Rudera Kamiru

Tutaj trafiają wszystkie przedawnione wątki, które nie są już potrzebne, ale mogą się kiedyś do czegoś przydać. Znajdziesz tu dawne misje, przedmioty, techniki i karty postaci, które zostały odrzucone bądź zginęły one w fabule.
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4026
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Ichirou »

0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Um... Szare oczy wpatrywały się w palce kunoichi. Pazury robiły wrażenie. Czymś takim można zabić nawet przypadkiem, ot tak... Ale jak już człowiek opanuje ich używanie to robią się całkiem przydatne. O ile Kotołaki można nazwać ludźmi. Chociażby w kuchni, nie trzeba zawracać sobie głowy nożami. Czyli w zwarciu dziewczyna poradzi sobie sama, a na dystans ma jeszcze wiatr. Całkiem nieźle, o ile jej brat ma ogień. Sam powinien w tej chwili również podzielić się swymi umiejętnościami, ale wymienianie wszystkich jego zalet i epickości zajęłoby tydzień. I to na sam spis treści. Skinął głową, poprawił luzujący się bandaż... Zapomniał o używanym henge, więc palce zawisły milimetry od fałszywej skóry. Westchnął tylko.
    Wędrowali więc dalej, kryjąc się powoli w cieniu drzew, krzaków i innych takich. Panująca cisza jakoś nie ułatwiała podróży, a skoro pogoń i tak była daleko to czemu by nie porozmawiać? Ano dlatego, że Aki trafiła na Kamiru. Z Haną nie miałaby takich problemów. Pytania, macanie i inne atrakcje przez całą drogę. A skoro Kałuży z nimi nie było, Zabandażowany poczuł się w obowiązku do przejęcia jej roli. Na ile potrafił, rzecz jasna. W końcu mieli odejść jak najdalej, a nie stać i dotykać różnych ciepłych i miękkich rzeczy pokrytych futrem.
    Do dziś o takich ludziach jak Ty i brat Twój nie słyszałem. Czemu wygląd swój zawdzięczacie? Poprawił bandaże i obejrzał się za siebie w nadziei, że zobaczy ich ogon w oddali. Nie chciał uciekać, ale walka tak blisko drugiego duetu byłaby nierozsądna. Szedł więc dalej ciekaw, czego dowie się od Kotki. Naprawdę interesowała go geneza ich klanu, rodu... Miotu? I zawsze była to jedna rzecz więcej do zajęcia myśli, niż wyobrażanie sobie tego, co Aoi może teraz robić... Choć prawda może okazać się zupełnie inna, niż podejrzenia Kamiru.
[z/t]
0 x
Awatar użytkownika
Ichirou
Posty: 4026
Rejestracja: 18 kwie 2015, o 18:25
Wiek postaci: 35
Ranga: Seinin
Krótki wygląd: Chodzące piękno.
Widoczny ekwipunek: Hiramekarei, gurda, fūma shuriken, torba, dwie kabury
Lokalizacja: Atsui

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Ichirou »

0 x
Obrazek
KP PH bank głos koty dziennik
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Zabandażowany dotarł wreszcie do domu. Kałuża jeszcze się gdzieś szlajał. Inaczej widać byłoby dym, słychać hałas... No, cokolwiek. W końcu Białowłosy nie potrafi siedzieć spokojnie, ne? Chyba, że przez te kilka godzin nieobecności zdołał się zmienić i teraz siedzi gdzieś w kącie czytając traktat filozoficzny. Drzwi zaskrzypiały cicho, gdy przekroczył próg. Nie, jednak go nie było. Tym razem nie miał zamiaru go szukać, sam się znajdzie kiedy przyjdzie pora. Hany też nie. Pewnie jeszcze zajmuje się Akim. A szwendanie się po lasach za tą dwójką to szukanie jednego płatku śniegu w zamieci. Eh... Rozpalił w palenisku, szykując wodę na herbatę i... Sajgonki. Tylko tyle przychodziło mu do głowy. Może i lepiej, że trafił do domu pierwszy? Kto wie, jaka byłaby reakcja którejś z kałuż na maskę. Najpewniej nie miła. A tak mógł w spokoju zjeść, wypić i założyć ją ponownie. W międzyczasie dostosował swoje ubranie do obecnej ilości żelastwa. Miecze, sztylety... Sporo tego. Pozbył się więc płaszcza z symbolem klanu. Nie potrzebował go, a jedynie przeszkadzał. Można za niego pociągnąć, albo zaplącze się między drzewami. Nie, był zbędny. Zostawił lekką kurtkę, doszywając do niej kaptur. Tak, potrafił szyć! I nie potrzebował niczyjej pomocy. Po co w ogóle to zrobił? Kaptur lepiej pasował do maski. Proste. Ściągnął z łokci szare ściągacze. Były tam wcześniej... Bez powodu. Spodnie w tym samym kolorze zastąpiły niemalże identyczne, ale o czarnej barwie. Dużo tej czerni. Ale mu się to spodobało. Teraz bez problemu mógł wyjść i wypróbować swój nowy ubiór wraz z uzbrojeniem.
  • Skoro i tak był sam w domu to czemu by nie rozwinąć nieco swych umiejętności? Większość skromnego asortymentu technik, które posiadał, nadawały się do ofensywy. Jasne, miał kawarimi, niematerialne klony i inne takie proste jutsu. Jedyna potężna defensywa była ostrzem obusiecznym, raniącym wrogów, przyjaciół, a nawet i Kamiru. A gdyby tak zostawić to wszystko i skupić się na czymś prostym? Młodzieniec widział kiedyś, jak Yuu używa jednego z jutsu suitonu. Polegały na wytworzeniu mgły czy czymś takim. Początkowo musiał sobie przypomnieć, jak wyglądał cały proces. Pieczęcie, warunki i takie tam. Oni musiało poczekać na inną okazję, z pewnością zostanie użyte, ale to kirigakure miało największy priorytet.
    Najpierw wyjście z domu nad strumień. Większość technik wymagała źródła wody, w tym przypadku najpewniej było tak samo. Pieczęć, a właściwie poza potrzebna do rozpoczęcia jutsu była niezwykła, bardzo charakterystyczna. Kolejne minuty treningu, kumulacji chakry tak, by stworzyć tą białą zasłonę. Cóż, zabawne. bardziej przypominało to wstęgi przezroczystego dymu, rozlatującego się pod byle powiewem. Ale im więcej czasu mijało, tym lepsze był efekty. Aż w końcu udało się stworzyć mgłę tak gęstą, że niczego nie było w niej widać. Chyba, bo sam Szarooki widział wszystko normalnie. Dziwne, ne? Możliwe. Nie pozostało nic innego, jak powrócić do domu i poczytać. Może Hana lub Yuu wróci.
Kirigakure no Jutsu - 3h, 5 linijek
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Jeden trening z głowy, można zająć się następnym, ne? Czarnowłosy poprawił kaptur, pozwalając włosom opaść swobodnie. Stanowczo za długie, w porównaniu do poprzednich dni. Eh, zapuścił się. Niechętnie rozsupłał zapięcia, rzucając żelastwo na fotel. Była idealnie dopasowana, kunszt rzemieślniczej pracy. Czy pozbycie się bandaży nie było głupotą? Kto wie. Maska znacznie lepiej chroniła twarz. I nie dało się jej tak łatwo zdjąć. Wada i zaleta jednocześnie. Huh. Jak zareaguje Yuu na widok swego "brata" bez tego zbawiennego materiału? Ponownie, kto wie. Teraz miał inne zmartwienia na głowie... Dosłownie. Ponownie wyszedł z domu, zjadając po drodze kanapkę albo dwie. Treningi są męczące, ale za nim do nich dojdzie, Szarooki chciał zadbać o swój wygląd. Jaki by nie był to włosy wychodzące spod kaptura nie są fajne. A strumień całkiem nieźle spełniał rolę lustra. Kilka cięć krótkim ostrzem później i po kłopocie, kudły wróciły do regulaminowej długości. Teraz można zabrać się za naukę.
  • Na ostatniej misji nazbierał żelastwa. To fakt. Umiejętności w machaniu tym też jakieś miał. Marne, ale zawsze. Siła uderzenia też nie była największa. A gdyby tak ją zwiększyć bez robienia trzystu powtórzeń z ciężarkami dziennie? W zwojach zabranych z miejscowej biblioteki trafił na opis jednego jutsu, które mogłoby załatwić sprawę. Czy zdoła je opanować? To już inna sprawa. Informacji nie było wiele, ale może to i lepiej? Wskazówka, że technika jest bardzo prosta i tyle? Oby. Przeczytał dla pewności kilka razy, zanim nie schował go do kieszeni. Proste użycie wiatru, przelanie go na broń i gotowe. Huh. No to do roboty.
    Do pierwszej próby wystarczy kunai... Albo tanto. Tak, tanto ma w sobie więcej z miecza. Broń pewnie trzymana w dłoni, kumulacja chakry, pełne skupienie na wykonywanej czynności... I nic. Nikt nie obiecywał, że początki będą łatwe. Kilka kolejnych też nie wzbudziło żadnych efektów, nie licząc rosnącej irytacji młodzieńca. Zimne ciało, zimna krew, chłodna logika. Mantra przydawała się wtedy, gdy coś szło nie tak. A właściwie nie szło wcale. Może większe ilości chakry na raz? A może po prostu nie skupiać się na tym tak bardzo? Kilkanaście kolejnych prób pozwoliło zbudzić dziwną, niebieskawą powłokę z chakry. Blisko godzinę później zdołał kształtować je bez problemu. Niesamowite. I nawet nie znika po kilku sekundach. Nie zważając na osłabienie wywołane brakiem chakry, zabrał się do testowania hien.
    Celem nie mógł być strumień, to oczywiste. Zabandażowany ochoczo powlókł się przed siebie, wchodząc między drzewa. Żal mu było ścinać te młode istoty. O ile technika jest w stanie tego dokonać. Pamiętał, że gdzieś dalej leżał olbrzymi, pokryty mchem głaz. Idealny do testów. Obrót, poziome cięcie z biodra i głęboka rysa w kamieniu. Szare oczy zapłonęły z radości. To już było coś. Ale stać go było na więcej! Kilka kolejnych ciosów spadających losowo, kruszących skałę, odłupując z niej kolejne fragmenty. Kto by się spodziewał. Kamiru przelał jeszcze więcej chakry do ostrza, zwiększając intensywność poświaty. I ciach. Monolit rozłupany na dwa duże kawałki i kupkę mniejszych gruzów. Koniec. Wycieńczony chłopak walczył z ciemnymi plamkami, które krążyły nad jego głową. Dziwne... Ale entuzjazm go nie opuszczał. Wystarczy cięcie i już, po człowieku, skoro nawet głazy padały przed tą mocą. Jakim cudem dotarł do domu i padł na łóżko? Nie miał pojęcia.
Hien - 8h, 15 linijek
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Yuusuke »

Yüsuke miał wyjść kupić miotłę i zaraz wrócić, by uprzątnąć podwórko. Jednak podwórko wciąż wyglądało jak pobojowisko, a po malcu nie było ani śladu. Było pewnym, że wplątał się w coś dziwnego, ale gdzie tak naprawdę był? Kamiru nie mógł tego wiedzieć, ale nie ważne gdzie był Yü, ważne jest z kolei to, że był tam pijany jak bela. Tak, tak! W prawdzie obyło się bez wspaniałego pokazu treści żołądkowych, ale impreza i tak była przednia.

Następnego dnia wstał koło południa, bez bólu głowy, nawet bez kapcia w ustach, wstał najzwyczajniej w świecie. Śmierdział w prawdzie trochę alkoholem, ale to nic. Po wielkim zajściu z wodospadem i okropnej każe pożegnał się ze swoim kumplem od picia i postanowił wrócić do domu. Do kochanego braciszka i siostrzyczki, która jak twierdził Toru kochała się z wymienionym wcześniej, niespokrewnionym braciszkiem. Hözuki nie rozmyślał jednak nad tym tematem, co miało być w tej kwestii powiedziane, to już Kaguya mu powiedział, a resztę sam widział kiedyś w lesie. Dzierżąc swój kościany miecz sunął przez opustoszałe alejki podobny do ducha. Jego lodowaty wzrok ścinał Bogom ducha winnych przechodniów, którzy odważyli się na niego patrzeć. Wcale nie wyglądał jak wtedy jak dzieciak sprzed dwóch dni, jedno mieli tylko ubranie. Mniej więcej w połowię drogi jedenastolatek uświadomił sobie, że za chwilę spotka się z Kamiru, więc rozchmurzył się wracając do dawnej postaci jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i przyśpieszył kroku. Tym razem towarzyszyły mu oczywiście westchnięcia oczarowanych kobiet, ale przynajmniej żadna nie postanowiła go porwać.

W końcu brzdąc stanął przed drzwiami domu, w którym zamieszkiwał z braciszkiem i stał tak przez chwilę. –Zapukać?-zastanawiał się-To w końcu mój dom…-Z drugiej jednak strony uświadomił sobie, że mógłby przyłapać Hane i Kamiru na robieniu czegoś dziwnego, więc przykładem nowego sensei… Natychmiast wszedł do domu otwierając drzwi z buta. –Khe… Nikogo.--Powiedział sam do siebie jakby zawiedziony, że nie mógł urządzić sceny i ruszył w kierunku szafek, by znaleźć sobie coś do jedzenia. Co powiedziałby, gdyby ich przyłapał? Zatkałoby go... W końcu jedna lekcja Kaguyi nie mogła z niego zrobić prawdziwego faceta, ale już był o jeden krok bliżej do włosów rosnących na klacie.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Z krainy sennych marzeń wyrwał go odgłos otwieranych drzwi. Może i Kamiru był zmęczony treningami, ale nadal pozostawał shinobi. A ninja musi być czujny, nawet jeśli śpi! Ba, szczególnie wtedy gdy śpi. Inaczej nie byłby ninją. Czy pamiętał swój sen? Przez chwilę zdawało mu się, że tak. Znał dokładnie jego treść, wszystkich bohaterów i wspaniałą przygodę którą tam przeżył. A po dwóch mrugnięciach wszystko zniknęło. Zawodna jest ludzka pamięć, huh. Poprawił bandaże, nie mogli go zobaczyć bez nich. Nikt obcy nie wchodziłby bez pukania, ale kto wie, czy to nie jakiś psychol? Właściwie to tylko spróbował poprawić materiał, bo opuszki palców trafiły na metalowe nity i szprychy. Prawie zapomniał o wczorajszym wybryku z zakupem tej maski. No nic, skoro już w niej zasnął to nie musiał jej zdejmować. Zawsze coś.
    Powoli zwlókł się z łóżka, czując jak coś zaczyna odzywać się w jego trzewiach. Uh... Głód? Ostatnio jadł... Przed snem. I przed treningiem. Wiele tłumaczy. Szaleniec z siekierą który otworzył drzwi będzie musiał poczekać, najpierw śniadanie. Albo kolacja. Zasłonięte okno nie ułatwiało rozeznania się w porze dnia. Odsunął drzwi i doczłapał do spiżarki, wyciągając z niej kurczaka. Filety. Kilka cięć zadanym tanto i małe kostki wylądowały na blacie. Zaraz też posypały się na nie przyprawy, warzywa i inne takie. A potem wszystko trafiło nad palenisko, na rozgrzaną patelnię. Zapach był cudny. Smak też? Zaraz się okaże. Ee... No tak, metalowa puszka na głowie nieco utrudnia jedzenie. Eh. Dorzucił jeszcze do miski trochę ryżu i sosu sprzed... Kilku dni. Chyba. Nie ważne. Wymieszał, zdjął maskę i zaczął jeść. Dopiero wtedy przypomniał sobie o gościu. Biała czupryna w kuchni. Odwrócił głowę w tamtym kierunku.
    Cześć Yuu. Robiłeś coś? Uśmiechnął się i wrócił do posiłku. Dziwne to wszystko, ne? Całe zachowanie, tryb zombie i nagłe wybudzenie... Co tu się dzieje?
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Yuusuke »

Mały shinobi dreptał sobie ku swemu przeznaczeniu, którym zdawała się być wtedy szafka ze smakołykami i właśnie w tej chwili z pokoju Kamiru wyłoniła się śmierć. Trupia twarz spoglądała na malucha se swych pozbawionych oczu orbit. Czyżby krótkie życie brzdąca miało się właśnie zakończyć? Wszystkie przyjemności świata i wszystkie jego okropieństwa czekały na jedenastolatka, ale ponury żniwiarz kroczył w kierunku zlepku wszelkiej słodkości nieubłaganie. Ten zupełnie nie wiedząc co robić stał jak wryty, a z przerażenia wypuścił z ręki kościany miecz. –Sayonara Onee-chan.-Pomyślał o Hanie zamykając oczy i kuląc się.-Niech to już będzie koniec, fajnie było się z wami bawić de gozaru.-Zadudniło jeszcze w jego głowie i… Nie umarł. Śmierć minęła go szerokim łukiem, a Yü otworzył oczy i odprowadził ją wzrokiem do spiżarni. Zaraz, zaraz! Ten sposób poruszania, wzrost, postura, w końcu zapach…-Kamiru?-Zapytał cicho Yü sam siebie, jakby z niedowierzaniem, ale po chwili miał już pewność. Przed chwilą nieźle go nastraszył, ale skoro był sobą to Yüsuke mógł uśmiechnąć się i wrócić do pierwotnego zajęcia, którym miało być przeszukiwanie szafki. Bandaże, maska, dla Kałuży nie było żadnej różnicy, Yuki mógł nosić na głowie nawet abażur, bo dopóki pozostawał sobą dopóty małego Kantaiczyka nic innego nie obchodziło. Hözuki podniósł swoją nową zabawkę i stanowczym krokiem zbliżył się do jednej z kuchennych szafek. Niestety nie było w niej niczego, czym malec mógłby zaspokoić swój głód. Na szczęście Kamiru właśnie wracał ze spiżarki i chyba z przyzwyczajenia wziął więcej niż był w stanie zjeść. Słodziak pacnął na ziemi i przyglądał się uważnie kulinarnym zmaganiom swojego idola, tak jakby próbował nauczyć się czegoś z jego obserwowania i w istocie właśnie tak było. Chwile później, gdy potrawa była już gotowa, a Kamiru zasiadł już do stołu, malec wstał, wziął miseczkę z szafki i podszedł z nią do patelni, by bez pytania zagrabić z niej to co jeszcze w niej zostało. Wtedy właśnie szarooki wybudził się ze swojego dziwnego transu.-Ya!-Wykrzyknął z uśmiechem maluch nabijając ostatni kawałek kurczaka z patelni na swój kościany miecz. Następnie zdjął go z niego zębami, dokładnie przeżuł i przyszedł do stołu. Zasiadłszy do niego wrócił do rozmowy.-Czego to ja nie robiłem!-Powiedział dumny z siebie, roznosząc wokół siebie lekki, alkoholowy zapach.-A jak wam poszło? Gdzie siostrzyczka? Wczoraj wybieraliście się tylko na spacer.-Zapytał z nieudawanym zainteresowaniem. Z tego wszystkiego nie zauważył, że Kamiru nie ukrywa już swojej twarzy? Ależ skąd, oczywiście, że zauważył. Tylko, że nic go to nie obchodziło, tak jak mówiłem dla niego nie liczyło się nic poza tym, że braciszek egzystował koło niego. Dlatego właśnie berbeć nie przyglądał się twarzy swego mentora, a najzwyczajniej w świecie i najspokojniej (jak na niego) jadł sobie świeżo przygotowany posiłek.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Kamiru miał szczęście, że nie wiedział o mentalnych pożegnaniach Yuu. Nie było jego zamiarem straszenie Białowłosego, ale... Gdyby Szarooki był telepatą, z pewnością złoiłby skórę Kałuży. Znaczy, kiedy zamroziłby jego mokre cztery litery. Jak to tak? Ostatnie chwile, żegnanie się ze światem... I wspomnieć tylko siostrzyczkę? A kto podcierał mu nos przez te wszystkie lata w Ryuzaku? No, chyba nie Hana. Kamiru zresztą też nie. Ale od kogo podbierał jedzenie, książki i ciepło? Choć te ostatnie to kwestia sporna w towarzystwie zimnego drania. Ogień w palenisku był, mięso na patelni też... I skąd ten dzieciak wynalazł tak dziwny miecz? Przy ostatniej wizycie w sklepie nigdzie nie widział czegoś podobnego, a przyglądał się narzędziom niosącym rany, ból i śmierć dość dokładnie. Przemilczał nowiny dzieciaka. Wiele nie opowiedział, tylko dorzucił pytań. Huh. Kilka ostatnich kęsów kurczaka zniknęło w ustach Czarnowłosego. Odłożył puste naczynie na stół i popił zimną herbatą.
    Skomplikowały się sprawy. Zlecenie ciekawe pojawiło się. Wrócić nie wiem kiedy Hana może. Mruknął cicho. Co porabiała w towarzystwie tego Kota? Lepiej nie myśleć. Ponownie założył maskę, dopinając wszystkie paski dokładnie. Potem jeden ruch i szeroki kaptur opadł na głowę. Skoro Yuu nie zareagował na nową-starą twarz swego... Khe khe... Braciszka. W międzyczasie maluch podszedł do stołu ze swym pożyczonym posiłkiem, rozsiewając... Nie, nie typowy dla niego zapach mokrych ubrań. Zaskakująca woń... Ee. Sake? Gdzie się ten debil podziewał w ciągu ostatnich dni? I weź tu zostaw małą maszynę do zabijania samą.
    Ciekawy masz miecz. Yuu... Alkohol piłeś? No i to był głos godny Boga wygnanego! Zimny, zachrypnięty a jednocześnie ostry, tnący ciszę jak tanto masło. Nota bene, Czarnowłosy nie używał tego dziwnego tworu. Całkiem niezłe podejście. Najpierw niewinne, zdawałoby się że błahe pytanie o nową broń mieszkańca Kantai, a potem bum! Niech lepiej zastanowi się nad odpowiedzią. Może i był niewrażliwy na ataki, tak zdolności klanu Yuki były zabójcze... Nie żeby Kamiru miał jakieś złe zamiary, w końcu los, postępowanie anie przyszłość malca nijak go nie interesowały, ne? W tym budynku nie było alkoholu, więc jego zapach był wyczuwalny tym bardziej. No nic... Z Haną byłoby jeszcze zabawniej.
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Yuusuke »

Właśnie, dlaczego Kamiru nie pojawił się w pożegnalnej mowie malucha? Przecież z siostrzyczką łączyło go tyle co nic. Pamiętał ją z dzieciństwa, wczesnego dzieciństwa, bo nie ulega wątpliwości, że Yü nadal był dzieckiem. Istniała w jego pamięci dokąd tylko chłopaczek pamięcią sięgał, ale czy to zaważyło o tym, że to ją pożegnał w swych ostatnich słowach? Czy wystarczyło, by postawić ją na pierwszym miejscu, przed braciszkiem, który cały czas przy nim był? Nie! Nikt się tego już nie dowie, ale w chwili swojej „śmierci” Hözuki podświadomie wiedział, że braciszek jest bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Dlatego też nie pożegnał go, bo wiedział, że ten będzie z nim w jego ostatnich chwilach. Śmierć jednak nie nadeszła, więc możemy już zapomnieć o tym wątku.

Aktualnie brzdąc był w trakcie opróżniania swojej miseczki i szło mu to całkiem nieźle, bo spod ryżu nieśmiało wyglądało już dno naczynia. Cały czas jadł wypychając swoje policzki smakowitym ryżem, ale wcale nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu rozmowy. –Uuuuueeeeeeee… Czyli nie wiesz kiedy wróci?-powiedział bez cienia emocji-A opowiesz mi potem o tym zleceniu?-Dodał po chwili z widocznym zainteresowaniem, a mówiąc wypluł kilka ziarenek ryżu, które spadły na stół. W międzyczasie Yuki zwietrzył zatrważający zapach sake. No… Sam zapach może nie był zatrważający, ale fakt iż dochodził on od siedzącej naprzeciwko kulki słodyczy już tak. Zapytany o alkohol jedenastolatek zmieszał się. O ile sprawa miecza była prosta, łatwa i przyjemna do opowiadania, tak sprawa z alkoholem… Mały Kantaiczyk nie wiedział przecież co to jest alkohol i nie mógł wiedzieć, że napój, którym dnia wczorajszego częstował go Toru był alkoholem. Postanowił, więc opowiedzieć bratu urywek dnia wczorajszego. Wbił pałeczki w pozostałości swojego posiłku, dokładnie przeżuł i przełknął to, co miał już w ustach i tryumfalnie uniósł swą nową broń.

-Dostałem go od Toru, poznałem go wczoraj w Karczmie „pod…” coś ze świnią, nie ważne de gozaru.-Obrócił w rękach swoją nową zabawkę i przetarł ją skrawkiem swojego haori.-Nie uwierzysz! Normalnie wyciągnął ją sobie z ramienia, to jego kość!-Wykrzyknął pewny, że braciszek będzie bardzo zaskoczony.-Najpierw udawał, że jeden z facetów z baru złamał mu rękę, a potem zrobił ten swój uśmieszek. O taki!- Chłopiec uniósł się nieco, by zaprezentować pokaz mimiki zaczerpniętej od senseia. Twarz, którą Albinos pokazał Szarookiemu była iście twarzą rozszalałego, karczemnego zabijaki. Chwile później owa twarz zniknęła ustępując miejsca ślicznej buzi brzdąca.-No i wtedy wyjął wystającą kość! Było krucho, pobili się… A, że wcześniej mu pomogłem: „Pokazałem, że mam jaja!”, to po wszystkim zaprosił mnie do swojego stolika i mi go dał. Tnie stal jak papier wiesz de gozaruyo?!-Zakrzyknął jeszcze nim trącił o temat picia.-No i później dał mi takiej wody, od której jest się dorosłym. Nie dobra była, ale skoro dzięki niej dorosnę… To mogę ją pić codziennie!-Naprawdę dobrze, że w domu nie było wtedy Hanaye, aż strach pomyśleć, co zrobiłaby słysząc, że maluch deklaruje chęć codziennego spożywania alkoholu. Za tą chęcią ukryta była oczywiście inna chęć, chęć usamodzielnienia i odciążenia braciszka, któremu tylko sprawiał kłopot. Tylko czy Kamiru będzie w stanie dojść do tego wniosku? Będzie drążył cel i sens dorastania pytaniami, a może po prostu skarci nieletniego zalejmordę?
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Strategia poskutkowała, bo Malec z chęcią pokazał swoje nowe, białe ostrze. Na metal nie wyglądało już na pierwszy rzut oka. Skojarzenie, jakie przychodziło do głowy Kamiru było zbyt... Nieprawdopodobne, by miało jakiś sens. W końcu jaki kowal, albo rzemieślnik w ogóle, zajmuje się obróbką kości? I nadal, stal była lepsza od części ludzkiego bądź zwierzęcego szkieletu. No, mniejsza z domysłami. Słodkie dziecię z pewnością samo zaraz wszystko opowie. A potem przejdą do znacznie bardziej frapującej Szarookiego kwestii, czyli zapachu roznoszącego się wokół Yuu. Najpierw miecz. W miarę mijającego czasu i kolejnych słów Kałuży mina zimnego młodzieńca zaczęła zdradzać coraz większe zainteresowanie. Na szczęście maska skutecznie zatrzymywała jego emocje tylko dla niego. Ten cały Toru niezbyt go interesował, ale zdolności jakie posiadał były naprawdę ciekawe. W końcu mało kto potrafi złamać sobie rękę. Dobra, każdy przy odrobinie kreatywności (albo sake i głupoty) to potrafi. Jednak walka własnymi kośćmi? I to ponoć twardszymi od stali... Ile jeszcze takich tajemnic skrywał przed Kamiru świat shinobi? Shinobi kontrolujący lód, kryształ, zamieniający się w wodę... Masa unikalnych zdolności wprawiających w zdumienie. Sam władca kości nie był raczej osobą wartą poznania. Białowłosy może i nie miał zdolności aktorskich, tak mina naśladująca Toru sporo mówiła o tym karczemnym zabijace.
    Rozumiem... Niech dobrze służy Ci. Miecz, nie jego twórca. Szarooki zajął dłonie strzelaniem palcami. Miły dźwięk tak bardzo irytujący innych. Zabawne.
    Dopiero teraz docieramy do punktu, który był źródłem całej tej rozmowy. Czego jak czego, ale po tym dwunastoletnim chaosie nie spodziewał się woni sake. Kilka słów, kilkanaście sekund, a czas jakby się zatrzymał. Albo przyśpieszył? Nie wiadomo. Toru może miał ciekawe zdolności, ale nie nadawał się na kompana dla Hozukiego. Zdecydowanie nie. Może dzieciaka ciężko zabić, ale żeby dawać mu alkohol? Jeszcze jakby sam się do niego dobrał, przypadkiem... Ale nie, ten typ sam mu go podał. Quo vadis świecie. Cisza. Zjawisko było tak nierealne, że wręcz namacalne, na wyciągnięcie ręki, świdrująca uszy. I wtedy się to zmieniło. Gruba warstwa lodu zaczęła pokrywać stół, zbliżając się do rąk Yuu. Pół metra, trzydzieści centymetrów... Dziesięć... Zamrożona woda utworzyła kolec podnoszący się coraz wyżej, celując prosto w kawaii główkę. Wszystko zatrzymało się tuż przed skórą małego alkoholika. Jeszcze trochę i byłoby po wszystkim. A to by mu (ani Kamiru) nie pomogło. Hana zabiłaby go widząc brata w formie rzeźby ogrodowej. Eh. Trzeba było do tego podejść inaczej. Kostucha pokręciła głową i wlepiła szkiełka w jego oczy.
    Ta... Woda to sake. Odwrotnie działa, z dorosłych dzieci czyniąc. Z porcją kolejną lat kilka zaczekasz. I już, werdykt zapadł. Nie ma odwołań, nie ma drugiej czy trzeciej instancji. Jest tylko Kamiru, jedyne istniejące źródło władzy i praw. Jego głos nie brzmiał nawet tak źle, jak początkowo zakładał. Nie karcił go tak gwałtownie, jak kiedyś miał to w zwyczaju. Potrzebował czegoś, co zdoła odwrócić uwagę tego dziwnego umysłu. A gdyby tak?
    Na małą wycieczkę ochoty nie masz? Kiedy wrócimy Hana czekać będzie. Dokąd to chciał wybrać się Yuki? Miał kilka pomysłów, ale wybierze konkretny dopiero wtedy, gdy Yuu połknie haczyk.
0 x
Yuusuke

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Yuusuke »

Chłopiec może i miał jakiś cel, ale jego bezsensowność wydawała się przytłaczać golema o lodowym sercu. Yüsuke ledwo zdążył zadeklarować chęć codziennego alkoholizowania się w towarzystwie Toru, a w Kamiru coś się zagotowało… A może raczej zbliżył się do zera absolutnego? W każdym razie lód nieubłaganie zbliżał się w kierunku niewiniątka. Jedenastolatek znając zdolności swego najwspanialszego kamrata zareagował natychmiast i zręcznym ruchem chwycił swą miskę nim oksydan w stanie stałym przytwierdził ją do stołu na wieki. Zdawał się bardziej przejmować tym, że resztka jego posiłku mogłaby zamarznąć, niż wielkim lodowym kolcem sunącym na jego głowę. Koniec końców siedział jednak z wyraźnym przerażeniem w oczach patrząc na ostry czubek wymierzonego weń sopla. Przerażenie zniknęło jednak z jego twarzy tak szybko jak się na niej pojawiło, co dało nam łącznie jakieś pół sekundy przerażonego dziecka. Po wszystkim chłopiec wychylił się z uśmiechem jakby nigdy nic, uniósł swoją prawicę, w której dzierżył swój nietypowy miecz i trzykrotnie stuknął nim lekko w lód.

-Popsułeś stół Onii-chan.-Powiedział ze stoickim spokojem, ale co to właściwie miało znaczyć? Albinos wydawał się zupełnie nie przejmować wygłoszonym przed chwilą kazaniem. W rzeczywistości bardzo prowadził na jej temat bardzo ożywioną, wewnętrzną dysputę z samym sobą. Po około dwudziestu sekundach myślenie wyszło mu na twarzy. Co było w niej widać? Dylemat, wielki, nierozwiązywalny dylemat. Turkusowooki odstawił miskę obok lodowej warstwy na stole i odsunął się nieco swoje krzesło, by móc przyjąć pozę myśliciela bez wadzącego mu lodowego kolca. Z jednej strony był Toru, zdecydowanie dorosły mimo hektolitrów alkoholu, które wlał w siebie w ciągu swego życia, a z drugiej strony Kamiru, który mówił, że od sake ludzie stają się młodsi. Kiedy malec zamieszkiwał jeszcze na kantai zdarzało mu się zostawać pod opieką ciotki, której ząb czasu nie oszczędzał. Czy Hikari Obaa-san miałaby tyle zmarszczek, gdyby w każdej karczmie znajdował się eliksir oferujący nową młodość? Argument ten został uznany w małej siwej główce za niepodważalny. Zdaniem brzdąca Kamiru nie chciał, by Yüsuke dorósł. Tylko dlaczego? Przecież cały czas sprawiał mu tylko problemy, a wcale tego nie chciał. Możliwości rozwiązania tej sytuacji były tylko dwie: natychmiast dorosnąć lub opuścić dom i pójść w swoją stronę. Ucieczka zdawała się już realną możliwością rozwiązania problemu, zwłaszcza, że wedle wykładu z dnia poprzedniego Hana i Kamiru będą mieli innego smarkacza na głowię i z pewnością nie starczyłoby im czasu na opiekę nad nieudolnym albinosem. Na szczęście Yuki wyciągnął metaforyczną dłoń do swego współlokatora i wyciągnął go z ocenu rozważań, w którym berbeć zdawał się tonąć.
-Hai!-Wykrzyknął z zadowoleniem pokurcz zapominając zupełnie o tym, o czym myślał jakiś czas temu.-Chętnie się gdzieś wybiorę de gozaru!-Fakt, że po powrocie mieli znowu spotkać Hane nie grał tu żadnej roli, nie był dla Yü ani zachętą, ani czynnikiem demotywującym. Zanim jednak zaczęli zbierać się do drogi Hözuki zjadł resztki ze swojej miseczki i postawił ją na stos brudów.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Jak te dzieci szybko dorastają, ne? Człowiek jeszcze kilka tygodni temu mógł je do woli terroryzować swoimi technikami, kierując ich życiem jak tylko chciał. A teraz? To to Białowłose coś ze spokojem patrzyło na mknącą ku niemu śmierć. Efekt placebo? Jeśli mocno wierzy w to, że sake go postarza... Huh, może już przeszedł cały okres dojrzewania? Pryszcze, nocne erekcje i robienie z siebie idioty przy byle okazji. No i ciągłe przekonanie, że jest się naj naj naj istotą na świecie. No, mniejsza, uroki bycia nastolatkiem to znacznie bardziej rozbudowana sprawa. Zresztą, Yuu nie był typowym słodkim dzieckiem z sielankowym dzieciństwem, więc może "przeskoczył" kilka etapów rozwoju? Ciężko powiedzieć. I jeszcze ta uwaga. Dobre sobie, Kamiru popsuł stół. Sam go wcześniej kupił więc mógł go teraz zniszczyć. Dobra, nie kupił, ktoś go wystawił ze swojego domu i tyle. Eh, rozpuściło się to to jak dziadowski bicz. A nawet nie ma jak paskiem przetrzepać. Primo, Szarooki nie miał paska. Secundo, nawet jakby miał, to Hoozuki zamieniłby się w wodę i tyle. Bezsensu. Bezstresowe wychowanie, dobre sobie. Może dlatego w głowie Zamaskowanego powstał ten pomysł? Wyruszyć gdzieś, przed siebie, poznać świat. I samego siebie. Zostaną oświeceni? Mały i duży Budda. To byłoby ciekawe. I lekko przerażające. Dziecko mądrzejsze od liderów klanów. Heh.
    Na całe szczęście dla Kamiru, nie potrafił czytać w myślach swego braciszka. Inaczej już dawno poszukiwałby Toru, by omówić z nim kilka rzeczy. Albo po prostu rozsmarować go na ścianie. Kto uświadamia dzieci w tym wieku? W jakiejkolwiek formie, szczególnie przy użyciu takich... Uproszczeń. Mniejsza z tym, skoro Bóg wygnany nie miał taki zdolności. Mógł za to odkaszlnąć i zająć się tym, co rozpoczął chwilę temu. Wyprawie. Podróży. Zwał jak zwał.
    Przygotuj się więc. O świcie ruszamy. Wstał od stołu i wyszedł. Lód sam się roztopi, woda wsiąknie w podłogę pod którą najpewniej żyje już wielopokoleniowa rodzina demonów pochłaniających tą ciecz. Tacy dzicy mieszkańcy Kantai? Dlaczego nie wyszli już teraz? Tak w południe? Bezsensu. Jeszcze coś niemiłego się zdarzy. Nie warto kusić losu. Prawda jest taka, że Yuu powinien się wyspać i wywiać z siebie resztki alkoholu. Teraz pewnie zacząłby narzekać. Albo wręcz przeciwnie, cieszyć się jak głupi (oh, wait...). Zawsze też rosła szansa na to, że Hana wróci. O ile w ogóle wyrwie się z tych lepkich, kocich rączek.
  • Sam nie miał czego zabierać. Zapasy żywności? Po co. Mogą kupić coś przy bramie, albo nawet upolować jakąś zwierzynę w lesie. Nie ma problemu, ne? Co będzie robił teraz Yuusuke? Szczerze mówiąc, Kamiru niezbyt to obchodziło. Potrzebował jeszcze chwili dla siebie, by opanować technikę, która ostatnio przyszła mu do głowy. Coś bardzo prostego, a jednocześnie dającego duże możliwości. Trening tego jutsu nie trwał długo, ot, dłuższą chwilę. I w porównaniu do hien, nie wywoływał choćby zadyszki. Idealnie. Małe, lodowe ostrza działały jak trzeba, przycinając równo trawę, liście i po dłuższej chwili nacinając korę. Do wymęczenia przeciwnika będzie idealne, ne? Dla pewności Zamaskowany jeszcze trochę poćwiczyły z kontrolą tego narzędzia i usiadł przed domem, zbierając siły do następnego treningu.

Yukinokesshō - 3h, 5 linijek
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Krótki odpoczynek polegający na wpatrywaniu się niewidzącym wzrokiem przed siebie. Nic ciekawego. Maska pokryła się szronem, wyglądając przez to jeszcze mroczniej. Kamiru miał tyle pomysłów na nowe techniki. A nie miał czasu, by opanować wszystkie. Huh. Smutne. Zamiast jednak narzekać na swoje warunki zabrał się do roboty. Technika, którą zamierzał tym razem opanować nie była strasznie skomplikowana. Po prostu rozwinięcie prostej techniki futonu. Więcej chakry, więcej wysiłku, ale i efekt zdecydowanie lepszy. No, to teraz do roboty.
    Wstał powoli i przeciągnął się. Ziewnął. Cały zestaw czynności, tylko podrapania się po głowie brakowało. Na początku użył bazy dla swojego jutsu. Jedna pieczęć i puf! Fala wiatru rozeszła się we wszystkie strony, podnosząc liście, kurz, gałązki i inne takie. Zadziałało jak trzeba. Jak zawsze. Teraz tylko opanować lepszą wersję i po problemie. Złożył tą samą pieczęć, jednak tym razem przelewając w nią znacznie większe ilości chakry. Początkowo nic się nie stało. A potem PUF! Fala wyrwała ściółkę wraz z pasmem ziemi. Szkoda tylko, że w obrębie dwóch, może trzech kroków od Zamaskowanego. Nic specjalnego, ne? Co więc mógł zrobić nie tak? Może potrzebował lepszej wyobraźni? Stworzyć w głowie obraz działania techniki i uwierzyć, że właśnie tak będzie wyglądać? Możliwe. Kilka kolejnych prób przynosiła drobny progres. Bardziej skoncentrowany kształt, większa odległość. Powoli szło do przodu, szkoda tylko, że chakra znikała tak cholernie szybko. Znowu powinien skupić się na jej kontroli, bo w walce na wyższym poziomie źle mu się to skończy. Eh. No nic. Dwie, trzy próby i koniec. Może nie opanował jutsu idealnie, ale jeszcze kilka prób i padnie z braku chakry. A tego nie chciał. Zawsze może udoskonalić je w czasie walki, jak na prawdziwego geniusza przystało, ne? Z chęcią usiadł pod drzewem, obserwując zniszczoną ściółkę, ziemię... No, jutsu miało odrzut. I moc. Pięknie.

    Sugoi Ensho no Kaze - 8h, 15 linijek.
0 x
Kamiru

Re: Rudera Kamiru

Post autor: Kamiru »

  • Po opanowaniu potężnego futonu przyszła pora na coś znacznie prostszego. Było to kolejne jutsu wymyślonych przez Kamiru. I ponownie była to technika stanowiąca jedynie rozwinięcie innej, bardzo prostej. W skrócie, wizja jaśniejąca w w głowie Zamaskowanego zakładała wytworzenie lodowatej mgły. Nie dość, że pozwala na zabawę w kotka i myszkę to po kilku minutach z przeciwnika wiele nie zostanie. Genialne w swej prostocie. Wystarczy stworzyć, zaszyć się w niej i poczekać, a wszystko rozwiąże się samo. Więc do dzieła! Początkowo nie szło to najlepiej, zamiast hyotonu wychodził zwykły suiton, pokrywający las i teren wokół strumyka białą zawiesiną. Nie o to chodziło Bogowi wygnanemu. Jednak po kilku kolejnych próbach pojawiły się efekty. Nie było to może wiele, bo jedynie delikatny chłodek... Ale Kamiru musiał sobie przypomnieć, że sam nie odczuwa zimna tak jak inni. Dopiero zamarznięta powierzchnia strumyka uświadomiła go o sile techniki. Chyba o taki właśnie efekt chodziło. Anulował jutsu, starając się nie tracić więcej chakry niż to potrzeba.

Tsumetai kiri - 3h, 5 linijek
0 x
Zablokowany

Wróć do „Archiwum”

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości