Strona 1 z 1

Dom Uzu Ketsueki

: 30 mar 2016, o 18:00
autor: Uzu Ketsueki
Dom Uzu, mimo niewielkich rozmiarów, z zewnątrz prezentuje się godnie – biel ścian ledwo zauważalnie wpada w róż kwiatu wiśni, co doskonale komponuje się z krwistoczerwonym, finezyjnie zdobionym dachem. Zapewne poprzedni właściciel miał ambitny plan na urządzenie posesji i zbyt krótkie życie, aby go zrealizować. Wystrojem wnętrza musiał zająć się niewiele w tej kwestii wymagający Uzu. Ściany pokoi pozostały w większości wolne od farby - białe lub bladokremowe, natomiast podłogę pokrywają mniejsze i większe materiałowe płachty w różnych kolorach. Jeśli chodzi o układ pokoi, to po przekroczeniu przedsionka widzimy na wprost schody na strych, oraz drzwi do łazienki. Po prawej jest pozbawione drzwi wejście do kuchni, a po lewej podobne, wiodące do sypialni. Od reszty domu odgradza ją purpurowa tkanina przybita do górnej framugi. Mebli jest bardzo mało. W przedsionku niewielka, słomiana mata, na której zostawia się buty. W kuchni stół, dwa krzesła i krótki rząd szafek, a w sypialni miękka mata do spania oraz duża szafa na wszystko, co zechce się tam przechować. W łazience jest spora balia, lustro i mała szafka. Ulubionym miejscem Uzu pozostaje jednak nieumeblowany strych. Jest tam tylko jedno okno, więc niepodzielne panowanie roztacza klimatyczny półmrok. To idealne miejsce, aby spotkać się ze swoim życiem zapisanym we wspomnieniach, lub ze swoją śmiercią, często po cichu za nimi podążającą.

I - Głosiciel

: 2 kwie 2016, o 12:17
autor: Uzu Ketsueki
Kiedy cię zajdzie pośrodku pola
Jak mrocznych łańcuchów człek - straszna burza,
Pomnij, cierpliwy, że przyjdzie twa dola.
Piękniejsza niźli deszczu kwitnie z ran kałuża .

Popołudnie, nie wiadomo kiedy, zmieniło się w wieczór. Światło nie tańczyło już po podłodze na swych promienistych palcach; zdawało się leżeć na posadzce, wyciszać przed nadejściem ciemności. Uzu westchnął ciężko. Udało mu się przespać najgorszy moment… Śmierć odeszła straszyć swoim nieświeżym oddechem gdzie indziej. Korzystając z tego faktu, wstał z maty, podszedł do wyjścia z sypialni i odsunął zasłaniającą je tkaninę. Patrzył przez chwilę na blade, wiecznie milczące ściany. Cisza. Znikąd choćby drobnego szmeru. Był sam. Nikt na niego nie czekał. Nikt by się nie martwił, gdyby nie wrócił na noc do domu. „Pusto… Wszędzie tak strasznie pusto…” – pomyślał. „Od takiej pustki można by chyba… Zwariować…”. Skierował kroki w stronę przedsionka, uważnie obserwując własny cień, kroczący po ścianie naprzeciwko niego. Ubrał buty i otworzył drzwi na dwór. Zatrzymał się na chwilę w progu, jednak nie obejrzał się za siebie mimo początkowej chęci. Na jego twarzy zawitał uśmiech. Bardzo niepokojący uśmiech.

