DANE PERSONALNE
IMIĘ: Manabu (Mabu)
NAZWISKO: Ran
WIEK [DATA URODZENIA]: 16 lat [13.04.367 rok]
PŁEĆ: Mężczyzna
WZROST | WAGA: 172cm i 60kg
RANGA: Doko
APARYCJA
WYGLĄD:
Manabu sprawia wrażenie młodzieńca, który ma głowę na karku i doskonale zna zasady tak usilnie wpajane w młode umysły. Rozsiewa dookoła siebie aurę kulturalnego człowieka obeznanego z towarzyskimi konwenansami i z powodzeniem może brylować we wszelkich wydarzeniach, które wymagają od osób biorących w nich udział chociaż krzty ogłady. Nie bez znaczenia jest również twarz Manabu, którą wielokrotnie określano jako budzącą zaufanie. Chłopak nierzadko obdarza ludzi życzliwym uśmiechem, a rysy jego lica sprawiają, że bije od niego jakieś uczucie komfortu. Nie posiada on ani wyraźnie zaostrzonego podbródka, ani też spiczastego nosa, które to często uważane są za przymioty ludzi kłamliwych i nielojalnych. Zamiast tego posiada zabawne i, na swój sposób, urocze oczy. U większości ludzi są one doskonale widoczne i już od pierwszego spojrzenia da się określić kolor ich tęczówek, a tymczasem u Manabu przybierają one taki kształt, że mogłyby się wydawać wiecznie zamknięte. Tak naprawdę to wina powiek chłopaka i jeśli tylko chce, to może otworzyć je dostatecznie szeroko, żeby wyglądał jak normalni ludzi. Jest do jednak dla niego zbyt męczące, więc takie wydarzenie ma miejsce jedynie raz na jakiś czas. Jeśli jednak już do niego dojdzie, to można ujrzeć błękit, który nie różni się niczym od każdego innego błękitu znajdującego się w tęczówkach przypadkowej osoby. Martwić mogą za to jego lekko zapadnięte policzki, które są efektem nie tyle niejedzenia co wątłego ciała, którym obdarzyła go natura. Manabu często kaszle, kicha i wzdycha ze zmęczenia, po czym można łatwo go odróżnić w tłumie. W tym zadaniu pomaga również dość blada karnacja, mogąca sugerować, że chłopak zemdleje niemalże w każdej chwili, ale jak do tej pory zdarzało się to wyjątkowo rzadko. Skoro padło już to słowo, to Manabu jest wyjątkowo „rzadki”, czyli pot na jego skroniach pojawia się nawet przy najmniejszym wysiłku, do którego zmusza on swoje ciało. Nie ma chyba w tym nic dziwnego jeśli wziąć pod uwagę, że Ran jest dość chudym chłopakiem po którym nikt nie spodziewałby się zbyt wielkiej sprawności fizycznej. Widoczne żebra czy kościste palce są dla niego codziennością, do czego powinni się przyzwyczaić ludzie, którzy chcą z nim w jakikolwiek sposób przebywać. Ma też wiecznie zimne dłonie i stopy, co w gorące dni jest zbawieniem, ale w zimniejsze utrapieniem. O ile samo ciało nie znajduje się w najlepszym stanie, o tyle włosy są już prawdziwym okazem zdrowia. Manabu może poszczycić się połyskiem i wytrzymałością włosia, których zazdrościłaby mu każda dziewczyna. Zresztą sam posiada długie włosy, które sięgają mu aż za połowę pleców. Oczywiście jest też szatynem, żeby nie było tutaj żadnych wątpliwości. Gdy był jeszcze młodszy, część ludzi myliła go z dziewczynką, choć i teraz zdarzają się faceci, którzy pod wpływem alkoholu i zamroczonego umysłu starają się go jakoś zagadać i nie przebierają w słowach kiedy okaże się, że właśnie próbowali uwieść chłopaka. Nierzadko oberwał przy tym w twarz, bo wielu z nich uważało, że to całkowicie jego wina. A jeśli już jesteśmy przy obrażeniach, to należy nadmienić, że ciało Manabu jakoś się ich nie ustrzegło. Każdy shinobi nosi na sobie ślady swojej przeszłości, ale nie każdy mówi o nich otwarcie. Tak samo jest w przypadku tego chłopaka. Do trwałych obrażeń można zaliczyć lekko wykrzywiony mały palec u jego prawej dłoni, który nie otrzymał wystarczającej opieki medycznej i zrósł się niepoprawnie, sprawiając od czasu do czasu mały ból. Nie do przeoczenia jest również pionowa blizna średniej długości, która zaczyna się dokładnie na czubku brody i pnie się wzdłuż krtani aż do grdyki Manabu. Niemała ilość blizn umiejscowiona jest także na jego plecach, które znajdują się chyba w najgorszym stanie. Wprawione oko od razu dojrzy, że jest to efekt częstych chłost, którym młodzieniec był niegdyś poddawany. Niektóre z tych blizn są nadal czerwone, ale żadna na pewno nie otrzymała odpowiedniej pomocy medycznej przez co bardziej przypominają bruzdy. Większość z tych defektów jest jednak niewidoczna przy normalnej rozmowie, więc z nich akurat Manabu nie musi się zbyt często tłumaczyć. To usuwa wiele niewygodnych pytań i sprawia, że sam chłopak czuje się pewniej w otoczeniu nieznajomych. Jeśli ktoś nie zauważył, to włosy zapuścił z tego samego powodu. Nie zakrywają wszystkiego, ale przynajmniej odwracają od większości uwagę.
UBIÓR:
W kwestii ubioru Manabu również nie ma się czym chwalić, bowiem jego szaty nie odstają zbytnio od obecnej mody. Podstawą jest tutaj błękitne kimono, skrzętnie okrywające całe ciało młodzieńca. Identycznego koloru jest również noszona przez niego hakama. Jednakże taki dobór poszczególnych części ubioru sprawiałby, że chłopak wyglądałby naprawdę blado. Właśnie dlatego zaopatrzył się on w haori będące znacznie bledszym wariantem hakamy, które nie jest tradycyjnym płaszczem, a raczej kamizelką zakładaną przez głowę i sięgającą kilkadziesiąt centymetrów za jego biodra. Elementem dość nietypowym są również długie rękawy, których końcówki prawie suną po ziemi. Całość jest również na tyle szeroka, że w środku zmieści się kilka rąk, co daje Manabu niesamowitą swobodę ruchów, a jednocześnie okazję do ukrycia czegoś, co niekoniecznie musi być dostrzegalne na pierwszy rzut oka. Rękawy te są koloru identycznego jak haori. Jeśli zaś chodzi o elementy ozdobne ubioru, to w oczy na pewno rzucają się lekko zdobione haori-himo oraz obi. Całość jest koloru srebrnego, co sprawia wrażenie pewnego poziomu kunsztu i wyczucia noszącego. Nogi Manabu przyodziane są w tradycyjne, białe tabi, które z kolei ukryte są w surowych, niezdobionych zōri. Ostatnim elementem ubioru są natomiast specyficzne rękawiczki, które jednak nie kończą się zaraz za nadgarstkiem mężczyzny. Zamiast tego ich materiał został przedłużony do tego stopnia, że pełnią raczej rolę koszulki z długimi rękawami, która jednak kończy się zaraz pod szyją. Całość związana jest sznurkiem koloru srebrnego. Nie można również zapomnieć oczywiście o symbolach jego rodziny, które umieszczone są niemalże na całym stroju mężczyzny. Jest to szerokie drzewo z ludzką twarzą wyrastającą z pnia. Niska dbałość o detale nie może jednak pozwolić na zidentyfikowanie wyrazy facjaty umieszczonej na drewnie. Nie da się jednoznacznie rozstrzygnąć czy usta wykrzywione są w przyjaznym uśmiechu czy też mają za zadanie ukazywać zęby, co powinno być odczytywane jako akt nieprzyjazny i prośbę o zostawienie w spokoju. Sam Manabu zbywa wszelkie pytania o wzór twierdząc, że jest to relikt przeszłości i lepiej nie doszukiwać się w nim jakiegoś specjalnego znaczenia. Po prostu trzyma go na swoich szatach z sentymentu i nigdy nie zastanawiał się co tak naprawdę ma do przekazania. Zresztą czy to naprawdę ważne? O człowieku mówi jego zachowanie, a nie ubiór i tego najlepiej się trzymać.
ZNAKI SZCZEGÓLNE I NAWYKI:
Chuda, a wręcz wychudzona sylwetka.
Wiecznie przymrużone oczy.
Blizna rozciągająca się od brody aż do połowy szyi chłopaka.
Usilne trzymanie rąk za plecami podczas spaceru.
Zrywanie trawy i wygrywanie przeróżnych melodii na źdźbłach. Wiecznie spokojny i ciepły ton głosu bez cienia irytacji czy zdenerwowania.
OSOBOWOŚĆ
CHARAKTER:
Wygląd często idzie w parze z charakterem i na podstawie kilku nietypowych cech człowiek jest w stanie ustalić z kim ma do czynienia. Tak samo jest też w przypadku Manabu. Chłopak nie ma wybuchowego charakteru, ani nie jest też żądny władzy czy wpływów. Jego chuderlawe ciało wysyła jednoznaczny sygnał, mówiąc, że chłopak jest niezwykle łagodny, miły i bezkonfliktowy. Tak też jest w rzeczywistości. Niespotykane jest, żeby Manabu podnosił na kogokolwiek głos czy też w jakikolwiek sposób go obrażał. Chłopak zawsze stara podejść się do rozmówcy z należnym mu szacunkiem i waży każde słowo, aby brzmiało jak najbardziej neutralnie. Właśnie dzięki takiemu podejściu, Manabu nie ma zbyt wiele wrogów, o ile w ogóle można o takich mówić w jego przypadku. Często takie spokojne i racjonalne podejście do dyskusji sprawia, że druga strona traci grunt pod nogami i czuje się niepewnie, więc ucina dysputę. Cierpliwość i spokój są bowiem kolejnymi cechami, które charakteryzują tego chłopaka. Emanuje nimi do tego stopnia, że wielokrotnie pytano się go czy aby na pewno jest człowiekiem. Wyuczony, delikatny uśmiech prawie nigdy nie znika z jego twarzy, a szczerość i otwartość w stosunku do obcych ludzi potrafi być dla niektórych przytłaczająca. Manabu jest jednak człowiekiem, który nie szczędzi dobroci w stosunku do innych. Często kupuje ubrania dla biednych, pomaga leczyć ludzi, którzy nie mają pieniędzy na wioskowego medyka, a także daruje słodycze dzieciom. Wydaje się przy tym preferować ludzi biednych i skrzywdzonych przez życie, żeby był dla nich swego rodzaju światełkiem rozświetlającym przykre i traumatyczne doświadczenia, które przydarzyły się im za ich żywota. Widać więc, że chłopak jest osobą wymarzoną do wspólnych podróży i przygód, co faktycznie daje się odczuć. Manabu wielokrotnie towarzyszył różnym podróżnikom i kupcom w ich wyprawach, służąc przy tym nie tylko pomocną ręką, ale także i radą. Należy bowiem nadmienić, że chłopak pomimo swojego wieku wydaje się być osobą niezwykle doświadczoną przez życie, która potrafi wyciągać wnioski z porażek własnych oraz porażek innych ludzi. Dla wielu jest to rzecz niepojęta, bowiem mądrość i inteligencję wiążą oni z wiekiem, a Ran stara przełamywać się to złudzenie. Chłopak, pomimo wrodzonej dobroci, podejmuje decyzje raczej na podstawie logiki i wyciągniętych wniosków, aniżeli na podstawie emocji. Zbyt wiele razy widział jak te sprowadzają ludzi na złą drogę i sam stara się nie podążać ich śladami. Nie oznacza to jednak, że Manabu jest człowiekiem, którego nazwać można emocjonalnym zerem. Owszem, odczuwa on wszystko to, co inni, ale nad całą tą burzą panuje całkiem dobrze potrafiąc ją w odpowiednich momentach wyciszyć, a w jeszcze innych podsycić jej ogień. Wszystkie wymienione wyżej cechy i sytuacje mogą przyczyniać się do powstawania różnych opinii o medyku. Jedni biorą go za świętego, który został zesłany z jakiegoś raju, żeby pomagać uciśnionym przez choroby i los, a drudzy pomimo całego dobra jakie czyni wyczuwają w nim coś strasznego. Nie jest to jednak strach tego rodzaju, co odczuwany podczas szarży dzika na człowieka, oj nie. Czasem można mieć wrażenie, że Manabu jest zbyt krystaliczny, żeby istnieć naprawdę. Rzadko kiedy można powiedzieć o nim złe słowo, rzadko kiedy można go przyłapać na czymś, co odstaje od jego normalnego obrazu, a nawet jeśli taka chwila się przydarzy, to zawsze znajdzie jakieś logiczne wytłumaczenie tego odchyłu. Kto ma rację? Jedna wielka niewiadoma, która może być odkryta dopiero po dostaniu się do wnętrza mózgu chłopaka.
Do Manabu najlepiej pasowałyby następujące określenia: blagier, przechera, szwindlarz czy też stary, dobry odrzyskóra. Pierwsze wrażenie może być bowiem mylące, ale w przypadku Manabu myli nie tylko pierwsze, ale także drugie, piąte i dziesiąte wrażenie. Pomimo swojego wieku ma on stały cel, na którym zawiesił oko i zrobi wszystko, żeby do niego dotrzeć. Nie jest tak potulny, dobroduszny i wspaniałomyślny na jakiego się maluje, ale doskonale wie co robi. Chce, żeby ludzie uważali go za dobroczyńcę, altruistę, a może i nawet świętoszka, który zrobi dla nich wszystko. Cała ta farsa utrzymywana jest tylko po to, żeby wpływać na ludzkie serca i umysły. Oczywiście do skali narodowej jest mu bardzo daleko, ale Ran wyznaje zasadę pracy u podstaw. Właśnie dlatego jako swój cel obiera ludzi, którzy nie są szczególnie wyedukowani i którzy nie posiadają zbyt wielkich perspektyw na życie. To oni są najbardziej podatni na jego manipulacje, w których Manabu po prostu się lubuje. Wszystkich, którym pomaga postrzega jedynie jako pionki, swego rodzaju schody po których może stąpać po to, aby osiągnąć swój cel. Tak, tak naprawdę Manabu jest manipulantem pozbawionym moralności, zasad i elementarnych granic, które społeczeństwo uznaje za coś podstawowego. Nie współczuje nikomu, do nikogo się nie przywiązuje i nikogo nie uwielbia. Mimo tego utrzymuje ten cały teatrzyk, ale dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że jest w tym piekielnie dobry. Doświadczenie, które nabywał od najmłodszych lat sprawiło, że młodzieniec z powodzeniem mógłby występować obok aktorów zajmujących się swoim rzemiosłem przez wiele lat, a mimo tego w ogóle by od nich nie odstępował. Jeśli ktoś miał kiedyś wrażenie, że artysta odgrywający jakąś postać sprawia, że postać ta wydaje się żywa, to właśnie takim typem jest Manabu. Potrafi płakać na zawołanie, umie udawać najszczerszą skruchę, a także zaśmiać się naturalnie z nawet najgorszego żartu. Jednak tak naprawdę Ran jest człowiekiem śmiertelnie ambitnym i wszystko co robi, ma jakiś cel. Obce są mu akty bezmyślnej pomocy czy akty impulsywne. Chce pewnego dnia posiadać władzę nad własnym krajem i uparcie do tego dąży zdając sobie sprawę, że na razie jest zwykłym robakiem. W imię swoich planów i ambicji jest zdolny do manipulacji, kłamstw i obłudy, a w ekstremalnych sytuacjach gotów jest sięgnąć nawet po najbardziej ekstremalne środki. Można to porównać do księżyca, który zazwyczaj ukazuje tylko jedną stronę pomimo tego, że druga ciągle istnieje, ale jest skąpana w cieniu. Wszystko ma jednak swoje uzasadnienie i Manabu nie jest zły do szpiku kości. Jest po prostu socjopatą, który do tej pory uwierzył tylko w jedną, jedyną osobę i nie zamierza tego zmienić dopóki nie wypełni złożonej jej obietnicy. To właśnie ta pojedyncza obietnica zbudowała cały jego charakter, sprawiła, że odrzucił od siebie to, co inni ludzie uważają za cechy odróżniające ich od zwierząt i brutalnej natury. Dla tej jednej osoby był gotów poświęcić wszystkich innych. Wszystko dla jednego uśmiechu, wszystko dla otarcia łez i niedopuszczenia do tego, żeby pojawiły się one ponownie. Nie zdaje sobie jednak jeszcze sprawy z tego, że przez swoje działania staje się dokładnie taki sam, jak osoby, które obrał sobie za cel i najwyraźniej nie uświadomi sobie tego dopóki nie osiągnie swojego celu i nie skonfrontuje się z osobą, która jest dla niego ważniejsza niż cały świat razem wzięty.
HISTORIA:
Zimny jesienny wiatr rozbrzmiewał za oknami domostwa, w którym większość świateł była już pogaszona. Jednak charakterystyczne dźwięki nie rozbrzmiewały tylko na zewnątrz, ale również wewnątrz. Iskry przeskakujące pomiędzy rozżarzonymi kawałkami drewna zdawały się odstawiać swoisty taniec w kominku, na którym wzrok Manabu tkwił już od paru dobrych minut. Chłopczyk, pomimo tego, że miał jakieś pięć lat, siedział grzecznie i niemalże nieruchomo, jakby nie chciał spłoszyć jakiegoś niewielkiego zwierzątka schowanego gdzieś w pokoju. Prawda była natomiast zgoła inna, bo Manabu mógł ruszać się ile chciał i rozrabiać ile tylko dusza zapragnęła. Powstrzymywało go od tego ciepło rozchodzące się po jego ciele, które wcale nie wydobywało się z rozpalonego drewna w kominku. To przyjemne uczucie docierało zza jego pleców, gdzie siedział ktoś zupełnie inny, osoba mu najdroższa i największy dar, jaki mógł sobie wyobrazić – jego matka. Ta dwójka ludzi podczas codziennej czynności wyglądała niczym wyjęta z obrazka. Matka rozczesująca włosy swojego syna i nucąca pod nosem melodię przekazywaną z pokolenia na pokolenia w jej rodzinie oraz sam syn, który starał się siedzieć na tyle nieruchomo, żeby nie przeszkadzać swojej rodzicielce, ale jednocześnie syn, który nie mógł powstrzymać swoich palców przed lawirowaniem w rytm nuconej melodii. Manabu czuł się teraz dziwnie spełniony. Mógłby przysiąc, że właśnie w tej chwili miał wszystko, czego tylko potrzebował, chociaż nie mógł rozgryźć dlaczego tak sądzi. Przecież czy ta sama scenka nie odbywała się co wieczór? Czy rozczesywanie włosów nie było ich swoistą tradycją? Może i nie było to bardzo chłopięce, ale Ran doceniał szczególnie czas spędzony w samotności z matką. Ogarniał go wtedy nieopisany spokój i poczucie przynależności, jakiego nie potrafił opisać. A mimo tego, zawsze gdzieś tam w środku czuł niepokój, który zwiększał się wraz z każdym kolejnym pociągnięciem grzebienia przez jego szatynowe włosy. Czemu czuł jakby to wszystko miało się zaraz skończyć? Manabu spojrzał na swoje dłonie, które nie zgrywały się już z rytmem melodii, a zamiast tego zaczynały nerwowo przebierać palcami tak, jakby się czymś stresował. Czemu wydaje mu się, że nagle zrobiło się zimniej i ciemniej? Chłopak zmrużył oczy i począł się jeszcze uważniej przyglądać płomieniowi, który do tej pory zdawał się go czarować swoim pięknem. Teraz, pomimo tego, że wyglądał tak samo, zdawał się nie dawać tego ciepła i spokoju jak przed chwilą. Niby nic się nie zmieniło, a jednak dla Manabu różnica stała się niemalże namacalna. Jego serce zabiło mocniej, raz jeszcze, raz jeszcze i nagle zmieniło rytm. Chłopak poczuł, że zabrakło nagle jednego bicia, że cała ta harmonia jego ciała i symfonia serca została zakłócona. Niepokój jeszcze bardziej się powiększył, a wraz z nim urosły również źrenice. Strach zaczynał powoli opanowywać ciało dziecka, które przy takim obrocie sytuacji nie widziało innego wyjścia, niż zwrócenie się do własnej matki. Przyszło mu to jednak z wielkim trudem. Nie obrócił się do niej natychmiast, nie zrobił tego żwawo, a wręcz przeciwnie. Z każdym pokonanym centymetrem zdawał się walczyć z samym sobą, jakby coś w środku nie chciało pozwolić na to, żeby się odwrócił. Ciekawość i strach wzięły jednak górę, a Manabu koniec końców spojrzał przez ramię. Wtedy zobaczył obraz, który nawiedzał go już od wielu lat. Za nim nie siedziała przez ten czas żadna matka, pokój nie był tak jasny, jak mu się z początku wydawało, a ciepło, które do tej pory czuł zamieniło się w zimne dreszcze. Tam, gdzie powinna się znajdować kobieta, która dała mu życie, widział jedynie kontury bliżej nieokreślonej postaci o ludzkiej sylwetce. Posiadała ona ręce, tułów i nogi tak, jak każdy człowiek, ale zamiast twarzy i włosów Manabu widział jedynie wypełnione czernią figury. Czernią niezwykle przytłaczającą, głęboką i mogłoby się zdawać, że niekończącą. Chłopak miał wrażenie, że gdyby wpatrywał się w nią jeszcze przez jakiś czas, czerń ta wciągnęłaby go w swe odmęty i zatraciłby się na zawsze. Nigdy jednak do tego momentu nie doszło. Tak, jak zawsze, tak i dzisiaj Manabu obudził się ze swojego koszmaru w tym samym momencie. Pot na czole był jeszcze zimniejszy niż zazwyczaj, a oczy rozbiegane niczym u zastraszonej sarny. Nadal leżał w tym samym zaułku, nadal przykrywał się kawałkiem prześcieradła, które skradł kiedyś ze sterty prania jakiejś gospodyni i nadal był samotny. Manabu skulił się niczym skarcony szczeniak, okrył się szczelnie kawałkiem materiału i poszedł spać dalej.
Bywały dni, w których nie jadłem nawet kawałka chleba, ale wierzyłem, że kiedyś będę mógł swobodnie rozmawiać nawet z przywódcami wielkich klanów.
Po tym sennym wstępie chyba nikt nie ma już wątpliwości kim był Manabu. Zwyczajny dzieciak, sierota, żebrak, złodziejaszek, brudas, gówniarz, zakała społeczeństwa, wyrzutek, bękart, odpadek. Nazywano go różnie, ale w każdym przezwisku było ziarenko prawdy. Manabu nie pochodził z szanowanego rodu, nie posiadał kochającej rodziny, krewnych, domu, pieniędzy, ani nawet własnego ubrania. Wszystko, co posiadał zdołał wyrwać paskudnemu losowi zupełnie sam, choć niekoniecznie w bojowy sposób. Pamięta jeszcze przez mgłę swoje pierwsze początki na ulicy, gdzie trudno było znaleźć swoje miejsce. Ludziom wydaje się, że żebrak może po prostu usiąść na poboczu i prosić o pieniądze z nadzieją, że ktoś nad nim się zlituje. Prawda była jednak zupełnie inna. Żebraków nie jest mało, żebracy nie są wyjątkiem, a przykrą codziennością, którą większość spycha na dalszy plan. Rzadko kto spogląda pod swoje nogi czy rzuca okiem na otoczenie, żeby dostrzec kogoś, komu powiodło się znacznie gorzej. Manabu wielokrotnie był przeganiany ze swojego miejsca. Czasem ograniczało się to jedynie do agresji słownej, czasem ostrzegawczo pogoniono go z kijem w ręce, ale zdarzały się też dni, że zwyczajnie go bito. Obrywał od ludzi za to, że porzucili go rodzice, że nikt nie otoczył go troską, że był zbyt młody, żeby w jakikolwiek sposób zarobić na swoje utrzymanie. Niektórzy bili go też zwyczajnie dla zabawy, żeby poczuć się lepiej. Społeczeństwo można bowiem porównać do drabiny, na którą wspina się wiele osób, ale zamiast stąpać po szczeblach, starają się oni wejść do góry na głowach innych. Jeśli ktoś znajduje się w środku takiego chaosu, to nic dziwnego, że chociaż raz chce się poczuć lepszy, że chce poczuć się tak, jak ludzie, którzy po nim stąpają. Kogo w takim przypadku obiera się za cel? Najsłabszych. Ludzi pokrzywdzonych przez los jeszcze bardziej, niż sam oprawca. To właśnie, poprzez porównanie swojej sytuacji z ich sytuacją, można nabrać wiatru w żagle i poczuć się naprawdę kimś. Takich ludzi Manabu nienawidził najbardziej. Nie potrafił zrozumieć dlaczego ludzie, którzy doskonale znają uczucia targające społecznymi nieudacznikami postępują tak samo, jak ludzie, którzy nimi gardzą. To właśnie oni powinni być jego sojusznikami w niedoli, to właśnie oni powinni wiedzieć, jak się czuje, a tymczasem ich ciosy bolały chłopaka najmocniej pomimo tego, że oprawcy wcale nie mieli wielkiej krzepy. Początki pamięci Manabu zawsze ubrane są w łzy, cierpienie i żal do całego świata za jego własny los. Chłopak czuł się nic nieznaczącym pyłem na ulicy, o który nikt nie dba i którego żywotem nikt się nie przejmuje. W końcu czy idąc ulicą zastanawiasz się nad losem kamienia, który leży gdzieś na poboczu? Czy kopiąc go myślisz o tym, gdzie wyląduje albo dlaczego znalazł się na Twojej drodze? Nie, oczywiście, że nie. Nic on dla Ciebie nie znaczy, nie wzbudza w Tobie żadnych emocji i zapominasz o nim tak samo szybko, jak zdecydowałeś się go usunąć ze swojej drogi, bo był niewygodny.
W przyrodzie, niepowiązanej w żaden sposób z pozycją czy klasą społeczną przyjętą przez ludzi, zawsze znajdzie się osobnik, który z natury rzeczy jest kluczem do wprawienia świata w ruch. To właśnie tacy osobnicy są prawdziwą elitą wybraną przez złotą zasadę świata. To jest właśnie to, czego chcę się dowiedzieć! Jakie jest moje miejsce w tym świecie? Kim jestem? Do czego jestem zdolny? Do czego jestem przeznaczony?
Wraz z biegiem lat we wnętrzu Manabu rozgrywała się prawdziwa walka jego emocji, uczuć, myśli, światopoglądów i przekonań. W końcu co dobrego wynika z wtłoczenia duszy wielkiego człowieka do ciała zwykłego żebraka? Być może dusza Manabu była zbyt ambitna na to, żeby przytłoczyła ją rzeczywistość? W końcu ten chłopak miał wszystko. Był bystry, potrafił być charyzmatyczny, wyglądał nie najgorzej, a przede wszystkim miał w sobie żądzę posiadania wszystkiego, czego tylko sobie zapragnął. Zmienił się z zagubionego żebraka w wizjonera, który wzrokiem wykraczał poza swój socjalny status i spoglądał na swoją wersję z przyszłości, która posiadała bogactwo, wpływy i przede wszystkim kawałek ziemi mający być dla kogoś rajem. Ale wszystko po kolei. Podczas gdy każdy kolejny dzień był dla Manabu torturą, w jego środku kiełkowało ziarno sprzeciwu. Z każdym przyjętym ciosem, z każdą zasłyszaną obelgą i każdym splunięciem prosto pod jego stopy ziarenko to zaczynało się zakorzeniać coraz bardziej. W końcu wypuściło też pierwszy strączek, który wraz z upływem czasu rozrastał się, umacniał, stawał się coraz dorodniejszy, aż wreszcie pewnego dnia przebił się przez słabą powłokę i zajął centralne miejsce. To właśnie była ta przemiana Manabu, przyzwyczajającego się do życia na ulicy i uczącego się coraz to nowszych zależności panujących w tym środowisku. Nie dawał się już przeganiać ze swoich miejsc, nie pozwolił się obijać niczym worek ziemniaków, zaczął powstrzymywać łzy i zamieniał żal oraz bezradność we wściekłość. Niektórzy nazwaliby to zmężnieniem, inni dorastaniem, ale Ran sądził, że to zwykły tok zdarzeń. Człowiek jest zwierzęciem, które dostosuje się do każdych warunków, więc nic dziwnego, że i on przyzwyczaił się do życia na ulicy. Teraz już nie ograniczał się tylko do pasywnego żebrania, a zaczął sam aktywnie walczyć o swoją kromkę chleba. Czy to zwykłe przeniesienie paru rzeczy z jednego miejsca na miejsce, czy też próba znalezienia jakichś wartościowych rzeczy i sprzedanie ich za grosze, czy też kradzież pieniędzy zgubionych przez zabieganego kupca – wszystkie chwyty były dozwolone w tym niekorzystnym i nieubłagalnym świecie. Moralność zniknęła całkowicie, prawie wszystkie uczucia zostały stłumione, a w jego akcjach przeważał zdrowy rozsądek, doświadczenie, spryt oraz ryzyko. Czasem się to opłaciło, a czasem musiał zwyczajnie uczyć się na swoich błędach i liczyć na to, że nigdy już ich nie powtórzy. Z czasem nabrał jednak coraz większej wprawy, ale zachowywał się kompletnie inaczej niż najwięksi specjaliści w biznesie. O co chodzi? Brał pod swoje skrzydła młodych, doświadczonych przez los tak samo, jak on, porzuconych, zapomnianych, pozostawionych na śmierć. Z początku były to tylko dwie osoby, później ich grupa liczyła jednak pięć osób, a ostatecznie było ich aż dwunastu! Nie mieli konkretnej nazwy, nie mieli ustalonych struktur, nie posiadali limitu wieku, ale za to mieli wspólny cel – przeżyć. Z czasem jednak wszystko zaczęło się wykształcać naturalnie. Grupka dzieciaków skupiała się wokół Manabu i słuchała jego poleceń. Nazywali go szefem, starszym bratem, panem Manabu – jak chcieli. On sam nigdy ich nie poprawiał i nie protestował. Co jednak ważne, ich przyjaźń nie była dwustronna. Uratowane dzieciaki często wyrażały się o chłopaku jak o swoim najlepszym przyjacielu, zbawcy czy nawet rodzinie. On jednak stronił od takich określeń i nigdy nie mówił wprost co cała grupa dla niego oznacza. Utrzymywał ich, troszczył się o nich, dbał o to, żeby niczego im nie brakowało, ale nic poza tym. Robił to przy tym dość mechanicznie. Wszystko zmieniło się jednak pewnego dnia…
Czy w tym świecie przeznaczenie ludzkości kontrolowane jest przez jakiś nieziemski byt lub prawo? Czy nad ludźmi wisi boska ręka? Pewne jest tyko to, że człowiek nie ma nad niczym kontroli. Nie ma jej nawet nad własną wolą.
Manabu zawsze myślał, że dorastania na ulicy zahartowało go w wystarczającym stopniu by odciąć się od wszystkich innych ludzi. Dla niego brak jakiejkolwiek miłości nie był nawet tematem do dyskusji, a faktem. Jeśli właśni rodzice go porzucili, to jakim cudem mógł być komukolwiek bliższy? Jaka więź międzyludzka jest mocniejsza od więzi pomiędzy dzieckiem, a jego stworzycielami? Jeśli ktokolwiek ośmieliłby mu się powiedzieć, że jest to połączenie pomiędzy kochankami, to wyśmiałby go prosto w twarz. Nie, nie. Chłopak sądził, że życie doświadczyło go wystarczająco mocno, żeby przestał wierzyć w banały i skupił się na twardej rzeczywistości. I faktycznie tak robił do mniej więcej jedenastego roku życia (trudno stwierdzić, kiedy nie zna się własnej daty urodzin). Co się wtedy zmieniło? Co potrafiło na niego wpłynąć aż tak znacząco? To, co jest zazwyczaj przyczyną upadków imperiów i zalążkiem błędów wszelakich – miłość. Zanim jednak do niej doszło, Manabu musiał przekonać się, że jego postanowienia i zasady tak naprawdę nic nie znaczą, jeśli coś zostało z góry zaplanowane. Zacznijmy jednak od początku. Po zdobyciu grupki wiernych popleczników Ran miał trochę więcej czasu dla siebie. Nie przestał pracować całkowicie, bo jaki dawałby wtedy przykład reszcie, ale z pewnością poświęcał więcej czasu na rzeczy do tej pory zaniedbywane. Kiedy człowiek skupia się tylko na zapełnieniu brzucha wiele spraw umyka mu przed nosem. Manabu nie był jednak typem lubiącym lenistwo, więc ani myślał położyć się pod chmurką i obserwować niebo. Zamiast tego wolał wpatrywać się w ludzi, ich zachowania i zwyczaje. Znowu nie było to spowodowane jego zafascynowaniem mieszkańcami miasteczka, a czysto pragmatycznym podejściem. Jeśli poznasz cel, będziesz mógł przewidzieć jego kolejne kroki. Gospodynie domowe, strażnicy, wieśniacy, kupcy – wszyscy mieli mniej lub bardziej wytyczone szlaki, którymi podążali w określonych godzinach. Pani Hanabi zmierzała każdego wtorku około południa na bazar, żeby zakupić świeże ryby. Pan Kanue chadzał w czwartkowe wieczory na partyjki shogi, a jeszcze inny mężczyzna uwielbiał spędzać środowe poranki na łowieniu ryb. Manabu był jednak najbardziej zainteresowany kupcem, który pojawił się w miasteczku jakieś dwa tygodnie temu i podobno za około miesiąc miał wyruszać w dalszą drogę. Świeży cel, nieświadomy, nieprzyzwyczajony do tutejszych twarzy. Nie będzie w stanie rozpoznać, który z dzieciaków to notoryczny złodziejaszek, a który to zwyczajny żebrak, któremu nie udało się w życiu. Dzisiaj, Manabu skupił się jednak na części orszaku kupieckiego, który dołączał do nieznajomego, będącego najwyraźniej kimś ważniejszym, niż Ran z początku przypuszczał. Młodzieniec zaszył się na gałęzi drzewa, wziął ze sobą trochę wody i suchy chleb, żeby burczenie brzucha nie zdradziło jego pozycji. Pierwsze trzy godziny czekania poszły na marne, bo nikt nie przejeżdżał, ale los obdarzył Manabu przynajmniej ciekawym widowiskiem. Na uboczu drogi usadowiła się dziewczynka w obdartych ciuchach. Jej brudne ciało i krótko obcięte, pozlepiane włosy zdradzały jednoznacznie jej status społeczny. W najlepszym wypadku miała bardzo biednych rodziców, a w najgorszym była zdana na samą siebie na ulicy. To jednak nie była sprawa Rana, który miał pod swoimi skrzydłami już sporą grupkę dzieciaków i nie zamierzał karmić kolejnego. Na dodatek, rudowłosa zdawała się być kompletnie zielona w tym biznesie. Odzywała się do ludzi, starała się ich prosić i błagać, a nawet się rozpłakała. Wszystko to przynosiło zupełnie odwrotny efekt, ale najwyraźniej nawet tego nie była w stanie pojąć. Manabu z początku zaczął się z niej śmiać pod nosem, ale im dłużej się jej przyglądał, tym bardziej miał wrażenie, że widzi siebie samego z przeszłości. Śmiech powoli wygasał, kąciki ust nie podnosiły się już nawet do góry, a koniec końców wszystko to zaczynało go powoli irytować. Na całe szczęście los uśmiechnął się do chłopaka, bo na horyzoncie pojawiła się grupka, której wyczekiwał od samego rana. Wozy załadowane dywanami, tkaninami, jedzeniem i przedmiotami wszelakiego rodzaju, na które na pewno nie będzie mogła pozwolić sobie większa część jego rodzimego miasteczka. Uśmiech złodziejaszka wkradł się na usta Manabu, który dokładnie przyglądał się całemu transportowi. Starał się zapamiętać wszystko – od ilości wozów, po przybliżoną ilość jedzenia, a przede wszystkim ilość ludzi, którzy to wszystko obsługują. Ostatnia wiadomość była kluczowa do tego, żeby cokolwiek zaplanować. I kiedy tak starał się zakodować wszystko w swoim mózgu, rudowłosa dziewczyna postanowiła znowu wkroczyć do akcji, ale tym razem z większa desperacją, niż do tej pory. Płakanie i błaganie nie wystarczyło, więc poszła o krok dalej i zaczęła napastować przechodzących kupców, ciągnąć ich za szaty i wycierać swój zasmarkany nos w ich szaty. To jeszcze być może by znieśli, ale kiedy sięgnęła swoimi rączkami po owoce, reakcja musiała być natychmiastowa. Dwójka z grupki strażników, którzy do tej pory szli ramię w ramię z towarem, oddaliła się ze swojego miejsca pracy i sprawnie chwyciła dziewczynkę, tym samym odciągając ja na bok. Manabu nie mógł się powstrzymać przed podążeniem za nimi i podejrzeniem kary, jaka ją czeka, choć lekko się zawiódł. Nie było żadnych fajerwerków, nie było żadnych krwawych scen, choć troszkę krwi się ulało. Nieznajoma dostała po prostu dość porządne lanie i została zostawiona na ziemi, żeby dwa razy przemyślała swoje zachowanie zanim podejdzie do kogoś o wyższym statusie społecznym. Ran miał już się zmywać z miejsca zdarzenia, już stawiał pierwszy krok, kiedy zamarł w bezruchu. Głowa podpowiadała mu, że nie ma tu czego szukać i że powinien wrócić do swoich, ale coś w środku go przed tym powstrzymywało. Było to uczucie, którego do tej pory nie doświadczał i nie potrafił go jednoznacznie zidentyfikować. Zupełnie jakby coś pożerało go od środka za każdym razem, kiedy tylko pomyślał o odwróceniu się i pójściu w swoją stronę. Gdyby tylko wiedział, że tak się stanie, to nie podchodziłby wcale do tej rudowłosej. W końcu kiedyś słyszał od dorosłych, że rude włosy oznaczają bycie wiedźmą. Ta dziewczyna musiała być przytomna i pewnie rzuciła na niego jakieś zaklęcie, a teraz odczuwa tego skutki. Kilkuminutowa walka jednak nic nie dawała, a i rudzielec nie wstawał z ziemi, więc Manabu wziął sprawy w swoje ręce. Podszedł do dziewczyny, zmoczył jej twarz wodą i delikatnie zaczął uderzać ją po policzkach. W końcu otworzyła oczy, żeby zaraz odskoczyć od niego jak przerażona mysz od kota. Manabu jednak nie miał złych zamiarów i chociaż zrobił to niechętnie, to nawet podzielił się z nią swoim kawałkiem chleba. To był pierwszy moment w jego życiu, kiedy zrobił coś z czym nie zgadzał się jego rozum. Jakaś nieznana siła pokierowała jego zachowaniem i ta sama nieznana siła miała stać się później prowodyrem zmiany całego światopoglądu młodego Rana.
Podobno szamotanina jednej ryby nigdy nie zmieni prądu rzeki, ale czy na pewno?
Manabu też tak myślał. Miał do końca życia być taki, jak ukształtowało go parę pierwszych lat, a jednak rudowłosa dziewczyna stopniowo go zmieniała. Była niezdarna, gapowata, nie wiedziała nic o świecie, ślepo ufała każdemu, miała miękkie serce, czyli posiadała wszystkie cechy, których nie powinna posiadać, jeśli chciała się sama utrzymać. Podobno jej rodzice zginęli, a najbliższa rodzina postrzegała ją jako ciężar, nad którym nie chcieli przejąć opieki. Tak wylądowała w ciemnych zaułkach i tak też starała się żyć, chociaż przychodziło jej to z trudem. Miała na imię Akiko, co oznaczało „dziecko jesieni”. Manabu był niemalże pewien, że ma to jakiś związek z jej kolorem włosów. Być może jej rodzice nie pochodzili z tych terenów? Jednak to nie pochodzenie zastanawiało go najbardziej. Od chwili, w której jej pomógł, wydawało mu się, że coś ulega zmianie, coś wygląda inaczej, niż do tej pory. Nie był jednak w stanie skutecznie określić źródła tego uczucia. Mijały dni, miesiące, a ten aspekt nie dawał mu spokoju, zżerając go od środka coraz bardziej. Wszystko stało się jednak jasne, kiedy grupka jego popleczników zaczęła coraz częściej zwracać uwagę, że Manabu wydaje się tak jakby milszy, troskliwszy i bardziej otwarty na ludzi. W pierwszej chwili Ran aż syknął ze złości, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że staje się taki jak Akiko. On? On miał stać się sentymentalnym durniem, który opiekuje się w życiu kimś poza samym sobą? Jemu miało zacząć zależeć na ludziach, którzy do tej pory nie poświęcali mu nawet chwili swojej uwagi? Którzy woleli widzieć go na kolanach, niż podać mu chociażby rękę? To było niedorzeczne, ale uderzyło w niego tak bardzo, że od tej pory zaczął unikać rudowłosej. Pomyślał, że jeśli przez jakiś czas nie będzie się z nią zadawał, to mu przejdzie zupełnie tak, jak katar, który łapał podczas każdej wietrznej nocy. W końcu skoro pomagało to na katar, to czemu miałoby nie podziałać z dziewczyną? Była tak samo uciążliwa jak zatkany nos, czyli szansa na powodzenie zawsze istniała. Jego plany spełzły jednak na niczym i to wcale nie z jego winy. Okazało się, że przez ten cały czas kiedy przebywali razem, Akiko zdążyła go poznać o wiele lepiej, niż cała reszta ferajny i to do tego stopnia, że czasem przewidywała jego zachowania. Manabu przeklinał się w duszy za to, że do tego dopuścił. On, właśnie on opuścił gardę i dał się podejść. Gdyby to jeszcze był ktoś inny, ktoś sprytniejszy i zaradniejszy, to może by mu to tak nie przeszkadzało, ale fakt, że była to najbardziej ciapowata dziewczyna z całej gromadki bolał go niemiłosiernie. Mimo tego starał się robić swoje, a przy najbliższej okazji zupełnie o tym zapomniał. Nie była to jednak pierwsza lepsza okazja! To, co Manabu miał w rękawie, miało zapewnić im jedzenie przez najbliższy miesiąc. Tak wspaniałej okazji nie mieli. Pamiętacie ten orszak, który pobił Akiko? Okazało się, że będzie przejeżdżał przez miasteczko jeszcze raz. Tej plotki nie dało się pominąć, bo huczało o niej pół mieszkańców. Dla nich była to doskonała okazja na zaznanie odrobiny luksusu i być może zarobienie na lokalnych wyrobach, ale dla takich żebraków jak Manabu i gromadka, była to szansa na zarobienie grosza. Plan został przygotowany, strażnicy upici, a beczki z jedzeniem zabezpieczone. Wszystko poszło na tyle doskonale, że dzieciaki pozwoliły sobie na chwilę luzu i przez następne dwa dni nawet nie zapuszczały się w okolice centrum miasteczka. To był drugi błąd, jaki popełnili. Pierwszym było to, że jeden strażnik się nie upił i widział twarz jednego ze złodziejaszków. Sprawa była na tyle poważna, że tym razem nie było to tylko jedno jabłko, które magicznie zniknęło. Towar posiadał swoją wartość, a za jego zabranie ktoś musiał zapłacić. I zapłacił… Dokładniej, nie jeden człowiek, a dziesiątka. Manabu, Akiko i jeszcze jedna dziewczyna uniknęli kary tylko dlatego, że poszli zbierać grzyby, co było pomysłem rudowłosej. Chwaliła się, że ostatnio podpatrzyła świetny przepis od jednej kucharki i dziś wieczorem spróbuje go wcielić w życie. Gdyby tylko wiedziała, że do tego nigdy nie dojdzie. Po powrocie do ich „kryjówki”, którą nazywali zwyczajne szałasy na polanie, ich oczom ukazała się istna zagłada. O szczegółach lepiej nie mówić, ale wszystko na co pracowali i wszyscy, którzy tę pracę wspierali, przestali po prostu istnieć. To złamało serce Akiko i pewność siebie Manabu. W tym drugim przypadku nie chodziło o śmierć współtowarzyszy. Chłopaka znacznie bardziej bolał stan, w jakim znalazła się Akiko. Dopiero teraz zrozumiał dlaczego postępował przez nią inaczej niż zwykle, dlaczego tylko ona potrafiła na niego wpłynąć, dlaczego to ona była taka specjalna. Uporządkowanie wszystkich emocji zajęło mu jednak parę tygodni, które wystarczyły również do złożenia obietnicy, która miała zmienić wszystko. Proste słowa, które brzmiały następująco: „Stworzę dla Ciebie świat, w którym nigdy więcej nie będziesz już płakała”. To zdanie uwarunkowało wszystkie późniejsze przygody Manabu…
WIEDZA
INFORMACJE: Urodzony na terenie Daishi.
KLANY, RODZINY SHINOBI, WIĘZY KRWI:
Haretsu – porywa ich wir walki, ale nie posiadają charakterystycznych cech wyglądu, panują i manipulują wybuchem, lubią walkę bezpośrednią, zamieszkują tereny Tsurai
Hyūga – ich charakterystyczną cechą się niemal białe oczy bez źrenic, przeważnie posiadają ciemne, długie włosy, honorowi i oddani swojemu klanowi, specjalizują się w walce bezpośredniej, w której często wykorzystują moc swoich oczu, podczas ich aktywacji pojawiają się na skroniach wyraźne żyły, zamieszkują tereny Kyuzo
Jūgo - mówi się, iż zamieniają się w potwory, modyfikują swoje ciało, kiedy wpadną w szał, co kłóci się nieco z opiniami, że wyjątkowo współgrają z naturą
Kōseki - nie mają cech charakterystycznych z wyglądu, jednak w walce nie jest trudno ich poznać, ponieważ władają i manipulują kryształem, oddani swojemu klanowi, specjalizują się w ninjutsu,
Yamanaka – członkowie klanu często posiadają długie, blond włosy i oczy pozbawione źrenic, słyną z bycia świetnymi mediatorami i politykami, potrafią wniknąć w myśli przeciwnika, mieszkają w Soso
POSTACIE:
ZDOLNOŚCI
NATURA CHAKRY: Suiton
STYLE WALKI: Rankanken
UMIEJĘTNOŚCI:
Wrodzona - Mistrzowska Kontrola
Nabyta -
PAKT:
ATRYBUTY PODSTAWOWE:
SIŁA 6
WYTRZYMAŁOŚĆ 12
SZYBKOŚĆ 29
PERCEPCJA 18
PSYCHIKA 1
KONSEKWENCJA 10
SUMA ATRYBUTÓW FIZYCZNYCH: 65
KONTROLA CHAKRY C
MAKSYMALNE POKŁADY CHAKRY : 101%
MNOŻNIKI:
POZIOM ROZWOJU DZIEDZIN NINPŌ:
NINJUTSU E
STYLE WALKI 0 (dziedzina E)
IRYōJUTSU C
FūINJUTSU
SUITON
JUTSU:
Ninjutsu:
Ranga E: Bunshin no Jutsu, Kawarimi no Jutsu, Henge no Jutsu, Suimen Hokou no Waza, Kai, Kinobori no Waza, Nawanuke no Jutsu
Iryōjutsu:
Ranga D: Chiyute no Jutsu, Katto no Jutsu
Ranga C: Naosute no Jutsu
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE):
Torba na tyłku
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE):
3 kunai i 5 shuriken w torbie, zestaw medyczny, granat dymny 2 kunai przypięte paskiem do wewnętrznych stron przedramion w celu szybkiego dobycia
ROZLICZENIA
PIENIĄDZE: oOo
PH: OoO
MISJE:
[/list][/list][/list][/list]
PREZENT OD ADMINISTRACJI: