W tym dziale lądują zaakceptowane karty postaci. Na ich podstawie można się upewnić wyglądu właściwie wykonanej KP, aby uniknąć późniejszych poprawek.
-
Tenshi
- Posty: 30
- Rejestracja: 10 paź 2023, o 13:32
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: viewtopic.php?p=213306#p213306
- GG/Discord: .iwaru
- Multikonta: Yasuo
Post
autor: Tenshi »
APARYCJA
Wygląd
Tenshi jest niezbyt wysoką dziewczyną. Nie jest gruba. Kruczoczarne włosy sięgają połowy pleców, a świat ogląda przez niebieskie oczy. Opis ten pasuje do ogromnej ilości kobiet, chodzących po świecie. Tenshi nie wyróżnia się na ich tle niczym szczególnym. Jest przeciętną, niebrzydką dziewczyną. Niebrzydka nie oznacza natomiast ładnej. Być może zdarzy się, że przyciągnie wzrok jakiegoś wieśniaka, ale bogaci kupcy i szlachcice z pewnością na nią nie spojrzą. Tenshi bardzo na to liczy. Im mniej uwagi przyciąga tym lepiej. Nie dba więc przesadnie o wygląd, nie używa makijażu. Nie ubiera wyszukanych i nieprzyzwoicie drogich sukni. Nie zabiega o względy. Stara się wyglądać jak zwyczajna i pospolita służka.
Ubiór
Ubrania zazwyczaj ma czyste. Pierze je w leśnych strumykach albo w karczmach. Dba też o czystość swojego ciała. Śmierdząca dziewczyna zwracałaby uwagę, co mogłoby źle wpłynąć na jej działalność. Mogłaby być wyrzucona z karczmy, gdzie akurat próbowała podsłuchać ważną rozmowę. Mogłaby być szczuta strażnikami przy każdej najmniejszej okazji. Ubrana w białą koszulę z zielono-czerwonymi akcentami i skórzane spodnie w kolorach brązu lub czerni, nie zwraca na siebie szczególnej uwagi. Na włosach nosi szarą chustę.
Na codzień odgrywa bardzo prostą rolę, ale są momenty, gdzie musi wcielić się w zupełnie inną postać. Postać mroku. Działania pod osłoną nocy wymagają czarnego płaszcza z kapturem i maski.
Znaki Szczególne
Tenshi ma blizny na brzuchu po kilkukrotnym oberwaniu Ranjishigami no Jutsu. Tenshi ma także blizny na rękach po ukłuciach strzykawką.
OSOBOWOŚĆ
Charakter
Charakter
Zabrakło dzieciństwa i miłości
Tenshi pojawiła się na świecie z nieznanego powodu, jednakże powód jej pojawienia się w domu Pani Toriko był znany. Nie była to bynajmniej miłość. Pojawiła się z chęci zysku i była traktowana jak lalka, którą można pokazywać znajomym. Z początku szukała miłości, chcąc być kochaną jak każde zwyczajne dziecko. Niczego nie znalazła. To dziecinne pragnienie umarło dawno temu. Dziewczyna nie pamięta nawet co to za uczucie, jak pachnie albo jak smakuje. Nie jest zdolna kochać i być kochaną.
Jedyną osobą, która obdarzyła Tenshi miłością i którą dziewczyna kochała był młody Okuda. Wspomnienie jego osoby pogrzebane zostało jednak głęboko w podświadomości młodej zabójczyni. W końcu było to tak dawno temu i tyle się wydarzyło. Dziewczyna go nie pamięta, jednak wystarczy, że raz go spotka i bardzo szybko sobie przypomni.
Tenshi nie miała dzieciństwa, będąc zmuszaną do machania miotłą odkąd tylko mogła machać miotłą. Nauczyła się, żeby nie narzekać i rzetelnie wykonywać swoje obowiązki. Podczas wykonywania obowiązków zawsze bardzo się stara.
Marzenia jak oblicza nicości
Miłość i dzieciństwo to podstawowe rzeczy, które powinien posiadać każdy człowiek. Z racji tego, że Tenshi nigdy nie posiadała ani jednego ani drugiego, na chwilę obecną nie jest w stanie marzyć. Ludzie to dziwne istoty. Wystarczy, że coś mają, a będą chcieć więcej. Nawet, jeśli mają za dużo. Marzą o tym czego im brakuje. Tenshi nigdy nic nie posiadała i nawet jej do głowy nie przyszło, że mogłaby coś posiadać. Dlatego w jej głowie zamiast marzeń jest nicość.
Jedyną rzeczą, którą posiadała była piłka podarowana przez Okudę. Marzyła więc o spotkaniu ze starszym chłopakiem. To było jedyne marzenie, które kiedykolwiek posiadała i które odeszło.
Do niczego nie dąży
Brak marzeń zrodził w Tenshi brak celów i pragnień. Niczego nie pragnie ani do niczego nie dąży. Niczego nie chce i niczego nie potrzebuje. Nie goni za złotem, nie kroczy ścieżką zemsty. Obce są jej przyjemności wszelakiego rodzaju. Żyje z dnia na dzień, starając się przeżyć jak najdłużej. Co jest swoistego rodzaju paradoksem, bowiem jej życie do najłatwiejszych nie należy. Tenshi miewała okresy, że myślała o śmierci. Jednak strach przed utratą życia i cierpieniem zawsze brał górę nad chęcią zejścia z tego świata.
Wolną wolę pogrąży
Brak celów, pragnień i marzeń spowodował, że Tenshi podświadomie szukała swojego celu w życiu. Dlatego właśnie "rozkazy definiują jej jestestwo". Jest całkowicie podatna na każdego rodzaju polecenie wydane przez członków swojej rodziny. Spełni wszystkie rozkazy albo umrze, próbując. Bez względu na to jak głupie i niedorzeczne by te rozkazy nie były. Nie zważając na niebezpieczeństwo...
Niemoralne
Brak wolnej woli doprowadził do braku moralności. Tenshi nie jest jednak osobą, która znęca się nad słabszymi, kradnie, zabija czy torturuje innych dla własnego kaprysu. Zwyczajnie nie odczuwa wyrzutów sumienia, wykonując nawet najbardziej okrutne rozkazy swoich przełożonych. Cel misji jest dla niej najważniejszy, bez względu na to jak niemoralny by był. Nie zadaje zbędnych pytań, nie zastanawia się.
Wiecznie smutne
Tenshi dawno zapomniała czym jest szczęście i radość. Są to emocje całkowicie obce dla dziewczyny. Nigdy się nie uśmiecha, nigdy nie żartuje. Nie czuje szczęścia i go nie poszukuje.
Nie oznacza to jednak, że Tenshi jest wiecznie nieszczęśliwa. Trzeba potrafić rozgraniczyć brak szczęścia od nieszczęścia. Dziewczyna po prostu żyje i stara się być przydatna.
Czasem widzi innych ludzi jak się śmieją, uśmiechają i korzystają z życia. Nie zwraca na to szczególnej uwagi, uznając to za całkowicie normalne. Sama jednak tak nie potrafi.
Narzędzie okrutne
Zyskała przydomek Dōgu [ 道具 ], który oznacza narzędzie. Tym właśnie jest dla swoich "właścicieli". Wykorzystywana była do różnych celów przez różnych ludzi i w końcu sama zaczęła siebie postrzegać jako zwyczajny przedmiot, a nie istotę ludzką. Obecnie jest sztyletem, który za nic ma cierpienie innych. Sztylet nie zastanawia się czy jest używany do krojenia chleba czy do przebijania serc wrogów. Sztylet po prostu tnie.
Trzeba kogoś zabić, zabije, ale postara się sprowadzić liczbę ofiar do minimum. Będzie unikać niepotrzebnej walki, ale stanie do niej, gdy zajdzie taka potrzeba. Działa z głową. W końcu broń powinna być precyzyjna.
Dōgu nie oczekuje pochwał i wynagrodzenia za swoją pracę... i za swoje zbrodnie. Nieczęsto jest za coś chwalona, ale gdy już taki przypadek wystąpi, to Tenshi zwyczajnie zrobi zdziwioną minę, nie rozumiejąc dlaczego ktoś wychwala zwykłą broń. Prawdopodobnie nawet nie podziękuje, tylko ukłoni się, nic nie mówiąc.
W przypadku sprzecznych ze sobą rozkazów, Tenshi działa zgodnie z hierarchią, wypełniając rozkaz tego, kto ma wyższą rangę. W przypadku gdy rangi są te same, Tenshi spełni ten rozkaz, który był wydany jako pierwszy.
Z wiadomych przyczyn Tenshi nie ma predyspozycji do bycia liderem. Sztylet nie wydaje rozkazów i nie prosi o pomoc. Dziewczyna będzie współpracować, jeśli otrzyma taki rozkaz, natomiast nigdy nie odważy się zapytać: "Hej, czy mógłbyś mi pomóc?"
Nic nie jest warte
Poczucie własnej wartości jest u niej zredukowane do absolutnego minimum, a być może nawet do zera. Albo jest przydatna, albo nie jest. Jej wartość określają inni, nie ona sama. Tenshi bardzo nie chce być wyrzucona niczym stary, dziurawy i nieprzydatny płaszcz. Wolałaby już być zniszczona...
Tenshi istnieje - w swoim własnym przekonaniu - jedynie po to, by służyć. Nie mogąc spełnić wydanego polecenia czuje się bezwartościowa, tracąc jedyny cel w swoim życiu. W takiej sytuacji śmierć wydaje się jej dużo rozsądniejszą opcją. Sama sobie jednak życia nie odbierze, zbytnio podświadomie się bojąc. Tenshi wmówiła sobie, że sama nie może zdecydować o swoim losie i jest to dla niej bardzo wygodna wymówka.
W jej oczach każdy członek mafii jest niczym bóg. Tenshi oczywiście uznaje mafijną hierarchię, jednakże nawet najzwyklejszy chłopiec na posyłki jest tysiąckrotnie więcej warty niż ona. Gdy trzeba będzie, dziewczyna zginie za niego. Gdy będzie ją bił, nie będzie protestować. Gdy będzie próbował ją zabić lub w inny sposób skrzywdzić, pozwoli mu na to.
Jeśli natomiast ktoś z poza jej rodziny będzie próbował ją skrzywdzić, to Dōgu będzie się bronić, bo w końcu nikt nie powinien niszczyć nieswojej własności. Bardzo wygodna wymówka...
Instynkty gotowe i zwarte
Niezdolność do miłości, zerowe poczucie szczęścia i prawie zerowe poczucie własnej wartości, a także brak marzeń, pragnień, celów i postrzeganie siebie jako przedmiot - te wszystkie rzeczy nie przekreślają jednego: Tenshi jest istotą żyjącą. I jak każda istota żyjąca potrzebuje jeść, spać i załatwiać swoje najbardziej przyziemne potrzeby. Instynktownie wie, że jak burczy w brzuchu, to trzeba włożyć coś do gęby.
Potrafi odczuwać strach, smutek i ból. Instynktownie od tego ucieka... Nie chce być przestraszona lub smutna. Nie chce odczuwać bólu. Instynktownie nie chce cierpieć... Tenshi jednak potrafi pohamować te instynkty o ile jest taka możliwość.
Historia
Historia
Rozdział 1: Sierpień, 378 roku
Każda tragedia zaczyna się od głupoty albo od chciwości. Był sierpniowy wieczór roku 378. Osada Shigashi no Kibu tętniła pełną życia, bo na niebie jeszcze panowało Słońce. Pani Toriko gościła u siebie Panią Masumi. Obie kobiety były już po czterdziestce, jednakże ciągle uchodziły za piękne. Pani Masumi przyjechała z daleka. Była kobietą dość wysoką o długich, sięgających do pasa włosach w kolorze róży. Jej cera odznaczała się młodzieńczą witalnością i jędrnością. Była kobietą majętną, więc mogła sobie pozwolić na bardzo drogie kosmetyki. Symbolem statusu była też gustowna czarna suknia, chociaż prawdopodobnie posiadała ona w swojej garderobie suknie o wszystkich kolorach tęczy i nie tylko tęczy. Sprawiała wrażenie bardzo sympatycznej i przyjaznej osoby. Druga z kobiet - która wcieliła się w gospodarza tego przyjęcia - również miała pieniądze i status społeczny. Sięgające do ramion blond włosy idealnie współgrały z białą suknią, którą pani domu postanowiła założyć. Była trochę niższa. Sprawiała neutralne wrażenie, chociaż jej sposób bycia był dużo chłodniejszy niż jej gościa. Spotkanie dwóch kobiet odbywało się w pięknej rezydencji.
Nie było to jednak przyjęcie dla samego faktu robienia przyjęcia i babskich plotek. Było to poważne spotkanie biznesowe, mające na celu uzgodnienie współpracy pomiędzy dwoma zamożnymi rodami kupieckimi. Łatwo się domyślić, że Toriko była przedstawicielką jednego, a Masumi drugiego z rodów. Z początku spotkanie przebiegało w bardzo sympatycznej i sielankowej atmosferze. W końcu dwie panie przeszły do ważniejszych tematów.
- Masumi-dono, czy podjęliście już decyzję? - zapytała Toriko. Ton jej głosu nie wskazywał na to, by była jakoś wyraźnie zainteresowana odpowiedzią. W rzeczywistości jednak bardzo liczyła na to, że odpowiedź będzie twierdząca. Traktowała swojego gościa jak potencjalnego przeciwnika w tych pertraktacjach i dlatego nie zamierzała zdradzać swoich emocji. Gdyby tamta wyczuła, że Toriko zależy, to mogłaby wysuwać dodatkowe żądania. Ona chciała sprawić, by tamta sama tego chciała. Masumi uśmiechnęła się tylko. Wzięła do ręki puchar wypełniony winem i upiła parę łyków. Podejrzewała, że rozmowa będzie trudna, dlatego też chciała się odpowiednio rozluźnić. Wino, dużo bardziej różowe niż jej włosy, dobrze na nią działało, wprawiając w dobry nastrój i kojąc nerwy.
- I tak i nie - odpowiedziała. Blondynka zrobiła lekko zdziwioną minę. Nie była to specjalnie przygotowana scena, a prawdziwa improwizacja. Nie do końca bowiem rozumiała. Wszystko stało się jasne po chwili. - Współpraca pomiędzy naszymi rodami powinna być możliwie jak najdłuższa. Mój mąż uważa, że jedno pokolenie nie wystarczy, by osiągnąć zamierzone cele. Twój mąż ciągle jest nieobecny...
Toriko doskonale wiedziała do czego tamta zmierza. Już chciała napić się wina ze swojego kieliszka. Powstrzymała się jednak. Wpadła na genialny plan.
- Pewnie zdajesz sobie sprawę, że interesy wymagają bycia poza domem. A odnośnie drugiej sprawy, to nie musicie się martwić. Jestem w ciąży.
Nieobecny mąż i brak potomka. Te dwie rzeczy mogły przekreślić plany Toriko. Jednak szczęśliwie się złożyło, że dziecko było już w drodze. Różowowłosa uśmiechnęła się tylko.
- Mój mały Okuda już uczy się czytać i pisać. Trochę czasu minie zanim Twoje maleństwo mu dorówna, ale w takim razie nie powinno być problemu. Wpadnę do Was za rok. Uprzedzę listownie. Póki co uznajcie, że my się zgadzamy.
Rozmowa nie była aż tak trudna jak Masumi się tego spodziewała. Była zadowolona z takiego obrotu spraw.
Toriko ujęła w swe ręce mały dzwoneczek i zadzwoniła nim. W mig przy stoliku pojawił się lokaj.
- Wzywała Pani? - zapytał. Był mężczyzną po sześćdziesiątce, jednak ciągle utrzymywał dobrą kondycję i nienaganny wygląd. Znał się na swojej robocie.
- Okumura-san, jak mówiłam, że poproszę dwa kieliszki, to miałam na myśli jeden z winem dla Masumi-dono i jeden z sokiem, dla mnie. Przecież wiesz, że mi nie wolno...
Okumura tylko się ukłonił i zabrał kieliszek z winem, który stał przed jego panią.
- Najmocniej przepraszam, Toriko-sama. Już przynoszę.
Nie trwało to długo. Okumura wrócił po chwili z kieliszkiem pełnym soku. Przyjęcie mogło więc trwać dalej. I trwało do nocy. Pani Masumi została na noc, a następnego ranka opuściła posesję, żegnając się serdecznie i życząc powodzenia.
Toriko i Okumura zostali sami. Mężczyzna nie był tylko lokajem, ale prawą ręką Toriko. Dlatego oczywiście kobieta informowała go o swoich planach i celach, tak by mógł być jej jak najbardziej przydatny.
- A więc powiedziała Pani, że jest w ciąży. A przecież nie ma Pani nawet męża. Jak z tego wybrniemy? Powinienem zorganizować poszukiwania?
- Oszalałeś? Wiesz dobrze, że nie mam zamiaru rodzić dziecka. Jest to zbyt bolesny proces, by był tego wart. Nie zamierzam też dzielić się pieniędzmi z jakimś "mężem". Jest prostsze i skuteczniejsze rozwiązanie. Jeśli pomyślisz, to na nie wpadniesz.
- Rozumiem. - Wpadł na to bez najmniejszego problemu już po krótkiej chwili. Doskonale rozumiał panią Toriko i dlatego tak go ceniła.
Rozdział 2: Czerwiec, 379 roku
Toriko była kobietą sukcesu. Piękna, bogata i do wszystkiego doszła sama. Była inna niż Pani Masumi, która status i pieniądze zawdzięczała bogatemu mężowi. Czasy się zmieniały, jednakże niektórzy ludzie zwyczajnie za nimi nie nadążali. Ciągle wśród niektórych ludzi panowało przekonanie, że mężczyzna jest od pracy, a kobieta od zajmowania się domem i przyjmowania gości odwiedzania ich. Dlatego Masumi nie mogła zrozumieć tego co czuła Toriko, a blondwłosa nawet nie siliła się by to tłumaczyć. Toriko w przeciwieństwie do swoich partnerów w interesach nie szanowała wartości "tradycyjnej" rodziny. Nie potrzebowała męża. Jeśli chodziło o zaspokajanie potrzeb seksualnych, to ona ten okres miała już za sobą. A gdyby jednak potrzebowała, to zawsze istniały dużo prostsze rozwiązania. Mężczyzna wydawał się jej zupełnie nieprzydatnym i kosztownym dodatkiem. W końcu miałby dostęp do jej pieniędzy. Wątpiła też w znalezienie bogatszego od niej mężczyzny. Dzieci natomiast nienawidziła. W jej oczach były to istoty podrzędne, głupie i niekompletne. Do tego wrzeszczały i wymagały całodziennej, kosztownej obserwacji i opieki. Irytowały ją najzwyczajniej w świecie.
W konfrontacji z rodziną Panny Masumi przyjęła zgoła odmienną strategię. Zamierzała postawić na kłamstwo. Umiejętność mówienia i poświadczania nieprawdy była wśród kupców często spotykana. Bo czy nie kłamie mężczyzna, który na miejskim targowisku wychwala swoje towary, mówiąc, że "to najlepsze miecze na świecie!"? Czy ma na to odpowiednie certyfikaty? Czy broń, którą sprzedaje jest naprawdę najlepsza, bo sprawdziło ją w boju tysiące wojowników? Czy jakiś jego klient może oznajmić, że to jest prawda? Większość jego klientów pewnie przebywała już na tamtym świecie. Być może zabijali się nawzajem, używając oręża, pochodzącego od tego samego kłamliwego kupca.
Tego czerwcowego poranka Pani Toriko nie spała już od dobrych kilku godzin. Wzięła sobie do serca słowa Masumi i rzeczywiście uznała, że się zgadzają. Dlatego nie próżnowała przez rok i skrupulatnie nadzorowała wykonywanie swojej części umowy. Tego dnia jednak dostała list. Masumi zamierzała wkrótce wpaść z wizytą. Poinformowała o tym - jak wcześniej oznajmiła - listownie. List przyszedł z samego rana, a posłaniec obudził samą panią domu. Wtedy kobieta była zbyt zaspana, by się na biednego chłopaka gniewać, więc tylko odebrała przesyłkę i odprawiła go. Miał szczęście.
- Okumura!!! - krzyknęła kobieta, a jej wierny lokaj wkrótce się pojawił. Wyglądał na takiego, który dopiero co wstał z łóżka. - Czemu pani domu musi odbierać listy, podczas gdy lokaj jeszcze śpi?
Mężczyzna zrobił tylko zmieszaną minę, tak jakby mówił nieme "przepraszam". Toriko machnęła ręką, dając jasno do zrozumienia, że ma to gdzieś. Były ważniejsze sprawy na głowie.
- Ta przeklęta Masumi wkrótce do nas przyjedzie - kontynuowała. - Musimy rozpocząć przedstawienie, bo inaczej wycofają się z interesu. Pamiętasz jaką sztukę gramy?
- Doskonale pamiętam. Sztuka o kochającej się rodzinie. Mama, córka i ojciec, który niestety bardzo często podróżuje. Niezwłocznie udam się po małą aktorkę.
Ukłonił się swojej Pani i udał się do drzwi, by opuścić budynek. Plan był prosty. Chcieli zaadoptować dziecko. Okumura zmierzał do pobliskiego sierocińca.
Kilka miesięcy wcześniej Pani Toriko wszystko przygotowała. Było jak należy. Przedstawienie musiało być naprawdę profesjonalne, jeśli Masumi miała w nie uwierzyć. Mieszkała w wielkiej rezydencji, sama wraz ze swoim lokajem. Wolnych pokoi była tutaj cała masa. Wybrała więc jeden z nich i kazała przerobić go na pokój dziecięcy. Nie znała się jednak zbytnio na dzieciach i jedyne z czym kojarzyła małe dziewczynki to kolor różowy. Masumi-dono będzie z pewnością tym kolorem zachwycona. Z pewnością pasowałby do jej włosów. W pokoiku tym postanowiła ustawić łóżeczko, małe, proste, drewniane i pomalowane na biało. Na białej farbie natomiast nakazała namalować kilka różowych serduszek. Do tego biała, najzwyklejsza pościel, aczkolwiek mniejsza, bo dostosowana do rozmiarów małego ciałka. Łóżeczko tak na prawdę było kołyską. Do tego oczywiście profesjonalna opiekunka, bo w końcu Toriko nie będzie się bachorem sama zajmowała. Okumura powrócił, niosąc małą istotę na rękach. Delikatnie położył ją w kołysce.
- Pięknie to wygląda - powiedział, a Toriko tylko się uśmiechnęła.
- Tak jak planowaliśmy. Powiadom opiekunkę, że "dziecko się urodziło" i może przyjść do pracy.
Tak właśnie Okumura zrobił. Opiekunka przybyła następnego dnia. Toriko nie wiedziała dokładnie kiedy druga kobieta przybędzie, bo tamta nie raczyła podać dokładnej daty, a dziecko przecież musiało trochę pożyć, by dobrze odegrać swoją rolę. Nie było to jednak problemem. Kilka tygodni pracy opiekunki więcej w ogólnym rozrachunku nie robiło żadnej różnicy. Zyski ze wspólnej inwestycji i współpracy byłyby kolosalne. Mała dziewczynka była wymaganą inwestycją. Scena i aktorzy kosztowali i kosztować musieli. Na tym świecie wszystko miało swoją cenę. Przedstawienie musiało trwać.
Rozdział 3: Lipiec, 379 roku
Lipcowego wieczoru Toriko-sama miała gościa. Masumi w końcu raczyła się pojawić. Zawsze wpadała z uprzedzeniem, jednak nigdy data jej przybycia nie była znana. Irytowało to Toriko, jednakże kobieta mogła przypuszczała co może być powodem. Obowiązki i daleka droga. Powinności matki, pani domu, dobrej żony... na to wszystko potrzeba było czasu i nigdy nie było wiadomo czy coś niespodziewanego, czym trzeba się zająć, nagle się nie zdarzy. Sama podróż do sąsiedniej prowincji piechotą zajmowała około tygodnia albo dwóch. Konno czy powozem było co prawda znacznie szybciej, jednak ciągle nie była to łatwa i przyjemna wyprawa. Trzeba było dograć wiele szczegółów. Gdzie będziemy spać? Co będziemy jeść? Co jeśli zaatakują nas bandyci? Dlatego Masumi nie podawała konkretnej daty. Nie chciała, by wytykano jej spóźnialstwo. Przybędzie kiedy przybędzie, nie wcześniej, ani nie później.
- Toriko-dono, niezmiernie się cieszę, widząc Ciebie w zdrowiu - pozdrowiła tą drugą, komentując przy tym zdrowie Toriko. Zgodnie z posiadanymi przez Masumi informacjami druga z kobiet niedawno urodziła, a poród zawsze mógł się skończyć tragicznie, zarówno dla dziecka jak i dla matki. Nie miała pojęcia, że to mistyfikacja. Blondwłosa bez najmniejszego problemu domyśliła się jaki był prawdziwy cel tej wypowiedzi.
- Ciebie również dobrze widzieć, Masumi-dono. Nie było komplikacji. Ja i moja córeczka jesteśmy zdrowe. Wejdziesz?
Masumi skinęła głową i po chwili obie kobiety były już w środku.
Tam czekał na nie niewielki stolik, z dwoma krzesłami. Znajdował się na balkonie, z którego rozciągał się wspaniały widok na jeszcze bardziej wspaniały ogród. Było to kameralne miejsce, by zajadać się słodyczami, popijając winem i rozmawiać na tematy wszelakie. Okumura szybko podał trzy rodzaje ciast i dwa kieliszki wina.
- Jak to dobrze, że już mogę napić się wina - powiedziała Toriko i uniosła kieliszek. To samo zrobiła Masumi. - Za pomyślność!
- Za pomyślność! - Kobiety napiły się. - Jak idą postępy?
Oczywiście w pewnym momencie musiał zostać poruszony temat wspólnych interesów. Toriko z uśmiechem oznajmiła, że wszystko idzie zgodnie z planem, nie ma opóźnień, ani komplikacji. Powiedziała to dosłownie w jednym zdaniu, jak gdyby było to dziecinnie proste. Jednak w tym przypadku nie kłamała. Była kobietą niezwykle zaradną. Problemy, komplikacje i opóźnienia po prostu usuwała.
- My niestety napotkaliśmy pewne problemy, ale to nie jest coś z czym byśmy sobie nie poradzili. Dobrze, że nie odczuliście ich konsekwencji.
Toriko machnęła tylko ręką. Wszystko było w porządku. Inwestycja zaczęła przynosić pierwsze zyski, więc nie było powodów do niepokoju. Kobieta liczyła na to, że w przyszłości będzie tylko lepiej. A gwarancją przyszłości miała być jej córeczka. Dziewczynka miała zagwarantować wielopokoleniowy sojusz dwóch rodów.
Po wypiciu kilku kieliszków wina i zjedzeniu kilku kawałków ciasta, po babskich plotkach i śmiechach, a także po rozmowach biznesowych, przyszła pora na sprawdzenie tej gwarancji. Masumi spytała czy mogłaby zobaczyć małą. Toriko nie miała obiekcji. Zaprowadziła ją do pokoju dziecka. W pomieszczeniu przebywała opiekunka. Nie wyglądała na zadowoloną ze swojej pracy, ale wykonywała ją rzetelnie. Starsza kobieta bujała kilkumiesięczne dziecko. Masumi od razu zwróciła uwagę na wystrój pokoju.
- Różowy? Podoba mi się.
- Kocham małą, ale matka ze mnie marna. - Z ust Toriko wydobyła się półprawda. Kłamała, mówiąc o miłości, ale nie o tym, że była marną matką. - To nowa rola w moim życiu, a dzieci zawsze mi się z różowym kojarzyły. I jeszcze te Twoje włosy, Masumi-dono.
Różowowłosa uśmiechnęła się. Był to naprawdę zabawny zbieg okoliczności, a może zrządzenie losu. A może celowe działanie, które w tej chwili nie miało znaczenia. Pokój był naprawdę śliczny. Masumi nie mogła się doczekać jak będzie wyglądał w przyszłości. Z pewnością jak malutka podrośnie, zapełniony zostanie zabawkami. A potem... książkami. Później dziewczynka stwierdzi, że kolor i wystrój pokoju jej nie odpowiada, bo jest zbyt dziecinny. Dzieci bardzo szybko dorastały. Mogła się o tym przekonać, patrząc na swojego synka - Okudę.
- Jak się nazywa? - zapytała. Masumi ani razu nie usłyszała imienia dziewczynki, a jej matka mówiła o niej "córka", "mała" i tym podobne.
- Przepraszam - odpowiedziała opiekunka. - Mały aniołek właśnie zasypia, więc można trochę ciszej?
Kobiety uśmiechnęły się i opuściły pomieszczenie. O dziewczynce znowu mówiono "aniołek". To nie było imię. Toriko nie wzięła tego szczegółu pod uwagę. Nikt nie pomyślał o imieniu dla dziewczynki.
- Ah! Wybacz. Mówiłam, że nie jestem w tym dobra! Obowiązki...
- Czyli nawet o czymś tak ważnym zapomniałaś? Będę musiała Cię podszkolić. - Puściła oczko. - Toriko-dono. Jeśli chcesz, to mogę wybrać za Ciebie.
Toriko skinęła tylko głową. Nie widziała problemu, w tym, że to Masumi nazwie tą dziewczynkę. Nie uważała jej za swoją córkę. Masumi natomiast bardzo chciała nazwać dziewczynkę. Nazywanie dziecka było pewnym rytuałem. Niektórzy wierzyli w moc imienia i nadawali swojemu dziecku imię, które posiadało same dobre cechy, a pomijali te, które uznawane było za pechowe i związane z nieszczęściami. Masumi chciała, by dziecku - dla jego własnego dobra, dla dobra matki i dwóch rodów - dobrze się powodziło. Zastanowiła się przez chwilę. Jakie imię kojarzy się z pięknem? Jakie imię kojarzy się z bogactwem? Jakie imię kojarzy się z mocą i władzą?
- Jakby Cię tu nazwać, mały aniołeczku... hmmm... - Masumi przypominała sobie dzień, w którym wybrała imię dla swojego syna. Okuda oznaczał wielkiego bohatera. Chciała, by jej syn był kimś wielkim... kimś, kto pomoże ludziom. Potrzebował jednak anioła, by nad nim czuwał. - Aniołek... anioł... Tenshi!
I tym sposobem dziewczynka zyskała swoje imię. Następnego ranka Masumi opuściła posesję i udała się do swojego domu.
Rozdział 4: Luty, 384 roku
Toriko-sama siedziała w gabinecie. Przeglądała właśnie przeróżne papiery i różnorakie raporty. Inwestycja, którą 6 lat temu rozpoczęła z rodziną Masumi przynosiła już dość spore zyski. Oczywiście wymagała nadzoru, a nadzór wymagał informacji. Toriko wczytywała się w różne dokumenty, by na bieżąco podejmować kluczowe decyzje. Towarzyszył jej wierny lokaj - Pan Okumura. Wpatrywał się w swoją przełożoną i w papieru na biurku, jednak to nie one zaprzątały jego myśli.
- Coś tu nie gra - powiedział w końcu. - Masumi-sama zbyt natarczywie interesuje się Tenshi.
Wyrwało to Toriko z letargu. Ona również się nad tym zastanawiała. Oczywiście znała odpowiedź dużo wcześniej niż Okumura zadał to pytanie. Dla niej motywy Masumi nie były żadną tajemnicą, dlatego też oznajmiła znudzonym głosem:
- Jak sądzisz? Czego ta kobieta może chcieć? Oczywiście małżeństwa.
Okumura zrobił wielkie oczy. Teraz nagle to do niego dotarło. Najlepszym rozwiązaniem, które pozwoli, by wspólne interesy dwóch rodzin trwały przez pokolenia było oczywiście "małżeństwo z rozsądku". Mały Okuda miał poślubić małą Tenshi. Jak uroczo. Oczywiście muszą podrosnąć, ale byli sobie przeznaczeni. Teraz już wiedział dlaczego Toriko chciała, by została sprowadzona córeczka. Blondwłosa miała bardzo przenikliwy umysł i była dobrze doinformowana. Wiedziała, że Masumi ma syna. Pozwoliła jej wymyślić imię dla Tenshi.
- A więc o to chodzi... Rozumiem. Ale nie zamierza Pani do tego dopuścić, prawda?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała. - Tenshi obchodzi mnie tyle ile zeszłoroczny śnieg albo i mniej. Dodatkowo ma obecnie 5 lat. Gdybym chciała wydać ją za mąż, to musiałabym płacić kolosalne pieniądze na jej utrzymanie i edukację przez kolejne 15 lat.
Dla Toriko Tenshi miała tylko jedną wartość. Miała odgrywać swoją rolę w przedstawieniu dla Masumi i zagwarantować pomyślność wspólnych interesów. Nic więcej. Toriko nie znosiła dzieci i była chciwą i skąpą kobietą. Nie zamierzała więc wydawać więcej monet niż było to konieczne.
- Jeszcze kilka lat, Okumura-san. Wtedy wspólne interesy będą na tyle stabilne, że Masumi i jej mąż nie będą w stanie się wycofać. Wtedy pozbędziemy się Tenshi.
Okumura tylko się uśmiechnął. To był dobry plan.
Obydwoje wyjrzeli przez okno. Masumi tym razem zapowiedziała swoją wizytę, podając konkretną datę. To było tego dnia. Właśnie zmierzała w stronę wejścia do posesji, robiąc ślady na prawdopodobnie ostatnim śniegu w tym roku. Na jej różowe włosy opadały płatki śniegu. Tym razem towarzyszył jej mąż i syn. Mąż kobiety był eleganckim, wysokim mężczyzną w śnieżnobiałej koszuli. Miał już siwe włosy, ale nie odbierało mu to tego, że zwyczajnie był przystojny. Był też bogaty, chociaż nie lubił tego pokazywać, obwieszając się milionem drogich łańcuchów. Syn natomiast był zwyczajnym chłopcem w wieku około 13 lat. Zazwyczaj nosił ciemną bluzę. Widać było, że włosy odziedziczył po matce, a rysy twarzy po ojcu. Może za wyjątkiem podbródka. To oni byli powodem dla którego Masumi zdecydowała się poinformować dokładnie kiedy przybędzie. Zamierzała spotkać się z całą rodziną Toriko, wliczając jej męża i Tenshi. Masumi chciała, by Toriko poinformowała męża i żeby był obecny.
- Pójdź po naszego aktora - poleciła Toriko. - Ja powiem, że mąż trochę się spóźni.
By przedstawienie ciągle pozostało wiarygodne, Pani Toriko musiała jeszcze kogoś wynająć, by odgrywał rolę małżonka. Duży plus tego rozwiązania był taki, że takiemu aktorowi płaciło się raz. Tenshi natomiast była nieustannym finansowym ciężarem.
Trójka przybyszów wkrótce zawitała, przebiwszy się uprzednio przez śnieg i chłód ostatnich miesięcy zimy. Przywitało ich ciepło nagrzanego domu, a także sama jego właścicielka.
- Masumi-dono, Toyama-sama, witajcie - powiedziała, kłaniając się. Okazała przy tym więcej szacunku mężczyźnie, bowiem tak wypadało. Spojrzała później na młodego Okudę i jego także powitała. - Okuda-san, dzień dobry.
Okuda samą swoją obecnością irytował kobietę. Kolejny dzieciak... Do Tenshi jakoś dała radę przywyknąć, a Okuda był całkowicie przykrą nowością. Dobrze, że to tylko jeden czy dwa dni.
- Witaj, Toriko-dono - odpowiedziała Masumi, również się kłaniając.
- Dzień dobry, Toriko-sama - dodał Toyama, mąż Masumi, a Okuda tylko się uśmiechnął i skłonił nisko w geście powitania. Nie zdobył się na odwagę, by kobietę powitać. Nie mógł wydusić z siebie ani słowa. Stał za mamą i podziwiał dom Toriko i ją samą. - Pani mąż ciągle poza domem? Mieliśmy nadzieję się spotkać...
- Mój mąż wróci za parę godzin, chociaż oczekuję go z niecierpliwością. Załatwia pewne sprawy w asyście naszego lokaja - Pana Okumury. Dlatego musicie mi wybaczyć, ale posiłek będzie podany dopiero jak Okumura-san wróci z moim mężem.
Tamci bez najmniejszego problemu mogli to zrozumieć. Często nazywało się "lokajów" lokajami, a w rzeczywistości robili znacznie więcej, łącznie z przygotowywaniem posiłków. Nie mogli wiedzieć, że Okumura jest także doradcą w interesach i pomaga Toriko zarządzać przedsięwzięciem. Nie przypuszczali, że kobieta ma głos decydujący, a jej mąż którego w końcu poznają osobiście, to zwykły figurant. Podobnie jak mała Tenshi nie jest córką Toriko. Blondwłosa bardzo dbała o to, by prawda o tym nie wyszła na jaw, bo jeśli by się tak zdarzyło, to na tym etapie byłaby skończona.
- Czy mogę zaproponować, by Okuda-san udał się do pokoju Tenshi-chan? - zaproponowała w końcu, karmiąc ich dokładnie takimi kłamstwami jakie chcieli usłyszeć. - Dzieci się się poznają, pobawią, a dorośli będą mogli obgadać ważne sprawy.
Rodzice Okudy bez najmniejszego problemu przystali na tą propozycję, a Toriko wskazała chłopczykowi pokój swojej "córki". Okuda był chłopakiem trochę nieśmiałym, ale lubił towarzystwo innych. Dlatego nie protestował. Nawet jeśli nie będzie mu się podobać zabawa z 8 lat młodszą dziewczynką, to zawsze przecież może wyjść na dwór i pobawić się na śniegu. Tak właśnie myślał. Po jakimś czasie w domu pojawił się także "ojciec" w towarzystwie Okumury. Był mężczyzną o brązowych włosach ubranym w elegancką białą koszulę. Sprawiał wrażenie bardzo zahartowanego w ciężkich bojach lub przez ciężką pracę. W rzeczywistości był zatrudnionym shinobi. Tamci nie zwrócili uwagi na tej szczegół i łyknęli kolejne kłamstwo. Okumura i aktor przywitali się jak należy z siedzącymi przy stole gośćmi, a następnie lokaj udał się do kuchni, by przygotować posiłek. Na stole już stało kilka kieliszków napełnionych winem. Toriko potrafiła sama wino nalać.
Okuda wszedł do pokoju Tenshi. Mała siedziała na nowym łóżku, które zostało specjalnie wymienione na większe. Wyrosła już ze swojej kołyski. Nie było też niani. Była ubrana w piękną różową suknię, która idealnie pasowała do różowych ścian. Oprócz łóżka i aniołka nie było tutaj zupełnie niczego więcej. Chłopczyk spodziewał się zobaczyć mnóstwo dziewczęcych zabawek, którymi nie potrafił albo nie lubił się bawić. Dziewczynka popatrzyła na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w jej życiu. Na nogach nie miała bucików.
- Cześć, jestem Okuda - przemówił chłopak, kłaniając się. Tenshi zeskoczyła z łóżeczka, wyprostowała się i również ukłoniła.
- Tenshi - powiedziała, przedstawiając się. - Miło mi.
W oczach Okudy wydała się trochę zbyt sztywna. Bardzo dobrze wychowana, aż nazbyt dobrze. Taka, która nigdy nie zrobiła niczego szalonego, ani nawet normalnego. Jego mamusia mówiła, że Tenshi jest bardzo fajna i że z pewnością się zaprzyjaźnią. Jednak Okuda nie był wtedy tego aż taki pewien. Chłopak był 8 lat od niej starszy, nie był zamykany w domu i izolowany od świata. Mógł wychodzić, biegać, bawić się z przyjaciółmi. Często wychodził z domu rano, a wracał dopiero wieczorem cały brudny i posiniaczony. Były też takie dni, w które zwyczajnie siedział w domu i uczył się pilnie, by w przyszłości zostać kimś ważnym i szanowanym. Tenshi natomiast czasem krzątała się bez celu po wielkim domu - znacznie większym niż ona - i prawie nigdy go nie opuszczała. A jeśli już, to tylko w towarzystwie Toriko albo Okumury. Nie miała zabawek. Okuda ich nie dostrzegł. Nie miała też książek, bo była za młoda, by móc je przeczytać i pojąć ich sens i znaczenie. Mimo wszystko wiedział, że rodzice tej dziewczynki są bogatymi ludźmi, a bogaci ludzie - jak jego rodzice - często byli zajęci. On sam nawet nie pamiętał co robił jak miał tyle lat co ona. Mógł podejrzewać, że Tenshi po prostu strasznie się nudzi i tęskni za rodzicami. Dlatego postanowił nie skreślać jej od razu i dać szansę.
- Masz jakieś zabawki? - zapytał.
- Mamusia zbyt zajęta, by kupić zabawkę - odpowiedziała i usiadła ponownie na łóżku. Wiedziała czym są zabawki. Może gdzieś je zobaczyła podczas swoich nielicznych wyjść poza teren posesji, a może po prostu każde dziecko miało taką wiedzę zapisaną w genach. Spuściła głowę z lekkim smutkiem.
- Wiesz co? Jeśli przychodzisz w gości, to powinnaś dać prezent, bo podobno tak wypada - rzekł do niej.
- Przepraszam, Okuda-sama - odparła. - Nic dla Ciebie nie mam...
- Głupia! - krzyknął, a Tenshi aż podskoczyła wystraszona. Zrobiła coś złego. Dzieci nie powinny robić złych rzeczy. - To ja przyszedłem w gości do Ciebie, więc to ja muszę dać prezent!
Wyciągnął ze swojej torby małą piłkę. Była cała złota, a właściwie pozłacana. Dla Okudy wydawała się trochę zbyt mała, ale dla Tenshi powinna być w sam raz. Rzucił tą piłeczkę w jej stronę. Instynktownie złapała.
- Widzę, że już łapiesz. Hahahaha! - zaśmiał się. - To piłka. Teraz rzuć do mnie.
Rzuciła w jego stronę, ale piłeczka doleciała ledwie do połowy dzielącej ich odległości. Okuda był większy, starszy i silniejszy. Miał też doświadczenie w obsłudze tej zabawki. Tenshi była mniejsza, młodsza, słabsza i mniej doświadczona. Podniósł piłeczkę i zbliżył się do Tenshi. Tym razem rzucił z mniejszą siłą i z mniejszego dystansu, a jego towarzyszka złapała znowu. Odrzuciła mu i on także złapał.
- Jak będziesz z kimś, to możesz się tak bawić. A jak będziesz sama, to możesz bawić się inaczej. Pozwól, że pokażę.
Stanął w pewnej odległości od ściany. Rzucił piłkę, ta odbiła się i wróciła prosto w jego ramiona.
- Spróbuj. - Tenshi spróbowała i po kilkunastu próbach potrafiła powtórzyć sztuczkę. Pochwalił ją znowu i tak sobie grali piłką przez dobre kilka godzin. W końcu jednak przyszła pora rozstania. Następnego dnia rodzina Okudy miała wyjechać.
- Proszę - powiedziała mu wtedy i wręczyła piłkę, oddając ją.
- Dostałem ją od mamy na urodziny - odpowiedział. - Teraz ja ją daję Tobie. Jest Twoja.
Nie posiadała się ze szczęścia. Zaczęła nawet lekko płakać. Nie chciała, żeby Okuda wyjeżdżał. Był dla niej taki dobry i miły. Lubiła go. Bardzo lubiła. Nie wiedziała dlaczego taki był. Przytuliła go najmocniej jak potrafiła, a on bez najmniejszego problemu odwzajemnił ten gest, a potem pogłaskał ją po włoskach niczym małą siostrzyczkę.
- Nie płacz. Zobaczymy się jeszcze kiedyś... albo Ty odwiedzisz mnie albo ja Ciebie... - Też było mu smutno. Nawet mimo dzielącej ich różnicy wieku zdołał polubić małego Aniołka. Bardzo polubić.
Rozdział 5: Kwiecień, 384 roku
Na drzewach pojawiały się pierwsze kwiaty, bowiem wiosna pukała do drzwi. Tego dnia Tenshi ubrana była w zwiewną lnianą sukienkę. Był to ubiór bardzo wiosenny, jednakże jeden z najtańszych jakie obecnie można było znaleźć. Toriko-sama nie zamierzała pozwolić małej na ubieranie najdroższych ubrań. Twierdziła, że drogie ubranie jest "na specjalne okazje" i trzeba dbać, by się nie zniszczyło. Tenshi nie widziała w tym żadnego problemu i ubierała je tylko wtedy kiedy Masumi-sama miała wpaść w odwiedziny. Wtedy Toriko stroiła swoją "córkę" najpiękniej jak potrafiła. Chciała w ten sposób zrobić dobre wrażenie na swojej wspólniczce. Problemem był jednak fakt, że Masumi zbyt prędko się nie pojawi. Dziewczynka tęskniła za małym Okudą. Chłopak zrobił na niej piorunująco dobre wrażenie. Jedyną rzeczą, która jej po nim została, była piłka. Tenshi lubiła tą zabawkę i potrafiła bawić się nią przez całe dnie. Odbijała przedmiot od ściany, łapała go i tak w kółko. Innych zabawek nie posiadała.
- Pobawi się Pan ze mną? - pytała co jakiś czas Okumurę. Mężczyzna tylko patrzył na nią wrogo i odpowiadał:
- Nie mam czasu. - Po tych słowach odchodził. Tenshi nie mogła też liczyć na swoją mamę. Ta ciągle była zajęta i zazwyczaj zamknięta w gabinecie. Mamusi nie wolno było przeszkadzać, bo podobno robiła bardzo ważne rzeczy. Aniołek czuł się bardzo samotny, ale co mógł z tym faktem zrobić? Mała starała się o tym nie myśleć i dalej bawić się piłką.
W końcu jednak nie wytrzymała. Wykrzesała z siebie tyle odwagi ile tylko potrafiła. Odwaga ta płynęła prosto z jej malutkiego serduszka i mieszała się z krwią, która krążyła w jej żyłkach. Pięciolatka zapukała do gabinetu Toriko. Kobieta tylko rzuciła przez drzwi:
- Wchodź! - spodziewała się swojej prawej ręki - Pana Okumury. Bo któż inny tutaj mieszkał i miałby do niej jakąś sprawę? Dla Toriko znacznie wygodniej było zapomnieć o tej małej przybłędzie, która dawała o sobie znać za każdym razem jak Masumi miała wpaść z wizytą. Tenshi weszła do pomieszczenia, zamknęła za sobą drzwi cichutko i ukłoniła się. Nagle poczuła zimno. Tak jakby przeraźliwie zimne sople lodu dotykały ją w policzka, ręce, nogi... w zasadzie wszędzie. Sople te wychodziły z... oczu Toriko. Nie były materialne. Były niewidoczne... Były stworzone jakby z czystej nienawiści i gniewu. Mała odwaga musiała szybko polec w starciu z tym spojrzeniem. Tenshi zaczęła się lekko pocić. Wiedziała, że powinna coś powiedzieć, by przerwać to milczenie...
- No bo... no bo... - wydukała. Toriko wytężyła słuch. Cóż takiego się stało, że akurat Tenshi tutaj przyszła? Chciała wiedzieć jakim prawem dziewczynka jej przeszkadza. W końcu nie wytrzymała:
- Gadaj. - To jedno słowo wystarczyło, żeby mała przełamała swój strach i powiedziała:
- Czy pobawisz się ze mną? - Obserwowała reakcję Toriko. Nie było reakcji. Mówiła więc dalej. - ... Mam tylko piłeczkę... Ale czy jak dostanę na... urodziny... lepszą zabawkę, to się pobawisz ze mną?
W umyśle małej dziewczynki wszystko było proste i wszystkiemu można było zaradzić w bardzo prosty sposób. Tenshi pamiętała, że Okuda mówił, że dostał piłkę na urodziny. A więc zabawki dostawało się na urodziny. A mamusia pewnie nie lubiła bawić się piłką, więc może inna zabawka jej się spodoba i wtedy się pobawi? Może wtedy przestanie być taka zajęta. To był bardzo prosty sposób.
- Jestem zajęta i nawet nie pamiętam kiedy masz urodziny - odpowiedziała Toriko. - Ale mam dla ciebie prezent. Chodź ze mną.
Co prawda Tenshi nie dała rady przekonać kobiety do wspólnej zabawy, jednakże coś wygrała. Miała dostać prezent. Cieszyła się do tego stopnia, że jej oczy mimowolnie się zaświeciły, a usta uformowały piękny i szczery uśmiech. Była szczęśliwa i taka będąc, udała się z Toriko na podwórze. Szczęście ma to do siebie, że nie trwa długo. Gdy tylko przybyły tam gdzie miały przybyć... otwarta dłoń, policzek, plask. Blondwłosa spoliczkowała Tenshi. Mały Aniołek nie wiedział co się dzieje. Pierwszy raz czuł prawdziwy fizyczny ból. Ból ten znienacka przeszył skórę i uderzył prosto do mózgu. Nie miał daleko. Dziewczynka uroniła jedną czy dwie łzy i złapała się za bolące miejsce. Przede wszystkim była zaskoczona i smutna. Wiedziała, że jednak nic nie dostanie.
- Jak śmiesz przerywać mi pracę?! - krzyknęła Toriko. Jednak Tenshi się myliła. Nie minęła minuta, a otrzymała "cudowny prezent". W jej dłonie Toriko wepchnęła starą miotłę. - Mam nadzieję, że polubisz tą zabawkę.
- Ale... - Tenshi nie wiedziała co robić i mówić.
- Żadne ale - przerwała jej Toriko. - Wiesz jak tego używać, prawda? Wysprzątaj podwórko. Inaczej nie dostaniesz jedzenia.
- Ale, mamo... - "Mama"... Piękne słowo. Pełne miłości.
- Nigdy nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę twoją mamą. Ty nigdy nie byłaś, nie jesteś i nigdy nie będziesz moją córką. Wiesz kim jesteś? Jesteś jedynie lalką, którą pokazuję swoim znajomym. Masz pięknie wyglądać, mają się zachwycać na twój widok, masz udawać moją córkę. UDAWAĆ. Nic więcej.
Tenshi nie potrafiła już nawet płakać. Jej łzy tak jakby zamarzły i nie chciały cieknąć po policzkach. Zamknęła się w sobie i jedynie chłonęła te wszystkie przykre słowa. Bardzo okrutnie dowiedziała się kim tak naprawdę jest dla Toriko. Lalka była czymś pięknym, ale lalka nie była człowiekiem. Lalka była RZECZĄ.
- Jestem laleczką Pani Toriko... - powtórzyła.
- Zgadza się. Jesteś moją własnością. Rób co mówię. Pora byś przestała żreć za darmo. I pamiętaj. Niegrzeczne laleczki są zjadane przez głodne psy.
Po tych słowach odeszła, zostawiając Tenshi i miotłę. A może miotłę i Tenshi? Bardzo ciężko było stwierdzić który z tych dwóch przedmiotów powinien być pierwszy. Aniołek płakał, ale zamiatał. Co miał innego zrobić?
Od tego dnia życie Tenshi uległo dość dużej zmianie. W przeszłości mogła spać w pięknym łóżeczku, jeść dobre jedzenie i bawić się piłką. Jedzenie może nie było najdroższe i najbardziej wyszukane, ale z pewnością było znacznie lepsze od nowej diety Tenshi. Dieta ta składała się w głównej mierze z białego ryżu bez żadnych dodatków. Dwie lub góra trzy miski dziennie. Sporadycznie chude mięso. A zwykła woda zastąpiła soki. Często burczało jej w brzuszku, ale wtedy zagryzała zęby. I tak nie były jej potrzebne. Zabawa została zastąpiona pracą. Nie dawano jej chwili wytchnienia. Pracowała po 10 lub 12 godzin dziennie. Z początku nie potrafiła wielu rzeczy, ale Okumura wyjaśniał wszystko, a na koniec dodawał:
- Bardzo się cieszę, że będziesz mi pomagać. - Oczywiście mówił to, by jeszcze bardziej dobić Tenshi. Nie było czasu na zabawę piłką, a po pewnym czasie nie było też piłki. Ktoś ją przebił nożem i wyrzucił do śmieci. Tenshi zapłakała. Co powie Okuda? Toriko rozkazała zamknąć piękny pokoik na klucz, a dziewczynka dostała stary i brudny kocyk, którym mogła się w nocy przykryć i jakoś osłonić przed zimnem. Czasami niewiele to dawało. Zamiast miękkiego łóżka - twarda podłoga. Anioł prosto z nieba wpadł do piekła.
Rozdział 6: Wrzesień, 386 roku
Piekło nie było jednak takie straszne, jeśli przekroczyło się jedynie próg i stanęło, by podziwiać widoki. Ta kraina stawała się dużo straszniejsza, jeśli brnęło się w głąb. Im dalej, tym straszniej. Nic nie wskazywało na to, że Tenshi zatrzyma się kilka metrów po przekroczeniu progu. Ona pędziła dalej i dalej. Wrzesień, 386 roku przyniósł dziewczynce coś, czego nigdy prawdopodobnie się nie pozbędzie. Z czego nigdy prawdopodobnie się nie otrząśnie... Miała 7 lat i potrafiła już dość sporo. Dawała sobie radę z praniem pościeli i ubrań, sprzątaniem w pokojach i na zewnątrz, nakrywaniem do stołu, zmywaniem naczyń po posiłku. Jej typowy dzień to było zwyczajne "przynieś, podaj, pozamiataj". Jedną z rzeczy, których nie robiła, to było gotowanie. Toriko bała się, że mała zwyczajnie nie da sobie rady i zrobi sobie krzywdę. Nie czuła do niej niczego za wyjątkiem obrzydzenia, ale nie mogła sobie jeszcze pozwolić, by ją stracić. Poza tym bała się, że dziewczynka przypadkowo zrobi coś co było zupełnie niejadalne, a wręcz trujące. Sama Tenshi też nie prosiła się o ten dodatkowy obowiązek.
- Tenshi - zaczęła Toriko. - Dam ci pieniądze. Pójdziesz kupić suknię balową dla mnie. Wybierz najlepszą, najładniejszą jaką znajdziesz. Tylko w moim rozmiarze.
Tenshi skinęła głową. Zakupy również należały do jej obowiązków, chociaż zazwyczaj kupowała rzeczy bardziej przyziemne, jak chociażby jedzenie. Kupno sukni balowej było czymś innym... Każdy miał inny gust. Również rozmiar był problematyczny. Jednak siedmiolatka nie potrafiła odmówić. Nie potrafiła też zapytać. Nie miała łatwego życia. Była nauczona, by wykonywać polecenia bez zbędnego gadania.
- Wyruszę natychmiast po otrzymaniu pieniędzy, Toriko-sama - zakomunikowała, kłaniając się. Jej ukłon był tak uniżony jak tylko potrafiła zgiąć kręgosłup. Pieniądze dostała niemalże od razu. Dlatego od razu też mogła ruszać. Był ranek. Kupcy w osadzie rozstawiali swoje stoiska.
Dostanie się do miasta nie było dla Tenshi problemem. Trochę to trwało, bowiem dla małej dziewczynki taka odległość była nie lada wyzwaniem. W końcu jednak dotarła. Zaczęła krzątać się pomiędzy straganami i przeglądać różne suknie. Tenshi nie miała żadnego wyszukanego gustu i nie znała się na modzie. Dlatego postanowiła kierować się prostą zasadą: "wybrać to w czym Toriko-sama będzie najpiękniejsza". Oczywiście to była tylko jej skromna opinia, z którą nikt nigdy się nie liczył. Odnośnie rozmiaru, to liczyła na to, że jak powie, że "Toriko-sama jest niezbyt wysoka", to sprzedawca będzie wiedział czy suknia będzie pasować czy nie. I z takim planem szukała. Jedna suknia była zbyt żółta i zbytnio pasowała do jej blond włosów. Gdyby Toriko ją założyła, to wyglądałaby jak żółtko jajka. Inna suknia miała bardzo kwieciste wzory. Tak dużo kwiatów, że od tego nadmiaru Toriko mogłoby zakręcić się w głowie. Inna była dobra, ale zbyt mała. Jeszcze inna świetna, ale zbyt duża. Chodziła i szukała. W końcu znalazła tą jedyną piękną suknię.
- Jeśli Twoja pani nie jest wysoka, to ta sukienka byłaby idealna - poinformował sprzedawca, zachwalając swój towar. Nie musiał tego robić, bowiem Tenshi była już zakochana w tej sukience. Biała jak śnieg i błyszcząca niczym gwiazdy. Delikatna w dotyku i niesamowicie gustowna, aczkolwiek prosta. To był bardzo dobry wybór. Będzie pasować do Toriko.
- Poproszę - odpowiedziała dziewczynka i wręczyła sprzedawcy kwotę, której zarządał. Było to wszystko co Tenshi miała. I takim właśnie sposobem mały aniołek, ubrany w lnianą, prostą i najtańszą sukieneczkę, kupił jedną z prawdopodobnie najdroższych sukien świata. Mężczyźnie jednak to nie wystarczyło. On handlował i sprzedawał. A skoro kupiła suknię, to może kupi coś jeszcze... Wyciągnął piękną broszę, która idealnie wręcz pasowała do sukni. Zielony kolor przełamałby żółć włosów i biel sukni.
- Może być Twoja, jeśli zapłacisz - powiedział.
- Jest piękna, ale nie mam już pieniędzy - odparła i spuściła wzrok. Zanim to jednak zrobiła, to sprzedawca zdążył dostrzec błysk ekscytacji w oczach małej klientki. Wiedział jak bardzo pragnie tego klejnotu.
- Zrobimy tak. Dam Ci go, jeśli zgodzisz się przez jeden dzień dla mnie pracować.
To była jej szansa. Zdobędzie ten przedmiot. Zgodziła się. Nie myślała o tym, że w domu czekają na nią obowiązki. Bardzo, bardzo, bardzo chciała uszczęśliwić Toriko. Nic tak bowiem nie cieszy mamy jak prezent od dziecka, które włożyło całe swoje serce i siły, by go zdobyć. Tenshi ciągle się łudziła, że... może jakimś cudem uda jej się przekonać Toriko... Może jej właścicielka zaakceptuje ją jako córkę. Tenshi kochała Toriko i pragnęła, bardzo pragnęła, by ta miłość została odwzajemniona. Tak więc zaczęła pomagać sklepikarzowi. A to rozmawiała z klientami, pokazywała im stroje, a to nosiła jakieś paczki tam i z powrotem. Czasami też chodziła i zaczepiała ludzi, mówiąc, że "ten Pan ma najlepsze suknie i najlepsze klejnoty na świecie". I tak minął jej prawie cały dzień. Był wieczór.
- Dziękuję za pomoc, Tenshi. Oto twoja zapłata.
Wręczył jej upragnioną broszkę i mała udała się do domu.
To co zdarzyło się później ciężko sobie wyobrazić. Była to wojna pomiędzy miłością Tenshi i nienawiścią Toriko. Miłość ewidentnie tą wojnę przegrała. Tenshi wróciła do domu pełna nadziei... Gdy tylko weszła do gabinetu swojej przybranej matki, tamta nie kryła swojego niezadowolenia.
