Posiadłość rodziny Tama
: 23 lip 2018, o 21:13
Było już ciemno. Słońce zachodziło już gdy Sumairu opuszczał domek na drzewie, a z lasu do domu jego siostry jest jednak nieco drogi do przejścia. Zwłaszcza dla takiego spacerowicza, który nie przepada za wydawaniem pieniędzy na środki transportu, powozy i inne. Podobno spacery to zdrowie, a zdrowie zawsze się przydaje i nigdy go za wiele. Za każdym razem kiedy Suma odwiedzał swoją starszą siostrę i patrzył się na jej posiadłość mawiał:
-Tej to się udało... - przeważnie ze swoim szyderczym, sarkastycznym uśmiechem. Często docinał siostrze, ale był z niej bardzo dumny. Zostawiła go i bardzo przez to cierpiał, ale złe emocje zniknęły, a pod docinkami na temat bogactwa tak naprawdę kryła się duma. Brat był szczęśliwy, że siostrze się powodzi, zwłaszcza po tych koszmarach, które Omawari musiała przechodzić po stracie rodziców i utrzymywaniu samej siebie jak i młodego braciszka.
-Szmata znowu siedzi sama w domu. - odezwał się męski, zachrypnięty głos.
Ktoś stał pod wejściem do posiadłości Omawari i ten ktoś nie był sam. Suma już prawie wyłonił się zza rogu, ale zatrzymał się gdy usłyszał chamską odzywkę i pozostał w ukryciu.
-Jednak opłacało się obserwować dom przez ten tydzień, żeby wyłapać kiedy mężulek wychodzi na miasto! - odpowiedział drugi męski głos. Ten był bardziej skrzekliwy i komiczny w porównaniu do pierwszego.
Suma wychylił się zza rogu, gdy tylko usłyszał walenie pięściami w drzwi wejściowe do domu jego siostry.
Dwóch uzbrojonych pachołków.
Jeden na pierwszy rzut oka był wyższy od Sumy o jakieś dwie głowy i miał też więcej tłuszczu, delikatnie mówiąc. Z kolei drugi był takim szczypiorem z niezadbaną kozią bródką. To właśnie on był posiadaczem tego skrzeczącego głosu.
-No to lecimy...- pomyślał Suma opierając swoją dłoń na jednej z katan i wyłaniając się zza rogu, żeby powolnym krokiem dotrzeć do dwóch podejrzanych typów, którzy źle zaczęli ten wieczór.
Szczypior pomógł wstać swojemu ledwo przytomnemu kumplowi (co raczej nie było takim prostym zadaniem) i zaczęli tuptać to bramy.
-Jeszcze nas popamiętasz, szczylu! - biadolili niemalże jednym i tym samym marudzącym tonem oddalając się od posiadłości. Sumairu westchnął i schował swoją katanę do sayi.
-Szacunek do kobiet...? - upiorny kobiecy głos przeszył chłopaka od tyłu.
JEB!
Drewniany bokken odbił głowę Sumy z taką finezją, że całe ciało nie mogło wyjść z podziwu i poleciało razem z głową, po małych schodkach aż na piaszczystą posadzkę.
-Za co?! - jęknął.
-Może jeszcze gdzieś pójdziesz się poszwendać?! Dobrze się bawiłeś? Prawie dwa dni nie dawałeś o sobie znać, a przecież jesteś moim gościem! - wrzeszczała Omawari wymachując bokkenem nad leżącym Sumą.
-Tej to się udało... - przeważnie ze swoim szyderczym, sarkastycznym uśmiechem. Często docinał siostrze, ale był z niej bardzo dumny. Zostawiła go i bardzo przez to cierpiał, ale złe emocje zniknęły, a pod docinkami na temat bogactwa tak naprawdę kryła się duma. Brat był szczęśliwy, że siostrze się powodzi, zwłaszcza po tych koszmarach, które Omawari musiała przechodzić po stracie rodziców i utrzymywaniu samej siebie jak i młodego braciszka.
-Szmata znowu siedzi sama w domu. - odezwał się męski, zachrypnięty głos.
Ktoś stał pod wejściem do posiadłości Omawari i ten ktoś nie był sam. Suma już prawie wyłonił się zza rogu, ale zatrzymał się gdy usłyszał chamską odzywkę i pozostał w ukryciu.
-Jednak opłacało się obserwować dom przez ten tydzień, żeby wyłapać kiedy mężulek wychodzi na miasto! - odpowiedział drugi męski głos. Ten był bardziej skrzekliwy i komiczny w porównaniu do pierwszego.
Suma wychylił się zza rogu, gdy tylko usłyszał walenie pięściami w drzwi wejściowe do domu jego siostry.
Dwóch uzbrojonych pachołków.
Jeden na pierwszy rzut oka był wyższy od Sumy o jakieś dwie głowy i miał też więcej tłuszczu, delikatnie mówiąc. Z kolei drugi był takim szczypiorem z niezadbaną kozią bródką. To właśnie on był posiadaczem tego skrzeczącego głosu.
-No to lecimy...- pomyślał Suma opierając swoją dłoń na jednej z katan i wyłaniając się zza rogu, żeby powolnym krokiem dotrzeć do dwóch podejrzanych typów, którzy źle zaczęli ten wieczór.
-Ej! Matki was nie nauczyły, że obowiązuje coś takiego jak cisza nocna? - walenie w drzwi ucichło, a dwie bardziej puste niż pełne głowy obróciły się zdekoncentrowane w stronę, z której wyszedł Suma.
-Kim jesteś łajzo, żeby tak podskakiwać? Zadzierasz z lepszymi i na dodatek przerywasz nam spotkanie z pewną ślicznotką. Ma u nas dług do spłaty. Dług z dawnych czasów. Zmykaj póki jeszcze dajemy Ci szansę by żyć. - odezwał się grubiutki bandyta.
-Jestem tym, który nauczy was, że kobiet się nie dręczy i należy się im szacunek. - odpowiedział ze swoim uśmieszkiem i szybkim ruchem wyciągnął katanę ustawiając się w swojej ulubionej, nieco zmodyfikowanej pozycji stylu Battodo.
-Ty psie... Najpierw zajmiemy się Tobą! - wrzasnął grubszy opryszek i wyciągając swoją katanę, ruszył dzikim susem bez zastanowienia na Sumę, który wciąż się uśmiechał i wciąż trzymał w dłoniach jedną ze swoich katan.
-Giń! - krzyknął rozpędzony młotek, a raczej walec, który wykonując ogromny zamach wymierzył cięcie na stojącego przed nim samuraja.
-Teraz... - Suma wyłapał odpowiedni moment i przetrącił uderzenie oponenta zbijając jego miecz w dół. Wykorzystał tym impet z jakim taran próbował go zmieść i sprawił, że oponent stracił równowagę. Szybkie szurnięcie butów Sumy poprzedziło wielki huk po upadku przeciwnika na ziemię. Na końcu tej kompozycji, przeciwnik zaaranżował piękny pasaż wokalny, który brzmiał mniej więcej tak...
-Yyyyyy.....aaaaa.... - jęczał z bólu tłuścioszek, któremu podstawiono przed chwilą nogę.
-Widzisz? Nawet nie jesteś godzien żebym zranił Cię moim mieczem... Odpuście sobie i znikajcie.
Ton głosu Sumy był niesamowity. Bardzo rzadko był tak przekonujący i pewny siebie.
Trening techniki Yōdō (D)
-Kim jesteś łajzo, żeby tak podskakiwać? Zadzierasz z lepszymi i na dodatek przerywasz nam spotkanie z pewną ślicznotką. Ma u nas dług do spłaty. Dług z dawnych czasów. Zmykaj póki jeszcze dajemy Ci szansę by żyć. - odezwał się grubiutki bandyta.
-Jestem tym, który nauczy was, że kobiet się nie dręczy i należy się im szacunek. - odpowiedział ze swoim uśmieszkiem i szybkim ruchem wyciągnął katanę ustawiając się w swojej ulubionej, nieco zmodyfikowanej pozycji stylu Battodo.
-Ty psie... Najpierw zajmiemy się Tobą! - wrzasnął grubszy opryszek i wyciągając swoją katanę, ruszył dzikim susem bez zastanowienia na Sumę, który wciąż się uśmiechał i wciąż trzymał w dłoniach jedną ze swoich katan.
-Giń! - krzyknął rozpędzony młotek, a raczej walec, który wykonując ogromny zamach wymierzył cięcie na stojącego przed nim samuraja.
-Teraz... - Suma wyłapał odpowiedni moment i przetrącił uderzenie oponenta zbijając jego miecz w dół. Wykorzystał tym impet z jakim taran próbował go zmieść i sprawił, że oponent stracił równowagę. Szybkie szurnięcie butów Sumy poprzedziło wielki huk po upadku przeciwnika na ziemię. Na końcu tej kompozycji, przeciwnik zaaranżował piękny pasaż wokalny, który brzmiał mniej więcej tak...
-Yyyyyy.....aaaaa.... - jęczał z bólu tłuścioszek, któremu podstawiono przed chwilą nogę.
-Widzisz? Nawet nie jesteś godzien żebym zranił Cię moim mieczem... Odpuście sobie i znikajcie.
Ton głosu Sumy był niesamowity. Bardzo rzadko był tak przekonujący i pewny siebie.
Trening techniki Yōdō (D)
-Jeszcze nas popamiętasz, szczylu! - biadolili niemalże jednym i tym samym marudzącym tonem oddalając się od posiadłości. Sumairu westchnął i schował swoją katanę do sayi.
-Szacunek do kobiet...? - upiorny kobiecy głos przeszył chłopaka od tyłu.
JEB!
Drewniany bokken odbił głowę Sumy z taką finezją, że całe ciało nie mogło wyjść z podziwu i poleciało razem z głową, po małych schodkach aż na piaszczystą posadzkę.
-Za co?! - jęknął.
-Może jeszcze gdzieś pójdziesz się poszwendać?! Dobrze się bawiłeś? Prawie dwa dni nie dawałeś o sobie znać, a przecież jesteś moim gościem! - wrzeszczała Omawari wymachując bokkenem nad leżącym Sumą.