Chłopak nie wiedział, dokąd chce pójść, albo chociaż którędy mógłby iść, gdyby spacer nie miał określonego celu. Powoli przemierzał drogę, zatopiony w rozmyślaniach, które przerywał od czasu do czasu, aby popatrzeć na przechodniów. Dla Uzu było to zawsze niezwykłe - wręcz fascynujące - że na krótkim odcinku drogi mijają się co dzień osoby o zupełnie różnych, odmiennych historiach. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak każdy tworzy swój mały świat. Na tym krótkim odcinku może mieć miejsce kilka przerażających, okrutnych wewnętrznych wojen, albo kilka pięknych, pełnych delikatności i słodyczy spacerów. Tyle emocji, a wszystko to zagłuszone szuraniem butów. Z zamyślenia wyrwało Uzu głuche łupnięcie i krzyk. Podniósł głowę. Wsłuchał się, rozejrzał, lustrując wzrokiem okoliczne zabudowania. Hałas miał swoje źródło niedaleko… Serce przyspieszyło, jednak szedł nadal powoli. Do kobiecego głosu dołączył męski, rozedrgany, zapewne mający być głosem uspokajającym. Krzyk nie milkł… Uzu przystanął, chwycił się za głowę, jakby chciał osłonić skronie przed wdzierającymi się do jego umysłu myślami. „Tyle jest rodzajów krzyku… Ale ten… Tego nie da się pomylić z żadnym innym…”. Ruszył, tym razem szybciej. Kiedy dotarł na miejsce zobaczył dziewczynę i chłopaka, na pierwszy rzut oka jego rówieśników. Ona leżała na ziemi, a on klęczał przy niej, jednak podniósł się, gdy spostrzegł przechodnia.
-Zostań z nią. Proszę! Muszę pobiec po pomoc…
-Co się stało? – Zapytał Uzu.
-Siedzieliśmy na dachu, w naszym ulubionym miejscu… Chcieliśmy wrócić do okna, którym wyszliśmy… I wtedy… Ona…
-I nie chcesz z nią zostać? Ja mogę pójść po medyków.
Chłopak rozejrzał się nerwowo jakby szukał odpowiedzi gdzieś w powietrzu. Oczywiście nie mógł jej tam znaleźć, więc milczenie zaczęło się przeciągać aż do momentu, gdy przerwał je Uzu:
-Dobra, jak chcesz. Biegnij.

Po tych słowach odwrócił od niego wzrok i podszedł do dziewczyny. Była przytomna, ale koło jej głowy pojawiła się drobna kałuża krwi. Nie krzyczała już, jedynie łkała. Uzu ukucnął i otarł jej łzy spływające po policzkach. Wytarł rękę w tunikę i ponownie zbliżył dłoń do jej pełnej uroku twarzy, tym razem, by odsłonić czoło zakryte włosami. Była naprawdę ładna. Wpatrywała się w opiekuna błękitnymi oczami, jakby był ostatnim, najpiękniejszym zjawiskiem jakie zobaczy. Jej różowe usteczka poruszyły się i Uzu usłyszał wypowiedziane szeptem „dziękuję”.
-Przyjemność po mojej stronie – Powiedział, a widząc, że dziewczyna próbuje się uśmiechnąć w odpowiedzi, kontynuował. – Mówię poważnie. Cieszę się, że mogę tu być. Wiesz… Jest tak wiele rodzajów krzyku… Od wściekłego, pełnego złości i nienawiści, aż po taki taki świadczący o pewnej przyjemności, rozkoszy… Ale ten twój… – Nacisnął na jej odsłonięte czoło, dociskając uszkodzoną potylicę do ziemi; zadrżał, gdy dziewczyna wrzasnęła. – Tak, właśnie ten… Krzyk ogromnego bólu, pełen cierpienia… Przeszywa moją duszę, przypominając mi, że ją mam. Wiesz, jakie to piękne uczucie przypomnieć sobie, że istnieje? Że miłość i rozpacz nie są wytworami umysłu, ale czymś większym, wznioślejszym… I że kiedy będzie po wszystkim, może znajdę się nareszcie w jakimś dobrym miejscu?

Uzu położył dłoń na ziemi i powoli zaczął wsuwać ją pod szyję dziewczyny. Zatrzymał ruch, gdy wrzasnęła przeraźliwie. Na początku zmrużył oczy zadowolony, jednak chwilę później zaczął poważnieć, a finalnie wyglądał na prawdziwie zatroskanego. Gdy krzyk przeszedł w cichy płacz, powiedział:
-Cóż, wygląda na to, że jest z tobą lepiej niż myślałem. Wciąż masz czucie…
-Jesteś… Chory… -Wyszeptała.
-Możliwe… Tak, w pewien sposób na pewno. Dlatego tak ci zazdroszczę. Leżysz na progu końca utrapień. Ja mogę jeszcze długo marznąć i moknąć w obliczu burzy własnego świata… Tobie pewnie szybciej przypadnie ostatnia, najweselsza dola.
-Bzdura…
-Bzdura, mówisz? -Przemawiał do niej łagodnie. - Nie widzisz, że ci pomagam? Przekazuję własną wiedzę, żebyś nie bała się tego, co może niedługo nadejść? Jestem nauczycielem. Nie mędrcem, nie doszedłem do niczego wielkiego. Jedynie do prostej prawdy. I jeśli nie dziś, to za kilka lat też ją poznasz. Myślę… - Urwał na chwilę, jakby niepewny, co chce powiedzieć. – Wiem. Wiem to. Każdego strawi jakaś choroba. Będzie trawić, aż człowiek nie zacznie błagać, żeby się to skończyło… Za dowolną cenę.
-Przetrwam wszystko… Dopóki mam dla kogo żyć.
-A na pewno masz dla kogo? -Zapytał z przekąsem. – Pewnie dla tamtego chłopaka, który, przerażony, wolał pobiec po medyków, niż tu z tobą zostać? – Oczy dziewczyny znieruchomiały, wpatrując się w Uzu. – A więc zgadłem? Jednak jest twoim ukochanym. I chcesz ofiarować życie komuś, kto ma problem z wytrwaniem przy tobie, kiedy źle się dzieje? Oczywiście, może źle go osądzam. Pewnie tak… Pewnie zwyczajnie boi się krwi, albo wrzasku. Sama sobie odpowiedz, czy nadal będziesz miała kogo kochać, jeśli się okaże, że twoja dzisiejsza przygoda skończy się paraliżem. Teraz rozumiesz? Choroba, o której mówiłem… Ona dopiero się dla ciebie zacznie. A kiedy przystąpi do dzieła, nawet nie zauważysz, że nie możesz się ruszać.

Z oddali dobiegał tupot stóp. Zbliżała się grupa medyków. Uzu odsunął się, żeby mogli lepiej rozeznać się w sytuacji. Z dziewczyną było bardzo źle. Nikt nie był w stanie powiedzieć nic pewnego, oczywiście oprócz faktu, że trzeba jak najszybciej przenieść ją do szpitala. A ona cały czas wpatrywała się w swojego „opiekuna”. Wpatrywała dziwnym, nieobecnym wzrokiem. Sanitariusze ruszyli, a chłopak, który ich przyprowadził, westchnął ciężko gdy odeszli kawałek. Stał chwilę niezdecydowany, po czym zwiesił głowę, wsadził ręce w kieszenie i niespiesznie ruszył za ratownikami. Nie chciał rozmawiać z Uzu. Nawet na niego nie spojrzał - dlatego nie zauważył dziwnego uśmiechu na jego twarzy. Co prawda nie udało mu się przekonać dziewczyny do swojej filozofii, ale miał rację co do chłopaka. Zasadzone w umyśle poszkodowanej nasionko z pewnością w końcu wykiełkuje.

Powrót do domu mijał mu szybko. W głowie kłębiło się mnóstwo myśli, ale żadną nie zajął się na dłużej. Oddał się obserwacjom. Drogi, budynki, ludzie. Rośliny, niebo. Czuł między nimi dysonans, ale nie starał się ubrać tej świadomości w słowa. Mogłoby to w nim niebezpiecznie urosnąć. Wybawienie przyniosła mała dziewczynka stojąca pod drzewem, patrząca w górę i wołająca „Isao! Zejdź do mnie!”. Kiedy Uzu podszedł bliżej i popatrzył w tym samym kierunku co dziewczynka, okazało się, że Isao jest małym kotem, wczepiającym się mocno w wysoką gałąź. Chłopak, nie namyślając się, zgromadził chakrę w stopach i zaczął wchodzić po pniu. Mała patrzyła z rozdziawioną buzią, jak nieznajomy dociera do wystraszonego kota, chwyta go, odczepia siłą od gałęzi i schodzi z nim na dół. Mała bestia przestała się rzucać dopiero oddana w ręce właścicielki. A ta uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
-Dziękuję panu.
-Nie jestem panu, tylko Uzu. Następnym razem pilnuj swojego kota.
-Dobrze, panie Uzu. Będę pilnować – Odpowiedziała nadal się uśmiechając, po czym mocno przytuliła zwierzę.
-Żyj miłością dopóki tylko możesz. Bo tylko wtedy warto.
-Miłością do kota? – Zdziwiła się.
-Nie… Miłością ogólnie.
-Mówi pan jakieś trudne rzeczy…
Uzu uśmiechnął się i odwrócił do odejścia.
-Dziś jeszcze nie musisz rozumieć – Dodał na pożegnanie.

Kiedy dotarł do domu było już ciemno. Zdjął buty i odłożył je na słomianą matę w sieni. Wszedł do kuchni, ale zatrzymał się, zanim dotarł do szafki z jedzeniem. Poczuł dziwny ścisk w żołądku. Skierował kroki w stronę sypialni, ale stanął przed wejściem i nie odsłonił nawet zasłony zwisającej z górnej framugi. Szybko się odwrócił. Nikogo nie było. Wszedł jeszcze raz do kuchni, potem sprawdził łazienkę. Pusto. Powoli przeniósł wzrok na schody prowadzące na strych. Wszedł na górę, a kiedy przekonał się, że tam również nikogo nie ma, usiadł na podłodze i wpatrzył się w okno. „Domy i niebo. Ludzie i rośliny. Zimno i ciepło. Śmierć i miłość. Dwie drogi na przejście życia. Druga nie dla mnie. Pierwsza… Jeszcze nie czas. Jeszcze tej nocy trzeba będzie zmienić bandaże. A póki co… Jestem ich głosicielem. Tak… Obu… Głosicielem…”.

Z odrętwienia uwolnił go dopiero świt.

Trening

: 6 kwie 2016, o 13:18
autor: Uzu Ketsueki
Mimo bezsennej nocy Uzu nie był śpiący. Gdzieś na dnie serca cieszył się, że stoczył ze sobą walkę, a w jego umyśle zapanował przynajmniej względny spokój. Kiedy odświeżony długą kąpielą przygotowywał sobie śniadanie, było jeszcze dość ciemno. Mimo to, gdy tylko skończył jeść, udał się do lasu. Pełen wewnętrznej, niosącej go siły, postanowił zabrać się również za tą fizyczną.

Trening trzeba zacząć od rozgrzewki – jak zawsze. Najpierw wspominanie czasów Akademii, czyli pięć minut rozciągania mięśni. Później kopanie w drzewa, co doskonale wzmaga wytrzymałość. Wolno przerwać dopiero, gdy piszczele zaczną niebezpiecznie drżeć, na co potrzeba około półtorej godziny. Po tym czasie należy przypomnieć rękom, co oznacza przeciwnik twardy jak skała. W tym wypadku jak drzewo, ale przyznaj, że to już nie brzmi tak imponująco. Uzu do tego ćwiczenia zdejmuje rękawice i odwija bandaże. Rzucenie rękawicy… Jakiż piękny symbol. Po półtorej godziny dłonie są mocno przebarwione – naturalny kolor zmienia się na siny, zachlapany czerwonym. Nie oznacza to oczywiście, że wolno przerwać trening – wolno jedynie założyć bandaże i rękawice. Następne pół godziny to odpoczynek dla rąk i poniekąd dla nóg – Uzu przyczepiony do gałęzi, głową w dół, za pomocą chakry, robi w tym czasie brzuszki. Nie jest ich wiele, ale to dlatego, że robienie ćwiczenia w wolniejszym tempie daje zazwyczaj lepszy efekt. Następnie, w czasie o tej samej długości co poprzednio, młody shinobi musi odbyć nieprzerwany niczym bieg z jednoczesnym wymachem ramion. Zmęczenie daje o sobie znać, psując mu widoczność – zalewając oczy potem. Ostatnia godzina jest najciekawsza, gdyż w jej czasie trzeba wytropić dzika, dogonić go i powalić, oczywiście dozwolone jest użycie jedynie własnego ciała. Uzu sam wymyślił dla siebie trening i nie da się ukryć, że z ostatniego punktu był najbardziej zadowolony. Niewypełnienie go oznaczało konieczność powtórzenia całego treningu nie robiąc przerwy od poprzedniego. Szczęśliwie – albo jak dla shinobi-masochisty – nieszczęśliwie, udało się wytropić dzika i to nie byle jakiego. Dorodny odyniec był zapewne ojcem rodziny i miał na utrzymaniu swoją loszkę oraz gromadkę warchlaczków, ale Uzu w niczym to nie przeszkadzało.

Udane łowy zawsze poprawiają humor.

Re: Dom Uzu Ketsueki

: 6 kwie 2016, o 19:20
autor: Ero Sennin
Powyższy trening zostaje unieważniony z racji braku wystarczającej ilości PH. Poza tym, zawsze przy treningu musi być minimum 5 linijek tekstu widocznego (nie musi on dotyczyć treningu oczywiście)

II - Plan

: 17 kwie 2016, o 18:38
autor: Uzu Ketsueki
Tam gdzie stal i krzyk,
Ona właśnie czeka
Tego, co niweczy szyk…
A później ucieka.

Mknie, gdzie dom.
Uśmiecha się…

Lasy zawsze intrygowały Uzu. Z jednej strony piękne, z drugiej tajemnicze i niebezpieczne. Chłopak zazdrościł ludziom czującym się tam jak w domu. Rozmyślając nad tym przy skromnym śniadaniu, wpadł na pewien pomysł. Przyłożył na chwilę głowę do blatu, aby w tej wygodnej pozycji przemyśleć swój plan. Sprzątnął naczynia, poszedł do sypialni, by wziąć noże z szafy, a później do sieni, aby ubrać buty. Podjęta naprędce decyzja rozproszyła otaczające go czarne myśli, tak jak płomień odpędza ciemność. Uzu odwrócił się. Patrzył przez chwilę na swój cień, wyraźnie widoczny na białej ścianie. „Wylądowałem przedwcześnie w Krainie Cieni” – pomyślał. Chwilę później był już w drodze do lasu.

Szum drzew, ich zapach… Młodzieniec przekroczył niewidzialną granicę dzielącą otwartą przestrzeń i gąszcz zarośli – przedsionek zielonego królestwa. Nie szedł ścieżką, wydało mu się to zbyt proste. Prędzej czy później znalazłby zgodnie z planem miejsce na rozbicie obozu; znalezienie takiego miejsca w dziczy stanowiło znacznie większe wyzwanie. Uzu szedł, jak zazwyczaj pogrążony w rozmyślaniach. Zastanawiał się nad przyjaźnią. Co to jest? Czy jest mu do czegoś potrzebna? Głośno nie przyznawał się do tego przed sobą, lecz wyruszył w tą małą podróż nie tylko w nadziei na spędzenie miło dnia, ale również na spotkanie kogoś. Kogokolwiek.

Popołudniu wędrówka Uzu dobiegła końca. Dotarł do niewielkiej, dobrze oświetlonej polany i postanowił się tam zatrzymać. Ściął z otaczających ją drzew sporo gałęzi, a kiedy stał już na dole przy ich stosie, przystąpił do budowy szałasu. Nie było mu to oczywiście do niczego potrzebne, jednak chłopak stwierdził, że to najlepszy sposób na zabicie czasu w oczekiwaniu… Przyłapał się na tym, że czeka na ewentualnych przybyszów. Szybko odrzucił tą myśl i wrócił do pracy.

Kiedy skończył, było już dawno po porze na obiad. Korzystając z rad burczącego brzucha opuścił polankę, aby znaleźć owoce lub cokolwiek innego, co nadawałoby się do zjedzenia. Obeszło się bez polowania, gęstwiny skrywały przed wzrokiem łakomych bardzo dużo jadalnych roślin. Uzu niósł je garściami w stronę szałasu i wracał po kolejną porcję. Czwarta miała być ostatnią, jednak chłopakowi nie było dane wrócić z nią do szałasu. Od strony obozowiska usłyszał krzyki:

-Popatrz! Tam! Ktoś tu musi być, pomoże nam!
-Nie ma czasu, musimy uciekać!

Oba głosy należały do dorosłych mężczyzn. Młody shinobi postanowił nie wychylać się z kryjówki. Zjadł owoce, które trzymał w rękach i powolutku, trzymając się nisko przy ziemi, ruszył w stronę polany. Głosy były coraz wyraźniejsze:

-Nikogo tu nie ma. Ktoś był, ale już go nie ma…
-A może jeszcze nie ma?
-Nie mamy czasu! Chcesz, żeby…

Głos się urwał. A raczej przeszedł w głuche charczenie. Później dało się słyszeć ciche łupnięcie, zaraz później jeszcze jedno. Rośliny wciąż jeszcze zasłaniały Uzu widok, ale domyślał się on, że był to dźwięk przewracających się trawę ciał. Niewiele się pomylił, co zrozumiał od razu, gdy ujrzał polankę w całej jej okazałości. Na ziemi leżał martwy mężczyzna, drugi stał koło niego z wyciągniętym nożem, Nieopodal przykucnął ktoś jeszcze, prawdopodobnie wylądował na ziemi po skoku z wysokiej gałęzi, wydając przy tym odgłos podobny do upadającego ciała. Trwał w tej pozycji trzymając ręce przy boku niewidocznym dla Uzu. Trzymał tam zapewne jakąś broń. Mężczyzna z nożem dostrzegł chłopaka ukrytego w zaroślach i na chwilę nawiązali kontakt wzrokowy. Przeniósł wzrok na przeciwnika, potem z powrotem na nieznajomego w zaroślach. „Mam coś z nim zrobić, tak?” – pomyślał Uzu. I z uśmiechem na twarzy powoli wycofał się do lasu. Nie czekał długo na szczęknięcie stali, drugie, trzecie, a w końcu na charakterystyczny krótki krzyk, po którym następuje ostatnie, krótkie chrypienie i martwa cisza.

Młody shinobi przesiedział trochę czasu ukryty w zaroślach, a kiedy wydało mu się, że w pobliżu nie ma już nikogo, ruszył w stronę domu. Nie mógł się jednak powstrzymać, aby przejść przez polankę. Dwa trupy leżały koło siebie – jeden z nożem wbitym w głowę, drugi przebity na wylot. Zapewne przeciwnik operował jakimś długim ostrzem. „Co to jest przyjaźń?” – pomyślał Uzu. „Kto to jest przyjaciel? Ktoś, kto będzie chciał umrzeć przy tobie?”. Nie zastanawiał się długo. Nadszedł czas, aby wrócić do domu.

Kiedy szedł uliczką w stronę swojego mieszkania, było już bardzo późno. Ciemność nie przeszkodziła mu jednak dostrzec postaci, opierającej się o ścianę jego domu, tuż obok drzwi. Mężczyzna patrzył w stronę nadchodzącego chłopaka i uśmiechał się lekko. Uśmiech na jego twarzy osłabł, kiedy Uzu zamiast się wystraszyć i zatrzymać, podszedł do drzwi i je otworzył. Nie wszedł jednak. Zatrzymał się przed progiem i zwrócił wzrok w stronę gościa. Tajemniczy przybysz nic na początek nie powiedział. Sięgnął do torby i wyjął z niej głowę jednego z mężczyzn zabitych na polance. Z drugiej torby wyjął głowę drugiego z nich. Miały smutne miny. Dopiero trzymając je za włosy blisko twarzy Uzu, powiedział:

-Zapomniałeś czegoś.
Chłopak nie był pewien, co odpowiedzieć, więc gość kontynuował:
-Ninja nie zostawia swoich przyjaciół.
-Nie mam przyjaciół… Mam jednego znajomego – Poprawił się – Stary, poczciwy pijaczyna… Ale żadna z tych głów nie należy do niego.
Głowy spadły na ziemię, a nieznajomy skrzyżował trzymające je wcześniej ręce i spytał:
-Nie boisz się mnie?
-A co możesz mi zrobić?
-Zabić? – Zaśmiał się mężczyzna.
-Tylko tyle?

Zapadła cisza. Długa cisza. Zdawało się, że nawet wiatr ustał, aby posłuchać do końca tej rozmowy. Nieproszony gość wsadził głowy z powrotem do toreb. Uśmiech powrócił na jego twarz. Zbierał się do odejścia, jednak zanim zostawił Uzu, powiedział:

-W lesie spotkasz różnych ludzi. Takich jak ja. Takich jak oni – Poklepał torbę – I wielu innych. Miałeś dobry pomysł, żeby poszukać tam znajomych.
-Nie szukałem znajomych…
-Zamknij się. Wiem, że szukałeś.
-Skąd miałbyś wiedzieć?
Mężczyzna przeniósł wzrok na rozświetlający noc, czerwony księżyc.
-Kiedy wróci dla ciebie dzień, nie będę nic pamiętał. Odszukaj mnie wtedy, mimo wszystko. Koniecznie.

Uzu podniósł głowę z blatu. Przetarł zaspane oczy i spojrzał na talerz z niedokończonym śniadaniem. Uśmiechnął się do siebie. Z pewnością żaden sen nigdy nie zastąpił tak wspaniale przemyślenia swoich planów na rozpoczynający się dzień.

Tajemna technika

: 12 maja 2016, o 23:53
autor: Uzu Ketsueki
Nie poznał świat pieczęci, ni pokornej mocy,
Nie ma nikt w kajdanach takiego demona,
By słońcu dać księżyca lśniące łzą znamiona,
Lub by dzień uczynić bezdennym czasem nocy.

A ja ukryty żyję tylko ciemną porą,
Granatem firmamentu i gwiazd dostojnością.
Nie ma techniki do walki z tą skrajnością,
Gdy w mroku walczę z wspomnień krwawą zmorą…

I oto cel niezwykły - stworzyć tę technikę,
Co umysł uzbroi do walki z upiorem.
Pamięć jest największym w człowieku potworem.

Dlatego cienkim ostrzem poświaty księżyca
Pragnę przebić słońce, by trwało, co zachwyca…
Bezdenna studnia nocy, by czerpać nadzieję.

Uzu rzucił na podłogę nieco stępiony od rycia w ścianie kunai i odsunął się chwiejnie, przewracając przy tym butelkę po sake. Pogładził w zamyśleniu gęstą, czarną brodę i uśmiechnął się półgębkiem.

-Artysztaaa ze mjeee...

Tylko tyle wymruczał na pochwałę wiersza. Podszedł bliżej do ściany przewracając kolejne dwie butelki i oparł na niej cały ciężar ciała, nad którym stopniowo tracił władzę. Rozmasował skronie, aby przypomnieć sobie przyczyny swojego stanu. Przyczyny sięgające niemal miesiąc dalej, niż ostatni wieczór, pod koniec którego wybłagał od starego znajomego parę butelek ryżowego polepszacza nastroju... Nagle w pokoju rozległ się głos:

-Poradziłem ci rozmyślać... Ale nie koniecznie tak to sobie wyobrażałem.

Głos dochodził zewsząd. Uzu odsunął się od ściany, podszedł do tkaniny spełniającej poniekąd rolę drzwi w pokoju, aby tam odszukać źródło głosu. Nie było jednak takiej potrzeby.

-Tu jestem, pijaku - Mężczyzna stojący przy ścianie, na której Uzu wyrył wiersz, wyglądał jak twór z czystego mroku i tylko dzięki poświacie księżyca było widać, jak wodzi palcem po nierównych wersach. - Fajna zabawa z tymi głoskami. Też kiedyś próbowałem. Widzę, że moja rada nie poszła na marne. Masz pomysł jak sobie poradzić... Chociaż muszę przyznać, że nie wyglądasz.

Więcej Uzu nie usłyszał. Alkohol wygrał z organizmem i nadszedł niespokojny sen.