- Co tak długo, ty durna smarkulo?! - wrzasnęła poirytowana. Tenshi aż podskoczyła. Do tej pory robiła - jej zdaniem - wszystko tak jak należy. Teraz jednak popełniła błąd. Liczyła jednak, że się jakoś wytłumaczy. - Masz pojęcie ile zasranych obowiązków zaniedbałaś?!
Tenshi przełknęła ślinę. Wyciągnęła piękną suknię, którą kupiła i położyła na biurku. Toriko nawet na nią nie spojrzała.
- Od razu widać, że za duża! Co?! Mowę ci odjęło?!
Dziewczynka była przerażona, jednak postanowiła spróbować i wyjaśnić całą tą sytuację. Może Pani Toriko zrozumie. Może wybaczy... Może przytuli i podziękuje. Wyciągnęła broszkę i położyła obok sukienki.
- Prze... prze... praszam - wydukała. - Nie miałam już pieniążków, a chciałam zrobić Pani prezent... bo ko... ko... ko... cham panią. Pra... cowałam na to cały dzień, by i Pani mnie... po... - Chciała powiedzieć "pokochała", jednak Toriko bezlitośnie przerwała swojej laleczce:
- Ja? Polubić ciebie? Nikt cię nie lubił, nikt cię lubi i nikt cię nie polubi.
To był cios prosto w serce. Tenshi zdała sobie sprawę, że przegrała. Z trudem powstrzymywała płacz. Zupełnie tak jakby wiedziała, że teraz musi oszczędzać łzy, by później móc płakać całą noc. Toriko nienawidziła Tenshi i nie kryła tego. Im dłużej ciągnęła interes z Masumi i Toyamą, im więcej pieniędzy miała, tym ta nienawiść rosła. Tenshi stawała się jej coraz bardziej zbędna. Jeszcze tylko trochę i się jej pozbędzie, jednak jeszcze nie teraz. Dziewczynka jednak postanowiła się bronić ostatkiem sił, które jej zostały. Upadła na kolana.
- Oku... da... - sama... mnie lubi...
Toriko była jak czajnik z gotującą się wodą, z tym wyjątkiem, że zamiast wody kipiała z niej nienawiść. Była dużo starsza od Tenshi, bardziej inteligentna, bogatsza i więcej mogła. Mogła ją skrzywdzić na wiele sposobów i nie omieszkała tego zrobić.
- Głupia jesteś, wiesz? Myślisz, że ten chłopak cię lubi? On się tylko tobą bawił. Popatrz jaki idiota. Niby chłopak, a bawi się lalkami. A wiesz co? Ja chcę, by jego mama lubiła mnie, więc to dobrze. To twoje zadanie.
- To... nie... prawda... - Tenshi ostatkiem sił próbowała protestować. Czuła podświadomie, że Okuda-sama naprawdę ją polubił. Chciała w to wierzyć. Po jakimś czasie jednak wiara ta została całkowicie zniszczona. Toriko nie skomentowała tego co właśnie usłyszała.
- Klęcz dalej - poleciła, a Tenshi usłuchała polecenia. - Okumura!
W pomieszczeniu momentalnie pojawił się Pan Okumura. Toriko wstała i podeszła do Tenshi. Mocną ręką chwyciła dziewczynkę za włosy. Nie był to delikatny matczyny chwyt, a pełen siły i nienawiści uchwyt wroga. Gdyby miała więcej siły, to wyrwałaby jej połowę fryzury. Tenshi tym razem lekko zapłakała. To bolało. Naprawdę bolało. W tym czasie Okumura pojawił się z tyłu Aniołka, jedną ręką podwiną jej sukienkę tak, by odsłonić gołe plecy. W drugiej ręce trzymał cienki bambusowy kij. Pierwsze uderzenie zostawiło czerwoną linię na plecach, a Tenshi wręcz zawyła z bólu. Prawie się wywróciła, ale Toriko trzymała mocno za włosy i nie pozwoliła jej upaść.
- Prze... - Drugie uderzenie nie dało jej dokończyć. Kolejna czerwona linia wykwitła poniżej pierwszej. Ból ponownie zaatakował. Uderzenia te miały boleć, ale nie mogły zabić. Toriko i Okumura doskonale o tym wiedzieli. Mogli sobie pozwolić na wiele takich uderzeń. Aniołek płakał.
- Prze... - Trzecie uderzenie zostawiło kolejną linię, tym razem powyżej pierwszej. - ...prasiam
Dziewczynka już po trzech uderzeniach traciła rozum i z bardzo wielkim trudem wypowiadała kolejne słowa. Była też bardzo bliska upadku... Jednak Toriko doskonale ją trzymała. Czwarte uderzenie. Ból. Piąte uderzenie. Ból. Szóste uderzenie. Większy ból. Czerwone linie przecinały się, tworząc przeróżne figury geometryczne. Oznaczało to, że Tenshi dostawała kilkukrotnie w to samo miejsce. Łącznie czternaście bolesnych uderzeń. Po wszystkim dziewczynka upadła w końcu na podłogę, jednak nie miała wystarczająco siły, by się podnieść.
To jednak nie był koniec tych "nocnych atrakcji". Tenshi wcale nie musiała się podnosić. Toriko-sama klęczała nad nią i wpatrywała się w to co z niej zostało. Upewniła się, że dziewczynka żyje. Jej klatka piersiowa poruszała się, co wskazywało na to, że Tenshi jeszcze oddycha. Toriko uśmiechnęła się.
- Tenshi, czy pamiętasz co się dzieje z niegrzecznymi laleczkami? - zapytała. Ona pamietała rozmowę, która miała miejsce dwa lata temu.
- God... ne... ps... i - Tenshi nie była w najlepszej formie, by odpowiadać na tego typu trudne pytania, ale również pamiętała. Nie rozumiała jeszcze do czego Toriko zmierza. Z jej pleców sączyła się krew. Nie leciało jej dużo... nie było ryzyka wykrwawienia. Była to część bardzo wymyślnego planu.
- Fajnie, że pamiętasz. Tak. Niegrzeczne laleczki zjadane są przez głodne psy.
Do Tenshi właśnie zaczęło dochodzić o czym Toriko-sama mówi. Czy była aż tak niegrzeczna, że musi zostać zjedzona? Bała się. Bardzo się bała. Chociaż otrzymała karę... Czy zrobiła coś aż tak strasznego? Nie mogła długo się zastanawiać, bowiem została pochwycona przez Okumurę i uniesiona w górę. Przerzucił ją przez ramię niczym worek kartofli i zaniósł do piwnicy. Pod tą wielką posiadłością znajdowała się sieć tuneli i różnych pomieszczeń. Tenshi pierwszy raz tam była i pierwszy raz w takich okolicznościach. W jednym z pomieszczeń znajdowała się klatka. Miała trzy metry wysokości, długości i szerokości. Była sześcianem. Sześcian ten w środku przedzielony był stalową siatką, tak, że w rzeczywistości całość tworzyła dwie klatki. Do każdej z tych dwóch klatek było osobne wejście. Tenshi mogła usłyszeć głośne szczekanie psów. Tak. W jednej części były trzy psy i najwidoczniej nie jadły śniadania... ani obiadu... ani kolacji. Serce zaczęło łomotać tak, że Tenshi myślała, że zaraz wyskoczy. Została wrzucona do drugiej części - na szczęście lub nieszczęście - pozbawionej psów, a następnie zamknięta na kłódkę bez możliwości wyjścia. Okumura opuścił pomieszczenie. Było ciemno. Psy na moment ucichły, dając dziewczynce złudną nadzieję. Zobaczyła w mroku sześć żółtych ślepi, które ewidentnie wpatrywały się w nią. Z trudem podniosła się i zbliżyła do stalowej siatki, która chroniła ją przed zwierzętami. Zrobiła to ze zwykłej ciekawości, a może z głupoty. Psy momentalnie do niej doskoczyły, uderzając z impetem w siatkę, która odrzuciła je lekko do tyłu. Ten atak z zaskoczenia spowodował, że Tenshi poślizgnęła się i upadła na plecy... ból się nasilił. Psy czuły jej krew. Chciały jeść. Dziewczynka zwinęła się w kłębek. Strach całkowicie ją sparaliżował. Próbowała jakoś osłonić głowę rękami i nogami... Niewiele by to dało. Psy były silniejsze niż siedmiolatka. Szczekały bez przerwy i w kółko. Gryzły metalową siatkę, próbując dostać się do soczystego mięsa. Jeszcze tylko kilka metrów. Jeszcze tylko kilka metrów. Przegryzą gardło ofiary i zjedzą ją do kości. Ba! Nawet kości zjedzą! Tenshi słyszała jedynie głośnie, pełne nienawiści szczekanie... i szczęk metalu i psich zębów. Czuła na swoim karku ich oddechy, a w jej nosie wirował zapach krwi i zwierzęcych odchodów.
- Błagam... przepraszam... proszę nie... zostawcie mnie... będę grzeczna... - Błagała, przepraszała, prosiła, obiecywała poprawę. Nic to nie dało. W odpowiedzi słyszała te same dźwięki i czuła te same oddechy i zapachy. Psy zamiast gryźć stalową barierę, czasami zwyczajnie próbowały ją staranować. Co jakiś czas wyły żałośnie, bowiem każdy ich plan zawodził. Zapach krwi wiercił je w nosie i powodował, że z sekundy na sekundę, z minuty na minutę, z godziny na godzinę, stawały się coraz bardziej agresywne. Nie mogły się przedostać. Tenshi próbowała zasłonić uszka rączkami. Zatkać czymś nos. To również nie pomagało. Leżała więc sparaliżowana strachem i bezsilnością. Płakała.
- Kami-sama... - modliła się, szukając ukojenia w modlitwie. - Zabierz mnie do siebie... bez bólu...
Prosiła o szybką i bezbolesną śmierć. Ta jednak nie chciała nadejść. Ból pleców odszedł po jakimś czasie. Tenshi nauczyła się, że ból fizyczny nie jest najgorszą rzeczą na świecie. Jest nagły, ale też nagle przechodzi... Ból psychiczny jest dużo gorszy i powoduje drgawki.
Nadszedł ranek. Dziewczynka nie zmrużyła oka nawet na sekundę, więc wejście Pana Okumury nawet jej nie obudziło. Uspokoiło natomiast psy, które dostały od niego bardzo pokaźną nagrodę w postaci sześciu soczystych i wielkich kawałków surowego mięsa. Z pewnością był to lepszy posiłek niż ten, który jadała Tenshi. Była to nagroda za dobrze wykonaną pracę. Psy wyjątkowo sobie zasłużyły, odwalając kawał dobrej roboty. Okumura wyciągnął z klatki sparaliżowaną dziewczynkę, zaniósł na górę, zdezynfekował i opatrzył jej rany, dodatkowo dał miskę ryżu na śniadanie.
- Jedź, bo dzisiaj masz mnóstwo pracy - powiedział. Tenshi chociaż nieprzytomna, od razu oprzytomniała. Miała dzisiaj mnóstwo pracy.
Rozdział 7: Październik, 389 roku
Szczęście w nieszczęściu było takie, że nie było gorzej. Toriko i Okumura nie byli w stanie wymyślić niczego gorszego niż to co już zrobili. Oczywiście starali się urozmaicać kary, ale nic nie mogło się równać z chłostą i wizytą "u piesków". Tenshi reagowała na tą karę bardzo podobnie jak za pierwszym razem. Dzielnie znosiła ból pleców i szarpanie za włosy, a później zwyczajnie próbowała jakoś przeżyć noc pełną psiego warczenia, szczekania, skomlenia, skowytu, połączonego z upiornym grzechotaniem stalowej kraty przez którą psy nie mogły się przebić. Dziewczynka ciągle miała w nosie zapachy, a w uszach dźwięki. Jej skóra ciągle pamiętała oddechy zwierząt. Nie mogła zapomnieć. Zbyt często jej o tym przypominano, a nawet jeśli nie, to i tak nie mogła wyrzucić tego z głowy. Karę taką odbywała około 2 lub 3 razy w tygodniu. Zwyczajowo była to jedna noc, ale gdy bardzo zdenerwowała Toriko... nawet jedna noc, cały dzień i druga noc. Tenshi traciła wtedy poczucie czasu. Chciała przeżyć i jednocześnie chciała umrzeć. Nigdy nie była pewna czy "to już ten czas" i to uczucie niepewności było najgorsze.
- Czy byłaś dzisiaj grzeczna? - Takie pytanie zadawała Toriko niemalże każdego dnia wieczorem. Tenshi bardzo szybko nauczyła się jedynej i właściwej odpowiedzi.
- Nie, nie byłam. Przepraszam. - Spuszczała wtedy głowę i czekała na wyrok swojej Pani. Wtedy Toriko mogła zadecydować czy okazać dziewczynce łaskę czy nie. Tenshi starała się wykonywać wszystkie swoje obowiązki perfekcyjnie, ale miało to znaczenie jedynie, gdy Toriko-sama miała akurat dobry humor. Gdy Tenshi się spisała na medal, a Toriko miała dobry humor, to odpuszczała dziewczynce. Gdy coś zepsuła lub źle zrobiła, to różnie to bywało. Natomiast gdy Toriko miała zły humor, to zawsze karała Tenshi. Toriko była sadystką i cierpienie małej istoty sprawiało jej wielką radość. Okumura był podobny. Tenshi natomiast nie rozumiała tych zależności, więc uważała siebie za najbardziej niegrzeczną laleczkę na świecie. Pomagało jej to także uniknąć potencjalnych pomówień o kłamstwo. Toriko przecież nie mogła powiedzieć "Ale jak to uważasz, że byłaś grzeczna? Przestań kłamać. Zrobiłaś to i to i to i tamto źle.". Zamiast tego mówiła: "Masz rację. Byłaś niegrzeczna, ale tym razem ci odpuszczę.". Tym sposobem Toriko mogła przypisać sobie pozytywną cechę: "Potrafię wybaczyć" zamiast negatywnej: "Wytykam błędy innym ludziom".
Jednak nie miało to znaczenia. Umysły małych dzieci były nad wyraz chłonne. Tenshi nie była wyjątkiem. Bez najmniejszych problemów chłonęła wszystko co złe, zapominając o tych nielicznych chwilach w swoim krótkim życiu, które można było nazwać szczęśliwymi. Nie pragnęła już miłości. Nie pragnęła zabawy. Jedyne na czym jej zależało to chwila wytchnienia... chwilowa ucieczka przed koszmarem. Problem był taki, że to wcale nie było proste. Przed koszmarami rzeczywistości można było uciec jedynie w świat snów. Przed koszmarami sennymi jedynie budząc się w prawdziwym życiu. Tenshi chciała zasnąć, by zapomnieć o dniu poprzednim. Tenshi nie chciała zasnąć, bo bała się "złych snów", a te nawiedzały ją nad wyraz często. Miała myśli samobójcze, ale była zbyt słaba, by. je zrealizować. Podróżowała więc tak pomiędzy dwoma światami - tym rzeczywistym i tym sennym - mając nadzieję, że jakimś cudem ominie następny koszmar. Nigdzie nie czuła się bezpieczna, a płacz, błaganie i przepraszanie nie pomagało. Jej psychika była wrakiem. Kiedyś pięknym statkiem, który niestety zatonął podczas dziewiczego rejsu. Niby ciągle unosił się na wodzie, ale nic już nie zależało ani od steru, ani od kapitana. Wkrótce pójdzie na dno. Powiedzieć, że jej serce było strzaskane albo pęknięte, to jak nie powiedzieć nic. Serce Tenshi było całkowicie zmielone na proszek, który w konsystencji przypominał padający z nieba śnieg, jednak nie na tyle lepki, by dało się go skleić. Jeszcze miesiąc i spadnie. Paradoksalnie nic nigdy nie miała, a straciła wszystko.
Tego dnia do domu Toriko przybyła rodzina Masumi. Kobieta, jej mąż Toyama i syn Okuda. Był to jeden z tych nielicznych dni, kiedy Tenshi miała jedynie grać uroczą córeczkę. Toriko wystroiła ją w piękne szaty i razem z Okumurą i aktorem, który odgrywał męża Toriko stały, by powitać rodzinę partnerów w interesach. Był to jeden z ostatnich aktów tej okrutnej sztuki.
- Witajcie, Sazama-dono, Toriko-dono, Okumura-san, Tenshi-chan - powitał ich Toyama, gdy tylko on i jego rodzina przekroczyli próg domu Toriko.
- Witajcie. - Dodała Masumi i wraz z mężem ukłoniła się.
- Dzień dobry. - Dodał Okuda i również wykonał ukłon. Ciężko było stwierdzić czy dzień ten należal do tych dobrych. Przynajmniej dla Tenshi... Od ich ostatniego spotkania minęło 5 lat. Okuda zdążył zmężnieć, spoważnieć... miał 18 lat. Był nawet przystojny. Emanował pozytywną energią, której Tenshi niestety nie mogła zaabsorbować czy nawet wyczuć. Był zdrowy, dobrze odżywiony i dobrze wychowany. Idealny syn, który sprostał wymaganiom rodziców i który został obdarzony miłością i odpowiednim majątkiem. "Mąż" Toriko, następnie sama Pani domu i Okumura odwzajemnili ukłony i powitania. Ostatnią, która powitała gości była Tenshi.
- Jestem szczęśliwa, że Pana widzę, Toyama-sama. - Wykonała pierwszy ukłon w stronę Toyamy. - Jestem szczęśliwa, że Panią widzę, Masumi-sama. - Wykonała drugi ukłon w stronę Masumi. - Jestem szczęśliwa, że Pana widzę, Okuda-sama. - Wykonała trzeci ukłon w stronę Okudy. Była to jedna z jej wyuczonych formułek, by kogoś powitać. Jednak jej ton głosu wcale nie wskazywał na to, by czuła szczęście. Jej oczy zamiast emanować energią młodości i radością, chociaż żywe, były martwe. Tamci od razu zauważyli, że z dziewczynką jest coś nie tak. Była wychudzona i wyglądała na niesamowicie zmęczoną. Dodatkowo nie uśmiechała się i starała unikać kontaktu wzrokowego.
- Coś się stało, Tenshi-chan? - Z ust przejętego Toyamy padło pytanie skierowane do dziewczynki. Toriko jednak odpowiedziała nim Tenshi zdążyła chociażby usłyszeć to pytanie:
- Niestety... - udała bardzo zmartwioną. - Tenshi jest chora... Bardzo podobna przypadłość, na którą umarł mój kochany dziadek. Szukam lekarzy... ale boję się, że ją stracę...
Toriko była bliska płaczu... znaczy udawanego płaczu.
- Okumura-san... czy mógłbyś odprowadzić małą Tenshi do jej pokoju? Pewnie potrzebuje odpoczynku... a ja się zajmę Toriko-dono... - Masumi objęła płaczącą przyjaciółkę. Okumura odprowadził Tenshi. Gdyby tylko dziewczynka zaprotestowała... Gdyby tylko powiedziała, że to nieprawda... Gdyby tylko poinformowała Masumi o tym co się naprawdę działo... Może jej życie byłoby lepsze. Jednak Tenshi całkowicie się poddała. Przestała walczyć o coś bez wartości...
Okuda pojawił się w pokoju dziewczynki około pół godziny później. Ta leżała na "swoim" łóżku i była przykryta kołderką. Oczy miała jednak szeroko otwarte i wpatrywała się w sufit. Z uporem maniaka walczyła ze zmęczeniem. W końcu... na pewien czas... uciekła przed koszmarem. Wiedziała, że we śnie ten koszmar z pewnością ją dopadnie. Choćby nie wiem co nie mogła sobie pozwolić, by zamknąć oczy, chociaż łóżko było takie przytulne. Dawno w nim nie spała.
- Nie śpisz? - zapytał chłopak, jednak zanim zdążyła odpowiedzieć padło kolejne pytanie. - Co Ci się stało?
Tenshi nie była gotowa na takie pytanie. Nie była gotowa na to, że Okuda w ogóle zechce ją odwiedzić. Był już zbyt stary na zabawy lalkami. Zwłaszcza takimi jak ona. Najgorszymi lalkami na świecie. Po co miałby tracić swój cenny czas? Tenshi nie rozumiała, jednak chciała coś odpowiedzieć.
- Przepraszam... nie jestem tak doskonała jak Pan... przepraszam... zepsułam Pańską piłeczkę...
Okuda zrobił wielkie oczy. Nigdy nie uważał siebie za doskonałego, a piłka była tylko rzeczą. Bardziej przejmował się swoją małą przyjaciółką. Tenshi natomiast przez ponad jedną czwartą swojego życia przepraszała. Była w stanie przepraszać za dosłownie wszystko. Nawet za to, że oddycha. Albo głównie za to. Powinna przestać. Okuda był niczym starszy brat. Zaczął głaskać ją po głowie i powiedział:
- Nie masz za co przepraszać. - Wziął te przeprosiny za jeden z objawów choroby. - Jesteś zmęczona. Zaśnij. A ja opowiem Ci bajkę.
Znał tylko jedne opowiadanie. Ciężko było stwierdzić czy była to bajka czy raczej lekcja. Jednak w obecnej sytuacji nawet pasowało.
- Dawno temu, za górami, za lasami, żółw ścigał się z zającem. Wszystkie zwierzęta obstawiły pewną wygraną zająca, bowiem żółw był powolny. Gdy wyścig się rozpoczął, zając wystartował jak z procy i w godzinę dobiegł prawie do samej mety. Żółw w tym czasie przebiegł mniej niż połowę wymaganej drogi. Jednak zając postanowił uciąć sobie drzemkę, bowiem był pewny swojej wygranej. Zatrzymał się pod drzewem i zasnął. Żółw uparcie parł do przodu. Gdy zając spał, żółw go wyprzedził i dobiegł do mety jako pierwszy. Wiesz jaki z tego morał? Nieważne jak zaczynasz... ważne jak kończysz. Ja jestem zającem, a Ty żółwiem...
Okuda chciał przez to powiedzieć, że nawet jeśli teraz Tenshi uważa się za gorszą od niego, to w przyszłości z pewnością będzie lepsza. Chciał ją w ten sposób pocieszyć i dodać jej otuchy. Poza tym, w bajce były zwierzątka. A małe dziewczynki lubią zwierzątka. Tenshi wysłuchała bajeczki do końca. Jej chory mózg był w stanie przyswoić jedynie ciepły głos Okudy. Słowa traciły sens. No może za wyjątkiem "zająca" i "żółwia", bo to zwierzątka. Po bajce momentalnie zasnęła. Tym razem miała piękny sen... Bawiła się na polance z żółwiem i zającem, a jej skórę ogrzewało słońce.
Masumi i jej rodzina zostali u Toriko tym razem dłużej, bo aż 4 dni. Chcieli mieć pewność, że Toriko-sama da sobie radę i że z Tenshi będzie wszystko w porządku. Toriko i Okumura bardzo się denerwowali. Nie chcieli przeciągającej się wizyty. Jeszcze tamci odkryją blizny na plecach dziewczyny... Albo tamta im coś powie. Dodatkowo ciągle musiała grać zamartwiającą się mamuśkę i udawać, że sypia ze swoim "mężem". Może rzeczywiście z nim sypiała... Toriko i Okumura obwiniali o to nie siebie, a Tenshi. Bo przecież smarkula mogła lepiej się zachowywać, udawać szczęśliwą, wyglądać na dobrze odżywioną i wyspaną. Dlaczego nie mogła być taka jak Okuda? Dla Tenshi natomiast te dni były prawdziwą ulgą. Nie mogły jednak naprawić 5 lat... I odeszły w zapomnienie bardzo szybko.
Rozdział 8: Grudzień, 389 roku
Toriko była wściekła na Tenshi za to, że dziewczynka zrobiła sobie kilka dni wolnych od bycia gnębioną, poniżaną i wykorzystywaną. Bo jak ona śmiała? Chociaż robiła co do niej należało. Odgrywała rolę chorej córki. Córką nie była, ale choroby nie symulowała. W zasadzie była po prostu zmęczonym workiem mięsa i kości. Wegetowała, nie żyła. Dlatego poddała się kolejnej chłoście bez żadnego sprzeciwu. Później znowu zamknięto ją w klatce. Była to już norma. Nie mogła jednak przyzwyczaić się do tych okropieństw. Za każdym razem bolało tak samo. Za każdem razem bała się równie mocno. Za każdym razem myślała o tym jak sobie urwać uszy, by już niczego nie słyszeć. Chociaż tyle i aż tyle. Dziewczynka nie wiedziała ile razy dzisiaj oberwała. 10 a może 30... Nie liczyła. Nie potrafiła liczyć. Ani czytać. Ani pisać. Nie miała świadomości jak dużo czasu spędziła w klatce. Był to jeden dzień? A może dwa? A może cały tydzień lub miesiąc? Czas nie miał znaczenia.
W końcu nadszedł grudzień i śnieg już padał z nieba. Osoba, która zsyłała biały puch najwidoczniej nie potrafiła przenikać wzrokiem ścian ludzkich budynków. Jeśli by potrafiła, to przyszłaby dziewczynce z pomocą. A może celowo wolała nie patrzyć i nie interweniować? Tenshi nie była zbyt religijna. Wiedziała tylko, że jest taki ktoś jak Kami-sama i on czasami pomaga ludziom, jeśli ich usłyszy. Być może wołała do niego zbyt cicho. Być może nie była człowiekiem. Pewnie nie. Została wezwana przez Toriko do jej gabinetu. Dziewczynka nie wiedziała jaki jest powód tego wezwania, bo głównie chodziła tam wieczorami. Toriko wybitnie nie chciała jej widywać. Wizyta ta należała do najgorszych. Nie. Ona była najgorsza. Przed oknem stał mały taboret.
- Tenshi, stań na tym taborecie i powiedz mi co widzisz - kobieta wydała polecenie. Tenshi stanęła. Bez taboretu mogłaby widzieć co najwyżej skrawek dachu, patrząc w górę. Teraz miała jednak bardzo duże pole widzenia. Jej uwagę zwrócił jeden nowy obiekt.
- Wygląda jak nagrobek - odpowiedziała dziewczynka.
- Zgadza się. To twój grób.
- Jest piękny... Dziękuję... - Tenshi doskonale zdawała sobie sprawę z tego co się wkrótce stanie. Oczekiwała tego z wytęsknieniem. Jednocześnie bała się i nie chciała, by bolało. - Błagam... szybko i bez bólu...
Tenshi z trudem opanowała łzy. Nie była pewna czy to łzy radości czy smutku. Jedno jednak wiedziała. Okumura nie był zwykłym lokajem. Był silny, sprytny, bezwzględny i oddany Toriko. On dałby radę bez najmniejszego problemu pozbawić dziesięciolatkę życia. Tenshi nie zdążyłaby nawet pomyśleć o tym jak bardzo się boi. Nie zdążyłaby poczuć bólu. Sekunda i wszystkie koszmary by zniknęły. Toriko jednak nie była łaskawa. Podeszła do taboretu i tak mocno go kopnęła, że wystrzelił spod stóp małego Aniołka, a dziewczynka runęła do tyłu na i tak obolałe plecy. Skuliła się.
- Jesteś głupia, jeśli myślisz, że będziemy sobie tobą brudzić ręce - wysyczała blondwłosa. - Po prostu cię wyrzucimy. Lubisz śnieg?
Tenshi z początku nie zrozumiała o co chodzi Toriko. Jednakże po chwili dotarło do niej jak okrutna i perfidna była ta kobieta. Zabijając dziecko popełniłaby zbrodnię, musiałaby posprzątać miejsce zbrodni, rozkopać grób, zakopać ciało... wszystko poskładać na nowo. Sama śmierć byłaby stanowczo zbyt szybka i zbyt mało bolesna. Wyrzucając po prostu Tenshi, Toriko rozwiązywała problem z prawem. Nie musiała - jak sama to powiedziała - brudzić sobie rąk. Dziewczynka natomiast nie miała najmniejszych szans na przeżycie. Zamarzanie będzie długie i bolesne. Pewnie pojawią się też desperackie próby dotarcia do miejsca z dodatnią temperaturą. W jej sercu ponownie zagości strach. Toriko mogła tylko zgadywać co umrze pierwsze. Nadzieja czy Tenshi.
Tenshi starała się nie wychodzić zimą z domu, a jak już musiała to Okumura dawał jej ciepłe ubranie. To było wtedy kiedy była jeszcze potrzebna i kiedy Toriko nie mogła sobie pozwolić na jej stratę. Teraz jednak była zbędną laleczką. Była śmieciem, którego należało wyrzucić. Nie dano jej ciepłych ubrań. Miała na sobie jedynie lnianą sukienkę, która nawet wiosennymi wieczorami niezbyt dobrze chroniła przed zimnem. Na stopach nie miała nic oprócz własnej skóry. Była bosa. Okumura nie znał litości. Ciągnął ją za włosy mocno i parł przed siebie. Musiała za nim nadążyć, więc przebierała nogami jak szybko tylko się dało. Jeśli się poślizgnęła, to nawet nie stawał. Ciągnął dalej. Dla niego Tenshi była leciutka jak piórko. Okumura był otulony grubym płaszczem, na nogach miał skórzane, ciepłe buty i grube spodnie. Jemu zimno nie było. Nic sobie nie robił z płaczu dziecka. Łzy momentalnie zamieniały się w kryształy. Powietrze przypominało igły... setki... tysiące igieł, które wbijały się we wrażliwe ciało. Sprawiały dziewczynce niemały ból. Skóra zrobiła się czerwona. Kości i mięśnie zesztywniały. Wszystko ją szczypało. Z nosa cieknął katar, który momentalnie zamarzał. Tenshi z trudem już mogła iść. Z trudem mogła łapać powietrze. Jej organizm desperacko próbował się bronić przed chłodem. Rozpędzał krew w żyłach do niebywałych wręcz prędkości. Rosło ciśnienie. Bolała ją głowa. Tenshi wiedziała, że umiera. Bardzo powoli. W końcu zaczęła słaniać się na nogach. Okumura dość szybko zorientował się co się dzieje.
- Ulep sobie bałwana - zażartował i pchnął dziewczynkę tak, że ta wylądowała w wielkiej zaspie śniegu. Dodatkowo rzucił jej jeszcze stary kocyk, którym się nocą przykrywała. Wiedział, że to w niczym nie pomoże, a jeśli wyrzucać śmieci, to wszystkie. Po wszystkim odszedł bez słowa, zostawiając dziewczynkę kilkaset metrów od posesji. On wiedział i Tenshi też wiedziała, że powrót do domu Toriko jest obecnie niemożliwy. Nawet gdyby jakimś cudem spróbowała wrócić, to Okumura bez najmniejszego problemu wyrzuciłby ją ponownie. A może i zrobiłby jeszcze gorsze rzeczy. W tym miejscu nie było szansy, by ktoś powiązał zimnego trupa z Panią Toriko.
Upadek był dla Tenshi niesamowicie bolesnym przeżyciem. Śnieg był gorszy niż powietrze. Parzył skórę i jednocześnie chłodził. Parzył i chłodził... Była cała mokra i zdawała się zamarzać ponownie. Ostatniem sił zdołała wygramolić się ze śniegu i podnieść kocyk. Był stary i brudny i w niczym nie pomagał, jednak dla Tenshi był pewnego rodzaju przyzwyczajeniem. Nie zaśnie bez kocyka... Stanęła na nogi. Do miasta było co najmniej parę kilometrów. Nie miała szans. Jednak desperacko przeszła kilka metrów. Upadła. Dalej posuwała się już na czworakach, nie mogąc się podnieść. Bała się. Bardzo się bała. Ciało przestawało ją słuchać. Dwa metry dalej zwyczajnie się poddała.
- Tenshi, daj sobie spokój... - mówiła sama do siebie. - Dalej nie dasz rady... Zrobiłaś co mogłaś...
Otuliła się kocykiem i zasnęła. Robiła co mogła. Do swoich obowiązków domowych przykładała się bardzo rzetelnie. Bez słowa znosiła ból i strach. Nawet teraz dawała z siebie wszystko, by ujść te parę metrów dalej. Nie była jednak z siebie dumna. Nie była też szczęśliwa. Jej dusza umarła dawno temu. Ciało wkrótce miało do niej dołączyć. Po kilku minutach przysypał ją śnieg.
Rozdział 9: Kwiecień, 390 roku
Wiosną zazwyczaj budziło się życie. Łodygi pierwszych kwiatów przebijały pozostałości zimowego śniegu. Na drzewach pojawiały się pąki kwiatów. Śnieg topniał i robiło się cieplej. Toriko była stara i doskonale znała prawidła rządzące światem. Wiedziała, że jeden kwiat z pewnością nie powstanie z martwych. Tenshi już nie było i nigdy nie wróci. Kobieta była wielce szczęśliwa z tego powodu. Z okna swojego gabinetu patrzyła na grób swojej "córki". Od jakiegoś czasu rodzina Masumi przychodziła tutaj i za każdym razem płakali. Tenshi znaczyła dla nich znacznie więcej niż dla Toriko. Teraz też przyszli.
- Popatrz na nich. - Kobieta spojrzała na stojącego za jej plecami Okumurę. Mężczyzna również zbliżył się do okna i jak poleciła jego Pani, rzucił okiem. - Żałosne. Jak można po niej rozpaczać?
Okumura wzruszył ramionami, nie znając odpowiedzi. Im bogatsi byli, tym mocniej nienawidzili tej dziewczynki. Nawet jeśli ona umarła, to ich wielce negatywny stosunek do Tenshi był wiecznie żywy. A bogaci byli. Interesy z Masumi i Toyamą rozpoczęte 12 lat temu, przynosiły obecnie wielkie zyski.
- Najśmieszniejsze jest to, że głupia robiła wszystko co jej kazaliśmy i bez słowa przyjmowała każdą karę - dodał mężczyzna, uśmiechając się. Toriko odpowiedziała podobnym uśmiechem.
- A mogła uciec przy pierwszej lepszej okazji. Taak...
Pani Masumi, pan Toyama i młody Okuda potrafili spędzić nad grobem Tenshi nawet pół godziny. Po zakończonej modlitwie, weszli do domu Pani Toriko. Zastali właścicielkę w jej normalnym nastroju. Jak gdyby nic się nie stało. Wszyscy troje zrobili zdziwioną minę. Nie potrafili pojąć tego dobrego nastroju Toriko. Przecież niedawno straciła córkę.
- Tenshi... - Okuda był bliski płaczu. Mimo dzielącej ich różnicy wieku lubił dziewczynkę. Traktował ją jak młodszą siostrę.
- Cóż... - powiedziała blondwłosa, widząc ich konsternację. - Wiedziałam co się może stać. Zdążyłam się przygotować na najgorsze. Wystarczająco długo byłam w żałobie. Tenshi chciałaby, żebyśmy wszyscy żyli dalej.
- I tak zrobimy - druga z kobiet kupiła tą historyjkę bez najmniejszego problemu.
- Nie wycofamy się z interesu - dodał Toyama. - Wszystko idzie po naszej myśli.
Były to zapewnienia, które Toriko chciała usłyszeć. Oznaczało to tylko tyle, że mogła w końcu być sobą i przestać udawać matkę. Mogła zapomnieć o tej dziewczynie i żyć własnym życiem, pławiąc się w luksusach na które nie stać było zwyczajnych ludzi. Toriko i Okumura nie posiadali się ze szczęścia. Tenshi spełniła swoje zadanie.
Los bardzo często lubił sobie kpić z ludzi, płatając im różne psikusy. Młody kupiec, który odziedziczył majątek po ojcu, ożenił się i planował świetlaną przyszłość, nagle spotykał w drodze bandytów i ostatnie co zobaczył to bandycki miecz ścinający mu głowę. Młoda dziewczyna, która wydawała się jedynie pustą powłoką, żyła dalej. Tenshi przeżyła. Tamtego zimowego dnia straciła przytomność. Nie wiedziała co się z nią działo, jednak ocknęła się w łóżku niemalże przykryta kołdrą po same uszy. Pamiętała mężczyznę, którego wtedy zobaczyła. Pamiętała co jej powiedział.
- Znalazłem Cię nieprzytomną na śniegu. Przyniosłem Cię tutaj i otoczyłem opieką. Jednak jeśli chcesz tutaj zostać, to musisz mi pomagać.
Tenshi nie widziała w tym żadnego problemu. Dla niej praca to nie było obce pojęcie. Mężczyzna okazał się właścicielem jednej z karczm. Karczmarzem z prawdziwego zdarzenia. Podobno jego wypieki i serwowane piwo nie miały sobie równych. Praca była znacznie lżejsza niż ta, którą wykonywała dla Toriko. Trwała też znacznie krócej, bo około 4 lub 5 godzin dziennie. Karczmarz nie należał do osób, które lubiły znęcać się nad słabszymi.
- Byłam niegrzeczna... Przepraszam... - Pewnego razu Tenshi postanowiła się przyznać. W rzeczywistości nie zrobiła niczego złego i jak zwykle dawała z siebie wszystko. Teraz jednak czekała na karę. Przez długi czas była to dla niej codzienność, więc nie mogła wyobrazić sobie życia bez kar.
- Co? - Karczmarz zrobił zdziwioną minę. - Niczego takiego nie zauważyłem. A nawet jeśli, to przecież jesteś dzieckiem. Możesz być czasami niegrzeczna...
Okazał jej serce i wyrozumiałość , lecz ona nie potrafiła tego zrozumieć. Podczas pracy w karczmie miała mówić do niego "wujku". Nie chciał, by ktoś zadawał niewygodne pytania. Siostrzenica lub bratanica pomagająca w rodzinnym interesie nikogo nie dziwiła. Tenshi znów była tylko zbierającą zamówienia i podającą gościom jedzenie laleczką.
Mimo, że rzeczywiste koszmary zostawiła już dawno za sobą, to senne ciągle ją atakowały. W koszmarach tych widziała Toriko i Okumurę pod postacią okrutnych demonów. Widywała także trzy psy lub jednego większego trójgłowego. Pojawiał się też śnieg, raniące ciało śnieżynki i lodowe potwory. Historie, które widziała były przeróżne, a każda wykorzystywała co najmniej jeden z tych motywów. Tym razem koszmar był naprawdę dziwny. Spadające z nieba płatki śniegu były całe czerwone. Gdy tylko dotknęły dziewczynki, na skórze pojawiały się rany. Z ran płynęła błękitna krew. Tenshi nie mogła się poruszyć, a ból zdawał się być prawdziwy. Tego dnia dziewczynka obudziła się z głośnym krzykiem. Poprzedniej nocy zasnęła. Tenshi starała się wytrzymać bez snu jak najdłużej potrafiła. Nie chciała spać, bo nie chciała śnić. Bała się. Dopiero gdy ciało było maksymalnie zmęczone, to zasypiała. Zwlekła się z łóżka, ubrała się, przemyła twarz i podreptała na dół. Tam zobaczyła swojego "wujka". Mężczyzna wyglądał tak jakby miał zaraz wybuchnąć. Gniew zżerał go od środka. Nie można mu się dziwić, skoro w interesach nie szło... Gdyby na jego miejscu była Pani Toriko, to śmierć byłaby najlepszą rzeczą, która mogłaby spotkać dziewczynkę. Tenshi zaczęła robić swoje. Jednego klienta zapytała "co podać?" Drugiemu przyniosła to co zamówił. Od trzeciego wzięła brudną zastawę, bo akurat wychodził, a naczynia trzeba było pozmywać. Jak nie było zamówień, to pomagała w zmywaniu. Wszystko szło dobrze aż do pewnego momentu... Do pewnego incydentu. W karczmie pojawił się pewien klient. Starsza kobieta. Wyglądała i zachowywała się normalnie. Tenshi zmierzała w jej stronę, niosąc ciasto zamówione przez mężczyznę, który siedział przy stoliku obok stolika starszej pani. Po dostarczeniu zamówienia, Tenshi zamierzała przyjąć kolejne od kobiety. Pojawił się jeden mały problem. Kobieta nie była sama. Towarzyszył jej... pies. Raptem malutki szczeniaczek, który bardzo kochał dzieci i momentalnie zwrócił uwagę na niedużą kelnerkę. Radośnie zaszczekał w jej stronę. To wystarczyło, by Tenshi momentalnie stanęła. Upuściła z rąk tackę z ciastem, które rozbryznęło się na wszystkie strony świata. Jej ciałem zaczęły targać lekkie drgawki. Kręciło jej się w głowie, nie mogła złapać równowagi i ustać na nogach. Przewróciła się, a następnie leżąc na ziemi, zwinęła się w kłębek i zaczęła płakać.
- Pro... sie... odej... ć... Nie... kce... - Zakryła uszy rękami. - Szy... pko... i bezbo... lelelesnie... Prze... prasiam... Będę... grzeczna... Pro... sie... Jus... nie... bedede...
Powtarzała tego typu słowa bez ładu, a przebywające w karczmie osoby zaczęły spoglądać z zaciekawieniem w jej stronę. Całkowicie straciła kontrolę nad swoim ciałem.
- Tenshi! Do cholery! Co ty wyprawiasz?! - Karczmarz był wściekły. - Na zaplecze, ale migiem!
Nie potrafiła wstać. Nie dało się. Nie usłuchała. Nie mogła. Karczmarz nie miał wyjścia i musiał utorować sobie drogę, podnieść i wynieść dziewczynę własnoręcznie.
Na zapleczu Tenshi dała radę się jakoś opanować. Odzyskała kontrolę i ręce i nogi zaczęły ją ponownie słuchać. Patrzyła teraz na swojego "wujka", który nie był zadowolony z tego czego był świadkiem.
- Co ci odwaliło, do cholery?! - Wrzeszczał. Tenshi była przyzwyczajona. - Nie sypiasz. Jesteś wiecznie zmęczona. Popełniasz błędy przy zamówieniach. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem, żeby było ci przykro. Zachowujesz się jak wariatka. Niszczysz ciasto, które piekłem parę godzin! Robisz pośmiewisko z siebie i ze mnie! A ja próbuję ratować ten podupadający, kurwa, interes!
Po chwili się uspokoił. Tenshi ze spuszczoną głową wysłuchiwała wszystkich zarzutów mężczyzny. Na szczęście grube drewniane drzwi powodowały, że wrzasków goście nie słyszeli.
- Mam dosyć. Zwalniam cię. Jeszcze dzisiaj opuścisz mój dom i karczmę. Jest dopiero wiosna, więc masz dużo czasu, by znaleźć miejsce, w którym przetrwasz zimę.
Mężczyzna starał się być sprawiedliwy i zachowywać się w stosunku do Tenshi w porządku. Zimą by jej nigdy nie wyrzucił. Płacił jej jakieś drobne pieniądze. Dał dach nad głową, nowe ubranie, a także jedzenie. Jednakże jego interes upadał i pieniędzy miał coraz mniej. Tenshi stawała się utrapieniem i dodatkowym obciążeniem finansowym. Musiała więc opuścić karczmę. Po raz kolejny straciła miejsce, które mogła nazwać domem. Wylądowała na ulicy.
Rozdział 10: Maj, 390 roku
Dziewczynka utraciła prawdopodobnie ostatnią rzecz, która definiowała w jakiś sposób jej istnienie. Do tej pory dzień w dzień słyszała "zrób to", "zrób tamto". Jej całe życie opierało się na słuchaniu poleceń i rozkazów. Przez ostatni miesiąc była jednak "wolna" i nikt nic jej nie kazał. Była niczym ptak, który całe życie spędził w klatce i teraz w końcu był wolny. Tenshi była zagubiona i niezbyt wiedziała gdzie ma się podziać. Nie miała celu w tym swoim marnym życiu, o niczym nie marzyła i niczego nie zazdrościła. Nie kradła. Starała się po prostu żyć i dostosować się do sytuacji. Żyła zapewne tylko z przyzwyczajenia, bojąc się śmierci i bólu. Jednak gdyby pomyśleć, to do jednego i drugiego powinna być już przyzwyczajona. Nie powinna już się bać. Chodziła po targowisku i czasem udawało jej się wyżebrać trochę pożywienia. Nie zwracała na siebie zbędnej uwagi. Bogaty kupiec mógłby pomyśleć, że jest jedną z tych wielu żebrzących dzieciaków i wcale by się bardzo nie pomylił. Tenshi także zdążyła poznać to środowisko. Jednak nigdy by nie pomyślała, że jest taka sama jak oni. Jej poczucie własnej wartości przestało istnieć jakiś czas temu, jeśli w ogóle kiedyś istniało. Była pustą skorupą, która nie miała prawa porównywać się do "prawdziwych" ludzi.
Gdy nie miało się pieniędzy i gdy nie miało się domu, desperacko walczono o przeżycie. Światem brudnych, biednych, porzuconych, bezdomnych dzieci rządziły trzy "Wielkie Siostry". Pierwsza z nich na imię miała "Łaska". Pojawiała się wtedy kiedy bogaty dorosły dał coś do jedzenia, jakiś pieniążek, albo nawet przygarnął. Niektórzy nazywali ją "Szczęściem". Tenshi od czasu do czasu spotykała tą siostrę, jednak nie potrafiła jej rozpoznać. Druga z nich była "Zbrodnią". Oszustwa, kradzieże i każdy inny przestępczy proceder był bardzo opłacalny i pozwalał wyrwać się z tego świata beznadziei. To, że przy okazji krzywdzono niewinnych ludzi nie miało znaczenia. Ostatnia z nich nazywała się "Przemoc". Tą siostrę Tenshi znała bardzo dobrze, bowiem od wielu lat były towarzyszkami. Ktoś mógłby pomyśleć, że "Zbrodnia" i "Przemoc" to jedna siostra. W rzeczywistości jednak bardzo często działały razem. Bardzo często nie istniała zbrodnia bez przemocy, a przemoc była uznawana za zbrodnię. Czasem się zdarzało, że zbrodnia nie szła w parze z przemocą, a przemoc zbrodnią nie była. Można było kraść, nie czyniąc kupcowi krzywdy. Można było zabić, a straż nie kiwnęłaby palcem, bo "zawszony bezdomny zabijający innego zawszonego bezdomnego to przecież nie zbrodnia".
- Dawaj tą bułkę! - Usłyszała pewnego dnia. Młody bezdomny chłopak miał wielką ochotę na ten wyjątkowo suchy chleb, który Tenshi zdobyła kilkanaście minut temu. Był starszy, większy i silniejszy od dziewczyny. Dodatkowo za jego plecami stało dwóch jego kolegów, którzy robili za zastraszające tło. Dzieciaki nierzadko formowały małe gangi. Naturalną reakcją na taką sytuację była próba ucieczki lub postawienia się. Inną reakcją było spełnienie żądań z powodu tak błahego jak strach. Tenshi oczywiście bułkę oddała jednak nie dlatego, że tamci jakoś wyjątkowo ją wystraszyli. Toriko i Okumura byli dużo straszniejsi. Zrobiła to, bowiem był to pierwszy od długiego czasu rozkaz. Nie mogła odmówić.
- Czy życzy sobie Pan czegoś jeszcze? - Ukłoniła się. Nazywanie bezdomnego dzieciaka "Panem" mogło wydawać się wyjątkowo dziwne, jednak Tenshi miała nadzieję, że chłopak ją ze sobą zabierze. Małemu bandycie nie spodobały się te słowa. Myślał, że Tenshi się z niego wyśmiewa.
- Życzę sobie spuścić ci łomot! - Warknął, odpowiadając na pytanie w podobny sposób w jaki zostało zadane. Tenshi nie miała nic przeciwko. W końcu takie było jego życzenie. Jak mogłaby odmówić? Wiedziała, że będzie bolało... Ale często już bolało. Pierwszy cios otrzymała pięścią w twarz. Poczuła w ustach smak krwi. Rozcięta warga a może wybity ząb lub dowolna inna rana. Dziewczyna nie wiedziała. Zamroczyło ją lekko i przewróciła się. Dopiero po chwili poczuła bolesne, nieprzyjemne pieczenie. Tamci nie zamierzali się schylać. Po prostu kopali po brzuchu i głowie. Instynktownie próbowała osłaniać się rękami. Po pięciu minutach z trudem utrzymywała świadomość. Przestali.
- Leż tutaj i zdychaj! - Polecił chłopak i odszedł wraz ze swoimi znajomymi.
Tenshi leżała i zdychała. Przynajmniej próbowała. Nie było to łatwe. Jej obrażenia nie były aż tak dotkliwe, by mogła tak po prostu umrzeć. Jednak zamierzała wypełnić polecenie. Było jej przykro, że kolejny raz została porzucona. Uważała to za całkowicie normalnie, bo jej istnienie nie było po to, by była szczęśliwa. W pewnym momencie została spowita przez dziwne światło. Fizycznie czuła się coraz lepiej. Światło ją leczyło. W końcu mogła wstać bez najmniejszego problemu. Nie zrobiła tego.
- Długo zamierzasz jeszcze leżeć na ziemi? - Do jej uszu doleciał głos mężczyzny. Był niczym wicher. Istne tornado szalejące wewnątrz czaszki i rozrzucające wszystkie myśli, by po chwili uporządkować je na nowo i ponownie rozrzucić. - Wstawaj.
Wstała. Zobaczyła go. Był to mężczyzna w gustownym białym płaszczu z niebieskimi akcentami. Jego włosy kolorystycznie pasowały do płaszcza. Były niczym srebro. Na oczach nosił okulary. Był mężczyzną w średnim wieku, jednak ciągle niesamowicie przystojnym. Roztaczał wokół siebie podobną aurę co Toriko. Nie był pierwszym lepszym, podrzędnym Panem takim jak byle karczmarz czy jakiś gówniarz z ulicy. Był Panem, którego Tenshi podświadomie pragnęła. Na pierwszy rzut oka nie przejawiał też żadnych sadystycznych skłonności. Władca idealny. Dobry. Mądry. Dziewczynka ukłoniła się najniżej jak potrafiła, okazując maksimum szacunku.
- Brawo. - Ostentacyjnie zaczął bić brawo. Co chciał przez to przekazać? To, że niezmiernie się cieszy, że jednak Tenshi potrafi stać i chodzić? - Udało ci się zwrócić moją uwagę.
Tenshi nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Starała się nie zwracać uwagi. Widocznie się nie udało. Czy zrobiła coś źle? Pewnie tak. Dlaczego więc przyklaskiwał? Nie była do końca pewna, ale zdawało jej się, że w głosie mężczyzny są jakieś pozytywne emocje. Bała się zapytać. Mężczyzna bez problemu zauważył zmieszanie na twarzy dziewczynki.
- Jakiś miesiąc temu w karczmie odstawiłaś niezły cyrk - powiedział. Był tam wtedy zupełnie przypadkiem. - A teraz znowu się spotykamy i znowu zachowujesz się jak totalna idiotka.
- Tak... - Tenshi spuściła głowę. Zasłużyła na karę za bycie idiotką. Srebrnowłosy widział całą akcję z bułką i pobiciem. Był to człowiek niezwykle ciekawy świata. Tenshi zwyczajnie go zaciekawiła. Była czymś czego nie spotyka się codziennie. Ludzie tak się nie zachowują. Chciał poznać jej motywy i może znaleźć zastosowanie dla tej wiedzy.
- Tak... Co to w ogóle za bezsensowna odpowiedź? Co się stało w karczmie? Czemu leżałaś na ziemi, bredząc jakieś bzdury? Co się stało dzisiaj? Czemu dałaś im bułkę i dałaś się pobić? Gadaj!
- Rozkaz - Tenshi ukłoniła się ponownie. Mężczyzna przewrócił oczami. Dziewczyna kontynuowała. - W karczmie był... pies... bałam się. A dzisiaj... tamten chłopczyk wydał mi polecenie, więc go posłuchałam. Myślałam, że mnie ze sobą zabierze... a on... - Wywalił ją tak jak Toriko i karczmarz. To chciała powiedzieć. Nie umiała tego ubrać w słowa. Zaczęła płakać. Mężczyzna nic sobie z jej płaczu nie zrobił. Nie przytulił, nie pogłaskał, nie powiedział, że będzie dobrze. Był medykiem. Znał się na chorobach ciała i umysłu. W karczmie rzeczywiście był pies. Jednak nawet dziecko by się tego psiaka nie przestraszyło. Reakcja dziewczyny w jego ocenie była skutkiem jakiejś wyjątkowo perfidnej choroby psychicznej. Nie potrafił do końca pojąć co Tenshi miała na myśli, opisując sytuację dzisiejszą. Chłopak wydał polecenie? Chciała z nim iść? Potrafił jednak wysunąć pewien wniosek. Dziewczynka, z którą rozmawiał była niezrównoważona psychicznie, naiwna i z pewnością podatna na manipulację. Może nawet zbyt podatna. A może podatna na strach? Nie... nie wyglądała jakby się bała.
- Że cię zabierze? Gdzie miałby cię zabrać? Do swojego rynsztoku? Po cholerę chciałaś z nim iść? - Tenshi nie potrafiła wyjaśnić. - A ze mną chcesz pójść?
Mężczyzna postanowił wykorzystać dziewczynę.
- Tak - odpowiedziała.
- Nawet jeśli będziesz musiała zrobić wszystko co powiem?
- Tak
- Nawet jeśli będziesz zmęczona do granic możliwości?
- Tak
- Nawet jeśli będzie bolało?
- Tak
- Nawet jeśli możesz... umrzeć?
- Tak
Dziewczynka odpowiadała bez zastanowienia. Mężczyzna był lekko zaskoczony. Uśmiechnął się jednak.
- Mów mi Arata-sama. Jak się nazywasz?
- Tenshi - przedstawiła się, kłaniając ponownie - Dobrze, Arata-sama.
- A więc chodźmy. - I poszli. Arata był członkiem Rodziny Akiyama. Był Pazurem - rzeźnikiem wyrywającym serca wrogów Rodziny.
Rozdział 11: Czerwiec, 390 roku
Arata był człowiekiem równie bezwzględnym co Toriko, a może nawet bardziej. Dla niego liczyła się jedynie realizacja zamierzonych celów, nawet po trupach. Bardzo dużej ilości trupów jeśli trzeba było. W przeciwieństwie do kobiety, nie czynił tego co było niepotrzebne. Kobieta znęcała się nad Tenshi w większości dlatego, że to lubiła. Nie miało to żadnego większego celu. Mężczyzna traktował dziewczynkę jak przedmiot, jednak wiedział, że na chwilę obecną niezbyt mu się przyda. Bardzo podobało mu się nastawienie Tenshi. Robiła co kazał, starała się bardzo. Nie narzekała i o nic nie prosiła. Żyła po to, by służyć. Nie wiedział dlaczego Tenshi taka jest, ale cokolwiek ją spotkało, był za to niezmiernie wdzięczny losowi. W jego oczach Tenshi była żołnierzem doskonałym. Wykona każdy rozkaz. Nie oczekuje zapłaty i pochwał. Nie będzie zadawać zbędnych pytań. Nigdy się nie zbuntuje. Nie była jednak żołnierzem. W obecnym stanie Tenshi zginęłaby podczas wykonywania najprostszego zadania. Musiał ją wyszkolić. Tenshi była kawałkiem surowego żelaza. Musiał ją przetopić... nadać jej odpowiedni kształt... zahartować. Musiał to surowe żelazo zmienić w najostrzejszy sztylet. Jeśli miało to oznaczać złamanie jej wszystkich kości i to parokrotnie, to było to poświęcenie na które był gotowy.
Tenshi przebywała w swoim pokoju. Było tam biurko, łóżko i nawet szafka. Arata nie należał do ludzi, którzy zabraliby jej wszystko i nie pozwolili posiadać prywatnych rzeczy. Dopóki była przydatna, mogła mieć to co chciała. Ona jednak niczego nie chciała. Nie czuła potrzeby posiadania. Jej jedyną motywacją były rozkazy Araty. A były one póki co proste:
- Masz to przeczytać, a potem napisać odpowiedź. - Siedziała więc przy biurku i w świetle świecy próbowała odczytać treść zwoju, który leżał przed nią. Problem był taki, że była analfabetą. Nie potrafiła czytać, pisać i liczyć. Arata miał świadomość, że na dłuższą metę będzie to niezwykle uciążliwe. Chciał stworzyć żołnierza doskonałego. Idealnego zabójcę i szpiega. Kogoś kto jest niezwykle inteligentny i zabójczy. A dodatkowo całkowicie posłuszny. Tenshi posiadała ostatnią z tych cech. Arata wszedł do pokoju.
- I jak postępy? - zapytał zniecierpliwionym głosem. Wyjaśnił jej wszystko... każdy znak alfabetu i ogólne zasady budowania słów... Podstawowe prawidła arytmetyki. Dlaczego tak długo to trwało? Przychodził do niej kilka razy dziennie. Za każdym razem Tenshi bała się powiedzieć, że jeszcze zadania nie wykonała. Póki co nie zrobił jej niczego złego, ale czuła, że z pewnością źle skończy, jeśli rozczaruje Pana Aratę. Więc nie chciała go rozczarować. Nie chciała rozczarować siebie.
- Babcia miała... jabłka - odpowiedziała. Tylko te trzy słowa zdołała póki co odczytać. Przecież siedziała już tak długo... Nie spała. Sen był czymś przerażającym. Była zmęczona. Litery zlewały się w jedną wielką kupę atramentu.
- Idź spać - odrzekł, nie zdradzając czy jej odpowiedź jest poprawna czy nie. - Wrócisz do tego jutro.
- Jeszcze mogę czytać... - Tenshi po prostu zdawała raport. A przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Bo co innego miałaby powiedzieć? Miała się przyznać, że koszmary atakują ją praktycznie za każdym razem jak zamknie oczy? Miała oznajmić, że pragnie podołać zadaniu za wszelką cenę? Mężczyzna wziął to jednak za pewien objaw nieposłuszeństwa, który należało zdusić w zarodku. Spoliczkował Tenshi tak mocno, że ta aż spadła z krzesła. Piekła ją twarz i bok na który upadła. Z jej oczu instynktownie poleciały łzy. W przeszłości często płakała. Czy to z bólu... czy ze smutku... albo strachu. Podniosła się jednak bardzo szybko i po chwili była już w łóżku.
- Nie będę tolerował żadnego nieposłuszeństwa. Rozumiesz? - Pokiwała głową potwierdzająco. Rozumiała. Kontynuował. - Każdy mój rozkaz jest święty.
Arata uważał, że o ile było to możliwe, należało dane polecenie wytłumaczyć. Tym sposobem osoba wykonująca miała świadomość dlaczego jest ono ważne. Świadomość ta przydawała się w sytuacjach, kiedy brakowało dowódcy. Gdy dochodziło do potyczek bandytów ze strażnikami i bandyci tracili swojego herszta, to rozbiegali się na wszystkie strony świata, tracąc całkowicie zapał do walki. Gdy dowódcę tracili strażnicy, jeden z pozostałych strażników stawał się nowym dowódcą i kontynuował walkę, a pozostali szli za nim. Mieli świadomość tego o co walczą, po co walczą i świadomość hierarchii.
- Wiesz po co uczę cię pisać, czytać i liczyć?
- Bo to podstawowe umiejętności do zbierania, analizowania i przekazywania informacji. Tak Pan mówił...
- I co dzięki temu będziesz mogła zrobić?
- Będę mogła skuteczniej wykonywać przyszłe rozkazy i zdobywać nowe umiejętności - odpowiedziała poprawnie.
- A nie przyszło ci do tej durnej głowy, że bez snu zdechniesz zanim wykonasz choć jeden przyszły rozkaz? - Nie odpowiedziała. Nie musiała. Wiedziała, że jest durna. I wiedziała też, że bez względu na to, że się cholernie bała sennych koszmarów i próbowała utrzymać otwarte oczy, w końcu jej ciało się poddawało i sama zasypiała. Nie mogła nie spać w nieskończoność. Czuła się zmęczona. Bardzo zmęczona. Był to rezultat bardzo nieregularnego snu.
- Jutro jak tylko się obudzisz, masz zejść na dół i czekać na mnie. - To było ostatnie zdanie, które usłyszała zanim zapadła w sen.
Tej nocy nawiedził ją kolejny koszmar. Stała pośrodku białego pomieszczenia, które sięgało dalej niż horyzont. Metr od niej znajdowała się dziwna, całkowicie czarna postać. Czarna niczym atrament. Nad jej głową unosiły się litery.
- Jak się nazywam? - zapytała. Tenshi wiedziała, że musi odczytać jej imię z liter, które widziała.
- Nie wiem... - Postać uśmiechnęła się. Jej ręka momentalnie pomknęła w stronę brzucha dziewczyny i przeszyła go na wylot. Tenshi wypluła tonę krwi. Ten ból był przeraźliwy. Była bliska straty przytomności i śmierci. Jednak w tym śnie nie mogła tak po prostu odpłynąć... Umarła i po chwili stała ponownie przed czarną postacią.
- Jak się nazywam?
Tenshi nie wiedziała. Nic nie odpowiedziała. Czarna postać straciła cierpliwość. Chwyciła swoją ofiarę za szyję i zaczęła zaciskać. Tenshi zaczęła się dusić. Nie było to przyjemne. Po pięciu minutach umarła ponownie. Znów stała przed czarną postacią i usłyszała te same pytanie.
- Jak się nazywam?
Zaczęła uciekać. Nie mogła jednak tego zrobić. Biegła, biegła, biegła. Strach dodawał jej sił i szybkości. Ciągle widziała tylko biel. Żadnych drzwi... nie było ucieczki. Czarna postać została daleko w tyle.
- Chyba zdołam uciec... - powiedziała do siebie.
- Nie zdołasz. - Czarna postać pojawiła się znikąd i momentalnie przecięła dziewczynę na pół. Impet biegu spowodował, że jedna połowa jej ciała - ta z nogami - leżała jakieś 3 metry od drugiej połowy - tej z głową. Tenshi w ostatnich minutach swojego życia mogła dostrzec swoje nogi leżące gdzieś tam w plamie krwi. Czarna postać czekała aż dziewczynka się wykrwawi. Tak się stało i Tenshi ponownie przed nią stanęła. Znowu była cała i zdrowa. I znowu usłyszała to pytanie.
- Jak się nazywam? - Zła odpowiedź oznaczała bolesną śmierć. Brak odpowiedzi również. Ucieczka nie wchodziła w grę. Tortury zdawały się trwać w nieskończoność. Tenshi nie potrafiła się obudzić.
- Wnuczka! - wykrzyczała w końcu i momentalnie otworzyła oczy, zauważając ścianę swojego pokoju. Zdała sobie sprawę, że słowo to wykrzyczała w prawdziwym świecie. Miała nadzieję, że nie obudziła tym Pana Araty. Była cała zlana potem. Wszystko ją bolało. Podniosła się z posłania i podeszła do biurka. Był ranek. Wyszukała to słowo w swoim zadaniu i podkreśliła je. Podkreślała słowa, które wiedziała co znaczą. "Babcia", "miała", "jabłka", "wnuczka"...
Zeszła na dół, dokładnie tak jak polecił Pan Arata. Zastała mężczyznę już gotowego. Gotowego na co? Wkrótce miała się o tym przekonać na własnej skórze. Była to kolejna niezbyt przyjemna rzecz, którą mężczyzna zamierzał jej zafundować. Jednak jak stwierdził, musiała przez to przejść. Nie było wyjścia. Dał jej śniadanie i poczekał aż zje, a następnie zabrał na zewnątrz.
- Mam nadzieję, że spałaś dobrze - powiedział, uśmiechając się wrednie.
- Tak... - Ukłoniła mu się. Nie spała dobrze. Nie było to istotne.
- Umysł jest ważny - zaczął swój krótki wykład. - Ale ciało także. Na moje nieszczęście nie posiadasz ani mózgu, ani mięśni. Biegnij najszybciej jak potrafisz dookoła domu.
Pobiegła bez słowa sprzeciwu. Gdy w końcu zrobiła jedno okrążenie i zatrzymała się przed mężczyzną, jedyne czego pragnęła to wypluć płuca. Dyszała i z trudem łapała oddech. W swoim śnie również biegła, próbowała uciec przed Czarną Postacią - przed "Wnuczką". Tam jednak nie odczuwała skutków biegu aż w taki sposób. Miała inne zmartwienia.
- Bardzo dobrze. Teraz kolejne kółko. Biegnij - polecił. - A! I nie zatrzymuj się dopóki nie powiem!
Ostatnie słowa musiał wykrzyczeć, żeby Tenshi je usłyszała. Gdyby powiedział to zwyczajnie, to pęd powietrza mógłby go zagłuszyć. Świst i jego słowa odleciałyby w bliżej nieokreślonym kierunku. Dziewczyna wykazywała się wielką siłą woli i odpornością na niedogodności. Zdołała zrobić dodatkowe cztery okrążenia. Podeszła do kolejnego. Podeszła to było dobre określenie, bo jej tempa nijak nie można było nazwać już biegiem.
- Dobra, stop! - zatrzymała się i upadła. Arata dał jej trochę czasu na zregenerowanie sił i wznowił trening. Bieganie, brzuszki, pompki i inne ćwiczenia na świeżym powietrzu. Gdy widział, że Tenshi nie daje rady, to przerywał trening.
- Źle - mówił, gdy jakieś ćwiczenie wykonywała niepoprawnie. Tenshi myślała, że zaraz oberwie. Nie uderzył jej ani razu. Jednak nie musiał. Trening był męczący i bolesny. Tenshi znowu żałowała, że jeszcze żyje. Ale żyła i wróciła do domu późnym popołudniem. Zjadła kolejny posiłek i wróciła do nauki czytania, pisania i liczenia.
Rozdział 12: Kwiecień, 391 roku
Powiadano "Kwiecień plecień co przeplata trochę zimy, trochę lata". Jednego dnia świeciło słońce. Drugiego dnia padało cholernie. Tenshi umiała już liczyć, czytać i pisać. Nauczyła się. Treningi były coraz cięższe i dłuższe, ale dziewczynka nie narzekała. Nie była nauczona narzekać. Stała w gabinecie Pana Araty, bo siedzieć nie było na czym. Mężczyzna nie uważał za potrzebne tego, by jego podopiecznej było wygodnie. Odkąd z nim była minął już prawie rok. Nie obciążała go finansowo praktycznie w ogóle i nie sprawiała żadnych problemów. Sama ćwiczyła, gdy go nie było i wykonywała obowiązki domowe jak najdokładniej potrafiła. To było zbyt mało. Arata oczekiwał czegoś więcej. Wiedział, że Tenshi nie domyśli się tego sama. Nie mogła. Było to zwyczajnie niemożliwe. Tenshi była zbyt mało doświadczona by to zrobić. Nie powiedział jej o swojej przynależności do jednej z mafii Shigashi no Kibu. Mogła się tego dowiedzieć, jeśliby wpadła na pomysł szpiegowania Araty i miała wystarczająco duże umiejętności, by tego dokonać bez wykrycia. Nie zastanawiał się co by wtedy zrobił. Czy by ją zabił? A może uznałby ją za geniusza? Tak się jednak nie stało.
- Należę do rodziny Akiyama - poinformował ją pierwszy raz. Tenshi niezbyt wiedziała co powinna odpowiedzieć. Pan nigdy o swojej rodzinie nie wspominał. Teraz wspomniał, a ona była zbyt głupia by pojąć te słowa. Czuła, że powinna jakoś zareagować.
- Rozumiem - odpowiedziała, kłaniając się. Jeśli nie wiedziało się co robić, należało przytakiwać. A może powinna powiedzieć, że nie rozumie? Może bycie zbyt mądrym było niewłaściwe i niegrzeczne? On tylko pokiwał przecząco głową, wywołując w dziewczynie niepokój. Znowu jej się oberwie. Myliła się.
- Nie rozumiesz - powiedział łagodnie. - Ale wyjaśnię ci. Moja rodzina posiada niemałe wpływy i niemałą władzę w tym mieście. Jednak nie łączą nas więzy krwi. Nie wszystkich. Nazywamy się rodziną, ale tak na prawdę łączą nas tylko interesy.
Tenshi milczała. Nie śmiała mu przerywać. Jednak w głowie rozważała to co właśnie usłyszała. Nie miała pojęcia, że taka udawana rodzina istnieje. Próbowała porównać tą sytuację do czegoś co znała. Masumi-sama przez długi czas uważała, że Toriko była mamą, a Tenshi córeczką. Też udawały rodzinę. I też łączył je interes. Interes Toriko.
- Na czele rodziny stoi "Atama" - Głowa. Jej najbardziej zaufani ludzie zwą się "Kiba" - Kły. Rządzą oni pozostałymi członkami rodziny. Poniżej Kłów znajdują się: "Tsume" - Pazury, "Me" - Oczy, "Gengo" - Języki i w końcu najliczniejsi "Kara" - Łuski. Ja jestem Pazurem.
Znowu zrobiła głupią minę. Pan Arata z pewnością nie wyglądał jak pazór. Niezbyt rozumiała o co chodzi. Mężczyzna bez problemu to zauważył i kontynuował:
- To nazwy rang. Im wyższą rangę posiadasz tym jesteś ważniejszy. Im jesteś ważniejszy, tym większą władzę posiadasz. Rozumiesz?
- Tak... - Tenshi była naprawdę pojętną uczennicą. Zrozumiała. - Pan jest Tsume . Musi Pan słuchać Głowy i Kłów. Ja muszę słuchać Pana... jestem... hm... Kara?
Szło to w dobrym kierunku, chociaż Tenshi nie zinterpretowała tego do końca dobrze. Arata bardzo szybko wyprowadził dziewczynę z błędu.
- Kara to najliczniejsza grupa w naszej rodzinie. Ty jednak do rodziny nie należysz. - Mogła się tego spodziewać. Dlaczego miałaby należeć do rodziny Pana? Przecież to nie było logiczne. - Kara wykonują najróżniejsze zadania. Czasami bardzo niebezpieczne. A ja bardzo się smucę, jeśli komuś z mojej rodziny dzieje się krzywda. A ty masz sprawić, bym się nie smucił.
- Będę pocieszać...
- Głupia. Ciągle nie rozumiesz. Twoje życie i zdrowie jest dla mnie znacznie mniej warte niż życie i zdrowie pojedynczego Kary. Jesteś Dōgu [ 道具 ] czyli Narzędziem. Będziesz respektować hierarchię. Gdy jakikolwiek członek rodziny, nawet zwykły Kara, wyda ci polecenie, wykonasz bez słowa sprzeciwu. Jeśli będzie miał umrzeć, zginiesz zamiast niego.
Tenshi spuściła głowę. Ciągle miała to dziwne, ciężkie i uciążliwe uczucie. Ciążyło na niej i zginało kark. Już dawno powinna tego nie czuć. Już dawno powinna wyzbyć się smutku. Tenshi była smutna. Była dzieckiem i jedyne czego chciała to ciepła i miłości. Pogodziła się jednak ze swoim losem i tym, że nigdy tego nie otrzyma. W zamian zginie za ludzi, których nawet nie znała. Za jakąś rodzinę... Za Panów. Panów, którzy mogli być równie bezwzględni co Arata i Toriko.
Arata miał bezpośrednio pod sobą kilku lub kilkunastu, góra kilkudziesięciu ludzi. I jak przystało na prawdziwego członka mafii posiadał kilka kryjówek. Tam spotykał się ze swoimi towarzyszami i tam zabrał Tenshi. Do jednej z nich. Było to miejsce dość mało uczęszczane. Zwyczajny opuszczony dom... lub raczej domek, mała chatka. Poprzedni właściciele tego przybytku mieli pecha, bo pewnego razu budynek zwyczajnie się zapalił. Pożar rozlał się po ścianach i prawie wszystkich meblach i po sprzętach i po ubraniach. Nie było wiadome czy mieszkańcy przeżyli. Jedno było pewne: budynek jeszcze stał i mógł zostać przejęty przez Aratę i jego ludzi. Tak też się stało. W środku pachnęło spalenizną i stęchlizną. Tenshi było niedobrze, jednak szla za mężczyzną. Arata nie zaprzątał sobie głowy odbudową. Nie sam dom był istotny, co jego dość rozległa piwnica. Tam urządzono kilka skromnych pokoi, a także salon. To tam się spotykali i rozmawiali na sprawy wszelakie. I tam też wprowadził dziewczynkę.
W podziemnym salonie powietrze nie miało w sobie ani grama spalenizny, ale również było ciężkie. Dało się oddychać, lecz z początku było to dość nieprzyjemne uczucie. Po czasie szło się przyzwyczaić. Tenshi weszła za Aratą. Jej wzrok powędrował po zebranych. Widziała kilka nowych twarzy i żadna z nich nie zrobiła na niej pozytywnego wrażenia. Dziewczynka czuła niepokój. Może było to spowodowane tym, że każda z tych osób miała miecze za pasem lub topory na plecach. Tenshi doskonale zdawała sobie sprawę z tego do czego te przedmioty służą. Arata i Toriko nigdy nie chodzili uzbrojeni i chociaż bez problemu mogli ją zabić, to dopiero widok prawdziwej broni sprawiał, że dziewczyna zaczęła ten fakt kontemplować.
- Co jest, Arata-dono? - zapytał jeden z mężczyzn. Mężczyzną to on nie był. Ledwie dwadzieścia wiosen... Może dwadzieścia cztery. Ale od Tenshi był dwakroć starszy. - Jakaś kurwa podrzuciła ci dzieciaka?
Niby był jego podwładnym, a zachowywał się całkowicie bez szacunku. Gdyby Tenshi tak zrobiła, to skończyłaby marnie. On miał inne przywileje i mógł sobie na to pozwolić. Arata tylko się uśmiechnął.
- No? Co to za gówno? - ciągnął tamten. - Ostrzegam, za niańkę nie robię.
- Nie gorączkuj się tak, przyjacielu - odparł Arata i przedstawił Tenshi. - To jest Dōgu - moja... hmm... służąca. Zostawię ją wam na kilka dni. Znajdźcie jej zajęcie.
Tenshi nie zwróciła uwagi na to, że została nazwana "służącą", a nie "narzędziem" lub "lalką". Był to niewątpliwie awans społeczny, chociaż prawdopodobnie Arata po prostu żartował. Jego rozmówca uśmiechnął się. Czyli to nie on miał niańczyć tą dziewczynkę. Ta dziewczynka miała niańczyć jego. I pozostałych.
- Do usług - Tenshi ukłoniła się, a Arata wyszedł.
Tenshi miała wiele obowiązków. Nie były one stałe. Wynikały z potrzeby chwili. A to komuś skończyła się herbata, więc trzeba było zaparzyć nową. A to trzeba było wyrzucić śmieci - dobrze, że nie wyrzuciła samej siebie. A to trzeba było przynieść kolejną butelkę sake lub ciasto. Góra brudnych naczyń rosła w oczach, więc trzeba było zmywać. "Przynieś, podaj, pozamiataj", a dodatkowo "znoś obelgi i upokorzenia". A to któryś podstawił jej nogę jak akurat ciasto niosła. Wywróciła się i twarz miała całą brudną. A to ktoś powiedział, że jest głupia, durna, do niczego, albo wyzywał ją zupełnie bez powodu. Czasem popchnął lub szturchnął. Innym razem kazali jej robić rzeczy totalnie bzdurne jak chociażby udawanie żaby przez dobrą godzinę.
- Czy żabka mała właśnie się zesrała? - Żartowali. Dobrze się z nią bawili. To znaczy oni mieli dobrą zabawę. Tenshi niezbyt. Przywykła jednak do dużo gorszych rzeczy. Nie zwracała na to uwagi. Robiła co kazali. Tak po prostu.
Nie liczyła czasu. Nie było sensu tego robić. Na nic nie czekała, a każda sekunda, minuta, godzina czy dzień były takie same. Od kiedy Arata ją tutaj zostawił, nie opuszczała tego budynku. Chyba, że jej kazali. Noce spędzała w składziku na miotły. Śniła różne sny, najczęściej jednak niezbyt przyjemne. Czasem budziła się w nocy, będąc wybudzoną z sennego koszmaru. Serce waliło jej wtedy jak młotem. Bała się, by uderzenia tego młota nie pobudziły pozostałych, bo gdyby tak było, to pewnie uciszyliby go na dobre. Tego poranka do kryjówki przybyła kolejna postać. Tenshi nie widziała go tutaj wcześniej, ale po reakcji pozostałych mogła poznać, że to ich towarzysz.
- Brachu! Co tak długo?! - wykrzyczał jeden z nich na powitanie i zrobił miejsce, by tamten mógł wejść i ściągnąć mokry od deszczu płaszcz. Lało, a w kryjówce wiało nudą.
- Drobne komplikacje, ale wszystko załatwione - odpowiedział. Dziewczynka przyglądała mu się. Wyglądał na starszego od innych i widać było, że tamci odnoszą się do niego z szacunkiem. Wyglądał też na bardziej dojrzałego. Na kogoś kto ma jasno określony cel i dąży do niego. - Kto to jest? - Wskazał palcem na Tenshi. Zobaczył, że ta mu się przygląda. Nie znał jej. W jego oczach była po prostu dzieckiem.
- Dōgu - odpowiedziała, kłaniając się. - Narzędzie. Do usług.
- Prezent od Pana Araty - dopowiedział ten drugi. - Zrobi wszystko o co poprosisz. Patrz. Hej! Dōgu!
- Do usług. - I ponowny ukłon. Tak jak miało być.
- Czy wiesz jak najlepiej podlewać drzewko szczęścia? - Pokiwała głową przecząco. - Wytłumaczę. Bierzesz doniczkę z drzewkiem szczęścia. Wynosisz ją na deszcz i stawiasz na ziemi. Potem wracasz po wiadro. Wychodzisz. Czekasz aż deszcz napełni wiaderko i wlewasz je do doniczki. I tak przez cały dzień. Zrozumiałaś? Jeśli tak, to podlej nasze drzewko szczęścia w ten najlepszy z możliwych sposób.
W kryjówce znajdowała się doniczka z dość dużym drzewkiem szczęścia. Doniczka miała średnicę około 45 centymetrów, a drzewko osiągało wysokość około 1.2 metra. Ktoś kiedyś stwierdził, że "na pewno szczęście przyniesie". Tamten z pewnością był szczęśliwy. Tenshi niezbyt. Ukłoniła się. Nie mogła odmówić. Nie potrafiła. Wiedziała, że będzie cała mokra i będzie jej zimno i potencjalnie zachoruje. To był najgorszy i najbardziej okrutny rozkaz. Wyniosła drzewko na zewnątrz, postawiła na ziemi. Było ciężkie. Wróciła po nieduże wiaderko i stanęła obok drzewka. Wiadro zbierało deszczówkę. Nie tylko ono. Ubranie Tenshi po dosłownie minucie było całe mokre. Podobnie jak jej włosy, głowa, ręce, nogi, twarz i wszystkie, nawet najbardziej ukryte, partie ciała. Przypomniała sobie podobną sytuację. Miała ona miejsce około półtora roku temu. Tenshi prawie wtedy umarła. Zamiast deszczu był śnieg. Krople wody nie były tak zimne jak płatki śniegu, jednak dziewczynka zaczęła się trząść. Było jej zimno i nieprzyjemnie. Po chwili dostała kataru. Jednak stała, zbierała wodę do wiaderka i podlewała drzewko. Robiła rzecz zupełnie niepotrzebną, bo roślina miała tej wody stanowczo zbyt dużo. Pewnie wkrótce zgnije i umrze. Była jak Tenshi... Albo Tenshi była jak drzewko.
Nowoprzybyły mężczyzna przyglądał się tej scenie przez okno. Nie siedział przy nim cały czas. Chodził po kryjówce, rozmawiał z innymi, ale jak podchodził do okna, to widział Tenshi. Minęły dobre dwie godziny. Ona stała jak stała i wykonywała te same czynności. Nabieranie wody. Podlewanie. Nabieranie. Podlewanie. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ona była skończoną idiotką. Kretynką.
- Dobrze. Zrozumiałem - powiedział do swojego towarzysza. - Wysłałeś upośledzoną umysłowo służącą Araty, by stała na deszczu. Chcesz ją zabić? Myślisz, bałwanie, że Arata będzie się cieszyć z jej śmierci?
Po skarceniu młodszego znajomego, nie czekał nawet na odpowiedź. Jego przyjaciel stał jak wryty i nie potrafił znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia. Racja była po stronie tego pierwszego. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz i chwycił Tenshi za rękę.
- Chodź! - Oczywiście chciała posłuchać tego rozkazu, ale poczuła mocne pociągnięcie. Zaprowadził ją siłą do środka, a następnie podał koc. - Pójdziesz do swojego schowka na miotły, rozbierzesz mokre ubranie i wystawisz je za drzwi. Zamkniesz się, owiniesz kocem. Ja to ubranie rozwieszę i jak wyschnie, to ci podam. Bez ubrania nie wolno ci wychodzić. Jeśli to zrobisz, zabiję cię bez wahania.
Wydał bardzo konkretny rozkaz. Tenshi wykonała go bez słowa sprzeciwu. Rozebrała się. Wystawiła ubranie i zamknęła drzwi. Owinęła się kocem. Poczuła ciepło. Zasnęła. Tym razem nic się jej nie śniło. Ani nic dobrego. Ani nic złego. Pranie miała zrobione. Chociaż tyle dobrze. Po jakimś czasie obudziło ją stukanie do drzwi.
- Przed drzwiami masz swoje ciuchy. Ubieraj się. - Po chwili była już ubrana i wyszła na zewnątrz.
Rozdział 13: Maj, 391 roku
Tenshi nie spała już od jakiegoś czasu. Wstała, umyła się. Była gotowa. Arata-sama zapowiedział, że tego dnia przybędzie i będą kontynuowali trening. Dziewczyna nie widziała go od miesiąca. Mężczyzna musiał być bardzo zajęty. Tenshi ciągle trenowała, biegała i ćwiczyła. Tego majowego poranka udała się na spotkanie ze swoim Panem. Miała stawić się na polanie treningowej za miastem. Nigdy tu nie była. Było to jedno z tych miejsc, w których ćwiczyli prawdziwi wojownicy. Gdy już tam przybyła, mogła dostrzec powbijane w tarcze shurikeny niedbale zostawione przez swoich właścicieli, ślady po cięciach na drewnianych manekinach. Miejscami trawa była spalona. Wyglądało to jak pole bitwy pomiędzy siłami ludzi i armią mrocznych drewnianych kukiełek. Nie wiedziała co ją tam czeka, ale nie spodziewała się niczego przyjemnego. Arata zawsze był niesamowicie surowy i wymagał od Tenshi czegoś co było dla niej trudne, a czasami wręcz niewykonalne. Starała się, nie narzekając. Dzięki ciężkim treningom rozwijała się i stawała - nawet pomimo niewielu lat - szybka, zręczna, silna i wytrzymała. Jednak dotychczasowe treningi nie były niczym szczególnym. Poprawiały kondycję, ogólną wydolność organizmu i parametry fizyczne. Daleko jej było do poziomu standardowego dorosłego, ale z dziećmi - nawet starszymi - powinna sobie dać radę. Arata chciał, by Tenshi dorównała dorosłym, a nawet ich przewyższyła. Nie zawahałby się przed niczym, by ten cel osiągnąć. Nic sobie nie robił z faktu, że może ją zabić. Jeśli tak by się stało, to znaczyłoby to, że Tenshi nie była warta jego uwagi.
- Jesteś wreszcie - powiedział, widząc dziewczynę.
- Zgodnie z rozkazem, Arata-sama... - odpowiedziała, kłaniając się. Polecił jej biegać dookoła. To miała być jedynie rozgrzewka.
Tenshi biegała dopóki jej nie zatrzymał. Nie trwało to dłużej niż 15 minut. Dziewczyna była przyzwyczajona do dłuższego biegania. Takiego, które powoduje, że człowiek pragnie płuca wypluć. Na jej twarzy pojawiło się zaskoczenie. Nie spodziewała się, że tym razem jej odpuści.
- Moja rodzina ma wielu wrogów - oznajmił. - Ludzi, którzy zrobią wszystko, by nas skrzywdzić.
Słuchała go. O krzywdzeniu innych wiedziała zbyt dużo. Głównie z własnego doświadczenia. Nie uważała się jednak za skrzywdzoną. Była niczym woda. Przyjmowała kształt i była tym za kogo ją uważano. A nikt nigdy nie uważał, że Tenshi jest skrzywdzona. Więc nie była.
- Dlatego musimy skrzywdzić ich pierwsi. Rozumiesz? Musimy ich zabić zanim oni zabiją nas. - Mówił o tym tak zwyczajnie. Zupełnie nie obchodziło go, że rozmawia z małym dzieckiem. Dōgu bardzo szybko dorosła. Pokiwała głową potwierdzająco. Rozumiała. Poczuła dziwne ukłucie w żołądku. W myślach próbowała schować się gdzieś i uciec przed całym złem tego świata i ludzką krzywdą. Podświadomie pragnęła, by nikt jej nic złego nie zrobił. Sama też nie chciała nikomu nic zrobić. Stała jednak przed Aratą i nie potrafiła się sprzeciwić.
- Nie chcę narażać członków mojej rodziny na niebezpieczeństwo, ale...
- Ja jestem narzędziem... mnie można... - Przerwała mu. - Zabiję kogo Pan rozkaże, Arata-sama...
Podszedł do niej. Wziął zamach i zacisnął rękę w pięść. Uderzenie było tak szybkie, że Tenshi nie zdążyła nawet mrugnąć. Poczuła silny ból w okolicach brzucha i zachwiała się.
- Jak śmiesz mi przerywać? - zapytał i błyskawicznie wykonał kopnięcie lekko poniżej kolan Tenshi, skutecznie podcinając ją. Dziewczyna upadła na plecy. Jednak pierwsze wrażenie było mylnie. Nie odpuścił jej. Szybki but na twarz i dziewczyna miała złamany nos. Płakała. Ból wyciskał jej łzy z oczu. Krwawiła i ciężko było jej oddychać.
- Żartowałem. - Jeśli to prawda, to jego żarty były wyjątkowo okrutne. Na dłuższą metę nie było ważne czy był to żart czy nie. - Masz rację. Zabijesz kogo ci powiem. Zanim jednak to zrobisz, musisz nauczyć się zabijać i jak nie dać się zabić. Popatrz teraz na siebie. Leżysz na ziemi, ryczysz jak jakaś idiotka. Wstawaj! - Jego głos zagrzmiał niczym grom podczas burzy stulecia. Z wielkim trudem wstała. Czekał tylko na to. Jego kolano spotkało się z brzuchem Tenshi. Ponownie upadła. Doskoczył do niej i zacisnął dłonie na jej szyi. Zaczął dusić.
- Podczas prawdziwej walki byłabyś już dawno martwa - oznajmił zgodnie z prawdą. - Może powinienem cię ukatrupić tu i teraz? Co mi po takim tępym narzędziu? - Była tępa. Dosłownie i w przenośni. Użył więcej siły i Tenshi straciła przytomność.
Arata był medykiem i znał medyczne ninjutsu. Dla niego nie było problemem, by doprowadzić swoją własność do granicy życia i śmierci, a potem naprawić ją, sprowadzając ponownie do świata żywych. Na myśl przychodziła pewna opowieść o człowieku, który okradł bogów i ukarali go przykuciem do skały. Każdego wieczora sęp zjadał mu wątrobę, a ta odrastała następnego ranka. Był torturowany. W przypadku Tenshi było podobnie. Mężczyzna pozwolił jej trochę odpocząć i po jakimś czasie kontynuowali.
- Staraj się blokować ciosy, do cholery. - Walka z Aratą była bolesna i wyjątkowo niebezpieczna. Mężczyzna był dużo silniejszy i dużo bardziej doświadczony. Dziewczyna początkowo nie wiedziała o co chodzi z blokowaniem ciosów, ale instynktownie zasłaniała się rękami. To wystarczyło. Przynajmniej na razie. Zauważyła, że dużo dłużej jest w stanie ustać na nogach jeśli obrywa po rękach zamiast po głowie czy brzuchu.
- Atakuj! - Walka nie polegała jednak na samej obronie. Jeśli chciała zwyciężyć, to musiała przejść do ataku. Nie teraz. Teraz nie mogła. W przyszłości. Uderzyła i momentalnie jej dłoń została pochwycona. Arata momentalnie znalazł się za plecami Tenshi, wykręcając jej ramię. Dało się słyszeć charakterystyczny trzask. Kość pękła i ręka była złamana. Dziewczyna zawyła z bólu, bowiem był to najstraszliwszy ból jaki kiedykolwiek czuła. Zakręciło jej się w głowie. Zwolnił chwyt i pozwolił jej upaść. Następnie błyskawicznie pozbawił ją przytomności i wyleczył. Była torturowana. Tego dnia oberwała od Araty jeszcze jeden raz. Nie można było tego nazwać walką. Dwunastoletnia dziewczynka nie mogła przecież nijak zagrozić trzydziestoletniemu wojownikowi. Nie było to fizycznie możliwe. Arata jednak nie dawał jej forów. Chciał, by wiedziała z czym to się wiąże. Chciał, żeby wiedziała, że droga na którą ją popychał pełna jest bólu, śmierci i cierpienia. Chciał, żeby wiedziała, że jeden błąd może doprowadzić do jej zguby. A ponadto uświadamiał jej jak bardzo jest słaba i jak wiele jeszcze musi się nauczyć, by być przydatna.
- Na dzisiaj wystarczy. Jutro masz wolne, odpoczywaj. Powiem swoim ludziom, żeby cię zbytnio nie męczyli. - Tenshi nie mogła uwierzyć własnym uszom. Tego dnia była za słaba. Nie popisała się w ogóle. Była zmęczona, spocona i cała dyszała. Serce waliło jej jak młotem i chciało wyskoczyć z piersi. Obwiniała siebie.
- Przepraszam... Arata-sama... - powiedziała. - Nie zasłużyłam...
- Zgadza się - odpowiedział. - Nie zasłużyłaś, ale to dopiero pierwszy dzień. Nie oczekiwałem cudów. Gówno nie od razu staje się diamentem. Nie mogę sobie jednak pozwolić byś zbyt szybko zginęła. Pojutrze czeka cię trudniejszy trening. Przygotuj się.
Nie traktował jej jak człowieka. W jego oczach była niczym. Jednak miała większą wartość niż poranna kupa. Jako lekarz doskonale wiedział ile małe dziecko może znieść. Wiedział, że zbyt częste i zbyt intensywne treningi bez najmniejszego problemu by ją wykończyły. Musiał odpowiednio dozować częstotliwość i intensywność. Jednak wszystko miało swoje granice.
- Gdybym chciał cię zabić, to już dawno byś nie żyła. Ale zabiję cię, jeśli nie będziesz robić postępów. - Doskonale zdawała sobie sprawę. Nie czyniąc postępów, była bezużyteczna. A bezużytecznych śmieci należało się pozbyć. Tak zrobiła Toriko.
Minął wieczór, nastała noc. Następnego dnia Tenshi mogła cieszyć się przyjemnym nic nierobieniem. Dla niej nie był to czas przyjemny. Nie potrafiła tak żyć. I w końcu nastał dzień drugiego treningu walki. Stawiła się tam gdzie poprzednio. Była podenerwowana i zestresowana. Cudem zwalczała narastający w niej strach. Arata zauważył to.
- Co jest? - zapytał, uśmiechając się przyjacielsko. Przyjacielski nigdy nie był. Nie w stosunku do Tenshi. Ta druga przełknęła ślinę. Skoro zapytał, to musiała odpowiedzieć.
- Boję się...
Arata nie przestawał się uśmiechać. Dla niego taka reakcja była całkowicie normalna. Ludzie bali się, a często największy strach pochodził od drugiego człowieka i od tego co ten zrobił w przeszłości, robił obecnie lub robi w przyszłości. W tej kwestii akurat wykazał odrobinę zrozumienia.
- To naturalne. Głupia byś była, gdybyś się nie bała. - Strach przed bólem. Strach przed walką. Strach przed stratą życia. Strach przed silniejszym przeciwnikiem. To wszystko towarzyszyło większości wojownikom. Podał jej mały zwój. Otworzyła go i zaczęła czytać. Były tam nazwy zwierząt i ludzkie dłonie splecione w różne pozycje. Nie wiedziała co to takiego, ale skoro Arata jej to dał, to znaczyło, że jest to ważne.
- To pieczęcie - poinformował ją. - Służą do wykonywania technik ninjutsu.
Tenshi słyszała, że gdzieś tam po świecie chodzą osoby, które potrafią wykonywać niezwykłe rzeczy. Nazywano ich "ninja", a to co robili to było "ninjutsu". Nigdy jednak nie zwracała na to większej uwagi. Arata złożył trzy pieczęcie: Pies, Świnia, Baran i na chwilę zniżył się do poziomu dziewczyny, przyjmując jej wygląd. Tenshi zrobiła wielkie oczy. Pierwszy raz była świadkiem czegoś takiego.
- Ty też tak potrafisz - oznajmił, przyjmując swój normalny wygląd. - Albo raczej będziesz potrafić. Nauczę cię.
Tenshi pokiwała potwierdzająco głową. Arata zamierzał nauczyć ją wielu rzeczy, które potencjalnie mogła wykorzystać przeciwko niemu. Nie bał się jednak tego zrobić, bowiem wiedział, że dla Tenshi zdrada jest pojęciem całkowicie obcym. Czy wartość całkowicie lojalnego i potężnego Narzędzia mogła kiedykolwiek przewyższyć wartość członka rodziny, który zawsze tylko irytował i na którym nigdy nie można było polegać?
- W wolnych chwilach masz się uczyć tych pieczęci. Nie tylko na pamięć, jak wyglądają, ale też jak je wykonywać: pojedynczo i w sekwencji z innymi. Nauczę cię niektórych technik, a reszty będziesz uczyć się sama. W bibliotece znajdziesz odpowiednie zwoje.
- Tak, Arata-sama...
- A dzisiaj nauczymy się jednej z podstawowych technik ninjutsu. Połączymy ten trening z treningiem rzutów. - Dobył kunaia i shurikena. Rzucił je tak, że wylądowały u stóp Tenshi. - Widziałaś jak rzuciłem? Podnieś to i rzuć we mnie.
Podniosła i rzuciła. Prawie go trafiła. O zaledwie metr przy dystansie pięciu metrów. Jakoś tak wyślizgnął jej się z dłoni. Arata nic nie zrobił za wyjątkiem wydania prostego polecenia:
- Jeszcze raz. Próbuj dalej. - To ćwiczenie nie było aż takie złe. Tenshi próbowała z wielkim zapałem. W końcu jej się udało. No prawie. Arata złożył błyskawicznie kilka pieczęci: Tygrys, Świnia, Wół, Pies i Wąż. To wystarczyło, by w ułamku sekundy na jego miejscu pojawiła się kłoda. Dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę i nagle zobaczyła sztylet przy swoim gardle. Arata wykorzystał Kawarimi no Jutsu i zaszedł ją od tyłu.
- Tego chcę cię nauczyć - odpowiedział. Tenshi myślała, że to jej koniec. Myślała, że mężczyzna poderżnie jej gardło. Ten jednak odsunął się na bok. - Kawarimi no Jutsu. Technika podmiany. Najpierw musisz wybrać przedmiot. Taka kłoda się nada. Albo beczka. Albo martwe ciało innego człowieka. Składasz pieczęci. Pieczęć tygrysa, świni, wołu, psa i węża. W tej kolejności. Gdy widzisz nadchodzący atak, uwalniasz nagromadzoną energię, wyobrażając sobie, że wcześniej wybrany przedmiot obrywa zamiast ciebie. I nagle pojawiasz się w innym miejscu, a przeciwnik jest równie zaskoczony jak ty teraz.
Arata mówił o tym tak jakby to była najprostsza rzecz do zrobienia. Ot zauważenie przedmiotu do podmiany. Ot zauważenie ataku. Ot złożenie pieczęci. Ot uwolnienie energii z wyobrażeniem sobie czegoś... Z tych wszystkich kroków Tenshi mogła wykonać jedynie pierwszy krok. Zauważyć odpowiedni przedmiot nawet ona potrafiła. Z zauważeniem ataku było znacznie trudniej. Arata był wyjątkowo szybki. Przynajmniej dla dwunastolatki. Złożyć pieczęcie... nawet nie zdołała ich zapamiętać. Jej palce w ogóle nie były wyćwiczone. Wyobrazić sobie mogła co chciała. Co z tego, jeśli nie potrafiła kontrolować chakry?
Arata nic sobie z tego nie robił. W sumie zaczął całkowicie nie tak jak powinien. Zamiast wytłumaczyć podstawy i dostosować trening do możliwości Tenshi, to on założył, że dziewczyna od razu wykona wszystko bezbłędnie. Może liczył na szczęście, a może na to, że obudzi w niej instynkt, który pozwoli jej sprostać jego oczekiwaniom. Osoby, które były postawione pod ścianą, potrafiły dokonywać nadludzkich rzeczy.
- Teraz twoja kolej - oznajmił i ustawił się jakieś 10 metrów od niej.
- Proszę nie... - zaprotestowała.
- Wroga też poprosisz? - Zapytał z irytacją w głosie. Tenshi nie powinna kwestionować jego poleceń i na ogół nigdy tego nie robiła. Widział to jak na dłoni. Jego podopieczna nie potrafiła powstrzymać atakującego ją z każdej strony instynktu samozachowawczego. A ten mówił jej jedno. Że powinna uciekać. Zrobiła krok w tył. Kunai pomknął w powietrzu. Jedno trafienie w ramię. Syknęła. Bolało. Nóż wszedł na kilka centymetrów i utkwił w ranie. Krew kapała na ziemię. Tenshi próbowała wyciągnąć.
- Stój, idiotko! Jeśli to zrobisz, to szybciej się wykrwawisz! - krzyknął mężczyzna. To była prawda. Ostrze w pewien sposób ograniczało wypływającą krew. Było niczym bardzo bolesny korek. Gdyby się go wyciągnęło to krew trysnęłaby niczym wino. Zatrzymała swoją dłoń. Popatrzyła na Aratę. I tym razem zrobiła to co chciał. Zaczęła składać pieczęci. Pies, świnia, królik, orzeł, kaczka, małpa, próbowała złożyć wszystkie zwierzęta jakie znała, licząc, że coś podziała. Nic nie podziałało. Oberwała w drugie ramię. Arata patrzył z niedowierzaniem. Tak spanikowanej Tenshi to nigdy nie widział. Robiła jakieś dziwne ruchy rękami, palce jej się plątały. Nie patrzyła co się dzieje. Nie mogła dostrzec lecącej broni, nie mogła w porę uwolnić chakry. Nie potrafiła dobrze i szybko złożyć pieczęci. Ukarał ją, rzucając tym razem dwa shurikeny. Gwiazdki trafiły ją w brzuch. Upadła na kolana.
- Szybka... śmierć... - powiedziała błagalnie. Miała dosyć.
- Nie licz na to - podszedł i uderzył ją w głowę z całej siły. Straciła przytomność i znowu ją wyleczył.
Próbował kilka razy to same ćwiczenie. Rezultaty były takie same. Tenshi nie potrafiła wykonać tej techniki sama z siebie. Arata wyżywał się na niej, raniąc dziewczynkę dotkliwie raz za razem. W końcu jednak przestał. Popatrzył w niebo. Tenshi akurat obudziła się po kolejnym leczeniu.
- Dobra... - powiedział. - Jesteś beznadziejna, wiesz?
- Przepraszam... proszę... niech... Pan... wybaczy... - prawie się popłakała. Zachowywała się bardzo dziecinnie. Czy można było jej się dziwić?
- Po kilku razach mogę stwierdzić, że góra 3 kunaie i 3 shurikeny. Tyle jesteś w stanie przyjąć na siebie zanim umrzesz. Do tej pory rzucałem mniejszą ilość, ale jeśli mnie zdenerwujesz, to rzucę właśnie tyle... - I Tenshi umrze. To właśnie chciał jej przekazać. Zrozumiała. - Tak do niczego nie dojdziemy. Zmodyfikuję ten trening. W wolnych chwilach ucz się pieczęci. Za dwa dni spotkamy się znowu. Dwie lub trzy godziny poświęcimy na naukę kontroli chakry. Potem będę rzucał znowu.
Dwa dni później Tenshi ponownie stawiła się na wyznaczonym miejscu. Arata ostatnio dawał jej dużo czasu na odpoczynek, bo albo był zajęty albo nie chciał jej zbytnio forsować. Może i jedno i drugie.
- Chakra to energia, która krąży w każdym żywym człowieku - zaczął swój wykład i opowiedział dziewczynie o naturze chakry. Składała się z mocy psychicznej i mocy fizycznej. Odpowiednie zmieszanie tych dwóch dawało nadnaturalne rezultaty. Na zakończenie dość przydługiego wykładu wydał jedno proste polecenie. - Siadaj i medytuj. Staraj się poczuć energię.
Siadła i medytowała. Na początku nic nie czuła. Po chwili jednak czuć zaczęła. Coś jakby mrowienie w brzuchu. Może to był wynik jej ostatnich ran, ale z pewnością coś czuła.
- Czuję... - odpowiedziała po dłuższej chwili.
- Dobrze, teraz zacznij ją kontrolować. Spraw by się przemieszczała, kręciła, cokolwiek.
Nie było to zadanie łatwe, ale dużo łatwiejsze niż bezustanne obrywanie shurikenami, kunaiami czy w ogóle pięściami. Na początku w ogóle jej nie szło... Nie przyznawała się do tego. Zbierała myśli. Odpoczywała. Tłumiła emocje.
- Nie wyszło ci, prawda? - zapytał mężczyzna. - Dobrze. Nie ma czasu do stracenia.
Wziął ją za rękę i zaprowadził do pobliskiego lasu.
Natura uspakajała dziewczynkę. Bo co złego może jej się stać w tak pięknych okolicznościach przyrody? Drzewa zieleniły się. W pobliżu płynęła rzeczka. Był maj i słońce opromieniało całą tą okolicę, przebijając się zza koron drzew. Było jasno, lecz nie oślepiająco. Było ciepło, ale można było się skryć w cieniu pobliskiego drzewa, jeśli zbyt ciepło.
- Sprawdzimy teraz owoce twojej medytacji. - Tenshi była gotowa na najgorsze. Jednak tym razem na szczęście się pomyliła. Najgorsze miało dopiero nadejść, a jeszcze gorsze było to wyczekiwanie. To powiedziawszy wspiął się bez użycia rąk na pobliskie drzewo. Zszedł i zaczął chodzić po pobliskiej rzeczce. Nie wpadał do niej. Po prostu szedł jak gdyby nigdy nic.
- Dwie bliźniacze techniki: Kinobori no Waza i Suimen Hoko no Waza. Pierwsza pozwala chodzić po drzewach, ścianach, sufitach. Druga - po wodzie. Zacznijmy od pierwszej. Skumuluj chakrę w stopach i wbiegnij na drzewo.
Tenshi nie potrafiła. Próbowała jakoś ruszyć energię w swoim ciele, przekierować ją do stóp. Nie szło jej w ogóle. W tych kwestiach była totalnym beztalenciem. Podobnie jak w wielu innych. Arata-sama jednak nie zamierzał czekać. Aniołek doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Wbiegła więc na pobliskie drzewo i jedyne co to przewróciła się, nabijając sobie solidnego guza. Spróbowała kilka razy i efekt był dokładnie taki sam. Guz na guzie guzem poganiał. Tenshi masowała obolałą głowę.
- Beznadziejnie, ale przejdźmy dalej - odparł Arata-sama. - Druga technika polega na tym, że modyfikujesz odpowiednio przepływ chakry w stopach. Dostosowujesz go do falowania wody. Dajesz! Nie mamy całego dnia!
Tenshi spróbowała. Jednak i tym razem jej się nie powiodło. Technika ta była dużo trudniejsza niż poprzedniczka. Nie dość, że musiała przemieścić energię we właściwe miejsce, to jeszcze musiała idealnie ją kontrolować. Nie potrafiła wykonać pierwszego etapu. Skończyło się tak, że po prostu weszła do wody parę razy. Woda była chłodna, ale Tenshi nie takie niedogodności potrafiła znieść.
- Beznadziejnie, ale przejdźmy dalej - powtórzył Arata i zabrał Tenshi znowu na pole treningowe. Tam biegała, robiła pompki i najtrudniejsze ćwiczenia. Tam walczyła ze swoim Panem w ramach treningu. Rzucała w niego kunaiami i shurikenami. To była jedyna rzecz, która nie sprawiała jej bólu. Później rzucał on. Tenshi obrywała raz za razem. W nogi, w ręce, w okolicach brzucha. Obrywała pięściami, nogami, shurikenami i kunaiami. Ten rodzaj treningu był wyjątkowo potworny i okrutny. Arata za każdym razem leczył jej rany. Hartowała swoje ciało. Stawała się bardziej wytrzymała.
Rozdział 14: Listopad, 391 roku
Pół roku temu Tenshi zaczęła swoje bojowe treningi. Odbywały się one co dwa dni. Czasem była dłuższa przerwa. Arata nie zawsze miał czas. Czasem miał ważniejsze obowiązki. Tenshi jednak nie zaniedbywała treningów. Starała się ćwiczyć palce, by lepiej składać pieczęcie. Starała się rzucać shurikenami i kunaiami, by lepiej trafiać. Potrafiła już utrzymywać się na wodzie i wchodzić po drzewach, jednak ciągle praktykowała te techniki, by nie zapomnieć. Biegała, robiła przysiady, pompki... wszystkie ćwiczenia, które pokazał jej Arata. Za wyjątkiem tych, które wymagały obecności drugiej osoby. Kai i Kawarimi odpadało. Uczyła się techniki klonowania, przemiany, a także innych podstawowych technik ninjutsu. Podczas treningów z Aratą była w stanie wykonać Kai, a także czasami nawet Kawarimi no Jutsu. Nie zawsze działało, bo Tenshi zwyczajnie nie nadążała za ruchami swojego Pana. Udawało jej się tylko wtedy kiedy przewidziała co ten chce zrobić i zaczęła składać pieczęcie zanim czymś w nią rzucił. Nie chwalił jej jednak.
W tym tygodniu Tenshi miała wolne. Gdy nie trenowała, to usługiwała ludziom Araty. Nie dziękowali jej. Dokuczali jej. Była do tego przyzwyczajona. Czasami trochę bolało, ale to była niska cena za to, że pozwalali jej żyć. Jeden z nich w pewnym momencie ją zaczepił i zapytał:
- Czy słyszałaś o legendzie Upiornego Wieczoru Samurajskiego?
- Nie, Panie - odpowiedziała, kłaniając się. Brzmiało to naprawdę przerażająco. Członek rodziny wyjaśnił.
Wszystko zaczęło się kilkaset lat temu. Żył wtedy mądry i dzielny samuraj o imieniu Tatsuya. Wsławił się w wielu bojach i doskonale zarządzał ziemią, która została mu przydzielona. Tatsuya kochał Święto Duchów. Było to tradycyjne święto wioski, z której pochodził. Mieszkańcy przebierali się w straszne stroje i tworzyli straszne dekoracje, by przestraszyć i przegonić złe moce, a także by uhonorować przodków i opiekuńcze duchy. Nie uczestniczył w tym wydarzeniu od około 20 lat. Pewnego dnia Tatsuya postanowił wskrzesić to święto i zorganizować Upiorny Wieczór Samurajski na swoich ziemiach. Swoją decyzję ogłosił ludziom, którzy zamieszkiwali jego ziemie. Wszyscy byli bardzo podekscytowani nadchodzącym wydarzeniem. Tatsuya zamówił wiele misternie rzeźbionych latarni. Miały one kształt przeróżnych bestii takich jak tengu czy kitsune. Wykonane przez najznamienitszych artystów miały nadawać wydarzeniu mistyczny, duchowy nastrój. Tatsuya zorganizował też serię konkursów dla mieszkańców swoich ziem. Konkurs na najbardziej przerażające kimono, w którym to kobiety musiały obszyć ubranie przerażającymi wzorami. Konkurs na opowiadanie strasznych historii, które mroziły krew w żyłach. Nie obyło się także bez strasznych dań. Dania były zwyczajne, ale podane w misach w kształcie głów duchów. Sake rozlewane było do kubków zrobionych z małych dyń. Ubierano maski mściwych duchów i istot nadprzyrodzonych, a wieczorem zorganizowano procesję, a każdy z uczestników trzymał w ręku papierową latarnię. Każdy nosił upiorne przebranie. Na zakończenie festiwalu ludzie położyli papierowe latarnie na wodzie, oddając w ten sposób cześć dobrym duchom i przodkom. Lampiony odpłynęły wraz z nurtem pobliskiej rzeki. Obchody święta duchów były bardzo udane, pełne dobrej zabawy, radości i przyjaźni. Ludzie mogli korzystać z wielu atrakcji. Budka upiornego wróżbity. Upiorny ogród. Upiorna ceremonia parzenia herbaty. Do tego śpiewy i tańce.
Kilkaset lat później Tenshi usłyszała tą historię. Na jej twarzy wykwitło zaciekawienie. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Wyobrażała sobie jakby to było uczestniczyć w czymś takim. Nie przypuszczała, że okazja może się nadarzyć już wkrótce. Data wyznaczona przez Tatsuyę zbliżała się bowiem wielkimi krokami. To już jutro. Dziewczyna wiedziała, że przygotowanie takich obchodów w jeden dzień jest niemożliwe.
- Za wioską stoi stary opuszczony dom z wielkim ogrodem - powiedział chłopak, z którym rozmawiała. - Wraz z kilkoma znajomymi pragnę zorganizować tam przyjęcie z okazji Święta Duchów.
- Upiorny Wieczór Samurajski? - dopytała.
- Dokładnie tak. Chociaż w trochę bardziej uproszczonej formie. Wspólnie przygotujemy jedzenie. Upiorne miski mamy. Ozdobimy dom duchowymi dekoracjami. Będziemy opowiadać sobie straszne historie, tańczyć i śpiewać. A na zakończenie weźmiemy papierowe latarnie i udamy się nad pobliską rzekę. Oczywiście będzie sake, a dla Ciebie jakiś soczek. Też jesteś zaproszona.
- Dziękuję... - ukłoniła się. Chłopak poinformował ją gdzie ma się udać. Wzięła miotłę, jakieś ścierki i przyrządy do usuwania brudu i udała się we wskazane miejsce.
Dom okazał się naprawdę zapuszczonym miejscem. Wszędzie pełno kurzu. Ogród też nie należał do najczystszych miejsc na świecie. Budynek wyglądał naprawdę upiornie, ale jeśli miała się tutaj odbyć impreza - nawet upiorna - to musiało być w miarę czysto. Zaczęła więc porządki, oczekując innych uczestników tego przyjęcia. Ci pojawili się jakąś chwilę później. Było ich około 10. Czarne płaszcze z wyszytymi pająkami. Na twarzach mieli białe maski. Był zimowy wieczór, a zimą zawsze dni są krótsze. Było więc prawie ciemno. Płaszcze zlewały się z mrokiem, a maski niby głowy duchów unosiły się nad ziemią. Tenshi prawie wywróciła się z przerażenia.
- Spokojnie, Tenshi - powiedziała jedna z latających głów, chwytając ją za rękę i nie pozwalając upaść. Dziewczynka zauważyła rękę ducha, która tak jakby wysuwała się prosto z powietrza. - To tylko my.
Zdjął maskę, a pozostali uczynili to samo. Zobaczyła znajome twarze. Weszli do środka. I wtedy w świetle świec zauważyła czarne płaszcze.
- Przepraszam... przestraszyłam się...
- O to właśnie chodzi - odpowiedział. - To Święto Duchów! Musimy wystraszyć złe moce!
Miało to sens. Tak jak mówił, przynieśli ze sobą upiorną zastawę i składniki na dania. Dom był wysprzątany. Zostało przyrządzanie potraw, dekorowanie i można było bawić się cała noc. Tenshi była szczęśliwa i bardzo podekscytowana. Patrzyła na wydrążone dynie, które szczerzyły się do niej upiornie. W środku paliły się świece. Mężczyźni ustawili je na stole w kuchni i w jadalni i nad kominkiem i gdziekolwiek indziej się dało. Atmosfera była naprawdę przerażająca.
- Podobają Ci się? - zapytał pomysłodawca całego tego wydarzenia. - A... przepraszam, zapomniałem się przedstawić. Nazywam się Funai.
Miał rację. Tenshi widywała go dość często, on znał jej imię. Ona jednak nie znała jego. Pokiwała głową potwierdzająco, nie mogąc opanować swoich pozytywnym emocji. Zaakceptowali ją. Ktoś mógłby powiedzieć, że taką imprezę powinni przygotować dzień przed, ale Tenshi uważała, że dzień imprezy także jest dobry. Nie ważne co robiła. Ważne, że z przyjaciółmi. Wspólne przyrządzanie potraw i dekorowanie to także były atrakcje.
Mieli na sobie piękne ubrania i przerażające maski. Jedynie Tenshi ubrana była "jak nie na przyjęcie". Czuła się inna. Czuła się gorsza. Z pewnością zwrócili na to uwagę. Funai położył dłoń na jej ramieniu akurat gdy kroiła warzywa potrzebne do jednego z dań, które chcieli przygotować. Tenshi podskoczyła ze strachu. Na szczęście nic sobie nie ucięła. Tego wieczoru bała się bardzo często, ale był to dobry i zabawny strach. W końcu "Upiorny Wieczór Samurajski" musiał być straszny i zabawny. Gdy tylko usłyszała tą historię, od razu zaczęła zazdrościć samurajowi, który po raz pierwszy wpadł na pomysł tego przedsięwzięcia. W historii opisywany był jako mądra osoba, która wraz z innymi przygotowywała festiwal. Z innymi. Tenshi także chciała być częścią większej grupy i wspólnie coś robić. Chciała pasować do tego pięknego obrazka, a nie pasowała.
- Proszę - powiedział Funai, podając jej woreczek gdy tylko odwróciła się w jego stronę. - Ubrania. Także musisz się przebrać. Tak szybko wybiegłaś, by tutaj posprzątać, że nie zdążyliśmy Ci tego dać...
Rzeczywiście Tenshi bardzo szybko tutaj przybiegła. Była zbyt podekscytowana, by myśleć o czymś takim jak strój. Oni pomyśleli za nią. To był dobry prezent. Cały dzisiejszy wieczór był dobrym prezentem.
- Dziękuję... - Wzięła pakunek i poszła się przebrać. Po chwili miała na sobie czarną sukienkę z tymi samymi motywami co stroje chłopaków. W ręce trzymała białą maskę.
- Królowa Wampirów i Duchów! - krzyknął Funai, anonsując ją, gdy ta wchodziła do salonu. Zarumieniła się. Znów do niej podszedł. - Pięknie wyglądasz, Tenshi.
Jakiś czas później wszystko było gotowe. Gotowany ryż z warzywami w misce w kształcie czaszki stał na stole. Obok niego sushi na półmisku w kształcie ludzkiej kości. Było wiele dań, a każde z nich przerażało wyglądem naczynia. Na stole stały też dyniowe kubki. To były po prostu małe dynie z wydrążonym wnętrzem. Można było w nich pić sake i sok... również dyniowy. Papierowe ozdoby zdobiły ściany. Sztuka origami stworzyła pająki, nietoperze i inne przerażające stworzenia. Czego nie dało się zrobić z papieru malowało się na ścianach. Wielka czaszka patrzyła na zgromadzonych uczestników.
- Zaparzymy teraz wspólnie herbatę i mam nadzieję, że będzie upiorna! - Funai był dobrym wodzirejem. Ceremonia parzenia herbaty rozpoczęła się. Nie trwała długo, więc nie była taka jak ta prawdziwa. Prawdziwe ceremonie parzenia herbaty potrafiły trwać kilka godzin. Ta była upiorna, więc po około dwudziestu minutach każdy miał już swój kubek z aromatycznym naparem. Po herbacie przyszła pora na opowiadanie strasznych historii i spożywanie pysznego jedzenia.
Funai nalał wszystkim sake. Wszystkim za wyjątkiem Tenshi. Ona dostała sok dyniowy. Był to słodki i bardzo pyszny napój. Siedzieli wspólnie. Wspólnie jedli i wspólnie pili. Wspólnie opowiadali historie. Niektóre były naprawdę straszne. Inne miały pewien mistyczny wątek. A jeszcze inne były śmieszne.
- Tenshi! Teraz Twoja kolej! - Funai wywoływał wszystkich po imieniu, więc oczywiście, że dziewczyna także musiała opowiedzieć swoją historię. Zamyśliła się i zaczęła opowieść:
- Był sobie kot. Kot ten - jak to kot - chadzał własnymi ścieżkami. Jedne prowadziły go do kominka, gdzie mógł się ogrzać. Drugie prowadziły go pod stół dobrego karczmarza, gdzie dostawał jedzenie. Jeszcze inne wiodły go na spacer. Była jednak jedna ścieżka, która nie była bezpieczna. Pan Kot o tym nie wiedział. Wiodła do gniazda pewnego ptaka... wysoko na drzewie. Kot chciał go zjeść.
- I co dalej? I co dalej? - dopytywali wszyscy. Tenshi wzruszyła ramionami.
- To proste. Wszedł na drzewo, a ptak odleciał, zostawiając kota na całą wieczność. Drzewo stało się jego domem i jego duch po dziś dzień tam straszy.
- Uuuuuuuuuuuuu - Wszyscy naśladowali duchy.
Szczęście wypełniało małą Tenshi. Nie był to jednak koniec. Jeszcze większe szczęście odwiedziło tą imprezę niemalże na samym końcu. Tuż przed ceremonią lampionów. Tenshi bawiła się we wróżkę i udawała, że przepowiada przyszłość. Straszną przyszłość. Królowa Wampirów i Duchów idealnie się do tego zadania nadawała. Była prawdziwą wiedźmą. Funai podszedł do stolika przy którym siedziała, prowadząc ze sobą gościa.
- Okuda-san chciałby poznać swoją przyszłość - powiedział i oddalił się chwilę później.
- Jaasne... - Tenshi początkowo nie zwróciła uwagi. Patrzyła w stół i w karty. Naprawdę się angażowała w tą udawaną rolę. - Imię? - Jak każda prawdziwa wróżbitka musiała wiedzieć kto do niej zawitał. Nim ten jednak zdążył odpowiedzieć, podniosła wzrok. - Okuda-sama!!!!
Okuda był około dwudziestoletnim mężczyzną. Tenshi miała lat dwanaście. Był jej przyjacielem z dzieciństwa, którego traktowała jak starszego brata.
- Cześć, Tenshi - odpowiedział, kłaniając się. Ona odwzajemniła ukłon. - Czy mogłabyś przepowiedzieć mi przyszłość?
Kiwnęła głową potwierdzająco i potasowała karty. Wyciągnęła trzy z nich. Nie znała się ani na kartach, ani na wróżeniu. Potrafiła jednak odgrywać rolę. Położyła te karty na stole i zamyśliła się. Po chwili podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Z jej oczu emanował strach.
- Spotkasz dzisiaj osobę, której dawno nie widziałeś, ale gdy tylko wieczór dobiegnie końca, to znów czeka Was rozłąka. Na... całą... wieczność.
Uśmiechnął się tylko. Miało to sens i jednocześnie sensu nie miało. Ktoś zaczął grać skoczną muzykę. Okuda wyciągnął rękę w stronę Tenshi.
- A więc pozwól mi na ostatni taniec - Zaczęli ze sobą tańczyć aż zapadła ciemność.
Tenshi obudziła się. Prawie wszystko okazało się snem, nieprawdą, ułudą. Członek mafii w rzeczywistości opowiedział Tenshi legendę o "Upiornym Wieczorze Samurajskim". I w rzeczywistości zaprosił ją na przyjęcie. Jej przybycie do tego opuszczonego domu także było prawdziwe. Tenshi rzeczywiście sprzątała: przez pół dnia i pół nocy. Nikt nie przychodził. Zasnęła więc ze zmęczenia i wtedy zaczął się sen. Dziewczynka zobaczyła tego kto ją wrobił i z pewnością nie nazywał się Funai.. Tamten tylko stał i się uśmiechał. Nie rozumiała tego uczucia, które czuła we śnie.
- Ty naprawdę myślałaś, że byśmy cię zaprosili? - zapytał kpiąco, a następnie dobitnie powiedział. - Nigdy nie będziesz jedną z nas!
Po tych słowach odszedł, śmiejąc się. Udała się do najmroczniejszego kąta w tym budynku. Usiadła na ziemi, oparła się plecami o ścianę. Zasłoniła twarz rękami. Miała nadzieję, że w tym miejscu nikt jej nie zobaczy i nie usłyszy.. Zaczęła płakać. Nie był to głośny płacz. Poprzedniego dnia w jej puste serce została wlana nadzieja. Teraz zostało strzaskane ponownie i ponownie było puste. To było dużo większe cierpienie niż to, którego doświadczała podczas treningów z Aratą. Nie miała wyjścia i musiała się pogodzić ze swoim losem. Z tym, że była tylko Narzędziem. Z tym, że przez życie kroczyła sama i przeznaczona jej była bolesna śmierć w samotności. Tęskniła za Okudą, ale nie łudziła się, że kiedykolwiek jeszcze go spotka, albo, że będzie ją pamiętał i że będzie chciał się z nią pobawić. Chciała wierzyć, że dobre opiekuńcze duchy i duchy przodków rzeczywiście istnieją... i że samuraj Tatsuya miał rację, oddając im cześć.
Wstała i udała się nad pobliską rzekę. Nie miała ze sobą lampionu, ale po drodze zerwała bukiet polnych kwiatów. Może on wystarczy. Nie znała swoich przodków. Nie znała też żadnego opiekuńczego ducha.
- Nazywam się Tenshi - powiedziała, przedstawiając się. Wykonała pełen szacunku ukłon. - Przodkowie i dobre opiekuńcze duchy, przynoszę Wam prezent...
Nie zawahała się wrzucić bukietu do wody. Kwiaty zaczęły płynąć z nurtem rzeki. Uhonorowała ich, jednak miała też prośbę. Małą, malutką prośbę, aczkolwiek dla Tenshi znaczyła ona bardzo wiele.
- Jeśli istniejecie... - zaczęła wątpić. W końcu przeszła do sedna. - To błagam... zabierzcie mnie do siebie...
Nic się nie stało. Tenshi nadal żyła.
Rozdział 15: Grudzień, 391 roku
Przestępczy świat rządził się surowymi prawami. Gasił młode życia. A te, których nie zgasił, był w stanie zniszczyć w inny sposób. Okaleczał i wywoływał traumy na całe życie. Przestępcze życie bywało cudowne, ale i niezwykle stresujące. Stres i poświęcenie były ceną, którą należało zapłacić za cudowność. Tenshi była doskonałym lekarstwem. Za każdym razem gdy komuś z rodziny Akiyama coś się nie powodziło; za każdym razem gdy był smutny, wkurzony, zmęczony lub poirytowany; za każdym razem gdy miał dobry humor i chciał mieć jeszcze lepszy; albo po prostu mu się nudziło, Tenshi była dostępna. Nikt nie przejmował się tym, że mogło być jej smutno jak padła ofiarą głupiego dowcipu. Nikt nawet nie pomyślał, że może odczuwać nieprzyjemne pieczenie jak podstawi jej nogę, doprowadzając do upadku. Dziewczynka nie miała nikogo kto by ją pocieszył lub poprawił humor. Nie przejmowała się tym jednak, a nawet więcej - nie była tego świadoma. Dla niej taki stan rzeczy był całkowicie normalny.
Tego grudniowego dnia - na swoje szczęście lub nieszczęście - dziewczyna ponownie otworzyła oczy. Noc minęła jej nad wyraz spokojnie i można rzec, że była wypoczęta. Nie miała żadnych planów na dzień dzisiejszy. To nie znaczyło, że mogła się lenić i wylegiwać cały dzień. Miała swoje obowiązki. Przynieś, podaj, pozamiataj. Okazjonalnie przewróć się lub umieraj z bólu. Paradoksalnie im mniej wolnego czasu miała, tym bardziej czuła się prawdziwą sobą. Dōgu nie znała życia, w którym ktoś odpoczywa, robi to co lubi i co sprawia mu przyjemność. Dwanaście lat potwornego żywota i los ciągle nie chciał się do niej uśmiechnąć. Ona też się nie uśmiechała. Służalczość definiowała jej jestestwo. Tenshi istniała, gdy otrzymywała rozkazy. Gdy rozkazów nie było, wyłączała swoją świadomość. Nie znosiła tego stanu.
Kryjówka ludzi Araty stała się jej domem. Własnego pokoju nie miała, ale była wystarczająco mała, żeby zmieścić się w schowku na miotły. Tam zazwyczaj spędzała noce, okrywając się starym i zniszczonym kocem. Stare zawiasy zaskrzypiały i dziewczynka opuściła swoją sypialnię. Weszła do głównej sali i od razu została zaczepiona.
- Mam nadzieję, że nie spałaś za dobrze - powiedział jeden z mężczyzn. Ten sam, który jakiś czas temu kazał jej wyjść na zewnątrz podczas ulewy i podlewać "drzewko szczęścia". Oczywiście, że spała. Nie mogła jednak powiedzieć prawdy. Mężczyzna oczekiwał, że Tenshi potwierdzi. Bo jak ona mogłaby się wyspać? Oczywiście naśmiewał się z niej, ale dla niej przeszło to do porządku dziennego. Przestała zwracać na to uwagę. Była przyzwyczajona.
- Potwierdzam - potwierdziła, kłamiąc. Tamten tylko uśmiechnął się. Nie wyglądała na wypoczętą, ale był to skutek wielu nieprzespanych nocy. Nie tylko tej jednej. Wskazał na stojące w donicy drzewo. Był to jedynie patyk wbity w ziemię. Tym się stało. Tenshi czasem je podlewała, wykorzystując "metodę ulewy". Drzewko zgniło i zeschło. Było martwe. Bardzo przypominało pod tym względem Tenshi. Ona też umarła, dając życie Dōgu.
- Jesteś głupia czy co? Jak można uśmiercić żywą roślinkę? Źle ją podlewałaś - Ponownie przytaknęła, chociaż podlewała tak jak jej powiedzieli. Tamten podszedł do doniczki i wyrwał zeschłe drzewo, rzucił je Tenshi do stóp. - Podnieś.
Gdy tylko schyliła się, by podnieść, wysypał zawartość donicy na jej głowę. Wzdrygnęła się tylko. Nieprzyjemne to było uczucie. Pełno ziemi we włosach i za koszulą. A jeszcze więcej na ziemi.
- A teraz sprzątaj. - Ukłoniła się i pobiegła po miotłę. Nawet nie myślała o tym, by się jakoś otrzepać lub doprowadzić do stanu względnej czystości. Była brudna.
Noc nie należała do najprzyjemniejszych. Dziewczyna miała zły sen. Znajdowała się na środku pustyni. Nie była to zwykła pustynia. Zamiast złotego piasku - ziemia, czarna jak węgiel. Jak okiem sięgnąć. W rękach trzymała miotłę. Miała zamiatać. Zamiatała. Przy każdym ruchu miotły, czarne drobiny wzbijały się w powietrze, by po chwili upaść obok. A pod nimi były kolejne. Mijały sekundy, minuty i godziny. Dnie i tygodnie. W śnie czas płynął inaczej. Było gorąco. Język od bardzo dawna nie dotykał świeżej wody. Był suchy i popękany. Tenshi przestała go czuć i całkowicie o nim zapomniała. Dla niej liczyła się tylko praca i nic więcej. Ktoś kazał jej posprzątać pustynię i to robiła. Nie mogła skończyć. A może ktoś kazał jej po prostu sprzątać? A to by znaczyło, że nigdy nie skończy. Była zmęczona i miała zwidy. Halucynacje we śnie zdawały się być jakąś formą uszkodzenia mózgu lub choroby psychicznej. Fizyczne ciało Tenshi oblało się potem, chociaż na zewnątrz panowała zima. Nie potrafiła się obudzić. Spała całą noc i pół dnia. Ludzie w kryjówce Araty zaczynali się niecierpliwić. Bo gdzież ona była, gdy była potrzebna? W końcu postanowili dać jej nauczkę.
- Wstawaj do cholery! - krzyknął jeden i wylał jej na głowę wiadro wczorajszych pomyj. Woda, której tak bardzo pragnęła w końcu się pojawiła. Dziewczyna została wyrwana ze snu niezwykle brutalnie, ale także i skutecznie. - Zapomniałaś o wczorajszej kąpieli - szydził dalej i rzucił jej jakiś ręcznik i suche ubranie. Tenshi wstała i ukłoniła się.
- Prze... przepraszam... Dzi... dziękuję - powiedziała cicho i gdy tamten wyszedł, przygotowała się do wyjścia. Była gotowa na nowy dzień pełen wyzwań i kolejnych interesujących rzeczy.
Rozdział 16: Kwiecień, 392 roku
Tenshi robiła wiele interesujących rzeczy, jednakże królikiem nigdy nie była. A miała zostać. Została wezwana na rozmowę do gabinetu Pana Araty. Było to późnym wieczorem, lecz mimo zmęczenia stawiła się. Nie mogła odmówić. Mężczyzna siedział za biurkiem i wpatrywał się w nią. Wskazał ręką wolne krzesło. Pokiwała głową. Nie była zbytnio przyzwyczajona do siedzenia. Zwłaszcza w obecności Pana.
- To rozkaz. Siadaj - powiedział spokojnie. Tym razem usłuchała. Usiadła niepewnie i patrzyła na tego, któremu miała służyć. Nie chciała się w niego tak wpatrywać. To było niegrzeczne. Nie chciała też odwrócić wzroku. To również było niegrzeczne. Aracie niespecjalnie to przeszkadzało. On chciał przedyskutować bardzo ważny temat. No może niekoniecznie dyskutować, bo z narzędziem się nie dyskutowało. - Masz jeden problem. Zbytnio się boisz.
- Nie boję się, proszę Pana, Arata-sama... - Tenshi zaczęła zaprzeczać. Strach był przeszkodą. Nikt nie chciał używać strachliwego narzędzia. Musiała pokazać, że stała się silna i użyteczna. Na tym polegało jej życie. Arata tylko uśmiechnął się wrednie. Wiedział, że dziewczynka kłamie. Dawno już zdążył przejrzeć jej gierki. Czytał z niej jak z otwartej księgi. Była zbyt lojalna, naiwna i głupia by coś przed nim ukryć.
- Doprawdy? - zapytał i pstryknął palcami. - To dzisiaj spędzisz noc z moim przyjacielem. Możecie spać chociażby w moim gabinecie. Zostawię was samych...
Tenshi nie wiedziała co to znaczy "spędzić z kimś noc", bo była na to stanowczo za młoda. Miała ledwie 13 lat. Drzwi do gabinetu się otworzyły. Jeden z ludzi Araty przyprowadzić wspomnianego przyjaciela. Mały szczeniak. Uroczy piesek. To z nim miała spędzić noc. Idealny prezent dla dziewczynki. Bogaci rodzice często sprawiali swoim córkom takie prezenty.
Tenshi nie miała bogatych rodziców. Nie miała rodziców w ogóle. A psów panicznie wręcz się bała. Gdy tylko zobaczyła to stworzenie, zatrzęsła się i spadła z krzesła, wywracając je. Zabolało, ale ból nie był istotny. Zwinęła się w kłębek i zaczęła płakać.
- Proszę... nie... odejdź... nie jedz... - bredziła trzy po trzy. Mały piesek nie wiedział co się dzieje. Zaczął lizać dziewczynkę po policzku, starając się ją pocieszyć. Nie wiedział, że to on jest przyczyną. Dōgu nie potrafiła tego znieść i trzęsła się cała ze strachu, nie mogąc zrobić niczego innego niż trzęsienie się ze strachu. Arata jak obiecał tak zrobił. Zostawił ją na całą noc samą. Nocą słowa:
- Zostaw... proszę... - Przeplatały się z: - Zrób to szybko... niech nie boli...
I tak minęła cała noc. Nieprzestana noc. Koszmarna noc. Do tej pory nikt nie wiedział o jej przypadłości. Teraz dowiedzieli się wszyscy. Nie mogło to przysporzyć jej popularności.
Nazajutrz rano Arata zabrał szczeniaka. Usiadł przy swoim biurku i poczekał aż Tenshi się uspokoi. Był nawet trochę dumny z tego jak dobrze ją znał i jak potrafił wykorzystać jej słabości. Sama słabość była dla niego jednak problemem.
- Jesteś głupia - powiedział. - Na cholerę mi narzędzie, które się tak zachowuje? Całkowicie nieprzydatne z powodu głupiego psa. Wbij sobie do tego durnego łba, że nie trzymam cię dla rozrywki czy przyjemności!
- Nigdy bym...
- Cisza! - przerwał jej, nie zważając na to jak źle się czuła i na to, że nie przespała ostatniej nocy. Jednak wziął pod uwagę ten fakt. Dziewczynka musiała być wypoczęta, by przeżyć to co ją czekało. - Alchemia jest sztuką, która może tutaj pomóc. Uważę miksturę, która sprawi, że przestaniesz się bać.
Tenshi zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. Nigdy nie słyszała o alchemii i nie miała świadomości co Arata planuje. Mikstury bywały niebezpieczne. Zawsze trzeba było je przetestować, by mieć pewność, że działają. Tenshi pokiwała potwierdzająco głową. Nie mogła odmówić, ale nawet gdyby mogła to by tego nie zrobiła. Arata natomiast nie zamierzał małej oszczędzać. Była jego inwestycją i zamierzał czerpać z niej profity. Może nawet większe niż mogła dać. Gdyby jednak nie wytrzymała i zdechła, to nie zamierzał z tego powodu płakać. Minęło bowiem dopiero kilka lat. To niezbyt długo jak na poważny eksperyment. Tym dla niego była. Eksperymentem.
- Trzy godziny snu i widzę cię w swojej pracowni! - Tenshi przytaknęła. Wiedziała gdzie to jest, chociaż nigdy tam nie była. Zakazane drewniane wrota. To będzie jej pierwszy raz. Ukłoniła się i dostawszy pozwolenie, opuściła gabinet Pana Araty. Udała się do swojego schowka, gdzie przespała trzy godziny. Na szczęście nie zaspała.
Weszła nieśmiało do pracowni Pana Araty. Nie było to duże pomieszczenie. Miało wymiary gabinetu. Może trochę większe. Nieduże poustawiane pod ścianami dzielnie trzymały całą aparaturę alchemiczną Araty. Gdzieniegdzie leżały przeróżne zioła, których zapach kręcił w nosie. Tenshi pierwszy raz widziała takie cuda. Oczywiście nie wiedziała do czego to wszystko służy i co będą robić, ale posłusznie wykonywała polecenia.
- Podaj mi tamto zielone. - Arata wskazał na pęk zielonej trawy albo coś co tak wyglądało. - A to czerwone rozetrzyj w moździerzu.
Z początku nie wiedziała o co chodzi i przełknąwszy ślinę, wpatrywała się w moździerz. Było to dość proste urządzenie i nawet tak głupia osoba jak Dōgu po chwili zrozumiała zasadę jego działania. Mężczyzna wydawał także inne polecenia i za każdym razem dokładnie mówił czego oczekuje. Wiedział, że Tenshi w ogóle nie ma pojęcia co tutaj się dzieje i co tutaj robią. Po chwili zaczęło coś bulgotać. Arata zebrał potrzebne składniki, wymieszał i zaczął gotować. Powietrze wypełniło się duszącym, lecz przyjemnym zapachem. Arata wyciągnął strzykawkę i napełnił ją całkowicie wytworzonym specyfikiem. Zbliżył się do dziewczyny i chwycił ją za rękę.
- Zaczynajmy - powiedział, nie zauważając strachu w oczach Tenshi. Być może nie chciał go widzieć. Albo zauważył i w ogóle się nie przejął. Wbił igłę w jej żyłę i zaaplikował pokaźną dawkę specyfiku. Zapiekło. Tenshi chwyciła się za ramię i zakręciło się jej w głowie. Substancja była niczym rozgrzany ołów wlane do żył.
- Piecze tylko w jednym miejscu czy wszędzie? - dopytywał Arata swojego królika. Tenshi została królikiem doświadczalnym.
- Jednym... Arata...-sama...
- Dobrze, dobrze, tak, tak. - Nagle obudził się mężczyźnie iście naukowy instynkt. - Spodziewałem się tego, ale miałem nadzieję, że jednak ten skutek uboczny nie nastąpi.
Oczywiście za wcześnie było, by oceniać zamierzony efekt czyli zniwelowanie albo usunięcie strachu. Arata zdawał sobie sprawę z jednego prostego faktu. Tenshi miała wykonywać zadania, a strach w tym przeszkadzał. Jednak zwalczenie strachu, wywołując ból mogło przeszkadzać jeszcze bardziej.
- Odpoczywaj - polecił, podając jej jedno jedyne krzesło i zanim zdążyła zaprotestować, pomógł jej usiąść. Nie dał żadnej maści czy innego specyfiku na ból, ale umożliwił jej dojście do siebie. Tenshi była wyniszczona psychicznie i jej umysł nie funkcjonował normalnie, jednakże wszystkie okropności, których doświadczyła w życiu pozwalały jej się zahartować. Można powiedzieć, że co jej nie zabiło, to ją wzmacniało. Arata doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dla niego Tenshi miała być żołnierzem idealnym. Takim, który wykona każde zlecenie i polecenie, a jednocześnie w pełni lojalnym.
Odpoczynek trwał około dwóch godzin. Po tym czasie mieszanka Araty przestała działać i Tenshi przestała odczuwać ból. Arata przez dwie godziny jednak nie próżnował. Przygotowywał kolejną mieszankę, którą pragnął wypróbować. Była praktycznie na ukończeniu. Wystarczyło tylko trochę jeszcze poczekać. Była to podobna mieszanina jak poprzednio. Różniły ją tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, w odróżnieniu od poprzedniczki, nie była gorąca. Arata przed podaniem zdecydował się wystudzić preparat, odczekując kilkadziesiąt minut po ugotowaniu. Po drugie, mężczyzna włączył zioła, mające łagodzić ból. Gdy mikstura ostygła, zbliżył się ponownie i zaaplikował mieszankę za pomocą strzykawki. Wbił igłę w drugą rękę Tenshi i opróżnił ją całą. Skrzywiła się z bólu, ale ten akurat okazał się mniejszy niż za pierwszym razem. To był dobry znak.
- I jak się czujesz? - dopytywał, lecz w jego głosie nie było troski. Interesowały go po prostu suche naukowe fakty.
- Boli... ale mnie...
- To oczywiste, że ciebie, bo przecież nie mnie - odpowiedział bez emocji.
- Mniej - poprawiła się. Pokiwał potwierdzająco głową. Efekty były lepsze, ale nie perfekcyjne. Lekarstwo trzeba było doprowadzić do perfekcji.
Kazał jej siedzieć i odpoczywać. Tenshi kręciło się w głowie. Przyjęła ostatnio bardzo dużo nowego specyfiku. Arata nie zważał na to i przygotowywał kolejną dawkę. Póki co zależało mu na dobraniu odpowiedniego składu, a efektami przedawkowania będzie martwił się później. Mieszał ze sobą kolejne zioła. Miał plan. Zielone zioło miało za zadanie poprawić koncentrację na zadaniu. Czerwone, które Tenshi rozgniotła w moździerzu było zwane "Kwiatem Nieustraszonych". Zażywali je zazwyczaj wojownicy czerpiący przyjemność z bólu: zarówno własnego jak i cudzego. Dodatkowo wzmacniało odwagę. Połączenie tych dwóch ziół w teorii miało spowodować, że zażywający w pełni skupi się na wykonaniu zadania i zapomni o strachu. Arata przemyślał sprawę:
- W zasadzie czemu by nie? - powiedział, ale Tenshi go nie słuchała. W zasadzie to nie musiała, bo to były zwyczajnie jego własne myśli wypowiedziane na głos. - To tylko pomoże.
Zamiast roślin, które tylko łagodziły ból związany z czerwonym kwiatem, postanowił użyć czegoś dużo mocniejszego, ale i bardziej uzależniającego. W połączeniu te dwa zioła miały niwelować swoje efekty. Dodatkowy efekt uzależnienia był wielce pożądany. W ten sposób Arata mógł mieć pewność, że dziewczyna całkowicie się od niego uzależni. Już teraz nie sprawiała żadnych problemów i była w pełni lojalna. Mógł sobie tylko wyobrażać jak cudownie Dōgu będzie się zachowywać, pragnąc zdobyć kolejną dawkę. Zmieszał więc odpowiednie zioła i przygotował kolejną wersję lekarstwa. Procedura była podobna. Zbliżył się, wbił igłę, opróżnił strzykawkę i obserwował reakcję swojego królika. A królikowi nie było wcale do śmiechu. Skrzywiła się, zzieleniała na twarzy i... zwymiotowała. Mężczyzna cudem odskoczył i uszedł z całego incydentu czysty. Wymierzył jej siarczysty policzek. Nic nie powiedziała tylko spuściła głowę i oczekiwała kolejnego. Nie nadszedł.
- Jak dojdziesz do siebie, to masz to posprzątać! - Rozkazał przez zaciśnięte zęby. Podejrzewał, że nie zrobiła tego specjalnie. Nie znał człowieka, który potrafiłby rzygać na zawołanie. Zbyt dużo inwazyjnych substancji i jej organizm nie wytrzymał. Chociaż podawane były dożylnie, to przedawkowanie mogło mieć takie efekty. Takie albo i gorsze.
- Dōgu, jak posprzątasz, to idź do siebie. Napij się wody, tylko dużo i idź spać. Jutro przeprowadzimy ostatni test.
Wyszedł. Odpoczywała przez jakiś czas, a potem wzięła się za sprzątanie. Często sprzątała, więc miała wprawę. Nie narzekała. Po skończonej pracy udała się do swojej "sypialni" i momentalnie zasnęła. Jutro czekał ją kolejny trudny test. Nie zdawała sobie jednak sprawy jak trudny i jak bardzo jej życie miało się po nim zmienić. Był to bowiem test, który pokazywał i obnażał prawdziwe intencje Pana Araty i przeznaczenie samej Tenshi. Przespała całą noc i nazajutrz udała się do gabinetu Araty. Mężczyzna siedział przy biurku.
- Dzisiaj przetestujemy twoje lekarstwo. - Wskazał na dwa leżące na biurku przedmioty. Strzykawkę i nóż. Tenshi ukłoniła się i oczekiwała dalszych instrukcji. Instrukcja była prosta. - Albo ty zabijesz wroga, albo wróg ciebie.
Pstryknął palcami i drzwi do gabinetu otworzyły się ponownie. Stał w nich jeden z ludzi Araty, a na rękach trzymał szczeniaczka. Tego co poprzednio. Serce Tenshi zaczęło bić szybciej i pomału ogarniała ją panika. Wiedziała co ma zrobić. Niecałe pięć sekund zajęło jej chwycenie strzykawki i wbicie jej w rękę. Płyn momentalnie wypełnił cały jej krwioobieg. Oddech dziewczyny uspokoił się. Panika była tylko wspomnieniem. Lekarstwo działało i Dōgu mogła funkcjonować normalnie. To nie był koniec testu. Albo ona zabije, albo ją zabiją. Chwyciła więc nóż. Piesek podbiegł do niej, chcąc się przywitać i pobawić. Pewnie pamiętał jak zachowywała się poprzednio i był bardzo szczęśliwy, że już jej przeszło. Albo zwyczajnie psia natura dawała o sobie znać. Nie wiedział jednak co czyni. Nie wiedział, że powinien uciekać. Tenshi tylko klęknęła przy nim i złapała go mocno za sierść. Następnie szybkim ruchem ręki wbiła nóż w psią szyję. Trysnęła krew. Szczeniak zaskomlał cicho i umilkł.
- Jestem pod wrażeniem - powiedział Arata. - Nie spodziewałem się.
W rzeczywistości bardzo na to liczył. Tenshi zachowała zimną krew, wykonała zadanie, nie zadawała żadnych pytań. Była skuteczna i precyzyjna. Nie miała zahamowań, ani moralności.
- Posprzątaj ten bałagan, a potem weź kąpiel. - Ukłoniła się i jak powiedział tak zrobiła. Truchło zostało wyrzucone, krew z podłogi pościerana. Ręce uprzednio całe we krwi znów były czyste.
Rozdział 17: Maj, 393 roku
Tego roku Tenshi ukończyła 14 lat. Nikt nie świętował jej urodzin. Ona sama nawet nie wiedziała kiedy dokładnie przyszła na świat. Nikt jej tego nie powiedział i ona sama nawet nie pomyślała, by się dowiedzieć. Jej codzienne życie niezbyt się zmieniło. Treningi i służba Aracie i jego ludziom. Od jakiegoś czasu pomagała przy tworzeniu mikstur, a także testowała nowe specyfiki. Arata stwierdził, że Tenshi świetnie się do tego nadaje. Robiła wszystko co jej kazano, bez cienia sprzeciwu czy zbędnych pytań. Arata wiedział, że dziewczyna jest praktycznie gotowa. Musiała tylko trochę zwiększyć swoją siłę i eksperyment zakończy się sukcesem, a on zyska cudowną broń. Wezwał ją znowu. Stawiła się na polanie treningowej, tam gdzie zazwyczaj ją trenował. Był poranek, słońce świeciło na niebie i ogrzewało ludzi swoim blaskiem. Dzień był przyjemny, ale Tenshi już dawno przestała się łudzić, że będzie przyjemnie. Treningi nigdy do przyjemnych nie należały.
- Chciałbym cię nauczyć trzech nowych technik - powiedział beznamiętnie. Dziewczyna wiedziała na czym trening technik polegał. Najpierw musiała nimi oberwać. Zacisnęła więc zęby i wyjęła z kieszeni strzykawkę. Arata uśmiechnął się.
- Dobrze. Odwaga bardzo ci się przyda. - Zaaplikowała sobie substancję, która po chwili zaczęła krążyć w jej żyłach. Wzięła głęboki oddech i przyjęła pozycję. Była gotowa.
Czekała tylko na znak Araty. Mężczyzna rozluźnił się. I przekazał bardzo szczegółowe instrukcje. Tenshi pierwszy raz spotkała się z takim zachowaniem. Chciał jej w ten sposób pokazać pełen potencjał technik.
- Biegnij w moją stronę i wymierz cios pięścią. Potem odskocz i dobądź kunaia. Następnie rzuć nim we mnie, a na samym końcu wyciągnij miecz i zaatakuj mnie nim.
Otrzymała od niego krótki miecz, a także kunaie. Była gotowa. Zaczęła biec w jego stronę, uważnie go obserwując. On składał pieczęci: Tygrys, Koń, Świnia, Baran, Szczur i na końcu Wąż. W chwili, gdy jej rozpędzona pięść miała uderzyć w jego głowę, jego włosy momentalnie urosły i przykryły całe jego ciało. Uderzyła i momentalnie tego pożałowała. Jej dłoń przeszył ból, a na ziemię zaczęła kapać krew. Zakręciło się jej w głowie, ale zrobiła tak jak jej polecił. Ciężko było stwierdzić czy odskoczyła bo takie było jego polecenie czy zrobiła to instynktownie, cofając się przed bólem. Zdrową ręką wyciągnęła kunai i cisnęła go w niego. Odbił się od włosów i upadł na ziemię. Wyciągnęła miecz i zaatakowała. Nie zdołała przebić utwardzonych chakrą włosów.
- Hari Jizo - poinformował Arata. - Technika obronna. Niezbyt silna. I wymaga sporo pieczęci.
Niezbyt silna. To uświadomiło Dōgu jak słaba była. Nie potrafiła się przebić nawet przebić nawet przez słabą technikę defensywną. W rzeczywistości mało było na świecie ludzi, którzy potrafili gołymi rękami przebić coś wytworzonego przez chakrę. Tenshi miała zbyt niską samoocenę, by dojść do podobnego wniosku. Bolało, dyszała. Zastrzyk nie redukował bólu. Nie bała się jednak i oczekiwała kolejnych poleceń.
Te padły po chwili. Tym razem Tenshi miała za zadanie grać rolę atakowanego. Polecenie było proste: wykonaj tą technikę na czas i obroń się przed atakiem. Arata dał jej dodatkowe instrukcje:
- Zacznij składać pieczęci: Tygrys, Koń, Świnia, Baran, Szczur i na końcu Wąż, kumulując chakrę we włosach. Wyobraź sobie, że stają się twarde, ostre i otulają całe ciało. Gotowa?
Skinęła głową.
- Gotowa - potwierdziła. Oddała Aracie miecz i kunaie i po chwili mężczyzna zaczął biec w jej stronę. Dostosował swoją prędkość do jej prędkości. Mogła bez trudu złożyć wymaganą sekwencję pieczęci. Pomyliła się jednak i oberwała z całej siły w twarz. Zatoczyła się i prawie upadła. Odskoczył, ciskając kunaiem w jej nogę. Nóż wbił się bez najmniejszego problemu. Następnie przyłożył miecz do jej szyi.
- Jesteś martwa - powiedział. - Pomyliłaś sekwencję. Złożyłaś pieczęć Konia, później Tygrysa, Świni i Barana. Tygrys przed Koniem. Zapomniałaś też o pieczęci Węża na końcu. Jeszcze raz.
Kiwnęła potwierdzająco głową, próbując zapamiętać wymaganą sekwencję. Ledwo trzymała się na nogach, ale uparcie walczyła z grawitację, nie dopuszczając do upadku. Arata tym razem nie uleczył jej ran. Chciał jej pokazać prawdziwe oblicze walki... oblicze, które całkowicie zapomniało, że istnieją ludzie zwani medykami. Arata zaatakował ponownie. Tym razem dziewczyna nie zdążyła złożyć wszystkich pieczęci. Ból bardzo ją spowalniał. Ponownie dostała w głowę i tym razem upadła.
Arata westchnął. Oczywiście, że nie mogło się to udać. Tenshi ciągle była zbyt słaba i zbyt mało doświadczona. Pochylił się nad nią i używając medycznego ninjutsu wyleczył ranę na jej nodze i na jej dłoni. Dał jej chwilę odpocząć.
- Pamiętaj - powiedział. - Ja nie potrzebuję słabego narzędzia. Przestań być tak cholernie słaba.
- Przestanę... obiecuję... - odrzekła, nie wiedząc w ogóle czy uda się jej dotrzymać tej obietnicy czy nie. Mówiła to co Arata chciał usłyszeć. Wstała i ustawiła się na odpowiedniej pozycji. Arata również. Ponowił atak. Tenshi tym razem złożyła odpowiednie pieczęcie, skumulowała chakrę i dobrała odpowiednią wizualizację. Jej włosy otuliły całe jej ciało, stając się twarde niczym stal. Arata w porę zatrzymał swój atak, nie odnosząc żadnych obrażeń. Odskoczył, ciskając kunai, który odbił się od osłony, a potem zaatakował mieczem. Nic to nie dało. Dziewczyna nie otrzymała żadnych obrażeń.
- Dobrze. Dobrze - oznajmił. Nie chwalił jej. Po prostu oznajmił. - Ćwicz tą technikę, żebyś nie zapomniała.
Tenshi od jakiegoś czasu potrafiła dość dobrze kontrolować swoją chakrę, więc tak proste techniki nie były dla niej niczym trudnym. Jednakże często tak bywało, że za pierwszym razem się nie udawało, za drugim też nie... za trzecim się udało, a za czwartym lub piątym znowu nie. Dlatego trzeba było trenować i doskonalić techniki, by udawały się za każdym razem i nie zawiodły w chwili największej próby. Na tą chwilę Aracie to wystarczyło.
Nie był to jednak koniec treningu. Arata tym razem polecił, by Tenshi ustawiła się 10 metrów od niego. Mieli ćwiczyć zwyczajną walkę. Dziewczyna dobyła więc kunai i zaczęła pędzić na swojego przełożonego - albo raczej właściciela, bo była jeno narzędziem. Arata chciał jej pokazać jeszcze jedną rzecz. Chciał jej pokazać, że walka jest czymś całkowicie nieprzewidywalnym i nie powinna działać lekkomyślnie. Ona właśnie tak działała. Nie musiał nawet składać pieczęci, a jego włosy znów zostały utwardzone i wystrzeliły prosto w nadbiegającą Dōgu. W jej oczach pojawiło się zdziwienie, gdy oberwała salwą dziesięciu igieł. Instynktownie odskoczyła na bok, unikając kolejnych. Przewróciła się. Nie oszczędzał jej.
- Hari Jigoku - oznajmił. - Technika bliźniacza do Hari Jizo, ale wykorzystywana w ofensywie. Wstawaj, nie ma odpoczynku.
Z trudem wstała. Dyszała ciężko, aczkolwiek mogła jeszcze walczyć. Nie musiał jej tłumaczyć jak ta technika działa. Potrafiła sama do tego dojść. W przypadku Hari Jizo trzeba było złożyć pieczęci i skumulować niebieską energię we włosach. W przypadku Hari Jigoku także kumulacja chakry była wymagana, ale pieczęci już nie. W przypadku Hari Jizo należało sobie ponadto wyobrazić, że włosy owijają ciało, tworząc osłonę. W przypadku Hari Jigoku - że pędzą w stronę przeciwnika. Było to jednak trudniejsze niż mogło się wydawać. Walka trwała nadal. Biegła w jego stronę, próbując wykonać Hari Jigoku. Nie wychodziło. Gdy ona próbowała się zbliżyć, Arata wykorzystywał tą technikę, by przerwać jej szarżę, zmuszając do odskoku lub sprawiając, że obrywała bardziej. Gdy rzucała kunaiem, odskakiwał. Gdy stała bezczynnie, atakował igłami zrobionymi z włosów. Miał wielką przewagę i dziewczyna nie mogla go pokonać. Nie o to jednak w tym chodziło. Ona nie miała wygrać. Po jakichś 10 minutach padła i Arata znowu wyleczył jej rany i pozwolił trochę odpocząć.
- Myśl, do cholery! - warknął.
- Dobrze - odparła.
- Nie rozumiesz. Nie potrzebne mi narzędzie, które da się łatwo pokonać. Jeśli nie zaczniesz myśleć, to zabiję cię tu i teraz.
Mikstura Araty ciągle działała. Tenshi normalnie bała się śmierci. W tej jednak chwili nie bała się niczego.
Tym razem postanowiła myśleć. Nie biegła na niego bez zastanowienia. Nie marnowała kunaiów i shurikenów. Postanowiła trzymać dystans i wykonać Hari Jigoku. Arata był dużo bardziej doświadczonym wojownikiem i za każdym razem gdy próbowała się skupić, atakował ją z dystansu, skutecznie rozpraszając jej uwagę. Było to niezwykle irytujące i coś musiała z tym zrobić. W pewnym momencie złożyła sekwencję pieczęci, którą udało jej się zapamiętać i jej drobne ciało zostało otulone całkowicie włosami. Hari Jizo była techniką defensywną, która wyjątkowo dobrze sprawdziła się przeciwko swojej siostrzanej technice, absorbując praktycznie całkowicie obrażenia. Jedna tylko igła Araty zdołała się przebić i wbić w brzuch Tenshi.
- Ha! - Arata wydawał się podekscytowany. Tenshi zaczęła myśleć. Wykorzystała pierwszą technikę, którą ją nauczył, by zasłonić się przed atakiem. Dodatkowo dostosowała swoją strategię do przeciwnika, którego znała. Wiedząc w jaki sposób wróg atakuje, można było się skuteczniej się bronić i kontratakować. Teraz miała chwilę czasu. Była osłonięta. Mogła się skupić i w końcu udało jej się wykonać technikę.
- Hari Jigoku - powiedział Arata zdziwiony po uniknięciu igieł, które wystrzeliła Tenshi. Walka trwała jeszcze przez chwilę, a Tenshi zachowywała pełnię skupienia. Ciągle utrzymywała dystans. Ciągle broniła się przed atakami Araty za pomocą Hari Jizo i atakowała za pomocą Hari Jigoku. W pewnym momencie udało jej się wystrzelić igły bez chowania się za osłoną.
- Dobrze. Przerwa - oznajmił mężczyzna. Dōgu była niesamowicie zmęczona. Zmarnowała zbyt dużo chakry. Położyła się na ziemi i zasnęła.
Przespała dobre dwie albo i nawet trzy godziny. Arata w tym czasie również odpoczywał i pozwolił swojemu narzędziu odpocząć. Zbytnie forsowanie Tenshi nie przyniosłoby mu żadnych wymiernych korzyści. W czasie snu ponownie uleczył jej rany. Gdy dziewczyna się obudziła, podsunął jej posiłek.
- Jedz - powiedział. Pokiwała głową przecząco. Nie była przyzwyczajona do takiej dobroci i takich dobroci. Jedzenie Araty bowiem było rarytasem.
- Nie powinnam...
- Żryj! - Arata nie znosił takiego głupiego postępowania. Tenshi musiała jeść, by mieć siłę na to co ją czekało. Nie mogła głupio umrzeć z powodu tak prozaicznego jak głód. Nieśmiało zjadła co jej dał. Jedzenie wprost rozpływało się w ustach i dodawało sił. Był wieczór.
Arata zamierzał pokazać jej jeszcze jedną i najsilniejszą technikę. Technikę, której nie było łatwo się nauczyć, ale z pewnością warto było próbować.
- Jeszcze godzina i wracamy - powiedział. - Pokażę ci ostatnią i najsilniejszą technikę. Ranjishigami no Jutsu wymaga tylko jednej pieczęci i jest techniką bardzo uniwersalną: ofensywno-defensywną.
Złożył pieczęć węża, demonstrując działanie techniki. Jego włosy zmieniły się w wielkiego węża, który momentalnie ruszył w stronę Tenshi, uderzając w nią z impetem i odrzucając do tyłu. Nic nie dało postawienie gardy. Dziewczyna odleciała kilka metrów w tył, uderzając boleśnie o ziemię. Z trudem dała radę wstać. Niespodziewany atak Araty był na tyle szybki, że nawet gdyby się go spodziewała, to uniknięcie z tak bliskiej odległości graniczyło z cudem. Wąż ciągle istniał i wściekle patrzył na swoją przeciwniczkę. Zaatakowała za pomocą Hari Jigoku. Arata dokonał zmiany węża w monstrualną tarczę, której igły nie przebiły. Teraz Dōgu zdała sobie sprawę z tego dlaczego nazwał ją techniką uniwersalną: ofensywno-defensywną. Technika pozwalała na manipulowanie włosami, nadając im przeróżne kształty. Najpierw wąż, potem tarcza, a następnie przeraźliwie szybka włócznia, która przeszyła Tenshi na wylot. Oberwała w brzuch, nie mogąc uniknąć tego ataku. Arata po raz kolejny udowodnił, że życie i zdrowie Tenshi znaczy dla niego tyle co zeszłoroczny śnieg. Udowodnił też, że ataki z zaskoczenia mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Dziewczyna czuła, że życie z niej uchodzi. W nierównym starciu z tą potężną techniką odniosła bowiem śmiertelne rany. Nie bolało długo. Bardzo szybko straciła przytomność. Gdyby nawet nie zaaplikowała sobie środka zwiększającego odwagę, to nie miałaby czasu pomyśleć o tym jak bardzo bała się śmierci. Ani nie pomyślałaby o tym, że tak naprawdę jej pragnęła. Arata pragnął narzędzia. Narzędzia, które wkrótce miał stracić. Dlatego musiał działać szybko.
- Ty głupia idiotko - powiedział do nieprzytomnej podopiecznej. - Jak można być tak słabym, żeby paść od tej techniki? Ale niech ci będzie... Chiyute no Jutsu jest na to za słabe, ale Shōsen no Jutsu powinno dać radę.
Użył bardzo mocnej techniki leczniczej i udało mu się wyrwać Tenshi z objęć śmierci. Wiedział, że nauka Ranjishigami no Jutsu będzie udręką. Udręką dla niego. Bo w końcu straci za dużo chakry i za dużo czasu i będzie musiał leczyć to małe ścierwo co trzydzieści sekund. To co Tenshi o tym myślała w ogóle go nie obchodziło.
- Nawet głupiej godziny nie mogłaś wytrzymać... - narzekał. Tenshi nie obudziła się tego dnia i tak trening się zakończył.
Rozdział 18: Czerwiec, 394 roku
Tenshi trenowała bardzo ciężko. Nauka Ranjishigami no Jutsu trwała dość długo. Dziewczyna trenowała technikę w wolnych chwilach w odosobnieniu, a także co jakiś czas walczyła z Aratą, testując swoje umiejętności. Walki sparingowe były czasem bardziej niebezpieczne niż misje, które wykonywali prawdziwi shinobi. Nie narzekała. Udało jej się zdobyć kilka zwojów opisujących przeróżne techniki, których także się uczyła. Potrafiła wykonać perfekcyjnie kilka technik i Pan Arata musiał się starać, by nie doznać obrażeń podczas walk. Rosła w siłę. I tak przyszedł czerwiec roku 394. Była prawie dorosła, ale dla Araty wiek nie miał znaczenia. Miała być przydatna i była przydatna. Przyszedł więc czas na ostatni test. Została wezwana do jego gabinetu.
- Mam dla ciebie pierwsze poważne zadanie - powiedział.
- Słucham... - ukłoniła się i po chwili wyprostowała. Słuchała uważnie co Arata miał jej do przekazania i nie odzywała się ani słowem. Nie zadawała też zbędnych pytań.
- Ostatnio miał miejsce pewien incydent - zaczął mężczyzna. - Dwóch moich ludzi zostało pojmanych przez strażników. Sami są sobie winni, ale mniejsza o to. Przyczynił się do tego pewien kupiec.
Nie zdradził więcej szczegółów. Prawda była natomiast taka, że wspomniani przez Aratę przestępcy wymuszali haracze na kupcach. W mafijnym środowisku nie było to nic nadzwyczajnego. Znalazł się jednak jeden odważny kupiec, który postanowił zgłosić sprawę do straży miejskiej i dzięki zmyślnej pułapce zastawionej przez strażników udało się pojmać przestępców. Arata odczuwał lekką frustrację. Oczywiście więźniowie umarli w celi z nieznanych powodów zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć. To byli jednak jego ludzie. Wiedział, że jedynie zemsta pozwoli odzyskać utracony honor. Nie było to jednak coś do czego dążył wszelkimi możliwymi środkami. Na codzień zdawał się tym w ogóle nie przejmować i mówił sobie w duchu, że załatwi sprawę jak nadarzy się okazja. Okazja właśnie się nadarzyła. Okazją była Tenshi i jej ostateczny sprawdzian.
- Wyeliminujesz tego kupca. Ma umrzeć. - Zabójstwo człowieka było czymś niezwykle poważnym i należało chociażby przez chwilę rozważyć czy powinno się to zrobić czy nie. Tenshi jednak skinęła głową potwierdzająco, bez wahania akceptując tą misję. Ona nie przejmowała się niczym. Robiła co jej kazano. Po to istniała. By słuchać i służyć.
Ukłoniła się ponownie. Pan Arata wyciągnął ze swojego biurka czystą kartkę i ołówek. Napisał na niej adres. Było to miejsce zamieszkania celu. Następnie przekazał jej tą karteczkę. Wyprostowała się i zapytała:
- Rozkaz. Czy mogę już iść?
Tym razem Arata skinął potwierdzająco ręką i wykonał gest jakby odganiał natrętną muchę. Tenshi ruszyła w stronę drzwi. Prawie do nich dotarła. Prawie dotknęła ręką metalowej klamki. Arata wtedy ją powstrzymał.
- Czekaj. - Odwróciła się na pięcie i spojrzała na mężczyznę pytająco. Nie ośmieliła się pytać "ale o co chodzi?". - Pamiętaj, że jesteś... - Zrobił pauzę, oczekując odpowiedzi na pytanie, które nie było nawet pytaniem.
- Dōgu. Narzędzie. Nic więcej.
- Zgadza się. Nie jesteś członkiem mojej rodziny. Robisz co ci każemy. Nie daj się złapać. Nie pozwól, by ktoś cię zobaczył i rozpoznał. Jeśli misja się nie powiedzie, to obedrę cię żywcem ze skóry. Nie potrzebuję nieprzydatnego narzędzia. Jeśli zostaniesz złapana i piśniesz chociaż słowo, to wolisz nie wiedzieć.
Spędzili razem ponad pięć lat, a Arata ciągle traktował Tenshi jak przedmiot. Dziewczyna doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie przeszkadzało jej to. Od bardzo, bardzo dawna uważała to za stan normalny.
- Gdy już wykonasz zadanie, to gdzieś się zaszyj. Nie wracaj tutaj! Jeśli wrócisz, to marnie skończysz.
Posmutniała. To brzmiało tak jakby ją wyrzucał. Jakby po wykonaniu zadania przestała być przydatna... Przeszła bardzo wiele. Cierpiała. I po co to wszystko? Po to, by w jeden dzień zrobić to co należało zrobić, a potem wylądować na ulicy bez nikogo kto wydawałby rozkazy?
- Proszę... proszę... proszę... - Z trudem powstrzymywała płacz i to było widać. - Mnie... nie... wyrzucać... Będę przydatna...
Arata westchnął.
- Jak wykonasz to zadanie, to udowodnisz, że jesteś. Nie wracaj tutaj, żebyś nie ujawniła przypadkowo naszej kryjówki. Jak zajdzie potrzeba, to jeden z moich ludzi cię odnajdzie. Czy to jasne?
- Jasne...
Do operacji wyeliminowania kupca Tenshi przystąpiła na następny dzień. Walka była jedną rzeczą, ale zabójstwo i ujście z życiem wymagało innego typu działania. Nie mogła zaatakować bezpośrednio. Musiała myśleć. Jaką strategię przyjąć? Nie mogła zaatakować frontalnie. Czy ubrać czarny płaszcz i maskę i zaatakować pod osłoną nocy? A może swój zwyczajny strój, wtapiając się w tłum i obserwować kupca, a następnie wybrać dogodny moment ataku? Tenshi nie znała szczegółów, ale skoro mężczyzna przyczynił się do pojmania ludzi Araty, to znaczyło, że był inteligentny. Ona musiała być sprytniejsza. Postanowiła, że trochę powęszy. Ubrała więc swoje zwyczajne ubranie i poszła pod wskazany adres. Chciała sprawdzić co to za okolica. Co to za budynek. Okazało się, że było to niemalże centrum wioski, dodatkowo dość blisko targowiska. Kupiec specjalnie wybrał takie miejsce. Chciał mieć blisko do pracy, a gwarna okolica oznaczała większe bezpieczeństwo. Nie było możliwości, by wyeliminować kupca w środku dnia bez świadków. Chciała chociaż wiedzieć jak on wygląda, dlatego kręciła się w tym miejscu przez jakiś czas, obserwując. Zajęło jej to jeden dzień. Od rana do wieczora. W końcu do budynku wszedł mężczyzna. Był już dość stary i Tenshi wydawał się jakiś znajomy. Wraz z nim weszło tam jeszcze trzech innych. Nie miała pewności dokładnie którego zabić, więc tego dnia odpuściła.
Następnego dnia dalej obserwowała, nie zwracając na siebie żadnej uwagi. Wiedziała już, że jeden z tych czterech mężczyzn jest tym, którego poszukiwała. Nie wiedziała jak jej cel wygląda. Znała tylko jego miejsce zamieszkania. Myślała, że jeśli zaobserwuje kto wchodzi do budynku, to już będzie wiedziała. To nie było takie proste, bowiem lokator przyjmował regularnie gości. Nagle zdała sobie sprawę z jednej rzeczy. Jeśli wszystkie zadania zlecane przez Aratę będą tak wyglądały, to konieczna będzie umiejętność pozyskiwania informacji. Tenshi przypuszczała, że przyszłe zadania mogą być jeszcze trudniejsze. Mogła dostać przecież tylko portret albo imię i nazwisko. W takim wypadku musiałaby przeczesać cały świat w poszukiwaniu swojego celu. Albo mogła dostać zadanie typu "nieznany sprawca zrobił nam krzywdę, znajdź go i zabij". W takim wypadku nie miałaby nic. Na rodzinę nie mogła liczyć, bowiem była tylko narzędziem, a od narzędzia oczekiwało się, że będzie użyteczne. Tenshi musiała więc znaleźć sposób. Obserwowała dom przez kilka dni.
Prowadziła obserwacje kilka dni z rzędu i już traciła nadzieję na przełom. W końcu przełom nastąpił. Tego dnia obserwowała dłużej i nie odpuściła tak łatwo. Skoro widziała czworo wchodzących, to jedyne co musiała zrobić to zaobserwować kto wychodzi. Oczywiście nie miała pewności, że mężczyźni tam nie mieszkają, ale nie miała innego pomysłu. Opłaciło się. W pewnym czasie dostrzegła czterech pijanych mężczyzn wychodzących z budynku.
- Dzięki za wizytę! - powiedział jeden z nich.
- Również dziękuję! - odparł drugi. - Do jutra!
Mówili dość składnie jak na pijaków, ale Tenshi widziała, że się zataczają. Czasami widywała takich w kryjówce Araty. Tacy byli dla niej najgorsi. Nie miała jednak żadnych osobistych uprzedzeń do pijanych ludzi. Wykonywała rozkazy. Obserwowała i nagle usłyszała głos mężczyzny skierowany w jej stronę.
- Co tu robisz, dziewczynko? - Było to jak tamci już opuścili posesję i udali się w swoją stronę. Głos ten wyrwał ją ze skupienia, które kierowała na plecy odchodzących mężczyzn. Spojrzała na kupca. Prawdopodobnie kupca. Zdecydowanie jego wygląd był znajomy, aczkolwiek starszy. Musiała go spotkać w przeszłości. Nie pamiętała jednak kiedy i gdzie.
- Od jakiegoś czasu widzę jak kręcisz się tutaj. Szpiegujesz mnie? - Mężczyzna dopytywał. Zrobił pauzę, czekając na odpowiedź, ale Dōgu nie potrafiła odpowiedzi udzielić. Kupiec w pewnym momencie przerwał ciszę. - A! Ty jesteś tą dziewczynką, co szukała sukienki dla swojej pani! Pamiętasz?! - Był trochę podekscytowany, że spotkał swoją starą znajomą. - Zgodziłaś się pracować dla mnie przez jeden dzień w zamian za broszkę!
Dobrze wspominał pracę z Tenshi. Dziewczynka zawsze przykładała się do swoich obowiązków.
- Ale wyrosłaś! Wieki Cię nie widziałem! Twojej Pani podobała się sukienka i broszka? Wejdziesz na herbatę? Szukasz pracy? - Zarzucał ją pytaniami. Tenshi już wiedziała skąd go zna. Doskonale pamiętała tamten dzień, chociaż wolałaby zapomnieć. Uderzyło ją to jak grom z jasnego nieba. Wyciągnęła strzykawkę i wbiła ją sobie w rękę. Na odwagę.
- Jesteś chora? - zapytał z troską. Pokiwała potwierdzająco głową i natychmiastowo zadała pytanie:
- Pan tu mieszka?
- No tak. Całkiem sam, ale jak widziałaś często mam gości. - Potwierdził jej teorię i przypieczętował tym samym swój los.
- Nie wejdę więc na herbatę... Przepraszam, śpieszy mi się. - Rozglądnęła się wokoło. Nie widziała nikogo. Ulica była pusta. Kupcy zdążyli złożyć swoje stragany i udać się do domów lub pobliskich karczm. Nie było też żadnego przechodnia. Panowała noc na świecie, a księżyc na niebie. Dwójka ludzi mogła siebie dostrzec jedynie dzięki radosnym płomykom ulicznych latarni. - Ale zanim odejdę muszę Pana zabić.
Mężczyzna uśmiechnął się, a po chwili roześmiał.
- Hahahaha! Dobry dowcip! Dlaczego miałabyś mnie zabijać?
- Taki był rozkaz - odparła, składając pieczęć węża. Mężczyzna pojął, że Tenshi nie żartuje. I że zna ninjutsu. Wiedział, że jeśli nie przemówi tej dziewczynie do rozumu, to nie spotka się następnego dnia z przyjaciółmi.
- Rozumiem, rozumiem... wpadłaś w złe towarzystwo. Jeszcze nie jest za późno! Nie podążaj tą ścieżką!
- Taki był rozkaz. - Tenshi nic sobie nie robiła z przestróg starego kupca. Każdy kiedyś umrze. On miał umrzeć w tamtej właśnie chwili. Jej włosy przemieniły się w ostrą włócznię, która pognała w kierunku serca mężczyzny, przebijając je po chwili na wylot. Trysnęła krew, ochlapując Tenshi i mężczyzna padł na ziemię bez życia. Nie miała litości. Nie zabiła go dlatego, że to przez niego Toriko była na nią zła. Taki po prostu był rozkaz. Wiedziała, że nie może pokazać się w mieście z plamami krwi na ubraniach i twarzy. Zaczęła biec i wydostała się z miasta, nie zbudzając uwagi strażników. W lesie znalazła strumyk, w którym wzięła kąpiel i całą noc prała ubranie.
Następnego dnia odnaleziono ciało martwego kupca. Na miejscu pojawił się oddział straży i rozpoczął dochodzenie. Nie obyło się też bez gapiów, który obserwowali całe zajście. Przyjaciele ofiary płakali. Poprzedniego wieczora pili i śmiali się w najlepsze. Dobre czasy już nie wrócą.
- Taki dobry kupiec! A jakie miał sukienki! - lamentowała jakaś kobieta. Całemu zajściu przyglądał się także Arata z jednym ze swoich ludzi.
- Widać, że Pana zabawka zdała test - powiedział po cichu. - Trochę jej to zajęło, ale kupiec martwy. Prawda, że martwy?
- Prawda. Jest martwy. Obserwuj Dōgu. Nie myliłem się. Będzie przydatna.
Tenshi nie mogła wrócić do kryjówki Araty. Taki był rozkaz. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Miała ze sobą swój drobny dobytek i sprzęt. Ale nie miała dachu nad głową. Jeszcze go nie potrzebowała. Było ciepło, a ona była przyzwyczajona do spania w niesamowicie niekorzystnych warunkach: na twardej ziemi, w schowku na miotły... na ulicy. I tak właśnie zdecydowała. Nie wyróżniała się. Została bezdomną i oczekiwała na dalsze polecenia ze strony swojego Pana. Ubrania prała regularnie w rzece. Regularnie też zażywała kąpieli. W wolnych chwilach trenowała lub czytała zwoje. A czasami zwyczajnie kręciła się bez celu po mieście, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jadła mało i niezbyt wyszukane dania. Tylko tyle, żeby przeżyć i mieć siłę. Wiedziała, że jej oszczędności skończą się w maksymalnie miesiąc. Nie przykładała wagi do pieniędzy. One były jedynie narzędziem. Ona też była jedynie narzędziem. Nie wiedziała, że jest obserwowana.
Ciekawostki
Tenshi jest lekko uzależniona od "specyfiku na odwagę". Nie jest to silne uzależnienie, ale bez niego gorzej funkcjonuje.
Jeśli nie ma nic do roboty, to po prostu się wyłącza. Może siedzieć godzinami na ławce w parku, patrząc na swoje buty, jeśli nikt nie będzie jej zaczepiał.
Dōgu często miewa senne koszmary (i bardzo rzadko normalne sny, a przyjemnych prawie w ogóle). Gdyby potrafiła, to zwyczajnie nigdy by nie zasnęła.
Ukryty tekst
Nindo
"Służę, więc jestem"
0 x
-
Tenshi
- Posty: 30
- Rejestracja: 10 paź 2023, o 13:32
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: viewtopic.php?p=213306#p213306
- GG/Discord: .iwaru
- Multikonta: Yasuo
Post
autor: Tenshi »
WIEDZA POSTACI
Ukryty tekst
EKWIPUNEK
PRZEDMIOTY PRZY SOBIE (WIDOCZNE)
Ubranie
- Czarny płaszcz
- Czarna maska z metalu, bez wzorów
- Czarne rękawiczki z blaszkami
(Tenshi nie zawsze ubiera te przedmioty - gdyby taka sytuacja miała miejsce, zostanie o tym wspomniane w poście fabularnym)
PRZEDMIOTY SCHOWANE (NIEWIDOCZNE)
Ukryty tekst
0 x
-
Tenshi
- Posty: 30
- Rejestracja: 10 paź 2023, o 13:32
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: viewtopic.php?p=213306#p213306
- GG/Discord: .iwaru
- Multikonta: Yasuo
Post
autor: Tenshi »
ROZLICZENIA
MISJE
[ dla organizacji ]
D: 0
C: 0
B: 0
A: 0
S: 0
[ inne ]
D: 0
C: 0
B: 0
A: 0
S: 0
WYPRAWY
D: 0
C: 0
B: 0
A: 0
S: 0
PREZENTY OD ADMINISTRACJI
Prezenty od administracji
0 x
-
Tenshi
- Posty: 30
- Rejestracja: 10 paź 2023, o 13:32
- Wiek postaci: 15
- Link do KP: viewtopic.php?p=213306#p213306
- GG/Discord: .iwaru
- Multikonta: Yasuo
Post
autor: Tenshi »
Wybaczcie trochę przydługą historię...
Jakby ktoś nie zauważył... to proszę przeczytać tytuły rozdziałów w "Charakterze" postaci jeden po drugim...
Ukryty tekst
0 x
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości