Napiszę trochę na zmęczeniu, ale niech temat trochę ruszy. Tak na pierwszy rzut oka jak widzę waszą dyskusję, to narzuca mi się kilka myśli:
-Znieczulenie propsuję i to jest medykament, a nie trucizna
-To musi dotyczyć jednej części ciała, a nie całego organizmu, więc ta wersja z okładem jest lepsza dla mnie, ale w ogóle to widzę to z jakąś strzykawką czy czymś. Dlaczego?
-Bo tak wyglądają znieczulenia. Ładuje się je dożylnie.
-Mam też jedną zagwozdkę. Znieczulenie to nie tylko brak czucia bólu. Jeśli będę spać cała noc na ręce i zablokuję swobodny przepływ krwi, to po obudzeniu nie tylko nie będę czuć bólu i mogę sobie tą ręką walić w ścianę jak chcę. Będę mieć z tym problem, bo w ogóle jej nie czuję i mam niedowład. Więc to właściwie broń obosieczna. Jeśli chcemy tylko ból zahamować, no to ranga substancji musi być wyższa. O ile? Trudno mi powiedzieć.
Swoją drogą fajny byłby syropek na najwyższym poziomie tworzenia substancji, który w ogóle likwiduje uczucie bólu. Np. w połączeniu z otwieraniem wysokich bram Taijutsu
