwałam już co się tak naprawdę dzieje - i uczucie to napawało mnie mieszaniną szczęścia i podniecenia. W końcu, gdyby mnie wyrzucano - pozbawiono, by mnie również moich drogich ubrań. Nie myliłam się - po chwili Matka powiedziała mi, że zostałam sprzedana, sprzedana mężczyźnie z którym dzień wcześniej spędziłam noc. Nie chciałam wiedzieć ile go to musiało kosztować, ale wiedziałam, że od teraz będę mu dozgonnie wdzięczna, tak samo jak dotąd byłam wobec mojej przybranej Matki.

W dzień w którym miałam wyjechać do mojego nowego domu, poniosła klęskę również Organizacja Szczepów - rzecz, której zawdzięczałam moje dotychczasowe życie i dobrobyt. Teraz to jednak nie miało już dla mnie znaczenia - wyruszyłam w podróż, która miała być pierwszą z wielu, które czekały mnie w moim długim życiu. Miały otworzyć się przede mną nowe horyzonty i sprawy, o których mało kto ma pojęcie.

***
Podróż nie zajęła długo, jednak już po chwili straciłam pojęcie gdzie jestem. Liczne zakręty i monotonna przyroda dodatkowo utrudniały rozeznanie się w terenie - na nic mi była nauka geografii, gdy co drugi głaz był łudząco podobny do poprzedniego. W pewnym momencie wóz się zatrzymał, a ja rozglądając się dookoła nie wiedziałam dlaczego - nadal staliśmy w głuchej dziczy i nic nie wskazywało na to, że w okolicy znajdowały się jakiekolwiek zabudowania. Ponieważ od początku podróży zwrócona byłam plecami do kierunku jazdy, postanowiłam odwrócić się w stronę woźnicy, by zapytać go o powód postoju. Jednakże, nieoczekiwanie, mężczyzna który dotąd prowadził powóz zniknął, a z nim również cherlawy koń ciągnący rozklekotaną naczepę... Tak właściwie to cała sytuacja, była naprawdę dziwna, wręcz absurdalnie groteskowa - w tamtym momencie spodziewałabym się wszystkiego; że zostanę okradziona, napadnięta, zabita, zgwałcona - ale na pewno nie, że zostanę porzucona w lesie, wraz z dwoma kuframi drogich ubrań i akcesoriów. Rzeczywistość w jakiej się znalazłam, była tak odbiegająca od norm mi znanych, że w tamtym momencie byłam w stanie jedynie zacząć się śmiać - długo i zdrowo. Gdy już poczułam, że jestem bliska uduszenia się własnym chichotem, postanowiłam rozeznać się w mojej obecnej sytuacji, a wyniki moich oględzin, były jednoznaczne: po pierwsze - zostałam porzucona, po drugie - jestem sama w dziczy, po trzecie - mam przy sobie mnóstwo różnych ciuchów i brak perspektyw na przeżycie. Po czwarte i ostatnie - słyszę ludzkie głosy.

Głosów było dokładnie dwoje i dobiegały o dziwo z dwóch różnych stron - niski i szorstki, zdecydowanie należący do mężczyzny, a drugi był stosunkowo piskliwy i mógł oznaczać, że jego właściciel jest kobietą lub dzieckiem. Oba przekazywały jeden komunikat - ich właściciele tak jak ja zostali pozostawieni w puszczy i raczej nie z własnej woli. Mimo oporu przed zagadywaniem do podejrzanych ludzi w nieznanym i na pewno niebezpiecznym miejscu, postanowiłam pozostawić dobrze mi już znany drewniany wóz. Najpierw jednak wyciągnęłam z jednego z kufrów mniejszą torbę, w której zazwyczaj trzymałam kosmetyki. Następnie pozbywając się niepotrzebnej zawartości, włożyłam do środka przygotowany wcześniej przez moje sługi prowiant, gruby koc, a także średniej wielkości metalowe nożyce, którymi od czasu do czasu przycinane były moje włosy. Do tego wpakowałam jeszcze parę innych drobiazgów i pamiątek, których wolałam nie pozostawiać na pastwę lasu. Na koniec wyciągnęłam jedną z moich starych wypłowiałych yukat, którą od razu założyłam na moje lekko krzykliwe ubranie. Gdy już skończyłam przygotowania, postanowiłam dokładniej przysłuchać się obu głosom - zarówno mężczyzna, jak i kobieta/dziecko oddalali się zgodnie z kierunkiem w którym jak dotąd podróżowałam. Chcąc ich dogonić, w końcu i ja skończyłam na kontynuowaniu wędrówki w głąb lasu. Na ścieżce, która przebijała się przez trawę i utwardzające miejscami drogę kamienie, dało się dostrzec ślady kopyt, w dodatku więcej niż pozostawiłby mój woźnica - oznaczało to, że jeślibym nie schodziła ze swojego szlaku, to kiedyś na pewno spotkałabym kogoś, kto mógłby mi pomóc.

"Towarzysze" mojej podróży z każdym krokiem byli coraz bliżej mnie, tak jak i ja byłam bliżej nagiej skały, która nagle pojawiła się w widoku prześwitującym przez rzedniejące już drzewa. W pewnym momencie dotarłam na kraniec lasu, a ścieżka po której dotąd podążałam połączyła się z dwoma innymi, tworząc niewielki plac tuż przed szczeliną, ziejącą mrokiem i zimnem. Po swojej lewej dostrzegłam przeciętnego mężczyznę - będącego średnim w każdym aspekcie; średni wzrost, w średnim wieku, ni to gruby, ni to chudy, ani przystojny, ani brzydki. Z prawej strony zaś wyszła młoda dziewczyna, wręcz dziewczynka, która za to wyglądała, jakby została przed chwilą wyciągnięta z najbiedniejszej dzielnicy; największego slamsu. Oboje zatrzymali się w tym samym momencie co ja; pierwszy odezwał się mężczyzna: "Nazywam się Wong-Yu, nie musicie się mnie obawiać - zgubiłem się w lesie tracąc z oczu swojego przewodnika - był tego samego wzrostu co ja, niebieskie oczy, blond włosy. Nie widziały może panie, gdzieś po drodze takiej osoby?". Na co widząc, że dziewczynka nie jest w stanie wydobyć z siebie głosu, postanowiłam pierwsza odpowiedzieć: "Przykro mi, ale nie. Jednakże, wydaje mi się, iż spotkała nas identyczna sytuacja, ponieważ mój woźnica tuż przed chwilą również zniknął, nie pozostawiając żadnego słowa wytłumaczenia." Mina dziewczynki mówiła jedynie tyle, że podobne zjawisko również jej jest dobrze znane. "W każdym razie myślę, że nie będzie trzeba długo czekać, aż ktoś nas znajdzie - widziałam po drodze dużo śladów po końskich kopytach, więc zapewne jest to dosyć często odwiedzany szlak. Jeśli państwo pozwolą proponowałabym ukryć się na ten czas w tej jaskini, ponieważ widocznie zbliża się burza." - postanowiłam przejąć inicjatywę. Lekko przygłupie miny moich towarzyszy, nie zachęcały do dalszej znajomości, jednak byli jak na razie moją jedyną nadzieją na przeżycie w tej puszczy - w końcu lepiej posiadać o dwie pary rąk więcej niż samemu szukać ratunku. Bez zająknięcia zgadzając się na mój pomysł, podążyli za mną w głąb szczeliny...

***
Na moją twarz spadły pierwsze krople krwi - były one zapowiedzią potoku, który po chwili zalał cały przód mojego ubrania - Ayame, cicha dziewczyna, z którą spędziłam całe dwa miesiące starając się przeżyć w opuszczonej puszczy, teraz leżała w moich ramionach, powoli się wykrwawiając. "Wong-Yu" - wtedy zapytałam. "Dlaczego to zrobiłeś, Wong-Yu, dlaczego?" - z piersi dziewczyny wystawał czubek wbitego z drugiej strony noża. Kilka kroków dalej stał morderca, który chwilę wcześniej rzucił ostrzem w stronę dziewczyny. Mężczyzna zachłysnął się powietrzem, by po chwili wybuchnąć rozpaczliwym wrzaskiem. "Mam już kurwa dość! Od dwóch miesięcy, staramy się wydostać z tego lasu, a i tak za każdym razem wracamy w to samo miejsce! I do tego jeszcze ta mała sucz!" - tutaj wskazał na palcem na ciało powoli gasnące w moich ramionach. "Ta sucz co chwila odwalała te swoje religijne brednie - czy ciebie to w ogóle nie rusza?!". Chodziło mu o zachowanie dziewczyny w ostatnich dniach - zaczęła opowiadać o cieniu, który za nami podąża i jakimś Wielkim Jashinie, który niedługo uwolni nas od naszych marnych egzystencji... "Każdy ma swoje sposoby na przetrwanie Wong-Yu - Ayame nic złego ci nie zrobiła, jedynie zamknęła się w swoim świecie - nie zastanawiałeś się, jak na dziecko musi wpływać ta puszcza?". Mężczyzna napiął wszystkie mięśnie, by po chwili kucnąć obejmując ramionami kolana. "Mam już dość, mam już dość. Niech nas ktoś w końcu uratuje, ja nie mogę już dłużej. Dosyć już, ja nie chce więcej widzieć tych rzeczy, słyszeć tych głosów, nie chcę!". Najwyraźniej w końcu i w nim przełamała się bariera, która każdemu z nas pozwalała przeżyć ostatnie sześćdziesiąt dni.

Przez ostatnie dwa miesiące staraliśmy się przystosować do życia w puszczy; polowania, spania w jaskini. Jednakże, z dnia na dzień było z nami coraz gorzej. I mimo, iż mieliśmy pod dostatkiem pożywienia; w postaci różnej zwierzyny i leśnych owoców, to nigdy nie opuszczała nas aura niebezpieczeństwa, które w jakiś sposób czaiło się w ciemnościach lasu. Ósmego dnia zaczęły się dziać dziwne rzeczy - coraz częściej spotykaliśmy martwe i wypatroszone zwierzęta, a na ścianach naszej jaskini pojawiły się niewyraźne napisy w nieznanym nam języku. Jednakże, tak niespodziewanie jak się pojawiały, tak i znikały w niewyjaśnionych okolicznościach. Szesnastego dnia obudziły nas krzyki - to Ayame, zazwyczaj spokojna i opanowana krzyczała, zasłaniając sobie uszy. Jak się później dowiedzieliśmy zaczęła słyszeć głosy, które tak jak w przypadków naściennych bazgrołów, były w nieznanym dla dziewczyny języku. Dnia trzydziestego i ja zaczęłam je słyszeć; na początku delikatne i pełne tajemniczej otoczki. Jednak nie musiałam długo czekać, by przerodziły się w pełne zawodzenia pieśni - przeszkadzały mi w śnie, w pracy, w polowaniu. Stały się częścią mojej codzienności - a gdy na chwile ustawały, kiedy starałam się zasnąć - zaczęła mnie ogarniać panika. Strach - że nie spełniłam jakiegoś zadania, które te głosy starały mi się przekazać. Dnia czterdziestego piątego przyszła kolej na Wong-Yu - z nas wszystkich on najgorzej dostosowywał się do tego co nas spotykało. Od tamtego dnia nigdy się nie rozstawał z zardzewiałym nożem, który znaleźliśmy przeszukując mój wóz.

Kolejne dni stawały się dla nas coraz to większą męczarnią - sześćdziesiątego, w dniu kiedy Wong-Yu szarpnął się na życie Ayame, między drzewami zaczęły się pojawiać cienie. Nie wiedzieliśmy czym były, dlatego jak najszybciej skryliśmy się w naszej pieczarze. Zatarasowaliśmy wejście i wtedy właśnie Ayame opanował kolejny "atak". Zaczęła wrzeszczeć, że w końcu przyszła na nas kolej i że wszyscy zginiemy; Wong-Yu nie wytrzymał...

***
Dzień sześćdziesiąty dziewiąty - w nasze oczy zajrzał w końcu głód i pragnienie, skończyły się nasze zapasy. Pochowaliśmy Ayame w najgłębszej części szczeliny - nie chcieliśmy mieć do czynienia z jej martwym ciałem. W końcu postanowiliśmy odblokować wejście i zapolować - cienie znikły i nareszcie udało nam się coś zjeść od paru dni. Po śmierci Ayame coś się we mnie złamało, a moje wnętrze powoli zaczęło się zmieniać; zaczynałam powoli rozumieć, co chcą mi przekazać Głosy...

Dzień siedemdziesiąty, koniec. W końcu nadszedł koniec - polowaliśmy razem z Wong-Yu na skraju naszego jedynego źródła wody - niewielkiego potoku - kilkaset metrów od naszego domu. W ostatnich dniach z okolicznych lasów zniknęła większość zwierząt, a my zaczęliśmy się martwić czy będziemy w stanie przeżyć nadciągającą zimę. Jednakże, nie było nam dane przekonać się jakby to miało wyglądać; otoczyli nas. Na początku dostrzegłam jak coś skrada się tuż za jednym z drzew, złapałam Wong-Yu za ramię, żeby oznajmić mu, iż chyba znalazłam nasz dzisiejszy obiad. Kiedy jednak odwrócił się, by zobaczyć moje odkrycie, na jego twarzy pojawił się cień strachu - spojrzałam jeszcze raz by sprawdzić, co go tak wystraszyło. Zrozumiałam, otoczyli nas - to był jeden z Cieni. Mogło się wydawać, że to długo przez nas upragniony człowiek, ale zamiast zdrowego, choć niepewnego uśmiechu spod ciemnoszarego kaptura wyzierały na nas puste białe oczy i skostniały wyszczerz samych dziąseł. Rozejrzałam się dokładniej - było ich więcej, może z siedmiu, choć tak właściwie co chwila pojawiali się kolejni. Nie mogłam czekać, aż rzucą się na nas - bo taką właśnie aurę dało się od nich czuć, chwyciłam za moje nożyce i zaatakowałam najbliższego. Parę ciosów w głowę i było po wszystkim - nasz strach był bezpodstawny; "Damy radę Wong-Yu, oni są zbyt powolni, żeby nam cokolwiek zrobić" - zawołałam, jednakże chwili poczułam silny ból w okolicach pleców - dostrzegłam ostrze wyzierające z mojego brzucha. "Wong-Yu ty zdrajco!", odwróciłam się i zrozumiałam czym są Cienie; oczy mojego niedoszłego towarzysza były białe niczym śmierć, a na jego twarzy błąkało się szaleństwo. Zdrada i bliska śmierć, to sparaliżowało w tamtym momencie mój umysł. Wiedziałam, że nie dam rady już przeżyć - będąc ranna i samotna. Poddałam się, lecz właśnie wtedy przyszło moje wybawienie - narodził się On, a On już rozumiał co cały czas podszeptywały mi Głosy. Było to zrozumiałe - w końcu był jednym z nich - był moją wewnętrzną ciemnością...

***
Obudziłam się półnaga, ze zdartą miejscami skórą, raną w brzuchu i śladami po paznokciach i bezzębnych ugryzieniach. Leżałam wśród kałuży krwi, lecz nie była to tylko moja krew - otaczała mnie sterta posiekanych ciał. Poznałam w nich tych wszystkich ludzi, którzy chwilę temu otaczali mnie ciemnych kręgiem swoich ubrań; poznałam w nich równie Wong-Yu - nie było mi go żal. Spróbowałam wstać; następnie kulejąc skierowałam się wzdłuż potoku - musiałam w końcu wydostać się z tego lasu. Wiedziałam, że tym razem to się uda - w końcu spełniłam swoje zadanie. "A raczej ja spełniłem je za ciebie Księżniczko" - zaśmiał się Głos w mojej głowie. "O tak, dziękuję ci bardzo, przyjacielu..."

***
Mijały kolejne lata, dekady, a mimo to w mojej pamięci nadal pobrzmiewały te proste wspomnienia z początków mojego życia. Tamtego dnia, gdy wyłoniłam się z lasu spotkałam tamtego mężczyznę - mojego zbawcę - młodego bogacza, który mnie wykupił. Nie zadawałam pytań, choć udzielono mi odpowiedzi na rozterki, które opanowały mój umysł. To wszystko było próbą, a ja przeżyłam - stałam się wybrańcem Boga, jego akolitą. Lata później pięłam się na kolejne szczeble, coraz głębiej wchodząc w dalsze kręgi wtajemniczenia. Poznałam tajemnice, o których mogli tylko marzyć przeciętni ludzie; sprawdzałam kolejnych kandydatów, którzy tak jak ja musieli przejść przez krwawe i wynaturzone próby, by stać się Sługami Najwyższego. By jak ja stać się nieśmiertelnymi i wiecznie młodymi. Dużo krwi i poświęceń, aż ciśnie się do ust pytanie 'czy jest w ogóle w tym jakikolwiek sens'? Nie znałam wtedy odpowiedzi i nie znam jej nadal, ale wiem jedynie tyle, że dotąd jestem dłużna Jemu, za to, że mnie wykupił i dał możliwość poznania świata; nawet jeśli musiałam zabijać, kraść i plądrować, nakłaniać ludzi do rzeczy, których nikt nigdy nie powinien być zmuszonym uczynić. Ale muszę być posłuszna, taka jest moja wiara. Na szczęście większość tego typu obowiązków wykonywał zawsze za mnie Głos. O tak - Głos - mój przyjaciel do końca - jestem i byłam szczęśliwa, że tamtego dnia mnie uratował...

Od tych pamiętnych dni minęło, jak mówiłam, wiele czasu - świat się ciągle zmieniał, państwa upadały, sojusze się zawiązywały i rozpadały, zdrady, śmierć i nieprzerwane cierpienie. Przez ten cały czas byłam jakby na uboczu - ze względu na moje niedoświadczenie i nadal kruche ciało, kryłam się jedynie w kolejnych kryjówkach należących do Wspólnoty. Nie powiem, żeby to był źle wykorzystany czas - spędziłam go w dużej mierze na zabawie - w końcu szkoliłam się przez całą młodość w zabawianiu gości, dlatego również i w nowym domu poprawiałam ludziom humor. Wszystko jednak prysło, gdy pojawił się Antystwórca - cień padł nie tylko na świat, ale również na nasze nieśmiertelne istnienia. Do walki z nim wysyłano wielu, ale żaden nie powrócił. Na nieszczęście i mój ukochany postanowił spróbować swoich sił. W moim sercu pojawiło się kolejne wspomnienie - wspomnienie, gdy usłyszałam o jego śmierci. Jedyne co mnie podtrzymywało na duchu, to to, że może przyczynił się choć trochę w uratowaniu świata od jarzma Antykreatora, który nie wiele później uznany został za martwego. Niestety historia pisze różne scenariusze, ale to już dłuższa opowieść - w każdym razie Antykreator przestał istnieć ostatecznie parę lat później, ale ja nadal się łudziłam, że On też miał w tym jakiś swój udział...

***
Choć lata upływały, ja nadal żyłam w żałobie - w końcu również władze Wspólnoty zaczęły się mną interesować. W wyniku mojej nieuwagi stała się tragedia, jaką była śmierć wszystkich kandydatów na Sługi Pana - był to precedens nie możliwy do przyjęcia. Zostałam wysłana na ponowne przeszkolenie - miałam się stać pełnoprawnym shinobi. Na świecie w tym czasie zawarto kolejny sojusz - możnowładcy stworzyli dwa większe miasta kupieckie, a każdy nowy ninja, miał przeżyć w nich przynajmniej 2 lata; moi zwierzchnicy wykorzystali tę sytuację - byłam bardziej doświadczona od tych wszystkich młodzików - mogłam zostać wysłana.

I tak właśnie skończyłam w jednej z wcześniej wymienionych metropolii - zaczynając kolejny etap swojej wieczności.

Obiecuję Ukochany, że w końcu spełnię swoje marzenie, o którym kiedyś Ci opowiedziałam. Mam nadzieję, że choć w ten sposób uda spłacić mi się dług wobec Ciebie...

WIEDZA
INFORMACJE:
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI: Wyznawcy Jashina
POSTACIE:

ZDOLNOŚCI
KEKKEI GENKAI: Fumetsu (Wyznawcy Jashina)
NATURA CHAKRY: Doton
STYLE WALKI: Kusarijutsu (Chēn)
UMIEJĘTNOŚCI:
  • Nabyta ---
PAKT: ---
ATRYBUTY PODSTAWOWE: 90 | 110
  • SIŁA 1 | 11
  • WYTRZYMAŁOŚĆ 10
  • SZYBKOŚĆ 41
  • PERCEPCJA 30 | 40
  • PSYCHIKA 1
  • KONSEKWENCJA 7

KONTROLA CHAKRY D
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY: 100%
MNOŻNIKI: Kusarijutsu (Chēn) +10 Percepcja +10 Siła
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
  • NINJUTSU E
    GENJUTSU E
    TAIJUTSU E
    BUKIJUTSU:
    • KENJUTSU E
    • SHURIKENJUTSU E
    • KUSARIJUTSU E
    • KIJUTSU E
    IRYōJUTSU E
    FūINJUTSUU D
    ELEMENTARNE
    • DOTON D
    KLANOWE C

JUTSU:
  • NINJUTSU:
    • <E>Bunshin no Jutsu
    • <E>Henge no Jutsu
    • <E>Kai
    • <E>Kawarimi no Jutsu
    • <E>Kinobori no Waza
    • <E>Suimen Hokō no Waza
    • <E>Nawanuke no Jutsu
    FūINJUTSUU:
    • <D>Fūin no Jutsu
    ELEMENTARNE:
    DOTON:
    • <D>Doro Kawarimi no Jutsu
    • <D>Doton no Jutsu
    • <D>Shinjū Zanshu no Jutsu
    • <D>Doryūsō

EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
  • Kunai x 5
  • Shuriken x 5

ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: 700 Ryo
PH: 20
MISJE:
  • D -
    C -
    B -
    A -
    S -
Link do transferu: http://www.shinobiwar.pl/viewtopic.php ... 3931#p3939
0 x
Awatar użytkownika
Defrevin
Założyciel Forum
Posty: 2109
Rejestracja: 11 lut 2015, o 22:31

Re: Tachibana Wū - w budowie

Post autor: Defrevin »

Czas na dokończenie: 2 tygodnie
0 x
Jeśli masz ważną sprawę, pytanie lub potrzebujesz pomocy związanej z funkcjonowaniem forum, proszę wyślij do mnie prywatną wiadomość. Z chęcią zapoznam się ze sprawą i rozwieje wszelkie wątpliwości.
Wū Tachibana

Re: Tachibana Wū

Post autor: Wū Tachibana »

Wydaje mi się, że skończyłam - proszę o wytknięcie braków, jeśli coś przeoczyłam. Życzę miłego czytania :>
0 x
Awatar użytkownika
Jawa
Administrator
Posty: 4223
Rejestracja: 10 mar 2015, o 23:33
Ranga: Head Admin
GG/Discord: MxPl#7094
Multikonta: Sasame | Sumi

Re: Tachibana Wū

Post autor: Jawa »

[uhide= Wū Tachibana]Bardzo ładnie, dopisz sobie 20 PH za KP.[/uhide]
Życzę miłej rozgrywki i Akceptuję
0 x
Zablokowany

Wróć do „Karty Postaci”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości