Ryū
: 20 maja 2024, o 23:49
Wzrost: 170 cm
Waga: 62 kg
Sylwetka: wychudzona
Kolor oczu: czarne
Kolor włosów: hebanowe
Znaki szczególne: Maska Tengu
Głos:_☯
APARYCJA
Ryū z pewnością można zaliczyć do przedstawicieli ludzkiego gatunku co kipieli ezoteryczną tajemniczością. Niewypowiedziany sekret ukryty pod złowieszczą maską Tengu.
Oblicze Ryū pozostaje dla większości nieznane. Amaterasu jeden wie jak młodzieniec stroni od ściągania maski. Przebudziwszy się z śpiączki i bez wspomnień ta maska była pierwszym co zobaczył, powieszona na bambusowej ścianie rezydencji. Obiecał sobie wtedy, że będzie mu ona towarzyszyć przez całą jego historię.
Gdyby jednak miałby się opisać, nazwałby się… chudym. Pod warstwami płaszcza i kimona nie znajdzie się bowiem połaci mięśni, będących wynikiem ciężkich ćwiczeń. Wręcz odwrotnie, Ryū jest dość wychudzony i łatwiej dostrzec zarys jego żeber aniżeli mięśni brzucha.
Niecodzienny obraz w świecie charyzmatycznych shinobi i wspaniale wyłuskanych wojowników dopełnia przeciętna twarz młodzieńca. Zapadnięte i wychudzone rysy twarzy. Policzki ma wklęsłe, a kości policzkowe ostro zarysowane pod bladą, nieprzyjemnie ziemistą skórą. Subtelny zarys jego twarzy zdradza, że niegdyś miał przeciętną, zdrową budowę – teraz zredukowaną do surowej ascezy.
Jego kończyny zdradzają lata bezruchu – chude, niemal szkieletowate, z widocznymi stawami pod cienką skórą. Mimo to jego postura pozostaje wyprostowana, pełna namysłu i skupienia – uosobienie surowej dyscypliny.
Czarne włosy są długie i niedbale związane z tyłu głowy, z pasmami opadającymi na czoło i uszy, niczym ciemne pociągnięcia pędzla. Włosy o dziwo były gładkie niczym jedwab i połyskujące w słońcu, zupełnie niepasujące do reszty fizjonomii mężczyzny.
Brwi są cienkie i lekko wygięte, zawieszone nad głęboko osadzonymi oczami w kształcie delikatnych migdałów, pełnymi kontemplacji, bardziej przyzwyczajonymi do patrzenia w głąb siebie niż na świat. W ich spojrzeniu kryje się cicha intensywność – cierpliwy ogień tli się za zasłoną lat milczenia.
UBIÓR
Dominującym elemente jego ubioru jest czerwona maska Tengu. Wyrzeźbiona na podobieństwo wściekłego yokai, ozdobiona jest przerysowanymi cechami – wypukłymi czarnymi oczami, szeroko otwartymi ustami z obnażonymi szaleńczo zębami i zakręconymi wąsami, które płynnie przechodzą w ozdobne linie na policzkach i brodzi. Nadaje mu przerażający i potężny wygląd mimo wyniszczonego ciała, jakby maska sama w sobie nadrabiała to, gdzie Ryū ewidentnie brakowało.
Ciało Ryū owinięte jest w minimalne, zużyte ubrania – strzępy ciemnej tkaniny i bandaże, z drobnymi elementami lekkiego pancerza. Z butów to Ryū nosi przede wszystkim tabi wyglądające jak gruba skarpeta z oddzielonym dużym palcem i wzmocnioną podeszwą. Zazwyczaj nosi je w pobliskich okolicach i niewymagających terenach, w razie czego ubiera jeszcze waraji, sandały z plecionej słomy lub manipuluje chakrą w taki sposób, by ta przeszła do jego stóp i pozwoliła mu uzyskać dodatkową przyczepność do podłoża co jest wyjątkowo przydatne w górzysto-wyspiarskim klimacie.
HISTORIA
Charakteru człowieka nie zrozumiesz nigdy, nie znając jego historii. Zacznijmy więc od niej, ponieważ to ona ukształtowała mężczyznę w tego, kim jest dzisiaj. Bowiem to, kim był wczoraj… pozostaje w sferze zapomnienia.
Zapytawszy go skąd się wziął, Ryū sam mógłby sobie zadać to pytanie. Odpowiedziałby, że pewnego dnia otworzył oczy i zobaczył zniszczoną chatkę – rozdarte Shoji, przez które z kształtu zniszczeń mógłby stwierdzić, że ktoś wpadł do środka z impetem. Zakrwawione tatami, rozprute w wielu miejscach, słoma rozrzucona była po całym pomieszczeniu. I w tym wszystkim on – oparty o ścianę naprzeciw jedynego wejścia do chaty.
Obudził się z pustką w głowie. Wiedział, że na imię miał Ryū i że to był jego dom. Skąd? Nie miał pojęcia. Nad wejściem wisiała krwisto-szkarłatna maska przedstawiająca szczerzącego się złowieszczo Tengu. Uznawszy to za znak, bezrefleksyjnie ściągnął ją i założył. Po prawej stronie od miejsca, w którym się obudził wbity na sztorc w ziemie był miecz. Ryū wiedział, że należał do niego, choć nie byłby w stanie tego jakkolwiek uargumentować. Jego serce przemawiało, on zaś nie zdobył się mu sprzeciwiać.
Poza domem napotkał pierwsze trupy. Zwłoki chłopaków, w przedziale od trzynastu do szesnastu lat. Naliczył pół tuzina. Mimo, że nikogo nie rozpoznawał, po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
Nie miał pojęcia dlaczego.
Czuł się staro i skostniale – jak gdyby nie ruszał się od wielu, wielu lat. Mimo to, duchem czuł się wyśmienicie i pomimo ociężałości, jego umysł był spokojny, w harmonii z otaczającym go światem. Cała otaczająca go scenografia wprawiła go w chwilowy smutek i uczucie melancholii.
Wtedy wyruszył.
Od, jak to nazwał, „Przebudzenia” minął rok. Pierwsze miesiące spędził w pobliskiej mniejszej wiosce w Yinzin, gdzie robił u kowala jako byle asystent. Siły miał niewiele, sprawności jeszcze mniej, ale wystarczająco, by móc się jakkolwiek nadać.
Po połowie roku jego mistrz wysłał go do Sakai, widząc w Ryū potencjał. Czystość i hart ducha, powiadał. Ryū widząc w tym okazję na zdobycie potrzebnego mu doświadczenia, ruszył w drogę.
Wiedział doskonale, że jest zbyt słaby, by móc sygnować się swoją pozycją jako upadły samuraj, Ronin. Czuł, że tym właśnie jest, ale praktycznie rzecz biorąc lepiej było gdy brał się za puste naczynie, gotowe by wypełnić je nową energią.
Wolał więc przedstawiać się jako włóczęga o wielkich marzeniach. Być jak najwięksi samuraje, broniący swych ziem przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Żyć honorowo i zgodnie z zen.
Trafił do szkoły Ryu, prowadzonej przez Tetsui Zante. Szybko wkradł się pomiędzy szeregi uczących, zostając Kosho. Tam też zdobył pierwsze doświadczenie jako samuraj lub też ktoś głęboko aspirujący aby zostać takowym.
Szybko okazało się, że Ryū miał ponadprzeciętny talent do technik typowo duchowych, a więc i najważniejszych dla samuraja. Kenryūtō, technika wzmacniająca właściwości oręża, wykonana przez Ryū była niesamowicie silna, niespotykana wręcz wśród nowicjuszy i ty wyróżniał się spośród innych Kosho. Może i był słabszy, wolniejszy, widział mniej i nie był tak wytrzymały jak inni. Ale jego duchowa forma, kontrola i zrozumienie przepływów energii chakry była niezastąpiona spośród rówieśników.
CHARAKTER
Obudziwszy się w tym ciele, nie znając go ani nie rozumiejąc co się wokół niego działo, obiecał sobie pewną rzecz.
Zamierzał wykorzystać każdą daną mu sekundę w tym życiu.
Być honorowy, ale w własnym zakresie definicyjnym – doskonale wiedział, że sam honor nie wystarczał w każdej sytuacji i czasem trzeba było go nagiąć. To nie była sentencja poznana wraz z naukami mistrza. Pochodziła z jego wnętrza.
Być samowystarczalny. Nie chciał na nikim polegać, a jeśli już, to by nie wynikało to z jego słabości, lecz siły.
Jego Droga miała go zbawić. Nie wiedział skąd to przekonanie, ale był jego pewny. Kontynuować Drogę oręża i Drogę nauki.
Mówiło się, że jego celem jako samuraja miała być ostateczna i najważniejsza Droga umierania. Nie zgadzał się z tym, zdecydowanie wolał żyć swoją pełnią, aniżeli szczycić się życiem po to by udekorować swoją śmierć.
Zdecydowanie bliższa mu była Droga „Heiho, którą podążał i którą brał swój początek w poczuciu obowiązku górowania nad innymi we wszelkich dziedzinach. W przyszłości się widział jako ten, który zwyciężał w pojedynkach, unosił zwycięsko swój miecz nad trupami poległych. Dzisiaj natomiast to poczucie uznawał w nauce i ćwiczeniu swoich umiejętności.
W prawdzie rzeczy jego podejście do życia i otaczającej go materii można by rozważyć filozoficznie. Na wszystko bowiem patrzył z lekkiego dystansu, jak gdyby traktował to wszystko za świat w świecie, wymiar wcześniej dla niego niedostępny, a teraz będący jedynie odbiciem prawdziwej rzeczywistości. Jeśli zapłakał nad czyimś losem, była to niezrozumiała dla jego świadomości autonomiczna reakcja własnego organizmu. Jeśli mu na kimś zaczynało zależeć, od razu odrzucał tę myśl, karcąc się za jej głupią istotę.
Zgodnie z tym myśleniem, dużo łatwiej podejmować mu niektóre, trudne decyzje. Czy kogoś zabić czy oszczędzić, okraść czy oddać cały pozostały prowiant biedaczce. Spokojnie dałoby się na jego przykładzie przebadać całą gamę najróżniejszych zaburzeń. Pomimo zbliżającej się trzydziestki, Ryu czuł się bardziej na pełną ambicji dwudziestkę, żądną podbicia całego świata. Oczyma wyobraźni widział się na samym szczycie, a żeby tak się stało, musiał ciężko pracować. Pomagać okolicznym osobom niezależnym, a następnie wyciągać z tego najróżniejsze wnioski. I to wszystko po to, by stawać się coraz silniejszym. By za siłą ducha podążała siła jego własnych mięśni.
Brakowało mu jednak tego klasycznego, samurajskiego altruizmu. Za wszelką pomoc oczekiwał zapłaty i nie znajdywał jakichkolwiek wyjątków. Wewnętrznie czuł jak jego instynkt niekiedy się temu sprzeciwia, sam jednak wiedział, że nie jest to czas ani miejsce na bycie miękkim.